Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 25 września 2017

SR - Rozdział 16 - Prawda o panu Crouchu


Uczucie, jak ktoś przebiega palcami przez jego rozczochrane włosy powoli wyrwało Harry’ego ze snu. Dotyk był pocieszający i dziwnie znajomy. Harry jęknął, pochylając się ku niemu. Jego ramiona i nogi były tak słabe, co go zdezorientowało. Próbował poruszyć kończynami, ale nie słuchały. Dlaczego nie mógł się ruszać? Harry jęknął ponownie z irytacją. Nie podobało mu się to… ani trochę. Po chwili Harry poczuł, że czegoś mu brakuje. Nie zajęło mu długo zrozumienie, że jego naszyjnik został zdjęty.
- Myślę, że w końcu się obudził.
Harry jęknął znowu, powoli otwierając oczy. Ciemne oświetlenie w połączeniu z słabą widocznością sprawiło, że niemożliwym stało się dla niego wymyślenie, na czyją twarz patrzył. Zamrugał kilka razy i zobaczył kolejną zamazaną twarz. Chłodna dłoń dotknęła jego czoła, posyłając dreszcz wzdłuż kręgosłupa Harry’ego. Łóżko, w którym leżał było twarde i niezaprzeczalnie należało do skrzydła szpitalnego. Harry próbował podnieść dłoń, by odnaleźć okulary, ale ręka wciąż odmawiała ruchu. Ktokolwiek na niego patrzył, wydawał się zauważyć jego problem, ponieważ następną rzeczą, jaką Harry wiedział było to, że jego okulary wślizgnęły się na jego twarz, wszystko skupiając.
W tym twarze Remusa i Syriusza.
- Cześć, Rogasiątko – powiedział Syriusz z uśmiechem, nie przestając gładzić jego włosów. – Nieźle nas przestraszyłeś… znowu. Byliśmy gotowi wskoczyć tam za tobą. Chcesz, żebym osiwiał jak Lunatyk?
- Hej! – krzyknął w obronie Remus. – Nie jestem siwy! Cofnij to!
Syriusz spojrzał na Remusa i wzruszył ramionami.
- Cóż mogę powiedzieć? – zapytał niewinnie, po czym zerknął na Harry’ego i mrugnął. – Prawda boli.
Harry zamknął oczy i westchnął. Wiedział, że jego opiekunowie próbują poprawić mu nastrój, ale teraz chciał jedynie spać.
- Jeśli naprawdę chcecie walczyć jak dwie nastolatki, będę was musiał poprosić o wyjście – powiedział miękko Harry. – Jestem naprawdę zmęczony.
Ich nastroje natychmiast zmieniły się z figlarnych na poważne. Remus uścisnął uspokajająco ramię Harry’ego.
- Wiemy, że jesteś zmęczony, Harry – powiedział poważnie. – Wiemy, że ostatnią rzeczą, jakiej chcesz to rozmowa o tym, co się dzisiaj stało, ale taki rodzaj wyczerpania, magicznego i psychicznego, w twoim ciele jest niemożliwy do osiągnięcia. Miałeś kolejny wybuch pod wodą?
Harry skinął głową.
- Dwa – przyznał. – Pierwszy został pochłonięty przez naszyjnika, ale kolejny nie odszedł. W jakiś sposób użyłem go, by zwalczyć te stworzenia. – Harry otworzył oczy i spojrzał na zszokowane twarze Remusa i Syriusza, nagle czując całkowite zaskoczenie. – Co się ze mną dzieje? To powinno być pod kontrolą, a nie się pogarszać.
Syriusz pociągnął Harry’ego do uścisku i przytrzymał go mocno.
- Nie martw się tym – powiedział poważnie. – Porozmawiamy z Dumbledorem. Może jest w stanie zrobić dla ciebie mocniejszy naszyjnik. Gdy tylko Turniej się skończy, zrobimy wszystko, co tylko możemy, by pomóc ci to bardziej kontrolować, obiecuję.
Harry spróbował wysunąć się na wolność, ale mógł tylko lekko pokręcić się w ramionach Syriusza.
- Ale co, jeśli się to stanie ponownie? – zapytał sfrustrowany. – Co jeśli ktoś będzie wtedy obok? Nie rozumiecie? Jestem niebezpieczny dla wszystkich wokoło! Wczoraj użyłem wybuchu do pomocy. Mam niesprawiedliwą przewagę! Nie powinienem być w tym Turnieju! To nie jest sprawiedliwe dla innych!
Syriusz usiadł na łóżku i delikatnie pogładził plecy Harry’ego, by go uspokoić. Spojrzał przez ramię na Remusa, szukając pomocy, ale zobaczył tylko bezsilność na twarzy przyjaciela. Żaden z nich nie wiedział, co zrobić, by pomóc podopiecznemu.
- Wiemy, że się boisz, Harry – powiedział w końcu Syriusz. – Te wybuchy też mnie przerażają, ale nie dlatego, że ktoś mógłby zostać ranny, ale z powodu tego, co robią tobie. Poppy dała ci eliksir w chwili, gdy zostałeś tu przeniesiony. W tym momencie powinieneś już chodzić po ścianach. Razem z Remusem zrobimy wszystko, by pomóc ci przez to przejść.
- Łapa ma rację… choć raz – dodał Remus, gdy Syriusz pchnął Harry’ego na plecy. – Staraj się odpocząć, Harry. Porozmawiamy z Dumbledorem i zdobędziemy wzmocnienie do jutrzejszego ranka. Mam nadzieję, że do tego czasu będziesz w stanie się poruszać. – Wyciągnął rękę i łagodnie ścisnął ramię Harry’ego. – Nie bądź dla siebie zbyt surowy. Wszyscy wiemy, że jeszcze nie potrafisz kontrolować tych wybuchów.
Harry skinął głowę i obserwował, jak jego opiekunowie wychodzą. Wiedział, że mieli rację, ale nie mógł nic poradzić na to, że czuł, że w jakiś sposób użył wybuchu, by pomóc sobie w jeziorze i nie tylko podczas bitwy z podwodnymi stworzeniami. W jakiś sposób  zdołał wykorzystać ciało do granic możliwości i teraz to czuł. Hary westchnął, zamykając oczy. Tak, nie potrafił jeszcze kontrolować wybuchów, gdy nadchodziły, ale ten drugi jakoś kontrolował. Może profesor Dumbledore źle robi, używając naszyjnika, by stłumić wybuch. Może potrzebował trochę czasu bez niego, by nauczyć się, jak sobie z nimi radzić.
Profesor Dumbledore nigdy na to nie pozwoli.
A Syriusz i Remus? W pierwszym momencie nie zgodzili się z naszyjnikiem. Najpierw skup się na przejściu Turnieju. Syriusz wspomniał, że razem z Remusem pomogą mu, gdy Turniej się skończy. Teraz musiał jedynie poczekać do czerwca i wszystko będzie dobrze.
Gdyby tylko to było taki proste.
^^^
Następnego ranka Harry obudził się przez profesora Dumbledore’a, Syriusza i Remusa, cicho rozmawiających u jego boku. Natychmiast poczuł naszyjnik wokół szyi i westchnął. Teraz był w stanie unieść ręce i sięgnąć, by dotknąć go. Był chłodny i gładki w dotyku, ale wydawał się widocznie większy niż poprzedni. Harry otworzył oczy i zobaczył trzy zamazane twarze, patrzące na niego z ich krzeseł po prawej. Światło słoneczne wypełniało pokój, ostrzegając Harry’ego, że rzeczywiście jest ranek. Ostrożnie poruszył lekko nogami, oddychając z ulgą, że może nimi ruszać. Wydawało się, że jego ciało potrzebowało właśnie nocnego odpoczynku.
- Dzień dobry, Harry – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore. – Ufam, że czujesz się lepiej. – Harry skinął głową w odpowiedzi. – Remus i Syriusz powiedzieli mi o twoich obawach o wybuchy. Muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałem się, że będziesz miał dwa w tak krótkim odcinku czasu. Naszyjnik, który nosiłeś wczoraj nie był przygotowany na takie przeładowanie magii i przeciążył się. Naszyjnik, który nosisz teraz może przytrzymać więcej magii i jest także zaczarowany, by ostrzec mnie, kiedykolwiek wyciągnie z ciebie magii, oczywiście, jeśli ci to nie przeszkadza.
Harry zamrugał kilka razy, by przetworzyć wszystko, co powiedział mu profesor Dumbledore.
- Eee, okej – powiedział z wahaniem. – A co z uczeniem się kontrolowania tego? Wiem, że muszę czekać, aż do końca Turnieju, ale czy naprawdę muszę czekać do września, ponieważ nie mogę pracować nad tym w domu?
Mrużąc oczy, Harry mógł wyobrazić sobie zamyślone spojrzenie na twarzy profesora Dumbledore’a.
- Masz rację, Harry – przyznał. – Najlepiej byłoby dla ciebie, gdybyś pracował nad tym w wakacje, gdy nie jesteś otoczony przyjaciółmi. Zobaczymy, co mogę zrobić z prawem odnośnie nieletnich. Mimo wszystko, biorąc pod uwagę to, co robiłeś przez ostatnie dwa lata, wakacje bez magii mogłyby być dla ciebie dość dziwaczne. – Profesor Dumbledore wstał i zbliżył się, by pochylić się nad nastolatkiem. – Muszę ci powiedzieć, że bardzo przestraszyłeś panią Pomfrey – powiedział uprzejmie. – Nie mogła zrozumieć, jak możesz promieniować ciepłem, aż Fred Weasley nie wspomniał o zaklęciu ogrzewającym, które w zeszłym roku miewałeś na sobie podczas meczy Quidditcha. Było to raczej pomysłowe, choć uważamy, że to zaklęcie było powodem, dlaczego druzgotki cię wyszukały. Wyczuwały twoje ciepło.
- Typowe – mruknął Harry.
- Rzeczywiście – powiedział profesor Dumbledore rozbawionym tonem. – Powinienem był cię ostrzec, Harry. Pani Pomfrey nalega, byś spędził kolejny dzień w skrzydle i nie weźmie odmowy za odpowiedź. W pewien dziwny sposób uważa, że o siebie nie dbasz i przewrócisz się w momencie, gdy stąd wyjdziesz. Jakiś pomysł, dlaczego tak może być, Harry?
- Ponieważ przesadza ze wszystkim? – zapytał Harry. – Naprawdę, proszę pana, nic mi nie jest. Serio nie ma się o co martwić.
- Musze się nie zgodzić, Harry – odparł profesor Dumbledore. – Obawiam się, że nie mogę pozwolić ci, żeby to się nadal działo. Wiem, że masz wiele na głowie, ale nie możesz ignorować potrzeb swojego ciała. Potrzebujesz jeść i odpoczywać, Harry. Musisz lepiej o siebie zadbać. Twoi przyjaciele wspominali, że zawsze ostatni się kładziesz i pierwszy wstajesz rano. Zauważyłem, że okazjonalnie omijasz posiłki. Rozumiem, że Turniej jest stresujący i przepraszam cię, że nie mogłem zapobiec twojemu uczestnictwu, ale nie możesz z tego powodu pracować aż do wyczerpania. Żeby zapobiec, by sprawy ponownie nie wymknęły się spod kontroli, my – znaczy twoi opiekunowie oraz ja – zgodziliśmy się, że raz na tydzień będziesz musiał przychodzić tutaj i zostać zbadanym przez panią Pomfrey. Jeśli nie uwierzy, że odpowiednio o siebie dbasz, będzie robić to za ciebie.
Harry popatrzył na profesora Dumbedore’a kompletnie przerażony. Dlaczego dostawał ultimatum? Więc, co jeśli nie będzie spał tyle godzin, ile wszyscy albo jadł tak dużo, jak Ron! Jakie prawa miał Dumbledore? To on w pierwszej kolejności zmusił Harry’ego do Turnieju! Harry powoli usiadł i popatrzył na Dumbledore’a ze złością.
- Pozwól, że to zrozumiem – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Ty oczekujesz, że będę uczestniczyć w tym cholernym Turnieju, ale nie, że będę robić to, co muszę, by przeżyć? Jestem trzy lata młodsi niż inni! Mam trzy lata mniej wiedzy! Nigdy nie chciałem być tego częścią! – Harry nie zauważył, że przedmioty wokół niego zaczęły się trząść. Był zbyt wściekły na Dumbledore’a, żeby zauważyć cokolwiek innego. – Ty tak! Ty zdecydowałeś nie walczyć przeciwko wplątaniu mnie w to! To ponieś konsekwencje!
Okna roztrzaskały się, kiedy Harry okręcił się i schował twarz w poduszkę. Całe jego ciało zatrzęsło się niekontrolowanie. Remus i Syriusz natychmiast poderwali się na nogi i podeszli do boku Harry’ego, odpychając Dumbledore’a z drogi. Remus delikatnie pogładził plecy Harry’ego, podczas gdy Syriusz mamrotał jakieś słowa do ucha Harry’ego. Żaden z nich nie przykładał uwagi do Dumbledore’a, który szybko naprawił rozbite okna.
Remus spojrzał dokładnie na Dumbledore’a zwężonymi oczami. Był zły i miał do tego prawo.
- Myślę, że skończyliśmy, dyrektorze – warknął. – Doceniłbym twoje wyjście.
Dumbledore westchnął i wyszedł ze skrzydła szpitalnego. Remus wyciągnął różdżkę i powiększył łóżko, na którym leżał Harry. Wtedy usiadł na posłaniu i powrócił do pocierania pleców Harry’ego. Syriusz obszedł łóżko i usiadł, opierając plecy o wezgłowie i zaczynając przebiegać palcami przez włosy Harry’ego. Oboje unieśli wzrok na siebie przez moment, zanim skupili ponownie wzrok na trzęsącym się nastolatku.
- Już dobrze, Harry – powiedział miękko Syriusz. – Dumbledore już odszedł. To tylko my.
Harry powoli wyciągnął głowę z poduszki i odwrócił ją w kierunku głosu Syriusza.
- Przepraszam – powiedział drżącym tonem. – Nie chciałem tego zrobić. Po prostu n-nie mogłem już tego dłużej znieść. Nie potrafię być osobą, jaką on chce, żebym był. Nie potrafię być idealny.
Syriusz ześlizgnął się na łóżko i owinął ramię wokół Harry’ego, żeby nastolatek oparł głowę na jego pierś.
- Nikt nie oczekuje, że będziesz idealny, Rogasiu – powiedział poważnie. – Dumbledore tylko martwi się o ciebie tak, jak my wszyscy. Muszę przyznać, że Dumbledore nie powiedział tego w zbyt przyjemny. Chcemy tylko, żebyś lepiej o siebie dbał. Proszę, zrób to dla nas, prawda?
Harry skinął powoli głową, zamykając oczy. Nie podobało mu się to, ale zgodziłby się na co tygodniowe badania, żeby Syriusz i Remus poczuli się lepiej.
- Przepraszam, jeśli was przestraszyłem – powiedział cicho. – Nie sądziłem, że to się ponownie stanie.
- Ponownie? – zapytał Remus natychmiast. – To stało się wcześniej?
Harry skinął głową, ale trzymał oczy zamknięte. Zaczął czuć, że wyczerpanie powraca. Mógł tylko założyć, że to dlatego, co stało się z drzwiami.
- Na eliksirach – przyznał Harry. – Colin Creevey przyszedł wyciągnąć mnie z zajęć na ceremonię sprawdzenia różdżek. Byłem tak tym sfrustrowany, że kociołki zaczęły się trząść. Starałem się emocje pod kontrolą do tego momentu, ale…
Syriusz zacieśnił ramiona wokół Harry’ego.
-Nie martw się o to, dzieciaku – powiedział miękko. – Mogę zrozumieć, że boisz się, że coś takiego zdarzy się ponownie, ale trzymanie wysokiego we wnętrzu nie jest wyjściem. Sądzę, że to dlatego dzisiaj stało się coś takiego z naszyjnikiem. To nie był normalny wybuch, Harry. To były wszystkie te stłumione emocje, których nie pozwoliłeś sobie czuć.
- Może być łatwiej nie mierzyć się z pewnymi rzeczami, Harry, ale w dłuższej perspektywie czasu stłumione emocje będą tylko bardziej boleć, gdy zostaną zmuszone do wypłynięcia na powierzchnię – dodał Remus. – Czy jest cokolwiek , o czym chcesz z nami porozmawiać? Byłoby ci lepiej, gdybyś się wyżalił.
Harry potrząsnął głową.
- Nic mi nie jest – powiedział i mówił poważnie. Czuł się bardziej odprężony niż przez większość poprzedniego czasu. Harry nie wiedział, czy to dlatego, że w końcu pozbył się złości czy dlatego, że czuł się teraz bezpiecznie. Wiedział tylko, że podoba mu się to uczucie. – Jestem tylko zmęczony – dodał sennie.
 - Mogę to sobie wyobrazić – powiedział Syriusz z uśmiechem. – Powinienem ci powiedzieć, że Percy Weasley był tu chwilę później po tym, jak cię tu przyniesiono. Chciał się upewnić, że nic ci nie jest, ale musiał wracać do pracy. Najwyraźniej jego szef od dawna jest dość chory. Ta, jasne. Ten facet nigdy nie wziął dnia wolnego z jakiegoś tak drobnego powodu, jak choroba. Barty Crouch coś knuje.
- No, już, Syriuszu – ostrzegł Remus. – Muszę przyznać, że metody Croucha były w tamtych dniach niemiłe, ale możliwe jest, że się zmienił. Z tego powodu stracił żonę i syna.
Harry częściowo otworzył oczy i spojrzał na Remusa.
- Co im się stało? – zapytał, brzmiąc na do połowy obudzonego.
- Syn Croucha, Barty Crouch Jr., został złapany z grupą śmierciożerców – odpowiedział za Remusa Syriusz. – Zrobił synowi proces, ale było to bardziej na pokaz. Praktycznie wyparł się chłopaka, zanim odesłał go do Azkabanu. – Harry zadrżał na myśl o czarodziejskim więzieniu. – Chłopak umarł rok później w więzieniu. Pozwolono Crouchowi i jego żonie zobaczyć się z nim, zanim umarł, a krótko później ona umarła z żalu. Crouch stracił wszystko. Miał być Ministrem, przed tym całym skandalem. To, że zostałem uniewinniony nie ułatwiło mu tego. Jedynym powodem, dlaczego Crouch wciąż jest zatrudniony jest to, że ktoś w Ministerstwie wciąż żałuje jego i tego, co stracił.
Harry zakrył usta, by ukryć ziewnięcie.
- Z tego wynika, że zapłacił za to, co zrobił tobie, Midnight – powiedział, pocierając oczy ze zmęczeniem. – Stracił rodzinę. Nie wiem, co ja bym zrobił, gdybym stracił was.
Remus łagodnie jedną ręką odciągnął dłoń Harry’ego od jego oczu, a drugą zaczesał na bok jego grzywkę.
- Wracaj do siebie, szczeniaku – powiedział łagodnie. – Prześpij się trochę. Poppy utnie nam głowy, jeśli dłużej nie pozwolimy ci spać. Zostaniemy, aż nie poczujesz się nieco lepiej, dobrze?
Harry skinął głową, zamykając oczy i ukrył twarz w piersi chrzestnego. Słyszał uspokajające bicie serca Syriusza, które ukołysało go do snu. Wszystkie zmartwienia poprzedniego dnia zdawały się zniknąć. Wiedział, że jego opiekunowie zrobią wszystko, co konieczne, by pomóc mu wszystko wyćwiczyć i tylko tyle Harry musiał wiedzieć, że był dokładnie tam, gdzie chciał być.
^^^
Późnym popołudniem, Syriusz i Remus dotrzymali słowa i byli przy boku Harry’ego, gdy się obudził. Gdy Harry usiadł, Remus zawołał panią Pomfrey na badanie. Syriusz podał Harry’emu okulary, pozwalające nastolatkowi zobaczyć wszystko wyraźnie. Obserwował, jak pani Pomfrey macha wokoło różdżką, zanim nakazuje mu wypić dwa okropnie smakujące eliksiry. Harry wzdrygnął się, gdy spłynęły w dół jego gardła. Dlaczego eliksiry musiały smakować tak okropnie?
Pani Pomfrey oświadczyła, że Harry bardzo szybko wraca do zdrowia, ale musi zostać w skrzydle szpitalnym przez jeszcze jedną noc, by mógł uczestniczyć w jutrzejszych zajęciach. Harry próbował protestować, ale pani Pomfrey nie słuchała. Czuł się lepiej i wiedział, że zostawanie dłużej w szpitalu nie jest konieczne, ale spieranie się z Pomfrey było równie bezsensowne. Kobieta była niemożliwie uparta.
Syriusz i Remus ostali z Harrym, rozmawiając o wszystkim i niczym, aż Ron i Hermiona nie przyszli, by odwiedzić go po zajęciach. Oczywiście, Hermiona przyniosła całe zadanie domowe z zajęć, które chłopak przegapił, ku wielkiej irytacji Harry’ego. Ron i Hermiona zjedli kolację Harrym w skrzydle, opowiadając Harry’emu o wszystkim, co stało się od drugiego zadania, co było tylko pogłoskami o tym, co się mu stało, po tym, jak został wciągnięty pod wodę. Wahali się między tym, czy został zaatakowany przez gigantyczną kałamarnicę, czy może walczył o życie ze stworzeniami, które tylko Hagrid mógł uwielbiać.
To było tak śmieszne, że Harry musiał się roześmiać. Niesamowite, jak zwyczajny atak druzgotów mógł wyjść spod kontroli w ciągu zaledwie kilku dni. Kiedy Harry w końcu został uwolniony ze skrzydła szpitalnego, wielu nauczycieli musiało wkraczać do akcji i odsyłać nagabujących go uczniów. Harry był na tyle zdrowy, by uczęszczać na zajęcia, ale jego kostki wciąż były nieco obolałe, przez co chodzenie na długie dystanse było trudne przez następnych kilka dni. Dobrze robił, wychodząc wcześniej z posiłków, tylko po to, by być na czas w klasie.
Kiedy nadeszło piątkowe popołudnie, Harry nie mógł już doczekać się weekendu. Wszyscy nauczyciele byli do niego dość pobłażliwi, jeśli chodziło o przychodzenie na czas do klasy i pracę domową, przez co Harry miał przeczucie, że profesor Dumbledore miał z tym coś wspólnego. Harry wiedział, że źle zrobił, wyładowując złość na Dumbledorze. To nie była tylko wina mężczyzny, że ktoś przedarł się przez jego osłony, by wpisać Harry’ego do Turnieju. Te wybuchy też nie były winą Dumbledore’a. Wiedział, że musi przeprosić, ale wydawało się, że dyrektor robi wszystko, by go unikać. Harry nie wiedział, czy być za to wdzięcznym, czy się bać. Dumbledore mógł tylko dawać mu czas na ochłonięcie albo naprawdę uwierzył, że Harry obwinia go o wszystko.
Skoro zostały ostatnie zajęcia tego tygodnia, Harry, Ron i Hermiona opuścili wcześniej lunch na podwójne eliksiry, idąc normalnym, wolnym tempem. Zanim dotarli do drzwi, zauważyli, że wokół drzwi nagromadził się spory tłum, śmiejący się i szepczący. Kiedy przeszli obok, Harry zauważył, że Malfoy podaje gazetę Pansy Parkinson. Cokolwiek czytali, nie było to dobre.
- Należało się staremu głupcowi – wycedził Malfoy. – Mój ojciec zawsze mawiał, że Dumbledore to idiota. Zdawało się, że nikt mu nie wierzy.
Harry przygryzł język i wszedł do klasy, siadając przy swoim zwykłym miejscu, niedaleko końca lochu. Mógł jedynie założyć, że Rita Skeeter opublikowała kolejny artykuł, krytykujący profesora Dumbledore’a. Z jakiegoś powodu, Rita Skeeter wydawała się uwziąć na dyrektora Hogwartu, przez co Harry czuł się jeszcze gorzej. Dumbledore miał więcej zmartwień niż popaprane życie czternastolatka. Siedząc głęboko zamyślony, Harry w końcu zdał sobie sprawę z tego, że nie myśli o profesorze Dumbledore, jako o dyrektorze. Myślał o nim jak o dziadku, którego nigdy nie miał, dziadku, który miał wszystkie odpowiedzi i rozwiązania problemów.
Reszta klasy wypełniła się, gdy profesor Snape zaczął wypisywać składniki na dzisiejszy eliksir na tablicy. Harry zaczął wyciągać ingrediencje na eliksir Multiwitaminowy, który mieli dzisiaj warzyć. Gdy już się upewnił, że wszystko wyjął, Harry zaczął przygotowywać eliksir. Kilku Ślizgonów wciąż szeptało i parskało. Profesor Snape oczywiście zignorował to i zaczął pochylać się nad Gryfonami, odbierając punkty za cokolwiek tylko mógł.
- Potter, przenieś się do stolika przy moim biurku – syknął profesor Snape, kiedy minął Harry’ego i Rona i ruszył w stronę przodu klasy. – Niech Merlin broni, byś znowu zagroził kolegom swoimi „trzęsącymi się kociołkami”.
Kilku Ślizgonów parsknęło na ten komentarz, a Harry spakował rzeczy i powoli podszedł do wskazanego stolika, gdzie czekał na niego Snape. Wrócił do pracy, starając się zignorować szepty, wiedząc, że były skierowane na jego osobę. Dlaczego profesor Snape zawsze musiał na niego wskazywać? Czy zrobił cokolwiek by sobie na to zasłużyć?
- Mogą ci teraz wszyscy współczuć, Potter, ale jeśli złapię cię, jak kolejny raz wślizgujesz się do mojego biura…
Harry szybko spojrzał na Snape’a ze zdezorientowaniem. O czym, do licha, ten facet mówił?
- Nigdy nie włamałem się do pana gabinetu, profesorze – powiedział cicho. – Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.
Oczy Snape’a zwęziły się.
- Nie okłamuj mnie, Potter – syknął. – Skąd miałbyś wziąć skrzeloziele i inne składniki, jeśli nie z moich prywatnych zapasów?
Harry desperacko starał się trzymać złość w ryzach. To wszystko nieporozumienie. Musi tak być.
- Kupiłem je w Hogsmeade, sir – powiedział Harry najspokojniej, jak potrafił. – Zapłaciłem za nie dwanaście sykli. Wciąż mam paragon. Mogę panu pokazać, jeśli pan chce.
Snape patrzył przez chwilę na Harry’ego, ale jego oczy wydawały się teraz inne. Nie były wypełnione nienawiścią, tylko czymś innym. Harry nie mógł zrozumieć, czym.
- No, dobrze – powiedział w końcu Snape. – Powstrzymam się od kary, jeśli pokarzesz mi paragon. Zapamiętaj moje słowa, Potter, jeśli kłamiesz, dowiem się.
- Dobrze, sir – powiedział Harry i powrócił do miażdżenia skarabeuszy. Nagle zamarł, kiedy przypomniał sobie całe oskarżenie Snape’a. – Proszę pana, jakie inne składniki, jeśli mogę zapytać?
Przez moment profesor Snape popatrzył na Harry’ego sceptycznie, zanim przybliżył się, by nikt inny nie mógł usłyszeć.
- Sproszkowany róg dwurożca, poszatkowana skórka boomslanga – powiedział cicho. – Nie często używane składniki.
Harry znał je. Pamiętał, kiedy Hermiona ukradła je na ich drugim roku.
- Kiedy doda się muchy siatkoskrzydłe, pijawki, śluz i rdest ptasi wyjdzie eliksir wielosokowy – powiedział bardziej do siebie niż profesora Snape’a. Nagle to miało sens. Voldemort nie wysłałby tu nikogo, chyba że ta osoba miałaby się jak ukryć. Jaki jest lepszy sposób niż eliksir wielosokowy? – Szpieg – wyszeptał w szoku. – Jest tutaj. Naprawdę tu jest.
Snape chwycił Harry’ego za ramię i pociągnął go w stronę swojego biura.
- Potter, mój gabinet, teraz – syknął i popchnął chłopaka w stronę drzwi. – Jeśli ktokolwiek się poruszy, będzie miał szlaban przez miesiąc.
Harry wszedł do ponurego biura i opadł na najbliższe krzesło. Wiedział, co może zrobić eliksir wielosokowy. Potrzebowało się tylko pojedynczego włosa i mogło się zmienić w kogokolwiek. Szpieg mógł być każdym, a Harry bynajmniej nie był roztropny.
Mistrz Eliksirów zauważył, że Harry wydaje się być w szoku i uniósł twarz nastolatka, by spojrzeć mu w oczy.
- Mów! – nakazał. – O jakim „szpiegu” mówisz? Kto tu jest?
Harry zamrugał powoli oczami wypełnionymi strachem.
- Tego lata miałem sen o Voldemorcie i Pettigrew – powiedział trzęsącym się głosem. – Voldemort mówił Pettigrew o wiernym słudze w Hogwarcie, dzięki któremu będzie mógł mnie dorwać. Chyba potrzebuje mnie do czegoś. Tylko tyle pamiętam. Kiedy się obudziłem, moja blizna bolała mnie tak, jak podczas pierwszego roku; kiedy był tutaj, by zdobyć kamień.
Profesor Snape uśmiechnął się szyderczo do nastolatka.
- Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek powiedzieć o tym komuś? – wypluł.
- Powiedziałem – stwierdził Harry, zdumiony, że profesor Snape nie wie o tym. – Powiedziałem profesorowi Dumbledore’owi, Syriuszowi i Remusowi, po tym, jak się obudziłem. To dlatego Syriusz i Remus byli tak zdenerwowani tym, że uczestniczę w Turnieju. Myśleli, że to ma coś wspólnego z moim snem.
Snape wypuścił podbródek Harry’ego i podszedł do kominka. Harry uniósł wzrok, gdy Snape wrzucił w płomienie pełną garść błyszczącego proszku.
- Dyrektorze! – zawołał Snape w ogień. – Potrzebuję cię na słówko… teraz!
Harry pochylił głowę i stłumił jęk. Naprawdę nie podobał mu się ton, jakiego używał profesor Snape i miał przeczucie, że profesor Dumbledore zrobi mu coś przez te rzeczy, których nie powinien słyszeć. Snape nie pokazywał żadnych emocji, ale widząc, jak sztywno stoi, Harry mógł powiedzieć, że jest zdenerwowany. Harry nie potrafił powstrzymać poczucia winy. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że Dumbledore nikomu nie powiedział o jego śnie.
Dumbledore wyskoczył z kominka i strzepał popiół z szat. Zerknął na scenę przed nim i westchnął.
- Severusie, myślałem, że wyraziłem się jasno – powiedział Dumbledore z błyskiem ostrzeżenia w głosie.
- Tak, dyrektorze – powiedział chłodno profesor Snape. – Nie wspomniałeś, że w Hogwarcie może być szpieg Czarnego Pana. Potter musiał wszystko poskładać do kupy, bym dowiedział się, że szpieg kradnie składniki na eliksir Wielosokowy. Jak mamy chronić chłopca, jeśli nie mówisz nam tego, co powinniśmy wiedzieć?
Profesor Dumbledore spojrzał na Harry’ego, zanim skupił się ponownie na Snapie.
- Żeby cały mój personel oskarżał się o to, że któryś z nich jest szpiegiem? – zapytał spokojnie. – Voldemort nie wie, że Harry widział, jak dyskutuje o swoich planach z Peterem i wolałbym, żeby tak zostało. Zrobiłem, co musiałem, Severusie. Możemy przedyskutować to później. Zdaje mi się, że pewnej klasie brakuje teraz nadzoru. Chciałbym zamienić słówko z Harrym, jeśli nie masz nic przeciwko.
Profesor Snape wypadł z pomieszczenia bez kolejnego słowa, a jego szaty powiewały za nim. Gdy tylko drzwi się zamknęły, napięta cisza wypełniła pomieszczenia. Harry przygryzł wargę, kręcąc się na siedzeniu. Wiedział, że ma kłopoty. Wiedział, że wszystko pogorszył dyrektorowi. Wpatrując się w podłogę, Harry czekał nieuniknione skarcenie. Tylko, że ono nigdy nie nadeszło.
Dumbledore przyciągnął krzesło i usiadł obok Harry’ego. Przez długą chwilę nic nie powiedział, choć oboje czyli, że muszą coś powiedzieć, by złamać ciszę. Profesor Dumbledore w końcu wyciągnął rękę i położył ją na ramieniu Harry’ego.
- To nie twoja wina, Harry – powiedział poważnie. – Nie mogłeś wiedzieć o tym, co ja – a dokładnie, że nie powiedziałem personelowi.
- Przepraszam – powiedział Harry; jego głos był tylko nieco głośniejszy od szeptu. – Sprawiam tak wiele kłopotów.
- Nie mogłeś być dalszy od prawdy, Harry – stwierdził profesor Dumbledore, ściskając ramię Harry’ego. – Muszę powtórzyć, że nic nie jest twoją winą. Przyznam, że mogę ci tylko współczuć z powodu tego, co teraz przechodzisz, a ponieważ to całe sedno, mogę nie wszystko poprowadzić prawidłowo. Wiem, że mogło się wydawać, że nic nie zrobiłem, by wydostać cię z Turnieju i wiem, że czujesz się tak, jakbym to ja zmuszał cię do uczestnictwa, ale nie oczekuję od ciebie, byś był idealny, Harry. Żaden człowiek nie może być. Popełniamy błędy, nawet ja.
- Mówili z panem? – zapytał nerwowo Harry.
- Bardziej mówili do mnie – poprawił go Dumbledore. – Czy widziałeś kiedykolwiek wilkołaka, który uważa, że członek jego stada jest zagrożony? – Harry potrząsnął głową. – To całkiem przerażające – wyznał dyrektor z uśmiechem. – Zarówno Remus, jak i Syriusz myślą o tobie jak o synu i zrobią wszystko, co uważają za konieczne, by cię bronić, nawet przede mną.
Harry popatrzył na Dumbledore’a z przerażeniem. Nigdy nie sądził, że Syriusz i Remus mogliby posunąć się tak daleko i naprawdę zagrozić dyrektorowi Hogwartu.
- Przepraszam, profesorze – powiedział natychmiast. – Nigdy nie powinienem był im powiedzieć…
- Bzdura, Harry – przerwał mu spokojnie Dumbledore. – Nie możesz ignorować swoich uczuć. Jeśli nie będziesz mógł porozmawiać z opiekunami, to z kim będziesz mógł? Wiem, że troszczysz się o nich tak mocno, jak oni troszczą się o ciebie. Wiem też, że prawdopodobnie zrobiłbyś to samo, gdyby sytuacja się odwróciła.
Harry musiał odwrócić wzrok do znaczącego spojrzenia dyrektora. Musiał przyznać, że zrobiłby wszystko, gdyby Syriusz i Remus byli w niebezpieczeństwie. Wydawało się dziwne, że czuje coś takiego w stosunku do ludzi, których zna tak krótko. Przez lata śnił o ludziach, którym na nim zależy, a teraz, gdy te sny stały się prawdą, Harry nie potrafił wyobrazić sobie innego życia.
- Nigdy nie oczekiwałem, że będziesz tak na siebie naciskał, Harry, choć pewnie powinienem się tego spodziewać – kontynuował Dumbledore. – Zawsze byłeś zdeterminowany, by odkryć tajemnice. Mogę cię tylko wciąż przepraszać za błędy i mieć nadzieję, że pewnego dnia mi wybaczysz.
Harry potarł oczy pod okularami i powoli potrząsnął głową.
- Profesorze, nie obwiniam pana – powiedział szczerze. – Poważnie przepraszałem za moje zachowanie. Tak wkręciłem się w Turniej, zadania domowe i naukę pływania, że przestałem martwić się o cokolwiek innego.
Dumbledore westchnął ze zmęczeniem. Sądząc po jego spojrzeniu, Remus nie był jedyną osobą, która zapomniała, jak Harry dorastał.
- Tak mi przykro, mój chłopcze – powiedział, nagle brzmiąc staro. – Są chwile, kiedy wydaje się niemożliwe posiadać przyszłość, jako młody mężczyzna, w którego się zmieniasz. Masz do czynienia z wyzwaniami i rzadko zachowujesz się jak ktoś w twoim wieku, raczej jako ktoś starszy. Mogę tylko zakładać, że to rezultat lat spędzonych z Dursleyami.
Harry skinął głową. Ze wszystkich jego obowiązków i tego, jak szorstcy byli jego krewni, niemożliwe było choć w odrobinie cieszyć się jego dzieciństwem. Martwił się bardziej o to, czy dostanie kolejny posiłek, żeby choćby zastanowić się nad zabawą.
- Kiedy jest się traktowanym jak skrzat domowy, nie ma czasu, by cieszyć się przyjemnościami normalnych dzieci – mruknął kwaśno Harry, a jego wzrok padł na podłogę.
- Co mogę zrobić, żeby ci pomóc, Harry? – zapytał profesor Dumbledore. Jasne było, że Dumbledore był zdesperowany, by naprawić ich bliskie relacje.
- Nic – powiedział cicho Harry. – Zrozumiałem, że nie myślę o panu jak o dyrektorze; już od jakiegoś czasu. Od ubiegłego lata cała kadra traktowała mnie inaczej, niż wszystkich innych, ponieważ w końcu dowiedzieli się o czymś, co ja musiałem uznać za normalne: moja rodzina mnie nienawidzi. Naprawdę pan myśli, że Dursleyowie ukrywali, jak bardzo mną gardzą? Całe sąsiedztwo wiedziało. Niektórzy sąsiedzi to popierali, ponieważ byłem „przestępcą”. To działo się w innych rodzinach i pewnie dzieje w rodzinach innych uczniów tej szkoły. – Spojrzał w błękitne oczy Dumbledore’a, które były dziwnie pozbawione iskierek. Harry nie pokazywał żadnych emocji, ale było w oczach było wiele bólu na wspomnienie tego, co wydarzyło się na Privet Drive numer 4. – Syriusz uratował mnie ze swojego więzienia – powiedział spokojnie. – Kto ma uratować ich? Czy kogokolwiek to obchodzi? Czy kogoś ja bym obchodził, gdybym nie był chłopcem, który przeżył?
Dumbledore drgnął na ten komentarz.
- Harry…
- Niech pan zapomni – powiedział Harry, wstając i odsuwając się poza zasięg Dumbledore’a, ignorując kłujący ból w kostkach. Jego dłonie były zaciśnięte w pięści, kiedy desperacko starał się okiełznać wzrastającą frustrację. Nie mógł teraz dać się ponieść emocjom. Nie mógł pozwolić, by to się znowu stało.
- To się musi skończyć, profesorze. Nie mogę dalej myśleć o panu jak o dziadku mającym wszystkie odpowiedzi. Nie mogę zaprzeczyć, że cokolwiek inni sądzą, że jestem specjalnie traktowany, ale wiem, że to nie prawda. Profesor McGonagall, Hagrid, profesor Sprout, profesor Flitwick i pan traktujecie mnie inaczej. To niesprawiedliwe dla innych.
- Czy cokolwiek w twoim życiu jest sprawiedliwe, Harry? – zapytał cierpliwie profesor Dumbledore. – O co naprawdę chodzi?
Harry spojrzał przez ramię na dyrektora. O co naprawdę chodzi?
- Chcę, żeby wszystko wróciło tak, jak było – przyznał. – Widział pan, co zrobiłem w skrzydle szpitalnym. Nie mogę więcej pozwolić na złość. Nie mogę… Nie mogę pozwolić sobie czuć…
Dumbledore natychmiast wstał i w dwóch krokach znalazł się u boku Harry’ego, pociągając nastolatka do uścisku.
- Nie myśl tak nawet przez chwilę – powiedział stanowczo. – Wiem, że jesteś przerażony, Harry, ale nie mogę pozwolić, żeby twój strach odepchnął cię od tych, którzy się o ciebie troszczą. Pomożemy ci przez to przejść. Daję ci moje słowo.
Harry nie oddał uścisku. Wiedział, że musi się odsunąć i utrzymać dystans, ale jego ciało wydawało się odmówić współpracy. Chciał, żeby Dumbledore znów był jego dyrektorem. Było tak łatwiej, kiedy za wszystko obwiniał tylko siebie. Musiał do tego wrócić dla bezpieczeństwa innych. Dlaczego profesor Dumbledore nie mógł tego zrozumieć?
^^^
Następnego dnia była wizyta w Hogsmeade, ale Harry zdecydował się zostać. Nawet nie wyszedł z łóżka, zanim Ron i Hermiona nie niechętnie wyszli bez niego, gdy Harry zapewnił ich, że pewnie i tak spędzi resztę dnia w łóżku. Zgredek pojawił się kilka razy z chłodnym kompresem na jego kostki, podczas gdy Harry pracował nad zadaniem domowym, ponieważ chłopak od czasu do czasu potrzebował odpocząć, chłodził swoje kostki. Było to boleśnie nużące, ale zrozumiał, że wkrótce jego kostki kompletnie się uzdrowią.
Zgredek przynosił też Harry’emu jedzenie, mogące wykarmić małą armię albo może tylko Rona. Harry zjadł, ile mógł, wiedząc, że za kilka dni będzie miał pierwsze badanie. Nieco po południu Harry całkowicie dokończył zadania i wczołgał się pod przykrycie. Jego stopy oparte były o chłodne kompresy i owinięte wokół nich, więc Harry’emu było trudno leżeć w innej pozycji, niż na plecach. Niemal ponownie zasnął, gdy usłyszał trzask, po czym poczuł, że ktoś sprawdza chłodne kompresy, po czym go otula. Wiedział, że to Zgredek.
Dźwięk otwieranych drzwi, a potem dwójki wchodzących osób, sprawiło, że Harry jęknął z frustracją. Już miał zasnąć, kiedy Ron i Hermiona wrócili.
- Kim jesteś? – zapytał z ciekawością Ron.
- Zgredek, sir – powiedział cicho Zgredek. – Zgredek upewnia się, że stopy pana Harry’ego Pottera się leczą. Zgredek cały dzień pomagał panu Harry’emu Potterowi. Pan Harry Potter jest bardzo miłym czarodziejem, dużo lepszym niż starsze rodziny. Wiele skrzatów chce pomóc panu Harry’emu Potterowi, ale pan Harry Potter zawołał Zgredka, więc Zgredek tu jest.
- Zdaje mi się, że bardzo dbasz o Harry’ego – powiedziała łagodnie Hermiona. – Jak dobrze go znasz?
- Pan Harry Potter uwolnił Zgredka od starej rodziny – powiedział radośnie Zgredek. – Pan Harry Potter odwiedzał Zgredka i inne skrzaty wiele razy, kiedy byli tu wilk i pies pana Harry’ego Pottera. Pan Harry Potter jest szczęśliwy z wilkiem i psem pana Harry’ego Pottera. Pan Harry Potter już dłużej nie jest szczęśliwy.
- Dlaczego tak sądzisz? – powiedział Ron zdezorientowany.
- Zgredek nie może powiedzieć – stwierdził nerwowo Zgredek. – Dyrektor Dumbledore powiedział Zgredkowi, żeby pomagał panu Harry’emu Potterowi, kiedy pan Harry Potter będzie jej potrzebował. Zgredek jest skrzatem pana Harry’ego Pottera. Zgredek nie może źle mówić o panu Harrym Potterze. Zgredek karałby się przez godziny, gdyby Zgredek źle mówił o panu Harrym Potterze.
- Harry nie chciałby, żebyś to robił, Zgredku – powiedziała skrępowana Hermiona
- Zgredek wie o tym – powiedział z zażenowaniem Zgredek. – Pan Harry Potter jest miły i wyrozumiały dla wszystkich skrzatów. To zaszczyt dla Zgredka, że może pomagać panu Harry’emu Potterowi, więc Zgredek musi się ukarać, kiedy Zgredek jest zły. Pan Harry Potter tego nie lubi, kiedy Zgredek się kara. Pan Harry Potter nawet rozkazał Zgredkowi, żeby się nie karał. – Zgredek przechylił głowę w stronę łóżka i wygładził przykrycie. – Pan Harry Potter potrzebuje odpoczynku. Pan Harry Potter ciężko pracował cały dzień, po tym, jak przyjaciele pana Harry’ego Pottera go zostawili.
Brzmiało to niemal tak, jakby Zgredek oskarżała Rona i Hermionę o porzucenie Harry’ego, ale zniknął z trzaskiem, zanim Ron albo Hermiona mogli cokolwiek powiedzieć.
- Chodź, Ron – powiedziała cicho Hermiona. – Zgredek ma rację. Harry potrzebuje odpocząć. Zasługuje na trochę ciszy i spokoju.
Wyszli z pokoju, pozwalając Harry’emu w końcu otworzyć oczy. Wiedział, że będzie musiał porozmawiać ze Zgredkiem o jego troskliwej naturze. Próbował przekonać skrzata, że to jego przyjaciele, ale Zgredek nie słuchał. Zgredek był przerażony tą sugestią, kiedy ostatni raz Harry przywołał ten pomysł. Harry wciąż myślał o Zgredku jako o przyjacielu i to miało znaczenie.
Harry zdołał zasnąć, jednak został obudzony przez Zgredka, Rona i Hermionę na kolację. Zjedli w dormitorium, ku ich wielkiej przyjemności. Zgredek dostarczył im wszystko, czegokolwiek chcieli, co było najbardziej z korzyścią dla Rona. Ron mógł przejeść większość Gryfonów każdego dnia. Gdy Harry i Hermiona skończyli, zwyczajnie usiedli na łóżkach i próbowali skupić się na czymś innym, niż obserwowanie Rona. Po pewnym czasie to robiło się odpychające.
Tego wieczoru główną dyskusją był artykuł, który Ślizgoni czytali przed eliksirami. Najwyraźniej Rita Skeeter kontynuowała swoją misję dyskredytowania profesora Dumbledore’a. Za wszystko, co poszło źle podczas Turnieju (zwłaszcza o wplątanie w go czternastolatka i o obrażenia, których doświadczył podczas drugiego zadania) obwiniała „niekompetencje” Dumbledore’a. Harry musiał skrzywić się z żalem, gdy to usłyszał, ponieważ praktycznie zrobił to samo zaledwie tydzień temu. Zapisał sobie w głowie, żeby jeszcze raz porozmawiać z profesorem Dumbledorem. Mógł sobie tylko wyobrazić, przez co przechodzi dyrektor.
Przez resztę weekendu Harry został w dormitorium, wychodząc tylko wtedy, gdy absolutnie musiał. Dean, Seamus i Neville byli w niezłym szoku, kiedy pierwszy raz zobaczyli, jak pojawia się Zgredek, ale szybko przyzwyczaili się do tego, że co kilka godzin pojawia się skrzat, by przebadać Harry’ego. Gdy Harry skończył swoje zadania domowe, zaczął czytać do przodu książki, ponieważ naprawdę nie miał nic innego do roboty, niż bycie pokonanym przez Rona w szachy. Zanim nadszedł poniedziałek, Harry’emu było dużo łatwiej chodzić. Czuł tylko tępy ból, jakby przez dłuższy czas stał.
Pani Pomfrey była zaskoczona, gdy odkryła, że Harry podczas badania jest w lepszej kondycji, ale nie zawahała się przypomnieć mu, że wciąż musi nieco przytyć. Harry tylko przewrócił oczami z irytacją. Pani Pomfrey mówiła mu to od lat. Cotygodniowe badania kontrolne trwały aż do Wielkanocy, kiedy pani Pomfrey złagodziła badania na co drugi tydzień. Nie dokładnie tego chciał Harry, ale to jakiś początek.
Ponieważ Harry nie miał pojęcia, jak będzie wyglądało trzecie zadanie, zostawały mu tylko zadania domowe. Czwartoroczni uczniowie wciąż otrzymywali wiele, ale to nie było do porównania z przerwą Świąteczną, kiedy Harry martwił się nad zadaniami i wskazówką na drugie zadanie. Brak zmartwienia był dla Harry’ego upragnionym uczuciem, jednak nie mogło to trwać długo. W ostatnim tygodniu maja, Harry został złapany przez profesor McGonagall, która poinformowała go, że ma być na boisku Quidditcha o dziewiątej wieczorem, żeby porozmawiać o trzecim zadaniu.
Tego wieczoru Harry spotkał się z Cedriciem i ruszyli w stronę boiska. Rozmawiali o niczym szczególnym, aż nie dotarli do stadionu Quidditcha i zatrzymali się na drodze, patrząc na boisko w szoku. Ich kiedyś gładkie, przycięte boisko było teraz pełne długich, wysokich do pasa ścian zieleni, które szły w różnych kierunkach. Wyglądało to niemal jak labirynt.
Harry i Cedric spotkali się z Fleur i Viktorem, którzy byli już w środku „labiryntu” z Ludo Bagmanem.
- Dobry wieczór – powiedział wesoło Bagman. – Wracając do spraw, całkiem łatwo jest wyjaśnić trzecie zadanie. Gdy tylko labirynt całkowicie wyrośnie na jego środku będzie Puchar Trójmagiczny. Pierwszy reprezentant, który go dotknie, zdobędzie wszystkie punkty. Pojawią się przeszkody, ustawione przez Hagrida i innych nauczycieli, które będziecie musieli minąć, ale nie będzie to nic zbyt niebezpiecznego. Reprezentant, który zdobył najwięcej punktów… - Bagman zwrócił się do Harry’ego, ­- …wejdzie pierwszy, a zaraz za nim pan Diggory, potem pan Krum i w końcu panna Delacour. Wszyscy wejdziecie innymi przejściami do labiryntu, by upewnić się, że wszyscy będziecie mieli równe szanse. Powinno być zabawnie, nie sądzicie?
Trzech chłopaków wymieniło spojrzenia, zanim skupili się ponownie na Ludo Bagmanie. Harry i Cedric osobiście wiedzieli o miłości Hagrida do niebezpiecznych stworzeń, a Viktor wiele słyszał na ten temat od Harry’ego. Cóż, przynajmniej nie będę musiał zmierzyć się z bazyliszkiem. Trzecie zadanie miało być w czerwcu, co dawało Harry’emu czas, by jak najwięcej nauczyć się, jak się bronić.
- Jeśli nie macie pytań, sugeruję, żebyśmy skierowali się do zamku – powiedział Bagman radośnie.
Harry poruszył się, by podążyć za Bagmanem, ale poczuł dłoń na ramieniu. Spoglądając w górę, Harry zobaczył, że Viktor Krum patrzy na niego ze zdenerwowaniem na twarzy. Najwyraźniej Bułgar o czymś konkretnym myślał.
- Coś nie tak, Viktor? – zapytał z ciekawością Harry.
- Ja musze z tobą pomówić – powiedział cicho Viktor.
- Harry? – zawołał Cedric, zauważając, że Harry podąża za nimi. – Idziesz?
- Będę za minutę – powiedział Harry, po czym odwrócił się do Viktora. – Co cię trapi?
- Możemy się przejść? – zapytał Viktor, po czym uśmiechnął się, kiedy Harry skinął głową. Opuścili boisko i ruszyli w stronę Lasu w ciszy. Jasne było, że Viktor nie chciał ryzykować, że ktokolwiek ich podsłucha. To nieco zaniepokoiło Harry’ego. Dlaczego, do licha, Viktor miałby chcieć z nim o czymś rozmawiać? – Jestem ciekawy – powiedział w końcu Bułgar. – Czy jest coś między ty a Hermiona?
To była ostatnia rzecz, jaką Harry spodziewał się usłyszeć?
- Przepraszam? – zapytał zdezorientowany. Najwyraźniej Viktor był bardziej zainteresowany Hermioną, niż pierwotnie myślał. Zdaje mi się, że to nie ja w tym roku mam sekrety.
- Hermiona wiele mówić o tobie, więc zastanawiałem się, czy wy jesteście na serio – wyjaśnił Viktor.
Harry powstrzymał szeroki uśmiech. Gdyby Syriusz mógł go teraz widzieć.
- Viktor, kocham Hermionę – powiedział i zauważył, że twarz Viktora pochmurnieje. – Jest moją najlepszą przyjaciółką… - Wyraz twarzy Viktora zmienił się na zdezorientowanie, - … jedną z moich pierwszych przyjaciół i jest jak członek mojej rodziny. Zrobiłbym dla niej wszystko. – Harry założył ramiona na piersi, a jego oczy zwęziły się. – Zrobiłbym też wszystko, co w mojej mocy, by ją bronić, zwłaszcza przed kimś, kto mógłby ją zranić. – Patrzyli na siebie przez chwilę, po czym Harry wyszczerzył się do Bułgara. – Viktor, chcę tylko, żeby Hermiona była szczęśliwa – powiedział Harry szczerze. – Jeśli będzie szczęśliwa z tobą, ja będę szczęśliwy za was dwóch.
Viktor uśmiechnął się, czując ulgę.
- Cieszę się – powiedział – Znienawidziłbym…
Harry zauważył, jak coś porusza się za Krumem w Lesie i szybko lewą ręką okręcił Viktora, a prawą machnął nadgarstkiem i chwycił różdżkę.
- Cofnij się powoli – powiedział cicho do Viktora, robiąc krok w tył. Walczenie z jednym ze stworzeń z Lasu naprawdę nie było czymś, czego Harry dzisiaj chciał.
Wszystko, co Syriusz i Remus nauczyli go, przepłynęło przez jego umysł z niesamowitą szybkością. Wiedział, że musiał odejść od zagrożenia, ale powinien robić to stopniowo. Wiele stworzeń zaatakowałoby, gdyby biegł. Harry wiedział również, że nie może odwrócić wzroku od niebezpieczeństwa, w przypadku, gdyby zechciało uderzyć. Nigdy nie odwracaj się tyłem do przeciwnika. Nigdy nie dawaj mu szansy na atak.
Problemem było to, że hałasu nie robiło jakieś podstępne zwierze tylko mężczyzna, który wydawał się być pijany. Harry spojrzał na Viktora zdezorientowany, zanim zerknął ponownie na mężczyznę i rozpoznał pana Croucha. Wyglądał okropnie. Jakby był w lesie od kilku dni. Jego szaty były rozprute i zabarwione krwią, na twarzy miał zadrapania, a jego zwykle schludne włosy zdecydowanie potrzebowały mycia. Harry ostrożnie ruszył na przód i usłyszał, że pan Crouch mamrocze coś o Weatherbym, Dumbledorze i Durmstrangu. Brzmiał, jakby postradał rozum.
- Harry, co robisz? – wyszeptał Viktor.
- Panie Crouch? – zapytał z wahaniem Harry, robiąc krok w stronę paplającego mężczyzny. – Panie Crouch, wszystko w porządku?
- … wyślij sowę do Karkarowa i madame Maxime, Weatherby – mówił pan Crouch, ignorując pytanie Harry’ego. – Musimy mieć taką samą liczbę uczniów z każdej szkoły… zrobisz to, Weatherby? – Crouch nagle upadł na kolana.
Harry podbiegł do jego boku.
- Pani Crouch! – krzyknął. – Co się dzieje? Co się panu stało? – Nie dostał odpowiedzi. Zauważył, że oczy pana Croucha dziwnie się poruszały. Wyglądało to tak, jakby mężczyzna był na skraju utraty przytomności, ale nie mógł zemdleć z jakiegoś powodu. Wiedząc, że mężczyzna potrzebuje pomocy, Harry odwrócił się do bułgarskiego reprezentanta. – Viktor, jak najszybciej biegnij do zamku. Znajdź nauczyciela, jakiegokolwiek. Pan Crouch potrzebuje uzdrowiciela. Powiedz im, że ja tu jestem. To powinno im wystarczyć.
Viktor spojrzał na niego sceptycznie.
- Harry, jesteś pewny? – zapytał.
- Dumbledore! – krzyknął pan Crouch, chwytając ramię Harry’ego. – Muszę… zobaczyć… Dumbledore’a.
- IDŹ! – wrzasnął Harry do Viktora i przez chwilę obserwował, jak osiemnastolatek biegnie w stronę zamku, zanim skupił się ponownie na panu Crouchu. – Pomoc jest w drodze, panie Crouch. Przyjdzie Dumbledore.
- …głupi… byłem… tak głupi – powiedział słabo pan Crouch. – Zrobiłem… to dla… niej… ale… nie mogłem… kontrolować go…
Harry naprawdę nie wiedział, co robić. Wiedział, że nie może pozwolić panu Crouchowi bardzo się zdenerwować, bez względu na wszystko. Musiał uspokoić mężczyznę. Miał nadzieję, że Viktorowi nie zajmie to długo. To, że był na skraju Lasu z mężczyzną, który stracił rozum, nieco przyprawiało o gęsią skórkę. Pan Crouch był teraz ciężarem. Będzie musiał również bronić mężczyznę, jeśli jakieś stworzenie ich zobaczy.
- …moja wina – mamrotał bezsilnie Crouch. – To wszystko… moja wina… muszę… ostrzec Dumbledore’a… Bertha nie żyje… mój syn… moja wina… Harry Potter… Czarny Pan… muszę powiedzieć… Dumbledore…
Oczy Harry’ego rozszerzyły się z przerażenia. Voldemort? Pośpiesz się Viktor! Wyciągnął rękę, by dotknąć ramienia Croucha, gdy coś w jego głowie krzyknęło ostrzegawczo. Bez zastanowienia, Harry przewrócił pana Croucha w chwili, gdy błyskawica światła przeleciała tuż nad nim. Byli atakowani. Wskazując różdżką na Croucha, Harry wymamrotał Drętwota, zanim zerwał się na nogi. Trzymał dłoń na piersi pana Croucha, żeby zagwarantować sobie, że mężczyzna wciąż z nim jest.
Czerwone światło wystrzeliło z lasu, lecąc dokładnie w kierunku Harry’ego. Refleksy przejęły nad nim kontrolę i Harry rzucił mocną tarczę, która pochłonęła zaklęcie. Wiedząc, że jest w niekorzystnej sytuacji, Harry rozejrzał się i spojrzał na chatkę Hagrida. Szybko wystrzelił w jej stronę czerwone iskry, wołając o pomoc. Proszę, bądź w środku, Hagridzie, błagał w ciszy Harry. Potrzebuję pomocy.
Na szczęście Hagrid był w swojej chatce i wybiegł w momencie, gdy kolejne zaklęcie wyleciało z lasu w stronę Harry’ego i pana Croucha. Harry upadł na ziemię, gdy zaklęcie ponownie przeleciało nad nim.
- Harry! – krzyknął Hagrid, biegnąc w ich stronę.
Harry uniósł wzrok, gdy Hagrid do niego dotarł i pociągnął go na nogi jednym ruchem. Hagrid posłał mu szybkie spojrzenie, zanim pchnął go przed siebie, osłaniając nastolatka przed niebezpieczeństwem.
- Pan Crouch potrzebuje pomocy – powiedział szybko Harry. – Nie wiem, kto tam jest…
Hagrid natychmiast zerknął na las, po czym chwycił pana Croucha za szaty.
- Cofnij się, Harry – powiedział stanowczo, wstając i zaczynając się cofać, pociągając pana Croucha ze sobą. – Stój za mną, bez względu na wszystko. Rozumiesz?
- Tak – powiedział nerwowo Harry, zaczynając iść tyłem. Spoglądając poza wielkie ciało Hagrida, Harry zauważył kolejny błysk czerwonego światła i wybiegł przed Hagrida, rzucając kolejną tarczę ochronną z największą mocą, jaką posiadał. – Szybciej, Hagridzie! – Usłyszał, że Hagrid porusza się szybciej, a sam znowu ruszył tyłem, starając się utrzymać tarczę. Jego oddech przyspieszył i zaczął się pocić. Zataczając się, czuł, jak siły go opuszczają i niemal nie potknął się o własne nogi.
Czerwone światło minęło jego głowę i pofrunęło w stronę lasu. Harry obejrzał się przez ramię i zobaczył, że w jego stronę biegną profesor Dumbledore z profesorem Snapem i Viktorem. Nie mógł powstrzymać westchnięcia ulgi. Skupiając się ponownie na lesie, Harry czekał, aż nie poczuł ręki na ramieniu, po czym opuścił różdżkę i niemal nie opadł na ciało za nim.
- Hagridzie, zabierz Barty’ego do skrzydła szpitalnego – rozkazał profesor Dumbledore, upadając na kolana i owijając ramiona wokół Harry’ego. Hagrid odszedł bez słowa, niosąc nieprzytomnego Croucha. – Viktorze, proszę, wróć do zamku dla własnego bezpieczeństwa – dodał Dumbledore, wstając z Harrym w ramionach. – Severusie, idź po nauczycieli. Muszą jak najszybciej przeszukać las.
Harry jęknął wyczerpany. Wciąż miał różdżkę zaciśniętą stanowczo w dłoni, gdy jego głowa opadła na coś twardego. Czuł się tak, jakby ktoś go niósł, poruszając się szybko. Jego umysł był tak zamglony. Dźwięki wydawały się ze sobą mieszać. Ktoś mówił, ale nie mógł wymyślić, co takiego. Harry próbował wyrwać się z morza zdezorientowania, ale z niewielkim sukcesem.
Mia świadomość, że co zostało wlane w jego gardło, zanim wróciła do niego całkowita czujność. Otworzył szeroko oczy, rozglądając się i zauważając, że jest w skrzydle szpitalnym i zostaje odłożony na łóżko przez profesora Dumbledore’a. Harry pozbył się z umysłu resztek mroku, po czym rozejrzał się i zobaczył, że pan Crouch leży na pobliskim łóżku wydając się być w głębokim śnie.
- Nic mu nie jest? – zapytał nerwowo Harry, siadając na łóżku. – Musiałem go oszołomić, żeby nie uciekł albo coś takiego.
- Pani Pomfrey robi wszystko, co może, Harry – powiedział spokojnie profesor Dumbledore. – Mogę zapytać, co ty sobie myślałeś, wysyłając do zamku Viktora, zamiast przyjść samemu? Znasz Hogwart dużo lepiej niż on. Dużo szybciej byś kogoś znalazł.
Harry spuścił wzrok, wzruszając ramionami. Ton Dumbledore’a wystarczył, by Harry wiedział, że ma kłopoty.
- Nie uważałem, że to sprawiedliwe zostawiać go z kimś, kogo nie było z nami całkowicie – powiedział cicho Harry. – Viktor w ogóle nie zna pana Croucha. Syriusz i Remus powiedzieli mi o nim wystarczająco dużo, żebym mógł może mu jakoś pomóc.
Dumbledore położył dłoń na ramieniu Harry’ego.
- Dziś wieczorem podjąłeś bardzo duże ryzyko, Harry – powiedział, – i jestem z ciebie dumny. Kiedy zrozumiałeś, że jesteś w niebezpieczeństwie, pokazałeś Hagridowi, że go potrzebujesz. Takie szybkie myślenie uratowało ciebie i pana Croucha od tego, co chciało was zranić. Jednakże, póki błonia zamku nie zostaną dokładnie przeszukane, muszę nalegać, byś spędził noc w moich gościnnych kwaterach dla własnego bezpieczeństwa.
- Ale co z panem Crouchem? – zapytał Harry, zerkając na dyrektora. – Co, jeśli nie chodziło o mnie? Pan Crouch mówił, że coś jest jego winą, coś o Voldemorcie i o mnie. Może wiedzie coś, czego ktoś inny nie chce, żeby powtórzył.
Przez dłuższą chwilę profesor Dumbledore spojrzał na Harry’ego, po czym zerknął na pana Croucha.
- To może być prawda – przyznał, po czym skupił wzrok na Harrym. – Na noc zabezpieczę skrzydło szpitalne, żeby chronić pana Croicha, ale wciąż chcę, żebyś został w moich gościnnych kwaterach. Jestem pewny, że to ostatnie miejsce, w którym by cię szukano.
Harry musiał przyznać Dumbledore’owi rację. Nikt nie będzie go tam szukał, ponieważ nikt oprócz nauczycieli nie wie, gdzie to jest. Rozglądając się ponownie, Harry zauważył, że nikogo więcej nie ma w skrzydle.
- Czy z Viktorem wszystko w porządku? – zapytał.
Dumbledore skinął głową.
- Viktorowi nic nie jest – powiedział uprzejmie. – Profesor Karkarow zabrał go nie tak dawno temu. A teraz, jeśli czujesz się gotowy, zabiorę cię na noc do kwater, zanim dołączę do nauczycieli w poszukiwaniach.
Harry wyszedł za profesorem Dumbledorem ze skrzydła szpitalnego i czekał, aż dyrektor rzuci na nie kilka zaklęć ochronnych. Kiedy tylko były skończone, Harry wszedł z dyrektorem do jego biura, przez nie i do kwater sypialnych. Harry nie był zaskoczony tym, że czeka na niego piżama. Życzył Dumbledore’owi dobrej nocy, po czym przebrał się i zakopał w łóżku. Wpatrując się w sufit, Harry wewnętrznie przeszedł przez wszystko, co się wydarzyło. Co się stało panu Crouchowi, który prawdopodobnie był chory? Cały ten rok szkolny był jedną tajemnicą za drugą. Przynajmniej jedna rzecz nigdy się nie zmienia.



1 komentarz:

  1. Hej,
    może to jednak dobrze, że Harrybtak wybuchł, w końcu wiedzą co go gnębi... wściekły wilkołak bosko, a san Zgredek jest fantastycznym skrzatem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń