Ostatecznie Snape zdecydował nie rozmawiać z Albusem.
Podczas gdy był całkiem pewny, że dyrektor chciałby
wiedzieć, że chłopiec, który przeżył zdaje się wykazywać pierwsze symptomy
poważnej choroby psychicznej, Snape nie był tak pewny, czy mądre było już teraz
dzielić się tą informacją. Nie otrzymał jeszcze formalnej opieki nad chłopcem,
a gdy Harry będzie miał formalnie zdiagnozowany problem, nieważne, czy jego
korzenie były mugolskie czy magiczne, szanse, że to się stanie będą minimalne.
Nie, Harry zostanie wplątany w każdy program, który Albus uzna za najlepszy do
wyleczenia chłopca, a Snape nie był chętny ryzykować ponownie osądu
Dumbledore’a. Lepiej poczekać, aż zakończy się formalna adopcja, a wtedy będzie
mógł szybko zabrać Harry’ego na badania – może gdzieś za granicę – przed
podjęciem decyzji, co robić i komu powiedzieć.
To tylko oznaczało, że musiał bliżej obserwować chłopca,
żeby mógł dostrzec pogarszające się objawy. Przekonał Minervę, by dawała
chłopcu dodatkowe lekcje transmutacji pod pretekstem, że chłopiec pokazał
wyjątkową obietnicę. Była sceptyczna, ale zgodziła się. Powiedział Harry’emu,
że były to przygotowania do jego lekcji animagii z Syriuszem, gdy będzie
starszy, a bachora zakochał się w tym pomyśle.
To oznaczało, że większość czasu, Harry był pod okiem
członka kadry lub prefekta, a Snape dalej asekurował się proszeniem Hagrida,
żeby miał na chłopca oko. Jak oczekiwał, półolbrzym był podekscytowany
perspektywą spędzania czasu z Harrym, a Harry zdawał się w niewytłumaczalny
sposób uwielbiać przygłupa i jego nadmiernie śliniącego się psa gończego.
Zwykle jakieś inne dzieci towarzyszyły Harry’emu w odwiedzinach chatki Hagrida,
ale okazjonalnie Harry przychodził sam, gdyż wtedy łatwiej było wsunąć
niejadalne, kamiennie twarde ciastka Kłowi, żeby Hagrid nie zauważył.
Oczywiście, podczas gdy Hagrid bez wątpienia oddałby
Harry’emu życie, jego osądy często pozostawiały wiele do życzenia.
- Tato! Zgadnij, gdzie dzisiaj zabiera mnie Hagrid!
Snape zmarszczył brwi w kierunku bachora, który właśnie
wpadł do jego dotychczas cichych kwater.
- Dobry wieczór, panie Potter.
- Och, przeprasza. Cześć, tato. Miałeś dobry dzień?
- Ta…
- Zgadnij, gdzie zabiera mnie dzisiaj Hagrid!
- Zakładam, że starasz się poprosić o zgodę o to, żeby
Hagrid mógł cię gdzieś dzisiaj zabrać?
Harry przewrócił oczami.
- Och, tatoooo! – jęknął. – Nie utrudniaj tego! Wiesz, że
w końcu powiesz tak.
- Nie mam takiego przekonania, panie Potter, a przy
każdym nieprzyzwoitym wybuchu, jeszcze bardziej zmniejszasz szanse na taki
rezultat – powiedział posępnie Snape.
Harry zadrżał i rzucił się na kanapę naprzeciw ojca, nie
mniej skonsternowany.
- Dobrze. W porządku. Po prostu ci nie powiem!
- Harry Jamesie…
- Dobra, dobra – Harry poddał się. – Zabierze mnie do
Zakazanego Lasu, żeby zobaczyć na maleńkie
jednorożce! Czy to nie świetnie?
Snape zmarszczył brwi.
- Do Zakazanego Lasu? Nie sądzę, żeby to było właściwe
miejsce na wycieczkę dla pierwszaka. Niebezpieczeństwa Lasu…
- Och, tato! – Harry wyrzucił ramiona z irytacji. –
Przecież nie pójdę sam! Będę z Hagridem, pójdziemy za dnia i będziemy szukać jednorożców, nie jakiś Mrocznych
stworzeń. Proszę, powiedz, że mogę iść, proooooooszę?
W ciągu najbliższych dziesięciu minut, Snape odkrył, jak
mogło być nieprzyjemne nużące dokuczanie jedenastolatka.
- Och, w porządku! – wybuchnął w końcu. – Możesz iść, ale
jeśli usłyszę, że nie zrobiłeś dokładnie
tego, co kazał ci Hagrid, będziesz pilnowany przez resztę roku. Rozumiesz?
Wygrywając, Harry uśmiechnął się promiennie z radością.
- Dobrze, tato – odpowiedział posłusznie.
Drogie Kroniki
Nauki Czarodziejskiej, pomyślał z urazą Snape. Chciałbym zaproponować
dochodzenie w sprawie wycieńczającej mocy dziecięcych jęków na system nerwowy
dorosłych. Jako ktoś, kto skutecznie wytrzymywał kary Czarnego Pana, włącznie z
powtarzającymi się atakami Cruciatusa,
nie potrafiłem jednak wytrzymać jęczenia nastolatka. Sugeruję, że pewnie te
dźwięki zawierając jakiegoś rodzaju mieszaninę kontroli umysłu i stymulatorów
receptorów bólu. Proszę to zbadać i doradzić, czy są jakieś metody ochronne, od
noszenia kapeluszy z folii aluminiowej do uderzenia siebie kijem do
nieprzytomności.
^^^
Harry stwierdził, że Zakazany Las jest jednym z
najbardziej ekscytujących miejsc, w jakich był, choć widząc rozmiar niektórych
sieci akromantul, czuł lekkie mdłości. Postanowił nie dzielić się tą częścią
przygody z Ronem, bo inaczej rudzielec obudzi całe dormitorium swoimi
koszmarami.
Mimo to, biegnąc obok Hagrida, łatwo było poczuć i
niezniszczalnym. Nie tylko z powodu niesamowitej wiedzy olbrzyma o mieszkańcach
Lasu, ale dodatkowo był z większością z nich w dobrych stosunkach.
- Więc, jak ci się podoba w szkole, Harry? – zapytał w
końcu Hagrid, gdy ostatecznie skończyły mu się nowe rzeczy, które mógłby
pokazać chłopcu.
- Uwielbiam ją! – wykrzyknął Harry, praktycznie tańcząc
pod ramieniem Hagrida.
Półolbrzym posłał mu zadowolone spojrzenie.
- Więc dobrze sobie radzisz na zajęciach? Nauczyciele nie
krytykują cię za bardzo? Zdobywasz przyjaciół i w ogóle?
Harry pokiwał energicznie głową.
- Mam całe mnóstwo
przyjaciół, choć Ron był moim pierwszym – dodał skrupulatnie. – I lubię
wszystkich nauczycieli – cóż, przynajmniej teraz.
Naprawdę nie lubiłem profesora Quirrella albo Umpi… eee, profesor Umbridge, ale
teraz odeszli i dyrektor uczy OPCM-u, przez co jest zabawnie. – Harry
zachichotał. – Jednak strasznie złości mojego tatę, ponieważ daje nam cytrynowe
dropsy na równi z punktami, kiedy zrobimy coś dobrze, a mój tata nie lubi,
kiedy jem zbyt wiele słodkości, ale również nie może też nakrzyczeć na
dyrektora. – Harry wyszczerzył się do Hagrida.
Hagrid wybuchnął śmiechem.
- Och, rozumiem, w porządku. Dyrektor czasami doprowadza
profesora Snape’a do szaleństwa. – Urwał, posyłają Harry’emu zmartwione
spojrzenie. – I Harry, powiedziałbyś mu, gdybyś nie dogadywał się z profesorem
Snapem, prawda? Bo widzisz, tak jakby to ja zaprowadziłem cię do
czarodziejskiego świata, więc czuję się jakby odpowiedzialny za ciebie.
Dogadujecie się, prawda?
Harry skinął głową.
- Jest świetny, Hagridzie – naprawdę! Naprawdę dobrze o
mnie dba. Znaczy, nie pozwoli nikomu mnie skrzywdzić i pozbędzie się każdego,
kto spróbuje – te inne dzieciaki z Ravenclaw, Quirrell, szczur, który zdradził
moich krewnych, potem Umpicz i nawet ten dziwny skrzat domowy Zgrabek –
sprawił, że wszyscy odeszli. I dzięki niemu dyrektor obiecał, że nigdy nie odeśle
mnie z powrotem do Dursleyów, bez względu na wszystko, dał mi najfajniejsze
prezenty na Święta i jest po prostu najlepszym tatą na świecie! Wiedziałeś, że
pomagał mi nawet, gdy byłem dzieckiem? Tak było! Szpiegował Voldesnorta, żeby
moi rodzice i ja byliśmy bezpieczni! I…
Hagrid rozpromienił się, gdy Harry radośnie paplał o tym,
jak wspaniały jest profesor Snape. Z tego, co słyszał, biedny chłopiec miał się
okropnie z mugolami, ale jeśli jego błyszcząca twarz była jakąkolwiek
wskazówką, to wszystko było przeszłością. Wtedy Kieł zaszczekał, wskazując, że
złapał ślad stada jednorożców i olbrzymi mężczyzna oraz mały chłopiec
przyspieszyli, by go dogonić.
Za nimi, unosząc się pomiędzy poskręcanymi drzewami Lasu,
bardziej cielesny niż chmura, cień Lorda Voldemorta zatrząsł się z wściekłości.
Wystarczające już było to, że szczeniak odpowiedzialny za
jego obecny niematerialny świat wciąż był wśród żywych. Upokarzające było
myślenie, że ten mały potwór pomógł mu zniknąć po raz drugi, osłabiając go tak bardzo, że mógł jedynie unosić się nad
jednorożcami, pustosząc ich mózg tak mocno, że mógł stać się cielesny na tyle,
by pożywić się na nich. Ale słysząc, jak został zdradzony przez jednego ze
swoich śmierciożerców…! To była koronna zniewaga i sam Voldemort przysiągł, że
zobaczy za to swoją zemstę.
Ten zdrajca Snape, nie zadowolony ze szpiegowania
Dumbledore’a, stał się teraz opiekunem tego samego przyrządu, który zniszczył
jego zaprzysięgłego Lorda. Nie było przekleństwa na tyle bolesnego, żadnej
śmierci aż tak odrażającej, która byłaby wystarczająca dla zdrajcy jego
wielkości.
Oczywiście, nawet gdyby takie było, sam Voldemort nie był
w stanie rzucić żadnego zaklęcia – całą jego moc pobierało tylko przylgnięcie
do tej niesatysfakcjonującej formy pół-życia. Ale daleki był od bezsilności.
- Nagini, moje
zwierzątko – syknął. – Chodź do mnie,
moja kochana. Mam dla ciebie zadanie…
- Tak, panie? –
odpowiedział wielki wąż, posłusznie wyślizgując się z gniazda w zawalonym
drzewie. Magiczne węże nie były zbytnio przejęte chłodem, ale Nagini wciąż
wolała nie wychodzić na śnieżny, zimowy krajobraz, jeśli mogła tego uniknąć.
Wezwanie jego mistrza było jednak potężne, a po tym, jak Voldemort był zmuszony
opuścić ciało Quirrella, przywołał ją.
Zbyt słaby, by opuścić najbliższe otoczenie Hogwartu,
wiedział, że potrzebuje sojuszników do pomocy, ale w jego osłabionej kondycji,
nie ośmielał się ufać nikomu, oprócz jego najbardziej lojalnych zwolenników.
Niestety, Bellatrix Lestrange wciąż była uwięziona w Azkabanie – Voldemort nie
był zadowolony, że jej kretyński kuzyn zdołał uciec, a Bella, którą dotychczas
uważał za najbardziej zaradną czarownicę, wciąż pozostawała więźniem
dementorów. Voldemort pocieszył się
myślą, że wypuszczenie jego zwolenników z Azkabanu będzie jego pierwszym ruchem,
kiedy powróci do pełni mocy, a Bella była już tak stuknięta, że było
nieprawdopodobne, że dementorzy zdążyli zrobić jej coś w międzyczasie.
Peter Pettigrew, podczas gdy nigdy nie był tak…
zaangażowany… jak Bellatrix, niemniej jednak był rozsądnym drugim wyborem. Był
zbyt tchórzliwy, by czegokolwiek spróbować, nawet mimo że Czarny Pan był zbyt
słaby, by w tym momencie się ujawnić. Ale zanim Voldemort zdołał wezwać szczura
z pobliskiego zamku, usłyszał o śmierci Pettigrew od małych hogwardzkich
bachorów bawiących się na krawędzi Lasu. Nie wiedział, że Snape, ten drań, był
odpowiedzialny za śmierć czarodzieja, ale teraz zostało to przyznane, przez
samego Harry’ego Pottera, Voldemort zaczął jeszcze bardziej płonąć z potrzeby
zemsty.
Nie mógł ufać żadnemu śmierciożercy wciąż będącemu na
wolności, jak Lucjuszowi Malfoyowi. Jedynym sposobem, w jaki Malfoy zdołał
pozostać na wolności było zrzeczenie się Czarnego Pana i/lub twierdzenie, że
przez cały czas był niechętną marionetką. Podczas gdy Voldemort mógłby docenić
przebiegłość mężczyzny, korzystającej ze skłonności Dumbledore’a do dawania
innym drugiej szansy, co nie oznaczało, że mógł ufać Malfoyowi, biorąc pod
uwagę jego aktualną słabość. Lucjusz najwyraźniej był zajęty jego własnymi
interesami i jeśli myślał, że mógłby wykorzystać obecną sytuację Czarnego Pana,
by z nim skończyć, zrobiłby to. Nie, Lucjusz Malfoy nie był kimś, na kim się
polega, przynajmniej nie do czasu, aż Voldemort nie będzie w stanie rzucić na
niego Crucio, aż nie będzie lojalny.
Voldemort zazgrzytał swoimi nieistniejącymi zębami, kiedy
pomyślał, że, nie tak dawno temu, mógłby zwrócić się do samego Snape’a, jako
jednego z najbardziej zaufanych śmierciożerców. Gdyby ten mały idiota nie
przeszedł tuż obok niego, bezmyślnie paplając o zdradzie Snape’a, Voldemort
mógłby nigdy nie dowiedzieć się o stopniu przewrotności jego sługi. Cóż, teraz,
gdy wiedział, coś z tym zrobi.
Mógł zabić Snape’a w spektakularnie brunatny i bolesny
sposób, nie zostawiając żadnych wątpliwości w innych umysłach, kto jest za to
odpowiedzialny. To powinno przywrócić poczucie strachu do umysłów tych głupich
owiec, które były czarodziejską publiką, nie wspominając o kilku mniej wiernych
śmierciożercach. Po kilku bardziej przerażających morderstwach, nawet ktoś
taki, jak Lucjusz Malfoy pomyśli dwa Ray, zanim będzie naśladować zdradzieckie
zachowanie Snape’a.
- Nagini, moja
silna i nieustraszona, mam dla ciebie ważne zadanie. Słuchaj uważnie, kiedy
będę opowiadać ci o zamku Hogwart, żebyś mogła wślizgnąć się do środka i
rozdzielić sprawiedliwość brudnemu zdrajcy…
CDN…
Jak można przerwać w takim momencie protestuje rozdział jak zawsze super Harry męczący Severusa to takie czułe i rodzinne profesor który naprawdę mocno angażuje się w role ojca mimo że adopcja nie została ukończona i kombinuje ślizgońskie plany ochrony syna i paplający Harry który nie ma pojęcia że zaradza tajemnice a las "słucha" wspaniały gajowy Hagrid którego ja uwielbiam a i czarny pan jako nie widzialna chmurka dymu w formie czaszki z wężem tak sobie go wyobrażam i nagini myślał że w zakazanym lesie Harry ujawni swoja umiejętność rozmowy z wężami co pozwoli rozwikłać kwestie bazyliszka bo wiadomo że to jego słyszy Harry już sobie wyobrażam rozmowę chłopca z nagini "cześć jesteś wielkim wężem ale nie możesz zjeść mojego taty" i reakcja Severusa na wężowa mowę w wykonaniu syna będzie ciekawa czy Harry ją uśmierci czy zrobi to Severus ach nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału poczytamy zobaczymy życz zdrowia sił do tłumaczenie dziękuje za ten rozdział jesteś wspaniała pozdrawiam Gosia
OdpowiedzUsuńPrzecież Sev już wie, że Harry jest wężousty...
UsuńHm, no właśnie, Harry się zachował bardzo lekkomyślnie, paplając o zdradzie Severusa. I Severus też się zachował lekkomyślnie, skoro mu tego nie zabronił opowiadając o tym... Zwłaszcza, że Sev przecież wiedział, że Voldzio kiedyś wróci, bo Drops od początku się tego spodziewał. Kurcze, robi się gorąco!
OdpowiedzUsuńO... kurna...
OdpowiedzUsuńSzlag, kolejny wielki wąż im do kompletu potrzebny, tak jakby bazyliszek (choć wciąż nie odkryty) nie był wystarczającym problemem... Kurrna, no...
Heh... ale muszę przyznać, że mentalny list Seva jak zawsze genialny... To są za każdym razem jedne z moich ulubionych momentów :D
Ale, kurrde, serio robi się coraz gorzej... Mam nadzieję, że szybko dojdą do tego, co się dzieje, zarówno z bazyliszkiem (i zamieszaną w to Pansy), jak i Voldziem...
Pozdrawiam, życzę WENY, CZASU i CHĘCI~!! ;D
~Daga ^.^'
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och tak Severus długo nie mógł znieść jojczenia, wspaniale że stara się o adopcję Harreho... o nie, o nie Voldemott wie o zdradzie Severusa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia