Trójka
skierowała się z powrotem do zamku, kończąc tam, gdzie zaczęli – w biurze
McGonagall. To wtedy Harry zdał sobie sprawę, że śmierć Umbridge może stanowić
problem dla ich wszystkich, nawet jeśli nie została zraniona bezpośrednio przez
któregoś z profesorów czy jego samego.
-
Proszę pana? – Powstrzymał się przed pociągnięciem za rękaw Snape’a jak
dzieciak. – Co się teraz stanie? Teraz, skoro Umbridge… nie ma? – Nie wiedział,
jak inaczej to ująć – została zabita i zjedzona przez wielkiego ptaka.
Severus
zatrzymał się i spojrzał na niego.
-
Z konieczności będzie zapewne śledztwo prowadzone przez Knota, żeby ustalić
przyczynę śmierci, choć dzięki zeznaniu Moody’ego i naszym własnym, nie powinno
być problemu z wybadaniem, co ją spowodowało. Ptak stymfalijski, który
zamieszkuje w lesie, od czasu do czasu poluje na ludzi i nie mamy kontroli nad
tym, na co zapoluje, gdy się obudzi, choć zwykle nie wychodzi poza granice
samego lasu. To, że obudził się akurat w momencie, gdy Umbridge weszła na jego
terytorium, było czystym przypadkiem.
-
Profesor Snape ma rację, Harry – powiedziała McGonagall, kładąc uspokajająco
słoń na jego ramieniu. – Nikt z nas nie spodziewał się, że ptak zaatakuje, gdy
wysłałeś za nią sowy, a to miało ją tylko nastraszyć, niż zranić, choć muszę
powiedzieć, że sowy naprawdę czują do niej wstręt, skoro do tego stopnia
podążyły za rozkazem jastrzębia, co wiele mówi o tym, jak je traktowała. –
Czarownica prychnęła. – Było nie było, próbowaliśmy ją aresztować i zabrać na
przesłuchanie i proces, a nie
zamordować ją – powiedziała surowo McGonagall. Potem dodała zniżonym głosem
tak, że tylko Harry i Snape mogli ją słyszeć: – Jednak powiem wam, że nie będę
wylewał łez nad jej traumą. Ta kobieta była zła do szpiku kości i w pewien sposób,
ptak stymfalijski zrobił nam przysługę.
Harry
poczuł lekki sprzeciw, ale powiedział:
-
Ponieważ mogła się wywinąć nawet z naszymi zeznaniami podczas procesu, prawda?
Severus
skinął głową.
-
Zawsze jest taka możliwość, biorąc pod uwagę to, dla kogo pracowała. Minister
był znany z tego, że już wcześniej pociągał za sznurki według swojego
widzimisię. – Mistrz Eliksirów skrzywił się z niesmakiem. – Choć biorąc pod
uwagę dowody, które zebrałem w formularzu o Mankiecie Wiążącym i raporcie
naocznych świadków, sądzę, że Knot niewiele może zrobić, żeby ocalić jej
reputację teraz, gdy ona jest martwa. Ludziom będzie o wiele trudniej darować
martwej czarownicy i najprawdopodobniej wyklną jej imię w ciągu dwóch tygodni.
-
No cóż, powinni. Takie wiązanie dziecka, jak również nowego animaga jest
potworną zbrodnią – oświadczyła McGonagall.
-
Tak. Jak również, Harry, ty nie musisz obwiniać się o jej śmierć. Została
ofiarą ataku dzikiego stworzenia, a to znane niebezpieczeństwo, gdy zbliżysz
się za bardzo do Zakazanego Lasu. Gdyby był tu Trelawney, założyłbym się, że
powiedziałaby, że jej przeznaczeniem była śmierć, a las wybrał taki sposób na
wypełnienie go. Knot prawdopodobnie będzie chciał z tobą pomówić, ale to
wszystko.
-
Co jeśli… jeśli będzie próbował obwinić mnie za jej śmierć?
Snape
potrząsnął głową.
-
Nie zrobi tego. Byłeś obserwatorem, tak jak my wszyscy. Nikt z nas nie wezwał
ptaka, przybył sam z siebie.
-
A co z tą klątwą, którą jej pan groził, profesorze? Tą klątwą Tysiąca Skrzydeł?
-
Ach, to. Nie ma takiego zaklęcia, panie Potter – oświadczył Severus, a jego
oczy zamigotały wesołością. – Zmyśliłem to, żeby przestraszyć ją na tyle, by
zdjęła mankiet.
-
Ale, profesorze, widziałem cienie ptaków i słyszałem uderzenia skrzydeł –
zaprotestował piętnastolatek.
-
Tak miało być. To tylko nieco iluzji, wystarczających, by wykiwać ją, że
zaklęcie się aktywowało.
Harry
zagwizdał.
-
Wow! To naprawdę sprytne, profesorze. Nigdy bym nie pomyślał o takim blefie.
-
I to dlatego on jest Ślizgonem, panie Potter – zauważyła McGonagall, choć
również zerkała na kolegę z szacunkiem. – Dobrze wykorzystują swoją chytrość.
-
Dokładnie.
-
Zastanawiam się, czy ktokolwiek inny to widział? – zapytał Harry.
-
Wątpię. Zamek jest zbyt daleko od lasu, żeby był stamtąd dobry widok, nawet jeśli
spojrzy się z okien z góry. I niemal wszyscy prawdopodobnie uczyli się albo
spali. Ale jutro rano wszyscy dowiedzą się o jej śmierci, kiedy Minerva ogłosi
to w Wielkiej Sali.
Harry
miał jeszcze jedno pytanie.
-
Uch, profesorze Snape, a co to ten ptak stymfalijski?
-
Znasz mitologię grecką? Tak? Cóż, jeśli sobie przypominasz, Herkules miał do
wykonania dwanaście prac i jedną z nich było zabicie lub ujeżdżanie ptaka
stymfalijskiego wokół jeziora Stamfalia w Arkadii. Mit mówi, że ptaki były
zwierzakami Aresa i te, które nie zostały zabite, wróciły do niego. Oczywiście,
to nie jest prawda, ptaki rozpierzchły się po świecie i zostały ścigane niemal
do wyginięcia przez rzekomych bohaterów. Ten jest jedynym w Brytanii, gniazduje
w lesie od wieków, choć rzadko jest widywany.
-
Chyba że jest obudzony przez skrzeczącą jak banshee wiedźmę – powiedziała
cierpko McGonagall. – Sądzę, że to pierwszy raz od ponad wieku, gdy ten ptak
zjadł człowieka. W pewien sposób to poetycka sprawiedliwość. – Skinęła na nich,
by usiedli na jej krzesłach, które były obite niebieską tapicerką. – Ją, która
gardziła wszelkimi bestiami, teraz została niczym więcej tylko ptasim żarciem.
Harry
zadrżał lekko, ponieważ sposób śmierci Umbridge nie był przyjemny, ale odkrył,
że nie może zebrać w sobie żadnego prawdziwego żalu dla kogoś, kto założył mu
mankiet jak bezpańskiemu psu i związała jego magię mrokiem, niemal permanentnie
go raniąc, żeby mogła go kontrolować. Nie zabił jej, ale teraz, gdy była
martwa, czuł ulgę. Zastanawiał się, czy to normalne się tak czuć?
Teraz,
gdy była martwa, czy wszystko wróci do normy? Spojrzał na starszą wiedźmę i
zapytał z nadzieją:
-
Czy to oznacza, że nie muszę kończyć tego całego pliku prac do nadrobienia?
Minerva
rozważyła to.
-
Cóż, byłoby dobrym pomysłem, gdybyś spróbował skończyć istotne zajęcia, których
potrzebujesz, jeśli masz wejść do programu aurorów, ale nie musisz zapracowywać
się na śmierć, jeśli nie dasz rady skończyć tego przed SUM-ami.
-
Dziękuję – powiedział Harry szczerze, uśmiechając się lekko. Przynajmniej zniknęła
presja i w jakiś sposób mógł się odprężyć. Zdecydował się skończyć zadania z
kupek Bardzo Ważne i Ważne, a co do reszty… zobaczy, czy będą możliwe do
wykonania. – Uch, co się teraz stanie, profesor McGonagall? Czy dyrektor wróci do
Hogwartu?
McGonagall
zacisnęła wargi.
-
Ciężko powiedzieć. Kiedy Fawkes użył zaklęcia ucieczkowego, by
przetransportować ich gdzieś daleko, mogli skończyć wszędzie… jak na
tropikalnej wyspie na drugim końcu świata. Nie mam pojęcia, gdzie zniknął, a na
razie nie ośmieliłam się z nim skontaktować, na wypadek, gdyby ropucha
monitorowała wiadomości. Dodatkowo zaklęcie ucieczkowe tworzy ochronną bańkę
wokół czarodzieja, czasowo zapobiegając komunikację. Jutro spróbuję go znaleźć.
– Minerva westchnęła. – W międzyczasie jestem zastępcą dyrektora w szkole.
Postaram się sprowadzić tą szkołę do jej pierwotnej formy.
-
Znaczy, że zniesiesz wszystkie dekrety edukacyjne, które nałożyła? – zapytał
Severus. – Brzmiał, jakby ani trochę nie miał nic przeciwko.
Minerva
uśmiechnęła się, jak dziewczynka, której dano smakołyk.
-
To pójdzie w pierwszej kolejności, bo to szkoła, a nie więzienie. Och, i panie
Potter, wznowi pan ze mną lekcje animagii w niedzielne ranki – tym razem
odpowiednie – praktyczne jak również teoretyczne. Jednakże, będziesz podążać za
nowymi zasadami – najważniejsza to nie przemieniać się bez pozwolenia – mojego
albo profesora Snape’a. Czy to jasne?
-
Tak, proszę pani – powiedział posłusznie Harry, choć uznawał, że ta zasada
ssie.
-
Dobrze. Nie chcę więcej wypadków. Od teraz możesz przemieniać się tylko podczas
zajęć albo nadzorowanych wyjściach z profesorem Snapem.
Harry
pomyślał o proteście – był jastrzębiem przez kilka tygodni i nic mu nie było,
ale siedział cicho, ponieważ spędzenie nieco czasu w animagicznej formie było
lepsze niż nic. Potem przypomniał sobie coś jeszcze, co powiedziała.
-
A co z moimi… praktykami?
-
Sądzę, że lepiej, jeśli poczekasz na rozmowę z Ministrem, nim zaczniesz
zajęcia, nie zgodzisz się, Severusie?
-
Tak, to będzie mniej rozpraszające. – Odwrócił się do Harry’ego. – Wyjaśnię
szczegóły praktyk wam obu po spotkaniu z Ministrem. Moim jedynym zmartwieniem
jest utrzymanie przykrywki, jednocześnie będąc skutecznym mentorem. – Zerknął
na McGonagall surowo.
Minerva
pozostała niewzruszona.
-
Nie rób zamieszania, Severusie. Mam wypracowane rozwiązanie.
Snape
spojrzał na nią z powątpiewaniem i wymamrotał:
-
Nie robię zamieszania, na litość Merlina!
-
Posłuchaj. Jak już przekażę jutro rano wieści reszcie szkoły o… zgonie naszej
Wielkiej Inkwizytor, złożę oświadczenie, że uważam, że musimy zachęcić do
współpracy między Domami i wspierać lepsze stosunki, ponieważ polityka Umbridge
nie zrobiła nic poza wznieceniem starych strachów i uprzedzeń. W tym celu,
wprowadzę między Domowy program mentorów, w którym nauczyciel z jednego Domu
będzie mentorem ucznia z innego Domu. Ty i pan Potter będziecie parą – profesor
Ślizgon i uczeń Gryfon – a inną parą… Rozważę, kto…
-
Może to pomoże. Hagrid rozmawiał wcześniej ze mną o pozwoleniu Vincentowi
Crabbe’owi dalsze studiowanie z nim
opieki nad magicznymi stworzeniami. Wydaje się sądzić, że chłopak jest
obiecujący. Już dałem mu swoje pozwolenie, ale jeszcze nie powiedziałem
Crabbe’owi.
-
Och, wspaniale! Przywrócę Hagrida na stanowisko nauczyciela opieki, ponieważ
jego stanowisko zostało niesprawiedliwie zabrane, a Wilhelmina tak czy siak
naprawdę chce przejść na emeryturę, a wtedy będziemy mieli drugą parę –
nauczyciel Gryfon i uczeń Ślizgon. Pomyślę jeszcze o dwóch innych Domach, ale
twoja przykrywka szpiega nie będzie w ogóle narażona na szwank, Severusie,
skoro to bezpośredni rozkaz ode mnie.
-
No tak. A moje latorośle śmierciożerców będą wierzyć, że wziąłem Pottera pod
przymusem i nie będę o nic podejrzany – powiedział Severus, zadowolony, że
wszystko tak dopracowali.
-
Czy to oznacza, że muszę się zachowywać, jakbym nie znosił tego pomysłu? –
zapytał cicho Harry.
-
Marudź i udawaj zdegustowanego, a potem przejdź do zrezygnowania – oświadczył
Severus. – Częścią twoich obowiązków jako mojego praktykanta będzie nauczanie
drobnych zajęć pierwszaków. Więc będziesz robił coś więcej poza warzeniem, a to
jakoś osłodzi twój nastrój.
-
Możecie to przedyskutować głębiej innym razem – powiedziała Minerva. – Na razie
robi się późno i pan Potter powinien udać się na odpoczynek nocy. Gdy tylko
zwietrzą to reporterzy, pojawią się w pobliżu, więc spodziewajcie się wywiadów.
Harry
jęknął. Nie znosił wywiadów i reporterów, od kiedy Rita Skeeter wydrukowała
całe te skandaliczne artykuły o nim podczas Turnieju Trójmagicznego.
-
Nie muszę im ich dawać, prawda?
Minerva
posłała mu współczujące spojrzenie.
-
Może jeden, potem odmów innych, bo będzie to dziwnie wyglądać, jeśli odmówisz
wszystkich wywiadów. Nie martwiłabym się tym do tego momentu. Zobaczę się z
wami oboma jutro, panowie. Och, i muszę pamiętać, żeby powiedzieć bliźniakom
Weasley, żeby usunęli to bagno z korytarza.
Severus
przewrócił na to oczami, a Harry zachichotał, nim rozeszli się do swoich łóżek.
Choć tego nie powiedziała, Harry zrozumiał, że ma jeszcze nie dyskutować o tym,
co się stało tego wieczora z żadnym z współdomowników. Na szczęście, wszyscy
zakładali, że miał szlaban z Umbridge albo uczył się, więc o nic go nie pytali.
Po
tym, jak Minerva wydawała oświadczenie w sali po śniadaniu, przez kilka minut
trwało pandemonium. Kilka uczniów nie mogło uwierzyć, że Wiedźma z Piekła, jak
nazywali Umbridge, prawdziwie zniknęła. Inni byli zszokowani, że to bezwzględny
drapieżnik gnieżdżący się w lesie, ale dominującą postawą wśród uczniów było
dziękowanie Merlinowi, że Umbridge już nie była dłużej przy władzy.
Przez
następne kilka minut trwały głośne owacje, gdy Minerva oświadczyła, że
wszystkie Dekrety Edukacyjne zostały usunięte, a dodatkowe kluby naukowe i
działania studenckie wznowione, a choć Quidditch został oficjalnie zakończony,
pozwoli na dwa lub trzy dodatkowe mecze.
-
Będziesz szukającym, Harry? – zapytał Seamus, który grał na tej pozycji, nim
Umbridge wszystko zakazała.
-
Lepiej niech będzie – wymamrotał Ron. – W innym wypadku dostaniemy ogromny
łomot.
-
Kto teraz będzie grał jako obrońca, skoro Oliver wrócił do domu? – zapytał
Dean.
-
Ja – powiedział Ron.
Wszyscy
spojrzeli na Harry’ego, który skinął głową i powiedział:
-
Dla mnie ok. – Wciąż był wściekły na to, jak zachował się Ron, ale nie będzie
odmawiał innym miejsca w drużynie, ponieważ wiedział, jak bardzo zawsze tego
chciał.
Potem
McGonagall oświadczyła, że Trelawney i Hagrid będą w stanie wrócić na ich
stanowiska nauczycielskie i podziękowała Firenzo i profesor Grubbly-Plank za
pomoc. Rozległy się kolejne oklaski, choć Harry usłyszał, jak Malfoy dość
głośno mówi:
-
Och, Merlinie, nie znowu ten prostak! Przysięgam, nauczę się więcej z książek
niż ze słuchania wykładu tego idioty.
Harry
czuł, jak jego krew się gotuje i już miał warknąć coś w odpowiedzi, gdy usłyszał,
jak Crabbe mówi:
-
Hagrid nie jest prostakiem, jak myślisz, Draco. Jest cierpliwy i wie, o czym
mówi. Wiedziałbyś to, gdybyś kiedykolwiek się skupiał na tym, co mówi.
Kilku
Ślizgonów zagapiło się to, jak stronnik Malfoya sprzeciwia mu się, tak samo jak
sam Malfoy. Potem wrócił do siebie i warknął:
-
Kiedy będę chciał opinię, Crabbe, poproszę o nią. Do tego czasu, zamknij się!
Crabbe
zmarszczył brwi.
-
Nie potrzebuję twojego pozwolenia, by mówić, Draco. Nie jesteś już szefem
Brygady Inkwizycyjnej, więc nie zachowuj się tak. Cieszę się, że Hagrid
ponownie uczy. – Potem odwrócił się i zaczął jeść toasty, ignorując oszołomione
spojrzenie na arystokratycznej twarzy Malfoya.
Huh. Wygląda na to, że Crabbe
w końcu wydostał się z cienia Malfoya i stał się sobą, pomyślał Harry. Siedział na
końcu stołu Gryffindoru blisko Ślizgonów, więc słyszał całą wymianę zdań. No i dobrze! Malfoy musi przestać
tyranizować wszystkich dookoła.
Potem
McGonagall ogłosiła to, na co czekał… wiadomości o między-Domowym programie praktyk.
Luna Lovegood ostatecznie odbyła praktyki z profesor Sprout, a Hannah Abbot
została przydzielona w parze z radosnym Flitwickiem. Obaj wydawali się
zadowoleni, a Crabbe zszokowany swoją parą.
Harry
wyglądał na zaskoczonego, jak tylko potrafił. Hermiona uśmiechnęła się.
-
Och, Harry! Co za wspaniała możliwość nauczenia się nowych przepisów i innych
wspaniałości!
-
Wspaniała? – zaskrzeczał Ron. – Jak możesz tak mówić, Hermiono? To cholernie podłe,
dokładnie tak. Utknął ze Snapem na resztę semestru. Ja bym się przeklął. –
Spojrzał na Harry’ego. – No? Nie masz nic do powiedzenia?
Harry
wzruszył ramionami.
-
Cóż… Umbridge była gorsza. Naprawdę niewiele mogę z tym zrobić. Więc… chyba
będę się jak najbardziej starał.
-
Sądzę, że McGonagall oszalała – oświadczył Seamus. – Snape obrzydzi ci życie,
Harry.
-
Może i tak. Ale przeżyję. – Harry westchnął, wyglądając na nieszczęśliwego.
Tylko
Ron nie do końca uwierzył w tą żałosną grę i gdy tylko oddalili się od Sali,
Ron pociągnął go do kąta korytarza i syknął:
-
W co ty grasz, Harry? Nie wydajesz się tym bardzo zdenerwowany. Dlaczego nie?
Ponieważ twój mały przyjaciel może z tobą grać, co? Zapomniałeś, co ten drań ci
robił przez ostatnie cztery lata i podczas zajęć?
Harry
zacisnął zęby.
-
Nie. Ale to przeszłość. – Odsunął się od Rona i powiedział cicho: – Nie
rozumiesz i nie umiem tego wyjaśnić, ale mam własne powody i ty możesz je
zaakceptować lub nie. Twój wybór.
Ron
nic nie powiedział, tylko zagapił się na Harry’ego, który odwrócił się na
pięcie i ruszył dalej korytarzem. Zacznij
przykładać więcej uwagi na to, co dzieje się dookoła, Ron, na litość Merlina!
Nie zamierzam w kółko się o to kłócić. Gdy już wszystko zaczęło się układać,
coś innego musi się wydarzyć. Nie umiem się doczekać, by zobaczyć, co zrobi
Knot.
Minęły
dwa dni, nim Knot zdołał skontaktować się z Minervą i przedyskutować to, co się
stało z Dolores Umbridge, a podczas tych dwóch dni, Prorok Codzienny używali
sobie z jej śmierci, i choć nikt nie wskazał konkretnie palcem, rozszalały się
spekulacje, oraz kobieta nie miała bliskich krewnych, którzy mogliby zająć się
pogrzebem, zwłaszcza że nie było ciała. Knot zacytował, że będzie odprawiona
„mała ceremonia”, choć nie ustalono gdzie i kiedy. Osobiście Severus
zastanawiał się, kto na nią przyjdzie, skoro Umbridge nie miała wielu
przyjaciół jako Podsekretarz.
Jak
przewidywali, Knot wezwał jego i Harry’ego, żeby ich przepytać, co się działo
tamtego wieczora, ponieważ Moody zaznaczył ich w swoim raporcie jako świadków
oraz Minister miał również jego oskarżenie i zeznania przeciwko Umbridge o
użycie czarnomagicznego przedmiotu.
-
Ciężko mi uwierzyć, że ona… ach… użyłaby takiego przedmiotu na uczniu –
zaprotestował Knot. – Tym bardziej na Harrym Potterze.
-
Dowody są tuż przed panem, Ministrze – powiedział mocno Snape. – To jest
wspomniany przedmiot. – Z rozmachem wyjął Mankiet Wiążący, który trzymał w
małym woreczku w kieszeni. – Jak może pan zobaczyć, to ten sam przedmiot, jak
na zdjęciach i jeśli Minister zbada nadgarstek Pottera, gdzie nosił mankiet
przez okres ośmiu dni…
Harry
podwinął rękaw. Choć większość oparzeń uleczyła się, były na ręce dowody w
postaci blizn i zaczerwienienia.
-
Wyglądało to o wiele gorzej, gdy miałem na sobie mankiet – powiedział cicho. –
Pani Pomfrey mówi, że jeśli nosiłbym ten mankiet dłużej, zabiłby mnie albo na
stałe zniszczył moją magię.
Knot
zerknął poważnie na nadgarstek Harry’ego, a potem na mankiet. Przyłożył czubek
różdżki do srebrnego mankietu i wyszeptał coś. Mankiet zaczął świecić mdlącym
zielonym kolorem. Minister wzdrygnął się, jakby dotknął żmii.
-
To… to wydaje się… wydaje się, że mówi pan prawdę, panie Potter. To,
rzeczywiście, jest czarnomagiczny przedmiot, uchowaj Merlinie!
Harry
zwalczył chęć przewrócenia oczami i powiedzenia bez zastanowienia: Dziękuję, Kapitanie Oczywistość! Długo ci to
zajęło! Zamiast tego nałożył na twarz najbardziej żałosną maskę i spojrzał
na niego zgnębiony i zagubiony, jak skrzywdzony szczeniak. Knot westchnął i
powiedział:
-
Ja… żałuję, że to się stało, panie Potter. Zawsze uznawałem Dolores za… godną
zaufania. Może nieco zagorzała… ale nie przekraczała granicy. Wydaje się, że
się myliłem. Ale została zbałamucona przez mrok i taki jest rezultat. – Zerknął
na mankiet z niesmakiem. – Mogę zasugerować, żeby pan się tego pozbył?
Przetopił, zniszczył, ale pozbył się tego, Snape. Oświadczę, że sprawa
zamknięta, bazując na zeznaniach Alastora Moody’ego, Minervy McGonagall,
Severusa Snape’a i zwłaszcza Harry’ego Pottera. Oficjalną przyczyną śmierci
będzie przypadkowe pożarcie przez magiczne stworzenie. Jaka szkoda, skoro
próbowała tak mocno zapomnieć, że była w jednej ósmej banshee.
Harry
sapnął.
-
Umbridge była w jednej ósmej banshee?
Ale jak to możliwe?
-
Jeden z jej przodków dawno temu zawarł z jedną pakt i urodziła pół-człowieka i
właśnie w tamtym okresie linia Umbridge zyskała swoją magię. Ale Dolores
brzydziła się swojego nieludzkiego pochodzenia i nigdy go nie uznawała,
twierdziła, ze to kłamstwa. Ale posiadała niewielki talent od jej przodków
banshee – umiejętność wyć jak one raz w miesiącu.
-
Doświadczyliśmy efektów tego wycia, Ministrze – powiedziała sucho McGonagall. –
Niemal ogłuchłam.
Knot
skrzywił się.
-
Cóż, więc widzieliście. Macie coś jeszcze do dodania? Nie? Więc życzę wam
dobrego dnia. – Przeniósł się przez Fiuu z powrotem do swojego biura, wciąż
kręcąc głową i mamrocząc: – Biedna Dolores! To, co ukryte, ostatecznie ją
obezwładniło.
Snape
prychnął, po czym powiedział Minervie:
-
Z twoim przyzwoleniem, Minervo, nauczę Pottera, jak warzyć eliksir, który stopi
to obrzydlistwo i usunie na zawsze.
-
Ależ oczywiście, Severusie. Już dawno powinniśmy się byli tego pozbyć.
Snape
wetknął mankiet do kieszeni i skinął na Harry’ego, żeby za nim podążył.
-
Chodź. Marnujemy światło słoneczne.
Harry
wstał i podążył za odzianym w czerń profesorem z powrotem do lochów, gdzie
obserwował gorliwie, jak Snape przyrządza bardzo kwasowy elektrycznie niebieski
eliksir, który syczał i pienił się ze wzburzeniem nawet po zdjęciu go z ognia.
Snape
nosił rękawice ze smoczej skóry, tak jak Harry, jak również maskę, a nawet mimo
to Harry czuł, jak jego oczy łzawią.
Severus
wyjął mankiet z kieszeni i spojrzał na Harry’ego.
-
Chcesz poczynić honory?
Harry
przełknął, wziął ostrożnie mankiet za jego końce i wrzucił do kociołka.
Zatonął
jak kamień i natychmiast eliksir zaczął syczeć, zadymił się i zmienił kolor na
lepką czerń. Również pachniał jak zgniłe jajka.
Harry
niemal zaczął się krztusić, aż Severus rzucił zaklęcie odświeżające, by odgonić
smród.
Ale
po trzech minutach eliksir przestał parować i dymić, a kiedy Snape go
przemieszał, w kociołku nie było śladu mankietu. Skierował w niego różdżką i
wypowiedział znajome:
-
Evanesco!
Zawartość
zniknęła na zawsze, a Mankiet Wiążący, zmora animaga, zniknął.
Harry
uniósł wzrok na Severusa i wyszczerzył się.
-
Naprawdę zniknął, prawda?
-
Tak, pisklaku – zapewnił chłopaka. – A teraz, chodźmy do moich kwater, gdzie
możemy przedyskutować, co oznacza robienie praktyki.
-
Możemy wypić herbaty i zjeść bułeczki? – błagał bezwstydnie animag.
-
Och, na miłość… dobra – burknął Severus. – Nikt nie może powiedzieć, że cię
głodzę.
Przywołał
Twixie, gdy tylko wrócili do kwater i nad filiżanką herbaty i talerzem bułeczek
z jagodami, uszczegóławiając, co oznacza dla Harry’ego nazywanie go mentorem.
-
Nim zaczął w ogóle istnieć Hogwart, w czarodziejskim świecie istniał stary
system mistrza i praktykanta. Program mentorski jest kontynuacją tej starej
tradycji – wyjaśnił Snape. – Twoja praktyka normalnie trwałaby dwa do trzech
lat i będzie wymagać od ciebie pisemnej zgody, ślubowania, że chętnie nauczysz
się wszystkiego, co mam cię do nauczenia. Ja również będę ślubował uczyć cię
całkowicie i ze współczuciem, co oznacza bez używania klątw, by cię zmuszać, chłostać
albo więzić, mojego zakresu wiedzy i specjalności, póki nie osądzę, że masz
odpowiednie kompetencje. Według Artykułów Mentora, do czasu ukończenia swoich
praktyk, powinieneś być w stanie warzyć niemal tak dobrze, jak prawdziwy Mistrz
Eliksirów.
-
Co? Ale Severusie… teraz jestem ledwie przeciętny w eliksirach!
-
To się zmieni. Co więcej, obowiązkiem mentora jest upewnić się, że jego
praktykant jest w dobrym zdrowiu, zdrowy na umyśle i ma praktyczne umiejętności
konieczne, by być uznaniem dla czarodziejskiego świata. Podczas praktyk,
jestem, we wszystkich zamiarach i celach, twoim legalnym opiekunem, ponieważ
jesteś nieletnim bez żyjących rodziców.
-
Moim… moim opiekunem? To znaczy…
muszę mieszkać z tobą? – wyjąkał Harry.
-
Możesz, jeśli chcesz, choć tu w szkole wciąż możesz rezydować w wieży
Gryffindoru.
-
Jednak podczas wakacji, mogę z tobą mieszkać? A nie z Dursleyami?
-
Legalnie, tak, mam takie prawo. Czy to cię martwi, Harry?
-
Martwi mnie? Wydostanie się z tego
domu? Czy ty oszalałeś, Severusie?
Severus
nieco zmarszczył brwi na raczej impertynenckie zwrócenie się do niego chłopaka,
ale powiedział tylko:
-
Uznam to, że jesteś otwarty na spędzenie ze mną wakacji.
-
Ale Dumbledore powiedział, że muszę wrócić do Dursleyów. Że nie mam wyboru.
Twarz
Severusa pociemniała.
-
Pomówię z nim o tym, kiedy wróci. Temu manipulującemu staremu durniowi się to
nie spodoba, ale zaakceptuje to, co robili ci krewni, Harry. – Przynajmniej modlę się, żeby tak było,
dodał w myślach.
-
Czy to oznacza, że Hagrid jest teraz opiekunem Crabbe’a? A Flitwick Hanny?
-
Tak i nie. Mentorowanie, które właśnie ci opisałem, jest starożytne, ze
wszystkimi obowiązkami i zobowiązaniami, które za sobą pociąga. Istnieje inna,
łagodniejsza wersja, która jest bardziej rozszerzonym programem nauczania i nie
wiąże mentora w obowiązku bycia opiekunem lub trwa najwyżej przez rok. Istnieje
kodeks mentorów i twierdzę, że reszta moich kolegów będzie według niego podążać. Też mogę to robić, jeśli
chcesz.
-
Ale jeśli tak, wtedy wciąż będę musiał wrócić do Dursleyów, prawda? Dumbledore
może zmusić mnie do powrotu.
-
Tak. Trzymając się łagodniejszej wersji, nie będę miał autorytetu, by go
powstrzymać i będziesz legalnie pod jurysdykcją swojej ciotki i wuja.
-
Co jeszcze oznacza ta praktyka? – zapytał Harry, czując, że jest tego więcej.
-
Oznacza, że będziesz miał skrócone lekcje podczas szkoły, dzięki czemu przez
połowę dnia wolnego będziesz miał ćwiczenia ze mną. Kiedy uznam, że jesteś
gotowy, będziesz prowadził zajęcia lub dwa dla pierwszo- i drugoklasistów, a
możliwe, że również dla trzeciego roku, jako dodatek. Nauczysz się warzyć
wszystkie mikstury z podręczników na każdy rok, a dodatkowo antidota, poprawiał
eseje i testy oraz będziesz miał prawo dawać punkty i szlabany. Jednakże, jeśli
to będzie konieczne, rezerwuję sobie prawo, by uchylać twoje zabiegi dyscyplinarne,
jako że jestem bardziej doświadczonym nauczycielem.
Harry
wykrzywił się.
-
Ale nie będzie to konieczne, prawda?
-
To zależy.
-
Od czego?
-
Od tego, czy będziesz wiedział, jak efektywnie dyscyplinować – odpowiedział
profesor. – Ale to nie nastąpi przez co najmniej kilka następnych tygodni.
Najpierw musisz się nauczyć, jak zbierać składniki i odpowiednio warzyć. Nie
wspominając o nauce na swoje SUMy.
-
Będę miał pozwolenie grać w Quidditcha?
Snape
skinął powoli głową.
-
Tak, ponieważ potrzebujesz jakiejś formy odpoczynku. Ale bądź ostrożny, mój
panie, bo jako twój mentor, mogę i anuluję twoje przywileje, jeśli mnie nie
będziesz słuchał lub będziesz się źle zachowywał. W to wchodzi też konfiskata
twojej miotły.
Harry
zamrugał i zerknął na nauczyciela ostrożnie.
-
Jakie inne kary mi dasz?
Severus
zakaszlał, dostrzegając sposób, w jaki chłopak natychmiastowo zesztywniał i
odwrócił wzrok. Był wyraźnie podejrzliwy w stosunku do kogoś, kto miałby mieć
nad nim władzę, co, biorąc pod uwagę to, że Snape znał jego przeszłość, nie
było zaskakujące. Chłopak od wczesnej młodości nauczył się, że dorosłym u
władzy nie można ufać, gdyż dorośli mają tendencję do nadużywania jej. Od
Dursleyów do Dumbledore, wszyscy polegli w dawaniu Harry’emu stabilności i w
konsekwencji potrzeb młodzieńca, nie wspominając o psychicznym bezpieczeństwie.
Severus też był winny niszczenia poczucia własnej wartości chłopca i wzdrygnął
się wewnętrznie. Ale może teraz zadośćuczynić mu ostre traktowanie, rozmyślał.
-
Harry, nie jestem twoim wujem. Ani też ojcem, choć bycie opiekunem daje mi
zwierzchnictwo do dyscyplinowania cię i nigdy nie nadużyję tego przywileju.
Biorąc pod uwagę moje wcześniejsze wyczyny, możesz mi nie ufać, ale przysięgam
na czarodziejską magię, że nigdy źle cię nie potraktuję, w sposób fizyczny,
magiczny czy werbalny. Spróbuję postawić ci wyraźne zasady i konsekwencje ich
złamania. Wspomniane konsekwencje mogą wliczać czasowe uziemienie, utratę
przywilejów takich, jak miotła i przemiany w animaga, kazania, obowiązki
robione w mugolski sposób i pisanie esejów. I to wszystko. Nigdy cię nie
przeklnę, nie uderzę, nie będę głodził, ani nie zamknę cię w komórce. Czy to
brzmi dla ciebie sprawiedliwie?
Harry
uniósł głowę i zastanowił się. Z jednej strony, miał się na baczności z myślą, by
jakiś dorosły miał kontrolę nad jego zaufaniem, ale z drugiej strony, stopniowo
nauczył się ufać Severusowi, że dotrzyma słowa. I znał moc przysięgi na honor
czarodzieja. Konsekwencje, które naszkicował mu Snape nie były gorsze niż te,
które rodzice jego przyjaciół na nich stosowali i dziesięć razy lepsze niż to,
co doświadczył u Dursleyów. Ostrożnie rozważył wszystko, zastanawiając się nad
tym przez dobre dwadzieścia pięć minut, nim ostatecznie powiedział:
-
Tak, to brzmi sprawiedliwie. Przeżyję to.
-
Dobrze. W odpowiedzi proszę, żebyś spróbował szanować mnie jako mentora i
zdawał sobie sprawę, że moje nakazy mogą ci się czasami wydawać dziwne i
trudne, ale że są takie z jakiegoś powodu, żeby cię chronić. Poproszę też,
żebyś spróbował nie narażać się na szwank głupimi i nieostrożnymi sposobami,
jak to robiłeś w przeszłości. Twoje życie, pisklaku, jest cennym darem, który
uratowali twoi rodzice, więc nie zmarnuj go. I jeśli będziesz miał problem, nie
wahaj się prosić mnie o radę. Wiem, że nie jesteś przyzwyczajony do polegania
na dorosłych, ale nie ma powodów, żebyś musiał ze swoimi problemami polegać
tylko na sobie. Byłem w miejscu, w którym ty teraz jesteś, Harry, więc
wykorzystaj moje doświadczenie, żeby sobie pomóc, jeśli będziesz tego
potrzebował.
Ponownie
się zawahał. Rozumiał, do czego piął Severus, że powinien bardziej o siebie
dbać, ale nikt nigdy wcześniej nie ujął tego w taki sposób. Że jego życie było
darem. Zamiast tego, ludzie sprawiali, że czuł się, jakby jego życie nic nie
znaczyło i że ryzykowanie go znaczyło tyle, co nie ryzykowanie niczego. To był
pierwszy raz, gdy powiedziano mu, że to, co robił miało znaczenie i dotknęło go
to głęboko. A jednak… wciąż istniała w nim pewna część, która szeptała: Co jeśli mu zaufam i zawiedzie tak, jak inni?
Co wtedy? Spojrzał na mężczyznę siedzącego obok niego i powiedział
szczerze:
-
Ja… mogę spróbować, Sev. Ale… nie jestem zbyt dobry w proszeniu o pomoc. Ja
nigdy nie… nie miałem kogoś, kto naprawdę by o mnie dbał… i nie wiem… znaczy,
zgodzę się cię słuchać, bo to jest coś, co powinienem robić… i postaram się
pamiętać, by prosić cię o pomoc… Czy nie masz nic przeciwko?
Zielone
oczy wypełniły się czujną niepewnością, a Severus poczuł nagłe połączenie
między nimi. Łagodnie położył dłoń na ramieniu chłopaka.
-
Tak, Harry. Nie mam nic przeciwko. Wiem, że minie trochę czasu, nim ponownie
komuś zaufasz. Nie musimy się spieszyć… jeden dzień na raz.
-
Dobrze.
-
Bardzo dobrze, więc możemy podpisać te dokumenty? – zapytał Severus,
przywołując Artykuły Mantora z biurka.
-
Sev, a co z Dumbledorem? Co jeśli… wścieknie się o to, że jesteś moim
opiekunem? I co z… Sam Wiesz Kim?
-
Harry, Dumbledore nie ma nic do powiedzenia, nie jest twoim krewnym. To twój
wybór, Harry, tylko twój. To może zostać między nami. Póki nie uznasz to
ujawnić. Co do Czarnego Pana, nigdy się o tym nie dowie. Mogę to przed nim
ukryć, jak ukrywałem wiele rzeczy przez wiele lat.
-
Jak? Jak możesz ukrywać cokolwiek, gdy on… rani cię?
-
Ponieważ jestem oklumentą.
Brew
Harry’ego uniosła się.
-
Oklumentą? Co to takiego?
-
To czarodziej, który ma naturalny talent do oklumencji, która jest dyscypliną
zamykania umysły przed innym, żeby nikt nie mógł do niego wejść.
-
Znaczy czytać w myślach?
-
Cóż… nie dokładnie. Umysł nie jest książką, jest pełen myśli i wspomnień, które
nie są zorganizowane przez większość czasu. Ale czarodziej potrafiący
legilimencję może penetrować umysł i odnajdować sekrety. Czarny Pan uważa się
za uzdolnionego legilimentę, ale używa brutalności, żeby spenetrować umysł, nie
subtelności. To może być… nieprzyjemne, ale nigdy nie przebił się przez moje
osłony. Może odczytać to, co chcę, to wszystko.
-
To dlatego jesteś tak dobrym szpiegiem?
-
Częściowo, tak. Reszta jest dlatego, że nauczyłem się obserwować i zachowywać w
pamięci to, czego się dowiedziałem.
-
Mógłbyś mnie… nauczyć?
Severus
zawahał się. Nigdy wcześniej nie uczył nikogo oklumencji, bo to nie było coś,
czego kiedykolwiek się uczył, wiedział to instynktownie.
-
Może poczekamy nieco, zanim nauczę cię tej dziedziny? Nie jest łatwo to
opanować i będzie to wymagało… wpuszczenia mnie do swojego umysłu. Na razie
sądzę, że musisz skupić się na nauce do swoich SUMów i nauczyć się, jak warzyć
eliksiry.
-
W porządku – zgodził się Harry, wyczuwając, że z jakiegoś powodu Severus czuje
się niekomfortowo z tą prośbą.
Severus
wyciągnął Artykuły Mentora i podpisał się pod nimi z rozmachem. Potem podał
pióro i pergamin Harry’emu, który najpierw przeczytał Artykuły, po czym je
podpisał. Gdy atrament wyschnął na pergaminie, wystrzeliło z niego zielone
światło, oplotło się wokół ich nadgarstków i związało ich razem.
Moment
później zniknęło.
Harry
uśmiechnął się do Severusa. Skończone. Teraz byli mentorem i praktykantem,
opiekunem i podopiecznym, związani przez magię i coś głębszego, czego żaden z
nich jeszcze nie rozpoznał.
Tydzień później:
Otworzył
oczy i sapnął gwałtownie, starając się uspokoić pędzące serce. Usiadł,
gorączkowo zrzucając z siebie okrycie. Tylko jedna myśl trzymała jego strach na
dystans. Severus. Muszę dotrzeć do Severusa. Wstał, a jego
bose palce u stóp podkuliły się, gdy spotkały się z zimną, kamienną podłogą.
Wyciągnął różdżkę spod poduszki.
Jedno
machnięcie i piżama stała się jeansami, gryfońską bluzą i butami. Potem
wepchnął różdżkę w rękaw – ten mały trik pokazał mu Severus, i wybiegł z
dormitorium. Tego wieczora jego stopy posiadły skrzydła i dotarł do kwater
Severusa w dziesięć minut. Położył dłoń na kamiennej ścianie i wyszeptał hasło.
Kamienna
ściana przemieniła się w drewniane drzwi, przekręcił klamkę i wszedł.
Proszę, niech mu nic nie
będzie. Proszę, niech ten sen nie będzie prawdą. Przez tydzień miałem jakieś
sny, tylko że ten był nowy. Dzisiejszy sen był złowieszczy i dziwne uczucie
prawdziwości, gdy obserwował, jak Severus ukląkł przed podobnym do węża
Voldemorta, a Voldemort uśmiechnął się i skinął na niego, by wstał.
-
Jakie wiadomości o Harrym Potterze,
Severusie? Już go znalazłeś?
Było
więcej snu, ale mógł sobie przypomnieć tylko strach i ciemność i nagle
potrzebował swojego mentora, a teraz był w tym miejscu, wchodząc do pokoju
Severusa, pewny, że znajdzie mężczyznę śpiącego albo, Merlinie broń, ponownie
przeklętego do nieprzytomności. Zamiast tego odkrył Severusa siedzącego na
kanapie, drapiącego ramię i pijącego filiżankę herbaty.
Odetchnął
gwałtownie, a ulga powstrzymała go od mówienia przez kilka chwil.
Severus
uniósł wzrok.
-
Harry? Coś nie tak?
Usta
Harry’ego otworzyły się, ale nic się z nich nie wydostało. Potem powiedział:
- Nic ci nie jest! Sądziłem, że możesz być ranny. Miałem sen… i myślałem…
- Nic ci nie jest! Sądziłem, że możesz być ranny. Miałem sen… i myślałem…
Zamknął
nagle usta, obawiając się, że zabrzmiał jak idiota.
-
Chodź i usiądź – zaprosił jego mentor. – Opowiedz mi o tym śnie.
Harry
podszedł, a teraz czując się zażenowany i zawstydzony. Podbiegł do Mistrza
Eliksirów jak sześciolatek po koszmarze. To cud, że Snape na niego nie
uśmiechnął się szyderczo i zaoferował mu ciepłe mleko i włożył go do łóżka.
Jeszcze był niechętny do mówienia, więc obserwował, jak Mistrz Eliksirów
rozciera nieco maści leczniczej na długie zadrapanie na ramieniu.
Nagle
przypomniał sobie kolejną część snu z tego wieczora.
-
… i nie wiedziałeś, że chłopak jest
animagiem, Severusie? – syknął Voldemort.
- Nie, mój panie.
- Nie okłamałbyś mnie,
prawda?
Potem Voldemort sięgnął łuskowato-zieloną
dłonią z ostrymi pazurami, którymi wyciął krwawe rozcięcie na ramieniu Mistrza
Eliksirów.
Harry
spojrzał na zadrapanie, które pocierał Severus.
Była
taka sama, jak ta we śnie.
Zamrugał
i potarł oczy.
Ale jak to możliwe, chyba
że…?
Mdlące
uczucie zamieszało wnętrznościami Harry’ego. Od incydentu na cmentarzu,
posiadał dziwne sny i czasami mógł poczuć gniew Voldemorta, jak rozgrzany do
czerwoności pręt w tyle jego umysłu. Ten sen pokrywał się z ranami Severusa, co
było zbyt wielkim zbiegiem okoliczności.
-
Poszedłeś do niego dzisiaj, prawda? – powiedział nagle Harry, a węzeł na jego
wnętrznościach przeniósł się do jego gardła i wydostał z niego oskarżycielskim
tonem. – Poszedłeś do niego i mu nie powiedziałeś.
Severus
zmarszczył brwi, nie dbając o ton chłopaka.
-
Nie byłem świadom, że muszę z tobą uzgadniać moje wyjścia i wejścia,
praktykancie. Chodziłem i wracałem od Czarnego Pana, od kiedy się urodziłeś.
-
Wiem, ale… co jeśli coś ci się stanie? Jak ostatnim razem? Nie wiedziałbym… - Głos
Harry’ego robił się coraz bardziej piskliwy, gdy wzrastał w nim niepokój.
-
Proszę się uspokoić, panie Potter. Poppy i Hagrid są świadomi, gdzie znikam.
Nie widziałem potrzeby budzenia cię w środku nocy i przeszkadzał ci w
odpoczynku.
-
Ponieważ mi nie ufasz, Severusie? Znaczy, wiem, że mam jakieś dziwaczne…
połączenie ze Starym Wężookim Draniem, ale… jeśli coś ci się stanie… - potarł
bliznę, która pulsowała jak siedem piekieł wraz z przerażeniem na myśl o
straceniu Severusa przez złego drania. – Mógł cię zabić… Mogłeś zginąć jak
Cedric… zginąć… a wtedy kto tu
będzie, gdy… - urwał, nie chcąc powiedzieć tych słów na głos – kto będzie ze mną? Nikt – już i tak
powiedział zbyt wiele, wściekając się jak mała dziewczynka. Odwrócił się,
ukrywając piekącą twarz.
Potem
poczuł dotknięcie w ramię.
-
Harry.
Uparcie
pozostawiał twarz odwróconą w stronę ściany. Żałował, że nie może zmienić się
we Freedoma, bo jastrząb nie mógł się rumienić.
-
Harry, spójrz na mnie.
Uparcie
potrząsnął głową.
-
Nie. Wiem, co powiesz. Że jestem głupi, dramatyzuję, jestem dziwakiem i
powinienem pilnować własnych spraw. Że możesz o siebie zadbać. – Popatrzył na
swoje buty, a jego żołądek wzburzył się. – Więc dawaj. Powiedz to. Wiem, że
chcesz.
Nagle
poczuł, że jego podbródek zostaje pochwycony w mocnym uścisku.
-
Harry Jamesie Potterze, natychmiast na mnie spójrz.
Zielone
oczy wypełnione niepewnością i obawą napotkały te koloru onyksu.
-
Przepraszam – wymamrotał.
-
Dlaczego przepraszasz?
-
Ponieważ zachowuję się jak głupek. Nie wiem.
-
Nie jak głupek. Zachowujesz się jak… osoba zaniepokojona o dobro swojego
mentora. Dziękuję. – Severus urwał, po czym kontynuował. – Nie jest to coś, do
czego jestem przyzwyczajony… ale nigdy nie nazwę cię głupim. Albo
dramatyzującym. Może nieco… niezrównoważonym – droczył się, po czym niepewnie
potargał włosy chłopaka.
-
Niezrównoważonym? Sądzisz, że jestem szalony?
-
Ja… żartowałem, Harry.
-
Masz poczucie humoru? – Harry uśmiechnął się nieco złośliwie.
-
Czasami się zapominam.
Wbrew
sobie, Harry zdołał się uśmiechnąć.
-
Zabawne, Sev.
-
A teraz, o co ci chodziło z tym komentarzem o połączeniu między tobą a Jego
Mrocznością?
Harry
poruszył się lekko. Penetrujące spojrzenie Snape’a było nieco wytrącające z
równowagi.
-
Uch… cóż, nie do końca wiem, jak to wyjaśnić.
-
Ogólnie najlepiej jest zacząć od początku – zasugerował Severus, puszczając
podbródek chłopaka.
-
Umm… dobrze. Myślę, że to zaczęło się tej nocy… tej nocy na cmentarzu… po
morderstwie Cedrica… i po tym, jak Pettigrew zabrał moją krew do rytuału… - Harry
wziął głęboki oddech, po czym zaczął opowiadać Severusowi o snach, które miał
od tamtej nocy, sny, w których Voldemort mówił do swoich śmierciożerców,
torturował ich albo gładził głowę gigantycznego węża, Nagini. – … czasami, gdy
jest zły… mogę to poczuć… boli mnie blizna… tak jak dzisiaj w nocy. Obudziłem
się i bolała… i byłem… przestraszony… - wyszeptał tak cicho, że Severus ledwie
go usłyszał.
Mistrz
Eliksirów przygryzł mocno wargę, ponieważ był zły, że Harry czekał tak długo,
by poinformować go o tym dziwnym połączeniu między nim a mrocznym czarodziejem.
Ale wiedział, że jeśli teraz warknie na chłopca, zniszczy to kruche zaufanie,
które się między nimi utworzyło. A, ku jego zaskoczeniu, nie chciał, by to się
stało. Zaniepokojenie Harry’ego było jawne i szczere, i odkrył, że mu się to
podoba. Przypominało mu to o sposobie, w jaki Lily kiedyś karciła go za
spędzanie tylu godzin na nauce zamiast na spaniu odpowiedniej ilości godzin.
-
To zrozumiałe – powiedział spokojnie. – Jednakże, żałuję, że nie powiedziałeś
mi wcześniej o tym połączeniu, Harry. Nie powinieneś ukrywać przede mną czegoś
tak ważnego – zbeształ stanowczo.
-
Ja… nie chciałem, żebyś wiedział. – Harry zawiesił głowę. – Nie znoszę uczucia
jego obecności w mojej głowie, Severusie. Poza tym, co możesz z tym zrobić?
Zamknąć mnie na oddziale zamkniętym? To się robi z szaleńcami.
-
Nie. Mogę nauczyć cię oklumencji
-
Ale powiedziałeś, że chcesz, żebym skoncentrował się na eliksirach i tego typu
rzeczach.
-
To było przed tym, jak dowiedziałem się, że masz sny i uczucia cholernego
Czarnego Pana w swoim umyśle, młody człowieku. Gdybyś wcześniej poinformował
mnie o tym małym szczególe, wtedy próbowałbym cię tego nauczyć.
-
Przepraszam.
-
Przestań przepraszać, dobra? – powiedział szorstko. – Nie zamierzam cię sprać
za ten błąd, do teraz powinieneś to wiedzieć.
-
Dlaczego nie? Ponownie schrzaniłem.
-
Przestań. Użalasz się nad sobą, a tego nie
będę tolerować. Wszyscy robimy błędy, Harry. Sztuką jest je pamiętać, uczyć się
z nich i miejmy nadzieję ich nie powtarzać. – Severus odchrząknął. – Czy wciąż
boli cię blizna.
Harry
niechętnie skinął głową.
Severus
podłożył dwa palce pod jego podbródek i uniósł głowę chłopca, żeby móc zbadać
bliznę. Łagodnie odgarnął włosy z czoła chłopca i zobaczył, że blizna jest zaczerwieniona
i obrzęknięta. Ostrożnie dotknął jej i zapytał:
-
Boli?
Harry
wzdrygnął się.
-
Może… trochę. Ale nie za mocno – dodał szybko, żeby Snape nie pomyślał, że jest
mięczakiem. – Jest tylko wrażliwa.
Severus
posłał mu wszystkowiedzące spojrzenie. Potem przywołał maść znieczulającą i
zaaplikował ją na miejsce w kształcie błyskawicy. Wtedy nieco napięcia zeszło z
chłopca.
-
I jak?
-
Lepiej. Dzięki.
Severus
otarł dłoń w ubranie.
-
Opowiedz mi o dzisiejszym śnie, Harry. Widziałeś w nim Czarnego Pana? I mnie,
jak zakładam?
-
Tak – Szybko zrelacjonował sen. – I to się stało. To nie był… sen.
-
Nie. A to oznacza, że wasze… połączenie robi się silniejsze. Musisz być
ostrożny, Harry. To może działać w obie strony. To dlatego muszę nauczyć cię
oklumencji. Żebyś mógł zamknąć przed nim swój umysł i vice versa. Ale teraz cię
ostrzegę, trudno to opanować. To zajmie wiele pracy.
-
Nie obchodzi mnie to. Zrobię to.
-
Cóż, jesteś zbyt zmęczony, by teraz zacząć, więc może zasugeruję, że poczekamy
do poniedziałkowego wieczora? Póki co dam ci eliksir bezsennego snu i muszę ci
powiedzieć, że pierwsze kroki w wyuczeniu się oklumencji jest nauczenie się,
jak oczyszczać umysł.
-
Oczyszczać umysł? Huh? Nie rozumiem.
-
To czynienie umysłu pustym, żeby nic się z niego nie dało dowiedzieć –
powiedział cicho Severus, mając nadzieję, że robi dobrze. Trudno było nauczyć
czegoś, co on potrafił instynktownie. To było jak nauczenie kota szczekać – nie
miał pojęcia, jak ująć to, co zrobił w kroki.
-
Dobra, spróbuję.
-
Dobrze. – Snape machnął różdżką i przywołał z prywatnych zbiorów fiolkę
eliksiru bezsennego snu o kolorze lawendowym. – Weź go i wracaj do dormitorium,
Harry. Będziesz spał spokojnie, a po jutrzejszych zajęciach możemy popracować
nad warzeniem go albo może mikstury uspokajającej.
Harry
wziął eliksir.
-
W porządku. Przepraszam, że zachowywałem się jak…
-
Jeśli jeszcze raz przeprosisz, dziecko, przysięgam, że porządnie cię pacnę –
zagroził. – Nie masz za co przepraszać. Co powiedziałem ci o proszeniu o pomoc?
-
Że… to jest w porządku.
-
Tak i zawsze tak będzie. A teraz idź do łóżka. Ponieważ jeśli zaśpisz jutro
rano, dam ci szlaban, jak tylko obrócisz głowę.
-
Tak jest. – Odwrócił się, by wyjść, po czym dodał przez ramię: – Ale skąd
będziesz wiedzieć? Nie mam jutro z tobą zajęć.
-
Mam swoje sposoby, niereformowalny pisklaku. – Posłał chłopcu drwiące
spojrzenie. – Łóżko, panie Potter. Albo może zaniosę cię tam i włożę go tego
łóżka?
-
Nie! – krzyknął przerażony Harry. Potem wystrzelił do drzwi, więc przegapił
chytry chichot mentora.
Naprawdę, Harry, musisz
wykształcić poczucie humoru.
och wspaniały rozdział właśnie na to czekałam relacje niecierpliwie czekam na kolejny rozdział życzę zdrowia czasu na tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział wspaniałej historii, za którą jako czytelnik bardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńMuszę jednak zauważyć, że wkradła się w niego zabawna literówka:
"- Profesor Snape ma rację, Harry – powiedziała McGonagall, kładąc uspokajająco słoń na jego ramieniu."
Życzę dużo weny.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, program mentorski cudownie będą spędzać mnóstwo czasu razem, Severus zmienił się jest milszy, cierpliwy i troszczy się naprawdę, chce zatroszczyć się o Harrego... i żartuje no pięknie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia