Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 18 września 2017

SR - Rozdział 15 - Zgoda


Był strasznie wczesny sobotni poranek, gdy Harry cicho opuścił dormitorium z lusterkiem w ręce. Pamiętał, jak Syriusz opowiadał mu o pokoju ukrytym w zamku, który zapewniał to, co się potrzebowało, jeśli ujęło się to w poprawny sposób. Harry żałował teraz, że nie przykładał takiej uwagi do historii, w których występował pokój, potrzebny w żartach Huncwotów. Wydawało się to zbyt niemożliwe, by było prawdziwe, ale powinien wiedzieć lepiej. Syriusz nigdy nie kłamał. Jeśli nie mógł czegoś powiedzieć Harry’emu, przyznawał to.
Siadając naprzeciw ognia w pokoju wspólnym, Harry spojrzał na lusterko i zawołał Syriusza. Czekał przez kilka chwil, ale nie otrzymał odpowiedzi. Wciąż było wcześnie, więc Harry zrozumiał, że Syriusz musi jeszcze spać. Pamiętał ostatni raz, jak obudził wcześnie chrzestnego i poważnie rozważał poczekanie przynajmniej do południa, zanim ponownie spróbuje. Syriusz zawsze kochał spać, choć rzadko miał szansę, za co obwiniał Remusa, ponieważ mężczyzna był rannym ptaszkiem.
- Harry?
Wyciągnięty z myśli, Harry spojrzał na lusterko i zobaczył nie Syriusza, ale Remusa. Nie był zawiedziony, że go widzi, raczej zaskoczony. Syriusz zawsze mówił, że będzie miał lusterko w dłoni, na wypadek, gdyby Harry czegoś potrzebował.
- Luni, z Syriuszem wszystko w porządku? – zapytał natychmiast.
Remus uśmiechnął się.
- Nic mu nie jest – powiedział. – Wiesz, że rano Łapa jest całkiem martwy dla świata. A ponieważ wstaję o wschodzie słońca, to ja mam lusterko rankami, a Syriusz ma je przyczepione do biodra przez resztę dnia. Chcesz, żebym go obudził?
Harry potrząsnął głową. Wiedział, że Syriusz pewnie zbyt gwałtownie zareaguje w chwili, gdy Remus obudzi psiego animaga.
- Chciałem tylko zapytać go o coś, o czym wspominał w historiach o Huncwotach – powiedział Harry. – Syriusz mówił mi o pokoju, który zapewnia to, czego się potrzebuje. Nie pamiętam, jak się nazywał, ani gdzie jest.
- Pokój Życzeń – odpowiedział z szerokim uśmiechem Remus. – Jeśli pamięć mnie nie myli, jest on na siódmym piętrze, naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem. Musisz przejść obok niego trzy razy, skupiając się na tym, czego potrzebujesz. Drzwi się pojawią, otwórz je i wejdź. – Dał Harry’emu chwilę, żeby to przetrawił, zanim kontynuował. – Więc, co takiego potrzebujesz, że tylko Pokój Życzeń  może ci to zapewnić?
- Eee, cóż, tak jakby muszę nauczyć się pływać przed drugim zadaniem – powiedział Harry ze skrępowaniem.
Remus westchnął, uderzając się dłonią w czoło.
- Oczywiście – powiedział cicho. – Przepraszam, Harry. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że nie wiesz, jak pływać, choć nie mogę powiedzieć, że jestem zaskoczony. Rozumiem, że Dursleyowie nigdy nie myśleli, by posłać cię na lekcje.
Harry niemal roześmiał się na te słowa. Myśl, że Dursleyowie  z chęcią wydaliby na niego pieniądze, była zbyt zabawna.
- Remus, pamiętasz ciuchy, jakie mi dali? – zapytał. – Były Dudleya. Nie byłem warty ich czasu ani pieniędzy. – Widząc, jak twarz Remusa twardnieje na jego słowa, Harry pożałował, że cokolwiek powiedział. Mimo że Vernon Dursley był w więzieniu, Syriusz i Remus wciąż rozważali przeklęcie ich za każdym razem, gdy Harry’emu wyślizgnęło się coś o nich. – Czy robię dobrze? – zapytał Harry, zmieniając temat.
- Co masz na myśli? – spytał zdezorientowany Remus.
- Powinienem w ogóle starać się wygrać? – wyjaśnił Harry. Ta myśl zaprzątała jego umysł, od kiedy stał się czwartym reprezentantem i teraz wyszła na powierzchnię przez artykuł o Hagridzie. W jakiś sposób Harry zawsze otrzymywał uwagę, choć inni bardziej na nią zasługiwali. – Nie powinienem być w turnieju, a jestem na pierwszym miejscu. Czuję się tak, jakbym odbierał coś tym, którzy zarobili sobie na swoje miejsca. Cedric powinien wygrać… nie ja.
Remus popatrzył na Harry’ego ze współczuciem.
- Rozumiem, szczeniaku, naprawdę – powiedział. – Powiedz mi coś… przedtem, podczas i po pierwszym zadaniu, czy myśl o wygraniu Turnieju w ogóle wpadła ci do głowy?
Harry potrząsnął głową.
- Bardziej skupiłem się na przeżyciu – przyznał. – Co to ma z tym wspólnego?
- Bardzo wiele – powiedział Remus. – To nie twoja wina, że prowadzisz w Turnieju, Harry, po prostu myślałeś o najlepszym rozwiązaniu zadania. Wciąż masz dwa do wykonania. Twoi przeciwnicy mają wiele możliwości, by cię wyprzedzić, zwłaszcza, jeśli nie umiesz pływać.
- Znam podstawy – powiedział obronnie Harry. – Rusza się ramionami i kopie nogami. Nie wiem tylko, czy zrobię to efektywnie.
Remus starał się powstrzymać śmiech, ale ostatecznie poległ.
- To nieco bardziej skomplikowane – powiedział szczerze. – Nie martw się. Jestem pewny, że znajdziesz kogoś, kto ci pomoże. Tylko bądź ostrożny, komu pokazujesz Pokój Życzeń. Nie sądzę, żeby twoi nauczyciele potrzebowali kolejnej pary intrygantów, którzy sprawiliby takie kłopoty, jak twój ojciec i Łapa, zwłaszcza, że odwiedzają was dwie szkoły.
Harry musiał przyznać Remusowi rację. Jeśli Pokój Życzeń zapewniał tego, czego osoba chciała, Fred i George Weasleyowie mogli mieć nieograniczone materiały do swoich żartów. Chociaż ostatnio byli raczej spokojni, jeśli chodziło o żarty, Harry wiedział, że profesor Dumbledore nie byłby zbyt zadowolony, gdyby zaczęli wojnę na żarty.
- Nie martw się, Lunatyku – powiedział poważnie Harry. – Nic im nie powiem. Obiecuję.
- I trzymam cię za słowo, nie ważne, co powie Łapa – powiedział z uśmiechem Remus, po czym spoważniał. – Jak się miewasz, szczeniaku? Nie bierz tego do siebie, ale wyglądasz na wyczerpanego. Śpisz chociaż?
- Starałem się rozwiązać wskazówkę – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Już wiem, jak zrozumieć, co mówią głosy z jajka. Przebrnąłem przez wszystko: transmutację, zaklęcia, eliksiry, by dowiedzieć się, jak oddychać pod wodą… Powinienem był wiedzieć, że jest prostsza odpowiedź, którą przeoczyłem. Nigdy nie pomyślałem, by zerknąć do zielarstwa.
- Ach – powiedział Remus z namysłem. – Odkryłeś skrzeloziele. Gratuluję, Harry. Jak do tego doszedłeś?
Harry wyjaśnił Remusowi, co się stało w sklepie z eliksirami. Nagle przypomniał sobie swoje spotkanie z Ritą Skeeter i urwał. Przypomniał sobie, co pisali w artykule w Proroku Codziennym i wewnętrznie przeklął się za to, że wcześniej nie skontaktował się z Syriuszem i Remusem. Ten artykuł był bardziej niszczący dla nich niż dla niego. Jak mógł być tak egoistyczny?
- Harry? – zapytał łagodnie Remus. – W porządku?
Wyciągnięty z myśli, Harry spojrzał w lusterko na zatroskaną twarz Remusa.
- Coś się wczoraj stało – powiedział, spuszczając wzrok. – Rita Skeeter przyparła do muru mnie i Hermionę. Wciąż pytała, jak to jest mieszkać z wilkołakiem. Nie powiedziałem jej nic, ale mnie zdenerwowała. Jak ludzie mogą być tacy okrutni? Czy oni naprawdę myślą, że Syriusz i profesor Dumbledore pozwoliliby ci być blisko mnie, gdybyś był niebezpieczny? Nigdy byś mnie nie zranił… wiem o tym.
- Harry, posłuchaj mnie – powiedział spokojnie Remus. – Nie możesz brać wszystkiego, co pisze Rita Skeeter do serca. Jej nie obchodzi to, że staramy się, bym był niegroźny podczas pełni. Po prostu stara się wywołać problem. Mam przeczucie, że stara się też cię zezłościć, żebyś powiedział jej jakieś rzeczy, żeby mogła przekręcić twoje słowa do następnego artykułu. Wczoraj dobrze zrobiłeś. Nie dawaj jej satysfakcji, niech nie wie, że trafiła. Zawsze będą ludzie, którzy będą się mnie bać, szczeniaku. Wiem o tym. Zaakceptowałem to. Rita Skeeter zwyczajnie pogrywa sobie tym strachem. Nie martw się. Nikt cię nam nie odbierze.
Harry westchnął ze zmęczeniem. Oczywiście, Remus miał rację. Bez względu na to, co powie Rita Skeeter, czy ktokolwiek inny, Harry był legalnym podopiecznym Syriusza, dzięki czemu Syriusz mógł pozwalać albo zabraniać innym zbliżania się do Harry’ego, kiedy tylko chciał.
- Wiem – powiedział cicho Harry. – Tylko… przez całe życie chciałem rodziny i teraz ją mam. Nie umiem tego wyjaśnić, ale…
- Czujesz, że to tylko kwestia czasu, zanim ktoś ci tę rodzinę z powrotem odbierze – wywnioskował Remus. – Chciałbym wiedzieć, co mogę powiedzieć, by cię zapewnić, że ja z Łapą nigdzie się nie wybieramy, szczeniaku. Gdy będziemy musieli z powrotem zamieszkać w Kwaterach Huncwotów, udowodnimy ci to. W końcu jesteś z nami, tam gdzie należysz… gdzie zawsze należałeś.
Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Musiał przyznać, że czuł się dobrze z tym, że Syriusz i Remus są jego opiekunami. Nie wiedział, dlaczego czuł się tak, jakby znali i rozumieli tą część jego, którą widziało tylko kilka osób. Nie było łatwego sposobu, by ubrać to w słowa.
- Dzięki, Lunatyku – powiedział Harry z wdzięcznością. – Za wszystko. Mógłbyś powiedzieć Syriuszowi cześć ode mnie, gdy się obudzi?
- Pewnie – powiedział Remus, kiwając głową. – Wygląda na to, że zadbałeś o wszystko do drugiego zadania. Wciąż masz kilka tygodni, by nauczyć się pływać. Staraj się i odpoczywaj. Spróbuj się trochę zabawić.
- Spróbuję – powiedział Harry, mimo że wątpił, że będzie w stanie to zrobić przy tej ilości zadań domowych, które dawali mu nauczyciele. Nie znał pojedynczego czwarto rocznego ucznia, który nie byłby zestresowany. Po tym, jak pożegnał się z Remusem, Harry odprężył się przed ogniem, ciesząc ciszą i spokojem. W ostatnich dniach to było rzadkie zdarzenie. To dziwne, że coś, co w lecie go irytowało, teraz było tak kojące.
Odchylając się do tyłu na krześle, Harry zapatrzył się w ogień, tak naprawdę nic nie widząc. Czy to naprawdę było tak oczywiste, że nie sypiał? Oczywiste było to, że miał tak wiele na głowie, że czuł się tak, jakby miał zaraz eksplodować? Remus zawsze był spostrzegawczy, ale rzadko bywał tak szczery, jak przed chwilą. To zwykle była domena Syriusza.
Głęboko zamyślony, Harry nie zdawał sobie sprawy, że nie jest sam, aż dłoń chwyciła go za ramię, sprowadzając, że podskoczył zszokowany. Odwrócił się i zobaczył Rona, który przyglądał mu się z troską na twarzy. Harry natychmiast westchnął z ulgą i odprężył się. Nie wiedział, dlaczego tak się przeraził. Nikt z wieży Gryffindoru nigdy by go nie skrzywdził.
- Wszystko w porządku, Harry? – zapytał Ron. – Starałem się ściągnąć na siebie twoją uwagę od pięciu minut.
Harry potarł oczy pod okularami.
- Co? – zapytał zdezorientowany. Dlaczego Ron miałby próbować ściągnąć jego uwagę. Czy Ron nie był jeszcze na niego wściekły? – N-nic mi nie jest – powiedział cicho. – Wybacz, jeśli cię obudziłem.
Ron westchnął i usiadł na podłodze obok Harry’ego.
- Wiem, że byłem prawdziwym gnojkiem – przyznał. – Nie miałem prawa być zazdrosnym. Wiem, że nie mogę zrobić nic, by to naprawić, ale chcę spróbować.
Harry spoglądał na Rona przez dłuższą chwilę, zanim nie skupił spojrzenia na ogniu.
- Masz pojęcie, jak to jest czuć się, że nie ma się nic, że nie ma się nikogo, kto choćby w niewielkim stopniu się o ciebie troszczył? – zapytał. – Poza Hogwartem, naprawdę wierzyłem, że jestem dziwakiem. Wierzyłem, że Dursleyowie – którzy jasno pokazali, że mnie nienawidzą – są moją jedyną rodziną. Wierzyłem, że nie jestem wart miłości.
- Ale to…
- Daj mi skończyć – przerwał Harry Ronowi. – Kiedy Hagrid uratował mnie i wyznał prawdę, nie mogłem w to uwierzyć. Istniało miejsce, do którego mógłbym należeć, miejsce, gdzie mógłbym być sobą razem z innymi, którzy są tacy, jak ja… - Harry urwał, podciągając kolana do piersi. – Ale to szybko okazało się być kłamstwem. Nawet tutaj byłem inny. Nawet tu byłem dziwakiem, ale nie było tak źle, bo przynajmniej miałem tu przyjaciół, którzy nie patrzyli na mnie tak, jak reszta. Moich przyjaciół nie obchodziło to, co dawała mi blizna na czole, ale współczuli mi z tego powodu, co mi odebrała.
Zamykając oczy, Harry zmusił się do spokoju. Nie pomoże mu teraz krzyk.
- Nie sądzę, że muszę ci przypominać o wydarzeniach sprzed początku poprzedniego roku szkolnego – kontynuował Harry. – Nie wiesz, jak to jest żyć w ciągłym strachu, nie wiedząc, kiedy mężczyzna, który powinien zapewnić ci bezpieczeństwo, zacznie wyładowywać na tobie złość. Wciąż słyszę, jak krzyczy, mówiąc mi, że powinienem był umrzeć razem z moimi bezwartościowymi rodzicami.
Kątem oka, Harry zobaczył, że Ron patrzy na niego szeroko otwartymi oczami. Najwyraźniej Ron nie kłopotał się zastanawianiem, co Vernon Dursley zrobił poza tym, co powiedział mu Harry.
- A potem spotkałem Lunatyka, który był chętny dać mi wszystko, czego kiedykolwiek chciałem… ale nie mógł z powodu uprzedzeń czarodziejskiego świata do wilkołaków – powiedział Harry spokojnie. – Robiłem wszystko, żebym mógł  myśleć o nas jako o rodzinie. Desperacko chciałem rzeczy, którą ty miałeś od dnia narodzin: prawdziwą rodzinę, która cię chroni i kocha bez względu na wszystko. Kiedy Syriusz i Remus zostali moimi opiekunami, nie potrafiłem w to uwierzyć. Czasami wciąż muszę sobie przypomnieć, że dom nie jest już miejscem, którego muszę się bać. Myślałem, że wszystkie moje problemy miną, ale tak się nie stało. Nie mogę wyjść, żeby ludzie nie chcieli wiedzieć wszystkiego o moim życiu, jak to jest mieszkać z byłym skazańcem i wilkołakiem.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? – zapytał cicho Ron.
- Co mógłbyś zrobić? – odparował Harry. – To jest cena sławy, której nigdy nie chciałem. Nie mam prywatności. Jestem ciągle obserwowany. Muszę być idealny, ponieważ wszyscy oczekują tego od chłopca, który przeżył.  Nie pomaga to, że cała szkoła wie wszystko o tym, co zrobiliśmy w przeszłości. Oczekują ode mnie niemożliwego, podczas gdy ja tylko  staram się zrobić wszystko, by przeżyć. Tego naprawdę chcesz?
Ramiona Rona opadły do przodu, kiedy pochylił głowę.
- Chcesz, żebym co powiedział? – zapytał. – Jestem idiotą. Powinienem wiedzieć, że nie wpadłeś w to całe podekscytowanie Turniejem. Byłem przestraszony. Myślałem, że gdy tylko zaprzyjaźnisz się z Krumem i Diggorym, nie będziesz chciał już ze mną spędzać czasu.
Harry popatrzył na Rona z niedowierzaniem. Hermiona go ostrzegała, ale wciąż czuł szok, słysząc, że Ron to przyznał.
- To sobie pomyślałeś? – zapytał Harry. – Ron, to nie jest rywalizacja. Byłem przyjazny do Viktora, ponieważ rozumiem, przez co przechodzi. Cedric pomógł mi odprawić Ritę Skeeter na ceremonii sprawdzania różdżek. Oni nie znają mnie tak, jak ty i pewnie nigdy nie poznają. Byłeś moim pierwszym przyjacielem w moim wieku. Poświęciłeś się dla mnie podczas gry w wielkie szachy, Ron. Nie odwracam się od ludzi, ponieważ inni pojawiają się w moim życiu.
Ron pozwolił pełnemu ulgi uśmiechowi pojawić się na jego twarzy.
- Naprawdę mi przykro, Harry – powiedział. – Co mam zrobić, by ci to udowodnić?
Harry pomyślał przez chwilę, po czym uśmiechnął się. Po prawdzie, tęsknił za Ronem tak bardzo, że był gotów zaakceptować to, że Ron może zawsze być zazdrosny o status gwiazdy chłopca, który przeżył tak, jak reszta uczniów Hogwartu. Nie zgadzał się z tym, ale wiedział, że nic nie może zrobić, by to zmienić.
- Umiesz pływać? – zapytał Harry z ciekawością przyjaciela.
^^^
Przez następne kilka dni Harry odpowiedział Ronowi, co odkrył na temat drugiego zadania. Hermiona była zachwycona, że Harry i Ron pogodzili się i chętnie skorzystała z okazji, by razem z Ronem nauczyć Harry’ego pływać. Cała trójka zgodziła się, żeby wymykać się do Pokoju Życzeń każdej nocy po tym, jak skończą zadania, aż Harry będzie pływał tak dobrze, żeby ukończyć zadanie.
Podążając za instrukcjami Remusa, odnaleźli Pokój Życzeń i ciężko było im uwierzyć własnym oczom, kiedy weszli. Pokój był ogromny z basenem w środku, większym niż w Łazience Prefektów. Stosy ręczników były ułożone na jednym końcu basenu i czekały na użycie. Ściany były udekorowane mieszaniną mugolskich i magicznych dziecinnych rzeczy do użycia w wodzie. Z tyłu pokoju były trzy drzwi podpisane „Harry”, „Ron” i „Hermiona”. Otwierały się, ukazując przebieralnie z kąpielówkami dla każdego.
Podczas czasu spędzonego w wodzie, Ron i Hermiona zauważyli błyszczący, czarny naszyjnik, który Harry nosił od Halloween. Ponieważ był wokół jego szyi tak długo, Harry kompletnie o nim zapomniał. Nie chcąc mówić im o swoim niekontrolowaniu magii, Harry był zmuszony skłamać i powiedzieć, że to prezent od Syriusza i Remusa. Nie znosił kłamstwa, ale właśnie pogodził się z Ronem. Nie miał zamiaru robić czegoś, co mogłoby odstraszyć jego albo Hermionę.
Większość czasu w Pokoju Życzeń spędzili pomagając Harry’emu ale z pewnością nie cały. Sprzeczki Rona i Hermiony zmieniły się w bitwy wodne, od których Harry trzymał się z daleka. Na którymkolwiek końcu basenu rozbryzgiwali wodę na siebie, Harry trzymał się tego przeciwnego. Harry odkrył, że kiedy Ron i Hermiona kłócili się, musiał rozstrzygać, co oznaczało, że musiał wybierać którąś stronę… a tego nienawidził robić. W ten sposób zawsze jedna ze stron była na niego zła.
Ponieważ drugie zadanie zaczęło się zbliżać, cała szkoła ponownie wybuchła entuzjazmem. Niekończące się teorie o to, jak będzie wyglądać drugie zadanie było głównym tematem rozmów. Niezliczeni uczniowie podchodzili do Harry’ego po wskazówkę, co takiego będzie musiał zrobić, zastanawiając się, czy to będzie coś podobnego do pierwszego zadania. Harry odmówił komentarza, utrzymując, że gdyby uczniowie mieli wiedzieć, ktoś by im powiedział. Ron i Hermiona zobowiązali się, by mówić o wszystkim, byle nie o Turnieju w obecności Harry’ego, żeby zdjąć z niego presję, którą inni na niego kładli.
Wieczór przed drugim zadaniem wydawał się być jednym z tych, kiedy czas się ciągnął. Mimo że Harry był przygotowany, nie mógł nie czuć zdenerwowania. Bez przerwy przechodził przez wszystko w głowie, tylko po to, by się upewnić, że jest gotów. Umiał pływać tak dobrze, jak Ron i Hermiona oraz przygotował skrzeloziele. Jedynym problemem, jaki mógł wymyślić było to, że nie wiedział, gdzie w jeziorze mogą być trytony. Ta myśl sprawiała, że Harry był jeszcze bardziej zdenerwowany. Jak on miał ich znaleźć?
Desperacko chcąc zrobić coś poza czekaniem, Harry zaczął przeglądać ponownie podręcznik do zaklęć. Po godzinie był zmuszony zrobić sobie przerwę przez Rona, który pociągnął go do najbliższego stolika, gdzie czekały szachy. Po długiej grze, w której oczywiście wygrał Ron, Harry już miał wrócić do książki z zaklęciami, kiedy zauważył, że w portrecie stoi profesor McGonagall i patrzy na nich.
- Panno Granger i panie Weasley, proszę ze mną – powiedziała surowo.
Harry, Ron i Hermiona momentalnie zaczęli wyglądać na zdenerwowanych. Co takiego mogli zrobić? Ron i Hermiona rzadko opuszczali bok Harry’ego w ciągu ostatnich kilku tygodni. Jedyną rzeczą, jaką robili to lekcje pływania w Pokoju Życzeń, a Harry też tam był, więc czy też nie powinien mieć kłopotów?
Widząc spojrzenia na ich twarzach, profesor McGonagall wypróbowała inne podejście.
- Nie macie kłopotów – zapewniła ich. – Zapewniam, że panu Potterowi nic nie będzie, gdy chwilę was przy nim nie będzie.
Hermiona dotknęła ramienia Harry’ego i poczekała, aż przyjaciel na nią spojrzy.
- Postaraj się trochę pospać, Harry – powiedziała łagodnie. – Pracowałeś nad zadaniem od miesięcy. Nie sądzę, że mógłbyś być bardziej przygotowany nie teraz jesteś.
- Ona ma rację, Harry – dodał Ron. – Nie możesz zasnąć w połowie zadania.
- Postaram się – powiedział Harry, choć czuł, że dzisiaj nie będzie w stanie zasnąć. Był po prostu zbyt zdenerwowany, by choćby to rozważyć. Gdy Ron i Hermiona wyszli z McGonagall, Harry usiadł przed kominkiem i wrócił do przeglądania książki. Podejrzewał, że jego przyjaciele niedługo wrócą i wiedział, że wtedy mu wszystko wyjaśnią.
Problemem było to, że nie wrócili.
Przed wschodem słońca, Harry był bardzo nerwowy, ale z kompletnie innego powodu. Ron i Hermiona powinni byli wrócić godziny temu. Profesor McGonagall powiedziała, że nie mają kłopotów, więc co mogło zatrzymać ich na tak długi czas. Nie spał całą noc, więc wiedział, że nie przyszli bez jego wiedzy.
Bojąc się, że coś im się stało, Harry pobiegł do dormitorium i wyciągnął z kufra Mapę Huncwotów. Gdy ją aktywował, Harry przejrzał ją i zobaczył Rona, Hermionę, Cho Chang i kogoś podpisanego Gabrielle Delacour w gabinecie profesora Dumbledore’a z profesor McGonagall, profesor Flitwickiem, Ludo Bagmanem i Percym Weasleyem. Harry chciał tylko pobiec do gabinetu i dowiedzieć się, co się działo. Dlaczego było tam tak wiele osób? Co się działo?
Gdy schował mapę, usiadł na łóżku i otarł zmęczone oczy. Wiedział, że zapłaci za nieprzespaną noc. Jego żołądek był zwinięty z nerwów, przypominając mu, co się wydarzy za kilka godzin. Nie chcąc siedzieć i rozwodzić się nad tym, Harry zmienił ciuchy, chwycił różdżkę i ruszył do Pokoju Życzeń. Nie było szans, by zjadł cokolwiek tego ranka, więc pójście do Wielkiej Sali było całkowicie bezsensowne.
Spędził godzinę w Pokoju Życzeń, ćwicząc rzucanie Lumos bez słów, ponieważ nie będzie w stanie mówić pod wodą. Udało mu się wydobyć małe światełko o wielkości piłki do tenisa, ale przynajmniej to już coś. Ćwiczył też zaklęcie uzdrawiające, które użył w zeszłym roku i odświeżył lekcje, które miał z profesor McGonagall tego lata przed trzecim rokiem o tym, jak transmutować ubrania. Nie sądził, żeby mądrze było wchodzić do jeziora w spodniach i swetrze.
Chociaż teraz Harry naprawdę nie chciał nikogo widzieć, kolejne półtorej godziny w odosobnieniu były jeszcze mniej kuszące. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał było rozwodzenie się nad sposobami, w jakie mógł spaprać zadanie. Spacerując przez korytarze, Harry starał się skupić na wszystkim, oprócz drugiego zadania, ale było to niemożliwe. Gdzie byli Ron i Hermiona, gdy ich potrzebował?
Ta myśl sprawiła, że Harry nagle zatrzymał się. Gdzie byli Ron i Hermiona? Dlaczego nie było ich prawie całą noc? Czy go szukali? Z pewnością profesor Dumbledore nie zatrzyma ich, by przegapili drugie zadanie, prawda?
Harry nagle przypomniał sobie, co mówiło jajko: „To my mamy to, co tobie brak”. Co, jeśli to odnosiło się nie do przedmiotu, a do osoby? W biurze Dumbledore’a byli trzej uczniowie i jedna osoba, której imiona nie rozpoznawał, czyli czterech… po jednym, dla każdego reprezentanta. Natychmiast strach zalał Harry’ego. Czy profesor Dumbledore był kompletnie szalony? Pewnie tak.
Zdesperowany, by udowodnić, że się myli, Harry zaczął biec do gabinetu profesora Dumbledore’a. Przebiegał przez uczniów idących do Wielkiej Sali, ignorując krzyki tych, którzy chcieli życzyć mu powodzenia. Zaakceptował to, że uczestniczy w Turnieju, ale to nie oznaczało, że Ron i Hermiona też muszą. Myśl, że któreś z nich mogłoby zostać ranne z jego powodu była nie do zniesienia.
Wybiegł zza róg i musiał się zatrzymać, niemal wpadając na profesor McGonagall.
- Har-panie Potter – zawołała, łapiąc się, zanim ktoś usłyszał, że mówi do Harry’ego po imieniu. – Co to ma znaczyć?
- Gdzie są Ron i Hermiona? – zapytał natychmiast Harry. – Nie wrócili wczoraj w nocy.
Twarz profesor McGonagall złagodniała, kiedy kobieta westchnęła.
- Za mną – powiedziała cicho, po czym odwróciła się i weszła do najbliższej klasy. Gdy Harry wszedł, zamknęła za nim drzwi i odwróciła się do niego. – Harry, nie powinnam ci tego mówić, ale wiem, że inaczej nie skoncentrujesz się na zadaniu. Twoi przyjaciele biorą w nim udział. – Harry zrobił ruch, by zaprotestować. – Są całkowicie bezpieczni – zapewniła go. – Profesor Dumbledore nigdy by nie pozwolił, by coś im się stało. Podjął środki, by to zapewnić.
Harry nie mógł się powstrzymać i popatrzył na profesor McGonagall z uniesioną brwią. Z jej tonu głosu wynikało, że chyba starała się mu coś powiedzieć, bez mówienia tego. Wiedząc, że nic, co powie nie wpłynie na nauczycielkę, by porozmawiała z dyrektorem, Harry pożegnał się i pobiegł do wieży Gryffindoru. Nie zatrzymał się, aż nie dotarł do kufra w dormitorium, który otworzył i wyjął scyzoryk, który otrzymał od Syriusza na gwiazdkę. Miał przeczucie, że może mu się przydać. Wyjął też skrzeloziele ze słoika i dał je do kieszeni. Z pewnością nie chciał go zapomnieć.
Kiedy zbliżył się czas drugiego zadania, Harry naprzemiennie denerwował się zadaniem i uczestnictwem Rona i Hermiony w nim. Wcześnie poszedł nad jezioro, siadając na piętach z pochyloną głową i zamkniętymi oczami. Wskazówka mówiła o jednej rzeczy, nie kilku. Czy to oznaczało, że będzie musiał wybrać między Ronem a Hermioną? Nie, Dumbledore nie pozwoliłby na coś takiego.
W gabinecie Dumbledore’a była czwórka osób. Oczywistym było, że Cedric musiał ocalić Cho Chang. Jeśli Harry dobrze pamiętał, Gabrielle Delacour miała to samo nazwisko, co Fleur. Musiał zakładać, że to siostry. Z drugiej strony, Viktor Krum rzadko bywał w towarzystwie innych, poza Balem Bożonarodzeniowym oraz momentami, kiedy siedział z trójką Gryfonów w bibliotece. Partnerką Bułgara była Hermiona. On musiał ocalić ją, co oznaczało, że Harry miał uratować Rona.
Delikatny, chłodny wietrzyk wyrwał Harry’ego z myśli. Otwierając oczy, Harry uniósł wzrok i zobaczył stojącego nad nim Cedrica Diggory’ego, przez co niemal nie podskoczył z szoku. Nie słyszał absolutnie nic, nie mówiąc o tym, żeby ktoś podszedł.
- Eee… dzień dobry, Cedric – powiedział Harry niepewny, co jeszcze miałby powiedzieć i wstał. – Jesteś na to gotowy?
Cedric nosił płaszcz, ale wciąż się trząsł. Harry mógł zakładać, że cokolwiek Cedric nosił pod, nie był do końca ubrany na lutową pogodę.
- Bardziej nie będę – powiedział szczerze Cedric. – Co oni sobie myśleli, planując coś takiego na luty?
Harry mógł tylko wzruszyć ramionami, ponieważ też się zastanawiał nad tym samym. Profesor Dumbledore chciał pewnie rozpocząć Turniej z wielkim hukiem, rozmyślał. Po rozejrzeniu się, by się upewnić, że nikt nie słucha, Harry zrobił krok bliżej Cedrica, by nikt nie mógł usłyszeć.
- Tak w ogóle to dzięki za podpowiedź – powiedział z wdzięcznością. – Nie mogę uwierzyć, że byłem tak tępy, by nie pomyśleć o zanurzeniu jaja w wodzie, żeby zrozumieć trytoński.
Cedric machnął ręką.
- I tak byłem ci to winny – powiedział. – Więc, co zaplanowałeś na to zadanie?
Harry sięgnął do kieszeni, wyciągnął skrzeloziele i pokazał je Cedricowi.
- Zrozumiałem, że to bardziej niezawodne od zaklęcia Bąblogłowy albo transmutacji ciała – powiedział. – Choć zajęło mi wieki znalezienie tego.
- Co to jest? – zapytał niepewnie Cedric, nawet nie starając się ukryć obrzydzenia na widok małej rzeczy w dłoni Harry’ego.
Harry’emu trudno było zachować spokojny wyraz twarzy, gdy Cedric zachowywał się w ten sposób. Dla jakiegoś obserwatora, mogłoby się wydawać, że Cedric obawiał się tego czegoś w ręce Harry’ego.
- To skrzeloziele – powiedział Harry, chowając je z powrotem do kieszeni. – Je się je i może się oddychać pod wodą. Znalazłem je podczas ostatniej wycieczki do Hogsmeade.
Cedric jęknął sfrustrowany, uderzając się dłonią w czoło.
- Kompletnie o nim zapomniałem – powiedział. – Uczyliśmy się o nim na zielarstwie w zeszłym roku. A myślałem, że będziesz się trudził przez cały Turniej. – Cedric wyciągnął rękę, by roztrzepać włosy Harry’ego, na co Harry warknął z irytacji. – Powodzenia dzisiaj, Harry, choć wątpię, że tego potrzebujesz.
Harry starał się przygładzić swoje włosy, ale wiedział, że tej bitwy nie wygra. Dlaczego wszyscy czuli potrzebę rozwalenia jego już i tak roztrzepanych włosów?
- Też życzę szczęścia – powiedział poważnie Harry. – Użyjesz zaklęcia Bąblogłowy?
Cedric skinął głową, ale słysząc, że inni się zbliżają, powstrzymał się przed powiedzeniem czegoś więcej. Spoglądając przez ramię, Harry zobaczył Viktora Kruma i skinął głową na powitanie, otrzymując skinięcie w odpowiedzi. Następni nadeszli sędziowie i zajęli swoje oznaczone miejsca przy stole sędziowskim. Harry od razu dostrzegł obecność Percy’ego Weasleya i nieobecność pana Croucha. To było drugie wydarzenie Turnieju Trójmagicznego, które Crouch ominął, a pierwszym był Bal Bożonarodzeniowy.
Fleur przyszła krótko po sędziach, a zaraz za nią uczniowie, którzy wypełnili siedzenia, które były użyte podczas pierwszego zadania. Harry starał się zrobić wszystko, by zignorować rozbrzmiewające paplanie. Znowu nerwy wróciły do niego z pełną mocą, co zmalało lekko, gdy rozmawiał z Cedriciem. Nie był zbyt zaniepokojony tym, jak to zrobi, byle znalazł Rona na czas. „Profesor Dumbledore nigdy by nie pozwolił, żeby coś im się stało. Podjął środki, by to zapewnić.”
Słowa profesor McGonagall w kółko odtwarzały się w jego głowie, uciszając paplanie tłumu. Zrozumienie w końcu uderzyło w Harry’ego, jak podmuch wiatru. McGonagall starała się go zapewnić, że potrzebujący ratunku będą cali i zdrowi, bez względu na wszystko. Jeśli nie wykona zadania, Ron będzie bezpieczny. Jeśli któreś z reprezentantów nie poradzi sobie, ich zakładnicy też będą bezpieczni. Hermiona będzie bezpieczna.
Zauważając, że Cedric ściąga płaszcz, Harry zdjął spodnie i skarpety, zanim transmutował swoje ubrania w spodenki do pływania i obcisłą koszulkę z długimi rękawami, stworzoną specjalnie do wody. Potem rzucił na siebie zaklęcie ogrzewające, zanim schował swoją różdżkę z powrotem do kabury. Natychmiast otoczyło go ciepło, odpychając chłód powietrza.
Głośny głos Ludo Bagmana wdarł się w jego myśli.
- Witam na drugim zadaniu – ogłosił. – Gdy rozlegnie się gwizdek, reprezentanci będą mieć godzinę, by odzyskać to, co im zabrano. Reprezentanci gotowi? Trzy… dwa… jeden…
Rozległ się głośny gwizdek. Harry szybko wyjął z kieszeni skrzeloziele i włożył je do ust, wchodząc do jeziora. Woda była nieco zimna, ostrzegając Harry’ego, że naprawdę musiała być lodowata, skoro działało zaklęcie ogrzewające. Wchodził głębiej do jeziora, zaczynając rzuć skrzeloziele. Mówiąc szczerze, smakowało absolutnie okropnie i było nawet gorsze, gdy spłynęło w dół gardła.
Z wielką wiarą, Harry zanurkował w jeziorze, mając nadzieję, że skrzeloziele zadziała. Gdy zaczął płynąć, Harry nagle poczuł błysk bólu po bokach szyi, a potem ulgę. Mógł oddychać. Pod uszami miał teraz skrzela. Wiedząc, że ma mało czasu, Harry płynął dalej, zdumiony, jak łatwiej było teraz niż w Pokoju Życzeń. Zorientował się, że skrzeloziele musiało mieć coś z tym wspólnego i płynął dalej.
Otoczyła go ciemność. Instynktownie Harry machnął nadgarstkiem, nie zatrzymując się z różdżką w dłoni. Koncentrując się, Harry skupił się na zaklęciu Lumos i uśmiechnął, kiedy małe światełko pojawiło się na końcu jego różdżki, pozwalając mu widzieć przed sobą. Zobaczył długie, czarne wodorosty, błoto i błyszczące skały. Ryby zauważyły światło i szybko odpłynęły.
Wpłynął do miejsca, gdzie jasnozielone wodorosty zakrywały wszystko pod nim. Zaczął się poruszać, gdy nagle w jego głowie wrzasnęło. Harry szybko odwrócił się i wyciągnął lewą rękę, jakby chciał odepchnąć to, co mogło go zaatakować. Błysk światła wydobył się z jego rozpostartej dłoni, uderzając w druzgotka, wodnego demona z rogami, o których uczył się, kiedy Remus był nauczycielem obrony przed czarną magią. Oczy Harry’ego rozszerzyły się z przerażenia. Jak on to zrobił?
Skup się na zadaniu!
Nie chcąc wpaść na jakieś inne stworzenia, Harry odwrócił się i ruszył swoją drogą. Dostrzegł, że jego źródło światła zniknęło i ponownie skupił się na odpowiednim zaklęciu. Po raz kolejny światło rozbłysło na końcu jego różdżki. Rozglądając się, Harry zauważył nikłe światło z dystansu po jego prawej i zdecydował się za nim podążyć. Płynął jak najszybciej potrafił, na wypadek, gdyby się mylił. Jego mięśnie krzyczały w proteście, ale zignorował to. Nie miał pojęcia, ile zostało mu dozwolonego czasu, ale wiedział, że minęła przynajmniej połowa.
Zielone wodorosty pod nim zastąpione zostały czarnym mułem. Ciemne światło powoli rozjaśniło się, gdy dziwne głosy wypełniły jego uszy. Harry znał te głosy. Były takie same jak te z jajka. Wciąż forsował swoje ciało, wyciągając różdżkę z kabury. Nagle duża skała pojawiła się tuż przed nim w mętnej wodzie. Na całej były obrazy trytonów.
Przepływając obok, Harry podążył za głosami i światłem, dostrzegając, że jest otoczony przez rzeźbione skały z zielonymi skazami. To wtedy Harry zauważył poruszające się postacie, które nie wyglądały w ogóle tak, jak mity o trytonach je opisywały. Ich skóra była szara, włosy długie i zielone, oczy i zęby żółte, a ogony – srebrne. Wciąż płynął, ignorując pokazujące go sobie trytony, które unosiły się przed ich domami, ułożonymi w coś w rodzaju „wioski”. Mniejsza grupa trytonów śpiewała na środku, mówiąc reprezentantom, gdzie płynąć… dokładnie za nimi do ogona ogromnej figury trytona była przywiązana czwórka ludzi.
Gdyby to było możliwe, na ten widok oddech Harry’ego uwiązłby mu w gardle. Hermiona, Ron, Cho i dziewczynka, która mogła mieć tylko osiem lat i wyglądała dokładnie jak Fleur, wydawali się być w głębokim śnie. Bąbelki wylatujące z ich ust zapewniły Harry’ego, że wciąż żyli. Nie miał pojęcia, jak mogli oddychać, ale zdecydował się nie marnować teraz czasu na zastanawianie się nad tym.
Naciskając na swoje już obolałe ciało, Harry pospieszył do zakładników. Sięgając do kieszeni, Harry wyciągnął nóż, który dostał od Syriusza  i przybliżył ostrze. Jak najszybciej i najostrożniej odciął Rona i złapał śpiącego przyjaciela wolną ręką, podczas gdy drugą zamknął scyzoryk i włożył go z powrotem do kieszeni. Zerknął na Hermionę, westchnął z żalem i zaczął płynąć do góry, trzymając Rona pod pachami i kopiąc nogami, zmuszając je do mocniejszej i szybszej pracy. Czuł się tak, jakby poruszał się bardzo powoli, a Ron był okropnie ciężki.
Nagle gorąco wypełniło jego ciało, a zaraz po tym napłynęła energia, odpychając całe wyczerpanie czy ból. Nie musiał być geniuszem, by wiedzieć, co się działo. Wiedział, że to kolejny wybuch. Czuł, jak coś nie do kontrolowania wzrasta w nim, ale znika równie szybko, pochłonięta przez naszyjnik. Nie teraz! Proszę, nie teraz!
Ciemna woda nad Harrym powoli zaczęła się rozjaśniać. Nie przestawał kopać, jednocześnie trzymając ciasno Rona, jakby zależało od tego jego życie. Już prawie się udało. Wiedział to. Czuł to. Słyszał to. Chwila… słyszał?
Nagle jego uszy wypełniły głosy mówiące w języku (jeśli można to było tak nazwać), którego Harry nigdy wcześniej nie słyszał. Jednakże Harry wiedział, czego chciały. Nie chciały, żeby wypłynął na powierzchnię. Czuł to. Podążały za nim, czekając na odpowiedni moment, żeby zrobić to, czego pragnęły, a nie było to nic dobrego.
Była to taka motywacja, że Harry musiał kopać mocniej, niż to możliwe. Harry błyskawicznie dotarł na powierzchnię, a chwilę później Ron wypłynął z wody. Jego uszy wypełniły brawa, ale była to ostatnia rzecz, jaka go obchodziła. Oddychanie stało się trudne, póki Harry nie przypomniał sobie, że wciąż ma skrzela spowodowane przez skrzeloziele. Odpoczywając na plecach tak, by skrzela były pod wodą, Harry popłynął do brzegu, trzymając Rona jednym ramieniem. Nie dopłynął daleko, nim usłyszał jęk Rona.
- Harry? – zapytał Ron półprzytomnie, po czym rozejrzał się i dostrzegł, gdzie są. O chwili, Ron wysunął się z pod ręki Harry’ego, sygnalizując, że może płynąć sam resztę drogi. – Na co czekasz? – zapytał z szerokim uśmiechem. – Płyńmy!
Harry roześmiałby się, gdyby coś nie chwyciło go za prawą kostkę. Nagle zalał go strach, gdy coś chwyciło go za lewą kostkę.
- Ron! – krzyknął, zanim został pociągnięty pod wodę z niewiarygodną prędkością. Coś zacisnęło się na obu jego nadgarstkach, pociągając w dół jeszcze szybciej. Harry machnął nadgarstkiem i chwycił różdżkę. Musiał się uwolnić. Musiał się skoncentrować.
Zamykając oczy, Harry starał się skupić, ale dostrzegł, że to trudne, kiedy zalewa go kłujący ból z kostek. Ignorując to jak najlepiej potrafił, Harry skupił się na wszystkim innym, oprócz bólu. Ponownie Harry poczuł falę mocy przepływającej przez jego ciało i zaczął panikować. Nie mógł teraz stracić kontroli, nie kiedy trzej pozostali reprezentanci i ich zakładnicy wciąż byli w wodzie. Nie mógł ryzykować, że kogoś zrani… ale nie mógł też niczego nie robić.
Wskazując różdżką w prawą kostkę, Harry skupił się na zaklęciu oszałamiającym. Jego oczy były ciasno zamknięte, kiedy zmuszał moc do przepłynięcia przez jego różdżkę. Chwilę później uścisk na jego prawej kostce zniknął i Harry nie marnował czasu, zanim zrobił to samo z lewą kostką i lewym nadgarstkiem. Gdy jego kończyny były wolne, Harry zmienił dłoń i zrobił to samo z tajemniczym stworzeniem, które ciągnęło go w dół za prawy nadgarstek. Całkowicie wolny, Harry schował różdżkę do kabury i szybko popłynął na powierzchnię. Oddychanie stało się trudne, po czym znajomy ból uderzył w jego szyję. Wiedział, że skrzeloziele przestaje działać. Nagle poczuł wyczerpanie, które jeszcze bardziej utrudniło płynięcie, ale wciąż zmuszał się, by wypłynąć. Potrzebował powietrza. Chciał, by jego mięśnie przestały na niego wrzeszczeć. Musiał zemdleć.
Wypływając na powierzchnię, Harry wziął głęboki wdech powietrza, czując tak wielką ulgę, jak nigdy wcześniej. Czuł się tak, jakby jego ramiona i nogi miały odpaść, ale Harry desperacko chciał dotrzeć do brzegu i jak najszybciej wydostać się z wody. Zdawało się, że wieki zajął mu powrót na brzeg, gdzie szybko został wyciągnięty z wody przez profesora Dumbledore’a i Karkarowa. Harry skrzywił się z bólu, gdy jego prawa stopa uderzyła o kamień. Spojrzał w dół i zobaczył, że obje jego kostki szczodrze krwawią.
Profesor Dumbledore zdawał się też to zauważyć, bo szybko pociągnął czternastolatka do góry i zaniósł do namiotu, gdzie stacjonowała pani Pomfrey, tuż przy brzegu. Zbyt zmęczony, by zrobić cokolwiek, Harry poczuł, że jego głowa opada na pierś Dumbledore’a, a jego oczy zamykają się. Ciche głosy mówiły mu, że już wszystko będzie dobrze, gdy poczuł, że jest kładziony na coś miękkiego. Ból z jego kostek zniknął, zanim został okryty ciepłym kocem. Poczuł, że jego usta otwierają się, a coś chłodnego i gorzkiego spływa w dół jego gardła.
Harry powoli otworzył oczy i zobaczył Rona, owiniętego w koc i patrzącego na niego nerwowo.
- W porządku, Harry? – zapytał. – Próbowałem podążyć za tobą, ale nie mogłem cię znaleźć, więc Dumbledore wyciągnął mnie z wody, zanim popłynąłem głębiej. Co się stało?
- Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą Harry, starając się usiąść, ale jego ramiona nie chciały współpracować. Ron dostrzegł to i pomógł mu. – Dzięki – powiedział Harry, chwiejąc się lekko. – Nie wiedziałem, co to było, ale mam przeczucie, że druzgotki. Jeden próbował mnie zaatakować, zanim cię znalazłem… - Wspomnienie tego i jak poradził sobie z tym konkretnym druzgotkiem sprawiło, że Harry przestał wyjaśniać. Spoglądając na jezioro, Harry musiał się zastanowić, co się tam stało. Za pierwszym razem naszyjnik zadziałał, jednak za drugim nie. Harry musiał pomyśleć, czy mylił się, pokładając wiarę w biżuterii. To nie tak, że Harry był zdenerwowany tym, że naszyjnik zawiódł. Zwalczył to, co nadchodziło. Nie podobał mu się tylko fakt, że nie wiedział, co się mogło wydarzyć.
Harry został wyrwany z myśli przez powrót Cedrica i Cho, którzy od razu zostali owinięci w koce. W momencie, gdy weszli do namiotu, zauważyli Harry’ego, siedzącego na łóżku z ciasno obandażowanymi kostkami. Pani Pomfrey poszła za nimi i również zauważyła Harry’ego.
- Panie Potter – skarciła go. – Natychmiast proszę się z powrotem położyć. Pana reakcja na eliksir pieprzowy wystarczyła, by wiedzieć, że potrzebuje pan odpoczynku.
- Kiedy dała mi pani pieprzowy? – zapytał zdezorientowany Harry.
- O to mi właśnie chodzi – powiedziała pani Pomfrey, podchodząc do boku Harry’ego i popychając go z powrotem na plecy. – Stracił pan dość dużo krwi i z pana kondycją, zapewne pan coś złapie. Teraz proszę tutaj zostać albo spędzi pan tydzień w skrzydle szpitalnym.
Tylko tyle pani Pomfrey musiała powiedzieć. Ostatnią rzeczą, jakiej Harry pragnął, był tydzień w skrzydle szpitalnym. Koc ponownie został podciągnięty pod jego brodę. Poczuł, że kolejny jest układny na jego stopach, zanim dostrzegł, że pani Pomfrey podchodzi do Cedrica i Cho, by ich przegadać. Ron przyciągnął krzesło i usiadł u boku Harry’ego, nie będąc w stanie powstrzymać zmartwienia, by nie wkradało się na jego twarz.
- Pani Pomfrey, czy z Harrym wszystko w porządku? – zapytał cicho Cedric, ale Harry i tak go usłyszał.
- Gdy tylko jego kostki się uleczą i odpocznie, pan Potter będzie zdrów jak ryba, panie Diggory – zapewniła Puchona Pomfrey. – Myślę, że ten widok przestraszył nas bardziej, niż cokolwiek innego. Profesor Dumbledore chce się upewnić, że nie ma więcej ran.
- Widok? – zapytała zdezorientowana Cho.
- Zaczęliśmy płynąć do brzegu, gdy coś pociągnęło Harry’ego pod wodę – odpowiedział Ron z nutką irytacji w głosie. Jasne było, że nie podoba mu się to, że Cedric i Cho rozmawiają z panią Pomfrey, gdy był tam Harry. – Zniknął na dziesięć minut. Sędziowie mieli już odwołać zadanie, gdy Harry wypłynął na powierzchnię, chwytając oddech, z głębokimi cięciami na kostkach i siniakami na nadgarstkach.
Cedric przeniósł się do boku Harry’ego i usiadł przy jego nogach.
- Jak się czujesz, Harry? – zapytał.
Harry wzruszył ramionami. Wciąż czuł się tak, jakby jego mięśnie trawił ogień, ale nie miał zamiaru narzekać z tego powodu.
- Nie mogę poruszyć ramionami i nogami, ale to pewnie dobrze, bo pani Pomfrey nie chce, żebym się ruszał – powiedział szczerze.
Pani Pomfrey wybiegła z namiotu z dwoma kocami w ramionach, sprowadzając uwagę wszystkich. Chwilę później usłyszeli, jak pani Pomfrey wprowadza do namiotu przemokniętych Viktora i Hermionę. Hermiona zerknęła na tę scenę i pospieszyła do boku Harry’ego. Ron szybko wyjaśnił Hermionie, dlaczego Harry był w łóżku. Mimo że Harry starał się zapewnić Hermionę, że nic mu nie było i wszyscy tylko za bardzo się wczuli, wciąż czuła potrzebę pociągnięcia Harry’ego do stanowczego uścisku, przez co Ron i Cedric musieli ich rozdzielić.
Viktor zdecydował podejść i zatrzymać Hermionę z daleka od Harry’ego, podczas gdy Ron i Cedric ponownie zakryli chłopaka. Zostali ocaleni od rozmowy, kiedy usłyszeli głośną tyradę Fleur, Cedric i Cho wyszli z namiotu, by odkryć, co to za zgiełk i zaraz wrócili, by powiedzieć wszystkim, że Fleur nie znalazła na czas jej zakładnika i chciała wrócić poszukać siostry. Kilka minut później, Fleur przestała krzyczeć i weszła do namiotu, ciasno obejmując siostrę. Wszyscy zwyczajnie pozwolili jej zostać i pozostali przy Harrym. Wydawało się dziwne, że trzech reprezentantów zostało przyjaciółmi, a jeden nie. Harry nie potrafił powstrzymać lekkich wyrzutów sumienia, ponieważ to on starał się z Cedriciem i Viktorem. Może powinienem postarać się z Fleur.
Pogłośniony głos Ludo Bagmana wyrwał Harry’ego z myśli.
- Panie i panowie, nasi reprezentanci wrócili i teraz możemy wystawić oceny – ogłosił. – Panna Fleur Delacour użyła zaklęcia Bąblogłowy i została zaatakowana przez druzgotki, powstrzymując ją przed uratowaniem jej zakładnika. Zdobyła dwadzieścia pięć punktów. – Rozległy się oklaski. Kiedy ucichły, Bagman kontynuował. – Pan Harry Potter użył skrzeloziela i pierwszy powrócił ze swoim zakładnikiem. Pomimo że został zaatakowany przez druzgotki, powrócił w limicie czasowym. Pan Potter zdobywa czterdzieści siedem punktów. – Głośne okrzyki i oklaski rozbrzmiały z tłumu. Ponownie, kiedy hałas ucichł, Bagman kontynuował. – Pan Cedric Diggory użył zaklęcia Bąblogłowy. Wrócił jako drugi ze swoim zakładnikiem, ale pięć minut po czasie. Pan Diggory zdobywa czterdzieści pięć punktów. – Znów rozległy się oklaski. – Pan Viktor Krum wykorzystał transmutację, która była niekompletna, ale mimo to efektywna. Również wrócił ze swoim zakładnikiem, ale nie zmieścił się w czasie. Zdobywa czterdzieści punktów.

Rozległa się kolejna runda oklasków dla Viktora, ale tym razem podekscytowanie nadeszło i zniknęło. Harry po prostu zamknął oczy i pozwolił pochłonąć się wyczerpaniu. Ponownie zdołał znaleźć się na szczycie, kiedy jedynie starał się przeżyć. Wciąż był na pierwszym miejscu, ostatnim, na jakim chciał być. 

Wybaczcie za to, że w sobotę nie było tego rozdziału, ale nie wyrobiłam się. NDH w środę ;)

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, dobrze że Ron przeprosił i znów jest dwniej, dobrze że Harry ma wsparcie w Syriuszu i Remusie, udało mu się i znów jest na prowadzeniu..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń