Odległe
głosy powoli wyciągnęły Harry’ego z bezsennego snu. Było mu ciepło i miło w
miękkim łóżku, w którym spał już kilka razy wcześniej. Otwierając oczy, Harry
natychmiast rozpoznał kołdrę i wiedział, że był w gościnnych kwaterach
profesora Dumbledore’a. Leżał na prawej stronie, twarzą do ciemnej ściany,
podczas gdy głosy rozbrzmiewały za jego plecami. Odruchowo, Harry odwrócił się
na plecy i skierował głowę w stronę głosów, które zdawały się ucichnąć w
chwili, gdy się poruszył. Zamrugał kilka razy i zobaczył dwie zamazane
postacie, z których jedna się zbliżyła. Po kilku chwilach, rozpoznał dużą ilość
bieli jako profesora Dumbledore’a, ale nie potrafił zrozumieć, kim jest druga
osoba, pozostająca w drzwiach.
-
Dzień dobry, Harry – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, siadając na
brzegu łóżka. – Przegapiłeś odwiedziny pani Pomfrey. Powinieneś się cieszyć, bo
wszystko wciąż dobrze się leczy. Nic nie wskazuje na to, by ostatnia noc
spowodowała dodatkowej szkody. Pani Pomfrey zostawiła też twój eliksir, żebyś
nie musiał dzisiaj odwiedzać skrzydła szpitalnego. Chciałbym też podziękować ci
za to, co zrobiłeś zeszłej nocy, Harry. Odepchnąłeś na bok własne dolegliwości,
by mnie ostrzec, a niewielu by to zrobiło.
Harry
przez chwilę patrzył na Dumbledore’a, po czym otarł zmęczenie z oczu.
-
Po prostu pomyślałem, że powinien pan wiedzieć – powiedział, po czym usiadł. –
Voldemort był naprawdę wściekły, gdy dowiedział się o ataku na pociąg. Wie, że
jestem odpowiedzialny za jego śpiączkę i chce się dowiedzieć, jak to zrobiłem,
ponieważ… - Harry spuścił wzrok, przypominając sobie, co Voldemort powiedział.
To był drugi raz, gdy Voldemort wspomniał, że Dumbledore boi się Harry’ego. Czy
była to prawda? Czy Dumbledore obawiał się tych wybuchów?
-
Ponieważ? – popędził łagodnie profesor Dumbledore.
Harry
spojrzał na nieco zamazaną postać Dumbledore’a z zaniepokojoną miną.
-
Ponieważ pan się mnie boi – przyznał cichym, przestraszonym głosem. –
Powiedział to samo na cmentarzu, gdy odkrył naszyjnik, który kazał mi pan
nosić. Nie boi się mnie pan, prawda, profesorze?
Dumbledore
uspokajająco uścisnął ramię Harry’ego.
-
Oczywiście, że nie, Harry – powiedział miło. – Voldemort nie zdaje sobie
sprawy, że to są wybuchy magii, a nie
stały napływ. Gdyby magia stale do ciebie napływała, mógłbym być trochę
zaniepokojony. Nikt nie zniósłby takiej ilości magii przez cały czas.
Pamiętasz, co się stało z twoim ciałem po powrocie z cmentarza. Twoje ciało nie
wytrzymałoby takiego obciążenia, żadne śmiertelne ciało by sobie z tym nie
poradziło, włącznie z ciałem Voldemorta.
Harry
zadrżał na wspomnienie trzech potężnych wybuchów, które tamtej nocy niemal go
zabiły. Czuł się tak, jakby miał wybuchnąć.
-
Ale to nie jest jedyny powód, Harry – dodał profesor Dumbledore tym samym
łagodnym głosem. – Nie boję się siebie, ponieważ cię znam. Wiem, że nigdy byś
nikogo nie skrzywdził, chyba że nie miałbyś innego wyboru. Masz sumienie,
Harry, oraz serce, które popycha cię do sukcesu, gdy inni zawodzą. Nigdy nie
mógłbym bać się kogoś tak troskliwego, jak ty, zapamiętaj to.
Harry
nie mógł powstrzymać ulgi. Profesor Dumbledore nie bał się go. Voldemort się
mylił na ten temat, ale to nie oznaczało, że same wybuchy nie były
niebezpieczne. Ta prosta myśl podsycała determinację Harry’ego, by nauczyć się,
jak to kontrolować. To był pierwszy potężny wybuch od dłuższego czasu i
zaskoczył go, na co Harry nie zamierzał ponownie pozwolić.
-
Rozmawiałem z Remusem i Syriuszem, Harry – powiedział Dumbledore po chwili
ciszy. – Martwią się, że te potężniejsze wybuchy powracają zbyt szybko, ale
chcą pozostawić decyzję tobie, czy chcesz kolejny naszyjnik tłumiący. Zdaję
sobie sprawę z tego, że to tylko opóźnienie sprawy, z którą musimy sobie
poradzić, ale obawiamy się, że to będzie po prostu kolejną rzeczą, którą
będziesz się musiał martwić.
Harry
spojrzał nerwowo na Dumbledore’a. Naprawdę nie wiedział, co zrobić. Chciał się
nauczyć, jak sobie z tym radzić, ale profesor Dumbledore miał rację. Miał już
dość rzeczy, którymi się martwił.
-
Co pan by zrobił, profesorze? – zapytał miękko.
-
Cóż, prawdopodobnie wziąłbym naszyjnik, tak dla pewności – powiedział uprzejmie
profesor Dumbledore, po czym przybliżył się i uśmiechnął. – To, że go mam, nie
oznacza, że muszę go używać cały
czas. Tylko ty możesz siedzieć, jak wiele możesz znieść. Nie zamierzam cię
zmuszać go noszenia go, Harry. Jeśli go nie chcesz, nie musisz go brać. Również
nie jest to jednorazowa oferta. Cała kadra… cóż, przynajmniej ci, którzy o tym
wiedzą… są tutaj, by ci pomóc, jeśli będziesz nas potrzebował. Jeśli ja nie
jestem dostępny, wiedz, że możesz ufać każdemu, kto może przekazać informacje
mi.
-
Tak jest – powiedział Harry ze skinięciem głowy. Ze wszystkich nauczycieli,
Harry naprawdę czuł się komfortowo tylko z profesor McGonagall, gdy chodziło o
cokolwiek osobistego. Poza tym, że była Opiekunką jego Domu, McGonagall dbała o
niego przez ostatnie kilka lat. Spędziła również nieco czasu w domu Blacków
przez całe wakacje, rozmawiając z Harrym, gdy tylko mogła. Profesor McGonagall
była jedną z nielicznych osób, którzy widzieli wspomnienia Harry’ego z
cmentarza i przyjęła to dość mocno.
Dumbledore
po raz kolejny łagodnie ścisnął ramię Harry’ego, po czym wstał.
-
Zgredek pozwolił sobie wziąć ci ubrania na zmianę – powiedział uprzejmie. –
Sądzę, że śniadanie się za niedługo zacznie, więc jeśli nie masz żadnych więcej
pytań, zostawię cię, byś się przebrał.
-
Co teraz się stanie? – zapytał Harry.
Profesor
Dumbledore podszedł do stolika nocnego, wziął okulary Harry’ego i podał mu je.
-
Widzisz, Harry, mamy niewielkie kłopoty z obecnością profesor Umbridge –
powiedział szczerze, gdy Harry zakładał okulary. – Jeśli coś takiego stanie się
ponownie, sugeruję, żebyś natychmiast powiedział profesor McGonagall. Ona
przekaże to mi. Bardzo mnie to boli, Harry, ale dla profesor Umbridge, nie
możemy pokazywać, że jesteśmy kimś więcej niż dyrektorem i uczniem. Nie chcę,
żeby wykorzystała ciebie, by dostać się do mnie.
Harry
w końcu zrozumiał, że to profesor McGonagall stoi w drzwiach. Zniknęło jej
normalnie surowe spojrzenie, gdy spojrzała na Harry’ego ze współczuciem.
Kierując spojrzenie z powrotem na Dumbledore’a, Harry dostrzegł, że w jego
niebieskich oczach nie ma zwykłych błysków.
-
Co jeśli skontaktuję się z Syriuszem i Remusem? – zapytał Harry. – Czy oni też mogą
przekazać wiadomość? Bez urazy, pani profesor, ale nie wpadnie pani w kłopoty
przez to rozwiązanie?
-
Jestem twoją Opiekunką Domu, Harry – powiedziała profesor McGonagall z
ironicznym uśmieszkiem. – Muszę na ciebie uważać. Coś wymyślimy, nie martw się.
Harry
wciąż czuł nerwowość z powodu zaangażowania profesor McGonagall, ale skinął
głową ze zrozumieniem. Gdy tylko Dumbledore i McGonagall wyszli, Harry szybko
przebrał się w mundurek i wziął swój eliksir, po czym wyszedł do wieży
Gryffindoru, żeby zabrać szkolną torbę i pożegnał się z profesorami Dumbledorem
i McGonagall, przebiegając obok nich. Wciąż było wcześnie, ale w
przeciwieństwie do wcześniejszych poranków, uczniowie już się obudzili i byli
na korytarzach.
Dotarłszy
do portretu Grubej Damy, po podaniu Harry czekał niecierpliwie, aż się otworzy
i w pośpiechu niemal wbiegł w Rona i Hermionę. Bez słowa, Harry pociągnął ich
za sobą, wbiegając do swojego dormitorium i natychmiast sprawdzając, czy są
sami. Nie chciał, by przypadkiem ktoś ich teraz podsłuchał.
-
Harry, co jest? – zapytała momentalnie Hermiona, gdy Harry zamknął drzwi. – Czy
coś się dzisiaj rano stało?
Harry
spojrzał na swoich najlepszych przyjaciół i odetchnął głęboko. Nie było innego
sposobu – musiał to po prostu powiedzieć.
-
Wczoraj w nocy miałem wizję – powiedział cichym, ale naglącym głosem. –
Voldemort się obudził i wie o wszystkim, co się stało. – Harry odwrócił się i
zaczął chodzić w tę i z powrotem, bo w końcu uderzyła w niego rzeczywistość tej
sytuacji. Teraz musiał martwić się o Ministerstwo, śmierciożerców i Voldemorta. – Bolała mnie blizna! Nie
bolała od czasu tamtego koszmaru. Dlaczego teraz? Nie potrzebuję tego!
Tak
łatwo było nie myśleć o Voldemorcie, gdy ten był w śpiączce, ale to już nie
miało miejsca. Śmierciożercy mieli już z powrotem swojego lidera i już nie będą
się ukrywać. Voldemort chciał odpowiedzi na temat tego, co się stało, ale czy
teraz zamierzał je zdobyć? Przecież nie istniała książka napisana o magicznych
wybuchach Harry’ego Pottera i gdzie do niego dołączyć. Jedynym sposobem na
zdobycie informacji na ten temat było
uzyskanie ich od źródła albo kogoś bliskiego źródłu.
Syriusz i Remus.
Jesteś
pewny, że się obudził? – zapytał Ron niepewnym głosem. – Sam Wiesz Kto? T-to coś,
co próbowało cię zabić w czerwcu?
Harry
zatrzymał się i spojrzał na Rona z uniesioną brwią.
-
Nie, Ron, istnieje inny Czarny Pan o
imieniu Voldemort, który chce mojej śmierci – powiedział sarkastycznie,
siadając na najbliższym łóżku. Ukrywszy twarz w dłoniach, Harry wiedział, że musi
się uspokoić. Nie opłacało mu się rozpoczynać walki z własnymi przyjaciółmi. –
Przepraszam – powiedział Harry do Rona. – Po prostu czuję się tak, jakby moja
głowa zaraz miała wybuchnąć. On tam gdzieś jest, a jedyne, co mogę zrobić to
czekać na jego ruch.
-
Więc nie ma sensu się teraz o to martwić – powiedziała rzeczowo Hermiona. – Skoncentrujmy
się po prostu na tym, żeby przebrnąć przez dzień, Harry. Nie myśl o Sam Wiesz
Kim. Nie może się tu do ciebie dostać, Dumbledore na to nie pozwoli; my na to
nie pozwolimy. Jesteśmy gotowi, by cię wspierać, Harry, pamiętaj o tym.
Harry
skinął głową, wypuszczając oddech. Hermiona miała rację. Miał przed sobą długi
dzień, a martwienie się o to, co Voldemort może knuć tylko go jeszcze wydłuży.
Zgodnie z rzeczywistością Harry wiedział, że nie ma szans, by o tym zapomniał i
zanotował sobie w głowie, żeby jak najszybciej porozmawiać z profesor
McGonagall o bezpieczeństwie Syriusza i Remusa albo z nimi samymi bezpośrednio.
Nie wiedział, co by zrobił, gdyby coś im się stało.
Gdy
Harry zebrał torbę i wszystko, czego potrzebował, podążył za Ronem i Hermioną
do Wielkiej Sali na szybkie śniadanie. W chwili, gdy usiadł, Ginny podała mu
ostatnie wydanie „Proroka Codziennego”, na którego pierwszej stronie widniało
zdjęcie profesor Umbridge pod wielkim nagłówkiem, który brzmiał:
MINISTERSTWO
DĄŻY DO REFORMY EDUKACJI
WYBRANA
ZOSTAJE DOLORES UMBRIDGE
PIERWSZA
W DZIEJACH WIELKA INKWIZYTOR
Przeczytali
artykuł w pełnej szoku ciszy i dowiedzieli się, że Ministerstwo dąży do
dalszego kontrolowania tego, co dzieje się w Hogwarcie, tworząc prawa i
stanowiska. Stwierdzano, że Knot stworzył prawo uznające, że jeśli Dumbledore
nie potrafi znaleźć kogoś na dane stanowisko, Ministerstwo zrobi to za niego.
To by wyjaśniało, dlaczego ktoś tak niewykwalifikowany jak Umbridge został
nauczycielem. W artykule również stwierdzano, że Umbridge utrzymuje kontakt z
Knotem w sprawach, o których Ministerstwo musi stale wiedzieć.
Jakby
tego było mało, dalej artykuł stwierdzał, że Knot przepchnął Dekret Edukacyjny
Numer Dwadzieścia Trzy, tworzący pozycję Wielkiego Inkwizytora Hogwartu, która
pozwalała sprawdzać hogwardzkich nauczycieli, czy ich nauczanie spełnia
standardy Ministerstwa, które były niemal komiczne. Akurat ten nauczyciel,
który w rzeczywistości niczego nie nauczał, miał mieć władzę oceniania całego
personelu dydaktycznego.
Co
nie było zabawne to fakt, że w artykule zacytowany był Lucjusz Malfoy, który
popierał ten ruch albo fragment o Remusie, Hagridzie i Szalonookim, którzy
jakoby byli niestabilnymi psychicznie nauczycielami. Remus, Hagrid i Szalonooki
byli trójką najlepszych ludzi, jakich Harry kiedykolwiek poznał. Remus był
wspaniałym nauczycielem, a Szalonooki sprowadził do klasy doświadczenie z
pierwszej ręki, gdy w końcu miał szansę nauczać. Hagrid miał z pewnością
unikalną perspektywę na sprawy nauczania, ale rozumiał niebezpieczeństwo lasu
jak nikt inny.
Mimo
że mieli na to ochotę, Harry, Ron i Hermiona nie mieli szansy zaprotestować
przeciwko najnowszym wieściom, gdyż zaraz musieli biec na historię magii. Nudne
zajęcia minęły bez obecności profesor Umbridge. Nie pojawiła się też na
eliksirach. Oddano im eseje o kamieniu księżycowym. Ron natychmiast swój ukrył,
podczas gdy Harry mógł tylko westchnąć, widząc wielkie „Z” napisane w prawym
górnym rogu kartki. Czytał o systemie oceniania sumów podczas wakacji, więc
wiedział, ze „Z” oznacza Zadowalający. Harry naprawdę sądził, że napisał lepiej
niż na Zadowalający.
-
Jak wszyscy zauważycie, wasze stopnie są takie, jakie otrzymalibyście podczas
waszych sumów – powiedział chłodno Snape, wracając do biurka. – Jestem
zdegustowany większością otrzymanych zadań. Większość z was nie zdała!
Spodziewam się zobaczyć znacznie lepsze eseje w tym tygodniu na temat różnych
odmian antidotów na jad. Jeśli nie będzie żadnej poprawy, będę musiał zacząć
dawać szlabany tym cymbałom, którzy dostają „O”.
Harry
nie spuszczał wzroku z profesora Snape’a, ale dostrzegł, że Hermiona spogląda
na niego, żeby dostrzec, co dostał. Jej westchnienie ulgi było oczywistym
sygnałem, że zobaczyła, że Harry nie jest jednym z wielu, którzy zawalili esej.
Po przemowie Snape’a, klasa warzyła eliksir wzmacniający, który Harry bardzo
chciał ukończyć poprawnie. Kiedy skończył, Harry musiał przyznać, że wywar
wygląda tak, jak powinien. Przejrzysta substancja miała turkusowy odcień, a
spoglądając w stronę Hermiony, dostrzegł, że jej wygląda podobnie. Na koniec
zajęć, Harry oddał buteleczkę swojego eliksiru, po czym wyszedł szybko z klasy,
a Hermiona i Ron zaraz podążyli za nim.
-
Cóż, muszę przyznać, że on przynajmniej nas przygotuje do egzaminu –
powiedziała Hermiona, gdy szli schodami do sali wejściowej. – Wszyscy mówią, że
sumy są trudne. Chciałabym tylko, żeby profesor Snape dawał nam wskazówki,
które pomogłyby nam się poprawić. Zdanie jest w porządku, ale co wtedy, gdy
przyjdą testy? Jeśli profesor Snape bierze tylko najwyższe wyniki, musimy
wiedzieć, co zrobić, by je uzyskać.
-
Od kiedy Snape robi cos takiego? – zapytał Harry, gdy przechodzili przez salę
wejściową do Wielkiej Sali. – Jeśli chcemy być lepsi, oczywiście musimy zadbać
o to sami. Z tego, co czytałem na temat sumów, Snape nie ma nic wspólnego z
egzaminem. To standaryzowany test, którego Snape nigdy nie zobaczy, tylko nasze
stopnie.
Ron
spojrzał na Harry’ego przerażony, siadając przy stole Gryffindoru.
-
Czytałeś o sumach? – zapytał zszokowany. – Po co?
Harry
wzruszył ramionami, zaczynając napełniać talerz.
-
Pamiętaj, co ci mówiłem o tym, jak się czułem na początku wakacji – powiedział.
– Remus ciągle mówił o sumach, więc zrozumiałem, że skoro się nudzę, nie stanie
mi się krzywda, jeśli dowiem się o nich nieco więcej, a przynajmniej o systemie
oceniania.
-
Mamy z pewnością całkiem inny sposób od mugolskiego – dodała Hermiona, gdy
Fred, George i Lee Jordan (wysoki chłopak z dredami, który był dobrym
przyjacielem bliźniaków Weasley i komentatorem podczas meczy Quidditcha)
nadeszli i usiedli naprzeciwko nich przy stole. – Najwyższą oceną na sumach
jest „W” jak „Wybitny”, potem „Z”…
-
Przed „Z” jest „P”, Hermiono – poprawił ją George, napełniając swój talerz. –
Zobaczmy, „P” to „Powyżej Oczekiwań”, potem „Z” czyli „Zadowalający”, „N” to
„Nędzny” i „O” to „Okropny”, a te Snape daje w dużej ilości.
-
Nie zapominaj o „T” – dodał Fred. – T jak „Troll”. Sądzę, że nawet kilku
Ślizgonów cieszyłoby się z tej oceny. – Hermiona przewróciła oczami na ten
komentarz, bez względu na to, jak mógł być prawdziwy. – Mieliście już jakąś
inspekcję na lekcji?
-
Nie – powiedziała Hermiona, a potem pochyliła się bliżej, żądna informacji. – A
wy?
Fred,
George i Lee skinęli głowami, jednocześnie przewracając oczami z irytacją.
-
Na zaklęciach – powiedział George. – Nie wiem, jak Flitwick mógł znieść jej
czajenie się w kącie i robienie notatek. Czasami ten gość jest całkowicie zbyt
radosny. Umbridge zadała Alicji kilka pytań, ale nic poza tym.
-
Ta cała pozycja Inkwizytora jest całkowicie bezsensowna – powiedział Lee
przyciszonym głosem. – Co oni zamierzają zrobić? Zwolnić wszystkich, którzy
mogą nas czegoś nauczyć i zatrudnić więcej takich szaleńców jak Umbridge.
-
Wybiorę nauczanie w domu, jeśli coś takiego się stanie – wymamrotał Harry.
Naprawdę nie sądził, by mógł znieść kolejne osoby, które by go obserwowały,
czekając aż zrobi głupi błąd. – Syriusz i Remus są lepszymi nauczycielami niż
każdy, kogo może przydzielić Ministerstwo.
-
Pozwolimy ci tylko wtedy, gdy pozwolisz nam do siebie dołączyć – powiedział
Fred z szerokim uśmiechem. – Mimo wszystko, kto nauczy nas lepiej niż Huncwoci?
Harry
i Ron nie musieli czekać długo na inspekcję na lekcji. Właśnie wyciągali swoje dzienniki
snów na wróżbiarstwie, gdy klapa w podłodze otworzyła się i wynurzyła się z
niej profesor Umbridge ze swoją kwiecistą torebką na ramieniu. Harry stłumił
jęk, biorąc Sennik od profesor Trelawney. Dwa zajęcia pod rząd z Umbridge. Czy
ten dzień mógł być gorszy?
-
Dzień dobry, pani profesor – powiedziała Umbridge z uśmiechem. – Ufam, że
otrzymała pani notkę o planowanej inspekcji?
Profesor
Trelawney skinęła głową, po czym powróciła do rozdawania książek, ale jej ręce
zdradzały nerwowość. Umbridge musiała to zauważyć, ponieważ jej uśmiech
poszerzył się, zanim przeniosła się do fotela na przedzie klasy, nieco za
krzesłem profesor Trelawney. Gdy usiadła sięgnęła do torebki i wyciągnęła
podkładkę do pisania, po czym uniosła wzrok na profesor Trelawney, jakby
bezdźwięcznie mówiła: „Jestem gotowa, może pani już zaczynać.”
-
Dzisiaj będziemy kontynuować naukę o proroczych snach – zaczęła Trelawney z
lekkim wahaniem w głosie. – Podzielcie się w pary i interpretujcie swoje
ostatnie sny za pomocą Sennika, jak opisano w przewodniku.
Harry
otworzył Sennik, desperacko próbując ignorować obecność profesor Umbridge.
Cieszył się, że siedzi z samego tyłu pomieszczenia, z dala od ropuchowatej
kobiety. Umbridge nie pozostała na długo na swoim miejscu. Minęło tylko kilka
minut zanim wstała i zaczęła podążać za profesor Trelawney, zadając pytania,
gdy tylko miała na to ochotę.
-
Powinniśmy wykorzystać twoją wczorajszą wizję? – zapytał Ron. – Z chęcią bym
zobaczył, co Umbridge powie po usłyszeniu czegoś takiego.
-
Pewnie dałaby nam szlaban za zakłócanie lekcji – wymamrotał Harry. – Poza tym,
nie chcemy, żeby wszyscy wiedzieli, że mam sny o Voldemorcie. Wyobrażasz sobie,
co Ministerstwo by zrobiło, gdyby się o tym dowiedziało? – Harry westchnął i
przekartkował swój dziennik snów. – Reszta moich snów nie ma sensu. Kolory,
głosy i uczucia. Tylko to pamiętam.
Ron
zaczął przerzucać kartki Sennika.
-
No to… co to były za uczucia? – zapytał.
Harry
wzruszył ramionami.
-
Ciężko wyjaśnić – powiedział szczerze. – To było jak silne poczucie, że chcę
coś chronić, coś ważnego. Ale był też strach, ale nie tak silny… Dlaczego?
Ron
odchrząknął i przyjrzał się czytanej stronie książki.
-
Cóż, to może być coś tak prostego jak zapomniane zadanie – zaproponowały,
zaczynając kartkować strony. – Albo może służysz jako łącznik komuś innemu.
Dziwne. Mam nadzieję, że to chodzi o to pierwsze. Jak ludzie mogą przewidywać
rzeczy, które są od siebie całkowicie różne?
-
To dlatego ten temat zwykle nie jest traktowany poważnie – powiedział Harry z
szerokim uśmiechem.
Profesor
Trelawney i Umbridge były tylko stolik od nich. Harry miał cichą nadzieję, że
nie podejdą do nich. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował była Trelawney
przepowiadająca mu śmierć tuż przy Umbridge. Chociaż wydawało się, że profesor
Trelawney robi się coraz bardziej poruszona, jak tylko mijało więcej czasu.
Najwyraźniej nie podobało jej się to, jak ktoś tak ją obserwuje.
-
Pani profesor – powiedziała w końcu Umbridge, - jak długo dokładnie pani
pracuje na tym stanowisku?
-
Niemal szesnaście lat – odpowiedziała ostrożnie Trelawney.
Umbridge
zanotowała coś na swojej podkładce.
-
Rozumiem – powiedziała. – Zatrudnił panią profesor Dumbledore, prawda?
Profesor
Trelawney skinęła głową, po czym patrzyła, jak Umbridge robi kolejną notkę.
-
Słyszałam, że jest pani pra-prawnuczką sławnej wieszczki Kasandry Trelawney,
czy to prawda?
-
Tak, zgadza się – odpowiedziała dumnie profesor Trelawney.
-
I jest pani pierwszą w rodzinie od Kasandry, która posiadła dar jasnowidzenia?
– zapytała Umbridge, robiąc kolejną notatkę. – Pierwszą od czterech pokoleń,
prawda? – Zapisała coś kolejny raz. – Rozumiem. Cóż, więc może mogłaby pani
przewidzieć coś mnie?
-
Przepraszam? – zapytała profesor Trelawney, jakby została spoliczkowana. –
Wewnętrzne Oko nie widzi na komendę! Każdy z choćby uncją wiedzy na ten temat
wie o tym! Zmuszanie Oka do Widzenia może być niebezpieczne dla każdego
jasnowidza!
-
Hymm, skoro tak pani mówi – powiedziała profesor Umbridge słodkim i cichym
głosem, spisując kilka kolejnych zdań. – To było niezwykle pouczające, pani profesor. Dziękuję. – Bez zbędnych słów, Umbridge
wróciła do swojego krzesła i usiadła, kontynuując spisywanie notatek i nie
mówiąc już ani słowa do końca zajęć.
Umbridge
pierwsza wyszła na dźwięk dzwonka i czekała na wszystkich w klasie obrony przed
czarną magią, gdzie przybyli dziesięć minut później. Wyglądała na wielce
zadowoloną z siebie, co sprawiło, że żołądek Harry’ego skręcił się. Jeśli tak
się zachowywała z profesor Trelawney, Harry cieszył się, że Hagrid jeszcze nie
wrócił. Nie chciał myśleć, co Umbridge zrobiłaby z nim.
-
Wszyscy odłożyć różdżki – powiedziała profesor Umbridge z uśmiechem, gdy
zajęcia się zaczęły i poczekała, aż wszyscy posłuchają. – Skoro na ostatniej
lekcji skończyliśmy rozdział pierwszy, proszę przejść na stronę dziewiętnastą i
rozpocząć czytanie rozdziału drugiego: Powszechne Teorie Obronne i ich
Pochodzenie. Nie ma powodu do rozmów, więc oczekuję ciszy. Zaczynajcie.
Harry
westchnął, otwierając książkę na właściwej stronie. Świetnie. Właśnie tego Harry potrzebował, by oderwać umysł od
pewnych rzeczy – czytania wyjątkowo nudnej książki napisanej przez kogoś, kto
wyraźnie nie miał swojego doświadczenia w tym temacie. Zaczął się zastanawiać,
czy Umbridge zauważy, jeśli zaczaruje bardziej interesującą książkę tak, by
wyglądała jak podręcznik. Wtedy przynajmniej mógłby nauczyć się czegoś podczas
tych nudnych zajęć.
Dźwięk
Umbridge odsuwającej swoje krzesło wyrwał Harry’ego z myśli, więc podniósł
głowę i zauważył rękę Hermiony w powietrzu. Spoglądając na niską nauczycielkę,
Harry patrzył, jak podchodzi do pierwszego rzędu biurek, aż nie stanęła twarzą
w twarz z Hermioną.
-
Coś nie tak, panno Granger? – wyszeptała profesor Umbridge, pochylając się
bliżej Hermiony.
-
Już przeczytałam rozdział drugi – powiedziała Hermiona, a jej głos rozniósł się
po pomieszczeniu. – Przeczytałam całą książkę.
Z
pewnością nie tego spodziewała się Umbridge. Zamrugała kilka razy, zanim na jej
twarzy pojawiło się sceptyczne spojrzenie.
-
Jeśli tak, to może mi pani powie, co pan Slinkhard mówi o przeciwzaklęciach w
rozdziale piętnastym.
Hermiona
uśmiechnęła się.
-
Mówi, że przeciwzaklęcia zostały niewłaściwie nazwane – powiedziała
natychmiast. – Uważa, że „przeciwzaklęcia” to nazwa, która sprawia, że ludzie
uważają faktyczne zaklęcia czy klątwy za bardziej akceptowalne, ale nie zgadzam
się z tym. Oczywiste jest, że pan Slinkhard nie przepada za klątwami, ale mogą
być przydatne, gdy używa się ich w obronie.
-
Ach tak? – zapytała profesor Umbridge, a jej oczy zwęziły się na moment, zanim
się wyprostowała, starając się utrzymać neutralny wyraz twarzy. – Niestety,
panno Granger, w tej klasie ma znaczenie tylko opinia pana Slinkharda. Nie pani… - Jej wzrok przeniósł się na
chwilę na Harry’ego, zanim nie wrócił do Hermiony, - i nie kogokolwiek innego.
Czy to jasne?
Hermiona
się z tym nie zgadzała.
-
Ale…
-
Wystarczy, panno Granger – powiedziała surowo profesor Umbridge, po czym
wróciła do swojego biurka i usiadła. – Obawiam się, że muszę odjąć pięć punktów
Gryffindorowi za bezsensowne zakłócanie zajęć. Proszę przerwać je ponownie, a
będę musiała przypisać pani szlaban. Jestem tu, by nauczać zaakceptowanymi
przez Ministerstwo metodami, a nie oddawać się dziecięcej fantazji. A teraz
wszyscy wracajcie do rozdziału drugiego.
Nikt
nie powiedział ani słowa przez resztę zajęć. W chwili, gdy zajęcia się
skończyły, wszyscy wybiegli z klasy, nie chcąc spędzać ani trochę więcej czasu
z Umbridge niż to absolutnie konieczne. Hermiona była bardzo milcząca podczas
kolacji i przez cały wieczór. Harry i Ron nie wiedzieli, co zrobić i skończyło
się na tym, że pracowali nad jak największą ilością zadań domowych, zanim nie
poszli spać.
^^^
Następnego
ranka Harry obudził się z wzdrygnięciem, czując się bardziej wyczerpany niż
czuł się od jakiegoś czasu. Miał dziwny sen o długim, ciemnym korytarzu, który
zakończył się ślepym zaułkiem przy zamkniętych drzwiach. Tępy ból, pochodzący z
blizny też nie pomagał. Z wielką niechęcią, Harry wstał z łóżka, umył się i
przebrał, po czym wyszedł z wieży Gryffindoru do skrzydła szpitalnego po swój
eliksir. Kiedy go otrzymał, Harry znalazł się w Wielkiej Sali, gdzie spisał
swój sen w dzienniku snów.
Gdy
odłożył swój dziennik, nagle przypomniał sobie pierwszą rzecz, która wydarzyła
się poprzedniego ranka i zdał sobie sprawę, że przez to wszystko zapomniał
porozmawiać z Syriuszem i Remusem o Voldemorcie. Po zjedzeniu szybkiego
śniadania, Harry pognał do wieży Gryffindoru i wyciągnął z kufra lusterko.
Wciąż było wcześnie, więc Harry rzucił kilka zaklęć wyciszających i zaciągnął
kotary, zanim zawołał imię Syriusza. Mimo wczesnej godziny nie chciał odkładać
na później kontaktu z opiekunami.
Nie
minęło wiele czasu nim twarz Remusa pojawiła się w lusterku.
-
Dzień dobry, szczeniaku – powiedział Remus z uśmiechem. – Czemu zawdzięczam ten
zaszczyt?
Harry
nie był w stanie odwzajemnić uśmiechu. Widok twarzy Remusa wyciągnął na
powierzchnię wszystkie lęki Harry’ego dotyczące jego opiekunów.
-
Remus, wiem, że zabrzmię jak paranoik, ale musisz mi obiecać, że będziecie z
Syriuszem uważać – powiedział szybko. – Powiedz, że nie pozwolisz chodzić
Syriuszowi samemu i upewnisz się, że będzie nad sobą panował, proszę?
Uśmiech
Remusa zniknął całkowicie i został zastąpiony spojrzeniem pełnym troski.
-
Harry, co się dzieje? – zapytał ostrożnie. – Czy coś się wydarzyło? Miałeś
kolejną wizję dziś w nocy? Boli cię blizna?
-
Trochę, ale przeżyję – powiedział pospiesznie Harry. – Jak wiele profesor
Dumbledore powiedział wam o mojej wizji sprzed dwóch dni?
Remus
wzruszył ramionami.
-
Niewiele; tylko to, że śniłeś o tym, że Voldemort się budzi i zwołuje
śmierciożerców. Dumbledore powiedział nam też, że po tym miałeś wybuch
potężniejszy niż mogłeś sobie poradzić. Dlaczego?
Harry
potarł oczy pod okularami.
-
Ponieważ Voldemort jest zdeterminowany, by się dowiedzieć cokolwiek o tych
wybuchach – przyznał. – Będzie próbował was obu dorwać, wiem to. Proszę, proszę, uważajcie na siebie!
-
Ty również, szczeniaku – powiedział poważnie Remus. – Poinformuję o tym Łapę i
obiecuję, że będziemy uważać, okej? – Poczekał, aż Harry skinie głową ze zgodą.
– A jak idzie wszystko inne? Umbridge nadużywa już swojej pozycji?
-
Czy naprawdę muszę ci na to odpowiadać? – zapytał retorycznie Harry. – Trudno
jest nie powiedzieć nic w klasie, zwłaszcza gdy Umbridge zaczyna tą swoją
przemowę na temat tego, że „Ministerstwo ma rację, wy się mylicie, oni są
bystrzy, a wy głupi”. Nie rozumiem, jak Ministerstwo sobie radzi z tyloma
skargami na jej temat.
-
Nie jesteś jedyny – powiedział szczerze Remus. – Wiem, że to dla ciebie trudne,
Harry, zwłaszcza po tym, co się stało w ostatnich dniach. Jakkolwiek to może
być ciężkie, spróbuj nie myśleć o Voldemorcie. Z pewnością nie zaatakuje
Hogwartu, skoro dopiero co obudził się ze śpiączki. Pamiętaj o swoich
technikach uspokajających. Skup się na tym, co możesz kontrolować. Jesteśmy z
Syriuszem chronieni, więc nie martw się o nas, dobrze?
Harry
skinął głową, zaczynając czuć, jak niepokój go opuszcza. Remus miał rację. Nie
miało sensu skupiać się na sprawach, nad którymi nie miał kontroli. Zrobił
wszystko, co mógł, ostrzegając Remusa, że istnieje możliwość, że Voldemort
weźmie sobie na cel Huncwotów. Miał tylko nadzieję, że Syriusz posłucha jego
ostrzeżenia. Odkąd uciekł z Azkabanu, Syriusz nie znosił ograniczeń. Kochał
wolność i zawsze jak najlepiej ją wykorzystywał.
-
Coś jeszcze zaprząta ci głowę, szczeniaku? – zapytał Remus po kilku chwilach
ciszy.
-
Nic, z czym nie mógłbym sobie poradzić – powiedział Harry z lekkim uśmiechem,
chcąc uspokoić mężczyznę. – Po prostu martwiłem się o waszą dwójkę. Skontaktuję
się z wami, jeśli coś się wydarzy, okej?
-
W porządku – powiedział Remus ze skinięciem. – Wiesz, że zrobimy to samo.
Trzymaj się, Harry, i postaraj się nieco zabawić. Wyglądasz, jakbyś tego
potrzebował.
Harry
pożegnał się z Remusem, po czym schował lusterko do kufra. Dostrzegł, że łóżko
Rona jest puste, tak samo jak posłanie Neville’a, podczas gdy Dean i Seamus
desperacko próbują jeszcze trochę odpocząć. Chwytając szkolną torbę, Harry
skierował się do Wielkiej Sali, gdzie zauważył, że Ron i Hermiona rozmawiają ze
sobą cicho, jedząc. Harry uznał to za dziwne. Zwykle, gdy Ron i Hermiona
rozmawiali, walczyli ze sobą o coś błahego. Teraz wyglądali niemal tak, jakby
coś knuli.
Jego
podejrzenia tylko się zwiększyły, gdy dotarłszy do przyjaciół, ci natychmiast
ucichli, odwracając się do niego z wielkimi uśmiechami na twarzach. O tak, zdecydowanie to nie dobrze. Coś knują.
-
Dzień dobry – powiedział ostrożnie Harry, siadając. – Co się dzieje?
-
Tylko rozmawiamy o Umbridge – rzekł Ron, wzruszając ramionami. – Chyba to
pierwszy dzień, kiedy wstałem przed tobą, co, Harry?
Harry
uśmiechnął się.
-
Niezła próba – powiedział, świadom tego, że Ron próbuje zmienić temat. –
Rozmawiałem z Remusem. Nałożyłem zaklęcia wyciszające wokół łóżka, żebym nikogo
nie obudził. Nie zamierzacie zrobić czegoś, co może wpędzić nas w kłopoty z
Umbridge, prawda?
Harry
spojrzała na Harry’ego niewinnie.
-
Ani trochę – powiedziała z uśmiechem. – Chodźcie, musimy zajść na zaklęcia. Nie
chcemy się spóźnić.
Harry
wyszedł za Ronem i Hermioną z Wielkiej Sali i do klasy zaklęć. Naprawdę mu się
to nie podobało. Ron i Hermiona wyraźnie coś knuli, ale dlaczego trzymali to w
sekrecie przed nim? Może wiedzą, że im z
tym nie pomogę. To z pewnością była jakaś możliwość. Harry jasno dał do
zrozumienia, co sądzi o sprawie profesor Umbridge. Musiał pozostać w cieniu na
jej zajęciach i gdy była w pobliżu. Nie miał innego wyboru.
Wchodząc
do klasy transmutacji na drugie zajęcia tego dnia, Harry musiał ugryźć się w
język, gdy dostrzegł profesor Umbridge siedzącą w kącie z podkładką w ręku. To
z pewnością będzie interesująca lekcja. Wszyscy wiedzieli, że zastępczyni
dyrektora była wierna dyrektorowi. Nawet jeśli nie zgadzała się z decyzjami
Dumbledore’a, profesor McGonagall stała za nim murem. W tej chwili tego typu
myślenie czyniło McGonagall wrogiem Ministerstwa i Umbridge.
Harry,
Ron i Hermiona zajęli swoje zwykłe miejsca, gdy profesor McGonagall weszła do
pomieszczenia, przechodząc obok Umbridge bez jakiegokolwiek potwierdzenia, że
wie o obecności kobiety. Gdy McGonagall dotarła do biurka i odwróciła się do
klasy, zapadła cisza.
-
Panie Finnigan, proszę podejść i rozdać zadania domowe – powiedziała. – Panno
Brown, proszę zabrać pudełko myszy… - McGonagall westchnęła, gdy Lavender
wydała z siebie cichy skrzek, - … och, wystarczy. Nie skrzywdzą pani. Proszę
dać po jednej każdemu uczniowi.
-
Yhm, yhm – powiedziała profesor Umbridge, najwyraźniej udając kaszel, ale jej
próba przyciągnięcia uwagi została zignorowana.
Seamus
rozdał szybko eseje. Dostawszy swój, Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu,
gdy zobaczył „P nim włożył go do torby. Ron również się uśmiechał, dostawszy
„Z” za swoje zadanie. Jedno spojrzenie na wielki uśmiech Hermiony powiedział
mu, że również nieźle poradziła sobie z zadaniem. Każdemu z nich Lavender
podała mysz, przy czym dziewczyna wyglądała na całkowicie zniesmaczoną swoją
pracą. Trzymając ostrożnie swoje myszy, Harry i Ron skupili uwagę na profesor
McGonagall, by uzyskać instrukcje.
-
Słuchajcie wszyscy uważnie – ogłosiła profesor McGonagall. – Większość z was z
powodzeniem sprawiła, że ślimaki zniknęły, a ci, którym się nie udało, zdołali
dostrzec ogólną ideę zaklęcia. Dzisiaj będziemy…
-
Yhm, yhm – przerwała ponownie Umbridge.
-
Tak, pani profesor? – zapytała profesor McGonagall, spoglądając bezpośrednio na
Umbridge.
-
Byłam ciekawa, pani profesor, czy dostała pani moją notkę dotyczącą daty i
godziny pani inspekcji…
-
Najwyraźniej tak, bo w innym wypadku zapytałabym pani, co pani robi w mojej
klasie – powiedziała surowo McGonagall, po czym odwróciła się od Umbridge i w
stronę klasy. – Dzisiaj będziemy ćwiczyć znacznie trudniejsze zaklęcie
znikające na myszy. Zaklęcia znikające stają się coraz bardziej…
-
Yhm, yhm.
Profesor
McGonagall westchnęła, gdy jej cierpliwość wyraźnie kończyła się.
-
Profesor Umbridge, jest pani tu by
obserwować, jak instruuję moją klasę – powiedziała surowo. – Sama będąc
nauczycielem chyba powinna pani rozumieć, by nie przerywać w bezsensownych sprawach. – Oczy profesor
Umbridge rozszerzyły się na to oświadczenie, nim zaczęła pisać na swojej
podkładce, podczas gdy profesor McGonagall skierowała swoja uwagę na klasę. –
Jak mówiłam, zaklęcia znikające stają się coraz bardziej trudniejsze, gdy
wzrasta złożoność zwierzęcia. Potrzebujecie absolutnej koncentracji. Zobaczymy,
jak sobie poradzicie.
Przez
resztę zajęć, profesor Umbridge pozostawała w kącie i jak szalona robiła
notatki. Harry robił wszystko, by ją zignorować i skoncentrować się na
zniknięciu myszy. Powoli robił postępy. McGonagall miała rację. To wymagało
wielkiej koncentracji. Do tej pory zdołał sprawić, by zniknęła przednia połowa
myszy.
Profesor
McGonagall monitorowała postępy wszystkich, oferując słowo rady, gdy poczuła,
że to konieczne. W końcu podeszła do biurka Harry’ego i posłała mu lekki uspokajający
uśmiech, nim pochyliła się bliżej niego.
-
Zobacz się ze mną po zajęciach, Harry – wyszeptała McGonagall, po czym przeszła
do kolejnego biurka.
Gdy
zajęcia w końcu się skończyły, Harry został z tyłu, gdy wszyscy wyszli z
pomieszczenia po odłożeniu myszy z powrotem do pudełka. Profesor McGonagall
wycofała się do swojego biurka i sięgnęła po coś do szuflady. Mając nadzieję,
ze nie zrobił nic złego, Harry podszedł do McGonagall z nerwowym wyrazem
twarzy. Szybko przemyślał wszystko, co robił przez ostatnie dwa dni, ale nie
potrafił znaleźć nic, co zrobiłby źle.
Profesor
McGonagall posłała Harry’emu uspokajający uśmiech.
-
Profesor Dumbledore chciał, żebym ci to dała, Harry, jeśli tego chcesz –
powiedziała miękko, podając mu drewnianą szkatułkę i czekała, aż Harry ją
otworzy i zobaczy naszyjnik z czarnych kwadratowych, podobnych do szklanych
koralików. Naszyjnik tłumiący. Środkowy koralik był nieco większy niż
pozostałe. – Profesor Dumbledore zaczarował naszyjnik tak, żebyś mógł go używać na zasadzie włączania i wyłączania, gdy tylko zechcesz.
Żeby go włączyć, dotknij środkowego koralika i powiedz „Aktywuj”. Żeby go
wyłączyć, dotknij koralika i powiedz „Dezaktywuj”.
Harry
zamknął szkatułkę i spojrzał na profesor McGonagall z lekkim uśmiechem na
twarzy. Całkowicie zapomniał o propozycji Dumbledore’a.
-
Dziękuję, pani profesor – powiedział Harry i dyskretnie włożył pudełko do
szkolnej torby. – Proszę podziękować profesorowi Dumbledore’owi ode mnie.
Profesor
McGonagall skinęła głową, wstając.
-
Dobrze, panie Potter – powiedziała surowo. – Może pan iść.
Harry
skinął głową i opuścił klasę, zauważając, że profesor Umbridge czekała z
niecierpliwym wyrazem twarzy. Rzuciła Harry’emu podejrzliwe, ostre spojrzenie,
nim skupiła uwagę na profesor McGonagall. To mogła być interesująca rozmowa,
którą mógłby podsłuchać, ale Harry nie sądził, by chciał ryzykować, biorąc pod
uwagę spojrzenia, które posyłała mu Umbridge.
Jakby
transmutacja nie była wystarczająca, Umbridge była również obecna na opiece nad
magicznymi stworzeniami. Była już na miejscu, przepytując profesor
Grubbly-Plank, gdy Harry, Ron i Hermiona przybyli na zajęcia. Harry postanowił
stanąć z dala od profesor Umbridge, czym Ron i Hermiona byli bardzo zadowoleni
i nie zamierzali stawać z resztą Gryfonów. Żaden z nich nie lubił nowej
nauczycielki.
Gdy
zajęcia się zaczęły, profesor Umbridge zaczęła wędrować przez grupki uczniów,
przepytując kilku i przechodząc obok innych. Harry robił, co tylko mógł, by
zignorować jej rozpraszające zachowanie i skupić się na profesor Grubbly-Plank,
która mówiła o Kudłoniach i Kugucharach. Umbridge nie pozostała dłużej. Po
zadaniu kilku uczniom pytań o Hagrida, profesor Umbridge zawiadomiła
Grubbly-Plank, że otrzyma wyniki kontroli w ciągu dziesięciu dni i ruszyła do
zamku. Na szczęście, Harry nie widział Umbridge przez resztę dnia.
Tego
wieczora Harry szybko zakopał się w pracy domowej. To był kolejny długi dzień,
więc Harry nie potrafił doczekać się, by pójść spać, ale z determinacją chciał
najpierw dokończyć swoje zadanie. Jego blizna bolała cały dzień i naprawdę
zaczynało go to irytować. Nie zdając sobie z tego sprawy, Harry nieustannie
pocierał bliznę lewą ręką, podczas gdy prawą pisał. To nie usuwało bólu, ale
też go nie pogarszało.
-
Wszystko w porządku, Harry? – zapytała cicho Hermiona, przerywając milczenie.
Harry
skinął głową. Naprawdę nie chciał teraz zaczynać rozmowy o bliźnie i
Voldemorcie.
-
To tylko ból głowy – powiedział bez przemyślenia.
Hermiona
spojrzała na Rona, nim odetchnęła głęboko i odwróciła się do Harry’ego.
-
Posłuchaj, myślę, że to jasne, że w tym roku nie nauczymy się niczego o
prawdziwej obronie od profesor Umbridge – powiedziała jednym tchem. – Ja… eee…
cóż… sądzę, że powinniśmy zacząć sami się uczyć. – Harry spojrzał na Hermionę z
uniesioną brwią. – Wiesz, że musimy, Harry. Nikt z nas nie będzie gotowy na
nasze praktyczne egzaminy z sumów, jeśli tego nie zrobimy, a to nie jest jedyny
powód. Skoro V-Voldemort wrócił, musimy być gotowi. Musimy być w stanie się bronić.
-
Jak zamierzasz to zrobić? – zapytał Harry z zakłopotaniem. Nie przegapił tego,
że Hermiona rzeczywiście wymówiła imię Voldemorta i z częściowego wzdrygnięcia,
Ron również to dostrzegł. – Spędziłem cztery lata uczenia się w klasie i nic z
tego ani odrobinę nie zmieniło sytuacji na cmentarzu ani nawet tej nocy na
błoniach, gdy zostałem zaatakowany, próbując bronić pana Croucha. Syriusz
spędził całe wakacje przerabiając ze mną różne scenariusze przetrwania, a to
wciąż nie wystarczyło. To po prostu nie tak łatwe, jak próbujecie to
przedstawić.
-
Nie mówię, że to będzie łatwe – poprawiła Hermiona. – Wiem, że to będzie ciężka
praca i wiem też, że to nie jest coś, co możemy osiągnąć w normalnym środowisku
szkolnym. Będziemy też potrzebowali nauczyciela z większą wiedzą niż większości
z nas i umiejętnościami czynienia tematu interesującym.
-
Prosisz o cud – wymamrotał Harry, po czym wrócił do eseju. – Próbowanie
osiągnąć czegoś takiego bez pozwalania, by Umbridge się o tym dowiedziała jest
ryzykowne, ponieważ to sprzeczne z „przepisami Ministerstwa”.
-
Więc musimy się upewnić, że nikt się nie dowie – stwierdziła Hermiona. – Możemy
wykorzystać Pokój Życzeń. Pokój zmieni się tak, jak będziemy tego potrzebować i
może nam zapewnić wiele materiałów, nie zgodzisz się?
Harry
przemyślał to przez chwilę. Hermiona w zasadzie mówiła o tym, co pierwotnie
planował zrobić samemu.
-
To wykonalne – powiedział ostrożnie Harry, odkładając pióro. – Problemem jest
tylko nauczyciel. Profesor Flitwick mógłby być dobrym wyborem, ale
zaangażowanie jakiegokolwiek nauczyciela oznaczałoby, że zaryzykują swoje
kariery dla nas. Nie chciałbym stawiać nikogo w takiej sytuacji.
-
Nie myślałam, żeby to ktoś dorosły nas uczył – powiedziała ostrożnie Hermiona,
rzucając szybkie spojrzenie Ronowi, który skinął głową, by kontynuowała. –
Raczej myślałam nad uczniem, który byłby w stanie przekazać swoją wiedzę na
temat swoich osobistych doświadczeń.
Harry
spojrzał na Hermionę ze zdezorientowaniem, po czym uświadomił sobie, do kogo
się odnosiła. Chciała, żeby to on nauczał! On – Harry Potter – dzieciak, który
przyciągał kłopoty jak magnes i jedna z osób, które Ministerstwo obecnie
obserwowało jak jastrząb! Pewny, że postradała zmysły, Harry spojrzał na Rona,
szukając pomocy, ale dostrzegł, że ten z niecierpliwością czekał na odpowiedź.
Ron się z nią zgadzał!
-
Jesteście szaleni – powiedział w końcu Harry. – Wiecie o tym, prawda? Nie
jestem nauczycielem. Nie wiem, jak uczyć. Jeśli ktokolwiek powinien to robić,
powinnaś to być ty, Hermiono. Pokonałaś mnie na każdym możliwym teście…
-
Tylko na testach, które bazują na książkowej wiedzy – przerwała mu Hermiona. –
Pokonałeś mnie na przeszkodach, które Remus zorganizował na trzecim roku. Nie
potrafiłam pokonać mojego bogina. Syriusz i Remus uczyli cię obrony przez ile…
trzy letnie przerwy? A to nie obejmuje lekcji Patronusa, które Remus dawał ci
na trzecim roku. To nie wszystko, Harry. Pomyśl o tym, co zrobiłeś.
Harry
natychmiast zbladł, wciągając ostro powietrze. To z pewnością była ostatnia
rzecz, jaką chciał robić.
-
Może lepiej nie, okej? – powiedział cicho. – Nie chcę myśleć o patrzeniu na śmierć dobrego przyjaciela. Nie chcę myśleć o
tym, jak widziałem, jak Cedric i moi rodzice wychodzą z różdżki Voldemorta,
krzycząc do mnie, żebym nie puszczał, podczas gdy jedyne, co chciałem to się
poddać. Nie mogę myśleć o tym, co
przebiegało przez moją głowę, gdy śmierciożercy wyciągnęli mnie z pociągu,
gotowi zabrać mnie tam, gdzie trzymany był Voldemort. Muszę wam przypomnieć, że
osoba, której jesteście gotów powierzyć tak wiele wiary nie była w stanie
przeciwstawić się swojemu mugolskiemu wujowi? Muszę wam przypominać, jak wiele
razy te małe eskapady, którymi jesteście tak bardzo gotowi się chwalić, niemal
kosztowały mnie życie?
Hermiona
i Ron spuścili spojrzenia, wyglądając na wyraźnie zawstydzonych, że poruszyli
tak delikatny temat.
-
Nie chcieliśmy… wybacz, Harry – powiedział cicho Ron, po czym spojrzał
zdezorientowany na Harry’ego. – Co masz na myśli, mówiąc, że Cedric i twoi rodzice wyszli z różdżki Voldemorta?
Harry
odetchnął głęboko, starając się zachować spokój. Nie mógł uwierzyć, że mu się
to wymsknęło. Wypuszczając powoli oddech, potrząsnął głową i zaczął odkładać
swoją pracę domową.
-
Jeśli chcecie się uczyć, dobrze – powiedział spokojnie. – Rozumiem, że chcecie
się przygotować. Mogę dać wam rady, jeśli będziecie ich potrzebowali, ale nie
będę was uczył. Nie zdajecie sobie sprawy z tego, że większość rzeczy, które
przeżyłem to całkowite i zupełne szczęście. Robiłem to wszystko tylko po to, by
przeżyć. Tam w pociągu, nie próbowałem zaimponować całej szkole. Walczyłem o
swoje życie i szansę ponownego zobaczenie Syriusza i Remusa.
Wstając,
Harry chwycił swoją torbę i spojrzał na najlepszych przyjaciół z biernym
wyrazem twarzy, starając się ukryć ból, który czuł głęboko w środku. Jego
wspomnienia z tamtej nocy wciąż były świeże w jego umyśle.
-
Myślałem, że moi przyjaciele to zrozumieją – powiedział cicho. – Chyba się
myliłem.
Nie
czekając na słabe przeprosiny, Harry wycofał się do swojego dormitorium. Nie
mógł uwierzyć, że Ron i Hermiona dali się złapać w ten szum medialny,
twierdzący, że Harry Potter był bohaterem. Nie był. Był tylko dzieciakiem,
który miał talent do przetrwania. Niestety wszyscy wokół niego nie mieli tyle
szczęścia. Jego rodzice umarli, ponieważ z jakiegoś powodu Voldemort czyhał na
niego. Cedric umarł, ponieważ Voldemort chciał go do swojego rytuału.
Harry
czuł, jak pieką go oczy, gdy padł na łóżko i ukrył twarz w poduszce. Przez tak
długi czas starał się być silny. Nikt nie wiedział, jak bardzo Harry podziwiał
Cedrica. Cedric Diggory miał wszelkie prawo nienawidzić Harry’ego za to, że ten
wszedł do Turnieju, ale zamiast tego, Cedric uważał na młodszego reprezentanta.
Cedric chronił Harry’ego przed Ritą Skeeter i dał mu swoją przyjaźń, gdy większość
odwróciła się do niego plecami. Nie można było zaprzeczyć, że Harry tęsknił za
Cedrikiem. Cedric traktował go jak normalną osobę, jak równego sobie. Nie miało
znaczenia to, że był trzy lata starszy. Nie miało znaczenia to, że Harry był
chłopcem, który przeżył.
Ciche
łzy wymknęły się z oczu Harry’ego, pochłonięte zaraz przez poduszkę. Syriusz i
Remus uparcie twierdzili, że śmierć Cedrica nie była winą Harry’ego, ale mimo
to chłopak wciąż miał poczucie winy, bo z powodu obsesji Voldemorta na jego
punkcie, dobry człowiek stracił życie. Jak wiele innych dobrych ludzi straci życia z powodu Voldemorta? Jak wiele kolejnych
rodzin Voldemort zniszczy? Remus kazał Harry’emu skupić się na tym, co może
kontrolować, ale Harry nie mógł nic na to poradzić. Rzeczy w jego życiu, nad
którymi nie miał kontroli, były zbyt przytłaczające, żeby je ignorować.
Harry naprawdę dojrzał i zaczął myśleć,a nie działać. Po takich doświadczeniach to nic dziwnego. Ron i Hermiona mają rację z koniecznością dodatkowych zajęć,ale muszą też zrozumieć przyjaciela.
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie. Pozdrawiam.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, oby było dobrze bo Umbridge cały czas obserwuje Harrego, niech trzyma się z daleka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia