Autor: Amanuensis
Oryginał: Beware of Brat
Zgoda: jest
Rating: +18
Pairing: Harry/Syriusz
Ilość części: miniaturka
Opis: Tak, Harry wszyscy to robią. A teraz się zamknij.
- Biedny, stary
Wąchacz – powiedział Ron, wzdychając głęboko. – Naprawdę musi cię lubić, Harry…
Wyobraź sobie, żebyś musiał żywić się szczurami.
Harry wyobraził to sobie i w ogóle mu się to nie
spodobało. Dlatego odmówił przyjęcia do serca ostrzeżenia Syriusza i wysłał
liścik, że nie, nie zostanie sobie bezpiecznie w Hogwarcie – chciał zobaczyć
się z Syriuszem, nie tylko wysyłać mu notki.
I to była prawda; nie była to tylko wymówka, by przynieść
jedzenie do najwyraźniej prawie umierającego z głodu chrzestnego. Syriusz
wyglądał o wiele lepiej zaledwie kilka krótkich miesięcy temu – teraz, znowu
był chudy i wymizerniały, jakby miesiące na wolności z Hardodziobem nie miały
miejsca. To sprawiało, że Harry był nieszczęśliwy. A Syriusz robił to ze
względu na niego.
Harry,
Jeśli jesteś tak
zdeterminowany, dobrze, lepiej będzie, jeśli nie będę cię powstrzymywał. W
przeciwnym razie wymkniesz się i przyjdziesz bez mojej zgody (mogę ci
powiedzieć, że jest to coś, co zrobiłby twój ojciec i ja),a wolałbym dostać
ostrzeżenie, gdyby coś miało stać ci się w drodze. Spotkajmy się w następną
niedzielę w jaskini o drugiej.
Syriusz
Nie było prośby o jedzenie; Syriusz wiedział, że nie musi
nawet o tym wspominać. Harry miał taki zapas przekąsek wyniesionych z kuchni,
że musiał używać zaklęcia lewitującego, żeby nieść torbę przez całą tą trasę
pod płaszczem.
Było łatwiej iść teraz, gdy znał drogę. A ponieważ znał
drogę i ponieważ wyszedł dużo wcześniej – żeby spotkać się w jaskini, a nie
przy przełazie w płocie – znalazł się przed wejściem trochę wcześniej niż o
drugiej. To mu nie przeszkadzało; jeśli Syriusz był na zewnątrz, może poczekać
w środku i odwiedzić Hardodzioba.
Jednak Syriusz nie był na zewnątrz. To Hardodzioba nie
było.
I Syriusz nie spodziewał się go wcześniej.
Błędem było powiedzenie, że na początku Harry nie zdawał
sobie sprawy z tego, co robi Syriusz; myślał, że Syriusz tylko porusza się
przez sen. Nie, dostrzegł to od razu, ale to było tak szokujące, że Syriusz
robił to, że rozum Harry’ego
natychmiast szukał jakiegoś innego wyjaśnienia. Które to poszukiwania porzucił
w bezużytecznym bagnie zażenowania.
Przecież Harry nie pomyślał, by zawołać imię Syriusza,
kiedy wchodził, na litość boską. Jakie mogłoby być to nieostrożne? Jednak z
perspektywy czasu, nie powinien też dreptać cicho, co ujawniało się jako jego
druga natura, kiedy myszkował ukryty pod Peleryną Niewidką. I powinien zdjąć ją
przy wejściu do jaskini.
Ponieważ teraz… Syriusz nie usłyszał jego nadejścia. Nie
wiedział, że tu jest.
Nie przestał robić tego, co robił.
To, co robił – twarz Harry’ego płonęła tylko od
pomyślenia tych słów, nie mówiąc o patrzeniu, jak Syriusz to robi – to robienie
dobie dobrze. Leżał na plecach, lewą rękę miał zgiętą pod głową, poszarpane
szaty rozchylone na środku ciała, a jego prawa dłoń zaciskała się wokół
sterczącego członka, który wyrastał z gniazda czarnych włosów na jego kroczu.
Ta dłoń poruszała się w górę i w dół, oczy Syriusza były zamknięte, a ciche
westchnięcie, które uważał za niepotrzebne tłumienia, wydobyło się z jego
gardła.
Harry powinien odwrócić się i wyjść cichutko z jaskini.
Wyjść na zewnątrz i odejść trochę, poczekać aż minie trochę czasu, a potem
wrócić jak niezgrabny troll w butach z dzwoneczkami, wołając „Wąchacz, jesteś
tutaj?” z odległości pięćdziesięciu stóp.
Jednak tego nie zrobił.
Powiedział sobie, że to dlatego, że bał się, że nigdy nie
zrobi pierwszego kroku bez robienia hałasu i ostrzegania Syriusza. To była
tylko częściowa prawda. Był też przybity do miejsca przez patrzenie na coś tak
zakazanego; nie do końca seksownego, ale skandalicznego – choć nie całkowicie w
zły sposób. Rzeczy, które były skandaliczne sprawiały, że chciało się je
zablokować, ale wywoływały również falę gorąca na szyi, w sposób, jaki
sprawiał, że chciało się myśleć o tym więcej.
A on nie tylko myślał. Obserwował.
Zdawało się, że nie może przestać patrzeć, jeśli miał to
przyznać samemu sobie, patrzeć na twarz Syriusza i dziwne połączenie
uwolnionego napięcia, podczas gdy inne napięcie było budowane. Zdawało mu się,
że nie może oderwać wzroku od krocza Syriusza i tej grubej długości w jego
dłoni – nie żeby Harry nie dostrzegał członków innych chłopców pod prysznicem,
ale oni byli chłopcami, nie byli tak… wielcy, jak to, a pod prysznicem się nie
wgapia, po prostu się tego nie robi. Teraz rozumiał, dlaczego wszyscy tak się
ekscytowali tym porównywaniem wielkości. Pierwszy raz naprawdę patrzył i to na
dorosłego.
Na Syriusza.
Och, boże, nadeszła ta gorsząca fala, którą chciał blokować. Nie powinien
patrzeć, naprawdę nie powinien. Nie miało znaczenia to, że był ciekawy; czy
podobałoby mu się to, gdyby ktoś inny obserwował jego? Nie ważne, że to było…
fascynujące, zobaczyć takiego Syriusza. Robiącego coś, co Harry robił sobie –
ukradkiem i nie bez lekkiego poczucia winy. Syriusz z pewnością nie wyglądał na
ogarniętego poczuciem winy, kiedy głaskał siebie, bez pośpiechu, zrelaksowany.
Harry zastanawiał się, czy krzyknie, gdy dojdzie, czy przeklnie, czy stłumi
wszystkie dźwięki jak uczeń za kotarą łóżka.
Syriusz usiadł tak gwałtownie, zaciągając swoje szaty
jedną dłonią, że Harry zrobił mimowolny krok w tył.
- Kto tu jest? – W tym momencie zerwał się na nogi i
skierował się w miejsce, gdzie stał Harry – choć w zrozumiały sposób patrzył
przez to miejsce. – No dalej, kto?
Oddech Harry’ego szybko urwał się, mówiąc mu, że to
wskazało drogę Syriuszowi – niemal dyszał, obserwując Syriusza. Wiedział, że
jest szkarłatny na twarzy – widok pieszczącego się Syriusza podążył prosto do
członka Harry’ego i nie był nawet tego świadomy.
Nie mógł się odwrócić i odejść teraz. Zsunął Pelerynę
Niewidkę jakby była warstwą wody.
- To tylko ja. Ja…
Miał zamiar powiedzieć przepraszam, ale utknęło w jego
gardle, jakby pomyślał, że Syriusz mógł nie wiedzieć, jak długo obserwował i
mógł udawać, że nic nie widział. Ale potem przypomniał sobie o gorącu na twarzy
i wiedział, że Syriusz mógł widzieć wyraźny rumieniec. I nigdy mu nie uwierzy.
Syriusz stał w miejscu jak zamrożony.
A potem skurczył się – skurczył się do kudłatego kształtu
Łapy –który przez chwilę wyglądał, jakby miał obnażyć kły i przewrócić Harry’ego,
ale potem okręcił się na swoich czterech nogach i podbiegł susami do
najdalszego kąta jaskini.
Harry nie sądził, że może się ruszyć. Zdał sobie sprawę,
że to jeden z tych momentów, które zdarzają się więcej niż raz w życiu – moment,
kiedy twoje plany nagle natykają się na coś niespodziewanego i okropnego: jak
upuszczenie szczoteczki do toalety, odkrycie, że sklep, do którego się
kierowałeś jest tylko skorupą „do wynajęcia”, stracenie portfela, gdy nie wie
się, gdzie się go zgubiło, zobaczenie osoby, którą się kocha, całującą się z
kimś innym. I rozumiał, że nie mógł nic z tym zrobić, oprócz odwrócenia się i
odejścia tą samą drogą, starając się poskładać do kupy swój dzień, swoje życie.
Tylko że… tylko że to było głupie. Nie było warte aż tego. Nie odejdzie, do cholery.
- Finite Incantatem
– mruknął, machając różdżką na torbę jedzenia i opuszczając ją na ziemię. –
Syriuszu, przepraszam – powiedział głośniej. – Nie chciałem… Po prostu wszedłem
i… do diabła, przepraszam.
Łapa nie poruszył się. Runął na ziemię z sapnięciem,
głową na przednich łapach, a jego ogon nawet nie kłopotał się, by uderzać o
ziemię.
- Posłuchaj, proszę, nie rób tego. – Harry wiedział, że
jego twarz ciągle płonęła, gdy się zbliżał. A podchodził ostrożnie; mógł
widzieć, jak w każdym momencie Łapa odwraca się i kłapie na niego zębami. –
Naprawdę tego nie chciałem. Mi też się to raz zdarzyło – paplał. – Neville mnie
przyłapał… myślałem, że jestem sam w pokoju… chyba nie patrzyłem mu w oczy
przez miesiąc.
Stosownie Łapa również nie patrzył na Harry’ego.
- Przyniosłem ci jedzenie… proszę, nie każ mi iść. –
Wciąż paplał. – Nie mogłem się doczekać, by cię zobaczyć. Czy… Nie… - Urwał.
Po czym przeklął.
- Słuchaj, przepraszam, ale kogo to obchodzi! To zwyczajnie… głupie, naprawdę głupie. Ja to robię,
wszyscy to robią… jakie to ma znaczenie? Nie mów mi, że zamierzasz być… taki…
cały czas! – Mówił bez konkretów i wciąż gwałtownie się rumienił; był dobry w
mówieniu. Ale nie wierzył, że Syriusz uciszy go, jeśli dostrzeże, jakie to było
głupie.
Czarny pies sapnął ponownie, kręcąc się na ziemi. Harry
zamrugał, kiedy zauważył, że ten ruch pokazał mu to, co przed chwilą było
całkiem zakryte: Łapa wciąż był twardy. I pewnie chciałby się tym zająć, gdyby
Harry’ego tu nie było.
A raczej, gdyby Harry nigdy nie wszedł. Nie mógł sobie
wyobrazić, by Syriusz był w nastroju, by kontynuować, gdyby Harry pojął aluzję
i wyszedł, żeby mógł skończyć. Bzdura.
Wyglądał tak… czerwono. Czerwony w inny sposób, niż był
Syriusz i był bardziej błyszczący i nie miał kształtu tego, co wcześniej był w
stanie zobaczyć. Był cieńszy. Bardziej szpiczasty na końcu.
Harry przełknął ślinę, gdy zdał sobie sprawę, że ta myśl
wywołuje to samo napięcie w jego kroczu. Cholera, to nie pomagało.
Będzie musiał odejść. Odejść i obiecać Syriuszowi, że nie
będzie o tym mówił, a nawet myślał o tym ponownie. Udawać, że to się nigdy nie
zdarzyło. Och, ale to było rozwścieczające. To było tak głupie.
Czy przyznanie, że to samo wydarzyło się między nim i
Nevillem nic nie pomogło?
- Posłuchaj, to nie było… odrażające, wiesz? Tylko
zaskakujące. I poczułem taką jakąś ulgę, wiesz? – Ponownie paplał. Ale miał w
tym cel. Wyglądało to tak, jakby myślał, że wyznanie sprawi, że będą kwita,
naprawi jego niewybaczalne gapienie się. – Znaczy, nigdy nie myśli się, że ktoś
inny robi to oprócz ciebie. Nie ma nikogo, z kim mógłbym o tym pomówić…
podciąłbym sobie żyły, zanim bym zapytał ciotki, albo co gorsza, wuja. A Seamus
Finnigan żartował sobie z tego raz, ale Ron zarumienił się cały i sprawił, że
wszyscy poczuli się tak dziwnie, przez sposób, w jaki powiedział, że nie chce o
tym mówić, więc nigdy, przenigdy potem nie rozmawialiśmy o tym. To było dziwne.
A potem dzisiaj, ty… cóż, znalezienie cię…
Nie. To nie zadziała. Harry uderzył się mentalnie,
chwytając się ostatniej deski ratunku, którą mógł coś zyskać.
- … Tak. Obserwowałem. Nie mogłem myśleć o tym, jak
odwrócić się i odejść bez robienia jakiegokolwiek hałasu. Więc obserwowałem. I
wiesz co? – Jego głos ucichł. – Wciąż myślę, że cieszę się, że to zobaczyłem.
To, co robiłeś wydawało się n-naturalne, jak coś, co wszyscy robią i wiedziałem
o tym, ale również nie wiedziałem, wiesz? To było w porządku, ponieważ ty…
Łapa nawet na niego nie spojrzał, tylko drgał na ziemi,
jakby jego erekcja wciąż go bolała. Harry był gotów rwać włosy z głowy we
frustracji.
- Och, do diabła, Syriuszu. Cholera, uważasz, że będziemy
kwita, jeśli pozwolę ci poobserwować mnie?
– krzyknął.
Łapa w pośpiechu wstał. Harry pomyślał, że pies już
zdołał wcisnąć się w róg jaskini, ale Łapa zdołał odejść jeszcze dalej od
Harry’ego, wtulając się w ścianę i w całości odwracając się tyłem do Harry’ego.
- Mówię poważnie, Syriuszu. – Nie prawda. – Zmień się i
porozmawiaj ze mną albo jeśli to pomoże, ja… - Och, dobra. Jakby był gotowy, by
onanizować się tu i teraz, ponieważ Syriusz ignorował go.
Ale jako groźba, z pewnością to sprawi, że Syriusz nie
będzie zadowolony.
Hymm.
Przygryzł wargę.
- Chcesz usłyszeć więcej…? Zacząłem robić się twardy.
Kiedy cię obserwowałem. Jakbym chciał zrobić to samo sobie. To w sumie nie
różni się od tego, co zawsze czuję, tak, ale nie myślałem, że to okropne albo
coś takiego, to było tylko.. cóż, to było… wspaniałe. Więc, nie, nie mam nic
przeciwko zrobienia tego, byśmy byli kwita. Tego chcesz? – Nie było odpowiedzi,
oprócz tego, że Łapa ponownie poruszył się. – Więc jeśli mi nie odpowiesz, będę
musiał tak założyć. Na to czekasz, zły piesku? – Harry niemal przytknął dłoń do
ust, słysząc, jak to mówi, ale to powinno mieć zły efekt, prawda?
Nie obchodziło go to, że jego twarz piekła. Miało
znaczenie tylko to, że był gotów to zrobić. Zmusił się do położenia i włożył
lewe ramię pod głowę, tak jak zrobił Syriusz. Musiał zamknąć oczy, żeby zmusić
się, by jego prawa ręka podążyła do jego spodni, nakryła je, chwytając swoją
pobudzoną erekcję.
- To naprawdę, cholernie żenujące, Ł-Łapo… - nie mógł
zmusić się, by teraz powiedzieć Syriuszu,
– ale właśnie to robię. Więc możesz to zakończyć.
Uchylił oko. Była wielka szansa, że Łapa przeszedł koło
niego z obrzydzeniem i opuścił jaskinię, ale Harry nie zaszedł tak daleko; nie
miał zamiaru wracać. A Łapa nie wyszedł; odwrócił głowę i obserwował. Harry
pomyślał, że wyczytał wyzwanie w tych oczach.
To dało mu odwagę, by całkowicie wsunąć dłoń pod pas i do
spodni i majtek, objąć swoją erekcję skóra przy skórze i owinąć wokół niej
palce.
- Robię to. Widzisz? Robię to i p-podoba mi się, tak jak…
tak jak tobie. – Ścisnął swój członek, a potem pogłaskał go. Nie miał wiele
miejsca w spodniach, ale upewnił się, że ruchy były widoczne przez tkaninę. –
Tak lepiej? To wystarczy? A może chcesz, żebym kontynuował?
Boże, ubóstwiałby jakąś odpowiedź. Ale Syriusz nie
poruszył się, ani nie przeszedł koło niego i nie odwrócił się; Harry ponownie
przygryzł wargę i kontynuował.
- Może lubisz patrzeć. Może wciąż jesteś wściekły,
ponieważ ja ciebie w-widziałem, a ty nie… widzisz mnie. Nie tak, jak ja ciebie.
– Jedyną odpowiedzią psa było to, że pochylił głowę – nie w przytaknięciu, nie,
ale był to rodzaj kolejnego wyzwania. Och, do diabła.
Ale wciąż się nie wycofywał. Wyjął dłoń ze spodni i
rozpiął zamek, sięgając do majtek i wyciągając na wolność sztywny członek. Nie
musiał zamykać oczu, gdy to robił; zbyt rozumne spojrzenie na twarzy Łapy
wystarczyło.
- No i jest. Chciałeś popatrzeć, więc możesz. Nie waż się
śmiać; jesteś starszy ode mnie i śmianie się nie jest fair. – Nie czekając na
odpowiedź, okrążył członek palcami i ponownie zaczął go gładzić. – Więc masz,
co chciałeś. Wszystko to, co ja widziałem. Będę tu leżał i robił to, aż ty też
nie będziesz tak uważał. Słyszysz mnie, Syriuszu? – Wlepił ze zdeterminowaniem
spojrzenie w sklepienie jaskini i szarpnął swój członek, pocierając kciukiem
jego czubek, czując zbierającą się tam wilgoć. – Więc nie krępuj się i obserwuj.
Będę to robił, aż nie dojdę, jeśli będę musiał. A to nie zajmie długo.
To mówiło, że lepiej mniej mówić, a więcej przekonywać
samego siebie. Ale starał się przekazać sobie, że jeśli Syriusz nie chciałby
patrzeć, nie przyglądałby mu się. A właśnie to robił. Co oznaczało… że może
chciał patrzeć. Nawet jeśli nie uważał, że muszą wyrównać rachunki. Co
oznaczało, że lubił obserwować Harry’ego.
Nagle Harry pomyślał, że tak, nie zajmie mu długo
doprowadzenie się do orgazmu. Och. Ten pomysł… że Syriusz mógł cieszyć się z
patrzenia na niego. Och. Chwycił się mocniej. Poruszył szybciej dłonią.
- Tak… - usłyszał swój szept. Tak. Co jeśli Syriuszowi
podobało się obserwowanie go, co jeśli Łapa był tak samo tym podekscytowany w
swojej psiej formie? Może… może Łapa był zbyt zapatrzony, by się odwrócić. Z
jego powodu. Och. Och, tak. Mocniej. Szybciej. Och, choler.
Harry usłyszał skomlenie; na początku nie zdał sobie
sprawy, że nie należało do niego, ale potem poczuł ciepło ciała i wiedział, że
Łapa przybliżył się do niego. A potem – a potem poczuł dotyk, dotyk na wierzchu
dłoni, którą Łapa dotknął nosem i… och, kuźwa, Łapa polizał jego dłoń i
jednocześnie jego członek; ten silny psi język odepchnął dłoń Harry’ego z jego
członka, by objąć go od jednego końca do drugiego. Harry nagle nie mógł złapać
oddechu, obserwując, czując, jak Łapa liże go, okrąża jego penisa długimi,
stanowczymi, wilgotnymi, cholernie wspaniałymi muśnięciami i tak w kółko, i w
kółko, i w kółko…
Jego dłoń opadła otwarta u jego boku, całkiem
bezużyteczna. Łapa – Syriusz lizał go, pieścił go, a on nie mógł nic z tym
zrobić; to było niesamowite, wspaniałe. Czuł, że może dojść w każdym momencie –
i Łapa wciąż był twardy, ta błyszcząca, czerwona erekcja wystrzeliwała spod
jego brzucha – Harry nie mógł się oprzeć dotknięciu jej, tak jak nie mógł się
oprzeć lizaniu. Wyciągnął dłoń, owinął ją wokół trzonu, nie będąc pewnym, czy
powinien dotknąć nabrzmiałe prącie u podstawy, ale po chwili nie dbał o to,
tylko je trzymając i poruszając dłonią w przód i w tył w odpowiedzi na
pchnięcia psa. Nie przestał go lizać, na jego dłoni pojawiła się wilgoć, a
potem poruszenie w jego brzuchu, jądrach, napięcie, które wydawało się
wywalczać swoją drogę na koniec jego członka, aż w końcu leżał, sapiąc, czując
wilgoć i dreszcze na podłodze jaskini z dyszącym psem u boku.
Jednak nie na długo. Łapa podskoczył na równe nogi,
przeszedł nad Harrym i kierował się do wejścia jaskini. Jednak nie biegł.
Trącił nosem torbę, którą upuścił Harry’ potem przeszedł koło niej do wyjścia.
Harry nie martwił się. Stwierdził, że wie, jak się to
dalej potoczy. Syriusz zmieni się z powrotem poza zasięgiem wzroku Harry’ego;
wejdzie, gdy będzie gotowy, a Harry będzie na niego czekał, z uporządkowanymi
ubraniami, jakby nic się nigdy nie stało. Zaoferuje Syriuszowi torbę i zjedzą
część jej zawartości, Syriusz weźmie większość, a Harry tylko kilka gryzów, dla
towarzystwa. Porozmawiają o Turnieju Trójmagicznym, nadchodzącym trzecim
zadaniu i o zasłyszanych wiadomościach. W ogóle nie będą o tym rozmawiać.
Jednak, kiedy Harry będzie wychodził, poślą sobie
spojrzenia, które będą mówić, że porozmawiają jeszcze o tym. Któregoś dnia. Ale
nie tego.
Harry mógł zaczekać.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och cudownie wszystko przedstawione, Harry nakrył Suriusza w bardzo intymnej sytuacji...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia