Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 4 marca 2018

ZS - Rozdział 2 – Przerażone pisklę



Młody jastrząb poczuł, że jest sadzany na czymś twardym i sztywnym. Przez chwilę drapał pazurami szukając oparcia, po czym odprężył się i wstał. Ponieważ nie mógł użyć skrzydeł dla zachowania równowagi, przechylił się odrobinę, a strzały bólu sprawiły, że znieruchomiał z cierpieniem. Otworzył dziób i wydał z siebie cichy skrzekliwy odgłos pełen rozpaczy – nie był w stanie sobie pomóc. Ból był niemal nie do zniesienia oraz obawiał się wysokiej postaci, która pochylała się nad nim, od kiedy osłaniający go płaszcz został zdjęty.
Jego duże, bursztynowe oczy przesunęły się po całym ciele. Skulił się, starając się uczynić się mniejszym w nadziei, że nie zostanie zauważony. Drżenie wstrząsnęło nim, gdy ubrane w czerń stworzenie wycelowało w niego patyk i coś wymamrotało.
- Hymm. Wyniki badania pokazują, że jesteś w złym stanie – mruknął Snape, zerkając na młodego jastrzębia z przejęciem. Niewielu ludzi z jego znajomych mogłoby uwierzyć, że był w stanie zatroszczyć się o zwykłe zwierzę, ale w rzeczywistości Severus głęboko lubił drapieżne ptaki, rozumiał je lepiej niż większość ludzi. Jak on sam, były dumne i samotne, z bardzo niewieloma tworzyły głębokie więzi, a gdy tak się stawało, były bezwzględnie lojalne aż do śmierci. Jastrzębie albo sokoły kojarzyły się na całe lata, a gdy ich partner umierał, ten, który pozostawał, nie szukał kolejnego, ale pozostawał samotny, opłakując zmarłego w dostojnym żalu. I nic nie było gwałtowniejsze niż jastrząb broniący swojego gniazda i piskląt. Tak, było wiele podobieństw między jastrzębiami a zachowaniem Snape’a – bronił swoich Ślizgonów z dzikim instynktem opiekuńczym, jak jastrząb swoje młode sokolę oraz kochał Lily z nieskończonym oddaniem i to się nie zmieniło, pomimo czternastu lat od jej śmierci i małżeństwa z jego najbardziej znienawidzonym rywalem.
Snape odkrył młodego jastrzębia przypadkiem, gdy szedł ze swojej wieczornej przechadzki, przed powrotem do kwater, by sprawdzić egzaminy i zadania domowe. Zobaczył ostry kształt, leżący na trawie obok ścieżki przy Sowiarni, a gdy podszedł bliżej, odkrył rannego ptaka.
Początkowo założył, że jastrząb jest martwy, ale po bliższym przyjrzeniu się, dostrzegł, że oddycha, choć był w bardzo złym stanie. Na szczęście, Snape wiedział co nieco o opiece nad ptakami drapieżnymi – zaciekle studiował ich fizjologię i nawyki będąc młodym uczniem, choć nigdy nie był w stanie pozwolić sobie na własnego. Sowa była zbyt droga na skromne wynagrodzenie matki – wszystkie pieniądze szły na szkolne książki, przyzwoity zestaw wag i szaty dla syna na każdy rok.
To już dłużej nie był problem, ale Severus wciąż nie miał własnej sowy, ponieważ obowiązki szpiega Dumbledore’a sprawiły, że posiadanie konkretnej sowy zbyt rzucałoby się w oczy, jak również uczyniłoby go podatnym na zranienie – gdyby nowo wskrzeszony Czarny Pan rozgniewałby się, mógłby wziąć na cal zwierzę Snape’a.
Jednak gdy zobaczył rannego jastrzębia o czerwonym ogonie, kompletnie pozwolił zawładnąć sobą wieloletnim pragnieniem posiadania jednego z tych wspaniałych ptaków oraz ukrytym współczuciu dla biednej istoty i natychmiast zdjął płaszcz, by owinąć nim na wpół przytomnego ptaka, a potem zanieść go do swojego laboratorium. Jego mordercze spojrzenie i szybki krok, momentalnie uciszył pytania i komentarze ciekawych uczniów.
- W kilku miejscach złamałeś skrzydła i rozdarłeś więzadła – przemówił Severus łagodnym, gawędziarskim tonem, starając się uspokoić wzburzonego ptaka, zanim spróbuje mu podać eliksir przeciwbólowy i nieco uspokajającego. – Prawe skrzydło ma roztrzaskaną kość łokciową, ale lewe jest w gorszym stanie – pęknięta kość ramienna i rozdarte odcinki w mięśniach piersiowych, zarówno tych większych, jak i mniejszych. Co oznacza, że będę musiał owinąć cię szyną i opaskami uciskowymi przez przynajmniej tydzień, dwa, ponieważ ptaki drapieżne niezbyt dobrze reagują na magiczny eliksir naprawiający kości, więc mogę dawać ci tylko małą dawkę co kilka dni.
Ptak cierpiał też z powodu szoku. Severus potraktował go lekkim zaklęciem amortyzującym, po czym ponownie owinął ptaka w płaszcz, starając się zapobiec ewentualnym dalszym obrażeniom wywołanym paniką.
Potem szybko przywołał dwie butelki eliksirów i małą strzykawkę bez igły. Napełnił ją do ćwiartki środkiem przeciwbólowym. Ocenił, że młody jastrząb waży niemal funt, był lekko niedożywiony, ale powinien tolerować wymierzoną przez Severusa ilość mikstury.
Ale teraz przyszła najtrudniejsza część – podanie leku ptaku. Najszybszą metodą było włożenie strzykawki do dzioba jastrzębia i pozwolić, by ptak przełknął eliksir. Severus poruszał się powoli i celowo w kierunku ptaka, owijając ramię wokół jego ciała i podnosząc rękę, nakrył oczy zwierzęcia.
Jastrząb zadrżał gwałtownie na widok wielkiej dłoni – mimochodem przypomniał sobie, że stwór przed nim nazywa się człowiekiem, który wyciągał rękę w jego kierunku. Jego pierwszym instynktem było odlecenie, ale jego skrzydła były bezużyteczne, więc powrócił do innej, starodawnej metody odstraszania drapieżników.
Poczekał, aż dłoń znajdzie się tuż nad jego głową – długie palce niemal otarły się o jego czoło – po czym rzucił się do przodu i jednym ruchem jego dziób zamknął się na bladym ciele, zagryzając tak mocno, jak tylko potrafił.
- Aaach! – krzyknął Severus. Dźwięk tak zaskoczył jastrzębia, że puścił krwawiącą rękę Mistrza Eliksirów.
Severus szybko złapał materiał leżący na biurku i owinął go wokół ręki, na której znajdowało się spore nacięcie spowodowane ostrym jak brzytwa dziobem przerażonego ptaka. Spiorunował jastrzębia wzrokiem i warknął: – Cholerne, impertynenckie, przeklęte ptaszysko! Masz szczęście, że jestem w nastroju, by uratować ci życie, bo w przeciwnym razie posiekałbym cię i użył w eliksirze. Na wschodzie części jastrzębi są bardzo pożądane do niektórych eliksirów. Mógłbym wyeksportować twoją wątrobę i oczy za całkiem niezłą sumę. – Rzucił na siebie zaklęcie uzdrawiające, szybko uleczając rozcięcie i obrzucając zranionego ptaka złowrogim spojrzeniem.
To było dziwne, ale Severus mógłby przysiąc, że gdy to powiedział, ptak lekko się zawstydził, kuląc się i spoglądając na błyszczącą powierzchnię stołu tak, jakby żałował swoich działań.
Snape potrząsnął głową na tę śmieszną fantazję i mentalnie skrytykował się za to, że nie zakrył ptaka wcześniej. Nie miał kaptura, więc przywołał czystą tkaninę i użył zaklęcia Przylepca, by związać ją bezpiecznie na głowie jastrzębia, zasłaniając przerażone oczy drapieżnika.
Ptak natychmiast uspokoił się – ciemność wyciszyła go i zrelaksowała.
Severus dał jego oczom kilka minut na przyzwyczajenie się, po czym ponownie spróbował podać lek ptaku. Nacisnął na dziób ptaka, zmuszając ptaka do otwarcia go, po czym ostrożnie nakarmił sokolę eliksirem, upewniając się, że jastrząb przełknie go i nie wypluje.
Pięć minut później, Severus ponownie napełnił strzykawkę i podał rannemu ptakowi eliksir Uspokajający, a po tym, sokolę zaczęło odpływać.
- No i jest! Powinieneś przebywać w objęciach Morfeusza kilka minut, a dzięki temu będę mógł poskładać i owinąć dobrze twoje skrzydła – mruknął Snape. – Chociaż po tym, co właśnie zrobiłeś, powinienem podgrzewać kociołek i oszczędzić sobie poirytowania. – Ale jego ton zaprzeczał ostrym słowom, a palce odsłoniły delikatnie płaszcz, odsłaniając złamane skrzydła.
Jakieś dwadzieścia minut niemal skończył z prawym skrzydłem, używając zestawu bardzo lekkiego mieszadła zrobionego z drewna balsy oraz gazy, by unieruchomić skrzydło, wzmacniając procedurę za pomocą uroku klejącego, by upewnić się, że szyna i bandaże pozostaną na miejscu przez cały czas trwania rekonwalescencji jastrzębia.
Delikatnie ułożył ptaka na boku i zaczął powtarzać procedurę na przeciwległym skrzydle, gdy nagle jego kominek zaczął mienić się genialnym szmaragdem, a Dumbledore wetknął przez niego głowę.
- Severusie, muszę zadać ci bardzo ważne pytanie – widziałeś może…?
- Nie teraz, Albusie! – warknął z irytacją Mistrz Eliksirów. – Jestem w połowie delikatnego… eksperymentu i nie mogę przerwać. Nie może to poczekać? – Odkrył, że dziwnie niechętnie odnosi się do ujawnienia obecności swojego niespodziewanego gościa, choć był prawie pewny, że Albus radowałby się, widząc samotnego czarodzieja z chociaż zwierzątkiem.
Dumbledore potrząsnął głową.
- Wybacz, Severusie, ale nie może. Widziałeś ostatnio Harry’ego Pottera?
- Nie od czasu mojej lekcji z piątym rokiem, dlaczego? – odpowiedział kwaśno Snape. Przerwałeś mi moją operację, by zawracać mi głowę cholernym Potterem, dyrektorze? W tym momencie ten mały bachor może się chrzanić!
- Ponieważ zaginął, Severusie.
Severus zazgrzytał zębami.
- I myślałeś, że go tu znajdziesz?
- Miałem nadzieję, że mimo późnej pory, odrabia u ciebie szlaban – przyznał Dumbledore, a jego niebieskie oczy zostały pozbawione swoich zwykłych iskierek.
- Niestety, Potter nie zarobił sobie na szlaban ze mną od kilku tygodni. Jego udział w zajęciach był w jakiś sposób lepszy niż fatalny – odpowiedział Snape.
- Ach, cóż, miałem nadzieję… - Dyrektor westchnął. – Musimy po prostu dalej szukać.
- Oczywiście – zadrwił Severus. Rzucił niespokojne spojrzenie na jastrzębia, który zaczął się poruszać – eliksir uspokajający był szybciej metabolizowany u ptaków niż u ludzi i jego moc się wyczerpała. – Sprawdzaliście Hogsmeade? Albo boisko do Quidditcha? Potter jest znany z tego, że wałęsa się bez nadzoru po nocy, dokładnie jak jego ojciec.
- Rolanda przeszukała boisko, a Minerva poszła do Hogsmeade. Zwyczajnie nie rozumiem, gdzie się mógł podziać.
Kogo to obchodzi?, Severus zwalczył chęć warczenia. To tak typowe dla Pottera. Jego lekkomyślne zachowanie i lekceważenie reguł szkolnych spowodowało, że cała kadra chodzi teraz podenerwowana i bez wątpienia arogancki chłopak ukrył się gdzieś, uśmiechając się ironicznie z powodu wspaniałego dowcipu, który wszystkim wyciął, pomyślał ze złością Mistrz Eliksirów.
- Jest nieodpowiedzialnym nastolatkiem, Albusie. Bez wątpienia przygotował to przedstawienie, by zyskać więcej uwagi od strony prasy i tym podobnych. Im więcej nagłówków w Proroku, tym więcej sławy zyska dla siebie.
- Severusie, nie sądzę…
- Wybacz, Albusie, ale jestem w krytycznym etapie i muszę się teraz całkowicie skoncentrować – przerwał mu Severus – jastrząb zaczął szeleścić ogonem.
Wyczuwając, że na razie niczego nie osiągnie, Dumbledore wycofał się, mówiąc:
- Kiedy skończysz, Severusie, docenię twoją pomoc w poszukiwaniach.
Severus zacisnął pięść, bo choć było to powiedziane cicho, wiedział, że Albus wydał mu rozkaz, a nie poprosił.
- Dobrze – powiedział krótko. – Przyjdę tak szybko, jak tylko mogę.
- Dziękuję, Severusie. Może uda ci się coś, co nam się nie powiodło, mój chłopcze, biorąc wszystko pod uwagę – oświadczył Albus, po czym wycofał się z Sieci Fiuu.
- Gdy cholerny Czarny Pan zaczynie recytować haiku, Dumbledore! – burknął pod nosem, po czym wrócił do opatrywania rannego jastrzębia, szybko opatrując i zawijając przeciwległe skrzydło, a następnie dając ptaku małą dawkę eliksiru naprawiającego kości, by przyspieszyć proces.
Ostrożnie umieścił rannego ptaka na zapasowej żerdzi dla Strzały – szkolnej sowy, która wysyłała listy członkom Zakonu – i przywołał z szuflady skórzany sznur, zrobił kilka prowizorycznych pęt sokolniczych i założył je na jastrzębia, upewniając się, że ptak pozostanie na żerdzi.
Młody jastrząb wydał z siebie cichy okrzyk, a Severus pogładził delikatnie nakrapianą pierś, szepcząc:
- Cicho. Już po wszystkim. Odpoczywaj, a wkrótce wrócę, by cię nakarmić. – Wyszeptał urok, by podnieść temperaturę w pokoju, żeby jastrząb nie zmarzł, a następnie chwycił płaszcz i wyszedł przez drzwi, wewnętrznie potępiając cholernego Harry’ego Pottera aż do samych wrót piekieł za to, że zmuszał go do opuszczenia jastrzębia o czerwonym ogonie w tak krytycznym momencie. Ale to było też typowe dla Pottera – zawsze rujnuje te kilka cennych chwil w życiu Snape’a. Cokolwiek się wydarzyło, zawsze mógł liczyć na to, że Potter wszystko zepsuje – w taki albo inny sposób, pomyślał żałośnie Snape, delikatnie zamykając za sobą drzwi.


2 komentarze:

  1. dziękuje za kolejny rozdział pozdrawiam Gosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, Severus z taka delikatnością się opiekuje... ha raczej tak prędko to nie znajdą Harrego Pottera...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń