Harry
rzucił się na łóżko ze szczęśliwym westchnięciem. Mimo że dobrze bawił się z
Ronem i Weasleyami, nie wspominając o Łapie i Lunatyku, wciąż był szczęśliwy z
powodu tego, że wrócił do Hogwartu, do swojego łóżka oraz jego taty, który
krząta się w laboratorium z eliksirami. Mógł stwierdzić, że jego tata też jest
zadowolony z tego, że jest w domu, choć był całkiem pewny, że mężczyzna dobrze
bawił się w Szwajcarii z Brunhildą. Tata wyszedł z nią kilka razy po tym, jak
Syriusz pierwszy ich zaprosił, a Harry nawet był z nimi raz, czy dwa razy.
Lubił Brunhildę – nie traktowała go jak dzieciaka; brała jego pytania na serio
i również nie wydawała się zainteresowana tym, żeby zatrzymać tatę tylko dla
siebie. I mógł powiedzieć, że tata lubił z nią rozmawiać – i patrzeć na nią,
choć Harry nauczył się, że lepiej mu tego
nie wytykać!
Mimo
to, Brunhilda postawiła sprawę jasno, że jest bardzo zajęta pracą w Bazylei i ma tam dziewięcioletniego chrześniaka,
Jonaha, którego oczywiście uwielbia. Zasugerowała, że może Harry i jego tata
mogliby odwiedzić czasami ją i Jonaha, a Harry nie potrafił się tego doczekać –
to chyba jedyna rzecz, za którą tęsknił u Łapy i Lunatyka; nie było tam dzieci,
z którymi mógłby się bawić. Niestety, Jonah i jego rodzina byli na wakacjach w
Rumunii oglądać smoki, ale Brunhilda obiecała, że do ich zafiuka. Mimo to, miło
było myśleć, że Harry może mieć towarzystwo do zabawy następnym razem, gdy
odwiedzi ojca chrzestnego… Nie żeby Syriusz sam nie kwalifikował się jako duży
towarzysz zabaw!
Chociaż
Harry wiedział, że jego tata lubi Brunhildę, Harry nie sądził, żeby Snape miał
coś przeciwko temu, że była tak bardzo zajęta swoim życiem i nie interesowała
się – przynajmniej na razie – spędzaniem dużo czasu razem. Wiedział, że Snape
też ma dużo do roboty, to jest nauczanie i jego Dom i wymyślanie sposobu, w
jaki pokonać Voldesnorta. Harry odprężył się na łóżku, patrząc na baldachim i
zastanawiając się, czy nowy semestr będzie równie ekscytujący, co poprzedni.
-
Oooooooch, mistrz Harry Potter! – Trzask tuż przy jego uchu sprawił, że się
poruszył i odskoczył, kiedy zobaczył nieznajomego skrzata domowego, stojącego
przy jego łóżku i wykręcającego ręce.
Harry
spojrzał na skrzata z zaciekawieniem. Chyba nie spotkał go wcześniej i wyglądał
znacznie inaczej od przeciętnego skrzata domowego z Hogwartu. Na początek, był
ubrany w obszarpany ręcznik i był całkowicie wychudzony.
-
Eee, cześć? – powiedział niepewnie.
-
Mistrz Harry Potter powiedział cześć! –
pisnął z zachwytem, a potem natychmiast walnął głową o ziemię, okropnie
zaskakując Harry’ego.
-
Ej! Nie rób tak! – krzyknął Harry, wyskakując z łóżka i starając się go
powstrzymać. – Przestań się ranić!
-
Och, mistrz Harry Potter jest dobrym
panem. Mistrz Harry Potter jest miły
i dobry, nawet do tak niedobrego
skrzata jak Zgredek.
-
Zgredek? To twoje imię? – zapytał Harry, beznadziejnie zagubiony.
-
Mistrz Harry Potter chce znać imię Zgredka! – Oczy skrzata błyszczały od łez. –
Mistrz Harry Potter jest tak dobry!
-
Eee, dziękuję… chyba. Um… mogę ci w czymś pomóc? – Harry zaczął marzyć o tym,
by jego opiekun pojawił się w drzwiach.
-
Nie, nie, mistrzu Harry Potter! Zgredek jest tutaj, by pomóc tobie! Mistrz Harry Potter musi w tym
momencie opuścić Hogwart! Tak, mistrz Harry Potter nie może tu zostać.
-
Co? Ale ja tu mieszkam! –
zaprotestował Harry.
-Nie,
nie, nie! To zbyt niebezpieczne! Wkrótce wydarzą się złe rzeczy i… Nie, nie,
nie! Zły Zgredek! Zły Zgredek! – Skrzat pociągnął się za własne uszy w szale
samo wstrętu. – Nie może powiedzieć! Nie może wyjawić sekretów!
-
Zgredek! Czekaj! Cicho! Przestań! – Harry złapał szalonego malca. – Przestań!
Jakie niebezpieczeństwo? Mi będzie zagrażać?
-
Mistrz Harry Potter musi opuścić
Hogwart! Mistrz Harry Potter musi obiecać Zgredkowi, że odejdzie!
Odejść z Hogwartu? I wrócić
do Dursleyów?
Harry zacisnął zęby.
-
Nie – stwierdził stanowczo. – Mieszkam tu teraz i nie odejdę.
Zgredek
posłał mu umęczone spojrzenie.
-
Ale jeśli mistrz Harry Potter nie odejdzie sam, Zgredek sam sprawi, że będzie
musiał. Nie! Nie! Zły Zgredek! Zły Zgredek grozi dobremu, miłemu mistrzowi
Harry Potter! – I znowu dziwny elf zaczął uderzać głową o kamienną podłogę.
Teraz
całkowicie pozbawiony odwagi, Harry podbiegł do drzwi. Nie był pewny, czy
skrzat chciał go zranić czy był kompletnie stuknięty, ale w każdym razie był
całkiem pewny, że jego chciałby, żeby się schował albo szukał pomocy. Ku jego
uldze, skrzat był zbyt zajęty karaniem się, by zauważyć i zapobiec jego
ucieczce.
-
Tato! – Harry wpadł do laboratorium, zaskakując Snape’a i sprawiając, że ten
upuścił kilka żabich nóg.
-
Harry Jamesie Potterze! Co ja ci mówiłem o bieganiu wokoło jak bansh… - Gniewne
narzekanie Snape’a urwało się gwałtownie, kiedy Harry wbił się w niego, jakby
szukał ochrony. Natychmiast w jego dłoni znalazła się różdżka i skierował ją w drzwi,
podczas gdy drugą ręką przytrzymał Harry’ego bliżej boku.
-
Co jest? – zapytał tylko, kiedy żadne oczywiste zagrożenie nie wpadło do pokoju
w pogoni za dzieciakiem.
-
Skrzat domowy! – wykrzyknął Harry.
Snape
zwalczył chęć smagnięcia różdżką po tyłku bachora. Skrzat domowy? Mały potwór
uciekł tutaj, jakby goniła go horda z piekieł, strasząc go śmiertelnie,
marnując cenne składniki eliksirów, a to wszystko dlatego, że jakiś cholerny
skrzat domowy był za bardzo skupiał na nim swoją zdziecinniałą uwagę?
-
Ty… - zaczął z wściekłością.
-
Nie, nie! – Harry potrząsnął głową, zdając sobie sprawę, do jakich wniosków
doszedł Snape. – To nie był normalny
skrzat domowy! Ten był szalony! Wciąż uderzał głową o podłogę, jakby nie mógł
znieść rozmowy ze mną, chciał mnie odesłać z powrotem do Dursleyów i groził mi!
Snape
zamrugał. Skrzat domowy groził czarodziejskiemu dziecku? To było niesłychane.
Rozpieszczanie małych żebraków, tak. Grożenie im? Wątpliwe.
-
Jesteś pewny, że to był skrzat domowy? – zapytał, ponownie unosząc różdżkę w
obronie.
-
Wyglądał jak skrzat i brzmiał jak
skrzat – powiedział powątpiewająco Harry i pomimo swoich obaw, Snape był
zadowolony z tej ślizgońskiej odpowiedzi. Bardzo
dobrze, mój mały wężu, pomyślał. Zaczynasz
patrzeć poza wygląd zewnętrzny, czego nie robią ci głupcy, Gryfoni.
Snape
pierwszy ruszył do sypialni Harry’ego i nic nie wskazywało, by był tam jakiś
skrzat. Snape rzucił kilka zaklęć, ale nie był w stanie znaleźć nic, poza
dowodem, że w którymś momencie był tam skrzat domowy – ale ponieważ szkolne
skrzaty czyściły kwatery, tego można się było spodziewać. Usadził Harry’ego na
łóżku i spojrzał na chłopca srogo.
-
Naprawdę był tu jakiś dziwny skrzat
domowy? – zapytał, marszcząc brwi. – To nie był sen, ani może wyimaginowany
skrzat z gry, w którą grałeś?
Harry
posłał mu pełne oburzenia, wściekłe spojrzenie.
-
Nie jestem dzieckiem! – powiedział z oburzeniem. – Nie wymyśliłem tego dla
uwagi!
-
Hymmmm. – Ton Snape’a pozostał sceptyczny, ale nie naciskał na problem. – W
każdym razie, już go nie ma, więc nie ma cię o co martwić. – Odwrócił się, by
odejść, po czym skinął z niecierpliwością na chłopca. – Chodź. Posprzątasz
żabie nogi, które przez ciebie upuściłem, a potem wymyślę kilka składników do
przygotowania, żeby oderwać twój umysł od obłąkanych skrzatów domowych.
Harry
prychnął, jakby został bardzo źle potraktowany, ale ponieważ nie miał nic
przeciwko spędzeniu trochę czasu z opiekunem w laboratorium, posłusznie podążył
za wysokim mężczyzną, a kolejne zadania szybko odciągnęły jego myśli od wizyty
dziwnego skrzata domowego.
Pomimo
zewnętrznego spokoju, Snape nie lekceważył tak bardzo tego wydarzenia.
Zachowujący się osobliwie skrzat domowy nie mógł być dobrym omenem. Miał zamiar
z determinacją trzymać oczy szeroko otwarte na niewyjaśnione zjawiska w nowym
semestrze.
-
Tato – przemówił nieoczekiwanie Harry, kiedy oboje byli zajęci mieleniem
wysuszonych jagód cisu. – Czy Weasleyowie są, no wiesz, normalni?
Snape
stłumił odruchową, obraźliwą odpowiedź i spojrzał na chłopca. Skąd mu się to
wzięło?
-
Co masz na myśli mówiąc „normalni”? – grał na zwłokę.
Harry
zmarszczył brwi, patrząc na moździerz i tłuczek, jakby uznał mielenie za bardzo
trudne. Spędzanie czasu z Weasleyami było naprawdę bardzo interesujące, choć to
sprawiło, że wiele myślał o Dursleyach i różnicach między nimi. Harry nie
sądził jednak, że są wielkie różnice między mugolskimi a czarodziejskimi
rodzinami. Wspaniale bawił się z Łapą i Lunatykiem, ale z nimi było bardziej
jak z przyjaciółmi. Jedyne reguły pochodziły od jego taty i Harry podejrzewał,
że Łapa z chęcią by kilka złamał, gdyby Lunatyk nie posyłał mu Spojrzenia za
każdym razem, gdy zaczął o tym napomykać.
Ale
Weasleyowie byli prawdziwą rodziną, z zasadami, karami, prezentami i innymi
takimi rzeczami, a to stale uświadamiało Harry’emu, że nie wszystkie rodziny
zachowują się jak Dursleyowie. Podczas gdy Snape w kółko mu powtarzał, że jego
krewni to odrażające stworzenia, Harry naprawdę nie rozumiał, jak inaczej był
wychowywany Ron, aż nie spędził ferii z Weasleyami.
-
Harry? – nalegał Snape, krzywiąc się na milczenie chłopca.
-
Eee, ciocia Molly powiedziała ci, że tak jakby wpadłem w kłopoty, prawda? –
zapytał Harry, jakby chciał zmienić temat.
-
Jeśli chodzi ci o spalenie choinki Weasleyów, tak, słyszałem o tym. A może jest
jeszcze coś, z czym chciałbyś się ze mną podzielić?
Harry
szybko spojrzał na swojego tatę i z ulgą zobaczył, że mężczyzna marszczy
sardonicznie brwi. Dobrze. Nie był wściekły.
-
Nie – zapewnił go pospiesznie. – To wszystko. Uch, czy ciocia Molly powiedziała
ci, że bliźniacy to zaczęli? I że to oni podpalili drzewko i ucięli sofę na
pół?
Snape
zamrugał.
-
Ucięli sofę na pół?
-
No tak, ale Bill szybko ją naprawił, więc chyba ciocia Molly nawet nie
zauważyła – przyznał Harry.
-
Jestem świadomy tego, że bliźniacy są całkowicie odpowiedzialni za te
wydarzenia. – Snape skinął głową, decydując, że lepiej pominąć kwestię sofy.
Harry
wrócił do mielenia jagód.
-
Kiedy to wszystko się stało i ciocia Molly pierwsza weszła do pokoju, wiesz, co
powidziała?
-
Nie mieści mi się to w głowie – odpowiedział sucho Snape.
Harry
spojrzał na niego.
-
Powiedziała: „Kto to zrobił?” – Czekał, jakby właśnie powiedział coś
doniosłego.
Snape
skrzywił się. Nie lubił się czuć tak, jakby coś przegapił.
-
I co w tym tak cię zaskakuje? – zapytał. – Brak przekleństw?
Harry
potrząsnął niecierpliwie głową.
-
Nie. Zapytała. Nie rozumiesz? Nie
myślała automatycznie, że to byłem ja!
Ach.
Snape na nowo zdał sobie sprawę, jakie życie Harry miał z Dursleyami.
-
Rozumiem.
Harry
skinął głową.
-
A kiedy bliźniacy powiedzieli, że to w większości ich wina, wiesz, co wtedy
zrobiła?
Snape
ostrożnie rozważył odpowiedz. Nie miał pojęcia, dokąd Harry zmierza.
-
Rozumiem, że zostali ukarani… fizycznie.
Harry
spojrzał na niego poważnie.
-
Zlała ich po tyłkach drewnianą łyżką. Całkiem mocno.
-
Zdajesz sobie sprawę z tego, że tobie się to nigdy nie stanie? – zapytał szybko
Snape. Czy ta kara przeraziła chłopca?
-
Tak – skinął głową Harry. – Ale…
-
Co?
-
Ciocia Molly nie biła ich tak mocno, ani tak długo, jak wuj Vernon bił mnie. A
jak nigdy nie spaliłem choinki, ani nie zrobiłem nic tak strasznego.
Snape
powstrzymał westchnięcie i odłożył narzędzia.
-
To dlatego, że twoi mugolscy krewni byli nieludzcy i nieczuli. Kara bliźniaków,
mimo że była dla nich nieprzyjemnym doświadczeniem i może była nieco
przerażająca dla świadków, była nieskończenie bardziej odpowiednia od tego, co
robili tobie ci mugole.
Harry
skupił się na jagodach cisu, które rozgniatał na proszek.
-
Mój wuj – i moja ciotka – bili mnie bardzo mocno – powiedział cicho. – Nawet
kiedy byłem dużo młodszy. To naprawdę bolało.
-
Wiem – powiedział miękko Snape, obserwując chłopca. Co, w imię Merlina, miałby
powiedzieć albo zrobić?
-
Powiedzieli, że na to zasłużyłem.
-
A to było kłamstwo! – splunął Snape. Przejęła go wściekłość i runął na małego
chłopca obok niego, unosząc jego brodę, by spojrzeć mu w oczy. – W żadnym
wypadku nie zasługiwałeś na takie traktowanie. Nieważne co być zrobił, nie
zasłużyłeś na traktowanie, które otrzymałeś z ich rąk.
Harry
zamrugał, by powstrzymać łzy.
-
Po prostu oni mnie nie tylko bili. Znaczy, nie robili tego często, ale nawet kiedy byłem dobry, wciąż musiałem wykonywać
te zadania, podczas gdy Dudley nie robił nic.
A jeśli wpadłem w kłopoty, nie jadłem i dostawałem dodatkowe zadania, a
Dursleyowie byli na mnie całkowicie wściekli. Ale w Norze, po tym, jak
bliźniacy oberwali, po prostu wrócili do reszty. Nie zostali zamknięci w
komórce. Nie musieli bardziej czyścić salonu niż ktokolwiek inny. I dostali
kolację wieczorem i nawet deser. Tak jak reszta, a my też zostaliśmy ukarani. I
mimo że musieliśmy iść szybciej do łóżek, i tak zostaliśmy przytuleni i
wycałowani na dobranoc i pozwolono nam wychodzić do łazienki, gdybyśmy tego
potrzebowali i nikt nie musiał robić więcej zadań od innych… - Hary urwał,
zalewając się łzami. – Dlaczego moi krewni tak bardzie mnie nienawidzili? –
zawołał. – Naprawdę starałem się być dobry!
Snape
przeklął pod nosem, dostrzegając, że w jego ramionach jest płaczący, zasmarkany
chłopiec. Drogi Miesięczniku Czarodziejskiej
Rodziny, pisał wewnętrznie. Dlaczego
dzieci tak bardzo nalegają, by brać na siebie odpowiedzialność za rzeczy, które
są całkowicie poza ich kontrolą, takie jak zauważalna oziębłość ich opiekunów,
a mimo to są całkowicie niezdolne do odpowiedzialności za tak proste zadania,
jak mycie zębów albo sprzątanie za sobą?
Przetransmutował
stołek laboratoryjny w bardziej wygodne siedzenie i usadził sobie dzieciaka na
kolanach. Merlinie, gdyby Albus albo Minerva zobaczyli tą scenę, nigdy by nie
pozwolili mu o tym zapomnieć! Kiedy łzy chłopca w końcu przestały lecieć,
szturchnął bachora, by sprowadzić na siebie jego uwagę. Kiedy wilgotne, zielone
oczy napotkały jego, zapytał:
-
Harry, jak myślisz, co by się stało, gdybym poszedł do twojego domu i rzucił
urok na ciebie i twojego kuzyna, sprawiając, że oboje bylibyście tym drugim?
Harry
zamrugał zdezorientowany.
-
Huh?
-
Co by się stało? Czy twoje wujostwo zaakceptowałoby zachowanie ich syna, gdyby miał
twoją twarz? Czy byliby zadowoleni, że ich syn najwyraźniej rozpoczyna nowy
rozdział życia i zostawia za sobą nieposłuszeństwo, kiedy ty – nosząc twarz
twojego kuzyna – będziesz gotować i sprzątać?
-
N-nie. Pewnie zabiliby Dudleya, gdyby zachowywał się w swój normalny sposób, a
mnie próbowali powstrzymać przed wykonywaniem obowiązków. – Oszołomiony Harry
spojrzał na tatę. Dlaczego zadawał tak głupie pytanie?
-
Nie rozumiesz, durny dzieciaku? – skarcił go Snape. – To, jak cię traktowali,
nie miało nic wspólnego z twoim zachowaniem. Robiłeś wszystko, co od ciebie chcieli,
a wciąż traktowali cię okropnie. To nie miało nic wspólnego z tobą. Reagowali
na to, co myśleli o tobie, a nie na to, jaki byłeś i dlatego nie mogłeś nic
robić, by temu zapobiec. Wina leży po stronie ich obrzydliwej natury, a nie w
tym, co robiłeś lub nie robiłeś. Mogli czuć presję, by zaakceptować cię w swoim
domu po śmierci twoich rodziców, ale to nie jest wymówka do tego, jak cię
traktowali.
Harry
pociągnął nosem. Tata zawsze tak dobrze wszystko wytłumaczy.
-
T-to nie była moja wina? – wyszeptał. – Nawet kiedy robiłem… - rzucił w górę
nerwowe spojrzenie, – dziwaczne rzeczy?
Snape
przewrócił oczami.
-
Harry Jamesie Potterze, te „dziwaczne rzeczy” były całkowicie poza twoją
kontrolą, a karanie dziecka za coś, czego nie może kontrolować nigdy nie jest
uzasadnione. Rozumiesz mnie, młody człowieku?
Harry
skinął głową i zakopał twarz w piersi ojca.
-
Dobrze. Ponieważ następnym razem, jak zasugerujesz, że to była twoja wina, a
nie tych okropnych mugoli, będziesz mi winny 100 linijek „Nie kontroluję innych
ludzi”.
Wbrew
sobie, Harry zachichotał.
-
To brzmi, jak co, co powinien napisać stary Voldesnort.
Snape
uniósł brew.
-
Możemy to zmienić w: „Nie jestem odpowiedzialny za nędzne zachowanie innych
ludzi”?
Harry
wydął wargi.
-
Nie! To jest dłuższe!
Unosząc
lekko chłopca, Snape wyczarował ciepłą flanelę i otarł twarz Harry’ego ze
smarków i łez, nie zważając na głośne protesty chłopca.
-
Proszę wracać do pracy, panie Potter. Chyba powiedziałem zmiel jagody cisu, a
nie sproszkuj. Zostaniesz na swojej ławce, aż nie zrobisz, co ci kazano.
-
Tatooo – jęknął Harry. – Jestem głodny! Minęły już jakieś cztery godziny! Czy
to nie jest już czas na kolację?
-
Minęło czterdzieści minut, niemożliwy bachorze, i jeśli dobrze pamiętam, to ty
rozproszyłeś mnie swoją opowiastką o szalonych skrzatach domowych. Dokończ
pracę z jagodami i będziesz mógł coś przekąsić.
W
ciągu następnych dwudziestu czterech godzin nie było kolejnych wizyt skrzatów
domowych, szalonych lub nie, a reszta szkoły wróciła do Hogwartu. Harry stał we
frontowych drzwiach, by powitać przyjaciół.
-
Harry! – krzyknął Ron, jakby nie widzieli się od miesięcy, chwytając
czarnowłosego chłopca i miażdżąc go z podekscytowaniem.
-
Jak było w Szwajcarii? – zapytała Hermiona Harry’ego, z niecierpliwością
odpychając Rona.
-
Wspaniale! Syriusz zabrał mnie wszędzie,
a Lunatyk i ja zobaczyliśmy ten film, o którym mi mówiłaś, a…
-
Ej, Harry! – Seamus i Dean powitali go klepnięciami w ramię. – Zamierzasz
dzisiaj trochę polatać w Wielkiej Sali?
Harry
wyszczerzył się.
-
Nie. Ale mogę wrócić z wami do Wieży, chłopaki!
-
To świetnie! – wykrzyknął Dean.
-
Ej, a gdzie Draco? – zapytał Harry, rozglądając się za blondynem.
-
Nie wiemy – odpowiedział Neville ze zmartwieniem, zbliżając się z Crabbem i
Goylem po bokach. – Słyszeliście o nim od wizyty na arenie? Rozglądaliśmy się,
ale nie mogliśmy go znaleźć w pociągu.
-
Ponieważ mój ojciec przyszedł zobaczyć się z dyrektorem i zabrał mnie ze sobą –
wyjaśnił Draco, podchodząc do nich. – Nie miałem powodu, by jechać pociągiem z
całą hołotą – dodał, rzucając Ronowi pogardliwe spojrzenie.
-
Ach, tak? – zapytał Ron.
-
Tak! – odciął się Draco, a Hermiona przewróciła oczami, kiedy dwójka zaczęła
radośnie się popychać.
-
Draco! Porozrywasz sobie szaty! – zaskrzeczała Pansy Parkinson, podbiegając do
niego i odciągając od Rona.
Draco
spojrzał na nią wrogo, kiedy przerwała tak niegrzecznie jego rozrabianie.
-
A kto ciebie pytał, Pansy? – warknął.
-
Oooch, Draco ma dziewczynę! – zaśpiewał radośnie Ron.
-
Zamknij się! – warknął Draco, ponownie popychając Rona. Ale zanim ponownie
mogły zacząć się działania wojenne (choć gorliwie wyczekiwane przez ich
uczestników), Hermiona pstryknęła palcami na Goyle’a i Crabbe’a i dwaj giganci
stanęli posłusznie między niedoszłych wojowników.
-
Nie chcę się spóźnić na ucztę powitalną – powiedziała surowo chłopcom.
Obrażony
Draco spiorunował ją wzrokiem, ale Ron, jak zwykle, był szczęśliwie rozproszony
perspektywą jedzenia.
-
Okej – zgodził się.
-
Co robiłeś w Nowy Ron, Draco? – zapytał Harry, gdy weszli do Wielkiej Sali.
Większość innych uczniów wciąż witała się z przyjaciółmi i odnosili swoje
zwierzaki, więc byli pierwszymi w wielkiej komnacie.
-
Malfoyowie mieli wielki bal maskowy – wtrąciła się szybko Pansy. – Wszyscy najważniejsi ludzie tam byli –
powiedziała dosadnie, patrząc na Gryfonów.
Draco
przewrócił oczami.
-
Tak, a ojciec kazał mi tańczyć z nią
– powiedział Harry’emu tonem całkowitego niesmaku. Nawet Ron patrzył na niego
współczująco. – Będę miał koszmary przez kilka tygodni.
Pansy
prychnęła obrażona.
-
Powiem twojemu ojcu! Zobaczymy, co myśli o twoich manierach!
-
Więc powiedz mu – warknął Draco. – Ale ja powiem profesorowi Snape’owi, że
wpędziłaś kolegę z Domu w kłopoty.
Pansy
zbladła na myśl o reakcji ich Opiekuna Domu na naruszenie kodu Slytherinu.
-
Dobra. Zobaczymy, czy go to obchodzi – zdołała warknąć, po czym odwróciła się
ze zdenerwowaniem.
Draco
wytknął język w kierunku jej oddalających się pleców, a Ron i reszta chłopców
zaśmiała się głośno.
Hermiona,
po chwili niezdecydowania, pospieszyła za Pansy. Z pewnością nie lubiła
dziewczyny, ale były takie momenty, kiedy potrzebowało się siostrzanego
wsparcia, a była pewna, że Pansy słyszała nieuprzejme śmiechy chłopaków i ją to
zabolało.
-
Pansy, poczekaj! – zawołała. – W porządku? Chłopcy są tacy niedojrzali –
stwierdziła pocieszająco, docierając do boku dziewczyny.
-
W ogóle mnie nie obchodzą – powiedziała twardo Pansy, choć jej drżąca warga
sugerowała coś innego. – Kogo obchodzą jacyś głupi chłopcy?
-
Założę się, że miałaś naprawdę ładną sukienkę na balu – szepnęła Hermiona, a
twarz Ślizgonki rozświetliła się.
-
Oooch, tak! Była zielona i… co to? – powiedziała Pansy, a jej oczy padły na
jakiś przedmiot na najbliższym stole.
Hermiona
rozejrzała się, kiedy Pansy sięgnęła po książkę.
-
To wygląda jak czyjś pamiętnik – odpowiedziała. – Ktoś pewnie położył i
zapomniał go, żeby zobaczyć przyjazd przyjaciół. Daj mi go.
Twarz
Pansy pociemniał z podejrzliwością i dziewczyna przytuliła książkę do piersi.
-
Dlaczego miałabym? – zapytała.
Hermiona
cierpliwie wskazała na sztandar nad stołem.
-
To stół Gryffindoru. Pewnie to należy do kogoś z mojego Domu. Oddam to profesor
McGonagall.
-
To już nie jest stół Gryfonów – odparła Pansy. – To, że jest najbliżej
sztandaru Gryffindoru, nic nie oznacza. Wszyscy siedzą teraz, gdzie chcą.
-
No, niby tak – Hermiona była zmuszona przyznać rację drugiej dziewczynie. – Ale
wciąż bardziej prawdopodobne jest, że
należy do…
-
Nie, nie prawda! Chcesz go, ponieważ jesteś apodyktyczna i chcesz zebrać całą nagrodę!
Nie dostaniesz jej. Ja to znalazłam i
ja go zatrzymam. Jeśli ktoś z twojego
Domu wyzna, że zgubił książkę, to po prostu twoja Opiekunka porozmawia z moim
Opiekunem Domu! – warknęła Pansy, odwracając się i wybiegając z Sali.
Hermiona
przewróciła oczami. To ją nauczy, by być miłą do Parkinson. Dołączyła do
chłopców, którzy teraz głośno przeżywali wizytę na arenie, uzupełniając wywód
tym, jak Jones potraktowała bliźniaków.
Tego
wieczora Wielka Sala była głośniejsza niż zwykle, bo uczniowie z podekscytowaniem
dzielili się swoimi wakacyjnymi przygodami, ale w końcu dyrektor zdołał ich
uciszyć.
-
Witam w kolejnym semestrze – powiedział ciepło. – Jestem pewny, że będzie on
pełny różnych ekscytujących przygód naukowych!
Siedzący
dalej przy stole nauczycielskim, Snape przewrócił oczami na niepoprawny
optymizm mężczyzny. „Przygód”, a i owszem. „Naukowych”, wątpliwe.
-
Jak wszyscy wiecie, w zeszłym semestrze ucierpieliśmy z powodu nieoczekiwanej
straty nauczyciela OPCM-u – kontynuował Albus. Snape stłumił szydercze
parsknięcie. Tak, to najlepszy sposób, by określić to, co się stało –
„nieoczekiwana strata” doprawdy! – Niestety, w połowie roku szkolnego trudno
jest znaleźć wykwalifikowanego nauczyciela, więc bądźmy szczęśliwi, że sam
Minister Magii nam w tym pomógł.
Snape,
tak jak większość uczniów, skupił się gwałtownie. Knot maczał palce w
zatrudnieniu nowego nauczyciela OPCM-u? Snape zmarszczył brwi. To z pewnością
oznaczało, że w sprawie miał coś do powiedzenia Lucjusz Malfoy – Knot miał tyle
rozumu, że szukał porady, gdy musiał zmienić skarpetki. Ale co to mogło
oznaczać? Snape nie skupiał wielkiej uwagi na sprawie OPCM-u; wiedział, że
Dumbledore mu tego nie zaoferuje – nie, kiedy miał własne zajęcia eliksirów,
swój Dom i Harry’ego pod opieką. Jednak myśląc o tym, było nieco dziwne to, że
Albus nic o tym wcześniej nie wspomniał.
Severus
spojrzał na Minervę, ale wyglądała na tak zdziwioną i ostrożną, jak on się
czuł. Oczywistym było, że Minerva nie brała udziału w wyborze nowego członka
kadry. Biorąc pod uwagę wcześniejsze wybory Albusa, nie była to dobra
wiadomość.
Snape
zmarszczył brwi. Był pewny, że nie byli to Black ani Lupin. Mimo że
zaoferowanie Blackowi pozycji w szkole byłoby zgodne z determinacją Albusa, by
zatrzymać Harry’ego w Hogwarcie i rozładowałoby jego strach, że Black planuje
wyrwać dla siebie opiekę nad chłopcem, ani kundel, ani wilkołak nie byliby tak
głupi, by nie informować o tym Severusa. Cóż, przynajmniej wilkołak. Kundel
mógł równie dobrze myśleć, że to będzie zabawna niespodzianka, ale brakowało mu
samokontroli, by nie podzielić się swoim planem z Harrym, a Snape był pewny, że
Harry nie byłby w stanie utrzymać tajemnicy przed nim.
A
więc. Jeśli to nie był jeden z żyjących Huncwotów, więc kto? Albus miał
całkowitą rację: wszyscy wykwalifikowani nauczyciele OPCM-u mieli już pracę w
ciągu roku szkolnego. Nawet idioci i szarlatani, jak Gilderoy Lockhart albo Emmanuelle
Throckmorton raczej nie rzuciliby wszystkiego, by zająć stanowisko nauczyciela
z małym ostrzeżeniem. Jeśli nie nic innego, to reklamowałoby ich ze złej strony
i byliby postrzegani jako dostępni do wszystkich.
Snape
zmarszczył brwi. Jeśli był w to zaangażowany Knot, może to sugerować, że do
szkoły został oddelegowany jakiś urzędnik na resztę roku? Hymm – może jakiś
nowo emerytowany auror albo jakiś przykuty do biurka z powodu kontuzji? Snape
zaczął czuć lekki optymizm. Szalonooki Moody byłby wspaniałym wyborem.
Zwłaszcza teraz, kiedy wydawał się być mniej przekonany o śmierciożerczej
lojalności Snape’a, byłby spokojny, że ma kogoś, kto tak paranoicznie przyczaja
się wokół zamku i upewnia się, że Voldemort nie będzie mógł się znowu
prześlizgnąć. Członkostwo Moody’ego w Zakonie oznaczało, że Dumbledore nie
miałby nic przeciwko zaakceptowaniu go, a po wydarzeniach z poprzedniego semestru,
Snape mógł zrozumieć, dlaczego Knot (albo Bones) mogliby chcieć kogoś z
Ministerstwa i PPC, kto obserwowałby Hogwart. Tak, to miało sens. A gdyby tak
doświadczony auror uczył dzieci, coś by z tego wyniosły. Snape przyznał sobie
rację. To mogło być bardzo użyteczne, zwłaszcza, gdyby Moody mógł dać Harry’emu
dodatkowe lekcje obrony. To byłoby dobre uzupełnienie jego pojedynków podczas
lekcji z Flitwickiem… Ale Albus wciąż mówił.
-
Jestem pewny, że razem ze mną powitacie osobisty wybór Ministra Knota w szeregach
kadry Hogwartu i waszą nową nauczycielkę OPCM-u, profesor Dolores Umbridge. –
Albus skinął głową na dalszy koniec stołu i zaczął klaskać.
Uczniowie
i karda dociążyli za wzrokiem dyrektora i zaklaskali, gdy niska, podobna do
ropuchy kobieta, ubrana całkowicie na różowo, wstała. Ścisła samokontrola
Snape’a pozwoliła mu na stłumienie wściekłych przekleństw, które były jego
pierwszą reakcją, choć jedno spojrzenie na Minervę pokazało mu, że ona też nie
jest pod zbytnim wrażeniem tego wyboru.
-
A teraz – kontynuował dyrektor, – mimo że korytarz na trzecim piętrze nie jest
już dłużej zakazany, muszę ostrzec wszystkich uczniów, że…
Przerwała
mu niska, przysadzista kobieta.
-
Dziękuję, dyrektorze, za te miłe słowa powitania. Każdy nowy dyrektor albo
profesor przynosi coś nowego do Hogwartu, ale należy odwodzić od postępu w imię
postępu. Proszę pozwolić nam zachować to, co musi być zachowane i uciąć
praktyki, które powinny być zakazane! Dzieci, jako wasza nowa nauczycielka
OPCM-u obiecuję, że opuścicie Hogwart z dobrze zrozumianą teorią obrony przed
czarną magią. Nie będziemy marnować czasu na niedorzeczne kaprysy i sensacyjne
pogróżki i nie będzie żadnych niebezpiecznych zajęć praktycznych. Nie,
teoretyczna wiedza wystarczy, byście przebrnęli przez swoje egzaminy. Mimo
wszystko, jeśli będziecie bardzo dokładnie uczyć się teorii, nie ma powodu, dla
którego nie bylibyście w stanie wykonać zaklęcia w bardzo nieprawdopodobnych
zdarzeniach, z którymi stykają się praktykujący Czarną Magię.
Snape
czuł jednocześnie zadowolenie i odrazę przez sposób w jaki wszyscy – uczniowie
i kadra – spojrzeli na niego, kiedy Umbridge wspomniała „praktykujących Czarną
Magię”. Groźnie spiorunował wszystkich wzrokiem, a spojrzenia pospiesznie
odwróciły się.
-
Ach. Tak. Cóż. – Niemal warto było stracić Moody’ego na miejscu profesora
OPCM-u, by zobaczyć kompletnie zaskoczonego Albusa. Snape cieszył się chwilą,
gdy Dumbledore wyraźnie starał się zdecydować, jak najlepiej odpowiedzieć
zarówno na nieoczekiwane wyrwanie się czarownicy i otwarty idiotyzm jej
stwierdzeń.
-
Nie możesz poważnie sugerować, że w twojej klasie, uczniowie nie będą mogli
ćwiczyć zaklęć pod nadzorem – warknęła McGonagall, pochylając się nad swoim
talerzem i przyszpilając czarownicę groźnym spojrzeniem.
Zarówno
ku przerażeniu i trwodze Snape’a, druga czarownica była niewzruszona.
-
Biorąc pod uwagę to, jak niesamowicie nieprawdopodobne jest to, że jakiś
czarodziej lub czarownica będą musieli zastosować zaklęcia przeciw Czarnej
Magii, uważam za niepotrzebną stratę cennego czasu zajęć na ćwiczenie ich.
Nawet większość aurorów w całej ich karierze nie spotkało się z zaklęciami
Niewybaczalnymi – dodała beztrosko Umbridge.
Absolutna
bezwzględność tego oświadczenia, w połączeniu z pewnym głosem mówiącej,
sprawiły, że McGonagall nie potrafiła przez chwilę odpowiedzieć.
Dumbledore,
wciąż wyglądając na niesłychanie zdumionego, skorzystał z okazji, by
interweniować.
-
Jestem pewny, że uznamy twój sposób nauczania za bardzo interesujący, Dolores –
powiedział szybko. – A teraz, niech rozpocznie się uczta! – Usiadł pospiesznie,
a pojawienie się talerzy z jedzeniem zapobiegło dalszej debacie.
-
Albus! Czyś ty oszalał! – zapytała Minerva, łapiąc go za rękaw. – Co to za
idiotka? Co, w imię Merlina, ona tu robi?
Albus
westchnął.
-
No, już, Minervo. Nie byliśmy powiadomieni o pomysłach Dolores – powiedział
delikatnie, – ale z łaskawością zgodziła się na prośbę Ministra i przyjęła
pozycję nauczyciela na krótki okres czasu. Jestem pewny, że za jakiś czas
zmieni zdanie.
Minerva
prychnęła głośno, ale powstrzymała się od dalszej kłótni. Z jej drugiej strony,
Snape nie był tak bardzo wstrzemięźliwy.
-
Dyrektorze, rozumiem, dlaczego pani Umbridge… - odmówił nadania jej takiego
tytułu jak „profesor”, – stara się wkraść w łaski Ministerstwa przez podjęcie się
tej pracy, ale dlaczego pan się na to zgodził?
Dumbledore
westchnął.
-
Proszę cię, mój chłopcze, daj jej szansę. Wszędzie szukałem nauczyciela, ale
nikogo nie znalazłem. Zgłosiłem się do Ministerstwa, mając dzieję, że będziemy
mogli pożyczyć aurora, ale kiedy Minister zapewnił nam pracę pani Umbridge, nie
miałem szansy odmówić.
-
A jej kwalifikacje? – zapytał posępnie Snape, a jego ton wykazywał jasno, że
wątpi, by kobieta jakieś miała.
-
Być może nie ma dokładnie istotnych – przyznał Dumbledore, – ale wybitnie radzi
sobie w Ministerstwie, a to może być interesujące i użyteczne dla uczniów,
którzy są zainteresowani tą samą ścieżką. A program jest ustalony – każdy
czarodziej i czarownica mogą zademonstrować większość zaklęć.
-
Natychmiastowo nakażę moim prefektom utworzyć grupy naukowe – odpowiedział
kwaśno Snape. – Przynajmniej moje młodsze węże będą mogli czerpać doświadczenie
od straszych.
-
Mam szczerą nadzieję, że dasz jej szansę, mój chłopcze – powiedział Albus, a
jego ton miał w sobie ślad stali. – Jestem pewny, że możesz sobie przypomnieć,
jak czułeś się niekomfortowo podczas pierwszego semestru nauczania.
Snape
ucichł, mrucząc do siebie.
-
Ja nie byłem niekompetentny – burknął
zuchwale.
-
Przynajmniej to nie jest cały rok – westchnęła mu do ucha McGonagall. – Chciałbyś
stworzyć jakieś między-domowe grupy? Moi prefekci mogę skontaktować się z
twoimi.
Snape
skinął głową.
-
Może nieformalny Klub Obrony byłby dobrym pomysłem. Myślę, że uczniowie zdający
SUM-y i OWTM-y będą najbardziej zainteresowani czymś takim.
Oboje
wrócili posępnie do swoich posiłków, a uczniowskie radosne ćwierkanie wirowało
wokół nich.
CDN…
Ale się porobiło... Jak myślicie, co z tego wyniknie?
Wybaczcie, że cały tydzień nie pojawiały się żadne rozdziały ani miniaturki, ale miałam straszny bałagan w życiu, który musiałam uprzątnąć. W środę pojawi się jedna z dwóch miniaturek, zamówionych przez (chyba) fajtłapcię (wybacz, ale zdążyłam usunąć komentarz z Propozycji, a nie zapisałam sobie, kto mnie o nie prosił). Druga będzie w przyszłym tygodniu, a w weekend może uda mi się siąść do SR. Nie pytajcie mnie nawet o PDP, bo kompletnie nie mam natchnienia i póki co zamierzam skupić się na tłumaczeniu :)
Hm, to naprawdę ciekawe, że Dolores pojawiła się już teraz. Ciekawa jestem za to bardziej Zgredka i tego jak się będzie starał o odesłanie Harry'ego. No i ciekawa jestem co u Dursleyów... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Rozdział zapowiadający wiele zmian. Ciekawe kiedy odkryją że Pansy ma dziennik Riddle'a. A połączenie tej kwestii z Umbrige będzie katastrofalne.
OdpowiedzUsuńWażne jest że cokolwiek dodajesz. Mam nadzieje że miniaturki będą ciekawe. Szkoda że nie możesz znaleźć weny do PDP, jestem bardzo ciekawa reakcji Magów Żywiołów na Doriana i przede wszystkim jak Lucas na niego zareaguje :D.
Pozdrawiam
O.O
OdpowiedzUsuńO.O O.O
Woow... No, to się porobiło... Powiem szczerze, że jestem trochę szoknięta (XP) przebiegiem wydarzeń... Znaczy, jak tylko pojawił się Zgredek to wiedziałam, że na bank pojawi się też dziennik Riddle'a, ale nie spodziewałam się, że to Pansy go wezmie... No i, jakby tego było mało, pojawiła się jeszcze ta ropucha... Słodki Merlinie, co tu się będzie działo!? O.o
~Daga ^.^'
P. S. Życzę WENY, CZASU i CHĘCI do dalszego tłumaczenia (i do pisania też~ ;p)!!
Znowu dali tę kretynkę bez rozumu odechciało mi się komentować weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńco za wredna różowa ropucha... czyżby ten dziennik jaki znalazła Pansy to dziennik Riddla? no i Zgredek chciał ostrzec Harrego, ale i Severus wyszedł och...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia