Snape
nieobecnie sprawdzał testy i zastanawiał się, czy może zrobić coś jeszcze z
Parkinsonówną. Była ponad połowa semestru, a dziewczyna wciąż pozostawała
roztargniona. Jej oceny były marginesowe, a prefekci zauważyli, że choć starają
się ją blisko obserwować, jest w stanie wślizgnąć się w jakąś ukrytą dziurę i
jak dotąd nie udało im się jej zlokalizować. Zostawił instrukcje, że mają
posłać ją do niego, gdy tylko następny raz się pojawi – to był moment, by
zobaczyć, czy Poppy może znaleźć jakieś odpowiedzi.
Może
psycho-uzdrowiciel, którego planował załatwić dla Harry’ego, mógł też przebadać
Parkinson. Snape westchnął i zastanowił się, czy to on nie był odpowiedzialny
za początkowe załamanie dwójki dzieci. Mimo wszystko, był za oboje odpowiedzialny,
a dotychczas żaden pierwszak nie okazał trudności w dostosowaniu się do życia
szkolnego.
Co
jeszcze mógłby albo powinien zrobić? I dlaczego inni Opiekunowie wydawali się
nie mieć takich problemów? Za mocno naciskał na swoje wężyki? Usłyszał trzask i
uniósł wzrok.
-
Harry?
Nie
rozległ się odpowiadający krzyk, więc potrząsając głową, wrócił do papierów.
Kiedy już myślał, że ma już wszystkie możliwe kombinacje złych odpowiedzi, jego
uczniowie wyskakiwali z nowymi idiotyzmami. Dlaczego on sobie to robi? Inni
Mistrzowie Eliksirów martwili się tylko o to, czy się nie wysadzą podczas
eksperymentowania nad nowym eliksirem; nie musieli uważać na klasę umyślnie
prostackich durni, którzy mogli wysadzić się albo otruć, nie mówiąc o pełnieniu
roli rodzica dla pryszczatych, humorzastych stworów. Naprawdę musiał przemyśleć
swoje plany na dalszą karierę.
Kolejny
hałas sprawił, że uniósł ostro wzrok.
-
Harry? Czy to ty?
Cisza.
Spojrzał
na zegar i zmarszczył brwi. Bachor powinien wkrótce wrócić z Lasu. O tej porze
roku, wcześniej się ściemniało, a z pewnością nawet Hagrid nie byłby głupi, by
zostawać w Lesie z pierwszakiem po zachodzie słońca. Mimo że ta myśl wpłynęła
do niego, jego umysł wypełniły obrazy mnóstwa mrocznych stworzeń, które w nocy
kręciły się po lesie i byłyby bardzo szczęśliwe, mogąc przekąsić czarodziejskie
dziecko.
Przez
roztargnienie, niemal przegapił dziwaczny, oślizgły odgłos zza jego pleców.
Podskoczył prosto, złapał za różdżkę, ale ciasne zwoje otoczyły go z tak
zapierającą dech prędkością, że został uwięziony na krześle z ramionami
przyszpilonymi do ciała, zanim mógł dokończyć swój ruch. Nie mógł nawet
krzyknąć, ponieważ pasma natychmiast zacieśniły się tak mocno, że mógł tylko
wziąć płytki oddech. Odwrócił głowę, starając się zobaczyć, co tak całkowicie
go obezwładniło swoją oszałamiającą prędkością.
-
Nooo, nooo, to ty jessssteś tym wiarołomnym zzzzdrajcą, którego mój pan kazzzał
zzzzabić. Wolniutki.
Syczenie
tuż przy jego uchu sprawiło, że jego serce niemal stanęło. Pamiętał ten dźwięk
tak dobrze, choć ostatni raz słyszał go dekadę temu. Nagini, pomyślał gorączkowo, ale
jak…?
Próbował
sobie wyobrazić, jakie bezróżdżkowe zaklęcie mogłoby okazać się użyteczne, ale
potem ogromny wąż opuścił swoją głowę i mężczyzna zadławił się, czując jak jej
język muska jego tętnicę szyjną.
-
Zzzzły szpieg – nuciła Nagini, lekko muskając kłami szybko pulsujące naczynie
krwionośne. – Zzzginiesz w agonii za całe zzzzło, które uczyniłeś mojemu
missssstrzowi.
Snape
nie miał pojęcia, co wąż mówił, ale niskie syczenie w połączeniu z lekko
drapiącymi go kłami jasno wskazywało, że nie była to wizyta towarzyska. Zamknął
oczy, starając się nie wyobrażać sobie potwornego bólu, który spowoduje jej
żrący jad.
Wiele
razy obserwował, jak Nagini zabija na rozkaz Voldemorta, a zapamiętany wrzask
agonii jej ofiar rozbrzmiewał głośno w jego uszach. Najwyraźniej Voldemort –
albo przynajmniej jego pupil – nie byli tak daleko, jak miał nadzieję.
Ponieważ
kły już bawiły się nad jego gardłem, Snape wiedział, że nie ma żadnego
zaklęcia, które mogłoby mu pomóc.
Widział
dość, by wiedzieć, że trucizna Nagini jest niesamowicie bolesna. Przy
ugryzieniu w szyję, umrze szybko, ale nie na tyle, by oszczędzono mu okrutnego
cierpienia. Przez moment przytłoczyła go panika i zaczął się szamotać, ale wąż
jedynie zacieśnił swoje ciało, więc zamarł z niskim jękiem, kiedy poczuł się
tak, jakby jego żebra się kruszyły.
Pewność
nadchodzącej śmierci, co dziwne, pomogła mu opanować przerażenie. Naprawdę
nigdy nie spodziewał się, że przeżyje Lily. Żałował tylko, że po tym wszystkim,
co przeszedł, jego śmierć będzie tak bezsensowna: zamordowany w swoim własnym
gabinecie, gdy – Merlinie dopomóż! – sprawdzał zadania domowe. Wolałby iść na
bitwę, chętnie zabierając ze sobą paru śmierciożerców. To tyle, jeśli chodzi o
jego świetne umiejętności pojedynkowania się. Po tym wszystkim, został
zaskoczony przez węża i zamordowany bez użycia choćby jednego zaklęcia w swojej
obronie.
Poświęcił
myśl Harry’emu. Przynajmniej przekonał Dumbledore’a o nieodpowiedniości tych
mugoli. Prawdopodobnie teraz Syriusz dostanie chłopca. Kundel kochał Harry’ego,
ale czy będzie w stanie pokierować dzieciakiem przez niebezpieczeństwa, które
stworzą Voldemort i jego śmierciożercy? Jego pojęciem strategii było udawanie
skręcenia kostki, by zauważyła go jakaś atrakcyjna czarownica.
Mimo
wszystko, w pewien sposób, może to i lepiej dla chłopca na dłuższą metę. Z
Mrocznym Znakiem, Snape nigdy nie przeżyłby powrotu Voldemorta. Lepiej żeby
umarł teraz, zanim chłopiec zbyt się przywiąże.
Zesztywniał
odruchowo, sapnięcie wyrwało się z jego ust, gdy Nagini podrapała go nieco
mocniej.
-
Gdzie najpierw powinnam cię ugryźźźć, zdrajco? Może powinnam zatopić zęby w
twoim oku i patrzeć, jak wylewa się z oczodołu, podczassss gdy będziesz wił się
w agonii? Albo może powinnam cię tylko kolejny raz lekko śśścissssnąć… o tak?
Snape
poczuł, że jego żebra trzeszczą, kiedy wąż zacisnął splot, a oddech został
wypchnięty z jego płuc.
-
Mój misssstrz powiedział, że masz cierpieć, kłamco. Chciałbyśśś zobaczyć, jak
to jest zostać zmiażdżonym na śśśśmierć? Może nieco cię zmiażdżę, a potem
ugryzę, aż nie dojdziesz do sssiebie na tyle, by krzyczeć…
Krańce
tego, co Snape widział, zaczęły szarzeć i błagał, by szybko stracił
przytomność. A potem usłyszał jedyny odgłos, który był w stanie odciągnąć go od
krawędzi.
-
Tato? Wróciłem! Jednorożce były fantast… - Harry urwał z sapnięciem,
zatrzymując się przed progiem gabinetu Snape’a.
-
Wiej… - To nie do końca był krzyk, jakiego chciał Snape. Przez ilość powietrza
pozostałego w jego płucach, był to zaledwie szept, ale tylko na tyle było go
stać. Przynajmniej Nagini pozostawała owinięta wokół niego, a nie rzuciła się
na chłopca, choć jej głowa była teraz skierowana w dzieciaka i wysuwała
niebezpiecznie język, smakując powietrze.
Snape
miał nadzieję, że Harry, choć ten jeden raz, zrobi rozsądną rzecz i albo
ucieknie albo uderzy stworzenie klątwą wybuchającą. Oczywiście, on też wtedy
umrze, ale już był martwy; jego wciąż bijące serce było tylko technicznym
szczegółem. Nawet Flitwick, mistrz pojedynków, nie namierzyłby nieregularnie
huśtającej się głowy Nagini, a cokolwiek innego dałoby Nagini czas na zabicie
go, zanim rozpocznie się nowy atak. Mimo wszystko, była pupilkiem Voldemorta i
była silna na swój sposób tak, jak on na swój.
Harry
sapnął ze zdumieniem. Jego tata, szary na twarzy, zwisał w splotach ogromnego
węża, który, z tego, jak to wyglądało, powoli miażdżył go na śmierć. Czerwone
zadrapania wokół szyi jego taty, gdzie został odsunięty wysoki kołnierz,
pokazały, że wąż bawi się z nim, grożąc ugryzieniem. Przez Harry’ego przebiegł
grot zaborczej wściekłości.
-
Hej! – krzyknął Harry z oburzeniem. –
Co ty wyprawiasz? – Nawet nie zdał
sobie sprawy z tego, że automatycznie przeszedł na wężomowę ani z tego, że jego
różdżka już znajdowała się w jego dłoni.
Harry
był całkowicie rozgniewany. Jak ten głupi wąż śmiał grozić jego tacie? Czy on nie był Wężousty? Wszystkie inne
węże, z którymi wcześniej rozmawiał, były pod wrażeniem i pełne szacunku. Co
było nie tak z tą okropną kreaturą? Nigdy wcześniej nie widział tak wielkiego
węża – w porównaniu z nim boa z zoo wyglądał jak wstążeczka – ale nigdy
wcześniej nie spotkał węża, którego by nie lubił. Był gotowy zrobić od tego
wyjątek.
Cóż,
wąż będzie jeszcze przepraszał, że zadarł z jego
tatą! Raz na zawsze da mu lekcję.
-
Odejdź od niego! – zrobił krok nieustraszenie. – Należy do mnie! Jak śmiesz
atakować kogoś, kto jest mój? Rób, co kazałem!
Zaintrygowana
Nagini ponownie spróbowała powietrze. Mały człowieczek nie pachniał znajomo,
ale było w nim… coś… co przypominało jej mistrza. I z pewnością brzmiał jak Voldemort w gniewie.
-
Powiedziałem, zostaw go! – krzyknął Harry, siny z wściekłości. – Jestem
Wężousty i MASZ MNIE SŁUCHAĆ!
Nagini
zawahała się. Odczuwała tego chłopca
jak mistrza. Brzmiał jak on. Ale tak
nie smakował. Dziki promień magii wystrzelił koło jej głowy i skuliła się ze
strachu. Okej, to było bardzo podobne
do jej mistrza, kiedy był wściekły. Prawda, wysłał ją, by zabiła zdrajcę, ale
tak mocno, jak Nagini kochała swojego mistrza, musiała przyznać, że zgodność
nie była jej mocną stroną. Była więcej niż jedna okazja, kiedy na jednym
spotkaniu ulubiony śmierciożerca, na kolejnym był jej obiadem.
I
nie można było zaprzeczyć, że ten czarodziej brzmiał jak jej mistrz w swojej
zaborczości, nie wspominając o tym, że mówił w wężomowie z tą samą odmianą i
czuła pewną zażyłość, która promieniowała od niego, zwłaszcza teraz, gdy jego
gniew eksplodował na zewnątrz.
Zawahanie
węża, w połączeniu z rosnącą bladością jego taty, było kroplą przepełniającą
czarę. Przypadkowa magia Harry’ego, być może wywołana albo wzmocniona z
horkruksowym połączeniem z pupilem Voldemorta, zaatakowała w postaci płomienia
oślepiającego światła, zmierzając w stronę węża.
Zrobił
to. Jej mistrz wyraźnie ponownie to rozważył. Nagini uciekła, oszołomiona i
oślepiona.
Snape
upadł do tyłu na krzesło, łapiąc powietrze, kiedy wąż odwinął się z nawet
większą szybkością, niż się pojawił, by go schwytać. Jego oczy w jakiś sposób
były mniej oślepione od światła, ponieważ zaklęcie nie było skierowane na
niego, ale mimo to, ledwie zdołał dostrzec, jak ogon węża znika przez drzwi na
korytarzu.
Harry,
przygotowany po drugiej stronie drzwi, krzyknął coś w wężomowie, a potem – Nie!
Nie! Zidiociały dzieciak! – bezzwłocznie pobiegł za wężem.
Snape
wstał chwiejnie na nogi i, wykorzystując biurko i ściany jako podparcie, ruszył
za małym gamoniem, zdeterminowany, by udusić bachora, gdy tylko dostanie go w
swoje ręce.
^^^
Hagrid
myszkował po ciemnym korytarzu lochów z kuszą w gotowości. Po tym, jak
podrzucił Harry’ego pod drzwi zamku, został zaalarmowany, gdy odkrył dziurę w
osłonach budynku i sygnał, że jakieś mroczne stworzenie niedawno wślizgnęło się
do środka. Był w stanie wytropić je do lochów, ale tam je zgubił… do momentu,
gdy wielki wąż wywinął się zza rogu i stuknął w niego z rozpędu.
Hagrid
uderzył głową o ścianę na tyle mocno, by zobaczyć gwiazdy i tylko nieznacznie
uświadomił sobie małą postaci, depczącą bezceremonialnie po jego plecach w
pogoni za wężem. Zanim oczyściło mu się w głowie na tyle, by być świadomym
otoczenia, Hagrid dostrzegł profesora Snape’a, wyglądającego na półumarłego,
który starał się przejść przez korytarz, więc pobiegł mu pomóc.
Harry
biegł za wężem, zdeterminowany, by ukarać stworzenie, które było na tyle
głupie, by zaatakować jego tatę. Krzykliwe
portrety pomogły mu ustalić, którą drogą popełzła, gdy nagle wpadł na bladych
na twarzach Rona i Hermionę, kulących się za bezpieczną zbroją.
-
Widzieliście wielkiego węża? – zapytał.
-
Kurcze! Mało powiedziane! – sapnął Ron. – Zapomnij o pająkach – to węże są straszniejsze niż cokolwiek
innego!
-
Którędy poszła?
Hermiona
chwyciła go za ramię.
-
Nie możesz chcieć za nim iść!
-
Niemal zjadł mojego tatę i zamierzam dać mu nauczkę – warknął, brzmiąc wybitnie
jak Snape.
Hermiona
i Ron wymienili spojrzenia, po czym Ron wzruszył ramionami.
-
Co trzy różdżki to nie jedna – zauważył filozoficznie.
-
Och, po prostu wiem, że to zły pomysł – powiedziała nieszczęśliwie Hermiona,
ale też wyciągnęła różdżkę i podążyła za chłopakami.
-
Weszła tam? – powiedział z
niedowierzaniem Harry, wskazując na w pół otwarte drzwi.
Ron
tylko skinął głową.
-
Ale nie możemy tam wejść! – powiedział zgorszony Harry. – Znaczy, to dziewczęca łazienka!
Hermiona
przewróciła oczami z rozdrażnieniem.
-
Och, na miłość boską! Chciałeś stawić czoła wężowi o długości pięćdziesięciu
stóp, ale nie wejdziesz do damskiej łazienki? – Przepchnęła na bok tamtą dwójkę
i ostrożnie weszła do środka.
Chłopcy
podążyli za nią z zakłopotaniem.
-
Eeeeeeee! – krzyknął na nich przenikliwy, dudniący głos i cała trójka
podskoczyła, unosząc różdżki, by wycelować w źródło hałasu. – Nie ośmielajcie
się mnie przekląć! Już jestem martwa! – skarcił duch. – Co jest nie tak z wami
wszystkimi? Najpierw przychodzi tu ciągle ta irytująca dziewczyna, potem jakiś
ogromny wąż, a teraz dwóch chłopców i…
-
Gdzie jest wąż? – zapytał Harry, razem z pozostałą dwójką rozglądając się po
toalecie w poszukiwaniu węża.
Marta
posłała mu rozdrażnione spojrzenie.
-
Jesteś niewychowany, wiesz o tym?
-
Chcesz, żeby wąż wrócił? – odparował.
-
Och, niech będzie – poddała się Marta z prychnięciem. – Syknął coś w tamtą
stronę i otworzyła się wielka dziura, a potem zniknął na dole.
Dzieci
podążyły do wskazanego przez Martę miejsca, a Harry szybko zauważył rzeźbione
węże.
-
Czy wpuściliście wielkiego węża do
jakiegoś sekretnego przejścia? – zapytał, ignorując zszokowane sapnięcie
Rona i zaskoczony wyraz twarzy Hermiony.
-
Wężousty! Witaj, Wężousty! – wykrzyknęły węże. – Tak, wpuściliśmy węża do
Komnaty. Zechcesz za nim podążyć?
-
Eee, okej… - Gniew Harry’ego ostygł,
gdy zdał sobie sprawę, że pójście za wężem do jego kryjówki było prawdopodobnie
złym pomysłem, ale zorientował się, że to przynajmniej było warte wiedzy, gdzie
wąż zniknął.
Chwilę
później, ściana przed nimi zmieniła się w otwartą dziurę i trójka
pierwszorocznych zerknęła w mrok.
-
Wow – skomentował Ron. – Nie zamierzasz tam schodzić, kumplu?
-
Nie, pewnie że nie zamierza! – powiedziała ostro Hermiona. – Harry, musimy
znaleźć jakiegoś profesora, zanim pójdziemy o krok dalej.
Harry
zawahał się. Wiedział, że Hermiona ma prawdopodobnie
rację, ale…
-
Twój tata zabije nas, jeśli pójdziemy
sami na dół – zauważył Ron. – I naprawdę nie chcę znowu dostać lani.
Harry
westchnął i skapitulował. Wiedział, że Ron zdecydowanie
ma rację i zaczął mieć poczucie winy, że pobiegł za wężem, zamiast upewnić się,
że z jego tatą wszystko jest w porządku albo wezwać panią Pomfrey.
-
Chyba tak… - powiedział, robiąc ostatni długi krok, by spojrzeć w ciemność
przed nim.
Moment
później, silna dłoń chwyciła go za tył szaty i odciągnęła do tyłu, a potem
gwałtowny klaps wylądował na jego tyłku.
-
Au! – pisnął, zdając sobie sprawę, że to samo stało się Ronowi i Hermionie.
Serce
Snape’a niemal się zatrzymało, gdy wszedł do toalety i zobaczył trójkę małych
kretynów, stojących niewinnie nad smolisto czarną otchłanią. Dzięki temu, że
Hagrid niemal niósł go przez korytarze, nieco wrócił do siebie, zanim wyśledził
dzieciaki w łazience Jęczącej Marty. Otworzył drzwi i ujrzał spektakl tylko
odrobinę mniej przerażający niż pysk Nagini unoszący się tuż przed jego twarzą.
Sekundę
później, odciągnął całą trójkę i wymierzył tubalny klaps w ich tyłki. Ron
krzyknął, Hermiona pisnęła, podczas gdy Harry – jak można się było spodziewać –
zaprotestował.
-
Nie zamierzaliśmy tam schodzić, tato! – powiedział urażonym tonem, starając się
brzmieć tak, jakby ten pomysł nigdy nie przyszedł mu do głowy.
-
A co byście zrobili, gdyby Nagini wyłoniła się z ciemności i pociągnęła
któregoś z was w dół? – zapytał z wściekłością Snape.
-
Och. – Harry wymienił z pozostałą dwójką spojrzenia pełne poczucia winy. – Nie
pomyśleliśmy o tym – przyznał potulnie.
-
Przepraszam, wujku Sev – powiedział Ron, pocierając tyłek.
-
Tak, przepraszamy, profesorze – powtórzyła automatycznie Hermiona, wciąż
oszołomiona tym, że dostała klapsa. (Pocieszyła się myślą, że to oznaczało, że
profesor raczej nie umieści o tym notki w ich trwałych dokumentach.)
Hagrid
spojrzał w otwór z napiętą i gotową kuszą.
-
Nic tam w dole nie widzę, profesorze! – zawołał. – Ale wygląda na to, że ten
tunel może się ciągnąć dość daleko…
-
Węże, które otwierały przejście powiedziały, że prowadzi do jakiegoś miejsca
zwanego Komnatą – zgłosił się Harry, starając się być pomocny.
Snape
spojrzał na Martę.
-
Łaskawie sprowadź tutaj natychmiast dyrektora.
Marta
nadąsała się.
-
Och, w porządku – powiedziała ponuro.
-
Jesteście ranni? – zapytał Snape, zwracając się do dzieci.
Potrząsnęli
głowami, wiedząc, że lepiej nie wspominać o ich mrowiących tyłkach, a Harry
przypomniał sobie, jak okropnie jego tata wyglądał, gdy wrócił do ich pokoi.
-
A tobie nic nie jest, tato? Ten głupi
wąż cię nie zranił, prawda?
-
Zna go pan, profesorze? Nazwał go pan Nagini, prawda? – Jak zwykle, panna
wiem-to-wszystko wyłapała to, co uciekło uwadze chłopaka.
-
Tak. Należy do Sami Wiecie Kogo.
-
Znaczy, że to wąż Voldesnorta? – wykrzyknął Harry. – Nic dziwnego, że była tak
niegrzeczna!
Tymczasem,
głęboko w Komnacie, Nagini odkryła, że jej problem znajduje się z dala od niej.
Wciąż była oślepiona przez magię Harry’ego, ale była w stanie całkiem dobrze
poruszać się przy pomocy smaku i węchu. Kierowała się przez zakurzone
korytarze, ruszając do Komnaty, o której powiedział jej mistrz, zanim wysłał ją
do zamku. Nagle zaczęła węszyć, wyczuwając bardziej ludzkie ciało. Ale jej
mistrz powiedział, że Komnata będzie opuszczona!
Prześlizgnęła
się bliżej i odkryła kolejnego małego człowieczka, tylko że ten wydawał się
spać.
-
Kim jesteś? – zapytał znajomy głos.
-
Mistrzu? – Nagini niewidocznie
odwróciła głowę, starając się namierzyć dźwięk. Nie mogła wyczuć nikogo więcej,
oprócz osoby nieprzytomnej, leżącej przed nią.
-
Mogę być twoim mistrzem – zgodził się głos. – Kim jesteś?
-
Mam już mistrza… brzmi, jak ty… -
Nagini z minuty na minutę była coraz bardziej zdezorientowana.
-
Hymm. Może znasz starszego mnie. Jestem…
Przerwał
im toczący się kamień, a potem dołączył do nich nowy głos.
-
Czuję krew. Kto naruszył moją Komnatę?
-
Uspokój się, wielkoludzie – rozkazał
głos jej mistrza. – To tylko pokrewny
duch. Ten wąż szuka mistrza, a ja…
- Nie! Ja jestem twoim
chowańcem! Nie jakimś słabym i żałosnym robaczkiem! – ryknął nowy głos w
gniewie.
Nagini sapnęła z oburzeniem.
- Robaczkiem? Jak
śmiesz! Zabiję cię za twoją arogancję! Wiedz, że ja jestem chowańcem Lorda
Voldemorta, największego Czarnego Pana…!
- Czekajcie… ja jestem
Lor… - czarodziej próbował przemówić, ale został uciszony.
- Nie! Ja jestem chowańcem Dziedzica
Slytherina, Lorda Voldemorta! – zawyło drugie stworzenie, a dźwięk
przemieszczających kamieni powiedział Nagini, że poruszało się ono do przodu.
Gwałtownie Nagini przemyślała swoją strategię. Była ślepa, w
obcym otoczeniu, a sądząc po dźwiękach drugiego zwierzęcia, było ono wielkie. Nigdy nie spotkała większego
węża ani bardziej potężnego niż ona sama, ale coś było nie tak. Nowe stworzenie
również utrzymywało, że jest zwierzęciem Voldemorta, a podczas gdy mogła
słyszeć głos jej mistrza, nie mogła wyczuć ani jego obecności, ani też on
wydawał się jej nie rozpoznawać.
- Hej, tato – Harry spojrzał na wejście do Komnaty, skąd
dochodziły stłumione głosy. – Myślę, że wąż Voldesnorta właśnie się z kimś
kłóci.
Snape zmusił się do tego, by się na niego nie gapić.
- Myśli, że jest tam ktoś żywy?
Harry wzruszył ramionami.
- Nie wiem, czy to jest ktoś, czy coś. – Nastawił uszu. – To
brzmi jak ten głos.
- Jaki głos? – zapytał Snape.
- No wiesz. Ten śmieszny głos, o którym ci mówiłem. Ten,
który słyszę, gdy nie robię dobrze tych ćwiczeń. Oooch! – Uwaga skupiła się
ostro na Komnacie. – To musiało obleć!
Snape zagapił się na niego. Głos był prawdziwy? Chłopiec nie
miał halucynacji, tylko słyszał jakieś mroczne stworzenie, ukryte głęboko w zamku?
- Co to jest, Harry? – zapytała Hermiona. – Ja słyszę tylko
jakieś syczenie.
Zrozumienie uderzyło w Snape’a jak kubeł zimnej wody.
- Ten głos słyszałeś? – zapytał z wściekłością Harry’ego. –
Dlaczego nigdy nie wspomniałeś, że mówi w wężomowie?
Harry wyglądał na zamyślonego.
- Hej, myślę, że masz rację, tato. Nigdy wcześniej tego nie
zauważyłem.
Snape zwalczył chęć uduszenia dzieciaka. A spędził tyle
bezsennych nocy przez „halucynacje” chłopaka!
- Wujku Sev, Harry naprawdę jest wężousty? – Ron przełknął
ślinę, wyglądając na nieco chorego.
Snape posłał chłopcu ostre spojrzenie.
- Tak i oczekuję, że zachowa pan tą wiedzę dla siebie, panie
Weasley.
Ron ponownie przełknął ciężko i skinął głową.
- Och, wow! Tato! Myślę, że oni naprawdę walczą! Zaczęli się
nawzajem obrażać i zabawny głos nazwał Naguni robaczkiem i naprawdę się
wściekła. Zaczęli się sprzeczać, kto jest prawdziwym
zwierzątkiem starego Voldesnorta, a ktoś inny tam na dole starał się ich
uspokoić, mówiąc, że oboje nimi są, ale sądzę, że nie miał wiele szczęścia.
Och! Dziwny głos właśnie nazwał ją bardzo brzydko i Naguni powiedziała –
ooooch! – Harry był pod wrażeniem. – Nawet nie jestem pewny, co to słowo
znaczy, ale inny głos jest naprawdę… uch, och! – Mrożący krew w żyłach krzyk
odbił się po Komnacie i wszyscy obecni podskoczyli zszokowani. – Um, myślę, że
Naguni właśnie została zjedzona – ogłosił Harry, nieco zielony na twarzy.
- Severusie, co się… - Dumbledore przebiegł przez drzwi do
łazienki i zatrzymał się gwałtownie, wpatrując w dziurę. – Komnata Tajemnic!
Słyszałem pogłoski…
- Dyrektorze! – Czwórka głosów zaczęła mówić jednocześnie,
podczas gdy Hagrid tylko wzruszył ramionami i uchwycił mocniej napiętą kuszę.
- Cisza! – Klasowy ryk Snape’a uciszył dzieci, które
skurczyły się na wściekły ton. – Ma być spokój
– rozkazał im głosem, który nie znosił sprzeciwu, więc natychmiast pokiwali
głowami. – Niedawno, zostałem zaatakowany w kwaterach przez chowańca
Voldemorta, Nagini – wyjaśnił zwięźle. – Przerwał jej pan Potter, który zdołał
odciągnąć ją i uciekła tutaj. Te zidiociałe dzieciaki uznały za stosowne za nią
podążyć, a właśnie słyszeliśmy, że jest zaangażowana w walkę z innym
stworzeniem, które zamieszkuje rzekomą Komnatę, podczas gdy jakaś trzecia osoba
próbowała interweniować. – Snape ostrożnie zatuszował zdolności Harry’ego do
wężom owy. Harry posłał mu zaskoczone spojrzenie, ale Snape miał nadzieję, że
półolbrzym będzie trzymał buzię na kłódkę, chyba że Dumbledore zada konkretne
pytanie. Wtedy, jak wszyscy wiedzieli, gigant natychmiast wszystko wyjawi, nie
ważne, czy zamierzał to zrobić, czy nie.
Dumbledore milczał,
ale widać było, że myśli o czymś wściekle.
- Długo miałem podejrzenia… - powiedział, bardziej do
siebie, niż kogoś, kto słuchał. Potem raz skinął głową decydująco. – Severusie,
podczas gdy najbardziej bym chciał zamknąć Komnatę, podejrzewam, że najpierw
musimy znaleźć to, co kryje się pod nami. Dzieci, chcę, żebyście dla mnie
przyprowadzili resztę Opiekunów Domów. Musicie im powiedzieć, że bez względu na
okoliczności, nie mogą wejść do tego pomieszczenia bez podejmowania
odpowiednich środków ostrożności. Panie Potter, proszę wyjaśnić profesor
McGonagall, że musi użyć specjalnych
okularów, o których kiedyś mówiliśmy. Ona zrozumie. – Harry i reszta skinęli
głowami i wybiegli. – Hagridzie, my pójdziemy przodem… jeśli jesteś gotowy?
- Oczywiście, panie psorze! – powiedział Hagrid stanowczo,
podnosząc kuszę.
- Albusie, ja powinienem ci towarzyszyć…! – zaprotestował
Snape.
- Nie, mój chłopcze. Potrzebuję cię tu na górze, w
przypadku, gdyby to stworzenie , którego się tam spodziewam, zdołałoby minąć
mnie i zagrozić szkole.
- A co oczekujesz się znaleźć? – nacisnął Snape.
Dumbledore spojrzał na niego ponuro.
- Chowańca Salazara Slytherina.
Oczy Hagrida rozszerzyły się.
- Jego chowańca! Był nim bazyliszek!
- Tak. – Dumbledore skinął głową. – Oboje wiemy, że Aragog
nie był odpowiedzialny za śmierć Marty, Hagridzie. Jesteś gotów zmierzyć się ze
stworzeniem, jakie tam uważam, że jest?
Hagrid skinął stanowczo głową.
Dumbledore machnął różdżką i w jego dłoni pojawiły się dwie
pary dziwnie wyglądających okularów.
- Proszę. Załóż je albo jedno spojrzenie i zginiesz.
Severusie – odwrócił się do Mistrza Eliksirów. – Nie mam wolnej pary. Użyj
proszę luster wzdłuż ściany, by obserwować. Jeśli zobaczysz jakikolwiek ruch w
odbiciu i nie usłyszysz, że ja albo Hagrid cię wołamy, wyjdź natychmiast i
zabezpiecz drzwi, jak najmocniej potrafisz. Mam nadzieję, że wkrótce pojawią
się tu nauczyciele, by ci pomóc, a Minerva ma własną parę ochronnych okularów.
Snape skinął głową, ściskając mocno różdżkę.
Hagrid i Dumbledore założyli okulary i ruszyli do Komnaty.
Snape obserwował ich w lustrze, czekając z napięciem.
Przez długi czas była cisza, a potem wszystko zdawało się
wydarzyć w jednym momencie. Snape usłyszał stłumione głosy, potem krzyk i
nieludzkie wrzaski. Kilka chwil później, usłyszał, jak Hagrid krzyczy na niego
z daleka pod nim.
- Severusie, pomóż mi! Severusie! Pospiesz się… ze mną jest
uczennica!
Snape natychmiast opuścił swój posterunek przy lustrze i
pobiegł do otworu. Zobaczył olbrzyma z małą dziewczynką kołyszącą się w jego
ramionach i uniósł ich do góry szybkim zaklęciem lewitującym.
- Wezwiesz Poppy? – wydyszał Hagrid, gdy tylko stanął z
powrotem w łazience. – Nie wygląda dobrze, a nie wiem wiele o leczeniu ludzi.
Snape ledwie zauważył uśpiona, blada twarz należy do Pansy
Parkinson, zanim wysłał patronusa do Poppy.
- Co się stało? – zapytał.
Hagrid zadrżał.
- Czarna magia. Bardzo czarna – mruknął.
- Severusie, byłbym wdzięczny za twoją pomoc, mój chłopcze!
– Słowa Dumbledore’a były spokojne, ale w jego głosie było pewne napięcie, więc
Snape pobiegł z powrotem do otworu i pomógł starszemu czarodziejowi wydostać
się z Komnaty. – Byłoby najlepiej, gdybyśmy szybko wyszli, panowie. – Mówiąc to
dyrektor nakierował potężną wiązkę magii w dół Komnaty, a Snape i Hagrid nie
marnowali czasu, biegnąc do drzwi. Nawet Marta poleciała za nimi.
Gdy
tylko przekroczyli próg, Albus rzucił całkowicie potężne zaklęcie zamykające i
ochronne na drzwi łazienki. Kilka sekund później usłyszeli mocny szum w
pomieszczeniu i czarodzieje – oraz duch – cofnęli się mimowolnie do tyłu.
-
Co to było? – zapytał Snape.
-
Szatańska pożoga – odpowiedział krótko Albus. – A teraz dajcie mi chwilkę,
muszę coś zmienić… - Zamknął oczy, a sekundę później, w miejscu poprzednich
drzwi pojawiła się solidna ściana.
Snape
zamrugał.
-
Dyrektorze…
-
Szatańska pożoga wkrótce się wypali, mój chłopcze, ale nie widzę powodu, by
ryzykować.
-
Co się stało tam na dole? – zapytał Snape. – Dlaczego rzuciłeś pożogę? Czy
Nagini była na dole?
Dumbledore
nagle zaczął wyglądać na swój wieki.
-
Gorzej, Severusie. Dużo gorzej.
Wtedy
nadbiegł Poppy i zaczęła rzucać zaklęcia diagnozujące, zanim choćby spojrzała
na nieprzytomne dziecko.
-
Do ambulatorium, szybko! – rozkazała Hagridowi.
-
Idź, sprawdź, co z twoją uczennicą – powiedział Dumbledore Snape’owi z
lakonicznym uśmiechem i odrobiną iskierek w oczach. – Przypuszczam, że wkrótce
przyjdą pozostali Opiekunowie, a wyjaśnię wam wszystko dziś wieczorem.
Snape
skinął głową i podążył za Poppy.
CDN…
HA wiedziałam że to Harry uratuje Severusa o mordkę jeża kolczastego wspaniały rozdział Harry jak to on potrafi rzuca się po gryfońsku w pościg za wężem dobrze ze spotkał przyjaciół bo pewnie by pognał prosto do komnaty klapsy zasłużone wspaniały Severus minio obrażeń biegnie za synem a i Hagrid super ze jest i odgrywa znacząca role i dyrektor rozwiązując sytuacje jednym zaklęciem i ha zgadłam ze to Parkinson miała pamiętnik hurra łoł masę się działo i tyle emocji ale najlepsze chyba rozmowa chłopca z wężem i reakcje Severusa wielkie dzięki za tłumaczenie życzę powodzenie na studiach a tak z ciekawości co studiujesz jeśli można wiedzieć życzę zdrowia i czasu na tłumaczenie z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział pozdrawiam Gosia
OdpowiedzUsuńJa. Pier. Dziu...
OdpowiedzUsuńO cholera... Znaczy, jasne, domyśliłam się, że Harry uratuje Seva, ale w sumie to nie spodziewałam się, że zacznie gonić uciekającą Nagini... No i że razem z Hermioną i Ronem dotrą w ten sposób do Komnaty... Chociaż jak przeczytałam "damska łazienka" to już wiedziałam, że chodzi o tą konkretną, no ale...
A jeszcze ta końcówka - masakra no... Łoł. Po prostu i niezaprzeczalnie - ŁOŁ.
Pozdrawiam, życzę WENY, CZASU i CHĘCI~!! I powodzenia na studiach~!! :D (Swoją drogą, też zaczynam w tym roku ;p)
~Daga ^.^'
Kurcze, ciekawi mnie jak teraz Harry zniszczy Diadem Roweny Ravenclaw, skoro kły Bazyliszka zostały spalone pożogą... I ciekawa jestem czy Pansy wróci do siebie i co z dziennikiem i gdzie się podział wątek spetryfikowanych ludzi, kota, ducha itd!
OdpowiedzUsuńZakończone w takim momencie! ale akcja się rozwija i ciekawe czy dowiedzą się,że Harry mówi w węzomowie:) fajny rozdział i nie mogę doczekać się następnego, gdzie mam nadzieje wyjaśni się trochę:)
OdpowiedzUsuńPowodzenia na studiach:)Magda:)
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och tak przepięknie, Harry taki wściekły, że ktoś zaatakował jego tate... no i te przemyślenia Nagini, że nie pachnie jak Voldemort ale zachowuje się podobnie, a potem pognanie za unikającą Nagini i to relacjonowanie co się tam dzieje...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia