Niewiele
stało się w ciągu następnych dwóch tygodni. Harry był teraz w stanie
uczestniczyć dwa razy w tygodniu w treningach Quidditcha, Ron lepiej radził
sobie jako obrońca dzięki radom pani Hooch, Harry zdołał całkowicie zniknąć
swoją mysz i przeszedł z Hermioną do znikania kotków, wreszcie minęła histeria
z początku roku szkolnego i nie powiedziano nic więcej na temat tego, by Harry
uczył obrony. Ron i Hermiona nie podjęli ponownie tego tematu od tamtego
wieczora i starali się intensywnie, by dać Harry’emu przestrzeń.
Koniec
września przyniósł też jedną znaczącą zmianę dla Harry’ego. Pani Pomfrey w
końcu ogłosiła, że jest zdrowy, co oznaczało koniec porannych wizyt w skrzydle
szpitalnym. Ulga, którą Harry poczuł po usłyszeniu tego, była nie do opisania.
To było tak, jakby wielki ciężar w końcu został zdjęty z jego ramion. Znów był
zdrowy. Nic się już nad nim nie piętrzyło.
Kolejną
zmianą w życiu Harry’ego było to, że teraz nosił tłumiący naszyjnik, który
stworzył dla niego Dumbledore. W tej chwili nie był aktywny, ale Harry czuł się
bezpieczniej ze świadomością, że ma pomoc, jeśli będzie jej potrzebował. Wybuch
z nocy, gdy Voldemort się obudził był ostatnim – dużym czy małym – jaki Harry
miał, co było niezwykłe. W poprzednie wakacje zwykle miał niewielkie wybuchy
przynajmniej raz na tydzień.
Pracując
nad eliksirami w bibliotece, Harry przeszukując regały w poszukiwaniu
azjatyckich antydot przeciw truciznom. Dostrzegł szepty Rona i Hermiony, które
zaczęły się w chwili, gdy odszedł od stołu, ale nie powiedział nic na ten
temat. Cokolwiek knuli wyraźnie nie chcieli go w to mieszać. Harry nie
wiedział, czy ta myśl go raniła, czy przynosiła ulgę.
Tak
bardzo, jak Harry nie chciał tego przyznać, bał się Umbridge i tego, co mogła
zrobić. Wiedział, że nie akceptowała Remusa i Syriusza. Profesor Umbridge nie
zamierzała ukrywać swojej niechęci wobec nie-ludzi. Według Syriusza to Umbridge
opracowała przepis przeciw wilkołakom dwa lata temu, co niemal uniemożliwiło
każdemu wilkołakowi zdobycie pracy. Jedynym powodem, dlaczego Remusowi się to
udało by fakt, że był drugim opiekunem chłopca, który przeżył, więc wielu
wierzyło, że nie był tak zły, jak inni.
Remus
nie był szczęśliwy, gdy się dowiedział, że Syriusz powiedział o tym Harry’emu.
Nalegał, że to nic specjalnego, ale każdy mógł stwierdzić, że było inaczej.
Remus był wyjątkowo skrytą osobą, gdy chodziło o sprawę jego likantropii. Nie
lubił, gdy inni wiedzieli, co nakładało na niego to przekleństwo i co mu
zabierało, łącznie z prawem do bycia ojcem.
-
Harry?
Odwróciwszy
się szybko, Harry westchnął z ulgą, gdy zobaczył stojącą za nim Cho i patrzącą
na niego z nadzieją. Był tak pochłonięty myślami, że nie usłyszał jej
nadejścia. Naprawdę muszę przestać to
robić. Nie chciał myśleć, co by się stało, gdyby to jakiś Ślizgon go
zaskoczył.
-
Cześć, Cho – powiedział w końcu Harry. – Stanąłem ci na drodze?
-
Um… nie – powiedziała nerwowo Cho, przenosząc ciężar ciała z tyłu na przód. –
Zastanawiałam się, czy moglibyśmy porozmawiać o… no wiesz.
Harry
stłumił jęk, zmuszając się do przypomnienia sobie, że Cho była dziewczyną
Cedrica. Był mu to winny.
-
Pewnie – powiedział cicho, po czym skinął na nią, by za nim poszła. Przeszedł
na dalszy koniec biblioteki i odciągnął krzesło od pustego stołu, a Cho zrobiła
to samo chwilkę później. Usiedli naprzeciw siebie. Dasz radę, Harry. – Co chcesz wiedzieć?
Cho
zaczęła wiercić się ze zdenerwowaniem, unikając wzroku Harry’ego.
-
Co się stało po tym, jak zniknęliście z labiryntu? – zapytała cicho.
Wypuszczając
uspokajający oddech, Harry popatrzył przez moment na Cho, nim spuścił wzrok na
ziemię.
-
Przybyliśmy na cmentarz – powiedział cicho. – Nie wiedzieliśmy, co się dzieje,
ale jasne było, że coś poszło nie tak. Zanim cokolwiek mogliśmy zrobić,
śmierciożerca o imieniu Peter Pettigrew próbował zabić Cedrica morderczym
zaklęciem. Uniknęliśmy zaklęcia i zaczęliśmy uciekać. Ścigała nas dwójka
śmierciożerców. Wiedziałem, że chcą mnie, więc powiedziałem Cedrikowi, by
pobiegł po pomoc, a ja ich rozproszę. Plan nie zadziałał. Oboje zostaliśmy
złapani. – Wypuszczając powietrze, Harry próbował nie myśleć o tym, co się
następnie stało. – Zostałem przywiązany do nagrobka i tylko mogłem patrzeć, jak
Cedric jest mordowany tuż przed moimi oczami. Próbowałem… ale n-nie mogłem ich
powstrzymać.
Cho
chwyciła Harry’ego za ręce i przytrzymała je mocno, a cichy szloch wymknął się
z jej ust.
-
To nie była twoja wina, Harry – powiedziała drżącym głosem. – Cedric nie
chciałby, żebyś się obwiniał. – Cho wypuściła długi oddech, próbując się uspokoić.
– Nigdy mi tego nie powiedział, ale wiem, że dbał o ciebie jak o brata. Przez
sposób, w jaki o tobie mówił, wiem, że był zdenerwowany tym, że zostałeś
zmuszony do uczestnictwa w Turnieju. Cedric chciał cię chronić, Harry,
zwłaszcza po ataku na błoniach.
Harry
uniósł powoli głowę i napotkał spojrzenie Cho. Dlaczego wszyscy sądzili, że
potrzebuje ochrony? Wszyscy byli gotowi położyć ciężar czarodziejskiego świata
na jego ramionach, a jednak nikt nie miał tyle wiary w to, że mógł sam się
obronić. Dlaczego? Pewnie dlatego, że
wszyscy przez większość czasu widzą mnie rannego. Odsuwając na razie tą
myśl, Harry próbował pomyśleć o czymś – czymkolwiek, co mógłby powiedzieć.
-
Przykro mi, że nie mogłem zrobić czegoś więcej, by mu pomóc – powiedział w
końcu.
Cho
potrząsnęła głową i zdołała uśmiechnąć się współczująco.
-
Zrobiłeś, co mogłeś, Harry – powiedziała z przekonaniem. – Dziękuję, że
próbowałeś mu pomóc i że mi wszystko opowiedziałeś. Wiem, że to nie mogło być
proste. – Uścisnęła dłonie Harry’ego, po czym puściła je i wstała. – Jeśli
kiedykolwiek będziesz chciał porozmawiać… cóż, o czymkolwiek, wysłucham cię, w
porządku, Harry?
Harry
skinął głową i uniósł wzrok na Cho.
-
Dziękuję – powiedział z uśmiechem. Naprawdę nie czułby się swobodnie,
rozmawiając z Cho o czymkolwiek, co mogłoby go kłopotać, ale starała się, a on
doceniał ten gest. Oboje opłakiwali stratę Cedrica i oboje zbyt się bali, by
cokolwiek z tym zrobić. Bali się, że zapomną o tym, jaką osobą był Cedric.
Gdy
Cho wyszła, Harry odwrócił się do półek i w końcu znalazł książkę o antidotach
na trucizny. Wrócił do stolika, gdzie Ron przeglądał książkę, ale nigdzie nie
było Hermiony. Usiadł naprzeciw Rona, rozejrzał się, ale nigdzie jej nie
zobaczył.
-
Gdzie Hermiona? – zapytał z ciekawością Harry.
-
Rozmawia z Prefektami Puchonów – powiedział Ron. – Ma kompletną obsesję na tym
punkcie i próbuje w to wciągnąć mnie. Fred i George bezustannie mnie drażnią tą
całą sprawą Prefektów i pytają, czy zamierzam odjąć im punkty, skoro wciąż
wykorzystują pierwszaki do testowania produktów.
Harry
musiał się uśmiechnąć. Wiedział, że Fred i George potrafili być bezlitośni,
jeśli chodziło o dokuczanie Ronowi.
-
Dlaczego uważasz, że to robią, Ron? – zapytał zaciekawiony i otrzymał w
odpowiedzi wzruszenie ramion. – To tylko domysły, ale mogą to robić tylko
dlatego, że wiedzą, że to cię irytuje. Przez te kilka lat, od kiedy znam Freda
i George’a, wiem, że lubią robić cokolwiek mogą, by kogoś zdenerwować.
Pamiętasz, jak na naszym drugim roku chodzili przede mną i mówili: „Przejście
dla dziedzica Slytherina, potężnego czarnoksiężnika”?
Ron roześmiał się.
-
Nie wierzę, że to pamiętasz – powiedział z uśmiechem, który jednak szybko
zniknął. – Masz rację, Harry. Chyba pozwalam na to, by przeszkadzało mi to,
cokolwiek powiedzą. Myślę o tym przez większość czasu, ponieważ zastanawiam
się, czy mają rację. Nie chcę być kolejnym Percym. Nie lubię dyscyplinować
innych.
To
było niedopowiedzenie. Harry wiedział, że Ron był w trudnej sytuacji. Po Billu
i Charliem był Percy, który zawsze przestrzegał reguł, potem Fred i George,
którzy byli rozrabiakami, a Ron pozostawał gdzieś pośrodku tych dwóch
skrajności. Ron nie był żartownisiem, ale z pewnością nie był taki, jak Percy.
Wyglądało na to, że Ron po prostu próbował odkryć, gdzie w tym zakresie czuje
się najwygodniej.
-
A może nie chcesz, żeby byli na ciebie źli? – zaproponował Harry. Widząc, jak
Ron spuszcza wzrok na stół, wiedział, że miał rację. – Problemem jest to, Ron,
że zostałeś obarczony odpowiedzialnością. Nie musisz być tak obsesyjny, jak
Hermiona, ale nie możesz tego unikać tylko dlatego, że boisz się, jak ktoś może
zareagować. Jestem pewny, że Hermiona byłaby wdzięczna za wsparcie.
Ron
westchnął, ukrywając twarz w dłoniach.
-
Co za cholerny bałagan – powiedział głosem przytłumionym przez dłonie. – Co
Dumbledore sobie myślał? Nigdy nie powinienem zostać Prefektem!
-
Może zobaczyć w tobie coś, czego sam jeszcze nie dostrzegłeś – zaproponował
Harry.
Ron
natychmiast spojrzał na Harry’ego ze skrzywieniem.
-
Wiesz, strasznie trudno jest sobie współczuć, gdy mówisz coś takiego –
powiedział z uporem, obejmując się ramionami. – Kiedy zacząłeś mówić jak
Dumbledore? Powinieneś powiedzieć: „Ron, masz rację. Nie powinieneś zostać
Prefektem. Dumbledore jest kompletnym szaleńcem, że nie wybrał mnie”.
Harry
nie mógł powstrzymać wyrazu rozbawienia, wypływającego mu na twarz. Oboje
wiedzieli, że Harry nigdy by nie powiedział czegoś takiego.
-
Dlaczego miałbym mówić coś, czego nie mam na myśli? – powiedział szczerze. –
Nie wierzę, że poradziłbym sobie z całą tą odpowiedzialnością przy tym
wszystkim, co się dzieje. Moim priorytetem było moje serce, a nie upewnianie
się, że pierwszaki, Fred i George dobrze się zachowują.
Ron
posłał Harry’emu wdzięczny uśmiech, ale szybko zniknął i Ron spuścił wzrok na
stół. Jego dłonie wykręciły się nerwowo.
-
Posłuchaj, Harry – powiedział w końcu ściszonym głosem. – Chyba powinieneś
wiedzieć…
-
Cześć! – powiedziała wesoło Hermiona, siadając obok Rona z wielkim uśmiechem na
twarzy. – O czym rozmawiacie?
Trudno
było nie zauważyć, jak wielkie stały się oczy Rona. Harry mógł jasno dostrzec,
że cokolwiek Ron miał powiedzieć, nie chciał, żeby Hermiona to usłyszała.
-
Tylko rozmawialiśmy o tym, jaką tajemnicą jest Ron Weasley – powiedział z
łatwością Harry. – Z czego się tak cieszysz?
Hermiona
tylko wzruszyła ramionami.
-
Takie tam sprawy Prefektów – powiedziała wymijająco, po czym spojrzała z
ciekawością na Harry’ego. – Chwilę cię nie było. Zgubiłeś się, czy coś?
-
Nie, nie zgubiłem się, Hermiono – powiedział Harry, nie doceniając jej próby
zażartowania. Chociaż nigdy by tego nie przyznał, najprawdopodobniej znał
bibliotekę lepiej niż ktokolwiek inny, ponieważ spędził w niej połowę wakacji
przed trzecim rokiem i całe wakacje przed czwartym. – Cho chciała porozmawiać o
paru sprawach, więc poszliśmy gdzieś, gdzie nikt nas nie mógł podsłuchać.
Ron
szybko uniósł wzrok na Harry’ego i uśmiechnął się.
-
Cho Chang, ech? – zapytał. – Jest ładna. Dlaczego nie powiedziałeś nam, że ci
się podoba?
Gdyby
Ron powiedział to o kimkolwiek innym, Harry wiedział, że pewnie czułby się
zażenowany, ale nie w przypadku Cho. Czuł się urażony, głęboko urażony. Jak Ron
mógł powiedzieć coś takiego?
-
Chciała porozmawiać o Cedricu – powiedział z napięciem Harry, zmuszając się, by
jego głos pozostał spokojny. – Była jego dziewczyną! Miała pytania na temat
jego śmierci! Za bardzo cenię Cedrica, by zrobić to, co sugerujesz.
Ron
szybko stracił uśmiech i spojrzał na Hermionę, szukając pomocy, ale ona
patrzyła na Harry’ego z współczującym wyrazem twarzy.
-
Wybacz, Harry – powiedział cicho, kierując spojrzenie na chłopaka. – Ja…eee…
nie pomyślałem. Zapomniałem, że umawiała się z Diggorym.
-
Jak ona się czuje? – zapytała łagodnie Hermiona.
Harry
odetchnął głęboko, spoglądając na nią.
-
Cierpi – powiedział szczerze. – Tęskni za nim tak, jak każda dziewczyna
tęskniłaby za swoim chłopakiem. – Spojrzał na Rona, który wyglądał, jakby
szukał jakiejś odpowiedzi, ale nie potrafił odnaleźć słów. Harry tylko
potrząsnął głową i wrócił do swojego zadania domowego. Naprawdę nie potrafił
sobie zaufać, by powiedzieć teraz coś jeszcze. Nie wiedział, dlaczego brał to
tak osobiście, ale prawdę mówiąc, nie obchodziło go to. Po prostu dla niego źle
by brzmiało, gdyby pomyślał o sobie, że miałby chodzić z dziewczyną Cedrica.
^^^
W
następny weekend był wypad do Hogsmeade, ale Harry naprawdę nie czuł ochoty, by
tam iść. Po nieporozumieniu w bibliotece, Ron i Hermiona mieli tendencję do
szeptania między sobą albo wychodzenia wspólnie, twierdząc, że to obowiązki
Prefektów. Harry nie był głupi. Wiedział, że coś knują, ale pozwolił im na to.
Przecież on sam też nie był z nimi całkowicie szczery.
Harry
nie powiedział nikomu, że jego blizna stale bolała, ani też o dziwnych snach o
długim, ciemnym korytarzu. Nie wiedział, co one oznaczają, ale zaczął je
nienawidzić na równi z poczuciem uwięzienia, które od czasu do czasu przez
niego przepływało. Harry zdał sobie sprawę, że to uczucie ma coś wspólnego z
Voldemortem, ponieważ zaczęło się po jego obudzeniu. Nie potrafił wyjaśnić, co
się działo, więc robił tylko wszystko, co mógł, by to zignorować. Z pewnością
nie potrzebował kolejnego przypomnienia, że nie był normalny.
Kiedy
nadszedł poranek wizyty w Hogsmeade, Harry nie spał, będąc w Wielkiej Sali z
innymi rannymi ptaszkami. Jak wielu innych uczniów, Harry powoli nabrał ochoty
na kawę, która wyciągała go z oparów tych dziwnych snów. Jego zwyczaj wczesnego
wstawania nabyty podczas letnich wakacj uniemożliwiał mu długie wylegiwanie się
i szansę, że ktoś się obudzi i zorientuje, że rzuca zaklęcia wyciszające wokół
łóżka.
W
chwili, gdy kończył kawę, Harry uniósł wzrok i zobaczył Rona i Hermionę, już
ubranych na podróż do Hogsmeade, którzy usiedli naprzeciw niego. Ron
natychmiast zaczął układać jedzenie na talerzu, podczas gdy Hermiona patrzyła
na Harry’ego z zaciekawieniem, a raczej bardziej na jego strój. W
przeciwieństwie do Rona i Hermiony, którzy mieli na sobie płaszcze na swetrach
i spodniach na mrozy, tego wczesnego październikowego poranka, Harry miał na
sobie tylko koszulkę z długim rękawem i dżinsy.
-
Um… Harry, zamierzasz iść w tym do Hogsmeade? – zapytała Hermiona. – Dzisiaj
jest trochę chłodno.
Harry
spojrzał na Hermionę i wzruszył ramionami.
-
Naprawdę nie mam ochoty na wyjście do Hogsmeade – powiedział. – Chyba nadrobię
zadania domowe i może spędzę trochę czasu w Pokoju Życzeń.
Ron
pochylił się bliżej Harry’ego, nagle zapominając o talerzu pełnym jedzenia.
-
Twoja blizna nie szaleje, prawda? – zapytał ściszonym głosem. – Czy może chodzi
o twoje serce? Sądziłem, że powiedziałeś, że to już nie jest problemem.
-
Bo nie jest – powiedział Harry zgodnie z prawdą. – Jestem zdrowy i nie, moja
blizna nie szaleje. Po prostu nie mam ochoty wychodzić nigdzie… zwłaszcza po
tym, co się stało. Wszyscy w końcu przestali o mnie szeptać. Nie chcę, żeby
znów zaczęli przez dorosłych z Hogsmeade. Nazwij mnie tchórzem, ale po prostu
nie chcę się dzisiaj mierzyć z szeptami i wytykaniem palcami.
Hermiona
posłała mu współczujące spojrzenie.
-
Rozumiemy to, Harry – powiedziała. – Dlaczego nie powiedziałeś nic wcześniej?
Harry
wzruszył ramionami.
-
To naprawdę nic wielkiego – powiedział nonszalancko. – Po spędzeniu lata w
odosobnieniu chyba uwaga wpływa na mnie bardziej niż normalnie. – To była mniej
więcej prawda. Harry naprawdę nie chciał mierzyć się z opinią publiczną, ale
też chciał spędzić trochę czasu sam i spróbować wywołać wybuch, i go
kontrolować. To było ryzykowne, ale musiał czegoś spróbować.
-
Ale zwykle spędzasz wakacje w odosobnieniu – powiedział zdezorientowany Ron.
-
Ron, pomyśl o tym wszystkim, co się stało – odpowiedziała Hermiona. – Harry ma
prawo czuć się przytłoczony przez tą całą uwagę. – Następnie przeniosła swoją
uwagę z Rona na Harry’ego. – Moglibyśmy spędzić dzień w Pokoju Życzeń razem z
tobą! Nie byliśmy tam od… - pomyślała chwilę, – lutego.
Nie
tego z pewnością spodziewał się Harry. Chociaż
mnie to nie dziwi.
-
Nie chcę, żebyście to przegapili z mojego powodu – powiedział. – Idźcie i
bawcie się dobrze w Hogsmeade. Dokończę zadania domowe i spotkamy się w Pokoju
Życzeń, gdy wrócicie. – Ron i Hermiona nie wydawali się przekonani. – Nic mi
nie będzie. Nie muszę martwić się Malfoyem. Najprawdopodobniej będzie w
Hogsmeade.
-
Jesteś pewny, Harry? – zapytała Hermiona. – Nie musimy iść, jeśli nie chcesz.
Harry
spojrzał na Hermionę z uniesioną brwią.
-
Jeśli zostaniecie z mojego powodu, nie będę z wami rozmawiał przez cały tydzień
– zagroził. – Doceniam gest, naprawdę, ale nie chcę, żebyście przegapili dzień
z dala od zamku z mojego powodu. Idźcie. Bawcie się dobrze. Wiecie, gdzie mnie
znaleźć, gdy wrócicie.
Hermiona
i Ron spojrzeli na siebie, wzruszyli ramionami, po czym spojrzeli z powrotem na
Harry’ego.
-
Nie będziemy tam długo – powiedział Ron, wstając, a Hermiona podążyła jego
przykładem. – Postaraj się nie pracować zbyt ciężko. Jest weekend, wiesz?
Harry
uśmiechnął się, gdy Hermiona spiorunowała Rona wzrokiem. Pożegnał się z nimi,
po czym obserwował, jak wychodzą z Wielkiej Sali do Hogsmeade. Gdy miał
pewność, że poszli, Harry wyszedł z Wielkiej Sali i jakby od niechcenia skierował
się do Pokoju Życzeń. Przeznaczeniem Harry’ego było siódme piętro naprzeciw
gobelinu przedstawiającego Barnabasza Bzika. Przeszedł koło niego trzy razy,
skupił się na miejscu, gdzie mógłby trenować fizycznie i magicznie, po czym
pojawiły się drzwi.
Wszedłszy
do środka, oczy Harry’ego rozszerzyły się z niedowierzaniem, gdy rozejrzał się
po dużym pokoju. Ściany były pokryte różnymi rodzajami broni. Z sufitu zwisały
worki treningowe. Podłoga była pokryta pomocniczymi matami, by zapobiec
obrażeniom. W najdalszym kącie pokoju stały manekiny do pojedynków. Przy
drzwiach stała szafka, która zawierała środki ochronne i apteczkę pierwszej
pomocy.
Otwierając
szafkę, Harry pomyślał, że zabierze się za trening fizyczny i wyciągnął parę
rękawic bokserskich. Zdjął kaburę na różdżkę, po czym założył rękawice i
podszedł do jednego z worków treningowych. Po odłożeniu różdżki i kabury na
bok, Harry zaczął atakować wór. Natychmiast poczuł, jak opuszczają go emocje,
gdy skupił się tylko na kontakcie ze sztywną, czarną torbą. Nie miało znaczenia
nic poza jak najmocniejszym poruszaniem workiem.
Trzy
kwadranse później Harry musiał przestać i odkrył, że jego kostki są niezwykle
piekące. Przeklął się w duchu, że nie podjął środków, by temu zapobiec.
Następnie Harry przerobił ćwiczenia z taekwondo i tai chi, których nauczył go
Syriusz przed przerwą. Naprawdę nie chcąc wychodzić, Harry zawołał Zgredka,
który natychmiast przybył z dużym obiadem, ku wielkiemu zaskoczeniu Harry’ego.
Czasami myślał, że ten mały skrzat znał go zbyt dobrze.
Po
obiedzie, Harry zaczął swój magiczny trening, po tym, jak złapał różdżkę i
założył kaburę z powrotem na nadgarstek. Zaczął od manekinów do pojedynków, by
poćwiczyć dokładność, zanim zmienił pokój w tor przeszkód z różnymi
przeszkodami blokującymi mu drogę, począwszy od prostego worka z piaskiem
pojawiającego się z nikąd po bogina w postaci dementora, którego Harry
natychmiast usunął z drogi z pomstą. Nie zamierzał ponownie dać się zaskoczyć.
Gdy
zniknął tor przeszkód, Harry opadł na sofę, która pojawiła się z nikąd,
kompletnie wyczerpany. Od dłuższego czasu nie trenował tak długo i z pewnością
poczuje to później. Czekając, aż jego tętno wróci do normy, Harry schował
różdżkę i niemal podskoczył, gdy pojawił się przed nim mały stolik z kielichem
wody. Naprawdę powinien przyzwyczaić się do tego pokoju i jeśli dzisiejszy
dzień był jakąś wskazówką, Harry zdecydował, że powinien go wykorzystywać nieco
częściej. Jego całkowity powrót do zdrowia naprawdę ograniczył jego kondycję.
Nie było mowy, by w tym momencie przetrwał długo w jakimkolwiek pojedynku.
Po
opróżnieniu kielicha, Harry zorientował się, że Ron i Hermiona wkrótce wrócą,
więc skupił się na jakimś prywatnym
miejscu, żeby mógł się umyć i zobaczył drzwi pojawiające się na ścianie po jego
prawej. Harry otworzył je ostrożnie i zobaczył łazienkę podobną do Łazienki
Prefektów z wyjątkowo wielką wanną na środku podłogi w kształcie basenu. Już
była wypełniona wodą, nad którą unosiła się warstwa pary, dzięki czemu
wiedział, jak gorąca była.
Gdy
drzwi się zamknęły, Harry nie marnował czasu, rozebrał się, po czym zanurkował,
natychmiast czując piekący ból w knykciach. Skrzywił się i szybko wynurzył,
upewniając się, że ma dłonie ponad powierzchnią wody. Jakby pokój dostrzegł
jego dyskomfort, woda zaczęła się zmieniać w kremowo białą substancję. Harry
ostrożnie włożył dłoń do cieczy i z zaskoczeniem stwierdził, że nie czuje
palenia tylko chłód.
Siedział
w kojącej kąpieli, pierwszy raz od dłuższego czasu czując się w końcu
odprężony, póki jego palce nie zaczęły wykazywać oznak przedłużonego moczenia.
Harry niechętnie wyszedł z basenu i chwycił ręcznik, by się wytrzeć. Widząc
spocone ubrania, Harry skoncentrował się na czystym zestawie ciuchów i
uśmiechnął się. Kolejna para jeansów, koszuli z długim rękawem i sweter,
złożone w zgrabny stos. Harry tylko potrząsnął głową i zaczął się ubierać.
Gdy
miał na sobie jeansu, zawołał ponownie Zgredka i ponownie jakimś sposobem
skrzat wiedział, co Harry chciał i gdy tylko przybył, sprawił, że jego spocone
ciuchy zniknęły. Harry podziękował Zgredkowi, który pokiwał radośnie głową,
twierdząc, że to żaden problem, po czym zniknął. Używając ręcznika, by wysuszyć
włosy, Harry otworzył drzwi i wyszedł, odkrywając, że nie był sam.
W
Pokoju Życzeń czekali na niego Ron i Hermiona. Oczy Rona natychmiast
rozszerzyły się, gdy spojrzał na Harry’ego, a jego usta wielokrotnie otworzyły
się i zamknęły. Hermiona patrzyła na niego tylko na moment, nim zarumieniła się
i odwróciła wzrok. Harry uznał to zachowanie za dziwne, póki nie zorientował
się, że nie założył jeszcze koszulki. Wydawszy z siebie jęk, Harry szybko
chwycił koszulkę z łazienki i założył ją.
-
Wybaczcie – powiedział Harry, gdy wrócił do pokoju, zakładając kaburę. Nie
myślałem, że wrócicie tak szybko. Jak było w Hogsmeade?
-
Nudno – powiedział Ron, siadając na sofę i rozglądając się po pomieszczeniu. –
Gdybym wiedział, że to zamierzasz robić, zostałbym z tobą. – Spojrzał na
Harry’ego i wyszczerzył się. – Więc co robiłeś przez cały dzień?
Harry
wzruszył ramionami. Nie zamierzał im powiedzieć, że próbował wywrzeć na siebie
tak wielki nacisk, żeby mieć wybuch. Och,
tak, chciałem pchnąć się w taki punkt wyczerpania, żeby moja magia wymknęła mi
się spod kontroli, żebym mógł odkryć, jak ją kontrolować.
-
Trochę tego i trochę tamtego – powiedział spokojnie, po czym spojrzał na
najlepszych przyjaciół, którzy wciąż na niego nie patrzyli. – Hermiono, coś nie
tak?
Hermiona
szybko zerknęła na Harry’ego i potrząsnęła głową.
-
Nie – powiedziała z uśmiechem. – Będziesz w stanie pomóc nam przebrnąć przez
niektóre zaklęcia, póki nie będzie czas na obiad? Może moglibyśmy zacząć od
zaklęcia Protego?
Harry
spojrzał na Hermionę z uniesioną brwią, nim przypomniał sobie, że spędził
tygodnie na studiowaniu zaklęcia i jego różnych odmian. Normalne zaklęcie
Protego było łatwe, gdy wykonało się je z odpowiednią dozą koncentracji. Były
też odmiany, które były trudne i niebezpieczne. Im mocniejsza odmiana, tym
więcej mocy było pobieranych od czarodzieja. To dlatego uczono tylko normalnego
uroku aż do treningu aurora.
-
Co z nim? – zapytał spokojnie Harry.
-
Cóż, Viktor powiedział mi o ataku i tarczy, którą rzuciłeś, by chronić siebie,
Hagrida i pana Croucha przed napastnikiem – powiedziała ochoczo Hermiona. –
Powiedział, że nigdy wcześniej nie widział takiej tarczy. Stwierdził, że była
naprawdę potężna, ale od niej zemdlałeś. Chyba jestem po prostu ciekawa, co
zrobiłeś, żeby wywołać coś takiego.
Harry
westchnął, siadając na kanapie obok Rona.
-
Można zmodyfikować zaklęcie na cztery sposoby: inkantacją, ruchem różdżki,
koncentracją lub kombinacją trzech poprzednich. Tamtego wieczora wykorzystałem
koncentrację – wyjaśnił. – Włożyłem zbyt wiele siebie w tarczę, przez co
zemdlałem. To dlatego tak niewiele osób próbuje modyfikować zaklęcia. To może
być bardzo niebezpieczne dla rzucającego, jeśli tylko coś zostanie błędnie
obliczone.
-
Więc dlaczego tak ryzykować? – zapytał ze zdezorientowaniem Ron. – Brzmi to
tak, jakbyś mógł się zabić.
Harry
odchylił głowę do tyłu, opierając ją o sofę. Milczenie wystarczyło, żeby Ron i
Hermiona wiedzieli, że Ron dostrzegł zasadniczą rzecz. To dlatego odmiany
zaklęcia Protego nie były omawiane aż do czasu owutemów. Nikt nie chciał
ryzykować, że spróbuje tego ktoś, kto nie kontroluje dostatecznie swojej magii.
Harry wiedział o tym tylko dlatego, że nudził się podczas wakacji przed swoim
trzecim rokiem. Od tego czasu okresowo pracował nad tym zaklęciem na wypadek,
gdyby potrzebował do obrony potężnej tarczy. Minęły ponad dwa lata, a Harry nie
był bliżej ustalenia swoich ograniczeń.
-
O kurde – przeklął Ron pod nosem. – Dlaczego miałbyś kiedykolwiek próbować
czegoś takiego, Harry? Zwłaszcza dla kogoś takiego, jak Crouch? Czy to nie on
wtrącił Syriusza do Azkabanu bez procesu?
Harry
spojrzał szybko na Rona, przerażony słowami swojego najlepszego przyjaciela.
-
Proszę, powiedz mi, że nie miałeś tego na myśli – błagał. – Mogę nie lubić tego
faceta, ale gdybym czegoś nie zrobił, on by zginął. A tego nie chciałbym mieć
na sumieniu. Możesz nazwać to głupotą, jeśli chcesz, ale to ja muszę patrzeć na
siebie w lustrze każdego ranka. – Potrząsnąwszy głową, Harry odwrócił wzrok.
Jak można wyjaśnić coś, czego nie da się ująć w słowa? – Nie masz pojęcia, jak
jest ciężko po śmierci Cedrica – powiedział cicho Harry.
Hermiona
podeszła szybko do Harry’ego i pociągnęła go do uścisku.
-
Ale to nie oznacza, że nie możemy być tu dla ciebie, Harry – powiedziała
szczerze. – Chcemy ci pomóc to przejść. Po prostu nie wiemy, czego
potrzebujesz. – Hermiona odsunęła się i spojrzała Harry’emu w oczy po jakąś
wskazówkę, co powiedzieć albo zrobić, ale nie otrzymała odpowiedzi. Harry tylko
patrzył na nią przez chwilę, po czym odwrócił wzrok.
-
Chyba że nie chcesz o tym rozmawiać – dodał szybko Ron. – Chyba razem z
Hermioną wiemy, że teraz przechodzisz przez bardzo wiele.
Nawet nie masz pojęcia, pomyślał Harry. Spoglądając
z powrotem na przyjaciół, dostrzegł, że oboje czekają, aż coś powie… cokolwiek.
-
Wiem, że jestem trudny w obyciu – powiedział w końcu. – Mam tak wielki bałagan
w głowie. Wcześniej podczas wakacji moje emocje były dosłownie wszędzie.
Naprawdę wiele narzuciłem na barki Syriusza i Remusa. Chyba po prostu próbuję
wam oszczędzić kłopotów związanych z radzeniem sobie ze mną, gdy nagle poczuję
złość lub przygnębienie.
Hermiona
usiadła na kanapie po prawej Harry’ego, twarzą do niego.
-
Posłuchaj, Harry, przeszedłeś przez coś traumatycznego – powiedziała ze
współczuciem. – Niemal umarłeś z tego powodu. Chyba wolelibyśmy, żebyś na nas
krzyczał albo płakał, żebyśmy mogli cię wesprzeć, zamiast mierzenia się z tym samotnie.
Przepraszam, jeśli coś, co powiedziałam, wywołało którekolwiek z tych uczuć.
Harry
potrząsnął głową na jej przeprosiny.
-
Nie martw się tym, Hermiono – powiedział. – Przepraszam, że warknąłem na was
przy temacie grupy obronnej. Przyznam, że Syriusz i Remus wiele mnie nauczyli,
ale nie czułem się dobrze z myślą, że miałbym próbować przekazać to wam. Remus
już tak ma, że czujesz się swobodnie w jego towarzystwie, gdy naucza, podczas
gdy Syriusz próbuje wszystko uczynić grą, przynajmniej dla niego. J-ja po
prostu nie jestem nauczycielem.
Hermiona
przesunęła się tak, by spojrzeć na Rona, który wzruszył ramionami. Przygryzając
dolną wargę, skierowała spojrzenie z powrotem na Harry’ego, ale teraz było w
nim zdecydowanie zdenerwowanie. Wyglądała niemal tak, jakby bała się mu
przekazać jakieś straszne wiadomości, ale to było niemożliwe. Jeśli cokolwiek
się stało, już by o tym wspomniała, prawda?
-
Co się dzieje? – zapytał Harry ostrożnie.
Hermiona
spuściła wzrok, wiercąc się nerwowo.
-
Harry, chyba naprawdę spieprzyliśmy – powiedziała cicho. – S-Sądziłam, że
przekonasz się do nauczania nas, więc poszłam krok na przód i zaczęłam
rozmawiać z ludźmi. Wiele osób chce się nauczyć, jak się bronić, Harry, i chcą
się uczyć od ciebie. W tym momencie tylko ty jeden masz jakikolwiek trening w
tym obszarze. Harry, nie możemy po prostu czekać i mieć nadzieję, że ktoś nas
uratuje następnym razem, gdy coś się stanie! Proszę, zrozum to!
Oczy
Harry’ego zwęziły się na moment, po czym wstał i podszedł do drzwi. Nie mógł
uwierzyć, że Hermiona tak knuła za jego plecami. Dlaczego nie potrafiła przyjąć
„nie” za odpowiedź? Czy nie mogła zrozumieć, że nie mógł tego zrobić? Nie mógłby podjąć takiego ryzyka, prawda? Dlaczego
powinien zostać to wciągnięty, ponieważ jego opiekunowie poczuli, że lepiej dać
mu kilka prywatnych lekcji, gdy inni tego nie zrobili?
-
Harry, proszę! – błagała Hermiona. – Dlaczego tak bardzo się boisz nam pomóc?
Odwracając
się szybko, Harry spiorunował Hermionę wzrokiem, a jego złość szybko wzrosła.
-
Jak śmiesz! – warknął przez zęby, a jego ręce zacisnęły się w pięści. – Ostatnim
razem, jak sprawdzałem, nie było moim obowiązkiem nauczanie studentów, jak się
bronić! Nie masz pojęcia, co się naprawdę tutaj dzieje! Zresztą skąd możesz
wiedzieć, skoro spędzasz większość czasu na walce z Umbridge? Umbridge mnie
obserwuje! W chwili, gdy zrobię coś nie w porządku, poinformuje Knota, który
stwierdzi, że Syriusz i Remus nie są odpowiednimi opiekunami! Zostanę zabrany
od jednych ojców, jakich kiedykolwiek znałem!
W
tym momencie wszystko, co było w pokoju szklane (czyli tylko kilka luster)
zadrżało. Ron i Hermiona szybko zakryli swoje głowy w obronie, ale prędko zdali
sobie sprawę, że nic ich nie uderzyło. Powoli oboje spojrzeli na Harry’ego,
który wciąż stał w miejscu, oddychając ciężko, z pięściami trzęsącymi się z
wściekłości.
-
A-Ale oni są twoimi opiekunami! – zaprotestował nerwowo Ron. – Dumbledore na to
nie pozwoli! Moi rodzice też nie! Ani Zakon!
Hermiona
ostrożnie zbliżyła się do Harry’ego i położyła dłonie na bokach jego twarzy,
przechylając ją tak, żeby ich oczy się spotkały.
-
Harry, posłuchaj mnie – powiedziała łagodnie. – Nigdy bym nie zrobiła czegoś,
co zagroziłoby twojemu życiu z Syriuszem i Remusem. Masz rację. Nie jest twoim
obowiązkiem nas uczyć, ale nie mamy takiego szczęścia, jak ty i nie mamy tak
zapobiegawczych opiekunów. Potrzebujemy
tego. Musimy być gotowi, przynajmniej
do naszych praktycznych egzaminów. Jeśli nie czujesz się komfortowo z
uczestniczeniem w tym, to jest twój wybór. Mówię tylko, że moglibyśmy bardzo
skorzystać z twojej wiedzy.
-
To wszystko będzie w całkowitej tajemnicy, Harry – dodał Ron. – Hermiona
wymyśliła kilka sposobów, by tak zostało. Co powiedzieliby Syriusz i Remus,
gdybyś ich o to zapytał?
Harry
westchnął, spuszczając wzrok, a jego gniew szybko zniknął. Natychmiastowo znał
odpowiedź na to pytanie.
-
Chcieliby, żebym się zaangażował – przyznał. Syriusz oczywiście zrobiłby
wszystko, by złamać zasady, podczas gdy Remus nalegałby, że grupa naukowa jest
bardzo pomocna w uczeniu się. Powili uniósł wzrok z powrotem na Hermionę. –
Wiesz, że nie znoszę uwagi – powiedział cicho. – Co powstrzyma wszystkich od
tego, by pytać o… wszystko?
Hermiona
posłała Harry’emu lekki uśmiech, a kilka łez uciekło z jej oczu.
-
My, Harry – powiedziała szczerze. – Będziemy przy tobie na każdym kroku. Tylko
daj nam szansę. Jeśli to będzie za trudne albo nie zadziała, wtedy w porządku.
Przynajmniej próbowałeś, prawda?
Harry
zamknął oczy i skinął głową. Z jakiegoś powodu miał przeczucie, że gdy tylko
zacznie, nie będzie w stanie odejść. Czułby się zobligowany, by doglądać
wszystkiego aż do końca dla dobra wszystkich innych. Tak bardzo, jak tego nie
chciał, Harry wiedział, że nie zniósłby, gdyby coś stało się jednemu z jego
przyjaciół, a było kilka rzeczy, by temu zapobiec, nawet jeśli było to
nauczenie ich kilku zaklęć i przekleństw. Harry miał tylko nadzieję, że to, co
Hermiona i Ron powiedzieli o środkach bezpieczeństwa było prawdą. Ostatnią
rzeczą, jakiej potrzebował były dodatkowe kłopoty z Ministerstwem.
Plan był taki, że dodam ten rozdział za jakiś tydzień, bo miałam sporo na głowie, ale spięłam tyłek i dodaję go teraz, jako że bardzo się cieszę, że zdałam już wszystkie egzaminy w sesji zimowej :D