Po wyjściu gości, dyrektor generalnie wygonił wszystkich
do ich klas, ku irytacji Snape’a. Wiedział, że bachor będzie miał pytania
odnośnie komentarzy, które wytrącono w Wielkiej Sali, a on chciał być tym,
który naprostuje historię… albo przynajmniej poda swoją wersję, jako pierwszy.
W związku z tym, Snape zadbał, by zwinąć małego potwora w
drodze na obiad i zaciągnął go do kwater, gdzie, podczas posiłku dostarczonego
przez skrzaty wyjaśnił parę rzeczy.
- Jestem pewny, że masz jakieś pytania odnośnie rannego
małego napadu Ministra, Potter, więc możesz je zadać.
Harry przygryzł w zamyśleniu kanapkę, chwilę przed tym,
jak zaczął mówić.
- Więc tym jest ten dziwny człowiek w śmiesznym
kapeluszu? Jakimś ministrem?
- Nie jakimś
ministrem, Potter. Ministrem Magii – kimś jak mugolski Premier.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się.
- To znaczy, że ludzie naprawdę na niego głosowali?
Snape westchnął.
- Przyznaję to z podobnym zdziwieniem.
- Więc, dlaczego on tu był?
- Pan Malfoy ma wielki wpływ na Ministra. Ponadto, on i
dyrektor często sprzeczają się, w jakim kierunku powinien iść Hogwart. Kiedy
dowiedział się o trudnościach, które musiałeś przejść zeszłego wieczora, pan
Malfoy miał nadzieję, że może użyć tych zdarzeń, by zawstydzić dyrektora. W tym
celu, zmusił Ministra, a także prasę w postaci pani Skeeter, by przyszli do
Hogwartu. – Zobaczmy, co twój Gryfoński
mózg z tym zrobi, pomyślał Snape, celowo nie zapewniając bachorowi wiele
komentarzy lub interpretacji.
Harry zmarszczył brwi.
- Więc próbowali sprawić, by dyrektor źle wypadł? –
zapytał powoli. – Myśli pan, że im się to udało?
Snape walczył z uśmiechem czystej pychy. Zgadza się. Jeszcze zrobimy z ciebie
Ślizgona.
- Podejrzewam, że pani Skeeter będzie bardziej rozsądna,
by napisać podnoszącą na duchu opowieść o tobie, zamiast sensacyjnej sztuki
oczerniającej dyrektora.
Harry wyszczerzył się z ulgą.
- W takim razie w porządku. Nie chcę, by ktokolwiek miał
kłopoty.
- Masz jakieś inne pytania? – zmusił się Snape, by
zapytać, bojąc się odpowiedzi.
- Taak… powiedziała, że mam ojca chrzestnego. To prawda?
- Tak.
Harry czekał, ale nie nadchodziły żadne dalsze
informacje.
- Gdzie on jest? Czemu go nie znam? Kim jest? Kiedy…
- Potter! Jeśli tak dalej pójdzie, będziesz się
hiperwentylował. Zadaj inne pytanie, jeśli nie potrafisz mówić spójnie!
Harry nadąsał się, ale ciekawość nie pozwoliła mu
siedzieć cicho.
- Co to śmierciożerca?
Snape chciał, żeby przedtem miał szansę wypić Eliksir
Uspokajający zanim przechwycił bachora.
- Jesteś świadomy tego, jak umarli twoi rodzice – tej
prawdziwej historii, a nie bzdur, które rozpowiadali ci obrzydliwi Mugole?
Harry przytaknął z powagą.
- Był taki zły czarodziej imieniem Volauvent, który…
- Nie wymawiaj…
- Snape urwał z dziwnym wyrazem twarzy. – Co powiedziałeś?
Harry posłusznie zaczął jeszcze raz.
- Był taki zły czarodziej imieniem Volauvent…
Snape oparł się niemal przytłaczającej chęci rzucenia się
na ziemię i śmiania się histerycznie.
- Nie, Potter – powiedział i tylko niewielkie drżenie w
jego głosie ujawniło, jak wiele go kosztowało utrzymanie swojego normalnego,
poważnego oblicza. – Vol-au-vent to lekka gorąca przekąska z pikantnym nadzieniem.
Imię Czarnego Pana to… - Przywołał pergamin i pióro i napisał dużymi literami
„VOLDEMORT”.
- Och. – Harry spojrzał na słowa, podczas gdy Snape
ochoczo marzył o reakcji Voldemorta, gdyby ktoś kiedykolwiek zwrócił się do
niego Lord Vol-au-Vent. Może Snape mógłby wymyślić jakieś zaklęcie, które
zmusiłoby wszystkich do mówienia „Voldemort” w taki sposób? - Myślę, że to ma więcej sensu. Ciotka
Petunia kiedyś nazywała mi robić vol-au-vent dla jej klubu. Zastanawiałem się,
dlaczego zły czarodziej miałby nazwać się w taki sposób. Voldemort brzmi troszkę straszniej.
- Nie mów przy mnie na głos tego imienia – warknął Snape,
a jedna jego ręka już leciała w stronę jego przedramienia, mimo że
zarejestrował dobrze zamaskowaną wesołość w lekceważącym tonie Harry’ego.
Oczywiście „Voldemort” był, dla jedenastolatka, przeciętnym wyborem. – Masz
odnosić się do niego, jako „Sam Wiesz, Kto”.
Harry zmarszczył nos.
- To głupie – przekonywał. – Znaczy, brzmi to jak coś, co
powiedziałaby dziewczyna. Jeśli nie możemy mówić jego imienia, nie możemy
przynamniej używać jakiegoś fajnego pseudonimu?
Snape zamrugał. Moc jedenastoletnich chłopców do
skupiania się na najbardziej absurdalnych problemach, kosztem tych naprawdę
ważnych nigdy nie przestanie go zadziwiać. Czy Harry naprawdę wyobrażał sobie,
że Voldemort wybrał to imię mając nadzieję zaszczepić zachwyt i zdumienie w
dorastających dzieciakach? Chłopcy i
Dziewczęta! Lodziarnia Fortscue’a prezentuje konkurs pod tytułem „Nazwij
Czarnego Pana”. Spróbuj wymyślić najbardziej Złą i Straszną nazwę! Pierwszą
nagrodą jest siedzenie na Tronie Czarnego Pana! Drugą nagrodą są darmowe lody
wielkości trolla! Tylko jedno hasło na
osobę; oszukiwanie karane jest Crucio.
- To znaczy, „Darth Vader” to naprawdę dobre imię dla złego gościa. Czy nawet
„Szkieletor” albo…
- Wystarczy, Potter. Wątpię, by Czarny Pan był zmartwiony
twoją dezaprobatą.
- Cóż, znaczy, czy to jego prawdziwe imię, czy próbował
sprawić, by brzmiało źle i trudno? – naciskał Harry. – Była taka dziewczyna w
mojej szkole, a nazywała się Janice, ale kiedy miała dziewięć lat, zdecydowała,
że chce, by wszyscy mówili na nią „Angelique” i nie chciała odpowiadać, jeśli
użyło się jej prawdziwego imienia. Czy on
zrobił to samo? Wiesz, ten zły czarodziej? Po prostu wymyślił sobie nowe imię?
Snape nie mógł uwierzyć, że ze wszystkich rewelacji,
które wirowały w głowie chłopaka tego ranka, bachor skupił się na wyborze
Czarnego Pana do imienia.
- Urodził się jako „Tom Marvolo Riddle”. Przyjął to imię…
- zastukał w pergamin, - starając się zdystansować do jego mniej niż idealnych
rodzicieli.
- Więc miał fatalne dzieciństwo? – zapytał Harry. – W
szkole mówili, że wiele przestępców miało złe dzieciństwo i to dlatego wybrali
tą drogę. Albo naprawdę nie są przestępcami tylko szaleńcami, ale nie dostają
pomocy medycznej, której potrzebują. Czy to jest jego problem?
Ponownie Snape musiał walczyć z niemęskim chichotem na to
niewinne pytanie. Pomysł, że działalność Czarnego Pana można przypisać brakowi
– jak Mugole to nazywają? – „leków zmieniających nastrój” był całkiem atrakcyjny. Może gdyby wzmocnili
sok dyniowy Voldemorta kilkoma eliksirami, szczęśliwie pracowałby w
Ministerstwie obok Artura Weasleya?
- Nie – zmusił się do powiedzenia stanowczo. – Czarny Pan
nie był niewinną ofiarą choroby psychicznej, ani też żadne dzieciństw, nie
ważne jak przerażające, nie usprawiedliwia jego działań. Był złą osobą, która
chciała rządzić światem poprzez zniszczenie całego sprzeciwu i terroryzowanie
ludzkości, by podążali za jego rozkazami. Przyjął pełną nienawiści i
nieścisłości filozofię, która zakładała, że niektórzy ludzie są lepsi niż
reszta ze względu na ich czystość krwi. Pogardzał Mugolami i wszystkimi, którzy
mieli z nimi powiązanie.
- Skoro był takim złym człowiekiem, dlaczego ktoś miałby
do niego dołączyć?
Snape niemal wzdrygnął się. Pytania zaczynały być coraz
bardziej nieprzyjemnie przykre.
- Był niezwykle potężnym czarodziejem. To samo w sobie
było dla wielu atrakcyjne – pomysł bycia związanym z kimś, kogo magiczna moc
jest taka silna. Wielu, którzy znaleźli moc było oszołomionych, zwłaszcza ci,
którzy zazwyczaj byli na słabych stanowiskach. – Harry zmarszczył brwi, ale
skinął głową. – Inni, których nie przyciągała siła, bali się przeciwstawić z
jej powodu. Niektórzy przyjęli jego filozofię, ponieważ sprawiała, że czuli się
lepsi od innych, nawet albo może zwłaszcza, gdy byli zazwyczaj mniej
imponującymi i znakomitymi niż ci, których potępiali jako mniejsze
stworzenia. I wielu – może najwięcej, -
czarodziei i czarownic byli zadowoleni ignorując całą sprawę i pozwalając innym
walczyć w bitwie za nich.
- Tak jak walczyli z nim mama i tata? – zapytał cicho
Harry.
Snape czuł, jak ciężar opada na jego pierś.
- Tak.
- Walczyli z nim, a on próbował ich zabić, ponieważ jakaś
wiedźma powiedziała coś o dziecku, a on
myślał, że to byłem ja?
- Tak. Zostało przepowiedziane to, że urodzi się dziecko,
które mogłoby go pokonać. Czarny Pan starał się znaleźć i zniszczyć dziecko.
Ty, zidentyfikowany jako potencjalny kandydat i twoi rodzice ukryliście się. W
końcu zostali zdradzeni i Czarny Pan cię znalazł.
Oczy Harry’ego były jasne od łez.
- I on zabił ich i próbował zabić mnie, a ja zabiłem jego
i dostałem tę bliznę – zakończył. Hermiona pokazała mi o tym książkę.
Snape nie cierpiał tego, co musiał powiedzieć, ale wiedział,
że na dłuższą metę lepiej będzie, by chłopak był świadomy tego, z czym będzie
musiał się zmierzyć.
- To nie jest do końca jasne, że zabiłeś Czarnego Pana, Potter -
powiedział tak beznamiętnie, jak potrafił. – Wyraźnie go pokonałeś, ale
możliwe jest, że po prostu… zniknął.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się.
- To znaczy, że może wrócić?
- To możliwe. Niektórzy jego zwolennicy wierzą, że wróci
i pozostają wobec niego lojalni.
- Ale książka mówiła, że wojna się skończyła!
- W książkach pisze wiele rzeczy, które nie są prawdą.
- Niech pan nie mówi tego Hermionie! – wykrzyknął Harry.
Potem cień przysłonił jego twarz. – Więc są ludzie, którzy nadal go popierają? Pewnie mnie nie lubią.
- To prawda. I to także dlatego ważne jest, byś się
ciężko uczyć, żebyś był zdolny do obrony samego siebie – i innych, o których
się troszczysz – dodał szybko, zdając sobie sprawę, że instynkt samozachowawczy
Harry’ego jest słabo rozwinięty.
- Więc to dlatego ci chłopcy po mnie przyszli?
Snape przytaknął.
- Utrzymywali, że ty jesteś winny nieszczęść ich rodzin,
nie zważając na fakt, że ich rodziny wplątały się w to sami przez ich
działania.
- Czy w szkole są inne dzieci, które nie będą mnie lubić
z powodu tego, co się stało z Volauventem? – Harry był tak zaniepokojony swoim
pytaniem, że nie dostrzegł, że wciąż używa złego imienia.
Snape również postanowił to zignorować. Jeśli Harry
popełni tą pomyłkę publicznie, może to być pomylone z gryfońską brawurą, a to wcale
nie musi być złe. Jeśli Czarny Pan naprawdę
powróci, dowiedziawszy się, że jest nazywany jak ciasto francuskie może tak go
rozwścieczyć, że może nie trafić kilkoma pierwszymi Niewybaczalnymi.
- Są tacy w Hogwarcie i reszcie czarodziejskiego świata,
którzy gardzą tobą za te wydarzenia, tak samo jak jest wiele ludzi, którzy za
to samo będą cię bezzasadnie wychwalać. – Na widok pustego wzroku Harry’ego,
przeredagował to. – Niektórzy będą cie za to lubić, inni nienawidzić.
- Ale to po prostu głupie! Ja nawet tego naprawdę nie
pamiętam. Jestem tylko Harry – dlaczego ludzie nie mogą zobaczyć po prostu mnie
a nie tą bliznę? – Harry odgarnął grzywkę ze złością.
- Wiele ludzi to głupie owce, które nie potrafią same
myśleć.
- Ale pan tak! Pan nie widzi tylko blizny! Pan widzi mnie – powiedział Harry. – Dlaczego inni
nie mogą?
Snape zarumienił się. To nie blizna w pierwszym momencie
zaślepiła go, co do dzieciaka; tylko podobieństwo Harry’ego do Jamesa. Czy
naprawdę był cokolwiek lepszy od tych, którzy albo nadskakiwali bachorowi, albo
życzyli mu śmierci, wszystko na podstawie blizny w kształcie błyskawicy?
- Jak powiedziałem, panie Potter, większość ludzi jest
zbyt głupich albo leniwych, by wyciągnąć własne wnioski. To dlatego ludzie tacy
jak pani Skeeter są tak potężni i pozwala się, by idioci tacy jak Korneliusz
Knot byli wybierani na Ministra. Musisz mieć tego świadomość i być ostrożnym,
by nie zacząć wierzyć w bzdury, które plotą inni.
Harry przez kilka minut bawił się z roztargnieniem
chipsami. W końcu spojrzał w górę i zapytał:
- Profesorze, dlaczego ta reporterka nazwała cię
śmierciożercą?
Snape przełknął ciężko, zmuszając się, by jego twarz
pozostała nieruchoma.
- Śmierciożerca – zaczął, - to zwolennik Czarnego Pana.
Głowa Harry’ego szybko się podniosła, a oczy
rozgrzeszyły.
- Volde-jak-mu-tam! Ale pan nie jest…
- Byłem.
Ku jego zaskoczeniu, Harry nie cofnął się ani nie wybiegł
krzycząc z pokoju. Zamiast tego, chłopak popatrzył na niego intensywnie, jakby
chciał odczytać jego duszę.
- Ale dyrektor powiedział, że był pan szpiegiem –
powiedział w końcu. – Słyszałem go.
- Byłem. – Snape wziął łyk wody. – Dołączyłem do Czarnego
Pana, gdy byłem bardzo młody i bardzo głupi. Kiedy zdałem sobie sprawę z ogromu mojego błędu, poszedłem do dyrektora
i poprosiłem go o pomoc. Z jego pomocą, zostałem szpiegiem w nadziei na pomoc w
przyspieszeniu upadku Czarnego Pana.
- Więc już nie popiera pan Voldeventa? – przycisnął Harry
ostrożnie.
- Nie, choć nadal wielu wierzy, że to robię, jak zaobserwowałeś z pytań pani Skeeter.
Harry prychnął.
- Cóż, jest po prostu głupia.
Snape uniósł chłodno brew, choć deklaracja dzieciaka
sprawiła, że ciepłe uczucie rozkwitło w jego piersi.
- No, jest – nalegał Harry. – I tak jak każdy, kto jej
wierzy. To tak samo głupie, jak ci ludzie, którzy myślą, że mnie znają z powodu
mojej blizny. Myślą po prostu, że cię znają przez to, co mówi reporter.
- Mmm. – Snape nie był pewny, czy ufa sobie na tyle, by
powiedzieć coś więcej; bezwarunkowe zaufanie bachora jednocześnie zachwycało i przerażało
go.
Harry pomyślał nad innym pytaniem.
- Eee, dlaczego ta pani spytała mnie o ojca chrzestnego?
Brzmiała, jakbym powinien się go bać.
Snape wewnętrznie zazgrzytał zębami. Ta idiotka Skeeter
miała wiele na sumieniu.
- Twój ojciec chrzestny był jednym z bliższych przyjaciół
twojego ojca. Podczas Hogwartu, twój ojciec miał trzech najlepszych przyjaciół.
Niestety okazali się być idiotą, wilkołakiem i tchórzem. – Snape uśmiechnął się
szyderczo, gdy oczy Harry’ego się rozszerzyły. – Najbliższym jego przyjacielem
był twój chrzestny. Uważa się, że powierzył także temu człowiekowi, Syriuszowi
Blackowi, sekret twojej lokalizacji, gdy twoja rodzina się ukryła. Kiedy Czarny
Pan cię znalazł, założono, że ten mężczyzna zdradził mu cię. Nastąpiła walka
między twoim ojcem chrzestnym a drugim członkiem tego ich małego gangu, w
rezultacie czego kilku zginęło i zniknął ten drugi czarodziej. Twój chrzestny
został schwytany i uwięziony w Azkabanie, okropnym miejscu.
Harry starał się nadążyć.
- Dlaczego mój tata miałby mieć tak okropnych przyjaciół?
– zapytał, po czym sapnął. – Czy to oni pana szykanowali?
Snape tylko skinął głową. Jednak na widok przerażonej
twarzy Harry’ego, złagodniał.
- Twój ojciec – w końcu – dorosną do bardziej dojrzałej
perspektywy, Potter. Wykazał on utajoną inteligencję, kiedy zakochał się w
twojej matce i skutecznie o nią zabiegał. Pokazał wielką odwagę, kiedy ujawniło
się proroctwo i umarł dzielnie, broniąc ciebie i twojej matki. Może jego
przyjaciele nie dorośli tak, jak on, a to spowodowało rozłam, który doprowadził
do ich zdrady; nie wiem. Jednak podczas gdy byli w szkole, upodobali sobie
chodzenie dumnym krokiem wokół kampusu, dobierając się do tych, którzy mogliby
uciec z tortur. Ja niestety byłem ich ulubionym celem, być może dlatego, że zazwyczaj
byłem w stenie się bronić.
- Więc mój chrzestny pomógł zabić moich rodziców i trafił
do więzienia i teraz jest w nim zamknięty – powiedział Harry ponuro.
- Niezupełnie – przyznał Snape. – Przede wszystkim, twój
ojciec chrzestny niedawno uciekł, a ludzie spekulują, że będzie dążyć do
zaszkodzenia ci przez twoją rolę w upadku Czarnego Pana. To dlatego reporterka
spytała, czy się go obawiasz.
Harry przełknął.
- Nie pozwolę mu się zranić – powiedział trochę drżąco.
Ponownie rozkwitło ciepło.
- Nie pozwolę zranić cię komukolwiek, zwłaszcza
Syriuszowi Blackowi – splunął, wymawiając imię Blacka z całym jadem dwudziestu
lat nienawiści.
Harry rozluźnił się.
- W takim razie, okay. Poza tym, jak miałby się tu
dostać?
- Dokładnie – zgodził się Snape. – Jednakże, jest jeszcze
inne nieporozumienie, które muszę poprawić. Jak powiedziałem, twój chrzestny
został uwięziony w Azkabanie. Jednak nie było żadnego procesu i wydaje się, że
Ministerstwo dąży teraz do ponownego otwarcia sprawy.
Harry gapił się na niego zgorszony.
- Jak mógł nie mieć procesu? Ludzie nie mogą być po
prostu zsyłani do więzienia bez procesu… mogą? – zapytał, na nowo zdając sobie
sprawę, że nie jest dłużej w mugolskim świecie.
Snape poruszył się na krześle.
- Zwykle nie, ale wtedy wszyscy byli przekonani o jego
winie i wydaje się, że niektóre… formalności… zostały pominięte.
- Ale to źle! Więc był po prostu uwięziony przez ten cały
czas? Co jeśli tego nie zrobił?
- To jest wyraźnie opinia mniejszości, panie Potter – pociągnął nosem Snape. Nie byłoby
dobrze, gdyby bachor był zbyt przekonany o niewinności Blacka, podczas gdy
reszta świata oczekuje, że będzie przerażony.
- Tak, ale…
- A teraz wydaje się, że będzie dochodzenie i prawdopodobnie
proces, więc nie ma o czym dyskutować – kontynuował Snape tonem nieznoszącym
kłótni.
- To po prostu nie fair – wymamrotał Harry. Wtedy
spojrzał ponowie w górę, marszcząc czoło. – Skoro był pan szpiegiem i ludzie
myśleli, że był pan śmierciożercą, to jak to się stało, że kiedy Voldevent… -
Snape dał spokój z próbą skorygowania bachora, - zniknął, pan nie został
zesłany do Izkibibble’a jak mój chrzestny?
- Azkabanu. I zostałem oczyszczony z więzienia, ponieważ
wstawił się za mną dyrektor i wyjawił moją rolę jako szpiega. Fakty nie zostały
nagłośnione, ale prawda dotarła do Ministerstwa i zaakceptowali słowa
dyrektora.
Zmarszczone brwi Harry’ego się pogłębiły.
- Więc dlaczego dyrektor nie wstawił się za moim
chrzestnym albo nie sprawił, by Ministerstwo dało mu proces?
Dwa punkty za
myślenie jak wąż a nie jak lew, pomyślał Snape, uśmiechają się ironicznie.
- Dobre rozumowanie, panie Potter – odparł. – Taka
przenikliwość zasługuje na czekoladową żabę. – Przywołał smakołyk z zapasów,
które miał ukryte w kwaterze, wiedząc z tej przeklętej książki, że to jest
sposób na nagradzanie bachora.
Harry stwierdził ze zdziwieniem, że żaba wylądowała przed
nim, ale bezwład szybko został pokonany przez żądzę czekolady.
- Dzięki! – powiedział, przeżuwając żabę. – Eee, dla co
to przenikilowość?
Snape wywrócił oczami. Będzie musiał dać bachorowi
słownik „Czarodziejskie Słówko Dnia”.
- Przenikliwość
to synonim sprytu. To oznacza, że jesteś w stanie dostrzec subtelności i drobne
różnice. W tej sprawie, prawidłowo zidentyfikowałeś podobieństwo tych dwóch
niepowiązanych tematów i zapytałeś o nie. To było mądre i pokazuje, że masz
zdolność do krytycznego myślenia.
Harry uśmiechnął się z dumą.
- Aby odpowiedzieć na twoje pytanie, musisz skonsultować
się z dyrektorem, gdyż tylko on może się podzielić z tobą jego motywacjami. –
Snape nie miał zamiaru otwierać tej puszki Pandory. Och, miał swoje
podejrzenia, ale nie zamierzał dzielić się nimi z bachorem. Nawet jeśli
Dumbledore wierzył w winę Blacka, nadal powinien naciskać na proces… chyba że
miał inny powód, by załatwić tą sprawę szybko i cicho. Powód jak bardzo
niekonwencjonalne wybranie dla Harry’ego miejsca z Dursleyami. Proces Syriusza
Blacka z pewnością wywołałby mnóstwo pytań o Chłopca, Który Przeżył, a biorąc
pod uwagę to, jak zamknięte usta miał wtedy Dumbledore, gdy chodziło o wszystko
związane z Harrym, Snape mógł sobie nieźle wyobrazić, że nie był zadowolony
czymkolwiek, co zwracałoby uwagę na Potterów i ich osierocone dziecko.
Nie chciał się zastanawiać, czy Dumbledore naprawdę
wierzył, że Black jest winny i że proces, jako czysta formalność mógłby, jeśli
by się odbył, narazić Harry’ego na niebezpieczeństwo ze strony pozostałych
śmierciożerców. Jeśli nie uważał, że jest winny, ale z zimną krwią pozwolił
Blackowi pokutować a Azkabanie, by Harry dorastał w środowisku, który sam
wybrał… Nie, ta myśl była zbyt przerażająca.
Mimo to, jeśli Dumbledore nie manipulował tak strasznie,
co najmniej nie interweniował, gdy cholernie dobrze wiedział, że powinien, a
Snape miał okropne przeczucie, że w wyniku tego niewinny – cóż, powiedzmy
Black, - znosił lata niezasłużonej męki. Sam to było wystarczające, by
przekonać Snape’a, by nie powierzać własnego albo Harry’ego życia w ręce
mężczyzny. Dumbledore był, w najlepszym wypadku, omylny, a to znaczyło, że nie
zamierzał już mu zaufać w sprawie bezpieczeństwa Harry’ego. Nigdy więcej.
- Więc… Uważa pan,
że to zrobił? Mam na myśli mojego chrzestnego – zapytał Harry niepewnie.
- Zdecydowana większość czarodziejskiego świata jest
przekonana, że to zrobił, Potter, wraz z bezsensownymi artykułami Skeeter i
resztą. Alternatywa – że Ministerstwo może pozwolić na tak ogromną pomyłkę, -
jest po prostu zbyt wielka dla wielu, by ją uznać. – Odrzucił głowę. – Jednak
ja nie mam wiary w Ministerstwo, więc podczas gdy mam wszelkie powody, by
wiedzieć, jak złośliwy i lekkomyślny jest twój chrzestny, nie chcę potępiać go
wyłącznie z powodu tego, że „każdy wie, że to prawda” – zadrwił.
Harry wyglądał na zasmuconego.
- Chciałbym, żeby życie było sprawiedliwe i…
- Nie paplaj jak naiwny przygłup, Potter. Gdyby tak było,
nie spędziłbyś dziesięć lat swojego życia w komórce tych Mugoli, traktowany jak
skrzat domowy i niemiłosiernie bity.
Harry poruszył się na krześle.
- Nie było tak źle – utrzymywał nieprzekonująco. – To
znaczy, w większości był to policzek lub dwa, tak jak wtedy, gdy myśleli, że
byłem bezczelny.
Snape spojrzał na niego gniewnie.
- Potrzebujesz kolejnego zestawu linijek?
- Nie, proszę pana! – zapewnił go szybko Harry.
Snape zerknął na niego z namysłem.
- Gdybym miał traktować twojego przyjaciela pana Weasleya
tak, jak Dursleyowie traktowali ciebie, dając mu „policzek lub dwa”, gdy
dostrzegę, że jest bezczelny, powiedziałbyś, że moje zachowania jest
uzasadnione?
- Nie zrobiłby pan czegoś takiego! – zaprotestował Harry.
Snape wzruszył ramionami.
- Dlaczego nie, skoro nie jest to „takie złe”? –
zaszydził. – Poza tym, Weasley potrafi być bardzo irytujący.
- W porządku! – warknął Harry, czując się zawstydzony i
wściekły, choć nie był pewny, dlaczego. – W porządku, rozumiem! – Jego profesor
nie musiał być taki złośliwy. Było tak po prostu, dlatego, że Harry nie lubił
myśleć, że był traktowany aż tak źle. To sprawiało, że bolała go głowa. Lepiej
było udawać, że nie było to takie straszne, tylko, że profesor Snape nie
pozwoliłby mu tego robić.
- Dobrze – odpowiedział Snape surowo. – Nie chcę słyszeć,
jak zwalniasz te obrzydliwe stworzenia z ich działań albo w jakikolwiek sposób
łagodzisz ich zbrodnie. Nie zasługiwałeś na takie traktowanie. Jesteś bardzo
wyjątkowym dzieckiem, którego samoocena jest strasznie niewielka. – Snape spojrzał
na bachora tak bardzo, jak wypowiedział te słowa; nie chciał, by mały diabeł
myślał, że jest miękki.
Harry poruszył się, gdy po słowach profesora jego
irytacja powoli została zastąpiona przez mrowienie przyjemności. Bardzo
wyjątkowe dziecko. Naprawdę podobało mu się, gdy jego profesor mówił takie
rzeczy, zwłaszcza, że nie używał łzawego, bardzo słodkiego głosu, który
okropnie zakłopotałby Harry’ego. Kiedy ciocia Molly nazywała go „kochanie” albo
„mój drogi”, było to w porządku, ponieważ to miały w zwyczaju mówić mamy. Ale
gdyby jego profesor mówił do niego takie bzdury, Harry zapadłby się pod ziemię.
W ten sposób, nie było tak, że Harry był dziecinnym idiotą, który desperacko
tęsknił za mamusią i tatusiem, tylko tak, że teraz miał opiekuna, który był silny,
surowy i zmuszał go do przyjęcia
uczucia. To było dużo łatwiejsze dla
ego Harry’ego.
- W porządku, Potter, skoro zaspokoiłeś apetyt, a ja
zaspokoiłem twoją nienasyconą ciekawość, możesz dołączyć do klasy – polecił
Snape.
- Okej – powiedział Harry zgodnie, wstając i zbierając
swoje rzeczy. – I nadal mogę dzisiaj pomagać w składnikach do eliksirów,
prawda?
- Jeśli twoja
praca domowa będzie mnie satysfakcjonowała – zastrzegł Snape.
Harry przewrócił oczami.
- Dobra. Och, i Hermiona też zamierza przyjść – zawołał,
wyślizgując się przez drzwi, nie zważając na przerażoną twarz profesora.
CDN…
Komentarze bardzo mnie motywują ;)
Bardzo lubię te opowiadanie, choć niezaprzeczalnie wolę Twoje o podróży w czasie i władcach żywiołów... :)
OdpowiedzUsuńHarry jest taki wnikliwy i jednocześnie rozumuje logiką dziecka, że to aż piękne. Także nazwanie Czarnego Pana nazwą ciasta francuskiego było cudne! Wyobraziłam sobie jego minę!
Czekam na kolejny rozdział tego opowiadania oraz Władcy ...
Pozdrawiam,
Astra
Muszę się przyznać że to opowiadanie mnie rozwala, za każdym razem gdy czytam kolejny rozdział. Najlepszy w całym rozdziale jest tradycyjnie sam koniec. Biedny Severus. Czyżby zaczęły spełniać się jego najczarniejsze scenariusze?
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy żeby uzyskać odpowiedzi na moje pytane. Życzę powodzenia przy tłumaczeniu.
Dzień dobry :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, uwielbiam rozmowy Severusa z Harrym i to jak bardzo wdzięcznie Harry przyjmuje coraz bardziej sprawną opiekę Severusa. Dyrektor to manipulator - czasem się to przydaje, ale to co zrobił z Syriuszem (a raczej czego nie zrobił) przekreśla zaufanie, jakim go darzyłam. Cieszę się, że Sev myśli podobnie i że zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli Harry ma być bezpieczny to on sam musi się nim zaopiekować. I podobało mi się jeszcze bardzo to, że Severus jednak czyta te książki o wychowaniu dzieci, że nagradza Harry'ego i że troszczy się mimo antypatii do Jamesa. I że zaczyna korygować swoje przekonania względem nich. I jeszcze, że dba nie tylko o samopoczucie Harry'ego w zakresie codziennych spraw, ale i wtedy, gdy rozmawiają o jego rodzicach. Severus przedkłada samopoczucie Harry'ego nad własne. To bardzo słodkie!
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i życzę weny :)
Hahaha!! Biedny Sev. Spełniają się jego najgorsze obawy.
OdpowiedzUsuńA ta rozmowa z Harry'm była po prostu pozwalająca. Lord Ciastko Francuskie - jak to strasznie brzmi, czyż nie? XD I Sevvie tak fajnie tłumaczył~ Awww, to było słodkie.
Ale i tak końcówka najlepsza XD
Pozdrawiam i WENY życzęę~!!
~Daga ^.^'
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, lord valauvent bosko, Severus jest taki bardzo troskliwy jak i cieszy się, że Harry go szanuje, ciekawe co wykaże nowy proces i mam nadzieję, że zostanie uniewinniony, no i ciekawi mnie kwestia Dursley'ow i ich gnębienia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o tak wspaniale... Lord Valauvent bosko... Severus bardzo troskliwy wzgledem Harrego jak i cieszy się, że Harry go szanuje, ciekawe co wykaże nowy proces i mam nadzieję, że Syriusz zostanie uniewinniony, no i ciekawi mnie kwestia Dursley'ow i ich gnębienia Pottera...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga