Następnego
ranka, dyrektor ogłosił, że profesor Umbridge opuściła Hogwart, sprawiając, że
uczniowie skierowali spojrzenia pełne podziwu na Hermionę. Jaj kampania
„Rozplaskać Ropuchę!” rozszerzyła się po szkole jak ogień, a teraz – hokus
pokus! – ropucha zniknęła. Uczniowie zadrżeli na myśl, co mogłaby jeszcze
zrobić, gdyby została dość mocno sprowokowana, ale jednocześnie, pocieszało ich
to, że wiedzieli, że mają po swojej stronie kogoś, kto może nawet ustawiać
członka kadry.
Nawet
po tym, jak ujawniono incydent z Krwawym Piórem, uczniowie wciąż żyli w
przekonaniu, że ruch „RR!” Hermiony był czynnikiem podżegającym do zniknięcia
Umbridge. Mimo wszystko, większość nie wiedziała, co to jest Krwawe Pióro oraz
nikt oprócz Snape’a nie widział furii Dumbledore’a – nie mówiąc o wściekłości
McGonagall – ale wszyscy wiedzieli, jak niesprawiedliwie Umbridge traktowała
Hermionę i innych mugolaków.
Harry
był trochę zaskoczony tym, że Hermiona zyskała większe uznanie za usunięcie
Umbridge niż on, ale ponieważ wolał nie przyciągać uwagi innych, w ogóle nie
miał nic przeciwko. Jones i Percy też czuli zbyt wielką ulgę, bo nie zostali
ukarani za atak na członka kadry, by chcieć przypominać wszystkim o ich roli w
incydencie, więc zakłopotana Hermiona przyjęła gratulacje innych uczniów.
Knot,
choć początkowo zatrwożony zniknięciem Umbridge i szybko obwinił o to kadrę
Hogwartu, gwałtownie zmienił śpiewkę, kiedy skonfrontowali go z Krwawym Piórem
i wspomnieniami z twierdzeniami Umbridge. Pospiesznie zaprzeczył, że wysłał ją
do Hogwartu z takimi instrukcjami i stwierdził, że najwyraźniej była
niezrównoważona. Wyrzekłszy się całkowicie swojej byłej asystentki, uciekł ze
szkoły, mrucząc, że aurorzy przyjrzą się zniknięciu. Nikt nie oczekiwał, że
będzie mocno naciskał na tą sprawę, skoro raczej nie przysporzyłoby mu to nic
dobrego, gdyby zaginiona czarownica się znalazła. Dumbledore był raczej
rozgniewany tym, że Knot pragnął zamieść wszystko pod dywan, ale McGonagall
stwierdziła, że mimo że wydaje się, że nigdy nie dowiedzą się, gdzie zniknęła
czarownica, wątpiła, by kiedykolwiek zobaczyli ją ponownie w Brytanii.
Dumbledore westchnął i zgodził się, podczas gdy Snape zrobił wszystko, by nie
drżeć z powodu chłodnej bezwzględności Opiekunki Gryffindoru. A myślał, że to
on jest mściwy!
Skoro
Umbridge zniknęła i jego relacje z innymi uczniami ponownie były nienaruszone,
Harry radośnie wszedł w nowy semestr. Dumbledore ponownie zaczął nauczać
OPCM-u, ze zrezygnowaniem odpuścił szukania tymczasowego nauczyciela do końca
roku, a Harry miał wielkie nadzieje, że wszystkie tajemnicze zdarzenia skończą
się teraz, gdy Umbridge zniknęła.
Wszystko
szło dobrze – inne dzieci ogólnie traktowały go jak niewyróżniającego się pierwszaka,
którym pragnął być, profesorowi wydawali się być zadowoleni ze swojej pracy,
kilka razy w tygodniu tata pozawalał mu i jego przyjaciołom pomagać ze
składnikami do eliksirów, Quidditch wciąż był niezłą zabawą, mimo że zimowa
pogoda oznaczała, że ich treningi były głównie posiedzeniami strategicznymi
poza boiskiem… Tak, zliczając wszystko, Harry czuł się w końcu tak, jak
powinien czuć się pierwszak w Hogwarcie: bez trollów, Czarnych Panów czy
Krwawych Piór.
W
przeciwieństwie do Harry’ego, Snape nie odprężył się. Minęło kilka tygodni od
odejścia Umbridge, ale w przeciwieństwie do Harry’ego, Snape nie był
przekonany, że ataki tajemniczego przeciwnika się skończą. Oczywiście, była
możliwość, że to Różowa Ropusza Suka, Która Teraz Była W Piekle była za nie odpowiedzialna, ale wciąż nie potrafił pozbyć
się przekonania, że tego typu potajemna kampania nie była podobna do Umpicz,
która miała subtelność cegły.
Faktycznie,
minęły zaledwie dwa tygodnie od „tajemniczego zniknięcia” Umbridge, kiedy stała
czujność Snape’a została wynagrodzona. Było deszczowe niedzielne popołudnie, a
znudzony Harry wszedł do lochów, narzekając, że wszyscy są zajęci i nie ma co
robić.
I
jak przewidywał, jego opiekun niezwłocznie nakazał mu iść do laboratorium na
kilka godzin, by przygotowywać składniki do eliksirów przy jego boku. Harry
pracował z zadowoleniem, zastanawiając się, dlaczego jego tata zawsze wolał
łajać go w laboratorium, zamiast zaakceptować pomoc Harry’ego. Mimo to, wynik
końcowy był taki sam, a dzięki temu jego tata nie miał tego potępiającego
spojrzenia na twarzy.
Po
czterech godzinach marynowania, krojenia na plastry, w kostkę i szatkowania,
Snape odprawił Harry’ego i ruszył do swojego gabinetu, by zebrać stos kartek do
ocenienia. Harry umył się – macki meduz często pryskały na niego, gdy próbował
je przetrzeć – i ułożył się wygodnie na łóżku z jedną z książek, które wysłał
mu Remus. Harry nieco uzależnił się od książki Jasper Goodfellow – Auror Świata, a Remus był na tyle miły, że
wysyłał mu nowy tytuł każdego miesiąca. Igrał z myślą, czy nie zawołać skrzata
domowego i poprosić o przekąskę, ale zdecydował, że za godzinę lub coś w tym
stylu, pójdzie do gabinetu taty i zacznie jęczeć, że jest głodny. To zwykle
sprawiało, że razem pili herbatę, podczas gdy Snape karcił Harry’ego, że nie je
właściwie. Harry wyszczerzył się. Z jego tatą była naprawdę świetna zabawa!
Skończywszy
ocenianie i czując, że wkrótce będzie potrzebował eliksiru na ból głowy, Snape
usiadł na kanapie w salonie. Właśnie skończył miażdżenie prac pierwszorocznych
uczniów, kiedy jego długi nos nagle drgnął. Co to było?
Ponownie
zaciągnął się powietrzem. Piołun? Dlaczego wyczuwał piołun? Jedyne najbliższe
słoiki były bezpiecznie zamknięte w szafce na eliksiry. Rozpalony
podejrzeniami, wyjął różdżkę i ruszył do szafki z zaopatrzeniem, zaraz
zatrzymując się w szoku na widok przed nim.
Szafka
była kompletnie zniszczona. Nie było na to odpowiedniego słowa. Drzwiczki były
otwarte; jedne wisiały krzywo. Z półek było wszystko zmiecione, ich zawartość
rozsiana po podłodze w śmierdzącym gulaszu. Godziny ciężkiej pracy zostały
zniszczone w zaledwie kilka chwil.
Snape
chwycił różdżkę tak mocno, że przestraszył się, że pęknie. Kto śmiał popełnić
taką zniewagę? Kto wszedł do jego prywatnych kwater i w taki sposób zniszczył
jego prywatną własność? Kiedy dopadnie ich w ręce – i wtedy zobaczył ślady
stóp.
Winowajca
najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy, że kiedy wszedł w zrobiony przez siebie
ściek, rozsmarował nieco bałaganu na spodzie butów. Szlak wiódł od szafki, a
Snape, wciąż blady z wściekłości, zaraz nim podążył.
Ślady
były małe, wskazując na młodszego ucznia, co zaskoczyło Snape’a. Nie spodziewał
się, ze któreś z młodszych dzieci dokona zbrodni takiej wielkości, choć być
może owa osoba została w to wciągnięta przez któreś ze starszych. Mimo to, kto
mógłby zrobić coś takiego? Ktoś z rodziny śmierciożerców, posyłając wiadomość
zdrajcy? Ktoś, kto poczuł ostrą krawędź jego języka i zapragnął zemsty? Nie
mógł sobie wyobrazić, żeby któryś z jego węży był na tyle głupi, by zarobić
sobie w ten sposób na jego gniew, z pewnością Krukoni byli zbyt bystrzy, a
Puchoni zbyt bojaźliwi, dlatego zostawali – oczywiście – Gryfoni. Może Wood? Z
łatwością mógłby użyć swojego statusu kapitana, by wkręcić któreś z młodszych
dzieci w brudną robotę. Albo może – Snape zatrzymał się gwałtownie, gdy zdał
sobie sprawę, dokąd poprowadził go ślad.
-
Hej, tato – powiedział radośnie Harry. – Jestem głodny. Chyba możemy wypić
herbaty?
Snape
zamrugał, patrząc na chłopca. Harry leżał na łóżku, jego ubrane w skarpety
stopy niefrasobliwie opierał na słupku łóżka z baldachimem, a na piersi miał
otwartą jedną z tych idiotycznych bajek dla dzieci.
Z
pewnością nikt nie był aż tak dobrym aktorem. Ale jak inaczej wyjaśnić ślady?
Harry
wyglądał na zakłopotanego, gdy profesor Snape zignorował jego powitanie i
zamiast tego ruszył prosto do jego butów, które skopał z nóg, kiedy wszedł do
łóżka. Z pewnością jego tata nie mógł być zirytowany faktem, że nie ułożył ich
starannie?
-
Jakim sposobem twoje buty tak się zabrudziły? – zapytał Snape, unosząc buta, by
Harry mógł zobaczyć, jak breja powoli spływa z podeszwy.
-
Fuj! Co to takiego? – zapytał Harry, marszcząc nos. Przeturlał się na kolana i
wyciągnął rękę do buta, który jego ojciec odsunął.
-
Załóż kapcie i chodź ze mną. Pokażę ci dokładnie, co to jest.
Harry
wzruszył ramionami i posłuchał. Chwilę później, gapił się na zniszczoną szafkę
zaopatrzeniową, tak jak wcześniej jego ojciec.
-
C-co się stało? – wydusił.
Snape
tylko uniósł brew, a umysł Harry’ego szybko połączył kropki. Gapił się
szaleńczo to na szafkę, to na ślady, a potem na buta, wciąż będącego w dłoni
jego ojca.
-
Ja… myślisz, że ja… ale to nie byłem ja! – niemal zapłakał.
-
Więc dlaczego ślady są zrobione twoimi
butami i prowadzą do twojego pokoju?
-
Nie wiem – powiedział żałośnie Harry. – Ale ja tego nie zrobiłem!
-
Więc sugerujesz, że ktoś inny wszedł
do naszych chronionych kwater, zniszczył moje rzeczy i wszedł do twojego pokoju
w twoich butach, całkowicie nie będąc zauważonym? – zapytał Snape jedwabistym
głosem. – To wydaje się dla ciebie bardziej rozsądnym wyjaśnieniem, niż pomysł,
że ty – pewnie czując się rozdrażniony przez którąś burę – skorzystałeś z mojej
uroczej pracy papierkowej, żeby zniszczyć moje zaopatrzenie, po czym usiłowałeś
stworzyć sobie alibi, uciekając do pokoju i nie zdając sobie sprawy, że
zostawiałeś za sobą ślady zbrodni?
Harry
przełknął ciężko, a jego gardło było grube od strachu. Ujmując to w ten sposób,
oczywiście brzmiało to tak, jakby to zrobił.
Tata
pochylił się do niego.
-
Idź do pokoju – powiedział głosem niskim i niebezpiecznym.
Harry
odwrócił się i uciekł, nieco spodziewając się, że poczuje trzaśnięcie podeszwy
buta na swoim tyłku. Ale tata nie dotknął go, więc rzucił się na łóżko,
zalewając łzami. To było jak powrót do Dursleyów, skoro działy się wokół niego
niezrozumiałe rzeczy.
Ale
już dowiedział się, że te wydarzenia to coś, co tata nazywał „przypadkową
magią” – coś jak zmienianie włosów nauczyciela na niebieski albo aportowanie
się dalej od tyranów – a przecież powinien być już na to za stary. Wciąż to
było to samo uczucie, tylko gorsze, ponieważ nie był smutny czy zły, gdy to się
wydarzyło. I jak jego buty umazały się w tych rzeczach, jeśli on tam nie był?
Ale jeśli był, to dlaczego tego nie pamiętał? Mógłby przysiąc, że cały czas
czytał tutaj, ale jego buty mówiły coś innego. Z pewnością same nie przeszły
się na spacer…
Czy
mógł to zrobić, ale nie pamiętać tego? Jedyne, co miało sens to dziwaczny
pomysł, że kto go wrabia, ktoś używa jego ciała do robienia okropnych rzeczy, a
potem zostawia go bez śladu i nawet bez poczucia, że minęło tyle czasu!
Wróciwszy
do salonu, Snape zaczął chodzić w tę i z powrotem. Z pewnością użyto
desperackich środków, ale jakich? I jak? Nie mógł pozwolić sobie na ignorowanie
tego, ale nie chciał też pogorszyć całej sytuacji. Ostrożnie rozważył opcje i
zaczął planować.
Minęła
niemal godzina, zanim profesor Snape ponownie pojawił się w drzwiach Harry’ego.
Przyjrzał się chłodno zasmarkanemu chłopcu z opuchniętymi oczami.
-
Potter, wyłaź – rozkazał ostro.
Harry
pociągnął na nosie i pospieszył za tatą.
-
Czy pamiętasz, co powiedziałem krótko po tym, jak zgodziłem się być twoim
opiekunem? – zapytał Snape, spoglądając na małego chłopca. – No?
Harry
otarł oczy, starając się wymyślić, co jego ojciec mógł mieć na myśli. Powiedział
wiele rzeczy, o tym, ze nie będzie go naprawdę bił i że był odpowiedzialny za
bezpieczeństwo i szczęście Harry’ego, i że nigdy nie pozwoli nikomu go zranić,
ale jakoś żadne z tych rzeczy nie pasowały do tego, o czym mówił mu teraz profesor
Snape. Mimo to, lepiej nie przyznawać, że nie miał pojęcia.
-
T-tak sądzę, sir – wyjąkał nerwowo.
-
Dobrze. Więc zrozum mnie teraz, kiedy mówię ci, że nie WIERZĘ w twoje zachowanie! – Harry zakołysał się do tyłu przez jad
w głosie Snape’a.
-
Ufałem ci, nędzny bachorze! – kontynuował wściekle Snape. – Byłem tak głupi, że
uwierzyłem, że możesz się zachować! Powinienem odesłać cię do krewnych
pierwszego dnia, gdy zarobiłeś u mnie szlaban.
Szczęka
Harry’ego opadła. Jego tata krzyczał – czego nigdy nie robił – i mówił rzeczy, które Harry wiedział, że wcale nie ma na myśli. Czyż Snape nie mówił zawsze
okropnych rzeczy o jego krewnych? A jednak teraz twierdził, że powinien odesłać
Harry’ego z powrotem do nich? Ale przecież obiecał.
-
Jesteś okropnym, aroganckim, małym diabłem bez szacunku do innych – kontynuował
wściekle Snape. – Nie mogę uwierzyć, że byłem aż tak głupi, by zaprosić cię do
mojego domu! Zasługujesz na to, by być wydalonym i odesłanym z powrotem do
Dursleyów! – Harry z przerażeniem gapił się na niego, a cały jego świat runął.
– Dam ci ostatnią szansę, Potter, ale wiedz, że następnym razem, obiecuję, że
wyrzucę cię z Hogwartu! Rozumiesz?
-
Ja… - Harry starał się zaprotestować, ale nie mógł przemówić przez łzy.
Snape
niemal przeklął z frustracji. Chłopiec był taki gryfoński, nigdy nie patrzył
poza oczywiste, pomimo wszystkich jego wskazówek! W porządku – miał jeszcze
jednego asa w rękawie.
-
Koniec z bezczelnością, młody człowieku! Masz jeszcze jedną szansę, ale tylko
po tym, jak zostaniesz głośno ukarany.
Snape
chwycił Harry’ego za ramię i pociągnął go na kanapę.
-
Pamiętasz, jak ostrzegałem cię, że nie będę akceptował bzdur z twojej strony?
Jak powiedziałem ci, czego możesz się spodziewać, kiedy się źle zachowasz?
-
T-tak – pisnął Harry.
-
Więc dokładnie wiesz, co się teraz stanie – odparł Snape. – Accio szczotka do włosów!
Harry
omal nie zadławił się. Szczotka do włosów? Tata przysięgał, że nigdy, przenigdy
nie użyłby na nim szczotki! Zaczął się wyrywać. To wyglądało tak, jakby
niezauważeni został przeniesiony do alternatywnej rzeczywistości. Najpierw
najwyraźniej zniszczył szafkę z eliksirami i nie zapamiętał tego, a teraz tata
miał zamiar złamać jego najmocniejszą zasadę i zbić Harry’ego jak Dursleyowie.
-
Niiiieeeee! – krzyknął, ale nie był godnym przeciwnikiem dla wściekłego
dorosłego.
W
ciągu sekund, został przewieszony przez kolana taty i mężczyzna uniósł wysoko
szczotkę.
-
To powinno przekazać ci wiadomość – warknął Snape, opuszczając szczotkę z
głośnym klapsem na tyłek Harry’ego.
Harry
krzyknął na odgłos, czekając na towarzyszące mu szczypanie i palenie, ale
zamiast tego poczuł jakby poduszka w kształcie szczotki została delikatnie
przyłożona do jego tyłka. Okręcił się z szokiem, dostrzegając na sobie wzrok
ojca.
-
No? Czego się spodziewałeś? – zapytał Snape, uderzając go ponownie. Harry
zamrugał, bo lekkiemu klapsowi towarzyszył odgłos przerażającego lania.
-
Um… - wydusił, zupełnie oszołomiony.
Snape
przewrócił oczami i posłał Harry’emu szybkie pojrzenie pełne rozdrażnienia,
mimo że opuścił szczotkę po raz trzeci.
-
Oczekuję, że będziesz używał swojego
mózgu, bez względu na to, jak mały może być, wstrętny bachorze – skarcił
go.
Harry
starał się zrozumieć, co się dzieje. Dlaczego jego tata zachowywał się tak
dziwnie? Jeśli naprawdę był wściekły, dlaczego naprawdę nie bił? Ale jeśli nie
był zły, to dlaczego w pierwszej kolejności udawał, że kara Harry’ego? Wuj
Vernon czasem udawał publicznie, że jest miły dla Harry’ego, kiedy myślał, że
ktoś go obserwuje, ale – zrozumienie uderzyło w Harry’ego jak fizyczny cios.
Tata myślał, że ktoś ich obserwuje! To dlatego robił taki przedstawienie. Tak
jak profesor McGonagall, gdy mówiła o krzesłach na suficie. Jeśli ktoś próbuje
cię wykiwać, sam go wykiwaj. Nie możesz pokazać, że wiesz, co inna osoba robi –
po prostu grasz, aż się zorientujesz, kim ta osoba jest i co knuje.
To dlatego tata powiedział te wszystkie
rzeczy i teraz udawał, że mocno bije tyłek Harry’ego. Zalała go fala ulgi,
niemal sprawiając, że natychmiast wybuchnął płaczem. Tata nie planował odesłać
go do Dursleyów! Robił to wszystko, bo wciąż kochał Harry’ego i chciał odkryć,
kto stara się wpędzić go w kłopoty – albo go odesłać. Czuł, że mięknie z ulgi,
bo jego przerażające myśli były bezzasadne, choć w następnym momencie, obwinił
się za to, że w ogóle zwątpił w tatę.
-
Staraj się chociaż zachowywać jak
Gryfon – nakazał opryskliwie Snape, ukrywając własną ulgę, kiedy poczuł, że
chłopak odpręża się na jego kolanach, w końcu zrozumiawszy, co się dzieje. –
Jak ci cali Weasleyowie!
Harry
skupił się, zdając sobie sprawę, że teraz nie było czasu na błogą ulgę czy
pełne poczucia winy potępienie. Byli w środku jakiegoś rodzaju przedstawienia,
a jego tata potrzebował, by Harry zagrał swoją część. Jak Weasleyowie,
powiedział. Cóż, Harry podejrzewał, że wie, co to oznacza.
-
AUUUUUUU! – wykrzyknął Harry, machając wszystkim, gdy lekka jak piórko szczotka
opadła na jego tyłek. – TO BOLI! AUUUUUUU! PRZESTAŃ! PRZESTAŃ! – Szybko w
myślach wysłał Ronowi przeprosiny, ale wiedział, że jego tata myślał, że rudzielce
głośno popisywali się i – trzeba przyznać Snape’owi – chłopcy mieli tendencję
do dość donośnego protestowania przeciw ich karom. W czasie ferii, Harry
widział dość, by wiedzieć, praktycznie każda kara, od odgnamiania ogrodu do
wczesnego pójścia spać, spotykała się z głośnym narzekaniem.
Harry
poczuł, że tata klepie go po ramieniu z uznaniem, mimo że wciąż karcił go i
bił.
-
Niemożliwy bachor! Powinienem odesłać cię w tym momencie, ale dam ci ostatnią
szansę!
Harry
kopał i wrzeszczał, udając, że był Dudleyem, a Petunia właśnie zabroniła mu
drugiej dokładki deseru (jakby to mogło się kiedykolwiek wydarzyć!).
W
końcu, Snape szarpnął go i postawił, po czym porządnie nim potrząsnął.
-
Nauczyłeś się czegoś?
-
T-tak. – Harry pochlipywał i płakał, tuląc tyłek, jakby był mocno obolały. Gdyby
tylko wiedział o amortyzujących zaklęciach, kiedy żył z krewnymi!
-
Więc wynoś się do pokoju i nie waż się mnie niepokoić! W moim laboratorium
warzy się bardzo delikatny eliksir i jeśli coś się mu stanie, odeślę cię do
Surrey zanim zacznie świtać!
Harry
poczuł, że tata okręca go za ramiona, a potem posyła w kierunku pokoju ostatnim
mocnym klapsem. Opadł na łóżko i ukrył twarz w poduszce, udając, że dusi się z
płaczu. Miał nadzieję, że dobrze się spisał.
W
międzyczasie Snape wpadł do laboratorium, dokonał kilka drobnych poprawek do
eliksiru, który się tam warzył, po czym wyszedł, wciąż mrucząc pod nosem.
Przez
kilka minut w laboratorium była całkowita cisza, jedyne odgłosy dochodziły od
bulgoczącego cicho eliksiru. Wtedy rozległ się głośniejszy trzask i w
opustoszałym pokoju pojawił się obdarty skrzat.
-
Zły, zły Zgredek! – zaszlochał skrzat, uderzając głową o kamienną podłogę. –
Niedobry Zgredek! – Ale potem machnięciem palca uniósł kociołek w powietrze i
odwrócił go, posyłając zawartość na podłogę.
-
Acha. – Powiedział jedwabiście Snape, wychodząc spod peleryny niewidki
Harry’ego, w której stał w kącie pomieszczenia. – Co my tu mamy?
Zgredek
pisnął zaskoczony i przestraszony i starał się zniknąć, ale jego wysiłki były
daremne. Obserwował z wzrastającym przerażeniem, jak Snape podchodzi do niego i
wyciągniętą różdżkę kieruje w małe stworzenie.
-
Jak odkryłeś, przy pomocy skrzatów domowych z zamku, wzmocniłem antyaportacyjne
osłony wokół moich kwater, żeby działały również na magię skrzatów. Gdy się tu
pojawiłeś, aktywowałem je, żebyś nie był w stanie odejść, aż nie zdecyduję, że
możesz.
-
Nie, nie, nie! – lamentował Zgredek. – Zgredek nie może zostać! Zgredek musi
wrócić do domu, zanim Pan zauważy! – Ponownie zaczął uderzać głową o podłogę,
ale ostre słowo Snape’a zatrzymało go.
-
Harry! Chodź tu natychmiast! – zawoła, ani razu nie spuszczając oczu ani
różdżki z nieszczęśliwego skrzata.
Harry
wbiegł do środka.
-
Tato! Co jest?
-
Chodź zobaczyć, co złapało się w naszą małą pułapkę, którą zastawiliśmy naszym
małym przedstawieniem – powiedział Snape, wskazując na skrzata, który
natychmiast wybuchnął płaczem na widok chłopca.
-
Ooooch, Mistrz Harry Potter! Zgredek przeprasza, że sprowadził na Mistrza
Harry’ego Pottera takie kłopoty! Ale Mistrz Harry Potter nie opuściłby zamku! –
Zgredek szarpnął się za własne uszy w szale skruchy.
-
Tato, to ten dziwny skrzat, o którym ci mówiłem – wykrzyknął Harry, spiesząc do
boku ojca, ostrożnie, by nie stanąć przed różdżką Snape’a. – Zgrzedek albo Zgrodek,
czy coś takiego. To on mi groził!
-
Zgredek to zły skrzat – zgodziło się żałośnie małe stworzenie – ale biedny
Mistrz Harry Potter musi być odesłany, by być bezpieczny.
-
Skąd wiedziałeś, że to on? – zapytał Harry, obserwując Snape’a rozszerzonymi, pełnymi
szacunku oczami.
Snape
pokręcił się, skrępowany dostrzeżonym podziwem.
-
Wiedziałem, że raczej nie spędziłbyś czterech godzin na pomaganiu mi ze
składnikami, by potem je zniszczyć, ale nie mogłem znaleźć żadnego śladu, by
wyjaśnić, przez kogo, ani jak zostałeś wrobiony. Przypomniałem sobie, jak
mówiłeś, że groził ci skrzat domowy, zanim zaczął się semestr i mając znikomą
szansę, że to on jest odpowiedzialny za te występki, poprosiłem szkolne
skrzaty, by nauczyły mnie, jak uniemożliwić skrzatom wejście lub opuszczenie
naszych kwater. Kiedy zrozumiałem, że szafka z eliksirami jest ostatnią próbą,
byś został wydalony, postanowiłem dołączyć się do gry. Miałem nadzieję, ze
jeśli będę wydawał się dość wściekły, żeby groźba odesłania cię brzmiała
realistycznie, to ktokolwiek to robił nie będzie w stanie oprzeć się jeszcze
jednemu podstępowi. Po to był eliksir w moim laboratorium – żeby skłonić
naszego tajemniczego przeciwnika do kolejnego żartu, tylko tym razem w czasie i
miejscu, który ja wybiorę. Zadziałało,
pułapka została zastawiona i w tym miejscu się znaleźliśmy.
-
Wow! – szepnął Harry z podziwem.
-
A co do ciebie, skrzacie – zaczął z groźbą Snape, unosząc różdżkę.
-
Proszę, panie Mistrzu Eliksirów! – zawołał Zgredek. – Proszę odesłać stąd
Mistrza Harry’ego Pottera! Zaczną się Bardzo Złe Rzeczy!
Snape
zamarł.
-
Czy to ma coś wspólnego z Czarnym Panem? – zapytał, ale Zgredek tylko zapłakał
i uderzył głową o podłogę.
-
Przestań! Przestań! – rozkazał Snape, widząc porażoną twarz Harry’ego, gdy ten
obserwował, jak skrzat sam się kara. Gdyby był sam, z radością by obserwował,
jak małe stworzenie wypruwa sobie mózg po tym wszystkim, co zrobił Harry’emu. –
Więc starasz się chronić Harry’ego? – Zgredek pociągnął na nosie i skinął
głową. – Jak dowiedziałeś się o niebezpieczeństwie?
Zgredek
pociągnął się za uszy.
-
Nie! Nie! Nie może powiedzieć! Nie może powiedzieć, co Mistrz planuje!
Umysł
Snape’a pracował szybko. Skrzaty domowe były dość pobudliwe, szczególnie gdy
miały dobry dzień, ale to, co doprowadzało je do szaleństwa szybciej niż
cokolwiek innego to niemożność dotrzymania instrukcji ich właściciela. Jeśli
ten skrzat należał do Mrocznego domu i dowiedział się o intrydze w Hogwarcie,
ale potem chciał ochronić Harry’ego, byłby rozdarty między chronieniem sekretów
jego pana a pragnieniem ocalenia Harry’ego. To dokładnie mogło wywołać taki
rodzaj konfliktu, przez który skrzat by oszalał.
Ale
jaki Mroczny dom miał tak dziwnego i niezależnego skrzata?
-
Skąd się dowiedziałeś, że Harry jest w Hogwarcie? – zapytał Snape. – Albo że ja
jestem Mistrzem Eliksirów?
Zgredek
wyglądał na porażonego i zaczął gryźć własną rękę.
-
Nie może powiedzieć! Nie może! – zaprotestował, a jego słowa były przytłumione.
Snape
przyjrzał się rozgorączkowanemu skrzatowi. Nie mógł sobie wyobrazić, by jego
kwalifikacje zawodowe były dyskutowane w wielu śmierciożerczych domach. W
najlepszym wypadku mogli się do niego zwracać hogwardzkim profesorem, w
najgorszym „*********** zdrajcą Snapem”, ale nigdy nie nawiązywał stosunków ze
zbyt wieloma kolegami śmierciożercami i…
-
Malfoy. Należysz do Lucjusza Malfoya.
Nagle
wszystko nabrało sensu. Lucjusz i Narcyza, dzięki listom Draco, z pewnością
komentowali razem obecność Pottera w Hogwarcie, a Malfoy był jednym z niewielu
ludzi, których w swoim czasie Snape uważał za przyjaciół. Jak jeden z nich,
Lucjusz był zaznajomiony z naukowymi kwalifikacjami Snape’a i pewnie nierzadko
odnosił się do nich, będąc osobą, lubiącą chwalić się osobistościami, które
rzekomo zna. Snape odwiedził jego dwór przy więcej niż jednej okazji i podczas
gdy większość skrzatów wyglądała dla niego tak samo, przypuszczał, że ten jeden
wyglądał nieco znajomo.
Zgredek
rozpłakał się, potwierdzając jego podejrzenia.
-
Zgredek to zły, zły skrzat! Ale
Zgredek chce tylko zapewnić Mistrzowi Harry’emu Potterowi bezpieczeństwo!
-
To moje zadanie – poinformował Snape
zrozpaczonego skrzata. – Masz wrócić do Dworu Malfoyów i nic o tym nie mówić.
Jestem całkiem świadomy małego spisku Lucjusza – skłamał, – i nie pozwolę, by
Harry został ranny. Będę chronił chłopca, a ty masz zostawić go w spokoju od
tej chwili.
Zgredek
płakał i protestował, wciąż niepewny, ale Snape był nieugięty.
-
Idź już albo poinformuję twojego pana o twoich wybrykach – zagroził, machając
różdżką, by opuścić osłony wokół jego kwater.
Zgredek
zawył z przerażenia, ale wciąż przeciągał, żeby zapytać:
-
Jest pan pewny, że Mistrz Harry Potter będzie bezpieczny?
Snape
przewrócił oczami.
-
Tak! Idź już! I nie wracaj!
Zgredek
w końcu zniknął, a Harry odprężył się z gwałtownym westchnięciem ulgi.
-
Merlinie! Co za zwariowany mały skrzat! Naprawdę sądził, że tata Draco planował
coś naprawdę złego?
Snape
parsknął.
-
Z pewnością widziałeś, jak to stworzenie było oszalałe. Nie masz się o co
martwić. – Zerknął na chłopca z troską. Czy zaakceptuje to? Wciąż był zbyt
zszokowany tymi strasznymi rzeczami, które wcześniej musiał powiedzieć Snape?
-
Och. Okej – zgodził się Harry, nie zauważając, że jego opiekun uniknął pytania.
– Więc… możemy się już napić herbaty?
^^^
Harry
został łatwo rozproszony przez talerz kanapek, a potem odesłanie do dormitorium,
ale Snape nie łatwo uzyskał spokój umysłu. Wiedział, że Lucjusz zamierzał tego
spróbować – ostatecznie mężczyzna go ostrzegał – ale niepokoiło Snape’a to, że
Lucjusz najwyraźniej wprawił coś w ruch, a Snape wciąż nie był tego świadomy. W
rzeczywistości zastanawiał się, czy Malfoy stał za tymi sztuczkami, które miały
na celu zdyskryminować Harry’ego, ale teraz, kiedy Zgredek ujawnił się jako
winowajca, to oznaczało, że milcząco rozwijał się jakiś inny plan.
To
sprawiało, że Snape był bardzo, bardzo nerwowy.
Co
więcej, było to rozproszenie, na które go nie stać. Już starał się wymyślić
plan, by pozbyć się tego idioty Knota i miał nadzieję, że Malfoy może
przynajmniej pozostać neutralny. Pozbycie się Knota byłoby w najlepszym razie
trudne, ale jeśli Malfoy będzie aktywnie opierał się zmianie, kilka rządów
wielkości uczyni to jeszcze trudniejsze. Snape miał nadzieję, że może będzie w
stanie przekonać Lucjusza, by pozostał na uboczu i mogło to zadziałać, jeśli
mężczyzna będzie w stanie zostać w pasywnym stanie „czekaj i obserwuj”. Ale ze
słów Zgredka – i jego zachowań – jasne było, że Lucjusz wprowadził schemat w
grę, a mało prawdopodobne, żeby pozostał obserwatorem, jeśli się go do tego nie
zmusi.
Ale
jeśli Knot wciąż będzie w pełni mocy, kiedy plan Malfoya w końcu się ujawni, to
będzie jeszcze trudniej przeciwstawić się Lucjuszowi… Czy najlepiej było usunąć
Knota jak najszybciej, nawet jeśli to oznaczało jednoczesne wyzwanie do walki
Lucjusza? I w jaki sposób?
Jego
własna przeszłość czyniła go bardzo wrażliwym; jakikolwiek ślad
nieprzyzwoitości, a pojawi się wielu aurorów i innych w rządzie, którzy czekali
dziesięć lat, żeby zobaczyć go zamkniętego w Azkabanie. Ale kto inny miałby
pozbyć się Knota? Podejrzewał, że mógłby wezwać Huncwotów, ale żartowanie z
mugolskiej rodziny było czymś zupełnie innym niż wzięcie na cel Ministra Magii,
a Snape miał wiele kłopotów, by przywrócić Blacka na miejsce prawego członka
społeczeństwa. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał było zszarganie statusu Blacka, a
to nawet nie uwzględniało tego, że jeśli zostanie odkryta część Lupina w tym
planie, rozhisteryzowana czarodziejska publika prawdopodobnie – przez
idiotyczny nacisk – uznają to za spisek wilkołaka, by obalić rząd. W najlepszym
razie, oznaczałoby to natychmiastowy wyrok śmierci Lupina, a Snape nie miał
ochoty jeszcze raz wyciągać drugiego Huncwota z Azkabanu.
Ostatecznie
zdecydował, że lepiej rozplanować swoje siły i w krótkim czasie nic nie robić.
Nie wiedząc nic o planach Malfoya, byłoby głupio wydawać środki na jedną kampanię
lub coś innego. Lepiej pozwolić rzeczom postępować we własnym tempie, skupiając
na nich czujne oko. Oznaczało to też, że nie może podać ręki komuś, kto może
obserwować. Będzie żył dalej, jakby nic się nie zmieniło, jednocześnie wiedząc,
że musi mieć się na baczności, często samo w sobie było skuteczną strategią.
Ale
to nie zmniejszyło jego nerwów.
Tym,
co jeszcze zwiększyło stres Snape’a był fakt, że jedna z jego pierwszorocznych
Ślizgonek zaczęła się dziwnie zachowywać. Jones i kilku innych prefektów zauważyło
to i starało się porozmawiać z córką Parkinsona, ale odrzuciła wszystkie
zachęty. Prefekci poinformowali, że nie miała poważnych sporów z jej kolegami z
rocznika ani oznak nieprzyjemnego stłamszenia – póki nie zaczęła się izolować,
Parkinson wydawała się całkowicie skupiona na Draco Malfoyu, ale teraz
traktowała go z tą samą zimną uprzejmością, jak reszta szkoły.
Jones
dokładnie przesłuchała Malfoya, podejrzewając, że mógł powiedzieć dziewczynie
coś niemiłego, ale gwałtownie zaprzeczył, jakoby bardziej niż zwykle zadzierał
nosa – twierdzenie zostało potwierdzone przez inne dzieci. Jones nie mogła
wierzyć zeznaniom Crabbe’a i Goyle’a, ale fakt, że Harry, Ron, Hermiona i
Neville również potwierdzili twierdzenia Draco, sprawił, że mu uwierzyła. Nawet
Pansy nie powiedziała niemiłego słowa o Malfoyu, czego Jones spodziewałaby się,
gdyby nastrój dziewczyny był połączony z egocentryzmem blondyna.
Snape
próbował rozmawiać z Parkinson, ale spotkał się z podobnym brakiem sukcesu, co
jego prefekci. Dzieciak był zamknięty w sobie i ignorował wszystkie zabiegi jej
kolegów, jednak nie pasowało to do typowego profilu tęskniącego za domem
pierwszaka. Zaoferował Parkinson możliwość odwiedzenia jej rodziców w weekend,
co bywa wystarczającym rozwiązaniem, gdy poczucie tęsknoty pierwszaka za domem,
rodzicami i zwierzątkiem (niekoniecznie w tej kolejności) zaczyna kolidować z
jego zajęciami, ale dziewczyna grzecznie odmówiła. Więc to nie tęsknota.
Wysłał
sowę go jej rodziców, starając się zrozumieć, czy był jakiś problem w domu,
który ją rozpraszał – umierający dziadek albo niezgoda między rodzicami – ale
zaprzeczyli temu. Starsi Parkinsonowie mogli być czystokrwistymi potworami i
śmierciożercami, ale nie można było zaprzeczyć, że kochali córkę i byli
naprawdę zmartwieni, gdy usłyszeli o jej kłopotach w szkole.
Snape
zdecydował, że jeśli dzieciak, który wyglądał stopniowo coraz mizerniej, nie
poprawi się do końca tygodnia, odeśle ją do Poppy. Oprócz dokładnego
przebadania, Poppy mogła też zapewnić dziewczynce jakieś damskie rady, jeśli tu
chodziło o – Snape wzdrygnął się – kobiece problemy.
Jednak
w międzyczasie, miał klasy do nauczania, korytarze do patrolowania i pewną
czarnowłosą zmorę do pilnowania. Zdolność Harry’ego do wywoływania skręcającego
kiszki przerażenia najbardziej niewinnym pytaniem zdawała się nie wykazywać
oznak zanikania.
-
Tato? Czy kiedykolwiek słyszysz śmieszne głosy? – zapytał spokojnie bachor,
kiedy pewnego wieczoru wspólnie siekali żądlibąki. Snape trzymał chłopca blisko
siebie w ciągu ostatnich dwóch tygodni, od kiedy ujawnili spisek skrzata. Nie
był pewny, czy Harry potrzebuje pocieszenia, ale przez toczący się spisek
Malfoya, on chciał wiedzieć, gdzie
bachor jest cały czas.
Snape
zdołał nie odciąć sobie palca.
-
Przepraszam? – zapytał, a jego głos nie ujawnił żadnego niepokoju. – Śmieszne
głosy?
-
Tak, no wiesz… nie takie śmieszne, że ha-ha, tylko dziwne-śmieszne.
-
A co te dziwne głosy mówią? – zapytał, a jego głos był tak równy, jak tylko
zdołał. Biorąc pod uwagę skandaliczne dzieciństwo Harry’ego, trudno było się
dziwić, że może potrzebować psychouzdrowiciela, choć słuchowe omamy były
złowieszczym pierwszym symptomem.
Harry
zmarszczył brwi, ciągle tnąc.
-
Dziwne rzeczy. Wiesz… jak „krew” albo „zabić” albo „umieraj”… To coś brzmi na
naprawdę wściekłe.
Umysł
Snape’a pracował gorączkowo. Oczywiście chłopiec miał wiele do czynienia z
sublimowaną złością jego okropnych krewnych.
-
W jakich warunkach słyszysz głosy?
Harry
rozważył to pytanie.
-
Cóż, trudno powiedzieć. Zwykle gdy jestem cicho. Jak podczas zasypiania albo
gdy uczę się w klasie, albo gdy idę pustym korytarzem.
Może
to był sposób Harry’ego, by wyrazić złość, pomyślał Snape. Albo postępujące
rozdwojenie jaźni? Podczas dnia dobre dziecko, które umie się zachować i cieszy
się zajęciami oraz złe, mściwe dziecko, nad którym się znęcano, w końcu poczuło
się bezpiecznie, by pojawić się w nocy albo gdy nikogo innego nie ma w pobliżu?
Czy powinien porozmawiać o tym z Poppy, czy to zbyt wykracza poza jej zakres
wiedzy? Czy św. Mungo będzie lepszym wyborem? Może gdzieś za granicą znajdzie
się ekspert od skutków dziecięcych nadużyć?
-
Robią się gorsze, eee, gdy… - Harry urwał, wyglądając na zakłopotanego.
-
Gdy, co? – naciskał Snape. Może kiedy ma zły dzień w szkole? Kiedy dzieje się
coś, co przypomina mu o tym, jak traktowali go ci mugole?
-
Cóż, kiedy zapominam o tych ćwiczeniach relaksacyjnych, które mi pokazałeś –
wyznał Harry. – Zwykle robię je rano i wieczorem, tak jak kazałeś, ale czasami
– na przykład po Quidditchu – po prostu zbyt szybko zasypiam.
Snape
zrobił wszystko, by ukryć konsternację. Oczywiście oklumencja – którą Harry
nazwał „ćwiczeniami relaksacyjnymi” – mogła podtrzymać rozpadający się umysł,
ale nie była w stanie robię tego na dłuższą metę. Harry z pewnością potrzebował
pilnej pomocy medycznej.
-
Myślę, że na dzisiaj skończymy – ogłosił, czując potrzebę odesłania bachora do
wieży, zanim straci zdolność do ukrywania swoich prawdziwych emocji. – Jeśli
chodzi o te „dziwne głosy”, jeśli bardziej postarasz się w swoich ćwiczeniach
umysłowych, nie powinny cię martwić. – Przynajmniej na jakiś czas.
-
Okej, tato – zgodził się radośnie Harry.
Kiedy
bachor wyszedł, Snape przetarł drżącą dłonią twarz. Jak on przedstawi tą
wiadomość Albusowi?
CDN…
Wnioski Snape'a zawsze mnie zaskakują. A to raz genialne a to raz paranoiczne i tak niemożliwe, że zastanawiam się czego biedak się nawdychał.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Dziękuję i pozdrawiam
Ależ ten rodziła jest dynamiczny ach ten Severus i jego ślizgońsku plan i Harry tak świetnie zagrał szkoda ze tak mało informacji wyciągnęli ze skrzata ale to było zbyt proste ta historia jest jak Matrioszka i top jest super a co do Knota to on tez nadaje się tylko na pożarcie tylko po nim by była większa niestrawność. super rozdział ciekawe ile zajmie Severusowi rozgryzienie kolejnej zagadki i kto ma dziennik jakoś obstawiam pewna ślizgonke czekam z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział życzę weny i czasu na tłumaczenia i zdrowia pozdrawiam Gosia
OdpowiedzUsuńOoo, kurde, zaczyna się...
OdpowiedzUsuńHeh... Ale wnioski Seva... Tu się zgodzę z Raisą, one bywają naprawdę paranoiczne... No ale cóż, czego się spodziewać po szpiegu takim jak on...
Swoją drogą, czy tylko mi ta wspomniana wcześniej (i nagrodzona efektami) 'stała czujność' Seva skojarzyła się z pewnym emerytowanym aurorem...? ;P
Życzę WENY, CHĘCI i CZASU~! I pozdrawiam!
~Daga ^.^'
Uch, cieszę się, że Zgredek się wreszcie ujawnił, choć nie zrobił tego z własnej woli. Mam nadzieję, że Sev szybko dojdzie do Bazyliszka i nie będzie się martwił. I ciekawi mnie gdzie Gilderoy! Bazyliszek i głosy były przecież dopiero na drugim roku!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch tak Severus i te jego myśli... ale widać, że mu bardzo zależy na Harrym i się troszczy o niego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia