Najwyraźniej
grożenie Syriuszem Blackiem było tym, czego trzeba. W dniu, gdy Rita Skeeter
opublikowała swój artykuł o Turnieju, Harry był pewny, że będzie w nim coś
wyrwanego z kontekstu, ale ku jego zaskoczeniu, nic takiego nie napisała. Były
podane równe ilości informacji o wszystkich czterech reprezentantach, chociaż
Harry był wyraźnie wykreowany na słabeusza gotowego na odważną walkę w
zadaniach. Harry mógł tylko przewrócić oczami na ten komentarz. Dlaczego
wszyscy musieli postrzegać go jako jakiegoś rodzaju bohatera? Był od tego
daleki.
Tylko
tego Malfoy potrzebował, żeby zacząć się naśmiewać. Niemal czuł, jak Malfoy
łazi za nim, czekając na pierwszą szansę, by uderzyć. Za każdym razem, gdy
Harry szedł do biblioteki z Ronem i Hermioną, Malfoy ich obserwował. Za każdym
razem, kiedy Harry kończył posiłek i wychodził, Malfoy wychodził krótko potem.
Na szczęście, Ron i Hermiona rozpoznali to, co się działo i przekazali to innym
Gryfonom. Cały dom obserwował Harry’ego, ale nie mogli być przy nim cały czas.
Ponieważ
żaden z uczniów nie był świadomy magicznych wybuchów Harry’ego, musiał znaleźć
czas, żeby porozmawiać z profesorem Dumbledorem, do czego nadarzyła się okazja
po kolacji, gdy wszyscy byli już w ich pokojach wspólnych. Jak się okazało,
Dumbledore wiedział, w jakim momencie się to stało z powodu zaklęć
umieszczonych na naszyjniku. Niestety, naszyjnik zrobił to, do czego został
stworzony i pochłonął pochłoną większość magii, co bardzo zdenerwowało
Harry’ego. Jeśli to, co się stało było tylko ułamkiem tego, co mogło się
naprawdę wydarzyć, obawiał się myśleć, co by się stało przy pełnej mocy. Było
tylko jedno rozwiązanie, by upewnić się, że nic takiego nie stanie się
ponownie.
Harry
nie mógł pozwolić, by emocje brały nad nim górę… w każdym momencie. Nie
wiedział, jak będzie w stanie wykonać coś takiego, ale wiedział, że musi
spróbować Nie mógł ryzykować, że ktoś stanie na linii ognia, ponieważ się
zezłościł.
Opuszczając
gabinet profesora Dumbledore’a, Harry był zbyt zamyślony, by dostrzec, że ktoś
go śledzi. Musiał wymyślić jakiś sposób, by trzymać potężne emocje na wodzy.
Czytał o zaklęciach tłumiących emocje, ale wiedział, że były ryzykowne, a ich
skutki nie były przyjemne. Ostatecznie wszystko, co się czuło, wychodzi na
powierzchnię. Och, tak, dlaczego
zwyczajnie nie zniszczyć Hogwartu, gdy w nim jestem?
Dopiero,
gdy coś uderzyło go mocno w tył głowy, Harry zdał sobie sprawę z tego, że nie
jest sam. Potknął się na parę kroków, zanim odzyskał równowagę. Odwróciwszy
się, Harry zobaczył, że w jego stronę idą Malfoy, Crabbe i Goyle ze wrednymi
uśmieszkami na twarzach. Zaczął panikować. Co miał zrobić? Nie mógł zaryzykować
walki i stracenia kontroli, ale nie mógł po prostu stać i nic nie robić.
-
Co jest, Potter? – zapytał uszczypliwie Malfoy. – Nikt nie może cię teraz
ochronić. Żadnych opiekunów, żadnych przyjaciół i żadnej wielbiącej publiki.
Myślisz, że jesteś lepszy od innych, że wszyscy powinni oddawać cześć ziemi, po
której stąpasz tylko z powodu głupiej blizny, której się dorobiłeś przy
dziwacznym wypadku. Owinąłeś sobie wszystkich nauczycieli wokół palca, ponieważ
straciłeś rodziców, a twój wuj zdecydował zbić w ciebie trochę rozsądku.
Harry
zamarł. To właśnie ludzie myśleli? Co takiego zrobił, że ludzie w to wierzyli?
Nie uważał się za lepszego. Jeśli już, był zazdrosny o innych. I nie owinął
sobie nauczycieli wokół palca. Był z nimi blisko, ponieważ pomagali mu przejść
najcięższy czas. Powiedzieli mu, że jego wuj robił źle, wyżywając się na
nastolatku, więc dlaczego Malfoy mówi, że na to zasłużył?
Komu
zamierzasz wierzyć? Swoim nauczycielom, opiekunom i przyjaciołom czy Draco
Malfoyowi?
Harry
powrócił do rzeczywistości, kiedy Crabbe i Goyle chwycili go za ramiona, by
przytrzymać go w miejscu. Właśnie. Malfoy był zazdrosny o wszystko, co miał
Harry. Harry miał to, czego Malfoy pragnął: sławę, popularność i dorosłych,
którzy o niego dbali. Nie miało znaczenia to, że życie Harry’ego było w ciągłym
niebezpieczeństwie. Ani to, że Voldemort chciał jego śmierci. Malfoy widział
tylko zalety bycia chłopcem, który przeżył. Nie rozważał złych rzeczy, które
się z tym wiązały.
-
Masz pojęcie, co ten wilkołak zrobił w dniu Mistrzostw Świata? – kontynuował
Malfoy, wyciągając różdżkę i kierując ją w Harry’ego. – Całkowicie zawstydził
Ministerstwo. Bułgarski Minister pytał Knota, dlaczego w Ministerstwie nie ma
więcej ludzi takich, jak Lupin. Nawet nie obchodziło go to, że Knot mu
powiedział, że Lupin wilkołakiem. Wiesz, jaki to był cios w twarz dla mojego
ojca, że ktoś woli mieszańca od czystokrwistego?
-
Nie nazywaj tak Remusa – powiedział w obronie Harry. Malfoy posunął się za
daleko. Harry mógł znieść obelgi, ale nikt nie mógł obmawiać Remusa i Syriusza.
– Jest lepszą osobą niż twój ojciec kiedykolwiek był.
Oczy
Malfoya zwęziły się ze złości. Podszedł do Harry’ego i skierował różdżkę w jego
głowę, a jego dłonie trzęsły się z wściekłości.
-
Tak? – syknął. – Co ty wiesz, Potter? Dorastałeś wśród mugoli. Nie jesteś ani
trochę lepszy od szlamy albo mieszańca. Marnujesz tylko miejsce.
Harry
spiorunował Malfoya wzorkiem.
-
Cóż, ty z pewnością doskonale wiesz, jak „marnować miejsce” – odparował. Musiał
grać na zwłokę. Wcześniej czy później ktoś przyjdzie… miał taką nadzieję. – Nie
mogłeś stanąć przede mną, kiedy byli wokół mnie moi przyjaciele, więc wybrałeś
sposób tchórza i potrzebowałeś swoich lokai, żeby przytrzymali mnie w miejscu,
gdy ty będziesz rzucał na mnie klątwę. Gdzie w tym jest honor?
TRZASK!
Pięść
zetknęła się z twarzą Harry’ego, z impetem odwracając ją w lewo. Jego okulary
zleciały mu z twarzy i zobaczył biel. Mrugając kilka razy, Harry starał się
wrócić do swojego poprzedniego położenia, ale rozmazany obraz nieco to
utrudnił. Zamknął oczy i spróbował otrząsnąć się ze zdezorientowania, ale
wydawało się, że nie jest w stanie. Jego uszy wypełnił śmiech, ale szybko
zamarł, po tym, jak korytarz wypełnił wyraźny grzmot.
-
NIE SĄDZĘ, CHŁOPCZYKU!
Uścisk
na ramionach Harry’ego znikł, sprawiając, że na moment Harry stracił równowagę.
Gdy machnął nadgarstkiem, w jego dłoni znalazła się różdżka i przywołał nią
okulary. Założywszy je, oczy Harry’ego rozszerzyły się z szoku, gdy zobaczył
jedną białą i dwie czarne fretki w miejscach, gdzie stali wcześniej Malfoy,
Crabbe i Goyle. Drżąco cofnął się o krok, uderzając w coś plecami. Szybko się
odwrócił i zobaczył, że profesor Moody patrzy na niego normalnym okiem, podczas
gdy magiczne było utkwione w trzech fretkach.
Profesor
Moody przytrzymał brodę Harry’ego i odwrocił jego twarz, by zobaczyć siniak,
który, jak czuł Harry, zaczynał się już formować. Moody odetchnął głęboko, po
czym puścił podbródek Harry’ego.
-
W porządku, Potter? – burknął.
Harry
nie ufał własnemu głosowi, że nie zadrży, więc skinął głową. Nie mogąc już
dłużej znieść intensywnego spojrzenia oczu Moody’ego, Harry szybko odwrócił
wzrok. Ruch wywołał iskrę bólu biegnącą w dół szyi Harry’ego, co sprawiło, że
się skrzywił. Profesor Moody zauważył to i wyciągnął chusteczkę, przyciskając
ją do tyłu głowy Harry’ego.
-
Nic ci nie będzie – burknął Moody, kiedy Harry odruchowo przytrzymał chusteczkę
w miejscu, żeby profesor Moody nie musiał tego robić. – To tylko małe
rozcięcie. Dobrze, że ten skrzat domowy mnie znalazł. Czy mam rację,
przypuszczając, że to te przemiłe
osóbki za to odpowiadają? – Harry nie odpowiedział. – Tak myślałem – powiedział
Moody i obszedł Harry’ego. – I co tu teraz zrobić z trzema tyranami?
Harry
odwrócił się i zobaczył, jak Moody wyczarowuje trzy małe klatki. Trzy fretki
zaczęły uciekać, ale po machnięciu różdżką, podleciały do klatek i ostatecznie
jedna była w każdej. Nigdy nie widział czegoś takiego. Mimo że musiał się
uśmiechnąć, że Malfoy dostał za swoje, Harry zastanowił się, czy nauczycielom
wolno robić coś takiego uczniom.
Moody
ponownie machnął różdżką i trzy klatki uniosły się w powietrze.
-
Powinieneś iść do skrzydła szpitalnego, Potter – powiedział profesor Moody. –
Nie martw się. Upewnię się, że ci uczniowie
nigdy nie zrobią czegoś tak okrutnego ponownie. Jeśli na takiego typu
zachowania Snape pozwala swoim uczniom, z nim też muszę zamienić parę słów.
Harry’emu
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Odszedł do skrzydła szpitalnego, gdzie pani
Pomfrey szybko zaleczyła ranę na tyle jego głowy oraz tak wiele siniaka na jego
twarzy, jak tylko mogła. Nalegała też, żeby Harry spędził noc w skrzydle
szpitalnym, żeby się upewnić, że nie będzie żadnych komplikacji z urazem głowy.
Harry był zbyt zmęczony, by protestować i zasnął niemal natychmiast. Miał tylko
nadzieję, że profesor Moody nie zranił Malfoya i jego goryli… przynajmniej nie
za mocno.
^^^
Następny
poranek był chyba najdłuższym, jakiego Harry kiedykolwiek doświadczył. Ron
spanikował, kiedy zobaczył, że w łóżku Harry’ego nikt nie spał i zaalarmował
Deana, Seamusa i Neville’a. Ta czwórka chyba najbardziej go chronili i
rozpoczęli poszukiwania. Kiedy odkryli, że Harry jest w skrzydle szpitalnym i
dlaczego tam jest, Gryfoni wściekli się. Nie mogli uwierzyć, że Malfoy zrobił
coś takiego. Jednak wybuchli śmiechem, kiedy usłyszeli, że Malfoy, Crabbe i
Goyle zostali zmienienie we fretki przez profesora Moody’ego.
Gdy
tylko Harry wyszedł ze skrzydła szpitalnego, już kilka osób odmówiło
opuszczanie jego boku. Plotka o ataku Malfoya szybko obiegła wszystkie cztery
domy, docierając do nauczycieli, którzy wyglądali na przerażonych. Jedynym
potwierdzeniem, którego potrzebowali był lekki siniak na twarzy Harry’ego.
Profesor Dumbledore, McGonagall i Snape wybiegli z Wielkiej Sali i wrócili po
dwudziestu minutach z Malfoyem, Crabbem i Goylem, którzy wyglądali jakby mieli
wyjątkowo brutalną noc. Harry nawet nie usiłował spojrzeć na Malfoya, siedzącego
przy stole Ślizgonów.
Po
śniadaniu, Harry jak najszybciej wyszedł z Ronem i Hermioną do Hogsmeade,
wioski, którą mogli odwiedzać uczniowie trzeciego roku i starsi. Przez
poprzedni wieczór i to, że pierwsze zadanie było tuż za rogiem, Harry
potrzebował rozproszenia uwagi. Założył na włosy i bliznę czapkę, żeby nie
zostać rozpoznany, ale ludzie wciąż go rozpoznawali. Wszyscy ciągle życzyli mu
powodzenia w Turnieju, co sprawiało, że Harry czuł okropne zawstydzenie. Ludzie
powinni życzyć tego Cedricowi, Fleur i Viktorowi.
Poszli
do podstawowych sklepów: Miodowego Królestwa i Zonka, a potem weszli do Trzech
Mioteł, gdzie usiedli z daleka od innych, żeby nie ściągać uwagi na Harry’ego.
Ron zgłosił się na ochotnika, by kupić piwo kremowe, zostawiając Harry’ego i
Hermionę w ciszy. Mroczne oświetlenie ukryło bladość na twarzy Harry’ego.
Patrząc na stół, Harry starał się ignorować spojrzenia Hermiony. Nie
powiedziała wiele, od kiedy dowiedziała się, co się stało, sprawiając, że Harry
zastanawiał się, jak bardzo była wściekła.
-
Będziesz teraz na mnie wrzeszczeć, czy dalej będziesz się gapić? – zapytał
cicho Harry.
Hermiona
szybko odwróciła wzrok.
-
Wybacz, Harry – powiedziała. – Wszystko w porządku, prawda? Jesteś dzisiaj
okropnie cichy.
Harry
prychnął na ten komentarz.
-
Mógłbym powiedzieć to samo o tobie – stwierdził dosadnie. Zauważył, że uśmiecha
się z zakłopotaniem i dostrzegł, że coś się zmieniło. – Pani Pomfrey rozwiązała
twój problem z zębami. – Hermiona spojrzała zaskoczona na Harry’ego, po czym
zarumieniła się i skinęła głową. – Ładnie wyglądają – dodał, sprawiając, że
Hermiona zaczerwieniła się mocniej i wymamrotała podziękowanie.
-
Trzy piwa kremowe – powiedział Ron, wracając do nich i podając picie. – Nie
uwierzycie, co przypadkiem usłyszałem. Właśnie weszli jacyś Ślizgoni, którzy
mówili o Malfoyu. Mówili, że Malfoy stracił sto punktów i dostał dwumiesięczny
szlaban z profesor McGonagall. Jest też pod nadzorem. Jeśli zrobi coś jeszcze,
zostanie zawieszony albo nawet wydalony. Możecie sobie wyobrazić, co zrobi tata
Malfoya, gdy dostanie rano pocztę?
-
Zasłużył na to – powiedziała zwyczajnie Hermiona. – Mógł cię naprawdę
skrzywdzić, Harry. Dlaczego z nim nie walczyłeś tak, jak w pociągu? Dlaczego
wyszedłeś po rozpoczęciu godziny policyjnej?
Harry
przez chwilę patrzył na przyjaciółkę, po czym spuścił wzrok na swoje piwo
kremowe. Z jakiegoś powodu nie potrafił wyrzucić z głowy tego, co się stało
wczoraj.
-
Czy myślicie, że uważam się za lepszego od innych? – zapytał z rezerwą. –
Uważacie, że ludzie czczą ziemię, po której stąpam? Albo że zasłużyłem na to,
co zrobił mi wuj Vernon?
Ron
i Hermiona wyglądali na przerażonych.
-
Absolutnie nie! – krzyknęła Hermiona. – Harry, dlaczego pytasz o coś takiego?
Wiemy, że nie znosisz, jak ludzie traktują cię inaczej niż innych. Coś takiego
powiedział ci wczoraj Malfoy?
-
Hermiono! – ostrzegł Ron. – Ciszej!
Hermiona
zarumieniła się i rozejrzała szybko, by upewnić się, że nikt nie podsłuchiwał.
-
Przepraszam – powiedziała cicho, po czym pochyliła się, by nie mógł jej słyszeć
nikt oprócz Harry’ego i Rona. – Harry, nikt nie zasługuje na to, co zrobił ci
wuj. Tak, ludzie mają tendencję do idealizowania ciebie, ale to nie twoja wina.
Malfoy jest po prostu zazdrosny. Jego ojciec musi kupować mu to, co tobie
przychodzi naturalnie.
Harry
przewrócił oczami.
-
Codziennie wita go obsesja Voldemorta moją osobą – powiedział gorzko. – Nikt
nie zdaj sobie sprawy z ceny ten sławy, której tak pragną. Czy oni nie wiedzą,
że w ułamku sekundy oddał bym to wszystko, by mieć normalne życie i rodziców?
Ron
i Hermiona wymienili spojrzenia, po czym Hermiona wyciągnęła rękę i dotknęła
dłoni Harry’ego.
-
Nie, Harry – powiedziała łagodnie. – Oni nie zdają sobie sprawy z tego, że pod
nazwą chłopca, który przeżył jest nastolatek, który jest po prostu jak wszyscy
inni.
Gdy
więcej ludzi wypełniło pub, Harry, Ron i Hermiona uznali to za wskazówkę, by
wyjść. Niemal wbiegli w Ritę Skeeter, która właśnie weszła i schylili głowy, by
ich nie zauważyła. Harry przekazał przyjaciołom, jak mocno Rita nalegała na
wywiad z Harrym, przez co oboje czuli do kobiety niechęć. Wiedzieli, że im
dalej są od Rity Skeeter, tym lepiej.
Zaczęli
długą podróż powrotną do Hogwartu, kiedy zobaczyli dwie postacie; jednego dość
sporego mężczyznę i jednego, który kuśtykał, biorąc łyk ze swojej piersiówki.
Hagrid i profesor Moody. Hagrida było widać w każdym tłumie z powodu jego
wzrostu. Zanim Harry mógł choćby przywitać się z Hagridem, został pociągnięty
do mocnego uścisku i wydawało się, że niezbyt szybko zostanie puszczony. Gdy
Harry’emu już kręciło się w głowie z braku tlenu, Hagrid w końcu puścił go.
-
W porząsiu, Harry? – zapytał Hagrid, po czym zauważył siniaka na twarzy
Harry’ego. – Dumbledore cię szukał. – Hagrid pochylił się tak, że był oko w oko
z Harrym i położył mu wielką dłoń na ramieniu. – Musimy się zobaczyć dzisiaj o
północy, Harry – wyszeptał. – Przyjdź sam i weź płaszcz ojczulka.
Harry
był zdezorientowany, ale i tak skinął głową, a wtedy Hagrid wyprostował się i
odwrócił do Rona i Hermiony. Dlaczego Hagrid chce się zobaczyć z nim samym i to
tak późno w nocy? Hagrid i Moody pożegnali się i kontynuowali swoją wycieczkę
do Hogsmeade, zostawiając Harry’ego w oszałamiającej ciszy. Odpychając
wiadomość Hagrida na skraj umysłu, Harry ruszył z Hermioną i Ronem z powrotem
do Hogwartu. Teraz musiał tylko wymyślić jakąś wymówkę, żeby nikt się nie
martwił, ponieważ Hagrid nie chciałby się z nim spotkać o tak dziwnej porze,
gdyby nie miał ważnego powodu.
^^^
Jak
się okazało, tak jak wszyscy inni profesor Dumbledore chciał tylko się upewnić,
że z Harrym wszystko w porządku. Zapewnił też Harry’ego, że Malfoy, Crabbe i
Goyle zostali ukarani za ich zachowanie. Po uniknięciu odpowiedzi na takie
pytania, jak dlaczego Harry nie walczył, chłopiec opuścił gabinet Dumbledore’a
jak najszybciej potrafił. Wiedział, że nie bronił się przez strach. Nie
pomagało też to, że Crabbe i Goyle trzymali go tak mocno, że nie mógłby się
uwolnić.
Późno
w nocy, Harry wymknął się z wieży Gryfonów, by spotkać się z Hagridem. Okryty
niewidzialnym płaszczem swojego ojca, Harry był w stanie poruszać się
bezpotrzebny martwienia się o to, że ktoś go zobaczy. Korytarze były w
większości puste, nie licząc nauczycieli i prefektów, którzy je patrolowali.
Kilku prefektów mamrotało coś o „głupich Ślizgonach”, ostrzegając Harry’ego, że
wokół było tylu ludzi ze względu na to, co się stało poprzedniego wieczora.
Wyszedł
na błonia i pobiegł w kierunku chatki Hagrida. Znał drogę na pamięć, a światło
ze środka chatki pomogło Harry’emu manewrować w ciemności. Kiedy się zbliżył,
Harry zauważył, że wciąż świeci się również w powozie Beauxbatons. Wydawało
się, że całkiem sporo ludzi dzisiaj nie śpi do późna.
Harry
szybko dotarł do chatki i cicho zapukał w drzwi. Nie chciał informować
wszystkich, że Hagrid ma gościa. W momencie, gdy drzwi się otworzyły, Harry
szybko wślizgnął się do środka i ściągnął płaszcz. Spojrzał dokładnie na
Hagrida i z zaskoczeniem dostrzegł, że nauczyciel opieki nad magicznymi
stworzeniami wygląda na nerwowego. Co się działo?
-
Coś nie tak, Hagridzie? – wyszeptał Harry. – Doś się stało?
Hagrid
podniósł palec do ust, by Harry był cicho.
-
Chodź, Harry – powiedział szeptem. – Jest coś, co powinieneś zobaczyć. Załóż
płaszcz.
Harry
wykonał polecenie i wyszedł za Hagridem z chatki. Szybko zatrzymał się, kiedy
zobaczył, że Hagrid idzie w stronę powozu Beauxbatons. Obserwował, jak Hagrid
puka i zostaje powitany przez madame Maxime. Przygryzając dolną wargę, Harry
podążył za nimi, upewniając się, żeby zachować dystans, żeby madame Maxime nie
dowiedziała się, że z nimi jest. Ledwie słyszał, jak Hagrid mówi o czymś wartym
zobaczenia, o czym nie powinni jeszcze wiedzieć. To dało mu do myślenia. W co
grał Hagrid? Czy to miało coś wspólnego z pierwszym zadaniem?
Na
jego pytanie odpowiedział głośny ryk. Harry niemal nie upadł z szoku. Taki ryk
mógł pochodzić tylko od czegoś naprawdę wielkiego i bardzo niebezpiecznego;
czegoś, do czego Harry naprawdę nie chciał się zbliżać. Widząc, że Hagrid i
madame Maxime zatrzymali się, Harry ostrożnie zmniejszył przestrzeń między nimi
i zerknął na to, na co patrzyli. Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia. To
było zdecydowanie coś wielkiego, od czego wolałby trzymać się z daleka.
Smoki…
dokładnie cztery.
Harry
obserwował, jak czarodzieje otaczając smoki, starając się je kontrolować. Harry
nie mógł stwierdzić wiele, ale mógł powiedzieć, że miały przynajmniej
pięćdziesiąt stóp, wielkie zęby w okropnie ogromnych paszczach, które wypluwały
również ogień w niebo. Były przykute do ziemi, ale to nie było zbyt
pocieszające. Smoki wyglądały na tak silne, że mogłyby wyrwać się na wolność,
zanim inni by mrugnęli.
Obserwował,
jak czarodzieje starają się uspokoić smoki, rzucając w nie oszałamiające
zaklęcia. Siedem potężnych zaklęć uderzyło w każdego smoka, wymuszając u nich
głęboki sen, poza łomotem, który rozbrzmiał, gdy ich wielkie cielska uderzyły o
ziemię. Harry zanotował w umyśle, by nigdy nie stać blisko smoka, kiedy próbuje
się czegoś takiego.
Czarodziej
odsunął się od grupy i podszedł do Hagrida i madame Maxime. W momencie, gdy
Harry zobaczył jego rude włosy, rozpoznał w nim brata Rona, Charlie’ego, który
pracował ze smokami w Rumunii. Z jakiegoś powodu, Harry poważnie wątpił, by te
zwierzęta były przygotowane na następną lekcję opieki nad magicznymi
stworzeniami.
-
Nic im nie będzie, Hagridzie – powiedział Charlie, brzmiąc na kompletnie
wykończonego. – Dostały eliksir Słodkiego Snu na czas podróży. Po prostu nie
przyjęły dobrze zmiany otoczenia. – Charlie spojrzał na madame Maxime, po czym
ponownie skupił się na Hagridzie. – Wiesz, że reprezentanci nie powinni o nich
wiedzieć?
-
Pomyślałem, że się jej spodobają – powiedział Hagrid z uśmiechem. – Cztery
smoki. Jeden dla każdego reprezentanta, którzy muszą, co? Walczyć z nimi?
-
Nie jestem pewny na sto procent – powiedział szczerze Charlie. – Myślę, że
muszą je zwyczajnie minąć. Będziemy tam, gdyby sprawy wyślizgnęły się spod
kontroli. Poprosili nas o gniazdujące matki, więc takie zabraliśmy. Rogogon
Węgierski – paskudny gnojek, Walijski Zielony, Szwedzki Krótkopyski i Chiński
Ogniomiot. – Charlie urwał i spojrzał na Hagrida z ciekawością. – Jak się ma
Harry?
Hagrid
wyglądał na zakłopotanego.
-
Niezbyt dobrze, Charlie – powiedział ze szczerością. – Zeszłego wieczora został
zaatakowany przez kilku Ślizgonów. Dumbledore jest wściekły…
-
Nic mu nie jest? – przerwał mu Charlie z iskrą troskliwości w głosie. – Proszę,
powiedz mi, że coś z tym zrobiliście. Mama zrobiła larmo, kiedy Fred wysłał jej
sowę i wszystko wyjaśnił. Gdyby się dowiedziała…
-
Nie martw się, Charlie – powiedział szybko Hagrid. – Dumbledore się tym zajął.
Nie
chcąc podsłuchiwać więcej, Harry pospieszył z powrotem do zamku. Nie mógł
uwierzyć, że mówili o nim w taki sposób. Wtedy prawda uderzyła w Harry’ego.
Wszyscy mówili o nim chłopiec, który
przeżył. Widzieli w nim tylko dzieciaka. Musiał przyznać, że zachowywał się
tak, kontaktując się z Syriuszem i tarzając się w swoich problemach, ale koniec
z tym.
Pierwsze
zadanie było we wtorek, więc miał jeszcze trochę czasu na przygotowanie. Mógł
wykorzystać jutrzejszy czas wolny, by pouczyć się coś o smokach, a w szczególności
o gniazdujących matkach, żeby znaleźć ich słabe strony. Charlie powiedział, że
będzie musiał tylko przejść obok smoka, a pan Crouch, że będzie miał jedynie
swoją różdżkę. Trzeba było siedmiu dobrze wytrenowanych czarodziei, by powalić
smoka zaklęciami oszałamiającymi, więc to nie wchodziło w rachubę.
Zagubiony
w myślach, Harry drgnął zaskoczony, kiedy wbiegł w coś, przez co upadł do tyłu.
Ktoś zapytał w ciemności: „Kto tu jest?” i Harry zrozumiał, że wpadł na kogoś.
Pozostał kompletnie nieruchomy, nie mając odwagi wydać żadnego dźwięku.
Mrugając w ciemności, Harry ledwo mógł uwierzyć, kiedy zobaczył znajomą kozią
bródkę. Wpadł na profesora Karkarowa.
Po
kilku minutach, Karkarow zaprzestał poszukiwać i zapuścił się w miejsce, gdzie
były smoki. Jak tylko dostatecznie się oddalił, Harry wstał i pobiegł do zamku.
Nie było wątpliwości, co do tego, co knuje Karkarow. Zamierzał dowiedzieć się
czegoś o smokach dla Vikrota, tak samo jak madame Maxime dla Fleur. To
oznaczało, że jedyną osobą, która była w niekorzystnej sytuacji, był Cedric,
jedyna osoba, która wstawiła się za Harrym.
Wszedł
do pokoju wspólnego Gryfonów i ściągnął płaszcz. Była niemal pierwsza nad ranem,
ale Harry był zbyt rozbudzony, by zasnąć. Jak najciszej, Harry wszedł do
dormitorium, odłożył pelerynę i chwycił kilka książek, zanim wyszedł na
palcach. Mógł spędzić cały jutrzejszy dzień, szukając czegoś na temat smoków. I
tak wątpił, by ktoś pochwalał pójście do biblioteki o takiej porze.
Siadając
na podłodze przed kominkiem, Harry zaczął od książek o opiece nad magicznymi
stworzeniami, ale znalazł bardzo niewiele o smokach. Przeniósł się na książkę
do zaklęć, ale ponownie się rozczarował tak, jak się tego spodziewał. Ostatni
raz, jak Harry sprawdzał, walczenie ze smokami nie było w programie czwartego
roku. Chwycił książkę do obrony przed czarną magią, po czym odrzucił
podręczniki i wyciągnął książkę o zaklęciach obronnych, którą kupił tego lata.
Przynajmniej, gdyby nadeszło najgorsze, może nie da się zabić.
Minęło
dużo czasu, zanim Harry pozwolił pojęciu snu przyjść do jego głowy.