Dotrzymując
słowa, profesor Lupin zatrzymał dla siebie małą wycieczkę Harry’ego. Harry
wyjawił, że Parszywek nie ma palca i całą resztę, którą wiedział o szczurze.
Powiedział też Lupinowi, że Hermiona wie o jego podejrzeniach, ale nie o
Pettigrew i Blacku. Lupin odprężył się, słysząc to. Naprawdę nie mogli sobie
pozwolić, by ktoś jeszcze wiedział, że osoba, która powinna być martwa, wałęsa
się po terenie Hogwartu.
Harry
powiedział Hermionie, że profesor Lupin zajmuje się tą sprawą, robiąc Harry’emu
przysługę. To wydawało się stłumić podejrzenia Hermiony, ponieważ nie wiedziała
nic o Mapie Huncwotów, która była teraz w posiadaniu profesora Lupina. Oddał ją
z niechęcią, ale Lupin obiecał, że ją odda.
Wielkanoc
nadeszła i odeszła bez śladów Blacka czy Parszywka, nie żeby Harry miał czas,
by o tym myśleć przy wszystkich zadaniach domowych. Wszyscy już wiedzieli, żeby
trzymać się z dala od Hermiony, ponieważ wyglądała na bliską załamania
nerwowego. Harry i Ron bardzo się starali robić zadania domowe i pomagać
Neville’owi, który również wyglądał na bardzo zestresowanego. Myśl o końcowych
egzaminach sprawiała, że Harry się wzdrygał.
Oprócz
nadmiaru pracy domowej, Harry miał również codzienne treningi Quidditcha wraz z
posiedzeniami nad strategią. Mecz Gryffindor-Hufflepuff był w przyszłą sobotę i
wszyscy w wieży Gryfonów czuli podniecenie. Nie wygrali Pucharu od czasu, gdy
brat Rona, Charlie, był dawno temu Szukającym. Wygrana przeciw Hufflepuff rozstrzygała
Puchar, co oznaczało, że większość ciężaru spadała na Harry’ego i złapanie
znicza, ponieważ był wart aż tyle punktów.
Atmosfera
tego meczu była zdecydowanie inna niż Harry kiedykolwiek doświadczył. Było
pewne napięcie między domami Gryffindor i Hufflepuff, ale nie aż tak dotkliwe
jak zwykle między Gryfonami i Ślizgonami. Ravenclaw zdawał się rozdarty między
wybraniem strony. Krukoni i Puchoni zwykle byli blisko, a wygrana przeciwko
Gryfonom (bardziej Harry’emu Potterowi i jego Błyskawicy) byłaby wielkim
impulsem dla moralności Puchonów, ale wygrana Hufflepuff oznaczała stratę
Gryfonów, co skutkowałoby możliwością przejścia Pucharu Quidditcha do
Ślizgonów. To było coś, co nie mogło się stać.
Rankiem
w dniu meczu, Harry obudził się okropnie wcześnie. Słońce ledwie wyłamywało się
zza horyzontu, ale Harry wiedział, że nie byłby w stanie wrócić do łóżka. Jego
żołądek już był zaciśnięty w supeł. Wyglądając na błonia, Harry zauważył, że
wietrzyk nie poruszał drzewami czy Bijącą Wierzbą. Brak wiatru był dobry.
Kontynuując
rozglądanie się po błoniach, Harry dostrzegł małe, rude zwierzę, grasujące na
trawie. Harry rozpoznał ten ogon i wiedział, że to może być tylko Krzywołap.
Patrzył, jak kot zbliża się do lasu i coś wychodzi mu na spotkanie. Oczy
Harry’ego rozszerzyły się na widok dużego, kudłatego, czarnego psa, który był
mu tak dobrze znany. To był Midnight.
Midnight zna Krzywołapa?
Harry
patrzył dalej, jak idą obok siebie, jakby byli starymi przyjaciółmi,
rozmawiającymi o wszystkim i o niczym. Wtedy to uderzyło w Harry’ego. A jeśli
obsesja Krzywołapa na punkcie Parszywka była z powodu Blacka? Hermiona dawała
Krzywołapowi dużo swobody, więc nikt by nie zauważył, gdyby zniknął na kilka
godzin, by spotkać się z ukrywającym się Blackiem. A to oznaczało, że Black
wiedział, że Parszywek zniknął. Harry mógł mieć tylko nadzieję, że to nie
pchnie Blacka do zrobienia czegoś głupiego.
Kiedy
w końcu nadszedł czas meczu, wszyscy z zespole byli tak stremowani, że nie
mogli myśleć. Przebrali się w stroje do Quidditcha w milczeniu. Oliver miał
trudności ze znalezieniem słów do zespołu i dał radę powiedzieć tylko „wiecie,
co robić, więc chodźmy wygrać Puchar.”
Gdy
weszli na boisko prawie zostali przewróceni przez hałas. Wydawało się, że
wszyscy po stronie Gryffindoru jakoś znaleźli sposób, by zwiększyć głośność ich
głosu. Drużyna Puchonów wyszła z szatni i zbliżyła się, sprawiając, że
Ścigające, Angelina, Alicja i Kate, zaczęły chichotać. Harry spojrzał na nie z
zakłopotaniem, a Fred poklepał go po ramieniu.
-
Mają ochotę na Szukającego, Diggory’ego – powiedział. – Nie mówi zbyt wiele,
więc nie zaczynaj z nim rozmowy podczas meczu.
Harry
skinął głową i skupił uwagę na pani Hooch, która kazała kapitanom drużyn,
Oliverowi i Diggory’emu, uścisnąć sobie ręce. Zacisnął dłonie na Błyskawicy i wsiadł
na nią, czekając na gwizdek sygnalizujący początek gry. Diggory był większy i
starszy od Harry’ego, co nie pomagało takiego dnia, jak ten. Według Olivera,
Diggory był dość dobry, więc Harry będzie musiał wykorzystać każdą możliwą
przewagę.
Z
dźwiękiem gwizdka, Harry odbił się i zaczął wznosić wyżej i szybciej niż inni.
Znicz został wypuszczony wraz z Tłuczkami. Harry próbował podążyć za małym
złotym Zniczem wzrokiem, ale ten szybko zmieszał się z tłumem, znikając z pola
widzenia. Dmuchnął kolejny gwizdek, Kafel został wyrzucony w górę i gra się
rozpoczęła.
Nie
zajęło długo odkrycie strategii gry Puchonów, którą było wyeliminowanie
Harry’ego z gry. Harry’emu trudno było mieć oko na Znicza, kiedy cały czas
unikał Tłuczków, ale Diggory też go nie widział. Fred i George szybko zauważyli
jego rozterkę i bardzo starali się pomóc młodemu Szukającemu, ale to
pozostawiało niestrzeżonym Ścigających Gryffindoru, co puchońscy Pałkarze
wykorzystywali.
Czystym
szczęściem było to, że Harry dostrzegł błysk złota, trzepoczący koło bramek
Puchonów. Bez ostrzeżenia, Harry wystartował tak szybko, jak to możliwe,
zaskakując obie drużyny. Zmylił kilku członków drużyny Puchonów, gdy przeleciał
koło nich tak blisko, że niemal spadli z mioteł. Był prawie na miejscu, kiedy
wysoki hałas, gwiżdżąc, wypełnił mu uszy. Znając ten odgłos, Harry szybko
zmienił kurs, pozwalając, by Tłuczek poleciał na prawo, tak, gdzie przed chwilą
był.
Jednak
nie usłyszał drugiego Tłuczka.
Siła
całkiem przeciwna do tej, którą Harry czuł wcześniej, posłała go do tyłu i
zrzuciła z miotły. Był pewny, że usłyszał kilka trzasków, gdy ból rozbłysnął w
całym jego ciele. Tłum zamilkł, gdy Harry zaczął spadać. Wszyscy gracze na
boisku zdawali się niezdolni do ruchu. Wszystko wydawało się poruszać w
zwolnionym tempie.
Ból
był nie do zniesienia. Harry chciał krzyknąć bólu, ale nie potrafił odnaleźć
własnego głosu. Zamykając oczy, Harry zmusił mózg do pracy. Nie ma bólu. Nie ma
żadnego bólu. Jednym ruchem nadgarstka, Harry dostał w rękę różdżkę i celował w
miotłę.
-
Accio Błyskawica! – wychrypiał, przypominając sobie jeden z czarów, których
uczył się podczas wakacji. Miotła poleciała do niego, gdy wygiął plecy tak, że
spadał głową w dół, ignorując iskry bólu, spowodowane tym prostym działaniem.
Schował różdżkę i wyciągnął obie ręce, chwytając Błyskawicę, gdy przelatywała
obok.
Szybka
zmiana kierunku wydawała się wysłać dodatkową falę bólu do cierpienia, które
czuł Harry. Jego nogi nadal spadały, co dało Harry’emu pomysł. Używając całego
możliwego pędu, Harry zakołysał ciałem tak, że przerzucił nogi przez miotłę, co
pozwoliło mu wsiąść na nią i znowu polecieć do Znicza. Cudem nadal był koło
bramek Puchonów. Jego ciało wrzeszczało na niego, by się nie ruszał, ale Harry
nie słuchał. Nie mógłby. Gra i Puchar były na jego barkach.
Wydawało
się, że tylko sekundę później miał w ręce Znicza, unosząc go chwilę, by wszyscy
mogli zobaczyć, zanim ramię owinęło się wokół jego brzucha. Ból w jakiś sposób
nagle pomnożył się dziesięciokrotnie, uniemożliwiając Harry’emu skoncentrowanie
się na czymś innym, niż on.
Głośny
gwizdek wypełnił powietrze.
-
Gryffindor wygrał! – krzyknęła pani Hooch.
Publiczność
wybuchła oklaskami. Drużyna Gryffindoru szybko podleciała do Harry’ego, by mu
pomóc. Fred i George byli tam pierwsi i pomogli mu wylądować. W momencie, gdy
dotknęli ziemi, cały zespół pomógł Harry’emu się położyć, po tym, jak zaczął
kaszleć. Gorzka ciecz wypełniła mu usta. Harry odwrócił głowę na bok i splunął,
zdobywając tym kilka sapnięć. Jego głowa zdawała się być uwięziona w burzy
zawrotów, zmuszając Harry’ego do zamknięcia oczu.
-
Pani Wood, panowie Weasley, proszę się odsunąć! – skarciła ich profesor
McGonagall.
Delikatna
dłoń dotknęła jego czoła z poufnością, z którą mógł go dotknąć tylko profesor
Lupin. Harry jęknął, odwracając głowę w jego kierunku. Nagle poczuł, jakby był
unoszony z zmieni i położony na czymś twardym. Ruch spowodował kolejną falę
bólu, ale Harry był zbyt nieobecny, by zarejestrować cokolwiek. Był za bardzo
uwięziony w obecnym bólu, by rozpoznać kolejny.
Widok
Harry’ego Pottera prowadzonego do skrzydła szpitalnego tuż przed Dumbledorem,
McGonagall, Lupinem, Ronem i Hermioną był widokiem, którego nikt nie zapomni.
Nikt nie miał ochoty na świętowanie.
^^^
Ciepłe
promienie słońca na jego twarzy powoli wyrwały Harry’ego z bezsennego snu. Całe
jego ciało było obolałe, a coś szczelnie owinięte wokół jego piersi. Otworzył
oczy, ale jasność ogarniająca pomieszczenie zmusiła go do zamknięcia ich
ponownie. Wyraźny zapach wypełnił powietrze, ostrzegając Harry’ego, że jest w
skrzydle szpitalnym. Świetnie. Po prostu
genialnie.
Harry
powoli otworzył oczy i zamrugał parę razy, aż przyzwyczaił się do mocnego
światła. Wydarzenia meczu Quidditcha ponownie odtworzyły się w jego umyśle,
przypominając Harry’emu, dlaczego tu jest. Ten głupi Tłuczek! Harry westchnął,
gdy zdał sobie sprawę, jak musiało wyglądać jego omdlenie na boisku… ponownie.
Wydawało się, że jakoś zawsze to on był tym, który zostawał ranny.
Delikatna
dłoń dotknęła jego czoła, odgarniając mu z oczu grzywkę. Spoglądając w górę,
Harry dostrzegł rozmytą postać profesora Lupina.
-
Dzień dobry, szczeniaku – powiedział miękko Lupin, wsuwając mu na nos okulary.
– Nieźle nas przestraszyłeś. Zawsze grasz tak niebezpiecznie?
Profesor
Lupin nabrał ostrości, pozwalając Harry’emu zobaczyć, na jak wyczerpanego
wyglądał.
-
Wygląda pan na zmęczonego – powiedział szorstkim głosem.
-
Ależ dziękuję, Harry – powiedział Lupin szczerze. – Może powinieneś zerknąć w
lustro. Ten Tłuczek złamał ci dwa żebra, które przebiły lewe płuco powodując
wypełnienie go płynem. To było dwa dni temu. Powinieneś posłuchać krążących po
szkole plotek. To dość zabawne. Nie sądzę, by twój ojciec kiedykolwiek
doświadczył tylu plotek po meczu, nie ważne, jak bardzo się starał.
Harry
skrzywił się.
- Nie
zrobiłem tego celowo – powiedział, próbując usiąść, natychmiast pchnięty z
powrotem przez Lupina. – Nie słyszałem, że nadlatuje i mnie uderzył, proste.
Profesor
Lupin usiadł na skraju łóżka.
-
Harry, pamiętasz, co się stało po tym, jak spadłeś z miotły? – spytał. – Nigdy
nie widziałem takiego wyczynu, nawet zamierzonego, a co dopiero, by się komuś
udał. Twój ojciec z pewnością byłby dumny. Z drugiej strony, twoja mama
prawdopodobnie zabrałaby ci miotłę za straszenie jej niemal na śmierć.
- A
pan? – zapytał Harry z szerokim uśmiechem.
Lupin
odpowiedział tym samym.
-
Cóż, zostawię swój osąd na później – powiedział, po czym przestał się
uśmiechać. – Choć, naprawdę mnie przestraszyłeś, gdy zacząłeś kaszleć krwią.
Nie wiem, jak udało ci się złapać Znicza przy tak poważnych obrażeniach.
Harry
zamknął oczy i westchnął.
-
Mechanizm obronny – powiedział cicho. Nie chcąc tego rozwijać, Harry
zorientował się, że lepiej zmienić temat. – Więc, kiedy mogę stąd wyjść?
- Nie
wcześniej niż pojutrze – odparł profesor Lupin. – Pani Pomfrey chce być pewna,
że przed wyjściem będziesz całkiem wyleczony. Przy przebitym płucu może być
wiele komplikacji. Poza tym, mam wrażenie, że nie jesteś zbyt entuzjastycznie
nastawiony na spotkanie z pełną uwielbienia publiką.
Harry
jęknął z irytacją. Tylko tego potrzebował, by ludzie patrzyli na niego częściej
niż zwykle.
- To
nie moja wina, że Tłuczek zdecydował użyć mnie jako celu – powiedział. –
Chciałbym zobaczyć, jak ktoś z nich ma do czynienia z presją, którą wywierał na
mnie Oliver.
Profesor
Lupin nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu.
- Nie
bierz tego do siebie, Harry – powiedział. – To przycichnie w ciągu kilku dni. –
Wyciągnął się i potargał rozmierzwione włosy Harry’ego, wstając. – Prześpij
się. Mam wrażenie, że za kilka godzin przyjdą tu Ron i Hermiona, by sprawdzić,
co z tobą. Zostawiali cię tylko na posiłki i zajęcia. Normalnie też tak ze sobą
walczą?
Harry
uśmiechnął się i skinął głową, zamykając oczy.
-
Czasem po prostu lepiej odejść tak daleko, jak to możliwe – powiedział.
Lupin zdjął Harry’emu okulary i położył je na
stoliku. Naciągnął kołdrę na jego pierś i lekko uścisnął mu ramię.
-
Wezmę to pod uwagę – powiedział cicho. – Odpręż się, szczeniaku. Zasłużyłeś na
to.
^^^
Profesor
Lupin miał rację co do wielbicieli. Wydawało się, że wszyscy chcieli pogratulować
Harry’emu wygrania meczu i Pucharu Quidditcha dla Gryffindoru. Oliver
praktycznie skakał z radości, co miało tendencję straszyć wielu Gryfonów. Żaden
z nich jeszcze nie widział tak szczęśliwego siódmoklasisty.
Cedric
Diggory i reszta jego kolegów z drużyny wiele razy przepraszali Harry’ego za
odniesione obrażenia, co Harry uznał za głupie. Każdy, kto grał w Quidditcha
wiedział o ryzyku. Harry z pierwszej ręki doświadczył wielu zagrożeń. To była
gra. To nie tak, że puchońscy Pałkarze próbowali go celowo zabić, czy coś w tym
stylu.
Gryfoński
zespół nie był tak wyrozumiały. Większość z nich (zwłaszcza bliźniacy Weasley)
patrzyli na Harry’ego jak na młodszego brata, a więc i kogoś, kogo muszą
chronić. Przez niemal tydzień, cały zespół Puchonów padał ofiarą różnych
kawałów. Nie było to nic wrednego, czy niezwykle żenującego, tylko nieszkodliwa
zabawa, która miała udowodnić, że jeśli zadzierasz z Harrym Potterem,
zadzierasz z całym zespołem.
Szaleństwo
szybko ucichło i wszyscy wrócili do koncentrowania się na nadmiarze zadanej
pracy domowej. Czerwiec nadszedł szybko, a wraz z nim świadomość nadchodzących
egzaminów, które były tuż za rogiem. Nie było ani śladu Midnighta od rana w
dniu finału Quidditcha, co sprawiało, że Harry zastanawiał się, czy Black odszedł,
nie żeby go obwiniał. Osoba, której szukał, teraz uciekła.
Pogrążony
w myślach o tym całym bałaganie, Harry siedział na kolacji, bezmyślnie bawiąc
się jedzeniem. Hermiona ponownie była nie do wytrzymania przez jej ciągły stres
o zajęcia, a Ron znowu dociekał niemożliwego planu Hermiony. Pewne rzeczy się nie zmieniają. Szczerze
mówiąc, Harry był ciekaw, jak Hermiona sobie z nim radziła, ale nie miał
zamiaru zaczynać się wtrącać… zwłaszcza teraz. Po tym wszystkim, był ostatnią
osobą, która miałaby krytykować zachowywanie tajemnicy.
Odgłos
otwieranych drzwi wyrwał Harry’ego z myśli. Spoglądając w górę, zobaczył
wchodzącego Hagrida z uśmiechem na ustach, co tego roku było częstym widokiem.
Choć Dumbledore miał oko na zajęcia Hagrida, nie było wątpliwości, że olbrzym
uwielbiał uczyć swojego przedmiotu. W przeciwieństwie do Wróżbiarstwa, Harry
naprawdę lubił Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Hagrid miał z pewnością
unikalne spojrzenie na „salę lekcyjną”.
Hagrid
zatrzymał się, docierając do nich i uśmiechnął się do całej trójki.
- Hej
Harry, Ron, Hermiono – powiedział radośnie. – Mam coś dla cię, Ron. – Sięgnął
do swojej wielkiej kieszeni i wyciągnął małą, drgającą kulkę futra. – Żem go
znalazł koło chaty, się ukrywał. Powinieneś się bardziej troszczyć o swoje
zwierzątko.
Oczy
Harry’ego rozszerzyły się w szoku, gdy szczęśliwy Ron wyciągnął ręce i wziął
zwierzaka, w kółko dziękując Hagridowi. Spoglądając na Hermionę, Harry
zobaczył, jak zagryza wargę w zdenerwowaniu, patrząc na niego. Czekała aż
wykona pierwszy ruch. Nie martw się.
Zrobię to. Z ruchem nadgarstka, różdżka znalazła się w dłoni Harry’ego.
Wiedział, że musi działać szybko, zanim Parszywek zauważy, co robi. Jeśli
Parszywek… eee… Pettigrew wie, nigdy więcej nie zobaczą tego szczura.
Tak
szybko, jak to możliwe, Harry wskazał różdżką na szczura.
- Drętwota! – krzyknął, wstając. Szczur
zwiotczał, pozwalając Harry’emu dobrze się przyjrzeć niesławnemu brakującemu
palcu. To naprawdę Parszywek.
-
Harry! – krzyknął Ron. – Czemu to zrobiłeś?
Harry
zignorował go, spoglądając na stół nauczycielski na profesora Lupina i skinął
głową. Lupin zerwał się na równe nogi i podbiegł do profesora Dumbledore’a i
szybko wyszeptał to, co było prawdopodobnie krótkim streszczeniem sytuacji.
Dumbledore patrzył przez moment na profesora Lupina, po czym na Harry’ego,
jakby cicho pytał o potwierdzenie. Harry przez chwilę spoglądał na dyrektora,
po czym zerknął na Hermionę.
-
Potrzebujemy Krzywołapa, Hermiono – powiedział cicho. – Proszę?
Hermiona
tylko przytaknęła i wybiegła z cichej Wielkiej Sali. Wszyscy patrzyli na tę
scenę z zakłopotaniem. Profesor Dumbledore zauważył to i wstał.
-
Harry, Ron, wierzę, że musimy omówić parę rzeczy w moim biurze – powiedział
uprzejmie. – Proszę zabrać zwierzaka.
Harry
pociągnął na nogi Rona , który przyciskał teraz Parszywka do piersi i wyciągnął
go z Wielkiej Sali. W momencie, gdy drzwi się zamknęły, Harry sięgnął do torby
i szybko wyciągnął kawałek pergaminu, pióro i atrament. Klęcząc, Harry zanurzył
pióro w tuszu i zaczął pisać na pergaminie.
Midnight,
Znaleźliśmy Parszywka. Jak
najszybciej przyjdź do zamku, jako Midnight. Jesteśmy na zewnątrz Wielkiej
Sali.
Harry
-
Harry, co się dzieje? – chciał wiedzieć Ron. – Co zrobiłeś Parszywkowi?
Dlaczego Dumbledore chce nas widzieć?
Zakorkowując
atrament, Harry spojrzał na Rona i zobaczył zakłopotanie oraz gniew. A będzie tylko gorzej, wiesz.
-
Ron, obiecuję, że to wyjaśnię, ale chcę to robić raz – powiedział, chowając
pióro i atrament do torby. – Tylko oszołomiłem Parszywka. Nie chciałem, by
ponownie uciekł.
Odgłos
biegnących kroków odbił się echem w korytarzu. Harry odwrócił się w stronę
dźwięku, widząc szybko zbliżającą się Hermionę z Krzywołapem w ramionach. Ron
zacisnął dłoń na Parszywku i cofnął się o krok.
-
Nie! – krzyknął. – Trzymaj tę bestię z daleka!
Harry
przewrócił oczami, zginając kawałek pergaminu.
- To
nie tak, jak myślisz, Ron – powiedział i spojrzał na Hermionę. – Połóż go. Mam
do niego prośbę. – Zignorował zaciekawione spojrzenie Hermiony, patrząc prosto
na kota. – Krzywołap, proszę żebyś jak najszybciej zabrał to do swojego
przyjaciela. Rozumiesz?
Krzywołap
zamruczał, biorąc zgięty pergamin z ręki Harry’ego i wybiegł z zamku, znikając
w ciemności. Gdy Harry wstał, wiedział, że wkrótce będzie musiał wyjawić
wszystkie sekrety przyjaciołom. Miał nadzieję, że zrozumieją, dlaczego trzymał
ich w nieświadomości i mu wybaczą.
Czekali
w milczeniu niecałe pięć minut, zanim w ciemności pojawiły się dwie postacie.
Jedną był Krzywołap, a drugą wielki, kudłaty, czarny pies Midnight. Harry nie
mógł powstrzymać uśmiechu ulgi. Midnight go nie zostawił.
-
Harry! – krzyknął Ron, cofając się o krok. – To Ponurak!
Harry
przewrócił oczami, podchodząc do psa i klękając.
-
Tylko profesor Lupin wie o tobie, Midnight – powiedział. – Myślę, że to jedyny
słuszny sposób. Proszę, zostań w tej formie, póki tego nie wyjaśnię, dobra? –
Midnight skinął głową. – Świetnie – powiedział Harry i wstał. – Chodźmy.
Dumbledore na nas czeka.
Midnight
został przy boku Harry’ego, gdy szli do gabinetu Dumbledore’a, gdzie czekał na
nich profesor Lupin. Hermiona teraz niosła Krzywołapa, a Ron wciąż ściskał
Parszywka, jakby od tego zależało jego życie. Lupin spojrzał na Midnighta i
skinął głową, w odpowiedzi otrzymując to samo.
-
Jesteś na to gotowy, Harry? – zapytał profesor Lupin.
Harry
westchnął.
-
Bardziej nie będę – przyznał.
Lupin
ścisnął uspokajająco ramię Harry’ego, zanim wymamrotał hasło. Posąg powoli
odsunął się, ukazując schody. Lupin szedł przodem, a za nim nastolatki ze
swoimi zwierzętami. Otworzył drzwi do gabinetu Dumbledore’a, po czym odsunął
się z drogi, przepuszczając nastolatków przed sobą.
W
środku był Dumbledore wraz z McGonagall i Snapem. Harry powstrzymał jęk. Po
prostu wiedział, że profesor Snape znajdzie sposób, by to utrudnić. Ujawnienie
swoich działań będzie trudne, nawet bez złośliwych komentarzy Snape’a na temat
tego, jakim jest aroganckim łamaczem reguł, jak jego ojciec.
-
Widzę, że przyprowadziłeś kilku gości, Harry – zauważył Dumbledore uprzejmie.
Harry
przytaknął.
- To
jest Midnight – powiedział patrząc na psa. – Eee… może zechcielibyście usiąść.
Midnight
usiadł pierwszy, zdobywając tym uśmiechy Dumbledore’a i McGonagall. Profesor
Lupin przyciągnął wystarczająco krzeseł dla wszystkich, ale sam nie usiadł. Podszedł
do Harry’ego i stanął u jego boku. Harry spojrzał na Rona, zanim spuścił wzrok
na podłogę. To go zniszczy.
- W
porządku, Harry – powiedział Dumbledore cierpliwie. – Remus nas poinformował,
że uważasz, że Parszywek nie jest tym, czym się wydaje.
Harry
ponownie przytaknął.
-
Najpierw muszę przeprosić, że nie byłem całkiem szczery – powiedział, spojrzał
na Rona i Hermionę, po czym znowu spuścił wzrok, - z wami wszystkimi.
Obwiniałem się za moje… er… problemy rodzinne i moje zniknięcie. Przez tydzień,
Midnight był moim jedynym przyjacielem. Powiedziałem mu wszystko. Całkowicie mu
ufałem. Kiedy tam był, czułem się bezpiecznie.
- To
zrozumiałe, Harry – powiedziała profesor McGonagall. – Byłeś w beznadziejnej
sytuacji, ale nie powinieneś się obwiniać. Twój wuj nie miał prawa wyładowywać
gniewu na tobie.
-
Wiem o tym – odparł Harry. – Wiem, że zrobił źle, każąc mi pracować ciężej niż
domowemu skrzatu przy… kondycji, w jakiej byłem. Teraz to wiem, ale wtedy
Midnight był jedynym, kto naprawdę słuchał i traktował mnie jak normalną osobę.
Nie byłem Chłopcem, Który Przeżył czy dziwakiem, więc szybko zdobył moje
zaufanie. Był jedynym, kto wiedział, gdzie chowam pracę domową i różdżkę. Tylko
on był w pokoju, gdy wuj Vernon został zaatakowany.
Profesor
Dumbledore spojrzał na psa z ciekawością.
-
Rozumiem – powiedział spokojnie. – Kiedy to zrozumiałeś, Harry?
Ręka
spoczęła na jego ramieniu i uścisnęła je, przypominając Harry’emu, że nie był
sam.
- Em,
mówił pan, że Black użył mojej różdżki – szepnął. – To było jedyne wyjaśnienie.
Po tym, wierzyłem w każdą rzecz, którą mówiono o Blacku. Dlatego tak ciężko
pracowałem. Czułem się zdradzony przez kogoś, kto miał być moim przyjacielem.
Aż do Bożego Narodzenia, gdy powiedziałem Ronowi i Hermionie o moim życiu w
domu, zacząłem mieć wątpliwości. Nie rozumiałem, dlaczego człowiek, który
zdradził moich rodziców, miałby uratować mnie przed wujem, a potem ostrzec mnie
w Halloween. Musiałem wiedzieć, dlaczego zdradził moich rodziców.
Hermiona
sapnęła.
-
Harry, coś ty zrobił? – zapytała z lękiem.
Spojrzał
na Midnighta, który popatrzył na niego „oczami szczeniaczka”.
-
Pewnego wieczoru, po treningu Quidditcha, zobaczyłem Midnighta – powiedział
nerwowo. – N-nie wiedziałem, co robić. Ponieważ nie zdawał sobie sprawy, że
znam prawdę, wysłałem go do lasu, by na mnie czekał. Podczas następnego wypadu
do Hogsmeade, wykradłem się z zamku i spotkałem z nim.
- Co
zrobiłeś? – zawołała Hermiona, zrywając się na równe nogi. – Harry, jak mogłeś?
Jak mogłeś zrobić coś takiego?
-
Panno Granger! – skarciła ją profesor McGonagall. – Proszę się kontrolować.
Harry
odetchnął, próbując utrzymać spokój. To było trudniejsze niż kiedykolwiek to
sobie wyobrażał.
-
Wiem, że to było ryzykowne i głupie – powiedział Harry drżącym głosem. – Ale to
było coś, co musiałem zrobić. Poszedłem do lasu, a gdy go zobaczyłem, ja…eee,
oszołomiłem go i, eee… jakby go obezwładniłem. Kiedy go obudziłem, zażądałem
odpowiedzi. To, co mi powiedział, było ostatnią rzeczą, jakiej się
spodziewałem.
-
Mogę to sobie wyobrazić – powiedział Dumbledore z zaciekawieniem, po czym
spojrzał na Midnighta. – Syriuszu, myślę, że to odpowiedni czas, byś się
ujawnił.
Z
cichym pop Midnight zmienił się w
mężczyznę. Powoli wstał, nie odrywając wzroku od Dumbledore’a. Profesorowie
McGonagall i Snape natychmiast wyjęli różdżki, podczas gdy Ron i Hermiona
krzyknęli z przerażeniem. Black wyglądał na trochę bardziej wykończonego, niż
kiedy Harry widział go ostatnim razem, ale nie śmiał nic powiedzieć na ten
temat.
- Nie
wiń go, Dumbledore – powiedział Black chłodno. – Co miał zrobić, kiedy wszyscy
ukrywali przed nim prawdę? Powiedziałem my prawdę, której wy nie potrafiliście
dostrzec dwanaście lat temu. Jak w ogóle mogłeś uwierzyć, że zdradziłem Lily i
Jamesa? Wiesz, że Harry był całym moim światem, zanim zabrałeś go z dala ode
mnie.
Profesor
Dumbledore westchnął.
-
Musisz przyznać, Syriuszu, że nikt nigdy by nie pomyślał, że poprosiłeś Petera
– powiedział spokojnie. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-
Chciałem ich chronić – odpowiedział Black. – Nie mieliśmy pojęcia, kto był
szpiegiem. Mogłeś tego nie zauważyć, ale patrzysz na ludzi w taki sposób, że to
cię zdradza. Kiedy mieliśmy zebrania, zawsze patrzyłeś na mnie trochę dłużej
niż na innych. Pomyśl o tym, Dumbledore. Wiesz, jak bardzo nienawidzą mojej
rodziny. Nigdy bym nie dołączył do nich we wspieraniu Voldemorta. Powinieneś
przynajmniej żądać procesu.
-
Syriuszu – ostrzegł profesor Lupin. – Nie teraz. Wyjaśnij resztę historii. Później
możesz dać upust złości.
Black
przytaknął.
- Jak
było widać, jestem animagiem – powiedział. – Tak samo jak James i Peter. James
był jeleniem, a Peter… - spojrzał na Rona, - jest szczurem. Nie zabiłem go.
Wrobił mnie w morderstwo tych mugoli i uciekł, zmieniając się zaraz po tym, jak
odciął sobie palec.
Ron
popatrzył na Blacka z szeroko otwartymi oczami.
-
Nie! – krzyknął. – Parszywek był w mojej rodzinie od…
-
…dwunastu lat – przerwał mu Black. – Dość długo żyje, jak na szczura. Peter
musiał znaleźć rodzinę czarodziejów, która by go przyjęła, żeby mógł wiedzieć o
każdych nowych wiadomościach na temat jego pana. Nikt nie wiedział, że jest
szczurem, więc miał doskonałą przykrywkę, póki nie nadszedł odpowiedni czas.
Profesor
Dumbledore wstał powoli i przeniósł wzrok na Lupina.
-
Wiedziałeś o tym, Remusie? – zapytał zaciekawiony.
Profesor
Lupin przyciągnął Harry’ego bliżej i szczelnie owinął ramiona wokół nastolatka.
-
Harry zwierzył mi się o wycieczce do lasu – powiedział. – Kiedy byliśmy w
szkole, stworzyliśmy mapę Hogwartu, która pomagała nam w naszych figlach. Harry
dostał ją w swoje ręce i zobaczył Petera w zamku, w nocy, gdy zniknął
Parszywek. Mapa nigdy nie kłamie. Jedynym wyjaśnieniem tego, że Harry zobaczył
Petera było to, że jest on żywy.
Profesor
Dumbledore wyciągnął różdżkę.
-
Remusie, Syriuszu, proszę cofnijcie się z Harrym i Hermioną – polecił. – Ron,
proszę połóż szczura na ziemi i dołącz do przyjaciół.
Ron
niechętnie zrobił to, co mu kazano i stanął obok Hermiony, jak najdalej od
Blacka. Profesor Lupin nadal trzymał ramiona wokół Harry’ego, podczas gdy Black
położył dłoń na barku Lupina. Dla całej trójki był to moment prawdy. Cała ich
przyszłość od tego zależała.
Błysk
niebiesko-białego światła wystrzelił z różdżki Dumbledore’a i uderzył w
Parszywka. Nastąpił kolejny błysk, po czym wszyscy patrzyli, jak szczur zmienia
kształt. Powoli zmienił się w małego mężczyznę, który miał cienkie, niechlujne
włosy z dużą łysiną na czubku głowy. W żaden sposób nie przypomniał mężczyzny
ze zdjęcia, które Harry miał w albumie, w wyjątkiem twarzy. Ta twarz
niewątpliwie należała do Petera Pettigrew.
-
Wielkie nieba! – zawołała profesor McGonagall. – To prawda.
- Na
to wychodzi – powiedział Dumbledore z nutką żalu w głosie. – Myślę, że to
najwyższy czas usłyszeć, co ma Peter do powiedzenia. – Wskazał różdżką na
drzwi, blokując je, po czym ponownie wbił ją w Pettigrew. – Ennervate.
Peter
poruszył się, powoli otwierając oczy. Szybko usiadł i rozejrzał się, stając oko
w oko z profosem Dumbledorem, McGonagall i Snapem, którzy stali przed Lupinem,
Syriuszem Blackiem i trzema stłoczonymi nastolatkami.
-
Witamy z powrotem, pani Pettigrew – powiedział profesor Dumbledore. Nie było
uprzejmości w jego głosie. Było jasne, że Dumbledore jest wściekły.
Pettigrew
musiał rozpoznać ten ton, bo zadrżał ze strachu.
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, Harry mimo bólu walczył w tym meczu i złapał znicz... no pięknie, znalazł się parszywek, i okazało się, że Krzywołap i Midnight się przyjaźnią... i tak, tak parszywek to Peter...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Harry mimo bólu walczył w tym meczu i złapał znicz... no pięknie, znalazł się Parszywek, i okazało się, że Krzywołap i Midnight się przyjaźnią... i tak, tak Parszywek to Peter...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga