Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

czwartek, 27 czerwca 2019

ZS - Rozdział 25 – Odpoczynek dla starych upiorów



Oklumencja, dzień 1:
- To nie działa! – krzyknął wściekle Harry, sfrustrowany.
- Spróbuj ponownie – nakazał Snape tym nieugiętym tonem. – Weź głęboki oddech i oczyść umysł.
Snape próbował nauczyć Harry’ego podstaw oklumencji przez niemal dwie godziny, ale dotychczas Harry nauczył się tylko, jak sfrustrować się tak mocno, by dostać bólu głowy. Pomimo zachęt profesora, poległ w oczyszczaniu umysłu lub blokowaniu mentalnych penetracji Snape’a, a teraz za każdym razem, gdy Snape wypowiadał słowo „Legilimens!” wzdrygał się mentalnie.
Póki co Snape zdołał zobaczyć kilka z jego najwcześniejszych wspomnień – jego stojącego w kącie, obserwującego, jak trzy letni Dudley otwiera dwadzieścia prezentów i zjada ciasto urodzinowe i kolejne, gdy obserwował Dudleya jeżdżącego na nowym rowerze, podczas gdy on miał pielić ogród, a ostatnie, gdy buldog Marge, Majcher, ścigał go aż na drzewo.
- Nie widzisz? Próbuję. To… zwyczajnie… nie… działa! – Harry zagryzł wargę, a jego oddech wychodził z jego ust w wyczerpanych sapnięciach.
- Przestań. Za bardzo się ekscytujesz. Musisz być spokojny podczas oklumencji.
- To niemożliwe! – burknął chłopak. – Może ty coś robisz źle.
Severus zacisnął zęby. Nie pomogło to, że w głębi serca, obawiał się, że twierdzenie Harry’ego jest prawdziwe. Snuł się w ciemności, starając się nauczyć czegoś, co dla niego było tak instynktowne jak oddychanie. Nie musiał myśleć, jak używać oklumencji, zwyczajnie to robił. Ale słuchając, jak Harry tak go krytykuje, zwłaszcza, że starał się jak mógł, rozpaliło jego gniew.
- Wstań – rozkazał, opierając się impulsowi zrzucenia chłopca szarpnięciem z krzesła.
Harry wstał.
- Po co?
Severus wziął krzesło i ustawił je w kącie.
- Usiądź tu.
- Co? Czy ty… sadzasz mnie w kącie? Severusie, nie mam pięciu lat, na litość Merlina!
Severus położył dłonie na biodrach.
- Pamiętasz Artykuły Mentorów, młody człowieku? Zgodziłeś się tolerować moje instrukcje. A teraz idź i usiądź.
Zaciskając szczękę, Harry pomaszerował do krzesła twarzą do ściany i praktycznie rzucił się na nie. To było po prostu… cholernie upokarzające! Jak karanie go niczym małe dziecko nauczy go oklumencji?
Snape podszedł i położył mu łagodnie ręce na ramionach.
- No już, panie Potter. Proszę wziąć głęboki oddech i popatrzeć w ścianę. Nie myśl o niczym poza ścianą. Niech ściana wypełni twój umysł. Oddychaj… wdech i wydech… Spójrz na cegły w ścianach… Stań się ścianą, Harry… Nie istnieje nic poza ścianą…
Harry starał się zrobić to, co Severus nakazał, patrząc w ścianę, póki nie zapamiętał wzoru kamieni na niej, a potem poczuł, że zaczyna odpływać, głos Severusa był tak cichy… niemal hipnotyzujący… pociągał go w dół mglistego tunelu…
- Oddychaj… raz, dwa, trzy…
Harry odetchnął…. a ściana urosła w jego umyśle… po czym poczuł kujący ból w lewej skroni i podskoczył.
- Jasna cholera! – przeklął.
- Tym razem prawie ci się udało. Co się stało? – zapytał Severus, czując się zirytowany tym niewielkim postępem.
Harry nieobecnie potarł skroń.
- Nic. Boli mnie głowa.
- Gdzie? Potrzebujesz lek przeciwbólowy?
- Nie. Sprawia, że wszystko jest rozmazane.
- To typowy efekt uboczny – westchnął Severus. – Gdzie cię boli?
- Po lewej stronie. Dlaczego?
Severus położył dłonie na skroniach Harry’ego.
- Hej, co robisz? – zaskomlał, gdy Snape zaczął masować.
- Siedź nieruchomo, proszę. Odchyl głowę i spróbuj się odprężyć. Jesteś zbyt spięty, nic dziwnego, że nie możesz oczyścić umysłu.
Nieprzywykły do tego, by dorosły dotykał go w taki sposób, Harry zesztywniał. Ale Severus nie przestawał masować i stopniowo monotonny łagodny jednak stanowczy ruch spowodował, że Harry mimowolnie się odprężył.
Severus kontynuował masaż przez kolejne pięć czy sześć minut, po czym zapytał:
- Jak się teraz czujesz?
- Dobrze. Już zniknęło.
Dłonie powróciły na jego ramiona.
- Teraz zacznijmy od początku. Spójrz w ścianę.
Harry spróbował ponownie, skupiając się na ścianie, ale z jakiegoś powodu nie mógł się skoncentrować, a ściana zniknęła z jego świadomości, gdy Severus rzucił na niego zaklęcie Legilimens.
W ciągu dwóch minut Severus dostał się do jego głowy i zobaczył wspomnienie, jak Dudley wpycha jego głowę do toalety w szkole podstawowej.
Nie! Nie to wspomnienie! Wynoś się z mojej głowy!
Uderzył głową o białą mgłę, która była Severusem i nagle mgła wycofała się i Harry zamrugał, sapiąc i pocierając oczy.
- Nieźle. Ogłuszyłeś mnie po kilku chwilach, ale w pierwszej kolejności nie powinieneś był mnie dopuszczać do środka. Co się stało z ścianą, Harry?
- Skąd do cholery miałbym wiedzieć? – zapytał chmurnie nastolatek.
- Pilnuj języka, młody człowieku – zbeształ Snape, a teraz w jego tonie był gniew. – Nie będę tolerował takiego odzywania się do mnie. Przeklnij przy mnie ponownie, a wymyję ci usta kostką mydła.
- Nie… nie zrobiłbyś tego!
- Sprawdź i się dowiedz.
Harry odwrócił głowę, żeby spojrzeć drugiemu w oczy i zbladł, gdy zobaczył wyraz twarzy swojego mentora.
- W porządku. Teraz ci wierzę – wymamrotał. – Wybacz. To się więcej nie stanie. – Ostatnim razem, mógł sobie przypomnieć, jak umyto mu usta mydłem, gdy miał sześć lat i nazwał Dudleya „cholernym pieprzonym wielorybem z piekła rodem”. Petunia nie była rozbawiona.
Severus westchnął głęboko, bo teraz to on dorobił się bólu głowy.
- Próbujmy jeszcze raz, panie Potter.
Ale im bardziej Harry próbował, tym gorzej mu szło, póki nie poczuł się tak, jakby chciał uderzyć głową w ścianę i był niemal pewny, że Severus też tego chce.
- Nie rozumiem, dlaczego nie umiem tego zrobić!
- Może to w tobie jest problem. Zbyt mocno się starasz. Może zrobimy sobie przerwę? Idź się przejść?
- A mogę iść polatać? Znaczy jako Freedom? Proszę? – namawiał Harry. – To odpręży mnie lepiej niż cokolwiek innego, Sev.
Severus rozważył to. Chłopak naprawdę się starał, rozmyślał. To dlatego było to dla nich obu frustrujące, kiedy zdawał się nie chwytać pojęć, które Snape znał instynktownie. Może błędem było próbować nauczyć chłopca tej zagubionej sztuki? Mistrz Eliksirów naburmuszył się. Nie, Harry musiał się tego nauczyć. I Severus był jedyną osobą, która mogła go tego nauczyć, ponieważ dyrektor był nieobecny.
- W porządku. Ale tylko przez godzinę, pamiętaj. Zapoluj, polataj, a potem wracaj, gdy zagwiżdżę. Zgoda?
- Zgoda. Dziękuję, profesorze!
Harry wystrzelił z krzesła tak szybko, że można by pomyśleć, że jego pośladki zapłonęły.
W ciągu dwóch mrugnięć oka z błyskiem zmienił się w animagiczną formę i wleciał na ramię Snape’a. Uważał, by chwycić tkaninę delikatnie, żeby nie zranić Mistrza Eliksirów.
Severus wyszedł ze swojego biura i ruszył korytarzem, a Freedom radośnie kiwał głową w rytm kroków Severusa. Profesor prześlizgnął się sekretnym korytarzem i przeszedł przez trawnik, po czym zatrzymał się i pozwolił Freedomowi wystartować z jego ramienia w powietrze.
Severus obserwował, jak jastrząb wzlatuje spiralą w górę, póki nie stał się tylko plamką na zmierzchającym niebie. W oczach czarodzieja pojawiła się pełna zadumy tęsknota, gdy jastrząb odleciał w powietrze. Jak by to było latać, nie na miotle, ale dzięki skrzydłom? Jak prawdziwy pan przestworzy? Jak by było stać się jastrzębiem?
Nigdy nie miałem czasu poszukać swojej animagicznej formy… a teraz mam nawet jeszcze mniej czasu, ale może któregoś dnia… mógłbym to przebadać. Oczywiście, nie ma gwarancji, że moją animagiczną formą będzie ptak. Nie ma się wyboru. Forma jest czymś, co wybiera dla ciebie magia i nikt nie wie, dlaczego i jak się to decyduje. Może ma to coś wspólnego z wewnętrznym duchem albo duszą – rozmyślał Severus, przechadzając się po błoniach. Świeże powietrze i ćwiczenia pomogły mu rozproszyć ból głowy i rozprostować nogi, gdy schodził szybko znajomą brukowaną ścieżką do chatki Hagrida, gdzie zobaczył Crabbe’a, próbującego umyć Kła.
- Nie ruszaj się, ty duży głupku – powiedział chłopak, mocując się z wielkim ogarem, by utrzymać go w bali z wodą i pianą. Kieł zaszczekał i zawył, starając się wyślizgnąć, a chłopak, pomimo swoich wielkich rozmiarów, musiał się namęczyć, by utrzymać psa w wannie.
- Ach, bądź dobrym pieskiem, dobra? – jęknął Crabbe, pociągając Kła z powrotem w dół. – Siad, wielki wałkoniu!
Kieł liznął chłopaka po całej twarzy, a Crabbe zadławił się.
- Pfff! Jesteś takim głupim… ohydnym… psem! Wiesz o tym, prawda? – skarcił, ale szczerzył się do wielkiego psa, nawet jeśli Kieł pokrył mydlinami i ślinom całe jego buty.
Severus stłumił uśmiech – rzadko widywał któregoś ze swoich Ślizgonów tak zadowolonego i, cóż, szczęśliwego. Większość zbyt naciskała na siebie, by odnieść sukces i rzadko znajdowała czas na relaks. Wyraźnie program mentorski Minervy był dobry dla wszystkich zaangażowanych.
- Hej, Vince, prawie skończyłeś, co? Zrobiłem herbaty! – ryknął Hagrid, wystawiając głowę przez okno.
- Prawie, proszę pana! Muszę go tylko opłukać! – odkrzyknął Crabbe, po czym odwrócił się do psa i powiedział: - A teraz się zachowuj, psiaku, i zostań! – Przytrzymał dłoń przed pyskiem psa. – Kieł, zostań! Albo przykleję cię zaklęciem przylepca do wanny, słyszysz?
Pies zaszczekał, merdając ogonem.
Potem Crabbe wskazał w niego różdżką, z której wystrzelił strumień wody i starannie zmył mydło z wielkiego ogara. Kieł zatrząsł się i Crabbe uniósł ramię, by ochronić twarz.
- Whoa! Spokojnie! To nie ja tu potrzebuje kąpieli!
- Jakieś problemy, Crabbe? – zaszydził Malfoy, podchodząc do psa i Ślizgona od strony boiska Quidditcha.
- Nie, po prostu próbuje się wysuszyć, to wszystko – wyjaśnił Crabbe, ocierając oczy.
- To właśnie oznaczają te tak zwane praktyki? Zostałeś… fryzjerem dla zwierząt, Crabbe? – parsknął Malfoy. – Co za krok w dorosły świat.
Kieł ponownie zaszczekał, ale tym razem nie brzmiał tak przyjaźnie.
Crabbe usunął wodę i zagwizdał. Pies gończy podszedł do niego, a chłopak wymówił zaklęcie suszące. Kieł zatrząsł ponownie ciałem, po czym podszedł spokojnie na ganek i położył się, nieprzyjaźnie zawijając wargę w kierunku Malfoya.
- Czego chcesz, Draco? – zapytał krótko Crabbe. – Jestem jakby zajęty, jakbyś nie zauważył.
Malfoy roześmiał się.
- Och, zauważyłem, tak. Kąpiel psa musi być ogromem pracy. Co jeszcze robisz, Vince? Usuwasz kleszcze? Czyścisz zagrody testrali? Karmisz kurczaki? Wiesz, Vince, kiedy byłem zmuszony tu pracować, myślałem, że to wygląda jak praca na mugolskiej farmie. Moja posiadłość graniczy z farmą i czasami widziałem, jak mugole wstają o świcie i przerzucają gnój. Też to robisz, Vince?
- A jeśli tak? Co wtedy? Zwierzęta potrzebują czystości, dokładnie jak ludzie.
Draco przewrócił oczami.
- Jesteś tak tępy! Nie mogę uwierzyć, że ty chcesz to robić. To takie nudne i bezużyteczne.
- Nie dla mnie. Do zobaczenia później, Malfoy – powiedział ostro Crabbe, po czym odwrócił się i wszedł do chatki, zostawiając gapiącego się na niego Malfoya za sobą.
Gdy Malfoy odwrócił się, by iść w stronę zamku, Severus wszedł na ścieżkę.
- Panie Malfoy, proszę na słówko.
Malfoy spojrzał na niego.
- Profesorze! Nie widziałem pana!
- Nie, ponieważ był pan zbyt zajęty drwieniem z własnego współdomownika – zaczął Mistrz Eliksirów.
Blondyn zbladł, zdając sobie sprawę, że Snape wszystko podsłuchał.
- Umm… cóż, proszę pana, ja tylko… dawałem Vince’owi rady…
Jedna brew uniosła się.
- Kłamstwo do pana nie pasuje, panie Malfoy.
Draco przełknął.
- Ja nie… nie kłamię, profesorze. Naprawdę. Sądzę tylko, że Vince… marnuje czas i talent służąc temu prostakowi, Hagridowi. Znaczy, on zna się tylko na zwierzakach i polowaniu, więc jak to pomoże Vince’owi, gdy skończy szkołę?
- Nie byłem świadom, Malfoy, że to twoja sprawa, co pan Crabbe będzie robił po skończeniu Hogwartu. Nie powinien pan też wyśmiewać innego ucznia, zwłaszcza nie członka własnego Domu. Jaka jest pierwsza zasada Domu Slytherina?
Malfoy pokręcił się.
- Przedstawiać… zjednoczony front, proszę pana.
- Dokładnie. A nazwałby pan to, co pan zrobił w taki sposób?
- Nie, profesorze.
- I na przyszłość, nie będziesz mówił bez szacunku o nauczycielu, Malfoy. Nie obchodzi mnie, co osobiście sądzisz o nim albo jego generalnych metodach nauczania, będziesz uważać na to, co mówisz, Malfoy, albo w innym wypadku skończysz na skrobaniu dormitoriów swojego Domu gołymi rękami i na kolanach, aż do następnego roku – syknął Snape, a jego oczy rozbłysły. – Czy wyrażam się jasno?
- Tak, proszę pana.
- Dobrze. Wracaj do pokoju wspólnego, Malfoy, i chcę esej na dwie stopy na temat szacunku do nauczyciela i innych uczniów. Na dziś wieczór.
- Ale… ale… profesorze…!
- Spokój, młody człowieku, czy może zmienić na cztery? – zagroził jedwabiście Snape.
Malfoy potrząsnął głową i wbiegł po ścieżce.
Severus westchnął. Miał nadzieję, że jego szlaban wybił nieco arogancji z blondyna, ale najwyraźniej nie.
Ale mu powiedziałeś, co, Severusie?
Profesor uniósł wzrok w kierunku cichego okrzyku i zobaczył krążącego nad nim leniwie Freedoma.
Snape sprawdził zegarek i dostrzegł, że Freedom wciąż ma jakieś piętnaście minut, więc odprawił go machnięciem dłoni.
Freedom zaskrzeczał cicho, po czym odwrócił się na piecie i skierował w na lewo w stronę jeziora. Czasami gniazdowały tam kaczki, a znów był głodny. Latanie zawsze pobudzało jego apetyt.
Gdy prześlizgnął się nad Czarnym Jeziorem, jego wzrok drapieżnika padł na sitowia i Freedom pomyślał, jak bardzo kocha takie latanie, wnoszenie wysoko nad światem, tuż nad wiatrem. Tęsknił za możliwością latania, bo jako jastrząb był jednością z wiatrem i nic, nawet latanie na miotle, nie mogło się z tym równać.
Zawisł, a potem jego spojrzenie złapało błysk ruchu.
Natychmiast został ostrzeżony, jego wszystkie mięśnie zadrgały w przejęciu.
Tam! Nieostrożna karolinka właśnie wyłoniła się z buszu i dreptała w kierunku wody, nieświadoma jastrzębia nad sobą.
Freedom zrobił kółko, po czym poczekał, aż kaczka znajdzie się tuż nad linią brzegu, po czym zanurkował.
Kaczka próbowała odlecieć, ale ledwie rozpostarła skrzydła, a Freedom już na niej był, łamiąc jej szyję jednym porządnym ruchem.
Jastrząb wydał z siebie ciche kree-aaa! tryumfu, nim zgiął szyję i zaczął jeść.
Początkowo Freedom nie był pewny, czy był w stanie zjeść kaczkę, ale potem instynkt przejął kontrolę i odkrył, że jest w stanie cieszyć się swoją zdobyczą tak teraz, jak wcześniej przed rozpoznaniem swojej tożsamości. Dla jastrzębia, jedzenie było jedzeniem, a kaczka była pyszna.
Severus widział, jak Freedom nurkuje i łapie kaczkę, i pozwolił ani magowi dokończyć przekąskę nim go przywołał gwizdnięciem.
Ku jego zaskoczeniu, jastrząb wrócił natychmiastowo, siadając na jego ramieniu i ośmielając się skubać jego włosy!
- Przestań! Bo przywołam szczotkę i wezmę się za to okropne kompromitujące coś, co ty nazywasz włosami.
Freedom zaskrzeczał z oburzeniem.
Ach, to cios poniżej pasa, Severusie!
Ale szybko przestał skubać, natychmiast siadając dumnie jak w egipskich rzeźbach sokoli bożek, Horus.
Snape poczekał, aż znajdą się w szkole, po czym nakazał Freedomowi zmienić się z powrotem.
Harry stanął przed nim z pytającym wyrazem twarzy.
- Będziemy teraz kontynuować lekcję?
- Nie. Sądzę, że lepiej jak poćwiczysz techniki oddechowe i poczekamy do następnego poniedziałku, żeby wznowić lekcje. Póki co może dokończysz zadania domowe, a potem się pouczysz na swoje SUMy?
Harry jęknął – wydawało się, że ostatnio tylko robił zadania i uczył się. Ale Severus obmyślił harmonogram, według którego uczył się godzinę do dwóch i robił zadania przez ostatnią godzinę wieczorem przed pójściem do łóżka.
- Opętany zadaniami nietoperz – wymamrotał pod nosem.
A przynajmniej myślał, że tak zrobił, póki nie poczuł dłoń Snape’a opuszczoną na jego ramię.
- Przepraszam? Czy usłyszałem, że pewien praktykant zgłosił się do szorowania łazienkę opętanego nietoperza szczoteczką przed pójściem dzisiaj spać?
- Nie… przepraszam, profesorze Snape.
- Tak myślałem. Zadanie, panie Potter.
Harry wszedł do kwater Mistrza Eliksirów, zastanawiając się, czy inni praktykanci mają takie same problemy ze swoimi mentorami?

Oklumencja, dzień 2:
Tego wieczora Harry wszedł do gabinetu Snape’a czując się zarumieniony i radosny. Gryffindor wygrał nieoficjalny mecz przeciwko Ślizgonom i Harry w końcu starł ten chełpliwy uśmieszek z twarzy Malfoya. Wczorajszego ranka miał również wspaniałą lekcję z McGonagall i pozwolono mu stać się Freedomem przez niemal całe półtorej godziny. McGonagall powiedziała mu również, że jest zadowolona z tego, jak dobrze jest w stanie się przemieniać między formą jastrzębia a ludzką i że ostatecznie, kiedy nauczy się przywoływać jastrzębią stronę swojej natury w ludzkiej postaci, będzie mógł również rozwinąć umiejętność rozumienia i rozmawiania z ptakami.
Harry był uszczęśliwiony. To było jak posiadanie nieograniczonego eliksiru jastrzębiej mowy, tylko lepszego. Właśnie wrócił z Sowiarni, gdzie gładził Hedwigę, opowiadał jej o swoim dniu i karmił ją przysmakami. Jego sowa śnieżna łagodnie przeczesała jego włosy i nie przygryzła jego ucha zbyt mocno za nie odwiedzanie jej przez trzy dni. Wydawała się zachwycona, że otrzymał odpowiednie instrukcje co do swojej animagicznej formy i skubnęła go z miłością na pożegnanie, gdy wychodził.
Zapukał w drzwi gabinetu Snape’a, nim pozwolono mu wejść.
- Profesorze? Zebrałem pióra, które pan potrzebuje do eliksiru lekkości – ogłosił Harry, podając Mistrzowi Eliksirów małą saszetkę pełną sowich piór, które były głównym powodem jego odwiedzin w Sowiarni, poza spędzeniem czasu ze swoją sową.
- Bardzo dobrze. Połóż je tam. – Severus machnął ręką w stronę rogu biurka.
Harry wykonał polecenie, po czym stanął z rękami w kieszeni, czekając, by zobaczyć, co Severus zaplanował na dzisiejszy wieczór.
Jego mentor obszedł biurko i ustawił dwa krzesła do siebie, całkiem blisko.
- Proszę usiąść, panie Potter.
Harry wykonał polecenie, zauważając cierpko, że kiedy Severus był w swoim trybie nauczyciela, ponownie przechodził na „pana Pottera”. Podejrzewał, że to był sposób Snape’a na zachowanie profesjonalnej postawy.
Severus usiadł na krześle naprzeciwko – siedzieli tak blisko, że ich kolana ocierały się o siebie.
- Zdecydowałem spróbować czegoś innego niż wczoraj. Coś, co może pomóc ci skupić się nieco lepiej, a jest to stara technika używana do skupienia podczas medytacji czy hipnozy. – Wysilał mózg, starając się znaleźć alternatywę, by pomóc Harry’emu, jak nauczyć się oczyszczać umysł i w końcu złożył wizytę w najbliższej publicznej bibliotece, poczytał i zrobił notatki z kilku książek o medytacji i hipnozie. – Spróbujemy policzyć oddechy i nauczyć się odpowiedniego oddychania. Gotowy?
- Tak, proszę pana.
- Dobrze. Najpierw chcę, żebyś zamknął oczy. Pomyśl o czymś przyjemnym, słonecznym dniu, chmurach, czymś, co uznajesz za odprężające. Umieść ten obraz w swoim umyśle. Masz?
Harry skinął głową. Bycie Freedomem i latanie nad prądami wietrznymi czystego, niebieskiego nieba było najbardziej odprężającą rzeczą, jaką mógł wymyślić.
- Dobrze. A teraz chcę, żebyś wdychał powietrze delikatnie, przez nos, a wydychał ustami.
Harry wykonał polecenie.
- To jest jeden oddech. Teraz jeszcze raz, tylko tym razem, wstrzymaj oddech na pięć sekund. Będę liczył.
Harry wciągnął oddech i przytrzymał, podczas gdy Snape liczył.
- Wydech. To był drugi. Zrobimy dziesięć takich oddechów. Jeszcze raz.
Nim ukończyli wszystkie oddechy, Harry czuł się bardzo odprężony i śpiący.
- Proszę otworzyć oczy, panie Potter.
Harry niechętnie uniósł powieki.
- Jesteś spokojny?
- Tak sądzę. Czuję się jakby senny, profesorze.
- Tak jak powinieneś. Teraz połóż dłoń na klatce piersiowej, na swoje serce – polecił Snape.
Harry położył dłoń na sercu.
- Co teraz?
- Poczuł bicie swojego serca. Poczuj sposób, w jaki bije… równy i powolny… A teraz drugą dłoń połóż na mojej piersi na serce.
Harry ostrożnie wyciągnął dłoń i położył ją na piersi Snape’a. Severus nieznacznie przesunął ją, póki nie mógł wyczuć bicia serca swojego mentora pod czarnymi szatami. Bu-bum. Bu-bum.
- Okej. To jest… dziwne.
- Będzie jeszcze dziwniej. Teraz będę oddychał i chcę, żebyś poczuł, jak moja klatka piersiowa unosi się i opada.
Profesor zrobił wdech i wydech, a Harry mógł poczuć sposób, w jaki jego pierś unosi się i opada w równym rytmie. Severus powtórzył to kilka razy, po czym nakazał Harry’emu również oddychać.
- Zobaczymy, czy dasz radę dopasować nasze oddechy. Razem. Raz. Dwa. Trzy. Oddychaj.
Początkowo próba oddychania równocześnie była dziwna. Harry czuł dziwaczną chęć chichotania histerycznie, po tym, jak wyobraził sobie twarz Rona, gdyby ten wiedział, że Harry spędza czas ze Snapem na uczeniu się, jak razem oddychać. Ale zdołał wyciszyć to pragnienie. Nie myśl o tym, Harry. Tylko oddychaj. Wdech i wydech. Oddychaj jak Severus.
- Bardzo dobrze. Czujesz, jak oddychanie zwolniło tępo bicia twojego serca? Tego właśnie chcesz. Chcę, żeby wszedł w stan spokoju, powinieneś czuć się odprężony, nawet nieco śpiący, a w twoim umyśle nie powinno być nic poza ścianą, w którą wczoraj patrzyłeś. Skup się na ścianie, Harry. Stań się nią.
Głos Severusa stał się głębszy, miękki i zachęcający, hipnotyzujący w swojej intensywności.
Harry pozwolił mu się obmyć i ponieść go wzdłuż mglistego tunelu za ścianę. Tu jestem bezpieczny. Nic nie może mnie skrzywdzić. Nikt mnie nie znajdzie. Jestem bezpieczny.
Severus był pewny, że chłopiec jest teraz w transie, więc delikatnie dotknął czubkiem różdżki skroni Harry’ego.
- Legilimens.
Umysł Snape’a napotkał pustą ścianę. Badał ją, najpierw delikatnie, potem nieco mocniej. Ściana trzymała, mógł tylko dostrzec powierzchowne myśli. Dobrze. W ten sposób bariery powinny wyglądać na pierwszy rzut oka. A teraz pchnijmy nieco, sprawdzimy słabości.
Harry czuł, jak drugi czarodziej testuje wzniesioną ścianę i natychmiast odsunął się, zamiast pozostać biernym. To był błąd. Ściana napięła się i wystarczyło, że Severus ją trącił, by upadła i ponownie znalazł się we wspomnieniach Harry’ego.
Harry próbował odbudować ścianę, ale był zbyt zdenerwowany i cały spokój mu się wymknął.
Po raz kolejny był na cmentarzu w Little Hangleton, a Cedric upadał… lądując na ziemi z cichym hukiem tuż przed jego butami, nigdy więcej już nie wstając.
Nie! NIE! NIEEEE! Cedric!
Krzyczał, albo myślał, że krzyczy i mógł usłyszeć skądś kpiący śmiech, gdy Glizdogon chwycił go i pchnął na nagrobek, wiążąc magicznymi sznurami.
Szarpał się na próżno.
Został ustawiony przed nim kociołek, dymiący i bulgoczący z jakimś obrzydliwym wywarem, i chłopak wykręcił się, zdesperowany, by uciec…
- Nie! Nie chcę ponownie tego widzieć! Nie znowu! – krzyknął. Wynoś się z mojej głowy, Snape! Wynoś się! JUŻ!
Nagle znalazł się z powrotem w biurze, stojąc z różdżką wyciągniętą i dzikimi oczami.
Severus potrząsał dłonią z lekkim bólem na twarzy. W dłoni miał różdżkę, ale nie skierowaną w jego stronę.
- Panie Potter… Harry… uspokój się… - Wyciągnął dłoń, by dotknąć chłopca, ale Harry odskoczył, jakby Severus był Czarnym Panem.
- Nie… nie dotykaj mnie! Już nie chcę się uczyć oklumencji, jeśli to masz widzieć w mojej głowie…
- Harry, to co się stało tamtej nocy na cmentarzu nie było twoją winą…
- NIE! Nie chcę o tym mówić!
- Wiem, że nie, ale musisz… albo nigdy nie opanujesz oklumencji. A nie uczenie się jej nie jest opcją. Jeśli Czarny Pan kiedykolwiek dowie się o twoim słabym punkcie…
Harry ponownie mu przerwał.
- Nie obchodzi mnie to! Może iść się pieprzyć! Nie potrzebuję o tym rozmawiać. Chcę to tylko zapomnieć… zapomnieć o tym… po prostu… zostaw mnie w spokoju!
Nim Severus mógł coś więcej powiedzieć, Harry obrócił się na pięcie i wystrzelił z biura.
- Potter! Wracaj tu!
Harry zignorował go, nie przestając biec. W jego żołądku pojawiło się mdlące uczucie, a pierś zacisnęła się, gdy przypomniał sobie ten okropny wieczór… Nie, nie będzie o tym myślał. Nie będzie. Musiał się oddalić, uciec…
- Potter, chodź tu!
To była ostatnia rzecz, jakiej chciał.
Nim o tym pomyślał, na jego skórze pojawiły się pióra i wystrzelił w powietrze.
Jak brązowo-czerwone pasmo, wystrzelił daleko, a jego skrzydła zaprowadziły go bezbłędnie do Sowiarni.
Wleciał przez okno, zaskakując Serafinę, która jadła ryjówkę, oraz Hedwigę, drzemiącą na żerdzi po całym dniu polowania na norki.
Freedom? Co się stało? Gdzie się wybierasz? – zahukała Hedwiga.
Daleko! Daj mi żyć, Hedwigo. Po prostu potrzebuję… żeby wszyscy mnie zostawili.
Serafina zamrugała swoimi wielkimi, miedzianymi oczami. Powiedziałabym, Hedwigo, że to nie roztropne. Twój pisklak jest bardzo wzburzony. Za bardzo, żeby trzeźwo myśleć. A Wielki Żelazny Ptak poluje czasami na nieuważnych młodzików.
Tak, wiem. Zobaczę, czy ze mną porozmawia, a jeśli nie, upewnię się, że nie zrobi nic głupiego, jak przelatywanie zbyt blisko Zakazanego Lasu o tej godzinie.
Sowa śnieżna rozpostarła skrzydła i wkrótce złapała Freedoma, który nie latał ze swoją zwykłą gracją, ale jakoś nierówno.
Freedom? Zwolnij. Latasz zbyt blisko lasu.
Freedom zwolnił i spiorunował drugiego ptaka wzrokiem. Wracaj do domu, Hedwigo. Nie potrzebuję cholernej niańki! Powiedziałem ci… po prostu potrzebuję być sam!
Och? Cóż, w twoim stanie, nie można ci ufać i zostawiać cię samego. Jastrzębie nie latają nocą. – Sowa zrównała się z nim bezproblemowo, jej skrzydła uderzały miękko i całkowicie cicho. Co cię kłopocze, pisklaku? Jesteś zdenerwowany.
Co za błyskotliwa dedukcja!
Uważaj na ton albo nauczę cię manier! – ostrzegła Hedwiga. Unosiła się tuż nad nim i była niema dwa razy większa, jak w większości przypadków drapieżników – samica była większa od samca.
Proszę, Hedwigo, po prostu odleć! Nie chcę o tym rozmawiać ani z tobą, ani z Severusem, ani… z nikim innym! Dobra?
Czy Severus wie, że jesteś na zewnątrz?
Freedom nie odpowiedział, zamiast tego odlatując spiralami nad las.
Freedom! Gdzie lecisz? – zahukała Hedwiga z przerażeniem.
Na moją polankę. Tam jest bezpiecznie.
Nie odpowiedziałeś na  moje pytanie. Czy profesor wie, gdzie jesteś?
Nie. Zaczął schodzić w dół tuż nad koronami drzew.
Freedom! Przemieniłeś się bez informowania go? Nie powinieneś tego robić! To niebezpieczne, zwłaszcza gdy jesteś zdenerwowany.
Nic mi nie jest. Nie martw się o mnie.
Musisz wrócić. Las nie jest bezpieczny nocą. Wracaj do zamku!
Okręcił się do niej, sycząc: Nie! Odpieprz się! – Potem zanurkował między drzewa.
Hedwiga zasyczała wściekle i jak najszybciej za nim podążyła. Ale straciła go wśród drzew, bo w lesie ciężko było jej się poruszać, nawet jeśli była ptakiem nocnym. W końcu uniosła się i odleciała, myśląc ze złością, że następnym razem, jak zobaczy swojego czarodzieja, będzie miała mu wiele do powiedzenia na temat jego zachowania. Wiele!
Harry wylądował na wygodnej gałęzi na sekretnej polanie, którą pokazał mu Hagrid, długo kuląc się na niej żałośnie i żałując, że w ogóle zgodził się na ćwiczenie oklumencji i pozwalanie Severusowi wchodzić do jego umysłu.
W międzyczasie Severus zaczął szukać swojego zbłąkanego praktykanta, z minuty na minutę coraz bardziej złoszcząc się i martwiąc. W końcu po użyciu zaklęcia lokalizującego i odkryciu, że Harry’ego nie ma w zamku, zdecydował przeszukać błonia. Pierwszym miejscem, o którym pomyślał, był wąwóz, gdzie Harry, tak jak on, zdawał się kierować, gdy był zdenerwowany.
Rzeczywiście znalazł Freedoma siedzącego na niżej wiszącej gałęzi dębu. Przez chwilę czuł gwałtowną ulgę, a potem napłynęła złość na to, co chłopak zrobił.
- Uciekanie nigdy niczego nie rozwiązuje, wiesz? – powiedział ostro Snape. – Przemień się, Harry. Zmieniłeś się bez mojego pozwolenia.
Freedom zgarbił plecy i odwrócił się tyłem do mentora. Odwal się, Severusie!
Chociaż Snape nie mógł zrozumieć, co powiedział jastrząb, ponieważ nie brał eliksiru jastrzębiej mowy od kiedy Harry się ujawnił, wiadomość była jasna. Mistrz Eliksirów położył dłonie na biodrach i powiedział surowo:
- Panie Potter, powiem to jeszcze raz, a potem rzucę zaklęcie, by cię przemienić z powrotem. Zmień się… już. Używanie animagicznej formy jako ucieczki, ponieważ nie chcesz o czymś ze mną rozmawiać nie jest dobrym pomysłem.
Czekał.
Freedom zasyczał, po czym zleciał z drzewa i zamazał się, aż pojawił się Harry, który spiorunował go wyzywająco wzrokiem.
- To, co się stało tamtego wieczora jest rzeczą prywatną, Severusie, i nie chcę o tym rozmawiać, dobrze?
- Panie Potter, wiem, że od jakiegoś czasu to pana dręczy… - zaczął Severus, starając się powstrzymać swój temperament. Mógł powiedzieć, że to naprawdę denerwowało chłopca i próbował sobie przypomnieć, że nie był inny w wieku szesnastu lat. On również odmówił rozmowy z Hagridem o swojej przeszłości, stając się nadąsany i cichy, gdy pół-olbrzym próbował przekonać go do rozmowy o tym, co doprowadziło do jego nagłej próby pozostawienia na zawsze tego świata. – Sądzę, że mogę pomóc, gdybyś porozmawiał ze mną…
- Nie! Jak wiele razy mam to mówić? Nie potrzebuję o tym rozmawiać, nie musisz mi mówić, że wszystko będzie dobrze, ponieważ nie będzie… to dokonane i jeśli będziesz trzymał się z dala od mojej głowy, nie będę znów miał w kółko tych koszmarów… Po prostu odpuść, dobra?
- Nie mogę.
- Możesz! Udawaj, że cię to nie obchodzi, do cholery, i zostaw mnie do diabła w spokoju! Po prostu się odpieprz! – krzyknął, po czym przebiegł koło drugiego czarodzieja, wybiegając z polanki.
Co za… mały bachor bez szacunku! – pomyślał z wściekłością Snape. Podążył za chłopcem, słysząc, jak przedziera się przez krzaki tuż przed nim.
Harry przebiegł przez trawnik, oddech drażnił mu gardło, oczy paliły nieuronionymi łzami. Spodziewał się, że Severus chwyci go w każdej sekundzie i potrząśnie nim, ale to się nie stało. Wślizgnął się do zamku i do wieży Gryffindoru – wszyscy spali i czuł ulgę, bo nie chciał z nikim rozmawiać.
Rozebrał się, naciągnął jakąś piżamę, po czym skulił się na łóżku, a całkowicie przygnębiająca, samotna łza spłynęła po jego twarzy. Teraz naprawdę to zrobił. Był pewny, że Severus go zabije. Ukrył twarz w poduszce i zażyczył sobie, by zapomniał o tej cholernej nocy. Dlaczego ktoś nie może mnie zobliviatować? Dlaczego? Jęknął i spędził noc na rzucaniu się i okręcaniu, nim w końcu zasnął w okolicach świtu.
A wtedy śnił o Cedricu.
Następnego ranka, Harry czuł, jakby zawisła nad nim czarna chmura hańby. Przebrnął przez zajęcia, lękając się momentu, gdy będzie musiał ponownie zmierzyć się ze Snapem. Choć raz chciał mieć dłuższe zajęcia, ale wiedział, że nie mógł odkładać tak długo tego, co nieuniknione. Nie wiedział nawet, jak Severus zamierza go ukarać, ale z pewnością mu się to nie spodoba.
Cholera z moim temperamentem! Cholera z tym pyskowaniem! Och, Merlinie, jestem tak martwy!
Czuł, że zaczął się pocić pod szatami. Zignorował zawołanie Hermiony, by poszedł z nią na lunch:
- Nie jestem głodny, muszę się uczyć - wymamrotał cicho, rzucając przez ramię.
Sądząc po tym, jak jego żołądek się burzył, wątpił, by mógł cokolwiek w nim utrzymać.
Przeszedł ociężale przez korytarz na zewnątrz klasy Severusa, gdzie został poinstruowany spotykać się z profesorem we wtorki, póki nie zebrał  tego, co z gryfońskiej odwagi mu zostało i wszedł do laboratorium.
Snape uniósł wzrok znad krojonych korzeni akacji.
- Niech pan wejdzie, panie Potter – powiedział złowrogo.
Harry wszedł do pomieszczenia, czując się jak niegrzeczne dziecko, które miało dostać dobrze zasłużoną karę. Zerknął na Severusa znad strzechy swoich rozmierzwionych włosów.
- Profesorze? Ja…
- Ani słowa więcej – przerwał mu Severus. Uniósł ramię i wskazał na tył pomieszczenia. – Podejdź do szafki na tyle i wyciągnij to, co znajdziesz w dolnej szufladzie.
Jego praktykant posłuchał, pociągając za sobą stopy jak niechętny czterolatek. Podejrzewał, co tam znajdzie i Snape go nie zawiódł.
Przyniósł nauczycielowi kostkę mydła i położył ją na jego rozpostartej dłoni.
- Proszę pana, zanim pan… mogę przynajmniej powiedzieć, że przepraszam?
- Za co?
- Za… przeklinanie, ucieczkę i ignorowanie pana… nie wiem, dlaczego się tak zachowałem… tylko że… byłem po prostu taki zły, że nie myślałem…
- Niech mi pan coś powie, panie Potter. Czy zachowuje się pan w taki sposób w stosunku do innych nauczycieli? Jak McGonagall? Albo Flitwick? Albo Hagrid?
- Nie, proszę pana.
- Więc może mi pan powiedzieć, dlaczego zachowuje się w taki sposób przy mnie? Czy jestem mniej wart pana szacunku niż oni?
- Nie… to nie tak… - Harry poczuł, że robi się czerwony. – Szanuję pana, ale… czasami… nie wiem… po prostu mówię takie rzeczy… naprawdę przepraszam…
- Skoro tak mówisz. Twoje nastawienie, Potter, wpędzi cię w kłopoty szybciej niż jakiekolwiek zaklęcie, które mógłbyś rzucić. Zdaję sobie sprawę, że nie chcesz mówić ze mną o swoich snach i normalnie uszanowałbym prywatność, ale w tym wypadku nie mogę.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie mówienie o tym bardziej cię krzywdzi niż pomaga. Zaufaj mi z tym. A nawet jeśli to nie jest wymówka do tak niedopuszczalnego języka. Ostrzegłem cię, co się stanie, jeśli na mnie przeklniesz z jakiegokolwiek powodu. A skoro jestem człowiekiem słownym, zobaczysz teraz konsekwencje. Po tym, będziesz mi asystował w przygotowywaniu składników na kociołek eliksiru spokoju. Gdy będzie skończony, stanowczo nakażę ci wziąć nieco i wtedy przedyskutujemy te sny, które masz o Cedricu Diggorym.
- Muszę, proszę pana? Wolałbym sto razy wyszorować szczoteczką pana łazienkę.
Severus westchnął.
- Harry, wiesz, jakie mam zdanie na temat prywatności. Gdyby to nie było konieczne, nigdy nie pchałbym cię do omawiania czegoś tak… przygnębiającego. Ale jeśli nie dasz duchom przeszłości odpocząć, nigdy nie będziesz w stanie ruszyć do przodu. Będą cię prześladować do końca życia.
- Skąd to wiesz?
- Ponieważ byłem w miejscu, w którym ty jesteś – przyznał cicho Severus. – Przedyskutujemy to później. – Położył stanowczo dłoń na ramieniu młodszego czarodzieja i poprowadził go w kierunku zlewu na tyłach sali, ignorując rzucane mu przez chłopaka błagalne spojrzenie szczeniaczka. Nie lubił w taki sposób karać młodzików, ale wiedział, że konsekwencja jest kluczem, a już wcześniej przedstawił konsekwencje.
Dziesięć minut później jednej bardzo skruszony praktykant krzywił się, mieląc  pąki lawendy i marząc, by smak mydła nie trzymał się tak dobrze jego języka nawet po tym, jak przemył usta dwadzieścia razy. Albo by jego mentor nie był tak dokładny w pokrywaniu jego ust wspomnianym mydłem. Wiedział jedną rzecz – nigdy więcej nie przeklnie na Snepe’a. Petunia nie mogła się równać z Mistrzem Eliksirów, gdy chodziło o dobre mycie ust.
To sprawiło, że Harry tylko się zastanowił, jak wiele razy Severus mył usta uczniom, że miał taką… wprawę. Nieważne. Chyba nie chcę wiedzieć.
Po dodaniu syropu z ciemiernika i sproszkowanego kamienia księżycowego, Harry zamieszał wywar dziesięć razy w zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a potem odłożył go na dwie minuty, nim przemieszał go w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara, po czym dał mu dojść – miał teraz głęboko turkusowy kolor – przez dziesięć minut.
Spojrzał na swojego mentora, spodziewając się otrzymać reprymendę za to, że niemal zapomniał dodać do wywaru pąki lawendy, ale Severus skinął głową i lekko uśmiechnął, co było porównywalne go słów „Wspaniała robota!” od innego nauczyciela.
Harry pozwolił sobie poczuć dumę. Eliksir spokoju był zawiły, na poziomie SUMów i zrobił go poprawnie przy pierwszym samodzielnym podejściu. Udało mu się to też kiedyś raz, ale asystując Severusowi, nigdy samodzielnie.
- Kiedy się schłodzi i przelejesz tylko kubek, możesz go wypić, a potem wrócimy do moich kwater… albo na polankę, jeśli tak  wolisz… i popracujemy nad pozbyciem się twoich koszmarów.
- Dobrze, profesorze.
Jeden kubek eliksiru spokoju później Harry siedział  lekko skulony na skórzanej kanapie Snape’a, ściskając w dłoniach zielony koc i starając się odprężyć. Dzięki eliksirowi czuł się raczej spokojny, ale małe pnącza obawy wciąż drgały jego nerwami.
Severus położył na stoliku zestaw do herbaty, ale pozostał on nietknięty.
Mistrz Eliksirów zdjął czarne szaty i usiadł jakąś stopę od chłopca w koszuli z długim rękawem i spodniach, wyglądając na uważnego, jednak odprężonego. W rzeczywistości w ogóle taki nie był. Wiedział, że ta sesja nie będzie łatwa dla żadnego z nich, ale była konieczna. Czekał cierpliwie, aż Harry zacznie mówić.
I czekał.
I czekał.
Ostatecznie odchrząknął znacząco.
- Harry, odkładanie tego nie sprawi, że sprawy nie będzie.
- Wiem, ale… nie mógłbyś po prostu… zrobić to, co wcześniej?
- Nie. Kiedy użyłem Legilimencji natychmiast stałeś się wrogi i przyjąłeś postawę obronną, a nie chcę spędzać kolejnej godziny na ganianiu cię po całych błoniach. Lepszy efekt będzie jeśli zwyczajnie mi opowiesz we własnych słowach o swoich koszmarach, Harry.
Chłopak wciągnął drżący oddech. Potem zaczął.
- W moich snach zawsze jest noc, to się nigdy nie zmienia. Cedric i ja trzymamy swoje ręce i jednocześnie dotykamy Pucharu Turnieju Trójmagicznego. To był mój pomysł, sądziłem, że będzie sprawiedliwie, jeśli obaj wygramy, ponieważ ja w ogóle nie powinienem być w Turnieju. Ja… przekonałem go do dotknięcia pucharu, nie wiedzieliśmy, że był świstoklikiem, póki nie skończyliśmy na cmentarzu, gdzie Glizdogon trzymał… Sam Wiesz Kogo… byliśmy zaskoczeni, nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy albo co się stało. Cedric nie miał nawet czasu wyciągnąć różdżki albo rzucić zaklęcia tarczy, gdy on kazał Glizdogonowi „zabić niepotrzebnego”. Wtedy ten wypowiedział mordercze zaklęcie, Cedric został uderzony zielonym światłem i upadał… próbowałem go złapać, ale… byłem zbyt wolny… Upadł pod moje nogi i zobaczyłem jego twarz…
- Jak wyglądała?
- Jak… jakby… był oszołomiony… Jakby nie mógł uwierzyć, że to mu się stało… - wyszeptał Harry, trzęsąc się. – Ja też nie mogłem w to uwierzyć. Wciąż myślałem – to jest sen, to nie jest prawdziwe, wkrótce się obudzę – ale nie obudziłem się… nie… próbowałem uciekać, ale Glizdogon… rzucił na m nie jakieś zaklęcie wiążące, przywiązał mnie do nagrobka Toma Riddle’a seniora, a potem… zaczął rytuał, który sprowadził z powrotem tego drania… wziął kość zmarłego ojca, odciął sobie dłoń i…
- Co jeszcze?
- Muszę to mówić? Wiesz… wiesz, co zrobił.
- Tak. Ale najlepiej, gdybyś to przyznał, dzieciaku – zasugerował Snape.
- O-Okej. On… przeciął moje ramię, zabrał moją krew – krew wroga, jak ją nazwał – a potem użył mnie, by wskrzesić tego paskudnego drania… - Harry spuścił głowę, nie będąc w stanie patrzeć Snape’owi w oczy. – Potem Znakiem wezwał śmierciożerców i zdołałem się wyswobodzić… walczyliśmy, nasze różdżki się połączyły i to wtedy zobaczyłem… te wszystkie duchy… moich rodziców i Cedrica… Cedric powiedział, żebym zabrał z powrotem jego ciało… i tak zrobiłem… Nie mogłem nawet powiedzieć jego tacie, co się stało, ponieważ bełkotał o śmierci swojego syna i wiedziałem… wiedziałem, że obwinia za to mnie…
Dłonie Harry’ego zacisnęły się do białości na kocu.
- Dlaczego? Dlaczego Amos Diggory miałby obwiniać ciebie? Jesteś tak samo ofiarą jak Cedric – zauważył Severus. – Ty też niemal straciłeś życie.
- Ponieważ to była moja wina, Severusie! Była! Ja mu kazałem dotknąć pucharu, a gdybym tego nie zrobił, nigdy nie zostałby zabrany przez świstoklik. Zostałby w labiryncie i byłby bezpieczny! Nie rozumiesz? Poprowadziłem go na śmierć! Zabili go z mojego powodu!
- Nie. Cedric zmarł, ponieważ Czarny Pan cieszy się zabijaniem bezbronnych dzieci. Był w złym miejscu o złym czasie, Harry, a jego śmierć… nie była czymś, co mógłbyś przewidzieć lub jej zapobiec.
Harry potrząsnął uparcie głową.
- Mogłem iść sam.
- Wiedziałeś, że puchar był świstoklikiem?
- Nie.
- Wiedziałeś, że podzielenie się zwycięstwem z Cedriciem poprowadzi was do szaleńca i jego podwładnych?
- Nie, ale…
- Wiedziałeś, że Cedric zostanie zamordowany?
- Nie, oczywiście, że nie!
- Więc jak to może być twoja wina?
- Ponieważ ja go tam zabrałem! – krzyknął Harry.
- Nie, to nie prawda. Sam się tam dostał – syknął Severus, pochylając się bliżej chłopca. – Zmusiłeś Cedrica do dotknięcia pucharu, Potter? Trzymałeś różdżkę i zagroziłeś, że go zranisz, jeśli nie podzieli z tobą tryumfu?
- Nie.
- Nie. Więc dlaczego nosisz w sobie poczucie winy za coś, co nie jest twoją winą? Ty jesteś niewinny. Ty sam zostałeś złapany w cwaną pułapkę podobnie jak Diggory. Jedyna różnica między wami jest taka, że ty przeżyłeś.
- Wiem! I to dlatego czuję się tak okropnie, Sev! Ponieważ to powinienem być ja!
- Dlaczego tak mówisz?
- Ponieważ… gdybym umarł… wtedy on nie byłby w stanie powrócić! Nie rozumiesz? To powinienem być ja, a wtedy wszyscy byliby bezpieczni! – zaszlochał Harry. – Tylko że tak się nie stało i Czarny Pan powrócił, a teraz jest kolejna wojna i… to moja wina! Moja!
Severus sięgnął ręką przez dzielącą ich przestrzeń i chwycił chłopca za ramię, potrząsając nim lekko.
- Harry, posłuchaj mnie. Nie jesteś odpowiedzialny za wybory innych. Gdybyś nie był na tym cmentarzu, sądzisz, że powstrzymałoby Glizdogona od znalezienia innej osoby do użycia jej w rytuale? Tak myślisz? Bo zapewniam cię – Czarny Pan ma w bród wrogów. Mógł porwać aurora, profesora, ktokolwiek mógł mieć odebraną krew i zostać użyty w rytuale. Ale Jego Mroczność pomyślała, że pasuje użyć twojej krwi, krwi swojego rzekomo „największego wroga”, dążąc do dokonania fałszywej przepowiedni. To był jego wybór, nie twój. Wybrał zabicie Diggory’ego i wybrał sprzedanie swojej duszy siłom ciemności.
- Ale…
- Czy Cedric chciałby, żebyś czuł się winny jego śmierci, Harry? Kiedy zobaczyłeś jego… ducha… czy zachowywał się tak, jakby był na ciebie zły? Albo jakby cię nienawidził?
- N-nie…
- Nie, a wiesz, dlaczego? Ponieważ to nie ciebie należy obwiniać. Cedric to wiedział, wiedział, kto był prawdziwym mordercą – ten, kto trzymał różdżkę, nie ty. Nie ty.
I nagle na raz uderzyła w Harry’ego cała prawda tego, co mówił Severus.
Jak tłuczek w splot słoneczny.
Sapnął, zbladł, po czym zaczął szlochać.
- Przepraszam… Cedric… wybacz mi… chciałem cię ocalić… ale nie mogłem…!
- Nie i to dlatego czujesz się winny i zawstydzony – wyszeptał Severus. – Ponieważ Dumbledore sprawił, że uwierzyłeś, że jesteś zbawcą. – Sięgnął po chłopca, a Harry wpadł w jego ramiona, dokładnie tak jak wtedy na polance. – Ale nim nie jesteś, dzieciaku. Jesteś tylko chłopcem. Ciii… Już dobrze – Zaczął przeczesywać włosy Harry’ego i pocierać jego plecy, zachęcając go do uwolnienia wszystkich stłumionych żali i winy, które trzymał w sobie od miesięcy.
Severus trzymał go bez słów, nie pozwalając mu odsunąć się, przypominając sobie pewną noc lata temu, gdy inny czarnowłosy chłopak wypłakiwał się w taki sam sposób z powodu śmierci przyjaciela. I też został pocieszony przez inną z ofiar Mrocznego.
Jesteśmy bardzo podobni, on i ja. Miałeś rację, stary przyjacielu.
Mistrz Eliksirów kołysał się, trzymając swojego podopiecznego, póki nie skończył się żal i Harry wyczerpany nie oparł się o jego wilgotną koszulę.
Wtedy przeniósł wyczerpanego chłopca do pozycji leżącej na kanapie i otulił go kocem, jednak najpierw transmutował ciuchy Harry’ego w piżamę. Spojrzał na śpiącego chłopaka, delikatnie przemył chłodną myjką jego poplamioną łzami twarz i zdjął okulary.
Mój biedny Freedom. Przeżyłeś zbyt wiele jak na swój wiek. Zbyt wiele. Niech cię cholera, Albusie! Chciałbym, żebyś tu był, żebyś mógł zobaczyć czego dokonały twoje cholerne machlojki dla większego dobra. Chciałbym, żebyś mógł teraz zobaczyć swojego „Zbawcy Czarodziejskiego Świata”, wyciśniętego i wyczerpanego poczuciem winy! Założę się, że nie błyszczałyby ci oczy, starcze! Pokazałbym ci to. A potem udusił… więc może lepiej, że cię tu nie ma.
Severus ukląkł i przygładził wiecznie rozmierzwione włosy na czole Harry’ego.
- Przepraszam, dzieciaku. Miejmy nadzieję, że teraz wszystkie twoje upiory spoczną w spokoju. Przyjemnych snów.
Potem wymamrotał zaklęcie, które zaalarmuje go, jeśli Harry będzie miał koszmar, odgrzał herbatę stojącą na stole, wypił ją, zafiukał do Minervy, by nie martwiła się o swojego zaginionego lwa, po czym poszedł do łóżka.

Oklumencja, dzień 3:
Nadszedł znów poniedziałkowy wieczór i Harry znalazł się siedzącego w biurze Snape’a na tym samym krześle, co ostatnim razem. Minął jakiś dzień czy dwa nim przestał czuć się zawstydzony swoim wtorkowym wybuchem i zdał sobie sprawę, że Severus miał rację – rozmowa niezwykle pomogła – i nie miał snów o cmentarzu albo Cedricu przez resztę tygodnia.
- Możemy zacząć, panie Potter?
Harry skinął głową, po czym uniósł rękę.
- Niech pan poczeka. Wiem, co robić.
- Doprawdy? Więc mi pokaż.
I Harry pokazał, będąc w stanie użyć technik, które sugerował Severus do oczyszczenia umysłu i wzniesienia ściany wokół najskrytszych myśli, pokazując Snape’owi tylko te, które chciał, żeby zobaczył i blokując inne.
Severus wślizgnął się do umysłu Harry’ego jak woda między głazy, wywołując jedynie drgnięcie i łagodnie przebadał podane mu przez Harry’ego wspomnienia.
Postukał i przesądowa ścianę, a Harry zdołał wysłać mu więcej wspomnień z dnia zajęć.
Widzisz? Nic tu nie ma. Nic.
Severus pozwolił sobie oddalić się na chwilę… po czym wślizgnął się do środka, znalazł mały słaby punkt w obroni Harry’ego i trąceniem znalazł sobie drogę do środka.
Harry wzdrygnął się, ale Severus powiedział tylko: Nad tym popracujemy więcej następnym razem, pisklaku. Bardzo się postarałeś. Dobra robota.
Wycofał się, powracając do swojego umysłu w mgnieniu oka.
Harry otworzył oczy i zdjął dłoń z piersi Severusa.
- Dostałeś się do środka.
- Ale dopiero po skoncentrowaniu się.
- Zapomniałem ciągle myśleć o ścianie.
- Prawda, ale to dlatego potrzebujesz praktyki. Nawet Rzymu nie zbudowano w jeden dzień, Harry. I ty też nie powinieneś spodziewać się opanować oklumencji w jeden dzień. Tej dyscypliny trudno się nauczyć.
- Mi to mówisz? – jęknął Harry. Potem uśmiechnął się spokojnie. – Więc dobrze, że mam najlepszego nauczyciela, prawda?
Profesor Snape uśmiechnął się.
- To bardzo dobrze, praktykancie. A teraz co powiesz na filiżankę herbaty i bułeczki?
Uśmiech Harry’ego stał się szerszy. Zawołał Twixie, podczas gdy zalewała go gorącej dumy. Może się mylił i nie był tak beznadziejny w oklumencji jak sądził. A teraz duch Cedrica mógł łatwo odejść i pozwolić Harry’emu odpocząć.


3 komentarze:

  1. Hej wspaniały emocjonalny rozdział takie lubię najbardziej bardzo dziękuje czekam z utęsknieniem na kolejny a miedzy czasie jeszcze raz czytam"Nowy dom Harry'ego" i odkrywa wiele rzeczy które mi umknęły przy pierwszym czytani. życzę weny sił i zdrowia i czasu na relaks jesteś wspaniała pozdrawiam Gosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero zaczęłam czytać, ale zapowiada się interesująco!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, bardzo emocjonalny rozdział, nauka oklumencji jest trudna i cóż Severus działa instynktownie, ale Harry już nie ale właśnie dobrze że Severus postarał się znaleźć inny sposób aby poradzili sobie, wcześniej to nie lubiłam Cabble ale tutaj widać że mimo na początku trzymał się Malfloya to teraz decyduje sam o sobie, że jest bardzo inteligentny... jak Severus mógł to zrobić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń