Uczucie,
jak ktoś przebiega palcami przez jego rozczochrane włosy powoli wyrwało
Harry’ego ze snu. Dotyk był pocieszający i dziwnie znajomy. Harry jęknął,
pochylając się ku niemu. Jego ramiona i nogi były tak słabe, co go
zdezorientowało. Próbował poruszyć kończynami, ale nie słuchały. Dlaczego nie
mógł się ruszać? Harry jęknął ponownie z irytacją. Nie podobało mu się to… ani
trochę. Po chwili Harry poczuł, że czegoś mu brakuje. Nie zajęło mu długo
zrozumienie, że jego naszyjnik został zdjęty.
-
Myślę, że w końcu się obudził.
Harry
jęknął znowu, powoli otwierając oczy. Ciemne oświetlenie w połączeniu z słabą
widocznością sprawiło, że niemożliwym stało się dla niego wymyślenie, na czyją
twarz patrzył. Zamrugał kilka razy i zobaczył kolejną zamazaną twarz. Chłodna
dłoń dotknęła jego czoła, posyłając dreszcz wzdłuż kręgosłupa Harry’ego. Łóżko,
w którym leżał było twarde i niezaprzeczalnie należało do skrzydła szpitalnego.
Harry próbował podnieść dłoń, by odnaleźć okulary, ale ręka wciąż odmawiała
ruchu. Ktokolwiek na niego patrzył, wydawał się zauważyć jego problem, ponieważ
następną rzeczą, jaką Harry wiedział było to, że jego okulary wślizgnęły się na
jego twarz, wszystko skupiając.
W
tym twarze Remusa i Syriusza.
-
Cześć, Rogasiątko – powiedział Syriusz z uśmiechem, nie przestając gładzić jego
włosów. – Nieźle nas przestraszyłeś… znowu. Byliśmy gotowi wskoczyć tam za
tobą. Chcesz, żebym osiwiał jak Lunatyk?
-
Hej! – krzyknął w obronie Remus. – Nie jestem siwy! Cofnij to!
Syriusz
spojrzał na Remusa i wzruszył ramionami.
-
Cóż mogę powiedzieć? – zapytał niewinnie, po czym zerknął na Harry’ego i
mrugnął. – Prawda boli.
Harry
zamknął oczy i westchnął. Wiedział, że jego opiekunowie próbują poprawić mu
nastrój, ale teraz chciał jedynie spać.
-
Jeśli naprawdę chcecie walczyć jak dwie nastolatki, będę was musiał poprosić o
wyjście – powiedział miękko Harry. – Jestem naprawdę zmęczony.
Ich
nastroje natychmiast zmieniły się z figlarnych na poważne. Remus uścisnął
uspokajająco ramię Harry’ego.
-
Wiemy, że jesteś zmęczony, Harry – powiedział poważnie. – Wiemy, że ostatnią
rzeczą, jakiej chcesz to rozmowa o tym, co się dzisiaj stało, ale taki rodzaj
wyczerpania, magicznego i psychicznego, w twoim ciele jest niemożliwy do
osiągnięcia. Miałeś kolejny wybuch pod wodą?
Harry
skinął głową.
-
Dwa – przyznał. – Pierwszy został pochłonięty przez naszyjnika, ale kolejny nie
odszedł. W jakiś sposób użyłem go, by zwalczyć te stworzenia. – Harry otworzył
oczy i spojrzał na zszokowane twarze Remusa i Syriusza, nagle czując całkowite
zaskoczenie. – Co się ze mną dzieje? To powinno być pod kontrolą, a nie się
pogarszać.
Syriusz
pociągnął Harry’ego do uścisku i przytrzymał go mocno.
-
Nie martw się tym – powiedział poważnie. – Porozmawiamy z Dumbledorem. Może
jest w stanie zrobić dla ciebie mocniejszy naszyjnik. Gdy tylko Turniej się
skończy, zrobimy wszystko, co tylko możemy, by pomóc ci to bardziej
kontrolować, obiecuję.
Harry
spróbował wysunąć się na wolność, ale mógł tylko lekko pokręcić się w ramionach
Syriusza.
-
Ale co, jeśli się to stanie ponownie? – zapytał sfrustrowany. – Co jeśli ktoś
będzie wtedy obok? Nie rozumiecie? Jestem niebezpieczny dla wszystkich wokoło!
Wczoraj użyłem wybuchu do pomocy. Mam niesprawiedliwą przewagę! Nie powinienem
być w tym Turnieju! To nie jest sprawiedliwe dla innych!
Syriusz
usiadł na łóżku i delikatnie pogładził plecy Harry’ego, by go uspokoić.
Spojrzał przez ramię na Remusa, szukając pomocy, ale zobaczył tylko bezsilność
na twarzy przyjaciela. Żaden z nich nie wiedział, co zrobić, by pomóc
podopiecznemu.
-
Wiemy, że się boisz, Harry – powiedział w końcu Syriusz. – Te wybuchy też mnie
przerażają, ale nie dlatego, że ktoś mógłby zostać ranny, ale z powodu tego, co
robią tobie. Poppy dała ci eliksir w chwili, gdy zostałeś tu przeniesiony. W
tym momencie powinieneś już chodzić po ścianach. Razem z Remusem zrobimy
wszystko, by pomóc ci przez to przejść.
-
Łapa ma rację… choć raz – dodał Remus, gdy Syriusz pchnął Harry’ego na plecy. –
Staraj się odpocząć, Harry. Porozmawiamy z Dumbledorem i zdobędziemy
wzmocnienie do jutrzejszego ranka. Mam nadzieję, że do tego czasu będziesz w
stanie się poruszać. – Wyciągnął rękę i łagodnie ścisnął ramię Harry’ego. – Nie
bądź dla siebie zbyt surowy. Wszyscy wiemy, że jeszcze nie potrafisz kontrolować
tych wybuchów.
Harry
skinął głowę i obserwował, jak jego opiekunowie wychodzą. Wiedział, że mieli
rację, ale nie mógł nic poradzić na to, że czuł, że w jakiś sposób użył
wybuchu, by pomóc sobie w jeziorze i nie tylko podczas bitwy z podwodnymi stworzeniami.
W jakiś sposób zdołał wykorzystać ciało
do granic możliwości i teraz to czuł. Hary westchnął, zamykając oczy. Tak, nie
potrafił jeszcze kontrolować wybuchów, gdy nadchodziły, ale ten drugi jakoś
kontrolował. Może profesor Dumbledore źle robi, używając naszyjnika, by stłumić
wybuch. Może potrzebował trochę czasu bez niego, by nauczyć się, jak sobie z
nimi radzić.
Profesor Dumbledore nigdy na to
nie pozwoli.
A
Syriusz i Remus? W pierwszym momencie nie zgodzili się z naszyjnikiem. Najpierw skup się na przejściu Turnieju.
Syriusz wspomniał, że razem z Remusem pomogą mu, gdy Turniej się skończy. Teraz
musiał jedynie poczekać do czerwca i wszystko będzie dobrze.
Gdyby
tylko to było taki proste.
^^^
Następnego
ranka Harry obudził się przez profesora Dumbledore’a, Syriusza i Remusa, cicho
rozmawiających u jego boku. Natychmiast poczuł naszyjnik wokół szyi i
westchnął. Teraz był w stanie unieść ręce i sięgnąć, by dotknąć go. Był chłodny
i gładki w dotyku, ale wydawał się widocznie większy niż poprzedni. Harry
otworzył oczy i zobaczył trzy zamazane twarze, patrzące na niego z ich krzeseł
po prawej. Światło słoneczne wypełniało pokój, ostrzegając Harry’ego, że
rzeczywiście jest ranek. Ostrożnie poruszył lekko nogami, oddychając z ulgą, że
może nimi ruszać. Wydawało się, że jego ciało potrzebowało właśnie nocnego
odpoczynku.
-
Dzień dobry, Harry – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore. – Ufam, że
czujesz się lepiej. – Harry skinął głową w odpowiedzi. – Remus i Syriusz
powiedzieli mi o twoich obawach o wybuchy. Muszę przyznać, że nigdy nie
spodziewałem się, że będziesz miał dwa w tak krótkim odcinku czasu. Naszyjnik,
który nosiłeś wczoraj nie był przygotowany na takie przeładowanie magii i
przeciążył się. Naszyjnik, który nosisz teraz może przytrzymać więcej magii i
jest także zaczarowany, by ostrzec mnie, kiedykolwiek wyciągnie z ciebie magii,
oczywiście, jeśli ci to nie przeszkadza.
Harry
zamrugał kilka razy, by przetworzyć wszystko, co powiedział mu profesor
Dumbledore.
-
Eee, okej – powiedział z wahaniem. – A co z uczeniem się kontrolowania tego?
Wiem, że muszę czekać, aż do końca Turnieju, ale czy naprawdę muszę czekać do
września, ponieważ nie mogę pracować nad tym w domu?
Mrużąc
oczy, Harry mógł wyobrazić sobie zamyślone spojrzenie na twarzy profesora
Dumbledore’a.
-
Masz rację, Harry – przyznał. – Najlepiej byłoby dla ciebie, gdybyś pracował
nad tym w wakacje, gdy nie jesteś otoczony przyjaciółmi. Zobaczymy, co mogę
zrobić z prawem odnośnie nieletnich. Mimo wszystko, biorąc pod uwagę to, co
robiłeś przez ostatnie dwa lata, wakacje bez magii mogłyby być dla ciebie dość
dziwaczne. – Profesor Dumbledore wstał i zbliżył się, by pochylić się nad
nastolatkiem. – Muszę ci powiedzieć, że bardzo przestraszyłeś panią Pomfrey –
powiedział uprzejmie. – Nie mogła zrozumieć, jak możesz promieniować ciepłem,
aż Fred Weasley nie wspomniał o zaklęciu ogrzewającym, które w zeszłym roku
miewałeś na sobie podczas meczy Quidditcha. Było to raczej pomysłowe, choć
uważamy, że to zaklęcie było powodem, dlaczego druzgotki cię wyszukały.
Wyczuwały twoje ciepło.
-
Typowe – mruknął Harry.
-
Rzeczywiście – powiedział profesor Dumbledore rozbawionym tonem. – Powinienem
był cię ostrzec, Harry. Pani Pomfrey nalega, byś spędził kolejny dzień w
skrzydle i nie weźmie odmowy za odpowiedź. W pewien dziwny sposób uważa, że o
siebie nie dbasz i przewrócisz się w momencie, gdy stąd wyjdziesz. Jakiś
pomysł, dlaczego tak może być, Harry?
-
Ponieważ przesadza ze wszystkim? – zapytał Harry. – Naprawdę, proszę pana, nic
mi nie jest. Serio nie ma się o co martwić.
-
Musze się nie zgodzić, Harry – odparł profesor Dumbledore. – Obawiam się, że
nie mogę pozwolić ci, żeby to się nadal działo. Wiem, że masz wiele na głowie,
ale nie możesz ignorować potrzeb swojego ciała. Potrzebujesz jeść i odpoczywać,
Harry. Musisz lepiej o siebie zadbać. Twoi przyjaciele wspominali, że zawsze
ostatni się kładziesz i pierwszy wstajesz rano. Zauważyłem, że okazjonalnie
omijasz posiłki. Rozumiem, że Turniej jest stresujący i przepraszam cię, że nie
mogłem zapobiec twojemu uczestnictwu, ale nie możesz z tego powodu pracować aż
do wyczerpania. Żeby zapobiec, by sprawy ponownie nie wymknęły się spod
kontroli, my – znaczy twoi opiekunowie oraz ja – zgodziliśmy się, że raz na
tydzień będziesz musiał przychodzić tutaj i zostać zbadanym przez panią
Pomfrey. Jeśli nie uwierzy, że odpowiednio o siebie dbasz, będzie robić to za
ciebie.
Harry
popatrzył na profesora Dumbedore’a kompletnie przerażony. Dlaczego dostawał
ultimatum? Więc, co jeśli nie będzie spał tyle godzin, ile wszyscy albo jadł
tak dużo, jak Ron! Jakie prawa miał Dumbledore? To on w pierwszej kolejności
zmusił Harry’ego do Turnieju! Harry powoli usiadł i popatrzył na Dumbledore’a
ze złością.
-
Pozwól, że to zrozumiem – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Ty oczekujesz, że
będę uczestniczyć w tym cholernym Turnieju, ale nie, że będę robić to, co
muszę, by przeżyć? Jestem trzy lata
młodsi niż inni! Mam trzy lata mniej
wiedzy! Nigdy nie chciałem być tego częścią! – Harry nie zauważył, że
przedmioty wokół niego zaczęły się trząść. Był zbyt wściekły na Dumbledore’a,
żeby zauważyć cokolwiek innego. – Ty
tak! Ty zdecydowałeś nie walczyć
przeciwko wplątaniu mnie w to! To ponieś konsekwencje!
Okna
roztrzaskały się, kiedy Harry okręcił się i schował twarz w poduszkę. Całe jego
ciało zatrzęsło się niekontrolowanie. Remus i Syriusz natychmiast poderwali się
na nogi i podeszli do boku Harry’ego, odpychając Dumbledore’a z drogi. Remus
delikatnie pogładził plecy Harry’ego, podczas gdy Syriusz mamrotał jakieś słowa
do ucha Harry’ego. Żaden z nich nie przykładał uwagi do Dumbledore’a, który
szybko naprawił rozbite okna.
Remus
spojrzał dokładnie na Dumbledore’a zwężonymi oczami. Był zły i miał do tego
prawo.
-
Myślę, że skończyliśmy, dyrektorze –
warknął. – Doceniłbym twoje wyjście.
Dumbledore
westchnął i wyszedł ze skrzydła szpitalnego. Remus wyciągnął różdżkę i
powiększył łóżko, na którym leżał Harry. Wtedy usiadł na posłaniu i powrócił do
pocierania pleców Harry’ego. Syriusz obszedł łóżko i usiadł, opierając plecy o
wezgłowie i zaczynając przebiegać palcami przez włosy Harry’ego. Oboje unieśli
wzrok na siebie przez moment, zanim skupili ponownie wzrok na trzęsącym się
nastolatku.
-
Już dobrze, Harry – powiedział miękko Syriusz. – Dumbledore już odszedł. To
tylko my.
Harry
powoli wyciągnął głowę z poduszki i odwrócił ją w kierunku głosu Syriusza.
-
Przepraszam – powiedział drżącym tonem. – Nie chciałem tego zrobić. Po prostu
n-nie mogłem już tego dłużej znieść. Nie potrafię być osobą, jaką on chce,
żebym był. Nie potrafię być idealny.
Syriusz
ześlizgnął się na łóżko i owinął ramię wokół Harry’ego, żeby nastolatek oparł
głowę na jego pierś.
-
Nikt nie oczekuje, że będziesz idealny, Rogasiu – powiedział poważnie. –
Dumbledore tylko martwi się o ciebie tak, jak my wszyscy. Muszę przyznać, że
Dumbledore nie powiedział tego w zbyt przyjemny. Chcemy tylko, żebyś lepiej o
siebie dbał. Proszę, zrób to dla nas, prawda?
Harry
skinął powoli głową, zamykając oczy. Nie podobało mu się to, ale zgodziłby się
na co tygodniowe badania, żeby Syriusz i Remus poczuli się lepiej.
-
Przepraszam, jeśli was przestraszyłem – powiedział cicho. – Nie sądziłem, że to
się ponownie stanie.
-
Ponownie? – zapytał Remus natychmiast. – To stało się wcześniej?
Harry
skinął głową, ale trzymał oczy zamknięte. Zaczął czuć, że wyczerpanie powraca.
Mógł tylko założyć, że to dlatego, co stało się z drzwiami.
- Na
eliksirach – przyznał Harry. – Colin Creevey przyszedł wyciągnąć mnie z zajęć
na ceremonię sprawdzenia różdżek. Byłem tak tym sfrustrowany, że kociołki
zaczęły się trząść. Starałem się emocje pod kontrolą do tego momentu, ale…
Syriusz
zacieśnił ramiona wokół Harry’ego.
-Nie
martw się o to, dzieciaku – powiedział miękko. – Mogę zrozumieć, że boisz się,
że coś takiego zdarzy się ponownie, ale trzymanie wysokiego we wnętrzu nie jest
wyjściem. Sądzę, że to dlatego dzisiaj stało się coś takiego z naszyjnikiem. To nie był normalny
wybuch, Harry. To były wszystkie te stłumione emocje, których nie pozwoliłeś
sobie czuć.
-
Może być łatwiej nie mierzyć się z pewnymi rzeczami, Harry, ale w dłuższej
perspektywie czasu stłumione emocje będą tylko bardziej boleć, gdy zostaną
zmuszone do wypłynięcia na powierzchnię – dodał Remus. – Czy jest cokolwiek , o
czym chcesz z nami porozmawiać? Byłoby ci lepiej, gdybyś się wyżalił.
Harry
potrząsnął głową.
-
Nic mi nie jest – powiedział i mówił poważnie. Czuł się bardziej odprężony niż
przez większość poprzedniego czasu. Harry nie wiedział, czy to dlatego, że w
końcu pozbył się złości czy dlatego, że czuł się teraz bezpiecznie. Wiedział
tylko, że podoba mu się to uczucie. – Jestem tylko zmęczony – dodał sennie.
- Mogę to sobie wyobrazić – powiedział Syriusz
z uśmiechem. – Powinienem ci powiedzieć, że Percy Weasley był tu chwilę później
po tym, jak cię tu przyniesiono. Chciał się upewnić, że nic ci nie jest, ale
musiał wracać do pracy. Najwyraźniej jego szef od dawna jest dość chory. Ta,
jasne. Ten facet nigdy nie wziął dnia wolnego z jakiegoś tak drobnego powodu,
jak choroba. Barty Crouch coś knuje.
-
No, już, Syriuszu – ostrzegł Remus. – Muszę przyznać, że metody Croucha były w
tamtych dniach niemiłe, ale możliwe jest, że się zmienił. Z tego powodu stracił
żonę i syna.
Harry
częściowo otworzył oczy i spojrzał na Remusa.
- Co
im się stało? – zapytał, brzmiąc na do połowy obudzonego.
-
Syn Croucha, Barty Crouch Jr., został złapany z grupą śmierciożerców –
odpowiedział za Remusa Syriusz. – Zrobił synowi proces, ale było to bardziej na
pokaz. Praktycznie wyparł się chłopaka, zanim odesłał go do Azkabanu. – Harry
zadrżał na myśl o czarodziejskim więzieniu. – Chłopak umarł rok później w
więzieniu. Pozwolono Crouchowi i jego żonie zobaczyć się z nim, zanim umarł, a
krótko później ona umarła z żalu. Crouch stracił wszystko. Miał być Ministrem,
przed tym całym skandalem. To, że zostałem uniewinniony nie ułatwiło mu tego.
Jedynym powodem, dlaczego Crouch wciąż jest zatrudniony jest to, że ktoś w
Ministerstwie wciąż żałuje jego i tego, co stracił.
Harry
zakrył usta, by ukryć ziewnięcie.
- Z
tego wynika, że zapłacił za to, co zrobił tobie, Midnight – powiedział,
pocierając oczy ze zmęczeniem. – Stracił rodzinę. Nie wiem, co ja bym zrobił,
gdybym stracił was.
Remus
łagodnie jedną ręką odciągnął dłoń Harry’ego od jego oczu, a drugą zaczesał na
bok jego grzywkę.
-
Wracaj do siebie, szczeniaku – powiedział łagodnie. – Prześpij się trochę.
Poppy utnie nam głowy, jeśli dłużej nie pozwolimy ci spać. Zostaniemy, aż nie
poczujesz się nieco lepiej, dobrze?
Harry
skinął głową, zamykając oczy i ukrył twarz w piersi chrzestnego. Słyszał
uspokajające bicie serca Syriusza, które ukołysało go do snu. Wszystkie
zmartwienia poprzedniego dnia zdawały się zniknąć. Wiedział, że jego
opiekunowie zrobią wszystko, co konieczne, by pomóc mu wszystko wyćwiczyć i
tylko tyle Harry musiał wiedzieć, że był dokładnie tam, gdzie chciał być.
^^^
Późnym
popołudniem, Syriusz i Remus dotrzymali słowa i byli przy boku Harry’ego, gdy
się obudził. Gdy Harry usiadł, Remus zawołał panią Pomfrey na badanie. Syriusz
podał Harry’emu okulary, pozwalające nastolatkowi zobaczyć wszystko wyraźnie.
Obserwował, jak pani Pomfrey macha wokoło różdżką, zanim nakazuje mu wypić dwa
okropnie smakujące eliksiry. Harry wzdrygnął się, gdy spłynęły w dół jego
gardła. Dlaczego eliksiry musiały smakować tak okropnie?
Pani
Pomfrey oświadczyła, że Harry bardzo szybko wraca do zdrowia, ale musi zostać w
skrzydle szpitalnym przez jeszcze jedną noc, by mógł uczestniczyć w
jutrzejszych zajęciach. Harry próbował protestować, ale pani Pomfrey nie
słuchała. Czuł się lepiej i wiedział, że zostawanie dłużej w szpitalu nie jest
konieczne, ale spieranie się z Pomfrey było równie bezsensowne. Kobieta była
niemożliwie uparta.
Syriusz
i Remus ostali z Harrym, rozmawiając o wszystkim i niczym, aż Ron i Hermiona
nie przyszli, by odwiedzić go po zajęciach. Oczywiście, Hermiona przyniosła
całe zadanie domowe z zajęć, które chłopak przegapił, ku wielkiej irytacji
Harry’ego. Ron i Hermiona zjedli kolację Harrym w skrzydle, opowiadając
Harry’emu o wszystkim, co stało się od drugiego zadania, co było tylko
pogłoskami o tym, co się mu stało, po tym, jak został wciągnięty pod wodę.
Wahali się między tym, czy został zaatakowany przez gigantyczną kałamarnicę,
czy może walczył o życie ze stworzeniami, które tylko Hagrid mógł uwielbiać.
To
było tak śmieszne, że Harry musiał się roześmiać. Niesamowite, jak zwyczajny
atak druzgotów mógł wyjść spod kontroli w ciągu zaledwie kilku dni. Kiedy Harry
w końcu został uwolniony ze skrzydła szpitalnego, wielu nauczycieli musiało
wkraczać do akcji i odsyłać nagabujących go uczniów. Harry był na tyle zdrowy,
by uczęszczać na zajęcia, ale jego kostki wciąż były nieco obolałe, przez co
chodzenie na długie dystanse było trudne przez następnych kilka dni. Dobrze
robił, wychodząc wcześniej z posiłków, tylko po to, by być na czas w klasie.
Kiedy
nadeszło piątkowe popołudnie, Harry nie mógł już doczekać się weekendu. Wszyscy
nauczyciele byli do niego dość pobłażliwi, jeśli chodziło o przychodzenie na
czas do klasy i pracę domową, przez co Harry miał przeczucie, że profesor
Dumbledore miał z tym coś wspólnego. Harry wiedział, że źle zrobił, wyładowując
złość na Dumbledorze. To nie była tylko wina mężczyzny, że ktoś przedarł się
przez jego osłony, by wpisać Harry’ego do Turnieju. Te wybuchy też nie były
winą Dumbledore’a. Wiedział, że musi przeprosić, ale wydawało się, że dyrektor
robi wszystko, by go unikać. Harry nie wiedział, czy być za to wdzięcznym, czy
się bać. Dumbledore mógł tylko dawać mu czas na ochłonięcie albo naprawdę
uwierzył, że Harry obwinia go o wszystko.
Skoro
zostały ostatnie zajęcia tego tygodnia, Harry, Ron i Hermiona opuścili wcześniej
lunch na podwójne eliksiry, idąc normalnym, wolnym tempem. Zanim dotarli do
drzwi, zauważyli, że wokół drzwi nagromadził się spory tłum, śmiejący się i
szepczący. Kiedy przeszli obok, Harry zauważył, że Malfoy podaje gazetę Pansy
Parkinson. Cokolwiek czytali, nie było to dobre.
-
Należało się staremu głupcowi – wycedził Malfoy. – Mój ojciec zawsze mawiał, że
Dumbledore to idiota. Zdawało się, że nikt mu nie wierzy.
Harry
przygryzł język i wszedł do klasy, siadając przy swoim zwykłym miejscu, niedaleko
końca lochu. Mógł jedynie założyć, że Rita Skeeter opublikowała kolejny
artykuł, krytykujący profesora Dumbledore’a. Z jakiegoś powodu, Rita Skeeter
wydawała się uwziąć na dyrektora Hogwartu, przez co Harry czuł się jeszcze
gorzej. Dumbledore miał więcej zmartwień niż popaprane życie czternastolatka.
Siedząc głęboko zamyślony, Harry w końcu zdał sobie sprawę z tego, że nie myśli
o profesorze Dumbledore, jako o dyrektorze. Myślał o nim jak o dziadku, którego
nigdy nie miał, dziadku, który miał wszystkie odpowiedzi i rozwiązania
problemów.
Reszta
klasy wypełniła się, gdy profesor Snape zaczął wypisywać składniki na
dzisiejszy eliksir na tablicy. Harry zaczął wyciągać ingrediencje na eliksir
Multiwitaminowy, który mieli dzisiaj warzyć. Gdy już się upewnił, że wszystko
wyjął, Harry zaczął przygotowywać eliksir. Kilku Ślizgonów wciąż szeptało i
parskało. Profesor Snape oczywiście zignorował to i zaczął pochylać się nad
Gryfonami, odbierając punkty za cokolwiek tylko mógł.
-
Potter, przenieś się do stolika przy moim biurku – syknął profesor Snape, kiedy
minął Harry’ego i Rona i ruszył w stronę przodu klasy. – Niech Merlin broni,
byś znowu zagroził kolegom swoimi „trzęsącymi się kociołkami”.
Kilku
Ślizgonów parsknęło na ten komentarz, a Harry spakował rzeczy i powoli podszedł
do wskazanego stolika, gdzie czekał na niego Snape. Wrócił do pracy, starając
się zignorować szepty, wiedząc, że były skierowane na jego osobę. Dlaczego
profesor Snape zawsze musiał na niego wskazywać? Czy zrobił cokolwiek by sobie
na to zasłużyć?
-
Mogą ci teraz wszyscy współczuć, Potter, ale jeśli złapię cię, jak kolejny raz
wślizgujesz się do mojego biura…
Harry
szybko spojrzał na Snape’a ze zdezorientowaniem. O czym, do licha, ten facet
mówił?
-
Nigdy nie włamałem się do pana gabinetu, profesorze – powiedział cicho. – Nigdy
bym czegoś takiego nie zrobił.
Oczy
Snape’a zwęziły się.
-
Nie okłamuj mnie, Potter – syknął. – Skąd miałbyś wziąć skrzeloziele i inne
składniki, jeśli nie z moich prywatnych zapasów?
Harry
desperacko starał się trzymać złość w ryzach. To wszystko nieporozumienie. Musi tak być.
-
Kupiłem je w Hogsmeade, sir – powiedział Harry najspokojniej, jak potrafił. –
Zapłaciłem za nie dwanaście sykli. Wciąż mam paragon. Mogę panu pokazać, jeśli
pan chce.
Snape
patrzył przez chwilę na Harry’ego, ale jego oczy wydawały się teraz inne. Nie
były wypełnione nienawiścią, tylko czymś innym. Harry nie mógł zrozumieć, czym.
-
No, dobrze – powiedział w końcu Snape. – Powstrzymam się od kary, jeśli
pokarzesz mi paragon. Zapamiętaj moje słowa, Potter, jeśli kłamiesz, dowiem
się.
-
Dobrze, sir – powiedział Harry i powrócił do miażdżenia skarabeuszy. Nagle
zamarł, kiedy przypomniał sobie całe oskarżenie Snape’a. – Proszę pana, jakie
inne składniki, jeśli mogę zapytać?
Przez
moment profesor Snape popatrzył na Harry’ego sceptycznie, zanim przybliżył się,
by nikt inny nie mógł usłyszeć.
-
Sproszkowany róg dwurożca, poszatkowana skórka boomslanga – powiedział cicho. –
Nie często używane składniki.
Harry
znał je. Pamiętał, kiedy Hermiona ukradła je na ich drugim roku.
-
Kiedy doda się muchy siatkoskrzydłe, pijawki, śluz i rdest ptasi wyjdzie
eliksir wielosokowy – powiedział bardziej do siebie niż profesora Snape’a.
Nagle to miało sens. Voldemort nie wysłałby tu nikogo, chyba że ta osoba
miałaby się jak ukryć. Jaki jest lepszy sposób niż eliksir wielosokowy? –
Szpieg – wyszeptał w szoku. – Jest tutaj. Naprawdę tu jest.
Snape
chwycił Harry’ego za ramię i pociągnął go w stronę swojego biura.
-
Potter, mój gabinet, teraz – syknął i popchnął chłopaka w stronę drzwi. – Jeśli
ktokolwiek się poruszy, będzie miał szlaban przez miesiąc.
Harry
wszedł do ponurego biura i opadł na najbliższe krzesło. Wiedział, co może
zrobić eliksir wielosokowy. Potrzebowało się tylko pojedynczego włosa i mogło
się zmienić w kogokolwiek. Szpieg mógł być każdym, a Harry bynajmniej nie był
roztropny.
Mistrz
Eliksirów zauważył, że Harry wydaje się być w szoku i uniósł twarz nastolatka,
by spojrzeć mu w oczy.
-
Mów! – nakazał. – O jakim „szpiegu” mówisz? Kto tu jest?
Harry
zamrugał powoli oczami wypełnionymi strachem.
-
Tego lata miałem sen o Voldemorcie i Pettigrew – powiedział trzęsącym się
głosem. – Voldemort mówił Pettigrew o wiernym słudze w Hogwarcie, dzięki
któremu będzie mógł mnie dorwać. Chyba potrzebuje mnie do czegoś. Tylko tyle pamiętam.
Kiedy się obudziłem, moja blizna bolała mnie tak, jak podczas pierwszego roku;
kiedy był tutaj, by zdobyć kamień.
Profesor
Snape uśmiechnął się szyderczo do nastolatka.
-
Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek powiedzieć o tym komuś? – wypluł.
-
Powiedziałem – stwierdził Harry, zdumiony, że profesor Snape nie wie o tym. –
Powiedziałem profesorowi Dumbledore’owi, Syriuszowi i Remusowi, po tym, jak się
obudziłem. To dlatego Syriusz i Remus byli tak zdenerwowani tym, że uczestniczę
w Turnieju. Myśleli, że to ma coś wspólnego z moim snem.
Snape
wypuścił podbródek Harry’ego i podszedł do kominka. Harry uniósł wzrok, gdy
Snape wrzucił w płomienie pełną garść błyszczącego proszku.
-
Dyrektorze! – zawołał Snape w ogień. – Potrzebuję cię na słówko… teraz!
Harry
pochylił głowę i stłumił jęk. Naprawdę nie podobał mu się ton, jakiego używał
profesor Snape i miał przeczucie, że profesor Dumbledore zrobi mu coś przez te
rzeczy, których nie powinien słyszeć. Snape nie pokazywał żadnych emocji, ale
widząc, jak sztywno stoi, Harry mógł powiedzieć, że jest zdenerwowany. Harry
nie potrafił powstrzymać poczucia winy. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że
Dumbledore nikomu nie powiedział o jego śnie.
Dumbledore
wyskoczył z kominka i strzepał popiół z szat. Zerknął na scenę przed nim i
westchnął.
-
Severusie, myślałem, że wyraziłem się jasno – powiedział Dumbledore z błyskiem
ostrzeżenia w głosie.
-
Tak, dyrektorze – powiedział chłodno profesor Snape. – Nie wspomniałeś, że w
Hogwarcie może być szpieg Czarnego Pana. Potter musiał wszystko poskładać do
kupy, bym dowiedział się, że szpieg kradnie składniki na eliksir Wielosokowy.
Jak mamy chronić chłopca, jeśli nie mówisz nam tego, co powinniśmy wiedzieć?
Profesor
Dumbledore spojrzał na Harry’ego, zanim skupił się ponownie na Snapie.
-
Żeby cały mój personel oskarżał się o to, że któryś z nich jest szpiegiem? –
zapytał spokojnie. – Voldemort nie wie, że Harry widział, jak dyskutuje o
swoich planach z Peterem i wolałbym, żeby tak zostało. Zrobiłem, co musiałem,
Severusie. Możemy przedyskutować to później. Zdaje mi się, że pewnej klasie
brakuje teraz nadzoru. Chciałbym zamienić słówko z Harrym, jeśli nie masz nic
przeciwko.
Profesor
Snape wypadł z pomieszczenia bez kolejnego słowa, a jego szaty powiewały za
nim. Gdy tylko drzwi się zamknęły, napięta cisza wypełniła pomieszczenia. Harry
przygryzł wargę, kręcąc się na siedzeniu. Wiedział, że ma kłopoty. Wiedział, że
wszystko pogorszył dyrektorowi. Wpatrując się w podłogę, Harry czekał
nieuniknione skarcenie. Tylko, że ono nigdy nie nadeszło.
Dumbledore
przyciągnął krzesło i usiadł obok Harry’ego. Przez długą chwilę nic nie
powiedział, choć oboje czyli, że muszą coś powiedzieć, by złamać ciszę.
Profesor Dumbledore w końcu wyciągnął rękę i położył ją na ramieniu Harry’ego.
- To
nie twoja wina, Harry – powiedział poważnie. – Nie mogłeś wiedzieć o tym, co ja
– a dokładnie, że nie powiedziałem personelowi.
-
Przepraszam – powiedział Harry; jego głos był tylko nieco głośniejszy od
szeptu. – Sprawiam tak wiele kłopotów.
-
Nie mogłeś być dalszy od prawdy, Harry – stwierdził profesor Dumbledore,
ściskając ramię Harry’ego. – Muszę powtórzyć, że nic nie jest twoją winą.
Przyznam, że mogę ci tylko współczuć z powodu tego, co teraz przechodzisz, a
ponieważ to całe sedno, mogę nie wszystko poprowadzić prawidłowo. Wiem, że
mogło się wydawać, że nic nie zrobiłem, by wydostać cię z Turnieju i wiem, że
czujesz się tak, jakbym to ja zmuszał cię do uczestnictwa, ale nie oczekuję od
ciebie, byś był idealny, Harry. Żaden człowiek nie może być. Popełniamy błędy, nawet
ja.
-
Mówili z panem? – zapytał nerwowo Harry.
-
Bardziej mówili do mnie – poprawił go
Dumbledore. – Czy widziałeś kiedykolwiek wilkołaka, który uważa, że członek
jego stada jest zagrożony? – Harry potrząsnął głową. – To całkiem przerażające
– wyznał dyrektor z uśmiechem. – Zarówno Remus, jak i Syriusz myślą o tobie jak
o synu i zrobią wszystko, co uważają za konieczne, by cię bronić, nawet przede
mną.
Harry
popatrzył na Dumbledore’a z przerażeniem. Nigdy nie sądził, że Syriusz i Remus
mogliby posunąć się tak daleko i naprawdę zagrozić dyrektorowi Hogwartu.
-
Przepraszam, profesorze – powiedział natychmiast. – Nigdy nie powinienem był im
powiedzieć…
-
Bzdura, Harry – przerwał mu spokojnie Dumbledore. – Nie możesz ignorować swoich
uczuć. Jeśli nie będziesz mógł porozmawiać z opiekunami, to z kim będziesz
mógł? Wiem, że troszczysz się o nich tak mocno, jak oni troszczą się o ciebie.
Wiem też, że prawdopodobnie zrobiłbyś to samo, gdyby sytuacja się odwróciła.
Harry
musiał odwrócić wzrok do znaczącego spojrzenia dyrektora. Musiał przyznać, że
zrobiłby wszystko, gdyby Syriusz i Remus byli w niebezpieczeństwie. Wydawało
się dziwne, że czuje coś takiego w stosunku do ludzi, których zna tak krótko.
Przez lata śnił o ludziach, którym na nim zależy, a teraz, gdy te sny stały się
prawdą, Harry nie potrafił wyobrazić sobie innego życia.
-
Nigdy nie oczekiwałem, że będziesz tak na siebie naciskał, Harry, choć pewnie
powinienem się tego spodziewać – kontynuował Dumbledore. – Zawsze byłeś
zdeterminowany, by odkryć tajemnice. Mogę cię tylko wciąż przepraszać za błędy
i mieć nadzieję, że pewnego dnia mi wybaczysz.
Harry
potarł oczy pod okularami i powoli potrząsnął głową.
-
Profesorze, nie obwiniam pana – powiedział szczerze. – Poważnie przepraszałem
za moje zachowanie. Tak wkręciłem się w Turniej, zadania domowe i naukę
pływania, że przestałem martwić się o cokolwiek innego.
Dumbledore
westchnął ze zmęczeniem. Sądząc po jego spojrzeniu, Remus nie był jedyną osobą,
która zapomniała, jak Harry dorastał.
-
Tak mi przykro, mój chłopcze – powiedział, nagle brzmiąc staro. – Są chwile,
kiedy wydaje się niemożliwe posiadać przyszłość, jako młody mężczyzna, w
którego się zmieniasz. Masz do czynienia z wyzwaniami i rzadko zachowujesz się
jak ktoś w twoim wieku, raczej jako ktoś starszy. Mogę tylko zakładać, że to
rezultat lat spędzonych z Dursleyami.
Harry
skinął głową. Ze wszystkich jego obowiązków i tego, jak szorstcy byli jego
krewni, niemożliwe było choć w odrobinie cieszyć się jego dzieciństwem. Martwił
się bardziej o to, czy dostanie kolejny posiłek, żeby choćby zastanowić się nad
zabawą.
-
Kiedy jest się traktowanym jak skrzat domowy, nie ma czasu, by cieszyć się
przyjemnościami normalnych dzieci – mruknął kwaśno Harry, a jego wzrok padł na
podłogę.
- Co
mogę zrobić, żeby ci pomóc, Harry? – zapytał profesor Dumbledore. Jasne było,
że Dumbledore był zdesperowany, by naprawić ich bliskie relacje.
-
Nic – powiedział cicho Harry. – Zrozumiałem, że nie myślę o panu jak o
dyrektorze; już od jakiegoś czasu. Od ubiegłego lata cała kadra traktowała mnie
inaczej, niż wszystkich innych, ponieważ w końcu dowiedzieli się o czymś, co ja
musiałem uznać za normalne: moja rodzina mnie nienawidzi. Naprawdę pan myśli,
że Dursleyowie ukrywali, jak bardzo mną gardzą? Całe sąsiedztwo wiedziało.
Niektórzy sąsiedzi to popierali, ponieważ byłem „przestępcą”. To działo się w
innych rodzinach i pewnie dzieje w rodzinach innych uczniów tej szkoły. –
Spojrzał w błękitne oczy Dumbledore’a, które były dziwnie pozbawione iskierek.
Harry nie pokazywał żadnych emocji, ale było w oczach było wiele bólu na
wspomnienie tego, co wydarzyło się na Privet Drive numer 4. – Syriusz uratował
mnie ze swojego więzienia – powiedział spokojnie. – Kto ma uratować ich? Czy
kogokolwiek to obchodzi? Czy kogoś ja bym obchodził, gdybym nie był chłopcem,
który przeżył?
Dumbledore
drgnął na ten komentarz.
-
Harry…
-
Niech pan zapomni – powiedział Harry, wstając i odsuwając się poza zasięg
Dumbledore’a, ignorując kłujący ból w kostkach. Jego dłonie były zaciśnięte w
pięści, kiedy desperacko starał się okiełznać wzrastającą frustrację. Nie mógł
teraz dać się ponieść emocjom. Nie mógł pozwolić, by to się znowu stało.
- To
się musi skończyć, profesorze. Nie mogę dalej myśleć o panu jak o dziadku
mającym wszystkie odpowiedzi. Nie mogę zaprzeczyć, że cokolwiek inni sądzą, że
jestem specjalnie traktowany, ale wiem, że to nie prawda. Profesor McGonagall,
Hagrid, profesor Sprout, profesor Flitwick i pan traktujecie mnie inaczej. To
niesprawiedliwe dla innych.
-
Czy cokolwiek w twoim życiu jest sprawiedliwe, Harry? – zapytał cierpliwie
profesor Dumbledore. – O co naprawdę chodzi?
Harry
spojrzał przez ramię na dyrektora. O co naprawdę chodzi?
-
Chcę, żeby wszystko wróciło tak, jak było – przyznał. – Widział pan, co
zrobiłem w skrzydle szpitalnym. Nie mogę więcej pozwolić na złość. Nie mogę…
Nie mogę pozwolić sobie czuć…
Dumbledore
natychmiast wstał i w dwóch krokach znalazł się u boku Harry’ego, pociągając
nastolatka do uścisku.
-
Nie myśl tak nawet przez chwilę – powiedział stanowczo. – Wiem, że jesteś
przerażony, Harry, ale nie mogę pozwolić, żeby twój strach odepchnął cię od
tych, którzy się o ciebie troszczą. Pomożemy ci przez to przejść. Daję ci moje
słowo.
Harry
nie oddał uścisku. Wiedział, że musi się odsunąć i utrzymać dystans, ale jego
ciało wydawało się odmówić współpracy. Chciał, żeby Dumbledore znów był jego
dyrektorem. Było tak łatwiej, kiedy za wszystko obwiniał tylko siebie. Musiał
do tego wrócić dla bezpieczeństwa innych. Dlaczego profesor Dumbledore nie mógł
tego zrozumieć?
^^^
Następnego
dnia była wizyta w Hogsmeade, ale Harry zdecydował się zostać. Nawet nie
wyszedł z łóżka, zanim Ron i Hermiona nie niechętnie wyszli bez niego, gdy
Harry zapewnił ich, że pewnie i tak spędzi resztę dnia w łóżku. Zgredek pojawił
się kilka razy z chłodnym kompresem na jego kostki, podczas gdy Harry pracował
nad zadaniem domowym, ponieważ chłopak od czasu do czasu potrzebował odpocząć,
chłodził swoje kostki. Było to boleśnie nużące, ale zrozumiał, że wkrótce jego
kostki kompletnie się uzdrowią.
Zgredek
przynosił też Harry’emu jedzenie, mogące wykarmić małą armię albo może tylko
Rona. Harry zjadł, ile mógł, wiedząc, że za kilka dni będzie miał pierwsze
badanie. Nieco po południu Harry całkowicie dokończył zadania i wczołgał się
pod przykrycie. Jego stopy oparte były o chłodne kompresy i owinięte wokół
nich, więc Harry’emu było trudno leżeć w innej pozycji, niż na plecach. Niemal
ponownie zasnął, gdy usłyszał trzask,
po czym poczuł, że ktoś sprawdza chłodne kompresy, po czym go otula. Wiedział,
że to Zgredek.
Dźwięk
otwieranych drzwi, a potem dwójki wchodzących osób, sprawiło, że Harry jęknął z
frustracją. Już miał zasnąć, kiedy Ron i Hermiona wrócili.
-
Kim jesteś? – zapytał z ciekawością Ron.
-
Zgredek, sir – powiedział cicho Zgredek. – Zgredek upewnia się, że stopy pana Harry’ego
Pottera się leczą. Zgredek cały dzień pomagał panu Harry’emu Potterowi. Pan Harry
Potter jest bardzo miłym czarodziejem, dużo lepszym niż starsze rodziny. Wiele
skrzatów chce pomóc panu Harry’emu Potterowi, ale pan Harry Potter zawołał
Zgredka, więc Zgredek tu jest.
-
Zdaje mi się, że bardzo dbasz o Harry’ego – powiedziała łagodnie Hermiona. –
Jak dobrze go znasz?
-
Pan Harry Potter uwolnił Zgredka od starej rodziny – powiedział radośnie
Zgredek. – Pan Harry Potter odwiedzał Zgredka i inne skrzaty wiele razy, kiedy
byli tu wilk i pies pana Harry’ego Pottera. Pan Harry Potter jest szczęśliwy z
wilkiem i psem pana Harry’ego Pottera. Pan Harry Potter już dłużej nie jest
szczęśliwy.
-
Dlaczego tak sądzisz? – powiedział Ron zdezorientowany.
-
Zgredek nie może powiedzieć – stwierdził nerwowo Zgredek. – Dyrektor Dumbledore
powiedział Zgredkowi, żeby pomagał panu Harry’emu Potterowi, kiedy pan Harry
Potter będzie jej potrzebował. Zgredek jest skrzatem pana Harry’ego Pottera.
Zgredek nie może źle mówić o panu Harrym Potterze. Zgredek karałby się przez
godziny, gdyby Zgredek źle mówił o panu Harrym Potterze.
-
Harry nie chciałby, żebyś to robił, Zgredku – powiedziała skrępowana Hermiona
-
Zgredek wie o tym – powiedział z zażenowaniem Zgredek. – Pan Harry Potter jest
miły i wyrozumiały dla wszystkich skrzatów. To zaszczyt dla Zgredka, że może
pomagać panu Harry’emu Potterowi, więc Zgredek musi się ukarać, kiedy Zgredek
jest zły. Pan Harry Potter tego nie lubi, kiedy Zgredek się kara. Pan Harry
Potter nawet rozkazał Zgredkowi, żeby się nie karał. – Zgredek przechylił głowę
w stronę łóżka i wygładził przykrycie. – Pan Harry Potter potrzebuje
odpoczynku. Pan Harry Potter ciężko pracował cały dzień, po tym, jak
przyjaciele pana Harry’ego Pottera go zostawili.
Brzmiało
to niemal tak, jakby Zgredek oskarżała Rona i Hermionę o porzucenie Harry’ego,
ale zniknął z trzaskiem, zanim Ron
albo Hermiona mogli cokolwiek powiedzieć.
-
Chodź, Ron – powiedziała cicho Hermiona. – Zgredek ma rację. Harry potrzebuje
odpocząć. Zasługuje na trochę ciszy i spokoju.
Wyszli
z pokoju, pozwalając Harry’emu w końcu otworzyć oczy. Wiedział, że będzie
musiał porozmawiać ze Zgredkiem o jego troskliwej naturze. Próbował przekonać
skrzata, że to jego przyjaciele, ale Zgredek nie słuchał. Zgredek był
przerażony tą sugestią, kiedy ostatni raz Harry przywołał ten pomysł. Harry
wciąż myślał o Zgredku jako o przyjacielu i to miało znaczenie.
Harry
zdołał zasnąć, jednak został obudzony przez Zgredka, Rona i Hermionę na
kolację. Zjedli w dormitorium, ku ich wielkiej przyjemności. Zgredek dostarczył
im wszystko, czegokolwiek chcieli, co było najbardziej z korzyścią dla Rona. Ron
mógł przejeść większość Gryfonów każdego dnia. Gdy Harry i Hermiona skończyli,
zwyczajnie usiedli na łóżkach i próbowali skupić się na czymś innym, niż
obserwowanie Rona. Po pewnym czasie to robiło się odpychające.
Tego
wieczoru główną dyskusją był artykuł, który Ślizgoni czytali przed eliksirami.
Najwyraźniej Rita Skeeter kontynuowała swoją misję dyskredytowania profesora
Dumbledore’a. Za wszystko, co poszło źle podczas Turnieju (zwłaszcza o
wplątanie w go czternastolatka i o obrażenia, których doświadczył podczas
drugiego zadania) obwiniała „niekompetencje” Dumbledore’a. Harry musiał
skrzywić się z żalem, gdy to usłyszał, ponieważ praktycznie zrobił to samo
zaledwie tydzień temu. Zapisał sobie w głowie, żeby jeszcze raz porozmawiać z
profesorem Dumbledorem. Mógł sobie tylko wyobrazić, przez co przechodzi dyrektor.
Przez
resztę weekendu Harry został w dormitorium, wychodząc tylko wtedy, gdy
absolutnie musiał. Dean, Seamus i Neville byli w niezłym szoku, kiedy pierwszy
raz zobaczyli, jak pojawia się Zgredek, ale szybko przyzwyczaili się do tego,
że co kilka godzin pojawia się skrzat, by przebadać Harry’ego. Gdy Harry
skończył swoje zadania domowe, zaczął czytać do przodu książki, ponieważ
naprawdę nie miał nic innego do roboty, niż bycie pokonanym przez Rona w
szachy. Zanim nadszedł poniedziałek, Harry’emu było dużo łatwiej chodzić. Czuł
tylko tępy ból, jakby przez dłuższy czas stał.
Pani
Pomfrey była zaskoczona, gdy odkryła, że Harry podczas badania jest w lepszej
kondycji, ale nie zawahała się przypomnieć mu, że wciąż musi nieco przytyć.
Harry tylko przewrócił oczami z irytacją. Pani Pomfrey mówiła mu to od lat.
Cotygodniowe badania kontrolne trwały aż do Wielkanocy, kiedy pani Pomfrey
złagodziła badania na co drugi tydzień. Nie dokładnie tego chciał Harry, ale to
jakiś początek.
Ponieważ
Harry nie miał pojęcia, jak będzie wyglądało trzecie zadanie, zostawały mu
tylko zadania domowe. Czwartoroczni uczniowie wciąż otrzymywali wiele, ale to
nie było do porównania z przerwą Świąteczną, kiedy Harry martwił się nad
zadaniami i wskazówką na drugie zadanie. Brak zmartwienia był dla Harry’ego
upragnionym uczuciem, jednak nie mogło to trwać długo. W ostatnim tygodniu
maja, Harry został złapany przez profesor McGonagall, która poinformowała go,
że ma być na boisku Quidditcha o dziewiątej wieczorem, żeby porozmawiać o
trzecim zadaniu.
Tego
wieczoru Harry spotkał się z Cedriciem i ruszyli w stronę boiska. Rozmawiali o
niczym szczególnym, aż nie dotarli do stadionu Quidditcha i zatrzymali się na
drodze, patrząc na boisko w szoku. Ich kiedyś gładkie, przycięte boisko było
teraz pełne długich, wysokich do pasa ścian zieleni, które szły w różnych
kierunkach. Wyglądało to niemal jak labirynt.
Harry
i Cedric spotkali się z Fleur i Viktorem, którzy byli już w środku „labiryntu”
z Ludo Bagmanem.
-
Dobry wieczór – powiedział wesoło Bagman. – Wracając do spraw, całkiem łatwo
jest wyjaśnić trzecie zadanie. Gdy tylko labirynt całkowicie wyrośnie na jego
środku będzie Puchar Trójmagiczny. Pierwszy reprezentant, który go dotknie,
zdobędzie wszystkie punkty. Pojawią się przeszkody, ustawione przez Hagrida i
innych nauczycieli, które będziecie musieli minąć, ale nie będzie to nic zbyt
niebezpiecznego. Reprezentant, który zdobył najwięcej punktów… - Bagman zwrócił
się do Harry’ego, - …wejdzie pierwszy, a zaraz za nim pan Diggory, potem pan
Krum i w końcu panna Delacour. Wszyscy wejdziecie innymi przejściami do
labiryntu, by upewnić się, że wszyscy będziecie mieli równe szanse. Powinno być
zabawnie, nie sądzicie?
Trzech
chłopaków wymieniło spojrzenia, zanim skupili się ponownie na Ludo Bagmanie.
Harry i Cedric osobiście wiedzieli o miłości Hagrida do niebezpiecznych
stworzeń, a Viktor wiele słyszał na ten temat od Harry’ego. Cóż, przynajmniej nie będę musiał zmierzyć
się z bazyliszkiem. Trzecie zadanie miało być w czerwcu, co dawało
Harry’emu czas, by jak najwięcej nauczyć się, jak się bronić.
-
Jeśli nie macie pytań, sugeruję, żebyśmy skierowali się do zamku – powiedział
Bagman radośnie.
Harry
poruszył się, by podążyć za Bagmanem, ale poczuł dłoń na ramieniu. Spoglądając
w górę, Harry zobaczył, że Viktor Krum patrzy na niego ze zdenerwowaniem na
twarzy. Najwyraźniej Bułgar o czymś konkretnym myślał.
-
Coś nie tak, Viktor? – zapytał z ciekawością Harry.
- Ja
musze z tobą pomówić – powiedział cicho Viktor.
-
Harry? – zawołał Cedric, zauważając, że Harry podąża za nimi. – Idziesz?
- Będę
za minutę – powiedział Harry, po czym odwrócił się do Viktora. – Co cię trapi?
-
Możemy się przejść? – zapytał Viktor, po czym uśmiechnął się, kiedy Harry
skinął głową. Opuścili boisko i ruszyli w stronę Lasu w ciszy. Jasne było, że
Viktor nie chciał ryzykować, że ktokolwiek ich podsłucha. To nieco zaniepokoiło
Harry’ego. Dlaczego, do licha, Viktor miałby chcieć z nim o czymś rozmawiać? –
Jestem ciekawy – powiedział w końcu Bułgar. – Czy jest coś między ty a
Hermiona?
To była
ostatnia rzecz, jaką Harry spodziewał się usłyszeć?
-
Przepraszam? – zapytał zdezorientowany. Najwyraźniej Viktor był bardziej
zainteresowany Hermioną, niż pierwotnie myślał. Zdaje mi się, że to nie ja w tym roku mam sekrety.
-
Hermiona wiele mówić o tobie, więc zastanawiałem się, czy wy jesteście na serio
– wyjaśnił Viktor.
Harry
powstrzymał szeroki uśmiech. Gdyby Syriusz mógł go teraz widzieć.
-
Viktor, kocham Hermionę – powiedział i zauważył, że twarz Viktora pochmurnieje.
– Jest moją najlepszą przyjaciółką… - Wyraz twarzy Viktora zmienił się na
zdezorientowanie, - … jedną z moich pierwszych przyjaciół i jest jak członek
mojej rodziny. Zrobiłbym dla niej wszystko. – Harry założył ramiona na piersi,
a jego oczy zwęziły się. – Zrobiłbym też wszystko, co w mojej mocy, by ją
bronić, zwłaszcza przed kimś, kto mógłby ją zranić. – Patrzyli na siebie przez
chwilę, po czym Harry wyszczerzył się do Bułgara. – Viktor, chcę tylko, żeby
Hermiona była szczęśliwa – powiedział Harry szczerze. – Jeśli będzie szczęśliwa
z tobą, ja będę szczęśliwy za was dwóch.
Viktor
uśmiechnął się, czując ulgę.
-
Cieszę się – powiedział – Znienawidziłbym…
Harry
zauważył, jak coś porusza się za Krumem w Lesie i szybko lewą ręką okręcił
Viktora, a prawą machnął nadgarstkiem i chwycił różdżkę.
-
Cofnij się powoli – powiedział cicho do Viktora, robiąc krok w tył. Walczenie z
jednym ze stworzeń z Lasu naprawdę nie było czymś, czego Harry dzisiaj chciał.
Wszystko,
co Syriusz i Remus nauczyli go, przepłynęło przez jego umysł z niesamowitą szybkością.
Wiedział, że musiał odejść od zagrożenia, ale powinien robić to stopniowo.
Wiele stworzeń zaatakowałoby, gdyby biegł. Harry wiedział również, że nie może
odwrócić wzroku od niebezpieczeństwa, w przypadku, gdyby zechciało uderzyć. Nigdy nie odwracaj się tyłem do przeciwnika.
Nigdy nie dawaj mu szansy na atak.
Problemem
było to, że hałasu nie robiło jakieś podstępne zwierze tylko mężczyzna, który
wydawał się być pijany. Harry spojrzał na Viktora zdezorientowany, zanim
zerknął ponownie na mężczyznę i rozpoznał pana Croucha. Wyglądał okropnie.
Jakby był w lesie od kilku dni. Jego szaty były rozprute i zabarwione krwią, na
twarzy miał zadrapania, a jego zwykle schludne włosy zdecydowanie potrzebowały
mycia. Harry ostrożnie ruszył na przód i usłyszał, że pan Crouch mamrocze coś o
Weatherbym, Dumbledorze i Durmstrangu. Brzmiał, jakby postradał rozum.
-
Harry, co robisz? – wyszeptał Viktor.
-
Panie Crouch? – zapytał z wahaniem Harry, robiąc krok w stronę paplającego
mężczyzny. – Panie Crouch, wszystko w porządku?
- …
wyślij sowę do Karkarowa i madame Maxime, Weatherby – mówił pan Crouch,
ignorując pytanie Harry’ego. – Musimy mieć taką samą liczbę uczniów z każdej
szkoły… zrobisz to, Weatherby? – Crouch nagle upadł na kolana.
Harry
podbiegł do jego boku.
-
Pani Crouch! – krzyknął. – Co się dzieje? Co się panu stało? – Nie dostał
odpowiedzi. Zauważył, że oczy pana Croucha dziwnie się poruszały. Wyglądało to
tak, jakby mężczyzna był na skraju utraty przytomności, ale nie mógł zemdleć z
jakiegoś powodu. Wiedząc, że mężczyzna potrzebuje pomocy, Harry odwrócił się do
bułgarskiego reprezentanta. – Viktor, jak najszybciej biegnij do zamku. Znajdź
nauczyciela, jakiegokolwiek. Pan Crouch potrzebuje uzdrowiciela. Powiedz im, że
ja tu jestem. To powinno im wystarczyć.
Viktor
spojrzał na niego sceptycznie.
-
Harry, jesteś pewny? – zapytał.
-
Dumbledore! – krzyknął pan Crouch, chwytając ramię Harry’ego. – Muszę…
zobaczyć… Dumbledore’a.
-
IDŹ! – wrzasnął Harry do Viktora i przez chwilę obserwował, jak osiemnastolatek
biegnie w stronę zamku, zanim skupił się ponownie na panu Crouchu. – Pomoc jest
w drodze, panie Crouch. Przyjdzie Dumbledore.
-
…głupi… byłem… tak głupi – powiedział słabo pan Crouch. – Zrobiłem… to dla…
niej… ale… nie mogłem… kontrolować go…
Harry
naprawdę nie wiedział, co robić. Wiedział, że nie może pozwolić panu Crouchowi
bardzo się zdenerwować, bez względu na wszystko. Musiał uspokoić mężczyznę.
Miał nadzieję, że Viktorowi nie zajmie to długo. To, że był na skraju Lasu z
mężczyzną, który stracił rozum, nieco przyprawiało o gęsią skórkę. Pan Crouch
był teraz ciężarem. Będzie musiał również bronić mężczyznę, jeśli jakieś
stworzenie ich zobaczy.
-
…moja wina – mamrotał bezsilnie Crouch. – To wszystko… moja wina… muszę…
ostrzec Dumbledore’a… Bertha nie żyje… mój syn… moja wina… Harry Potter… Czarny
Pan… muszę powiedzieć… Dumbledore…
Oczy
Harry’ego rozszerzyły się z przerażenia. Voldemort? Pośpiesz się Viktor! Wyciągnął rękę, by dotknąć ramienia Croucha,
gdy coś w jego głowie krzyknęło ostrzegawczo. Bez zastanowienia, Harry
przewrócił pana Croucha w chwili, gdy błyskawica światła przeleciała tuż nad
nim. Byli atakowani. Wskazując różdżką na Croucha, Harry wymamrotał Drętwota, zanim zerwał się na nogi.
Trzymał dłoń na piersi pana Croucha, żeby zagwarantować sobie, że mężczyzna
wciąż z nim jest.
Czerwone
światło wystrzeliło z lasu, lecąc dokładnie w kierunku Harry’ego. Refleksy
przejęły nad nim kontrolę i Harry rzucił mocną tarczę, która pochłonęła
zaklęcie. Wiedząc, że jest w niekorzystnej sytuacji, Harry rozejrzał się i
spojrzał na chatkę Hagrida. Szybko wystrzelił w jej stronę czerwone iskry,
wołając o pomoc. Proszę, bądź w środku,
Hagridzie, błagał w ciszy Harry. Potrzebuję
pomocy.
Na
szczęście Hagrid był w swojej chatce i wybiegł w momencie, gdy kolejne zaklęcie
wyleciało z lasu w stronę Harry’ego i pana Croucha. Harry upadł na ziemię, gdy
zaklęcie ponownie przeleciało nad nim.
-
Harry! – krzyknął Hagrid, biegnąc w ich stronę.
Harry
uniósł wzrok, gdy Hagrid do niego dotarł i pociągnął go na nogi jednym ruchem.
Hagrid posłał mu szybkie spojrzenie, zanim pchnął go przed siebie, osłaniając
nastolatka przed niebezpieczeństwem.
-
Pan Crouch potrzebuje pomocy – powiedział szybko Harry. – Nie wiem, kto tam
jest…
Hagrid
natychmiast zerknął na las, po czym chwycił pana Croucha za szaty.
-
Cofnij się, Harry – powiedział stanowczo, wstając i zaczynając się cofać,
pociągając pana Croucha ze sobą. – Stój za mną, bez względu na wszystko.
Rozumiesz?
-
Tak – powiedział nerwowo Harry, zaczynając iść tyłem. Spoglądając poza wielkie
ciało Hagrida, Harry zauważył kolejny błysk czerwonego światła i wybiegł przed
Hagrida, rzucając kolejną tarczę ochronną z największą mocą, jaką posiadał. –
Szybciej, Hagridzie! – Usłyszał, że Hagrid porusza się szybciej, a sam znowu
ruszył tyłem, starając się utrzymać tarczę. Jego oddech przyspieszył i zaczął
się pocić. Zataczając się, czuł, jak siły go opuszczają i niemal nie potknął
się o własne nogi.
Czerwone
światło minęło jego głowę i pofrunęło w stronę lasu. Harry obejrzał się przez
ramię i zobaczył, że w jego stronę biegną profesor Dumbledore z profesorem
Snapem i Viktorem. Nie mógł powstrzymać westchnięcia ulgi. Skupiając się
ponownie na lesie, Harry czekał, aż nie poczuł ręki na ramieniu, po czym
opuścił różdżkę i niemal nie opadł na ciało za nim.
- Hagridzie,
zabierz Barty’ego do skrzydła szpitalnego – rozkazał profesor Dumbledore,
upadając na kolana i owijając ramiona wokół Harry’ego. Hagrid odszedł bez
słowa, niosąc nieprzytomnego Croucha. – Viktorze, proszę, wróć do zamku dla
własnego bezpieczeństwa – dodał Dumbledore, wstając z Harrym w ramionach. –
Severusie, idź po nauczycieli. Muszą jak najszybciej przeszukać las.
Harry
jęknął wyczerpany. Wciąż miał różdżkę zaciśniętą stanowczo w dłoni, gdy jego
głowa opadła na coś twardego. Czuł się tak, jakby ktoś go niósł, poruszając się
szybko. Jego umysł był tak zamglony. Dźwięki wydawały się ze sobą mieszać. Ktoś
mówił, ale nie mógł wymyślić, co takiego. Harry próbował wyrwać się z morza
zdezorientowania, ale z niewielkim sukcesem.
Mia
świadomość, że co zostało wlane w jego gardło, zanim wróciła do niego całkowita
czujność. Otworzył szeroko oczy, rozglądając się i zauważając, że jest w
skrzydle szpitalnym i zostaje odłożony na łóżko przez profesora Dumbledore’a.
Harry pozbył się z umysłu resztek mroku, po czym rozejrzał się i zobaczył, że
pan Crouch leży na pobliskim łóżku wydając się być w głębokim śnie.
-
Nic mu nie jest? – zapytał nerwowo Harry, siadając na łóżku. – Musiałem go
oszołomić, żeby nie uciekł albo coś takiego.
-
Pani Pomfrey robi wszystko, co może, Harry – powiedział spokojnie profesor
Dumbledore. – Mogę zapytać, co ty sobie myślałeś, wysyłając do zamku Viktora,
zamiast przyjść samemu? Znasz Hogwart dużo lepiej niż on. Dużo szybciej byś
kogoś znalazł.
Harry
spuścił wzrok, wzruszając ramionami. Ton Dumbledore’a wystarczył, by Harry
wiedział, że ma kłopoty.
-
Nie uważałem, że to sprawiedliwe zostawiać go z kimś, kogo nie było z nami
całkowicie – powiedział cicho Harry. – Viktor w ogóle nie zna pana Croucha.
Syriusz i Remus powiedzieli mi o nim wystarczająco dużo, żebym mógł może mu
jakoś pomóc.
Dumbledore
położył dłoń na ramieniu Harry’ego.
-
Dziś wieczorem podjąłeś bardzo duże ryzyko, Harry – powiedział, – i jestem z
ciebie dumny. Kiedy zrozumiałeś, że jesteś w niebezpieczeństwie, pokazałeś
Hagridowi, że go potrzebujesz. Takie szybkie myślenie uratowało ciebie i pana
Croucha od tego, co chciało was zranić. Jednakże, póki błonia zamku nie zostaną
dokładnie przeszukane, muszę nalegać, byś spędził noc w moich gościnnych
kwaterach dla własnego bezpieczeństwa.
-
Ale co z panem Crouchem? – zapytał Harry, zerkając na dyrektora. – Co, jeśli
nie chodziło o mnie? Pan Crouch mówił, że coś jest jego winą, coś o Voldemorcie
i o mnie. Może wiedzie coś, czego ktoś inny nie chce, żeby powtórzył.
Przez
dłuższą chwilę profesor Dumbledore spojrzał na Harry’ego, po czym zerknął na
pana Croucha.
- To
może być prawda – przyznał, po czym skupił wzrok na Harrym. – Na noc
zabezpieczę skrzydło szpitalne, żeby chronić pana Croicha, ale wciąż chcę,
żebyś został w moich gościnnych kwaterach. Jestem pewny, że to ostatnie
miejsce, w którym by cię szukano.
Harry
musiał przyznać Dumbledore’owi rację. Nikt nie będzie go tam szukał, ponieważ
nikt oprócz nauczycieli nie wie, gdzie to jest. Rozglądając się ponownie, Harry
zauważył, że nikogo więcej nie ma w skrzydle.
-
Czy z Viktorem wszystko w porządku? – zapytał.
Dumbledore
skinął głową.
-
Viktorowi nic nie jest – powiedział uprzejmie. – Profesor Karkarow zabrał go
nie tak dawno temu. A teraz, jeśli czujesz się gotowy, zabiorę cię na noc do
kwater, zanim dołączę do nauczycieli w poszukiwaniach.
Harry
wyszedł za profesorem Dumbledorem ze skrzydła szpitalnego i czekał, aż dyrektor
rzuci na nie kilka zaklęć ochronnych. Kiedy tylko były skończone, Harry wszedł
z dyrektorem do jego biura, przez nie i do kwater sypialnych. Harry nie był
zaskoczony tym, że czeka na niego piżama. Życzył Dumbledore’owi dobrej nocy, po
czym przebrał się i zakopał w łóżku. Wpatrując się w sufit, Harry wewnętrznie
przeszedł przez wszystko, co się wydarzyło. Co się stało panu Crouchowi, który
prawdopodobnie był chory? Cały ten rok szkolny był jedną tajemnicą za drugą. Przynajmniej jedna rzecz nigdy się nie
zmienia.
Hej,
OdpowiedzUsuńmoże to jednak dobrze, że Harrybtak wybuchł, w końcu wiedzą co go gnębi... wściekły wilkołak bosko, a san Zgredek jest fantastycznym skrzatem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia