Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

czwartek, 27 czerwca 2019

ZS - Rozdział 25 – Odpoczynek dla starych upiorów



Oklumencja, dzień 1:
- To nie działa! – krzyknął wściekle Harry, sfrustrowany.
- Spróbuj ponownie – nakazał Snape tym nieugiętym tonem. – Weź głęboki oddech i oczyść umysł.
Snape próbował nauczyć Harry’ego podstaw oklumencji przez niemal dwie godziny, ale dotychczas Harry nauczył się tylko, jak sfrustrować się tak mocno, by dostać bólu głowy. Pomimo zachęt profesora, poległ w oczyszczaniu umysłu lub blokowaniu mentalnych penetracji Snape’a, a teraz za każdym razem, gdy Snape wypowiadał słowo „Legilimens!” wzdrygał się mentalnie.
Póki co Snape zdołał zobaczyć kilka z jego najwcześniejszych wspomnień – jego stojącego w kącie, obserwującego, jak trzy letni Dudley otwiera dwadzieścia prezentów i zjada ciasto urodzinowe i kolejne, gdy obserwował Dudleya jeżdżącego na nowym rowerze, podczas gdy on miał pielić ogród, a ostatnie, gdy buldog Marge, Majcher, ścigał go aż na drzewo.
- Nie widzisz? Próbuję. To… zwyczajnie… nie… działa! – Harry zagryzł wargę, a jego oddech wychodził z jego ust w wyczerpanych sapnięciach.
- Przestań. Za bardzo się ekscytujesz. Musisz być spokojny podczas oklumencji.
- To niemożliwe! – burknął chłopak. – Może ty coś robisz źle.
Severus zacisnął zęby. Nie pomogło to, że w głębi serca, obawiał się, że twierdzenie Harry’ego jest prawdziwe. Snuł się w ciemności, starając się nauczyć czegoś, co dla niego było tak instynktowne jak oddychanie. Nie musiał myśleć, jak używać oklumencji, zwyczajnie to robił. Ale słuchając, jak Harry tak go krytykuje, zwłaszcza, że starał się jak mógł, rozpaliło jego gniew.
- Wstań – rozkazał, opierając się impulsowi zrzucenia chłopca szarpnięciem z krzesła.
Harry wstał.
- Po co?
Severus wziął krzesło i ustawił je w kącie.
- Usiądź tu.
- Co? Czy ty… sadzasz mnie w kącie? Severusie, nie mam pięciu lat, na litość Merlina!
Severus położył dłonie na biodrach.
- Pamiętasz Artykuły Mentorów, młody człowieku? Zgodziłeś się tolerować moje instrukcje. A teraz idź i usiądź.
Zaciskając szczękę, Harry pomaszerował do krzesła twarzą do ściany i praktycznie rzucił się na nie. To było po prostu… cholernie upokarzające! Jak karanie go niczym małe dziecko nauczy go oklumencji?
Snape podszedł i położył mu łagodnie ręce na ramionach.
- No już, panie Potter. Proszę wziąć głęboki oddech i popatrzeć w ścianę. Nie myśl o niczym poza ścianą. Niech ściana wypełni twój umysł. Oddychaj… wdech i wydech… Spójrz na cegły w ścianach… Stań się ścianą, Harry… Nie istnieje nic poza ścianą…
Harry starał się zrobić to, co Severus nakazał, patrząc w ścianę, póki nie zapamiętał wzoru kamieni na niej, a potem poczuł, że zaczyna odpływać, głos Severusa był tak cichy… niemal hipnotyzujący… pociągał go w dół mglistego tunelu…
- Oddychaj… raz, dwa, trzy…
Harry odetchnął…. a ściana urosła w jego umyśle… po czym poczuł kujący ból w lewej skroni i podskoczył.
- Jasna cholera! – przeklął.
- Tym razem prawie ci się udało. Co się stało? – zapytał Severus, czując się zirytowany tym niewielkim postępem.
Harry nieobecnie potarł skroń.
- Nic. Boli mnie głowa.
- Gdzie? Potrzebujesz lek przeciwbólowy?
- Nie. Sprawia, że wszystko jest rozmazane.
- To typowy efekt uboczny – westchnął Severus. – Gdzie cię boli?
- Po lewej stronie. Dlaczego?
Severus położył dłonie na skroniach Harry’ego.
- Hej, co robisz? – zaskomlał, gdy Snape zaczął masować.
- Siedź nieruchomo, proszę. Odchyl głowę i spróbuj się odprężyć. Jesteś zbyt spięty, nic dziwnego, że nie możesz oczyścić umysłu.
Nieprzywykły do tego, by dorosły dotykał go w taki sposób, Harry zesztywniał. Ale Severus nie przestawał masować i stopniowo monotonny łagodny jednak stanowczy ruch spowodował, że Harry mimowolnie się odprężył.
Severus kontynuował masaż przez kolejne pięć czy sześć minut, po czym zapytał:
- Jak się teraz czujesz?
- Dobrze. Już zniknęło.
Dłonie powróciły na jego ramiona.
- Teraz zacznijmy od początku. Spójrz w ścianę.
Harry spróbował ponownie, skupiając się na ścianie, ale z jakiegoś powodu nie mógł się skoncentrować, a ściana zniknęła z jego świadomości, gdy Severus rzucił na niego zaklęcie Legilimens.
W ciągu dwóch minut Severus dostał się do jego głowy i zobaczył wspomnienie, jak Dudley wpycha jego głowę do toalety w szkole podstawowej.
Nie! Nie to wspomnienie! Wynoś się z mojej głowy!
Uderzył głową o białą mgłę, która była Severusem i nagle mgła wycofała się i Harry zamrugał, sapiąc i pocierając oczy.
- Nieźle. Ogłuszyłeś mnie po kilku chwilach, ale w pierwszej kolejności nie powinieneś był mnie dopuszczać do środka. Co się stało z ścianą, Harry?
- Skąd do cholery miałbym wiedzieć? – zapytał chmurnie nastolatek.
- Pilnuj języka, młody człowieku – zbeształ Snape, a teraz w jego tonie był gniew. – Nie będę tolerował takiego odzywania się do mnie. Przeklnij przy mnie ponownie, a wymyję ci usta kostką mydła.
- Nie… nie zrobiłbyś tego!
- Sprawdź i się dowiedz.
Harry odwrócił głowę, żeby spojrzeć drugiemu w oczy i zbladł, gdy zobaczył wyraz twarzy swojego mentora.
- W porządku. Teraz ci wierzę – wymamrotał. – Wybacz. To się więcej nie stanie. – Ostatnim razem, mógł sobie przypomnieć, jak umyto mu usta mydłem, gdy miał sześć lat i nazwał Dudleya „cholernym pieprzonym wielorybem z piekła rodem”. Petunia nie była rozbawiona.
Severus westchnął głęboko, bo teraz to on dorobił się bólu głowy.
- Próbujmy jeszcze raz, panie Potter.
Ale im bardziej Harry próbował, tym gorzej mu szło, póki nie poczuł się tak, jakby chciał uderzyć głową w ścianę i był niemal pewny, że Severus też tego chce.
- Nie rozumiem, dlaczego nie umiem tego zrobić!
- Może to w tobie jest problem. Zbyt mocno się starasz. Może zrobimy sobie przerwę? Idź się przejść?
- A mogę iść polatać? Znaczy jako Freedom? Proszę? – namawiał Harry. – To odpręży mnie lepiej niż cokolwiek innego, Sev.
Severus rozważył to. Chłopak naprawdę się starał, rozmyślał. To dlatego było to dla nich obu frustrujące, kiedy zdawał się nie chwytać pojęć, które Snape znał instynktownie. Może błędem było próbować nauczyć chłopca tej zagubionej sztuki? Mistrz Eliksirów naburmuszył się. Nie, Harry musiał się tego nauczyć. I Severus był jedyną osobą, która mogła go tego nauczyć, ponieważ dyrektor był nieobecny.
- W porządku. Ale tylko przez godzinę, pamiętaj. Zapoluj, polataj, a potem wracaj, gdy zagwiżdżę. Zgoda?
- Zgoda. Dziękuję, profesorze!
Harry wystrzelił z krzesła tak szybko, że można by pomyśleć, że jego pośladki zapłonęły.
W ciągu dwóch mrugnięć oka z błyskiem zmienił się w animagiczną formę i wleciał na ramię Snape’a. Uważał, by chwycić tkaninę delikatnie, żeby nie zranić Mistrza Eliksirów.
Severus wyszedł ze swojego biura i ruszył korytarzem, a Freedom radośnie kiwał głową w rytm kroków Severusa. Profesor prześlizgnął się sekretnym korytarzem i przeszedł przez trawnik, po czym zatrzymał się i pozwolił Freedomowi wystartować z jego ramienia w powietrze.
Severus obserwował, jak jastrząb wzlatuje spiralą w górę, póki nie stał się tylko plamką na zmierzchającym niebie. W oczach czarodzieja pojawiła się pełna zadumy tęsknota, gdy jastrząb odleciał w powietrze. Jak by to było latać, nie na miotle, ale dzięki skrzydłom? Jak prawdziwy pan przestworzy? Jak by było stać się jastrzębiem?
Nigdy nie miałem czasu poszukać swojej animagicznej formy… a teraz mam nawet jeszcze mniej czasu, ale może któregoś dnia… mógłbym to przebadać. Oczywiście, nie ma gwarancji, że moją animagiczną formą będzie ptak. Nie ma się wyboru. Forma jest czymś, co wybiera dla ciebie magia i nikt nie wie, dlaczego i jak się to decyduje. Może ma to coś wspólnego z wewnętrznym duchem albo duszą – rozmyślał Severus, przechadzając się po błoniach. Świeże powietrze i ćwiczenia pomogły mu rozproszyć ból głowy i rozprostować nogi, gdy schodził szybko znajomą brukowaną ścieżką do chatki Hagrida, gdzie zobaczył Crabbe’a, próbującego umyć Kła.
- Nie ruszaj się, ty duży głupku – powiedział chłopak, mocując się z wielkim ogarem, by utrzymać go w bali z wodą i pianą. Kieł zaszczekał i zawył, starając się wyślizgnąć, a chłopak, pomimo swoich wielkich rozmiarów, musiał się namęczyć, by utrzymać psa w wannie.
- Ach, bądź dobrym pieskiem, dobra? – jęknął Crabbe, pociągając Kła z powrotem w dół. – Siad, wielki wałkoniu!
Kieł liznął chłopaka po całej twarzy, a Crabbe zadławił się.
- Pfff! Jesteś takim głupim… ohydnym… psem! Wiesz o tym, prawda? – skarcił, ale szczerzył się do wielkiego psa, nawet jeśli Kieł pokrył mydlinami i ślinom całe jego buty.
Severus stłumił uśmiech – rzadko widywał któregoś ze swoich Ślizgonów tak zadowolonego i, cóż, szczęśliwego. Większość zbyt naciskała na siebie, by odnieść sukces i rzadko znajdowała czas na relaks. Wyraźnie program mentorski Minervy był dobry dla wszystkich zaangażowanych.
- Hej, Vince, prawie skończyłeś, co? Zrobiłem herbaty! – ryknął Hagrid, wystawiając głowę przez okno.
- Prawie, proszę pana! Muszę go tylko opłukać! – odkrzyknął Crabbe, po czym odwrócił się do psa i powiedział: - A teraz się zachowuj, psiaku, i zostań! – Przytrzymał dłoń przed pyskiem psa. – Kieł, zostań! Albo przykleję cię zaklęciem przylepca do wanny, słyszysz?
Pies zaszczekał, merdając ogonem.
Potem Crabbe wskazał w niego różdżką, z której wystrzelił strumień wody i starannie zmył mydło z wielkiego ogara. Kieł zatrząsł się i Crabbe uniósł ramię, by ochronić twarz.
- Whoa! Spokojnie! To nie ja tu potrzebuje kąpieli!
- Jakieś problemy, Crabbe? – zaszydził Malfoy, podchodząc do psa i Ślizgona od strony boiska Quidditcha.
- Nie, po prostu próbuje się wysuszyć, to wszystko – wyjaśnił Crabbe, ocierając oczy.
- To właśnie oznaczają te tak zwane praktyki? Zostałeś… fryzjerem dla zwierząt, Crabbe? – parsknął Malfoy. – Co za krok w dorosły świat.
Kieł ponownie zaszczekał, ale tym razem nie brzmiał tak przyjaźnie.
Crabbe usunął wodę i zagwizdał. Pies gończy podszedł do niego, a chłopak wymówił zaklęcie suszące. Kieł zatrząsł ponownie ciałem, po czym podszedł spokojnie na ganek i położył się, nieprzyjaźnie zawijając wargę w kierunku Malfoya.
- Czego chcesz, Draco? – zapytał krótko Crabbe. – Jestem jakby zajęty, jakbyś nie zauważył.
Malfoy roześmiał się.
- Och, zauważyłem, tak. Kąpiel psa musi być ogromem pracy. Co jeszcze robisz, Vince? Usuwasz kleszcze? Czyścisz zagrody testrali? Karmisz kurczaki? Wiesz, Vince, kiedy byłem zmuszony tu pracować, myślałem, że to wygląda jak praca na mugolskiej farmie. Moja posiadłość graniczy z farmą i czasami widziałem, jak mugole wstają o świcie i przerzucają gnój. Też to robisz, Vince?
- A jeśli tak? Co wtedy? Zwierzęta potrzebują czystości, dokładnie jak ludzie.
Draco przewrócił oczami.
- Jesteś tak tępy! Nie mogę uwierzyć, że ty chcesz to robić. To takie nudne i bezużyteczne.
- Nie dla mnie. Do zobaczenia później, Malfoy – powiedział ostro Crabbe, po czym odwrócił się i wszedł do chatki, zostawiając gapiącego się na niego Malfoya za sobą.
Gdy Malfoy odwrócił się, by iść w stronę zamku, Severus wszedł na ścieżkę.
- Panie Malfoy, proszę na słówko.
Malfoy spojrzał na niego.
- Profesorze! Nie widziałem pana!
- Nie, ponieważ był pan zbyt zajęty drwieniem z własnego współdomownika – zaczął Mistrz Eliksirów.
Blondyn zbladł, zdając sobie sprawę, że Snape wszystko podsłuchał.
- Umm… cóż, proszę pana, ja tylko… dawałem Vince’owi rady…
Jedna brew uniosła się.
- Kłamstwo do pana nie pasuje, panie Malfoy.
Draco przełknął.
- Ja nie… nie kłamię, profesorze. Naprawdę. Sądzę tylko, że Vince… marnuje czas i talent służąc temu prostakowi, Hagridowi. Znaczy, on zna się tylko na zwierzakach i polowaniu, więc jak to pomoże Vince’owi, gdy skończy szkołę?
- Nie byłem świadom, Malfoy, że to twoja sprawa, co pan Crabbe będzie robił po skończeniu Hogwartu. Nie powinien pan też wyśmiewać innego ucznia, zwłaszcza nie członka własnego Domu. Jaka jest pierwsza zasada Domu Slytherina?
Malfoy pokręcił się.
- Przedstawiać… zjednoczony front, proszę pana.
- Dokładnie. A nazwałby pan to, co pan zrobił w taki sposób?
- Nie, profesorze.
- I na przyszłość, nie będziesz mówił bez szacunku o nauczycielu, Malfoy. Nie obchodzi mnie, co osobiście sądzisz o nim albo jego generalnych metodach nauczania, będziesz uważać na to, co mówisz, Malfoy, albo w innym wypadku skończysz na skrobaniu dormitoriów swojego Domu gołymi rękami i na kolanach, aż do następnego roku – syknął Snape, a jego oczy rozbłysły. – Czy wyrażam się jasno?
- Tak, proszę pana.
- Dobrze. Wracaj do pokoju wspólnego, Malfoy, i chcę esej na dwie stopy na temat szacunku do nauczyciela i innych uczniów. Na dziś wieczór.
- Ale… ale… profesorze…!
- Spokój, młody człowieku, czy może zmienić na cztery? – zagroził jedwabiście Snape.
Malfoy potrząsnął głową i wbiegł po ścieżce.
Severus westchnął. Miał nadzieję, że jego szlaban wybił nieco arogancji z blondyna, ale najwyraźniej nie.
Ale mu powiedziałeś, co, Severusie?
Profesor uniósł wzrok w kierunku cichego okrzyku i zobaczył krążącego nad nim leniwie Freedoma.
Snape sprawdził zegarek i dostrzegł, że Freedom wciąż ma jakieś piętnaście minut, więc odprawił go machnięciem dłoni.
Freedom zaskrzeczał cicho, po czym odwrócił się na piecie i skierował w na lewo w stronę jeziora. Czasami gniazdowały tam kaczki, a znów był głodny. Latanie zawsze pobudzało jego apetyt.
Gdy prześlizgnął się nad Czarnym Jeziorem, jego wzrok drapieżnika padł na sitowia i Freedom pomyślał, jak bardzo kocha takie latanie, wnoszenie wysoko nad światem, tuż nad wiatrem. Tęsknił za możliwością latania, bo jako jastrząb był jednością z wiatrem i nic, nawet latanie na miotle, nie mogło się z tym równać.
Zawisł, a potem jego spojrzenie złapało błysk ruchu.
Natychmiast został ostrzeżony, jego wszystkie mięśnie zadrgały w przejęciu.
Tam! Nieostrożna karolinka właśnie wyłoniła się z buszu i dreptała w kierunku wody, nieświadoma jastrzębia nad sobą.
Freedom zrobił kółko, po czym poczekał, aż kaczka znajdzie się tuż nad linią brzegu, po czym zanurkował.
Kaczka próbowała odlecieć, ale ledwie rozpostarła skrzydła, a Freedom już na niej był, łamiąc jej szyję jednym porządnym ruchem.
Jastrząb wydał z siebie ciche kree-aaa! tryumfu, nim zgiął szyję i zaczął jeść.
Początkowo Freedom nie był pewny, czy był w stanie zjeść kaczkę, ale potem instynkt przejął kontrolę i odkrył, że jest w stanie cieszyć się swoją zdobyczą tak teraz, jak wcześniej przed rozpoznaniem swojej tożsamości. Dla jastrzębia, jedzenie było jedzeniem, a kaczka była pyszna.
Severus widział, jak Freedom nurkuje i łapie kaczkę, i pozwolił ani magowi dokończyć przekąskę nim go przywołał gwizdnięciem.
Ku jego zaskoczeniu, jastrząb wrócił natychmiastowo, siadając na jego ramieniu i ośmielając się skubać jego włosy!
- Przestań! Bo przywołam szczotkę i wezmę się za to okropne kompromitujące coś, co ty nazywasz włosami.
Freedom zaskrzeczał z oburzeniem.
Ach, to cios poniżej pasa, Severusie!
Ale szybko przestał skubać, natychmiast siadając dumnie jak w egipskich rzeźbach sokoli bożek, Horus.
Snape poczekał, aż znajdą się w szkole, po czym nakazał Freedomowi zmienić się z powrotem.
Harry stanął przed nim z pytającym wyrazem twarzy.
- Będziemy teraz kontynuować lekcję?
- Nie. Sądzę, że lepiej jak poćwiczysz techniki oddechowe i poczekamy do następnego poniedziałku, żeby wznowić lekcje. Póki co może dokończysz zadania domowe, a potem się pouczysz na swoje SUMy?
Harry jęknął – wydawało się, że ostatnio tylko robił zadania i uczył się. Ale Severus obmyślił harmonogram, według którego uczył się godzinę do dwóch i robił zadania przez ostatnią godzinę wieczorem przed pójściem do łóżka.
- Opętany zadaniami nietoperz – wymamrotał pod nosem.
A przynajmniej myślał, że tak zrobił, póki nie poczuł dłoń Snape’a opuszczoną na jego ramię.
- Przepraszam? Czy usłyszałem, że pewien praktykant zgłosił się do szorowania łazienkę opętanego nietoperza szczoteczką przed pójściem dzisiaj spać?
- Nie… przepraszam, profesorze Snape.
- Tak myślałem. Zadanie, panie Potter.
Harry wszedł do kwater Mistrza Eliksirów, zastanawiając się, czy inni praktykanci mają takie same problemy ze swoimi mentorami?

Oklumencja, dzień 2:
Tego wieczora Harry wszedł do gabinetu Snape’a czując się zarumieniony i radosny. Gryffindor wygrał nieoficjalny mecz przeciwko Ślizgonom i Harry w końcu starł ten chełpliwy uśmieszek z twarzy Malfoya. Wczorajszego ranka miał również wspaniałą lekcję z McGonagall i pozwolono mu stać się Freedomem przez niemal całe półtorej godziny. McGonagall powiedziała mu również, że jest zadowolona z tego, jak dobrze jest w stanie się przemieniać między formą jastrzębia a ludzką i że ostatecznie, kiedy nauczy się przywoływać jastrzębią stronę swojej natury w ludzkiej postaci, będzie mógł również rozwinąć umiejętność rozumienia i rozmawiania z ptakami.
Harry był uszczęśliwiony. To było jak posiadanie nieograniczonego eliksiru jastrzębiej mowy, tylko lepszego. Właśnie wrócił z Sowiarni, gdzie gładził Hedwigę, opowiadał jej o swoim dniu i karmił ją przysmakami. Jego sowa śnieżna łagodnie przeczesała jego włosy i nie przygryzła jego ucha zbyt mocno za nie odwiedzanie jej przez trzy dni. Wydawała się zachwycona, że otrzymał odpowiednie instrukcje co do swojej animagicznej formy i skubnęła go z miłością na pożegnanie, gdy wychodził.
Zapukał w drzwi gabinetu Snape’a, nim pozwolono mu wejść.
- Profesorze? Zebrałem pióra, które pan potrzebuje do eliksiru lekkości – ogłosił Harry, podając Mistrzowi Eliksirów małą saszetkę pełną sowich piór, które były głównym powodem jego odwiedzin w Sowiarni, poza spędzeniem czasu ze swoją sową.
- Bardzo dobrze. Połóż je tam. – Severus machnął ręką w stronę rogu biurka.
Harry wykonał polecenie, po czym stanął z rękami w kieszeni, czekając, by zobaczyć, co Severus zaplanował na dzisiejszy wieczór.
Jego mentor obszedł biurko i ustawił dwa krzesła do siebie, całkiem blisko.
- Proszę usiąść, panie Potter.
Harry wykonał polecenie, zauważając cierpko, że kiedy Severus był w swoim trybie nauczyciela, ponownie przechodził na „pana Pottera”. Podejrzewał, że to był sposób Snape’a na zachowanie profesjonalnej postawy.
Severus usiadł na krześle naprzeciwko – siedzieli tak blisko, że ich kolana ocierały się o siebie.
- Zdecydowałem spróbować czegoś innego niż wczoraj. Coś, co może pomóc ci skupić się nieco lepiej, a jest to stara technika używana do skupienia podczas medytacji czy hipnozy. – Wysilał mózg, starając się znaleźć alternatywę, by pomóc Harry’emu, jak nauczyć się oczyszczać umysł i w końcu złożył wizytę w najbliższej publicznej bibliotece, poczytał i zrobił notatki z kilku książek o medytacji i hipnozie. – Spróbujemy policzyć oddechy i nauczyć się odpowiedniego oddychania. Gotowy?
- Tak, proszę pana.
- Dobrze. Najpierw chcę, żebyś zamknął oczy. Pomyśl o czymś przyjemnym, słonecznym dniu, chmurach, czymś, co uznajesz za odprężające. Umieść ten obraz w swoim umyśle. Masz?
Harry skinął głową. Bycie Freedomem i latanie nad prądami wietrznymi czystego, niebieskiego nieba było najbardziej odprężającą rzeczą, jaką mógł wymyślić.
- Dobrze. A teraz chcę, żebyś wdychał powietrze delikatnie, przez nos, a wydychał ustami.
Harry wykonał polecenie.
- To jest jeden oddech. Teraz jeszcze raz, tylko tym razem, wstrzymaj oddech na pięć sekund. Będę liczył.
Harry wciągnął oddech i przytrzymał, podczas gdy Snape liczył.
- Wydech. To był drugi. Zrobimy dziesięć takich oddechów. Jeszcze raz.
Nim ukończyli wszystkie oddechy, Harry czuł się bardzo odprężony i śpiący.
- Proszę otworzyć oczy, panie Potter.
Harry niechętnie uniósł powieki.
- Jesteś spokojny?
- Tak sądzę. Czuję się jakby senny, profesorze.
- Tak jak powinieneś. Teraz połóż dłoń na klatce piersiowej, na swoje serce – polecił Snape.
Harry położył dłoń na sercu.
- Co teraz?
- Poczuł bicie swojego serca. Poczuj sposób, w jaki bije… równy i powolny… A teraz drugą dłoń połóż na mojej piersi na serce.
Harry ostrożnie wyciągnął dłoń i położył ją na piersi Snape’a. Severus nieznacznie przesunął ją, póki nie mógł wyczuć bicia serca swojego mentora pod czarnymi szatami. Bu-bum. Bu-bum.
- Okej. To jest… dziwne.
- Będzie jeszcze dziwniej. Teraz będę oddychał i chcę, żebyś poczuł, jak moja klatka piersiowa unosi się i opada.
Profesor zrobił wdech i wydech, a Harry mógł poczuć sposób, w jaki jego pierś unosi się i opada w równym rytmie. Severus powtórzył to kilka razy, po czym nakazał Harry’emu również oddychać.
- Zobaczymy, czy dasz radę dopasować nasze oddechy. Razem. Raz. Dwa. Trzy. Oddychaj.
Początkowo próba oddychania równocześnie była dziwna. Harry czuł dziwaczną chęć chichotania histerycznie, po tym, jak wyobraził sobie twarz Rona, gdyby ten wiedział, że Harry spędza czas ze Snapem na uczeniu się, jak razem oddychać. Ale zdołał wyciszyć to pragnienie. Nie myśl o tym, Harry. Tylko oddychaj. Wdech i wydech. Oddychaj jak Severus.
- Bardzo dobrze. Czujesz, jak oddychanie zwolniło tępo bicia twojego serca? Tego właśnie chcesz. Chcę, żeby wszedł w stan spokoju, powinieneś czuć się odprężony, nawet nieco śpiący, a w twoim umyśle nie powinno być nic poza ścianą, w którą wczoraj patrzyłeś. Skup się na ścianie, Harry. Stań się nią.
Głos Severusa stał się głębszy, miękki i zachęcający, hipnotyzujący w swojej intensywności.
Harry pozwolił mu się obmyć i ponieść go wzdłuż mglistego tunelu za ścianę. Tu jestem bezpieczny. Nic nie może mnie skrzywdzić. Nikt mnie nie znajdzie. Jestem bezpieczny.
Severus był pewny, że chłopiec jest teraz w transie, więc delikatnie dotknął czubkiem różdżki skroni Harry’ego.
- Legilimens.
Umysł Snape’a napotkał pustą ścianę. Badał ją, najpierw delikatnie, potem nieco mocniej. Ściana trzymała, mógł tylko dostrzec powierzchowne myśli. Dobrze. W ten sposób bariery powinny wyglądać na pierwszy rzut oka. A teraz pchnijmy nieco, sprawdzimy słabości.
Harry czuł, jak drugi czarodziej testuje wzniesioną ścianę i natychmiast odsunął się, zamiast pozostać biernym. To był błąd. Ściana napięła się i wystarczyło, że Severus ją trącił, by upadła i ponownie znalazł się we wspomnieniach Harry’ego.
Harry próbował odbudować ścianę, ale był zbyt zdenerwowany i cały spokój mu się wymknął.
Po raz kolejny był na cmentarzu w Little Hangleton, a Cedric upadał… lądując na ziemi z cichym hukiem tuż przed jego butami, nigdy więcej już nie wstając.
Nie! NIE! NIEEEE! Cedric!
Krzyczał, albo myślał, że krzyczy i mógł usłyszeć skądś kpiący śmiech, gdy Glizdogon chwycił go i pchnął na nagrobek, wiążąc magicznymi sznurami.
Szarpał się na próżno.
Został ustawiony przed nim kociołek, dymiący i bulgoczący z jakimś obrzydliwym wywarem, i chłopak wykręcił się, zdesperowany, by uciec…
- Nie! Nie chcę ponownie tego widzieć! Nie znowu! – krzyknął. Wynoś się z mojej głowy, Snape! Wynoś się! JUŻ!
Nagle znalazł się z powrotem w biurze, stojąc z różdżką wyciągniętą i dzikimi oczami.
Severus potrząsał dłonią z lekkim bólem na twarzy. W dłoni miał różdżkę, ale nie skierowaną w jego stronę.
- Panie Potter… Harry… uspokój się… - Wyciągnął dłoń, by dotknąć chłopca, ale Harry odskoczył, jakby Severus był Czarnym Panem.
- Nie… nie dotykaj mnie! Już nie chcę się uczyć oklumencji, jeśli to masz widzieć w mojej głowie…
- Harry, to co się stało tamtej nocy na cmentarzu nie było twoją winą…
- NIE! Nie chcę o tym mówić!
- Wiem, że nie, ale musisz… albo nigdy nie opanujesz oklumencji. A nie uczenie się jej nie jest opcją. Jeśli Czarny Pan kiedykolwiek dowie się o twoim słabym punkcie…
Harry ponownie mu przerwał.
- Nie obchodzi mnie to! Może iść się pieprzyć! Nie potrzebuję o tym rozmawiać. Chcę to tylko zapomnieć… zapomnieć o tym… po prostu… zostaw mnie w spokoju!
Nim Severus mógł coś więcej powiedzieć, Harry obrócił się na pięcie i wystrzelił z biura.
- Potter! Wracaj tu!
Harry zignorował go, nie przestając biec. W jego żołądku pojawiło się mdlące uczucie, a pierś zacisnęła się, gdy przypomniał sobie ten okropny wieczór… Nie, nie będzie o tym myślał. Nie będzie. Musiał się oddalić, uciec…
- Potter, chodź tu!
To była ostatnia rzecz, jakiej chciał.
Nim o tym pomyślał, na jego skórze pojawiły się pióra i wystrzelił w powietrze.
Jak brązowo-czerwone pasmo, wystrzelił daleko, a jego skrzydła zaprowadziły go bezbłędnie do Sowiarni.
Wleciał przez okno, zaskakując Serafinę, która jadła ryjówkę, oraz Hedwigę, drzemiącą na żerdzi po całym dniu polowania na norki.
Freedom? Co się stało? Gdzie się wybierasz? – zahukała Hedwiga.
Daleko! Daj mi żyć, Hedwigo. Po prostu potrzebuję… żeby wszyscy mnie zostawili.
Serafina zamrugała swoimi wielkimi, miedzianymi oczami. Powiedziałabym, Hedwigo, że to nie roztropne. Twój pisklak jest bardzo wzburzony. Za bardzo, żeby trzeźwo myśleć. A Wielki Żelazny Ptak poluje czasami na nieuważnych młodzików.
Tak, wiem. Zobaczę, czy ze mną porozmawia, a jeśli nie, upewnię się, że nie zrobi nic głupiego, jak przelatywanie zbyt blisko Zakazanego Lasu o tej godzinie.
Sowa śnieżna rozpostarła skrzydła i wkrótce złapała Freedoma, który nie latał ze swoją zwykłą gracją, ale jakoś nierówno.
Freedom? Zwolnij. Latasz zbyt blisko lasu.
Freedom zwolnił i spiorunował drugiego ptaka wzrokiem. Wracaj do domu, Hedwigo. Nie potrzebuję cholernej niańki! Powiedziałem ci… po prostu potrzebuję być sam!
Och? Cóż, w twoim stanie, nie można ci ufać i zostawiać cię samego. Jastrzębie nie latają nocą. – Sowa zrównała się z nim bezproblemowo, jej skrzydła uderzały miękko i całkowicie cicho. Co cię kłopocze, pisklaku? Jesteś zdenerwowany.
Co za błyskotliwa dedukcja!
Uważaj na ton albo nauczę cię manier! – ostrzegła Hedwiga. Unosiła się tuż nad nim i była niema dwa razy większa, jak w większości przypadków drapieżników – samica była większa od samca.
Proszę, Hedwigo, po prostu odleć! Nie chcę o tym rozmawiać ani z tobą, ani z Severusem, ani… z nikim innym! Dobra?
Czy Severus wie, że jesteś na zewnątrz?
Freedom nie odpowiedział, zamiast tego odlatując spiralami nad las.
Freedom! Gdzie lecisz? – zahukała Hedwiga z przerażeniem.
Na moją polankę. Tam jest bezpiecznie.
Nie odpowiedziałeś na  moje pytanie. Czy profesor wie, gdzie jesteś?
Nie. Zaczął schodzić w dół tuż nad koronami drzew.
Freedom! Przemieniłeś się bez informowania go? Nie powinieneś tego robić! To niebezpieczne, zwłaszcza gdy jesteś zdenerwowany.
Nic mi nie jest. Nie martw się o mnie.
Musisz wrócić. Las nie jest bezpieczny nocą. Wracaj do zamku!
Okręcił się do niej, sycząc: Nie! Odpieprz się! – Potem zanurkował między drzewa.
Hedwiga zasyczała wściekle i jak najszybciej za nim podążyła. Ale straciła go wśród drzew, bo w lesie ciężko było jej się poruszać, nawet jeśli była ptakiem nocnym. W końcu uniosła się i odleciała, myśląc ze złością, że następnym razem, jak zobaczy swojego czarodzieja, będzie miała mu wiele do powiedzenia na temat jego zachowania. Wiele!
Harry wylądował na wygodnej gałęzi na sekretnej polanie, którą pokazał mu Hagrid, długo kuląc się na niej żałośnie i żałując, że w ogóle zgodził się na ćwiczenie oklumencji i pozwalanie Severusowi wchodzić do jego umysłu.
W międzyczasie Severus zaczął szukać swojego zbłąkanego praktykanta, z minuty na minutę coraz bardziej złoszcząc się i martwiąc. W końcu po użyciu zaklęcia lokalizującego i odkryciu, że Harry’ego nie ma w zamku, zdecydował przeszukać błonia. Pierwszym miejscem, o którym pomyślał, był wąwóz, gdzie Harry, tak jak on, zdawał się kierować, gdy był zdenerwowany.
Rzeczywiście znalazł Freedoma siedzącego na niżej wiszącej gałęzi dębu. Przez chwilę czuł gwałtowną ulgę, a potem napłynęła złość na to, co chłopak zrobił.
- Uciekanie nigdy niczego nie rozwiązuje, wiesz? – powiedział ostro Snape. – Przemień się, Harry. Zmieniłeś się bez mojego pozwolenia.
Freedom zgarbił plecy i odwrócił się tyłem do mentora. Odwal się, Severusie!
Chociaż Snape nie mógł zrozumieć, co powiedział jastrząb, ponieważ nie brał eliksiru jastrzębiej mowy od kiedy Harry się ujawnił, wiadomość była jasna. Mistrz Eliksirów położył dłonie na biodrach i powiedział surowo:
- Panie Potter, powiem to jeszcze raz, a potem rzucę zaklęcie, by cię przemienić z powrotem. Zmień się… już. Używanie animagicznej formy jako ucieczki, ponieważ nie chcesz o czymś ze mną rozmawiać nie jest dobrym pomysłem.
Czekał.
Freedom zasyczał, po czym zleciał z drzewa i zamazał się, aż pojawił się Harry, który spiorunował go wyzywająco wzrokiem.
- To, co się stało tamtego wieczora jest rzeczą prywatną, Severusie, i nie chcę o tym rozmawiać, dobrze?
- Panie Potter, wiem, że od jakiegoś czasu to pana dręczy… - zaczął Severus, starając się powstrzymać swój temperament. Mógł powiedzieć, że to naprawdę denerwowało chłopca i próbował sobie przypomnieć, że nie był inny w wieku szesnastu lat. On również odmówił rozmowy z Hagridem o swojej przeszłości, stając się nadąsany i cichy, gdy pół-olbrzym próbował przekonać go do rozmowy o tym, co doprowadziło do jego nagłej próby pozostawienia na zawsze tego świata. – Sądzę, że mogę pomóc, gdybyś porozmawiał ze mną…
- Nie! Jak wiele razy mam to mówić? Nie potrzebuję o tym rozmawiać, nie musisz mi mówić, że wszystko będzie dobrze, ponieważ nie będzie… to dokonane i jeśli będziesz trzymał się z dala od mojej głowy, nie będę znów miał w kółko tych koszmarów… Po prostu odpuść, dobra?
- Nie mogę.
- Możesz! Udawaj, że cię to nie obchodzi, do cholery, i zostaw mnie do diabła w spokoju! Po prostu się odpieprz! – krzyknął, po czym przebiegł koło drugiego czarodzieja, wybiegając z polanki.
Co za… mały bachor bez szacunku! – pomyślał z wściekłością Snape. Podążył za chłopcem, słysząc, jak przedziera się przez krzaki tuż przed nim.
Harry przebiegł przez trawnik, oddech drażnił mu gardło, oczy paliły nieuronionymi łzami. Spodziewał się, że Severus chwyci go w każdej sekundzie i potrząśnie nim, ale to się nie stało. Wślizgnął się do zamku i do wieży Gryffindoru – wszyscy spali i czuł ulgę, bo nie chciał z nikim rozmawiać.
Rozebrał się, naciągnął jakąś piżamę, po czym skulił się na łóżku, a całkowicie przygnębiająca, samotna łza spłynęła po jego twarzy. Teraz naprawdę to zrobił. Był pewny, że Severus go zabije. Ukrył twarz w poduszce i zażyczył sobie, by zapomniał o tej cholernej nocy. Dlaczego ktoś nie może mnie zobliviatować? Dlaczego? Jęknął i spędził noc na rzucaniu się i okręcaniu, nim w końcu zasnął w okolicach świtu.
A wtedy śnił o Cedricu.
Następnego ranka, Harry czuł, jakby zawisła nad nim czarna chmura hańby. Przebrnął przez zajęcia, lękając się momentu, gdy będzie musiał ponownie zmierzyć się ze Snapem. Choć raz chciał mieć dłuższe zajęcia, ale wiedział, że nie mógł odkładać tak długo tego, co nieuniknione. Nie wiedział nawet, jak Severus zamierza go ukarać, ale z pewnością mu się to nie spodoba.
Cholera z moim temperamentem! Cholera z tym pyskowaniem! Och, Merlinie, jestem tak martwy!
Czuł, że zaczął się pocić pod szatami. Zignorował zawołanie Hermiony, by poszedł z nią na lunch:
- Nie jestem głodny, muszę się uczyć - wymamrotał cicho, rzucając przez ramię.
Sądząc po tym, jak jego żołądek się burzył, wątpił, by mógł cokolwiek w nim utrzymać.
Przeszedł ociężale przez korytarz na zewnątrz klasy Severusa, gdzie został poinstruowany spotykać się z profesorem we wtorki, póki nie zebrał  tego, co z gryfońskiej odwagi mu zostało i wszedł do laboratorium.
Snape uniósł wzrok znad krojonych korzeni akacji.
- Niech pan wejdzie, panie Potter – powiedział złowrogo.
Harry wszedł do pomieszczenia, czując się jak niegrzeczne dziecko, które miało dostać dobrze zasłużoną karę. Zerknął na Severusa znad strzechy swoich rozmierzwionych włosów.
- Profesorze? Ja…
- Ani słowa więcej – przerwał mu Severus. Uniósł ramię i wskazał na tył pomieszczenia. – Podejdź do szafki na tyle i wyciągnij to, co znajdziesz w dolnej szufladzie.
Jego praktykant posłuchał, pociągając za sobą stopy jak niechętny czterolatek. Podejrzewał, co tam znajdzie i Snape go nie zawiódł.
Przyniósł nauczycielowi kostkę mydła i położył ją na jego rozpostartej dłoni.
- Proszę pana, zanim pan… mogę przynajmniej powiedzieć, że przepraszam?
- Za co?
- Za… przeklinanie, ucieczkę i ignorowanie pana… nie wiem, dlaczego się tak zachowałem… tylko że… byłem po prostu taki zły, że nie myślałem…
- Niech mi pan coś powie, panie Potter. Czy zachowuje się pan w taki sposób w stosunku do innych nauczycieli? Jak McGonagall? Albo Flitwick? Albo Hagrid?
- Nie, proszę pana.
- Więc może mi pan powiedzieć, dlaczego zachowuje się w taki sposób przy mnie? Czy jestem mniej wart pana szacunku niż oni?
- Nie… to nie tak… - Harry poczuł, że robi się czerwony. – Szanuję pana, ale… czasami… nie wiem… po prostu mówię takie rzeczy… naprawdę przepraszam…
- Skoro tak mówisz. Twoje nastawienie, Potter, wpędzi cię w kłopoty szybciej niż jakiekolwiek zaklęcie, które mógłbyś rzucić. Zdaję sobie sprawę, że nie chcesz mówić ze mną o swoich snach i normalnie uszanowałbym prywatność, ale w tym wypadku nie mogę.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie mówienie o tym bardziej cię krzywdzi niż pomaga. Zaufaj mi z tym. A nawet jeśli to nie jest wymówka do tak niedopuszczalnego języka. Ostrzegłem cię, co się stanie, jeśli na mnie przeklniesz z jakiegokolwiek powodu. A skoro jestem człowiekiem słownym, zobaczysz teraz konsekwencje. Po tym, będziesz mi asystował w przygotowywaniu składników na kociołek eliksiru spokoju. Gdy będzie skończony, stanowczo nakażę ci wziąć nieco i wtedy przedyskutujemy te sny, które masz o Cedricu Diggorym.
- Muszę, proszę pana? Wolałbym sto razy wyszorować szczoteczką pana łazienkę.
Severus westchnął.
- Harry, wiesz, jakie mam zdanie na temat prywatności. Gdyby to nie było konieczne, nigdy nie pchałbym cię do omawiania czegoś tak… przygnębiającego. Ale jeśli nie dasz duchom przeszłości odpocząć, nigdy nie będziesz w stanie ruszyć do przodu. Będą cię prześladować do końca życia.
- Skąd to wiesz?
- Ponieważ byłem w miejscu, w którym ty jesteś – przyznał cicho Severus. – Przedyskutujemy to później. – Położył stanowczo dłoń na ramieniu młodszego czarodzieja i poprowadził go w kierunku zlewu na tyłach sali, ignorując rzucane mu przez chłopaka błagalne spojrzenie szczeniaczka. Nie lubił w taki sposób karać młodzików, ale wiedział, że konsekwencja jest kluczem, a już wcześniej przedstawił konsekwencje.
Dziesięć minut później jednej bardzo skruszony praktykant krzywił się, mieląc  pąki lawendy i marząc, by smak mydła nie trzymał się tak dobrze jego języka nawet po tym, jak przemył usta dwadzieścia razy. Albo by jego mentor nie był tak dokładny w pokrywaniu jego ust wspomnianym mydłem. Wiedział jedną rzecz – nigdy więcej nie przeklnie na Snepe’a. Petunia nie mogła się równać z Mistrzem Eliksirów, gdy chodziło o dobre mycie ust.
To sprawiło, że Harry tylko się zastanowił, jak wiele razy Severus mył usta uczniom, że miał taką… wprawę. Nieważne. Chyba nie chcę wiedzieć.
Po dodaniu syropu z ciemiernika i sproszkowanego kamienia księżycowego, Harry zamieszał wywar dziesięć razy w zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a potem odłożył go na dwie minuty, nim przemieszał go w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara, po czym dał mu dojść – miał teraz głęboko turkusowy kolor – przez dziesięć minut.
Spojrzał na swojego mentora, spodziewając się otrzymać reprymendę za to, że niemal zapomniał dodać do wywaru pąki lawendy, ale Severus skinął głową i lekko uśmiechnął, co było porównywalne go słów „Wspaniała robota!” od innego nauczyciela.
Harry pozwolił sobie poczuć dumę. Eliksir spokoju był zawiły, na poziomie SUMów i zrobił go poprawnie przy pierwszym samodzielnym podejściu. Udało mu się to też kiedyś raz, ale asystując Severusowi, nigdy samodzielnie.
- Kiedy się schłodzi i przelejesz tylko kubek, możesz go wypić, a potem wrócimy do moich kwater… albo na polankę, jeśli tak  wolisz… i popracujemy nad pozbyciem się twoich koszmarów.
- Dobrze, profesorze.
Jeden kubek eliksiru spokoju później Harry siedział  lekko skulony na skórzanej kanapie Snape’a, ściskając w dłoniach zielony koc i starając się odprężyć. Dzięki eliksirowi czuł się raczej spokojny, ale małe pnącza obawy wciąż drgały jego nerwami.
Severus położył na stoliku zestaw do herbaty, ale pozostał on nietknięty.
Mistrz Eliksirów zdjął czarne szaty i usiadł jakąś stopę od chłopca w koszuli z długim rękawem i spodniach, wyglądając na uważnego, jednak odprężonego. W rzeczywistości w ogóle taki nie był. Wiedział, że ta sesja nie będzie łatwa dla żadnego z nich, ale była konieczna. Czekał cierpliwie, aż Harry zacznie mówić.
I czekał.
I czekał.
Ostatecznie odchrząknął znacząco.
- Harry, odkładanie tego nie sprawi, że sprawy nie będzie.
- Wiem, ale… nie mógłbyś po prostu… zrobić to, co wcześniej?
- Nie. Kiedy użyłem Legilimencji natychmiast stałeś się wrogi i przyjąłeś postawę obronną, a nie chcę spędzać kolejnej godziny na ganianiu cię po całych błoniach. Lepszy efekt będzie jeśli zwyczajnie mi opowiesz we własnych słowach o swoich koszmarach, Harry.
Chłopak wciągnął drżący oddech. Potem zaczął.
- W moich snach zawsze jest noc, to się nigdy nie zmienia. Cedric i ja trzymamy swoje ręce i jednocześnie dotykamy Pucharu Turnieju Trójmagicznego. To był mój pomysł, sądziłem, że będzie sprawiedliwie, jeśli obaj wygramy, ponieważ ja w ogóle nie powinienem być w Turnieju. Ja… przekonałem go do dotknięcia pucharu, nie wiedzieliśmy, że był świstoklikiem, póki nie skończyliśmy na cmentarzu, gdzie Glizdogon trzymał… Sam Wiesz Kogo… byliśmy zaskoczeni, nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy albo co się stało. Cedric nie miał nawet czasu wyciągnąć różdżki albo rzucić zaklęcia tarczy, gdy on kazał Glizdogonowi „zabić niepotrzebnego”. Wtedy ten wypowiedział mordercze zaklęcie, Cedric został uderzony zielonym światłem i upadał… próbowałem go złapać, ale… byłem zbyt wolny… Upadł pod moje nogi i zobaczyłem jego twarz…
- Jak wyglądała?
- Jak… jakby… był oszołomiony… Jakby nie mógł uwierzyć, że to mu się stało… - wyszeptał Harry, trzęsąc się. – Ja też nie mogłem w to uwierzyć. Wciąż myślałem – to jest sen, to nie jest prawdziwe, wkrótce się obudzę – ale nie obudziłem się… nie… próbowałem uciekać, ale Glizdogon… rzucił na m nie jakieś zaklęcie wiążące, przywiązał mnie do nagrobka Toma Riddle’a seniora, a potem… zaczął rytuał, który sprowadził z powrotem tego drania… wziął kość zmarłego ojca, odciął sobie dłoń i…
- Co jeszcze?
- Muszę to mówić? Wiesz… wiesz, co zrobił.
- Tak. Ale najlepiej, gdybyś to przyznał, dzieciaku – zasugerował Snape.
- O-Okej. On… przeciął moje ramię, zabrał moją krew – krew wroga, jak ją nazwał – a potem użył mnie, by wskrzesić tego paskudnego drania… - Harry spuścił głowę, nie będąc w stanie patrzeć Snape’owi w oczy. – Potem Znakiem wezwał śmierciożerców i zdołałem się wyswobodzić… walczyliśmy, nasze różdżki się połączyły i to wtedy zobaczyłem… te wszystkie duchy… moich rodziców i Cedrica… Cedric powiedział, żebym zabrał z powrotem jego ciało… i tak zrobiłem… Nie mogłem nawet powiedzieć jego tacie, co się stało, ponieważ bełkotał o śmierci swojego syna i wiedziałem… wiedziałem, że obwinia za to mnie…
Dłonie Harry’ego zacisnęły się do białości na kocu.
- Dlaczego? Dlaczego Amos Diggory miałby obwiniać ciebie? Jesteś tak samo ofiarą jak Cedric – zauważył Severus. – Ty też niemal straciłeś życie.
- Ponieważ to była moja wina, Severusie! Była! Ja mu kazałem dotknąć pucharu, a gdybym tego nie zrobił, nigdy nie zostałby zabrany przez świstoklik. Zostałby w labiryncie i byłby bezpieczny! Nie rozumiesz? Poprowadziłem go na śmierć! Zabili go z mojego powodu!
- Nie. Cedric zmarł, ponieważ Czarny Pan cieszy się zabijaniem bezbronnych dzieci. Był w złym miejscu o złym czasie, Harry, a jego śmierć… nie była czymś, co mógłbyś przewidzieć lub jej zapobiec.
Harry potrząsnął uparcie głową.
- Mogłem iść sam.
- Wiedziałeś, że puchar był świstoklikiem?
- Nie.
- Wiedziałeś, że podzielenie się zwycięstwem z Cedriciem poprowadzi was do szaleńca i jego podwładnych?
- Nie, ale…
- Wiedziałeś, że Cedric zostanie zamordowany?
- Nie, oczywiście, że nie!
- Więc jak to może być twoja wina?
- Ponieważ ja go tam zabrałem! – krzyknął Harry.
- Nie, to nie prawda. Sam się tam dostał – syknął Severus, pochylając się bliżej chłopca. – Zmusiłeś Cedrica do dotknięcia pucharu, Potter? Trzymałeś różdżkę i zagroziłeś, że go zranisz, jeśli nie podzieli z tobą tryumfu?
- Nie.
- Nie. Więc dlaczego nosisz w sobie poczucie winy za coś, co nie jest twoją winą? Ty jesteś niewinny. Ty sam zostałeś złapany w cwaną pułapkę podobnie jak Diggory. Jedyna różnica między wami jest taka, że ty przeżyłeś.
- Wiem! I to dlatego czuję się tak okropnie, Sev! Ponieważ to powinienem być ja!
- Dlaczego tak mówisz?
- Ponieważ… gdybym umarł… wtedy on nie byłby w stanie powrócić! Nie rozumiesz? To powinienem być ja, a wtedy wszyscy byliby bezpieczni! – zaszlochał Harry. – Tylko że tak się nie stało i Czarny Pan powrócił, a teraz jest kolejna wojna i… to moja wina! Moja!
Severus sięgnął ręką przez dzielącą ich przestrzeń i chwycił chłopca za ramię, potrząsając nim lekko.
- Harry, posłuchaj mnie. Nie jesteś odpowiedzialny za wybory innych. Gdybyś nie był na tym cmentarzu, sądzisz, że powstrzymałoby Glizdogona od znalezienia innej osoby do użycia jej w rytuale? Tak myślisz? Bo zapewniam cię – Czarny Pan ma w bród wrogów. Mógł porwać aurora, profesora, ktokolwiek mógł mieć odebraną krew i zostać użyty w rytuale. Ale Jego Mroczność pomyślała, że pasuje użyć twojej krwi, krwi swojego rzekomo „największego wroga”, dążąc do dokonania fałszywej przepowiedni. To był jego wybór, nie twój. Wybrał zabicie Diggory’ego i wybrał sprzedanie swojej duszy siłom ciemności.
- Ale…
- Czy Cedric chciałby, żebyś czuł się winny jego śmierci, Harry? Kiedy zobaczyłeś jego… ducha… czy zachowywał się tak, jakby był na ciebie zły? Albo jakby cię nienawidził?
- N-nie…
- Nie, a wiesz, dlaczego? Ponieważ to nie ciebie należy obwiniać. Cedric to wiedział, wiedział, kto był prawdziwym mordercą – ten, kto trzymał różdżkę, nie ty. Nie ty.
I nagle na raz uderzyła w Harry’ego cała prawda tego, co mówił Severus.
Jak tłuczek w splot słoneczny.
Sapnął, zbladł, po czym zaczął szlochać.
- Przepraszam… Cedric… wybacz mi… chciałem cię ocalić… ale nie mogłem…!
- Nie i to dlatego czujesz się winny i zawstydzony – wyszeptał Severus. – Ponieważ Dumbledore sprawił, że uwierzyłeś, że jesteś zbawcą. – Sięgnął po chłopca, a Harry wpadł w jego ramiona, dokładnie tak jak wtedy na polance. – Ale nim nie jesteś, dzieciaku. Jesteś tylko chłopcem. Ciii… Już dobrze – Zaczął przeczesywać włosy Harry’ego i pocierać jego plecy, zachęcając go do uwolnienia wszystkich stłumionych żali i winy, które trzymał w sobie od miesięcy.
Severus trzymał go bez słów, nie pozwalając mu odsunąć się, przypominając sobie pewną noc lata temu, gdy inny czarnowłosy chłopak wypłakiwał się w taki sam sposób z powodu śmierci przyjaciela. I też został pocieszony przez inną z ofiar Mrocznego.
Jesteśmy bardzo podobni, on i ja. Miałeś rację, stary przyjacielu.
Mistrz Eliksirów kołysał się, trzymając swojego podopiecznego, póki nie skończył się żal i Harry wyczerpany nie oparł się o jego wilgotną koszulę.
Wtedy przeniósł wyczerpanego chłopca do pozycji leżącej na kanapie i otulił go kocem, jednak najpierw transmutował ciuchy Harry’ego w piżamę. Spojrzał na śpiącego chłopaka, delikatnie przemył chłodną myjką jego poplamioną łzami twarz i zdjął okulary.
Mój biedny Freedom. Przeżyłeś zbyt wiele jak na swój wiek. Zbyt wiele. Niech cię cholera, Albusie! Chciałbym, żebyś tu był, żebyś mógł zobaczyć czego dokonały twoje cholerne machlojki dla większego dobra. Chciałbym, żebyś mógł teraz zobaczyć swojego „Zbawcy Czarodziejskiego Świata”, wyciśniętego i wyczerpanego poczuciem winy! Założę się, że nie błyszczałyby ci oczy, starcze! Pokazałbym ci to. A potem udusił… więc może lepiej, że cię tu nie ma.
Severus ukląkł i przygładził wiecznie rozmierzwione włosy na czole Harry’ego.
- Przepraszam, dzieciaku. Miejmy nadzieję, że teraz wszystkie twoje upiory spoczną w spokoju. Przyjemnych snów.
Potem wymamrotał zaklęcie, które zaalarmuje go, jeśli Harry będzie miał koszmar, odgrzał herbatę stojącą na stole, wypił ją, zafiukał do Minervy, by nie martwiła się o swojego zaginionego lwa, po czym poszedł do łóżka.

Oklumencja, dzień 3:
Nadszedł znów poniedziałkowy wieczór i Harry znalazł się siedzącego w biurze Snape’a na tym samym krześle, co ostatnim razem. Minął jakiś dzień czy dwa nim przestał czuć się zawstydzony swoim wtorkowym wybuchem i zdał sobie sprawę, że Severus miał rację – rozmowa niezwykle pomogła – i nie miał snów o cmentarzu albo Cedricu przez resztę tygodnia.
- Możemy zacząć, panie Potter?
Harry skinął głową, po czym uniósł rękę.
- Niech pan poczeka. Wiem, co robić.
- Doprawdy? Więc mi pokaż.
I Harry pokazał, będąc w stanie użyć technik, które sugerował Severus do oczyszczenia umysłu i wzniesienia ściany wokół najskrytszych myśli, pokazując Snape’owi tylko te, które chciał, żeby zobaczył i blokując inne.
Severus wślizgnął się do umysłu Harry’ego jak woda między głazy, wywołując jedynie drgnięcie i łagodnie przebadał podane mu przez Harry’ego wspomnienia.
Postukał i przesądowa ścianę, a Harry zdołał wysłać mu więcej wspomnień z dnia zajęć.
Widzisz? Nic tu nie ma. Nic.
Severus pozwolił sobie oddalić się na chwilę… po czym wślizgnął się do środka, znalazł mały słaby punkt w obroni Harry’ego i trąceniem znalazł sobie drogę do środka.
Harry wzdrygnął się, ale Severus powiedział tylko: Nad tym popracujemy więcej następnym razem, pisklaku. Bardzo się postarałeś. Dobra robota.
Wycofał się, powracając do swojego umysłu w mgnieniu oka.
Harry otworzył oczy i zdjął dłoń z piersi Severusa.
- Dostałeś się do środka.
- Ale dopiero po skoncentrowaniu się.
- Zapomniałem ciągle myśleć o ścianie.
- Prawda, ale to dlatego potrzebujesz praktyki. Nawet Rzymu nie zbudowano w jeden dzień, Harry. I ty też nie powinieneś spodziewać się opanować oklumencji w jeden dzień. Tej dyscypliny trudno się nauczyć.
- Mi to mówisz? – jęknął Harry. Potem uśmiechnął się spokojnie. – Więc dobrze, że mam najlepszego nauczyciela, prawda?
Profesor Snape uśmiechnął się.
- To bardzo dobrze, praktykancie. A teraz co powiesz na filiżankę herbaty i bułeczki?
Uśmiech Harry’ego stał się szerszy. Zawołał Twixie, podczas gdy zalewała go gorącej dumy. Może się mylił i nie był tak beznadziejny w oklumencji jak sądził. A teraz duch Cedrica mógł łatwo odejść i pozwolić Harry’emu odpocząć.


poniedziałek, 24 czerwca 2019

Ostatnia kąpiel



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: The Last Bath
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing/Bohaterowie: Lily/James
Ilość części: miniaturka
Opis: Lily i James ostatni raz kąpią swojego synka.

- Daj spokój, Harry. Przestań – poprosiła Lily swojego zadziornego syna.
- Co się… - zapytał James, wchodząc do pokoju, ale przerwał mu napad śmiechu.
Lily Potter spiorunowała męża wzrokiem.
Harry, uszczęśliwiony śmiechem swojego taty, rozpluskując radośnie wodę w wannie, co doprowadziło do dalszej wesołości.
- Nie pomagasz. – Ociekała wodą, ponieważ jej mały synek kochał fale w wannie. – Przestań zachęcać go śmiechem.
- Nie mogę… tego… powstrzymać – zdołał powiedzieć James między parsknięciami śmiechu.
Uśmieszek Lily był czysto nikczemny i posłał dreszcz w dół kręgosłupa Jamesa; to wystarczyło, by powstrzymać go od śmiechu.
- Przez tydzień ty zmieniasz pieluchy.
Odrzuciła włosy na bok, podczas gdy James zagapił się na nią.
- Nie możesz mówić poważnie, Lils – zaskomlał.
Ostrożnie wyciągnęła Harry’ego z wanny.
- Mówię bardzo poważnie. Dobrze ci to posłuży. – Osuszyła Harry’ego ręcznikiem, a James wyślizgnął się z pokoju.
Harry zaklaskał w dłonie na widok dramatyzmu ojca.
Nuciła Harry’emu, ubierając go w piżamę, po czym położyła go w łóżeczku. Obserwowała, jak bawi się palcami u stóp, odgarniając niesforne włosy z oczu chłopca.
- Tak bardzo cię kocham, skarbie – wyszeptała, upijając się widokiem syna, po czym zeszła po schodach.
James mył kuchnię, na co potrząsnęła żałośnie głową. Może wszystkiego spróbować, ale nie wywinie się ze zmieniania pieluch.
- Więc, Lily, mogę ci coś przynieść. Może chciałabyś, żebym wymasował ci stopy – zapytał James, uśmiechając się ujmująco.
- James, przyjmij karę jak mężczyzna.
- Ale Lil…
Nagle na zewnątrz rozległ się trzask. Lily poczuła drżenie magii, nim zniknęła i wiedziała, że James też to poczuł. Oboje wiedzieli, co to oznacza.
- Lily, bierz Harry’ego i uciekaj. Ja go zatrzymam.


piątek, 21 czerwca 2019

CP - Rozdział 17 - Święta z rodziną



Spotkanie Zakonu mogło pójść lepiej. Tyle było jasne. Harry spał otoczony zmodyfikowanym zaklęciem wyciszającym i to był jedyny powód, dlaczego nie obudził się, gdy rozpoczęły się krzyki. Skoro Kwatera Główna Zakonu była w domu Harry’ego, większość członków było z nastolatkiem na ty. Poznali nastoletniego Harry’ego, a nie chłopca, który przeżył. Harry był członkiem rodziny Zakonu, więc naturalnie cokolwiek mu się działo, było brane osobiście przez Zakon.
Jednak Zakon nigdy nie spodziewał się czegoś podobnego, co usłyszeli od Albusa Dumbledore’a. Nigdy nie spodziewali się, że stanie się coś takiego tuż przed nosem wszystkich. Nie pomagała obecność Billa Weasleya, jako reprezentanta Weasleyów, którzy byli w Zakonie. Jak inni bracia Weasley, Bill uważał Harry’ego za młodszego brata i był gotów zemścić się za niego wraz z większością Zakonu. Potrzeba było wiele cierpliwości ze strony Dumbledore’a, żeby wszystkich uspokoić i wyjaśnić, co się stało z Dolores Umbridge i część Harry’ego w tym wszystkim. Wszyscy byli chętni pomóc i służyć jako ochrona dla Harry’ego na czas przesłuchania, ale ostatecznie zostali wybrani Tonks i Szalonooki Moody, ponieważ wszyscy już wiedzieli o związek Tonks z Harrym, a Szalonooki Moody był publicznie znany z popierania Dumbledore’a.
Pytaniem wieczora było, co powiedzieć pozostałym Weasleyom. Tak bardzo, jak Syriusz i Remus chcieli uniknąć wściekłej Molly Weasley, wiedzieli, że ukrywanie czegoś takiego przed nią tylko wszystko pogorszy. Wszyscy zgodzili się, że Molly i Artur powinni zostać poinformowani, ale zależało od Harry’ego, czy powie dzieciom Weasleyów. W tym momencie tylko kilku ludzi w Ministerstwie było świadomych, że Harry był stroną oskarżycielską. Przy odrobinie szczęścia tożsamość Harry’ego zostanie poufna… niemniej jednak byli przygotowani na najgorsze.
Gdy spotkanie się skończyło, kilku członków chciało zbadać Harry’ego, zwłaszcza Bill, jednak Syriusz i Remus nalegali, że Harry potrzebuje odpoczynku. Gdy wszyscy w końcu wyszli, zmęczeni Huncwoci ponownie objęli zmiany przy łóżku Harry’ego. Rzucili zaklęcie monitorujące wokół pokoju Harry’ego na czas spotkania, ale co godzinę się zmieniali przez całą noc. Był też fakt, że koszmary Harry’ego normalnie nie zaczynały się póki nie nadeszła północ, ale wszyscy czuli, że lepiej dmuchać na zimne.
Następnego ranka Harry obudził się ze skrzywieniem. Jego blizna pulsowała bólem. Otwierając oczy, Harry zobaczył zamazaną postać śpiącego łóżka na przeciwnej stronie łóżka w górze koców, które Harry zebrał, gdy był chory. Zanim mógł pomyśleć cokolwiek jeszcze o obecności jednego z opiekunów, fala bólu przypaliła jego bliznę, zmuszając Harry’ego do przewrócenia się na brzuch i ukryć twarz w poduszce i zdusić krzyk. Chciał tylko uderzyć głową w coś twardego, żeby się ogłuszyć i przestać czuć ból.
Łagodna dłoń dotknęła jego pleców.
- Harry? – zapytał cichym głosem Remus. – Harry, co jest nie tak?
Harry odwrócił głowę i spojrzał na Remusa, nie będąc w stanie ukryć bólu na jego twarzy.
- Boli – powiedział drżącym głosem. – Jest zły, bardzo zły. Naginie zawiodła; wszyscy zawiedli. On chce… on chce… - Poczuł, jak ból się wzmaga i musiał zdusić krzyk.
- Czego on chce? – popędził Remus.
- Nie wiem! – krzyknął z frustracją Harry, jego oczy zamknęły się mocno, gdy zaczął pocierać czoło. To była prawda. Nie potrafił wyjaśnić, skąd wiedział, co wiedział, ale nie mógł zrozumieć, co Voldemort naprawdę chciał. – Po prostu wiem, że chce to dla odpowiedzi i ma to coś wspólnego ze mną. Dlaczego? Dlaczego ma na moim punkcie taką obsesję? Nie jestem w żaden sposób wyjątkowy! Jestem… jestem tylko sobą! I dlaczego teraz? Atak był dwa dni temu!
Remus zaczął łagodnie pocierać plecy Harry’ego w próbie uspokojenia go.
- Wiem, że to doprowadza do szału, szczeniaku – powiedział cicho. – Postaraj się pomyśleć o czymś innym. To minie. Postaraj się nie myśleć o bólu i tym, co chce Voldemort. Pomyśl o Quidditchu. Możesz to zrobić?
Harry powoli skinął głową i skoncentrował się na lataniu na swojej Błyskawicy, staraniu się złapać znicza. Przez kilka minut nic się nie działo, ale ostatecznie Harry poczuł, jak ból powoli zmniejsza się. Gdy spadł do zwyczajnie drażniącego poziomu, Harry czuł, jak jego ciało się odpręża. Przy nieobecności bólu, Harry ponownie poczuł się wyczerpany, ale nie chciał wrócić do snu. Spał przez ostatnie kilka dni i nie chciał przespać kolejnego. Otwierając oczy, Harry ponownie zobaczył twarz Remusa i uśmiechnął się.
- Dzięki, Lunatyku – powiedział z wdzięcznością Harry.
Remus uśmiechnął się i usiadł, opierając się o wezgłowie.
- I czego się nauczyliśmy, szczeniaku? – zapytał z szerokim uśmiechem.
Harry uniósł wzrok na Remusa i wzruszył ramionami.
- Kiedy tylko boli mnie blizna, mam pomyśleć o Quidditchu – powiedział, podświadomie pocierając bliznę. Naprawdę zaczynał nienawidzić te połączenie z Voldemortem, choć musiał przyznać, że gdyby nie to, pan Weasley mógłby być martwy. Było to irytujące i wywoływało w nim mdłości, ale jeśli  to ratowało życia tych, o których dbał, było tego warte, prawda?
Remus roześmiał się.
- Nie to miałem na myśli – powiedział otwarcie. – Odnosiłem się do twojego nawyku cierpienia w ciszy. Byłem tuż przy tobie, szczeniaku. Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś mnie obudził, gdy zaczęła cię boleć blizna. To dlatego tu dla ciebie jestem.
Harry wzruszył ramionami.
- Wyglądałeś na zmęczonego – powiedział szczerze. – Wcześniej miałem bóle blizny. Ten po prostu nadszedł… eee… szybciej i mocniej niż inne. – Cisza wypełniła pokój. Harry czuł dłoń gładzącą jego włosy, zamknął z odprężeniem oczy i pochylił się w kierunku dotyku. Przeczesywanie włosów Harry’ego było uspokajającym ruchem, który Syriusz wykorzystywał od lat, a Remus nauczył się go, ponieważ był to zawsze niezawodny sposób na uspokojenie Harry’ego. – Remus? – zapytał cicho.
- Tak, Harry? – zapytał Remus; w jego głosie brzmiało rozbawienie.
- Sądzisz, że to egoistyczne z mojej strony, że nie chcę tego połączenia z Voldemortem? – zapytał Harry z wahaniem. – Znaczy, wiem, że pomogłem z panem Weasleyem i w ogóle, ale… ale musi być jakiś sposób, prawda? Wciąż widzę, jak pan Weasley leży na podłodze i krwawi. Ostatnio on był wściekły, czułem to. Nie chcę czuć to, co on. N-Nie podoba mi się, co to mi robi.
Remus wsunął ramię pod barki Harry’ego i pociągnął nastolatka bliżej, żeby mógł objąć go oboma ramionami.
- Nie uważam cię za egoistę, Harry – powiedział poważnie. – Naprawdę żałuję, że nie powiedziałeś nam, jak bardzo sprawa z blizną cię kłopocze. Porozmawiamy z Dumbledorem i znajdziemy rozwiązanie, obiecuję, ale od teraz żadnych więcej sekretów, w porządku? Łapa i ja nie możemy ci pomóc, jeśli nam nie powiesz.
Harry skinął głową, opierając głowę o pierś Remusa. Wiedział, że słowa Remusa mają podwójne znaczenie. Remus odnosił się do wszystkich tajemnic, które ostatnio utrzymywał przed nimi Harry, nie tylko ból od strony Voldemorta. Było tak wiele tajemnic, że Harry zaczynał tracić wątek, co powiedział komu, więc żeby wszystko było jasne, przestał mówić ludziom cokolwiek. Pozwolił strachowi nim zawładnąć. Powinien coś powiedzieć, w jakiś sposób zaprotestować, ale bardziej martwił się o Zakon niż robienie tego, co poprawne.
Cisza przeciągnęła się. Harry wiedział, że Remus czeka aż coś powie. Czasami Remus był zbyt cierpliwy dla własnego dobra.
- Jak poszło wczorajsze spotkanie? – zapytał w końcu.
Remus zachichotał.
- Cóż, otrzymaliśmy kilka ofert przeklęcia Umbridge do szaleństwa – powiedział szczerze. – Sądzę, że Alastor i Kingsley byli gotowi uciec się do mugolskiej przemocy. Zeszłej nocy chyba razem z Dumbledorem i Syriuszem zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo wszyscy z Zakonu o ciebie dbają, Harry. Mogliśmy z Syriuszem tylko powstrzymać ich od przyjścia tu i przebadaniu cię, a mam pewne przeczycie, że zobaczymy tu część z nich w następnych kilku dniach… w tym Billa i Molly.
Harry natychmiast uniósł nerwowo wzrok na Remusa. Weasleyowie wiedzą?
- Bill tu był zeszłej nocy – wyjaśnił Remus. – Nie możemy tego ukrywać tego przed Molly i Arturem, nie kiedy wie reszta Zakonu. Wiem, że nie chciałeś uwagi, szczeniaku, i powiedzieliśmy to Zakonowi. Dumbledore raczej w tym momencie nalegał, że potrzebujesz przestrzeni. Z drugiej strony, nie możesz ukrywać się tu na zawsze. Nie możemy ukrywać tego przed osobami, które o ciebie dbają, w tym przed twoimi przyjaciółmi.
Wzdychając, Harry usiadł powili, ignorując niewielką falę zawrotów głowy, która nagle w niego uderzyła.
- Czy możemy, proszę, więcej o tym nie mówić? - zapytał cicho. – Wiem, że spaprałem. Wiem, że mam problemy. Profesor Umbridge uczyniła swoją misją wytknąć mi każdy jeden podczas szlabanów.
Remus uścisnął ramię Harry’ego zapewniająco.
- Nie to miałem na myśli, Harry – powiedział łagodnie. – Cokolwiek Umbridge ci powiedziała, było to kłamstwo, pamiętaj to. Chodziło mi o fakt, że masz tendencję brania wszystkiego na siebie, zamiast pozwalać innym sobie pomóc. Twoi przyjaciele nie mieli pojęcia, co się działo, poza tym, że otrzymywałeś wielką ilość niesprawiedliwych szlabanów. Jak zdołałeś przez tak długi czas to kontynuować?
Harry wzruszył ramionami.
- Myśl o wyrwaniu się z Hogwartu zwykle wystarczała – przyznał.
Za drzwiami rozległ się głośny huk, a następnie trzask. Harry i Remus przewrócili oczami i westchnęli. Wiedzieli, kto się obudził i kierował się do pokoju Harry’ego.
- Dzień dobry, Tonks! – krzyknęli jednocześnie.
- Nic mi nie jest! – krzyknęła Tonks, sprawiając, że Harry i Remus roześmiali się. Kobieta mogła być czasami tak przewidywalna. Chwilę później weszła do pokoju Harry’ego ze zmieszanym uśmiechem na twarzy, nosząc na sobie dziecięco niebieskie spodnie od piżamy i pasującą do jej postury białą koszulkę, która sprawiała, że jej krótkie, sterczące, fioletowe włosy wydawały się sterczeć jeszcze bardziej niż zwykle.
- Serwus, Harry! – wykrzyknęła, wskakując na łóżko. – Serwus, Remus! No to co na dzisiaj planujecie? Dekorować, zawijać prezenty… gotować?
Remus prychnął.
- Tonks tęskniła za twoim gotowaniem, Harry – wyjaśnił. – Najwyraźniej moje umiejętności jej nie wystarczają. – Potem skierował uwagę na Tonks. – Może powinieneś przetestować umiejętności Zgredka, Tonks. Jeśli znam tego skrzata tak, jak sądzę, że go znam, mam dobre przeczucie, że nie dopuści Harry’ego w pobliże kuchni.
Tonks wydawała się rozważać przez chwilę to stwierdzenie, po czym uśmiechnęła się.
- Myślę, że tak zrobię – powiedziała, po czym zeskoczyła z łóżka. – Poproszę Zgredka, żeby przyniósł wam coś, lenie.
Harry i Remus obserwowali, jak Tonks wychodzi z pokoju, wydając się potknąć o próg.
- Jest zbyt radosna z rana – powiedział bez ogródek Harry. – Jesteś pewny, że jest spokrewniona z Syriuszem?
Remus roześmiał się, pociągając Harry’ego do mocnego uścisku, zaskakując tym chłopaka.
- Naprawdę za tobą tęskniliśmy, szczeniaku – powiedział z chichotem. – Bez ciebie to wielkie miejsce nie jest takie samo. – Rozluźnił uścisk i ponownie pozwolił Harry’emu całkowicie usiąść prosto. – Myślisz, że powinniśmy obudzić Łapę? Może być zabawa.
- Nie kłopocz się – powiedział sennie Syriusz od strony drzwi. Skrył ziewnięcie, wtoczył się do pokoju Harry’ego i upadł na łóżko obok chłopaka. – Dzień dobry, Rogasiątko, Lunatyku – wymamrotał. – Co wszyscy robią tak wcześnie?
- Szukają sposobów, żeby cię zirytować, Łapo – odpowiedział niewinnie Remus. – To jest naszą życiową misją, wiesz, choć Tonks zdała interesujące pytanie. Co chcesz dzisiaj robić, Harry? Prawdopodobnie powinieneś przez kilka dni odprężyć się i chyba nie byłoby mądrze wychodzić z domu. Możemy pobawić się w aport z Łapą…
- …Hej! – krzyknął Syriusz, ale nie wykonał ruchu ze swojego wygodnego miejsca. – Łapa nie będzie aportował! Łapa nie potrzebuje dziewczyny! I Łapa nie potrzebuje szczeniaków biegających po domu! Więc niech wszyscy zejdą z Łapy!
Harry spojrzał nerwowo na Remusa, nim lekko poruszył się w kierunku swojego drugiego opiekuna. Nie zamierzał obrazić Syriusza, ale najwyraźniej to zrobił, co było dziwne. Syriusz zwykle przyjmował wszystko ze śmiechem. Słyszenie zirytowanego Syriusza nie było czymś, do czego Harry był przyzwyczajony.
- Eee… nie przejmujcie się – powiedział Harry cicho. – M-Muszę wrócić do Hogwartu. – Syriusz i Remus spojrzeli na Harry’ego z niedowierzaniem. – Eee… mój kuter wciąż tam jest z… eee… rzeczami, które potrzebuję.
- Zgredek może przynieść twój kufer – powiedział Syriusz, siadając i zerkając na Remusa, nim skupił spojrzenie na Harrym. – Przepraszam, jeśli poczułeś się niekomfortowo, Rogasiątko. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało… cóż, może chciałem. Widzisz, nie byłeś jedyną osobą, która wspominała o szczeniakach w tym miejscu… - Spiorunował Remusa wzrokiem, nim spojrzał łagodniej na Harry’ego, – … tylko że ty byłeś nieco bardziej taktowny w swoich słowach. Sądzę, że Lunatyk znowu chce być wujkiem.
- No, już, Syriuszu, nie miałem nic złego na myśli i ty bo tym wiesz – powiedział Remus z irytacją. – Cały czas mi mówisz, że powinienem znaleźć sobie wilczycę, by wyć z nią do księżyca. Jak to może być inne? Nie jest. Nie rozumiem, dlaczego bierzesz to tak osobiście.
Harry naprawdę nie chciał być w środku tej rozmowy, zwłaszcza że ta wydawała się toczyć od dłuższego czasu. Słuchanie opiekunów o ich życiu miłosnym, albo raczej jego braku, przypomniało Harry’emu, dlaczego było jak było. Syriusz naprawdę nie byłby w stanie wyjść bez sprowadzania na siebie uwagi z powodu swojego statusu gwiazdy oraz wszyscy wiedzieli, że Remus jest wilkołakiem przez artykuł Rity Skeeter. W tym momencie Harry zrozumiał, że jego opiekunowie czuli się okropnie uwięzieni.
Są uwięzieni i to przez ciebie.
Harry natychmiast chwycił się za głowę i zamknął oczy, starając się wytrząsnąć z głowy to zdanie. Nie miał pojęcia, skąd to się wzięło, ale odepchnął to i uznał za przypomnienie tego, co profesor Umbridge próbowała włożyć mu go głowy przez ponad miesiąc. To musi być to. Jego blizna tylko monotonnie bolała jak normalnie, więc nie było to związane z Voldemortem. Był też fakt, że ten głos nie brzmiał jak Voldemorta ani kogokolwiek, kogo by znał.
Dłoń chwyciła lewe ramię Harry’ego, podczas gdy druga spoczęła na jego plecach. Otwierając oczy, Harry zobaczył dziwnie zamazane postacie swoich opiekunów, patrzących na niego i natychmiast zapominających o sprzeczce. Zamrugał kilka razy, po czym poczuł, jak okulary zostają wsunięte na swoje miejsce, sprawiając, że wszystko w końcu stało się wyraźne.
- Eee… wybaczcie – powiedział Harry z niezręcznością. – Nie wiem, co się właśnie stało.
Syriusz i Remus ostrożnie pomogli Harry’emu położyć się.
- To blizna cię boli? – zapytał Remus cierpliwie i westchnął z ulgą, gdy Harry potrząsnął głową, ignorując jednocześnie zaskoczenie na twarzy Syriusza. – Po prostu spokojnie, Harry. Przez ostatnie kilka dni byłeś nieco chory. Zgredek może przynieść tu twój kufer i możemy się zbierać. – Spojrzał na Syriusza. – Twój powrót do zdrowia jest teraz ważny.
- Lunatyk ma rację – powiedział Syriusz z uśmiechem. – Nie krępuj się naszą obecnością, Harry. Po prostu wiemy, jak to jest naciskać na siebie. – Syriusz spojrzał na prawą dłoń Harry’ego i dostrzegł słowa wyryte na jej wierzchu. – Czy to boli? – zapytał cicho.
Harry potrząsnął głową, zamykając oczy, nie chcąc widzieć spojrzeń współczucia od strony opiekunów.
- Zwykle przestaje boleć po dwóch dniach – powiedział szczerze. – To wygląda gorzej niż w rzeczywistości jest, zaufaj mi. – Harry przewrócił się na brzuch i ukrył dłonie pod poduszką. W głębi siebie Harry wiedział, że ta przerwa świąteczna najprawdopodobniej będzie obracać się wokół profesor Umbridge w tej lub innej formie. To nie oznaczało, że musiało mu się to podobać.
- Nie rób tego, Harry – powiedział surowo Remus. – Nie próbuj ignorować tego, co się stało, ponieważ nie chcesz nas złościć. Próbowałeś tego po śmierci Cedrica i to nie działało, pamiętasz? Musimy o tym porozmawiać. Musisz się z tym zmierzyć.
Harry jęknął z frustracją. Cały temat dość szybko robił się stary. Jak wiele razy usłyszał, że profesor Umbridge go okłamywała? Wiedział to. Zawsze to wiedział.
- Wiem – powiedział Harry z irytacją. – Myliła się robiąc to, co robiła, a ja się myliłem, trzymając to w sekrecie. Koniec i kropka. Wy obaj i profesor Dumbledore powiedzieliście mi to wiele razy. Nie ma o czym mówić.
- Jeśli to prawda, dlaczego masz koszmary  o tym, że wyślemy cię z powrotem do Dursleyów? – zapytał natychmiast Syriusz, owijając ramię wokół Harry’ego. – Chcemy pomóc ci przez to przejść, Rogasiątko, ale musisz nam pomóc. Musisz z rami rozmawiać. Jeśli nie chcesz teraz o tym rozmawiać, zaakceptujemy to. Musisz z nami rozmawiać. Wiemy, że rozumiesz, że Umbridge kłamała, ale istnieje możliwość, że jeszcze całkowicie w to nie uwierzyłeś. Jeśli znowu zaczniesz mieć wątpliwości, proszę, przyjdź do nas, dobrze?
Harry skinął głową. Jakoś to przeżyje. W tym momencie nie potrzebował niekończących się rozmów, ponieważ naprawdę wierzył, że Syriusz i Remus nigdy nie zrobią tego, co profesor Umbridge twierdziła, że mogą zrobić. W tym momencie nic mu nie było, choć prawdopodobnie nadejdzie czas, kiedy będzie miał wątpliwości, najprawdopodobniej po koszmarze, mimo że Harry nie znosił tego przyznawać. Kiedy ten czas nadejdzie, Harry przysiągł sobie, że porozmawia z opiekunami. Prawdopodobnie to jedyny sposób, by nie oszalał.
^^^
Remus nie żartował, kiedy powiedział, że będzie miał wielu odwiedzających. Przez całe następne kilka dni wydawało się, że niemal każdy członek Zakonu zatrzymał się w odwiedziny, czasami więcej niż jeden na raz. Pani Weasley i Bill zatrzymali się tam pierwsi w sobotnie popołudnie. Bill usiadł i zaczął żartować z Harrym, podczas gdy pani Weasley irytowała Syriusza i Remusa bez końca sprawdzając wiele razy, by upewnić się, że robili wszystko, co konieczne, by pomóc Harry’emu. Gdzieś między zrzędzeniem a żartami Harry dowiedział się, że pan Weasley był cały, choć jego rana nie leczyła się tak szybko, jak mieli nadzieję. Bill i pani Weasley podziękowali Harry’emu za uratowanie życia pana Weasleya, przez co Harry poczuł się niesamowicie nieswojo. Wciąż pamiętał bycie wężem. Pamiętał, jak się czuł będąc wężem. To… zwyczajnie źle się czuł, gdy mu za to dziękowali.
Obecność Zgredka wydawała się mieszaniną różnorodnym dobrodziejstwem. Zgredek sprowadził kufer i różdżkę Harry’ego z Hogwartu pstryknięciem palców, ogromnie złoszcząc Stworka. Stworek wyraźnie nie powitał Zgredka z otwartymi ramionami i mamrotał o niewybaczalnym zachowaniu Zgredka. Stworek nie aprobował tego, jak Zgredek ciągle narzuca się Harry’emu, martwiąc się, czy jest głodny czy nie, czy jest mu dość ciepło albo czy czegoś potrzebował. Kiedy Stworek w końcu przyparł Zgredka do muru, hogwardzki skrzat dumnie stał przy swoim, twierdząc, że był „skrzatem pana Harry’ego Pottera i był tu w celu pomocy w pani Harry’emu Potterowi w dochodzeniu do siebie”.
Nastała rzadka okazja, gdy Harry został sam, nawet przez noc. Koszmary Harry’ego zmniejszyły się radykalnie i zmieniły się lekko, ale wciąż były obecne. Teraz zamiast Syriusza i Remusa, którzy oświadczali, że nie chcą już Harry’ego, koszmary Harry’ego zawierały profesor Umbridge, która nakazywała Vernonowi Dursleyowi „sprawić, by Harry zobaczył prawdę”. Syriusz i Remus szybko budzili Harry’ego w chwili, gdy budził ich krzykiem we śnie i zapewniali go, że jest bezpieczny, natychmiastowo go uspokajając.
Świąteczny poranek nadszedł szybko i był to pierwszy dzień, kiedy Syriusz obudził się przed wszystkimi innymi w domostwie. Wchodząc do pokoju Harry’ego w animagicznej formie, Syriusz zauważył, że Harry śpi na boku plecami do drzwi. Ostrożnie wskoczył na posłanie i wczołgał się między Harry’ego a Remusa, uważając, by nie obudzić przyjaciela, który spał na plecach. Jak tylko był wystarczająco blisko, Syriusz dotknął mokrym nosem twarzy Harry’ego i odsunął się, sprawiając, ze nastolatek machnął dłonią w powietrzu. Syriusz spróbował ponownie i niemal podskoczył z zaskoczeniem, gdy ramię owinęło się wokół jego szyi i przytrzymało go jak wypchanego zwierzaka.
Nie chcąc obudzić Harry’ego, Syriusz stuknął łapą Remusa, który obudził się z zaskoczeniem i odwrócił się, by zerknąć na śpiącego nastolatka i bezradnego, dużego psa. Remus natychmiast zakrył usta, by skryć uśmiech, nim wyciągnął różdżkę i przywołał aparat. Całą sytuację czyniło śmieszną spojrzenie na pozycję Łapy. Jasne było, że Syriuszowi nie podobała się obecna pozycja, ale nie zamierzał się poruszyć i obudzić Harry’ego.
Przy jasnym błysku, Harry otworzył oczy i spojrzał na Remusa ze zdezorientowaniem, mrugając kilka razy, nim zdał sobie sprawę, że jego ramię owija się wokół czegoś futrzanego, co było dziwne. Nie pamiętał, by Syriusz przychodził w nocy.
- Dzień dobry, Lunatyku – powiedział sennie Harry, puszczając sporego, czarnego psa. – Dzień dobry, Midnight.
Syriusz przemienił się z cichym pop w ludzką formę.
- Wesołych Świąt, Rogasiątko – powiedział radośnie, po czym zerknął na Remusa. – Nie spaliście wczoraj do późna?
- Rozmawialiśmy o grupie naukowej, której jest członkiem – powiedział Remus z szerokim uśmiechem. – Gwardia Defensywna, jak się nazywają. Harry jest członkiem Rady, która planuje spotkania i instruuje innych w sposobach obrony. Wygląda na to, że nasz mały Huncwot w sekrecie przeciwstawiał się Ministerstwu przez dłuższy czas.
Syriusz popatrzył na Harry’ego, sprawiając, że chłopak ukrył się pod kołdrę.
- Wyjaśnijmy sobie coś – powiedział, po czym ściągnął kołdrę, ujawniając nerwową minę Harry’ego. – Od miesięcy psociłeś i nic nam nie powiedziałeś! – Syriusz pociągnął Harry’ego w ramiona i uścisnął go mocno. – Jestem z ciebie taki dumny! – Poluzował uścisk i spojrzał na Harry’ego z szerokim uśmiechem. – Więc opowiedz mi wszystko. Co to ta Rada, której jesteś członkiem? Czego wszystkich uczyliście? Jak zdołałeś to robić, że nikt się nie dowiedział?
Przez następne pół godziny Harry wyjaśniał Syriuszowi pojęcie GD, podczas gdy Remus rzucał komentarzami od czasu do czasu. Wyjaśnił koncepcję Rady i był zaskoczony, gdy Syriusz i Remus pochwalili ten pomysł i powody jej istnienia (a przynajmniej powody, które dał im Harry). Harry pominął powody, które wiązały się z niechęcią profesor Umbridge wobec niego. Powodem, który dał opiekunom było to, że wszystkie Domy mogły mieć udział w decydowaniu, czego będą nauczać. Nie było to kłamstwo, ale to też nie była do końca prawda.
Wkrótce obudziła się Tonks i oświadczyła, że to czas na otwarcie prezentów. Harry wymienił spojrzenie z opiekunami, nim podążył za swoją przyszywaną ciotką na dół. Był taki czas, gdy nie rozumiał rodziny Black. Zgredek pozwolił sobie udekorować salon, w tym również drzewko, pod którym była góra prezentów. Harry usiadł na kanapie z Syriuszem po prawej, a Remusem po lewej, podczas gdy Tonks podbiegła do drzewka i zaczęła rozdawać prezenty.
Wyglądało na to, że każdy członek Zakonu dał Harry’emu coś wraz z kilkoma członkami kadry nauczycielskiej. Tonks dała mu mały, całkowicie funkcjonujący model Błyskawicy, który latał wokół pokoju, podczas gdy otwierali prezenty, czyli zapasową kaburę na różdżkę, ponieważ jego obecna ukazywała swoje zużycie i rozdarcia. Syriusz dał mu nowy zimowy płaszcz z emblematami rodzin Potter, Black i Lupin wyszytych w linii. Remus dał Harry’emu zegarek, który automatycznie dopasowywał się do czasu, w którym się było i używał magii zamiast baterii, by działać oraz wspólnie Huncwoci dali Harry’emu zestaw książek zatytułowanych „Praktyczna Magia Obronna i Jej Użycie Przeciwko Mrocznym Sztukom”, co miało pomóc Harry’emu w jego treningu, ale zorientował się, że może teraz użyć jej podczas „grupy naukowej”.
Harry dał Tonks kryształowe lusterko, które dostrzegł w Hogsmeade kilka tygodni temu, które zostało zaczarowane, by było nie do zbicia, za co Tonks była wdzięczna, ponieważ upuściła je z zaskoczenia w chwili, gdy wyjęła je z opakowania. W tym roku trudno było coś kupić dla Syriusza i Remusa. Dla jego opiekunów, Harry zdołał przekonać artystę w Hogsmeade stworzyć magiczny obraz, na którym widniał las i trzy zwierzaki: wilk, wielki czarny pies i jeleń. Przez cały wszystkie zaklęcia i czas, który był potrzebny do stworzenia obrazu tak, jak Harry tego chciał, kosztował całkiem sporo, ale sądził, że był tego wart.
Gdy jego opiekunowie otwierali wielką paczkę, Harry nie potrafił nic poradzić na zaciśnięty żołądek. Co jeśli im się nie spodoba? Odpychając myśli z umysłu, dokładnie w tym momencie Harry zobaczył tylko obraz lasu. Wyglądał dokładnie jak las w Hogwarcie, co zauważyli obaj jego opiekunowie. Ze spojrzeń na ich twarzach jasne było, że byli lekko zdezorientowani, ale desperacko próbowali to ukryć.
- Musicie go aktywować – powiedział Harry z szerokim uśmiechem. – Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Obraz natychmiast ożył. Gałęzie zaczęły kołysać się, jakby były popychane wiatrem. Księżyc zdawał się wznieść nad drzewa, oświetlając poświatą wcześniej ciemny i ponury obraz. Syriusz i Remus obserwowali, jak trzy zwierzaki wychodzą z lasu. Spory czarny pies zaszczekał radośnie i zaczął ganiać za swoim ogonem, wilk uniósł wzrok na księżyc i zawył, a jeleń stanął dumnie z czymś, co można by opisać tylko jako psotny wyraz twarzy, jeśli to tylko możliwe, po czym użył poroża, by trącić psa w tyłek, sprawiając, że podobne do ponuraka stworzenie zaskowyczało, po czym warknęło na jelenia, podczas gdy wilk potrząsnął głową z irytacją. Trójka zwierzaków zaczęła za sobą ganiać, ukrywając się za drzewami w próbie zdobycia przewagi, po czym wyskakiwały.
Harry zaczął kręcić się nerwowo. Syriusz i Remus nic nie zrobili, tylko patrzyli na obraz. Brak komunikacji werbalnej sprawił, że Harry zaczął się zastanawiać, czy nie przekroczył tym prezentem linii. Po kolejnych dziesięciu minutach, Syriusz i Remus w końcu oderwali wzrok od obrazu i spojrzeli na Harry’ego z łzami w oczach. Harry przygryzł dolną wargę i zaczął przepraszać, kiedy nagle znalazł się w boleśnie mocnym uścisku swoich opiekunów.
- Gdzieś ty znalazł coś takiego? – zapytał Syriusz drżącym głosem. – J-Jak to możliwe, że tak idealnie odzwierciedla nasze formy i osobowości?
- Ja… eee… Ja go zrobiłem – powiedział Harry, gdy Syriusz i Remus w końcu odsunęli się i spojrzeli na niego z osłupieniem. – Obaj opowiadaliście mi wiele historii o waszych momentach w lesie, że sądziłem, że gdy będziecie tego potrzebować, ten obraz was rozweseli. Czy… eee… podoba wam się?
Dało się słyszeć szczeknięcie od strony obrazu, które sprawiło, że wszyscy się roześmieli.
- Chyba masz swoją odpowiedź, szczeniaku – powiedział Remus z uśmiechem. – To najwspanialszy prezent, jaki kiedykolwiek dostaliśmy i chyba wiem, gdzie go powiesimy. – Wstał i machnięciem różdżki zamienił herb Rodu Black znad kominka na obraz Huncwotów. – No i jest – powiedział dumnie, siadając z powrotem obok Harry’ego. – Tam, gdzie być powinien.
Syriusz usiadł na swoim poprzednim miejscu, owinął ramię wokół Harry’ego i pociągnął go bliżej.
- Mógłbym patrzeć na niego cały dzień – powiedział z uśmiechem. – Nie wierzę, jak bardzo Rogacz przypomina Rogacza. Rzeczywiście całkiem sporo razy używał swojego poroża jako broni, kiedy chciał, żebym zwrócił na niego uwagę.
Harry uniósł wzrok na obraz i zauważył, że „Łapa” i „Lunatyk” odpoczywali na ziemi, podczas gdy Rogacz stał nad nimi, jakby ich bronił. Myśl o jego ojcu, pilnującym jego opiekunów wywołała u Harry’ego uśmiech, gdy pochylał głowę na prawo, by spoczęła na ramieniu Syriusza. Zamykając oczy, Harry wsłuchał się w szczekanie „Łapy” i wycie „Lunatyka”. Musiał przyznać, że brzmiały całkiem realnie.
Dłoń potargała jego włosy.
- Jeszcze nie, Harry – powiedział Remus z rozbawieniem. – Wciąż mamy dla ciebie jeden prezent.
Harry otworzył oczy i spojrzał na Remusa zdezorientowany. Zobaczył, jak Tonks podaje Remusowi chude pudełko owinięte w czerwony i złoty papier, a wilkołak podał je jemu. Po otrzymaniu zachęcającego skinięcia od Syriusza, Harry ostrożnie odwinął prezent i otworzył pudełko, zauważając złoty łańcuszek z trzema kolistymi złotymi wisiorkami, każdy z innym wygrawerowanym zwierzakiem. Na pierwszym był jeleń, drugi psa, który bardzo przypominał Midnighta, a trzeci wilka.
- To wisiory spadkowe, Harry – powiedział cicho Remus. – Przyjmując je, akceptujesz rolę dziedzica rodzin Potterów, Lupinów i Blacków. – Harry natychmiast uniósł wzrok na opiekunów, gotów zaprotestować. – Harry, wiesz, że nie mogę mieć dzieci – powiedział Remus, nim Harry mógł się sprzeciwić. – A jeśli Syriusz będzie miał dzieci w przyszłości, nie ma to znaczenia. Każde jego dziecko będzie patrzyło na ciebie jak na starszego brata. – Remus wyciągnął spod koszulki wisior, który wyglądał bardzo podobnie. – Syriusz też ma jeden – kontynuował Remus. – Zaczarowaliśmy breloki tak, by stworzyć między nimi połączenie dla twojej ochrony. Jeśli kiedykolwiek będziesz w niebezpieczeństwie, nasze breloki nas o tym powiadomią.
Syriusz chwycił łańcuszek z brelokiem i założył go Harry’emu.
- Wiem, że uznajesz nas za ojców, Rogasiątko, a my uznajemy cię za syna – powiedział szczerze. – Pozwól nam być tu dorosłymi i robić to, co trzeba, by cię bronić. Tylko tyle możemy zrobić.
Harry dotknął breloków, które były dziwne ciepłe przy jego skórze. Jeśli skoncentrował się, mógł poczuć połączenie między zaklęciami na brelokach a tymi noszonymi przez jego opiekunów. Wtedy spojrzał na swoich opiekunów i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Gdyby kiedykolwiek potrzebował przypomnienia, że jego opiekunowie go kochali, musiał tylko spojrzeć na złoty łańcuch, który wisiał wokół jego szyi.
- Dziękuję – powiedział poważnie. – Dziękuję za wszystko.
Mieszkańcy Grimmauld Place Numer 12 musieli się zgodzić, że okazały się być to godne zapamiętania Święta.
^^^
Po wielkim obiedzie zrobionym przez Zgredka, Harry, Syriusz, Remus i Tonks zafiukali do św. Mungo, żeby odwiedzić pana Weasleya. Syriusz i Remus niechętnie pozwolili Harry’emu zobaczyć mężczyznę, ale wiedzieli, że Harry nie przestałby pytać o stan pana Weasleya, póki sam go nie zobaczy. Przed wyjściem, Harry mimowolnie podciągnął w dół rękaw prawej ręki, by ukryć poranioną skórę. Miał przeczycie, że jeśli pan Weasley ją zobaczy, nastaną niekończące się pytania, na które nie chciał ponownie odpowiadać.
Remus ogólnie opisał Harry’emu, jak czarodziejski świat różni się od mugolskiego świata w odniesieniu do opieki medycznej. Nie było doktorów, tylko uzdrowiciele. Operacje były robione w ostateczności, gdy każda dziedzina magii zawiodła. Wyglądało na to, że trzymali się z daleka od mugolskich sposobów, ponieważ były mugolskimi sposobami. Jednak Harry naprawdę nie mógł narzekać na temat pracy uzdrowicieli, ponieważ uleczyli mu sporą część ran w ułamek czasu, w jakim zajęłoby to mugolskim sposobem.
Pan Weasley był na pierwszym piętrze, na oddziale Daia Llewellyna, który według pani Weasley był drugie drzwi na prawo. Harry nerwowo podążył za Remusem, z Syriuszem przy boku, a Tonks tuż za nimi, przeszli przez podwójne drzwi i wąski korytarz. Po wspięciu się na kondygnację schodów, weszli na korytarz oddziału Urazów Magizoologicznych i weszli w drugie drzwi na prawo. Będąc otoczonym przez swoją rodzinę, Harry niczego naprawdę nie widział, ale zorientował się, że to prawdopodobnie najlepiej. Nie znosił, gdy obcy gapili się na niego i mieli przeczycie, że ludzie nie byli ani trochę inni.
Remus spojrzał przez ramię na Harry’ego i uśmiechnął się, nim pchnął drzwi. Harry zawahał się na chwilę, niepewny, czy naprawdę chce zobaczyć, w jakiej kondycji jest pan Weasley. Łagodna dłoń na jego plecach i zachęcający uśmiech Syriusza wystarczyły, by odzyskał pewność i wszedł do środka. Światło słoneczne wypełniało pokój, ujawniając trójkę pacjentów na oddziale. Harry bardzo łatwo dostrzegł pana Weasleya, który leżał na najdalszym łóżku w oddziale obok okna. Obecnie jedynym gościem była pani Weasley.
W chwili, gdy pan Weasley zauważył Harry’ego, pogodny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Harry! – powiedział radośnie. – Podejdź no, synu! – Harry podszedł do łóżka i ku jego zaskoczeniu, został pociągnięty do uścisku, który niemal sprawił, że stracił równowagę. – Jak się trzymasz? Bill mi wszystko powiedział. Nie mogę uwierzyć, że musiałeś przez to wszystko przejść.
Niedobrze! Zmień temat i to szybko.
- Nic mi nie jest, panie Weasley – powiedział Harry, wysuwając się z ramion pana Weasleya. – Wszystko w porządku? Próbowałem to powstrzymać, naprawdę.
Pan Weasley uśmiechnął się, ściskając ramię Harry’ego.
- Wiem – powiedział szczerze. – Z tego, co słyszałem, utknąłeś na kilka dni w łóżku z tego powodu. – Spojrzał na bliznę na czole Harry’ego z wyrazem współczucia na twarzy. – Tak mi przykro, że miałeś przez to przejść, Harry. Gdybym nie zasnął na tym korytarzu…
- Voldemort i tak by czegoś spróbował, Arturze – powiedział cicho, ale stanowczo Syriusz, ignorując wzdrygnięcia pana i pani Weasley, gdy wypowiedział „zakazane” imię. Jasne było ze spojrzenia na twarzy Syriusza, że animag chciał powstrzymać pana Weasleya przed powiedzeniem czegoś, czego nie powinien. – Jak leczy się rana?
- Powoli – wymamrotał pan Weasley. – Próbowałem wszystkiego, jednak wciąż krwawi za każdym razem, gdy zdejmowane są bandaże. Próbowali nawet mugolskich procedur zwanych szwami, ale Molly… eee… nie pochwaliła tego i zażądała, żeby je zdjęli.
- Z dobrych powodów – powiedziała pani Weasley surowo. – Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłeś to sobie zrobić uzdrowicielom. Ty i twoja obsesja na punkcie mugoli, Arturze Weasley!
Harry spojrzał nerwowo na swoich opiekunów i Tonks, niepewny, czy była to dyskusja, przy której chce być obecny. Remus uśmiechnął się do Harry’ego i podszedł do szpitalnego łóżka.
- Więc, jak dzieciaki? – zapytał od niechcenia Remus. – Dumbledore powiedział, że Ron i Ginny dość źle przyjęli wieści.
Pan i pani Weasley westchnęli i odwrócili się do Remusa.
- Sądzę, że to zbiór tych wydarzeń spowodował, że tak mocno zareagowali – przyznał pan Weasley i spojrzał na Harry’ego. – Ron powiedział mi, co się stało po wizji Harry’ego. Według niego, byłeś bardzo chory, Harry, a twoja blizna krwawiła. Potem zniknąłeś w środku nocy, a Dumbledore powiedział tylko, że „Harry dochodzi do siebie w domu”. Nie pomogło to, że Ron przekazał wszystko Hermionie, Ginny, Fredowi i George’owi. Cała piątka potrafi być całkiem pomocna, gdy chcą dostać informacje. – Pani Weasley odchrząknęła, jakby ostrzegała pana Weasleya przed czymś. – Tak czy owak – powiedziała szybko pan Weasley, – kiedy zorientowali się, że byłeś chory z powodu tego, że zobaczyłeś, co mi się stało… cóż, sądzę, że tego było dla nich za wiele.
Harry musiał przyznać, że przez to wszystko, co się działo, nie pomyślał o tym, co przechodzą jego przyjaciele po zobaczeniu tego w taki sposób. W rzeczywistości unikał tematu, ponieważ wiedział, że to nieuniknione, kiedy wszyscy dowiedzą się o przesłuchaniu dotyczącym profesor Umbridge. Wiedział, że Hermiona i Weasleyowie będą wściekli, że to przed nimi ukrywał.
- Nic im teraz nie jest, prawda? – zapytał w końcu Harry.
Pani Weasley posłała Harry’emu uspokajający uśmiech.
- Nie martw się tym, mój drogi – powiedziała życzliwie. – Po prostu skoncentruj się teraz na sobie. Z tego, co zrozumiałam, Dumbledore naciska na przeprowadzenie wkrótce przesłuchania. Dzieciaki zrozumieją, że masz wiele na głowie. Jeśli chcesz z nimi porozmawiać, czuj się wolny w każdej chwili do nas zafiukać. – Pani Weasley pociągnęła Harry’ego do uścisku. – Jeśli czegoś potrzebujesz, mój drogi, daj nam znać.
- Eee… dobrze – powiedział Harry niezręcznie. Naprawdę nie wiedział, co jeszcze powiedzieć. Wątpił, że skontaktuje się z Weasleyami, ponieważ już i tak mieli wystarczająco problemów.
Ich wizyta została skrócona przez uzdrowiciela, który chciał przebadać ranę pana Weasleya. Wdzięczny za tą małą przysługę, Harry pożegnał się z panem Weasleyem, życząc mu szybkiego powrotu do zdrowia. Musiał przyznać, że czuł się lepiej po zobaczeniu pana Weasleya tak podobnego do starego siebie i niepodobnego do człowieka, którego widział w wizji, choć fakt, że pan Weasley nie zdrowiał, sprawiło, że Harry czuł się niepewnie. Atak był ponad pięć dni temu i rana jeszcze się nie uleczyła?
Opuszczając oddział, trójka czarodziei i czarownica wyszli w kierunku ogniska, którym przyszli, gdy usłyszeli krzyk „HARRY!”, który zwrócił wszystkich uwagę. Odwracając się, Harry z zaskoczeniem zobaczył biegnącego ku nim Neville’a Longbottoma. Naturalnie Harry pomyślał, że stało się najgorsze. Mimo wszystko, dlaczego Neville miałby być na Święta w św. Mungu, jeśli to nie wina jakiegoś wydarzenia?
- Harry! – powiedział Neville z uśmiechem ulgi. – Jak się masz? Profesor McGonagall i pani Pomfrey nie chciała nam nic powiedzieć! Wszyscy byli tacy zmartwieni, po tym, jak poszedłeś do domu! Już ci teraz lepiej?
- Nic mi nie jest, Neville – powiedział szczerze Harry. Naprawdę nie chciał ponownie zaczynać tej rozmowy, ale wiedział, że lepiej zaczynać się do tego przyzwyczajać, ponieważ wszyscy w Hogwarcie zrobią to samo. – Eee… nie chcę zabrzmieć niegrzecznie, ale co ty tu robisz? Wszystko w porządku z twoją babcią? Nic ci nie jest?
Neville nagle wydawał się nerwowy.
- Babci nic nie jest – powiedział z niezręcznością. – Ja… eee… cóż… odwiedzam rodziców. Oni… eee… są tu od dłuższego czasu.
Harry czuł uścisk Syriusza na ramieniu, mający być cichą wiadomością, by nie naciskał.
- Och, przykro mi to słyszeć – powiedział szczerze. – Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał o tym porozmawiać…
- Neville! – wykrzyknęła pani Longbottom, podchodząc bliżej, wyraźnie zdenerwowana. – Wiesz, że lepiej nie biegać w tym miejscu! – Zauważyła, towarzystwo Neville’a i zmusiła się do uśmiechu. – Syriusz Black i Remus Lupin – powiedziała uprzejmie. – Neville powiedział mi całkiem sporo o waszej dwójce oraz o waszym podopiecznym. – Pani Longbottom spojrzała bezpośrednio na Harry’ego. – Mój Neville chyba nie powiedział mi wystarczająco wiele o tobie, Harry Potterze. Twoi rodzice z pewnością byliby z ciebie dumni.
- Dziękuję, proszę pani – powiedział uprzejmie. – Przykro mi usłyszeć o pani synu i synowej.
Pani Longbottom odwróciła się do Neville’a.
- Nigdy nikomu nie powiedziałeś o swoich rodzicach i poświęceniu, by sprzeciwić się Sam Wiesz Komu? – zapytała zdezorientowana. – Powinieneś być dumny z tego, co zrobili, Neville. Nie oddali swojego zdrowia psychicznego, byś się ich wstydził.
Neville wyglądał, jakby chciał zniknąć. Harry szybko nadszedł mu z obroną.
- Proszę nie mieć o tym złego pojęcia, pani Longbottom – powiedział szybko Harry. – Przez to, że w szkole są ludzie jak Malfoy, nauczyliśmy się trzymać nasze prywatne życie w sekrecie dla własnego dobra. Jest wielu uczniów, którzy czują potrzebę wykorzystywać przeszłość innych dla swojego zysku. Proszę mi zaufać, to się dzieje całkiem często. Jestem pewny, że Neville się nie wstydzi. Po prostu nie chciał, żeby inni użyli jego prywatnej sprawy przeciw niemu.
Pani Longbottom westchnęła i owinęła ramię wokół Neville’a.
- Przykro mi, mój drogi – powiedziała łagodnie. W moim wieku zapominam o wielu problemach, które wiążą się z wiekiem nastoletnim. – Pani Longbottom spojrzała na Syriusza i Remusa z uśmiechem na twarzy. – Z pewnością wykonaliście dobrą robotę z tym chłopakiem, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystkie ostatnie trudy.
- Dziękujemy – powiedział Remus z uprzejmym skinięciem głową. – Jeśli nam wybaczysz, powinniśmy już iść. Wesołych Świąt.
Harry pożegnał się i podążył za Remusem przez sieć Fiuu z powrotem do domu. Tego wieczora Harry dowiedział się prawdy o rodzicach Neville’a. Syriusz i Remus opowiedzieli mu całą historię, jak Lestrange’owie i Barty Crouch Jr. torturowali Longbottomów do szaleństwa, po zniknięciu Voldemorta z Doliny Godryka. Ciężko było myśleć, jakie to mogło być uczycie, gdy rodzice cię nie poznawali. W tym momencie Harry nie wiedział, czy zazdrościć Neville’owi czy mu współczuć. Rodzice Neville’a wciąż żyli, ale w rzeczywistości nie byli rodzicami, którymi powinni być. Bez względu wszystko, dziś Harry dowiedział się, że ma więcej wspólnego z Nevillem Longbottomem niż kiedykolwiek sądził.