Na
początku tygodnia profesor McGonagall oddała mu Błyskawicę ogłaszając, że jest
właściwa do latania. Cały dom Gryffindoru wyglądał na podekscytowany pogłoskami
o miotle. Ron przechwalał się, że miał rację, podczas gdy Hermiona powtarzała,
że lepiej dmuchać na zimne. Wyczuwając kolejną nadchodzącą wojnę, Harry
pospiesznie powiedział dobranoc i skierował się do swojego dormitorium.
Docierając
do drzwi, Harry musiał odpędzić Krzywołapa od wejścia. Wiedział, że Hermiona
stara się trzymać go z dala od Parszywka, ale było prawie tak, jakby Krzywołap
miał obsesję na punkcie starego gryzonia. Nigdy nie widział, żeby kot stale
poszukiwał konkretnej ofiary, tak jak Krzywołap.
Każdy
z współlokatorów Harry’ego upewniał się, aby drzwi do ich dormitorium były
stale zamknięte, dla bezpieczeństwa Parszywka. Wszyscy wiedzieli, że choć Ron
narzekał na Parszywka, dbał o szczura, nie ważne, jak źle gryzoń wyglądał.
Niegdyś pulchny szczur teraz był chudy i zdawał się tracić swoje futro.
Wydawało się, że to kwestia czasu, zanim Ron nie będzie miał już zwierzaka.
Harry
naprawdę bał się tego dnia.
Pani
Hooch i profesor McGonagall nadal nadzorowały treningi dla bezpieczeństwa
Harry’ego, ale raczej spędzały większość czasu rozmawiając ze sobą, niż
zwracając uwagę na trening, nie żeby zespół się skarżył. Mieli mnóstwo
niespodzianek czekających na nadchodzący mecz i planowali utrzymać je w ten
sposób.
Harry
wielokrotnie został ostrzeżony przed szukającą Krukonów, Cho Chang, ale w
momencie, gdy wsiadał na miotłę i zaczynał, obawy wszystkich zdawały się
przestawać istnieć. Miotła słuchała jego najlżejszego dotyku. Jej prędkość była
tak niesamowita, że Harry nie mógł nawet odróżnić na stadionie jednej plamy od
innej. Testując jej granice, Harry przeszedł do gwałtownego nurkowania i
wydawało się, że spadnie jak meteoryt, zanim wycofał się tuż przed uderzeniem w
ziemię, wywołując niemal u całego zespołu atak serca.
Gdy
wreszcie Oliver puścił znicz, Harry złapał go z łatwością w ciągu dziesięciu
sekund. Pozwolił mu odlecieć i po daniu mu przyzwoitych forów, poleciał za nim,
chwytając moment później. Kontynuował to przez prawie godzinę, dając zniczowi
coraz więcej czasu, by – w innych słowach – szybko się stracił, ale zawsze
widział go i szybko łapał.
Reszta
zespołu ciężko trenowała, wykonując doskonale swoje najlepsze ruchy. Oliver nie
mógł powstrzymać radości, gdy zakończył trening. Naprawdę nie mógłby znaleźć
ani jednej skargi na swój zespół. Według Freda i George’a był to pierwszy raz.
To niemal wywołało szok u bliźniaków, ale tylk prawie.
Reszta
treningów w tym tygodniu poszła tak samo i do piątku cały zespół czuł, że byli
bardziej niż gotowi stawić czoła Krukonom. Na koniec wczesnego wieczora, Harry
podążał za kolegami i nauczycielami z powrotem do zamku z Błyskawicą na
ramieniu. Był w połowie drogi, gdy spojrzał w lewo i zobaczył znajomą parę
niebieskich oczy, wpatrzonych w niego. Oddech uwiązł mu w gardle, gdy się
zatrzymał.
Z
ciemności wyłonił się duży czarny pies. Harry mógł dostrzec w oczach, że pies
nie chce go skrzywdzić, ale wspomnienia i historie o Syriuszu Blacku szybko
wszystko zrujnowały. Cofając się o krok, Harry szybko rozejrzał się i zobaczył,
że zespół jest już prawie przy zamku, nieświadomy tego, co się dzieje. Powrócił
uwagą na psa i zobaczył, że powoli się zbliża. Nie mogę go przepędzić, rozumował Harry. Jak mam stąd uciec?
Cofając
się o kolejny krok, Harry próbował zmusić mózg do pracy. Był rozdarty między
chęcią powitania psa, który dał mu tak wiele i mężczyzny, który zadał mu tyle
bólu. Jak, do licha, mogli być jedną osobą?
-
Midnight? – zapytał nerwowo. – C-co ty tu robisz?
Pies
zaskowyczał i usiadł, patrząc na Harry’ego z błaganiem w oczach, jak robił to
wiele razy na Privet Drive. Harry zagryzł dolną wargę i powoli odstawił miotłę
na ziemi, ani razu nie odwracając oczu od psa. Black nie wiedział, że zna
prawdę! Mógłby to wykorzystać. Musiał się tylko dowiedzieć, w jaki sposób.
-
Harry!
Harry
szybko spojrzał w kierunku zamku, by zobaczyć spieszącego ku nim profesora
Lupina z wyciągniętą już różdżką. Panikując, Harry spojrzał na dużego psa,
który już zaczynał się powoli wycofywać.
-
Ukryj się w lesie – powiedział Harry ściszonym głosem. – Udowodnij mi, że mogę ci zaufać, Midnight. Nie szukaj mnie.
Znajdę cię.
Pies
ponownie zaskowyczał zanim uciekł. Harry popatrzył za nim, po czym zabrał swoją
miotłę i odwrócił się do profesora Lupina. Jak, do licha, miał to wyjaśnić?
-
Harry – powiedział pilnie Lupin, gdy dotarł do nastolatka. – Coś nie tak? Czy
coś się stało?
Harry
potrząsnął głową. Naprawdę nie chciał kłamać profesorowi Lupinowi, ale nie mógł
ryzykować, że Black już otrzyma pocałunek. Potrzebował odpowiedzi. Musiał
wiedzieć, dlaczego.
-
Nie, m-myślałem, że zobaczyłem coś…
- Co? – przerwał mu szybko profesor Lupin
rozglądając się szybko, ale nie zobaczył nic niezwykłego.
Pociągając
Harry’ego blisko siebie, Lupin wypuścił powietrze, nie zdajając sobie sprawy,
że je wstrzymywał. – Wróćmy do zamku i wtedy możesz mi wyjaśnić, dlaczego
jesteś tu sam.
Harry
chciał zaprotestować, ale profesor Lupin odprowadził go. Nie wiedział, czy
Lupin jest zły, zmartwiony, czy oba. Zapewne
i jedno i drugie. Byli niemal w zamku, gdy Harry nie mógł już dłużej
wytrzymać ciszy.
-
Przepraszam – powiedział przygnębiony. – Wiem, że powinienem iść z zespołem,
ale myślałem, że coś zobaczyłem i zatrzymałem się…
Lupin
spojrzał na Harry’ego z uniesioną brwią.
-
Więc nie byłeś polatać sam? – zapytał zaciekawiony.
Harry
nie mógł powstrzymać urazy.
-
Profesorze, zna mnie pan lepiej – powiedział. – Stosuję się do każdej zasady,
którą postawił Dumbledore. Stałem się więźniem tego miejsca i czy się skarżę? Nie. Jaki był sens mojego miesięcznego
treningu, skoro nie mam możliwości go wykorzystać? Czuję się, jakby ktoś mnie
obserwował, więc patrzę, a wtedy pan przychodzi i oskarża mnie o robienie
czegoś głupiego! Nie mogłem być dzieckiem przez te lata, więc przestańcie mnie
tak traktować!
Profesor
Lupin stał na chwilę w szoku, po czym oparł dłonie na ramionach Harry’ego.
-
Harry, nigdy nie chciałem cię oskarżać, ale po tym wszystkim, co się działo,
potrafisz mnie winić za to, że jestem trochę nadopiekuńczy? – zapytał
spokojnie. – Nie co dzień trzynastolatek otrzymuje Błyskawicę w prezencie.
Wiem, jak lubisz latać. To chyba jedyny moment, gdy widziałem cię naprawdę
szczęśliwego. Każdy chciałby się wymknąć na małe wyzwolenie w powietrzu.
Dobrze, że postawił pan to w ten
sposób… Harry
naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. Znowu przesadził i wyładował gniewa na jedynej
osobie, która tak wiele dla niego robi. Odwracając wzrok, Harry starał się
zignorować poczucie winy, z powodu odpyskowania Lupinowi i ukrywaniu teraz
skazanego mordercy (kolejny raz). Nie wiedział, co robić. Nie chciał więcej
zadać profesorowi Lupinowi bólu, ale wydawało się, że wszystko w tą stronę się
kieruje.
Nastała
nieprzyjemna cisza, aż profesor Lupin potargał już rozczochrane włosy
Harry’ego.
-
Masz prawo być na mnie zły, wiesz – powiedział Lupin z uśmiechem. – Wiem, że to
jest trudny rok. I szczerze oczekiwałem od ciebie jakiegoś buntu. – Nie
otrzymując odpowiedzi, profesor Lupin znów chwycił ramię Harry’ego. – Nie
śpiesz się, by dorosnąć, Harry – powiedział szczerze, - bo, gdy raz to zrobisz,
nie będzie już odwrotu.
^^^
Następnego
dnia rano, cała szkoła mogła pierwszy raz rzucić okiem na Błyskawicę. Uczniowie
patrzyli z podziwem, podczas gdy członkowie drużyn Quidditcha zdawali się być
zaskoczeni. Harry Potter, najmłodszy szukający stulecia, na Błyskawicy?
Wydawało się, że Puchoni i Krukoni nawiązali współpracę, którą okazała się
znajomość Harry’ego, by zbadać bliżej jego miotłę. Wszyscy skończyli spiesząc z
powrotem do własnych stołów, gdy potwierdzili autentyczność miotły.
Zarówno
Cho Chang i Cedric Diggory (szukający Puchonów) skończyli uderzając głowami w
stoły. Teraz obaj bali się swoich meczów przeciwko Gryfonom.
Dzień
był jasny, ale z trochę chłodnym wiatrem. Doskonałe warunki do Quidditcha.
Przebierając się w szaty do gry, Harry nie mógł nic poradzić, na to, że czuł
się trochę nerwowy, gdy dwukrotnie sprawdził kaburę na różdżkę wciąż
przymocowaną do jego nadgarstka. Wszyscy mówili, że dementorzy zostaną z dala
od boiska, ale lepiej dmuchać na zimne. Harry nie mógł sobie dzisiaj pozwolić
na zaskoczenie.
Wchodząc
na murawę, Harry zignorował gromkie brawa. Wiedział, że jego zespół jest od
niego zależny i nie miał zamiaru ich zawieźć. Zbliżyli się do środka pola,
gdzie już czekali na nich Krukoni. Popatrzył na Cho Chang, która była jedyną
dziewczyną w zespole. Zauważyła jego spojrzenie i uśmiechnęła się. Harry
zignorował lekki skręt żołądka i skinął jej, sprawiając, że jej uśmiech się
poszerzył.
-
Kapitani, podajcie sobie ręce – powiedziała pani Hooch i poczekała, aż to
zrobią. – Na miotły. Teraz, trzy… dwa… jeden…
W
momencie, gdy rozbrzmiał gwizdek, Harry wbił się w powietrze, wzlatując dużo
wyżej niż reszta mioteł. Natychmiast wczuł się w grę,, obserwując i czekając na
jakiś znak znicza. Ignorował komentatora, Lee Jordana, niezależnie, co mówił.
Zauważył złoty blask i odbił, a Cho Chang podążyła za nim. Gdy ruszył bliżej,
dostrzegł, że to nie znicz i zatrzymał się gwałtownie, zmuszając Cho do
przelecenia obok niego.
Rozejrzawszy
się ponownie, Harry naprawdę zobaczył znicza latającego tuż przy ziemi, blisko
barierek naprzeciw uczniów Slytherinu. Z szybkim zwrotem, wyrwał się z ostrego
zanurkowania, prawie dotykając nogami ziemi. Mknął w jego stronę, sięgając go…
-
HARRY, UWAŻAJ!
Instynkt
wziął górę i Harry szybko odwrócił się i zatrzymał, ledwie unikając uderzenia w
plecy tłuczkiem. Westchnął rozczarowany i znowu zaczął rozglądać się za
zniczem. Tylko minutę później dostrzegł go, krążącego przy bramkach
Gryffindoru. Harry machinalnie wystartował, zaskakując Cho i wszystkich innych.
Już prawie tam był, gdy znicz wzleciał w górę i zawrócił w stronę boiska… w
stronę Cho!
Zmieniając
kierunek, odsunął miotłę, zdeterminowany, by złapać znicza przed Cho. Znicz
ponownie zmienił kurs, przechodząc w nurkowanie. Harry i Cho ruszyli za nim.
Cho próbowała uderzyć łokciem w żebra Harry’ego, ale zablokował ruch, nie
spuszczając oczu ze znicza. Wiedział, co robiła i nie chciał dać się nabrać.
Wyciągnął
rękę w momencie, gdy Cho nagle zatrzymała się i krzyknęła. Spoglądając w lewo,
Harry zobaczył trójkę dementorów, spieszących w jego stronę. Instynkt przejął
kontrolę i Harry machnął prawym nadgarstkiem i poczuł w ręce różdżkę. Wskazując
na dementorów, Harry krzyknął: „Expecto
Patronum!” Coś wystrzeliło w stronę dementorów, gdy Harry wyciągnął rękę i
lewą złapał znicz.
Ponownie
chowając różdżkę w kaburze, Harry szybko odbił od pikowania zanim roztrzaskał
się o ziemię. Usłyszał gwizdek pani Hooch sygnalizujący koniec meczu. Nie
wiadomo skąd Harry był chwycony przez sześć szkarłatnych plam. Kiedy w końcu
uwolnił się od drużyny, Harry rozejrzał się i nareszcie mógł usłyszeć ryk
tłumu, no, przynajmniej ryk Gryfonów.
Pierwsi
dotarli na boisko jego koledzy w domu i szybko pociągnęli Harry’ego do
ogromnego grupowego ścisku, w którym Harry był pośrodku. Gdy tylko wszyscy go
puścili, delikatna dłoń spoczęła na jego ramieniu.
- To
był niezwykły Patronus – powiedział profesor Lupin.
Odwracając
się, Harry szybko spojrzał na opiekuna, który wydawał się być lekko
wstrząśnięty, ale wyjątkowo dumny.
-
Miał formę? – spytał natychmiast Harry. Nie zwrócił na to uwagi w chwili, gdy
mógłby to zauważyć. – Nie czułem dementorów, więc…
Lupin
uśmiechnął się i pochylił do Harry’ego, rozumiejąc emocje i zainteresowanie
chłopca.
- Nie
przeciążyłeś zaklęcia, Harry – powiedział tak, by tylko Harry mógł usłyszeć. –
Nie czułeś ich wpływu, bo to nie byli dementorzy. Choć. – Poprowadził Harry’ego
z dala od tłumu, na skraj boiska. – Wierzę, że napędziłeś kilku kolegom
niezłego stracha.
Harry
nie mógł w to uwierzyć. Przed nimi znajdowali się Malfoy, Crabbe, Goyle i
kapitan drużyny Slytherinu, Marcus Flint. Wszyscy starali się wstać, gdy
przybyła McGonagall. Wyglądała na zupełnie oburzoną.
- W
całym moim życiu nie widziałam tak żałosnej próby sabotażu! – krzyknęła. –
Szlaban! Minus pięćdziesiąt punktów dla Slytherinu! Profesor Dumbledore dowie
się o tym!
Mimo że
wspaniale było zobaczyć jak Malfoy obrywa, Harry nie mógł nic poradzić, ale był
trochę rozczarowany. W porównaniu do dementorów, Draco Malfoy był jak bułka z
masłem. Chciał raz na zawsze pokonać swój strach. Chciał to udowodnić sobie i
swoim kolegom.
-
Harry! – krzyknął George. – Impreza w Pokoju Wspólnym Gryffindoru!
Harry
już nie był w nastroju do imprezowania. Miał swoje nadzieje, tylko się
rozczarował. Spoglądając na Lupina, Harry dostrzegł, że nauczyciel to
zrozumiał.
-
Spotkamy się tam – odkrzyknął Harry do George’a i skupił się na profesorze
Lupinie. – Miał formę? – spytał ponownie.
Profesor
Lupin uśmiechnął się.
-
Chodźmy dalej od tłumu – powiedział miękko. Wyszli z boiska i skierowali się w
stronę jeziora, z dala od każdego, kto mógłby podsłuchać. Po rozglądnięciu się,
Lupin odwrócił się do Harry’ego stając z nim twarzą w twarz.
-
Harry, nie jestem pewien, co to znaczy, ale nie masz formy – powiedział
ostrożnie.
Harry
spuścił wzrok.
- Ach
– powiedział cicho, nie mogąc ukryć rozczarowania. – Myślę, że nie
skoncentrowałem się dostatecznie.
Profesor
Lupin parsknął śmiechem.
- Nie
o to mi chodzi, Harry – powiedział – Nie masz formy. Były dwie.
Widziałem jelenia i wilka atakujących te… eee… uczniów. Nigdy wcześniej nie
słyszałem, by ktoś miał dwie formy. Nie sądzę, by ktokolwiek miał. Nie mam
wątpliwości, że Dumbledore jutro zawoła cię do biura, by o to zapytać.
Chciałbym po prostu wiedzieć, co to znaczy.
Harry
musiał się uśmiechnąć. Nie mógł uwierzyć, że profesor Lupin nie zorientował się
przynajmniej o wilczej części.
-
Cóż, w książce pisało, że Patronus to pozytywna siła, która prawdopodobnie
reprezentuje coś pozytywnego w moim życiu – stwierdził. – Wilk to najwyraźniej
pan. – Jego uśmiech osłabnął, gdy pomyślał o drugiej formie. – Choć nie jestem
pewny, co do jelenia – powiedział z zakłopotaniem.
Tym
razem to profesor Lupin się uśmiechnął.
- Cóż
to może być dla ciebie szokiem, Harry, ale twój ojciec był animagiem –
powiedział. – Jego formą był jeleń.
Stał się animagiem, by pomóc mi z moimi przemianami. Po prostu zaskoczyło mnie
zobaczenie Rogacza po tylu latach.
To
zwróciło uwagę Harry’ego.
-
Rogacza? – zapytał z zaciekawieniem.
- To
był pseudonim twojego taty – wyjaśnił profesor Lupin. Nagle jego twarz zmieniał
się na zmartwioną i westchnął. – Wytłumaczę ci wszystko później, kiedy będzie
więcej czasu. To dość długa historia, a niektóre jej szczegóły mogą być trochę
niepokojące. Myślę, że teraz brakuje cię na imprezie w Pokoju Wspólnym.
Odprowadzę cię tam.
Harry
chciał zaprotestować, ale Lupin ruszył już w kierunku zamku. Zarzucając na
ramię miotłę, Harry westchnął i ruszył do zamku. Dobrze, że teraz znał jedno z
przezwisk na Mapie Huncwotów. Teraz musiał tylko zorientować się trzech
pozostałych. Rzeczywiście zaskoczyło Harry’ego, jak szybko profesor Lupin
chciał zmienić temat. To była wielka tajemnica?
Szli
do wieży Gryffindoru w ciszy, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Gdy Harry
podał hasło, Lupin pożegnał się, zostawiając Harry’ego przy wejściu do wieży.
Impreza była już w pełnym rozkwicie. Każdy zdawał się bawić, za wyjątkiem
Hermiony, która zadziwiająco próbowała czytać. Uważając, by nie wpaść na
nikogo, Harry ruszył przez pokój i usiadł obok niej.
- Jak
można skoncentrować się w takim hałasie? – zapytał Harry.
Hermiona
wzruszyła ramionami.
- Po
prostu naprawdę muszę to zrobić – powiedziała. – Mam ponad czterysta stron do
przeczytania na poniedziałek.
Oczy
Harry’ego rozszerzyły się. Jak, do licha, miała zamiar tego dokonać.
-
Eee, Hermiono? – zapytał niepewnie. – Może powinnaś pomyśleć o opuszczeniu
zajęć lub dwóch. Wyglądasz na trochę zestresowaną.
To,
oczywiście, było nieporozumieniem. Harry nie mógł sobie przypomnieć, by
kiedykolwiek widział Hermionę tak wyczerpaną. Naprawdę wyglądała tak, jak Harry
czuł się pod koniec poprzedniego semestru.
-
Mogę to znieść, Harry – powiedziała Hermiona, ale nie tak pewnie siebie, jak
normalnie.
Było
już bardzo późno, gdy ludzie zaczęli wychodzić po schodach na górę do
dormitoriów, a niektórzy musieli być wygonieni przez profesor McGonagall. Harry
był jednym z pierwszych, którzy poszli do łóżka, ale szybko okazało się, że sen
go unika. Myśląc o tym, zorientował się, że profesor Lupin ujawniając, że jego
tata był Rogaczem oznaczało wyjawienie, że Syriusz Black to Midnight. To
dlatego profesor Lupin był tak mało konkretny. Wciąż niechętnie mógł prawdę!
Pogrążony
w myślach, Harry odkrył kolejne pytanie w dręczących go myślach. Jeśli wszyscy
Huncwoci byli animagami (z wyjątkiem profesora Lupina), wówczas oznacza to, że
Peter Pettigrew również. Jeśli James Potter był jeleniem, Syriusz Black był
dużym psem, a profesor Lupin wilkiem, Harry musiał się zastanowić, jakim
zwierzęciem był Pettigrew. Musiał też się zastanowić, jak, do licha, Huncwoci
tego dokonali.
Zdając
sobie sprawę, że w najbliższym czasie nie zaśnie, Harry podniósł się z łóżka,
chwycił okulary i otworzył kufer. Nie zajęło mu dużo czasu znalezienie albumu
fotograficznego oprawionego w skórę, który dostał od Hagrida dwa lata temu.
Wewnątrz tej książki była zawarta przeszłość jego rodziców, którą wykreował w
umyśle, zanim dowidział się, jacy naprawdę byli. W życiu wiele założył o
rodzicach i ich przyjaciołach. Nigdy w ciągu milionów lat nie mógłby się domyślić,
że jeden z ich najlepszych przyjaciół, mógłby ich wydać. To tylko dowodzi, że
marzenia i rzeczywistość nigdy się nie pokrywają.
Jak
najciszej, Harry wyszedł z dormitorium (upewniając się, że drzwi są
rzeczywiście zamknięte, by chronić Parszywka przed Krzywołapem) i odważył się
zjeść do Pokoju Wspólnego. Usiadł naprzeciw ledwie płonącego ognia i otworzył
album, przewracając strony, aż znalazł obrazy przedstawiające innych ludzi
oprócz jego rodziców.
Nie
musiał długo szukać. To było zdjęcie ze ślubu jego rodziców. Jego ojciec machał
radośnie, mama promieniała, a obok Jamesa Pottera stał Syriusz Black, ale nie
ten człowiek, którego Harry widział w gazetach. Syriusz Black był młody,
przystojny nawet, kiedy nieskończenie się śmiał. Trudno było uwierzyć, że ten
Syriusz Black i ten, który zdradził jego rodziców byli jedną i tą samą osobą.
Trudno było uwierzyć, że szczęście widoczne na twarzach jego rodziców trwało
przez tak krótki czas.
To
niesamowite, jak szybko życie potrafi zmienić się z jednej skrajności w drugą.
Przerzucając
stronę, Harry zobaczył zdjęcie swojej mamy w łóżku, wyglądającej na wyczerpaną,
ale szczęśliwą. Trzymała małe zawiniątko i patrzyła to na jego ojca to na
szkraba. Obok ojca ponownie stał Syriusz Black, który uśmiechał się, wyciągając
rękę i delikatnie dotykając berbecia. Obok Black był profesor Lupin, który,
mimo że ciągle chudy, wyglądał na szczęśliwego i dużo młodszego niż teraz.
Mężczyzna wyglądał na tak spokojnego i zrelaksowanego z jego przyjaciółmi, w
niczym nie przypominał powściągliwej osoby, którą był teraz. Ostatnim członkiem
był gruby, niski i pulchny młody człowiek, którego Harry nigdy nie widział.
Przenosił ciężar ciała z lewej na prawą, wyglądając, jakby czuł się nie na
miejscu.
Harry
powoli potrząsnął głową zamykając książkę. Więc tacy byli Huncwoci zanim
szaleństwo wojny zniszczyło ich życia. Dwóch umarło z powodu zdrady jednego,
zostawiając ostatniego członka samego. Harry nie mógł powstrzymać współczucia
do profesora Lupina. On sam nie wiedziałby, co zrobić, gdyby stracił wszystkich
najbliższych przyjaciół w ciągu dwudziestu czterech godzin.
Wstając,
Harry obliczył, że lepiej trochę pospać niż w ogóle i wrócił do łóżka. Już
wcale nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Dlaczego dawał Blackowi szansę?
Dlaczego nie mógł po prostu uwierzyć w to, co wszyscy mu mówili? Harry nie
wiedział, dlaczego potrzebował jakiegoś rodzaju potwierdzenia od Blacka albo
dlaczego w ogóle zastanawiał się nad rozmową ze zbiegłym mordercą. Wszystko, co
wiedział to fakt, że to coś, co musi zrobić.
Hej,
OdpowiedzUsuńMalfloy yo było nieuczciwe, czemu dwie postacie, ale udało mu się...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Malfoy, ty... Dobra, nie. Po prostu. . Ugh!
OdpowiedzUsuńDwie formy?? Łaał... Nieeźlee~
Ach, cóż, Harry... To pewnie po prostu twoje serce wie, że ta wersja historii to nieprawda...
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Malfloy to było bardzo nieuczciwe?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Malfloy to było bardzo nieuczciwe, z Twojej strony?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza