Po
tym, co Albus określił jako „małą przekąskę”, a Snape jako „słodyczowe pójście
w tango”, radośnie wypchany słodyczami Harry został odesłany na zajęcia.
-
Och, Severusie, byłem takim głupcem – powiedział żałośnie Albus, a jego ramiona
opadły. – Co ja najlepszego zrobiłem tobie i Harry’emu…
Snape
pokręcił się skrępowany. Jedno to Harry szlochający w jego szaty, ale nie
sądził, że mógłby znieś, gdyby Albus robił to samo.
-
Chłopcu nic nie będzie, Albusie. Upewnię się, że tak będzie – powiedział
szybko,tak zdesperowany, by nie dopuścić do kolejnego łzawego załamania, że nie
zdał sobie sprawy, jak bardzo pokazał własne emocjonalne przywiązanie.
Dumbledore
potarł oczy, które zamigotały.
-
Mogę w to uwierzyć, mój chłopcze.
Snape
przewrócił oczami.
-
A więc – powiedział surowo, przechodząc do interesów, – co do panie Umbridge. Z
pewnością ten epizod ukazuje jej całkowitą nieodpowiedniość…
-
No już, Severusie, to nie do końca jej wina.
-
Co! – Snape ledwo powstrzymał się
przed nakrzyczeniem na tego starego idiotę. – Sterroryzowała Ha-Pottera do tego
stopnia, że uciekał w ślepej panice! Ona…
-
Miała doskonały powód, by wierzyć w jego winę, że próbował oszukiwać – zauważył
łagodnie Albus. – Jest nowym nauczycielem i może to dlatego uważa, że dowieść,
że jest surową osobą trzymającą w ryzach. Jestem przekonany, że z czasem nauczy
się, że takie taktyki są nieefektywne, ale póki co musimy być czuli na jej
zrozumiałą niepewność.
-
Niepewność! – zadrwił Snape. – Jest zbyt głupia, by być niepewną. To wymagałoby
pewnego stopnia zrozumienia i samoświadomości, której całkowicie nie ma w tej
kretyńskiej ropusze!
Dumbledore
ukrył uśmiech.
-
To dość niefortunne podobieństwo – przyznał, – ale to bardzo ważny powód, dla
którego powinniśmy być tolerancyjni. Jestem pewny, że uczniowie również
zauważyli podobieństwo i ż może dają Dolores więcej powodów, żeby być dla nich
surową.
-
Albusie, jesteś celowo ograniczony! Ta wiedźma nie ma zamiaru uczyć dzieci!
Groziła Potterowi wydaleniem!
Albus
uniósł brew.
-
Ty również grozisz uczniom wydaleniem – zauważył.
Snape
nie potrafił ściśle się z tym spierać.
-
Ona otwarcie stwierdza, że popiera karę cielesną!
Albus
pogładził brodę i mądrze powstrzymał się od zauważenia, że Snape niedawno
zarządził karę cielesną, zamiast tego woląc skupić się na bardziej odległym
wydarzeniu.
-
Hymm. Wydaje mi się, że pewien Opiekun Domu wygłaszał podobne opinie po żarcie
z zeszłego roku, który miał coś wspólnego z prysznicami i farbą…
-
Dręczy Pottera w klasie – wykłócał się Snape, czując narastającą desperację. –
Ma swoich ulubieńców i… - Dumbledore jedynie spojrzał na niego, a Snape
zarumienił się. – Cóż, przypuszczam, że reszta kadry czasami jest zdecydowanie
mniej obiektywna, ale jej ekscesy są…
-
Severusie, nie mogę odesłać Dolores za to, że zrobiła niewiele więcej niż
pewien inny członek kadry i który,
szczerze mówiąc, jest dobrze znany poza Hogwartem – powiedział surowo
Dumbledore, posyłając mu dosadne spojrzenie. – Jak miałbym wyjaśnić to
Ministrowi?
-
Knot to idiota!
-
Jest też należycie wybranym Ministrem Magii i osobą, której nie należy
niepotrzebnie angażować. Zalecił Dolores na to stanowisko , a odrzucenie jej
bez powodu mogłoby być dla niego zniewagą. Mogła – jeszcze – nie zrobić
wrażenia swoim stylem nauczania, ale nie zrobiła też żadnej poważnej krzywdy.
-
A gdyby jej złośliwe uwagi naprawdę doprowadziły Harry’ego do Lasu, wciąż
byłbyś tak przekonany o jej nieszkodliwej naturze?
-
Severusie, jak powiedziałem wcześniej, Dolores jest w tej sprawie taką ofiarą,
jak jest Harry. Również została oszukana.
-
Och? Więc powinniśmy się obawiać o tą kretyńską krowę? Czy to ona miała zamiar
uciec do Zakazanego Lasu? – zapytał Snape. – Jaka szkoda jej się stała przez
ten „figiel”?
-
Severusie – Dumbledore był nieugięty, – jestem pewny, że Dolores trudno się
dopasować, ale kierujesz się osobistą opinią w osądzie jej problemu. Podczas
gdy być może jest dla Harry’ego bardziej surowa niż potrzeba, kazała mu tylko wyjść
z klasy i spotkać się z nią w moim gabinecie. To raczej nie jest podstawa do
zwolnienia. To, że Harry myślał, że to nieporozumienie przerodzi się w
tragedię, było jego własnym strachem – całkowicie zrozumiałym, oczywiście. Nie
mogę jednak obwiniać niedoświadczonego nauczyciela, że nie spodziewał się, że
uczeń zareaguje w całkowicie niespodziewany sposób. Z pewnością nawet ty byłeś
wzięty znienacka przez decyzję Harry’ego, by uciec?
Severus
niechętnie skinął głową.
-
Więc nie rozumiem, jak możemy obwiniać Dolores za brak świadomości
potencjalnego efektu jej słów. – Ton Albusa, choć uprzejmy, był ostateczny.
Snape
popatrzył na niego wilkiem.
-
Więc jej ujdzie to praktycznie na sucho, bo dostanie tylko ostrzeżenie, podczas
gdy Harry dostał klapsa i traumę?
Albus
westchnął.
-
To wydaje się niesprawiedliwe, ale jak sam zauważyłeś, Harry dostał lane za
głupi plan, a nie za notatki Dolores w torbie. Nie jest właściwe obwiniać ją za
lekkomyślność Harry’ego.
Snape
zacisnął zęby, ale widział, że w tym momencie dyrektor będzie nieprzejednany.
Obrócił się na pięcie i ruszył do drzwi, zatrzymując się na tyle, by rzucić
przez ramię:
-
Opowiem o tym Minervie!
Dźwięk
zbolałych słów Albusa „Och, mój drogi”, sprawił, że poczuł się nieco lepiej,
stąpając ciężko w stronę lochów.
^^^
-
Harry! – Ron i reszta powitali go z otwartą ulgą, kiedy dołączył do nich w
czasie następnych zajęć.
-
Nic ci nie jest? Co powiedział dyrektor? Czy twój tata cię znalazł? Nie
zostałeś wydalony, prawda? – Pytania nadlatywały nieprzerwanym ciągiem, a Harry
musiał szeroko uśmiechnąć się z powody tego, jak jego przyjaciele martwili się
o niego.
-
Nie, nie zostałem wydalony – uwierzyli mi, kiedy powiedziałem, że tego nie
zrobiłem, nawet w formie żartu – wyjaśnił. – A mój tata złapał mnie, zanim
wyszedłem – powiedział do Rona, który westchnął z ulgą. – I, tak, dostałem
lanie za bycie na tyle głupim, by w ogóle pomyśleć o ucieczce – dodał,
uprzedzając kolejne pytanie najlepszego kumpla.
-
Merlinie, Potter, myślisz, że możesz przebrnąć przez choć jeden semestr bez
łomotu? – powiedział Draco, potrząsając głową. – Przynajmniej reszta z nas nie
musi się martwić, że dostaniemy klapsa, kiedy jesteśmy w szkole. To musi być
okropne, kiedy twój opiekun jest z tobą w Hogwarcie i obserwuje wszystko, co
robisz.
-
Cóż, nie jest tak źle – powiedział rozważnie Harry. – Jest wiele takich
momentów, kiedy miło jest go mieć przy sobie. I dostaję klapsa tylko, jak na to
zasłużę. Tata jest w tym naprawdę dobry.
-
Tak? Więc masz szczęście – powiedział krótko Draco. Pozostali wymienili
spojrzenia, ale nikt nie naciskał na Ślizgona.
-
Ale, Harry – Hermiona – jak zwykle – z powrotem wyciągnęła temat. – Jeśli nie
zabrałeś tych notatek, to jak znalazły się w twojej torbie?
Harry
spojrzał na nią ponuro.
-
Nie wiem, ale jeśli dowiem się, kto to zrobił, naprawdę tego pożałuje!
Hermiona
skinęła głową, ale spojrzenie Rona wciąż było nieco podejrzliwe, jak kilku
innych dzieci. Nikt otwarcie nie sprzeciwił się opowieści Harry’ego, ale jasne
było, że więcej niż kilku wątpiło w jego słowa, a biorąc pod uwagę drobiazgowe
dowody przeciwko niemu, ciężko było ich obwiniać.
^^^
Snape
wykonał to, co zagroził Dumbledore’owi i powiedział McGonagall, co się stało.
Tak, jak on, była wściekła na Tą Kobietę, ale niechętnie zgodziła się z uwagą
Albusa. Ku wielkiej uldze Snape’a, McGonagall uprzejmie powstrzymała się od
powiedzenia „A nie mówiłam?” i zauważenia, jak jego własne przeszłe ekscesy
utrudniały teraz usunięcie Różowej Ropuchy.
Prawdę
mówiąc, Minervie trudno było zachować obojętną minę, kiedy Severus z oburzeniem
opisywał zachowanie Umbridge względem Harry’ego, jak również jego wybuch, kiedy
Albus odmówił wywalenia jej z pracy.
Nie różniło się to od wielu rozmów, które przeprowadzała z Albusem, tylko tym
razem to Severus był dyskutującym nauczycielem. Mimo to, całe to wydarzenie
sprawiło, że wzrosła jej determinacja, by upewnić się, że Umbridge nie będzie
dłużej w stanie krzywdzić jej małe lwiątka.
Snape
jednak nie powiedział McGonagall, że miał rosnące przekonanie, że ktoś chce
dopaść Harry’ego. Nie przejął się zbytnio straconą pracą domową – łatwo było
obwiniać za coś takiego naturalną dezorganizację jedenastoletniego chłopca –
ale kiedy to zdarzenie zostało połączone z notatkami na test, zaczęło to
wyglądać tak, jakby ktoś próbował, i odnosił sukces, sprawić, żeby czas
Harry’ego w Hogwarcie był jak najbardziej nieprzyjemny. Kampania kompromitacji
dziecka brzmiała śmiesznie, ale to nie było zwykłe dziecko. Harry był chłopcem,
który przeżył i, świadomie lub nie, miał specjalne miejsce w czarodziejskim
społeczeństwie. Snape mógł zrozumieć, dlaczego ludzie – w tym wielu potężnych
osób – mogli chcieć oczernić Harry’ego dla własnych powodów.
Obiecał
sobie, że będzie miał oko na bachora i poprosił Hagrida, by wzmocnił ochronę
również wokół błoni. Jasne było, że ta osoba, nie ważne, czy mężczyzna, czy
kobieta, miała dostęp do szkoły, ale Snape nie był jeszcze przekonany, czy to
uczeń, czy członek kadry. Możliwe było, że ktoś wślizgiwał się do środka na
krótkie okresy, na tyle, by wcielić plan w życie. Jak się spodziewał, słysząc,
że Harry może być w niebezpieczeństwie, Hagrid natychmiast wkroczył do akcji i
przysiągł zwiększyć patrole. To było uspokajające – olbrzym nie był geniuszem,
ale był świadomy tego, co działo się w i dookoła szkoły i jeśli ktoś mógł zapobiec
intruzom, był to on.
Snape
zastanawiał się, czy nie zaprosić kundla i wilka, by pomogli w pilnowaniu
Harry’ego, ale zdecydował ostatecznie, że to było nieuzasadnione ryzyko.
Syriusz wciąż był tykającą bombą, a Remus pewnie spędziłby więcej czasu, trzymając
go z daleka od kłopotu, niż opiekując się Harrym. Jednak, jeśli sprawa się
pogorszy, pozostawała taka możliwość.
^^^
Minęło
kilka dni, zanim plotki o pytaniach testowych ucichły. Dumbledore wyraźnie
rozmawiał z Umbridge, ponieważ niechętnie pozwoliła Harry’emu wrócić do swojej
klasy, ale nie traciła okazji, by robić obłudne, cięte uwagi, które
spowodowały, że reszta klasy uwierzyła, że dyrektor, choć był przekonany o
winie Harry’ego, wypuścił go z powodu jego pozycji chłopca, który przeżył.
Harry
zdołał powściągnąć język, ale widział, że jej śmiertelny jad powoli zaczął
oddziaływać na jego kolegów. Nikt otwarcie nie podszedł i nie oskarżył go o
wykorzystywaniu specjalnej pozycji, by wydostać się z kłopotów, ale zauważył,
że pojawiło się o wiele więcej przelotnych spojrzeń na jego bliznę, niż było
ich wcześniej. Nawet Ron, ku jego irytacji, wydawał się myśleć, że Harry był
zwyczajnie skromny i wciąż denerwował Harry’ego, pytając go, jak zdołał
wykręcić taki numer. Bliźniacy też zdawali się wierzyć, że był to żart, a ich
szerokie uśmiechy i nazywanie go „ich uczniem” tylko utwierdzało większą ilość
uczniów w przekonaniu, że Umbridge miała rację.
Harry
westchnął. Nie rozumiał, dlaczego inni uczniowie zazdrościli? Jemu? Dlaczego mieliby być o to zazdrośni?
Był sierotą – choć teraz miał wspaniałego tatę – a Voldemort i jego banda
śmierciożerców chcieli jego śmierci. Czy to były powody do zazdrości? A od
kiedy zaczął się semestr, miał kłopoty z profesorami, z powodu rzeczy, których
nie zrobił, jak stracenie pracy domowej i skradzenie notatek oraz był
krytykowany przez swoich rówieśników za ucieczkę od obowiązku i specjalne
traktowanie. Wszystko było takie zakręcone!
Przynajmniej
jego przyjaciele się go trzymali, choć potępiające spojrzenia innych i szepty
zaczęły grać mu na nerwach, a ciągłe, drobne dokuczanie Umbridge nie pomagało.
To wszystko sprawiło, że Harry żył w dużym stresie, a kiedy tajemniczy wróg
ponownie uderzył, okazało się być to dla niego zbyt wiele.
Czas
kolacji w Hogwarcie, jak w większości szkół, był z niecierpliwością wyczekiwany
przez wygłodniałych uczniów, więc często było wielkie poruszenie, kiedy w
pierwszym momencie drzwi otworzyły się na posiłek. Tego wieczoru, pierwsi
uczniowie będący w pomieszczeniu (w tym – naturalnie – Ron) zatrzymali się w
przerażeniu na widok pustej przestrzeni przed nimi.
-
Gdzie są wszystkie stoły i krzesła? – krzyknął Ron.
Uczniowie,
do których dołączyło kilka równie zaskoczonych nauczycieli, rozejrzeli się po
sobie, jakby oczekiwali, że meble zmaterializują się przed nimi.
-
Patrzcie! – W końcu ktoś uniósł wzrok do góry i wkrótce las rąk wskazał na
sufit, kierując w tym kierunku uwagę wszystkich.
Przyklejone
do sufitu, jakby grawitacja nagle się odwróciła, były zaginione stoły i
krzesła, zebrane w określony wzór.
W
tym momencie pojawił się na scenie Harry, wracając prosto z lekcji pojedynków z
Flitwickiem. Był zaskoczony, kiedy bliźniacy Weasley, razem z kilkoma innymi
osobami, powitali jego wielkie wejście głośnymi oklaskami i czuł równe
oszołomienie na widok spojrzeń zniecierpliwienia i niesmaku innych uczniów.
-
Jest nasz mały egocentryk – skomentowała głośno jakaś dziewczyna z Ravenclawu w
stronę swoich przyjaciół. – A myśleliście, że w końcu zmęczył się zwracaniem na
siebie uwagi.
-
Myślę, że łatwo zrobić żart, jeśli się wie, że nie zostanie się za niego
ukaranym – powiedział z zazdrością Puchon. – Musi być miło być chłopcem, który
przeżył!
-
Merlinie, Harry – starasz się stracić wszystkie nasze punkty? Umbridge ma co do
ciebie rację – warknął Gryfon z wyższego roku. – Dbasz tylko i wyłącznie o
siebie.
Harry
był zdezorientowany tymi uwagami, aż do momentu, gdy również spojrzał w górę.
Na suficie, zaginione meble układały się w „HARRY P”, a pozostałe stoły i
krzesła ułożyły wokół słowa ramkę. Aż uchylił usta.
-
Harry, to całkiem zabawne – przyznał Neville. – Ale i tak myślę, że nauczyciele
mogą się zdenerwować.
-
Potter, Potter, Potter! Nie wiesz, żeby nigdy nie podpisywać się własnym
imieniem pod żartem? – zapytał Draco, opłakując gryfońską głupotę. – Powinieneś
napisać „RON W TO KRÓL”!
-
Ej! Słyszałem to! – powiedział z oburzeniem Ron. – Ja uważam, że tam powinno
być „DRACO TO DUREŃ”!
-
Nie zrobiłem tego! – zaprotestował Harry, patrząc wściekle to na jednego, to na
drugiego. – To nie byłem ja!
Chłopcy
tylko roześmieli się.
-
Jasne, Harry! Jasne!
Hermiona
spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale przynajmniej ona od razu nie
odrzuciła jego słów.
-
Harry, jeśli to nie ty, to kto? I dlaczego miałoby być tam twoje imię?
-
Nie wiem, Miono – protestował Harry, – ale to nie byłem ja!
-
Mały pozer! – prychnął kolejny Krukon, a kilka uczniów, w tym Gryfonów, głośno
zgodziło się.
-
NIE ZROBIŁEM TEGO! – krzyknął na nich Harry, w końcu tracąc nad sobą panowanie.
– CHOLERNI…
-
To wystarczy, panie Potter! – Profesor McGonagall pojawiła się u jego boku i
chwyciła go za kołnierzyk. – Sugeruję, żeby pan się pohamował, zanim wpadnie
pan w większe kłopoty.
-
Ale… - protest Harry’ego został przerwany przez przybycie dyrektora.
-
No, no. Zdaje się, że ktoś zdecydował się na remont – powiedział, a jego oczy
zabłyszczały. – Podczas gdy nowy układ jest dość oryginalny, nastąpi parę
logicznych problemów, więc sądzę, że najlepiej, żeby rzeczy wróciły na swoje
miejsce. – Machnął różdżką, a uczniowie obserwowali z oczekiwaniem, ale nic się
nie stało.
Dumbledore
wymienił zaskoczone spojrzenia z McGonagall, a potem wykonał kilka
skomplikowanych wzorów różdżką. Był moment, kiedy zdawało się, że meble dalej
będą się opierały, ale dodatkowy, majestatyczny gest dyrektora wysłał stoły i
krzesła delikatnie na ziemię.
McGonagall
posłała Harry’emu przeszywające spojrzenie, po czym powiedziała:
-
Za mną, panie Potter.
Ponieważ
jej dłoń pozostała na jego kołnierzyku, Harry naprawdę nie miał wyboru w tej
sprawie, a uśmieszki i drwiące spojrzenia, kierowane w jego stronę, sprawiły,
że jego uszy zaczęły palić, a krew się zagotowała.
Opiekunka
Domu poprowadziła go stanowczo do jej biura, zamknęła za nimi drzwi, wskazała
na krzesło naprzeciw biurka i powiedziała:
-
No, więc… - i te dwa małe, niewinne słowa zniszczyły to, co pozostało z jego
samokontroli.
Dni,
w których pozostawał cicho, pomimo chytrych prztyków Umbridge, ignorowania kpin
innych uczniów, pozwalania, by plotka o jego oszukiwaniu krążyły bez końca,
wreszcie wezbrały i cały jego gniew i frustracja niesprawiedliwością
eksplodowały. Był pewny, że wkrótce będzie – znowu – skarcony i ukarany za coś,
czego nie zrobił, jak w starej szkole, kiedykolwiek Dudley wrabiał go i
obwiniał o psoty, które sam robił. Tak, jak wtedy, Harry wiedział, że nie ma
szans udowodnić swojej niewinności, ale podczas gdy w przeszłości, mógł tylko
trzymać buzię na kłódkę i cierpieć kary ze strachu przed krewnymi, tym razem
jego nowo uwolniony temperament zbuntował się. Skoro i tak będzie ukarany,
równie dobrze może na to zasłużyć!
- TO NIE FAIR! – krzyknął, zaskakując
McGonagall. – ZAWSZE ZOSTAJĘ OBWINIONY ZA GÓWNA, KTÓRYCH NIE ZROBIŁEM! TO NIE
FAIR! DLACZEGO ZAWSZE JA? NIC NIE ZROBIŁEM!
-
Panie Pot… - McGonagall próbowała mu przerwać, ale Harry nie był w nastroju do
słuchania.
-
PO PROSTU ZAMKNIJ SIĘ! NIENAWIDZĘ TEGO! NIKT NIGDY MI NIE WIERZY! UMPICZ WCIĄŻ
MNIE PRZEZYWA I WSZYSTKO PSUJE I NIKT NIE MÓWI, ŻE ONA SIĘ MYLI, ALE PO DRUGIE
CHCĘ POWIEDZIEĆ, ŻE NIC NIE ZROBIŁEM, A TYLKO POWIEDZIELI MI, ŻEBYM SIĘ, DO
CHOLERY, PRZYMKNĄŁ. CÓŻ, SAMA SIĘ
PRZYMKNIJ DLA ODMIANY!
McGonagall
zamrugała. W całym jej długoletnim kształceniu, nikt nigdy nie powiedział jej,
żeby „się przymknęła”. Stłumiła całkowicie niestosowny uśmiech. Harry wyglądał
całkiem słodko, gdy pienił się i krzyczał w taki sposób. Coś pomiędzy
najbardziej niemożliwym Jamesem i przemawiającym z patosem Severusem. Och i
spójrzcie, teraz machał wokół ramionami. Kiedyś Syriusz robił tak cały czas.
McGonagall poczuła pewną nostalgię i przez łzy patrzyła, jak najmłodsze
pokolenie Potterów krzyczy i gestykuluje.
Minęło
kilka minut, zanim wybuch Harry’ego minął, ale kiedy to się stało i zaczął
powoli przechodzić od bełkotania do ciszy, wyczerpany i zachrypnięty, nagle
zdał sobie sprawę, co takiego powiedział i do kogo. Och, profesor McGonagall go
zabije.
Czując
pewną nieśmiałość, z wahaniem podniósł wzrok, by zerknąć w jej oczy i od razu
poczuł się jeszcze dziecinniej. Podczas gdy on rzucał gromy, kobieta usiadła
wygodnie za biurkiem, przywołała czajnik i zwyczajnie siedziała, czekając aż
skończy.
-
Już? – zapytała spokojnie, unosząc brew.
-
Tak, proszę pani – zaskrzeczał Harry. Czuł się, jakby miał trzy cale wzrostu,
był mały, brudny i głupi.
-
Proszę. – Podała mu szklankę z zimną wodą, by przepłukać jego wyschnięte
gardło, a jej troska o jego dobro sprawiła, że poczuł się jeszcze gorzej.
-
Przepraszam – wyszeptał, biorąc szklankę i z wdzięcznością upił łyk, czując
chłód ześlizgujący się w dół jego nadużytego gardła.
-
Czy mam to wziąć za wybuch za spowodowany byciem ofiarą kampanii oszczerstw,
wywołanej głównie przez Tę Kobietę? – Na zdziwione spojrzenie Harry’ego,
McGonagall wyjaśniła. – Profesor Ump-Umbridge? – Pospiesznie wzięła łyk
herbaty, by zakryć usta. Niemal powiedziała „Umpiczy”, a to nigdy nie może się
stać.
Harry
wzruszył skrępowany ramionami. Teraz, kiedy jego furia minęły, żałował, że nie
może tylko zatopić się w podłogę i zapomnieć o tym, co powiedział. Co on
takiego powiedział? Niejasno pamiętał, że krzyczał o tym, że to niesprawiedliwe
i – uch, och – pewnie nazwał ją „Umszmatą” i – och, nie. Merlinie, proszę, nie.
Nie mógł być aż tak głupi! Z
pewnością nie powiedział właśnie profesor
McGonagall, żeby „się przymknęła”!
-
Naprawdę przepraszam – powiedział ponownie, patrząc na swoje stopy. – Nie wiem,
dlaczego powiedziałem to wszystko. Nigdy, przenigdy
wcześniej nie zrobiłem czegoś takiego.
Cień
przemknął przez twarz McGonagall.
-
Cóż, panie Potter, być może to dlatego to zrobiłeś – powiedziała, zmuszając
swój głos, żeby pozostał ożywiony.
Kilka
razy rozmawiała z Severusem – nie wspominając o Molly Weasley – o tym, co Harry
im przekazał na temat swojego życia z Dursleyami, a po kilku dekadach pracy
nauczycielskiej, była obeznana z psychologią dzieci i nastolatków. Harry wiele
odzyskał po tylu latach zaniedbań i surowego traktowania, ale byłoby głupio
oczekiwać po nim, że nie będzie miał okazjonalnych wybuchów. Wpadanie we
wściekłość było jednym ze sposobów testowania jego granic, pewności i nowych
zdolności do wyrażania gniewu. Jasne było, że Harry nauczył się, jak
kontrolować emocje w obliczu sporej prowokacji. Teraz nadszedł czas, by nauczył
się, jak – i kiedy – okazywać te emocje.
Harry
zmarszczył brwi zdezorientowany. Huh? Co profesor McGonagall miała przez to na
myśli? I dlaczego nie była na niego wściekła i nie krzyczała? Ani nie odebrała
mu zyliona punktów i nie dała szlabanu do następnych
Świąt?
-
Powiedziałeś coś, że profesor Umbridge kłamie i że inni uczniowie zaczynają jej
wierzyć?
Harry
poruszył się niespokojnie. Naprawdę nie chciał o tym mówić. Będzie tylko
brzmiał jak jęczący dzieciak. Ale jego Opiekunka Domu czekała.
-
Eee, no tak. Znaczy, mówi, że niby uważam się za lepszego od innych, bo jestem
chłopcem, który przeżył i, że myślę, że reguły są dla innych, a ja nie muszę za
nimi podążać, a dyrektor nie może nic z tym zrobić, ponieważ jestem, no wie
pani, chłopcem, który przeżył i mówi jeszcze kilka takich rzeczy.
-
A inni uczniowie jej wierzą?
-
Na początku nie wierzyli, ale teraz… w kółko to powtarza i po chwili zwyczajnie
zaczyna się wierzyć w to, co słyszało się tysiące razy. – Harry rozważył ze
smutkiem, jak on z pewnością wierzył wujowi Vernonowi, kiedy ten powtarzał, że
jest „dziwakiem”. Może nie powinien być taki ostry do innych dzieciaków…
-
Rozumiem. – Głos McGonagall brzmiał, jakby była okropnie zła i Harry skrzywił
się, dostrzegając jej zaciśnięte wargi. Oooch, dostanie za swoje! – Panie
Potter, chciałabym, żebyś przyszedł z tym szybciej do mnie – albo swojego
opiekuna – ale cieszę się, że w końcu dowiedziałam się, jaki wielki jest
problem. Jednak w międzyczasie, musimy uporać się z twoim skandalicznym
zachowaniem w kierunku odbiorcy.
Harry
przełknął ciężko.
-
Tak, proszę pani.
Wskazała
surowo na kąt pokoju, a oczy Harry’ego rozszerzyły się. Nie! Nie mogło jej
chodzić o…
-
Do kąta, panie Potter. Może dwadzieścia minut zastanawiania się nad swoim
zachowaniem zachęci pana do wymyślanie bardziej właściwego sposobu na wyrażenie
frustracji, niż krzyczenie na członka kadry.
-
Och, proszę, pani profesor, nie mogę zwyczajnie zostać tutaj i zastanowić się?
– błagał Harry. Staniem w kącie karało się maleńkie dzieci. A on miał niemal
dwanaście lat!
-
Może powinnam zmienić na trzydzieści minut?
Jęcząc
z upokorzenia, Harry podszedł do wskazanego kąta i żałośnie wsunął w niego nos.
Był tylko wdzięczny, że Ron, Draco i reszta nie widzą go w tym momencie. To
było okropne. Wolałby raczej spędzić tydzień na szlabanie albo napisać tysiąc
linijek, niż być traktowanym jak dziecko… i dlatego, jak podejrzewał,
McGonagall kazała mu zrobić właśnie to. Po prawdzie, wrzeszczenie i skakanie w
górę i w dół, nie było raczej sposobem, w jaki niemal dwunastoletni człowiek
powinien się zachowywać. Jego usta wykrzywiły się niechętnie. Musiał wyglądać
jak prawdziwy idiota. Podejrzewał, że powinien być wdzięczny, że McGonagall nie
wyciągnęła aparatu i nie zaczęła strzelać mu zdjęć, żeby potem powiesić je w
pokoju wspólnym. Dobrze by mu to posłużyło, gdyby tak zrobiła.
Harry
zadrżał na samą myśl. Okej, może kąt nie był wcale taki zły. Przecież nie
krzyczała na niego ani nie wymyła jego ust zaklęciem czyszczącym… Przynajmniej
jeszcze nie. Harry skrzywił się. Naprawdę nie chciał mieć ust pełnych piany.
Pomysł
o czymkolwiek w ustach przypomniał jego żołądkowi, że był czas kolacji. Harry
pokręcił się, gdy usłyszał, jak jego brzuch głośno burczy. Miał nadzieję, że
McGonagall tego nie usłyszała. Podejrzewał, że pewnie dzisiaj nie dostanie
żadnej kolacji – po tym wybuchu, podejrzewał, że i tak nie zasługuje na żadne
jedzenie – ale naprawdę nie chciał, żeby wszyscy wiedzieli, jaki był głodny.
Oczywiście,
jeśli jego tata się dowie, że ominął posiłek – och, Merlinie! Co jego tata
powie, kiedy to odkryje? Jego opiekuj zawsze tak się kontrolował, a słysząc,
jak Harry stracił kontrolę, mogło go to bardzo zdenerwować. Harry opadł z
przygnębieniem.
Za
nim, Minerva popijała herbatę i obserwowała plecy Harry’ego. Naprawdę dzieciak
zdecydowanie emanował emocjami. Kto by pomyślał, ze tak łatwo będzie podążać za
myślami chłopca, tylko patrząc, jak stoi w kącie? Widziała, jak Harry od wstydu
do kontemplacji, potem do obawy, aż w końcu zmartwienia. To, w połączeniu z
odgłosem pustego brzucha, przypomniało jej, że kiedy tutaj skończy, będzie
musiała wezwać skrzata domowego z tacą lub dwoma. Z tego, co słyszała, Harry
już zbyt wiele razy szedł spać z głodnym brzuchem. Nie miała zamiaru pozwolić,
żeby to wciąż się działo, podczas gdy to ona
jest za niego odpowiedzialna.
Zauważyła,
że Harry ma pięć minut do końca kary, kiedy drzwi do jej biura otworzyły się i
do środka wpadł Snape, jego oczy błyszczały z gniewu, a szaty falowały wokół
niego. Wyglądał całkowicie morderczo.
-
Dobry wieczór, Severusie – powiedziała spokojnie. Nie miała zamiaru bać się
kogoś, kto, przez pierwsze trzy lata w Hogwarcie, z roztargnieniem ogryzał
pióra, a potem chodził z zabarwionymi atramentem ustami. Zauważyła, że Harry,
nierozsądnie, odwrócił się, by zobaczyć, kto właśnie wszedł. – Twarzą do
ściany, panie Potter.
-
Gdzie jest… - Snape urwał, kiedy Harry potulnie obrócił twarz z powrotem w
stronę kąta. Zamrugał zaskoczony, zdając sobie sprawę, że jego najgorsze obawy
były nieuzasadnione.
Tego
wieczoru Snape dotarł do Wielkiej Sali spóźniony, dzięki dwóm idiotom z
Hufflepuffu, którzy zarobili popołudniowy szlaban, zdecydowawszy się sprawdzić,
czy ich eliksir naprawdę eksploduje, kiedy zrobią dokładnie to, co w książce
kazali nie robić. Spędzenie czterech
godzin szorując kociołki, potem podłogę, a następnie ściany klasy, przekonało
łotrów, mądrze nie bagatelizować eliksirów – ani ich profesora.
Kiedy
nadszedł czas kolacji, Sala była w swoim zwykłym układzie, ale uczniowie i
kadra wciąż brzęczeli podekscytowaniem tego, co stało się wcześniej. Snape
słuchał z narastającym przerażeniem – tajemniczy wróg Harry’ego najwyraźniej
ponownie uderzył! – co tylko pogłębiło się, kiedy zdał sobie sprawę, że
McGonagall, surowa stara hetera, odprowadziła Harry’ego… za ucho, jeśli można
było wierzyć uczniom. Pewny, że skrzyczała chłopca za coś, czego nie zrobił,
prędko skierował się do jej gabinetu, a jego gniew gwałtownie wzrósł, kiedy
wyobrażał sobie tą scenę: zapłakany Harry, zarzekający swoją niewinność,
podczas gdy nieugięta McGonagall wymieniała karę za karą, które zada
nieugiętemu dziecku.
Zamiast
tego zażenowany odkrył, że Harry stoi cicho w kącie – dość łagodna kara, choć
on sam wiedział, że bachor całkowicie nią pogardzał – podczas gdy McGonagall
upijała łyk herbaty i uważnie przyglądała się pracom domowym.
-
Co się stało? – zapytał Snape, nieco skrępowany. Teraz, gdy jego słuszny gniew
zniknął, był nieprzyjemnie świadomy tego, że pewnie wyglądał jak idiota,
wpadając do środka jak anioł zemsty.
-
Zakładam, że wiesz, co wydarzyło się w Wielkiej Sali? – zaczęła Minerva.
-
Tak, ale Harry nie…
-
Jestem świadoma tego, że pan Potter nie przykleił mebli do sufitu – przerwała
mu stanowczo McGonagall.
-
Tak? – Pytanie wyszło jednocześnie od Snape’a i Harry’ego. McGonagall
bezlitośnie stłumiła wesołość, na widok ich identycznych wyrazów zaskoczenia.
-
Tak. Panie Potter, skoro oczywistym jest, że skupia się pan bardziej na tej
rozmowie niż na rozmyślaniu swojego wcześniejszego zachowania, równie dobrze może
pan do nas dołączyć. – Harry nieśmiało wyszedł z kąta i zajął wskazane krzesło
przed biurkiem. Snape, po chwili zawahania, usiadł obok niego.
-
Skoro wiesz, że Potter nie jest odpowiedzialny za wydarzenia z Wielkiej Sali,
to dlaczego stał w kącie? – zapytał Snape podejrzliwie.
Harry
oblał się purpurą, a McGonagall, po błyskawicznym spojrzeniu w jego stronę,
odpowiedziała:
-
Jego wcześniejsze zachowanie nie było czymś, co uważałabym za tak poważne, by
powiadomić o tym rodziców. Sugeruję, żebyś pozostawił mi dobrowolnie karać
drobne wykroczenia osoby z mojego Domu.
Snape
otworzył usta, by zaprotestować, ale widząc pełen ulgi wyraz twarzy Harry’ego,
powstrzymał się. Dowie się tego od Minervy później, kiedy nie będzie już przy
nich bachora.
-
Jak się dowiedziałaś, że Potter był niewinny? – zapytał zamiast tego.
-
Albus nie był w stanie zdjąć mebli przy pierwszej próbie – odpowiedziała tylko.
Snape
odchylił się na krześle z zaskoczeniem, ale Harry patrzył to na jednego
profesora to na drugiego ze zdezorientowaniem.
-
Panie Potter, uważa pan, że zwyczajne zaklęcie przylepca albo jakakolwiek inna
magia wykonana przez zwykłego ucznia, mogłaby stanowić wyzwanie dla profesora
Dumbledore’a? – zapytała McGonagall. Usta Harry’ego uformowały się w okrągłe
„O” z nagłego zrozumienia. – Dokładnie – skinęła na niego głową. – Magia użyta
do przymocowania stołów i krzeseł do sufitu była zarówno silna i złożona. To
nie był rodzaj magii, której dałby radę uczeń.
-
W dodatku, jest mało prawdopodobne, żeby uczeń – nie ważne, czy samodzielnie,
czy z pomocą innych – miałby tyle magicznej siły i umiejętności, by przenieść
meble na tyle szybko i cicho, by uniknąć wykrycia – dodał Snape, nie chcąc być
gorszym.
-
Więc kto to zrobił? – zapytał Harry.
-
Oto jest pytanie, panie Potter. – Choć pozornie rozmawiała z Harrym, oczy
McGonagall były utkwione w Snape’ie.
-
Ale, pani profesor, jeśli pani wiedziała, że to nie ja, dlaczego zabrała mnie
pani w taki sposób z Wielkiej Sali? – zapytał nieco dotknięty Harry.
-
Panie Potter, proszę pomyśleć – skarciła go McGonagall. – Mamy tajemniczego
przeciwnika, który najwyraźniej stara się zrobić ci kłopot. Dlaczego miałabym
ujawnić, że jestem jego bądź jej świadoma, zmuszając go do wejścia głębiej w
cień i motywując do podjęcia bardziej skandalicznych wyczynów? Nie sądzisz, że
lepiej go lub ją zwodzić? – Szczęka Harry’ego opadła i tylko wieloletnie
szkolenie Snape’a powstrzymało go przed zrobieniem tego samego. Kto by
pomyślał, że Opiekunka Gryffindoru jest zdolna do tak ślizgońskiej
przebiegłości? – Miałam zamiar przyprowadzić cię tutaj, by móc z tobą
porozmawiać na ten temat prywatnie. Jednak – posłała mu Spojrzenie, - twoje
zachowanie uniemożliwiło mi wyjaśnienie tego.
Harry
zarumienił się. Jakim był idiotom! Profesor McGonagall o niego dbała, niemal
tak bardzo, jak jego tata, a przy pierwszej okazji on na nią nawrzeszczał,
skrzyczał ją i praktycznie zmieszał z błotem.
-
A teraz – kontynuowała, - są pewne kwestie, które muszę przedyskutować z
profesorem Snapem i które ciebie nie dotyczą, a sądzę, że zostało ci jeszcze
kilka minut kary. – Skinęła głową w kąt i z zawstydzonym spojrzeniem na swojego
tatę, Harry wrócił do poprzedniej pozycji.
Już
pocieszył się myślą, że przynajmniej będzie mógł podsłuchać ich rozmowę, ale ku
jego rozczarowaniu, jego chytra Opiekunka Domu rzuciła Muffliato, więc ponownie został sam na sam ze swoimi coraz bardziej
skruszonymi myślami.
Był
takim durniem, że nie zaufał profesor McGonagall. Pewnie, wyglądała nieco
strasznie, ale wiedział, że lepiej nie sądzić po pozorach. Nie była tak
przyjazna jak profesor Flitwick ani przytulaśna jak profesor Sprout, ale czyż
nie ona uratowała go przed trollem? I upewniła się, że ktoś dobrze się zajmie
Hermioną, po tym, jak była tak wykończona, gdy Quirrell/Voldesnort zaatakował
go na boisku do Quidditcha?
Harry
przeklął się za bycie takim idiotom. Profesor McGonagall była taka sama jak
jego tata – tylko że ona zachowywała się zrzędliwie i srogo, ale naprawdę dbała
o swoich uczniów i dziko ich chroniła. A jak on odpowiedział na jej życzliwość?
Krzycząc na nią i oburzająco
niegrzecznym. A potem, jedyne co zrobiła to posłanie go do kąta, by pomyślał o
tym, co zrobił. Harry nieszczęśliwie pociągnął na nosie. Był niewdzięczny i
głupi, i… Dotyk na ramieniu sprawił, że drgnął i odwrócił się, dostrzegając
spoglądającą na niego McGonagall z nutką troski w oczach, choć jej rysy twarzy
były, jak zwykle, surowe i posępne.
-
Przepraszam! – wybuchnął Harry, owijając ramiona wokół jej talii. – Naprawdę
przepraszam za te wszystkie rzeczy, które powiedziałem!
Minerva
odruchowo ścisnęła małe, silne ciało, które na nią wpadło, zbyt zaskoczona, by
zrobić cokolwiek innego. Za jej plecami, Snape uśmiechnął się ironicznie. Miło
było popatrzeć, jak to szpiczaste czoło dla odmiany uderza w kogoś innego.
McGonagall
zdołała odzyskać oddech i delikatnie poklepała Harry’ego po ramieniu, choć jej
głos pozostał tak stanowczy, jak zawsze.
-
Tak, panie Potter, tak, tak, rozumiem. Nie ma potrzeby tak rozpaczać.
Zapewniam, że słyszałam znacznie gorsze określenia od innych zdenerwowanych i
wściekłych dzieci przez te wszystkie lata. Teraz proszę otrzeć łzy i usiąść.
Harry
czknął i pociągnął na nosie, na nowo wdzięczny za życzliwość. Wrócił na swoje
krzesło, a jego tata pocieszająco poklepał go po głowie, co go bardziej
wzmocniło.
Snape
spojrzał na bachora spode łba, kiedy ten usiadł. Minerva mogła odmówić
powiedzenia mu, co Potter naprawdę zrobił, ale to szturchnięcie, które właśnie
mu zadał, powinno wyraźnie pokazać jego niezadowolenie. Oczywiście, był
ostrożny, by nie zrobić tego zbyt szorstko – ale to zdecydowanie był klaps i z
pewnością nawet bachor powinien to zrozumieć.
^^^
Minera
rzuciła Muffliato, gdy tylko Harry
dotarł do kąta.
-
No więc…
-
Co takiego zrobił? – zapytał Snape.
Minerva
uniosła brew.
-
Już ci powiedziałam, że nie musisz wiedzieć.
-
Jest moim s – obowiązkiem! – warknął Snape, powstrzymując się w ostatniej
chwili.
-
Tak, jak moim – zauważyła rozsądnie. – Severusie, nie unoś się tak.
-
Miał bardzo trudne życie – odparł gniewnie. – Konieczne jest uwzględnienie jego
przeszłości, kiedy rozważa się jego teraźniejsze zachowania. Tylko dlatego…
-
Raczej nie jesteś jedynym nauczycielem w szkole, który miał do czynienia z
bitym i zaniedbywanym dzieckiem w twoim Domu, a sądzę, że mam dodatkowo kilka
dekad więcej doświadczenia w takich rzeczach niż ty – choć wprawdzie nie jest
to twoja wiedza z pierwszej ręki – dodała tak współczująco, że Snape odruchowo
zawarczał. – Jednakże, uważam się za doskonale zdolną do manipulowania tymi…
drobniejszymi… wykroczeniami pana Pottera.
-
Jest szczególnym dzieckiem z wyjątkowymi potrzebami…
-
Jest bardzo miłym chłopcem, Severusie, i będzie się dobrze zachowywał, nawet
bez twojego stałego nadzoru i ingerencji – powiedziała stanowczo Minerva,
walcząc z chichotem, gdy zdała sobie sprawę, że robiła wykład Severusowi Snape’owi na temat
niebezpieczeństwa bycia nadopiekuńczym rodzicem. – A Harry musi przyzwyczaić
się do tego, że karzą go inni dorośli niż ty. Jako jego Opiekunka Domu, jestem
następnym logicznym kandydatem.
Snape
burknął coś i nadąsał się, ale nie mógł obalić jej logiki.
-
A teraz, możemy przejść do pytania, kto obrał w taki sposób Harry’ego za cel?
To
zwróciło jego uwagę, więc usiadł prosto.
-
I dlaczego? Aż do dzisiaj miałem nadzieję, że to może być wina zwyczajnych
uczniów, którzy żywią do niego urazę – prawdziwą czy wymyśloną – ale jeśli
Albus miał problem ze zniesieniem zaklęcia…
-
To zdradliwy spisek – dumała Minerva – skoro podkopują wizerunek Harry’ego
zarówno wśród kardy i uczniów. Obarczanie go odpowiedzialnością za żarty,
których nie zrobił, zwiększając w ten sposób poczucie niechęci, nieufności i
wyobcowania… To naprawdę nikczemne.
Snape
zacisnął zęby. Byłoby miło, gdyby Minerva była podobnie wnikliwa, kiedy
Huncwoci wybrali za cel swoich złośliwości właśnie jego. Przypomniał sobie zbyt wiele niezasłużonych szlabanów – kilka
z tą samą wiedźmą naprzeciw niego. Ale to była przeszłość i nie było wielkiego
sensu przywoływać to teraz. Przynajmniej to uświadomiło mu, co przechodzi
Harry.
-
Na co im to? – kontynuowała z namysłem Minerva. – Żeby odizolować Harry’ego?
Wprowadzić klin między jego a nas? Wpędzić go w kłopoty? Przyciągnąć negatywną
uwagę prasową? Żeby został niesprawiedliwie ukarany? Żeby zniszczyć jego
osiągnięcia w nauce? Oczernić go? Żeby miał tyle szlabanów, by nie był w stanie
utrzymać ocen? Jaki miałby być cel w tym, żebyśmy myśleli, że Harry stoi za
tymi wydarzeniami? W porównaniu do bliźniaków Weasley to jest całkowicie
niewinne!
Snape
zesztywniał. Coś, co Minera powiedziała zabrzmiało znajomo… Albo bardziej
precyzyjnie, jedna kara, o której nie
wspomniała, zwróciła jego uwagę. Oczywiście, tak jak Snape, wiedziała, że to
się nigdy nie stanie, ale co jeśli ten tajemniczy przeciwnik nie miał wiedzy o
Albusie Dumbledorze i jego podejściu do szkolnej dyscypliny?
Podczas
gdy Snape był zagubiony w myślach, McGonagall kontynuowała.
-
Niezależnie od motywacji, wciąż musimy zdecydować, jak na to odpowiedzieć.
Harry powiedział mi, że przez Tę Kobietę, inni uczniowie zaczęli oskarżać go o
posiadanie darmowego biletu na psoty. Ze wzgląd na jego interakcje z rówieśnikami,
jak również, by wprowadzić w błąd naszego wroga, Harry musi być ukarany za
ostatni wyczyn. Albo, żeby być precyzyjnym, zostanie ukarany za swoje
zachowanie w moim biurze, ale jeśli reszta szkoły zdecyduje się założyć, że to
za żart z meblami, niech tak będzie.
Snape
posępnie spiorunował ją wzrokiem.
-
Jak ukarać?
McGonagall
wyglądała na zamyśloną.
-
Hymm. Mam pewien pomysł. Zostaw to mnie.
-
Minerwo – powiedział ostrzegawczo Snape.
Przewróciła
oczami.
-
Och, niech będzie. Sądzę, że gdyby Harry wyszorował podłogę w Wielkiej Sali, to
przekonałoby wszystkich sceptyków, że został dobrze ukarany za swój żart.
Snape
potrząsnął głową.
-
Nie. Nie będzie traktowany jak skrzat domowy. To mu przypomni o tym, jak
traktowali go jego cholerni krewni.
-
Obiecuję, że to się nie stanie. – Minerva miała podejrzane błyski w oczach.
Snape
zmarszczył brwi, ale ostatecznie nie chciał naruszyć swojego sojuszu,
zdecydowanie odmawiając.
-
Jeśli chłopak będzie zakłopotany…
-
Severusie. Naprawdę musisz się nauczyć, jak się uspokajać – pouczyła go
Minerva, ku jego wielkiej irytacji.
Czarownica
cofnęła Muffliato i wstała, by
przyprowadzić chłopca, wciąż stojącego nieruchomo w kącie.
^^^
Harry
wytarł usta w serwetkę i zerknął łapczywie na talerz z ciastkami. Mimo że
prawdą było, że już zjadł budyń, ciastka były tak kuszące! Kiedy skrzaty domowe
pojawiły się z ofertą kubka po kolacyjnej herbaty, obaj profesorowie
zaakceptowali ją, a skrzaty wysłały również ciasteczka… w tym ulubione
Harry’ego. Starał się nie ślinić, kiedy patrzył swoimi najlepszymi „oczkami
szczeniaczka” na ojca. Draco trenował go w tym, mówiąc, że to zwykle działa na
jego rodziców.
McGonagall
obserwowała pełne nadziei zerknięcia Harry’ego i surowe, piorunujące spojrzenia
Snape’a ze słabo skrywanym rozbawieniem. Naprawdę słodko obserwowało się tą
dwójkę, gdy byli razem.
-
Myślę, że pan Potter powinien dostać jedno ciasteczko – zasugerowała Snape’owi.
– Będzie potrzebował energii na wykonanie wieczornych zadań.
Harry
poderwał się i odwrócił z oczekiwaniem na opiekuna. Snape wyglądał, jakby
właśnie wgryzł się w cytrynę, ale bardzo niechętnie skinął głową, a dłoń
Harry’ego capnęła ciastko tak szybko, jakby chwytał znicza na meczu Quidditcha.
-
Maniery, panie Potter – skarcił go tata, a Harry wymamrotał „ęk’je” wokół
ciasteczka w ustach.
-
Eee, profesor McGonagall, co miała pani na myśli, mówiąc, że będę potrzebował
więcej energii na wieczór? – zapytał z ciekawością Harry, przełykając resztę
ciasteczka. Kiedy wrócił do dorosłych, Opiekunka Domu zamówiła dla nich kolację
i nie wspominali więcej o nieprzyjemnościach z Wielkiej Sali ani o ich
następstwach.
-
Mam na myśli, panie Potter, że ma pan dziś wieczorem ze mną szlaban i
podejrzewam, że uznasz go za… męczący.
Harry
przełknął nerwowo, choć zauważył, że profesor McGonagall ma w oczach pewne
błyszczące iskierki.
-
Uch… co to będzie?
Spojrzała
na zegar.
-
Tak, reszta szkoły powinna już opuścić Salę. Myślę, że możemy zacząć.
Severusie, możemy ci już powiedzieć dobranoc.
Z
ostatnim spojrzeniem pełnym ostrzeżenia, Snape wstał, a jego szata zafalowała
za nim.
-
Ufam, że pamięta pani naszą dyskusję, pani profesor.
Starsza
czarownica była tak zuchwała, by przewrócić oczami.
-
A ja ufam, że pamiętasz moją
sugestię.
Snape
zawarczał. Niektórzy mają tupet! Tylko dlatego, że zapewnia nadzór swojemu
podopiecznemu nie oznacza, że się „unosił”. Odchylił brodę Harry’ego i skrzywił
się na bachora.
-
Masz się zachowywać – powiedział mu surowo. – I… możesz przyjść dzisiaj
wieczorem do naszych pokoi, jeśli będziesz tego potrzebował.
Twarz
Harry’ego pojaśniała. Tata nie mógł być na niego naprawdę zły, jeśli zapraszał
go do siebie później. Harry niemal zawsze spał w dormitorium z kumplami, ale
przynajmniej raz na jakiś czas wymykał się do lochów, zwłaszcza, jeśli miał zły
dzień, koszmar albo coś w tym stylu. Tata nigdy nie warczał na niego, gdy to
robił, ale teraz był pierwszy raz, kiedy ojciec otwarcie powiedział mu, że może
przyjść.
-
Okej, tato! – zgodził się radośniej, nieświadomy nagłego kaszlu profesor McGonagall.
Kilka
minut później był o wiele mniej radosny. Stał obok profesor McGonagall w środku
Wielkiej Sali. Wygoniła ostatnich uczniów, potem zamknęła i zabezpieczyła
drzwi. Harry obserwował nerwowo, jak rzuca zaklęcia na meble, by znajdowały się
w najdalszym kącie, czyszcząc wielkie pomieszczenie i sprawiając, że wyglądało
jak miejsce z przed kolacji.
Ku
osłupieniu Harry’ego, magicznie pojawiło się przed nim kilka szczotek, szmat i
wiader.
-
Oczekuję, że podłoga będzie bez skazy, kiedy pan skończy, panie Potter –
powiedziała, podając mu szczoteczkę do zębów.
Ramiona
Harry’ego opadły. Salę byłoby ciężko wyczyścić normalną szczotką, ale tym…
Zostanie tu do śniadania!
Cóż,
przecież miał wielkie doświadczenie w pucowaniu podłóg. Drwiący głos Dudleya
zabrzmiał głośno w jego pamięci, kiedy nieszczęśliwie przyjął szczoteczkę i
zaczął schodzić na kolana.
-
Panie Potter! – Zgorszony głos profesor McGonagall zatrzymał go w kuckach.
-
Tak, proszę pani? – zapytał nerwowo. Co takiego zrobił teraz?
-
Panie Potter, to zajmie wieki. Zapomniał pan, że jest pan czarodziejem?
-
Eee, nie.
-
No, więc… - Spojrzała na niego wyczekująco, ale Harry tylko zamrugał
zdezorientowany. – Czy powiedziałam, że nie możesz używać magii, podczas
wykonywania zadania?
-
N-nie – przyznał Harry z szeroko otwartymi oczami.
-
Więc spodziewam się, że wykorzystasz tę okazję, by poćwiczyć transmutację.
Ruchy, ruchy, panie Potter! Proszę się nie guzdrać. Różdżka w dłoń i proszę się
tym zająć.
Niedowierzający
uśmiech pojawił się na twarzy Harry’ego, gdy uderzył w niego potencjał tego
„szlabanu”.
^^^
Trzy
godziny później, Snape nie mógł już tego wytrzymać. Ten podstarzały, pręgowany
kot mógł sobie twierdzić, że nie wywoła w chłopaku traumy, ale co ona w ogóle
mogła o tym wiedzieć? Odrzucił pióro, ignorując kupkę zadań, na które patrzył
się ślepo przez ostatnie dwadzieścia minut i wypadł z biura.
Kiedy
dotarł do Wielkiej Sali, zwolnił. Już raz tego wieczoru wpadł do McGonagall i z
bólem dotarło do niego poczucie własnej śmieszności. Tym razem, pojawi się dużo
subtelniej.
Używając
podstępu, którego doprowadził do doskonałości jako śmierciożerca, rozbroił
osłony, uchylił jedno skrzydło drzwi i wślizgnął się do środka, zatrzymując się
z całkowitym niedowierzaniem.
Mokry
i brudny Harry, ubrany tylko w podkoszulek i spodnie, radośnie jeździł na
wrotkach, które były transmutowanymi szczotkami, a za nim podążało zaraz wiadro
z mydlinami. Drugie wiaderko, to z czystą wodą, latało za nim, podczas gdy
pracowity mop uzupełniał paradę. Na drugim końcu sali, zaczarowane szmaty
suszyły i polerowały podłogę.
-
Przegapił pan miejsce, panie Potter – zawołała Minerva z dalszego kąta, gdzie
wygodnie siedziała na fotelu z książką na kolanach i dzbankiem herbaty,
unoszącym się przy jej ramieniu.
-
Dobrze, pani profesor! – Harry okręcił się imponująco i ruszył do tyłu, by
wymyć przeoczone miejsce. – Mogę też zająć się sufitem, jak pani obiecała? –
poprosił.
-
Zbliża się cisza nocna, panie Potter – złajała go Minerva. – Zapomniałeś
ponownie, żeby szmaty same się wykręcały.
-
Ups. – Harry machnął różdżką i szmaty natychmiast pospieszyły do najbliższego
wiadra i wpuściły do niego nadmiar wody. Snape obserwował, będąc pod wrażeniem.
Nie zdawał sobie sprawy, że kontrola bachora nad magią jest tak rozwinięta i
nawet zakładając, że Minerva zapewniła mu wskazówki i pomoc, było to
imponujące, jak na pierwszorocznego.
Harry
przysunął się do profesorki.
-
Proszę, pani profesor? To nie zajmie długo. Tylko szybciutko rzucę okiem, okej?
-
No, doprawdy, panie Potter. Chyba dość czasu spędziłeś w powietrzu na
treningach Quidditcha – skarciła go McGonagall, ale potem zmiękła i machnęła
różdżką, a Harry poleciał do góry i w stronę sufitu. – Ale żadnych więcej
skoków „na deskę”! – zawołała za nim.
-
To jest super! – krzyknął z radością Harry, okręcając się i rozbryzgując wodę z
wrotek na podłogę pod nim.
Snape
zdołał zamknąć usta, zanim skapnęła do nich woda, po czym odwrócił się i
wyszedł z Sali tak cicho, jak wszedł. Za nim, Minerva obserwowała kątem oka,
jak zamykają się za nim drzwi i trzęsła się z cichego śmiechu.
CDN…
Na wyjeździe wpadł
mi do głowy lepszy pomysł, niż „umszmata”, więc zmieniłam go na „Umpicz”, bo
bardziej podobne jest to do wydźwięku „bitch”. Wkrótce zmienię to też w
poprzednich rozdziałach ;)