Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 28 lipca 2017

SR - Rozdział 10 - Zazdrość


Najwyraźniej grożenie Syriuszem Blackiem było tym, czego trzeba. W dniu, gdy Rita Skeeter opublikowała swój artykuł o Turnieju, Harry był pewny, że będzie w nim coś wyrwanego z kontekstu, ale ku jego zaskoczeniu, nic takiego nie napisała. Były podane równe ilości informacji o wszystkich czterech reprezentantach, chociaż Harry był wyraźnie wykreowany na słabeusza gotowego na odważną walkę w zadaniach. Harry mógł tylko przewrócić oczami na ten komentarz. Dlaczego wszyscy musieli postrzegać go jako jakiegoś rodzaju bohatera? Był od tego daleki.
Tylko tego Malfoy potrzebował, żeby zacząć się naśmiewać. Niemal czuł, jak Malfoy łazi za nim, czekając na pierwszą szansę, by uderzyć. Za każdym razem, gdy Harry szedł do biblioteki z Ronem i Hermioną, Malfoy ich obserwował. Za każdym razem, kiedy Harry kończył posiłek i wychodził, Malfoy wychodził krótko potem. Na szczęście, Ron i Hermiona rozpoznali to, co się działo i przekazali to innym Gryfonom. Cały dom obserwował Harry’ego, ale nie mogli być przy nim cały czas.
Ponieważ żaden z uczniów nie był świadomy magicznych wybuchów Harry’ego, musiał znaleźć czas, żeby porozmawiać z profesorem Dumbledorem, do czego nadarzyła się okazja po kolacji, gdy wszyscy byli już w ich pokojach wspólnych. Jak się okazało, Dumbledore wiedział, w jakim momencie się to stało z powodu zaklęć umieszczonych na naszyjniku. Niestety, naszyjnik zrobił to, do czego został stworzony i pochłonął pochłoną większość magii, co bardzo zdenerwowało Harry’ego. Jeśli to, co się stało było tylko ułamkiem tego, co mogło się naprawdę wydarzyć, obawiał się myśleć, co by się stało przy pełnej mocy. Było tylko jedno rozwiązanie, by upewnić się, że nic takiego nie stanie się ponownie.
Harry nie mógł pozwolić, by emocje brały nad nim górę… w każdym momencie. Nie wiedział, jak będzie w stanie wykonać coś takiego, ale wiedział, że musi spróbować Nie mógł ryzykować, że ktoś stanie na linii ognia, ponieważ się zezłościł.
Opuszczając gabinet profesora Dumbledore’a, Harry był zbyt zamyślony, by dostrzec, że ktoś go śledzi. Musiał wymyślić jakiś sposób, by trzymać potężne emocje na wodzy. Czytał o zaklęciach tłumiących emocje, ale wiedział, że były ryzykowne, a ich skutki nie były przyjemne. Ostatecznie wszystko, co się czuło, wychodzi na powierzchnię. Och, tak, dlaczego zwyczajnie nie zniszczyć Hogwartu, gdy w nim jestem?
Dopiero, gdy coś uderzyło go mocno w tył głowy, Harry zdał sobie sprawę z tego, że nie jest sam. Potknął się na parę kroków, zanim odzyskał równowagę. Odwróciwszy się, Harry zobaczył, że w jego stronę idą Malfoy, Crabbe i Goyle ze wrednymi uśmieszkami na twarzach. Zaczął panikować. Co miał zrobić? Nie mógł zaryzykować walki i stracenia kontroli, ale nie mógł po prostu stać i nic nie robić.
- Co jest, Potter? – zapytał uszczypliwie Malfoy. – Nikt nie może cię teraz ochronić. Żadnych opiekunów, żadnych przyjaciół i żadnej wielbiącej publiki. Myślisz, że jesteś lepszy od innych, że wszyscy powinni oddawać cześć ziemi, po której stąpasz tylko z powodu głupiej blizny, której się dorobiłeś przy dziwacznym wypadku. Owinąłeś sobie wszystkich nauczycieli wokół palca, ponieważ straciłeś rodziców, a twój wuj zdecydował zbić w ciebie trochę rozsądku.
Harry zamarł. To właśnie ludzie myśleli? Co takiego zrobił, że ludzie w to wierzyli? Nie uważał się za lepszego. Jeśli już, był zazdrosny o innych. I nie owinął sobie nauczycieli wokół palca. Był z nimi blisko, ponieważ pomagali mu przejść najcięższy czas. Powiedzieli mu, że jego wuj robił źle, wyżywając się na nastolatku, więc dlaczego Malfoy mówi, że na to zasłużył?
Komu zamierzasz wierzyć? Swoim nauczycielom, opiekunom i przyjaciołom czy Draco Malfoyowi?
Harry powrócił do rzeczywistości, kiedy Crabbe i Goyle chwycili go za ramiona, by przytrzymać go w miejscu. Właśnie. Malfoy był zazdrosny o wszystko, co miał Harry. Harry miał to, czego Malfoy pragnął: sławę, popularność i dorosłych, którzy o niego dbali. Nie miało znaczenia to, że życie Harry’ego było w ciągłym niebezpieczeństwie. Ani to, że Voldemort chciał jego śmierci. Malfoy widział tylko zalety bycia chłopcem, który przeżył. Nie rozważał złych rzeczy, które się z tym wiązały.
- Masz pojęcie, co ten wilkołak zrobił w dniu Mistrzostw Świata? – kontynuował Malfoy, wyciągając różdżkę i kierując ją w Harry’ego. – Całkowicie zawstydził Ministerstwo. Bułgarski Minister pytał Knota, dlaczego w Ministerstwie nie ma więcej ludzi takich, jak Lupin. Nawet nie obchodziło go to, że Knot mu powiedział, że Lupin wilkołakiem. Wiesz, jaki to był cios w twarz dla mojego ojca, że ktoś woli mieszańca od czystokrwistego?
- Nie nazywaj tak Remusa – powiedział w obronie Harry. Malfoy posunął się za daleko. Harry mógł znieść obelgi, ale nikt nie mógł obmawiać Remusa i Syriusza. – Jest lepszą osobą niż twój ojciec kiedykolwiek był.
Oczy Malfoya zwęziły się ze złości. Podszedł do Harry’ego i skierował różdżkę w jego głowę, a jego dłonie trzęsły się z wściekłości.
- Tak? – syknął. – Co ty wiesz, Potter? Dorastałeś wśród mugoli. Nie jesteś ani trochę lepszy od szlamy albo mieszańca. Marnujesz tylko miejsce.
Harry spiorunował Malfoya wzorkiem.
- Cóż, ty z pewnością doskonale wiesz, jak „marnować miejsce” – odparował. Musiał grać na zwłokę. Wcześniej czy później ktoś przyjdzie… miał taką nadzieję. – Nie mogłeś stanąć przede mną, kiedy byli wokół mnie moi przyjaciele, więc wybrałeś sposób tchórza i potrzebowałeś swoich lokai, żeby przytrzymali mnie w miejscu, gdy ty będziesz rzucał na mnie klątwę. Gdzie w tym jest honor?
TRZASK!
Pięść zetknęła się z twarzą Harry’ego, z impetem odwracając ją w lewo. Jego okulary zleciały mu z twarzy i zobaczył biel. Mrugając kilka razy, Harry starał się wrócić do swojego poprzedniego położenia, ale rozmazany obraz nieco to utrudnił. Zamknął oczy i spróbował otrząsnąć się ze zdezorientowania, ale wydawało się, że nie jest w stanie. Jego uszy wypełnił śmiech, ale szybko zamarł, po tym, jak korytarz wypełnił wyraźny grzmot.
- NIE SĄDZĘ, CHŁOPCZYKU!
Uścisk na ramionach Harry’ego znikł, sprawiając, że na moment Harry stracił równowagę. Gdy machnął nadgarstkiem, w jego dłoni znalazła się różdżka i przywołał nią okulary. Założywszy je, oczy Harry’ego rozszerzyły się z szoku, gdy zobaczył jedną białą i dwie czarne fretki w miejscach, gdzie stali wcześniej Malfoy, Crabbe i Goyle. Drżąco cofnął się o krok, uderzając w coś plecami. Szybko się odwrócił i zobaczył, że profesor Moody patrzy na niego normalnym okiem, podczas gdy magiczne było utkwione w trzech fretkach.
Profesor Moody przytrzymał brodę Harry’ego i odwrocił jego twarz, by zobaczyć siniak, który, jak czuł Harry, zaczynał się już formować. Moody odetchnął głęboko, po czym puścił podbródek Harry’ego.
- W porządku, Potter? – burknął.
Harry nie ufał własnemu głosowi, że nie zadrży, więc skinął głową. Nie mogąc już dłużej znieść intensywnego spojrzenia oczu Moody’ego, Harry szybko odwrócił wzrok. Ruch wywołał iskrę bólu biegnącą w dół szyi Harry’ego, co sprawiło, że się skrzywił. Profesor Moody zauważył to i wyciągnął chusteczkę, przyciskając ją do tyłu głowy Harry’ego.
- Nic ci nie będzie – burknął Moody, kiedy Harry odruchowo przytrzymał chusteczkę w miejscu, żeby profesor Moody nie musiał tego robić. – To tylko małe rozcięcie. Dobrze, że ten skrzat domowy mnie znalazł. Czy mam rację, przypuszczając, że to te przemiłe osóbki za to odpowiadają? – Harry nie odpowiedział. – Tak myślałem – powiedział Moody i obszedł Harry’ego. – I co tu teraz zrobić z trzema tyranami?
Harry odwrócił się i zobaczył, jak Moody wyczarowuje trzy małe klatki. Trzy fretki zaczęły uciekać, ale po machnięciu różdżką, podleciały do klatek i ostatecznie jedna była w każdej. Nigdy nie widział czegoś takiego. Mimo że musiał się uśmiechnąć, że Malfoy dostał za swoje, Harry zastanowił się, czy nauczycielom wolno robić coś takiego uczniom.
Moody ponownie machnął różdżką i trzy klatki uniosły się w powietrze.
- Powinieneś iść do skrzydła szpitalnego, Potter – powiedział profesor Moody. – Nie martw się. Upewnię się, że ci uczniowie nigdy nie zrobią czegoś tak okrutnego ponownie. Jeśli na takiego typu zachowania Snape pozwala swoim uczniom, z nim też muszę zamienić parę słów.
Harry’emu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Odszedł do skrzydła szpitalnego, gdzie pani Pomfrey szybko zaleczyła ranę na tyle jego głowy oraz tak wiele siniaka na jego twarzy, jak tylko mogła. Nalegała też, żeby Harry spędził noc w skrzydle szpitalnym, żeby się upewnić, że nie będzie żadnych komplikacji z urazem głowy. Harry był zbyt zmęczony, by protestować i zasnął niemal natychmiast. Miał tylko nadzieję, że profesor Moody nie zranił Malfoya i jego goryli… przynajmniej nie za mocno.
^^^
Następny poranek był chyba najdłuższym, jakiego Harry kiedykolwiek doświadczył. Ron spanikował, kiedy zobaczył, że w łóżku Harry’ego nikt nie spał i zaalarmował Deana, Seamusa i Neville’a. Ta czwórka chyba najbardziej go chronili i rozpoczęli poszukiwania. Kiedy odkryli, że Harry jest w skrzydle szpitalnym i dlaczego tam jest, Gryfoni wściekli się. Nie mogli uwierzyć, że Malfoy zrobił coś takiego. Jednak wybuchli śmiechem, kiedy usłyszeli, że Malfoy, Crabbe i Goyle zostali zmienienie we fretki przez profesora Moody’ego.
Gdy tylko Harry wyszedł ze skrzydła szpitalnego, już kilka osób odmówiło opuszczanie jego boku. Plotka o ataku Malfoya szybko obiegła wszystkie cztery domy, docierając do nauczycieli, którzy wyglądali na przerażonych. Jedynym potwierdzeniem, którego potrzebowali był lekki siniak na twarzy Harry’ego. Profesor Dumbledore, McGonagall i Snape wybiegli z Wielkiej Sali i wrócili po dwudziestu minutach z Malfoyem, Crabbem i Goylem, którzy wyglądali jakby mieli wyjątkowo brutalną noc. Harry nawet nie usiłował spojrzeć na Malfoya, siedzącego przy stole Ślizgonów.
Po śniadaniu, Harry jak najszybciej wyszedł z Ronem i Hermioną do Hogsmeade, wioski, którą mogli odwiedzać uczniowie trzeciego roku i starsi. Przez poprzedni wieczór i to, że pierwsze zadanie było tuż za rogiem, Harry potrzebował rozproszenia uwagi. Założył na włosy i bliznę czapkę, żeby nie zostać rozpoznany, ale ludzie wciąż go rozpoznawali. Wszyscy ciągle życzyli mu powodzenia w Turnieju, co sprawiało, że Harry czuł okropne zawstydzenie. Ludzie powinni życzyć tego Cedricowi, Fleur i Viktorowi.
Poszli do podstawowych sklepów: Miodowego Królestwa i Zonka, a potem weszli do Trzech Mioteł, gdzie usiedli z daleka od innych, żeby nie ściągać uwagi na Harry’ego. Ron zgłosił się na ochotnika, by kupić piwo kremowe, zostawiając Harry’ego i Hermionę w ciszy. Mroczne oświetlenie ukryło bladość na twarzy Harry’ego. Patrząc na stół, Harry starał się ignorować spojrzenia Hermiony. Nie powiedziała wiele, od kiedy dowiedziała się, co się stało, sprawiając, że Harry zastanawiał się, jak bardzo była wściekła.
- Będziesz teraz na mnie wrzeszczeć, czy dalej będziesz się gapić? – zapytał cicho Harry.
Hermiona szybko odwróciła wzrok.
- Wybacz, Harry – powiedziała. – Wszystko w porządku, prawda? Jesteś dzisiaj okropnie cichy.
Harry prychnął na ten komentarz.
- Mógłbym powiedzieć to samo o tobie – stwierdził dosadnie. Zauważył, że uśmiecha się z zakłopotaniem i dostrzegł, że coś się zmieniło. – Pani Pomfrey rozwiązała twój problem z zębami. – Hermiona spojrzała zaskoczona na Harry’ego, po czym zarumieniła się i skinęła głową. – Ładnie wyglądają – dodał, sprawiając, że Hermiona zaczerwieniła się mocniej i wymamrotała podziękowanie.
- Trzy piwa kremowe – powiedział Ron, wracając do nich i podając picie. – Nie uwierzycie, co przypadkiem usłyszałem. Właśnie weszli jacyś Ślizgoni, którzy mówili o Malfoyu. Mówili, że Malfoy stracił sto punktów i dostał dwumiesięczny szlaban z profesor McGonagall. Jest też pod nadzorem. Jeśli zrobi coś jeszcze, zostanie zawieszony albo nawet wydalony. Możecie sobie wyobrazić, co zrobi tata Malfoya, gdy dostanie rano pocztę?
- Zasłużył na to – powiedziała zwyczajnie Hermiona. – Mógł cię naprawdę skrzywdzić, Harry. Dlaczego z nim nie walczyłeś tak, jak w pociągu? Dlaczego wyszedłeś po rozpoczęciu godziny policyjnej?
Harry przez chwilę patrzył na przyjaciółkę, po czym spuścił wzrok na swoje piwo kremowe. Z jakiegoś powodu nie potrafił wyrzucić z głowy tego, co się stało wczoraj.
- Czy myślicie, że uważam się za lepszego od innych? – zapytał z rezerwą. – Uważacie, że ludzie czczą ziemię, po której stąpam? Albo że zasłużyłem na to, co zrobił mi wuj Vernon?
Ron i Hermiona wyglądali na przerażonych.
- Absolutnie nie! – krzyknęła Hermiona. – Harry, dlaczego pytasz o coś takiego? Wiemy, że nie znosisz, jak ludzie traktują cię inaczej niż innych. Coś takiego powiedział ci wczoraj Malfoy?
- Hermiono! – ostrzegł Ron. – Ciszej!
Hermiona zarumieniła się i rozejrzała szybko, by upewnić się, że nikt nie podsłuchiwał.
- Przepraszam – powiedziała cicho, po czym pochyliła się, by nie mógł jej słyszeć nikt oprócz Harry’ego i Rona. – Harry, nikt nie zasługuje na to, co zrobił ci wuj. Tak, ludzie mają tendencję do idealizowania ciebie, ale to nie twoja wina. Malfoy jest po prostu zazdrosny. Jego ojciec musi kupować mu to, co tobie przychodzi naturalnie.
Harry przewrócił oczami.
- Codziennie wita go obsesja Voldemorta moją osobą – powiedział gorzko. – Nikt nie zdaj sobie sprawy z ceny ten sławy, której tak pragną. Czy oni nie wiedzą, że w ułamku sekundy oddał bym to wszystko, by mieć normalne życie i rodziców?
Ron i Hermiona wymienili spojrzenia, po czym Hermiona wyciągnęła rękę i dotknęła dłoni Harry’ego.
- Nie, Harry – powiedziała łagodnie. – Oni nie zdają sobie sprawy z tego, że pod nazwą chłopca, który przeżył jest nastolatek, który jest po prostu jak wszyscy inni.
Gdy więcej ludzi wypełniło pub, Harry, Ron i Hermiona uznali to za wskazówkę, by wyjść. Niemal wbiegli w Ritę Skeeter, która właśnie weszła i schylili głowy, by ich nie zauważyła. Harry przekazał przyjaciołom, jak mocno Rita nalegała na wywiad z Harrym, przez co oboje czuli do kobiety niechęć. Wiedzieli, że im dalej są od Rity Skeeter, tym lepiej.
Zaczęli długą podróż powrotną do Hogwartu, kiedy zobaczyli dwie postacie; jednego dość sporego mężczyznę i jednego, który kuśtykał, biorąc łyk ze swojej piersiówki. Hagrid i profesor Moody. Hagrida było widać w każdym tłumie z powodu jego wzrostu. Zanim Harry mógł choćby przywitać się z Hagridem, został pociągnięty do mocnego uścisku i wydawało się, że niezbyt szybko zostanie puszczony. Gdy Harry’emu już kręciło się w głowie z braku tlenu, Hagrid w końcu puścił go.
- W porząsiu, Harry? – zapytał Hagrid, po czym zauważył siniaka na twarzy Harry’ego. – Dumbledore cię szukał. – Hagrid pochylił się tak, że był oko w oko z Harrym i położył mu wielką dłoń na ramieniu. – Musimy się zobaczyć dzisiaj o północy, Harry – wyszeptał. – Przyjdź sam i weź płaszcz ojczulka.
Harry był zdezorientowany, ale i tak skinął głową, a wtedy Hagrid wyprostował się i odwrócił do Rona i Hermiony. Dlaczego Hagrid chce się zobaczyć z nim samym i to tak późno w nocy? Hagrid i Moody pożegnali się i kontynuowali swoją wycieczkę do Hogsmeade, zostawiając Harry’ego w oszałamiającej ciszy. Odpychając wiadomość Hagrida na skraj umysłu, Harry ruszył z Hermioną i Ronem z powrotem do Hogwartu. Teraz musiał tylko wymyślić jakąś wymówkę, żeby nikt się nie martwił, ponieważ Hagrid nie chciałby się z nim spotkać o tak dziwnej porze, gdyby nie miał ważnego powodu.
^^^
Jak się okazało, tak jak wszyscy inni profesor Dumbledore chciał tylko się upewnić, że z Harrym wszystko w porządku. Zapewnił też Harry’ego, że Malfoy, Crabbe i Goyle zostali ukarani za ich zachowanie. Po uniknięciu odpowiedzi na takie pytania, jak dlaczego Harry nie walczył, chłopiec opuścił gabinet Dumbledore’a jak najszybciej potrafił. Wiedział, że nie bronił się przez strach. Nie pomagało też to, że Crabbe i Goyle trzymali go tak mocno, że nie mógłby się uwolnić.
Późno w nocy, Harry wymknął się z wieży Gryfonów, by spotkać się z Hagridem. Okryty niewidzialnym płaszczem swojego ojca, Harry był w stanie poruszać się bezpotrzebny martwienia się o to, że ktoś go zobaczy. Korytarze były w większości puste, nie licząc nauczycieli i prefektów, którzy je patrolowali. Kilku prefektów mamrotało coś o „głupich Ślizgonach”, ostrzegając Harry’ego, że wokół było tylu ludzi ze względu na to, co się stało poprzedniego wieczora.
Wyszedł na błonia i pobiegł w kierunku chatki Hagrida. Znał drogę na pamięć, a światło ze środka chatki pomogło Harry’emu manewrować w ciemności. Kiedy się zbliżył, Harry zauważył, że wciąż świeci się również w powozie Beauxbatons. Wydawało się, że całkiem sporo ludzi dzisiaj nie śpi do późna.
Harry szybko dotarł do chatki i cicho zapukał w drzwi. Nie chciał informować wszystkich, że Hagrid ma gościa. W momencie, gdy drzwi się otworzyły, Harry szybko wślizgnął się do środka i ściągnął płaszcz. Spojrzał dokładnie na Hagrida i z zaskoczeniem dostrzegł, że nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami wygląda na nerwowego. Co się działo?
- Coś nie tak, Hagridzie? – wyszeptał Harry. – Doś się stało?
Hagrid podniósł palec do ust, by Harry był cicho.
- Chodź, Harry – powiedział szeptem. – Jest coś, co powinieneś zobaczyć. Załóż płaszcz.
Harry wykonał polecenie i wyszedł za Hagridem z chatki. Szybko zatrzymał się, kiedy zobaczył, że Hagrid idzie w stronę powozu Beauxbatons. Obserwował, jak Hagrid puka i zostaje powitany przez madame Maxime. Przygryzając dolną wargę, Harry podążył za nimi, upewniając się, żeby zachować dystans, żeby madame Maxime nie dowiedziała się, że z nimi jest. Ledwie słyszał, jak Hagrid mówi o czymś wartym zobaczenia, o czym nie powinni jeszcze wiedzieć. To dało mu do myślenia. W co grał Hagrid? Czy to miało coś wspólnego z pierwszym zadaniem?
Na jego pytanie odpowiedział głośny ryk. Harry niemal nie upadł z szoku. Taki ryk mógł pochodzić tylko od czegoś naprawdę wielkiego i bardzo niebezpiecznego; czegoś, do czego Harry naprawdę nie chciał się zbliżać. Widząc, że Hagrid i madame Maxime zatrzymali się, Harry ostrożnie zmniejszył przestrzeń między nimi i zerknął na to, na co patrzyli. Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia. To było zdecydowanie coś wielkiego, od czego wolałby trzymać się z daleka.
Smoki… dokładnie cztery.
Harry obserwował, jak czarodzieje otaczając smoki, starając się je kontrolować. Harry nie mógł stwierdzić wiele, ale mógł powiedzieć, że miały przynajmniej pięćdziesiąt stóp, wielkie zęby w okropnie ogromnych paszczach, które wypluwały również ogień w niebo. Były przykute do ziemi, ale to nie było zbyt pocieszające. Smoki wyglądały na tak silne, że mogłyby wyrwać się na wolność, zanim inni by mrugnęli.
Obserwował, jak czarodzieje starają się uspokoić smoki, rzucając w nie oszałamiające zaklęcia. Siedem potężnych zaklęć uderzyło w każdego smoka, wymuszając u nich głęboki sen, poza łomotem, który rozbrzmiał, gdy ich wielkie cielska uderzyły o ziemię. Harry zanotował w umyśle, by nigdy nie stać blisko smoka, kiedy próbuje się czegoś takiego.
Czarodziej odsunął się od grupy i podszedł do Hagrida i madame Maxime. W momencie, gdy Harry zobaczył jego rude włosy, rozpoznał w nim brata Rona, Charlie’ego, który pracował ze smokami w Rumunii. Z jakiegoś powodu, Harry poważnie wątpił, by te zwierzęta były przygotowane na następną lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami.
- Nic im nie będzie, Hagridzie – powiedział Charlie, brzmiąc na kompletnie wykończonego. – Dostały eliksir Słodkiego Snu na czas podróży. Po prostu nie przyjęły dobrze zmiany otoczenia. – Charlie spojrzał na madame Maxime, po czym ponownie skupił się na Hagridzie. – Wiesz, że reprezentanci nie powinni o nich wiedzieć?
- Pomyślałem, że się jej spodobają – powiedział Hagrid z uśmiechem. – Cztery smoki. Jeden dla każdego reprezentanta, którzy muszą, co? Walczyć z nimi?
- Nie jestem pewny na sto procent – powiedział szczerze Charlie. – Myślę, że muszą je zwyczajnie minąć. Będziemy tam, gdyby sprawy wyślizgnęły się spod kontroli. Poprosili nas o gniazdujące matki, więc takie zabraliśmy. Rogogon Węgierski – paskudny gnojek, Walijski Zielony, Szwedzki Krótkopyski i Chiński Ogniomiot. – Charlie urwał i spojrzał na Hagrida z ciekawością. – Jak się ma Harry?
Hagrid wyglądał na zakłopotanego.
- Niezbyt dobrze, Charlie – powiedział ze szczerością. – Zeszłego wieczora został zaatakowany przez kilku Ślizgonów. Dumbledore jest wściekły…
- Nic mu nie jest? – przerwał mu Charlie z iskrą troskliwości w głosie. – Proszę, powiedz mi, że coś z tym zrobiliście. Mama zrobiła larmo, kiedy Fred wysłał jej sowę i wszystko wyjaśnił. Gdyby się dowiedziała…
- Nie martw się, Charlie – powiedział szybko Hagrid. – Dumbledore się tym zajął.
Nie chcąc podsłuchiwać więcej, Harry pospieszył z powrotem do zamku. Nie mógł uwierzyć, że mówili o nim w taki sposób. Wtedy prawda uderzyła w Harry’ego. Wszyscy mówili o nim chłopiec, który przeżył. Widzieli w nim tylko dzieciaka. Musiał przyznać, że zachowywał się tak, kontaktując się z Syriuszem i tarzając się w swoich problemach, ale koniec z tym.
Pierwsze zadanie było we wtorek, więc miał jeszcze trochę czasu na przygotowanie. Mógł wykorzystać jutrzejszy czas wolny, by pouczyć się coś o smokach, a w szczególności o gniazdujących matkach, żeby znaleźć ich słabe strony. Charlie powiedział, że będzie musiał tylko przejść obok smoka, a pan Crouch, że będzie miał jedynie swoją różdżkę. Trzeba było siedmiu dobrze wytrenowanych czarodziei, by powalić smoka zaklęciami oszałamiającymi, więc to nie wchodziło w rachubę.
Zagubiony w myślach, Harry drgnął zaskoczony, kiedy wbiegł w coś, przez co upadł do tyłu. Ktoś zapytał w ciemności: „Kto tu jest?” i Harry zrozumiał, że wpadł na kogoś. Pozostał kompletnie nieruchomy, nie mając odwagi wydać żadnego dźwięku. Mrugając w ciemności, Harry ledwo mógł uwierzyć, kiedy zobaczył znajomą kozią bródkę. Wpadł na profesora Karkarowa.
Po kilku minutach, Karkarow zaprzestał poszukiwać i zapuścił się w miejsce, gdzie były smoki. Jak tylko dostatecznie się oddalił, Harry wstał i pobiegł do zamku. Nie było wątpliwości, co do tego, co knuje Karkarow. Zamierzał dowiedzieć się czegoś o smokach dla Vikrota, tak samo jak madame Maxime dla Fleur. To oznaczało, że jedyną osobą, która była w niekorzystnej sytuacji, był Cedric, jedyna osoba, która wstawiła się za Harrym.
Wszedł do pokoju wspólnego Gryfonów i ściągnął płaszcz. Była niemal pierwsza nad ranem, ale Harry był zbyt rozbudzony, by zasnąć. Jak najciszej, Harry wszedł do dormitorium, odłożył pelerynę i chwycił kilka książek, zanim wyszedł na palcach. Mógł spędzić cały jutrzejszy dzień, szukając czegoś na temat smoków. I tak wątpił, by ktoś pochwalał pójście do biblioteki o takiej porze.
Siadając na podłodze przed kominkiem, Harry zaczął od książek o opiece nad magicznymi stworzeniami, ale znalazł bardzo niewiele o smokach. Przeniósł się na książkę do zaklęć, ale ponownie się rozczarował tak, jak się tego spodziewał. Ostatni raz, jak Harry sprawdzał, walczenie ze smokami nie było w programie czwartego roku. Chwycił książkę do obrony przed czarną magią, po czym odrzucił podręczniki i wyciągnął książkę o zaklęciach obronnych, którą kupił tego lata. Przynajmniej, gdyby nadeszło najgorsze, może nie da się zabić.
Minęło dużo czasu, zanim Harry pozwolił pojęciu snu przyjść do jego głowy.



Myślę, że w środę dodam kolejną miniaturkę, kontynuację "Nie mojego syna", a rozdział NDH będzie dopiero w przyszłym tygodniu.

3 komentarze:

  1. Należało się Fretce za wszystko co robił. Oby Harry sobie poradził z pierwszym zadaniem

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać że to rozdział na rozluźnienie, choć cały czas trzyma w napięciu. Ciekawa jestem co dalej.
    Czekam na NDH i życze żeby twoja wena wróciła do nas jak najszybciej bo tęsknie za PDP :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, ale mam nadzieję że Malfloy więcej nie zaatakuje, cudownie Hagrid pokazał czego będzie dotyczyło pierwsze zadanie w turnieju a ta pomoc jest nieoceniona...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń