Niedługo
później, zmęczony i szczęśliwy Harry transmutował różne przyrządy do sprzątania
w ich zwykłe nieciekawe postacie i wbił się z powrotem w szaty.
-
To było naprawdę super, pani profesor! – powiedział swojej Opiekunce Domu z
entuzjazmem zwykle zarezerwowanym dla Quidditcha.
-
Mam nadzieję, panie Potter, że jest pan na tyle inteligentny, by zrozumieć, że
to nie był typowy szlaban. Żaden kolejny ze mną nie będzie miał podobnej zgody
na takie coś – ostrzegła surowo.
-
Tak, pani profesor – zgodził się, mimo że wewnętrznie przewrócił oczami. Merlinie, czy ona myśli, że jestem aż tak
tępy?
-
Bardzo dobrze, panie Potter. Do łóżka.
-
Dobranoc, pani profesor – powiedział radośnie, przytulając ją krótko i
odbiegając, zanim wyrwała się zdumieniu.
Minerva
wyprostowała szaty i odchrząknęła z pewnym zakłopotaniem. Harry zdawał się mieć
nawyk… adoptowania… ludzi. Zaczęła rozumieć, dlaczego Severus tak obawiał się o
wpływ chłopca na jego reputację Złego Nietoperza. W momencie, gdy Weasley nazwie mnie „ciocią Min”, obiecała sobie, zobliwiatuję całą szkołę.
Harry
dotarł do wieży Gryffindoru chwilę przed godziną policyjną, a mimo to kiedy
wślizgiwał się przez dziurę w portrecie, pokój wspólny był zatłoczony. Jego
przemoczone i brudne ubrania sprawiły, że urwały się wszystkie rozmowy.
-
Merlinie, Harry! – wykrzyknął ze zdumieniem Ron. – Co ona kazała ci robić?
-
Och, Harry, wszystko w porządku? – zapytała przestraszona Hermiona, podczas gdy
reszta wieży skupiła się wokół.
Ponownie
ukazała się rozkwitająca ślizgońska natura Harry’ego. Westchnął ciężko i
powiedział całkowitą prawdę.
-
Profesor McGonagall dała mi szczoteczkę do zębów i kazała mi wyszorować całą
Wielką Salę!
-
Na gacie Merlina! Nawet my…
-
…nigdy nie dostaliśmy czegoś takiego! – wykrzyknęli bliźniacy.
-
Pewnie, musieliśmy szorować…
-
…salę trofeów i pomóc Hagridowi…
-
…wyczyścić błonia, ale szorowanie…
-
…Wielkiej Sali szczoteczką do zębów? To jest…
-
…nowy rekord, Harry!
-
Cóż, przynajmniej tym razem się nie wymigał – wyszeptała Lavender do Parvati,
jednak nieco zbyt głośno.
-
A co dokładnie masz na myśli, że w przeszłości się „wymigał”? – Hermiona
odwróciła się do dziewczyn niczym pełna zemsty wściekłość.
Pisnęły
i skuliły się. Nikt nie zadzierał z Granger.
-
Nic takiego! – pospiesznie wycofała się Parvati.
-
Po prostu profesor Umbridge mówiła, że on… - Głos Lavender urwał się na widok
wyrazu twarzy Hermiony.
-
Powinniście wiedzieć, że lepiej nie słuchać Umpicz – odrzekł karcąco Neville. –
Od samego początku miała coś do Harry’ego.
-
Ale on zrobił wiele rzeczy. Znaczy, takich jak mierzenie się z trollem albo
latanie po zamku – zaprotestował jeden uczeń z wyższego roczniku.
-
Co z tobą, Spencer? – zapytał z wściekłością Oliver Wood. – Nie widziałeś,
jakiego klapsa dał mu Snape za ten wyczyn? I do tego dostał go publicznie! Albo
myślisz, że stary Snape tylko odprawił go z ostrzeżeniem? Myślisz, że jest taki
delikatny, prawda? Może chciałbyś, żeby Snape był twoim opiekunem?
-
Co z wami nie tak, ludzie? – zapytał Ron. – Przecież Harry nie jest jedynym,
dla kogo Umpicz jest paskudna! Dlaczego nagle jej słuchacie? Jest okropną
nauczycielką i na dodatek opowiada steki kłamstw. Nawet mój brat Bill mówi, że
musiał używać obronne zaklęcia, a on nawet nie jest aurorem.
-
Cóż, tak… - Inni Gryfoni zaczęli wyglądać na nieco zawstydzonych i jakby
winnych.
-
W porządku. – Harry też czuł się lekko zawstydzony. Nie był przyzwyczajony do
tego, że ludzie bronili go albo brali jego stronę. – Ona stara się tylko
wplątać nas w kłopoty.
-
A my jej pozwalamy! – Katie Bell nie była w pojednawczym nastroju. – Powinniśmy
byli wziąć stronę Harry’ego i innych lwów, którym ubliżała, a nie wierzyć jej
kłamstwom. Ona jest ropuchą i powinna być rozdeptana!
Zły
uśmieszek rozlał się na twarzy Hermiony.
-
Rozplaskać ropuchę! – wykrzyknęła nagle.
-Huh?
– zapytał Ron.
-
Chyba powinniśmy zrobić uczniowski ruch oporu – ogłosiła. – Rozplaskać ropuchę!
Możemy zaczarować nasze koszulki, by to mówiły, dodać znaki i to pomoże
wszystkim zapamiętać, jaką ona jest okropną osobą i że nie powinniśmy jej wierzyć!
Wścieknie się, kiedy zrozumie, że nikt już jej nie słucha!
-
Oooch, możemy nosić specjalne kolory, by pokazać nasze poparcie! – wykrzyknęła
Lavender.
-
I plakietki! – Parvati również się tym podekscytowała.
-
To jest jak cały podziemny ruch – wyszczerzył się Oliver.
-
Wiemy, gdzie zrobić kilka…
-
…niegroźnych żartów, które mogą pomóc! – Zgłosili się bliźniacy na ochotnika.
-
Dobrze, że Percy jest z Jones – zaśmiał się Ron, trącając Harry’ego. – Dzięki
temu nie zaboli go to i nie musi odwracać głowy.
Następnego
ranka, profesorowie byli oszołomieni, kiedy zobaczyli jak wielu uczniów nosi
świecące plakietki z napisem „RR!”. Początkowo wydawały się ograniczyć do
Gryfonów, ale po śniadaniu, kiedy uczniowie z innych domów dowiedzieli się,
czym były, ich liczba wykładniczo wzrosła i przed lunchem, uczniowie wszystkich
Domów nosili plakietki, przyczepione chorągiewki do książek albo inaczej
deklarowali swoje oddanie dziwnemu ruchowi. Kiedykolwiek nauczyciele pytali o
ich znaczenie, uczniowie tylko mamrotali coś o podniesieniu ducha szkoły.
Snape
był równie zaintrygowany, jak reszta, ale w przeciwieństwie do innych
nauczycieli, nie miał skrupułów w podsłuchiwaniu swojego Domu i po kilku
godzinach, radośnie podzielił się sekretem z Minervą. Czarownica roześmiała się
tak mocno, że włosy niemal pouciekały jej z koku.
-
O, jacie! Bystrzaki z nich. Nic dziwnego, że wszyscy wydają się mieć tak dobry
nastrój!
Czy
Umbridge kiedykolwiek zdała sobie sprawę z ukrytego znaczenia plakietek, nikt
nie wiedział, ale zdecydowanie nie była zadowolona, kiedy zrozumiała, że jej
kampania przeciw Harry’emu została zakłócona. Spojrzenia z boku i niezadowolone
mamrotanie, które zaczęła słyszeć ucichły i zamiast tego uczniowie wydawali się
dyskutować tylko o tym bzdurnym „RR”.
Połączenie
niezadowolenia Umbridge z lekkomyślną ulgą Harry’ego, kiedy reszta szkoły
przestała go prześladować, było niebezpieczne i Umbridge w końcu dostała to, na
co czekała od jakiegoś tygodnia.
Czytali
rozdział podręcznika, który omawiał poltergeisty, duchy i inne zjawiska duchowe
i Harry był zbyt ciekawy, by się powstrzymać.
-
Pani profesor – zapytał grzecznie, unosząc rękę – czy istnieje zaklęcie
wyrzucające złe duchy? Wie pani, takie jak Voldesnort?
Połowa
klasy sapnęła na to, że chłopiec, który przeżył odważył się nazwać tak Czarnego
Pana, podczas gdy druga połowa roześmiała się na ten termin.
-
To będzie pięć punktów od Gryffindoru za otwarte mówienie w klasie, panie
Potter, i kolejne pięćdziesiąt za zadawanie głupich pytań – warknęła Umbridge.
– Jeśli nie masz nic sensownego do powiedzenia, proszę trzymać buzię na kłódkę.
-
Było sensowne! – zaprotestował oburzony Harry. – Kiedy zabiliśmy profesora
Quirrella, stary Voldesnort wrócił do swojej latającej duchowej formy. Chciałem
tylko wiedzieć, czy istnieje jakieś zaklęcie, które może go zranić, kiedy jest
taki, zanim wróci i ponownie spróbuje nas zranić.
-
Wystarczy już tych dzikich opowieści, młody człowieku! – powiedziała ze złością
Umbridge. – Minister Knot – przerwała na tyle długo, by spojrzeć czule na portret
Ministra, który wisiał nad jej biurkiem, otoczony przez małe obrazki kotków i
piesków, - powiedział w Proroku Codziennym, że nie ma się co obawiać Sami
Wiecie Kogo. Jesteś tylko małym głupim chłopczykiem, który stara się zwrócić na
siebie uwagę swoimi niegodziwymi kłamstwami!
Harry
podskoczył z wściekłością.
-
To nie prawda! Nie kłamię! Wszyscy prawdziwi
nauczyciele widzieli go. A Voldesnort jest niebezpieczny. Dyrektor powiedział,
że…
-
Dyrektor mówi bardzo wiele rzeczy, ale Minister jest tym, kogo musimy wszyscy
słuchać – odparła Umbridge. – Mówi, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa, a
mówienie, że jest inaczej jest złe i nielojalne.
-
Więc jeśli on powie, że niebo jest zielone, nie możemy powiedzieć, że jest
niebieskie? – zapytał z niedowierzaniem Harry.
-
Nie waż się powiedzieć czegoś więcej, okropny dzieciaku! – Oczy Umbridge
praktycznie wyskoczyły jej z głowy. – Kolejne dwadzieścia punktów od
Gryffindoru i tygodniowy szlaban ze mną za tak strasznie podżegające stwierdzenie.
Harry
zamilkł, głównie dlatego, że nie miał pojęcia, co oznacza „podżegające”.
Umbridge
przygładziła włosy i usiadła z powrotem na miejsce.
-
Możecie wszyscy podziękować panu Potterowi za dzisiejsze dodatkowe zadanie: esej na dwie stopy na temat tego, dlaczego nasz
system rządów, w tym nasz drogi Minister, jest najlepszy w świecie
czarodziejów.
Była
podniesiona na duchu przez zirytowane spojrzenia, skierowane na Pottera, ale
wtedy chłopczyk Malfoyów – takie
bystre dziecko, jak regularnie informowała jego ojca – zakaszlał, choć ten
dźwięk brzmiał dziwnie jak „Rozplaskać!” i reszta klasy zaczęła parskać i
mamrotać, a wściekłe spojrzenia były teraz skierowane w nią. Spiorunowała Harry’ego wzrokiem i zdecydowała, że to najwyższy
czas użyć swojej specjalnej kary na
małym intrygancie.
Tego
wieczora po kolacji, Harry ponuro przygotował się na szlaban. Jakoś nie czekał
z niecierpliwością na to, co ta okropna kobieta miała mu zrobić, ale obiecał
zrobić wszystko, co mu każe i trzymać buzię na kłódkę, aby nie stracić więcej
punktów swojego Domu.
-
Wciąż uważam, że powinieneś powiedzieć o tym profesorowi Snape’owi albo
profesor McGonagall – niepokoiła się Hermiona. – Dzięki temu mogliby przejąć
twój szlaban i nie miałbyś go z Nią.
Potrząsnął
głową.
-
Nie, nie mogę zwracać się do nich za każdym razem, gdy mam problem –
stwierdził. – No i, ona jest przecież nauczycielem. Co gorszego może mi zrobić?
Nakrzyczeć na mnie? Kazać mi pocałować portret Knota?
-
Cóż, tylko się upewnij, że masz na sobie plakietkę „Rozplaskać Ropuchę!” –
poradził Ron, przypinając jedną do swojej szaty. – Dzięki temu będziesz
wiedział, że się z niej śmiejesz.
-
Jeśli nie wrócić do godziny policyjnej, pójdę do profesor McGonagall – obiecała
Hermiona.
-
Dobra – zgodził się Harry. – Życzcie mi szczęścia!
Zatrzymał
się przed drzwiami do klasy Umbridge i wziął głęboki oddech. Po prostu zaciśnij zęby i skończ to, Harry,
powiedział sobie. Cokolwiek powie albo
zrobi, przechodziłeś przez gorsze rzeczy, więc nie pozwól jej się zdenerwować.
Wiedział, że jego tata i Opiekunka ciężko pracowali, by się dowiedzieć, kto
ściąga na niego kłopoty i nie chciał ich rozpraszać. Umpicz była tylko okropną,
okrutną, złośliwą nauczycielką, a on nie był małym dzidziusiem, który nie umie
o siebie zadbać. Więc co z tego, że ma z nią tygodniowy szlaban? Pewnie tylko
każe mu pisać linijki, aż jego ręka nie odpadnie albo czyścić te jej głupią
chińską kolekcję kociaków, lub coś takiego. Nie było powodu, by kogokolwiek
kłopotać przez tak głupią rzecz, jak ta.
Zapukał
i wszedł.
-
Przyszedłem na szlaban – powiedział, starając się nie brzmieć na zbyt
zadąsanego.
Umbridge
uśmiechnęła się do niego ironicznie.
-
I spóźnił się pan, panie Potter. Dodamy do twojego szlabanu jeszcze dwa dni,
dobrze?
Odwrócił
się, by sprawdzić zegar i obserwując, dostrzegł, że wskazówki idą do przodu o
pięć minut. Oszukańcza stara ropucha!
Dymił z wściekłości, ale przypomniał sobie swoją determinację, by nie pokazać
jej, że go to obchodzi.
-
Dobrze, proszę pani – powiedział przez zaciśnięte zęby.
-
Siadaj. Zanim skończy się twój szlaban, obiecuję, że będziesz bardzo
przepraszającym i pełnym szacunku chłopczykiem – chełpiła się, wyraźnie
rozkoszując się swoją siłą, jaką nad nim ma.
Harry
tylko ugryzł się w język i pochylił głowę, patrząc na plakietkę „RR!”, która
bezczelnie błyszczała na nim.
-
Proszę. – Postawiła przed nim pióro i pergamin. – Będziesz pisał: „Nie będę
opowiadać kłamstw”, aż nie nauczysz się, jak poprawnie szanować dorosłych,
którzy wiedzą więcej od ciebie, głupi dzieciaku.
Jeśli chodzi ci o takich
cholernych idiotów jak Knot albo ty, to chyba będę tu siedział aż do Końca
Świata,
pomyślał buńczucznie Harry.
Podniósł
pióro, które wyglądało nieco dziwnie.
-
Eee, pani profesor, nie dała mi pani atramentu – zauważył.
Umbridge
tylko uśmiechnęła się do niego paskudnie.
-
Po prostu niech pan zacznie pisać, panie Potter. Pióro samo zapewni sobie
atrament.
Szalony, stary babsztyl. Harry wzruszył mentalnie
ramionami i zaczął pisać. Nie mogło obchodzić go mniej to, czy naprawdę coś
napisze. Chwilę później, sapnął z bólu, kiedy krwawe linie pojawiły się na
wierzchu jego dłoni, odzwierciedlając litery, które właśnie napisał na
pergaminie. Czerwone litery. Krwawo czerwone.
Popatrzył
na pióro z przerażeniem. To coś używało jego własnej krwi! Było jak skalpel,
wycinając słowa na wierzchu jego dłoni. Potarł dłoń, krzywiąc się. Cięcia nie
były głębokie, ale z pewnością bolesne.
-
Niech pan pisze, panie Potter. Po kilkuset linijkach, twój temperament może
nieco ochłodnie.
-
N-nie może pani tego robić! – zaprotestował Harry.
-
Och, oczywiście, że mogę – odparła, uśmiechając się złośliwie. – Dyrektor mógł
zdecydować, że jest zakaz używania trzciny, ale Krwawe Pióro jest całkowicie
dozwolone. A teraz proszę pisać dalej albo się pan dowie, co jeszcze mogę
zrobić.
Harry
przełknął i spojrzał na pergamin. Przez chwilę, zwój rozmazał się, ale zwalczył
łzy. Nie pokaże ropusze, jak bardzo pióro raniło. Z wahaniem uniósł je i zaczął
pisać.
Zanim
skończył dwie całe linijki, jego wierzch dłoni gwałtownie kłuł, a słowa były
wyraźnie widoczne we wściekle czerwonych literach na jego skórze. Trzymał głowę
spuszczoną, wiedząc, że ropucha przyglądała mu się dokładnie, ciesząc jego
nieszczęściem.
Przygryzł
wargę wystarczająco mocno, by się skaleczyć, zaczynając pisać trzecią linijkę.
Naprawdę miał nadzieję, że jego tata ma eliksir albo maść, która złagodzi
pieczenie jego ręki, kiedy już skończy. Wolałby raczej dostać trzciną – mimo że
to bolało, pośladki nie były tak wrażliwe jak cienka skóra na wierzchu jego
dłoni! Zastanawiał się, czy będzie mógł poprosić o coś, by się uzdrowić po
karze, czy będzie musiał poczekać, aż jego ręka sama dojdzie do siebie.
Przypuszczał,
że lepiej nie pytać taty. Snape będzie w złym humorze, jeśli pomyśli, że Harry
trzymał coś przed nim w tajemnicy, choć nie umiał sobie wyobrazić, że jego tata
byłby zadowolony z poczynań Umbridge. Czy nie powiedział Harry’emu, że…
Harry
natychmiast usiadł prosto. Tata powiedział mu, że nikt, nawet inny nauczyciel, nie ma prawa go bić. Cóż, Umbridge nie
do końca go biła, ale robiła coś, co zadawało mu okropnie dużo bólu. Czy to nie
było prawie to samo? A jeśli było, czy to nie oznaczało, że Harry może odmówić?
Zamyślił
się mocno. Jego tata nie interweniował, kiedy Umpicz ukarała go za stracenie
pracy domowej, ale to był tylko zwykły esej. A kiedy Syriusz opowiedział mu
historię, jak on i tata Harry’ego – jego pierwszy
tata – dostali lanie za latanie na miotłach po Zakazanym Lesie, czy jego tata
nie powiedział, że jeśli Harry wpadnie w kłopoty, to powinien wiedzieć, że ma
przyjść do niego i porozmawiać o tym?
Harry
przełknął ciężko i podjął decyzję. Może jego tata będzie na niego zły, ale
wciąż uważał, że lepiej porozmawiać z nim najpierw, zanim Umpicz zmusi go do wyrycia tych słów na swojej dłoni. Jeśli
mówiła prawdę i miała na to pozwolenie, to może i tak jego tata przejmie jego
szlaban. Albo chociaż profesor McGonagall. Był całkiem pewny, że ona nie używała takich piór na
szlabanach. Mimo wszystko, bliźniacy, którzy mieli z nią wiele szlabanów, nie
powiedzieli ani słowa o słowach wyrytych na wierzchach ich dłoni.
Wstał,
wciąż trzymając pióro w dłoni.
-
Pani profesor, nie będę robił tego dłużej – oznajmił odważnie, choć jego drżący
głos wyraźnie wskazywał, że nie czuje odwagi.
Oczy
Umbridge zwęziły się.
-
Przepraszam?
-
Nie zamierzam napisać ani jednej linijki więcej tym piórem – powtórzył uparcie
Harry. – Nie, póki nie porozmawiam z moim tatą i on nie powie, że muszę.
Umbridge
parsknęła.
-
Naprawdę uważasz, że on cię uratuje, mały głupcze? Wrócisz tu od razu, tylko że
będziesz pisał swoje linijki siedząc na pręgowanym tyłku!
Harry
spiorunował ją wzrokiem.
-
Nie prawda!
-
Siadaj i rób, co ci kazałam, bachorze! – Krucha cierpliwość Umbridge pękła,
kiedy kobieta wstała.
-
Nie! – Harry zaczął się cofać. Nauczycielka była niska i gruba, ale wciąż
większa niż on sam.
-
Masz się mnie słuchać! – powiedziała przeraźliwie, sięgając po niego.
Harry,
którego refleks wyostrzył się przez polowanie-na-Harry’ego oraz bycie
Szukającym, łatwo uniknął jej uścisku i wystrzelił ku drzwiom. Wydostał się na
korytarz, po czym kobieta zdołała chwycić garść jego szat i pociągnąć go do
tyłu.
Umbridge
starała się zatrzymać go jedną ręką, podczas gdy drugą próbowała wyciągnąć
różdżkę.
-
Wracaj tutaj! – wrzasnęła na niego.
-
NIE! – Harry kręcił się i wykręcał, sięgając, by odpiąć szatę w nadziei, że
zostawi ją – oraz kobietę – za sobą.
-
Co, do… - Nowy głos sprawił, że walczący zamarli zaskoczeni i oboje odwrócili
się, by zobaczyć, że patrzy na nich oszołomiona Davidella Jones.
-
Acha! Panno Jones, proszę uprzejmie pomóc mi pohamować pana Pottera – Umbridge
pierwsza doszła do siebie i w końcu zdołała wyciągnąć różdżkę. – Próbował
wcześniej opuścić szlaban. Zobaczymy, czy przyklejenie pana do krzesła nauczy
pana, by w przyszłości nie próbować takich rzeczy, panie Potter – uśmiechnęła
się do niego ironicznie. – I może ogrzewające zaklęcie na siedzenie pomoże wpiec tą lekcję w pana pamięć.
Serce
Harry’ego biło szybko. Jakoś wątpił, że jeśli wróci do klasy, wyjdzie z niej
ponownie bez oparzeń na tyłku i blizn na dłoni.
-
Nie! – warknął, cofając się. Machnął nadgarstkiem i chwycił własną różdżkę w
dłoń.
Umbridge
uniosła brwi.
-
Grożenie profesorowi, Potter? I to przed prefektem? Zdecydowanie potrzebujesz
dyscypliny.
Jones
popatrzyła od jednego do drugiego ze zdezorientowaniem. Z jednej strony,
Umbridge była nauczycielem i trzeba było jej słuchać. Z drugiej, Harry naprawdę
nigdy nie był osobą sprawiającą kłopoty. Musiał być jakiś powód, dlaczego
zachowywał się tak sprzecznie ze swoim charakterem.
-
Co się dzieje, Harry? – zapytała. Miała wyciągniętą różdżkę, ale wciąż
skierowaną w podłogę.
-
Nie ma potrzeby z nim rozmawiać, panno Jones! Uprzejmie zrób, co powiedziałam i
rzuć na niego zaklęcie wiążące, żeby mógł kontynuować szlaban! – Kiedy Jones
wciąż się wahała, niepewna, co zrobić, Umbridge prychnęła. – Tacy jak ty są
bezużyteczni!
Oczy
Jones zwęziły się.
-
Przepraszam, pani profesor? Co pani ma na myśli, mówiąc „tacy jak ty”?
Umbridge
posłała dziewczynie pogardliwe spojrzenie.
-
Wy ludzie z wysp. Powinniście zostać tak, pod kokosowymi drzewami, zostać przy
swoim hoodoo i innych takich nonsensach, zamiast przyjeżdżać tutaj i zajmować
miejsca w Hogwarcie prawdziwym
brytyjskim czarodziejom i czarownicom.
Uch
och. Nawet Harry był przerażony.
-
Urodziłam się w Brighton – powiedziała spokojnie Jones, ale teraz jej różdżka
była uniesiona i skierowana w Umbridge.
-
Więc powinnaś rozumieć angielski na tyle, by zrobić to, co ci kazano – warknęła
profesorka. – Zatrzymaj Pottera, ty głupia – ack! – Jakiegokolwiek epitetu Umbridge chciała użyć, musiała go
przełknąć, kiedy w końcu gniew Jones wybuchnął i rubinowy grot wystrzelił z jej
różdżki.
Umbridge
zdołała wyczarować takie Protego, że
grot odbił się w pobliską ścianę, gdzie sprawiło małą eksplozję i posłało
kamienne odłamki na podłogę. Chwilę później, zarówno Jones i Harry wdali się w
pojedynek z Umbridge, zaklęcia latały gęsto i szybko po korytarzu.
Umbridge
była, pomimo swojej roli nauczycielki, raczej nędzna w pojedynkach, ale miała
przewagę z powodu większego doświadczenia. Ponadto Jones starała się dosięgnąć
Harry’ego, żeby lepiej bronić pierwszorocznego przed coraz paskudniejszymi
klątwami, które posyłała w ich stronę Umbridge.
Jones
doszła do boku Harry’ego, gdy chłopiec zablokował bolesne Furnunculus, a potem rzuciła na nich obu potężną
tarczę.
-
Zostaniesz za to deportowana! – krzyknęła na nią Umbridge. – Dokładnie tam,
skąd pochodzisz.
-
Urodziłam się w Brighton, rasistowska krowo! – odwarknęła Jones. Za nią, Harry
był zachwycony tym, jak dobrze umiała utrzymać tarczę, mimo tego, że była
bardziej zirytowana, niż ją kiedykolwiek widział.
Właśnie
wtedy, rozbrzmiało głośne „Drętwota!”
i grot magii uderzył w Umbridge od tyłu, ciskając ją na dalszą ścianę. Kiedy
niska wiedźma upadła na ziemię, Jones i Harry z zaskoczeniem odkryli, że Percy
spieszy w ich stronę przez korytarz.
-
Nic wam nie jest? – zapytał z przejęciem, wyciągając rękę, by owinąć nią Jones
w uścisku, podczas gdy wolną ręką złapał Harry’ego za ramię. – Co się stało?
-
Wow, Percy! – Harry popatrzył na nieprzytomną kobietę z przerażeniem. –
Przekląłeś nauczycielkę!
-
Rzeczywiście nieźle – powiedziała Jones z zachwytem. – To był oszałamiacz.
-
Cóż, eee – Percy zarumienił się. – Szukałem cię – do patrolowania! – dodał
pospiesznie, przypominając sobie o obecności Harry’ego. – Kiedy wyszedłem zza
róg i zobaczyłem, że ta kobieta próbuje cię przekląć, co innego miałem zrobić?
-
Sądzę, że będziesz miał nieco kłopotów ze znalezieniem pracy w Ministerstwie,
na którą miałeś nadzieję – zauważyła Jones, trącając Umbridge palcem u stopy –
niezbyt delikatnie. – Mimo wszystko ta mała ropucha jest służącą Ministra.
Percy
prychnął.
-
Jakbym chciał pracować do kogoś tak głupiego, by zatrudnić to – skinął pogardliwie na Umbridge. – I tak myślałem, że może
lepiej przystosować się do pracy z goblinami. Mogę wysłać sowę do Billa na ten
temat.
-
Goblinami, hymm? – zapytała Jones, chwytając Percy’ego za krawat i pociągając
bliżej. – Tylko niebezpieczni chłopcy pracują z goblinami… - Pocałowała go. –
Wiesz, że lubię niebezpieczeństwo?
Rumieniec
Percy’ego wzrósł jeszcze wyżej, ale to nie powstrzymało go przed oddaniem
pocałunku z entuzjazmem. Harry jęknął i odwrócił wzrok.
-
W IMIĘ MERLINA, CO SIĘ TU WYRABIA? – Kiedy pierwszy raz weszła zza róg i
natknęła się na widowisko przed nią, profesor McGonagall zastanowiła się, czy w
końcu oszalała. Widząc dwójkę prefektów, migdalących się nad nieprzytomną
nauczycielką OPCM-u, podczas gdy chłopiec, który przeżył stał z boku,
wyglądając na znudzonego, zastanowiła się, czy będzie musiała skonsultować się
z Poppy.
Ale
nie, na jej słowa dwaj prefekci odskoczyli od siebie, a Harry podskoczył
zaskoczony.
-
Pani profesor! – krzyknął. – Co pani tu robi?
-
Myślę, że właściwe pytanie to, co u licha PAN tu robi, panie Potter? I wy,
panno Jones, panie Weasley? Ignorując na chwilę publiczne okazywanie uczuć,
które nie jest właściwe dla prefektów, dlaczego nie wezwaliście pomocy dla
biednej profesor Umbridge?
-
Eee… - Percy zaczął się jąkać, podczas gdy Jones szybko uderzyła swoją różdżką
w plakietkę prefekta.
-
Co się jej stało? – zapytała McGonagall, pochylając się nad jęczącą czarownicą,
która zaczęła się budzić.
-
Ach, to, uch, a, eee, Drętwota –
przyznał Percy.
Minerva
wyjęła różdżkę.
-
Czyja? – Czy śmierciożercy przeniknęli do zamku?
-
Eee, moja, tak właściwie – przyznał Percy.
-
Co! – Ponownie, Minerva zastanowiła się, czy nie ma halucynacji. – Ty oszołomiłeś nauczycielkę?
-
Zaatakowała nas! – dodała Jones. – Percy nas uratował.
-
Panno Jones, ciężko mi uwierzyć w całą tą historię! Jesteście świadomi tego, że
atakowanie członka kadry jest podstawą do automatycznego zawieszenia, jeśli nie
wydalenia? Co najmniej, stracicie swoje odznaki prefektów i…
-
Co tu się dzieje? – Snape wybiegł zza rogu, różdżkę miał wyciągniętą i
rozglądał się dziko.
-
Tata! – krzyknął Harry z ulgą i skoczył na mężczyznę.
Snape
złapał go za ramiona.
-
Nic ci nie jest? – Przyjrzał się małej grupce ludzi. Nieprzytomna Umbridge;
Minerva wyglądająca na nietypowo sfrustrowaną; Weasley jak zwykle jąkający się
w pobliżu Jones; nietypowo zatroskana Jones.
-
Tato, powinieneś to widzieć! Percy był świetny!
Uratował mnie i Jones! – wykrzyknął Harry.
-
Co? – Oczy Snape’a rozszerzyły się. Percy
uratował Jones? To nieoczekiwane. I
gdzie w to wpasowywała się Umbridge? Czy ktoś zaatakował uczniów i została
ranna, starając się ich chronić?
-
„Uratowanie” nie jest raczej terminem, którego bym użyła – wtrąciła cierpko
Minerva. – „Zaatakowanie” byłoby bardziej odpowiednim. – Na widok
niezrozumienia na twarzy Snape’a, Minerva wyjaśniła, – Najwyraźniej pan Weasley
oszołomił profesor Umbridge, kiedy panna Jones i pan Potter nie byli w stanie
tego zrobić.
-
CO?! – Jones mimowolnie cofnęła się o krok na wyraz twarzy jej Opiekuna Domu,
ale Harry tylko zadrżał lekko i przylgnął do opiekuna.
-
Co. Się. Dokładnie. Stało? – powiedział Snape, a jego głos był bardzo cichy i
bardzo groźny. Wszyscy trzej uczniowie zadrżeli, podczas gdy za nimi, Minerva
pomogła chwiejącej się Umbridge wstać.
-
Eee, zobaczyłem, że profesor Umbridge rzuca zaklęcia w Davidellę i Harry’ego –
powiedział Percy, a jego twarz była teraz całkiem blada. – Więc… przekląłem ją.
-
A dlaczego profesor Umbridge was atakowała, panno Jones? – zapytał jedwabiście
Snape.
-
Ponieważ pomagałam Harry’emu. – Jones wydawała się opanowana, ale w jej głosie
było lekkie drżenie, co pokazało, jak wiele spokojnej powierzchowności ją to
kosztowało. – Starał się opuścić jej klasę, a ona próbowała go zatrzymać.
Walczyli ze sobą, kiedy przyszłam.
Teraz
wszyscy spojrzeli na Harry’ego.
-
A dlaczego walczyłeś z profesor Umbridge? – zapytał Snape.
Teraz
Harry zaczął się rumienić. Ale jego tata powiedział wcześniej, że zawsze ma
mówić mu prawdę, więc to zrobił.
-
Ponieważ nie mógłbym wykonać mojego szlabanu.
Snape
zmarszczył brwi.
-
A jak miał wyglądać ten szlaban? – naciskał.
-
Miałem pisać linijki.
Jones
i Percy wymienili przerażone spojrzenia. Czy oni właśnie zapewnili sobie
wydalenie, ponieważ chłopiec, który przeżył zdecydował, że jest zbyt dobry na
pisanie linijek?
-
Tym – dodał Harry, podnosząc pióro, które w jakiś sposób – pomimo wszystkiego –
wciąż trzymał w dłoni.
Sapnięcie
McGonagall odbiło się echem po korytarzu, a trójka dzieci cofnęła się ze
strachem na widok wyrazu twarzy Snape’a. Wtedy dostrzegli minę McGonagall i
uznali, że Snape nie jest jednak aż taki straszny.
-
Przyniosłaś do mojej szkoły KRWAWE PIÓRO?
– Minerva okręciła się do niskiej czarownicy.
Umbridge
zdołała stanąć prosto i otrzepać się kapryśnie.
-
To całkowicie oficjalne, zapewniam cię – warknęła. – Jestem urzędnikiem
Ministerstwa, czyż nie?
Jones
była zadziwiona, jak niewielki kobieta miała instynkt samozachowawczy. Gdyby
profesor McGonagall patrzyła na nią z
takim wyrazem twarzy, uciekałaby, ratując życie, a nie wykłócała się o przepisy
rządu.
-
O czym ty, do licha, mówisz? – sapnęła McGonagall. – Kara cielesna…
-
Zanim tu przybyłam, omówiłam to w całości z Ministrem – odparła Umbridge. –
Karanie trzciną zostało zakazane przez obecnego dyrektora, tak samo jak
przeklinanie uczniów, ale inne formy kar są, w specjalnych wypadkach, wciąż
akceptowalne. Zostałam tutaj wysłana przez Ministra, by ukrócić te lekkomyślne
pogłoski, które wciąż rozsiewa dzieciak Potterów i żeby upewnić się, że nikt
nie przykłada uwagi do jego dzikich twierdzeń. Minister nie miał czasu, by
poradzić sobie z niepokojem publicznym, który wywołały te śmieszne historyjki,
nie mówiąc o tym, że to podważa wpływ na jego administrację, sprawiając, że
Minister wychodzi na słabego i nieskutecznego. Sam Minister zapewnił mnie, że
mam uprawnienia do użycia Krwawego Pióra, gdyby pomniejsze środki nie sprawiły,
by Potter wyparł się swoich twierdzeń. Jestem pewna, że kilka kolejnych linijek
pokazałoby chłopakowi, że jest w błędzie. Wyobraźcie to sobie, myśli, że może
przeczyć Ministrowi Magii! – zaszydziła Umbridge.
-
Kilka… kolejnych… linijek? –
powtórzył Snape, a jego głos łamał się z wściekłości. Chwycił dłonie Harry’ego,
ignorując zaskoczony pisk chłopca, a na widok krwawych liter, chwycił Umbridge
za gardło.
-
ŚMIAŁAŚ UŻYĆ TEGO NA MOIM DZIECKU? – ryknął, jedną ręką potrząsając piórem, a
drugą – czarownicą.
Minerva
zdołała odciągnąć swojego morderczego kolegę od sapiącej wiedźmy i pohamować go
różdżką.
-
Severusie! Panuj nad sobą! – rozkazała.
Umbridge
miała oczy szeroko otwarte, gdy chwyciła się za obolałe gardło.
-
Nie spodziewałam się, że sprzeciwisz się po tym, jak ukarałeś chłopca trzciną
za oszustwo! – zaprotestowała. – Robiłam ci przysługę, pomagając zdyscyplinować
twojego podopiecznego. Najwyraźniej jesteś świadomy tego, że potrzeba surowych
środków, by poradzić sobie z tak niegodziwym i aroganckim dzieckiem!
Percy
i Jones przylgnęli do jego ramion, podczas gdy Harry przytulił się do pasa taty
i zdołali – z ledwością – powstrzymać go przed ponownym zaatakowaniem Umbridge.
-
Severusie! Severusie! – Minerva w końcu skupić na sobie jego uwagę. –
Wystarczy! Zabierz Harry’ego i pozostałe dzieci do Poppy, by ich zbadała i
wyleczyła. Ja zabiorę Tę Kobietę do dyrektora. Spotkaj się z nami w biurze
Albusa.
Snape
pozwolił odciągnąć się dzieciom, wciąż promieniując wściekłością. Uczniowie
wymienili rozszerzone spojrzenia, ale wiedzieli, że lepiej nie mówić do Mistrza
Eliksirów, kiedy jest w takim stanie.
Snape
w końcu zdołał się uspokoić na tyle, by myśleć racjonalnie.
-
Czy gdzieś cię jeszcze zraniła? – zapytał Harry’ego.
-
Nie sądzę – odpowiedział, pocierając rękę. – Próbowała mnie złapać, ale w
większości chwyciła mnie za szaty.
-
A panią, panno Jones?
-
Nie, profesorze – odpowiedziała. – Żadne z jej zaklęć nie przeszło przez moje
osłony.
-
Hmf. I tak zostaniecie przebadani – nakazał Snape i żaden nie miał dość odwagi,
by protestować.
-
S-skąd wiedziałeś, że mamy kłopoty? – zapytał nieśmiało Harry, spoglądając na
ojca.
-
Panna Jones mnie wezwała – odpowiedział.
-
Tak? – zapytał z zaskoczeniem Percy, odwracając się do Jones.
Skinęła
głową.
-
Wszyscy ślizgońscy prefekci mogą wezwać profesora przez odznakę. Trzeba ją
tylko stuknąć różdżką i nauczyciel wie, że potrzebny jest do jakiegoś nagłego
wypadku. Czy wasze nie działają w ten sam sposób?
-
Eee, nie. Ale pomówię o tym z profesor McGonagall – odrzekł z uczuciem Percy.
Jones
spojrzała na niego z jeszcze większym zachwytem.
-
Naprawdę? Zakładałam, że zawołałeś ją, zanim zaatakowałeś Umbridge, ale nawet
nie wiedziałeś, że pomoc jest w drodze? Po prostu wyskoczyłeś, by nas uratować?
-
Typowy Gryfon! – powiedział ostro Snape, ale migotanie w oczach Jones z
pewnością nie było potępiające.
Poppy
była początkowo zaskoczona tym, jak potulnie trójka dzieci poddaje się jej
badaniom, ale to zaskoczenie minęło przez szok i oburzenie, kiedy zobaczyła
rękę Harry’ego.
-
Kto używał Krwawego Pióra? – zapytała z wściekłością.
-
Umbridge – wypluł Snape. – McGonagall zabrała ją do biura Dumbledore’a. Masz to
pod kontrolą? Chcę tam być, kiedy dyrektor usłyszy, co zrobiła.
Poppy
parsknęła.
-
Więc lepiej się pospiesz. Nie sądzę, żeby wiele z niej zostało, gdy Albus się o
tym dowie! – uniosła znacząco dłoń Harry’ego.
Snape
zawahał się.
-
Umiesz go uleczyć? – zapytał, nagle pełen obaw. – Żeby nie było blizn? –
Chłopak już i tak miał dość blizn, zarówno na skórze, jak i na duszy.
Poppy
wyglądała na urażoną.
-
Oczywiście, że umiem! Idź już, Severusie. W momencie to naprawię, a pan Weasley
i panna Jones odprowadzą Harry’ego z powrotem do dormitorium.
Snape
skinął głową i pospiesznie wyszedł. Och, kiedy powie Huncwotom, co ta Różowa
Ropusza Suka Z Piekła zrobiła Harry’emu… Podejrzewał, że cierpienie Dursleyów
zblednie w porównaniu do tego, co Syriusz Black zrobi kobiecie, która ośmieliła
się użyć Mrocznego przedmiotu na jego chrześniaku.
Przybył
pod biuro Albusa, a spojrzenie na jego twarzy przeraziło gargulca tak bardzo,
że usunął się na bok, zanim mógł wypowiedzieć hasło. Dumbledore wyglądał na
zaskoczonego, kiedy Mistrz Eliksirów wpadł do środka.
-
Ach, co za niespodziewana przyjemność, mój chłopcze! Cytrynowego dropsa? A może
dołączysz do mnie przy filiżance herbaty?
Snape
zmarszczył brwi.
-
Minervy jeszcze nie ma? – zapytał zaskoczony. Z pewnością czarownica powinna
przybyć przed nim.
-
Nie – Albus zaczął wyglądać na zaniepokojonego. – Czy coś się stało?
-
Można tak powiedzieć. – Na widok pytającego spojrzenia Dumbledore’a, Snape
kontynuował, – Dolores Umbridge użyła dziś wieczorem Krwawego Pióra na Harrym.
-
CO? – Fawkes skrzeknął ze swojej żerdzi, a portrety na ścianach zagrzechotały w
odpowiedzi na wściekłość Albusa Dumbledore’a.
Nawet
wiedząc, że furia czarodzieja nie była – tym razem – skierowana na niego, Snape
mimo wszystko skulił się.
-
Ośmieliła się użyć tego średniowiecznego narzędzia tortur w mojej szkole? Na jednym z moich uczniów? – szalał Dumbledore, a
półki wibrowały, kiedy przy nich przechodził. – Na Harrym? – Odwrócił się do Snape’a, który starał się ukryć za
Fawkesem. – Gdzie ona jest?
Snape
musiał przełknąć, zanim mógł mówić. Nawet Voldemort w swoim największym szale nigdy
nie wytwarzał tak wiele mocy, jak w tym momencie Dumbledore. Powietrze w biurze
trzeszczało jak ozon, a to był tylko wyciek mocy, która wyrwała się Albusowi
spod kontroli.
-
Minerva ją tu przyprowadzi – zdołał wyskrzeczeć. – Eliksiru uspokajającego? –
zaproponował, przeszukując kieszeń.
Dumbledore
spojrzał na niego, jego oczy były zwężone za okularami połówkami i na moment
zatrzymujący serce, Snape zastanowił się, czy gniew starszego czarodzieja nie
stanie skierowany na niego. Ale wtedy Albus wziął głęboki oddech i szafki
przestały trzeszczeć, Fawkes przestał skrzeczeć, a Snape pomyślał, że teraz
może bezpiecznie oddychać.
-
Wiesz, to może być dobry pomysł – powiedział cicho dyrektor, przyjmując fiolkę.
Przez
kilka minut dwaj mężczyźni siedzieli w milczeniu. Snape ponieważ wciąż był
trochę zbyt zastraszony, by mówić, a Albus ponieważ planował, jak poradzić
sobie z tą sytuacją.
W
końcu, po długim czasie, przybyła McGonagall, sama.
-
Gdzie ona jest? – krzyknęli obaj czarodzieje.
-
Dolores Umbridge zniknęła – poinformowała ich spokojnie, ku ich wielkiemu
zdumieniu.
-
Co! Jak ona mogła uciec? – zapytał Snape.
-
Najwyraźniej uznała, że bezpieczniej jest zniknąć, niż stanąć przed gniewem
dyrektora, nie mówiąc o aurorach, dochodzeniu i Azkabanie. – Dostrzegła
wściekłe i sfrustrowane wyrazy twarzy mężczyzn i dodała rzeczowo. – Wypijmy
herbaty.
-
Wciąż muszę przedstawić pełny raport Ministrowi – Dumbledore zmarszczył brwi,
choć mimowolnie przywołał dzbanek do herbaty. – Mam nadzieję, że Poppy
pomyślała, żeby zrobić zdjęcia ran Harry’ego.
-
Zawsze zostają wspomnienia z myślodsiewni – zauważyła McGonagall. – I sam
przyrząd – dodała, kładąc diabelskie pióro na biurku dyrektora, po czym wzięła
filiżankę dla herbaty i przekazała kolejną Snape’owi.
Twarz
Dumbledore’a była niczym burza.
-
Ten niewymowny przedmiot! – przeklął, a jego ton zmienił słowo w epitet.
-
Co więcej, dzięki słowom Umbridge jasno wiadomo, że Knot ma połączenie z
użyciem Krwawego Pióra. Została tutaj specjalnie posłana, by zdyskredytować
Harry’ego, aby nie stwarzał zagrożenia dla autorytetu Knota.
-
Hymm. – Albus zmarszczył czoło. – Będę musiał podjąć kroki, żeby pokazać
Korneliuszowi błędy tego działania.
Snape
przewrócił oczami. Albus będzie próbował zrehabilitować mężczyznę. Snape nie
miał takich celów. Był teraz zdeterminowany, by pozbyć się Knota raz na zawsze.
Był skłonny tolerować niekompetencję Ministra, nawet takiego, który słuch ludzi
jak Lucjusz Malfoy, ale teraz Knot posunął się za daleko. Rozmyślnie biorąc na
cel Harry’ego, właśnie podpisał sobie wyrok śmierci. Albo przynajmniej zapewnił
sobie to, że będzie musiał usunąć się ze stanowiska, Snape’a naprawdę nie
obchodziło, którą opcję wybierze.
Podczas
gdy Dumbledore zagubił się w myślach o tym, jak poradzić sobie z Knotem, Snape
pochylił się do McGonagall.
-
Jak ta idiotka ci uciekła? Myślałem, że masz nad nią kontrolę?
McGonagall
wzruszyła ramionami.
-
Była oślizgłym małym płazem.
Snape
posłał jej ostre spojrzenie. Zastępca dyrektora była niepokojąco zblazowana na
temat wyślizgnięcia się jej Umbridge. Spodziewał się, że będzie wściekła z
powodu tego, że Różowa Ropucha uciekła od sprawiedliwości.
Nagle
Minerva głośno beknęła.
-
Och, przepraszam! – wykrzyknęła, klepiąc się w pierś. Potem spojrzała w oczy
Severusa, który właśnie unosił filiżankę do ust. – To pewnie coś, co zjadłam –
powiedziała bardzo powoli i wyraźnie.
Snape
szybko wypluł całą herbatę z ust na Fawkesa, który zaskrzeczał w proteście i z
obrazą zniknął w płomieniach.
Snape
popatrzył na Minervę, która odpowiedziała spokojnym spojrzeniem. Z pewnością
nie miała na myśli, że…!
Jego
umysł ciężko pracował, rozważając to, jak całkowicie Minerva poświęcała się
uczniom, jej dobrze ukryte ślizgońskie zdolności i nietypowy brak zatroskania
potencjalnym przyszłym atakiem Umbridge.
Snape
przełknął, zdając sobie sprawę, że jeden poważnie rozwścieczony ekspert w
dziedzinie transmutacji, który dodatkowo jest kocim animagiem dodać niezbyt
potężna wiedźma, która wywołała tą wściekłość równa się… jedno częściowo
strawione zagrożenie dzieci będących w Hogwarcie.
-
Ja, eee… mam eliksir na niestrawność – zaoferował, starając się nie brzmieć na
tak przerażonego, jak się czuł. Nagle Albus przestał być najstraszniejszą osobą
w pokoju.
-
Bardzo miło z twojej strony – powiedziała, posyłając mu pełen aprobaty uśmiech.
Właśnie
wtedy Snape zdecydował, że zwerbowanie Minervy jako wsparcia mogłoby być jednym
z najmądrzejszych ruchów. Oraz nigdy śmiertelnie nie obrazi mięsożernego
animaga.
CDN…
o matko hahahah ja pierduu to jest obłędne no tego bym się wżyciu nie spodziewałam Minerwa rządzi wspaniali prefekci i Harry który zaimponował mi tym że się postawił i potrafił pokazać w prosty sposób głupotę ropuchy i ministerstwa i Hermiona która końcówki zrobiła z Ronem porządek w Griffindorze rozdział wspaniały myślałam ze Severus żabsko na strzępy ale to rozwiązanie jest 1000 razy lepsze jak sobie wyobrażę zabawowe kocicy z żaba śmieje się w głos a i dyrektor i scena w gabinecie dyrektora i feniks rewelacja z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział życzę weny i czasu na tłumaczenie jesteś wspaniała popoprawia mi humor po marnej sobocie przywracasz wiarę w dobrych ludzi kurzy dotrzymują słowa a to rzadkie w dzisiejszych czasach pozdrawiam Gosia
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. McGonagall zaimponowała mi.
OdpowiedzUsuńeeeee. Brakło mi słów. Więcej tego.
OdpowiedzUsuńO fuj! Minerwa zamordowała i zjadła Umpicz?! O matko!
OdpowiedzUsuńO. Mój... GHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA~!! O JAAA~...! Normalnie brak mi słów!!! :D
OdpowiedzUsuńMyślałam, że akcja "RR", samo to, co Harry pomyślał na szlabanie ("Jeśli chodzi ci o takich cholernych idiotów jak Knot albo ty...") i późniejsza rozmowa z Jones to będą najlepsze części tego rozdziału, a tu PROSZĘ!!! HAHAHA!!
Chociaż, z drugiej strony, jest to też, cóż...
BŁEEEE~!!! OHYDA!! Naprawdę się nie dziwię, że Sev zaoferował McGonagall eliksir na niestrawność...!
Cóż, w każdym razie życzę WENY, CHĘCI i CZASU~!! ;)
~Daga ^.^'
Haha, jestem przerażona McGonagall xD
OdpowiedzUsuńDostała za swe je Różowa Ropucha hi hi hi strawiona gadzina dyrektor nieźle wkurzony pozdrawiam weny Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńHarry miał możliwość pójścia do Severusa po tum szkabanie, to czemu tego nie zrobił, ale cieszę się że w końcu powstał ruch przeciwko Umbridge... Harry dobrze zrobił, że się sprzęciwił, Jones i Percy pospieszyli na pomoc no i mamy wkurzonego Severusa jak i nigdy nie zadzierać z Mcgonagall...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia