Kłótnia uczniów się
przerwała i oczy wszystkich zwróciły się na stół nauczycielski, sprawdzając,
czy zanosząca się wrzawa się wydarzy. W rezultacie minęło kilka chwil, zanim
ktokolwiek się zorientował, że drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się na oścież.
- Dość! – wymówił w końcu Dumbledore tonem ostateczności,
wzmacniając żądanie magią. Hooch chmurnie odłożyła miskę z owsianką, którą
chciała rzucić w Pomfrey, podczas gdy reszta kadry raczej stanowiła obraz
poczucia winy. Snape i McGonagall wymienili ostatnie wściekłe spojrzenia, ale
potem krzyk z końca Wielkiej Sali sprawił, że cała wrogość związana z
Quidditchem wyparowała.
- Dyrektorze! Czy oczekuje pan, że taki rodzaj zachowania
będą naśladować nasze dzieci?
Harry, wraz z innymi studentami, wyciągnął szyję, by
zobaczyć, któż to powiedział. Wysoki, arystokratyczny mężczyzna z biało-blond
włosami szedł zamaszyście w dół przejścia, trzymając jedną ręką laskę ze
srebrną główką. U boku Harry’ego, Draco jęknął i szybko poprawił swoje szaty.
- Hej, on wygląda jak ty – wyszeptał Harry. – Czy to…
- Mój ojciec – przyznał krótko Draco. Przełknął ślinę i
popatrzył z niepokojem, jak Lucjusz podchodzi do stołu nauczycielskiego.
- Dzień dobry, Lucjuszu – powiedział Albus uprzejmie,
migocząc oczami w stronę starszego Malfoya. – Dostrzegłem, że energiczna debata
to fantastyczny sposób na rozpoczęcie poranka. Zechciałbyś dołączyć do nas na
śniadanie?
- Dyrektorze! – Drugi mężczyzna, ten z zabawnym małym
melonikiem, wściekle podreptał w ślad za Lucjuszem. – Chcę wiedzieć, co tu się
dzieje!
- Społeczeństwo
chce wiedzieć – chuda kobieta w okularach wtrąciła gładko, dotrzymując kroku
przy ramieniu małego mężczyzny. – Ma pan jakieś komentarze, dyrektorze?
Dumbledore mrugnął do nich wszystkich.
- Być może, gdybyście mogli wyjaśnić, co was tu sprowadza
o tak wczesnej porze, Korneliuszu, byłbym w stanie odpowiedzieć na twoje
pytania i przedstawić komentarze dla pani Skeeter.
Lucjusz zmagał się z odzyskaniem kontroli nad grupą.
- Jesteśmy tu, dyrektorze – oznajmił, - z powodu
wczorajszych alarmujących wydarzeń w szkole!
- Mógłbyś sprecyzować? – Oczy Albusa błyszczały jeszcze
mocniej. – Nawiązujesz do tego, że skrzatom domowym skończył się pudding,
alarmującego wzrostu zaginionych skarpetek, czy…
- Wyobraź sobie mój szok i przerażenie – kontynuował
Malfoy, ignorując dyrektora, - gdy dzisiaj rano wróciłem z zagranicznej podróży
służbowej i zostałem zatrzymany w gabinecie Ministra Knota, by go o tym
poinformować, tylko po to, by się dowiedzieć, że zeszłej nocy do szkoły zostali
wezwani aurorzy. Kilku starszych chłopców zostało wyrzuconych i aresztowanych!
Dlaczego nie poinformowano mnie o tych wydarzeniach, zarówno jako członka Rady
Gubernatorów i zainteresowanego rodzica?
- Być może dlatego, że byłeś w podróży służbowej za
granicą? – zasugerował Dumbledore łagodnie.
- Tak jest – ogłosił Lucjusz, mówiąc bezpośrednio do
kobiety, która, jak Harry mógł teraz zobaczyć, patrzyła na skrzętnie notujące
pióro, - spokojnie siedziałem w gabinecie Ministra, gdy przyszedł Auror i podrzucił
raport, który zmroził mi krew w żyłach! Niewybaczalne zostało użyte w
Hogwarcie! Mój własny syn był celem! Jak można było dopuścić do takiej przemocy
na szkolnym korytarzu?
- Biedaku – zagruchała reporterka. – Co zrobiłeś potem,
jako zatroskany rodzic i członek Rady Gubernatorów?
- Naturalnie zasugerowałem, byśmy natychmiast pojechali
do Hogwartu, by uzyskać pełen raport od dyrektora. Zażądałem, by Minister
zainicjował pełne dochodzenie w sprawie…
- I naturalnie ja
zgodziłem się, że musimy dowiedzieć się dokładnie, co się wydarzyło. – Mały
człowieczek w zabawnym kapeluszu w końcu miał dość bycia ignorowanym. Wziął
reporterkę za łokieć i odwrócił ją twarzą do siebie. – Jako Minister Magii,
oczywiście, że moim pierwszym priorytetem jest młodzież z naszego wielkiego
narodu. Dowiedzenie się, że mieli do czynienia z takim zagrożeniem w miejscu,
które powinno być najbezpieczniejszym miejscem w Wielkiej Brytanii było
oczywiście niepokojące, więc od razu wyruszyłem, zatrzymując się tylko po to,
by zebrać pracowników Ministerstwa, których dzieci również były zgłoszone jako
zaangażowane. – Machnął ręką w stronę drzwi.
- Tata? – Ron, siedzący o drugiej stronie Harry’ego,
pisnął ze zdumieniem, gdy ostatni członek grupy z Ministerstwa przesunął się do
przodu.
Harry patrzył z zainteresowaniem, jak Ron i jego bracia
zrywają się i podbiegając do rudego mężczyzny, który wyglądał na zażenowanego.
- Jak się pan czuł po usłyszeniu wiadomości o użyciu
Niewybaczalnych w szkole, pani Weasley? – rzuciła kobieta.
- Nadal czekam na potwierdzenie tej plotki, panno Skeeter
– powiedział tata Rona stanowczo, patrząc na główny stół. – Dzień dobry,
profesorze Dumbledore. Mam nadzieję, że wybaczy nam pan najście.
- Nie mamy za co przepraszać – rzucił Malfoy lekceważąco.
– Jesteśmy tu jako zmartwieni rodzice – choć może ze względu na reputację twoich dzieci…
- Ej! – Krzyknął jeden z bliźniaków z oburzeniem,
podchodząc zza swojego ojca. – My nie…
-… zrobiliśmy niczego! I to nie…
-… prawda, że Niewybaczalne…
-… latały wszędzie dookoła! Tylko Harry…
Reporterka, panna Skeeter, osaczyła ostatniego bliźniaka.
- Harry? Harry Potter? Chłopiec, Który Przeżył? Był w to
zamieszany? To on użył
Niewybaczalnego?
Snape zesztywniał i strzelił ostrym spojrzeniem w
Dumbledore’a. Trzeba to kontrolować. Teraz.
- Nie mów czegoś takiego o Harrym! – krzyknął wściekle
Ron, podchodząc. – On tylko…
- DOŚĆ! – Ponownie magia dyrektora wypełniła powietrze, a
wszystkie rozmowy ucichły, gdy zaklęcie tłumiące rozniosło się po Sali.
McGonagall usiadła, wyglądając na zadowoloną z siebie, a Snape spojrzał na nią
z niechętnym ukłonem szacunku.
- Dziękuję Minervo – uśmiechnął się Dumbledore do
starszej czarownicy. – Skoro wydaje mi się, że większość uczniów zjadło
śniadanie, sugeruję, by wszyscy udali się do klas. – Zignorował niesłyszalne
jęki i rozczarowane spojrzenia, gdy dzieci wstały, by wyjść. – Chciałbym
jednak, by pozostali ci, którzy byli bezpośrednio zaangażowani we wczorajsze zdarzenia.
W krótkim czasie, wyprowadzeni przez resztę personelu,
uczniowie niechętnie opuścili Wielką Salę, pozostawiając tam profesorów
Dumbledore’a, Snape’a i McGonagall, wraz z Harrym, Draco, Hermioną, Jones,
Flintem, Woodem, Bell i wszystkimi Weasleyami.
- Dziękuję – uśmiechnął się Dumbledore, ignorując zarówno
szybko purpurowiejącego Ministra Magii i blade z furii usta Lucjusza Malfoya. –
Teraz, Minervo, zanim zdejmiesz zaklęcie wyciszające, byłabyś może łaskawa
przypomnieć pani Skeeter i naszym gościom szkolną politykę odnośnie stosunków z
mediami.
Podczas gdy McGonagall surowo pouczała resztę,
Dumbledore podszedł do Artura Weasleya.
- Witaj, Arturze – przywitał wesoło młodszego mężczyznę.
– Jak się masz? – Zachęcające kiwnięcie wskazało, że wyciszające zaklęcie
zostało zdjęte – przynajmniej w tym rogu pomieszczenia.
- Wszystko w porządku, dziękuję, Albusie – odpowiedział
Artur i spojrzał na synów z niepokojem. – Czy któryś z was jest ranny? Harry?
Wszystko w porządku?
Harry poczuł w sobie ciepło, że pan Weasley włączył w to
również jego.
- Wszystko gra – obiecał, dołączając do chóru chłopaków.
- Masz powody, by być dumnym z synów – uśmiechnął się
Dumbledore. – Spieszyli, by pomóc Harry’emu, podobnie jak kilku innych uczniów.
Artur zamrugał ze zdziwieniem, a jego wzrok spadł na
bliźniaków.
- To… Dobrze to słyszeć, dyrektorze.
Bliźniacy pokręcili się, wiedząc, że ich ojciec był
znacznie bardziej przyzwyczajony do tego, że musiał przychodzić do szkoły, by
usłyszeć o ich występkach. Było dużo milej, gdy dyrektor chwalił ich działania,
a nie przedstawiał rachunku za szkody i wyjaśniał ich ostatni szlaban.
- Obawiam się, że muszę upomnieć jednego z chłopców,
który się trochę, ach, uniósł wydarzeniem i użył zarówno nieodpowiedniego
języka i wyjątkowo paskudnej klątwy w obecności kilku członków kadry –
powiedział Dumbledore przepraszająco, choć jego oczy błyszczały jak oszalałe.
Artur westchnął.
- Ronald – zaczął, znając temperament jego najmłodszego
syna.
- Hymm, nie – Dumbledore potrząsnął głową.
- Fred? George? – Artur odwrócił się do nich. Było bardzo
nietypowe, by tylko jeden z bliźniaków wpadł w kłopoty, choć, jak przypuszczał,
to było możliwe.
- Nie.
Artur spojrzał na dyrektora.
- Nie…
- Eee, tak, to ja – przyznał Percy niezręcznie.
Szczęka Artura opadła.
- Percy? To Percy zaklął i przeklął kogoś? Przed nauczycielami?
- Obawiam się, że tak – powiedział Dumbledore. – Byłem
zmuszony bardzo surowo z nim porozmawiać i wyjaśnić, że takie zachowanie nie
będzie tolerowane u prefekta. Jeśli to zdarzy się ponownie, nie będę miał
innego wyboru, jak poproszenie go, by zwrócił odznakę.
Teraz również wszyscy bracia patrzyli na Percy’ego. Nie
zdawali sobie sprawy, że był zagrożony utratą jego cennej posady prefekta.
- Zrobiłbyś to dla mnie? – przełknął Ron. – Ale bycie
prefektem… to coś, czego chciałeś przez całe życie.
Percy zarumienił się i wzruszył ramionami, mamrocząc coś
niewyraźnie.
Dumbledore zamigotał oczami w stronę Artura.
- Jak mówiłem, Percy był dość silnie sprowokowany –
chłopcy, którzy zaatakowali, dopiero co próbowali rzucić Crucio w młodego
Ronalda. – W tym momencie Artur zbladł. Wyciągając ręce, przyciągnął blisko
Rona, podczas gdy Dumbledore uśmiechnął się i wycofał się.
- Wszystko w porządku? – zapytał ponownie, przebiegając
wzrokiem po najmłodszym synu.
Tym razem Ron się zarumienił.
- Wszystko gra, tato. – Pociągnął się za ucho, wyglądając
na zakłopotanego. – Eee, To Draco Malfoy mnie ochronił. To znaczy, był tam
zanim przybyli Percy i bliźniacy. To on zatrzymał klątwę.
Artur odwrócił się i spojrzał tam, gdzie Draco Malfoy
stał teraz przy ojcu.
- Malfoy cię
ochronił? Wiedział, kim jesteś?
Ron wyszczerzył się.
- Taak. Ale zrozum, ja pomagałem Hermionie, która
pomagała Harry’emu, a ponieważ Harry jest dzieckiem Snape’a, jest on też wężem,
więc ponieważ pomagałem wężowi, Malfoy pomógł mi. – Artur zamrugał, starając
się to przetworzyć. Spojrzał na Harry’ego.
- Więc ty też byłeś ranny?
Harry poruszył się niezręcznie. Nadal nie był
przyzwyczajony, że ludzie dbali o jego samopoczucie.
- Nie bardzo. To znaczy, tak, starali się mnie złapać,
ale powinien pan to widzieć, panie Weasley – eee, znaczy wujku Arturze. Wszyscy
przybiegli i skoczyli na tych gości, a gdy to się skończyło, a Draco doniósł na
Smythe’a, Percy wściekł się i dopiero powstrzymała go prefekt Slytherinu.
- Ta ładna…
-… i zgrabna…
-… Prefekt Slytherinu – zaznaczyli chytrze bliźniacy.
Artur spojrzał ponownie na Percy’ego.
- K-która to ma być prefekt, synu? – zapytał nieco
niepewnie.
- Davidellajones – przyznał Percy, bardzo nisko i szybko,
patrząc na swoje buty. – Stoitamzhermioną.
Artur spojrzał w kierunku, gdzie mała Gryfonka stała obok
wysokiej, smukłej, czarnej dziewczyny. Oczy Artura rozszerzyły się.
- Jest świetna! – zachwycał się Harry. – Była nawet
straszniejsza niż Flint, wujku Arturze. I ona prawie… eee, cóż, zrobiła coś
naprawdę znaczącego temu, który mnie zranił.
- Naprawdę? – Brwi Artura uniosły się aż pod linię
włosów. Cóż, teraz wiemy, że Molly ją polubi. Przyjrzał się Percy’emu
starannie, zauważając na wpół zawstydzony, na wpół dumny wyraz twarzy. –
Chłopcy, dajcie mi porozmawiać z waszym bratem na moment.
Percy uniósł spojrzenie, by spotkać się ze spojrzeniem
jego ojca, po czym spuścił wzrok. Zgarbił ramiona, jakby oczekując ciosu i
odszedł kilka kroków na bok. Harry i reszta chłopaków patrzyli na niego z
niepokojem.
- Wujku Arturze, nie będziesz dla niego bardzo zły, prawda?
– zapytał nerwowo Harry, przypominając sobie słowa mężczyzny o klapsach, które
czasem trwały dłużej niż kilka sekund.
- Tak, tato – wtrącił się Ron, wyglądając na
zmartwionego. – Tylko mnie chronił. Proszę, nie karz go tak naprawdę.
- No dalej, tato… - przytaknęli bliźniacy.
-… to nie jest tak, jak…
-… z jednym z naszych kawałów.
- Perce Głupek rzeczywiście…
-… chronił
małego Roniaczka.
- Nie możesz być na niego zły…
-… za to.
Artur delikatnie wyswobodził się i podszedł do Percy’ego.
Zanim zdążył coś powiedzieć, prefekt wypalił:
- Przepraszam! Wiem, że nie powinienem, ale gdy
usłyszałem, że próbował zrobić to Ronniemu, po prostu straciłem kontrolę. Wiem,
że dyrektor jest wściekły, a profesor McGonagall powiedziała mi, że jeśli
usłyszy, że używam takiego języka ponownie, zaklei mi usta zaklęciem, ale ja…
- Uspokój się, synu. Weź głęboki oddech.
Percy posłuchał, po czym posłał swojemu ojcu zawstydzone
spojrzenie.
- Przepraszam. To było tak dawno, kiedy miałem duże
kłopoty, że jakby spanikowałem.
Artur uśmiechnął się szeroko.
- Wiem – podziękuj bliźniakom, że nabyłem nawyku
besztania jednego dziecka na raz. A teraz, czy twoi nauczyciele byli bardzo
zdenerwowani?
Percy posłał mu spojrzenie z ukosa.
- Cóż… dyrektor zagroził, że weźmie moją odznakę
prefekta, jeśli to się powtórzy. Ale cały czas błyszczały mu oczy i musiał dać
mi kilka cytrynowych dropsów, więc nie wyglądało na to, żeby był bardzo
zdenerwowany. A, eee, profesor McGonagall krzyczała na mnie tylko o języku, nie
o czyrakach czy czymś, więc nie sądzą, by była tak bardzo zła. Znaczy, wiesz,
jaka jest, kiedy jest naprawdę zła, nie sili się na krzyczenie, po prostu
wlepia karę, więc fakt, że skarciła mnie tylko przez moment…
-… Sugeruje, że nie była bardzo zła – zakończył Artur. – Tak,
cóż, wiesz, że mama i ja jesteśmy bardzo dumni z powodu twoich rekordów w
Hogwarcie, a to, że zostałeś prefektem, wiele dla nas znaczy. – Percy skrzywił
się. No i nadchodzi. – Ale rodzina jest ważniejsza i cieszy mnie, że twoje
priorytety są proste. – Szczęka Percy’ego opadła. – A teraz, opowiedz mi o
pannie Jones. – Podczas gdy jego syn wytrzeszczał na niego oczy, Artur sięgnął
do kieszeni. – Proszę, musisz mieć kilka galeonów, by zabrać ją do Hogsmeade.
Gdy Artur rozmawiał z Percym, Snape złapał spojrzenia
Harry’ego i zrobił rozkazujący gest. Tak długo, jak wokół byli dziennikarze,
nie mógł dać chłopakowi szans na proste mielenie językiem bez nadzoru.
Harry posłusznie podreptał do niego.
- Stój przy mnie, chyba że powiem inaczej – nakazał
surowo jego opiekun. Mając bezpiecznie otoczonego Harry’ego, Snape spojrzał na
pozostałych uczniów. Weasleyowie byli z ojcem. Starsi uczniowie – Wood, Bell,
Flint i Jones, - stali w grupie, a Jones wzięła przemądrzałą Gryfonkę pod swoje
skrzydła. Pozostawał Draco.
Draco stał obok ojca, czekając aż się oderwie od
wicedyrektorki. Tylko bladość chłopca ujawniała jego niepokój, ale Snape znał
wybuchowy temperament Lucjusza Malfoya aż nazbyt dobrze. Nie było wielkich
nadziei, że chłopak nie doświadczył go na własnej skórze, a sądząc po jego minie,
Draco naprawdę nauczył się obawiać niezadowolenia ojca.
- Chodź – rzucił do Harry’ego. Potter nie był jedynym
dzieckiem z brutalnymi krewnymi.
Podszedł do miejsca, gdzie Draco stał na baczność i
położył dłoń na ramieniu chłopaka. Draco wzdrygnął się, po czym wyraźnie
zrelaksował, widząc Opiekuna jego Domu. Harry uśmiechnął się do niego i – tak
nieświadomy jak zawsze, - trącił drugiego chłopca. Draco uśmiechnął się słabo,
zanim odwrócił się z powrotem, by czekać na ojca.
W końcu McGonagall odwróciła się od gości z zadowolonym,
kocim uśmiechem, a cała trójka eksplodowała dzwiękiem.
- Jak śmiesz
traktować mnie jak niesforne dziecko? – Minister kipiał z wściekłości.
- Hogwarckie Zakneblowanie Gości – Zaklęcie Tłumiące
Wycisza Ministra – mruknęła Skeeter do swojego pióra, ignorując okrzyk
konsternacji Knota.
- Hej, poczekaj! Nie chcesz pisać tego w taki sposób! –
stwierdził, ciągnąc ją na bok.
- Draco – zaczął jedwabiście Lucjusz, a jego kostki
zbielały na lasce. Jego syn przełknął konwulsyjnie, a Snape mógł poczuć, jak
się trzęsie.
- Lucjuszu – przerwał mu Snape.
Oczy Malfoya oderwały się od jego syna i zwęziły się, gdy
zobaczył, kto się do niego zwraca.
- Severus – pozdrowił go.
- Cześć! – Harry, czując się szczęśliwie bezpiecznie
będąc blisko swojego opiekuna, wyciągnął rękę. – Jestem Harry Potter, panie
Malfoy. Jestem jednym z przyjaciół pana syna.
Lucjusz zamrugał.
- Ah… tak? – Uścisnął dłoń Harry’ego raczej z
roztargnieniem.
Draco przygryzł, nagle czując nadzieję. Jego ojciec dał
mu rozkaz, by zaprzyjaźnił się z Potterem i Lucjusz był zirytowany, gdy Draco
przyznał się do ich nieobiecującego spotkania w Hogwarcie Express. Może ten
zwrot zadowoli jego ojca?
- Przepraszam. – Nowy głos zza nich sprawił, że się
odwrócili, a Draco zauważył, jak twarz jego ojca pociemniała, gdy zobaczył, kto
to.
- Czego chcesz, Weasley?
– Jak zawsze wymówił to nazwisko z pogardą.
- Chcę podziękować twojemu synowi, Malfoy. Obronił mojego
najmłodszego chłopca przed Cruciatusem. – Artur podszedł i wyciągnął rękę do
Draco. – Jestem ojcem Rona, Draco, a to, co zrobiłeś było bardzo odważne i
honorowe. Ja i moja rodzina dziękujemy ci za pomoc Ronowi.
Draco spojrzał nerwowo na ojca, ale czyste maniery
zwyciężyły.
- Nie ma za co, proszę pana – powiedział, mając nadzieję,
że jego ojciec nie wybuchnie za przyjęcie ręki zdrajcy krwi.
Artur uśmiechnął się do niego.
- Może chciałbyś odwiedzić Norę w czasie wakacji? Ron
mówił mi, że lubisz Quidditch – zawsze mamy wystarczająco dużo graczy, by
zorganizować dwie drużyny.
- Eee, dziękuję, proszę pana.
Artur odwrócił się z powrotem do Lucjusza.
- Twój syn jest chlubą twojej rodziny, Malfoy. –
Wyciągnął rękę. – Musisz być z niego bardzo dumny.
Lucjusz spojrzał na wyciągniętą rękę i rozejrzał się po
pomieszczeniu. Praktycznie wszystkie oczy spoczywały na nim. Przełknął ciężko.
Weasley był niższym urzędnikiem Ministerstwa, zdrajcą krwi, który sprzeciwił
się Czarnemu Panu i kimś bez absolutnie żadnego rankingu społecznego. Ale był
też nienagannym czystokrwisty – nawet jeśli biedny, - rodowód i był kimś
zarówno lubianym, jak i szanowanym w świecie czarodziejów. Publiczne obrażenie
go dobrze by posłużyło Lucjuszowi i mogłoby zrazić innych, bardziej potężnych,
czarodziejów.
- Eee, dziękuję – powiedział, dławiąc się tymi słowami,
ostrożnie przyjmując rękę mężczyzny.
Jasny błysk prawie sprawił, że zajęczał głośno. Oczywiście ta cholerna reporterka
zrobiła zdjęcie.
- Dwie stare rodziny pogodziły się dzięki bohaterstwu
potomka Malfoyów! – syknęła Skeeter do pióra, po czym skupiła się na
czarnowłosym dziecku przed nią. – Harry Potterze – uważasz, że Hogwart jest dla
ciebie zbyt niebezpieczny? Czy chodzisz tu obawiając się o własne życie? Czy
Chłopiec, Który Przeżył żyje w strachu?
Harry zamrugał.
- Huh?
- Dzieciak jest szczęśliwy, że tu jest. Jego jedynym strachem
są nadchodzące egzaminy – zaznaczył Snape chłodno, kładąc rękę na ramieniu
chłopca i pociągając go do tyłu, by stanąć przed nim.
Oczy Skeeter rozszerzyły się, a magiczny aparat błysnął.
- Dlaczego Chłopiec, Który Przeżył jest chroniony przez
Opiekuna Domu i studentów Slytherinu? – chciała wiedzieć.
- Jestem jakby… - Wyjaśnienie Harry’ego, że jest jakby
honorowym Ślizgonem przerwała ręka Snape’a zaciskająca się na jego ramieniu.
- Został przydzielony do Gryffindoru, ale również ma
powiązania za Slytherinem – powiedział krótko Snape, choć wątpił, by wiedźma
tak to zostawiła.
Skeeter zmarszczyła brwi.
- Jakie powiązania? Żaden Potter nie był przydzielony do
Slytherinu od sześciu pokoleń i nawet jego ojciec chrzestny był Gryfonem, bez
względu na to, kim była reszta Blacków.
- Ojciec chrzestny? – Uszy Harry’ego ożyły.
- Czy jesteś przerażony na myśl, że twój chrzestny idzie
po ciebie? – zapytała Skeeter, szybko pochylając się do poziomu oczy Harry’ego.
– Jakie są twoje przemyślenia o jego ucieczce? Jego zdradzie? Czy uważasz, że
idzie tu, by – ajjjj! – Jej przesłuchanie dzieciaka zakończyło się nagle, gdy
Snape chwycił ją za łokieć i w całości pociągnął ją w bok pomieszczenia.
- Nie wspomnisz mu o jego ojcu chrzestnym, albo zakończę
ten wywiad i zafiukam z Potterem do biura Żonglera. Rozumiesz? – syknął Snape,
nos w nos z reporterką.
Jej powieki zamrugały gwałtownie zza jej okularów.
- Czy to znaczy, że jeśli nie wspomnę o ucieczce z
Azkabanu, mogę przeprowadzić z nim wywiad? – przycisnęła.
- Bardzo dobrze. – Puścił jej rękę i cofnął się. Skeeter
przełknęła oddech i wyprostowała szaty.
- A poza tym, jaki masz w tym interes? – zapytała
piskliwie, szybko odzyskując zimną krew, gdy tylko Snape dłużej się nad nią nie
pochylał.
- Jest moim opiekunem! – pisnął Harry usłużnie.
Skeeter, Malfoy i Knot zamarli, patrząc na Snape’a, który
zerkał na nich szyderczo w nadziei, że nie słychać łomotania jego serca.
- Co? – eksplodował Knot. – Z czyjego upoważnienia?
- Śmierciożerca Przejmuje Opiekę nad Chłopcem, Który
Przeżył – Skeeter brzmiała na podekscytowaną, gdy podawała proponowany
nagłówek.
Malfoy ruszył w stronę syna, z czerwienią w oczach, a
Draco uniósł ręce w błagalnym geście.
- Wysłałem ci sowę, ojcze! Powiedziałem ci o wszystkim!
Lucjusz zatrzymał się; szczerość jego syna była zbyt
oczywista, by w nią wątpić.
- Widocznie twoja droga matka nie uznała za stosowne
przekazać mi wieści – syknął z pomiędzy zaciśniętych zębów. Rzucił
wykalkulowane spojrzenia na Snape’a.
- Byłeś zajęty,
Severusie.
- Chcę wiedzieć, kto jest za to odpowiedzialny! –
narzekał głośno Knot. – Ten chłopak ma być ze swoimi mugolskimi krewnymi! Kto
zdecydował…
- Ja – powiedział cicho Dumbledore, ale moc w jego
spokojnym słowie uciszyła wszystkie rozmowy.
- Ale… ale… ale ja
jestem Ministrem – powiedział Knot, niemal płaczliwie.
- Tak i jesteś zbyt zajęty i wpływowy, by brać udział w
takich drobiazgach, jak indywidualne znalezienie domu dla dziecka – zgodził się
uprzejmie Dumbledore, mówiąc powoli i wyraźnie do gorączkowo notującego pióra
reporterki. – Ponadto, jako osoba, która była odpowiedzialna za znalezienie
domu dla chłopca dziesięć lat temu, było logiczne, że przejąłem nadzór, gdy
były potrzebne nowe ustalenia.
- Dyrektorze! Dlaczego były potrzebne nowe ustalenia? –
zawołała Skeeter. – Czy potwierdza pan, że chłopak był cały czas z mugolami?
Czy się do tego nie nadawali?
Dumbledore wymienił spojrzenie ze Snapem.
- Pani Skeeter, mogę potwierdzić, że od kilku lat Harry
mieszkał u krewnych, którzy tak się składa są mugolami. Jednak sytuacja się
zmieniła i w ostatnim czasie stało się jasne, że Harry nie będzie w stanie
zostać z nimi dłużej. Musiały być wykonane nowe ustalenia i z wielką
przyjemnością dowiedziałem się, że profesor Snape jest gotów podjąć się opieki
Harry’ego.
- Powierzono śmierciożercy Chłopca, Który Przeżył?
Dumbledore stracił błyski w oczach.
- Profesor Snape był szpiegiem wśród śmierciożerców, pani
Skeeter. Jego wojenne rekordowe usługi są wyróżnione i zostały potwierdzone
przez kilka innych osób, poza mną. – Jego spojrzenie było jak błękitna stal. –
Jestem pewny, że nie sugeruje pani, że Minister Knot albo ja pozwolilibyśmy
uczyć w Hogwarcie znanemu śmierciożercy?
- Oczywiście, że nie! Pożuć tę myśl! Jak możesz w ogóle
sugerować coś takiego? – zaskrzeczał oburzony Knot.
Snape poczuł na sobie sardoniczne spojrzenie Lucjusza,
ale nie chciał spojrzeć w jego stronę.
- Profesorze, co… - dotarł do niego zdezorientowany głos
Harry’ego i pochylił się, by szepnąć cicho do ucha chłopaka.
- Omówimy to później. Teraz żadnych pytań.
Harry przygryzł wargę i skinął posłusznie.
Skeeter szybko zmieniła strategię.
- Przepraszam za pochopne wnioski – stwierdziła
nonszalancko. – Ale dlaczego profesor Snape? Jest on kawalerem, prawda? Co
kwalifikuje go do bycia opiekunem Harry’ego Pottera?
Snape uniósł brew i spojrzał na dyrektora wyzywająco. Dobre pytanie.
Dumbledore uśmiechnął się.
- Severus Snape był rówieśnikiem rodziców Harry’ego. Byli
w Hogwarcie kolegami z klasy, a profesor Snape był przyjacielem z dzieciństwa
matki Harry’ego. Kto lepiej niż stary przyjaciel zaopiekuje się jej osieroconym
dzieckiem?
Harry i obaj Malfoyowie patrzyli na Snape’a w zaskoczeniu
i był gotów udusić dyrektora jego własną brodą. Jak śmiał dzielić się tak prywatną informacją z całym czarodziejskim
światem?
Oczy Lucjusza zwęziły się.
- Nie mogę sobie dokładnie przypomnieć, by James Potter i
Severus Snape byli bliskimi przyjaciółmi, dyrektorze, a również byłem w Hogwarcie przez część ich nauki.
Dumbledore machnął lekceważąco ręką.
- Severus był zawsze bliżej z Lily niż z Jamesem, Lucjuszu.
Ale wiesz, jak szkolne rywalizacje wybuchają i się kończą. – Snape z trudem
powstrzymał parsknięcie wściekłości. Jego prześladowanie przez Huncwotów,
niedbale odrzucone, jako „szkolna rywalizacja”? – Ale kiedy czasy stały się
ponure pod koniec wojny, wtedy ludzie ujawniali swoją prawdziwą naturę. Nikt
nie zrobił więcej niż Severus Snape, by próbować chronić Potterów, gdy się
ukrywali i jestem pewny, że są głęboko wdzięczni Severusowi za opiekę i
uczucie, którymi obdarzył ich syna.
W tym momencie Lucjusz przyglądał mu się z nagimi
podejrzeniami, a Snape praktycznie płonął z wściekłości na jawną manipulację
prawdą dyrektora. Tak, robił wszystko, by chronić Potterów – po tym, jak zdał sobie sprawę, kogo
zdradził Voldemortowi dzieląc się z nim tym cholernym proroctwem. Tak, był,
technicznie, członkiem Zakonu wraz z Potterami – ale nigdy się nawzajem nie
widzieli, ponieważ jego prawdziwa lojalność nie mogła być wyjawiona nikomu
prócz Dumbledore’a. Ale co najgorsze, jak Albus mógł po prostu wygadać się, że obdarzył
bachora „opieką i uczuciem”, jakby rzeczywiście lubił tego łajdaka? Nic
dziwnego, że oczy małego potwora lśniły jak gwiazdy! A to wszystko z powodu
tego, że dyrektor kreatywnie miesza fakty. Co miałby zrobić z chłopakiem, gdy
prawda rzeczywiście wyszłaby na jaw?
- Więc rozumiem, że profesor Snape ma pana całkowite
zaufanie, dyrektorze? – zapytała Skeeter, a jej pióro pisało pracowicie. Na
przytaknięcie Dumbledore’a, odwróciła się do Ministra. – A pan, Ministrze? Jak
się pan z tym czuje?
Knot przełknął, czując się w pułapce. Oczywiście, że nie
chciał, by jakiś niefotogeniczny nikt z haczykowatym nosem miał kontrolę – eee,
opiekował się, - Chłopcem, Który Przeżył, a co dopiero ktoś, kogo wojenne
rekordy były, w najlepszym razie, otwarte na interpretację. Z drugiej strony,
zdawało się, że jest to fakt dokonany, a unieważnienie tego oznaczałoby
stawienie czoła Albusowi Dumbledore’owi. Potarł nerwowo dłonie. Lepiej zrzucić
całą sprawę na ramiona zgreda – w ten sposób, jeśli byłby problem, miałby
wiarygodną możliwość zaprzeczenia lub zakwestionowania.
Gdy podjął decyzję, płynnie przeszedł w tryb prasowy.
- Cóż, Rito – powiedział, uśmiechając się szeroko, - jak
słyszałaś, jako Minister Magii, nie jestem w stanie indywidualnie zająć się
opieką nad każdym dzieckiem czarodziejskim świecie, nawet dla takiego dziecka,
jak Chłopiec, Który Przeżył. Ufam naszym biurom, by upewniały się, że dobro
naszych dzieci jest pod ścisłą kontrolą i oczywiście, z dyrektorem Albusem
Dumbledorem podejmującym się osobiście tej sprawy, zaakceptuję jego słowo, że
znalazł odpowiedniego opiekuna dla małego Harry’ego.
Skeeter pochyliła się, gdzie Harry marszczył z oburzeniem
brwi na słowa „małego Harry’ego”.
- A ty, Harry? Co myślisz o swoim opiekunie? Czy dyrektor
mądrze wybrał?
Harry spojrzał gniewnie na reporterkę.
- To nie był wybór dyrektora – warknął, brzmiąc zupełnie
jak Mistrz Eliksirów. – Tylko mój. Ja
poprosiłem profesora Snape’a , by był moim opiekunem.
Skeeter zamrugała.
- Ty? Dobrze. Eee, profesorze, to nieoczekiwane, ale wydaje
się, że ma pan poparcie Ministra Magii, a także szefa Wizengamotu i Chłopca,
Który Przeżył.
- Ma również wsparcie naszej rodziny – zaznaczył Artur. –
Byliśmy przyjaciółmi rodziców Harry’ego i od dawna interesowaliśmy się dobrem
chłopca. Tęskniliśmy za nim przez te dziesięć lat i byliśmy zachwyceni, że
odnowimy naszą znajomość, ponieważ zaczął Hogwart. Widzieliśmy go również z
jego opiekunem i uznaliśmy, że profesor Snape jest doskonałym wyborem do tej
roli.
- Kolejna opinia – powiedziała Skeeter, choć spekulacje w
jej oku nie pasowały do jej optymistycznego, wesołego tonu. – No, no,
profesorze, musi pan być naprawdę niezwykłym
człowiekiem, że otrzymał pan takie uznanie.
- Jest! – odpowiedział Harry. Nie podobał mu się
chorobliwie słodki komentarz wiedźmy. – Jest genialny. Dzięki niemu wszyscy ze
Slytherinu i Gryffindoru opiekują się mną. A kiedy ci czterej chłopcy próbowali
na mnie naskoczyć, wszyscy pomogli. Hermiona zatrzymała ich, gdy nikogo nie
było w pobliży, a wtedy Draco i Ron przyszli i wezwali pomoc i wtedy Draco
uratował Rona przed tym całym Crunchy…
- Nie ‘crunchy’ tylko ‘crucio’ – syknął Draco.
- Eee, racja, przed Crucio, podczas gdy wszyscy inni
zatrzymali resztę. I profesor Snape dał mi pokój i ubrania i miotłę i… - Harry
w końcu przerwał, gdy uścisk Snape’a na jego ramieniu wzmocnił się boleśnie.
- Wystarczy – powiedział cicho Snape, choć wewnątrz był
wściekły. Mały potwór! Po tym, jak Albus
próbował i prześlizgnął się pod zaniedbaniami jego mugolskich krewnych, mały
idiota zaczyna wygadywać o dostaniu ubrań i pokoju, pokazując, jak bardzo
docenia tak podstawowe potrzeby.
Na szczęście Skeeter wydawała się tego nie zauważyć.
- Malfoy i Weasley współpracujący. No, no, jaka jest pana reakcja na to wszystko, pani
Malfoy? Nie znał pan bardzo dobrze profesora Snape’a od wielu lat?
Lucjusz spojrzał na Snape’a uważnie.
- Czy znałem profesora Snape’a? To doskonałe pytanie, pani Skeeter. Prawdą jest, że byliśmy razem w
Hogwarcie przez kilka lat.
Harry rozpromienił się.
- Oni byli wtedy przyjaciółmi, a teraz Draco i ja
jesteśmy! – Owinął ramię wokół szyi Draco, a Skeeter natychmiast zrobiła
zdjęcie. – No dalej – nalegał Harry, ciągnąc Draco w stronę innych uczniów. –
Chodźmy spotkać się z resztą, która pomagała w walce.
Skeeter, wietrząc pierwszą stronę, ruszyła za nim.
- Więc to są dzielni uczniowie, którzy pomogli udaremnić
atak, hymm? – Knot potruchtał za reporterką, nie chcąc, by jej uwaga odwróciła
się od niego.
Dumbledore podążył za nimi, by przedstawić ich sobie,
zostawiając patrzących na siebie Snape’a i Malfoya samych.
- No, no, Severusie. Więc naprawdę byłeś zdrajcą – powiedział Lucjusz, a jego głos był cichy, ale
pełen potwornej złośliwości. – Powinienem wiedzieć, że lepiej nie ufać takiemu
małemu brudnemu człowiekowi półkrwi, jak ty.
- A jeśli ty byłeś takim lojalnym sługą, Lucjuszu, to
czyż nie powinieneś gnić w Azkabanie, jako męczennik w wyższej sprawie czystej
krwi, a nie usprawiedliwiać się Imperiusem i zrzekać się swojego Pana?
Wściekłe spojrzenie Lucjusza powinno spalić go na miejscu.
- W co ty grasz, Severusie? Jak długo oczekujesz, że
będziesz w stanie czaić się za tym starym głupcem Dumbledorem? Gdy Czarny Pan
powróci, jego gniew…
Severus ziewnął.
- Och, Lucjuszu, brzmisz jak nastolatek. Spodziewałem się
po tobie czegoś więcej.
Malfoy zamrugał zdezorientowany.
- Co? – Jak Snape mógł być tak odporny na jego sposoby
grożenia? Nie bał się zemsty Voldemorta?
- Spójrz na dyrektora, Lucjuszu. Jest, jak powiedziałeś,
bardzo starym czarodziejem. Potężnym, tak, ale Czas jest potężniejszy niż
cokolwiek innego, a wyobrażasz sobie, ile jeszcze lat mu zostało?
- Ale w takim razie, co robisz? Gdy Czarny Pan powróci…
- Lucjuszu, Czarny Pan na pierwszy rzut oka jest ledwie
młodzieńcem. Tak, jest młodszy niż Dumbledore, ale tak samo jest z resztą
czarodziejskiego świata. Jestem tobą rozczarowany. Podczas pierwszej wojny
byliśmy trochę więcej niż dziećmi, ale teraz – miałem nadzieję, że
wydoroślałeś.
- Co to ma
znaczyć? – chciał wiedzieć Lucjusz.
- Jako dzieci, musieliśmy oczywiście podążać za kimś
innym. Ale czasy się zmieniają. Ludzie dorastają i dochodzą do swojej własnej mocy.
Lucjusz prychnął z drwiną.
- Naprawdę wyobrażasz sobie, że jesteś na tyle potężny,
żeby stanąć naprzeciw Dumbledore’a albo
Czarnego Pana?
Snape westchnął.
- Masz tak małą zdolność widzenia, Lucjuszu. Czy Narcyza
musi wyjaśniać ci każdego ranka Proroka
Codziennego? – Ignorując rosnącą wściekłość drugiego mężczyzny, Snape
kontynuował, - Moc Dumbledore’a słabnie w miarę upływu czasu. Czarny Pan został
już raz pokonany przez zwykłe dziecko. Co myślisz, że się stanie, gdy to
dziecko dorośnie?
Malfoy potrząsnął głową.
- O czym ty mówisz?
- Lucjuszu, Czarny Pan został już raz pokonany. Gdy
powróci, nie sądzisz, że są duże szanse, że zostanie pokonany jeszcze raz?
- Ale to był tylko fart. Losowa szansa.
- Myśl jak Ślizgon, Lucjuszu – powiedział Snape, a jego
głos ociekał pogardą. – Naprawdę wierzysz, że Czarny Pan mając największą moc
może być pokonany przez „fart”? A nawet jeśli, czy naprawdę był tak potężny jak
wierzyłeś, że jest?
- Więc wolisz sprzymierzyć się ze starcem? Dlaczego?
- Starzec tu jest – Czarny Pan nie. I starzec nie będzie
tu na zawsze. Kiedy umrze, pojawi się pustka we władzy, niezależnie od tego,
gdzie może być Czarny Pan. Jak myślisz, kto zajmie miejsce Albusa jako Obrońcy
Światłości?
Oczy Lucjusza podążyły do dzieciaka z rozczochranymi
włosami, który chętnie pomagał dyrektorowi z przedstawieniem sobie ludzi.
- Nie możesz wierzyć…
- Nie bądź naiwny, Lucjuszu. Czy kiedykolwiek byłbyś w
stanie przyciągnąć tutaj reportera pokroju Skeeter, gdyby „Chłopiec, Który
Przeżył” nie był zamieszany w tą burdę? Czarodziejski świat już zaakceptował go
jako faktycznego zastępcę Dumbledore’a. Czarny Pan nie będzie miał wyboru, albo
go pokona, albo przekupi go po swoim powrocie. Ten dzieciak będzie ogniwem
Czarnych i Jasnych mocy w dającej się przewidzieć przyszłości.
Lucjusz uśmiechnął się szyderczo.
- A będąc dobrym, małym fagasem tego starego głupca, masz
nadzieję na…
- Jeszcze nie dostrzegłeś, że nie jestem szczególnie
dobrym, małym fagasem dla kogokolwiek? – zapytał Snape jedwabiście.
- To znaczy, że pielęgnujesz bachora Pottera, by
zaprezentować go Czarnemu Panu? – Lucjusz usiłował to zrozumieć.
- Lucjusz! Bądź mężczyzną! Jesteś czarodziejem na własną
rękę, nie nastolatkiem, który dołączył do gangu starszych dzieciaków. Moc
Dumbledore’a jest u schyłku. Czarny Pan zniknął i będzie musiał odbudować swoje
siły po powrocie. Dlaczego miałbym sprzymierzyć się którąkolwiek z grup?
- Rozważasz chłopaka, jako trzecią potęgę? – odetchnął Malfoy,
a jego oczy się rozszerzyły. – Merlinie, masz jaja!
Snape pozwolił, by ślad uśmiechu zamigotał na jego
ustach.
- Powiedzmy, że gdy Czarny Pan powróci, może się okazać,
że jego największym wyzwaniem nie jest ani Dumbledore ani Ministerstwo.
- A dzieciak?
Wzruszył lekceważąco ramionami.
- To dzieciak. Potrzebuje wskazówek i twardej ręki. Ja mu
to zapewniam.
- A dyrektor?
- Stara się zapewnić własne wytyczne. Tak jak oczekuję,
że zrobi to Czarny Pan, gdy powróci. Zobaczmy, kto zdobędzie kontrolę. – Snape
spojrzał ostro na Malfoya. – A ty, Lucjuszu? Czego ty chcesz? Przyłączysz się do przegranej drużyny czy sprzymierzysz
się ze stroną, która już raz wygrała?
Malfoy posłał mu mały, wyniosły uśmieszek.
- Cóż, teraz, gdy rozumiem, że nie mówisz o tym migoczącym
idiocie, powiedzmy, że jestem świeżo zaintrygowany. Grasz w bardzo
niebezpieczną grę, Severusie. Jeśli Dumbledore wie, że ustawiasz się przeciwko
niemu…
- Co sprawia, że sądzisz, że on nie wie? – zamruczał
Snape. – Jest stary, nie zniedołężniały. Zmęczony, ale nie słaby. Ma swoje
poglądy, jak przygotować chłopaka. Ja mam swoje. Jeśli moje nie przeważą, to
nie zasługuję na pierwszeństwo w walce, prawda?
- Czego chcesz ode mnie?
Snape wzruszył ramionami.
- Jutrzejsza gazeta pokaże, że twój spadkobierca jest w
kręgu Pottera. Gdy Czarny Pan powróci, to może być dobre lub też złe, w
zależności od nastroju. W chwili, gdy odmówię przekazania chłopca, będę celem,
ale twoja pozycja prawdopodobnie nie jest tak jednoznaczna. Byłoby… ciekawie…
znać plany Czarnego Pana.
- Chcesz, żebym ja
był szpiegiem?
- Nie, Lucjuszu, chcę, żebyś kontynuował robienie tego,
co najlepsze dla Domu Malfoyów. Nie zgadzasz się, że zatrzymanie twoich
możliwości i potencjalnych sojuszy byłoby w najlepszym interesie dla twojego
Domu… i spadkobiercy?
Oboje mężczyźni spojrzeli w miejsce, gdzie uczniowie
pozowali do grupowego zdjęcia – tego, które zapewne pojawi się na pierwszej
stronie jutrzejszego Proroka Codziennego.
Harry, Ron i Draco stali na przedzie, śmiejąc się, a ich ramiona były owinięte
wokół ich szyi. Hermiona stała obok nich, trochę w oddaleniu, póki uśmiechający
się Harry nie wyciągnął ręki i złapał jej dłoń. Wtedy zarumieniła się,
przysuwając się bliżej. Zaraz za pierwszorocznymi stali trzej surowi prefekci,
ze skrzyżowanymi rękami, podczas gdy szczerzący się bliźniacy Weasley stali
jednej ich stronie, a Oliver i Katie robili miny do kamery z drugiej. Hermiona
raz spojrzała za siebie, a Jones wyciągnęła rękę i uspokajająco poklepała ją po
ramieniu, po czym trąciła Percy’ego i mrugnęła do niego. Wspaniały rumieniec
Percy’ego został na zawsze uwieczniony przez aparat.
- Nigdy nie wyobrażałem sobie, że masz takie ambicje,
Severusie – powiedział powoli Lucjusz, odwracając się, by spojrzeć na niego
bliżej. – To samo w sobie jest imponujące. Weź mnie pod uwagę… jako na razie
ostrożnie zainteresowanego.
Snape pochylił głowę w podziękowaniu, nadal patrząc na
dzieci, śmiejąc się i szczerzące do aparatu reporterki. To nie ambicje, ty czystokrwisty prostaku, pomyślał do siebie. To desperacja i instynkt opiekuńczy.
Poczekaj aż jakiś psychopata stawi sobie za cel głowę twojego dziecka i
zobaczymy, jakie rzeczy mu nakażesz, by dorósł bezpiecznie i zdrowo. Będę
paktował z samym Merlinem albo demonem z piekła, jeśli tego trzeba, by chronić
bachora. Dla porównania, zmuszenie ciebie, Dumbledore’a, Blacka i Knota do
nieświadomego sojuszu, a Skeeter do napisania historii takiej, jaką chcę, było
dziecinnie proste.
CDN…
Seeeeevvieeeee~!!!!! Hehehehehe!!
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
.
Nie wiem co dalej napisać T.T Ale rozdział był genialny. Zdecydowanie. Jestem MEGA ciekawa, jak to się dalej potoczy. I mam nadzieję, że niedługo się dowiem ^.^'
Pozdrawiam i MEGA weny życzę.
~Daga ^.^'
Porzuć od rzucać ,pożuć od żuć :-) pozdrawiam / błąd ort. w wypowiedzi Knota/
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńto bylo piękne, Lucjusz wraz z Knotem przybyli do Hogwartu tak, tak to było cudne... Severus bardzo troszczy się o Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
No to dopiero rozdział Severus powalił na łopatki dosłownie wszystkich jak leci. Kont jest takim krtynem że lepiej nie mówić nawet Lucjusz wyszedł na palanta. A reporterka do bani. Pozdrawiam i weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, to bylo piękne... Lucjusz i Knot się pojawili w Hogwarcie... a Severus bardzo troszczy się o Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, piękne... no i co to Lucjusz i Knot zawitał do Hogwartu... a widać, że Severus bardzo troszczy się o Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza