Harry wrzucił ostatnie jedzenie do torby i zarzucił pasek
na ramię. Nie chciał wywoływać u skrzatów podejrzeń, zamawiając za dużo albo
takie jedzenie, które najpewniej było czymś innym, niż przekąską w dormitorium,
ale wciąż miał dość dużo, żeby – gdy powróci do swojej diety z ery Dursleyów –
starczyło na całkiem długo. Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał ukryć się w
Lesie, aż początkowe poszukiwania nie ucichną, a potem wymyślić, w jaki sposób
dostać się do miasta. Miał nadzieję, że nie zajmie to więcej niż tydzień czy
dwa.
Przełknął ciężko, gdy przypomniał sobie kilka historii,
które starsze dzieciaki opowiadały o Lesie, ale potem uspokoiły go wspomnienia
Łapy. Czyż jego ojciec chrzestny i reszta nie bawili się w Lesie podczas każdej
pełni? Jak to mogło być niebezpieczne? I wszyscy wiedzieli, że nie ma takich
rzeczy, jak pająki wielkości auta. Bliźniacy po prostu zmyślali, żeby
przestraszyć Rona. Harry przypomniał sobie program przyrodniczy, który oglądał
w telewizji; mówili w nim, że dzikie zwierzęta bardziej boją się ciebie, niż ty
ich, więc jeśli nie da się im powodów do ataku, jak próba pogłaskania ich albo
coś równie głupiego, po prostu zostawią cię w spokoju. W taki sposób Harry
poradziłby sobie z stworzeniami z Lasu: zostawiłby je w spokoju, a one
zostawiłyby jego.
Harry pospieszył wzdłuż korytarza. Zapewne nie zostało
wiele czasu do zakończenia zajęć, więc musiał odejść, kiedy korytarze są wciąż
puste.
Właśnie dotarł do głównych drzwi i otworzył je, kiedy
zatrzasnęły się z donośnym hukiem. Harry podskoczył z zaskoczenia i
przerażenia, ale zanim spróbował otworzyć je ponownie, usłyszał swoje imię.
- HARRY JAMESIE POTTERZE! – krzyknął wściekle Snape,
pojawiając się od strony schodów.
Harry zerwał się do ucieczki, ale na szybkie zaklęcie Snape’a,
niebieska wiązka magii owinęła się wokół niego i pociągnęła go w stronę jego
ojca. Został opuszczony, niezbyt delikatnie, na nogi, a potem dwie dłonie
twardo opadły na jego ramiona.
- Co ty wyrabiasz? – zapytał Snape.
Harry przełknął, pochylając głowę. Co miał powiedzieć?
Jeśli powie swojemu tacie i mężczyzna mu uwierzy, będzie walczył z dyrektorem i
przynajmniej straci pracę. Może dyrektor zrobi nawet coś gorszego, jak zesłanie
jego taty do Izkibibble’a! Ale co jeśli nie uwierzy i pomyśli, że naprawdę jest
brudnym, kłamliwym oszustem? Wtedy może nie przeszkodzić planom dyrektora w
wysłaniu Harry’ego z powrotem do Dursleyów, a to miałoby jeszcze gorszy skutek.
Harry nie sądził, że byłby w stanie przeżyć, gdyby zobaczył, że na oblicze jego
ojca wpływa pogarda i potępienie.
- M-muszę iść – wypaplał, starając się uwolnić.
- Och, nie sądzę, młody człowieku. – Rozległ się dzwonek
i Snape rozejrzał się, szybko pociągając Harry’ego do pobliskiej nieużywanej
klasy. – Poproszę całą historię, panie Potter, i niech się pan pospieszy.
Harry wciąż stał milcząco i cierpliwość Snape’a
wyparowała.
- Widzę, że chcesz zagrać w szarady. Niech będzie.
Zobaczmy, co tu mamy. – Ściągnął czapkę Harry’ego i uwolnił go najpierw od
torby, a potem od płaszcza. – No więc. Mamy tutaj niegrzecznego dzieciaka,
ubranego w najcieplejsze ciuchy z… - szybko zerkną na tornister – zasobem
jedzenia. Czy ty… planowałeś uciec? – zagruchał sarkastycznie.
Harry przełknął i zdołał skinąć lekko głową.
- A gdzie dokładnie planowałeś iść, zidiociały dzieciaku?
- Z-zamierzałem ukryć się w Zakazanym Lesie – przyznał
Harry, a jego głos był zaledwie szeptem.
- CO?
Cofnął się na czyste oburzenie w głosie mężczyzny i wbrew
siebie skulił się ze strachu.
Snape zmusił się, by się uspokoić. Od chwili, gdy przeczytał
notkę Weasleya i zdał sobie sprawę z tego, że Harry planuje opuścić Hogwart,
był rozszalały ze strachu, że nie znajdzie chłopaka na czas. Złapanie go
dosłownie na progu zamku było wystarczająco złe, ale potem zdał sobie sprawę,
że głupek planował spokojnie przespacerować się po Zakazanym Lesie, jakby ten
nie był wypełniony głodnymi jedzącymi ludzi mrocznymi kreaturami… Jego palce
świerzbiły, by wbić w chłopca odrobinę rozsądku, ale zamiast tego wziął kilka
głębokich wdechów.
- A dlaczego – w końcu wystarczająco się opanował, by
zapytać – uważałeś to za konieczne?
Oczy Harry’ego wypełniły się łzami. Nie mógł powiedzieć
swojemu ojcu! Nie mógł!
- Harry. Odpowiedz mi NATYCHMIASTOWO. – Ton Snape’a nie
pozostawiał miejsca na odmowę i, krztusząc się łzami, Harry posłuchał.
- Zostanę wydalony, a nie chcę wracać do Dursleyów, więc
u-ukryję się w Lesie, a-a potem ucieknę do Londynu – zaszlochał Harry.
Snape zamrugał gwałtownie. W tym zdaniu było zbyt wiele,
by to zrozumieć. Wydalony? Powrócić do mugoli? Uciec? Do Lasu? Londynu?
Co, w imię Merlina, się działo? Ostatnio widział chłopca
na śniadaniu i wszystko było w porządku!
- Zacznij od początku – rozkazał stanowczo.
Harry usiłował kontrolować łzy. Co z nim było nie tak?
Musiał pokazać więcej odwagi! Jak zamierzał przeżyć na ulicy, jeśli jest taką
beksą?
- P-profesor Umbridge – zaczął, a Snape przełknął
przekleństwo. Różowa Ropucha! Powinien był wiedzieć.
- Co jest z profesor Umbridge? – zapytał, zmuszając swój
głos do spokojnego tonu. – To ona włożyła ci do głowy pomysł o wydaleniu?
Harry skinął żałośnie głową.
- Powiedziała, że oszukiwałem i profesor Dumbledore na
pewno mnie wyrzuci.
Snape zamknął oczy. Udusi tą kobietę jej własnymi
wnętrznościami.
- Dlaczego powiedziała, że oszukiwałeś? – zapytał,
otwierając oczy i skupiając swoje intensywne spojrzenie na Harrym.
- B-bo jej notatki na test były w mojej torbie. Ale ja
ich nie zabrałem! Przysięgam! – zaprotestował Harry oszalałym tonem. – Nie
zrobiłbym tego! Nawet Ron myśli, że to był żart, ale ja tego nie zrobiłem!
Nawet nie wiedziałem, że ma być dzisiaj test! I nie wiedziałem, gdzie trzyma
swoje papiery. I nie…
Snape w ciszy skinął na chłopca. Przez wiele lat
przesłuchiwał wielu uczniów i rozpoznawał szczerość, kiedy ją usłyszał. Nie
żeby Harry był pierwszym dzieciakiem, robiącym głupie błędy, ale nigdy nie
zaryzykowałby takiej kary, ani nie obchodziły go oceny, żeby chcieć oszukiwać. Był
początek semestru, więc Harry nie był w niebezpieczeństwie nie zdania, a
podczas gdy Snape wymagał od dzieciaka starania się ze wszystkich sił, Harry
wiedział dobrze, że nie będzie ukarany za słabe oceny. Więc jaką miałby mieć
motywację, by oszukiwać? Nie, bardziej prawdopodobne było to, że ktoś inny
próbował zrobić Harry’emu psotę… i mu się udało.
Nie żeby to załatwiało sprawę.
- W porządku – przerwał błagania chłopca, by mu uwierzył.
– Ale cokolwiek profesor Umbridge mogła powiedzieć, dlaczego chciałeś uciec? Z
pewnością nie brałeś za pewnik tego, co powiedziała ta ro… osoba?
Harry pociągnął nosem. Przynajmniej jego tata – jeszcze –
nie opuścił go z niesmakiem.
- Ty mi powiedziałeś, że profesor Dumbledore zajmuje się
tymi, co oszukują – przypomniał Snape’owi. – A profesor Umbridge powiedziała,
że to jest zbyt poważne na punkty lub szlaban, więc ponieważ uczniowie nie mogą
już być bici, dyrektor mnie wyrzuci.
- I pomyślałeś, że opuszczenie Hogwartu jest tak
niepokojące, że natychmiast postanowiłeś opuścić Hogwart? – warknął Snape.
- N-nie. Ale jeśli nie mógłbym już tu mieszkać to
zrozumiałem, że profesor Dumbledore odeśle mnie z powrotem do Dursleyów – głos
Harry’ego zadrżał na to nazwisko – i wolałem żyć w Zakazanym Lesie, niż z nimi.
- Zidiociały dzieciak – skarcił go Snape, ściągając z
Harry’ego sweter Weasleyów. Twarz chłopca była zarumieniona i w takim tempie
skończy z udarem cieplnym. Wszystkie te warstwy odzieży były zbyt ciepłe, by
nosić je w zamku. – Nawet gdybyś został wydalony – co jest tak prawdopodobne,
jak to, że nauczę się baletu i będę tańczył Jezioro Łabędzie w białej tutu –
dodał chłodno, zdoławszy tym wydobyć zaskoczony chichot z Harry’ego, -
dlaczego, do licha, zakładałeś, że wrócisz do Dursleyów? Czyż nie mieszkasz ze
mną?
Harry popatrzył na niego.
- Ale ty mieszkasz tutaj. A gdybym musiał opuścić
Hogwart, dyrektor nie pozwoliłby mi tu zostać. A nie chciałem, żebyś przeze
mnie stracił pracę albo żeby dyrektor się na ciebie zezłościł.
- Głupi dzieciaku – warknął Snape, wskazując na krzesło i
zapadając się w nie. Wszystko to się stało, ponieważ Harry nie chciał sprawiać
mu kłopotu? – Uważasz, że Albus Dumbledore zły na mnie jest najgorszą rzeczą,
jaka kiedykolwiek wydarzyła się w moim życiu? Po pierwsze, nawet gdybyś został
wydalony, po prostu zamieszkałbyś ze mną tutaj, podczas gdy zorganizowałbym ci
prywatne nauczanie. Gdyby dyrektor sprzeciwiał
się – kontynuował, unosząc rękę, by powstrzymać protest Harry’ego, – to
przenieślibyśmy się do jednego z domów należących do mojej rodziny.
Harry popatrzył na niego.
- Znaczy, że masz dom? Własny?
- Kilka – odpowiedział Snape. – Głupi dzieciak.
Harry zamrugał.
- To oznacza, że byłbyś skłonny odejść? Ale… ale co z
twoją pracą?
- Jestem Mistrzem Eliksirów, niedorzeczny bachorze.
Naprawdę wyobrażasz sobie, że potrzebuję
tej pracy? Że nie mogę utrzymać siebie – i ciebie – dzięki mojej zadowalającej
pracy z eliksirami?
Harry oniemiał.
- N-naprawdę?
Snape użył palca, by zamknąć opuszczoną szczękę chłopca.
- Tak. I jeśli z jakiegoś powodu miałbym problem –
którego mieć nie będę – będziesz mógł
czasowo zostać z Weasleyami albo swoim ojcem chrzestnym albo… Czy rozumiesz,
jak bezsensowne było twoje zachowanie, głupi, głupi dzieciaku?
Harry przełknął.
- A-ale nie chcę, żeby ktoś przeze mnie wpadł w kłopoty u
dyrektora.
Snape zmarszczył brwi. Musiał przyznać samemu sobie, że w
przeszłości wykorzystał Albusa, jako straszydło, wykorzystując oczywistą
ostrożność Harry’ego co do poprzednich zachowań mężczyzny, by pomóc w
pobudzeniu dobrego zachowania, a teraz ten podstęp drastycznie przyniósł
odwrotny skutek. Jednym było, żeby Harry nie podążał ślepo za dyrektorem. Czym
innym było to, że bał się czarodzieja bardziej niż Voldemorta.
Chociaż trzeba przyznać, że Dumbledore – nieświadomie czy
nie – krzywdził Harry’ego przynajmniej tak bardzo, jak Czarny Pan. Voldemort
zamordował rodziców Harry’ego i bezskutecznie próbował zabić również chłopca.
Ale to Albus Dumbledore rzucił Harry’ego w obelżywe łapy Dursleyów,
uniemożliwiał wszystkie próby sprawdzenia stanu chłopca przez dekadę i (w
najlepszym razie) nie zrobił nic, kiedy jego ojciec chrzestny został
niesłusznie uwięziony. Być może obawa Harry’ego nie była tak naciągana. Mimo
to, nie można było pozwolić, by to dalej trwało.
- Potter, dyrektor… robił błędy, ale nie jest złym ani
nieczułym człowiekiem – powiedział powoli. – Bardzo cię kocha, z tego, co wiem,
nawet jeśli dokonał katastrofalnych decyzji w odniesieniu do twojego dobrobytu.
Nie musisz się go bać.
Harry nie wyglądał na przekonanego, ale panika powoli
znikała z jego twarzy. Podszedł bliżej taty.
- Jesteś pewny,
że nie odeśle mnie? – zapytał nerwowo.
- Do Dursleyów? – dociekał Snape. Zdołał nie uśmiechnąć
się ironicznie, gdy pomyślał o drżących wrakach człowieka, zamieszkujących
obecnie Privet Drive. Niemal chciałby zobaczyć ich reakcję, gdyby Harry nagle
powrócił. Pewnie zaczęliby wrzeszczeć i ukryliby się pod łóżkiem. W ostatnich
czasach robili to dość często. – Nie. W żadnym wypadku nie wrócisz na Privet
Drive. To już dłużej nie jest nawet odległa możliwość. Zanim to nastąpi,
będziesz mieszkał z Longbottomami albo Grangerami, a jak już wskazałem, jest
długa lista osób, które zabrałyby cię, gdyby to było konieczne. Ale w żadnym
wypadku, nie wrócisz pod opiekę Dursleyów.
- Ani ciotki Marge? – naciskał Harry.
- Żadnego z
Dursleyów – poprawił się Snape. – Daję ci moje słowo.
Harry zadrżał, kiedy ogromny ciężar strachu i napięcia
opuścił jego ciało. Tata obiecał, a tata nie kłamie. Czasami mówił Harry’emu,
że chciałby, żeby pewne rzeczy nie były prawdą, jak to, że Volauvent zabił jego
rodziców, ale nigdy, przenigdy nie okłamał Harry’ego. Pierwszy raz, od czasu
tych okropnych zajęć OPCM-u, Harry zaczął czuć się bezpieczny.
Więc oczywiście wybuchnął płaczem.
Kilka minut później, zdołał odzyskać kontrolę. Siedział
na kolanach taty i – ponownie – pokrył szaty taty smarkami i łzami, ale tata
wydawał się tego nie zauważać. Harry starał się usprzątnąć cały bałagan i do
jego dłoni została wciśnięta chusteczka.
- Mam ci pomóc się wysmarkać? – zapytał tata, nieco
złośliwie.
Harry wydmuchał głośno nos. Nie mógł winić taty. Miał
niemal 12 lat, na litość Merlina! A spójrzcie na niego, ryczał jak niemowlak.
- Przepraszam – wymamrotał.
Snape westchnął, patrząc na nędznego dzieciaka na jego
kolanach. Musiał powstrzymać ten swój ostry język, mimo że jego szaty były
dosłownie obsmarowane obrzydliwymi płynami ustrojowymi. To nie była wina
Harry’ego – został sterroryzowany przez tą Różową Ropuszą Sukę z Piekła Rodem.
- W porządku, panie Potter. Miałeś okropny dzień. Marcus
Flint zacząłby ryczeć na twoim miejscu.
Harry musiał zachichotać z wyobrażenia wielkiego, tęgiego
Flinta, beczącego na kolanach profesora Snape’a. Był tak wysoki jak profesor,
więc jego tata praktycznie zniknąłby pod muskularnym uczniem.
Snape z satysfakcją zauważył wilgotny uśmiech. Ha. Wciąż daję radę.
- Czujesz się lepiej?
Harry wziął głęboki oddech i skinął głową.
- Nie zostanę odesłany do Dursleyów – powiedział
stanowczo, choć jego oczy szybko odszukały wzrok Snape’a, by się upewnić.
- To prawda. Już nigdy nie musisz się o to martwić.
Harry skinął głową ze zrozumieniem, a Snape poczuł, że
jego ciało jeszcze mocniej się odpręża. Minął moment ciszy, a potem:
- Tato?
- Tak?
- Byłem dzisiaj trochę głupi, prawda?
- Tak. Może wyliczysz dla mnie przykłady?
Harry spojrzał na niego nieśmiało.
- Cóż, uwierzyłem Umszma… eee, znaczy profesor Umbridge…
I próbowałem uciec… I – uch – chciałem ukryć się w Zakazanym Lesie.
- I? – zapytał Snape.
Harry namyślił się.
- Eee… Okłamałem skrzaty, żeby dostać jedzenie?
Snape skrzywił się.
- Nie, głupi dzieciaku. Twoim największym dzisiejszym
błędem jest to, że miałeś kłopoty i nie przyszedłeś do mnie. Myślałeś, że ty musisz bronić mnie, podczas gdy to rodzice mają chronić dzieci, a nie na odwrót.
Zapomniałeś o tych wszystkich dorosłych, którzy cię kochają i którzy będą cię
bronić i o ciebie dbać. Chciałeś zająć się wszystkim sam, co jest zarówno
niepotrzebne, jak i nierozważne. W wieku jedenastu lat nie masz niezbędnych
środków, by dobrze się sobą zaopiekować. Czy nie poprosiłeś mnie, żebym to ja
przejął tę rolę? Jak mam cię chronić, jeśli nie mówisz mi, kiedy coś jest nie
tak, głupi dzieciaku?
Och. Harry skręcił się na tą deklarację. To było zarówno
okropne i wspaniałe jednocześnie. Okropne, ponieważ to czyniło z Harry’ego
jakiegoś rodzaju przygłupa. Wspaniałe, ponieważ nigdy, przenigdy, w całym swoim
życiu nie czuł się tak bezpiecznie, jak teraz.
- Przepraszam – powiedział, tuląc się mocniej do swojego
taty i starając się powstrzymać szeroki uśmiech czystej radości
rozprzestrzeniający się po jego twarzy.
Minęło kilka chwil ciszy i Harry pomyślał trochę więcej o
tym, co powiedział tata.
- Tato? – powiedział, raczej niezobowiązująco.
- Tak? – westchnął Snape. Wszystkie te emocje przyprawią
go o migrenę. Czy dzieciak jeszcze nie wrócił do siebie?
- Czy zamierzasz… Eee, to jest, czy ja… - Sfrustrowany
własną nieścisłością, Harry poddał się. – Dostanę klapsa, prawda? – zapytał
dosadnie.
- Tak? – powtórzył Snape, zanim zdołał się powstrzymać.
Tak naprawdę to na tej Różowej Ropusze miał ochotę wyładować gniew, ale kiedy
przypomniał sobie, jak Harry beztrosko uznał, że będzie obozował w Zakazanym
Lesie, poczuł, że ciśnienie jego krwi wzrasta. Być może kilka ostrych klapsów
na tyłku bachora nie było takim złym pomysłem. Z drugiej strony, Ropucha już
niemal śmiertelnie przeraziła Harry’ego, a to pewnie była wystarczająca kara
dla tak wrażliwego dzieciaka.
Zawarczał do siebie. Ta wiedźma za to zapłaci…
Harry poruszył się niespokojnie na kolanach taty. Nie
posłuchał zasady, że nie wolno chodzić do Zakazanego Lasu – albo był gotowy jej
nie słuchać, w każdym razie. A uciekanie w taki sposób, kiedy nawet nie
wiedzieli, gdzie Voldemold jest, mogłoby być całkiem niebezpieczne… Teraz Harry
zdał sobie sprawę z tego, że ogólnie cały jego plan był dość głupi i
przypomniał sobie, że tata mówił, że głupota zawsze będzie karana. Westchnął. Zdecydowanie zasłużył sobie na
klapsa, niezależnie od tego, co dostanie za rzekome oszustwo.
Zerknął na tatę. Yup, wyglądał dość srogo. Z rezygnacją,
Harry ześlizgnął się z ud taty, po czym przechylił się przez jego kolana. Nie
żeby jego tata kiedykolwiek przedtem bił go w takiej pozycji, generalnie tylko
odwracał go i dawał lekkiego klapsa, ale Harry wiedział, że naprawdę zasłużył
na lanie. Troll, przypominajka i nawet piłka nożna u Weasleyów były swego rodzaju
wypadkami, ale tym razem, celowo postanowił złamać zasady. Tym razem, zasłużył
na każdy klaps, choć podejrzewał, że tata nie będzie w stanie zbić go mocno.
Mężczyzna naprawdę nie znosił go bić i Harry czuł się źle z tym, że był na tyle
głupi, by zarobić klapsa, zmuszając tatę do zrobienia tego.
Mimo to, jeśli zamierzali zmierzyć się z dyrektorem,
ważne było, żeby pokazać, że jego tata nie pozwolił mu uciec od
nieposłuszeństwa i może jego obolały tyłek przekona dyrektora, że Harry został
już odpowiednio ukarany za oszukiwanie.
- Jestem gotowy – powiedział zachęcająco. – Trzy klapsy,
tak? Za głupotę, narażanie życia i nieposłuszeństwo.
Snape był sparaliżowany szokiem, kiedy bachora nagle
przełożył się przez jego kolana. W imię Merlina, co on miał zrobić teraz? Trzy klapsy? Skąd mu się to wzięło? Czy nie obiecał chłopcu
maksymalnie dwóch?
Z drugiej strony, Harry nie potrafił określić swoich
oczekiwań lepiej, a książki mówiły, żeby podążać za tropem dziecka. Snape
spiorunował wzrokiem czekające siedzenie. Dlaczego to zawsze on musiał okropną,
surową osobą siejącą postrach?
Oczywiście, stawianie Albusa w takim świetle w pierwszej
kolejności wpędziło go w kłopoty, a wyczekujące spojrzenie Harry’ego mówiło mu,
że naprawdę nie bał się kary Snape’a… Zacisnął zęby i uniósł rękę. Pomyśl o
dzieciaku wędrującym po Zakazanym Lesie. Pomyśl o Harrym samym na ulicach
Londynu. Pomyśl o Harrym zamarzającym na śmierć w zaspie.
To było to. Wściekłoś na dzieciaka, który wywołał u niego
takie przerażenie, pojawiła się z powrotem i zdołał zadać mu porządnego klapsa
w tyłek.
- Auch! – powiedział bachor uprzejmie.
Drugi klaps, równie mocny, opadł raźnie w to samo
miejsce, a reakcja Harry’ego, choć jeszcze nie w lidze Weasleyów, mimo wszystko
wskazywała, że całkowicie porzucił regułę „siedź nieruchom i nie krzycz”, którą
nałożył na niego wuj.
Snape zawahał się, niepewny, czy dać trzeciego klapsa,
ale Harry nie wykazał żadnych oznak wstawania, choć nieco się kręcił. Snape
czekał chwilę, po czym dołożył kolejnego ostrego klapsa na drgający tyłek.
- Au! – Harry powitał ostatnie uderzenie z okrzykiem, a
jego ręce natychmiast sięgnęły, by objąć obity tyłek.
Harry skrzywił się, kiedy jego dłonie delikatnie starały
się ugłaskać wzburzony tyłek. Jego obłuda nie była jedynie na pokaz; tym razem
tata nie poklepał go. Podczas gdy żaden z klapsów nie był tak mocny, jak ten,
który dostał po locie w Wielkiej Sali, ta kara była zwyczajnym laniem. Tym
razem tata zarządził trzy ostre klapsy i choć nie były w żadnym stopniu bliskie
wujowi Vernonowi – ani nawet, jak podejrzewał, cioci Molly – jego zadek piekł.
Nadąsał się, pocierając lekko, ale potem pojawiła się w
jego głowie zachęcająca myśl. Jeśli dyrektor chciał dowodu, że jego tata
poprawnie go ukarał, będzie go miał. Harry był całkiem pewny, że jego tyłek
zdobią trzy różowe odciski dłoni.
Snape dał chłopcu chwilę, zanim podniósł go na nogi.
Rzucił niespokojne spojrzenie na twarz Harry’ego, ale oczy chłopca były suche.
- Były mocne! – poinformował go bachor, ale mężczyzna nie
był w stanie wykryć ani wyrzutu ani rozpaczy w jego tonie. Jeśli już, bachor
brzmiał na lekko zadowolonego i tak, jakby mu ulżyło.
- To masz sobie przypomnieć następnym razem, gdy
rozważysz tak głupi wyczyn – zdołał warknąć Snape, choć musnął palcami fiolkę z
eliksirem uzdrawiającym w kieszeni, obserwując, jak Harry niezręcznie przenosił
ciężar ciała z nogi na nogę, krzywiąc się lekko.
- Dobrze – obiecał Harry. Urwał na moment, po czym: –
Możemy iść teraz do gabinetu dyrektra?
Jego ojciec (dla odmiany) wykorzystał nieco siły, kiedy bił
jego tyłek, ale Harry miał teraz – dzięki uwadze jego taty, jaką przykładał do
jego diety – satysfakcjonująco więcej tłuszczyku na tej części jego anatomii,
niż w momencie, gdy przyjechał do Hogwartu. W rezultacie, efekty uderzeń pewnie
znikną za jakieś kilka minut, a Harry chciał udać się do dyrektora, kiedy dowód
jego kary wciąż był widoczny, tylko na wypadek, gdyby profesor Umbridge lepiej
rozumiała charakter dyrektora niż jego tata.
Jego tata był tak miły, że pewnie myślał o ludziach jak
najlepiej, ale Harry nie był tak pewny. Mimo to, jeśli pokaże swój
zaczerwieniony (no dobra, w każdym razie lekko zaróżowiony) tyłek, może
dyrektor nie zdecyduje, że należy nałożyć na niego inne, ostrzejsze kary za
oszukiwanie. Harry naprawdę nie chciał, by jego tata wpadł w kłopoty, a
wiedział, że Snape będzie przeciwny temu, by dyrektor poddał Harry’ego bardziej
surowej karze.
- Może powinniśmy poczekać – powiedział Snape, marszcząc
brwi. – Chyba musisz odpocząć po swojej… chłoście. – Nie chciał, żeby Harry
czuł się przytłoczony. Zwyczajnie emocjonalnie wybuchnął w reakcji na poranne
przerażenie, a zaraz po tym został solidnie zlany. Dzieciak z pewnością
powinien mieć kilka godzin, by się poskładać, zanim zajmą się oskarżeniem o
oszustwo.
- Nie, proszę, tato! Naprawdę chcę już to mieć za sobą –
błagał Harry i ostatecznie Snape zgodził się.
Poprowadził do gabinetu dyrektora. Dumbledore musiał ich
oczekiwać, gdyż Snape nie zdążył zrobić nic, oprócz spiorunowania wzrokiem
gargulca, zanim ten odskoczył na bok. Zaczął wchodzić na schody, gdy zdał sobie
sprawę z tego, że Harry zostaje za nim w tyle z przerażoną miną na twarzy.
Wziął stanowczo chłopca za ramię. Przyszli tu, by to zakończyć i właśnie to
zrobią.
Weszli do biura i zobaczyli Dumbledore’a i Umbridge.
- Dyrektorze – powiedział formalnie Snape, ledwo kiwając
w stronę Umbridge. Tak bardzo, jak chciałby właśnie tu i teraz ukręcić jej łeb,
podejrzewał, że Albus by interweniował.
To dobrze. Później poradzi sobie z Różową Ropuchą. Teraz
musiał skupić się na przekonaniu Harry’ego o łagodnej naturze dyrektora.
- Ach, Severusie. I Harry! Tu jesteś, mój chłopcze.
Rozumiem, że na porannych zajęciach coś się wydarzyło.
Harry ociągał się z odpowiedzią. Wiedział, że tata
powiedział, że nie ma się co martwić, ale wciąż czuł, że jego żołądek skręca
się z lęku. Umbridge stała, uśmiechając się do niego złośliwie, jakby wraz z
dyrektorem już zgodzili się na wydalenie. Profesor Dumbledore siedział za
biurkiem, a na ustach miał lekki uśmiech, który zawsze nosił. Wyglądał jak
życzliwy, stary dziadek, ale Harry nie był głupi. Ten mężczyzna wysłał go do
Dursleyów i zostawił go, jak niechcianą paczkę na dziesięć długich lat. Ten
mężczyzna patrzył, jak zabierają Syriusza bez zwyczajnego procesu. Przełknął
ciężko.
- Tak, proszę pana – wyszeptał.
Nieświadomie jego dłoń podążyła do wciąż mrowiącego tyłka
i lekko go potarła. Oczy Umbridge podążyły za jego ruchem, a jej usta uniosły
się w pełnym satysfakcji uśmiechu. Spojrzała na Dumbledore’a raczej
lekceważąco.
- Cóż, jakakolwiek może być pana opinia, dyrektorze,
najwidoczniej są w tej szkole nauczyciele, którzy rozumują tak, jak ja. –
Uśmiechnęła się promiennie do Snape’a, po czym zwróciła się do Harry’ego z
paskudnym uśmieszkiem. – Panie Potter, widzę, że został pan właściwie ukarany
za swoje czyny. Może porządną chłostą?
Harry nie miał pojęcia, o czym mówiła, ale nie miał
zamiaru kłócić się z członkiem kardy tuż przed dyrektorem. Spuścił głowę i
wymamrotał coś, co Umbridge radośnie wzięła za zgodę.
- Jestem taka szczęśliwa, że wśród kadry znajduje się
ktoś myślący podobnie, profesorze Snape – mizdrzyła się, kierując w stronę
drzwi. – Mam nadzieję, że dzięki nam będą egzekwowane właściwe poziomy
zachowań.
Snape zdołał nie rzucić na nią niewybaczalnego, kiedy
zatrzepotała rzęsami i wyszła z pomieszczenia. Odwrócił się do Harry’ego, który
wpatrywał się w podłogę i pocierał tyłek, podczas gdy Albus obserwował go ze
smutkiem.
- Mimo że jestem pewny, że w rzeczywistości nie użyłeś
trzciny – powiedział Albus do Mistrza Eliksirów, głosem ciężkim od rozczarowania,
– jestem zawiedziony, że uznałeś za konieczne ukaranie Harry’ego w taki sposób.
Prawdą jest, że oszustwo jest okropnym przestępstwem, ale młodzi chłopcy zwykle
robią głupie rzeczy.
Serce Harry’ego przyspieszyło. Czy dyrektor właśnie
powiedział, że był zdenerwowany, że jego tata nie użył na nim trzciny?
Przybliżył się do Snape’a, tylko na wypadek, gdyby dyrektor zdecydował przekląć
go tak, jak według Remusa, robią to niektórzy rodzice w Czarodziejskim Świecie.
Snape zauważył ruch Harry’ego i westchnął. Oczywiście
jego wcześniejsze słowa nie wystarczyły, by zapewnić bachora.
- Dyrektorze, Potter nie został ukarany za oszukiwaniem,
ponieważ mimo tego, co ta s… - w ostatnim momencie przypomniał sobie o
obecności chłopca, - … wiedźma mogła
powiedzieć, nie oszukiwał.
Harry przysunął się jeszcze bliżej. Oooch, nadchodzi.
Dyrektorowi nie spodoba się wytknięcie błędu. Zerknął w górę. Yup. Dyrektor
marszczył brwi.
- Ale jeśli to prawda, Severusie, to dlaczego Harry zdaje
się czuć… niekomfortowo?
- Nie został ukarany za błędne oskarżenie o oszukiwanie,
dyrektorze, ale dostał klapsa za celowe zamierzenie ryzykowania życia poprzez
nieposłuszny i głupi plan ucieczki, najpierw do Zakazanego Lasu, a potem do
Londynu, gdzie żyłby na ulicy.
Harry zarumienił się. Okej, to naprawdę brzmiało głupio, jeśli się to tak ujęło.
Albus kilka razy otwierał i zamykał usta, zanim zdołał
zapytać:
- Żyć w… a potem iść… ale dlaczego? Dlaczego Harry
chciałby zrobić coś takiego? – Nagle jego brwi zmarszczyły się przerażająco. –
Bał się twojej reakcji, Severusie?
Snape wziął głęboki oddech. To nie będzie przyjemne:
Albus będzie zdruzgotany.
- Nie, dyrektorze. Bał się twojej reakcji. Profesor Umbridge
zapewniła go, że wydalisz go, bazując na tych głupich zarzutach i obawiał się,
że skoro raz już to zrobiłeś, wróci do Dursleyów. Wolał zmierzyć się z
akromantulami i pederastami* niż wrócić do tamtego domu.
I teraz Snape zobaczył to, czego sobie nigdy nie
wyobrażał. Wielki, mądry i wszystkowiedzący Albus Dumbledore był kompletnie
zszokowany.
- Harry bał się mnie?
– zapytał, z niedowierzaniem wskazując dłonią na własną pierś.
W odpowiedzi, Severus zerknął na chłopca, który ni mniej,
ni więcej ukrywał się za nim. Język ciała Harry’ego mówił całkiem głośno.
Wzrok Albusa popędził wściekle dookoła pokoju, od
naczynia pełnego cytrynowych dropsów na półce z fascynującymi gadżetami do
Fawkesa, obserwującego go ze smutkiem ze swojej żerdzi. Wyglądało to tak, jakby
próbował zapewnić się, że on, Albus Dumbledore, uznany czarodziej i dobrze
znany z zaślepienia staruch, nie może być uznany za strasznego i okrutnego
tyrana. Czy uczniowie nie przychodzili do niego, by uniknąć kary i krzyków? Jak Harry Potter, dziecko, które najmocniej
kochał i o które najbardziej się troszczył, mógł się go bać?
- Ale dlaczego miałby się mnie bać? – zdołał w końcu
zmusić głos do działania. – Powiedziałeś mu coś, co… - Dumbledore urwał i
zarumienił się. – Wybacz mi. To było nie na miejscu.
Snape pochylił głowę, w milczeniu przyjmując przeprosiny.
- Dyrektorze, chłopiec nie jest osłem. Jest świadomy
tego, że byłeś odpowiedzialny za jego miejsce zamieszkania po śmieci jego
rodziców, a to nie daje mu zaufania do twoich osądów. Usłyszenie, że
Wizengamot, pod twoim kierownictwem, odmówił zaangażowania, kiedy jego ojciec
chrzestny został niesłusznie oskarżony o masowe morderstwo, zniszczyło
jakiekolwiek zaufanie do twojej wspaniałomyślności. – Położył dłoń na ramieniu
chłopca i delikatnie pociągnął go do przodu. – Profesor Umbridge podbudowała
ten strach, obiecując mu, że zostanie wydalony za oszustwo. Jak rozsądnie
założył, oznaczałoby to, że wróci do swojego domu przed Hogwartem – domu, który
ty dla niego wybrałeś i zostawiłeś go tam na wszystkie te lata.
Najpierw Harry oparł się popchnięciu taty, ale Snape nie
przyjął odmowy, więc niechętnie opuścił swoje schronienie i stanął przed
dyrektorem. Trzymał oczy wlepione w ziemię, w sposób, w jaki zawsze wolał wuj
Vernon, choć nie zdawał sobie sprawy, że pochyla głowę i kuli ramiona, jkaby
oczekiwał ciosu. Jednak pozycja nie została nie zauważona przez dwójkę
mężczyzn, a Albus poczuł, że jego serce rozpada się z bólu. Gdyby potrzebował
kolejnych dowodów, że całkowicie i okropnie pobłądził tego feralnego dnia w
Dolinie Godryka, to był właśnie on.
- Harry. – Pomimo jego wysiłków, jego głos złamał się.
Harry zaskoczony uniósł wzrok i poczuł kompletne
oszołomienie przez to, co zobaczył. Dyrektor płakał! Wielkie łzy spływały po jego policzkach, a jego oczy były
smutniejsze, niż Harry kiedykolwiek widział. Cały jego wyraz twarzy wyrażał
zupełną rozpacz i poczucie winy.
Harry nieświadomie wyprostował się i podszedł bliżej,
sparaliżowany tym widokiem. Nigdy wcześniej nie widział, by dorosły płakał – a
z pewnością nie nad nim. Jednak dyrektor nie próbował ukryć łez. Po prostu
siedział i pozwalał łzom spływać.
- Profesorze? – zapytał ze zdumieniem, robiąc kolejny
krok w stronę biurka. – Wszystko w porządku?
Głos Albusa złamał się, kiedy odpowiadał:
- Nie, Harry. Dopiero teraz zrozumiałem, jak poważnie
moje głupie decyzje cię zraniły. Jest mi tak strasznie, strasznie przykro.
Harry poruszył się nieco niespokojnie. Nie chciał wywołać
u nikogo takiego smutku.
- Nic mi nie jest – powiedział, okrążając biurko i niepewnie
poklepał ramię starszego czarodzieja. – Już nic mi nie jest.
Dumbledore zamknął oczy z bólem.
- Okazałeś mi życzliwość, na jaką nie zasługuję, Harry.
Przez tyle lat sprawiłem ci tyle bólu – a wszystko przez moją arogancję, bo
byłem przekonany że wiem wszystko lepiej niż inni. Byłem tak pewny, że mam
rację, że nawet nie kłopotałem się, by to sprawdzić. Zdecydowałem, co będzie
dla ciebie najlepsze i nie pozwoliłem nikomu powiedzieć, że jest inaczej. –
Otworzył oczy i skierował błagalne spojrzenie na Harry’ego. – Nie oczekuję, że
mi wybaczysz, drogie dziecko, teraz ani kiedykolwiek, ale czy mógłbyś spróbować
uwierzyć mi, kiedy powiem, że prawdziwie myślałem, że robię dobrze? Że daję ci
najlepszy, najszczęśliwszy dom, jaki możesz mieć?
Nie dało się przegapić nagiej udręki na twarzy mężczyzny,
podobnie jak jego szczerości. Harry przełknął ciężko gulę w gardle i skinął
głową.
- Harry, twoi rodzice tak mocno cię kochali… ja tak mocno cię kochałem. Chciałem,
żebyś pozostał tym samym radosnym dzieckiem, jakie znałem. Myślałem, że nie
będzie lepszego miejsca, niż dom twojej rodziny. Byłeś takim pięknym,
przyjaznym dzieckiem – nigdy nie wyobrażałem sobie, że ktoś inny może nie
kochać cię tak mocno, jak ja… Byłem takim głupcem, Harry. Starym głupcem.
Widziałem tylko to, co chciałem zobaczyć. – Albus w końcu urwał i zaszlochał,
ukrywając twarz w dłoniach.
- Profesorze, proszę nie płakać – błagał Harry, klepiąc
Dumbledore’a po plecach. – Proszę nie
płakać! Naprawdę nic mi nie jest! – Posłał szaleńcze spojrzenie w stronę ojca i
Snape – desperacko pragnąc, by mógł być gdziekolwiek indziej, nawet w wannie
Umbridge – przyszedł z pomocą.
- Albusie, proszę, spróbuj się kontrolować – powiedział
niezgrabnie, stając przy drugim ramieniu czarodzieja i naśladując pocieszające
poklepywania Harry’ego. – Martwisz Pottera. – Poszperał w szatach, mając
desperacką nadzieję, że oprócz eliksiru uzdrawiającego, ma też w kieszeni wywar
uspokajający.
Wezwał skrzata i zamówił herbatę, po czym dodał wielkie
krople eliksiru uspakajającego do filiżanki, po czym podał ją Albusowi. Po tym,
dyrektor zdołał się opanować i uśmiechnął się słabo do wciąż zmartwionego
Harry’ego, który pozostał przy jego boku.
- Dziękuję, moi chłopcy. Naprawdę nie zasługuję na wasze
współczucie – powiedział cicho. – Tak strasznie was obu zawiodłem.
- No, cóż, moglibyśmy zacząć od początku – powiedział
Harry, nie znosząc patrzeć na kogoś tak piekielnie nieszczęśliwego, jak
widocznie był dyrektor. – Znaczy, nie zrobi pan tego ponownie, prawda?
Snape stłumił parsknięcie – Typowy Gryfon! – podczas gdy Albus uśmiechnął się do chłopa.
- Nie, mój chłopcze. Sądzę raczej, że profesor Snape
przekląłby mnie na kawałki, gdybym choćby pomyślał
o czymś takim.
- Więc nie odeśle mnie pan z powrotem do Dursleyów? –
zapytał Harry, dla pewności. – Nigdy?
Dumbledore uśmiechnął się i potrząsnął głową.
- Nigdy, Harry. Nigdy więcej ich nie zobaczysz, chyba że
sam uznasz, że chcesz. Daję ci Słowo Czarodzieja, że nigdy nie odeślę cię tam z
powrotem.
Harry odprężył się i odetchnął ze świstem.
- Dobrze!
- Pamiętasz, że twój profesor kazał mi przysiąc to samo
pierwszego wieczora, gdy cię przyprowadził?
Harry zamrugał.
- Naprawdę? Znaczy, tego wieczora, kiedy miałem z nim
szlaban?
Albus skinął głową, ignorując krzywą minę Snape’a.
- Tak. Po tym, jak dowiedział się, jak traktowali cię
krewni i przyprowadził cię do mnie, powiedział do mnie: „Zapewniam cię, że bez
względu na osłony związane z magią krwi czy cokolwiek innego, on już do tego
domu nie wróci.” Nigdy by nie pozwolił, byś wrócił do Dursleyów. Ani przeze
mnie, ani przez kogoś innego.
Harry spojrzał na tatę. Nie przypominał sobie tego, ale
po prawdzie, większość tego wieczora to jedna wielka plama. Tak bardzo go
bolało, nawet przed uderzeniem w głowę, że naprawdę nie przykładał wiele uwagi.
Wow! Okazało się, że nawet zanim zgodził się być opiekunem Harry’ego, profesor
Snape już się nim opiekował.
- Naprawdę nie chcę wam przerywać tego mdlącego
wspominania Starych Dobrych Czasów – powiedział posępnie Snape – ale wciąż
musimy zająć się oskarżeniami pani Umbridge.
- Och, tak – Albus wydawał się zamyślony. – Harry, czy
wiesz, jak notatki twojej nauczycielki skończyły w twojej torbie?
Harry potrząsnął gwałtownie głową.
- To nie byłem ja!
- Nie o to dyrektor pytał – skarcił go Snape. – Nikt nie
wątpi w twoją prawdomówność, głupi chłopcze, tylko próbujemy rozwiązać
tajemnicę tego, jak zwój się tam znalazł. Jeśli ty tego nie zrobiłeś, to kto
miał do tego dostęp?
- Och. – Harry ponownie odprężył się i zamyślił. – Nie
wiem, tato. Znaczy, szliśmy razem. Chyba ktoś mógłby wsunąć zwój do mojej
torby, zanim dotarliśmy do klasy, ale
skąd ten ktoś miałby te notatki? I nie rozumiem, jak można byłoby to zrobić, po
czym, jak weszliśmy do klasy. Moja torba był zaraz koło mojego biurka.
Widziałbym, gdyby ktoś sięgał do niej, albo lewitował zwój.
- A jednak w jakiś sposób się tam znalazł. – Snape
mocniej zmarszczył brwi. To brzmiało mniej jak dziecinny żart a bardziej jak
poważne zagrożenie dla Harry’ego.
Albus delikatnie poklepał chłopca po ramieniu.
- Nie martw się, Harry. Odkryjemy prawdę. W międzyczasie,
staraj się nie pozwolić na to, by profesor Umbridge cię zdenerwowała. Mimo
wszystko, ktokolwiek oszukał ciebie, oszukał też i ją, ale podejrzewam, że jest
mniej skłonna przyznać się do błędu.
Harry skrzywił się gniewnie, wybitnie przypominając
Snape’a.
- Znaczy, że wciąż będzie chodzić i rozpowiadać, że
jestem oszustem?
Dumbledore wstchnął.
- Porozmawiam z nią i powiem jej, że satysfakcjonująco
wyjaśniliśmy całą sprawę, ale podejrzewam, że nie będzie przekonana. Mimo wszystko,
Harry, nie zna cię osobiści, a musisz przyznać, że dowody są raczej
obciążające.
- No tak – zgodził się niechętnie Harry. – Ale nie
zostanę ukarany, prawda? – dodał z niepokojem, kiedy to do niego dotarło.
- Nie – zapewnił go stanowczo dyrektor. – Poinformuję
profesor Umbridge, że sprawa jest zamknięta.
- Okej. – Harry rozumiał, że to najlepsze, co może
zrobić. – Umszmata bez wątpienia będzie komentować to w klasie, zadzierając
nosa, ale nie będzie mogła nic z tym zrobić. Przynajmniej dowiedział się, że
nie musi obawiać się dyrektora i teraz wiedział, żeby iść do swojego taty,
kiedy wpadnie w kłopoty – nie ważne jakiego rodzaju.
- Chciałbyś cytrynowego dropsa, Harry? – zaproponował
Dumbledore. Snape przewrócił oczami; najwidoczniej dyrektor już czuł się
lepiej.
- Nie ma pan czekolady? – zapytał z nadzieją Harry’ego,
po czym pisnął, kiedy jego tata klepnął go lekko w tyłek.
- Maniery, panie Potter! – skarcił go Snape.
Albus roześmiał się.
- No, już, Severusie, to dobrze, że Harry wyraża swoje preferencje.
Tylko dlatego, że ja lubię cytrynowe dropsy nie oznacz, że wszyscy inni je
lubią. – Snape prychnął, kiedy Albus przeszukał szuflady biurka. – Gdzież to
jest to pudełko żab…? Ach, mam cię.
Harry radośnie przyjął czekoladową żabę, unikając świdrującego
spojrzenia ojca.
- Dzisiaj żadnego deseru – nakazał surowo Snape.
Harry skinął głową.
- Dobrze. Dzisiaj jest rabarbarowe ciasto z kruszonką –
wyjaśnił dyrektorowi, marszcząc nos.
Albus mrugnął do niego w odpowiedzi.
- Och, mój drogi. Naprawdę nie zależy mi na rabarbarze.
Może powinniśmy poszukać czegoś jeszcze w moim biurku?
Snape patrzył wilkiem, jak dwóch słodyczowych kochasiów
radośnie przeszukuje ukryte zapasy Albusa. Potrafił rozpoznać kłopoty, kiedy na
nie patrzył.
CDN…
* pederastia - oznacza
specyficzną formę homoseksualizmu męskiego, polegającą na
związkach erotycznych lub kontaktach seksualnych mężczyzn
lub, z młodzieńcami lub chłopcami, zazwyczaj opartych na różnicy wieku,
występującą w kulturze starożytnej Grecji (wikipedia)
Tak, jak obiecałam, NDH będzie w poniedziałki ;) W środę miniaturka :D
Ach, i błagam, teraz już nie pytajcie "kiedy next", ponieważ jeśli cokolwiek się zmieni, postaram się was o tym poinformować ^^
OCH OCH OCH UFF ZDĄŻYŁ JUŻ MYŚLAŁAM ŻE SEVERUS BĘDZIE WYRYWA HARRY'EGO Z OBJĘĆ Akromantuli UFF CAŁY ROZDZIAŁ JEST TAKI EMOCJONALNY I DYNAMICZNY A A ZAKOŃCZENIE TAKIE SŁODKIE MA NADZIEJE ŻE HARRY TERAZ ZROZUMIE ZE TAKA NAPRAWDĘ GO KOCHA I MU ZALEŻY NA NIM. LUBIE TO OPOWIADANIA ZA TO ŻE NIE JEST CUKIERKOWE DO BÓLI JEST W SAM RAZ JEST I CUKIER I AKCJA I GROZA I HUMOR I ŁZY TO JEST JEGO ATUT A TOBIE AUTORKO PADA DO NÓG ZA TŁUMACZENIE I DZIĘKUJ ŻE MOŻEMY POZNAĆ DALSZE LOSY BOHATERÓW.
OdpowiedzUsuńJUŻ MNIE ZŻERA CIEKAWOŚĆ JAK SEVERUS ZAŁATWI RÓŻOWĄ ROPUCHĘ.
ŻYCZĘ CZASY NA TŁUMACZENIE WENY I ZDROWIA POZDRAWIAM GOSIA
PS. CIEKAWE CO BY BYŁO GDYBY HARRY NAPISAŁ LIST DO OJCA CHRZESTNEGO I SIĘ POŻALIŁ NA TEGO RÓŻOWEGO PŁAZA TO MOGŁO BY MIEĆ CIEKAWY EFEKT ALBO GDYBY BRACIA W&W SIĘ PRZYŁĄCZYLI DO WENDETY OKEJ JUŻ PRZESTAJE SORRY.
Ja pierdziu!! Zdążył!!! Ufff... Uch... Jak ja się cieszę!!
OdpowiedzUsuńA tą rószoffą włazidupę mam szczerą ochotę ukatrupić... Ale ona dostanie od nich w końcu za swoje!!! Ja to po prostu wiem! Bo tak m u s i być...
Omo... Dumbledore płaczący... Łoł...
Heh, żadnego deseru... Ja tam lubię rabarbar :D
W każdym razie... Życzę WENY, CZASU i CHĘCI zarówno do dalszego tłumaczenia, jak i pisania ;) Pozdrawiam!
~Daga ^.^'
Och, uwielbiam, gdy Severus jest taki - opiekuńczy ale po męsku, nie jak ciapa albo kobieta, tylko tak jak trzeba. Idealnie, uwielbiam go takiego. Harry zaczyna pokazywać pazurki i to też mi się podoba, bo choć nie lubię go jako rozpuszczonego dzieciaka, to nie lubiłam też, gdy dawał sobą pomiatać. Mam nadzieję, że Sev zgotuje Umbitch piekło! <3 I ciekawa jestem co się teraz dzieje u Dursleyów :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie i swietnie sie czyta;) najchetniej nic bym innego nie robila tylko czytala;p fajnie tlumaczysz i nie moge sie doczekac kolejnych czesci;) magda
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak Severus zdążył zatrzymać Harrego w ostatnim momencie, no ale mogłby poprosić węża z lasu o pomoc, jest przecież weżoustny... jaka czułość, Harry bardzo martwił się o tate, że coś może mu grozić... cieszę sie że dyrektor w końcu zrozumiał obawy Harrego, ciekawe jak Severus potraktuje różową ropuchę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia