Oklumencja, dzień 1:
-
To nie działa! – krzyknął wściekle Harry, sfrustrowany.
-
Spróbuj ponownie – nakazał Snape tym nieugiętym tonem. – Weź głęboki oddech i
oczyść umysł.
Snape
próbował nauczyć Harry’ego podstaw oklumencji przez niemal dwie godziny, ale
dotychczas Harry nauczył się tylko, jak sfrustrować się tak mocno, by dostać
bólu głowy. Pomimo zachęt profesora, poległ w oczyszczaniu umysłu lub
blokowaniu mentalnych penetracji Snape’a, a teraz za każdym razem, gdy Snape
wypowiadał słowo „Legilimens!” wzdrygał się mentalnie.
Póki
co Snape zdołał zobaczyć kilka z jego najwcześniejszych wspomnień – jego
stojącego w kącie, obserwującego, jak trzy letni Dudley otwiera dwadzieścia
prezentów i zjada ciasto urodzinowe i kolejne, gdy obserwował Dudleya
jeżdżącego na nowym rowerze, podczas gdy on miał pielić ogród, a ostatnie, gdy
buldog Marge, Majcher, ścigał go aż na drzewo.
-
Nie widzisz? Próbuję. To… zwyczajnie… nie… działa! – Harry zagryzł wargę, a
jego oddech wychodził z jego ust w wyczerpanych sapnięciach.
-
Przestań. Za bardzo się ekscytujesz. Musisz być spokojny podczas oklumencji.
-
To niemożliwe! – burknął chłopak. – Może ty coś robisz źle.
Severus
zacisnął zęby. Nie pomogło to, że w głębi serca, obawiał się, że twierdzenie
Harry’ego jest prawdziwe. Snuł się w ciemności, starając się nauczyć czegoś, co
dla niego było tak instynktowne jak oddychanie. Nie musiał myśleć, jak używać oklumencji, zwyczajnie to
robił. Ale słuchając, jak Harry tak go krytykuje, zwłaszcza, że starał się jak
mógł, rozpaliło jego gniew.
-
Wstań – rozkazał, opierając się impulsowi zrzucenia chłopca szarpnięciem z
krzesła.
Harry
wstał.
-
Po co?
Severus
wziął krzesło i ustawił je w kącie.
-
Usiądź tu.
-
Co? Czy ty… sadzasz mnie w kącie? Severusie, nie mam pięciu lat, na litość
Merlina!
Severus
położył dłonie na biodrach.
-
Pamiętasz Artykuły Mentorów, młody człowieku? Zgodziłeś się tolerować moje
instrukcje. A teraz idź i usiądź.
Zaciskając
szczękę, Harry pomaszerował do krzesła twarzą do ściany i praktycznie rzucił
się na nie. To było po prostu… cholernie upokarzające! Jak karanie go niczym
małe dziecko nauczy go oklumencji?
Snape
podszedł i położył mu łagodnie ręce na ramionach.
-
No już, panie Potter. Proszę wziąć głęboki oddech i popatrzeć w ścianę. Nie
myśl o niczym poza ścianą. Niech ściana wypełni twój umysł. Oddychaj… wdech i
wydech… Spójrz na cegły w ścianach… Stań się ścianą, Harry… Nie istnieje nic
poza ścianą…
Harry
starał się zrobić to, co Severus nakazał, patrząc w ścianę, póki nie zapamiętał
wzoru kamieni na niej, a potem poczuł, że zaczyna odpływać, głos Severusa był
tak cichy… niemal hipnotyzujący… pociągał go w dół mglistego tunelu…
-
Oddychaj… raz, dwa, trzy…
Harry
odetchnął…. a ściana urosła w jego umyśle… po czym poczuł kujący ból w lewej
skroni i podskoczył.
-
Jasna cholera! – przeklął.
-
Tym razem prawie ci się udało. Co się stało? – zapytał Severus, czując się
zirytowany tym niewielkim postępem.
Harry
nieobecnie potarł skroń.
-
Nic. Boli mnie głowa.
-
Gdzie? Potrzebujesz lek przeciwbólowy?
-
Nie. Sprawia, że wszystko jest rozmazane.
-
To typowy efekt uboczny – westchnął Severus. – Gdzie cię boli?
-
Po lewej stronie. Dlaczego?
Severus
położył dłonie na skroniach Harry’ego.
-
Hej, co robisz? – zaskomlał, gdy Snape zaczął masować.
-
Siedź nieruchomo, proszę. Odchyl głowę i spróbuj się odprężyć. Jesteś zbyt
spięty, nic dziwnego, że nie możesz oczyścić umysłu.
Nieprzywykły
do tego, by dorosły dotykał go w taki sposób, Harry zesztywniał. Ale Severus
nie przestawał masować i stopniowo monotonny łagodny jednak stanowczy ruch
spowodował, że Harry mimowolnie się odprężył.
Severus
kontynuował masaż przez kolejne pięć czy sześć minut, po czym zapytał:
-
Jak się teraz czujesz?
-
Dobrze. Już zniknęło.
Dłonie
powróciły na jego ramiona.
-
Teraz zacznijmy od początku. Spójrz w ścianę.
Harry
spróbował ponownie, skupiając się na ścianie, ale z jakiegoś powodu nie mógł
się skoncentrować, a ściana zniknęła z jego świadomości, gdy Severus rzucił na
niego zaklęcie Legilimens.
W
ciągu dwóch minut Severus dostał się do jego głowy i zobaczył wspomnienie, jak
Dudley wpycha jego głowę do toalety w szkole podstawowej.
Nie! Nie to wspomnienie!
Wynoś się z mojej głowy!
Uderzył
głową o białą mgłę, która była Severusem i nagle mgła wycofała się i Harry
zamrugał, sapiąc i pocierając oczy.
-
Nieźle. Ogłuszyłeś mnie po kilku chwilach, ale w pierwszej kolejności nie
powinieneś był mnie dopuszczać do środka. Co się stało z ścianą, Harry?
-
Skąd do cholery miałbym wiedzieć? – zapytał chmurnie nastolatek.
-
Pilnuj języka, młody człowieku – zbeształ Snape, a teraz w jego tonie był
gniew. – Nie będę tolerował takiego odzywania się do mnie. Przeklnij przy mnie
ponownie, a wymyję ci usta kostką mydła.
-
Nie… nie zrobiłbyś tego!
-
Sprawdź i się dowiedz.
Harry
odwrócił głowę, żeby spojrzeć drugiemu w oczy i zbladł, gdy zobaczył wyraz
twarzy swojego mentora.
-
W porządku. Teraz ci wierzę – wymamrotał. – Wybacz. To się więcej nie stanie. –
Ostatnim razem, mógł sobie przypomnieć, jak umyto mu usta mydłem, gdy miał
sześć lat i nazwał Dudleya „cholernym pieprzonym wielorybem z piekła rodem”. Petunia
nie była rozbawiona.
Severus
westchnął głęboko, bo teraz to on
dorobił się bólu głowy.
-
Próbujmy jeszcze raz, panie Potter.
Ale
im bardziej Harry próbował, tym gorzej mu szło, póki nie poczuł się tak, jakby
chciał uderzyć głową w ścianę i był niemal pewny, że Severus też tego chce.
-
Nie rozumiem, dlaczego nie umiem tego
zrobić!
-
Może to w tobie jest problem. Zbyt mocno się starasz. Może zrobimy sobie
przerwę? Idź się przejść?
-
A mogę iść polatać? Znaczy jako Freedom? Proszę? – namawiał Harry. – To odpręży
mnie lepiej niż cokolwiek innego, Sev.
Severus
rozważył to. Chłopak naprawdę się starał, rozmyślał. To dlatego było to dla
nich obu frustrujące, kiedy zdawał się nie chwytać pojęć, które Snape znał
instynktownie. Może błędem było próbować nauczyć chłopca tej zagubionej sztuki?
Mistrz Eliksirów naburmuszył się. Nie, Harry musiał się tego nauczyć. I Severus
był jedyną osobą, która mogła go tego nauczyć, ponieważ dyrektor był nieobecny.
-
W porządku. Ale tylko przez godzinę, pamiętaj. Zapoluj, polataj, a potem
wracaj, gdy zagwiżdżę. Zgoda?
-
Zgoda. Dziękuję, profesorze!
Harry
wystrzelił z krzesła tak szybko, że można by pomyśleć, że jego pośladki
zapłonęły.
W
ciągu dwóch mrugnięć oka z błyskiem zmienił się w animagiczną formę i wleciał
na ramię Snape’a. Uważał, by chwycić tkaninę delikatnie, żeby nie zranić
Mistrza Eliksirów.
Severus
wyszedł ze swojego biura i ruszył korytarzem, a Freedom radośnie kiwał głową w
rytm kroków Severusa. Profesor prześlizgnął się sekretnym korytarzem i
przeszedł przez trawnik, po czym zatrzymał się i pozwolił Freedomowi
wystartować z jego ramienia w powietrze.
Severus
obserwował, jak jastrząb wzlatuje spiralą w górę, póki nie stał się tylko
plamką na zmierzchającym niebie. W oczach czarodzieja pojawiła się pełna zadumy
tęsknota, gdy jastrząb odleciał w powietrze. Jak by to było latać, nie na
miotle, ale dzięki skrzydłom? Jak prawdziwy pan przestworzy? Jak by było stać
się jastrzębiem?
Nigdy nie miałem czasu
poszukać swojej animagicznej formy… a teraz mam nawet jeszcze mniej czasu, ale
może któregoś dnia… mógłbym to przebadać. Oczywiście, nie ma gwarancji, że moją
animagiczną formą będzie ptak. Nie ma się wyboru. Forma jest czymś, co wybiera
dla ciebie magia i nikt nie wie, dlaczego i jak się to decyduje. Może ma to coś
wspólnego z wewnętrznym duchem albo duszą – rozmyślał Severus, przechadzając się po błoniach. Świeże
powietrze i ćwiczenia pomogły mu rozproszyć ból głowy i rozprostować nogi, gdy
schodził szybko znajomą brukowaną ścieżką do chatki Hagrida, gdzie zobaczył
Crabbe’a, próbującego umyć Kła.
-
Nie ruszaj się, ty duży głupku – powiedział chłopak, mocując się z wielkim
ogarem, by utrzymać go w bali z wodą i pianą. Kieł zaszczekał i zawył, starając
się wyślizgnąć, a chłopak, pomimo swoich wielkich rozmiarów, musiał się
namęczyć, by utrzymać psa w wannie.
-
Ach, bądź dobrym pieskiem, dobra? – jęknął Crabbe, pociągając Kła z powrotem w
dół. – Siad, wielki wałkoniu!
Kieł
liznął chłopaka po całej twarzy, a Crabbe zadławił się.
-
Pfff! Jesteś takim głupim… ohydnym… psem! Wiesz o tym, prawda? – skarcił, ale
szczerzył się do wielkiego psa, nawet jeśli Kieł pokrył mydlinami i ślinom całe
jego buty.
Severus
stłumił uśmiech – rzadko widywał któregoś ze swoich Ślizgonów tak zadowolonego
i, cóż, szczęśliwego. Większość zbyt naciskała na siebie, by odnieść sukces i
rzadko znajdowała czas na relaks. Wyraźnie program mentorski Minervy był dobry
dla wszystkich zaangażowanych.
-
Hej, Vince, prawie skończyłeś, co? Zrobiłem herbaty! – ryknął Hagrid,
wystawiając głowę przez okno.
-
Prawie, proszę pana! Muszę go tylko opłukać! – odkrzyknął Crabbe, po czym odwrócił
się do psa i powiedział: - A teraz się zachowuj, psiaku, i zostań! – Przytrzymał dłoń przed pyskiem psa. – Kieł, zostań! Albo
przykleję cię zaklęciem przylepca do wanny, słyszysz?
Pies
zaszczekał, merdając ogonem.
Potem
Crabbe wskazał w niego różdżką, z której wystrzelił strumień wody i starannie
zmył mydło z wielkiego ogara. Kieł zatrząsł się i Crabbe uniósł ramię, by
ochronić twarz.
-
Whoa! Spokojnie! To nie ja tu potrzebuje kąpieli!
-
Jakieś problemy, Crabbe? – zaszydził Malfoy, podchodząc do psa i Ślizgona od
strony boiska Quidditcha.
-
Nie, po prostu próbuje się wysuszyć, to wszystko – wyjaśnił Crabbe, ocierając
oczy.
-
To właśnie oznaczają te tak zwane praktyki? Zostałeś… fryzjerem dla zwierząt,
Crabbe? – parsknął Malfoy. – Co za krok w dorosły świat.
Kieł
ponownie zaszczekał, ale tym razem nie brzmiał tak przyjaźnie.
Crabbe
usunął wodę i zagwizdał. Pies gończy podszedł do niego, a chłopak wymówił
zaklęcie suszące. Kieł zatrząsł ponownie ciałem, po czym podszedł spokojnie na
ganek i położył się, nieprzyjaźnie zawijając wargę w kierunku Malfoya.
-
Czego chcesz, Draco? – zapytał krótko Crabbe. – Jestem jakby zajęty, jakbyś nie
zauważył.
Malfoy
roześmiał się.
-
Och, zauważyłem, tak. Kąpiel psa musi być ogromem pracy. Co jeszcze robisz,
Vince? Usuwasz kleszcze? Czyścisz zagrody testrali? Karmisz kurczaki? Wiesz,
Vince, kiedy byłem zmuszony tu pracować, myślałem, że to wygląda jak praca na
mugolskiej farmie. Moja posiadłość graniczy z farmą i czasami widziałem, jak
mugole wstają o świcie i przerzucają gnój. Też to robisz, Vince?
-
A jeśli tak? Co wtedy? Zwierzęta potrzebują czystości, dokładnie jak ludzie.
Draco
przewrócił oczami.
-
Jesteś tak tępy! Nie mogę uwierzyć, że ty chcesz
to robić. To takie nudne i bezużyteczne.
-
Nie dla mnie. Do zobaczenia później, Malfoy – powiedział ostro Crabbe, po czym
odwrócił się i wszedł do chatki, zostawiając gapiącego się na niego Malfoya za
sobą.
Gdy
Malfoy odwrócił się, by iść w stronę zamku, Severus wszedł na ścieżkę.
-
Panie Malfoy, proszę na słówko.
Malfoy
spojrzał na niego.
-
Profesorze! Nie widziałem pana!
-
Nie, ponieważ był pan zbyt zajęty drwieniem z własnego współdomownika – zaczął
Mistrz Eliksirów.
Blondyn
zbladł, zdając sobie sprawę, że Snape wszystko podsłuchał.
-
Umm… cóż, proszę pana, ja tylko… dawałem Vince’owi rady…
Jedna
brew uniosła się.
-
Kłamstwo do pana nie pasuje, panie Malfoy.
Draco
przełknął.
-
Ja nie… nie kłamię, profesorze. Naprawdę. Sądzę tylko, że Vince… marnuje czas i
talent służąc temu prostakowi, Hagridowi. Znaczy, on zna się tylko na
zwierzakach i polowaniu, więc jak to pomoże Vince’owi, gdy skończy szkołę?
-
Nie byłem świadom, Malfoy, że to twoja sprawa, co pan Crabbe będzie robił po
skończeniu Hogwartu. Nie powinien pan też wyśmiewać innego ucznia, zwłaszcza
nie członka własnego Domu. Jaka jest pierwsza zasada Domu Slytherina?
Malfoy
pokręcił się.
-
Przedstawiać… zjednoczony front, proszę pana.
-
Dokładnie. A nazwałby pan to, co pan zrobił w taki sposób?
-
Nie, profesorze.
-
I na przyszłość, nie będziesz mówił bez szacunku o nauczycielu, Malfoy. Nie
obchodzi mnie, co osobiście sądzisz o nim albo jego generalnych metodach
nauczania, będziesz uważać na to, co mówisz, Malfoy, albo w innym wypadku
skończysz na skrobaniu dormitoriów swojego Domu gołymi rękami i na kolanach, aż
do następnego roku – syknął Snape, a jego oczy rozbłysły. – Czy wyrażam się
jasno?
-
Tak, proszę pana.
-
Dobrze. Wracaj do pokoju wspólnego, Malfoy, i chcę esej na dwie stopy na temat
szacunku do nauczyciela i innych uczniów. Na dziś wieczór.
-
Ale… ale… profesorze…!
-
Spokój, młody człowieku, czy może zmienić na cztery? – zagroził jedwabiście
Snape.
Malfoy
potrząsnął głową i wbiegł po ścieżce.
Severus
westchnął. Miał nadzieję, że jego szlaban wybił nieco arogancji z blondyna, ale
najwyraźniej nie.
Ale mu powiedziałeś, co,
Severusie?
Profesor
uniósł wzrok w kierunku cichego okrzyku i zobaczył krążącego nad nim leniwie
Freedoma.
Snape
sprawdził zegarek i dostrzegł, że Freedom wciąż ma jakieś piętnaście minut,
więc odprawił go machnięciem dłoni.
Freedom
zaskrzeczał cicho, po czym odwrócił się na piecie i skierował w na lewo w
stronę jeziora. Czasami gniazdowały tam kaczki, a znów był głodny. Latanie
zawsze pobudzało jego apetyt.
Gdy
prześlizgnął się nad Czarnym Jeziorem, jego wzrok drapieżnika padł na sitowia i
Freedom pomyślał, jak bardzo kocha takie latanie, wnoszenie wysoko nad światem,
tuż nad wiatrem. Tęsknił za możliwością latania, bo jako jastrząb był jednością
z wiatrem i nic, nawet latanie na miotle, nie mogło się z tym równać.
Zawisł,
a potem jego spojrzenie złapało błysk ruchu.
Natychmiast
został ostrzeżony, jego wszystkie mięśnie zadrgały w przejęciu.
Tam!
Nieostrożna karolinka właśnie wyłoniła się z buszu i dreptała w kierunku wody,
nieświadoma jastrzębia nad sobą.
Freedom
zrobił kółko, po czym poczekał, aż kaczka znajdzie się tuż nad linią brzegu, po
czym zanurkował.
Kaczka
próbowała odlecieć, ale ledwie rozpostarła skrzydła, a Freedom już na niej był,
łamiąc jej szyję jednym porządnym ruchem.
Jastrząb
wydał z siebie ciche kree-aaa!
tryumfu, nim zgiął szyję i zaczął jeść.
Początkowo
Freedom nie był pewny, czy był w stanie zjeść kaczkę, ale potem instynkt
przejął kontrolę i odkrył, że jest w stanie cieszyć się swoją zdobyczą tak
teraz, jak wcześniej przed rozpoznaniem swojej tożsamości. Dla jastrzębia,
jedzenie było jedzeniem, a kaczka była pyszna.
Severus
widział, jak Freedom nurkuje i łapie kaczkę, i pozwolił ani magowi dokończyć
przekąskę nim go przywołał gwizdnięciem.
Ku
jego zaskoczeniu, jastrząb wrócił natychmiastowo, siadając na jego ramieniu i
ośmielając się skubać jego włosy!
-
Przestań! Bo przywołam szczotkę i wezmę się za to okropne kompromitujące coś,
co ty nazywasz włosami.
Freedom
zaskrzeczał z oburzeniem.
Ach, to cios poniżej pasa,
Severusie!
Ale
szybko przestał skubać, natychmiast siadając dumnie jak w egipskich rzeźbach
sokoli bożek, Horus.
Snape
poczekał, aż znajdą się w szkole, po czym nakazał Freedomowi zmienić się z
powrotem.
Harry
stanął przed nim z pytającym wyrazem twarzy.
-
Będziemy teraz kontynuować lekcję?
-
Nie. Sądzę, że lepiej jak poćwiczysz techniki oddechowe i poczekamy do
następnego poniedziałku, żeby wznowić lekcje. Póki co może dokończysz zadania
domowe, a potem się pouczysz na swoje SUMy?
Harry
jęknął – wydawało się, że ostatnio tylko robił zadania i uczył się. Ale Severus
obmyślił harmonogram, według którego uczył się godzinę do dwóch i robił zadania
przez ostatnią godzinę wieczorem przed pójściem do łóżka.
-
Opętany zadaniami nietoperz – wymamrotał pod nosem.
A
przynajmniej myślał, że tak zrobił, póki nie poczuł dłoń Snape’a opuszczoną na
jego ramię.
-
Przepraszam? Czy usłyszałem, że pewien praktykant zgłosił się do szorowania
łazienkę opętanego nietoperza szczoteczką przed pójściem dzisiaj spać?
-
Nie… przepraszam, profesorze Snape.
-
Tak myślałem. Zadanie, panie Potter.
Harry
wszedł do kwater Mistrza Eliksirów, zastanawiając się, czy inni praktykanci
mają takie same problemy ze swoimi mentorami?
Oklumencja, dzień 2:
Tego
wieczora Harry wszedł do gabinetu Snape’a czując się zarumieniony i radosny.
Gryffindor wygrał nieoficjalny mecz przeciwko Ślizgonom i Harry w końcu starł
ten chełpliwy uśmieszek z twarzy Malfoya. Wczorajszego ranka miał również
wspaniałą lekcję z McGonagall i pozwolono mu stać się Freedomem przez niemal
całe półtorej godziny. McGonagall powiedziała mu również, że jest zadowolona z
tego, jak dobrze jest w stanie się przemieniać między formą jastrzębia a ludzką
i że ostatecznie, kiedy nauczy się przywoływać jastrzębią stronę swojej natury
w ludzkiej postaci, będzie mógł również rozwinąć umiejętność rozumienia i
rozmawiania z ptakami.
Harry
był uszczęśliwiony. To było jak posiadanie nieograniczonego eliksiru
jastrzębiej mowy, tylko lepszego. Właśnie wrócił z Sowiarni, gdzie gładził
Hedwigę, opowiadał jej o swoim dniu i karmił ją przysmakami. Jego sowa śnieżna
łagodnie przeczesała jego włosy i nie przygryzła jego ucha zbyt mocno za nie
odwiedzanie jej przez trzy dni. Wydawała się zachwycona, że otrzymał
odpowiednie instrukcje co do swojej animagicznej formy i skubnęła go z miłością
na pożegnanie, gdy wychodził.
Zapukał
w drzwi gabinetu Snape’a, nim pozwolono mu wejść.
-
Profesorze? Zebrałem pióra, które pan potrzebuje do eliksiru lekkości – ogłosił
Harry, podając Mistrzowi Eliksirów małą saszetkę pełną sowich piór, które były
głównym powodem jego odwiedzin w Sowiarni, poza spędzeniem czasu ze swoją sową.
-
Bardzo dobrze. Połóż je tam. – Severus machnął ręką w stronę rogu biurka.
Harry
wykonał polecenie, po czym stanął z rękami w kieszeni, czekając, by zobaczyć,
co Severus zaplanował na dzisiejszy wieczór.
Jego
mentor obszedł biurko i ustawił dwa krzesła do siebie, całkiem blisko.
-
Proszę usiąść, panie Potter.
Harry
wykonał polecenie, zauważając cierpko, że kiedy Severus był w swoim trybie
nauczyciela, ponownie przechodził na „pana Pottera”. Podejrzewał, że to był
sposób Snape’a na zachowanie profesjonalnej postawy.
Severus
usiadł na krześle naprzeciwko – siedzieli tak blisko, że ich kolana ocierały
się o siebie.
-
Zdecydowałem spróbować czegoś innego niż wczoraj. Coś, co może pomóc ci skupić
się nieco lepiej, a jest to stara technika używana do skupienia podczas
medytacji czy hipnozy. – Wysilał mózg, starając się znaleźć alternatywę, by
pomóc Harry’emu, jak nauczyć się oczyszczać umysł i w końcu złożył wizytę w
najbliższej publicznej bibliotece, poczytał i zrobił notatki z kilku książek o
medytacji i hipnozie. – Spróbujemy policzyć oddechy i nauczyć się odpowiedniego
oddychania. Gotowy?
-
Tak, proszę pana.
-
Dobrze. Najpierw chcę, żebyś zamknął oczy. Pomyśl o czymś przyjemnym,
słonecznym dniu, chmurach, czymś, co uznajesz za odprężające. Umieść ten obraz
w swoim umyśle. Masz?
Harry
skinął głową. Bycie Freedomem i latanie nad prądami wietrznymi czystego,
niebieskiego nieba było najbardziej odprężającą rzeczą, jaką mógł wymyślić.
-
Dobrze. A teraz chcę, żebyś wdychał powietrze delikatnie, przez nos, a wydychał
ustami.
Harry
wykonał polecenie.
-
To jest jeden oddech. Teraz jeszcze raz, tylko tym razem, wstrzymaj oddech na
pięć sekund. Będę liczył.
Harry
wciągnął oddech i przytrzymał, podczas gdy Snape liczył.
-
Wydech. To był drugi. Zrobimy dziesięć takich oddechów. Jeszcze raz.
Nim
ukończyli wszystkie oddechy, Harry czuł się bardzo odprężony i śpiący.
-
Proszę otworzyć oczy, panie Potter.
Harry
niechętnie uniósł powieki.
-
Jesteś spokojny?
-
Tak sądzę. Czuję się jakby senny, profesorze.
-
Tak jak powinieneś. Teraz połóż dłoń na klatce piersiowej, na swoje serce –
polecił Snape.
Harry
położył dłoń na sercu.
-
Co teraz?
-
Poczuł bicie swojego serca. Poczuj sposób, w jaki bije… równy i powolny… A
teraz drugą dłoń połóż na mojej piersi na serce.
Harry
ostrożnie wyciągnął dłoń i położył ją na piersi Snape’a. Severus nieznacznie
przesunął ją, póki nie mógł wyczuć bicia serca swojego mentora pod czarnymi
szatami. Bu-bum. Bu-bum.
-
Okej. To jest… dziwne.
-
Będzie jeszcze dziwniej. Teraz będę oddychał i chcę, żebyś poczuł, jak moja
klatka piersiowa unosi się i opada.
Profesor
zrobił wdech i wydech, a Harry mógł poczuć sposób, w jaki jego pierś unosi się
i opada w równym rytmie. Severus powtórzył to kilka razy, po czym nakazał
Harry’emu również oddychać.
-
Zobaczymy, czy dasz radę dopasować nasze oddechy. Razem. Raz. Dwa. Trzy.
Oddychaj.
Początkowo
próba oddychania równocześnie była dziwna. Harry czuł dziwaczną chęć
chichotania histerycznie, po tym, jak wyobraził sobie twarz Rona, gdyby ten
wiedział, że Harry spędza czas ze Snapem na uczeniu się, jak razem oddychać.
Ale zdołał wyciszyć to pragnienie. Nie
myśl o tym, Harry. Tylko oddychaj. Wdech i wydech. Oddychaj jak Severus.
-
Bardzo dobrze. Czujesz, jak oddychanie zwolniło tępo bicia twojego serca? Tego
właśnie chcesz. Chcę, żeby wszedł w stan spokoju, powinieneś czuć się
odprężony, nawet nieco śpiący, a w twoim umyśle nie powinno być nic poza
ścianą, w którą wczoraj patrzyłeś. Skup się na ścianie, Harry. Stań się nią.
Głos
Severusa stał się głębszy, miękki i zachęcający, hipnotyzujący w swojej
intensywności.
Harry
pozwolił mu się obmyć i ponieść go wzdłuż mglistego tunelu za ścianę. Tu jestem bezpieczny. Nic nie może mnie
skrzywdzić. Nikt mnie nie znajdzie. Jestem bezpieczny.
Severus
był pewny, że chłopiec jest teraz w transie, więc delikatnie dotknął czubkiem
różdżki skroni Harry’ego.
-
Legilimens.
Umysł
Snape’a napotkał pustą ścianę. Badał ją, najpierw delikatnie, potem nieco mocniej.
Ściana trzymała, mógł tylko dostrzec powierzchowne myśli. Dobrze. W ten sposób bariery powinny wyglądać na pierwszy rzut oka. A
teraz pchnijmy nieco, sprawdzimy słabości.
Harry
czuł, jak drugi czarodziej testuje wzniesioną ścianę i natychmiast odsunął się,
zamiast pozostać biernym. To był błąd. Ściana napięła się i wystarczyło, że
Severus ją trącił, by upadła i ponownie znalazł się we wspomnieniach Harry’ego.
Harry
próbował odbudować ścianę, ale był zbyt zdenerwowany i cały spokój mu się
wymknął.
Po raz kolejny był na
cmentarzu w Little Hangleton, a Cedric upadał… lądując na ziemi z cichym hukiem
tuż przed jego butami, nigdy więcej już nie wstając.
Nie! NIE! NIEEEE! Cedric!
Krzyczał, albo myślał, że
krzyczy i mógł usłyszeć skądś kpiący śmiech, gdy Glizdogon chwycił go i pchnął
na nagrobek, wiążąc magicznymi sznurami.
Szarpał się na próżno.
Został ustawiony przed nim
kociołek, dymiący i bulgoczący z jakimś obrzydliwym wywarem, i chłopak wykręcił
się, zdesperowany, by uciec…
- Nie! Nie chcę ponownie tego
widzieć! Nie znowu! – krzyknął. Wynoś się z mojej głowy, Snape! Wynoś się! JUŻ!
Nagle
znalazł się z powrotem w biurze, stojąc z różdżką wyciągniętą i dzikimi oczami.
Severus
potrząsał dłonią z lekkim bólem na twarzy. W dłoni miał różdżkę, ale nie skierowaną
w jego stronę.
-
Panie Potter… Harry… uspokój się… - Wyciągnął dłoń, by dotknąć chłopca, ale
Harry odskoczył, jakby Severus był Czarnym Panem.
-
Nie… nie dotykaj mnie! Już nie chcę się uczyć oklumencji, jeśli to masz widzieć
w mojej głowie…
-
Harry, to co się stało tamtej nocy na cmentarzu nie było twoją winą…
-
NIE! Nie chcę o tym mówić!
-
Wiem, że nie, ale musisz… albo nigdy nie opanujesz oklumencji. A nie uczenie
się jej nie jest opcją. Jeśli Czarny Pan kiedykolwiek dowie się o twoim słabym
punkcie…
Harry
ponownie mu przerwał.
-
Nie obchodzi mnie to! Może iść się
pieprzyć! Nie potrzebuję o tym rozmawiać. Chcę to tylko zapomnieć… zapomnieć o
tym… po prostu… zostaw mnie w spokoju!
Nim
Severus mógł coś więcej powiedzieć, Harry obrócił się na pięcie i wystrzelił z
biura.
-
Potter! Wracaj tu!
Harry
zignorował go, nie przestając biec. W jego żołądku pojawiło się mdlące uczucie,
a pierś zacisnęła się, gdy przypomniał sobie ten okropny wieczór… Nie, nie
będzie o tym myślał. Nie będzie.
Musiał się oddalić, uciec…
-
Potter, chodź tu!
To
była ostatnia rzecz, jakiej chciał.
Nim
o tym pomyślał, na jego skórze pojawiły się pióra i wystrzelił w powietrze.
Jak
brązowo-czerwone pasmo, wystrzelił daleko, a jego skrzydła zaprowadziły go
bezbłędnie do Sowiarni.
Wleciał
przez okno, zaskakując Serafinę, która jadła ryjówkę, oraz Hedwigę, drzemiącą
na żerdzi po całym dniu polowania na norki.
Freedom? Co się stało? Gdzie
się wybierasz? –
zahukała Hedwiga.
Daleko! Daj mi żyć, Hedwigo.
Po prostu potrzebuję… żeby wszyscy mnie zostawili.
Serafina
zamrugała swoimi wielkimi, miedzianymi oczami. Powiedziałabym, Hedwigo, że to nie roztropne. Twój pisklak jest bardzo
wzburzony. Za bardzo, żeby trzeźwo myśleć. A Wielki Żelazny Ptak poluje czasami
na nieuważnych młodzików.
Tak, wiem. Zobaczę, czy ze
mną porozmawia, a jeśli nie, upewnię się, że nie zrobi nic głupiego, jak
przelatywanie zbyt blisko Zakazanego Lasu o tej godzinie.
Sowa
śnieżna rozpostarła skrzydła i wkrótce złapała Freedoma, który nie latał ze
swoją zwykłą gracją, ale jakoś nierówno.
Freedom? Zwolnij. Latasz zbyt
blisko lasu.
Freedom
zwolnił i spiorunował drugiego ptaka wzrokiem. Wracaj do domu, Hedwigo. Nie potrzebuję cholernej niańki! Powiedziałem
ci… po prostu potrzebuję być sam!
Och? Cóż, w twoim stanie, nie
można ci ufać i zostawiać cię samego. Jastrzębie nie latają nocą. – Sowa zrównała się z nim
bezproblemowo, jej skrzydła uderzały miękko i całkowicie cicho. Co cię kłopocze, pisklaku? Jesteś
zdenerwowany.
Co za błyskotliwa dedukcja!
Uważaj na ton albo nauczę cię
manier! –
ostrzegła Hedwiga. Unosiła się tuż nad nim i była niema dwa razy większa, jak w
większości przypadków drapieżników – samica była większa od samca.
Proszę, Hedwigo, po prostu
odleć! Nie chcę o tym rozmawiać ani z tobą, ani z Severusem, ani… z nikim
innym! Dobra?
Czy Severus wie, że jesteś na
zewnątrz?
Freedom
nie odpowiedział, zamiast tego odlatując spiralami nad las.
Freedom! Gdzie lecisz? – zahukała Hedwiga z
przerażeniem.
Na moją polankę. Tam jest
bezpiecznie.
Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czy profesor wie, gdzie jesteś?
Nie. Zaczął schodzić w dół tuż
nad koronami drzew.
Freedom! Przemieniłeś się bez
informowania go? Nie powinieneś tego robić! To niebezpieczne, zwłaszcza gdy
jesteś zdenerwowany.
Nic mi nie jest. Nie martw
się o mnie.
Musisz wrócić. Las nie jest
bezpieczny nocą. Wracaj do zamku!
Okręcił
się do niej, sycząc: Nie! Odpieprz się!
– Potem zanurkował między drzewa.
Hedwiga
zasyczała wściekle i jak najszybciej za nim podążyła. Ale straciła go wśród
drzew, bo w lesie ciężko było jej się poruszać, nawet jeśli była ptakiem
nocnym. W końcu uniosła się i odleciała, myśląc ze złością, że następnym razem,
jak zobaczy swojego czarodzieja, będzie miała mu wiele do powiedzenia na temat jego zachowania. Wiele!
Harry
wylądował na wygodnej gałęzi na sekretnej polanie, którą pokazał mu Hagrid,
długo kuląc się na niej żałośnie i żałując, że w ogóle zgodził się na ćwiczenie
oklumencji i pozwalanie Severusowi wchodzić do jego umysłu.
W
międzyczasie Severus zaczął szukać swojego zbłąkanego praktykanta, z minuty na
minutę coraz bardziej złoszcząc się i martwiąc. W końcu po użyciu zaklęcia
lokalizującego i odkryciu, że Harry’ego nie ma w zamku, zdecydował przeszukać
błonia. Pierwszym miejscem, o którym pomyślał, był wąwóz, gdzie Harry, tak jak
on, zdawał się kierować, gdy był zdenerwowany.
Rzeczywiście
znalazł Freedoma siedzącego na niżej wiszącej gałęzi dębu. Przez chwilę czuł
gwałtowną ulgę, a potem napłynęła złość na to, co chłopak zrobił.
-
Uciekanie nigdy niczego nie rozwiązuje, wiesz? – powiedział ostro Snape. –
Przemień się, Harry. Zmieniłeś się bez mojego pozwolenia.
Freedom
zgarbił plecy i odwrócił się tyłem do mentora. Odwal się, Severusie!
Chociaż
Snape nie mógł zrozumieć, co powiedział jastrząb, ponieważ nie brał eliksiru
jastrzębiej mowy od kiedy Harry się ujawnił, wiadomość była jasna. Mistrz
Eliksirów położył dłonie na biodrach i powiedział surowo:
-
Panie Potter, powiem to jeszcze raz, a potem rzucę zaklęcie, by cię przemienić
z powrotem. Zmień się… już. Używanie
animagicznej formy jako ucieczki, ponieważ nie chcesz o czymś ze mną rozmawiać
nie jest dobrym pomysłem.
Czekał.
Freedom
zasyczał, po czym zleciał z drzewa i zamazał się, aż pojawił się Harry, który
spiorunował go wyzywająco wzrokiem.
-
To, co się stało tamtego wieczora jest rzeczą prywatną, Severusie, i nie chcę o
tym rozmawiać, dobrze?
-
Panie Potter, wiem, że od jakiegoś czasu to pana dręczy… - zaczął Severus,
starając się powstrzymać swój temperament. Mógł powiedzieć, że to naprawdę
denerwowało chłopca i próbował sobie przypomnieć, że nie był inny w wieku
szesnastu lat. On również odmówił rozmowy z Hagridem o swojej przeszłości,
stając się nadąsany i cichy, gdy pół-olbrzym próbował przekonać go do rozmowy o
tym, co doprowadziło do jego nagłej próby pozostawienia na zawsze tego świata.
– Sądzę, że mogę pomóc, gdybyś porozmawiał ze mną…
-
Nie! Jak wiele razy mam to mówić? Nie potrzebuję o tym rozmawiać, nie musisz mi
mówić, że wszystko będzie dobrze, ponieważ nie będzie… to dokonane i jeśli
będziesz trzymał się z dala od mojej głowy, nie będę znów miał w kółko tych
koszmarów… Po prostu odpuść, dobra?
-
Nie mogę.
-
Możesz! Udawaj, że cię to nie obchodzi, do cholery, i zostaw mnie do diabła w
spokoju! Po prostu się odpieprz! – krzyknął, po czym przebiegł koło drugiego
czarodzieja, wybiegając z polanki.
Co za… mały bachor bez
szacunku! –
pomyślał z wściekłością Snape. Podążył za chłopcem, słysząc, jak przedziera się
przez krzaki tuż przed nim.
Harry
przebiegł przez trawnik, oddech drażnił mu gardło, oczy paliły nieuronionymi łzami.
Spodziewał się, że Severus chwyci go w każdej sekundzie i potrząśnie nim, ale
to się nie stało. Wślizgnął się do zamku i do wieży Gryffindoru – wszyscy spali
i czuł ulgę, bo nie chciał z nikim rozmawiać.
Rozebrał
się, naciągnął jakąś piżamę, po czym skulił się na łóżku, a całkowicie
przygnębiająca, samotna łza spłynęła po jego twarzy. Teraz naprawdę to zrobił.
Był pewny, że Severus go zabije. Ukrył twarz w poduszce i zażyczył sobie, by
zapomniał o tej cholernej nocy. Dlaczego
ktoś nie może mnie zobliviatować? Dlaczego? Jęknął i spędził noc na
rzucaniu się i okręcaniu, nim w końcu zasnął w okolicach świtu.
A
wtedy śnił o Cedricu.
Następnego
ranka, Harry czuł, jakby zawisła nad nim czarna chmura hańby. Przebrnął przez
zajęcia, lękając się momentu, gdy będzie musiał ponownie zmierzyć się ze
Snapem. Choć raz chciał mieć dłuższe zajęcia, ale wiedział, że nie mógł
odkładać tak długo tego, co nieuniknione. Nie wiedział nawet, jak Severus
zamierza go ukarać, ale z pewnością mu się to nie spodoba.
Cholera z moim temperamentem!
Cholera z tym pyskowaniem! Och, Merlinie, jestem tak martwy!
Czuł,
że zaczął się pocić pod szatami. Zignorował zawołanie Hermiony, by poszedł z
nią na lunch:
-
Nie jestem głodny, muszę się uczyć - wymamrotał cicho, rzucając przez ramię.
Sądząc
po tym, jak jego żołądek się burzył, wątpił, by mógł cokolwiek w nim utrzymać.
Przeszedł
ociężale przez korytarz na zewnątrz klasy Severusa, gdzie został poinstruowany
spotykać się z profesorem we wtorki, póki nie zebrał tego, co z gryfońskiej odwagi mu zostało i
wszedł do laboratorium.
Snape
uniósł wzrok znad krojonych korzeni akacji.
-
Niech pan wejdzie, panie Potter – powiedział złowrogo.
Harry
wszedł do pomieszczenia, czując się jak niegrzeczne dziecko, które miało dostać
dobrze zasłużoną karę. Zerknął na Severusa znad strzechy swoich rozmierzwionych
włosów.
-
Profesorze? Ja…
-
Ani słowa więcej – przerwał mu Severus. Uniósł ramię i wskazał na tył
pomieszczenia. – Podejdź do szafki na tyle i wyciągnij to, co znajdziesz w
dolnej szufladzie.
Jego
praktykant posłuchał, pociągając za sobą stopy jak niechętny czterolatek.
Podejrzewał, co tam znajdzie i Snape go nie zawiódł.
Przyniósł
nauczycielowi kostkę mydła i położył ją na jego rozpostartej dłoni.
-
Proszę pana, zanim pan… mogę przynajmniej powiedzieć, że przepraszam?
-
Za co?
-
Za… przeklinanie, ucieczkę i ignorowanie pana… nie wiem, dlaczego się tak
zachowałem… tylko że… byłem po prostu taki zły, że nie myślałem…
-
Niech mi pan coś powie, panie Potter. Czy zachowuje się pan w taki sposób w stosunku
do innych nauczycieli? Jak McGonagall? Albo Flitwick? Albo Hagrid?
-
Nie, proszę pana.
-
Więc może mi pan powiedzieć, dlaczego zachowuje się w taki sposób przy mnie?
Czy jestem mniej wart pana szacunku niż oni?
-
Nie… to nie tak… - Harry poczuł, że robi się czerwony. – Szanuję pana, ale…
czasami… nie wiem… po prostu mówię takie rzeczy… naprawdę przepraszam…
-
Skoro tak mówisz. Twoje nastawienie, Potter, wpędzi cię w kłopoty szybciej niż
jakiekolwiek zaklęcie, które mógłbyś rzucić. Zdaję sobie sprawę, że nie chcesz
mówić ze mną o swoich snach i normalnie uszanowałbym prywatność, ale w tym
wypadku nie mogę.
-
Dlaczego?
-
Ponieważ nie mówienie o tym bardziej cię krzywdzi niż pomaga. Zaufaj mi z tym.
A nawet jeśli to nie jest wymówka do tak niedopuszczalnego języka. Ostrzegłem
cię, co się stanie, jeśli na mnie przeklniesz z jakiegokolwiek powodu. A skoro
jestem człowiekiem słownym, zobaczysz teraz konsekwencje. Po tym, będziesz mi
asystował w przygotowywaniu składników na kociołek eliksiru spokoju. Gdy będzie
skończony, stanowczo nakażę ci wziąć nieco i wtedy przedyskutujemy te sny,
które masz o Cedricu Diggorym.
-
Muszę, proszę pana? Wolałbym sto razy wyszorować szczoteczką pana łazienkę.
Severus
westchnął.
-
Harry, wiesz, jakie mam zdanie na temat prywatności. Gdyby to nie było
konieczne, nigdy nie pchałbym cię do omawiania czegoś tak… przygnębiającego.
Ale jeśli nie dasz duchom przeszłości odpocząć, nigdy nie będziesz w stanie
ruszyć do przodu. Będą cię prześladować do końca życia.
-
Skąd to wiesz?
-
Ponieważ byłem w miejscu, w którym ty jesteś – przyznał cicho Severus. –
Przedyskutujemy to później. – Położył stanowczo dłoń na ramieniu młodszego
czarodzieja i poprowadził go w kierunku zlewu na tyłach sali, ignorując rzucane
mu przez chłopaka błagalne spojrzenie szczeniaczka. Nie lubił w taki sposób
karać młodzików, ale wiedział, że konsekwencja jest kluczem, a już wcześniej
przedstawił konsekwencje.
Dziesięć
minut później jednej bardzo skruszony praktykant krzywił się, mieląc pąki lawendy i marząc, by smak mydła nie
trzymał się tak dobrze jego języka nawet po tym, jak przemył usta dwadzieścia
razy. Albo by jego mentor nie był tak dokładny w pokrywaniu jego ust
wspomnianym mydłem. Wiedział jedną rzecz – nigdy więcej nie przeklnie na
Snepe’a. Petunia nie mogła się równać z Mistrzem Eliksirów, gdy chodziło o
dobre mycie ust.
To
sprawiło, że Harry tylko się zastanowił, jak wiele razy Severus mył usta
uczniom, że miał taką… wprawę. Nieważne.
Chyba nie chcę wiedzieć.
Po
dodaniu syropu z ciemiernika i sproszkowanego kamienia księżycowego, Harry
zamieszał wywar dziesięć razy w zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a potem
odłożył go na dwie minuty, nim przemieszał go w stronę przeciwną do ruchu
wskazówek zegara, po czym dał mu dojść – miał teraz głęboko turkusowy kolor –
przez dziesięć minut.
Spojrzał
na swojego mentora, spodziewając się otrzymać reprymendę za to, że niemal
zapomniał dodać do wywaru pąki lawendy, ale Severus skinął głową i lekko
uśmiechnął, co było porównywalne go słów „Wspaniała robota!” od innego nauczyciela.
Harry
pozwolił sobie poczuć dumę. Eliksir spokoju był zawiły, na poziomie SUMów i
zrobił go poprawnie przy pierwszym samodzielnym podejściu. Udało mu się to też
kiedyś raz, ale asystując Severusowi, nigdy samodzielnie.
-
Kiedy się schłodzi i przelejesz tylko kubek, możesz go wypić, a potem wrócimy
do moich kwater… albo na polankę, jeśli tak
wolisz… i popracujemy nad pozbyciem się twoich koszmarów.
-
Dobrze, profesorze.
Jeden
kubek eliksiru spokoju później Harry siedział
lekko skulony na skórzanej kanapie Snape’a, ściskając w dłoniach zielony
koc i starając się odprężyć. Dzięki eliksirowi czuł się raczej spokojny, ale
małe pnącza obawy wciąż drgały jego nerwami.
Severus
położył na stoliku zestaw do herbaty, ale pozostał on nietknięty.
Mistrz
Eliksirów zdjął czarne szaty i usiadł jakąś stopę od chłopca w koszuli z długim
rękawem i spodniach, wyglądając na uważnego, jednak odprężonego. W
rzeczywistości w ogóle taki nie był. Wiedział, że ta sesja nie będzie łatwa dla
żadnego z nich, ale była konieczna. Czekał cierpliwie, aż Harry zacznie mówić.
I
czekał.
I
czekał.
Ostatecznie
odchrząknął znacząco.
-
Harry, odkładanie tego nie sprawi, że sprawy nie będzie.
-
Wiem, ale… nie mógłbyś po prostu… zrobić to, co wcześniej?
-
Nie. Kiedy użyłem Legilimencji natychmiast stałeś się wrogi i przyjąłeś postawę
obronną, a nie chcę spędzać kolejnej godziny na ganianiu cię po całych
błoniach. Lepszy efekt będzie jeśli zwyczajnie mi opowiesz we własnych słowach
o swoich koszmarach, Harry.
Chłopak
wciągnął drżący oddech. Potem zaczął.
-
W moich snach zawsze jest noc, to się nigdy nie zmienia. Cedric i ja trzymamy
swoje ręce i jednocześnie dotykamy Pucharu Turnieju Trójmagicznego. To był mój
pomysł, sądziłem, że będzie sprawiedliwie, jeśli obaj wygramy, ponieważ ja w
ogóle nie powinienem być w Turnieju. Ja… przekonałem go do dotknięcia pucharu,
nie wiedzieliśmy, że był świstoklikiem, póki nie skończyliśmy na cmentarzu,
gdzie Glizdogon trzymał… Sam Wiesz Kogo… byliśmy zaskoczeni, nie wiedzieliśmy,
gdzie jesteśmy albo co się stało. Cedric nie miał nawet czasu wyciągnąć różdżki
albo rzucić zaklęcia tarczy, gdy on
kazał Glizdogonowi „zabić niepotrzebnego”. Wtedy ten wypowiedział mordercze
zaklęcie, Cedric został uderzony zielonym światłem i upadał… próbowałem go
złapać, ale… byłem zbyt wolny… Upadł pod moje nogi i zobaczyłem jego twarz…
-
Jak wyglądała?
-
Jak… jakby… był oszołomiony… Jakby nie mógł uwierzyć, że to mu się stało… -
wyszeptał Harry, trzęsąc się. – Ja też nie mogłem w to uwierzyć. Wciąż myślałem
– to jest sen, to nie jest prawdziwe, wkrótce się obudzę – ale nie obudziłem
się… nie… próbowałem uciekać, ale Glizdogon… rzucił na m nie jakieś zaklęcie
wiążące, przywiązał mnie do nagrobka Toma Riddle’a seniora, a potem… zaczął
rytuał, który sprowadził z powrotem tego drania… wziął kość zmarłego ojca,
odciął sobie dłoń i…
-
Co jeszcze?
-
Muszę to mówić? Wiesz… wiesz, co zrobił.
-
Tak. Ale najlepiej, gdybyś to przyznał, dzieciaku – zasugerował Snape.
-
O-Okej. On… przeciął moje ramię, zabrał moją krew – krew wroga, jak ją nazwał –
a potem użył mnie, by wskrzesić tego paskudnego drania… - Harry spuścił głowę,
nie będąc w stanie patrzeć Snape’owi w oczy. – Potem Znakiem wezwał
śmierciożerców i zdołałem się wyswobodzić… walczyliśmy, nasze różdżki się
połączyły i to wtedy zobaczyłem… te wszystkie duchy… moich rodziców i Cedrica…
Cedric powiedział, żebym zabrał z powrotem jego ciało… i tak zrobiłem… Nie
mogłem nawet powiedzieć jego tacie, co się stało, ponieważ bełkotał o śmierci
swojego syna i wiedziałem… wiedziałem,
że obwinia za to mnie…
Dłonie
Harry’ego zacisnęły się do białości na kocu.
-
Dlaczego? Dlaczego Amos Diggory miałby obwiniać ciebie? Jesteś tak samo ofiarą
jak Cedric – zauważył Severus. – Ty też niemal straciłeś życie.
-
Ponieważ to była moja wina,
Severusie! Była! Ja mu kazałem
dotknąć pucharu, a gdybym tego nie zrobił, nigdy nie zostałby zabrany przez
świstoklik. Zostałby w labiryncie i byłby bezpieczny! Nie rozumiesz? Poprowadziłem go na śmierć! Zabili go z mojego powodu!
-
Nie. Cedric zmarł, ponieważ Czarny Pan cieszy się zabijaniem bezbronnych
dzieci. Był w złym miejscu o złym czasie, Harry, a jego śmierć… nie była czymś,
co mógłbyś przewidzieć lub jej zapobiec.
Harry
potrząsnął uparcie głową.
-
Mogłem iść sam.
-
Wiedziałeś, że puchar był świstoklikiem?
-
Nie.
-
Wiedziałeś, że podzielenie się zwycięstwem z Cedriciem poprowadzi was do
szaleńca i jego podwładnych?
-
Nie, ale…
-
Wiedziałeś, że Cedric zostanie zamordowany?
-
Nie, oczywiście, że nie!
-
Więc jak to może być twoja wina?
-
Ponieważ ja go tam zabrałem! – krzyknął
Harry.
-
Nie, to nie prawda. Sam się tam
dostał – syknął Severus, pochylając się bliżej chłopca. – Zmusiłeś Cedrica do
dotknięcia pucharu, Potter? Trzymałeś różdżkę i zagroziłeś, że go zranisz,
jeśli nie podzieli z tobą tryumfu?
-
Nie.
-
Nie. Więc dlaczego nosisz w sobie poczucie winy za coś, co nie jest twoją winą?
Ty jesteś niewinny. Ty sam zostałeś złapany w cwaną pułapkę
podobnie jak Diggory. Jedyna różnica między wami jest taka, że ty przeżyłeś.
-
Wiem! I to dlatego czuję się tak okropnie, Sev! Ponieważ to powinienem być ja!
-
Dlaczego tak mówisz?
-
Ponieważ… gdybym umarł… wtedy on nie
byłby w stanie powrócić! Nie rozumiesz? To powinienem być ja, a wtedy wszyscy
byliby bezpieczni! – zaszlochał Harry. – Tylko że tak się nie stało i Czarny
Pan powrócił, a teraz jest kolejna wojna i… to moja wina! Moja!
Severus
sięgnął ręką przez dzielącą ich przestrzeń i chwycił chłopca za ramię,
potrząsając nim lekko.
-
Harry, posłuchaj mnie. Nie jesteś
odpowiedzialny za wybory innych. Gdybyś nie był na tym cmentarzu, sądzisz, że
powstrzymałoby Glizdogona od znalezienia innej osoby do użycia jej w rytuale?
Tak myślisz? Bo zapewniam cię – Czarny Pan ma w bród wrogów. Mógł porwać
aurora, profesora, ktokolwiek mógł mieć odebraną krew i zostać użyty w rytuale.
Ale Jego Mroczność pomyślała, że pasuje użyć twojej krwi, krwi swojego rzekomo „największego wroga”, dążąc do
dokonania fałszywej przepowiedni. To był jego wybór, nie twój. Wybrał zabicie Diggory’ego i wybrał sprzedanie swojej
duszy siłom ciemności.
-
Ale…
-
Czy Cedric chciałby, żebyś czuł się winny jego śmierci, Harry? Kiedy zobaczyłeś
jego… ducha… czy zachowywał się tak, jakby był na ciebie zły? Albo jakby cię
nienawidził?
-
N-nie…
-
Nie, a wiesz, dlaczego? Ponieważ to nie
ciebie należy obwiniać. Cedric to wiedział, wiedział, kto był prawdziwym
mordercą – ten, kto trzymał różdżkę, nie ty. Nie ty.
I
nagle na raz uderzyła w Harry’ego cała prawda tego, co mówił Severus.
Jak
tłuczek w splot słoneczny.
Sapnął,
zbladł, po czym zaczął szlochać.
-
Przepraszam… Cedric… wybacz mi… chciałem cię ocalić… ale nie mogłem…!
-
Nie i to dlatego czujesz się winny i
zawstydzony – wyszeptał Severus. – Ponieważ Dumbledore sprawił, że uwierzyłeś,
że jesteś zbawcą. – Sięgnął po chłopca, a Harry wpadł w jego ramiona, dokładnie
tak jak wtedy na polance. – Ale nim nie jesteś, dzieciaku. Jesteś tylko
chłopcem. Ciii… Już dobrze – Zaczął przeczesywać włosy Harry’ego i pocierać
jego plecy, zachęcając go do uwolnienia wszystkich stłumionych żali i winy,
które trzymał w sobie od miesięcy.
Severus
trzymał go bez słów, nie pozwalając mu odsunąć się, przypominając sobie pewną
noc lata temu, gdy inny czarnowłosy chłopak wypłakiwał się w taki sam sposób z
powodu śmierci przyjaciela. I też został pocieszony przez inną z ofiar
Mrocznego.
Jesteśmy bardzo podobni, on i
ja. Miałeś rację, stary przyjacielu.
Mistrz
Eliksirów kołysał się, trzymając swojego podopiecznego, póki nie skończył się
żal i Harry wyczerpany nie oparł się o jego wilgotną koszulę.
Wtedy
przeniósł wyczerpanego chłopca do pozycji leżącej na kanapie i otulił go kocem,
jednak najpierw transmutował ciuchy Harry’ego w piżamę. Spojrzał na śpiącego
chłopaka, delikatnie przemył chłodną myjką jego poplamioną łzami twarz i zdjął
okulary.
Mój biedny Freedom. Przeżyłeś
zbyt wiele jak na swój wiek. Zbyt wiele. Niech cię cholera, Albusie! Chciałbym,
żebyś tu był, żebyś mógł zobaczyć czego dokonały twoje cholerne machlojki dla
większego dobra. Chciałbym, żebyś mógł teraz zobaczyć swojego „Zbawcy
Czarodziejskiego Świata”, wyciśniętego i wyczerpanego poczuciem winy! Założę
się, że nie błyszczałyby ci oczy, starcze! Pokazałbym ci to. A potem udusił…
więc może lepiej, że cię tu nie ma.
Severus
ukląkł i przygładził wiecznie rozmierzwione włosy na czole Harry’ego.
-
Przepraszam, dzieciaku. Miejmy nadzieję, że teraz wszystkie twoje upiory
spoczną w spokoju. Przyjemnych snów.
Potem
wymamrotał zaklęcie, które zaalarmuje go, jeśli Harry będzie miał koszmar,
odgrzał herbatę stojącą na stole, wypił ją, zafiukał do Minervy, by nie
martwiła się o swojego zaginionego lwa, po czym poszedł do łóżka.
Oklumencja, dzień 3:
Nadszedł
znów poniedziałkowy wieczór i Harry znalazł się siedzącego w biurze Snape’a na
tym samym krześle, co ostatnim razem. Minął jakiś dzień czy dwa nim przestał
czuć się zawstydzony swoim wtorkowym wybuchem i zdał sobie sprawę, że Severus
miał rację – rozmowa niezwykle pomogła – i nie miał snów o cmentarzu albo
Cedricu przez resztę tygodnia.
-
Możemy zacząć, panie Potter?
Harry
skinął głową, po czym uniósł rękę.
-
Niech pan poczeka. Wiem, co robić.
-
Doprawdy? Więc mi pokaż.
I
Harry pokazał, będąc w stanie użyć technik, które sugerował Severus do
oczyszczenia umysłu i wzniesienia ściany wokół najskrytszych myśli, pokazując
Snape’owi tylko te, które chciał, żeby zobaczył i blokując inne.
Severus
wślizgnął się do umysłu Harry’ego jak woda między głazy, wywołując jedynie
drgnięcie i łagodnie przebadał podane mu przez Harry’ego wspomnienia.
Postukał
i przesądowa ścianę, a Harry zdołał wysłać mu więcej wspomnień z dnia zajęć.
Widzisz? Nic tu nie ma. Nic.
Severus
pozwolił sobie oddalić się na chwilę… po czym wślizgnął się do środka, znalazł
mały słaby punkt w obroni Harry’ego i trąceniem znalazł sobie drogę do środka.
Harry
wzdrygnął się, ale Severus powiedział tylko: Nad tym popracujemy więcej następnym razem, pisklaku. Bardzo się
postarałeś. Dobra robota.
Wycofał
się, powracając do swojego umysłu w mgnieniu oka.
Harry
otworzył oczy i zdjął dłoń z piersi Severusa.
-
Dostałeś się do środka.
-
Ale dopiero po skoncentrowaniu się.
-
Zapomniałem ciągle myśleć o ścianie.
-
Prawda, ale to dlatego potrzebujesz praktyki. Nawet Rzymu nie zbudowano w jeden
dzień, Harry. I ty też nie powinieneś spodziewać się opanować oklumencji w
jeden dzień. Tej dyscypliny trudno się nauczyć.
-
Mi to mówisz? – jęknął Harry. Potem uśmiechnął się spokojnie. – Więc dobrze, że
mam najlepszego nauczyciela, prawda?
Profesor
Snape uśmiechnął się.
-
To bardzo dobrze, praktykancie. A teraz co powiesz na filiżankę herbaty i
bułeczki?
Uśmiech
Harry’ego stał się szerszy. Zawołał Twixie, podczas gdy zalewała go gorącej
dumy. Może się mylił i nie był tak beznadziejny w oklumencji jak sądził. A
teraz duch Cedrica mógł łatwo odejść i pozwolić Harry’emu odpocząć.