Złamane
Skrzydła
Autorka:
Snapegirlkmf
Oryginał: Broken
Wings
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: -
Ilość części: 34
Harry podciągnął
kolana do piersi i ułożył na nich głowę, słuchając uważnie sów, które cicho
ćwierkały i hukały do siebie w Sowiarni. Książka o ani magicznych przemianach,
którą pożyczył z biblioteki, mówiła, że musi być w spokojnym i odosobnionym
miejscu, by skoncentrować się na znalezieniu swojego wybranego zwierzęcia.
Książka mówiła
też, że instynktownie będzie przyciągany przez gatunek zwierzęcia, z którym był
spokrewniony. Wysunął spod koszuli wielką Światową Encyklopedię Gatunków
Zwierząt, którą latem zwędził z pokoju Dudleya. Zbierała kurz na szafce jego
kuzyna, więc chłopak nie będzie za nią tęsknił.
Zaczął studiować
książkę o animagii podczas przerwy świątecznej, by skupić się na czymś innym
niż okropne koszmary, które wciąż go nawiedzały po ostatnim zadaniu Turnieju
Trójmagicznego, podczas którego umarł Cedric, zabity ponieważ stanął na drodze
do prawdziwego celu – Harry’ego. Harry’ego, którego krew została odebrana, by
wskrzesić piekielnego czarodzieja, Voldemorta, z martwych.
Harry wciąż miał
koszmary o rytuale krwi, sposobie, w jaki lojalny Pettigrew odciął sobie rękę,
by umożliwić niegodziwemu czarnoksiężnikowi odzyskać ciało, by jego cuchnący
duch mógł w nim zamieszkać. Kiedy Pettigrew wyciągnął zakrwawione, lśniące
stworzenie z kotła… wielkości pięcioletniego dziecka, ale noszącego zimną,
okrutną twarz i oczy węża… oczy, które widziały drugą stronę drzwi śmierci, a
mimo to wciąż znosiły całe zło, które ich właściciel zrobił w życiu… Czy to
dziwne, że Harry obudził się krzycząc z powodu cholernego morderstwa?
Oczywiście jego
krewni byli wyraźnie niewspółczujący, krzycząc na niego, by się zamknął i szedł
spać, że był cholernie irytujący, budzącym ich w nocy bachorem, jęczącym i
zawodzącym, niczym rzygający dzieciak. Harry nauczył się spać z rogiem poduszki
albo prześcieradła w ustach, by stłumić krzyki.
Albo, przez
większość nocy, w ogóle nie spał, nie odważał się zamykać ponownie oczy i
zobaczyć upadającego Cedrica z wyrazem zdziwienia i niedowierzania na swojej
całkiem szczerej twarzy… jego życie zgasło zanim się w ogóle zaczęło. Sprowadź moje ciało, Harry. Sprowadź moje
ciało. Wciąż słyszał w głowie ostatnie życzenie martwego Cedrica, a potem
budził się, wyjąc z zaprzeczeniem, drżąc, zraniony na duszy.
Więc zaczął
studiować tekst, sądząc, że wszystko jest lepsze niż słyszenie jego głosu w
swojej głowie. A instrukcja w tekście była interesująca i pozwalała mu skupić
się wyłącznie na tym aspekcie magii, aspekcie, którego desperacko pragnął
opanować.
Jego ojciec
chrzestny powiedział mu, że James stał się animagiem na piątym roku, a on,
Syriusz, i Pettigrew potem nauczyli się przemieniać. Więc, rozumował Harry, również
będzie w stanie to zrobić.
Nie powiedział
nikomu o swojej decyzji. Po tym, co się stało z Diggorym i po tym, jak
Ministerstwo niemal wyrzuciło go ze szkoły, gdy obronił Dudleya przed
dementorami, nie ufał nikomu. Lepiej było, jeśli jego przyjaciele nie
wiedzieli, co knuje. W rzeczywistości lepiej by było, gdyby nie miał żadnych
przyjaciół, bo wtedy nie mogliby zostać zabici za związek z nim. Nie żeby ostatnio chcieli mieć ze mną
cokolwiek wspólnego. Ron mówi tylko o Quidditchu, stworzeniu drużyny i stara
się zdecydować, czy bardziej chce migdalić się z Lavender czy Hermioną.
Hermiona zaś ma obsesję na punkcie SUMów, nauki i nie zorientowałaby się, że
jakiś facet się w niej kocha, nawet gdyby ukląkł na kolano i ogłosił to przed
całą szkołą.
Pomiędzy Prorokiem,
który pisał codzienne artykuły o tym, że jest szalony oraz ludźmi, szepczącymi
o nim za jego plecami, czy było to dziwne, że wolał samotność Sowiarni?
Dumbledore unikał go cały semestr, Syriusz musiał zmierzyć się z własnymi
problemami i Harry nie czuł się dobrze, nakładając na niego dodatkowy ciężar.
Sypiał sam w
pokoju wspólnym albo tutaj, w Sowiarni, na starych kocach, które podkradł z
szafki na zaopatrzenie. Tym sposobem swoimi gorączkowymi snami niepokoił tylko
nocne zwierzęta i koty z kurzu.
Ponownie
przewrócił stronę encyklopedii zwierząt i ponownie jego kciuk opadł na strony
oznaczone jako ptaki drapieżne. Wciąż go przyciągały. Ptak drapieżny. Wspaniałe
ptaki, które wznosiły się na wietrze i opuszczały niebo tylko po to, by
zapolować lub się przespać. Patrzył z tęsknotą na zdjęcia jastrzębi, sokołów,
orłów. Jego sowa śnieżna wpatrywała się w niego od ilustrowanej ósmej do
dziesiątej strony.
Jego oczy znów
zostały przyciągnięte przez jastrzębie - jednego szczególnego jastrzębia -
gatunek, który nawet nie pochodzi z Wysp Brytyjskich.
Myszołów
rdzawosterny.
Był tam obraz
brązowego jastrzębia z charakterystycznym, czerwonym upierzeniem, lecącego
przez efektowny pas nieba. Palce Harry’ego zacisnęły się na książce. Drżał,
patrząc na zdjęcie i badając je tak intensywnie, jakby próbował wchłonąć je we
własne ciało.
Tak piękny. Tak dziki i wolny. Może polecieć
gdziekolwiek chce, kiedy chce, gdziekolwiek wiatr go poniesie.
Chciałbym… och, chciałbym… mieć taką wolność.
Zaatakowała go
miażdżąca samotność. Potrząsnął głową, zdecydowany nie poddać się rozpaczy.
Musiał znaleźć
sposób, by odblokować swoją animagiczną formę. To było jedyne wyjście z jego
ponurego, żałosnego życia.
Pochylił głowę i
skoncentrował się, chcąc, by jego magia się obudziła, by się skupił.
Proszę, proszę. Potrzebuję tego. Muszę uciec,
muszę lecieć, by poczuć wiatr pod własnymi skrzydłami. Już nie chcę być Harrym
Potterem… Mam dość bycia chłopcem, który przeżył, cholernym zbawicielem, o
którego nikt się nie troszczy.
Chcę być tylko… wolny.
I nareszcie coś w
jego wnętrzu obudziło się, zwołane przez potrzebę i desperację.
Poczuł, że drży,
rozciąga się, a jego ciało raz płonie gorącem a raz gorzkim chłodem.
Książka
wyślizgnęła się z jego dłoni, ponieważ już dłużej ich nie miał, by ją trzymać.
Miał skrzydła,
szpony i wielki haczykowaty dziób. Jego oczy były bystre tak, że mógł zobaczyć
pojedyncze ziarenka na drewnie pod jego stopami i lotki najbliższej brązowej
sowy.
Otworzył usta, by
przemówić i wydobyło się z niego tylko jastrzębie „kree-eee-ar”.
Sowy zaszeleściły
na swoich żerdziach, przyglądając się nowemu przybyszowi z podejrzliwością i
nieufnością.
Młody jastrząb,
który jeszcze niedawno był chłopcem o imieniu Harry, wyczuł irytację, niepokój
i zaczął szukać od nich ucieczki.
Ignorując wściekłe
spojrzenia i ostrzegawcze syknięcia, jastrząb podszedł niezdarnie do szeroko
otwartego okna i przysiadł na krawędzi.
Niebo właśnie
ciemniało od różowego złota do koloru indygo i jastrząb nagle poczuł ogromne
pragnienie, by rozwinąć skrzydła i wzbić się w bezkres.
Wiatr zaszumiał
wokół wieży, szepcząc uwodzicielski refren. Chodź
i leć. Chodź i leć.
Nie będąc w stanie
oprzeć się temu syreniemu śpiewowi, jastrząb rozłożył skrzydła i wyskoczył z
wieży.
Jego skrzydła
złapały ciąg powietrza i w jednym zatrzymującym serce momencie, wzniósł się nad
ziemię, nieskrępowany i wolny.
Ale potem boczny
wiatr uderzył w nowo-opierzonego animaga, jego skrzydła potknęły się w
powietrzu i jastrzębi instynkt został zmiażdżony przez chwilowe, czyste,
ludzkie przerażenie.
Wystarczyła ta
chwila.
Wiatr uniósł w
górę lekkiego ptaka i rzucił nim przez niebo. Całkowicie panikując, Harry
próbował opuścić skrzydła, by pozostać w górze, ale bez jastrzębiego instynktu,
który by go poprowadził, nie miał pojęcia, jak latać tak, jak dziecko nie wie,
jak chodzić.
Odkrył, że spada,
skrzecząc w przerażeniu, a wiatr uderzył nim mocno o kamienną ścianę budynku.
Poczuł, że coś się łamie i ze skrzydła wystrzelił w niego rozdzierający ból.
Kree-eee-ar!
Potem
koziołkował, jego lewe skrzydło zwisało bezwładnie, póki nie uderzył w ziemię z
obrzydliwie głuchym odgłosem. Poczuł, jak coś trzasnęło w przeciwległym
skrzydle, a potem nie mógł już dłużej znieść bólu i zemdlał, tonąc w głębokim,
czarnym rozlewisku, jako pojedyncza ofiara wolności, zmiażdżona w ułamku
sekundy.
Zamrugał – raz,
drugi – i powoli otworzył oczy, odkrywając, że patrzy na świat ciemności.
Sapnął, otwierając usta, by wykrzyczeć pytanie i usłyszał słaby pisk rozpaczy
rannego jastrzębia.
- Przestań się
ruszać, głupi ptaku – rozkazał cichy głos, jedwabisty, jednak z nutką lodu. – Skrzywdzisz
się jeszcze mocniej, jeśli będziesz walczył. Nie ruszaj się!
Wtedy jastrząb
przestał się ruszać z powodu ogromnego bólu i przerażenia, jednak ten głos
wydawał się znajomy. A coś znajomego to coś dobrego. Jastrząb uspokoił się,
zagrzebując swoją głowę w swoją pierś, czując się chorym, a jednak bezpiecznym.
Jego nogi trzymały mocno pokryte tkaniną przedramię, wtulając się w dziwne
ciepło, które wydawało dziwny odgłos: stuk,
stuk!
Hałas powinien
przestraszyć rannego ptaka, jednak był dziwnie uspokajający. Jastrząb wtulił
się głębiej w płaszcz, który został naprędce owinięty wokół jego połamanego
ciała i zapadł w stan półświadomości.
Po wibracjach i
echu kroków mógł powiedzieć, że gdzieś go niesiono, ale to tyle. Jastrząb
zadrżał, wydając z siebie odgłosy niepokoju, gdy Mistrz Eliksirów niósł go do
laboratorium. Każdy ruch szarpał jego połamanymi skrzydłami i powodował agonię,
mimo że Snape naprawdę starał się iść szybko i ostrożnie.
- Cicho.
Aportowałbym się, gdybym tylko mógł, ale dyrektor nałożył osłony
antydeportacyjne, a to oznacza, że musimy iść – mruknął jedwabistym głosem, a
lód zniknął z jego tonu. – Odpręż się. Wkrótce będziemy w moim laboratorium, a
tam zobaczę, co sobie zrobiłeś. Musisz być zbiegłym zwierzakiem jakiegoś
sokolnika, bo z tego co wiem, myszołowy rdzawosterne nie występują ani w
Szkocji, ani w Anglii.
Tym właśnie jestem?, zastanawiał się oszołomiony jastrząb. Tak, tak musi być. Nie mogę sobie
przypomnieć niczego poza leceniem, a potem spadaniem.
Jastrząb
zapiszczał, a dreszcz przeszedł przez jego ciało, gdy przypomniał sobie to
okropne nurkowanie, a potem straszny ból. Wtulił się głębiej w pierś swojego
mrocznego ratownika, ufając, że jego głos zniweluje ten ostry ból – w ten czy inny
sposób.
A więc, jak widzicie, rozpoczynamy nową serię - Złamane Skrzydła. Po przeprowadzonej na blogu ankiecie, stwierdziłam, że rozdziały będą pojawiać się następująco: dwa rozdziały Złamanych Skrzydeł naprzemiennie z jednym rozdziałem Ciężaru Przeznaczenia - kontynuacji NS i SR.
Rozdziały będą pojawiały się tylko w weekendy! W zależności od tego ile dam rady przetłumaczyć w ciągu tygodnia i weekendu, tyle pojawi się naraz rozdziałów, więc sprawdzajcie, czy nie dodałam dwóch lub trzech rozdziałów na raz (w co wątpię - piekielne studia -_-).
Życzę miłego czytania i czekam na pierwsze komentarze :D
Ten chłopak zawsze pakuje się w tarapaty. Cieszę się niezmiernie mogąc czytać kolejne Twoje tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
O rany, rany! Jak się cieszę na to tłumaczenie. Dziękuję, pozdrawiam i życzęchwil wytchnienia na studiach.
OdpowiedzUsuńRaisa
wielkie dzięki za to tłumaczenie:-).
OdpowiedzUsuńHarry jak zwykle po gryfońsku najpierw robi potem myśli czy w tej książęce nie pisało że animag w formie ptaka musi się nauczyć latać, bez tego nie było by fika ha ha ha.
Czekam z utęsknieniem na kolejne rozdziały szczególnie na czwarty. życzę czasu na tłumaczenie weny i zdrowia pozdrawiam Gosia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, jak zawsze Harry pakuje się w kłopoty, jak dla mnie to tak jakby życzenie zostało spełnione, bo zapragnął i bam jest już ptakiem, dobrze że Severus znalazł się akurat w tamtym momencie i zabrał go ze sobą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia