Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

NDH - Rozdział 46


Po tym, co Albus określił jako „małą przekąskę”, a Snape jako „słodyczowe pójście w tango”, radośnie wypchany słodyczami Harry został odesłany na zajęcia.
- Och, Severusie, byłem takim głupcem – powiedział żałośnie Albus, a jego ramiona opadły. – Co ja najlepszego zrobiłem tobie i Harry’emu…
Snape pokręcił się skrępowany. Jedno to Harry szlochający w jego szaty, ale nie sądził, że mógłby znieś, gdyby Albus robił to samo.
- Chłopcu nic nie będzie, Albusie. Upewnię się, że tak będzie – powiedział szybko,tak zdesperowany, by nie dopuścić do kolejnego łzawego załamania, że nie zdał sobie sprawy, jak bardzo pokazał własne emocjonalne przywiązanie.
Dumbledore potarł oczy, które zamigotały.
- Mogę w to uwierzyć, mój chłopcze.
Snape przewrócił oczami.
- A więc – powiedział surowo, przechodząc do interesów, – co do panie Umbridge. Z pewnością ten epizod ukazuje jej całkowitą nieodpowiedniość…
- No już, Severusie, to nie do końca jej wina.
- Co! – Snape ledwo powstrzymał się przed nakrzyczeniem na tego starego idiotę. – Sterroryzowała Ha-Pottera do tego stopnia, że uciekał w ślepej panice! Ona…
- Miała doskonały powód, by wierzyć w jego winę, że próbował oszukiwać – zauważył łagodnie Albus. – Jest nowym nauczycielem i może to dlatego uważa, że dowieść, że jest surową osobą trzymającą w ryzach. Jestem przekonany, że z czasem nauczy się, że takie taktyki są nieefektywne, ale póki co musimy być czuli na jej zrozumiałą niepewność.
- Niepewność! – zadrwił Snape. – Jest zbyt głupia, by być niepewną. To wymagałoby pewnego stopnia zrozumienia i samoświadomości, której całkowicie nie ma w tej kretyńskiej ropusze!
Dumbledore ukrył uśmiech.
- To dość niefortunne podobieństwo – przyznał, – ale to bardzo ważny powód, dla którego powinniśmy być tolerancyjni. Jestem pewny, że uczniowie również zauważyli podobieństwo i ż może dają Dolores więcej powodów, żeby być dla nich surową.
- Albusie, jesteś celowo ograniczony! Ta wiedźma nie ma zamiaru uczyć dzieci! Groziła Potterowi wydaleniem!
Albus uniósł brew.
- Ty również grozisz uczniom wydaleniem – zauważył.
Snape nie potrafił ściśle się z tym spierać.
- Ona otwarcie stwierdza, że popiera karę cielesną!
Albus pogładził brodę i mądrze powstrzymał się od zauważenia, że Snape niedawno zarządził karę cielesną, zamiast tego woląc skupić się na bardziej odległym wydarzeniu.
- Hymm. Wydaje mi się, że pewien Opiekun Domu wygłaszał podobne opinie po żarcie z zeszłego roku, który miał coś wspólnego z prysznicami i farbą…
- Dręczy Pottera w klasie – wykłócał się Snape, czując narastającą desperację. – Ma swoich ulubieńców i… - Dumbledore jedynie spojrzał na niego, a Snape zarumienił się. – Cóż, przypuszczam, że reszta kadry czasami jest zdecydowanie mniej obiektywna, ale jej ekscesy są…
- Severusie, nie mogę odesłać Dolores za to, że zrobiła niewiele więcej niż pewien inny członek kadry i który, szczerze mówiąc, jest dobrze znany poza Hogwartem – powiedział surowo Dumbledore, posyłając mu dosadne spojrzenie. – Jak miałbym wyjaśnić to Ministrowi?
- Knot to idiota!
- Jest też należycie wybranym Ministrem Magii i osobą, której nie należy niepotrzebnie angażować. Zalecił Dolores na to stanowisko , a odrzucenie jej bez powodu mogłoby być dla niego zniewagą. Mogła – jeszcze – nie zrobić wrażenia swoim stylem nauczania, ale nie zrobiła też żadnej poważnej krzywdy.
- A gdyby jej złośliwe uwagi naprawdę doprowadziły Harry’ego do Lasu, wciąż byłbyś tak przekonany o jej nieszkodliwej naturze?
- Severusie, jak powiedziałem wcześniej, Dolores jest w tej sprawie taką ofiarą, jak jest Harry. Również została oszukana.
- Och? Więc powinniśmy się obawiać o tą kretyńską krowę? Czy to ona miała zamiar uciec do Zakazanego Lasu? – zapytał Snape. – Jaka szkoda jej się stała przez ten „figiel”?
- Severusie – Dumbledore był nieugięty, – jestem pewny, że Dolores trudno się dopasować, ale kierujesz się osobistą opinią w osądzie jej problemu. Podczas gdy być może jest dla Harry’ego bardziej surowa niż potrzeba, kazała mu tylko wyjść z klasy i spotkać się z nią w moim gabinecie. To raczej nie jest podstawa do zwolnienia. To, że Harry myślał, że to nieporozumienie przerodzi się w tragedię, było jego własnym strachem – całkowicie zrozumiałym, oczywiście. Nie mogę jednak obwiniać niedoświadczonego nauczyciela, że nie spodziewał się, że uczeń zareaguje w całkowicie niespodziewany sposób. Z pewnością nawet ty byłeś wzięty znienacka przez decyzję Harry’ego, by uciec?
Severus niechętnie skinął głową.
- Więc nie rozumiem, jak możemy obwiniać Dolores za brak świadomości potencjalnego efektu jej słów. – Ton Albusa, choć uprzejmy, był ostateczny.
Snape popatrzył na niego wilkiem.
- Więc jej ujdzie to praktycznie na sucho, bo dostanie tylko ostrzeżenie, podczas gdy Harry dostał klapsa i traumę?
Albus westchnął.
- To wydaje się niesprawiedliwe, ale jak sam zauważyłeś, Harry dostał lane za głupi plan, a nie za notatki Dolores w torbie. Nie jest właściwe obwiniać ją za lekkomyślność Harry’ego.
Snape zacisnął zęby, ale widział, że w tym momencie dyrektor będzie nieprzejednany. Obrócił się na pięcie i ruszył do drzwi, zatrzymując się na tyle, by rzucić przez ramię:
- Opowiem o tym Minervie!
Dźwięk zbolałych słów Albusa „Och, mój drogi”, sprawił, że poczuł się nieco lepiej, stąpając ciężko w stronę lochów.
^^^
- Harry! – Ron i reszta powitali go z otwartą ulgą, kiedy dołączył do nich w czasie następnych zajęć.
- Nic ci nie jest? Co powiedział dyrektor? Czy twój tata cię znalazł? Nie zostałeś wydalony, prawda? – Pytania nadlatywały nieprzerwanym ciągiem, a Harry musiał szeroko uśmiechnąć się z powody tego, jak jego przyjaciele martwili się o niego.
- Nie, nie zostałem wydalony – uwierzyli mi, kiedy powiedziałem, że tego nie zrobiłem, nawet w formie żartu – wyjaśnił. – A mój tata złapał mnie, zanim wyszedłem – powiedział do Rona, który westchnął z ulgą. – I, tak, dostałem lanie za bycie na tyle głupim, by w ogóle pomyśleć o ucieczce – dodał, uprzedzając kolejne pytanie najlepszego kumpla.
- Merlinie, Potter, myślisz, że możesz przebrnąć przez choć jeden semestr bez łomotu? – powiedział Draco, potrząsając głową. – Przynajmniej reszta z nas nie musi się martwić, że dostaniemy klapsa, kiedy jesteśmy w szkole. To musi być okropne, kiedy twój opiekun jest z tobą w Hogwarcie i obserwuje wszystko, co robisz.
- Cóż, nie jest tak źle – powiedział rozważnie Harry. – Jest wiele takich momentów, kiedy miło jest go mieć przy sobie. I dostaję klapsa tylko, jak na to zasłużę. Tata jest w tym naprawdę dobry.
- Tak? Więc masz szczęście – powiedział krótko Draco. Pozostali wymienili spojrzenia, ale nikt nie naciskał na Ślizgona.
- Ale, Harry – Hermiona – jak zwykle – z powrotem wyciągnęła temat. – Jeśli nie zabrałeś tych notatek, to jak znalazły się w twojej torbie?
Harry spojrzał na nią ponuro.
- Nie wiem, ale jeśli dowiem się, kto to zrobił, naprawdę tego pożałuje!
Hermiona skinęła głową, ale spojrzenie Rona wciąż było nieco podejrzliwe, jak kilku innych dzieci. Nikt otwarcie nie sprzeciwił się opowieści Harry’ego, ale jasne było, że więcej niż kilku wątpiło w jego słowa, a biorąc pod uwagę drobiazgowe dowody przeciwko niemu, ciężko było ich obwiniać.
^^^
Snape wykonał to, co zagroził Dumbledore’owi i powiedział McGonagall, co się stało. Tak, jak on, była wściekła na Tą Kobietę, ale niechętnie zgodziła się z uwagą Albusa. Ku wielkiej uldze Snape’a, McGonagall uprzejmie powstrzymała się od powiedzenia „A nie mówiłam?” i zauważenia, jak jego własne przeszłe ekscesy utrudniały teraz usunięcie Różowej Ropuchy.
Prawdę mówiąc, Minervie trudno było zachować obojętną minę, kiedy Severus z oburzeniem opisywał zachowanie Umbridge względem Harry’ego, jak również jego wybuch, kiedy Albus    odmówił wywalenia jej z pracy. Nie różniło się to od wielu rozmów, które przeprowadzała z Albusem, tylko tym razem to Severus był dyskutującym nauczycielem. Mimo to, całe to wydarzenie sprawiło, że wzrosła jej determinacja, by upewnić się, że Umbridge nie będzie dłużej w stanie krzywdzić jej małe lwiątka.
Snape jednak nie powiedział McGonagall, że miał rosnące przekonanie, że ktoś chce dopaść Harry’ego. Nie przejął się zbytnio straconą pracą domową – łatwo było obwiniać za coś takiego naturalną dezorganizację jedenastoletniego chłopca – ale kiedy to zdarzenie zostało połączone z notatkami na test, zaczęło to wyglądać tak, jakby ktoś próbował, i odnosił sukces, sprawić, żeby czas Harry’ego w Hogwarcie był jak najbardziej nieprzyjemny. Kampania kompromitacji dziecka brzmiała śmiesznie, ale to nie było zwykłe dziecko. Harry był chłopcem, który przeżył i, świadomie lub nie, miał specjalne miejsce w czarodziejskim społeczeństwie. Snape mógł zrozumieć, dlaczego ludzie – w tym wielu potężnych osób – mogli chcieć oczernić Harry’ego dla własnych powodów.
Obiecał sobie, że będzie miał oko na bachora i poprosił Hagrida, by wzmocnił ochronę również wokół błoni. Jasne było, że ta osoba, nie ważne, czy mężczyzna, czy kobieta, miała dostęp do szkoły, ale Snape nie był jeszcze przekonany, czy to uczeń, czy członek kadry. Możliwe było, że ktoś wślizgiwał się do środka na krótkie okresy, na tyle, by wcielić plan w życie. Jak się spodziewał, słysząc, że Harry może być w niebezpieczeństwie, Hagrid natychmiast wkroczył do akcji i przysiągł zwiększyć patrole. To było uspokajające – olbrzym nie był geniuszem, ale był świadomy tego, co działo się w i dookoła szkoły i jeśli ktoś mógł zapobiec intruzom, był to on.
Snape zastanawiał się, czy nie zaprosić kundla i wilka, by pomogli w pilnowaniu Harry’ego, ale zdecydował ostatecznie, że to było nieuzasadnione ryzyko. Syriusz wciąż był tykającą bombą, a Remus pewnie spędziłby więcej czasu, trzymając go z daleka od kłopotu, niż opiekując się Harrym. Jednak, jeśli sprawa się pogorszy, pozostawała taka możliwość.
^^^
Minęło kilka dni, zanim plotki o pytaniach testowych ucichły. Dumbledore wyraźnie rozmawiał z Umbridge, ponieważ niechętnie pozwoliła Harry’emu wrócić do swojej klasy, ale nie traciła okazji, by robić obłudne, cięte uwagi, które spowodowały, że reszta klasy uwierzyła, że dyrektor, choć był przekonany o winie Harry’ego, wypuścił go z powodu jego pozycji chłopca, który przeżył.
Harry zdołał powściągnąć język, ale widział, że jej śmiertelny jad powoli zaczął oddziaływać na jego kolegów. Nikt otwarcie nie podszedł i nie oskarżył go o wykorzystywaniu specjalnej pozycji, by wydostać się z kłopotów, ale zauważył, że pojawiło się o wiele więcej przelotnych spojrzeń na jego bliznę, niż było ich wcześniej. Nawet Ron, ku jego irytacji, wydawał się myśleć, że Harry był zwyczajnie skromny i wciąż denerwował Harry’ego, pytając go, jak zdołał wykręcić taki numer. Bliźniacy też zdawali się wierzyć, że był to żart, a ich szerokie uśmiechy i nazywanie go „ich uczniem” tylko utwierdzało większą ilość uczniów w przekonaniu, że Umbridge miała rację.
Harry westchnął. Nie rozumiał, dlaczego inni uczniowie zazdrościli? Jemu? Dlaczego mieliby być o to zazdrośni? Był sierotą – choć teraz miał wspaniałego tatę – a Voldemort i jego banda śmierciożerców chcieli jego śmierci. Czy to były powody do zazdrości? A od kiedy zaczął się semestr, miał kłopoty z profesorami, z powodu rzeczy, których nie zrobił, jak stracenie pracy domowej i skradzenie notatek oraz był krytykowany przez swoich rówieśników za ucieczkę od obowiązku i specjalne traktowanie. Wszystko było takie zakręcone!
Przynajmniej jego przyjaciele się go trzymali, choć potępiające spojrzenia innych i szepty zaczęły grać mu na nerwach, a ciągłe, drobne dokuczanie Umbridge nie pomagało. To wszystko sprawiło, że Harry żył w dużym stresie, a kiedy tajemniczy wróg ponownie uderzył, okazało się być to dla niego zbyt wiele.
Czas kolacji w Hogwarcie, jak w większości szkół, był z niecierpliwością wyczekiwany przez wygłodniałych uczniów, więc często było wielkie poruszenie, kiedy w pierwszym momencie drzwi otworzyły się na posiłek. Tego wieczoru, pierwsi uczniowie będący w pomieszczeniu (w tym – naturalnie – Ron) zatrzymali się w przerażeniu na widok pustej przestrzeni przed nimi.
- Gdzie są wszystkie stoły i krzesła? – krzyknął Ron.
Uczniowie, do których dołączyło kilka równie zaskoczonych nauczycieli, rozejrzeli się po sobie, jakby oczekiwali, że meble zmaterializują się przed nimi.
- Patrzcie! – W końcu ktoś uniósł wzrok do góry i wkrótce las rąk wskazał na sufit, kierując w tym kierunku uwagę wszystkich.
Przyklejone do sufitu, jakby grawitacja nagle się odwróciła, były zaginione stoły i krzesła, zebrane w określony wzór.
W tym momencie pojawił się na scenie Harry, wracając prosto z lekcji pojedynków z Flitwickiem. Był zaskoczony, kiedy bliźniacy Weasley, razem z kilkoma innymi osobami, powitali jego wielkie wejście głośnymi oklaskami i czuł równe oszołomienie na widok spojrzeń zniecierpliwienia i niesmaku innych uczniów.
- Jest nasz mały egocentryk – skomentowała głośno jakaś dziewczyna z Ravenclawu w stronę swoich przyjaciół. – A myśleliście, że w końcu zmęczył się zwracaniem na siebie uwagi.
- Myślę, że łatwo zrobić żart, jeśli się wie, że nie zostanie się za niego ukaranym – powiedział z zazdrością Puchon. – Musi być miło być chłopcem, który przeżył!
- Merlinie, Harry – starasz się stracić wszystkie nasze punkty? Umbridge ma co do ciebie rację – warknął Gryfon z wyższego roku. – Dbasz tylko i wyłącznie o siebie.
Harry był zdezorientowany tymi uwagami, aż do momentu, gdy również spojrzał w górę. Na suficie, zaginione meble układały się w „HARRY P”, a pozostałe stoły i krzesła ułożyły wokół słowa ramkę. Aż uchylił usta.
- Harry, to całkiem zabawne – przyznał Neville. – Ale i tak myślę, że nauczyciele mogą się zdenerwować.
- Potter, Potter, Potter! Nie wiesz, żeby nigdy nie podpisywać się własnym imieniem pod żartem? – zapytał Draco, opłakując gryfońską głupotę. – Powinieneś napisać „RON W TO KRÓL”!
- Ej! Słyszałem to! – powiedział z oburzeniem Ron. – Ja uważam, że tam powinno być „DRACO TO DUREŃ”!
- Nie zrobiłem tego! – zaprotestował Harry, patrząc wściekle to na jednego, to na drugiego. – To nie byłem ja!
Chłopcy tylko roześmieli się.
- Jasne, Harry! Jasne!
Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale przynajmniej ona od razu nie odrzuciła jego słów.
- Harry, jeśli to nie ty, to kto? I dlaczego miałoby być tam twoje imię?
- Nie wiem, Miono – protestował Harry, – ale to nie byłem ja!
- Mały pozer! – prychnął kolejny Krukon, a kilka uczniów, w tym Gryfonów, głośno zgodziło się.
- NIE ZROBIŁEM TEGO! – krzyknął na nich Harry, w końcu tracąc nad sobą panowanie. – CHOLERNI…
- To wystarczy, panie Potter! – Profesor McGonagall pojawiła się u jego boku i chwyciła go za kołnierzyk. – Sugeruję, żeby pan się pohamował, zanim wpadnie pan w większe kłopoty.
- Ale… - protest Harry’ego został przerwany przez przybycie dyrektora.
- No, no. Zdaje się, że ktoś zdecydował się na remont – powiedział, a jego oczy zabłyszczały. – Podczas gdy nowy układ jest dość oryginalny, nastąpi parę logicznych problemów, więc sądzę, że najlepiej, żeby rzeczy wróciły na swoje miejsce. – Machnął różdżką, a uczniowie obserwowali z oczekiwaniem, ale nic się nie stało.
Dumbledore wymienił zaskoczone spojrzenia z McGonagall, a potem wykonał kilka skomplikowanych wzorów różdżką. Był moment, kiedy zdawało się, że meble dalej będą się opierały, ale dodatkowy, majestatyczny gest dyrektora wysłał stoły i krzesła delikatnie na ziemię.
McGonagall posłała Harry’emu przeszywające spojrzenie, po czym powiedziała:
- Za mną, panie Potter.
Ponieważ jej dłoń pozostała na jego kołnierzyku, Harry naprawdę nie miał wyboru w tej sprawie, a uśmieszki i drwiące spojrzenia, kierowane w jego stronę, sprawiły, że jego uszy zaczęły palić, a krew się zagotowała.
Opiekunka Domu poprowadziła go stanowczo do jej biura, zamknęła za nimi drzwi, wskazała na krzesło naprzeciw biurka i powiedziała:
- No, więc… - i te dwa małe, niewinne słowa zniszczyły to, co pozostało z jego samokontroli.
Dni, w których pozostawał cicho, pomimo chytrych prztyków Umbridge, ignorowania kpin innych uczniów, pozwalania, by plotka o jego oszukiwaniu krążyły bez końca, wreszcie wezbrały i cały jego gniew i frustracja niesprawiedliwością eksplodowały. Był pewny, że wkrótce będzie – znowu – skarcony i ukarany za coś, czego nie zrobił, jak w starej szkole, kiedykolwiek Dudley wrabiał go i obwiniał o psoty, które sam robił. Tak, jak wtedy, Harry wiedział, że nie ma szans udowodnić swojej niewinności, ale podczas gdy w przeszłości, mógł tylko trzymać buzię na kłódkę i cierpieć kary ze strachu przed krewnymi, tym razem jego nowo uwolniony temperament zbuntował się. Skoro i tak będzie ukarany, równie dobrze może na to zasłużyć!
 - TO NIE FAIR! – krzyknął, zaskakując McGonagall. – ZAWSZE ZOSTAJĘ OBWINIONY ZA GÓWNA, KTÓRYCH NIE ZROBIŁEM! TO NIE FAIR! DLACZEGO ZAWSZE JA? NIC NIE ZROBIŁEM!
- Panie Pot… - McGonagall próbowała mu przerwać, ale Harry nie był w nastroju do słuchania.
- PO PROSTU ZAMKNIJ SIĘ! NIENAWIDZĘ TEGO! NIKT NIGDY MI NIE WIERZY! UMPICZ WCIĄŻ MNIE PRZEZYWA I WSZYSTKO PSUJE I NIKT NIE MÓWI, ŻE ONA SIĘ MYLI, ALE PO DRUGIE CHCĘ POWIEDZIEĆ, ŻE NIC NIE ZROBIŁEM, A TYLKO POWIEDZIELI MI, ŻEBYM SIĘ, DO CHOLERY, PRZYMKNĄŁ. CÓŻ, SAMA SIĘ PRZYMKNIJ DLA ODMIANY!
McGonagall zamrugała. W całym jej długoletnim kształceniu, nikt nigdy nie powiedział jej, żeby „się przymknęła”. Stłumiła całkowicie niestosowny uśmiech. Harry wyglądał całkiem słodko, gdy pienił się i krzyczał w taki sposób. Coś pomiędzy najbardziej niemożliwym Jamesem i przemawiającym z patosem Severusem. Och i spójrzcie, teraz machał wokół ramionami. Kiedyś Syriusz robił tak cały czas. McGonagall poczuła pewną nostalgię i przez łzy patrzyła, jak najmłodsze pokolenie Potterów krzyczy i gestykuluje.
Minęło kilka minut, zanim wybuch Harry’ego minął, ale kiedy to się stało i zaczął powoli przechodzić od bełkotania do ciszy, wyczerpany i zachrypnięty, nagle zdał sobie sprawę, co takiego powiedział i do kogo. Och, profesor McGonagall go zabije.
Czując pewną nieśmiałość, z wahaniem podniósł wzrok, by zerknąć w jej oczy i od razu poczuł się jeszcze dziecinniej. Podczas gdy on rzucał gromy, kobieta usiadła wygodnie za biurkiem, przywołała czajnik i zwyczajnie siedziała, czekając aż skończy.
- Już? – zapytała spokojnie, unosząc brew.
- Tak, proszę pani – zaskrzeczał Harry. Czuł się, jakby miał trzy cale wzrostu, był mały, brudny i głupi.
- Proszę. – Podała mu szklankę z zimną wodą, by przepłukać jego wyschnięte gardło, a jej troska o jego dobro sprawiła, że poczuł się jeszcze gorzej.
- Przepraszam – wyszeptał, biorąc szklankę i z wdzięcznością upił łyk, czując chłód ześlizgujący się w dół jego nadużytego gardła.
- Czy mam to wziąć za wybuch za spowodowany byciem ofiarą kampanii oszczerstw, wywołanej głównie przez Tę Kobietę? – Na zdziwione spojrzenie Harry’ego, McGonagall wyjaśniła. – Profesor Ump-Umbridge? – Pospiesznie wzięła łyk herbaty, by zakryć usta. Niemal powiedziała „Umpiczy”, a to nigdy nie może się stać.
Harry wzruszył skrępowany ramionami. Teraz, kiedy jego furia minęły, żałował, że nie może tylko zatopić się w podłogę i zapomnieć o tym, co powiedział. Co on takiego powiedział? Niejasno pamiętał, że krzyczał o tym, że to niesprawiedliwe i – uch, och – pewnie nazwał ją „Umszmatą” i – och, nie. Merlinie, proszę, nie. Nie mógł być aż tak głupi! Z pewnością nie powiedział właśnie profesor McGonagall, żeby „się przymknęła”!
- Naprawdę przepraszam – powiedział ponownie, patrząc na swoje stopy. – Nie wiem, dlaczego powiedziałem to wszystko. Nigdy, przenigdy wcześniej nie zrobiłem czegoś takiego.
Cień przemknął przez twarz McGonagall.
- Cóż, panie Potter, być może to dlatego to zrobiłeś – powiedziała, zmuszając swój głos, żeby pozostał ożywiony.
Kilka razy rozmawiała z Severusem – nie wspominając o Molly Weasley – o tym, co Harry im przekazał na temat swojego życia z Dursleyami, a po kilku dekadach pracy nauczycielskiej, była obeznana z psychologią dzieci i nastolatków. Harry wiele odzyskał po tylu latach zaniedbań i surowego traktowania, ale byłoby głupio oczekiwać po nim, że nie będzie miał okazjonalnych wybuchów. Wpadanie we wściekłość było jednym ze sposobów testowania jego granic, pewności i nowych zdolności do wyrażania gniewu. Jasne było, że Harry nauczył się, jak kontrolować emocje w obliczu sporej prowokacji. Teraz nadszedł czas, by nauczył się, jak – i kiedy – okazywać te emocje.
Harry zmarszczył brwi zdezorientowany. Huh? Co profesor McGonagall miała przez to na myśli? I dlaczego nie była na niego wściekła i nie krzyczała? Ani nie odebrała mu zyliona punktów i nie dała szlabanu do następnych Świąt?
- Powiedziałeś coś, że profesor Umbridge kłamie i że inni uczniowie zaczynają jej wierzyć?
Harry poruszył się niespokojnie. Naprawdę nie chciał o tym mówić. Będzie tylko brzmiał jak jęczący dzieciak. Ale jego Opiekunka Domu czekała.
- Eee, no tak. Znaczy, mówi, że niby uważam się za lepszego od innych, bo jestem chłopcem, który przeżył i, że myślę, że reguły są dla innych, a ja nie muszę za nimi podążać, a dyrektor nie może nic z tym zrobić, ponieważ jestem, no wie pani, chłopcem, który przeżył i mówi jeszcze kilka takich rzeczy.
- A inni uczniowie jej wierzą?
- Na początku nie wierzyli, ale teraz… w kółko to powtarza i po chwili zwyczajnie zaczyna się wierzyć w to, co słyszało się tysiące razy. – Harry rozważył ze smutkiem, jak on z pewnością wierzył wujowi Vernonowi, kiedy ten powtarzał, że jest „dziwakiem”. Może nie powinien być taki ostry do innych dzieciaków…
- Rozumiem. – Głos McGonagall brzmiał, jakby była okropnie zła i Harry skrzywił się, dostrzegając jej zaciśnięte wargi. Oooch, dostanie za swoje! – Panie Potter, chciałabym, żebyś przyszedł z tym szybciej do mnie – albo swojego opiekuna – ale cieszę się, że w końcu dowiedziałam się, jaki wielki jest problem. Jednak w międzyczasie, musimy uporać się z twoim skandalicznym zachowaniem w kierunku odbiorcy.
Harry przełknął ciężko.
- Tak, proszę pani.
Wskazała surowo na kąt pokoju, a oczy Harry’ego rozszerzyły się. Nie! Nie mogło jej chodzić o…
- Do kąta, panie Potter. Może dwadzieścia minut zastanawiania się nad swoim zachowaniem zachęci pana do wymyślanie bardziej właściwego sposobu na wyrażenie frustracji, niż krzyczenie na członka kadry.
- Och, proszę, pani profesor, nie mogę zwyczajnie zostać tutaj i zastanowić się? – błagał Harry. Staniem w kącie karało się maleńkie dzieci. A on miał niemal dwanaście lat!
- Może powinnam zmienić na trzydzieści minut?
Jęcząc z upokorzenia, Harry podszedł do wskazanego kąta i żałośnie wsunął w niego nos. Był tylko wdzięczny, że Ron, Draco i reszta nie widzą go w tym momencie. To było okropne. Wolałby raczej spędzić tydzień na szlabanie albo napisać tysiąc linijek, niż być traktowanym jak dziecko… i dlatego, jak podejrzewał, McGonagall kazała mu zrobić właśnie to. Po prawdzie, wrzeszczenie i skakanie w górę i w dół, nie było raczej sposobem, w jaki niemal dwunastoletni człowiek powinien się zachowywać. Jego usta wykrzywiły się niechętnie. Musiał wyglądać jak prawdziwy idiota. Podejrzewał, że powinien być wdzięczny, że McGonagall nie wyciągnęła aparatu i nie zaczęła strzelać mu zdjęć, żeby potem powiesić je w pokoju wspólnym. Dobrze by mu to posłużyło, gdyby tak zrobiła.
Harry zadrżał na samą myśl. Okej, może kąt nie był wcale taki zły. Przecież nie krzyczała na niego ani nie wymyła jego ust zaklęciem czyszczącym… Przynajmniej jeszcze nie. Harry skrzywił się. Naprawdę nie chciał mieć ust pełnych piany.
Pomysł o czymkolwiek w ustach przypomniał jego żołądkowi, że był czas kolacji. Harry pokręcił się, gdy usłyszał, jak jego brzuch głośno burczy. Miał nadzieję, że McGonagall tego nie usłyszała. Podejrzewał, że pewnie dzisiaj nie dostanie żadnej kolacji – po tym wybuchu, podejrzewał, że i tak nie zasługuje na żadne jedzenie – ale naprawdę nie chciał, żeby wszyscy wiedzieli, jaki był głodny.
Oczywiście, jeśli jego tata się dowie, że ominął posiłek – och, Merlinie! Co jego tata powie, kiedy to odkryje? Jego opiekuj zawsze tak się kontrolował, a słysząc, jak Harry stracił kontrolę, mogło go to bardzo zdenerwować. Harry opadł z przygnębieniem.
Za nim, Minerva popijała herbatę i obserwowała plecy Harry’ego. Naprawdę dzieciak zdecydowanie emanował emocjami. Kto by pomyślał, ze tak łatwo będzie podążać za myślami chłopca, tylko patrząc, jak stoi w kącie? Widziała, jak Harry od wstydu do kontemplacji, potem do obawy, aż w końcu zmartwienia. To, w połączeniu z odgłosem pustego brzucha, przypomniało jej, że kiedy tutaj skończy, będzie musiała wezwać skrzata domowego z tacą lub dwoma. Z tego, co słyszała, Harry już zbyt wiele razy szedł spać z głodnym brzuchem. Nie miała zamiaru pozwolić, żeby to wciąż się działo, podczas gdy to ona jest za niego odpowiedzialna.
Zauważyła, że Harry ma pięć minut do końca kary, kiedy drzwi do jej biura otworzyły się i do środka wpadł Snape, jego oczy błyszczały z gniewu, a szaty falowały wokół niego. Wyglądał całkowicie morderczo.
- Dobry wieczór, Severusie – powiedziała spokojnie. Nie miała zamiaru bać się kogoś, kto, przez pierwsze trzy lata w Hogwarcie, z roztargnieniem ogryzał pióra, a potem chodził z zabarwionymi atramentem ustami. Zauważyła, że Harry, nierozsądnie, odwrócił się, by zobaczyć, kto właśnie wszedł. – Twarzą do ściany, panie Potter.
- Gdzie jest… - Snape urwał, kiedy Harry potulnie obrócił twarz z powrotem w stronę kąta. Zamrugał zaskoczony, zdając sobie sprawę, że jego najgorsze obawy były nieuzasadnione.
Tego wieczoru Snape dotarł do Wielkiej Sali spóźniony, dzięki dwóm idiotom z Hufflepuffu, którzy zarobili popołudniowy szlaban, zdecydowawszy się sprawdzić, czy ich eliksir naprawdę eksploduje, kiedy zrobią dokładnie to, co w książce kazali nie robić. Spędzenie czterech godzin szorując kociołki, potem podłogę, a następnie ściany klasy, przekonało łotrów, mądrze nie bagatelizować eliksirów – ani ich profesora.
Kiedy nadszedł czas kolacji, Sala była w swoim zwykłym układzie, ale uczniowie i kadra wciąż brzęczeli podekscytowaniem tego, co stało się wcześniej. Snape słuchał z narastającym przerażeniem – tajemniczy wróg Harry’ego najwyraźniej ponownie uderzył! – co tylko pogłębiło się, kiedy zdał sobie sprawę, że McGonagall, surowa stara hetera, odprowadziła Harry’ego… za ucho, jeśli można było wierzyć uczniom. Pewny, że skrzyczała chłopca za coś, czego nie zrobił, prędko skierował się do jej gabinetu, a jego gniew gwałtownie wzrósł, kiedy wyobrażał sobie tą scenę: zapłakany Harry, zarzekający swoją niewinność, podczas gdy nieugięta McGonagall wymieniała karę za karą, które zada nieugiętemu dziecku.
Zamiast tego zażenowany odkrył, że Harry stoi cicho w kącie – dość łagodna kara, choć on sam wiedział, że bachor całkowicie nią pogardzał – podczas gdy McGonagall upijała łyk herbaty i uważnie przyglądała się pracom domowym.
- Co się stało? – zapytał Snape, nieco skrępowany. Teraz, gdy jego słuszny gniew zniknął, był nieprzyjemnie świadomy tego, że pewnie wyglądał jak idiota, wpadając do środka jak anioł zemsty.
- Zakładam, że wiesz, co wydarzyło się w Wielkiej Sali? – zaczęła Minerva.
- Tak, ale Harry nie…
- Jestem świadoma tego, że pan Potter nie przykleił mebli do sufitu – przerwała mu stanowczo McGonagall.
- Tak? – Pytanie wyszło jednocześnie od Snape’a i Harry’ego. McGonagall bezlitośnie stłumiła wesołość, na widok ich identycznych wyrazów zaskoczenia.
- Tak. Panie Potter, skoro oczywistym jest, że skupia się pan bardziej na tej rozmowie niż na rozmyślaniu swojego wcześniejszego zachowania, równie dobrze może pan do nas dołączyć. – Harry nieśmiało wyszedł z kąta i zajął wskazane krzesło przed biurkiem. Snape, po chwili zawahania, usiadł obok niego.
- Skoro wiesz, że Potter nie jest odpowiedzialny za wydarzenia z Wielkiej Sali, to dlaczego stał w kącie? – zapytał Snape podejrzliwie.
Harry oblał się purpurą, a McGonagall, po błyskawicznym spojrzeniu w jego stronę, odpowiedziała:
- Jego wcześniejsze zachowanie nie było czymś, co uważałabym za tak poważne, by powiadomić o tym rodziców. Sugeruję, żebyś pozostawił mi dobrowolnie karać drobne wykroczenia osoby z mojego Domu.
Snape otworzył usta, by zaprotestować, ale widząc pełen ulgi wyraz twarzy Harry’ego, powstrzymał się. Dowie się tego od Minervy później, kiedy nie będzie już przy nich bachora.
- Jak się dowiedziałaś, że Potter był niewinny? – zapytał zamiast tego.
- Albus nie był w stanie zdjąć mebli przy pierwszej próbie – odpowiedziała tylko.
Snape odchylił się na krześle z zaskoczeniem, ale Harry patrzył to na jednego profesora to na drugiego ze zdezorientowaniem.
- Panie Potter, uważa pan, że zwyczajne zaklęcie przylepca albo jakakolwiek inna magia wykonana przez zwykłego ucznia, mogłaby stanowić wyzwanie dla profesora Dumbledore’a? – zapytała McGonagall. Usta Harry’ego uformowały się w okrągłe „O” z nagłego zrozumienia. – Dokładnie – skinęła na niego głową. – Magia użyta do przymocowania stołów i krzeseł do sufitu była zarówno silna i złożona. To nie był rodzaj magii, której dałby radę uczeń.
- W dodatku, jest mało prawdopodobne, żeby uczeń – nie ważne, czy samodzielnie, czy z pomocą innych – miałby tyle magicznej siły i umiejętności, by przenieść meble na tyle szybko i cicho, by uniknąć wykrycia – dodał Snape, nie chcąc być gorszym.
- Więc kto to zrobił? – zapytał Harry.
- Oto jest pytanie, panie Potter. – Choć pozornie rozmawiała z Harrym, oczy McGonagall były utkwione w Snape’ie.
- Ale, pani profesor, jeśli pani wiedziała, że to nie ja, dlaczego zabrała mnie pani w taki sposób z Wielkiej Sali? – zapytał nieco dotknięty Harry.
- Panie Potter, proszę pomyśleć – skarciła go McGonagall. – Mamy tajemniczego przeciwnika, który najwyraźniej stara się zrobić ci kłopot. Dlaczego miałabym ujawnić, że jestem jego bądź jej świadoma, zmuszając go do wejścia głębiej w cień i motywując do podjęcia bardziej skandalicznych wyczynów? Nie sądzisz, że lepiej go lub ją zwodzić? – Szczęka Harry’ego opadła i tylko wieloletnie szkolenie Snape’a powstrzymało go przed zrobieniem tego samego. Kto by pomyślał, że Opiekunka Gryffindoru jest zdolna do tak ślizgońskiej przebiegłości? – Miałam zamiar przyprowadzić cię tutaj, by móc z tobą porozmawiać na ten temat prywatnie. Jednak – posłała mu Spojrzenie, - twoje zachowanie uniemożliwiło mi wyjaśnienie tego.
Harry zarumienił się. Jakim był idiotom! Profesor McGonagall o niego dbała, niemal tak bardzo, jak jego tata, a przy pierwszej okazji on na nią nawrzeszczał, skrzyczał ją i praktycznie zmieszał z błotem.
- A teraz – kontynuowała, - są pewne kwestie, które muszę przedyskutować z profesorem Snapem i które ciebie nie dotyczą, a sądzę, że zostało ci jeszcze kilka minut kary. – Skinęła głową w kąt i z zawstydzonym spojrzeniem na swojego tatę, Harry wrócił do poprzedniej pozycji.
Już pocieszył się myślą, że przynajmniej będzie mógł podsłuchać ich rozmowę, ale ku jego rozczarowaniu, jego chytra Opiekunka Domu rzuciła Muffliato, więc ponownie został sam na sam ze swoimi coraz bardziej skruszonymi myślami.
Był takim durniem, że nie zaufał profesor McGonagall. Pewnie, wyglądała nieco strasznie, ale wiedział, że lepiej nie sądzić po pozorach. Nie była tak przyjazna jak profesor Flitwick ani przytulaśna jak profesor Sprout, ale czyż nie ona uratowała go przed trollem? I upewniła się, że ktoś dobrze się zajmie Hermioną, po tym, jak była tak wykończona, gdy Quirrell/Voldesnort zaatakował go na boisku do Quidditcha?
Harry przeklął się za bycie takim idiotom. Profesor McGonagall była taka sama jak jego tata – tylko że ona zachowywała się zrzędliwie i srogo, ale naprawdę dbała o swoich uczniów i dziko ich chroniła. A jak on odpowiedział na jej życzliwość? Krzycząc na nią i oburzająco niegrzecznym. A potem, jedyne co zrobiła to posłanie go do kąta, by pomyślał o tym, co zrobił. Harry nieszczęśliwie pociągnął na nosie. Był niewdzięczny i głupi, i… Dotyk na ramieniu sprawił, że drgnął i odwrócił się, dostrzegając spoglądającą na niego McGonagall z nutką troski w oczach, choć jej rysy twarzy były, jak zwykle, surowe i posępne.
- Przepraszam! – wybuchnął Harry, owijając ramiona wokół jej talii. – Naprawdę przepraszam za te wszystkie rzeczy, które powiedziałem!
Minerva odruchowo ścisnęła małe, silne ciało, które na nią wpadło, zbyt zaskoczona, by zrobić cokolwiek innego. Za jej plecami, Snape uśmiechnął się ironicznie. Miło było popatrzeć, jak to szpiczaste czoło dla odmiany uderza w kogoś innego.
McGonagall zdołała odzyskać oddech i delikatnie poklepała Harry’ego po ramieniu, choć jej głos pozostał tak stanowczy, jak zawsze.
- Tak, panie Potter, tak, tak, rozumiem. Nie ma potrzeby tak rozpaczać. Zapewniam, że słyszałam znacznie gorsze określenia od innych zdenerwowanych i wściekłych dzieci przez te wszystkie lata. Teraz proszę otrzeć łzy i usiąść.
Harry czknął i pociągnął na nosie, na nowo wdzięczny za życzliwość. Wrócił na swoje krzesło, a jego tata pocieszająco poklepał go po głowie, co go bardziej wzmocniło.
Snape spojrzał na bachora spode łba, kiedy ten usiadł. Minerva mogła odmówić powiedzenia mu, co Potter naprawdę zrobił, ale to szturchnięcie, które właśnie mu zadał, powinno wyraźnie pokazać jego niezadowolenie. Oczywiście, był ostrożny, by nie zrobić tego zbyt szorstko – ale to zdecydowanie był klaps i z pewnością nawet bachor powinien to zrozumieć.
^^^
Minera rzuciła Muffliato, gdy tylko Harry dotarł do kąta.
- No więc…
- Co takiego zrobił? – zapytał Snape.
Minerva uniosła brew.
- Już ci powiedziałam, że nie musisz wiedzieć.
- Jest moim s – obowiązkiem! – warknął Snape, powstrzymując się w ostatniej chwili.
- Tak, jak moim – zauważyła rozsądnie. – Severusie, nie unoś się tak.
- Miał bardzo trudne życie – odparł gniewnie. – Konieczne jest uwzględnienie jego przeszłości, kiedy rozważa się jego teraźniejsze zachowania. Tylko dlatego…
- Raczej nie jesteś jedynym nauczycielem w szkole, który miał do czynienia z bitym i zaniedbywanym dzieckiem w twoim Domu, a sądzę, że mam dodatkowo kilka dekad więcej doświadczenia w takich rzeczach niż ty – choć wprawdzie nie jest to twoja wiedza z pierwszej ręki – dodała tak współczująco, że Snape odruchowo zawarczał. – Jednakże, uważam się za doskonale zdolną do manipulowania tymi… drobniejszymi… wykroczeniami pana Pottera.
- Jest szczególnym dzieckiem z wyjątkowymi potrzebami…
- Jest bardzo miłym chłopcem, Severusie, i będzie się dobrze zachowywał, nawet bez twojego stałego nadzoru i ingerencji – powiedziała stanowczo Minerva, walcząc z chichotem, gdy zdała sobie sprawę, że robiła wykład Severusowi Snape’owi na temat niebezpieczeństwa bycia nadopiekuńczym rodzicem. – A Harry musi przyzwyczaić się do tego, że karzą go inni dorośli niż ty. Jako jego Opiekunka Domu, jestem następnym logicznym kandydatem.
Snape burknął coś i nadąsał się, ale nie mógł obalić jej logiki.
- A teraz, możemy przejść do pytania, kto obrał w taki sposób Harry’ego za cel?
To zwróciło jego uwagę, więc usiadł prosto.
- I dlaczego? Aż do dzisiaj miałem nadzieję, że to może być wina zwyczajnych uczniów, którzy żywią do niego urazę – prawdziwą czy wymyśloną – ale jeśli Albus miał problem ze zniesieniem zaklęcia…
- To zdradliwy spisek – dumała Minerva – skoro podkopują wizerunek Harry’ego zarówno wśród kardy i uczniów. Obarczanie go odpowiedzialnością za żarty, których nie zrobił, zwiększając w ten sposób poczucie niechęci, nieufności i wyobcowania… To naprawdę nikczemne.
Snape zacisnął zęby. Byłoby miło, gdyby Minerva była podobnie wnikliwa, kiedy Huncwoci wybrali za cel swoich złośliwości właśnie jego. Przypomniał sobie zbyt wiele niezasłużonych szlabanów – kilka z tą samą wiedźmą naprzeciw niego. Ale to była przeszłość i nie było wielkiego sensu przywoływać to teraz. Przynajmniej to uświadomiło mu, co przechodzi Harry.
- Na co im to? – kontynuowała z namysłem Minerva. – Żeby odizolować Harry’ego? Wprowadzić klin między jego a nas? Wpędzić go w kłopoty? Przyciągnąć negatywną uwagę prasową? Żeby został niesprawiedliwie ukarany? Żeby zniszczyć jego osiągnięcia w nauce? Oczernić go? Żeby miał tyle szlabanów, by nie był w stanie utrzymać ocen? Jaki miałby być cel w tym, żebyśmy myśleli, że Harry stoi za tymi wydarzeniami? W porównaniu do bliźniaków Weasley to jest całkowicie niewinne!
Snape zesztywniał. Coś, co Minera powiedziała zabrzmiało znajomo… Albo bardziej precyzyjnie, jedna kara, o której nie wspomniała, zwróciła jego uwagę. Oczywiście, tak jak Snape, wiedziała, że to się nigdy nie stanie, ale co jeśli ten tajemniczy przeciwnik nie miał wiedzy o Albusie Dumbledorze i jego podejściu do szkolnej dyscypliny?
Podczas gdy Snape był zagubiony w myślach, McGonagall kontynuowała.
- Niezależnie od motywacji, wciąż musimy zdecydować, jak na to odpowiedzieć. Harry powiedział mi, że przez Tę Kobietę, inni uczniowie zaczęli oskarżać go o posiadanie darmowego biletu na psoty. Ze wzgląd na jego interakcje z rówieśnikami, jak również, by wprowadzić w błąd naszego wroga, Harry musi być ukarany za ostatni wyczyn. Albo, żeby być precyzyjnym, zostanie ukarany za swoje zachowanie w moim biurze, ale jeśli reszta szkoły zdecyduje się założyć, że to za żart z meblami, niech tak będzie.
Snape posępnie spiorunował ją wzrokiem.
- Jak ukarać?
McGonagall wyglądała na zamyśloną.
- Hymm. Mam pewien pomysł. Zostaw to mnie.
- Minerwo – powiedział ostrzegawczo Snape.
Przewróciła oczami.
- Och, niech będzie. Sądzę, że gdyby Harry wyszorował podłogę w Wielkiej Sali, to przekonałoby wszystkich sceptyków, że został dobrze ukarany za swój żart.
Snape potrząsnął głową.
- Nie. Nie będzie traktowany jak skrzat domowy. To mu przypomni o tym, jak traktowali go jego cholerni krewni.
- Obiecuję, że to się nie stanie. – Minerva miała podejrzane błyski w oczach.
Snape zmarszczył brwi, ale ostatecznie nie chciał naruszyć swojego sojuszu, zdecydowanie odmawiając.
- Jeśli chłopak będzie zakłopotany…
- Severusie. Naprawdę musisz się nauczyć, jak się uspokajać – pouczyła go Minerva, ku jego wielkiej irytacji.
Czarownica cofnęła Muffliato i wstała, by przyprowadzić chłopca, wciąż stojącego nieruchomo w kącie.
^^^
Harry wytarł usta w serwetkę i zerknął łapczywie na talerz z ciastkami. Mimo że prawdą było, że już zjadł budyń, ciastka były tak kuszące! Kiedy skrzaty domowe pojawiły się z ofertą kubka po kolacyjnej herbaty, obaj profesorowie zaakceptowali ją, a skrzaty wysłały również ciasteczka… w tym ulubione Harry’ego. Starał się nie ślinić, kiedy patrzył swoimi najlepszymi „oczkami szczeniaczka” na ojca. Draco trenował go w tym, mówiąc, że to zwykle działa na jego rodziców.
McGonagall obserwowała pełne nadziei zerknięcia Harry’ego i surowe, piorunujące spojrzenia Snape’a ze słabo skrywanym rozbawieniem. Naprawdę słodko obserwowało się tą dwójkę, gdy byli razem.
- Myślę, że pan Potter powinien dostać jedno ciasteczko – zasugerowała Snape’owi. – Będzie potrzebował energii na wykonanie wieczornych zadań.
Harry poderwał się i odwrócił z oczekiwaniem na opiekuna. Snape wyglądał, jakby właśnie wgryzł się w cytrynę, ale bardzo niechętnie skinął głową, a dłoń Harry’ego capnęła ciastko tak szybko, jakby chwytał znicza na meczu Quidditcha.
- Maniery, panie Potter – skarcił go tata, a Harry wymamrotał „ęk’je” wokół ciasteczka w ustach.
- Eee, profesor McGonagall, co miała pani na myśli, mówiąc, że będę potrzebował więcej energii na wieczór? – zapytał z ciekawością Harry, przełykając resztę ciasteczka. Kiedy wrócił do dorosłych, Opiekunka Domu zamówiła dla nich kolację i nie wspominali więcej o nieprzyjemnościach z Wielkiej Sali ani o ich następstwach.
- Mam na myśli, panie Potter, że ma pan dziś wieczorem ze mną szlaban i podejrzewam, że uznasz go za… męczący.
Harry przełknął nerwowo, choć zauważył, że profesor McGonagall ma w oczach pewne błyszczące iskierki.
- Uch… co to będzie?
Spojrzała na zegar.
- Tak, reszta szkoły powinna już opuścić Salę. Myślę, że możemy zacząć. Severusie, możemy ci już powiedzieć dobranoc.
Z ostatnim spojrzeniem pełnym ostrzeżenia, Snape wstał, a jego szata zafalowała za nim.
- Ufam, że pamięta pani naszą dyskusję, pani profesor.
Starsza czarownica była tak zuchwała, by przewrócić oczami.
- A ja ufam, że pamiętasz moją sugestię.
Snape zawarczał. Niektórzy mają tupet! Tylko dlatego, że zapewnia nadzór swojemu podopiecznemu nie oznacza, że się „unosił”. Odchylił brodę Harry’ego i skrzywił się na bachora.
- Masz się zachowywać – powiedział mu surowo. – I… możesz przyjść dzisiaj wieczorem do naszych pokoi, jeśli będziesz tego potrzebował.
Twarz Harry’ego pojaśniała. Tata nie mógł być na niego naprawdę zły, jeśli zapraszał go do siebie później. Harry niemal zawsze spał w dormitorium z kumplami, ale przynajmniej raz na jakiś czas wymykał się do lochów, zwłaszcza, jeśli miał zły dzień, koszmar albo coś w tym stylu. Tata nigdy nie warczał na niego, gdy to robił, ale teraz był pierwszy raz, kiedy ojciec otwarcie powiedział mu, że może przyjść.
- Okej, tato! – zgodził się radośniej, nieświadomy nagłego kaszlu profesor McGonagall.
Kilka minut później był o wiele mniej radosny. Stał obok profesor McGonagall w środku Wielkiej Sali. Wygoniła ostatnich uczniów, potem zamknęła i zabezpieczyła drzwi. Harry obserwował nerwowo, jak rzuca zaklęcia na meble, by znajdowały się w najdalszym kącie, czyszcząc wielkie pomieszczenie i sprawiając, że wyglądało jak miejsce z przed kolacji.
Ku osłupieniu Harry’ego, magicznie pojawiło się przed nim kilka szczotek, szmat i wiader.
- Oczekuję, że podłoga będzie bez skazy, kiedy pan skończy, panie Potter – powiedziała, podając mu szczoteczkę do zębów.
Ramiona Harry’ego opadły. Salę byłoby ciężko wyczyścić normalną szczotką, ale tym… Zostanie tu do śniadania!
Cóż, przecież miał wielkie doświadczenie w pucowaniu podłóg. Drwiący głos Dudleya zabrzmiał głośno w jego pamięci, kiedy nieszczęśliwie przyjął szczoteczkę i zaczął schodzić na kolana.
- Panie Potter! – Zgorszony głos profesor McGonagall zatrzymał go w kuckach.
- Tak, proszę pani? – zapytał nerwowo. Co takiego zrobił teraz?
- Panie Potter, to zajmie wieki. Zapomniał pan, że jest pan czarodziejem?
- Eee, nie.
- No, więc… - Spojrzała na niego wyczekująco, ale Harry tylko zamrugał zdezorientowany. – Czy powiedziałam, że nie możesz używać magii, podczas wykonywania zadania?
- N-nie – przyznał Harry z szeroko otwartymi oczami.
- Więc spodziewam się, że wykorzystasz tę okazję, by poćwiczyć transmutację. Ruchy, ruchy, panie Potter! Proszę się nie guzdrać. Różdżka w dłoń i proszę się tym zająć.
Niedowierzający uśmiech pojawił się na twarzy Harry’ego, gdy uderzył w niego potencjał tego „szlabanu”.
^^^
Trzy godziny później, Snape nie mógł już tego wytrzymać. Ten podstarzały, pręgowany kot mógł sobie twierdzić, że nie wywoła w chłopaku traumy, ale co ona w ogóle mogła o tym wiedzieć? Odrzucił pióro, ignorując kupkę zadań, na które patrzył się ślepo przez ostatnie dwadzieścia minut i wypadł z biura.
Kiedy dotarł do Wielkiej Sali, zwolnił. Już raz tego wieczoru wpadł do McGonagall i z bólem dotarło do niego poczucie własnej śmieszności. Tym razem, pojawi się dużo subtelniej.
Używając podstępu, którego doprowadził do doskonałości jako śmierciożerca, rozbroił osłony, uchylił jedno skrzydło drzwi i wślizgnął się do środka, zatrzymując się z całkowitym niedowierzaniem.
Mokry i brudny Harry, ubrany tylko w podkoszulek i spodnie, radośnie jeździł na wrotkach, które były transmutowanymi szczotkami, a za nim podążało zaraz wiadro z mydlinami. Drugie wiaderko, to z czystą wodą, latało za nim, podczas gdy pracowity mop uzupełniał paradę. Na drugim końcu sali, zaczarowane szmaty suszyły i polerowały podłogę.
- Przegapił pan miejsce, panie Potter – zawołała Minerva z dalszego kąta, gdzie wygodnie siedziała na fotelu z książką na kolanach i dzbankiem herbaty, unoszącym się przy jej ramieniu.
- Dobrze, pani profesor! – Harry okręcił się imponująco i ruszył do tyłu, by wymyć przeoczone miejsce. – Mogę też zająć się sufitem, jak pani obiecała? – poprosił.
- Zbliża się cisza nocna, panie Potter – złajała go Minerva. – Zapomniałeś ponownie, żeby szmaty same się wykręcały.
- Ups. – Harry machnął różdżką i szmaty natychmiast pospieszyły do najbliższego wiadra i wpuściły do niego nadmiar wody. Snape obserwował, będąc pod wrażeniem. Nie zdawał sobie sprawy, że kontrola bachora nad magią jest tak rozwinięta i nawet zakładając, że Minerva zapewniła mu wskazówki i pomoc, było to imponujące, jak na pierwszorocznego.
Harry przysunął się do profesorki.
- Proszę, pani profesor? To nie zajmie długo. Tylko szybciutko rzucę okiem, okej?
- No, doprawdy, panie Potter. Chyba dość czasu spędziłeś w powietrzu na treningach Quidditcha – skarciła go McGonagall, ale potem zmiękła i machnęła różdżką, a Harry poleciał do góry i w stronę sufitu. – Ale żadnych więcej skoków „na deskę”! – zawołała za nim.
- To jest super! – krzyknął z radością Harry, okręcając się i rozbryzgując wodę z wrotek na podłogę pod nim.
Snape zdołał zamknąć usta, zanim skapnęła do nich woda, po czym odwrócił się i wyszedł z Sali tak cicho, jak wszedł. Za nim, Minerva obserwowała kątem oka, jak zamykają się za nim drzwi i trzęsła się z cichego śmiechu.
CDN…




Na wyjeździe wpadł mi do głowy lepszy pomysł, niż „umszmata”, więc zmieniłam go na „Umpicz”, bo bardziej podobne jest to do wydźwięku „bitch”. Wkrótce zmienię to też w poprzednich rozdziałach ;)

4 komentarze:

  1. och jest suuper ciekawe kto pierwszy połączy fakty i wydedukuje, że to Zgredek gnębi Harry'ego Severus czy sam Harry rozdziała ja zawsze kapitalny czyta się z przyjemnością kara wymyślana prze opiekuna domu kapitalna a hitem jest Severus biegnący na ratunek synowi jazda na całego.
    Może komentarz mało składny ale to z emocji dziękuje za super zakończenie tego dnia życzą weny do tłumaczenia czasu i jesteś kochana pozdrawiam Gosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, kocham Severusa, kocham Severusa! Był cudowny, gdy tak biegł żeby uratować Harry'ego przed Minerwą :D
    Nie podobają mi się za to te próby wyrzucenia Harry'ego ze szkoły. Przecież nawet jak zostanie wyrzucony, to będzie mieszkał z Severusem - Zgredek o tym nie wie?
    Fajny pomysł z Umpicz, ale gdzieś tu w rozdziale jeszcze się zagalopowałaś i raz było Umpicz a raz Umszmata, ale rzeczywiście Umpicz brzmi lepiej :D
    Mam nadzieję, że po zakończeniu roku Severus zrobi jej coś okropnego tak, żeby nie wiedziała, że to on :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. /\
      /\ Same ;D

      Sev ZDECYDOWANIE był cudowny, jak tak biegł Harry'emu na pomoc!! :D
      Mi też nie podobają się te próby, ale co do wiedzy Zgredka - on f a k t y c z n i e MOŻE nie wiedzieć - bo kto by mówił skrzatowi takie rzeczy...?? :/ Prawdopodobnie nie wie, że Harry jest teraz synem Seva i zostanie w Hogwarcie n a w e t j e ś l i zostałby wydalony ze szkoły.
      Też zauważyłam to 'rozdwojenie'... Na szczęście w tym rozdziale ropucha nie jest wymieniana aż tak dużo razy, żeby było to natrętne czy coś :D
      Zgadzam się też z tym, że zmienienie jej przezwiska to fajny pomysł, lepiej będzie pasowało do tych gier słownych ;)
      Tak jeszcze co do końcówki - ona jest wprost c u d o w n a~!! Nie ma to jak dobra zabawa przy myciu podłóg na szlabanie, chęć (prawdziwa!!! XD) umycia dodatkowo jescze sufitu i Sev... Cóż, oniemiały XD ;P
      Pozdrawiam, życzę WENY, CHĘCI i CZASU!! :D
      ~Daga ^.^'

      Usuń
  3. Hej,
    aż dziw, że Albus nic nie chce zrobić z Umbridge, ciekawe kiedy zorientują się, że to Zgredek... a ten szlaban...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń