Następnego ranka, wkroczył
niespodziewany początek semestru. Krótko przed rozpoczęciem zajęć, Harry wpadł
do kwater i zaczął plądrować swój pokój.
- Co ty, do licha, wyprawiasz? –
zapytał Snape, podchodząc do drzwi pokoju dzieciaka.
- Nie mogę znaleźć mojej pracy domowej
– krzyknął Harry spod łóżka, pod którym tkwił do połowy. – Widziałeś ją?
Zniknęła! Wszyscy nauczyciele wściekną się na mnie!
- Tak to jest, kiedy nie ma się
porządku w pokoju – skarcił go Snape. – Dlaczego nie włożyłeś jej do torby?
- Włożyłem! – zaprotestował Harry,
wychodząc spod łóżka. – Wiem, że ją włożyłem, ale teraz jej tam nie ma.
Sprawdziłem cały kufer i wokół łóżka w wieży, i wszędzie indziej.
Snape zmarszczył brwi. To nieprzyjemnie
przypominało mu pewne doświadczenia z jego dzieciństwa.
- Czy twoi koledzy z pokoju mogli
zniszczyć lub ukryć twoją pracę? – zapytał z podejrzeniem, pamiętając zbyt
wiele dni, kiedy dokładnie to samo stawało się jemu.
Harry popatrzył na niego ze szczerym
zdumieniem.
- Dlaczego mieliby to zrobić?
Snape zrelaksował się nieco;
najwyraźniej Harry nie miał kłopotów z kolegami, których on doświadczył.
- Może to żart?
Harry stanowczo pokręcił głową.
- Nie, pomagali mi szukać. Znaczy, Ron
jest moim najlepszym kumplem, Neville nie zrobiłby czegoś takiego, a Seamus i
Dean nie są na mnie źli. – Harry skrzywił się. – Dudley kiedyś rozrywał moją
pracę domową, więc zwykle ją chowałem, ale tutaj nigdy nie było problemu. Po
prostu nie wiem, gdzie mogłaby być! – zakończył z jękiem i Snape zdał sobie
sprawę, jak bliski jest płaczu.
- Uspokój się – rozkazał opryskliwie,
ale dłoń, która spoczęła na ramieniu chłopca była łagodna. Harry pociągnął na
nosie i przestał biegać dookoła. – Jest jedna zaleta posiadania opiekuna wśród
członków kardy. Jestem dobrze poinformowany o twoich wszystkich zadaniach
domowych i o tym, że je skończyłeś, ponieważ wymagam, żebyś przynosił mi je do
wglądu. Napiszę liścik do wszystkich nauczycieli i mimo że wciąż mogą ukarać
cię za zapodzianie pracy domowej – uchylił się przed protestem chłopca, –
prawdopodobnie przynajmniej częściowo zaufają ci, że ją zrobiłeś.
Harry oklapł, ale wiedział, że to
najlepsze, na co mógł liczyć.
- Myślisz, że i tak zostanę ukarany? –
zapytał nieszczęśliwie.
- Na pewno możesz się spodziewać
szlabanu na eliksirach – powiedział mu surowo opiekun. – Może wieczór spędzony
na odtwarzaniu eseju pomoże ci być bardziej zorganizowanym.
- Ale to nie fair – sprzeciwił się gwałtownie Harry. – Widziałeś, jak go robię! Nawet go czytałeś!
- Zadaniem nie było ukończenie pracy
domowej, ale oddanie jej w wymaganym terminie, żeby mógł być oceniony. Dlatego,
że nie wypełniłeś całkowicie zadania, zostaniesz za to ukarany.
Harry posłał ojcu wściekłe spojrzenie.
- To nie fair!
- Jeszcze trochę zuchwalstwa, panie
Potter, a na nowo rozpatrzę pisanie notki do twoich nauczycieli – ostrzegł
Snape, a Harry niechętnie ustąpił.
Tego dnia większość nauczycieli było –
jak można było się tego spodziewać – bardziej wyrozumiałych niż profesor Snape,
choć większość wymagała, by Harry odwiedził ich po lekcjach, żeby mogli ustnie
przepytać go z materiału. Dzięki zapewnieniu jego opiekuna, że zrobił pracę
domową i oczywistej znajomości materiału, uniknął dodatkowych szlabanów. Nawet
ten, który otrzymał, nie był tak okropny –Snape nalegał, żeby spędził pierwszą
połowę na sprzątaniu swojego splądrowanego pokoju, ale potem złagodniał i
zamiast ponownego pisania starego eseju, czyli czegoś, co Harry uważał za
równoważność pisania linijek, zadał mu nowy. Nowy temat był dość interesujący i
Harry niemal zapomniał dąsać się, kiedy szlaban się skończył.
Mimo to, powiedział sobie, to naprawdę
nie było fair, że robił coś dodatkowego, tylko dlatego, że stracił pracę
domową. Cichy wewnętrzny głosik twierdził, że nauczyciele musieli to wcześniej
słyszeć, ale odparł, że tym razem wiedzieli, że to prawda. Podejrzewał, że jego
tata miał rację na temat tego, że powinien oddać eseje, ale Harry był raczej w
takim nastroju, by irytować się tym, zamiast przyznać możliwą słuszność
argumentu jego ojca.
Przecież nie starał się umyślnie
stracić zadania, ani nawet nie był szczególnie beztroski, kiedy to się stało.
Wyraźnie pamiętał, jak wkładał ją do torby… ale potem zniknęła. Przygryzł
wargę. Nie było możliwości, żeby kręcił się tu Dudley, ale co mogło się stać z
jego zadaniem? Hermiona zasugerowała, że może wyjął ją gdzieś, żeby ponownie sprawdzić,
jednak Ron zaczął śmiać się na tę myśl histerycznie, ku wielkiej irytacji
Hermiony. Ron przyjął bardziej wyluzowane podejście, stwierdzając, że: „Nie
martw się, kumplu. Zapewne się odnajdzie. Prawdopodobnie zaraz po szlabanie.” Harry prychnął. To
całkiem podobne do Rona, być w takiej sytuacji wyluzowanym. To nie jego praca domowa tak tajemniczo
zniknęła.
Harry westchnął. Pewnie robił z igły
widły. Może pergaminy wyślizgnęły się z jego torby, kiedy przenosił rzeczy go
Wieży. Albo Irytek mógł je pociąć, gdy nie patrzył. Albo… w magicznym zamku
było wiele możliwości. Harry miał tylko nadzieję, że nic innego nie zginęło.
Następnego dnia były pierwsze zajęcia
OPCM-u i pomimo notki Snape’a i oferty Harry’ego, że może zostać przepytany z
materiału, profesor Umbridge głośno zawołała go na przód pomieszczenia. Potem,
gdy Harry wił się z upokorzenia, poinformowała całą klasę, z cukrową słodyczą,
że nie tylko daje Harry’emu podwójny esej za karę, ale też odejmuje dwadzieścia
punktów Gryffindorowi. Reszta uczniów patrzyła na tą drakońską karę z
rozszerzonymi oczami, a Harry musiał przygryźć język, by powstrzymać się przed
krzykiem oburzenia, kiedy spędziła następne pięćdziesiąt minut na przemian
łajając go za lenistw, objawiające się nie zrobieniem pracy domowej i
przekazując reszcie klasy, że nie będzie tolerowała kłamiących dzieci.
Wyglądało to tak, jakby zamierzała sprawić, że Harry będzie źle wyglądał przed
innymi uczniami, a Harry był purpurowy z upokorzenia, jakie wiązało się byciem
publicznie poniżonym.
Na szczęście, przesadzała tak bardzo,
by jej plan się powiódł, że zamiast posyłać Harry’emu karcące spojrzenia,
reszta klasy jawnie okazała współczucie, kiedy Harry’emu pozwolono usiąść.
- Um-szmata*! – wyszeptał Ron, kiedy Harry osunął się na swoje krzesło,
walcząc z intensywnym pragnieniem ukrycia głowy w ramionach.
- Co za ropucha – mruknął Draco z
drugiej strony. Hermiona posłała mu spojrzenie pełne współczucia przez ramię i
Harry zaczął czuć się nieco lepiej.
Wieczorem, z oburzeniem opowiedział
ojcu tę historię, ale ku jego irytacji, Snape tylko zauważył – ze swoich
zwykłym opanowaniem – że Harry mógł się spodziewać, że nowy nauczyciel
prawdopodobnie zacznie nauczycielską karierę, robiąc przykłady z kilku
pierwszych uczniów, którzy się źle zachowywali.
- Ale ja nie zachowywałem się źle –
zaprotestował Harry. – Nawet jej nie odpyskowałem. Nawet gdy nazwała mnie
kłamcą i powiedziała, że najwyraźniej nie kłopotałem się robieniem zadania.
Powiedziała, że byłem leniwy i że mam szczęście, że nie wysłała mnie do Filcha,
żeby mnie wychłostał!
Oczy Snape’a zwęziły się
niebezpiecznie, ale jego głos pozostał równy.
- W przeciwieństwie do innych
profesorów, pani Umbridge nie zna cię, a tłumaczenie się straceniem pracy
domowej jest taktyką wszystkich leniwych dzieci. Co więcej, jako nowy
nauczyciel, naturalnie opierała się na pracy domowej, która dałaby jej
zrozumieć poziom twojej wiedzy. Sugeruję, żebyś spróbował wykupić się esejem.
Harry zrezygnowany podążył za radą taty
i skierował się do pokoju wspólnego Ślizgonów, by pouczyć się z przyjaciółmi.
Za jego plecami, Snape rozwalił zaklęciami połowę mebli z salonu na kawałki.
Jak ta gadzina mogła wątpić w słowa jego syna – nie wspominając o notce, którą
sam napisał!
Następne kilka tygodni nie ociepliło
relacji między Harrym a jego nową nauczycielką. Jeśli już, Umbridge wydawała
się chcieć sprawić, żeby Harry wyglądał tak śmiesznie i prostacko, jak tylko
się dało i zadawała mu coraz bardziej pedantyczne pytania. Tymczasem – wraz z
innymi uczniami – Harry szybko stwierdził, że zajęcia OPCM-u są równie nudne,
co historia magii Binnsa. Umbridge odmówiła nawet pokazywania zaklęć i w
większość dni kazała im czytać ich podręczniki albo przepisywać z nich strony.
Wybierała sobie też faworytów tak
rażąco, że uczniowie byli aż zaskoczeni. Była wylewna w stosunku do Draco i
kilku innych uczniów, których krewni mieli wysokie pozycje w Ministerstwie i
była mdło nieszczera w stosunku do tych, których rodziny były bogate albo politycznie
potężne. Chłodno lekceważyła mugolaków i innych uczniów, którzy nie mieli
połączenia z bogatą i sławną częścią Czarodziejskiego Świata. Harry był tylko
wyjątkiem od reguły.
- Merlinie, Malfoy, czy twoje szaty
jeszcze nie przemokły od tego całego podlizywania się Umszmaty? – zapytał Ron,
kiedy szli korytarzem, zostawiając za sobą klasę OPCM-u. Rudzielec wciąż czuł
zniewagę po obłudnym komentarzu nauczycielki o „rodzinach, które nalegają na
rozmnażanie się, pomimo braku środków i rozumu, by to robić”.
Draco wzruszył ramionami.
- Myślisz, że podoba mi się, jak
dociska swoje wargi do mojego tyłka, Weasley? Wychodzę z klasy mając ochotę na
gorący prysznic. Znaczy, podlizywanie się pierwszorocznym? Czy to nie żałosne?
– zadrwił. – Mój ojciec zawsze mówi, że nie ma nic bardziej żałosnego od ludzi,
którzy klękają, by całować twoje stopy, kiedy nawet nie ma się kija, by im
pogrozić. Bezkręgowe ślimaki – zasługują na to, żeby je podeptać.
- Ładnie, Draco. Jak dorośniesz
zamierzasz być takim bezwzględnym faszystą, jak twój ojciec? – zapytała
Hermiona.
Draco zamrugał. Nie był pewny, co to
„bezwzględny faszysta” – przypuszczalnie coś mugolskiego – ale sens był wiadomy
z tonu Hermiony.
- Teraz ją bronisz, Granger? Myślisz,
że jest tego warta?
- Nigdy tego nie powiedziałam –
odpowiedziała Hermiona, ściskając wargi i maszerując dalej korytarzem.
- Przez takie bezmózgie szumowiny, jak
ona, potrzebujemy silnego przywódcy – kontynuował Draco, wyraźnie cytując
swojego ojca. – Ludzie tacy jak my
muszą pokazać, gdzie jest miejsce ludzi takich jak ona.
Hermiona zatrzymała się i spojrzała mu
prosto w oczy.
- Ludzie jak my, Draco? – zapytała dosadnie. – Wpuścisz mugolaków do swojego
małego kręgu elity?
Ślizgon
miał na tyle wdzięku, by się zarumienić.
- Nigdy nie powiedziałem, że tylko
czystokrwiści są na tyle mądrzy, by rządzić – zaprotestował nieco słabo.
- A twój ojciec? – naciskała, podczas
gdy inni obserwowali ich z zainteresowaniem.
- Tylko dlatego, że uważam, że mój
ojciec ma rację, co do pewnych rzeczy nie oznacza, że zgadzam się z nim we
wszystkim – powiedział Draco, rozglądając się z poczuciem winy, jakby Lucjusz
mógł nagle wyskoczyć z cienia. – Ludziom jak Umbridge trzeba mówić, co mają
myśleć. Spójrz, co się dzieje, kiedy zostają dopuszczeni do władzy.
Hermiona nie mogła się z tym kłócić,
więc wzruszyła ramionami i ruszyła dalej.
- Jest naprawę strasznym nauczycielem –
zgodziła się. – Nawet nie próbuje nam pomóc w nauce materiału i mówi takie
okropne rzeczy.
- Czemu ona tak cię nienawidzi? – Ron
trącił Harry’ego. – Myśleliśmy, że będzie się podlizywać się tobie, jak Draco.
Znaczy, tak, jego ojciec jest dobrym przyjacielem Ministra, ale ty jesteś chłopcem, który przeżył.
Harry wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nienawidzi mnie od
pierwszych zajęć.
Zanim skończył się trzeci tydzień
zajęć, wszyscy Opiekunowie Domówi słuchali głośnych narzekań na temat nowej
nauczycielki. Była niesprawiedliwa, dawała skandalicznie surowe kary i nie
przyczyniała się do edukacji uczniów. Ci, którzy mieli zdawać SUM-y i OWTM-y
byli szczególnie zdenerwowani, a improwizowane grupy badawcze pojawiały się jak
grzyby po deszczu, by pogratulować tym, które zorganizowali Opiekunowie.
Mimo że Harry nie narzekał na Umbridge
po tym pierwszym wieczorze, to jak go traktowała nie przeszło niezauważone.
Zarówno Gryfoni i Ślizgoni zgłaszali, jak paskudna jest dla niego Umbridge do
poszczególnych Opiekunów Domówi, którzy spotkali się, by przedyskutować
„Sytuację z Umbridge”.
- Harry o niczym mi nie wspominał;
mówił z tobą? – zapytała z niepokojem Minerva, mieszając swoją herbatę z raczej
większym poruszeniem niż zwykle.
Snape potrząsnął głową, a jego rysy
były bardziej surowe niżzwykle.
- Ani słowa. Ale słyszałem historie
innych uczniów. Wydaje się rozkoszować wytykaniem mu wszystkich niedoskonałości.
- Nie jest jedyny, ale wydaje się, że
otrzymuje wyjątkowo dużą dawkę jej uszczypliwości. Wielu innych uczniów –
również w Domach Filiusa i Pomony – było upokorzonych i wykpionych bez
większego powodu.
- Podczas gdy inni są obficie chwaleni,
pomimo podobnego braku uzasadnienia. – Snape skinął głową. – Draco Malfoy,
Susan Bones, Cho Chang, Marcus Flint, Cedric Diggory, Germaine Scrimgeour…
- Wszyscy mają krewnych z pieniędzmi,
dużą mocą lub oba – zauważyła Minerva. – Chyba teraz wiemy, jak tak okropna
kobieta osiągnęła sukces w Ministerstwie.
- Ma w ogóle jakiś zwolenników? Nawet
Trelawney w każdym roku ma kilku uczniów, którzy oddają część ziemi, po której
chodzi.
McGonagall uśmiechnęła się ironicznie.
- Raczej nie. Nawet Hermiona Granger
sądzi, że jest okropna.
- Panna Granger? – Snape uniósł brwi.
- W rzeczy samej. W zeszłym tygodniu
panna Granger zapytała Tą Kobietę o przeciwzaklęcie Duro. Przypomnij sobie, że dzieci były światkami, jak użyto go
przeciw Poppy w ambulatorium. – Snape skinął ostrożnie głową. Minerva łyknęła
herbaty i kontynuowała opowieść z nietypowym dla siebie pobudzeniem. – Ta
Kobieta powiedziała pannie Granger, by przestała marnować czas zajęć na wspominanie
archaicznych zaklęć, których nikt z nich nie mógł nigdy widzieć, a potem
zaczęła ją obrażać, że jest średnią czarownicą, która próbuje sprawić, by
wyglądała mądrze poprzez poruszanie tematu nieistotnych drobnostek.
Brwi Snape’a były teraz na rekordowej
wysokości. Jakikolwiek problem mógł mieć z irytującymi przyzwyczajeniami Hermiony,
nikt zdrowy na umyśle nie mógł nazwać jej średnią czarownicą. Młoda wiedźma już
pokazała, że może być najmądrzejszą uczennicą Hogwartu w tym stuleciu.
- Jak panna Granger przyjęła naganę?
- Jak można sobie to wyobrazić –
powiedziała McGonagall sucho, – dwójka moich lwów zainterweniowała, zanim panna
Granger mogła cokolwiek powiedzieć.
Snape przewrócił oczami.
- Weasley i Potter.
- Yhym. Zauważyli, że ich trójka
widziała użycie tego zaklęcia, a pan Weasley wykorzystał sytuację, by wyliczyć
kilka nauczycielskich wad profesor Umbridge.
- To nie mogło skończyć się dobrze.
- Nie. Odjęła od mojego Domu
sześćdziesiąt punktów, a pan Weasley zarobił tydzień szlabanu z panem Filchem.
Podejrzewam, że Ta Kobieta zasugerowała Argusowi, że może powtórzyć kilka starszych
kar, ale zainterweniowałam i pan Weasley ma szlaban ze mną. Harry dostał
dodatkowy esej ze względu na
zaprzeczanie Tej Kobiecie, a Hermiona… - Minerva urwała dramatycznie - …
dostała zero na cały dzień i tylko połowę wyników na cały tydzień.
Snape niemal nie upuścił swojej
filiżanki.
- Za zadanie pytania? – Mógł sobie
tylko wyobrazić reakcję dziewczyny na to, że jej oceny tak najgle spadły. Nawet
on nie zrobił nigdy nic tak złośliwego. – Była zrozpaczona?
- Spodziewałabym się tego po niej –
przyznała Minerva, – ale wydaj się, że twoja panna Jones miała na nią duży
wpływ. Panna Granger wpadła w złość.
- Hymm. – Snape powstrzymał się od
zaznaczenia, że Davidella Jones nie tylko wpadłaby w złość; wyrównałaby
rachunki. Nie wspominał McGonagall rzeczy, które mogłaby czuć się zmuszona
powstrzymać. Jeśli Hermiona Granger zdecydowała się skupić swój imponujący
rozum na wybrednej zemście na Różowej Ropusze, Severus Snape nie zamierzał
stawać jej na drodze.
- Co zrobimy, Severusie? Na domiar
złego, jest naprawdę potworną nauczycielką. Nawet Quirrell lepiej przekazywał
podstawowe pojęcia w obronie.
Snape spiorunował swoją herbatę
wzrokiem, ale zmusił się, by odpowiedzieć.
- Musimy czekać. Z pewnością się
przeliczy ze swoimi siłami i wtedy będziemy mogli ją usunąć. Ale na razie…
czekamy.
McGonagall westchnęła. Rozsądek jej
podpowiadał, że Snape ma rację, ale obudził się w niej skłonność do
troskliwości i choć jej animagiczną formą był zwykły, bury kot, jej oddanie
uczniom było prawdziwie lwie. Jej instynkty wzywały do krwawej zemsty, ale
nawet dawny śmierciożerca doradzał cierpliwość… Westchnęła ponownie i zmusiła
się do powrotu do swojego zwykłego, surowego zachowania. Mimo wszystko była
wicedyrektorką. Niewłaściwym z jej strony było fantazjowanie o akromantulach
śledzących Umbridge. Tyko dlatego, że Ta Kobieta ingerowała w naukową karierę
niezliczonej liczby uczniów, czyniąc parodię z nauczycielskiej posady… Minerva
bezlitośnie stłumiła tę myśl. Czekaj i obserwuj. To właśnie musi zrobić.
Wyobraziła sobie kota, siedzącego obok mysiej nory, czekającego na pojawienie
się różowej, ropuszej myszy, a tej obraz w jej umyśle uspokoił ją
wystarczająco, by pozwolić jej wyjść.
Minęły zaledwie dwa tygodnie, zanim
rozwinął się kryzys.
Zaczęło się od tego, że Harry i jego przyjaciele
z niesmakiem zmierzali do klasy obrony.
- Nie znoszę tych zajęć jeszcze
bardziej niż w zeszłym semestrze… a wtedy Voldesnort sprawiał, że bolała mnie
blizna! – narzekał Harry.
- Ej, niezdaro! Uważaj! – krzyknął
nagle Draco na Vincenta, kiedy większy chłopak przypadkowo stanął na brzegu
jego szaty.
- Ups – powiedział z zakłopotaniem
Vincent. – Wybacz, Draco.
Hermiona zerknęła na szatę.
- Och nie, potargała się, Draco.
Inni czekali, spodziewając się, że
Pansy zaatakuje ich swoim zwykłym wrzaskiem i stłumi uwagę, ale ku ich
zaskoczeniu, dziewczyna nie pojawiła się. Draco rozejrzał się, na wpół z ulgą i
na wpół z urazą.
- Parkinson, mam tutaj problem! –
powiedział z lekką obrazą w głosie, spoglądając na ciemnowłosą dziewczynę,
stojącą samą z daleka od nich.
Pansy wzruszyła ramionami.
- Jestem pewna, że umiesz go naprawić –
powiedziała cicho, po czym dała nura do klasy, zanim mógł odpowiedzieć.
Reszta patrzyła za nią.
- Co jej powiedziałeś? – zapytała
Hermiona z podejrzliwością. – Znowu zraniłeś jej uczucia?
- Nie! – bronił się Draco. – Zachowuje
się dziwnie od kilku tygodni. Jest zamknięta w sobie i z nikim nie rozmawia.
Właściwie byłem całkiem miły, skoro nie kręciła się wokół mnie, zachowując się
jakbyśmy byli praktycznie małżeństwem.
Hermiona spojrzała ze zmartwieniem za
dziewczyną, ale potem zajęła się naprawianiem szaty Draco prawie wyuczonymi
zaklęciami, podczas gdy reszta chłopców pospieszyła do klasy, żeby uniknąć
kierowania na siebie gniewu profesor Umszmaty, jak ochrzcił ją Ron.
W końcu Hermionie udało się naprawić
szatę Draco, ale kiedy weszli do
pomieszczenia – jako ostatni – profesor Umbridge przyszpiliła ją wyrażającym
dezaprobatę spojrzeniem.
- No, no, panno Granger, widzę, że wspaniały umysł musi się jeszcze nauczyć
pojęcia czasu. Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru za spóźnienie.
- Pomagała mi, pani profesor –
przemówił Draco, odchylając arogancko podbródek. – I nawet jeszcze nie dzwonił
dzwonek.
- Och, czyż to nie szlachetne z pana
strony, panie Malfoy? – powiedziała z zachwytem niska ropusza wiedźma. –
Dziesięć punktów dla Slytherinu za próbę obrony niezasługującej na to znajomej.
Draco spiorunował ją wzrokiem. Nazwanie
Ślizgona „szlachetnym” raczej nie było komplementem, ale jasne było, że nawet z
jego interwencją, Hermiona nie zostanie puszczona bez kary. Mimo że gotowało
się w nim z niemożliwości zmuszenia Umbridge do ustąpienia, Draco posłał
Hermionie spojrzenie, które było tak przepraszające, jak tylko Malfoy był w
stanie. Gryfonka tylko wzruszyła ociężale ramionami. Spodziewała się czegoś
takiego od Umbridge.
- Dzisiaj robimy sobie quiz – ogłosiła
radośnie Umbridge, a cała klasa jęknęła. – Jeśli przeczytaliście strony
160-190, jestem pewna, że dobrze sobie poradzicie. – Spojrzała na swoje biurko
i zmarszczyła brwi. – Gdzie moje notatki?
Najpierw
uczniowie nie zwracali na to uwagi, zajęci wyciąganiem pergaminów i piór z ich
toreb, ale kiedy poszukiwania Umbridge stawały się coraz bardziej szaleńcze,
ich uwaga została uchwycona.
- Moje notatki! – wołała przeraźliwie
ropucha, spoglądając pod swoją kolekcję chińskich kotków i koronkowych
serwetek. – Gdzie moje notatki?
- Uch, Draco – wyszeptał głośno Greg
Goyle, – dlaczego ona nie użyje zwyczajnie Accio?
Draco przewrócił oczami. Nawet klasowy
tuman był mądrzejszy od Umbridge.
– Ponieważ ona jest…
Zanim mógł dokończyć zdanie, profesor
Umbridge – najwyraźniej zainspirowana pytaniem Gregory’ego – krzyknęła:
- Accio
testowe notatki profesor Umbridge!
Ku zaskoczeniu wszystkich, zwój śmignął
z torby Harry’ego i podleciał do wyciągniętej dłoni czarownicy. Nastała chwila
martwej ciszy, złamana w końcu przez szept Rona.
- Niezły żart, kumplu, ale może niezbyt
mądry.
Harry popatrzył na Rona z wściekłością,
potem na torbę, a następnie na profesorkę, której na twarzy powoli rozkwitał
ogromny uśmieszek pełen satysfakcji.
- No, no, panie Potter – powiedziała
cicho. – Teraz okazało się, że jesteś kłamcą oraz oszustem.
- Pani profesor – powiedział z paniką
Harry, – przysięgam, że nie wziąłem pani notatek. Nigdy wcześniej ich nie
widziałem!
- Tak. Po prostu magicznie pojawiły się
w twojej torbie – uśmiechnęła się ironicznie. – Zastanawiam się, co dyrektor
powie na ten temat. Tym razem twój
sława nie ochroni cię przed odpowiednią karą.
Harry przełknął ciężko. Jeśli w
Hogwarcie była jedna osoba, której prawdziwie się bał, był nią dyrektor. Już
raz mężczyzna umieścił go u Dursleyów; kto powie, że nie zrobi tego ponownie?
Podczas gdy starszy czarodziej zawsze wydawał się uprzejmy i oferował Harry’emu
lizaka, gdy tylko się spotykali, Harry doskonale wiedział, że takie zachowanie
może maskować wiele grzechów.
Chyba milion razy słyszał, jak ciotka
Petunia mówi Dudleyowi, że ma „Nigdy nie brać słodyczy od nieznajomych!”,
pewnie dlatego, że wiedziała, że prędzej piekło zamarznie, niż Dudley odmówi
słodyczom. Petunia próbowała przekonać Dudleya o niebezpieczeństwach związanych
z słodyczami rozdawanymi przez nieznajomych poprzez bardzo graficznie opisane
historyjki ostrzegawcze; w efekcie to przekonało jej siostrzeńca, żeby unikał
wszystkich nieznajomych jak plagi, ale nie udało jej się przekonać własnego
syna. W końcu uciekła się do łapówki, obiecując Dudleyowi, że jeśli zrobi to,
co mu kazała, da mu dwa razy więcej lizaków, niż zaoferował mu nieznajomy, gdy
tylko Dudley wróci do domu.
Na nieszczęście dla jego linii, podczas
gdy Dudley nie był bystry, miał pewną zwierzęcą przebiegłość, zwłaszcza, gdy
chodziło o przekąski. Przez następne dwa lata, Petunia była przekonana, że jej
Dudziaczek jest numerem jeden dla brytyjskich pedofilów, ponieważ Dudley
radośnie wynajdywał dziesiątki bajecznych obcych, którzy próbowali zwabić go do
ich przyczep kempingowych wielkimi torbami lizaków. To wtedy Harry zaczął
zdawać sobie sprawę z tego, jak głupi są jego krewni.
W rezultacie, w połączeniu z
dotychczasowymi osiągnięciami Dumbledore’a, potrzebowałby więcej niż kilku
cytrynowych dropsów, by przekonać Harry’ego o miłej naturze dyrektora.
- Ponieważ profesor Dumbledore uznał za
stosowne zniesienie kary cielesnej – w mojej opinii jest to smutny błąd –
uważam, że jedyną rozsądną karą za oszukiwanie jest wydalenie – mruknęła
Umbridge, brzmiąc jak jeden z jej kociąt na wielu obrazach, które wisiały na
ścianach klasy. – Doprawdy, jak wielcy upadają.
Wydalenie! Słowo odbijało się w uszach
Harry’ego. Chwycił za blat biurka, czując, jak cała krew odpływa mu z twarzy.
Umbridge uśmiechnęła się nawet bardziej zjadliwie na oczywiste przerażenie
dziecka.
- Och, tak, panie Potter. Przesadziłeś
tym razem. Obawiam się, że to przestępstwo jest zbyt wielkiej, by przyznać
tylko ujemne punkty i szlaban. Musimy usunąć cię z Hogwartu, zanim zarazisz
innych uczniów swoimi paskudnymi mugolskimi przyzwyczajeniami. Przypuszczam, że
tak się dzieje, kiedy wpuszcza się osoby nieupoważnione do instytucji wyższej
magicznej edukacji – westchnęła.
- Proszę, pani profesor. Naprawdę tego
nie zrobiłem – zaczął błagać Harry. – Przysięgam…
Umbridge machnęła lekceważąco ręką.
- Niech pan zbiera swoje rzeczy, panie
Potter, i wynosi się z mojej klasy. Spotkamy się w gabinecie dyrektora po
zakończeniu zajęć. Już i tak zabrałeś dość czasu innym uczniom, którzy są tu,
by uczyć się materiału, a nie oszukiwać i kłamać przez całe życie.
Jak gdyby we śnie, Harry na ślepo
spakował rzeczy do torby i potykając się, wyszedł z klasy, nieświadomy
zatroskanych spojrzeń przyjaciół. Wydalony! Będzie musiał opuścić Hogwart!
Nawet jeśli dyrektor tylko zawiesi go na jakiś czas, i tak będzie musiał wrócić
do Dursleyów na ten czas i nagle Harry wiedział z absolutnie lodowatą
pewnością, że zrobi wszystko, byle tylko nie wrócić na Privet Drive.
Nie chodziło już tylko o lanie,
polowania na Harry’ego, obowiązki, skąpe posiłki i cienki materac, dany bardzo
niechętnie. Chodziło o pogardę, niechęć i codzienne przypominanie, że chcieli
tylko, by nigdy się nie narodził. To było tak trudne do zniesienia, kiedy
wiedział, że nie ma innego życia, ale teraz… Nie. Nie może tam wrócić.
Ale jaki miał wybór? Gdy tylko zostanie
wydalony, będzie musiał opuścić szkołę i swojego tatę – może na zawsze – a
dyrektor pewnie zabierze go prosto do Dursleyów tak, jakby poprzednie sześć
miesięcy nie miało miejsca. Mimo wszystko dyrektor nie marnował czasu,
wyrzucając tą czwórkę wydalonych Krukonów ze szkolnych ziem.
Harry starał się coś wymyślić, ale było
to trudne, gdy każdy jego instynkt krzyczał do niego wydostań się stąd, uciekaj, zanim złapie cię dyrektor.
Nie miał wiele
pieniędzy – kilka galeonów, które zostały mu po wycieczce do sklepów z Hagridem
– a nawet gdyby je miał, co mógłby zrobić? Nike chętnie nie wynająłby pokoju
dziecku w jego wieku, nie ważne, czy próbowałby w mugolskim, czy czarodziejskim
świecie. Utknął w środku Szkocji, w zamku, który dyrektor musiał dokładnie
znać, bez środków do ucieczki. Mógł odzyskać swoją miotłę, ale przy tej zimowej
pogodzie, zamarznie zanim przeleci milę.
Wiedział, że
niedaleko jest czarodziejska wioska – słyszał o niej od starszych dzieci – ale
pewnie nie była tak duża, by móc się w niej ukryć. Nie, musiał dostać się do
Londynu. Słyszał o żyjących tam samotnie zbiegach. Dzięki Dursleyom, wiedział,
jak robić wiele rzeczy i pewnie mógł zarobić trochę pieniędzy podejmując się
dziwnych prac. Z pewnością nikt nie będzie w stanie znaleźć go wśród tych
milionów ludzi.
Ale jak się tam
dostać? Nie mógłby przejechać się Hogwartem Express – nie wiedział nawet, czy
pociąg przyjeżdżał do Hogwartu, kiedy nie przywoził i odwoził uczniów. Harry
potrząsnął sobą. Nie może stać tu i dygotać. Marnował czas. Najpierw musiał
wydostać się stąd. Mógł się ukryć w Zakazanym Lesie, aż nie wymyśli, jak dostać
się do Londynu, a tam już będzie bezpieczny.
Harry pobiegł do
swojego dormitorium. Wiedział, że spakować niewiele. Nie było wiele sensu w
targaniu ze sobą wielu rzeczy. Gdy dostanie się do Londynu, cokolwiek
wartościowego pewnie zostanie skradzione. Ubrał się w najcieplejsze ciuchy (w
tym w sweter cioci Molly, który dla niego wydziergała) i założył zimowe buty,
które kupił mu tata, pociągając na nosie na myśl, że będzie musiał zostawić
swojego tatę, wraz z resztą czarodziejskiego świata.
Do kieszeni włożył
kilka galeonów, które mu zostały i naskrobał szybką notkę do Rona, prosząc, by
zajął się Hedwigą. Ostatecznie może znajdzie sposób, by ją do niego wysłać, ale
na razie, bezpieczniej będzie zostawić ją tutaj. A Ron potrzebował nowego
zwierzaka, więc wydawało się sprawiedliwe, że ją tu zostawił. Potem Harry
schował ulubione zdjęcia swoich rodziców i profesora Snape’a do najgrubszego
płaszcza, żałując, że nie są bardziej mugolskie, i wciągnął robioną na drutach
czapkę. Zostawił szalik Gryffindoru. Zgadywał, że już dłużej nie był Gryfonem
albo wkrótce nim nie będzie, gdy tylko profesor Umbridge porozmawia z
dyrektorem. Umieścił różdżkę w kaburze. Z opowieści o Hagridzie wiedział, że
gdy jest się wydalonym, łamią różdżkę, a on nie zamierzał oddać swojej bez
walki.
Sprawdził czas.
Zostało tylko 15 minut do zakończenia zajęć. Musiał się spieszyć, jeśli
zamierzał być bezpieczny w Lesie, zanim dyrektor zacznie go szukać, ale
wiedział, że nie zajdzie daleko bez jedzenia. Zorientował się, że będzie
całkiem bezpieczny, jeśli wkradnie się do kuchni i poprosi skrzaty o jakieś
przekąski. Przecież dyrektor nie będzie prosił ich o pomoc w znalezieniu go.
^^^
Tymczasem Ron coraz
bardziej martwił się o Harry’ego. Wyraz zupełnej pustki na twarzy jego kumpla,
kiedy odwracał się, by wyjść z pomieszczenia, był przerażający, nawet gorszy od
całkowitego przerażenia, które pokazał, kiedy Umszmata pierwszy raz wspomniała
o wydaleniu. W końcu rzucił pióro i zamachał gwałtownie ręką.
- Proszę, pani
profesor, muszę do łazienki! – wypaplał. – Naprawdę muszę!
Ignorując pełne
obrzydzenia spojrzenie profesorki i chichoty ze strony klasy, Ron wystrzelił z
pomieszczenia i pospieszył korytarzem, by znaleźć Harry’ego. Myślał, że drugi
chłopak będzie krążył gdzieś w okolicy, mając nadzieję, że zacznie błagać w
swojej sprawie, gdy zajęcia się skończą, ale nigdzie nie było po nim śladu. Ron
przygryzł wargę. Gdzie mógłby Harry pójść? Ron wiedział, że gdyby był na jego
miejscu, pobiegłby prosto do swoich braci i rodziców, ale Harry? Przyzwyczaił
się do dbania o siebie samodzielnie, nie mając dorosłych, którzy by zajęli się
pewnymi sprawami i Ron wewnętrznie podejrzewał, że Harry nie zmierza do lochów.
Nie widział też
Harry’ego w roli potulnie idącego do gabinetu dyrektora, nie ważne, co Umszmata
mu powiedziała, ale gdzie miałby pójść? Przestraszony, sam, przerażony
nadchodzącą karą…? Ron zdecydował się skierować do Wieży. Jeśli Harry nie
będzie w ich pokoju, wtedy znajdzie swoich braci. Oni będą wiedzieć, co robić.
Po przybyciu do
dormitorium, Ron przeklął, co pewnie doprowadziłoby do lania drewnianą łyżką,
gdyby usłyszała go jego matka. Nie było tu Harry’ego! Odwrócił się, by wyjść,
postanawiając poszukać bliźniaków i Percy’ego, kiedy dostrzegł kawałek
pergaminu na jego łóżku. Złapał go i sekundę później śmigał już do lochów. Nie
było czasu na szukanie jego braci – potrzebował swojego wuja!
^^^
Snape ze zmęczeniem
rozważał samobójstwo, obserwując jeszcze jedną klasę z czwartego roku, która
niszczy prosty eliksir. Jeśli uczniowie nie pożerają się nawzajem wzrokiem,
ignorują jego bardzo wyraźne instrukcje i robią wszystko, by wysadzić swoje
kociołki, ich samych oraz jego lochy.
Nagle drzwi otworzyły
się i do środka wpadł rudzielec. Uczniowie krzyknęli z zaskoczenia i upuścili
składniki i mieszadła, a Snape wstał zza biurka, zdecydowany wypatroszyć małego
łajdaka za zwykłą bezczelność.
- Wujku Sev! –
wysapał Ron. – Proszę to przeczytać! – Wyciągnął zmięty kawałek pergaminu do
Mistrza Eliksirów, a Snape, zbyt zaskoczony, by się sprzeciwić, zastosował się
do jego słów. Chwilę później rzucił evanesco na wszystkie warzone
eliksiry w klasie.
- Jesteście wolni! –
warknął przez ramię, wybiegając przez drzwi i zostawiając za sobą zaskoczoną
klasę i zziajanego pierwszorocznego.
CDN…
*w
oryginale Um-bitch, gdzie bitch to suka/ dziwka/itp. Jeśli ktoś ma lepszy pomysł
zamiast Umszmata, nie pogardzę ;)
Postanowiłam sobie, żeby nie było niepotrzebnych komentarzy typu "kiedy next?", że w każdą środę będę dodawała jakąś miniaturkę, skoro mam jeszcze zgody na kilka, a w każdą sobotę, naprzemiennie będzie NDH i SR. Tym sposobem zawsze będziecie wiedzieć, kiedy będzie kolejny rozdział :)
Harry to jeszcze mały chłopiec, do tego z problemami i wcale nie dziwie się, że jego pierwszą myślą była ucieczka. Chociaż Snape będzie na pewno zły, że zielonooki nie przyszedł do niego. W końcu jest jego tatą i troszczy się o niego. Mam nadzieje, że Harry znajdzie się jak najszybciej i nic mu się nie stanie. Bez pieniędzy, w obcym miejscu to będzie ciężkie przeżycie dla chłopaka.
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział.
Strasznie szybki rozdział, dużo się działo! Jestem bardzo ciekawa gdzie się podziała praca domowa Harry'ego (i czemu dla niego Hermiona nie użyła Accio, żeby ją znaleźć) i jak notatki Umbitch się znalazły w torbie Harry'ego. Cieszę się, że Ron się wykazał myśleniem i zamiast rozwiązywać sprawy tego typu samemu, to pobiegł do Severusa. Miła odmiana po kanonie... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://herbaciane-wspomnienie.blogspot.com
Nigdy nie lubiłam różowej pudernicy i tu to samo ,dziwna sprawa z tymi znikającymi pracami,a na koniec podrzucenie testów Harremu ,to niezła intryga i ona w tym tkwi po same uszy.Biorąc pod uwagę przeszłość młodego to można było się spodziewać takiej reakcji.Zawsze radził sobie sam ,nie jest przyzwyczajony by szukać pomocy u dorosłych,ja z kolei liczę na refleks Snape'a i szybkie odnalezienie Harrego. Dziękuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWidzę, że Zgredek się rozkręca w próbach usunięcia Harrego ze szkoły. No i dziennik zaczął już zmieniać Pansy.
OdpowiedzUsuńOby sprawa z ucieczką szybko się wyjaśniła.
Życzę dużo wolnego czasu i weny do PDP.
Okuzwaokuzwokuzwaokuzwa...!! Cholerna różowa ropucha, #$@%%@$$$@%@%@$(**&^&#$^@&%^%#)...!!! *dyszy* GRRR!!! Mam ochotę ją wypatroszyć!!!!! *warczy*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Sev zdąży znalezć Harry'ego, zanim coś mu się stanie... I choć pewnie nie obędzie się bez kary to mam przeczycie, że Umbitch skończy znaaaaaaacznieeeeee gorzej... *zadowolony uśmieszek*
Dobrze, że Ron zrezygnował z szukania braci i zamiast tego od razu pobiegł do Snape'a - dzięki temu raczej szybciej go znajdą... Mam nadzieję...
Echh... Zgredek... Co do zniknięcia pracy domowej - jestem pewna, że to jego sprawka... Co do arkuszy rószoffej Umszmaty - najpierw myślałam, że to ona, ale po namyśle stwierdzam, że równie dobrze w tym też mógł maczać palce Zgredek... zwłaszcza patrząc, jak to się skończyło... *zrezygnowane westchnięcie*
A Pansy... W naprawdę przeważającej większości ff jej nie znoszę (tolerowałam ją jak dotąd w jednym... ewentualnie może dwóch...?), ale jednak trochę mi jej szkoda...
Cóż, mam po prostu nadzieję, że w końcu wszystko się wyjaśni i ułoży...
I że Harry zacznie jednak choć trochę bardziej ufać dorosłym i na nich polegać... Chociaż na niektórych, choćby na tych nielicznych, ale jednak...
Nie mogę się już doczekać następnej części~! Pozdrawiam i życzę WENY, CZASU oraz CHĘCI~!!
~Daga ^.^'
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Severus i jego postawa bardzo mi się podobała, taki niewzruszony jak Harry opowiada o tym jak potraktowała go Umbridge, ale potem rozwala w nerwach pomieszczenie (dobrze, że nie pokazuje przy nim nerwów), co z Harrym? zdążą? oby tak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia