Freedom
leciał gorączkowo przez korytarz, usiłując sobie przypomnieć, czy Ron i
Hermiona kiedykolwiek wspomnieli, gdzie odbywały się zebrania GD, przynajmniej
na którym piętrze. Mętnie przypomniał sobie coś o siódmym piętrze, więc szybko
wystrzelił w górę jak pasmo błyskawicy. Ale gdy tam dotarł, nie wiedział, co
począć. Nie był pewny, który pokój był Pokojem Życzeń, a nawet gdyby wiedział,
jak miałby otworzyć drzwi i jak miałby komunikować się z przyjaciółmi, nawet gdyby
je otworzył? Żaden z nich nie potrafił rozmawiać w jego języku.
Zdesperowany
latał w tę i z powrotem. Co zrobić? Muszę
ich ostrzec, ale jak? Myśl, do cholery, myśl! Jesteś bystry, Harry, użyj
swojego mózgu do czegoś więcej niż powodowania psot, jak powiedziałby Snape.
Kto może się tu dostać, odnaleźć pokój i ostrzec ich na czas, kto zrozumie
również ciebie? Sev mógłby, ale on jest w laboratorium, warzy i zanim tu
dotrze, Umbridge też zdąży. Więc… kto został?
Potem
przypomniał sobie inny moment, gdy zawołał po pomoc, gdy Severus był poważnie
ranny przez klątwę Cruciatus. Oczywiście!
Och, jestem TAKIM durniem! Wciągnął powietrze i zaskrzeczał: TWIXIE!
Sekundę
lub dwie później, skrzat domowy Snape’a – a przynajmniej tak Harry o niej
myślał – pojawił się w polu jego widzenia.
-
Wzywałeś, Freedom?
Twixie, wiesz, jak znaleźć
Pokój Życzeń? Bo to naprawdę ważne. Moi przyjaciele zostali zdradzeni i
Umbridge będzie tu za minutę, żeby… uch… aresztować ich albo coś, więc proszę,
musisz ich ostrzec!
Twixie
zamrugała. Potem powiedziała:
-
Nie wiem, gdzie to jest, ale Zgredek może wiedzieć. – Klasnęła w ręce i
zawołała: – Zgredku!
Rozległ
się kolejny trzask, po czym pojawił się Zgredek.
-
Co się stało, Twixie?
Twixie
powiedziała mu, po czym skrzat szybko zniknął, mówiąc:
-
Ostrzegę młodych czarodziei i ocalę ich przed paskudną, złą wiedźmą!
Freedom
wydał z siebie radosny okrzyk. Dajesz,
Zgredku! Dzięki, Twixie! Jesteś najlepsza.
Skrzatka
zarumieniła się.
-
Nie ma za co, młody jastrzębiu. A teraz muszę iść, mam podłogi do pozamiatania.
Och, i szuka cię pan Severus, więc powinieneś wracać do domu. – Potem zniknęła.
„Prawda. Pójdę do domu jak
tylko upewnię się, że nic im nie jest”, pomyślał Freedom.
Minutę
później, usłyszał otwierające się drzwi i kilku uczniów wysypało się na
korytarz, biegnąc szybko z bladymi i przerażonymi twarzami.
-
Szybko, schodami w dół! Pospieszcie się! Nadchodzi inną klatką schodową!
Freedom
krążył nad ich głowami. Rzeczywiście słyszał uderzenia obcasów Umbridge
będących niczym marsz śmierci, jak również innych stóp zmierzających
zdecydowanym krokiem w dół korytarza.
Większość
uczniów już uciekła, ale Ron, Hermiona i Neville ostatni ewakuowali się z
pomieszczenia i nie mieli czasu, by biec, nim zauważyła ich Umbridge.
-
Stać! Co wy tu robicie? Jest po ciszy nocnej i bez względu na to, czy jesteście
prefektami, czy nie, jesteście poza pokojem wspólnym!
Trójka
zamarła, niczym jeleń złapany w reflektory samochodu.
Drzwi
do Pokoju Życzeń były uchylone. Umbridge wskazała na nie, więc dwójka aurorów,
Shacklebolt i Dawlish w towarzystwie Korneliusza Knota, który przybył do
szkoły, by odkryć, dlaczego Dolores nie odpowiada na listy, pchnęli je do
środka pomieszczenia.
Umbridge
podeszła do trójki uczniów z uśmiechem zadowolenia na twarzy.
-
A teraz zobaczmy, co się tutaj dzieje. Wygląda na to, że wszyscy mieliście
spotkanie dokładnie wbrew Dekretowi Edukacyjnemu nr 24.
-
Nie robiliśmy nic złego! – krzyknął Ron, a jego piegi ostro kontrastowały się z
jego trupio bladą cerą.
Hermiona
tylko patrzyła na drugą wiedźmę i nie powiedziała ani słowa, zaciskając ciasno
usta.
Neville
zawył i wzdrygnął się, ale też nic nie powiedział.
Wściekły
Freedom patrzył, pragnąc uderzyć Umbridge w tył głowy zaciśniętymi szponami,
ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Stój
i pomyśl! Stój i pomyśl! – wyrecytował cicho, w kółko. Pamiętaj o swojej obietnicy. Wszystko pogorszysz, jeśli ją teraz
zaatakujesz.
Knot
zawołał ze środka pomieszczenia:
-
Chodź tu, Dolores, i zobacz, co znaleźliśmy! Dowody na bunt i próbę obalenia
rządu! Wiedziałem, że nie można mu ufać!
Dolores
machnęła różdżką i trójkę nastolatków otoczył grot jarzącego się światła.
-
Zostańcie tutaj i czekajcie. Wkrótce przeprowadzimy sobie długą rozmowę w moim
biurze!
Wkroczyła
do pokoju.
Trzy
minuty później, wszyscy wyszli na zewnątrz – aurorzy wyglądali poważnie i
surowo, a Umbridge i Knot tak, jakby chcieli kogoś rozerwać. Umbridge
poprowadziła trójkę uczniów schodami w dół, a Freedom wydał z siebie cichy
odgłos przerażenia.
Przepraszam. Próbowałem. Miał nadzieję, że Umbridge
nie skrzywdzi ich zbyt mocno. Zrobił ruch, jakby chciał wrócić do lochów, ale
coś kazało mu odwrócić się i podążyć za Umbridge do jej gabinetu.
Musiał
wiedzieć, co się stanie z jego przyjaciółmi, bo nie byłby w stanie spać bez tej
wiedzy.
Wleciał
tuż za Knotem na obrotowej klatce schodowej i ponownie, gdy drzwi się otworzyły
i wszyscy weszli do gabinetu dyrektora. Freedom nie zamierzał uznać Umbridge na
tym stanowisku – dla niego była tylko uzurpatorem. Kolejne słowo, które nauczył
się od Snape’a. Naprawdę, ten facet był chodzącym słownikiem, pomyślał,
starając się, by żołądek nie wyskoczył mu przez gardło.
Gdy
wszyscy byli w środku, nikt nie zauważył myszołowa, który usiadł na szczycie
szafki z książkami, poza Fawkesem, który zaświergotał z ciekawością i przerażeniem.
*Co się stało, pisklaku?*
Freedom
nie mógł odpowiedzieć, bo walczył ze sobą, by nie wyrwać włosów z głowy
Umbridge i zwymiotować jednocześnie. Czy mogą zostać wydaleni? Z pewnością nie
po czymś takim! Ale mimo to, nie postawiłby na to przy tej kobiecie.
Knot
podszedł do kominka ze szczyptą proszku Fiuu w dłoni.
-
Zafiukam do Dumbledore’a i zobaczę, co on
powie na ten temat, Dolores! Ty zajmij się tą trójką!
Umbridge
uśmiechnęła się i trójka uczniów przed jej biurkiem przełknęła głośno, bo jej uśmiech
wyglądał niczym pirania.
-
Wy, siadajcie tam, tam i tam! – Wskazała różdżką i pojawiły się trzy bardzo
twarde drewniane krzesła.
-
Pani profesor, mogę wyjaśnić… - zaczęła Hermiona w końcu odnajdując głos.
-
Naprawdę, panno Granger? Cóż, nie potrzebuję pani wyjaśnienia. Ponieważ już
wiem, co robiliście w tym pokoju każdego wieczora w piętek i czwartek. –
Odchrząknęła. – Ehm! Ehm! Panie Malfoy, panno Edgecombe, wejdźcie, jeśli łaska!
Gobelin
obok kominka odsunął się na bok i do środka wkroczyli Draco i Marietta.
Marietta była pełna poczucia winy oraz przestraszona, a jej twarz była
poplamiona łzami i wypryskami, które układały się na jej czole w słowo
DONOSICIEL.
Hermiona
spojrzała na nią i potrząsnęła głową z rozczarowaniem, a Ron poderwał się na równe
nogi i krzyknął:
-
Sprzedałaś nas ty zgniła, przebiegła, dwulicowa…!
Marietta
wybuchła płaczem, a Umbridge warknęła: „Silencio!” skutecznie ucinając tyradę
Rona w połowie.
-
A teraz, jak widzicie, wiem wszystko o waszych małych spotkaniach z obrony – zaczęła
Umbridge, a jej uśmiech jeszcze odrobinę się poszerzył. – Wiem też, że było was
więcej.
-
Więcej? Nie, pani profesor, to wszyscy… - zaczęła Hermiona, ale Umbridge
przerwała również jej.
-
Cisza! Kiedy będę chciała, żebyście mówili, poinformuję was o tym! Do tego
czasu, będziecie cicho. – Umbridge uśmiechnęła się słodko. – Tak lepiej. A
teraz, jak mówiłam, wiem, że prawdziwym celem tych spotkań było rekrutowanie
zwolenników Albusa Dumbledore’a, zbieraliście się w celu wzniecenia buntu
przeciwko mnie i Ministrowi Magii.
Usta
trójki Gryfonów otworzyły się z przerażeniem.
Knot
odwrócił się do nich i powiedział surowo:
-
Nie próbujcie zaprzeczać, to jest jasne dzięki dowodom z tablicy i kawałka pergaminu, które znaleźliśmy,
wszystkie podpisane. Nazwaliście się Gwardią Dumbledore’a, czyż nie tak?
-
Tak, proszę pana – odpowiedziała cicho Hermiona.
-
I to jest dowód, którego potrzebuję!
– zadeklarował z tryumfem Knot, dokładnie w chwili, gdy ogień rozbłysnął na
zielono i z kominka wyszedł Dumbledore.
-
Korneliuszu, co zdaje ci się problemem? – zapytał uprzejmie Dumbledore.
Jednak
Freedom uchwycił szybkie drgnięcie jego nadgarstka, gdy Dumbledore uwolnił
różdżkę i schował ją w dłoni. Dobrze.
Starzec nie jest tak stuknięty, na jakiego wygląda. Razem z Severusem musieli
ćwiczyć w tej samej szkole, ponieważ oboje wiedzą, jak trzymać różdżkę w
rękawie. Chciałbym wiedzieć, jak to robić.
-
Problemem, Albusie, jesteś ty! –
krzyknął Knot, a jego twarz zrobiła się tak czerwona, jak pomidor. Dosłownie
trząsł się z wściekłości od stóp do głów. – Knułeś za moimi plecami od wakacji,
kiedy niemal wydaliłem Harry’ego Pottera. Powiedziałeś mi wtedy, bym uważał na
wzbudzanie wściekłości czarodziei. Wtedy nie zrozumiałem odniesienia, ale teraz
rozumiem.
-
Ach. Więc ty też czytałeś Tolkiena, Korneliuszu?
-
Co? – splunął drugi czarodziej. Chwilę później odzyskał równowagę. – Nie próbuj
lekceważyć tej sprawy, Dumbledore! Jesteś winny rekrutowania tych dzieci do
armii, żeby ich wykorzystać przeciwko mnie… wiem o tym, ty to wiesz i oni to
wiedzą! Cóż, to nie zadziała! Odkryłem to i teraz… teraz nadchodzi dzień
wyrównania rachunków!
Różdżka
Knota znalazła się w jego dłoni, którą skierował bezpośrednio w serce
Dumbledore’a.
Freedom
napiął się, zastanawiając się, czy będzie w stanie wyrwać różdżkę z jego dłoni,
zanim Knot rzuci zaklęcie.
Cichy
syk Fawkesa powstrzymał go. *Nie ruszaj
się, Harry, pisklaku! To nie twoja bitwa – jest moja! Nikt nie skrzywdzi mojego
czarodzieja!*
Freedom
spojrzał w dół ze zdumieniem, widząc zwykle spokojnego feniksa z rozpostartymi
skrzydłami, ognistymi iskrami spadającymi na podłogę i złością w ciemnych
oczach. Wydawało się, że kiedy grozi się mistrzowi, nawet najbardziej potulny
chowaniec staje się groźny.
Albus
uniósł brew.
-
Doprawdy, Korneliuszu. To dlatego są tutaj Shacklebolt i Dawlish? Żeby mnie
zabrać?
-
Dokładnie! – krzyknął Knot. – Oskarżam cię o próbę obalenia rządu Ministerstwa,
poza innymi rzeczami. A teraz oddaj swoją różdżkę i chodź z nami, Albusie, a
może zgodzę się skrócić twój pobyt w Azkabanie. I tak wątpię, że długo byś tam
wytrzymał, biorąc pod uwagę twój wiek…
-
Korneliuszu, nie mam zamiaru iść do Azkabanu. Zorganizowałem grupę uczniów, by
potrafili się przeciwstawić Voldemortowi, nie żeby obalić ciebie, mój
przyjacielu. Jesteś w wielkim błędzie, jeśli sądzisz, że kiedykolwiek bym
chciał…
Knot
zbladł.
-
Kłamstwa! Widzicie, jakie kłamstwa wychodzą z jego ust? – wskazał na dwójkę
aurorów. – Ten, którego imienia nie wolno wymawiać jest MARTWY! I Noe możesz
zmusić mnie do myślenia inaczej! Umarł tamtej nocy i pozostali tylko jego
sprzymierzeńcy. A ty chcesz, żebym odszedł i ktoś z twoich został wybrany na
moje miejsce… może nawet tego chłopca, który ma mleko pod nosem, tego twojego
bohatera, jeśli możesz dowiedzieć się, gdzie chłopak się zmył… cóż, to się nie
stanie! Nie, póki wciąż mogę stać z różdżką w dłoni! Nie będę w taki sposób
traktowany, Dumbledore. A teraz, pójdziesz z nami spokojnie, czy mam użyć
zaklęcia oszałamiającego?
Oczy
Dumbledore’a zwęziły się, a Freedom wzdrygnął się mimowolnie na falę surowej
mocy, wychodzącej z starego czarodzieja.
-
Nie, Korneliuszu, nie… pójdę spokojnie. Jak powiedziałem, nie mam zamiaru
zostać w Azkabanie, a jakiekolwiek próby zmuszenia mnie do pójścia pójdą źle…
dla ciebie. Dlatego radzę nie próbować. – W głosie dyrektora pojawiła się stal.
Knot
zacisnął zęby.
-
Dawlish, Shacklebolt, bierzcie go! – krzyknął.
Ale
zanim zdążyli unieść różdżki, Fawkes zeskoczył z żerdzi z głośnym skrzekiem i
podleciał do Dumbledore’a. Uniósł czarodzieja w swoich szponach, wydając ostry
okrzyk gotowości do bitwy, a jego całe ciało stanęło w złowrogim płomieniu.
Rozległo
się ostre klaśnięcie niczym grzmot i Dumbledore z Fawkesem zniknęli w tafli
szkarłatnego i złotego płomienia.
Przez
chwilę nikt się nie poruszył.
„Fawkes, diable, ty z
pewnością wiesz, jak zrobić wielkie wyjście!” – pomyślał w zachwycie Freedom.
-
Gdzie on poszedł? – krzyknął Knot. – Macie go odnaleźć!
-
Będziemy próbować, sir – zaczął Dawlish.
Shacklebolt
zachichotał.
-
Cóż, nawet jeśli go pan nie lubi, musi pan przyznać – ma klasę.
Umbridge
i Knot skrzywili się.
-
Cóż, ja tu skończyłem, Dolores. Ufam, że powadzisz sobie z tymi tutaj?
-
Oczywiście, Ministrze – powiedziała kokieteryjnie Umbridge. – Wszystko jest pod
kontrolą.
-
Dobrze! Byle tak dalej, Dolores! – i z tymi słowami, Knot i aurorzy przenieśli
się Fiuu do Ministerstwa.
Umbridge
odwróciła się do swoich krnąbrnych uczniów.
-
Wszyscy odrobicie jutro rano szlaban ze mną, dokładnie o godzinie siódmej. I
również każdego ranka następnego tygodnia. Dokładnie tak samo jak wszyscy inni
z tej waszej nieszczęsnej listy! Niewiarygodne, że myśleliście, że możecie
uciec przy tak niestosownym zachowaniem! Macie szczęście, że jestem miłosierna
i nie nakazałam was natychmiastowo usunąć ze szkoły! – Machnęła różdżką i
uwolniła Rona od zaklęcia uciszającego. – Wracajcie do swoich dormitoriów,
wszyscy!
Trójka
wstała i wyszła bez słowa.
Spojrzała
na Mariettę i Malfoya.
-
Wasza dwójka też powinna wracać do waszych pokoi wspólnych. Panno Edgecombe,
powinna pani się zobaczyć z panią Pomfrey z tą pani twarzą – ta klątwa wygląda
paskudnie.
-
Tak, proszę pani – mruknęła Marietta. Odbiegła.
Draco
zatrzymał się, trzymając jedną dłoń na drzwiach, nim powiedział:
-
Profesor Umbridge, chowaniec profesora Snape’a zaatakował mnie wcześniej bez
większego powodu. Chcę złożyć przeciwko niemu skargę.
„Ty mały tchórzu!” – pomyślał z wściekłością
Freedom. „Biegniesz do nauczycielki i
skarżysz jak małe dziecko! Nawet cię nie dotknąłem!”
Umbridge
uśmiechnęła się radośnie.
-
Starga przyjęta, panie Malfoy. Pomówię z profesorem Snapem rano. Dobra robota,
mój chłopcze. A teraz zmykaj do łóżka. – Wypędziła go za drzwi, a Freedom
szybko podążył za nim, uderzając cicho skrzydłami.
Przez
całą drogę do lochów, jastrzębia kusiło, by mocno zadrapać Malfoya. Albo
zostawić dużą szramę po prawej stronie głowy przygłupa. Ale nie zrobił tego,
przypominając sobie, jak impulsywność i temperament wpędziła jego rodziców w
kłopoty i jak chciał wyciągnąć wnioski z ich błędów.
Więc
pozwolił Malfoyowi wrócić do pokoju wspólnego Ślizgonów nietkniętym i ruszył do
kwater Severusa, gdzie ostro zastukał w drzwi swoim dziobem i zawołał: Severusie! Jestem, wpuść mnie!
Ściana
zabłyszczała i drzwi otworzyły się, ukazując stojącego w nich Snape’a, żeby
wpuścić Freedoma do środka.
Zmarszczył
brwi na swojego chowańca, który podleciał i usiadł na oparciu kanapy.
-
A gdzie, jeśli mogę spytać, dokładnie byłeś?
Freedom
zamrugał, zastanawiając się, dlaczego Snape brzmiał na tak podminowanego. Chyba
Umbridge nie powiedziała mu jeszcze o Draco? W pobliżu. Zasnąłem w Sowiarni.
-
Hymph! Cóż, dobrze, że już wróciłeś. Miałem właśnie iść spać, a wtedy musiałbyś
spędzić noc w Sowiarni. Następnym razem wróć do domu o przyzwoitej godzinie.
Okej, Sev! Nie musisz się
burzyć. Nie wiedziałem, że obowiązuje mnie godzina policyjna.
-
Może powinieneś mieć, skoro byłeś na zewnątrz do takiej godziny – burknął,
siadając na kanapie i drapiąc jastrzębia za głową.
Freedom
pochylił się w kierunku pieszczoty, nie bacząc na burczenie czarodzieja,
wiedział, że to nic nie znaczy. Na razie. Jutro jednak… Jego żołądek zaburczał
i jastrząb zdał sobie sprawę, że nie jadł nic od popołudnia. Uch, Sev? Masz jakiegoś kurczaka? Jestem
jakby głodny.
Snape
westchnął i wezwał torbę.
-
Niewiarygodne! Nie ma cię cały dzień i noc, a potem kiedy przychodzisz do domu:
Sev, nakarm mnie! Tylko tym dla ciebie jestem, chodzącą kuchnią? Hymm?
Oczywiście, że nie! – zapewnił go Freedom. Potem
zaczął pożerać surowego kurczaka, którego trzymał Mistrz Eliksirów. Mmmm. Dzięki, Sev! To najlepszy kurczak na
świecie, a ty jesteś najlepszym czarodziejem, jakiego chowaniec może mieć…
-
Daruj sobie pochlebstwa – powiedział szorstko profesor, ale Freedom usłyszał
uśmiech za tymi słowami i był zadowolony.
Po
skończonym posiłku, jastrząb usiadł na odzianym w czerń ramieniu, myśląc, że
lepiej poprzytulać się póki jeszcze może, ponieważ jutro rano Severus nie
będzie zbyt szczęśliwy jego postępowaniem. Co dziwne, zostawiło to gulę w jego
wolu i trzepoczący niepokój w żołądku. Nie chciał, żeby Severus był nim
rozczarowany. To było dziwne, ale miesiąc temu dbałby o to tak, jak o dwa
pensy, czy Snape był nim rozczarowany, czy nie. Jednak teraz… sprawa była inna
i czuł się winny przez to, że czarodziej będzie się martwił o niego.
„Merlinie, co się ze mną
dzieje? Najpierw Hedwiga, a teraz Snape, oboje traktują mnie jak… cóż, dziecko.
Nigdy nikt naprawdę tego nie robił wcześniej i jest to trochę… dziwne. Miłe i
irytujące.”
Freedom westchnął ciężko i pomyślał, że przynamniej to lepsze niż to, jak go
traktowali Dursleyowie – jakby nie istniał.
„Jednak to byłoby lepsze niż to,
co Severus zrobi, gdy tylko dowie się, co narobiłem. Ach, cóż, jutro będę się
tym martwił.”
Jastrząb wsunął głowę pod swoje skrzydło i pomyślał sennie, że choć raz
Dumbledore zrobił coś dobrze i miał nadzieję, że Fawkes ma mnóstwo winogron i
ananasów do jedzenia, gdziekolwiek byli.
Śniadanie
następnego ranka było ciche, w przypadku członków GD i pełne ekscytacji, w
przypadku wszystkich innych. Najgorętszym tematem dnia było zniknięcie
dyrektora i kilka osób rzuciło przestraszone spojrzenia w stronę stołu
nauczycielskiego, gdzie Umbridge górowała nad nimi jak królowa nad swoimi
poddanymi. Umbridge wyglądała na rozanieloną, w przeciwieństwie do reszty
personelu. Snape krzywił się ponuro w kierunku swoich jajek, ponieważ właśnie
został poinformowany, że jego chowaniec, według pana Malfoya, zaatakował
chłopaka bez jakiejkolwiek prowokacji.
-
Trzymaj tego ptaka w ryzach, panie Snape, bo inaczej sama sobie z nim poradzę w
sposób, w jaki powinno się traktować niebezpieczną bestię! – ostrzegła
Umbridge, a jej ton ociekał jadem. – I jest pan teraz na okresie próbnym, skoro
może pan zagrozić uczniom swoim zwierzakiem, profesorze.
Sama jesteś niebezpieczną
bestią i może to ciebie ktoś
powinien usadzić!
– zaświergotał bezczelnie jastrząb.
-
Cicho! Masz już dość kłopotów! – syknął Snape kątem ust. – Omówimy to później!
Freedom
skulił się na ramieniu Mistrza Eliksirów, wyglądając na speszonego. Bez
wątpienia, teraz miał kłopoty.
-
Co sobie myślałeś, gdy atakowałeś tak
Malfoya? – zapytał Snape, gdy tylko wrócili do kwater po śniadaniu, jako że
miał wciąż pół godziny przed pierwszymi zajęciami.
Freedom
siedział na naturalnej, drewnianej żerdzi, podczas gdy rozgniewany profesor
krążył tuż przed nim, wyglądając jak ojciec, który ma zdziesiątkować źle
zachowującego się nastolatka. Ja nie…
zaatakowałem go… Tylko na niego podleciałem, Severusie.
-
Z jakiego powodu?
Freedom
zawahał się. Nie potrafił powiedzieć Severusowi o prawdziwym powodzie. Był dupkiem dla dziewczyny.
Severus
uniósł brew.
-
Och, czyli przypuszczam, że teraz twoją sprawę jest ingerowanie w osobiste
relacje? Kiedy przybrałeś imię Kupidyna?
Nie, to nie tak. To Malfoy…
dupek mnie niemal zabił… Daj spokój, Sev, wiesz, że nie mogę go znieść.
-
A ja nie mogę znieść Umbridge, ale to nie oznacza, że mogę ją przekląć –
zauważył Severus.
Ale chciałbyś, prawda? – powiedział bezczelnie
Freedom, po czym ucichł, gdy Severus rzucił mu to spojrzenie.
-
Po ostatnim razie sądziłem, że nauczysz się kontrolować. Obiecałeś, że będziesz
się zachowywał, a potem poleciałeś i zrobiłeś to.
Jastrząb
zwiesił głowę. Przykro mi.
-
Och, z pewnością. – Zmarszczył poważnie brwi w kierunku ptaka, który wyglądał
raczej jak skruszony sześciolatek. Spojrzał na hak na ścianie, gdzie wisiała
torba ze sprzętem sokolniczym i wyjął pęta sokolnicze i krótką linkę. Odwrócił
się i podszedł do miejsca, gdzie siedział jego chowaniec, wyglądając na bardzo
zdenerwowanego.
Freedom
dostrzegł pęta i sapnął, krzycząc: Nie!
Severusie, nie rób tego! Powiedziałeś, że będę miał kłopoty tylko, jeśli
zaatakuję Umbridge.
-
A atakowanie Malfoya jest w porządku? – zapytał ostro Severus. – Obiecałeś, że
będziesz się trzymał z dala od kłopotów i w taki sposób dotrzymujesz słowa?
Dotrzymałem go, zaprotestował Freedom. Nigdy nie zaatakowałem tej ropuchy. Tylko
jej małego dupowłaza. Cofnął się wzdłuż żerdzi, spoglądając na Snape’a
błagalnie. Nie rób tego, Severusie.
Proszę?
-
Myślisz, że sprawia mi to przyjemność? – zapytał Severus. – Ale wydaje mi się,
że sądzisz, że możesz lekceważyć reguły jak tylko zechcesz i że nie będzie
konsekwencji. Nie. Słyszałeś Umbridge – będzie czekać, aż się potkniesz, a
jeśli tak się stanie, nie będzie się wahała, by cię zniszczyć, głupi ptaku!
Nakaże cię zabić i zmusi mnie, żebym obserwował, i nie będę mógł zrobić nic,
żeby ją powstrzymać. Nie rozumiesz?
Rozumiem i przepraszam. Nie
chciałem, żebyś się martwił, Severusie. Będę bardziej ostrożny.
-
Dobrze. Ale to nie jest odpowiedź. Chodź tutaj.
Freedom
syknął chmurnie. Ale Severusie!
-
Zostałeś ostrzeżony, co się stanie. Nigdy nie groziłem. I skoro sam nie dbasz o
swój dobrobyt, to ja muszę. Nie sprowadziłem cię z powrotem z krawędzi śmierci
po to, żeby cię stracić, tylko z powodu tego, że jesteś szalonym,
niereformowalnym pisklakiem. – Zanim Freedom mógł się poruszyć, Severus wymówił
słowo i pętle owinęły się wokół jego nóg, a linka owinęła się wokół
pierścienia, mocując go mocno do żerdzi.
-
Zostaniesz tutaj, póki nie skończę dzisiejszych zajęć, a potem wrócę i zdejmę
linki – powiedział stanowczo Severus. Potem westchnął. – Ja… żałuję, że to
konieczne.
Ach, tak? To mnie wypuść.
Ale
Snape tylko potrząsnął głową.
-
Nie. Musisz dostać nauczkę.
Jesteś podły, Severusie.
-
Tak. Dąsanie do ciebie nie pasuje – dodał, podchodząc w stronę drzwi. –
Zobaczymy się później.
Jastrząb
nie odpowiedział, rzucając profesorowi chłodne spojrzenie. Spodziewał się
wykładu, a nie przywiązania do żerdzi i uziemienia jak się robi… cóż,
zbuntowanemu nastolatkowi. Czy to w taki sposób rodzice karali swoje dzieci?
Jego jedynym odniesieniem byli Dursleyowie, a jakoś nie sądził, by oni byli
normalni.
Rozłożył
skrzydła i odleciał kilka stóp od żerdzi ku kanapie, nim linki ściągnęła go z powrotem.
Cholera! To naprawdę jest do bani!
Podszedł do zielonego koca i usiadł na nim. Mimo
to, w pewien sposób na to zasłużyłem. Naprawdę muszę kontrolować swój
charakter. Potem zapadł w sen, budząc się dopiero, gdy Severus wrócił do
swoich kwater na lunch.
Siedząc
nad swoim pokrojonym królikiem skropionym miodem, Freedom próbował zmusić
Snape’a, by ten wcześniej odwołał jego karę, ale Severus pozostał nieugięty.
-
Nie. I przestań posyłać mi takie żałosne spojrzenie, bo to nie zadziała.
Zostaniesz na lince do kolacji i kropka.
Freedom
nadąsał się. Jest nudno jak diabli. No
dalej, Sev, miej serce. Oszaleję tutaj.
-
Jeśli ci się to nie podoba to nie wpadaj w kłopoty. – Potem potargał pióra
jastrzębia. Freedom spiorunował go wzrokiem.
Severus
wzruszył ramionami, po czym dokończył lunch, zostawiając jastrzębia w swoich
kwaterach.
Freedom
zadrżał z irytacją na swojej żerdzi, żałując, że Snape jest tak cholernie…
konsekwentny, gdy chodzi o kary. Czy tego faceta zabiłoby, gdyby poszedł na
lekki kompromis? Mimo wszystko, to był pierwszy raz, gdy był nieposłuszny.
To chyba właśnie dlatego mnie
nie wybawił z opresji,
pomyślał żałośnie animag, po czym usadowił się tak, by zasnąć na resztę
popołudnia, zanim Severus nie wróci do domu.
Freedom
otworzył oczy i dostrzegł Severusa zręcznie rozwijającego paski i zwijającego
linkę, po czym odkładającego ją.
-
Ufam, że dostałeś nauczkę, lekkomyślny ptaku?
Tak, Sev. Następnym razem
upewnię się, że Malfoy nie będzie w stanie mówić – odpowiedział zuchwale
jastrząb.
-
Freedom! Chcesz tutaj zostać także jutro?
Nie! To był żart, na litość
Merlina! –
zaskrzeczał zwierzak. Wiesz, naprawdę
musisz odnaleźć niego poczucia humoru.
-
Nie uważam za szczególnie zabawne myślenie o jakimś czarodzieju z Ministerstwa,
który cię zabija.
To się nigdy nie stanie, uspokoił go jastrząb. Będę trzymał głowę nisko, obiecuję.
-
Lepiej dotrzymaj tej obietnicy. – Potem Snape wyciągnął nadgarstek z
zmodyfikowaną rękawicą sokolnika, a Freedom skoczył na nią.
Dwójka
zjadła w przyjacielskim towarzystwie, po czym Severus usadowił się z książką,
kubkiem herbaty i kilkoma jagodowymi bułeczkami, a Freedom usiadł na oparciu
kanapy.
Jednak
Severus przeczytał ledwie stronę, gdy Freedom mu przerwał. Sev, skoro jesteś na okresie próbnym, czy to oznacza, że ona może cię
wyrzucić kiedy tylko zechce?
Odłożył
książkę i spojrzał na jastrzębia.
-
Nie. Musiałaby wciąż przedstawić podstawy do usunięcia mnie ze szkoły. Będzie
bardziej surowa podczas prób szukania błędów w moim nauczaniu i programie nauczania, co do tego nie mam żadnych
wątpliwości, ale polegnie. Zamierzam podążać za jej śmieszną polityką bez końca
ją frustrować. – Uśmiechnął się złośliwie. – Jedyny inny sposób, w jaki mogłaby
mieć powód, by mnie zwolnić to jeślibym zakwestionował jej autorytet w tej
kwestii. A problemem jest to, że raczej tego nie zrobię, więc nie martw się na
zapas.
Freedom
przez chwilę był cicho, zastanawiając się nad tym, co Severus powiedział. A ja? Zawalczyłbyś z nią dla mnie, prawda?
-
Zawsze. To nawet nie jest pytanie.
Czy… naprawdę tak wiele dla
ciebie znaczę?
-
Tak, niemożliwy ptaku. Naprawdę.
Freedom
nagle poczuł jak przebiega przez niego fala ciepła. Nigdy nie wiedział, jak to
jest być chcianym, kochanym, aż do tego momentu. Ciepło napełniło go,
odpędzając ciemność, która pozostawała w jego duszy, studni łez, które dotychczas
wylał i przez jedną cudowną chwilę był prawdziwie szczęśliwy.
Dziękuję, Severusie.
-
Za co?
Za wszystko, powiedział szczerze
jastrząb. Nagle zeskoczył z kanapy i wylądował miękko na brzuchu Mistrza
Eliksirów, a Severus rozciągnął się pod nim, jego stopy oparły się o dalsze
ramię kanapy, kolana lekko ugięły, by jego długie nogi się pomieściły. Masz coś przeciwko, bym tu został?
-
Nie. Tylko nie skub mi książki.
Ugh! Nigdy bym tego nie
zrobił! Papier… obrzydliwe!
-
Dokładnie tak myślałem. – Jeden kącik jego ust uniósł się. Severus powrócił do
czytania, jedną dłonią z roztargnieniem pieszcząc pierś jastrzębia. Rozgrzała
go wdzięczność Freedoma, ponieważ rzadko zdarzało mu się otrzymać podziękowanie
za swoje umiejętności. Czasem czuł, że Albus bierze jego umiejętności warzycielskie
za pewnik i nie trzeba było mówić, że tam samo było z Czarnym Panem. To
naprawdę ironiczne, że jastrząb wiedział lepiej, jak być wdzięcznym, niż dwójka
najpotężniejszych czarodziejów świata. A ludzie uważali zwierzęta za „durne
bestie”.
Zapadł
wieczór, który czarodziej i chowaniec spędzili w milczeniu ciesząc się swoim
towarzystwem, nie wiedząc, że takie zadowolenie nie potrwa długo.
Wcześnie
następnego ranka, do skrzynki pocztowej Severusa została dostarczona kopia
Proroka, ponieważ nawet sowy nie mogły przedostać się przez jego osłony.
Profesor wezwał Twixie, żeby przyniosła ją do jego kwater wraz z parującym
kubkiem gorącej czekolady , podczas gdy on się będzie przebierał. Normalnie
Snape pił herbatę, ale co jaki czas pozwalał dojść do słowa jego słabości do
słodyczy i pozwalał sobie na wypicie kakao. Tej poranek był jednym z takich
momentów.
Po
pozapinaniu swoich profesorskich szat, które zaczarował tak, by odpychały
większość składników eliksirów i chroniły przed skrajnym gorącem, chłodem lub
substancjami żrącymi, usiadł na kanapie i zaczął czytać gazetę, pijąc swoje
kakao.
Freedom
usiadł na jego ramieniu, również przyglądając się nagłówkom.
Nagle
Severus zaczął gwałtownie kaszleć.
Freedom
zapiszczał z przerażeniem, gdy spazmy nie ustały. Sev, w porządku? Mam zawołać Twixie?
Mimo
napadu, Severus zdołał pokręcić głową na nie, w końcu zdoławszy odzyskać
oddech. Ostrożnie otarł oczy chusteczką i wyprostował się gwałtownie,
piorunując wzrokiem gazetę.
Wszystko gra? Myślałem, że
zaraz wyplujesz płuca
– zanucił ze zmartwieniem Freedom. Co się
stało? Źle przełknąłeś?
-
Nie. Przez to niemal zakrztusiłem się
na śmierć. Ponieważ cholerna Rita Skeeter zdecydowała po raz kolejny ogłosić coś
w swojej kolumnie o plotkach i ujawniła ponownie, że Hagrid jest półolbrzymem,
co za wstrętna, intrygancka suka! Zrobi wszystko dla swoich czytelników i nigdy
nie liczy się z tym, jak jej wiadomości mogą zrujnować czyjąś karierę. – Uniósł
gwałtownie papier tuż przed Freedomem i przeczytał na głos.
Hogwardzki Gajowy Ujawniony!
Rubeus Hagrid jest
półolbrzymem!
Tajne źródło ujawnia, że
Rubeus Hagrid, nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami i gajowy w
Hogwarcie, tak naprawdę ma sekretną przeszłość. Jego matka, Fridwulfa,
olbrzymka, zmarła, gdy Hagrid miał trzy lata, pozostawiając go z
ojcem-czarodziejem, by go wychowywał. Mimo że, można się zastanowić, jakie
dziedzictwo przekazała matka-olbrzymka synowi, który wykazywał niezwykłe
skłonności do ukrywania potwornych, jak i niebezpiecznych stworzeń. Rubeus
Hagrid jest nieudolnym czarodziejem, który został wydalony z Hogwartu na swoim
trzecim roku w wątpliwych okolicznościach, jak również spędził nieco czasu w
Azkabanie, choć jego imię zostało oczyszczone…
Nie! – krzyknął Freedom. Sev, jeśli Umbridge to zobaczy… strasznie
się zezłości. Wiesz, jak reaguje na półludzi i tego typu rzeczy.
-
Tak, wiem. Ale obawiam się, że niewiele mogę zrobić. Skoro Dumbledore zniknął,
ona może zrobić, co zechce, więc będzie zachwycona odkryciem pochodzenia
Hagrida i wykorzysta to. Nie mam wątpliwości, że natychmiast go zwolni.
Freedom
wydał z siebie ostry, przenikliwy okrzyk. Ale
to niesprawiedliwe, Sev! Nie możemy czegoś zrobić?
-
Chciałbym, żebyśmy mogli, ale niestety, nie możemy. Mogę tylko złożyć wyrazy
współczucia kiedy i gdy uzna go zwolnić.
To cholernie ssie! – oświadczył Freedom,
zakopując swoje szaty w szatach Mistrza Eliksirów nieco mocniej niż zamierzał.
Severus
skrzywił się.
-
Uważaj na szpony, jastrzębiu. Nie chcę musieć się znów leczyć.
Ups! Wybacz.
Severus
dokończył kakao, choć napój stracił swoją słodkość po przeczytaniu artykułu
Rity.
-
Chodź, Freedom. Zejdźmy do sali na śniadanie. Wtedy się dowiemy, jak Umbridge
na to zareaguje. Jeśli nie przeczytała gazety, Hagrid nadal będzie z nami
siedział. Jeśli przeczytała… jego miejsce będzie puste.
Razem
przeszli do Wielkiej Sali – Freedom leciał przed Severusem, unosząc się nad
nim, podczas gdy ubrany na czarno czarodziej otwierał drzwi, a potem przeleciał
bezpośrednio do stołu nauczycielskiego i wylądował na oparciu krzesła Severusa.
Byli wcześnie, tylko Pomona i Minerva siedziały przy stole i wyglądały na bardzo poważne.
-
Severusie, widziałeś dzisiejszą gazetę? – zaczęła Sprout, a jej okrągła twarz
była ściągnięta i nieszczęśliwa.
-
Tak, Pomono, widziałem – odpowiedział Snape, osuwając się na swoje miejsce. –
Ale czy ona ją widziała?
-
Nie wiem – wymamrotała Minerva. – Ale w końcu zobaczy. Biedny Hagrid! Tak
bardzo się starał, żeby być dobrym wzorem do naśladowania i nauczycielem, a
teraz najprawdopodobniej ta paranoidalna wiedźma go zwolni.
Dwójka
pokiwała głowami porozumiewawczo, Sprout wyglądając na zmartwioną, a Severus na
wściekłego.
Wkrótce
przybyła Wielka Inkwizytor, ubrana w jedną ze swoich ohydnych, purpurowych
strojów, co sprawiło, że Freedom miał
ochotę rozpaćkać na nim odchody. Dolores usadziła się przy stole i postukała w
kieliszek. Przed nimi pojawiło się jedzenie i wszyscy nauczyciele naładowali je
sobie na talerze.
Snape
ledwie co nabrał, bo jego żołądek był zaciśnięty w węzeł po przeczytaniu tego
cholernego artykułu. Zerknął na Umbridge znad swojej szklanki soku – dziś rano
była niezwykle wesoła.
Wkrótce
dołączyli do nich inni nauczyciele, choć Severus z niepokojem dostrzegł, że
Hagrida nie ma wśród nich. Czy to już się stało?
Bawił
się jajkami i boczkiem, czując, jak węzeł w jego żołądku się zaciska mocniej.
-
Ehm! Ehm! – Dolores odchrząknęła, co diabelnie zdenerwowało resztę personelu,
jednak o tym nie wiedziała. – Mam ogłoszenie, zanim wszyscy zjemy tej wspaniały
posiłek. Z powodu pewnych, ach, nieodpowiednich cech oraz metod nauczania,
byłam zmuszona odprawić Hagrida z jego stanowiska. Nadal pozostanie w szkole
gajowym, jednak dłużej nie będzie nauczał opieki nad magicznymi stworzeniami.
Ta pozycja jest teraz nadana pani profesor Grubbly-Plank. – Wskazała na
siwowłosą wiedźmę z wydatnym podbródkiem, która teraz siedziała na miejscu
Hagrida.
Pozostali
członkowie personelu, poza Snapem, powitali ją serdecznie.
Severus
wpatrywał się na swój talerz z zaciśniętą szczęką oraz tlącym się
temperamentem. Hipokratyczna harpia!
Odprawić nauczyciela ze względu na rasę! Czego bym nie dał, żeby móc przekląć
ją na kawałki. Nie powitał Wilherminy, choć nie miał nic przeciwko drugiej
profesorce, będąc zbyt zdenerwowanym zwolnieniem swojego mentora, by rozmawiać
na błahe tematy z tą, która go zastąpiła.
Sev, polecę i zobaczę się z
Hagridem,
powiedział Freedom do jego ucha.
-
Leć. Spotkamy się tam po porannych zajęciach.
Freedom
wystartował z ramienia Severusa.
Umbridge
wzdrygnęła się i skuliła, gdy sylwetka jastrzębia odbiła się cieniem na stole.
-
Gdzie ten… ptak leci, Severusie?
-
Zapolować – odpowiedział krótko Snape i z przyjemnością obserwował, jak
Umbridge zadrżała.
Snape
odszukał swojego mentora, gdy tylko jego zajęcia z drugim rokiem się skończyły.
Znalazł Hagrida, Kła i Freedoma na zewnątrz – Hagrid obserwował z przynętą w
dłoni, podczas gdy Freedom ścigał przez las zająca.
Jastrząb
zaatakował i zając zwiotczał w szponach drapieżnika. Freedom pochylił się nad
zdobyczą, ale Hagrid zagwizdał, machnął przynętą i jastrząb do niej podleciał,
pozostawiając królika, by znalazł go Kieł i przyniósł gajowemu.
-
Fantastycznie, Freedom – pochwalił gajowy, gdy jastrząb pożarł większą część
wątroby kurczaka z końca przynęty.
Poklepał
Kła i również nakarmił psa smakołykiem, po czym włożył martwego zająca do
dużego skurzanego worka na biodrze. Odwrócił się, gdy usłyszał ciche kroki
Severusa, a Freedom porzucił przynętę, by przenieść się na ramię profesora.
-
Witaj, Severusie. Razem z Freedomem właśnie polowaliśmy na lunch. Powinienem
mieć później gotowy gulasz myśliwego, jeśli będziesz chciał nieco.
Jest smutny, ale nie
rozhisteryzowany, jak Trelawney, zrelacjonował Freedom.
Severus
skinął głową, po czym zapytał cicho:
-
Jak się masz, stary przyjacielu?
-
Jako tako – odpowiedział wielkolud. – Chyba już się dowiedziałeś… Umbridge mnie
wylała ze względu na moją mamę.
Twarz
Mistrza Eliksirów napięła się, a jego czarne oczy rozbłysły.
-
Nie miała prawa! Skoro może zwolnić cię za pochodzenie, gdzie to się skończy?
Co powstrzyma ją przed wyrzuceniem mnie w następnej kolejności za bycie półkrwi
albo Charity Burbage za bycie mugolskiego pochodzenia? Czuję się jak więzień
czekający, aż opadnie topór.
Hagrid
westchnął i poklepał łagodnie Severusa po ramieniu.
-
Już dobrze, Severusie. Jest teraz z siebie dumna, a dodatkowo nie ma na swojej
drodze Dumbledore’a. To ją na jakiś czas uszczęśliwi.
-
A co z tobą? Zwolniła porządnego nauczyciela z powodu zwykłych uprzedzeń.
Półolbrzym
westchnął ciężko i przeczesał ręką brodę.
-
Jakoś się tego spodziewałem, od kiedy przejęła kontrolę nad szkołą. Niewiele
ludzi toleruje takie osoby jak ja, półludzi.
-
Są głupcami! Jesteś lepszy niż niemal wszyscy czystokrwiści, których znam, w
tym od tej sukowatej ropuchy! – powiedział gorąco Severus.
Cholerna prawda! – zgodził się Freedom.
-
Severusie, nie przejmuj się tak tym. Są ważniejsze rzeczy niż praca, wiesz o
tym. Wciąż przynajmniej mam dach nad głową i przyjaciół, z którymi mogę
porozmawiać i którzy o mnie dbają. To więcej, niż ma większość ludzi. Więcej
niż ona ma, tak stawiam.
Czarne
oczy Severusa zamigotały. Skinął krótko głową.
-
No dalej, Severusie. Przez to całe polowanie zaschło mi w gardle. Wypiłbym
odrobinkę herbaty. A jak ty?
-
Mógłbym też się napić – zgodził się jego przyjaciel i podążył za gajowym do
jego chatki. Spokojna akceptacja wielkoluda jego doli poskromiło zapalczywego
Mistrza Eliksirów i pozwoliła mu odzyskać jego opanowanie.
Dwójka
wypiła po kubku czarnej bohei Hagrida i zjedli chleb z masłem, podczas gdy
Freedom planował osobistą zemstę na Umbridge za ostatni afront.
Następnego
ranka, z kwater Umbridge dało się słyszeć pełne przekleństw słowa.
-
Mój najlepszy zestaw koronkowych szat od Auvigerne’a – zniszczony! Przez cholernego, przeklętego ptaka!
Rozległy
się kolejne przekleństwa i kilka głośnych uderzeń, przypominających odgłos
butów rzucanych o ścianę.
-
Mróżko! – ryknęła Umbridge.
Mróżka
pojawiła się, drżąc.
-
Wzywała pani?
-
Spójrz, po prostu spójrz na moje ubrania! – wrzasnęła wiedźma. Połowa jej ubrań
wyścielała podłogę, wszystkie w różnych odcieniach różu, a druga połowa była
pokryta ptasimi odchodami. – Wróciłam ze spotkania z Ministrem i znalazłam to!
Moje wszystkie ubrania… całe obesrane!
-
To straszne, proszę pani! Mróżka spróbuje to naprawić!
-
Lepiej niech ci się uda albo to będzie na twoją głowę! – warknęła Umbridge.
Mróżka
zapiszczała, po czym pstryknęła palcami i szaty, które trzymała Umbridge, stały
się czyste i wyprasowane jak nowe.
-
Już, proszę pani! Te są czyste! Mróżka zajmie się resztą.
-
Dobrze, tak ma być! I chcę wiedzieć, jak to się stało! Jak ptak wdarł się do
moich kwater?
-
Mróżka nie ma pojęcia, proszę pani. Najmniejszego. – Potem skrzatka wzięła
zniszczone ciuchy i zniknęła, zostawiając wściekłą Umbridge na środku jej
sypialni.
Opowieść
o zniszczonej garderobie Umbridge rozniosła się po szkole i wkrótce wszyscy
szeptali i chichotali ukryci za dłońmi, gdy tylko wiedźma ich mijała oraz
przyglądali się jej strojom, szukając czegokolwiek… łaciatego. Pewnego dnia Padma
i Parviati Patil poszły odwiedzić Trelawney w jej wieży i doniosły, że nauczycielka
wróżbiarstwa praktycznie dostała konwulsji, gdy powiedziały o… nieszczęściu
Umbridge.
Nawet
Snape uśmiechnął się na to ironicznie, choć zerknął surowo na swojego chowańca
i powiedział:
-
Mam nadzieję, że nie miałeś nic wspólnego z… eee… kompromitacją jej garderoby.
Jastrząb
zajął się czyszczeniem piórek, unikając spojrzenia Snape’a. Hymm… och, to. Dobrze jej to posłużyło.
Snape
nie raczył skomentować, choć miał podejrzenie wobec nonszalanckiego zachowania
jastrzębia. Mimo to, nie miał dowodu, że jego chowaniec źle się zachował, więc
na razie miał przywilej wątpliwości.
Miał
na głowie inne sprawy, a mianowicie fakt, że Potter wciąż od półtora miesiąca
był zaginiony.
-
Gdzie, do licha, ukrywa się ten chłopak? Musi to być na tyle blisko zamku, by
mógł się wślizgiwać do zamku i zdobywać jedzenie, jednak na tyle daleko, żeby
się przed nami ukryć – mruknął z irytacją.
Wbił
jeden długi palec w Proroka Codziennego, którego nagłówki na pierwszej stronie
dotyczyły zaginięcia chłopca, który przeżył. Gdzie, do licha, jest Harry Potter? – krzyczał jeden, a kolejny
pytał: Zaginięcie czy Nieczysta Gra?
Zniknięcie Młodego Pana Pottera Zadziwia Personel.
-
Szybko zbliża się ostateczny termin, wyznaczony przez Umbridge. Muszę znaleźć
chłopaka przed tym czasem albo bachor zostanie wyrzucony za bramę za ucho za
swoją nieusprawiedliwioną nieobecność.
Freedom
zamarł, czyszcząc jedno skrzydło. „To
prawda. Ach, cholera, zapomniałem o ostatecznym terminie. To oznacza, że muszę
wymyślić sposób, jak się odmienić… i to wkrótce. Mam tylko nadzieję, że Severus
zrozumie i wybaczy mi, że go oszukałem. Żałuję, że rzeczy między nami nie mają
się inaczej… Wolałbym nie podejmować tej decyzji… Hymm, będąc przy tym, mógłbym
równie dobrze woleć, żeby Dumbledore nigdy nie wymyślił fałszywej przepowiedni,
żeby moi rodzice nie umarli oraz żeby Voldemort znów się zabił.
Z
pomstą kontynuował czyszczenie piórek, wiedząc w głębi duszy, że jakikolwiek
dokona wybór, będzie bolało jak cholera i nic nie mógł z tym zrobić.
Ponownie
rozpoczął się młyn plotek na temat zniknięcia Harry’ego, choć tak naprawdę w
szkole nigdy nie zniknął, więc Hermiona i Ron zdecydowali, że konieczne będzie
skontaktowanie się z kimś innym, kto prawdopodobnie tęsknił za Harrym tak mocno
jak oni i kto mógł mieć domysły, jak go wyśledzić. To Ron pomyślał najpierw o
Syriuszu, mówiąc, że musiał szaleć na Grimmauld Place, zastanawiając się, co
się z wszystkimi dzieje, zwłaszcza z Harrym.
-
Powinniśmy się z nim skontaktować, Hermiono. Zobaczyć, co on mówi o
poszukiwaniach Harry’ego. Kiedyś chodził tu do szkoły, pewnie zna mnóstwo
kryjówek an błoniach i w zamku. Może pamięta jakąś albo powiedział o niej
Harry’emu.
-
Warto spróbować. Znaczy, żaden z profesorów nie miał wiele szczęścia, a to mnie
naprawdę przeraża, Ron. Co jeśli… został ranny i stracił pamięć albo coś
takiego? Może powinniśmy poszukać w mugolskich szpitalach kogoś, kto pasuje do
opisu Harry’ego.
-
W mugolskim szpitalu? Ale Hermiono, jak miałby się tam dostać?
-
Tam cię biorą, jeśli nie wiesz, kim jesteś – wyjaśniła. – Harry mógł… nie wiem…
tej nocy zafiukać do swojej ciotki i wuja z jakiegoś powodu, a potem może miał
jakiś wypadek lub coś w tym stylu…
Ron
potrząsnął głową.
-
No nie wiem, Hermiono. Wydaje mi się to dziwne. Ale najpierw napiszmy do
Syriusza. Zobaczmy, co on mówi. W porządku?
Tak
właśnie zrobili. Hermiona napisała list, ponieważ miała ładniejsze pismo i
oboje dostarczyli treść. Wysłali go przez sówkę Rona, Świstoświnkę, a potem
czekali z niecierpliwością na odpowiedź.
Dwa
dni później przyszedł list bez adresu zwrotnego dla Hermiony Granger. Tego dnia
po zajęciach, Hermiona i Ron przeczytali razem list, zachwyceni odpowiedzią
Syriusza. Syriusz powiedział im nerwowym wrakiem przez zastanawianie się, co
się stało z jego chrześniakiem, ale wyraźny rozkaz Dumbledore’a zabronił mu
opuszczać Grimmauld Place, by szukać Harry’ego. Jego jedynym kontaktem ze
światem zewnętrznym były listy od Lupina, który przychodził każdego ranka i
przynosił mu jeden. Również martwił się o Harry’ego i sugerował sprawdzić
Wrzeszczącą Chatę, że może Harry tam się ukrył, a nikt nigdy by o niej nie
pomyślał, ponieważ miała reputację nawiedzonej.
Ron
pomyślał, że to świetna sugestia, jednak Hermiona była gorzej nastawiona.
-
McGonagall sprawdziła Hogsmeade, pamiętasz?
-
Wiem, ale co jeśli przeoczyła Chatę? To możliwe.
-
McGonagall jest bardzo dokładna – broniła Hermiona.
-
Co to zaszkodzi?
Więc
postanowili sprawdzić Chatę podczas następnego wypadu do Hogsmeade.
Powiedzieli
też Syriuszowi, jak wszyscy profesorowie, nawet Snape, przeczesali błonia i
zamek, szukając wskazówek na temat Harry’ego.
Syriusz
odpisał im, że nie ufałby temu tłustemu, długowłosemu dupkowi Snape’owi, póki
mógł go przekląć. W szkole, zwykle
trzymał się grupki Ślizgonów, którzy ostatecznie stali się śmierciożercami.
Skąd mamy wiedzieć, że wciąż się z nimi nie trzyma? Niemal został skazany,
jednak Dumbledore poręczył za niego i wypuścili go. Nie lubię go, nigdy nie
lubiłem, zawsze się kręcił, próbując nas wpędzić w kłopoty. Wciąż nie mogę uwierzyć,
że zrobili go profesorem! To jakiś żart! Wciąż używa tak wymyślnych słów, żeby
brzmieć na bardziej wykształconego? Ha! Zapomina, że wiem, skąd pochodzi –
małej wioski w Yorkshire na odludziu, jest synem głupiego mugola i ślizgońskiej
wiedźmy, którzy nigdy nie wiązali końca z końcem. Kiedy po raz pierwszy pojawił
się w szkole, brzmiał jak cymbał z północy kraju, a ja z Jamesem zwykliśmy
żartować z jego akcentu.
Ron
zachichotał histerycznie, czytając tą część.
Jednak
Hermiona zmarszczyła brwi i powiedziała z dezaprobatą:
-
Nie sądzę, że to zabawne, wyśmiewać się z kogoś z powodu sposobu mówienia.
-
Och, daj spokój, Hermiono! To Snape, kogo to obchodzi?
-
To nie w porządku. Nie możesz zrobić nic z tym, gdzie byłeś wychowywany, a poza
tym, teraz mówi poprawnie. Musiał ciężko pracować, żeby pozbyć się tego
akcentu. Syriusz powinien wiedzieć, żeby lepiej nie wyśmiewać ludzi w taki
sposób.
-
Cóż, jak uważam, że ma rację. Też nie ufam Snape’owi, bez względu na to, co
mówi Dumbledore czy Hagrid. Zawsze miał coś do Harry’ego, a co jeśli w jakiś
sposób sprawił, że zniknął?
-
Nie sądzę, Ron. Uratował Harry’ego na pierwszym roku, więc dlaczego miałby to
zrobić, skoro chciał go skrzywdzić?
-
Myślisz, że skoro jest profesorem, to jest idealny.
-
Nieprawda! Wskazuję tylko, że twoja logika jest błędna.
-
Kogo obchodzi logika? Mówię, że Syriusz ma rację i Snape prawdopodobnie ma coś
wspólnego ze zniknięciem Harry’ego.
Hermiona
prychnęła.
-
Jaki masz dowód, Ron?
-
Jest dupkiem i nikt go nie lubi poza Ślizgonami.
Hermiona
przewróciła oczami.
-
Czasami z tobą nie można rozmawiać! – Wstała i wepchnęła list do swojej torby.
– Chodź, musimy iść do biura pani dyrektor.
-
Huh? Po co?
-
Wciąż mamy do odrobienia szlaban z Umbridge, baranie!
-
Och. Prawda. Zapomniałem.
-
No, doprawdy, Ron! Zapomniałam, że zapomniałbyś swojego mózgu, gdybyś nie miał
go w swojej głowie! Chodź! Zanim odejmie nam punkty za spóźnienie.
Szlabanem
na ten wieczór był esej – kazała im napisać trzy stopy pergaminu na temat
przestrzegania szkolnego regulaminu i wymienić wszystkie jej wydane dekrety, i
dlaczego powinni je przestrzegać. Ron niemal zasnął podczas pisania – tak to
było nudne i nawet Hermiona złapała się w połowie ziewnięcia. Ale przynajmniej
Umbridge nie używała już krwawego pióra – stała się nieco nerwowa po otrzymaniu
owej reprymendy od Rady Gubernatorów.
W
końcu, gdy dwójka prefektów skończyła, była niema dziesiąta i oboje praktycznie
zasypiali na stojąco. Umbridge zebrała ich eseje i odprawiła ich. Ron nie byłby
w stanie wydostać się stamtąd szybciej – praktycznie wystrzelił z
pomieszczenia.
Hermiona
była nieco wolniejsza, poświęcając czas na włożenie pióra i atramentu porządnie
do torby. Musiała nieco poprzesuwać zawartość, żeby atrament zmieścił się
bezpiecznie do środka tak, żeby się nie wylał i gdy wyciągnęła zeszyt u kilka
zapasowych pergaminów, list Syriusza wyślizgnął się i niezauważony opadł na
podłogę pod jej biurkiem.
W
końcu butelka z atramentem zmieściła się do środka, więc Hermiona wepchnęła
książki z powrotem do torby i wyszła, rzucając przez ramię krótkie: „Dobranoc,
pani profesor.” Nie dlatego, że lubiła tę kobietę, w rzeczywistości jej
nienawidziła, jednak wychowywana była w taki sposób, by okazywać szacunek
nauczycielom, więc uprzejmie życzyła jej dobrej nocy.
Umbridge
prychnęła, po czym przełożyła z miejsca na miejsce papiery na biurku, po czym
wstała i ostatni raz skontrolowała biuro, odsyłając biurka z powrotem do jej
klasy.
Właśnie
wtedy zauważyła na podłodze kawałek pergaminu.
-
A co to? List miłosny? – Szybko go rozłożyła i przeczytała.
Powolny
diaboliczny uśmiech rozlał się po jej obwisłej twarzy. Więc… Snape ma mroczną przeszłość, tak? No, no. Były śmierciożerca, ach
tak?
Potarła
ręce. W końcu znalazła sposób, by sprowadzić wysokiego i potężnego Severusa
Snape’a na kolana. Jego i tego jego godnego pożałowania chowańca.
Wciąż
ściskając list, podeszła do kominka i zafiukała do Departamentu Aurorów.
-
Dawlish, chcę, żebyś dał mi akta Severusa Snape’a, wszystko, co masz na temat
jego wcześniejszego związku ze śmierciożercami.
-
Do czego miałabyś je potrzebować, Dolores? Snape nigdy nie został skazany.
-
To nie ważne, po prostu mi je przynieś! – warknęła Umbridge.
-
Jedną chwilkę.
Kilka
minut późnie, pojawił się z powrotem w sieci Fiuu i podał krępej wiedźmie małą
teczkę.
-
Proszę bardzo. Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego je chcesz. To niemal historia
starożytna.
-
Już nie – uśmiechnęła się ironicznie Umbridge, po czym wycofała się z kominka,
wzięła teczkę i zaczęła czytać.
Hej! Dobrnęłam do rozdziału 15stego - tyle zdążyłam przeczytać w autobusach. Przede mną jeszcze dwa rozdziały, ale pozwól, że opinię wyrażę już teraz :D
OdpowiedzUsuńCudowne opowiadanie wybrałaś do tłumaczenia. Animagia i utrata pamięci to motywy, do których sięgam rzadko, gdy decyduję się na fanfiction. Normalnie krew mnie zalewa, gdy bohater miota się, próbując sobie coś przypomnieć i warczy na wszystkich wokół, kompletnie nie wiedząc, w jakim kierunku biegnie jego życie. Ten tekst jest inny. Harry w ogóle na początku po wypadku nie uważał się za człowieka - taka perspektywa jest po prostu genialna! Naprawdę - opowiadanie godne pracy nad nim!
Co do samego tłumaczenia: w początkowych rozdziałach wyłapałam jeden błąd, który rzucił mi się w oczy. Gdzieś tam było, że Snape wyszedł, a potem pojawiał się dialog z nim. Miało być, że Dumbledore wyszedł. Błąd był mało znaczący, więc nie warto się nim przejmować :D Jeden na piętnaście rozdziałów może być :D Drobny szczególik.
Przy okazji kolejnego chapteru z tej serii, dookomentuję jeszcze rozdziały 16 i 17 :D
Jak dokończę opowiadanie, które aktualnie czytam, zabiorę się za Nocnego Strażnika : )
Weny życzę i zapału do dalszej pracy!
Glenka
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jestem wkurzona na lekkomyslność Hermiony po co brala ten list ze sobą, wpedzila człowieka w kłopoty tym swoim zachowaniem, a Syriusz też mnie denerwuje ciekawe jak by sie czuł gdyby to z niego się wyśmiewano...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia