Młody jastrząb poczuł, że jest sadzany na czymś twardym i
sztywnym. Przez chwilę drapał pazurami szukając oparcia, po czym odprężył się i
wstał. Ponieważ nie mógł użyć skrzydeł dla zachowania równowagi, przechylił się
odrobinę, a strzały bólu sprawiły, że znieruchomiał z cierpieniem. Otworzył
dziób i wydał z siebie cichy skrzekliwy odgłos pełen rozpaczy – nie był w
stanie sobie pomóc. Ból był niemal nie do zniesienia oraz obawiał się wysokiej
postaci, która pochylała się nad nim, od kiedy osłaniający go płaszcz został
zdjęty.
Jego duże, bursztynowe oczy przesunęły się po całym
ciele. Skulił się, starając się uczynić się mniejszym w nadziei, że nie
zostanie zauważony. Drżenie wstrząsnęło nim, gdy ubrane w czerń stworzenie
wycelowało w niego patyk i coś wymamrotało.
- Hymm. Wyniki badania pokazują, że jesteś w złym stanie
– mruknął Snape, zerkając na młodego jastrzębia z przejęciem. Niewielu ludzi z
jego znajomych mogłoby uwierzyć, że był w stanie zatroszczyć się o zwykłe zwierzę,
ale w rzeczywistości Severus głęboko lubił drapieżne ptaki, rozumiał je lepiej
niż większość ludzi. Jak on sam, były dumne i samotne, z bardzo niewieloma
tworzyły głębokie więzi, a gdy tak się stawało, były bezwzględnie lojalne aż do
śmierci. Jastrzębie albo sokoły kojarzyły się na całe lata, a gdy ich partner
umierał, ten, który pozostawał, nie szukał kolejnego, ale pozostawał samotny,
opłakując zmarłego w dostojnym żalu. I nic nie było gwałtowniejsze niż jastrząb
broniący swojego gniazda i piskląt. Tak, było wiele podobieństw między
jastrzębiami a zachowaniem Snape’a – bronił swoich Ślizgonów z dzikim
instynktem opiekuńczym, jak jastrząb swoje młode sokolę oraz kochał Lily z
nieskończonym oddaniem i to się nie zmieniło, pomimo czternastu lat od jej
śmierci i małżeństwa z jego najbardziej znienawidzonym rywalem.
Snape odkrył młodego jastrzębia przypadkiem, gdy szedł ze
swojej wieczornej przechadzki, przed powrotem do kwater, by sprawdzić egzaminy
i zadania domowe. Zobaczył ostry kształt, leżący na trawie obok ścieżki przy
Sowiarni, a gdy podszedł bliżej, odkrył rannego ptaka.
Początkowo założył, że jastrząb jest martwy, ale po
bliższym przyjrzeniu się, dostrzegł, że oddycha, choć był w bardzo złym stanie.
Na szczęście, Snape wiedział co nieco o opiece nad ptakami drapieżnymi –
zaciekle studiował ich fizjologię i nawyki będąc młodym uczniem, choć nigdy nie
był w stanie pozwolić sobie na własnego. Sowa była zbyt droga na skromne
wynagrodzenie matki – wszystkie pieniądze szły na szkolne książki, przyzwoity
zestaw wag i szaty dla syna na każdy rok.
To już dłużej nie był problem, ale Severus wciąż nie miał
własnej sowy, ponieważ obowiązki szpiega Dumbledore’a sprawiły, że posiadanie
konkretnej sowy zbyt rzucałoby się w oczy, jak również uczyniłoby go podatnym
na zranienie – gdyby nowo wskrzeszony Czarny Pan rozgniewałby się, mógłby wziąć
na cal zwierzę Snape’a.
Jednak gdy zobaczył rannego jastrzębia o czerwonym
ogonie, kompletnie pozwolił zawładnąć sobą wieloletnim pragnieniem posiadania
jednego z tych wspaniałych ptaków oraz ukrytym współczuciu dla biednej istoty i
natychmiast zdjął płaszcz, by owinąć nim na wpół przytomnego ptaka, a potem
zanieść go do swojego laboratorium. Jego mordercze spojrzenie i szybki krok,
momentalnie uciszył pytania i komentarze ciekawych uczniów.
- W kilku miejscach złamałeś skrzydła i rozdarłeś
więzadła – przemówił Severus łagodnym, gawędziarskim tonem, starając się
uspokoić wzburzonego ptaka, zanim spróbuje mu podać eliksir przeciwbólowy i
nieco uspokajającego. – Prawe skrzydło ma roztrzaskaną kość łokciową, ale lewe
jest w gorszym stanie – pęknięta kość ramienna i rozdarte odcinki w mięśniach piersiowych,
zarówno tych większych, jak i mniejszych. Co oznacza, że będę musiał owinąć cię
szyną i opaskami uciskowymi przez przynajmniej tydzień, dwa, ponieważ ptaki
drapieżne niezbyt dobrze reagują na magiczny eliksir naprawiający kości, więc
mogę dawać ci tylko małą dawkę co kilka dni.
Ptak cierpiał też z powodu szoku. Severus potraktował go
lekkim zaklęciem amortyzującym, po czym ponownie owinął ptaka w płaszcz,
starając się zapobiec ewentualnym dalszym obrażeniom wywołanym paniką.
Potem szybko przywołał dwie butelki eliksirów i małą
strzykawkę bez igły. Napełnił ją do ćwiartki środkiem przeciwbólowym. Ocenił,
że młody jastrząb waży niemal funt, był lekko niedożywiony, ale powinien
tolerować wymierzoną przez Severusa ilość mikstury.
Ale teraz przyszła najtrudniejsza część – podanie leku
ptaku. Najszybszą metodą było włożenie strzykawki do dzioba jastrzębia i
pozwolić, by ptak przełknął eliksir. Severus poruszał się powoli i celowo w
kierunku ptaka, owijając ramię wokół jego ciała i podnosząc rękę, nakrył oczy
zwierzęcia.
Jastrząb zadrżał gwałtownie na widok wielkiej dłoni –
mimochodem przypomniał sobie, że stwór przed nim nazywa się człowiekiem, który
wyciągał rękę w jego kierunku. Jego pierwszym instynktem było odlecenie, ale
jego skrzydła były bezużyteczne, więc powrócił do innej, starodawnej metody
odstraszania drapieżników.
Poczekał, aż dłoń znajdzie się tuż nad jego głową –
długie palce niemal otarły się o jego czoło – po czym rzucił się do przodu i
jednym ruchem jego dziób zamknął się na bladym ciele, zagryzając tak mocno, jak
tylko potrafił.
- Aaach! – krzyknął Severus. Dźwięk tak zaskoczył
jastrzębia, że puścił krwawiącą rękę Mistrza Eliksirów.
Severus szybko złapał materiał leżący na biurku i owinął
go wokół ręki, na której znajdowało się spore nacięcie spowodowane ostrym jak
brzytwa dziobem przerażonego ptaka. Spiorunował jastrzębia wzrokiem i warknął:
– Cholerne, impertynenckie, przeklęte ptaszysko! Masz szczęście, że jestem w
nastroju, by uratować ci życie, bo w przeciwnym razie posiekałbym cię i użył w
eliksirze. Na wschodzie części jastrzębi są bardzo pożądane do niektórych
eliksirów. Mógłbym wyeksportować twoją wątrobę i oczy za całkiem niezłą sumę. –
Rzucił na siebie zaklęcie uzdrawiające, szybko uleczając rozcięcie i obrzucając
zranionego ptaka złowrogim spojrzeniem.
To było dziwne, ale Severus mógłby przysiąc, że gdy to
powiedział, ptak lekko się zawstydził, kuląc się i spoglądając na błyszczącą
powierzchnię stołu tak, jakby żałował swoich działań.
Snape potrząsnął głową na tę śmieszną fantazję i
mentalnie skrytykował się za to, że nie zakrył ptaka wcześniej. Nie miał
kaptura, więc przywołał czystą tkaninę i użył zaklęcia Przylepca, by związać ją
bezpiecznie na głowie jastrzębia, zasłaniając przerażone oczy drapieżnika.
Ptak natychmiast uspokoił się – ciemność wyciszyła go i
zrelaksowała.
Severus dał jego oczom kilka minut na przyzwyczajenie
się, po czym ponownie spróbował podać lek ptaku. Nacisnął na dziób ptaka,
zmuszając ptaka do otwarcia go, po czym ostrożnie nakarmił sokolę eliksirem,
upewniając się, że jastrząb przełknie go i nie wypluje.
Pięć minut później, Severus ponownie napełnił strzykawkę
i podał rannemu ptakowi eliksir Uspokajający, a po tym, sokolę zaczęło
odpływać.
- No i jest! Powinieneś przebywać w objęciach Morfeusza
kilka minut, a dzięki temu będę mógł poskładać i owinąć dobrze twoje skrzydła –
mruknął Snape. – Chociaż po tym, co właśnie zrobiłeś, powinienem podgrzewać
kociołek i oszczędzić sobie poirytowania. – Ale jego ton zaprzeczał ostrym
słowom, a palce odsłoniły delikatnie płaszcz, odsłaniając złamane skrzydła.
Jakieś dwadzieścia minut niemal skończył z prawym
skrzydłem, używając zestawu bardzo lekkiego mieszadła zrobionego z drewna balsy
oraz gazy, by unieruchomić skrzydło, wzmacniając procedurę za pomocą uroku
klejącego, by upewnić się, że szyna i bandaże pozostaną na miejscu przez cały
czas trwania rekonwalescencji jastrzębia.
Delikatnie ułożył ptaka na boku i zaczął powtarzać
procedurę na przeciwległym skrzydle, gdy nagle jego kominek zaczął mienić się
genialnym szmaragdem, a Dumbledore wetknął przez niego głowę.
- Severusie, muszę zadać ci bardzo ważne pytanie –
widziałeś może…?
- Nie teraz, Albusie! – warknął z irytacją Mistrz
Eliksirów. – Jestem w połowie delikatnego… eksperymentu i nie mogę przerwać.
Nie może to poczekać? – Odkrył, że dziwnie niechętnie odnosi się do ujawnienia
obecności swojego niespodziewanego gościa, choć był prawie pewny, że Albus radowałby
się, widząc samotnego czarodzieja z chociaż zwierzątkiem.
Dumbledore potrząsnął głową.
- Wybacz, Severusie, ale nie może. Widziałeś ostatnio
Harry’ego Pottera?
- Nie od czasu mojej lekcji z piątym rokiem, dlaczego? –
odpowiedział kwaśno Snape. Przerwałeś mi
moją operację, by zawracać mi głowę cholernym Potterem, dyrektorze? W tym
momencie ten mały bachor może się chrzanić!
- Ponieważ zaginął, Severusie.
Severus zazgrzytał zębami.
- I myślałeś, że go tu znajdziesz?
- Miałem nadzieję, że mimo późnej pory, odrabia u ciebie
szlaban – przyznał Dumbledore, a jego niebieskie oczy zostały pozbawione swoich
zwykłych iskierek.
- Niestety, Potter nie zarobił sobie na szlaban ze mną od
kilku tygodni. Jego udział w zajęciach był w jakiś sposób lepszy niż fatalny –
odpowiedział Snape.
- Ach, cóż, miałem nadzieję… - Dyrektor westchnął. –
Musimy po prostu dalej szukać.
- Oczywiście – zadrwił Severus. Rzucił niespokojne
spojrzenie na jastrzębia, który zaczął się poruszać – eliksir uspokajający był
szybciej metabolizowany u ptaków niż u ludzi i jego moc się wyczerpała. –
Sprawdzaliście Hogsmeade? Albo boisko do Quidditcha? Potter jest znany z tego,
że wałęsa się bez nadzoru po nocy, dokładnie jak jego ojciec.
- Rolanda przeszukała boisko, a Minerva poszła do Hogsmeade.
Zwyczajnie nie rozumiem, gdzie się mógł podziać.
Kogo to obchodzi?, Severus zwalczył chęć
warczenia. To tak typowe dla Pottera.
Jego lekkomyślne zachowanie i lekceważenie reguł szkolnych spowodowało, że cała
kadra chodzi teraz podenerwowana i bez wątpienia arogancki chłopak ukrył się
gdzieś, uśmiechając się ironicznie z powodu wspaniałego dowcipu, który
wszystkim wyciął, pomyślał ze złością Mistrz Eliksirów.
- Jest nieodpowiedzialnym nastolatkiem, Albusie. Bez
wątpienia przygotował to przedstawienie, by zyskać więcej uwagi od strony prasy
i tym podobnych. Im więcej nagłówków w Proroku, tym więcej sławy zyska dla
siebie.
- Severusie, nie sądzę…
- Wybacz, Albusie, ale jestem w krytycznym etapie i muszę
się teraz całkowicie skoncentrować – przerwał mu Severus – jastrząb zaczął
szeleścić ogonem.
Wyczuwając, że na razie niczego nie osiągnie, Dumbledore
wycofał się, mówiąc:
- Kiedy skończysz, Severusie, docenię twoją pomoc w
poszukiwaniach.
Severus zacisnął pięść, bo choć było to powiedziane
cicho, wiedział, że Albus wydał mu rozkaz, a nie poprosił.
- Dobrze – powiedział krótko. – Przyjdę tak szybko, jak
tylko mogę.
- Dziękuję, Severusie. Może uda ci się coś, co nam się
nie powiodło, mój chłopcze, biorąc wszystko pod uwagę – oświadczył Albus, po
czym wycofał się z Sieci Fiuu.
- Gdy cholerny Czarny Pan zaczynie recytować haiku,
Dumbledore! – burknął pod nosem, po czym wrócił do opatrywania rannego
jastrzębia, szybko opatrując i zawijając przeciwległe skrzydło, a następnie
dając ptaku małą dawkę eliksiru naprawiającego kości, by przyspieszyć proces.
Ostrożnie umieścił rannego ptaka na zapasowej żerdzi dla
Strzały – szkolnej sowy, która wysyłała listy członkom Zakonu – i przywołał z
szuflady skórzany sznur, zrobił kilka prowizorycznych pęt sokolniczych i
założył je na jastrzębia, upewniając się, że ptak pozostanie na żerdzi.
Młody jastrząb wydał z siebie cichy okrzyk, a Severus
pogładził delikatnie nakrapianą pierś, szepcząc:
- Cicho. Już po wszystkim. Odpoczywaj, a wkrótce wrócę,
by cię nakarmić. – Wyszeptał urok, by podnieść temperaturę w pokoju, żeby jastrząb
nie zmarzł, a następnie chwycił płaszcz i wyszedł przez drzwi, wewnętrznie
potępiając cholernego Harry’ego Pottera aż do samych wrót piekieł za to, że
zmuszał go do opuszczenia jastrzębia o czerwonym ogonie w tak krytycznym
momencie. Ale to było też typowe dla Pottera – zawsze rujnuje te kilka cennych
chwil w życiu Snape’a. Cokolwiek się wydarzyło, zawsze mógł liczyć na to, że
Potter wszystko zepsuje – w taki albo inny sposób, pomyślał żałośnie Snape,
delikatnie zamykając za sobą drzwi.
dziękuje za kolejny rozdział pozdrawiam Gosia
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Severus z taka delikatnością się opiekuje... ha raczej tak prędko to nie znajdą Harrego Pottera...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia