Ostatecznie Ron i Hermiona uratowali Harry’ego,
wyciągając go ze skrzydła szpitalnego na kolację. Nie zadawali pytań na temat
tego, co się stało wieczorem, co oznaczało, że czekali, aż Harry sam zacznie temat
albo już rozmawiali o tym z profesorem Dumbledorem. Znając ciekawość i
wytrwałość Rona i Hermiony lepiej niż inni, Harry wybrał drugą opcję.
Idąc w stronę Wielkiej Sali, Harry słuchał, jak Ron i
Hermiona w kółko opowiadają o przybyciu dwóch szkół z zeszłego wieczora, Czarze
Ognia, która miała wybrać reprezentantów, o tych, którzy włożyli swoje imiona
do Czary, razem z tymi, którzy próbowali, ale im się nie udało, jak Fredowi
Weasleyowi, George’owi Weasleyowi i ich przyjacielowi, Lee Jordanowi. Najwyraźniej
wokół Czary została nałożona linia wieku i ci, którzy nie mieli jeszcze
siedemnastu lat, nagle musieli nosić wyjątkowo długie, białe brody. Harry ledwo
powstrzymał śmiech, kiedy o tym usłyszał. Fred i George byli tak pewni, że
oszukają profesora Dumbledore’a i się dostaną.
- Myślę, że Angelina Johnson jest najlepszym wyborem w
Gryffindorze – powiedział Ron, kiedy weszli do Wielkiej Sali. Wciąż była dość
pusta, ponieważ kolacja miał być za kolejną godzinę. Angelina była ścigającą w
gryfońskiej drużynie Quidditcha. – Jest lepsza niż ten cały Diggory. Wciąż nie
mogę uwierzyć, że sądzisz, że jego uczestnictwo to dobry pomysł, Harry. W
zeszłym roku niemal cię nie zabił.
Harry powstrzymał irytację, siadając przy stole Gryfonów
z Ronem po prawej, a Hermioną po lewej stronie.
- To nie prawda – powiedział, desperacko starając się
trzymać swojej cierpliwości. – Co ty byś zrobił, Ron, gdybyś był na jego
miejscu. Miałem Błyskawicę. Byłem największym zagrożeniem dla ich drużyny.
Najwięcej sensu miało wyrzucenie mnie z gry. Poza tym, nie próbował mnie zabić.
Cedric Diggory gra fair. Angelina też. Oboje byliby dobrym wyborem dla
Hogwartu.
- Harry ma rację, Ron – dodała rzeczowo Hermiona,
wyciągając książkę z torby i przygotowując się do czytania. – To tylko gra. To
powinna być przyjacielska rywalizacja między szkołami. Poza tym, Diggory
przeprosił za to, co się stało. Dlaczego wciąż cię to denerwuje?
Ron nachmurzył się, zakładając ramiona na pierś jak
uparte dziecko.
- Wiesz, było dużo zabawniej, zanim stałeś się rozsądnym
Harrym – powiedział z frustracją. – Myślałem, że pan Black i pan Lupin zmienią
cię w Huncwota, nie drugą Hermionę.
Harry uśmiechnął się na ten komentarz.
- Syriusz chciał mnie zmienić w Huncwota, Ron –
powiedział z rozbawieniem. – Niestety, Remus dopadł mnie pierwszy. To on był
tym rozsądnym wśród Huncwotów, kiedy byli w szkole. Chyba od czasu do czasu to
on trzymał w ryzach Syriusza i mojego tatę. Nie powiedziałeś Fredowi i
George’owi o Lunatyku, Łapie i Rogaczu, prawda?
Ron potrząsnął głową.
- Żartujesz sobie? – zapytał. – Masz pojęcie, co oni by
zrobili, gdyby się dowiedzieli, że jesteś synem Huncwota? Masz pojęcie, co
zrobiliby, gdyby się dowiedzieli, że pan Lupin i pan Black są Huncwotami?
Zażądaliby, żeby im powiedzieli o każdym żarcie, który kiedykolwiek wykręcili i
zgadnij, na kim by je testowali: na M-N-I-E, mnie! Mowy nie ma! Nie mam zamiaru być ich królikiem
doświadczalnym!
Spoglądając na Hermionę, Harry dostrzegł uśmiech na jej
twarzy. Przynajmniej nie był jednym, który uznawał to za zabawne.
- Masz rację, Ron – powiedział Harry zamyślony. – Może
powinienem im powiedzieć. Hermiona powiedziała mi o ich planach na założenie
sklepu z żartami, a gdyby Syriusz i Remus im pomogli…
- Nie ośmielisz się, Harry – ostrzegł Ron, ale nie dało
się zaprzeczyć obecności strachu w jego głosie.
Uczniowie powoli zaczęli wypełniać Wielką Salę. Ron dał
Harry’egmu do zrozumienia, że Viktor Krum był jednym z uczniów z Durmstrangu,
który próbował dostać się do Turnieju. Harry’emu ciężko było uwierzyć, że Krum
wciąż jest w szkole, kiedy słuchał, jak Ron kontynuuje i mówi o tym, że
chciałby autograf Kruma i zdobyć się na odwagę, by porozmawiać z międzynarodową
gwiazdą Quidditcha.
Harry’emu trudno było zachować ciszę. Nie umiał uwierzyć,
w jaki sposób Ron mówi o Krumie. Brzmiało to niemal tak, jak traktowali go
bracia Creevey. Naprawdę myślał, że Ron nie da się złapać w to całe szaleństwo
wokół sław, ponieważ Ron widział w pierwszej kolejności rzeczywiste skutki. Na
szczęście, przybyli ich koledzy z dormitorium, Seamus Finnegan, Dean Thomas i
Neville Longbottom, dzięki czemu Ron mógł mówić o swojej obsesji z nimi.
Parvati Patil i Lavender Brown przybyły krótko za nimi, zajmując miejsca
naprzeciw Harry’ego i Hermiony. Skoro wokół niego rozmawiano, Harry zagłębił
się w swoje własne myśli i nadal nic nie rozumiał.
Rozglądając się dookoła, Harry wreszcie zauważył, że
Czara Ognia była ustawiona przed miejscem Dumbledore’a przy stole
nauczycielskim. Ogromna kobieta, która mogła rywalizować z Hagridem jeśli
chodzi o wzrost, siedziała po prawej stronie Dumbledore’a. Nosiła czarną
satynę, a długie włosy mocno związała. Jej czarne oczy nigdzie nie patrzyły tak
przyjaźnie, jak na Hagrida, kiedy wydawała się skanował tłum uczniów.
Po lewej stronie Dumbledore’a siedział mężczyzna, który
nosił futro i miał krótkie, szaro-białe włosy, zaczesane do tyłu. Wydawał się
mały, w porównaniu do kobiety, ale nieco wyższy od profesora Snape’a, który
siedział po jego prawej. Mężczyzna miał również kozią bródkę, która ukrywała
większość jego podbródka. Od czasu do czasu spoglądał na profesora Snape’a,
który wydawał się chcieć tylko kompletnie owego mężczyznę zignorować.
Zauważając zdezorientowanie Harry’ego, na widok stołu
nauczycielskiego, Hermiona poinformowała go, że ogromna kobieta to Madame
Maxime z Beauxbatons, a mężczyzna to profesor Karkaroff z Durmstrangu. Poza
dwoma odwiedzającymi nauczycielami, przy stole byli obecni Lugo Bagman i pan
Crouch. Harry nie potrafił powstrzymać ulgi na myśl, że Syriusza tu nie ma,
ponieważ miałby poważny problem z panem Crouchem.
W końcu przybył profesor Dumbledore i rozpoczął ucztę. Przez
to, że stracił niemal cały dzień posiłków, Harry myślał, że będzie umierać z
głodu, ale jego umysł nadal zajmował się tym, co się stało zeszłego wieczora i
tego popołudnia. Bezmyślnie bawił się naszyjnikiem, który owijał jego szyję,
jedząc powoli. Ukrył go przed niechcianym widokiem pod kołnierzykiem koszulki i
chciał, by tam pozostał. Nie miał pojęcia, jak ma wyjaśnić to Syriuszowi i
Remusowi, nie wspominając o Ronowi i Hermionie.
Ostatecznie talerze zostały wyczyszczone i Salę wypełniła
cisza. Wszyscy spojrzeli na stół nauczycielski i obserwowali, jak profesor
Dumbledore wstaje, by zwrócić się do swoich odbiorców.
- Skoro wszyscy są najedzeni i napojeni, Czara za chwilę
podejmie decyzję – powiedział. – Dla tych którzy będą wybrani, proszę podejść i
pójść do komnaty za nami, żeby otrzymać instrukcje.
Nagle zgasły wszystkie świeczki, poza tymi w wydrążonych
dyniach. Czara zdawała się świecić błękitno-białymi płomieniami. Napięcie w Sali
pogłębiło się, gdy wszyscy czekali. Kilka osób sapnęło, kiedy płomienie
zmieniły się na czerwone, a potem iskry wyleciały w górę niemal jak fajerwerki.
Sekundę później, wielkie płomienie wybuchły, wyrzucając w powietrze kawałek
pergaminu. Dumbledore wyciągnął go z płomieni, ale trzymał blisko światła, by
móc przeczytać imię, podczas gdy płomienie wróciły do swojego pierwszego
błękitno-białego koloru.
- Pierwszy reprezentant jest z Durmstrangu – ogłosił
profesor Dumbledore. – Viktor Krum!
Oklaski wypełniły Salę. Harry zauważył, że Viktor Krum
wstaje z miejsca przy stole Slytherinu i idzie do wyznaczonego miejsca.
Profesor Karkaroff pogratulował swojemu uczniowi, kiedy ten koło niego
przeszedł, klaskając głośniej niż wszyscy inni. Wydaje się, że wszyscy dopingowali
Kruma, by był reprezentantem Durmstrangu.
Kiedy hałas zniknął, wszyscy ponownie spojrzeli na Czarę
i czekali. Nie musieli długo czekać, aż płomienie zmienią się na kolor
czerwony, kiedy wyleci z nich kolejny pergamin. Po raz kolejny profesor Dumbledore
złapał go i przytrzymał blisko płomieni, by przeczytać wybranego reprezentanta.
- Dla Beauxbatons – powiedział Dumbledore. –
Reprezentantką będzie Fleur Delacour!
Brawa dla drugiego reprezentanta były z pewnością
bardziej uprzejme niż za pierwszym razem. Kilka koleżanek reprezentantki
zaczęło płakać, kiedy wysoka, młoda kobieta o srebrnych włosach weszła do
komnaty, dołączając do Kruma. Harry nie mógł nie zauważyć, że druga
reprezentantka przypomina lekko Wilę, ale trzymał buzię na kłódkę.
Doświadczenie, jakie miał z Remusem, mówiło mu, że nie wszyscy byli otwarci na
półludzi, jeśli właśnie tym była Fleur Delacour.
Po raz trzeci cisza wypełniła salę, kiedy wszyscy skupili
się na Czarze. Został tylko jeden reprezentant do wybrania, ten z Hogwartu.
Każdy dom czekał w napięciu, chcąc, by to ktoś z nich został wybrany. Wydawało
się to trwać wieczność, ale w rzeczywistości po kilku chwilach Czara zmieniła
kolor na czerwony, po czym wystrzeliły iskry. Duże płomienie wydały z siebie
kawałek pergaminu, zawierający imię ostatniego reprezentanta.
Profesor Dumbledore chwycił pergamin i spojrzał na imię,
po czym zwrócił się do personelu i uczniów.
- I z Hogwartu – powiedział uprzejmie. – Cedric Diggory!
Cały stół Puchonów wybuchł oklaskami, wstając wraz z
całym stołem Krukonów. Duża część Gryfonów również wstała i zaczęła klaskać.
Harry był wśród nich. Cedric wydawał się przytłoczony, kiedy wycofywał się do
komnaty, gdzie czekali inni reprezentanci. Powoli aplauz ucichł, pozwalając
ponownie przemówić Dumbledore’owi.
- Teraz, gdy zostali wybrani reprezentanci – zaczął
Dumbledore, – mam nadzieję, że wszyscy pomożecie im, jak tylko potrzebują.
Czasami odrobina zachęty wystarczy, by…
Czara zszokowała wszystkich, ponownie przybierając kolor
czerwony. Wybuchło mamrotanie, kiedy wystrzeliły iskry. Po raz czwarty tego
wieczora płomienie uniosły się w górę wraz z kawałkiem pergaminu. Profesor
Dumbledore ostrożnie wyciągnął go z ognia i przeczytał imię. Cisza wypełniła
salę, kiedy Dumbledore zamrugał i odetchnął głęboko. Odchrząknął, po czym
uniósł wzrok na uczniów, który czekali z mieszaniną zdezorientowania i
zaskoczenia.
- Harry Potter – ogłosił profesor Dumbledore.
Początkowo Harry pomyślał, że słuch go myli. Przesłyszał
się. Musiał. Profesor Dumbledore nie wymówił jego imienia. To był tylko sen…
bardzo zły sen, z którego wkrótce się obudzi. To było jedyne wyjaśnienie.
Niestety, kiedy wszyscy skupili swoją uwagę na nim, Harry wiedział, że się nie
przesłyszał. Wiedział, że ten koszmar jest rzeczywistością.
Harry zamknął oczy, w kończy zaczynając przetwarzać to,
co usłyszał.
- Proszę, niech to się nie dzieje – poprosił cicho, ale
nie dostał żadnej odpowiedzi, jak się tego spodziewał. Otwierając oczy, Harry
nie odważył się rozejrzeć. Nie chciał widzieć ich zszokowanych min, podejrzeń
albo wściekłych spojrzeń, które prawdopodobnie właśnie dostawał.
- Harry Potterze – zawołał ponownie profesor Dumbledore.
– Proszę podejść.
Harry wstał niechętnie i podszedł do stołu
nauczycielskiego, powoli potrząsając głową. Był uwięziony pomiędzy uczuciem
niedowierzania i złości. Dlaczego to nie mógł być jeden normalny rok? Dlaczego
zawsze musi się wyróżniać? Spoglądając prosto na profesora Dumbledore’a, Harry zauważył,
że staruszek dostrzegł jego emocje i wskazał mu, żeby dołączył do
reprezentantów w komnacie za stołem. Na twarzy dyrektora nie było uśmiechu. Ani
zadowolenia tym wydarzeniem.
Harry nawet nie spojrzał na nikogo innego, podążając tą
samą drogą, co trzej poprzedni uczniowie. Wchodząc, Harry nie zwracał uwagi na
szczegóły pomieszczenia ani na trzech znajdujących się tam nastolatków. Po
prostu podszedł do rogu pokoju i usiadł na podłodze, przyciągając kolana do
piersi. Zignorował zdezorientowane spojrzenia od trzech reprezentantów, którzy
stali przy kominku.
Pierwszy odezwał się Cedric Diggory.
- Harry? – zapytał z ciekawością. – Harry, wszystko w
porządku?
Harry tylko potrząsnął głową i schował twarz w kolanach.
Nigdy wcześniej tak okropnie nie chciał zniknąć, jak teraz. Jak, do licha, miał
być częścią czegoś, co było przeznaczone dla siedemnastoletnich uczniów?
Usłyszał, że ktoś się przybliża i kuca przed nim, ale nie mógł się zmusić, by
spojrzeć w górę, by sprawdzić, kto to.
Drzwi ponownie się otworzyły i do środka wpadła spora
grupa ludzi. Harry pozostał kompletnie nieruchomo, mimo wszystko mając
nadzieję, że nie zostanie zauważony. Wszyscy jednocześnie zaczęli mówić. Harry
szybko zakrył rękami uszy, chcąc ich uciszyć. Wiedział, że mówią o nim. Wiedział,
że na niego narzekają. Wiedział, że nikt go nie obroni.
- Panie i panowie – powiedział głośno profesor
Dumbledore, uciszając sprzeczkę. – Nie potrafię wyjaśnić, jak zostało wybrane
imię Harry’ego, ani dlaczego mamy czterech reprezentantów zamiast trzech. I
zanim zacznie pan, profesorze Karkaroff, mogę zapewnić, że Harry nie znalazł
sposobu na ominięcie Linii Wieku, ani nie przekonał kogoś innego do włożenia do
Czary jego imienia. Od wczorajszej kolacji był w skrzydle szpitalnym.
- Więc jak to wyjaśnisz? – zapytał profesor Karkaroff. –
Nie może być dwóch reprezentantów Hogwartu, a tylko jeden dla pozostałych
szkół.
- Niestety nic nie możemy z tym zrobić – powiedział
krótko pan Crouch. – Wyraźnie jest postawiona zasada, że ci, wybrani przez
Czarę Ognia, muszą wziąć udział w Turnieju. Ponieważ ogień zgasł, nie
wybierzemy więcej reprezentantów, aż do następnego Turnieju.
- Więc musimy to zaakceptować? – krzyknął Karkaroff. – To
nie do przyjęcia! Wiedziałem, że to nigdy nie zadziała! Powinienem zabrać moich
uczniów i odejść!
- Ale nie możesz, Karkaroff – warknął profesor Moody. –
Twój reprezentant musi wziąć udział razem z resztą. To magiczny, wiążący
kontrakt. Całkiem wygodnie, nie sądzisz?
- O czym ty mówisz, Moody? – zapytał Karkaroff.
- Cóż, to całkiem oczywiste, jeśli się o tym pomyśli –
burknął Moody. – Ponieważ wykluczyliśmy, że Potter wrzucił do Czary swoje imię,
jedynym możliwym wyjaśnieniem jest to, że ktoś włożył imię Pottera, wiedząc, że
jak wszyscy inni zostanie zmuszony do konkurowania. Będzie musiał zmierzyć się
z niebezpieczeństwami, które zostały opracowane na wiedzę siedemnastolatków.
Jeśli spojrzysz na Pottera, zobaczysz, że to zdecydowanie ostatnie miejsce, w
którym chciałby być.
Jakby na sygnał, wszyscy rozejrzeli się po pomieszczeniu,
aż zauważyli kogoś skulonego w rogu obok Cedrica. Profesor McGonagall podeszła
szybko do boku Harry’ego, wiedząc, że to ona jest za niego odpowiedzialna,
ponieważ był z jej domu i nikt inny nie byłby na tyle mądry, a przecież
wizytujący dorośli nie byli świadomi tego, jak Harry blisko jest z personelem.
- Panie Potter, wszystko dobrze? – zapytała.
Harry powoli spojrzał na nią, po czym rozejrzał się po
pomieszczeniu, zauważając, że wszyscy się na niego gapią. Pocierając oczy pod
okularami, Harry wiedział już, że nie ma czasu na kompletną szczerość i skinął
głową. Mimo to napotkał spojrzenie Dumbledore’a i oboje wiedzieli, że był
daleko od stanu „dobrze”.
- Wracając do tematu – ogłosił Bagman, starając się
zmienić temat. – Barty, reprezentanci potrzebują swoich instrukcji.
Pan Crouch wydawał się wyrwany z głębokich myśli, kiedy
oczyszczał gardło.
- Tak, w pierwszym zadaniu przetestujemy waszą odwagę –
powiedział. – Nie dowiecie się, co to będzie, aż do dnia zadania. Dwudziesty
czwarty listopada. Żaden z was nie może prosić ani zaakceptować pomocy w
zadaniach Turnieju od nauczycieli. Zmierzycie się z waszym pierwszym wyzwaniem
uzbrojeni tylko w różdżkę. Kiedy ukończycie zadanie, otrzymacie informację do
następnego. Ponieważ Turniej jest bardzo absorbujący, wszyscy jesteście
zwolnieni z końcowo rocznych egzaminów. To wszystko, prawda, Albusie?
- Tak myślę – powiedział profesor Dumbledore, kiwając
głową. – Wiesz, że z największą radością ugościmy cię w Hogwarcie, Barty…
- Nie, muszę wrócić do Ministerstwa – przerwał mu Crouch.
– Młody Weatherby został na służbie i pewnie go to przytłoczyło.
Wszyscy wzięli to jako sygnał do odejścia. Madame Maxime
wyprowadziła z pomieszczenia Fleur, a za nią podążył profesor Karkaroff z
Viktorem. Harry dostrzegł, że Fleur i Viktor patrzą na niego z mieszaniną
podejrzeń i zdezorientowania na twarzach… no, bardziej na twarzy Fleur niż
Viktora. Viktor wydawał się mieć tylko jeden wyraz twarzy, dość ponury.
- Cedricu, proponuję, żebyś wrócił do wieży Hufflepuffu –
polecił profesor Dumbledore uprzejmym, ale stanowczym tonem. – Myślę, że twoi
koledzy z niecierpliwością czekają na twój powrót, by świętować.
Diggory skinął głową i wstał. Obejrzał się na Harry’ego,
zanim wyszedł. Kiedy zamknęły się drzwi, Harry wiedział, że ma kłopoty. To, że
jest się otoczonym przez profesora Dumbledore’a, McGonagall, Moody’ego i
Snape’a z pewnością nie było dobre, nie ważne, kim się było.
Zamykając oczy, odchylając głowę do tyłu, aż uderzyła w
ścianę. Popatrzył w sufit, tak naprawdę go nie widząc. Wiedział, że żaden z
innych reprezentantów nie uwierzy, że nie ma z tym nic wspólnego, co oznaczało,
że cała szkoła również nie da temu wiary. Czy wesprą go? Znienawidzą? Wyśmieją?
Harry mówił tylko zadrżeć na tą myśl. To właśnie dlatego w ogóle nie chciał
brać w tym udziału.
- Harry, wiem, że nie jestem w stanie powiedzieć nic, co
złagodziłoby twoje obawy, ale muszę nalegać, żebyś spróbował nie tracić głowy –
powiedział cierpliwie profesor Dumbledore, starając się wyciągnąć z Harry’ego
jakieś słowa. – Dowiemy się, kto włożył twoje nazwisko do Czary.
Harry usiadł prosto i spojrzał bezpośrednio na
Dumbledore’a.
- A jaki to ma sens? – zapytał zwyczajnie. – Wciąż muszę
w tym uczestniczyć. – Westchnął i wstał. Musiał się stąd wydostać. Musiał
pomyśleć o tym w samotności. – Zaraz się obudzę – dodał cicho, po czy w ciszy
wyszedł. Jasne było, że Harry jest daleki od nie tracenia głowy.
Idąc przez już pustą Wielką Salę, Harry starał się
wymyślić jakieś miejsce, gdzie mógłby iść. Wieża Gryffindoru była na ostatnim
miejscu. Nie chciał jeszcze zmierzyć się z kumplami. Wszyscy będą albo
obrażeni, że osiągnął coś, czego oni nie potrafili, albo będą mu gratulować, że
może reprezentować Dom Gryffindora. Harry nie chciał słyszeć ani tego, ani
tego.
Zanim Harry się zorientował, znalazł się w Sowiarni z
Hedwigą na ramieniu. Spojrzał w ciemność nocy i cicho pomodlił się, żeby to
wszystko było żartem, pomimo że w głębi siebie wiedział, że to prawda. Zaczęła
go ogarniać panika. Co miał powiedzieć Syriuszowi i Remusowi? Czy mu uwierzą?
Czy ktokolwiek uwierzy? Harry z ledwością wierzył, więc jak mógł oczekiwać, że
zrobi to ktoś inny? Jego jedyną ochroną było to, że był cały czas w skrzydle
szpitalnym. To dlatego uwierzyli mu nauczyciele.
A przynajmniej tak powiedzieli.
Harry westchnął i przechylił się przez poręcz, wciąż
patrząc w ciemność. Nie wiedział, kiedy stał się taki sceptyczny wobec
wszystkich. Może to wtedy, kiedy odkrył, że jego niewinny ojciec chrzestny był
uwięziony przez dwanaście lat bez procesu. Może to wtedy, kiedy odkrył, jak
czarodziejski świat strasznie traktuje wilkołaki. Może to przez trening z
Syriuszem. Ciężko mu było powiedzieć. Harry wiedział tylko, że jego pogląd na
świat się zmienił. Problemem było to, że naprawdę nie wiedział, co jeszcze się
zmieniło.
- Zdajesz sobie sprawę, że jest po ciszy nocnej, Potter –
powiedział za nim uszczypliwy głos, sprawiając, że Harry podskoczył i odwrócił
się, dostrzegając profesora Snape’a. – Boisz się spotkać z czczącą cię publiką?
Harry odwrócił się z powrotem, ponownie wpatrując w
ciemność.
- Nic pan o mnie nie wie, profesorze – powiedział cicho.
– Gdyby pan wiedział, zrozumiałby, że to ostatnia rzecz, jakiej pragnę. –
Usłyszał, że profesor Snape podchodzi parę kroków bliżej i poczuł zdumienie z
powodu tego, że mężczyzna jeszcze nie zaczął odejmować punktów Gryffindorowi.
- Ach, tak? – zapytał chłodno Snape, nie pozostawiając
żadnych śladów, że naprawdę się o to troszczył. – Więc czego pragniesz?
Zamykając oczy i cicho licząc szybko do dziesięciu, by
utrzymać w ryzach swój temperament, Harry wyciągnął rękę i poczekał, aż Hedwiga
przesunie się z ramienia na rękę. Gdy tylko usiadła na nowej żerdzi, Harry
spojrzał w jej oczy i zerknął na inne sowy. Hedwiga zahukała i odleciała,
lądując obok śpiącej, brązowej sowy. Odwracając się, Harry napotkał zimne
spojrzenie profesora Snape’a swoimi własnymi, błagającymi oczami.
- Pragnę zniknąć – powiedział Harry szczerze. – Pragnę
być jak wszyscy inni… być nikim.
Oczy profesora Snape’a zwęziły się na moment. Wyglądał
niemal tak, jakby starał się zrozumieć, czy Harry mówi prawdę, patrząc w oczy
nastolatka. Nie czując się komfortowo pod wpływem wzroku Mistrza Eliksirów,
Harry odwrócił wzrok i obszedł nauczyciela, chcąc jak najszybciej odejść. Jaki
był tego sens? I tak nikt mu nie uwierzy.
- Panie Potter – powiedział profesor Snape, kiedy Harry
dotarł do drzwi. – Wszyscy mamy jakieś pragnienia. Problemem jest to, że
większość z nas nie będzie ich w stanie zrealizować. Lepiej zaakceptować to, co
los daje, niż marnować czas na marzenia, które nigdy się nie ziszczą.
- Wiem – powiedział cicho Harry. – Po prostu nie znoszę
tego, że chcę coś, co inni mają zagwarantowane.
Zostawił profesora Snape’a w ogłuszającej ciszy.
Wiedział, że Snape zawsze zakładał, że kocha rozgłos, który wziął się z bycia
chłopcem, który przeżył. Wiedział, że pewnie wszyscy inni zakładają to samo.
Harry został nagle wyrwany ze swoich myśli, kiedy dotarł do Grubej Damy.
Wymamrotał hasło, po czym w ciszy wszedł do środka. Rozglądając się, dostrzegł,
że wszyscy się poddali, czekając na niego.
Harry nie mógł powstrzymać ulgi.
Tak cicho, jak to możliwe, Harry wbiegł na górę do
dormitorium, mimo wszystko mając nadzieję, że jego współlokatorzy już śpią.
Wszedł powoli do środka i natychmiast przytłoczyła go ciemność i chrapanie Rona
i Neville’a. Cóż, przynajmniej oni śpią,
zauważył Harry.
Problemem było to, że Harry był całkiem rozbudzony, bo
spał przez większość dnia. Zdjął buty i wycofał się na parapet, patrząc w
pochmurną ciemność. W końcu czuł wychodzącą na powierzchnię frustrację i chciał
tylko uderzyć w ścianę, jednak wiedział, że pewnie obudziłby większość Wieży…
cóż, może wszystkich oprócz Rona.
Harry spędził resztę nocy, starając się nie myśleć o
kompletnie niczym, co było łatwiejsze do powiedzenia, niż zrobienia. Zanim
nadszedł świt, Harry wewnętrznie przeszedł przez wszystkie możliwe reakcje
Rona, Hermiony, Syriusza i Remusa, jakie tylko mogłyby być i żadna nie
skończyła się dobrze. Z każdym scenariuszem, wyobraźnia Harry’ego zwiększała
się i reakcje jego przyjaciół i rodziny stawały się gorsze.
Patrząc na jezioro, Harry obserwował powolny wschód
słońca, oświetlający statek Durmstrangu. Wydawało mu się niemożliwe do
uwierzenia, jak wszystko wywinęło się spod kontroli w ciągu dwóch dni. Dwa dni
temu Harry musiał martwić się tylko o swoją pracę domową. Cóż, dwa dni temu
martwił się też wybuchami magii, ale teraz już się tym zajęto. Jeden krok do
przodu, dwa do tyłu.
Opierając głowę o chłodne okno, Harry ponownie starał się
nie myśleć. Wiedział, że byli ludzie, którzy mu nie uwierzą. Wiedział, że się
wyróżniał tak, jak wtedy, kiedy mieszkał z Dursleyami. Wszyscy będą z niego
drwili. To niezwykłe, jak jego życie było podobne, nie ważne, w jakim świecie
żył.
Nie będąc w stanie dłużej czekać, Harry zeskoczył z
parapetu i podszedł do kufra. Nie zajęło mu dużo czasu znalezienie lusterka,
które Syriusz dał mu na wypadek sytuacji kryzysowej, a to zdecydowanie była
taka sytuacja. Musiał porozmawiać ze swoimi opiekunami. Potrzebował ich pomocy.
Harry założył buty, chwycił płaszcz i założył go,
wychodząc z dormitorium tak cicho, jak do niego wszedł, nie dając nawet znaku,
że w ogóle był tu zeszłej nocy. Zeszedł po schodach, przez pokój wspólny,
wyszedł z wieży Gryfonów i z zamku. Potrzebował jakiegoś miejsca, gdzie nikt by
go nie znalazł przez jakiś czas. Potrzebował miejsca, w którym nikt nie usłyszy
krzyku Syriusza.
Siadając przy jeziorze, Harry spojrzał w lusterko w
swojej ręce i zawołał swojego ojca chrzestnego, w duchu błagając, by mężczyzna
miał swoje lusterko pod ręką. Kiedy nie otrzymał odpowiedzi, Harry zawołał
jeszcze raz, tym razem głośniej. Po długiej chwili milczenia, Harry był gotów
się poddać, kiedy w lusterku pojawiła się zaspana twarz Syriusza Blacka.
- Harry? – zapytał Syriusz z zakłopotaniem. – Harry,
naprawdę musisz przestać naśladować Lunatyka. Nikt o zdrowych zmysłach nie
wstaje tak wcześnie w sobotę. – Syriusz milczał przez chwilę, aż jego
oszołomienie minęło. Spojrzał uważnie na Harry’ego i zmarszczył brwi. – Spałeś
w ogóle w nocy?
- Nie – odpowiedział szczerze Harry. – Syriusz, coś się
stało, a ja nie wiem, co robić.
Syriusz potarł oczy, już kompletnie obudzony.
- Miałeś kolejny epizod? – zapytał natychmiast.
Harry potarł kark.
- Nie… tak, miałem jeden, ale to nie dlatego muszę z tobą
pomówić – powiedział szybko. – Syriusz, ktoś wprowadził mnie do Turnieju.
Przysięgam, że to nie byłem ja. Nie wiem, kto to zrobił, ale Crouch, Bagman i
Dumbledore powiedzieli, że muszę w tym wziąć udział. Pomagałeś to zorganizować.
Proszę, powiedz mi, że jest jakiś sposób, by się z tego wyplątać.
Syriusz wyglądał na kompletnie zdezorientowanego.
- Zwolnij, Rogasiątko – powiedział. – Zacznij od początku
i nie pomijaj żadnego szczegółu.
Więc Harry to zrobił. Powiedział Syriuszowi tak wiele,
ile tylko zapamiętał o bólu głowy i o tym, co zrobił profesor Dumbledore, by
naprawić ten problem. Potem kontynuował i wyjaśnił, dlaczego niemożliwym jest,
by sam zgłosił się do Turnieju i powiedział o wszystkim, co się stało, po tym,
jak zostało wywołane jego imię. Powiedzenie, że Syriusz był wściekły to
nieporozumienie. Na szczęście, Syriusz nie był zły na Harry’ego.
- Nie mogę uwierzyć, że Dumbledore się z nami nie
skontaktował – krzyczał głośno Syriusz. – Naprawdę nie wiem, co możemy zrobić w
sprawie Turnieju, ale zaufaj mi, powiem Lunatykowi o wszystkim i z pewnością
zamienię też słówko z Dumbledorem. Nie miał prawa wrzucać cię w to całe bagno
bez konsultacji ze mną. – Syriusz powściągnął swój język, uspokajając się. –
Nie ważne, jakie to będzie trudne, Harry, staraj się o to nie martwić. Wierzę
ci. Wiem, że nigdy byś nie włożył swojego nazwiska do Czary. Wyjaśnij
przyjaciołom, co się stało. Kiedy zobaczą, jaki jesteś strapiony z tego powodu,
będą musieli ci uwierzyć. Jeśli ci nie uwierzą i zaczną cię krytykować, to
oznacza, że od początku nie byli naprawdę twoimi przyjaciółmi.
- Syriuszu, co mam zrobić? – zapytał Harry ze strachem. –
Jak mam o tym nie myśleć?
- Posłuchaj, Harry, ja z Lunatykiem wkrótce do ciebie
spadniemy – powiedział pocieszająco Syriusz. – Coś wymyślimy. Obiecuję.
Teraz Harry poczuł się źle, że powiedział Syriuszowi
prawdę. Nie myślał, że Syriusz rzuci wszystko i do niego przyjdzie. Chciał
tylko z kimś porozmawiać.
- Syriusz, nic mi nie będzie – powiedział szybko. –
Naprawdę. Nie musicie przychodzić. Jestem pewny, że ty i Lunatyk macie
ważniejsze rzeczy do roboty…
- Niezła próba, Harry – przerwał mu Syriusz. – Nic nie
jest ważniejsze od ciebie. Razem z Remusem będziemy z tobą, zanim się
spostrzeżesz. I tak musimy naprostować kilka rzeczy z Dumbledorem. Trzymaj się,
dzieciaku.
Harry obserwował, jak Syriusz znika z lusterka. Zimna
poranna bryza sprawiła, że Harry zadrżał, zmuszając go to zawinięcia mocniej
płaszcza. Wiedział, że nie może tu zostać dłużej, ale naprawdę nie chciał
wracać do zamku. To, że Syriusz mu wierzył, to dobra wiadomość. Złą było to, że
Syriusz i Remus przyjeżdżali do Hogwartu i pewnie nie będą wtedy w dobrych
nastrojach. Pytaniem było, czy Ron i Hermiona też mu uwierzą.
Nie miał pojęcia, jak długo siedział nad jeziorem, po
prostu patrząc w przestrzeń. Na płaszcz miał rzucone zaklęcie ogrzewające i nie
czuł dłużej porannego chłodu, ale wiedział, że nie może zostać tu na zawsze.
Syriusz miał rację. Musiał zająć się czymś innym. Zanurkowanie w pracę domową
będzie dobrym wyjściem, ale to również wymagało powrotu do wieży Gryfonów.
A to całkowicie nie
wchodzi w rachubę.
Przesunął się tak, by opierać się plecami o skałę i
zamknął oczy, słuchając. Słyszał, jak woda uderza o brzeg i statek Durmstrangu,
gałęzie drzew szeleszczą na wietrze i odległe hałasy różnych leśnych stworzeń.
Skupiając się na tym, Harry czuł, jak się relaksuje. Czuł, jak dopada go
wyczerpanie, spowodowane całą nocą na nogach.
Jutro dodam ostatnią miniaturkę z serii MNK, a koło środy będzie rozdział NDH ;) Co do PDP, brak mi weny i motywacji do pisania, także nie wiem, kiedy coś naskrobię :(
EDIT: Zapomniałam, że polscy tłumacze przetłumaczyli nazwisko Karkarowa, bo w angielskiej wersji na końcu są dwa f -_- Nie mam siły szukać błędów, więc na razie zostawię jak jest. W kolejnym rozdziale również będą te przeklęte f, ale potem się poprawię, obiecuję ;)
Ciekawy rozdział. Jednak Harry weźmie udział w turnieju... Karkarow mnie troche irytuje w angielskiej pisowni ale da się to wytrzymać. Najbardziej czekam na NDH i PDP. Liczę na to że wena ci wróci jak najszybciej bo musze w końcu wyrobić sobie jakieś zdanie o Dorianie :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no i co? Harry został wybrany, a może Snape zmieni teraz swoje nastawienie do Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia