W momencie, gdy zaczęło świtać, Harry wyszedł z Wieży
Gryffindoru, kierując się prosto do biblioteki. Naprawdę nie obchodziło go to,
jak niezadowoleni będą jego współlokatorzy, kiedy odkryją, że znowu go nie ma.
To była ostatnia rzecz, o jakiej myślał. Przez to, jak wszyscy się troszczyli,
Harry wiedział, że nie mógł powiedzieć nikomu, że wie, z czym ma się zmierzyć.
Cała szkoła wiedziałaby przed lunchem. Miał nadzieję, że znajdzie odpowiedzi,
zanim ktokolwiek się zorientuje, że zniknął.
Mało prawdopodobne, ale dające nadzieję.
Wchodząc do pustej biblioteki, Harry skierował się prosto
do sekcji o magicznych stworzeniach i wyciągnął dość dużą książkę o smokach.
Siadając na podłodze, plecami opierając się szafkę z książkami, Harry zaczął
wertować książkę, czytając różne fragmenty i starając się znaleźć cokolwiek, co
mogłoby mu pomóc. Odkrył, że najsłabszym miejscem smoka były oczy, co już mogło
być użyteczne. Nauczył się też, że gniazdujące matki smoków bardzo troszczyły
się o swoje jaja, gwałtownie atakując wszystko, co się do nich zbliżyło.
To dało Harry’emu do myślenia. Musiał przejść obok
gniazdującej matki, po co? Pewnie po jedno z jaj. To miało sens. Pytaniem było,
jak to zrobić. Syriusz sporo nauczył go w wakacje, a Remus w poprzednie, ale
ten trening nie mógł nic mu pomóc z walką ze smokiem. Mógł przywołać jajo, ale
szansa na wykonanie tego zadania, bez zwracania uwagi smoka, była bardzo mała.
Harry westchnął z frustracji. Chciał pomówić z Syriuszem
i Remusem, ale Harry wiedział, że musi zrobić to sam. Cedric, Viktor i Fleur
nie pobiegliby do swoich rodziców po odpowiedzi, a nauczyciele nie pozwolili
pomagać. Jeśli oni mogli coś wykombinować, on też mógł. Harry musiał tylko
zrozumieć, jak do licha, miał to zrobić.
Dźwięk otwierających się drzwi biblioteki i ponownie
zamykających, wyrwał Harry’ego z myśli. Harry szybko odłożył książkę,
przechodząc do działu z książkami o zaklęciach i wyciągnął z niego książkę.
Ponownie siadając i opierając się o biblioteczkę, Harry szybko otworzył na
stronie gdzieś w środku książki i udał, że czyta.
Kroki odbijały się echem po sali, kiedy osoba się
zbliżała. Harry słyszał, że podchodzą coraz bliżej, ale wciąż wpatrywał się w
książkę. Harry zignorował instynkt, który mówił mu, żeby zaatakować obcego.
Stłumił chęć wyciągnięcia różdżki, żeby się bronić. Mimo wszystko, Malfoy nie
spaliłby się ze wstydu, pojawiając się w bibliotece tak wcześnie rano.
- Harry Potter? – zapytał go znajomy głos z dziwnym
akcentem.
Harry uniósł wzrok i zobaczył Viktora Kruma, patrzącego
na niego z zaskoczeniem.
- Eee, dzień dobry – powiedział nerwowo. Harry wiedział,
że powinien się tego spodziewać. Naturalnym było, że tylko Viktor i Fleur
chcieliby poszukać też czegoś o smokach. – Um… mogę odejść, jeśli potrzebujesz się
pouczyć czy coś…
- Nie, w porządku – powiedział szybko Viktor. – Jestem
tylko trochę zaskoczony, że widzę cię tu tak wcześnie. Pamiętam, kiedy ja miał
czternaście. Biblioteka to ostatnie miejsce, gdzie można mnie znaleźć było.
Oczywiście, nie miałem twojej opinii…
Harry zbladł, a jego oczy rozszerzyły się. Nie znosił
myśleć o choćby połowie tych plotek, które rozsiewali o nim Ślizgoni, Krukoni i
nawet Puchoni. Hermiona, Ron i reszta Weasleyów robili wszystko, by osłonić
Harry’ego przed nimi, ale nie dało się im zaprzeczyć.
- Cokolwiek słyszałeś, to kłamstwo – powiedział szybko
Harry.
Viktor ledwie powstrzymał śmiech i usiadł obok Harry’ego.
- Tak? – zapytał otwarcie. – Nie powstrzymałeś znowu Sam
Wiesz Kogo, kiedy miał jedenaście lat w tej szkole? Słyszałem też wszystko, co
zrobił dla Syriusza Blacka w zeszłym roku, niektórzy mówią, że dla niego
zmierzyłeś się z dementorami. Nikt nie wyjawił wszystkich szczegółów, ale ja
wie, że wywarłeś spore wrażenie.
Pocierając nerwowo szyję, Harry starał się wymyślić jakąś
odpowiedź, ale do jego umysłu nie dochodziło nic wiarygodnego. Nie mógł
uwierzyć, że rozmawia z Viktorem Krumem.
- Cóż, wiesz, że wielu ludzi lubi plotkować – powiedział
cicho Harry. – Naprawdę nie obchodzi ich prawda tak długo, jak mają o czym
rozmawiać.
- Prawda – powiedział z namysłem Viktor. – Powinienem ci
powiedzieć, Harry Potterze, że byłem ja onieśmielony, kiedy cię spotkałem. Powstrzymałeś
Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, kiedy byłeś dzieckiem. Jesteś
legendą. A potem przyszedłem tutaj i zobaczyłem, że jesteś normalnym
nastolatkiem. Masz przyjaciół, wrogów i wyzwania tak, jak reszta… cóż, może nie
tak jak reszta. Słyszałem, co się stało.
Harry jęknął.
- Wszyscy słyszeli, co się stało – burknął. – Malfoy
zawsze się tak zachowuje. I tylko dlatego, że złapał go profesor Moody, a nie
profesor Snape coś z tym zrobiono. – Harry potrząsnął powoli głową. Wiedział,
że to pewnie ostatnia rzecz, o jakiej chce słuchać Viktor. – Wybacz –
powiedział cicho, zamykając książkę. – Pewnie masz lepsze rzeczy do roboty niż
słuchanie mojego narzekania. Zostawię się, żebyś mógł się pouczyć.
Podnosząc się na nogi, Harry odłożył książkę i odwrócił
się, by odejść. Nie mógł sobie wyobrazić, żeby ktoś taki jak Viktor Krum był
nim onieśmielony. Jak ktokolwiek mógł? Był tylko niskim, chudym dzieciakiem z
okularami. Podrósł i nabrał nieco mięśni, od kiedy zabrali go od Dursleyów, ale
wciąż nie był ani trochę tak wysoki jak Ron lub reszta reprezentantów.
- Harry – powiedział szybko Viktor, sprawiając, że Harry
odwrócił się i spojrzał na bułgarskiego gracza Quidditcha. Wyglądał na
zakłopotanego, niemal jakby wewnętrznie próbował podjąć ważną decyzję. – Cóż,
powodzenia we wtorek.
Harry uśmiechnął się lekko i skinął głową. Wiedział, że
Viktor zmaga się ze sobą, czy ujawnić mu, jakie jest pierwsze zadanie.
- Dzięki – powiedział z wdzięcznością Harry. – Tobie też
życzę powodzenia, Viktor. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie coś
niebezpiecznego.
Viktor skrzywił się, ale Harry już odszedł, zanim mógł
coś jeszcze powiedzieć. Harry nie winił Viktora za siedzenie cicho. Hogwart już
miał przewagę, mając dwóch reprezentantów. Gdyby Harry był na miejscu Viktora,
nie wiedziałby, co by zrobił. Słyszał wystarczająco, żeby wiedzieć, że Viktor
jest faworytem. Wszyscy spodziewali się, że nieźle mu pójdzie, tak samo, jak
uważali, że Harry zawiedzie. Persja spełniania oczekiwań musiała mu teraz mocno
ciążyć.
Miał szczęście, że wyszedł z biblioteki w takim momencie.
Wracając do Wieży Gryffindoru, Harry zauważył, że wszyscy zaczynają wstawać. Przez
resztę dnia, Harry starał się wymyślić jakiś sposób, jak przejść koło smoka. Ron
i Hermiona zauważyli przygaszenie Harry’ego i starali się coś poradzić, ale
Harry nie mógł oderwać swoich myśli od tego, co nadchodziło. Było tak, aż Ron
zapytał Harry’ego, czy może chciałby polatać, żeby się zrelaksować, a to dało
Harry’emu do myślania. Latanie? Mógł mieć ze sobą jedynie różdżkę, kiedy
zacznie się zadanie, więc dlaczego nie mógłby przywołać swojej Błyskawicy, żeby
przelecieć koło smoka? Czy to byłoby uznane za oszukiwanie?
Harry nagle przypomniał sobie coś, co mówił Syriusz. „To, czego nie można złamać, zawsze może być
nagięte.” Syriusz zwykł używać tego jako obrony w historiach o dniach,
kiedy to Huncwoci maszerowali po salach Hogwartu. Dziwne było, że Harry miałby
zwrócić się do Syriusza po słowo mądrości, ale musiał przyznać, że zdanie miało
pewną wartość. Nie byłoby to złamaniem zasad, jeśli przyjdzie na zadanie bez
miotły, a później ją przywoła. To mogło zadziałać.
Poniedziałkowy poranek nadszedł szybko. Harry siedział w
Wielkiej Sali, jedząc śniadanie, zanim większość szkoły się obudziła. Była
jeszcze jedna rzecz, którą musiał zrobić, bez mówienia o niej komukolwiek.
Musiał ostrzec Cedrica. Jednak jeszcze nie wymyślił, jak to zrobić. Cedric zawsze
był otoczony przez przyjaciół, a większość z nich nie była zbyt zadowolona z
uczestnictwa Harry’ego w Turnieju.
Zbyt pogrążony w myślach, Harry nawet nie zauważył, że
ktoś siada naprzeciw niego, póki nie odchrząknął, co sprawiło, że Harry
podskoczył zaskoczony i zobaczył, że osoba, z którą chciał rozmawiać, patrzy na
niego z ciekawością. Harry potarł zmęczone oczy pod okularami. Kiedy tylko
zadanie się skończy, Harry wiedział, że będzie musiał odbyć swój zaległy
odpoczynek.
- W porządku, Harry? – zapytał cicho Cedric. – Nie bierz
tego do siebie, ale wyglądasz okropnie.
Harry musiał się uśmiechnąć na to dosadne oświadczenie.
Brzmiało jak coś, co powiedziałby Ron.
- Mam po prostu dużo na głowie – powiedział, wzruszając
ramionami. – Tak jakby dowiedziałem się czegoś, czego nigdy nie powinienem był
się dowiedzieć… - Zobaczył, że Cedric nachyla się. Nie ma sensu owijać w bawełnę. – Cedric, pierwszym zadaniem są
smoki – wyszeptał Harry. – Widziałem je. Są cztery. Musimy jakoś koło nich
przejść.
To widocznie była ostatnia rzecz, jakiej spodziewał się
Cedric.
- Eee, co? – zapytał z rozszerzonymi oczami. – Jesteś
pewny, Harry?
Harry skinął głową.
- Chyba Fleur i Viktor też już wiedzą, bo madame Maxime i
profesor Karkarow też je widzieli – wyszeptał. Zauważył, że twarz Cedrica
zmienia się z przerażonej w sceptyczną. Cedric mu nie wierzył. – Posłuchaj,
wiem, że nie masz powodu, by mi ufać. Po prostu pomyślałem… cóż… zasługujesz,
by wiedzieć. Nikt teraz nie ma przewagi.
Cedric patrzył na Harry’ego przez kilka chwil, po czym
odchylił się i usiadł prosto.
- Jesteś zbyt honorowy dla własnego dobra, wiesz o tym? –
zapytał. – Doceniam ostrzeżenie, Harry. – Spojrzał przez ramię na przyjaciół,
którzy czekali na niego przy stole Puchonów, po czym pożegnał się i odszedł.
Harry nie mógł powstrzymać westchnięcia ulgi. Teraz
musiał się martwić o swoje lekcje i zmierzeni ze smokiem, ale wydawało się, że
zwyczajne obijanie się było jedynym wyjściem dla Harry’ego. Większość
nauczycieli była dla niego pobłażliwa, ponieważ wszyscy zauważyli, że jest
zwyczajnie nerwowy. Harry wiedział tylko, że w jednym momencie kierował się na
zajęcia zielarstwa, a w następnym był już następny poranek… dzień pierwszego
zadania.
Po raz kolejny, Harry stwarzał tylko pozory, wewnętrznie
szybko przechodząc przez zaklęcie przywołujące. Zanim Harry się zorientował,
poranek się skończył i profesor McGonagall zaprowadziła go do miejsca, gdzie
mieli spotkać się na błoniach reprezentanci. Coś mu doradziła, ale Harry nawet
jej nie usłyszał. Zauważył, że szli do miejsca, gdzie Hagrid zabrał go kilka
nocy wcześniej. To było to. Miał nadzieję, że jego plan zadziała. Miał
nadzieję, że przeżyje.
Zatrzymali się przed wejściem do namiotu. Profesor
McGonagall wyciągnęła rękę i dotknęła łagodnie ramienia Harry’ego, ale wciąż
był zbyt zamknięty w swoich myślach, by to zauważyć. Profesor McGonagall
zdawała się to dostrzec i delikatnie odchyliła głowę Harry’ego, by ich oczy się
spotkały.
- Harry, wiesz, że nigdy nie pozwolimy, żeby coś ci się
stało – powiedziała McGonagall łagodnie. – Są tutaj czarodzieje, którzy
monitorują zadanie, gdyby coś wymknęło się spod kontroli. Po prostu daj z
siebie wszystko.
Harry skinął głową w odpowiedzi, po czym wszedł do
namiotu. To naprawdę było wszystko, co mógł zrobić. Żałował, że nie wie, czy to
wystarczy. Wchodząc do namiotu, Harry zauważył, że Fleur siedzi w kącie,
wyglądając na bardziej zdenerwowaną, niż wcześniej ją widział, choć nie było to
wiele razy. Viktor patrzył przed siebie na nic konkretnego. Tylko Cedric się
poruszał, chodząc tam i z powrotem, aż nie zauważył Harry’ego, do którego
skinął głową na powitanie, po czym znowu zaczął chodzić.
Przynajmniej nie tylko Harry był nerwowy.
Ludo Bagman również zauważył przybycie Harry’ego.
- Och, dobrze – powiedział radośnie, wyciągając niewielki
fioletowy woreczek. – Wszyscy są. Kiedy wszyscy przyjdą, z tego worka
wybierzecie model tego, z czym będziecie musieli się zmierzyć. Każdy jest
ponumerowany, by zasygnalizować kolejność, w jakiej będziecie rywalizować.
Waszym zadaniem jest zebranie złotego jajka, tak szybko i tak bezpiecznie, jak
to możliwe.
Harry zamknął oczy, wzdychając, gdy Bagman wyszedł.
Starał się wyrzucić zdenerwowanie z umysłu i skupić się, ale dostrzegł, że to
trudne. Jak to mnie Syriusz uczył
uspokajać umysł? Odsuwając się od wszystkich innych w namiocie, Harry
ukląkł na ziemi i spuścił głowę. Syriusz mówił mu, by nigdy nie mierzyć się z
niebezpieczeństwem, jeśli nie ma się o nim pojęcia. Syriusz mówił wiele rzeczy,
a większość z nich Harry w tym momencie nie pamiętał. Zamykając oczy, Harry
wziął głęboki, uspokajający oddech, starając się skoncentrować na lecie i
lekcjach z ojcem chrzestnym. Teraz rozumiał, dlaczego zawsze przegrywał. Nie
miał pewności siebie. Wiedział, że nie ma szans przeciwko Syriuszowi, tak samo
jak nie miał szans, by to wygrać.
„Zwyciężenie bitwy
w umyśle to połowa walki. Dasz rady, Rogasiątko. Wiem, że dasz. Po prostu sam
musisz zdać sobie z tego sprawę.”
Harry pamiętał ten dzień. To było po długiej lekcji
pojedynków, kiedy zaczęli uczyć się nowych klątw. Harry zwyczajnie zdawał się
tego nie pojmować i stawał się coraz bardziej sfrustrowany. Syriusz usadził
Harry’ego i dał mu ważną lekcję pewności siebie i trzymania wysoko głowy. Po
tej rozmowie Harry zdołał dobrze rzucić wszystkie klątwy. Syriusz miał rację
wtedy, tak jak ma teraz.
- Jak on może zwyczajnie spać? – zapytała Fleur z
irytacją.
- Nie śpię – powiedział Harry spokojnym i opanowanym
głosem, z wciąż zamkniętymi oczami i pochyloną głową. – Oczyszczam umysł z
niepotrzebnego hałasu, by skupić się na tym, co jest przede mną. „Tylko z czystym umysłem można mierzyć się z
niebezpieczeństwem i pokonać je, bez zagrażania sobie i innym.” Nie mogę
się zamartwiać rzeczami, nad którymi nie mam kontroli.
Trójka nastolatków spojrzała na Harry’ego ze zdziwieniem.
Cedric pierwszy podszedł do Harry’ego i ukląkł obok niego, co było zaskoczeniem
dla zarówno Fleur i Viktora.
- Nauczysz mnie? – zapytał cicho.
Harry skinął głową.
- Zamknij oczy – powiedział miękko. – Weź głęboki oddech
i wypuść go. Dźwięki wokoło nie mają znaczenia. Cokolwiek wyciągniesz z worka,
nie ma znaczenia. Tłum, który będzie obserwował, nie ma znaczenia. Nie możesz
tego kontrolować. Skup się na tym, co wiesz i tylko na tym. Dla mnie jest to
wspomnienie z lekcji z moim ojcem chrzestnym, które dawał mi tego lata. Pomyśl
o czymś przyjemnym i spokojnym. Ciało zrobi resztę.
Cisza wypełnił namiot. Harry słyszał głęboki oddech
Cedrica i wiedział, że chłopak jest zrelaksowany. Powracając do swoich
uspokajających myśli, Harry ledwo rozpoznał dźwięki uczniów, mijających namiot,
by zająć swoje miejsca. Czuł się tak, jakby była tam wielka szyba, oddzielająca
ich od wszystkiego. Ku sporemu zaskoczeniu Harry’ego, podczas lata obawiał się
lekcji z Syriuszem, a teraz znajdował w nich tylko pocieszenie.
Potem zorientował się, że wrócił Bagman i otworzył worek.
- A teraz, panie pierwsze – powiedział radośnie Bagman.
Harry otworzył oczy i spojrzał na Fleur, która wyciągnęła
model Zielonego Walijskiego z numerem „dwa” wokół szyi. Następny był Viktor i
wyciągnął czerwonego Ogniomiota Chińskiego oznaczonego „trójką”. Cedric był
trzeci, wyciągając sino-szarego Szwedzkiego Krótkopyskiego z numerem „jeden”
wokół szyi. Harry był ostatni, ale nie potrzebował talentu, by wiedzieć, co
wyciągnie. Sięgając do środka, Harry wziął ostatni model smoka: Rogogona
Węgierskiego z numerem „cztery” na szyi.
- No i jest – powiedział Bagman. Jego radość zaczynała
być irytująca. – Panie Diggory, pan jest pierwszy. Proszę wyjść na zewnątrz,
gdy usłyszy pan gwizdek. Będę komentował, więc powodzenia wszystkim. Harry,
mogę prosić cię na zewnątrz na słówko?
Harry zerknął na Bagmana. Naprawdę nie podobał mu się
wyraz jego twarzy. To było to samo spojrzenie, jakie posyłał mu Knot na
Mistrzostwach Świata. Dlaczego wszyscy uważali, że muszą go traktować jak syna,
kiedy on ledwie ich znał?
- Może później, proszę pana – powiedział grzecznie Harry,
pozwalając odrobinie strachu dostać się do jego głosu. – Nie mogę się teraz
rozpraszać.
Bagman wyglądał na nieco zawiedzionego, ale szybko to
zakrył.
- Rozumiem – powiedział po czym odszedł.
Po raz kolejny, Harry zamknął oczy i wypuścił
uspokajający oddech, słysząc, że Cedric robi to samo. Głośny gwizdek złamał
ciszę i koncentrację Harry’ego. Usłyszał, że Cedric powoli wstaje i idzie w
kierunku wyjścia z namiotu.
- Powodzenia – powiedział cicho Harry.
- Dzięki, Harry – odpowiedział Cedric trzęsącym się
głosem, po czym wyszedł.
Teraz może już
tylko czekać. Chwilę później rozległ się głośny ryk tłumu. Zadanie Cedrica
się rozpoczęło. Mogli słyszeć wszystko, ale nic nie widzieli, więc mogli sobie
tylko wyobrazić, co się działo. Krzyki, wrzaski i sapnięcia z tłumu z pewnością
działały na Fleur. Chodziła w tę i z powrotem, kręcąc się nerwowo. Harry z
determinacją trzymał oczy zamknięte, żeby nie oddziaływało na niego jej
chodzenie. Jej nierównomierny oddech już i tak wszystko pogarszał.
Komentarze Bagmana też nie pomagały. Nie ważne jak bardzo
Harry się starał nie mógł zablokować komentarzy, które wprawiały publikę w
zdziwienie. Słysząc to uznał, że Cedricowi jest bardzo trudno, co tylko
dodawało nerwów tym, którzy jeszcze musieli tam wyjść. Po piętnastu minutach
rozległ się kolejny ryk tłumu, po czym była cisza. Był tylko jeden wniosek:
Cedric osiągnął swój cel.
- A teraz sędziowie wydają oceny! – krzyknął Bagman. Nikt
nic nie powiedział, więc pewnie było to ogłoszone w inny sposób. Chwilę później
ponownie odbił się głos Bagmana. – Bardzo dobrze, panie Diggory! – krzyknął.
Rozbrzmiał gwizdek, sygnalizując, że może wyjść drugi reprezentant. – A teraz
nasza druga gwiazda, panna Delacour!
Harry trzymał oczy zamknięte, ale mógł poczuć obawę,
nadchodzącą do niego falami. Szybko opuściła namiot, by zmierzyć się ze swoim
smokiem. Ponownie Harry i Viktor musieli słuchać komentarzy Bagmana i hałasów
tłumu. Minęło tylko dziesięć minut, zanim tłum wrzasnął, co oznaczało, że Fleur
też zdobyła swoje jajko. Pokazano jej oceny, a potem rozległ się trzeci
gwizdek. Viktor przyjął to za swój znak i wyszedł z namiotu.
- A teraz, pan Krum! – krzyknął Bagman.
Będąc teraz samym w namiocie, Harry starał się zachować
spokój, ale zbliżało się do niego to, co oczekiwał. W pewien sposób, Cedric
miał łatwiej. Nie musiał tego słuchać. Nie musiał czekać. Zaklęcie przywołujące, Harry! Skup się!
Głos Bagmana ponownie włamał się w jego myśli.
- Nie mogę w to uwierzyć! – krzyknął. Rozległ się głośny
wrzask Chińskiego Ogniomiota. – Pan Krum z pewnością ma pewność siebie… iiii…
tak! Ma swoje jajko!
Oklaski uciszyły głos Bagmana. Harry powoli otworzył
oczy. Wkrótce będzie jego kolej. Wypuszczając uspokajający oddech, Harry wstał
i nagle zauważył, jak napięty miał żołądek. Głośny gwizdek wypełnił jego uszy. Mogę to zrobić. Muszę tylko w to uwierzyć.
Opuszczając namiot, Harry skupił się na tym, co wie i na tym, co musi zrobić.
Przeszedł przez drzewa i szedł dalej, aż nie zobaczył siedzeń. Dostrzegł
Rogogona na drugim końcu, który stłoczył się koło jajek. Patrzyła bezpośrednio
na niego swoimi żółtymi oczami. Naszpikowany kolcami ogon zwrócił uwagę
Harry’ego. Musiał starać się go unikać.
Klękając, Harry chwycił garść chłodnego piasku i z
powrotem wstał. Powoli otworzył rękę i pozwolił piaskowi wypaść. Wiał tylko
lekki wietrzyk. Mógł to wykorzystać. Zamykając oczy, Harry skupił się, machając
prawym nadgarstkiem i poczuł w dłoni różdżkę. Powoli ją uniósł.
- Accio
Błyskawica! – krzyknął.
Przez chwilę nie słychać było nic oprócz czegoś, co
zbliżało się z dużą prędkością, sprowadzając na siebie uwagę wszystkich. Otwierając
oczy, Harry schował różdżkę w kaburze i spojrzał przez ramię, zauważając lecącą
w jego stronę Błyskawicę. Cały tłum zamilkł, gdy zatrzymała się u jego boku,
unosząc się i czekając, aż na nią wsiądzie. Tłum wybuchł wiwatami, kiedy Harry
zasiadł na miotłę i wystartował.
Cały hałas zniknął, kiedy wleciał w górę z niewiarygodną
prędkością. Czuł, że strach i zdenerwowanie opuszczają go. Był tam, gdzie
należał. Był w swoim żywiole. Spoglądając w dół na smoka, Harry szybko
przestudiował w głowie kilka odwracających uwagę taktyk. Pamiętał, że czytał o
smokach i jedynym wyjściem na zdobycie złotego jaja, było odciągnięcie smoka od
gniazda.
Bez ostrzeżenia zanurkował ostro, nabierając prędkości.
Rogogon obserwował każdy jego ruch. Zobaczył, jak otwiera paszczę i skręcił w
prawo, by uniknąć błysku ognia, który spaliłby go na popiół. Przeleciał koło
smoczych tuż poza jej zasięgiem. Musiał ją zirytować. Musiał jej zaszkodzić.
Musiał odciągnąć jej uwagę od tego, co chroniła.
Początkowo latał wolno, stopniowo nabierając prędkości i
wysokości. Rogogon ryknął, unosząc się za nim. Z pewnością ją zirytował. Gdy
tylko był za wysoko, poza zasięgiem jej wyciągniętej szyi, podleciał jeszcze
trochę wyżej, zanim ponownie opadł. Drażnił ją. Odsłoniła kły z gniewu, gdy
podleciał jeszcze odrobinę wyżej.
Rogogon złapał przynętę i rozłożył skrzydła, by
wystartować, dając Harry’emu znak, którego potrzebował. W mgnieniu oka
zanurkował, spadając ku ziemi szybciej, niż kiedykolwiek. Był pięćdziesiąt stóp
od uderzenia… dwadzieścia pięć… dziesięć…
Tak gwałtownie, jak zanurkował, szarpnął się, zanim
uderzył w ziemię i wystrzelił w kierunku nie bronionych jajek. Zmieniając
ułożenie ciała, Harry przytrzymał miotłę jedną ręką i obiema nogami, odwracając
się, by złapać stanowczo złote jajko, zanim całkowicie straci prędkość.
Podciągnął się z powrotem, siadając wygodnie na swojej miotle i lądując
dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wsiadł, z westchnięciem ulgi. To był
koniec.
Wtedy Harry w końcu zdał sobie sprawę z dźwięków wokół
niego. Były głośne i ogłuszające. Harry musiał się uśmiechnąć. Dokonał tego.
Mimo wszystko czegoś się nauczył w te wakacje.
- Oszałamiający pokaz lotniczy pana Pottera! – krzyknął
Bagman. – Najmłodszy reprezentant najszybciej odzyskał swoje jajko!
Harry natychmiast został otoczony przez profesor
McGonagall, Hagrida i profesora Moody’ego, gratulujących mu dobrze wykonanej
roboty. Nagle poczuł się wykończony, nie do końca słysząc, co nauczyciele do
niego mówią. Profesor McGonagall zdawała się to zauważyć i zaprowadziła
Harry’ego do namiotu pierwszej pomocy. Wchodząc do środka, Harry pozwolił
McGonagall wziąć jego Błyskawicę i jajko i położyć je w pobliskim kącie. Pani
Pomfrey szybko podbiegła, by go przebadać.
- Panie Potter, kiedy ostatni raz coś pan jadł? –
zapytała surowo pani Pomfrey. – Jestem zaskoczona, że wciąż pan jest przytomny,
nie mówiąc o staniu.
To pytanie tak zaskoczyło Harry’ego, że musiał się
zastanowić. To wystarczyło pani Pomfrey i podała Harry’emu eliksir
wzmacniający. Harry posłusznie wziął eliksir i natychmiast poczuł, że skupienie
do niego wraca. Zadowolona z jego reakcji na eliksir, pani Pomfrey pospieszyła
do Cedrica. Harry wziął to za sygnał i wyszedł z namiotu, po czym został
pociągnięty do grupowego uścisku przez Rona i Hermionę.
Wysuwając się z ich uścisku, Harry nie mógł nie zauważyć,
jacy byli bladzi.
- Eee, nic wam nie jest? – zapytał ze śmiechem.
Ron i Hermiona odpowiedzieli uśmiechem, chociaż
niepewnym.
- Harry, to… to było wspaniałe – powiedziała bez tchu
Hermiona. – Kiedy zanurkowałeś… wszyscy myśleli, że się rozbijesz. Powinieneś
widzieć pana Lupina i pana Blacka. Byli kłębkiem nerwów.
Harry natychmiast spojrzał na tłum w poszukiwaniu
opiekunów i znalazł ich po kilku minutach, jak do niego zamachali. Odmachał im
z szerokim uśmiechem na twarzy. Wiedział, że musi z nimi porozmawiać i miał
nadzieję, że zostaną w pobliżu. Skupiając się na przyjaciołach, Harry zauważył,
że uspokoili się nieco, zwłaszcza Ron.
Ron zaczął szybko mówić o tym, jak poszło innym
reprezentantom. Cedric starał się rozproszyć smoka, zmieniając skałę w psa, co
zadziałało do pewnego stopnia, ponieważ nieźle został poparzony, kiedy smok
odwrócił się od psa i skupił na nim. Fleur starała się wprowadzić swojego smoka
w trans, co zadziałało, ale miała problem, kiedy jej spódnica się zapaliła,
kiedy z chrapiącego zwierzęcia wydobył się ogień. Viktor najwyraźniej czytał tą
samą książkę, co Harry, ponieważ zaatakował oczy smoka. Problemem było to, że
przy okazji sprawił, że smok roztrzaskał połowę swoich jajek, za co stracił
punkty.
Wrócili na otwarte pole i zobaczyli, że Rogogon został
zabrany. Harry mógł teraz zobaczyć pięciu sędziów, siedzących na przeciwległym
końcu na swoich siedzeniach, podniesionych ponad innych. Najwyraźniej czekali
na niego.
- Dziesięć to najwięcej punktów, jakie możesz zdobyć u
każdego – stwierdził Ron.
Madame Maxime była pierwsza. Uniosła różdżkę w powietrze
i wystrzeliła w górę srebrną wstążkę, która przybrała kształt dziewiątki. Tłum
zaklaskał. Pan Crouch był następny i wystrzelił kolejną dziewiątkę. Profesor
Dumbledore dał Harry’emu trzecie dziewięć. Wiwaty nabrały głośności. Bagman
wystrzelił dziesiątkę i tłum zaryczał nawet głośniej. Karkarow był ostatni i
przyznał mu sześć. Tłum kilka razy zaprotestował na końcowy wynik, ale
Harry’ego to nie obchodziło. Poszło mu lepiej niż miał nadzieję.
Charlie Weasley podbiegł do boku Harry’ego.
- Jesteś na pierwszym miejscu, Harry! – krzyknął
radośnie, potrząsając rękę Harry’ego. – Mama nigdy w to nie uwierzy! Ja ledwo
wierzę, a sam to widziałem! Och! Musisz iść do namiotu reprezentantów na
finałowe instrukcje. – Tak szybko, jak się pojawił, zniknął.
Harry pożegnał się z Ronem i Hermioną, po czym pobiegł z
powrotem do namiotu, po drodze zatrzymując się w namiocie pierwszej pomocy, by
chwycić Błyskawicę i jajo. Wchodząc do namiotu reprezentantów, Harry zobaczył,
że Fleur, Cedric i Viktor już czekają. Twarz Cedrica wyglądała strasznie,
pokryta pomarańczową maścią, ale uśmiechnął się w momencie, gdy zobaczył
Harry’ego i podbiegł do niego.
- To było świetne, Harry – powiedział radośnie Cedric.
- Dzięki – odpowiedział z uśmiechem. – Gratuluje. –
Spojrzał na poparzoną twarz Cedrica, a jego uśmiech osłabł. Naprawdę nie
wiedział, co jeszcze powiedzieć. – Eee, w porządku? To poparzenie wygląda
naprawdę koszmarnie.
Cedric odruchowo sięgnął, by dotknąć części twarzy
pokrytej pomarańczą.
- Jest lepiej niż było – powiedział szczerze. – Pani
Pomfrey powiedziała, że powinno się uzdrowić do jutra.
- Gratuluję wszystkim! – powiedział radośnie Ludo Bagman,
wchodząc do namiotu. – Drugie zadanie odbędzie się dwudziestego czwartego
lutego o wpół do dziesiątej rano. W międzyczasie, wasze złote jaja są kluczem
do następnego zadania. Jeśli się przyjrzycie, zobaczycie, że otwiera się, by
ujawnić wskazówkę. Powodzenia wszystkim.! Możecie iść!
Kiedy opuścił namiot, Harry nie potrafił powstrzymać
uśmiechu, kiedy zobaczył dwie kolejne osoby, czekające obok Rona i Hermiony. Za
jego przyjaciółmi stali Remus i Syriusz. Jego chrzestny pierwszy się poruszył,
pociągając Harry’ego do mocnego uścisku, a zaraz za nim chwilę później
przytulił go Remus. Żadnego nie obchodziły spojrzenia innych reprezentantów,
kiedy ci koło nich przechodzili. Oczy Cedrica rozszerzyły się, kiedy zobaczył
swojego byłego nauczyciela i Syriusza Blacka, tak dbających o Harry’ego. Viktor
tylko zerknął na tą scenę, po czym odszedł. Z drugiej strony, Fleur dostrzegła
Syriusza i uśmiechnęła się. On jednak był zbyt pochłonięty chrześniakiem, by to
zauważyć.
- To był niezwykły lot, Rogasiątko – powiedział Syriusz z
szerokim uśmiechem i mrugnął w kierunku Harry’ego. – Ale naprawdę musiałeś nas
tak straszyć? Naprawdę myślałem, że stary Luniek będzie miał udar.
Remus spiorunował Syriusza wzrokiem.
- Czy ty właśnie nazwałeś mnie starym? – zapytał. – To
nie ja trzymałem się siedzenia, jakby
zależało od tego moje życie. Łapa, którego pamiętam zawsze reagował na stres
śmiechem. Poza tym, sądzę, że mogę zobaczyć u ciebie kilka zmarszczek. Jeśli
już, to ty tu jesteś stary.
Oczy Syriusza zwęziły się.
- Pan Łapa pragnie przypomnieć panu Lunatykowi, że
kwestionowanie jego wieku przed jego chrześniakiem jest brane jako działanie
wojenne – powiedział przez zaciśnięte zęby, po czym uśmiechnął się złośliwie,
skupiając uwagę na Harrym. – Może powinniśmy zostawić końcową decyzję panu
Rogasiowi. Uważasz, że który jest stary, Harry?
Harry spojrzał od Syriusza na Remusa nerwowo. Nie ważne,
jak odpowie, uznają to za „atak”. Nagle przypomniał sobie odpowiedź Syriusza o
zostanie animagiem i uśmiechnął się. Może było jakieś wyjście.
- Pan Rogaś uważa, że sprytnie byłoby uniknąć odpowiedzi,
ponieważ docenia swoje zdrowie psychiczne i życie – powiedział pewnie Harry.
Remus zaczął chichotać.
- Przechytrzony przez czternastolatka, Łapo –
skomentował. – Niezły ruch, Harry. Zdaje mi się, że słyszałem coś o imprezie w
pokoju wspólnym Gryffindoru, którą właśnie przegapiasz. Chcieliśmy ci tylko
pogratulować. Jesteśmy z ciebie dumni, Harry. Sądzę, że żaden z nas nie
rozważyłby latania, jako sposobu, by minąć smoka.
Harry uśmiechnął się na ten komentarz.
- Dzięki, Remus – powiedział, po czym spojrzał na
Syriusza. – Nie byłbym w stanie tego dokonać, gdyby nie to, co nauczyłeś mnie
przez wakacje, Syriuszu. Te uspokajające techniki naprawdę pomogły. Pewnie
byłbym kłębkiem nerwów, przez to czekanie w namiocie…
Syriusz ponownie pociągnął Harry’ego do uścisku.
- Nie ma za co, dzieciaku – powiedział szczerze. – Tylko
pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebował – czegokolwiek,
wiesz, jak się z nami skontaktować. Nigdy nie będziemy dla ciebie zbyt zajęci i
mówię naprawdę serio, Harry. Nie możemy przeprowadzić cię przez Turniej, ale to
nie oznacza, że nie możesz zwrócić się do nas po radę.
Harry uniósł wzrok na Syriusza i skinął głową. Wiedział,
o czym mówił Syriusz. Nie mogli zrobić dla niego wszystkiego, ale nie mieli
problemu w dawaniu Harry’emu rad, odnośnie dobrej drogi. Oferta była kusząca,
ale Harry wiedział, że musi to zrobić sam. Hagrid pomógł mu w pierwszym zadaniu
i Harry był zdeterminowany, by wymyślić, o co chodzi w drugim bez oszukiwania.
Może Cedric miał rację. Może był zbyt honorowy.
Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów i miniaturek
OdpowiedzUsuńHej, gdzie mogę znaleźć pierwszy rozdział tego opowiadania? ;)
OdpowiedzUsuńzakładka NieYaoi--> Seria Nocny Strażnik --> Sprawdzian reprezentanta ;)
UsuńDziękuję :)
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Harry bardzo dobrze poradził sobie z tym zadaniem, wyobrażam sobie jak Remus i Syriusz musieli być zdenerwowani...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia