Był strasznie wczesny sobotni poranek, gdy Harry cicho
opuścił dormitorium z lusterkiem w ręce. Pamiętał, jak Syriusz opowiadał mu o
pokoju ukrytym w zamku, który zapewniał to, co się potrzebowało, jeśli ujęło
się to w poprawny sposób. Harry żałował teraz, że nie przykładał takiej uwagi
do historii, w których występował pokój, potrzebny w żartach Huncwotów.
Wydawało się to zbyt niemożliwe, by było prawdziwe, ale powinien wiedzieć
lepiej. Syriusz nigdy nie kłamał. Jeśli nie mógł czegoś powiedzieć Harry’emu,
przyznawał to.
Siadając naprzeciw ognia w pokoju wspólnym, Harry
spojrzał na lusterko i zawołał Syriusza. Czekał przez kilka chwil, ale nie
otrzymał odpowiedzi. Wciąż było wcześnie, więc Harry zrozumiał, że Syriusz musi
jeszcze spać. Pamiętał ostatni raz, jak obudził wcześnie chrzestnego i poważnie
rozważał poczekanie przynajmniej do południa, zanim ponownie spróbuje. Syriusz
zawsze kochał spać, choć rzadko miał szansę, za co obwiniał Remusa, ponieważ
mężczyzna był rannym ptaszkiem.
- Harry?
Wyciągnięty z myśli, Harry spojrzał na lusterko i
zobaczył nie Syriusza, ale Remusa. Nie był zawiedziony, że go widzi, raczej
zaskoczony. Syriusz zawsze mówił, że będzie miał lusterko w dłoni, na wypadek,
gdyby Harry czegoś potrzebował.
- Luni, z Syriuszem wszystko w porządku? – zapytał
natychmiast.
Remus uśmiechnął się.
- Nic mu nie jest – powiedział. – Wiesz, że rano Łapa
jest całkiem martwy dla świata. A ponieważ wstaję o wschodzie słońca, to ja mam
lusterko rankami, a Syriusz ma je przyczepione do biodra przez resztę dnia.
Chcesz, żebym go obudził?
Harry potrząsnął głową. Wiedział, że Syriusz pewnie zbyt
gwałtownie zareaguje w chwili, gdy Remus obudzi psiego animaga.
- Chciałem tylko zapytać go o coś, o czym wspominał w
historiach o Huncwotach – powiedział Harry. – Syriusz mówił mi o pokoju, który
zapewnia to, czego się potrzebuje. Nie pamiętam, jak się nazywał, ani gdzie
jest.
- Pokój Życzeń – odpowiedział z szerokim uśmiechem Remus.
– Jeśli pamięć mnie nie myli, jest on na siódmym piętrze, naprzeciw gobelinu z
Barnabaszem Bzikiem. Musisz przejść obok niego trzy razy, skupiając się na tym,
czego potrzebujesz. Drzwi się pojawią, otwórz je i wejdź. – Dał Harry’emu
chwilę, żeby to przetrawił, zanim kontynuował. – Więc, co takiego potrzebujesz,
że tylko Pokój Życzeń może ci to
zapewnić?
- Eee, cóż, tak jakby muszę nauczyć się pływać przed
drugim zadaniem – powiedział Harry ze skrępowaniem.
Remus westchnął, uderzając się dłonią w czoło.
- Oczywiście – powiedział cicho. – Przepraszam, Harry.
Nigdy nie przyszło mi do głowy, że nie wiesz, jak pływać, choć nie mogę
powiedzieć, że jestem zaskoczony. Rozumiem, że Dursleyowie nigdy nie myśleli,
by posłać cię na lekcje.
Harry niemal roześmiał się na te słowa. Myśl, że Dursleyowie z chęcią wydaliby na niego pieniądze, była
zbyt zabawna.
- Remus, pamiętasz ciuchy, jakie mi dali? – zapytał. – Były
Dudleya. Nie byłem warty ich czasu ani pieniędzy. – Widząc, jak twarz Remusa
twardnieje na jego słowa, Harry pożałował, że cokolwiek powiedział. Mimo że
Vernon Dursley był w więzieniu, Syriusz i Remus wciąż rozważali przeklęcie ich
za każdym razem, gdy Harry’emu wyślizgnęło się coś o nich. – Czy robię dobrze?
– zapytał Harry, zmieniając temat.
- Co masz na myśli? – spytał zdezorientowany Remus.
- Powinienem w ogóle starać się wygrać? – wyjaśnił Harry.
Ta myśl zaprzątała jego umysł, od kiedy stał się czwartym reprezentantem i
teraz wyszła na powierzchnię przez artykuł o Hagridzie. W jakiś sposób Harry
zawsze otrzymywał uwagę, choć inni bardziej na nią zasługiwali. – Nie
powinienem być w turnieju, a jestem na pierwszym miejscu. Czuję się tak, jakbym
odbierał coś tym, którzy zarobili sobie na swoje miejsca. Cedric powinien
wygrać… nie ja.
Remus popatrzył na Harry’ego ze współczuciem.
- Rozumiem, szczeniaku, naprawdę – powiedział. – Powiedz
mi coś… przedtem, podczas i po pierwszym zadaniu, czy myśl o wygraniu Turnieju
w ogóle wpadła ci do głowy?
Harry potrząsnął głową.
- Bardziej skupiłem się na przeżyciu – przyznał. – Co to
ma z tym wspólnego?
- Bardzo wiele – powiedział Remus. – To nie twoja wina,
że prowadzisz w Turnieju, Harry, po prostu myślałeś o najlepszym rozwiązaniu
zadania. Wciąż masz dwa do wykonania. Twoi przeciwnicy mają wiele możliwości,
by cię wyprzedzić, zwłaszcza, jeśli nie umiesz pływać.
- Znam podstawy – powiedział obronnie Harry. – Rusza się
ramionami i kopie nogami. Nie wiem tylko, czy zrobię to efektywnie.
Remus starał się powstrzymać śmiech, ale ostatecznie
poległ.
- To nieco bardziej skomplikowane – powiedział szczerze.
– Nie martw się. Jestem pewny, że znajdziesz kogoś, kto ci pomoże. Tylko bądź
ostrożny, komu pokazujesz Pokój Życzeń. Nie sądzę, żeby twoi nauczyciele
potrzebowali kolejnej pary intrygantów, którzy sprawiliby takie kłopoty, jak
twój ojciec i Łapa, zwłaszcza, że odwiedzają was dwie szkoły.
Harry musiał przyznać Remusowi rację. Jeśli Pokój Życzeń
zapewniał tego, czego osoba chciała, Fred i George Weasleyowie mogli mieć
nieograniczone materiały do swoich żartów. Chociaż ostatnio byli raczej
spokojni, jeśli chodziło o żarty, Harry wiedział, że profesor Dumbledore nie
byłby zbyt zadowolony, gdyby zaczęli wojnę na żarty.
- Nie martw się, Lunatyku – powiedział poważnie Harry. –
Nic im nie powiem. Obiecuję.
- I trzymam cię za słowo, nie ważne, co powie Łapa – powiedział
z uśmiechem Remus, po czym spoważniał. – Jak się miewasz, szczeniaku? Nie bierz
tego do siebie, ale wyglądasz na wyczerpanego. Śpisz chociaż?
- Starałem się rozwiązać wskazówkę – powiedział Harry,
wzruszając ramionami. – Już wiem, jak zrozumieć, co mówią głosy z jajka.
Przebrnąłem przez wszystko: transmutację, zaklęcia, eliksiry, by dowiedzieć
się, jak oddychać pod wodą… Powinienem był wiedzieć, że jest prostsza
odpowiedź, którą przeoczyłem. Nigdy nie pomyślałem, by zerknąć do zielarstwa.
- Ach – powiedział Remus z namysłem. – Odkryłeś
skrzeloziele. Gratuluję, Harry. Jak do tego doszedłeś?
Harry wyjaśnił Remusowi, co się stało w sklepie z
eliksirami. Nagle przypomniał sobie swoje spotkanie z Ritą Skeeter i urwał.
Przypomniał sobie, co pisali w artykule w Proroku
Codziennym i wewnętrznie przeklął się za to, że wcześniej nie skontaktował
się z Syriuszem i Remusem. Ten artykuł był bardziej niszczący dla nich niż dla
niego. Jak mógł być tak egoistyczny?
- Harry? – zapytał łagodnie Remus. – W porządku?
Wyciągnięty z myśli, Harry spojrzał w lusterko na
zatroskaną twarz Remusa.
- Coś się wczoraj stało – powiedział, spuszczając wzrok.
– Rita Skeeter przyparła do muru mnie i Hermionę. Wciąż pytała, jak to jest
mieszkać z wilkołakiem. Nie powiedziałem jej nic, ale mnie zdenerwowała. Jak
ludzie mogą być tacy okrutni? Czy oni naprawdę myślą, że Syriusz i profesor
Dumbledore pozwoliliby ci być blisko mnie, gdybyś był niebezpieczny? Nigdy byś
mnie nie zranił… wiem o tym.
- Harry, posłuchaj mnie – powiedział spokojnie Remus. –
Nie możesz brać wszystkiego, co pisze Rita Skeeter do serca. Jej nie obchodzi
to, że staramy się, bym był niegroźny podczas pełni. Po prostu stara się
wywołać problem. Mam przeczucie, że stara się też cię zezłościć, żebyś
powiedział jej jakieś rzeczy, żeby mogła przekręcić twoje słowa do następnego
artykułu. Wczoraj dobrze zrobiłeś. Nie dawaj jej satysfakcji, niech nie wie, że
trafiła. Zawsze będą ludzie, którzy będą się mnie bać, szczeniaku. Wiem o tym.
Zaakceptowałem to. Rita Skeeter zwyczajnie pogrywa sobie tym strachem. Nie
martw się. Nikt cię nam nie odbierze.
Harry westchnął ze zmęczeniem. Oczywiście, Remus miał
rację. Bez względu na to, co powie Rita Skeeter, czy ktokolwiek inny, Harry był
legalnym podopiecznym Syriusza, dzięki czemu Syriusz mógł pozwalać albo
zabraniać innym zbliżania się do Harry’ego, kiedy tylko chciał.
- Wiem – powiedział cicho Harry. – Tylko… przez całe
życie chciałem rodziny i teraz ją mam. Nie umiem tego wyjaśnić, ale…
- Czujesz, że to tylko kwestia czasu, zanim ktoś ci tę
rodzinę z powrotem odbierze – wywnioskował Remus. – Chciałbym wiedzieć, co mogę
powiedzieć, by cię zapewnić, że ja z Łapą nigdzie się nie wybieramy,
szczeniaku. Gdy będziemy musieli z powrotem zamieszkać w Kwaterach Huncwotów,
udowodnimy ci to. W końcu jesteś z nami, tam gdzie należysz… gdzie zawsze
należałeś.
Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Musiał przyznać,
że czuł się dobrze z tym, że Syriusz i Remus są jego opiekunami. Nie wiedział,
dlaczego czuł się tak, jakby znali i rozumieli tą część jego, którą widziało
tylko kilka osób. Nie było łatwego sposobu, by ubrać to w słowa.
- Dzięki, Lunatyku – powiedział Harry z wdzięcznością. –
Za wszystko. Mógłbyś powiedzieć Syriuszowi cześć ode mnie, gdy się obudzi?
- Pewnie – powiedział Remus, kiwając głową. – Wygląda na
to, że zadbałeś o wszystko do drugiego zadania. Wciąż masz kilka tygodni, by
nauczyć się pływać. Staraj się i odpoczywaj. Spróbuj się trochę zabawić.
- Spróbuję – powiedział Harry, mimo że wątpił, że będzie
w stanie to zrobić przy tej ilości zadań domowych, które dawali mu nauczyciele.
Nie znał pojedynczego czwarto rocznego ucznia, który nie byłby zestresowany. Po
tym, jak pożegnał się z Remusem, Harry odprężył się przed ogniem, ciesząc ciszą
i spokojem. W ostatnich dniach to było rzadkie zdarzenie. To dziwne, że coś, co
w lecie go irytowało, teraz było tak kojące.
Odchylając się do tyłu na krześle, Harry zapatrzył się w
ogień, tak naprawdę nic nie widząc. Czy to naprawdę było tak oczywiste, że nie
sypiał? Oczywiste było to, że miał tak wiele na głowie, że czuł się tak, jakby
miał zaraz eksplodować? Remus zawsze był spostrzegawczy, ale rzadko bywał tak
szczery, jak przed chwilą. To zwykle była domena Syriusza.
Głęboko zamyślony, Harry nie zdawał sobie sprawy, że nie
jest sam, aż dłoń chwyciła go za ramię, sprowadzając, że podskoczył zszokowany.
Odwrócił się i zobaczył Rona, który przyglądał mu się z troską na twarzy. Harry
natychmiast westchnął z ulgą i odprężył się. Nie wiedział, dlaczego tak się
przeraził. Nikt z wieży Gryffindoru nigdy by go nie skrzywdził.
- Wszystko w porządku, Harry? – zapytał Ron. – Starałem
się ściągnąć na siebie twoją uwagę od pięciu minut.
Harry potarł oczy pod okularami.
- Co? – zapytał zdezorientowany. Dlaczego Ron miałby
próbować ściągnąć jego uwagę. Czy Ron nie był jeszcze na niego wściekły? –
N-nic mi nie jest – powiedział cicho. – Wybacz, jeśli cię obudziłem.
Ron westchnął i usiadł na podłodze obok Harry’ego.
- Wiem, że byłem prawdziwym gnojkiem – przyznał. – Nie
miałem prawa być zazdrosnym. Wiem, że nie mogę zrobić nic, by to naprawić, ale
chcę spróbować.
Harry spoglądał na Rona przez dłuższą chwilę, zanim nie
skupił spojrzenia na ogniu.
- Masz pojęcie, jak to jest czuć się, że nie ma się nic,
że nie ma się nikogo, kto choćby w niewielkim stopniu się o ciebie troszczył? –
zapytał. – Poza Hogwartem, naprawdę wierzyłem, że jestem dziwakiem. Wierzyłem,
że Dursleyowie – którzy jasno pokazali, że mnie nienawidzą – są moją jedyną
rodziną. Wierzyłem, że nie jestem wart miłości.
- Ale to…
- Daj mi skończyć – przerwał Harry Ronowi. – Kiedy Hagrid
uratował mnie i wyznał prawdę, nie mogłem w to uwierzyć. Istniało miejsce, do
którego mógłbym należeć, miejsce, gdzie mógłbym być sobą razem z innymi, którzy
są tacy, jak ja… - Harry urwał, podciągając kolana do piersi. – Ale to szybko
okazało się być kłamstwem. Nawet tutaj byłem inny. Nawet tu byłem dziwakiem,
ale nie było tak źle, bo przynajmniej miałem tu przyjaciół, którzy nie patrzyli
na mnie tak, jak reszta. Moich przyjaciół nie obchodziło to, co dawała mi
blizna na czole, ale współczuli mi z tego powodu, co mi odebrała.
Zamykając oczy, Harry zmusił się do spokoju. Nie pomoże
mu teraz krzyk.
- Nie sądzę, że muszę ci przypominać o wydarzeniach
sprzed początku poprzedniego roku szkolnego – kontynuował Harry. – Nie wiesz,
jak to jest żyć w ciągłym strachu, nie wiedząc, kiedy mężczyzna, który powinien
zapewnić ci bezpieczeństwo, zacznie wyładowywać na tobie złość. Wciąż słyszę,
jak krzyczy, mówiąc mi, że powinienem był umrzeć razem z moimi bezwartościowymi
rodzicami.
Kątem oka, Harry zobaczył, że Ron patrzy na niego szeroko
otwartymi oczami. Najwyraźniej Ron nie kłopotał się zastanawianiem, co Vernon
Dursley zrobił poza tym, co powiedział mu Harry.
- A potem spotkałem Lunatyka, który był chętny dać mi
wszystko, czego kiedykolwiek chciałem… ale nie mógł z powodu uprzedzeń
czarodziejskiego świata do wilkołaków – powiedział Harry spokojnie. – Robiłem
wszystko, żebym mógł myśleć o nas jako o
rodzinie. Desperacko chciałem rzeczy, którą ty miałeś od dnia narodzin:
prawdziwą rodzinę, która cię chroni i kocha bez względu na wszystko. Kiedy
Syriusz i Remus zostali moimi opiekunami, nie potrafiłem w to uwierzyć. Czasami
wciąż muszę sobie przypomnieć, że dom nie jest już miejscem, którego muszę się
bać. Myślałem, że wszystkie moje problemy miną, ale tak się nie stało. Nie mogę
wyjść, żeby ludzie nie chcieli wiedzieć wszystkiego o moim życiu, jak to jest
mieszkać z byłym skazańcem i wilkołakiem.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? – zapytał cicho Ron.
- Co mógłbyś zrobić? – odparował Harry. – To jest cena
sławy, której nigdy nie chciałem. Nie mam prywatności. Jestem ciągle
obserwowany. Muszę być idealny, ponieważ wszyscy oczekują tego od chłopca,
który przeżył. Nie pomaga to, że cała
szkoła wie wszystko o tym, co zrobiliśmy w przeszłości. Oczekują ode mnie
niemożliwego, podczas gdy ja tylko
staram się zrobić wszystko, by przeżyć. Tego naprawdę chcesz?
Ramiona Rona opadły do przodu, kiedy pochylił głowę.
- Chcesz, żebym co powiedział? – zapytał. – Jestem
idiotą. Powinienem wiedzieć, że nie wpadłeś w to całe podekscytowanie
Turniejem. Byłem przestraszony. Myślałem, że gdy tylko zaprzyjaźnisz się z
Krumem i Diggorym, nie będziesz chciał już ze mną spędzać czasu.
Harry popatrzył na Rona z niedowierzaniem. Hermiona go
ostrzegała, ale wciąż czuł szok, słysząc, że Ron to przyznał.
- To sobie pomyślałeś? – zapytał Harry. – Ron, to nie
jest rywalizacja. Byłem przyjazny do Viktora, ponieważ rozumiem, przez co
przechodzi. Cedric pomógł mi odprawić Ritę Skeeter na ceremonii sprawdzania
różdżek. Oni nie znają mnie tak, jak ty i pewnie nigdy nie poznają. Byłeś moim
pierwszym przyjacielem w moim wieku. Poświęciłeś się dla mnie podczas gry w
wielkie szachy, Ron. Nie odwracam się od ludzi, ponieważ inni pojawiają się w
moim życiu.
Ron pozwolił pełnemu ulgi uśmiechowi pojawić się na jego
twarzy.
- Naprawdę mi przykro, Harry – powiedział. – Co mam
zrobić, by ci to udowodnić?
Harry pomyślał przez chwilę, po czym uśmiechnął się. Po
prawdzie, tęsknił za Ronem tak bardzo, że był gotów zaakceptować to, że Ron
może zawsze być zazdrosny o status gwiazdy chłopca, który przeżył tak, jak
reszta uczniów Hogwartu. Nie zgadzał się z tym, ale wiedział, że nic nie może
zrobić, by to zmienić.
- Umiesz pływać? – zapytał Harry z ciekawością
przyjaciela.
^^^
Przez następne kilka dni Harry odpowiedział Ronowi, co
odkrył na temat drugiego zadania. Hermiona była zachwycona, że Harry i Ron
pogodzili się i chętnie skorzystała z okazji, by razem z Ronem nauczyć Harry’ego
pływać. Cała trójka zgodziła się, żeby wymykać się do Pokoju Życzeń każdej nocy
po tym, jak skończą zadania, aż Harry będzie pływał tak dobrze, żeby ukończyć
zadanie.
Podążając za instrukcjami Remusa, odnaleźli Pokój Życzeń
i ciężko było im uwierzyć własnym oczom, kiedy weszli. Pokój był ogromny z
basenem w środku, większym niż w Łazience Prefektów. Stosy ręczników były
ułożone na jednym końcu basenu i czekały na użycie. Ściany były udekorowane
mieszaniną mugolskich i magicznych dziecinnych rzeczy do użycia w wodzie. Z
tyłu pokoju były trzy drzwi podpisane „Harry”, „Ron” i „Hermiona”. Otwierały
się, ukazując przebieralnie z kąpielówkami dla każdego.
Podczas czasu spędzonego w wodzie, Ron i Hermiona
zauważyli błyszczący, czarny naszyjnik, który Harry nosił od Halloween.
Ponieważ był wokół jego szyi tak długo, Harry kompletnie o nim zapomniał. Nie
chcąc mówić im o swoim niekontrolowaniu magii, Harry był zmuszony skłamać i
powiedzieć, że to prezent od Syriusza i Remusa. Nie znosił kłamstwa, ale
właśnie pogodził się z Ronem. Nie miał zamiaru robić czegoś, co mogłoby
odstraszyć jego albo Hermionę.
Większość czasu w Pokoju Życzeń spędzili pomagając
Harry’emu ale z pewnością nie cały. Sprzeczki Rona i Hermiony zmieniły się w
bitwy wodne, od których Harry trzymał się z daleka. Na którymkolwiek końcu
basenu rozbryzgiwali wodę na siebie, Harry trzymał się tego przeciwnego. Harry
odkrył, że kiedy Ron i Hermiona kłócili się, musiał rozstrzygać, co oznaczało,
że musiał wybierać którąś stronę… a tego nienawidził robić. W ten sposób zawsze
jedna ze stron była na niego zła.
Ponieważ drugie zadanie zaczęło się zbliżać, cała szkoła
ponownie wybuchła entuzjazmem. Niekończące się teorie o to, jak będzie wyglądać
drugie zadanie było głównym tematem rozmów. Niezliczeni uczniowie podchodzili
do Harry’ego po wskazówkę, co takiego będzie musiał zrobić, zastanawiając się,
czy to będzie coś podobnego do pierwszego zadania. Harry odmówił komentarza,
utrzymując, że gdyby uczniowie mieli wiedzieć, ktoś by im powiedział. Ron i
Hermiona zobowiązali się, by mówić o wszystkim, byle nie o Turnieju w obecności
Harry’ego, żeby zdjąć z niego presję, którą inni na niego kładli.
Wieczór przed drugim zadaniem wydawał się być jednym z
tych, kiedy czas się ciągnął. Mimo że Harry był przygotowany, nie mógł nie czuć
zdenerwowania. Bez przerwy przechodził przez wszystko w głowie, tylko po to, by
się upewnić, że jest gotów. Umiał pływać tak dobrze, jak Ron i Hermiona oraz
przygotował skrzeloziele. Jedynym problemem, jaki mógł wymyślić było to, że nie
wiedział, gdzie w jeziorze mogą być trytony. Ta myśl sprawiała, że Harry był
jeszcze bardziej zdenerwowany. Jak on miał ich znaleźć?
Desperacko chcąc zrobić coś poza czekaniem, Harry zaczął
przeglądać ponownie podręcznik do zaklęć. Po godzinie był zmuszony zrobić sobie
przerwę przez Rona, który pociągnął go do najbliższego stolika, gdzie czekały
szachy. Po długiej grze, w której oczywiście wygrał Ron, Harry już miał wrócić
do książki z zaklęciami, kiedy zauważył, że w portrecie stoi profesor
McGonagall i patrzy na nich.
- Panno Granger i panie Weasley, proszę ze mną –
powiedziała surowo.
Harry, Ron i Hermiona momentalnie zaczęli wyglądać na
zdenerwowanych. Co takiego mogli zrobić? Ron i Hermiona rzadko opuszczali bok
Harry’ego w ciągu ostatnich kilku tygodni. Jedyną rzeczą, jaką robili to lekcje
pływania w Pokoju Życzeń, a Harry też tam był, więc czy też nie powinien mieć
kłopotów?
Widząc spojrzenia na ich twarzach, profesor McGonagall
wypróbowała inne podejście.
- Nie macie kłopotów – zapewniła ich. – Zapewniam, że
panu Potterowi nic nie będzie, gdy chwilę was przy nim nie będzie.
Hermiona dotknęła ramienia Harry’ego i poczekała, aż
przyjaciel na nią spojrzy.
- Postaraj się trochę pospać, Harry – powiedziała
łagodnie. – Pracowałeś nad zadaniem od miesięcy. Nie sądzę, że mógłbyś być
bardziej przygotowany nie teraz jesteś.
- Ona ma rację, Harry – dodał Ron. – Nie możesz zasnąć w
połowie zadania.
- Postaram się – powiedział Harry, choć czuł, że dzisiaj
nie będzie w stanie zasnąć. Był po prostu zbyt zdenerwowany, by choćby to
rozważyć. Gdy Ron i Hermiona wyszli z McGonagall, Harry usiadł przed kominkiem
i wrócił do przeglądania książki. Podejrzewał, że jego przyjaciele niedługo
wrócą i wiedział, że wtedy mu wszystko wyjaśnią.
Problemem było to, że nie wrócili.
Przed wschodem słońca, Harry był bardzo nerwowy, ale z
kompletnie innego powodu. Ron i Hermiona powinni byli wrócić godziny temu.
Profesor McGonagall powiedziała, że nie mają kłopotów, więc co mogło zatrzymać
ich na tak długi czas. Nie spał całą noc, więc wiedział, że nie przyszli bez
jego wiedzy.
Bojąc się, że coś im się stało, Harry pobiegł do
dormitorium i wyciągnął z kufra Mapę Huncwotów. Gdy ją aktywował, Harry
przejrzał ją i zobaczył Rona, Hermionę, Cho Chang i kogoś podpisanego Gabrielle
Delacour w gabinecie profesora Dumbledore’a z profesor McGonagall, profesor
Flitwickiem, Ludo Bagmanem i Percym Weasleyem. Harry chciał tylko pobiec do
gabinetu i dowiedzieć się, co się działo. Dlaczego było tam tak wiele osób? Co
się działo?
Gdy schował mapę, usiadł na łóżku i otarł zmęczone oczy. Wiedział,
że zapłaci za nieprzespaną noc. Jego żołądek był zwinięty z nerwów,
przypominając mu, co się wydarzy za kilka godzin. Nie chcąc siedzieć i
rozwodzić się nad tym, Harry zmienił ciuchy, chwycił różdżkę i ruszył do Pokoju
Życzeń. Nie było szans, by zjadł cokolwiek tego ranka, więc pójście do Wielkiej
Sali było całkowicie bezsensowne.
Spędził godzinę w Pokoju Życzeń, ćwicząc rzucanie Lumos
bez słów, ponieważ nie będzie w stanie mówić pod wodą. Udało mu się wydobyć
małe światełko o wielkości piłki do tenisa, ale przynajmniej to już coś.
Ćwiczył też zaklęcie uzdrawiające, które użył w zeszłym roku i odświeżył
lekcje, które miał z profesor McGonagall tego lata przed trzecim rokiem o tym,
jak transmutować ubrania. Nie sądził, żeby mądrze było wchodzić do jeziora w
spodniach i swetrze.
Chociaż teraz Harry naprawdę nie chciał nikogo widzieć,
kolejne półtorej godziny w odosobnieniu były jeszcze mniej kuszące. Ostatnią
rzeczą, jakiej chciał było rozwodzenie się nad sposobami, w jakie mógł spaprać
zadanie. Spacerując przez korytarze, Harry starał się skupić na wszystkim,
oprócz drugiego zadania, ale było to niemożliwe. Gdzie byli Ron i Hermiona, gdy
ich potrzebował?
Ta myśl sprawiła, że Harry nagle zatrzymał się. Gdzie
byli Ron i Hermiona? Dlaczego nie było ich prawie całą noc? Czy go szukali? Z
pewnością profesor Dumbledore nie zatrzyma ich, by przegapili drugie zadanie,
prawda?
Harry nagle przypomniał sobie, co mówiło jajko: „To my
mamy to, co tobie brak”. Co, jeśli to odnosiło się nie do przedmiotu, a do
osoby? W biurze Dumbledore’a byli trzej uczniowie i jedna osoba, której imiona
nie rozpoznawał, czyli czterech… po jednym, dla każdego reprezentanta.
Natychmiast strach zalał Harry’ego. Czy profesor Dumbledore był kompletnie
szalony? Pewnie tak.
Zdesperowany, by udowodnić, że się myli, Harry zaczął
biec do gabinetu profesora Dumbledore’a. Przebiegał przez uczniów idących do
Wielkiej Sali, ignorując krzyki tych, którzy chcieli życzyć mu powodzenia.
Zaakceptował to, że uczestniczy w Turnieju, ale to nie oznaczało, że Ron i
Hermiona też muszą. Myśl, że któreś z nich mogłoby zostać ranne z jego powodu
była nie do zniesienia.
Wybiegł zza róg i musiał się zatrzymać, niemal wpadając
na profesor McGonagall.
- Har-panie Potter – zawołała, łapiąc się, zanim ktoś
usłyszał, że mówi do Harry’ego po imieniu. – Co to ma znaczyć?
- Gdzie są Ron i Hermiona? – zapytał natychmiast Harry. –
Nie wrócili wczoraj w nocy.
Twarz profesor McGonagall złagodniała, kiedy kobieta
westchnęła.
- Za mną – powiedziała cicho, po czym odwróciła się i
weszła do najbliższej klasy. Gdy Harry wszedł, zamknęła za nim drzwi i
odwróciła się do niego. – Harry, nie powinnam ci tego mówić, ale wiem, że
inaczej nie skoncentrujesz się na zadaniu. Twoi przyjaciele biorą w nim udział.
– Harry zrobił ruch, by zaprotestować. – Są całkowicie bezpieczni – zapewniła
go. – Profesor Dumbledore nigdy by nie pozwolił, by coś im się stało. Podjął
środki, by to zapewnić.
Harry nie mógł się powstrzymać i popatrzył na profesor
McGonagall z uniesioną brwią. Z jej tonu głosu wynikało, że chyba starała się
mu coś powiedzieć, bez mówienia tego. Wiedząc, że nic, co powie nie wpłynie na
nauczycielkę, by porozmawiała z dyrektorem, Harry pożegnał się i pobiegł do
wieży Gryffindoru. Nie zatrzymał się, aż nie dotarł do kufra w dormitorium,
który otworzył i wyjął scyzoryk, który otrzymał od Syriusza na gwiazdkę. Miał
przeczucie, że może mu się przydać. Wyjął też skrzeloziele ze słoika i dał je
do kieszeni. Z pewnością nie chciał go zapomnieć.
Kiedy zbliżył się czas drugiego zadania, Harry
naprzemiennie denerwował się zadaniem i uczestnictwem Rona i Hermiony w nim.
Wcześnie poszedł nad jezioro, siadając na piętach z pochyloną głową i
zamkniętymi oczami. Wskazówka mówiła o jednej rzeczy, nie kilku. Czy to
oznaczało, że będzie musiał wybrać między Ronem a Hermioną? Nie, Dumbledore nie pozwoliłby na coś
takiego.
W gabinecie Dumbledore’a była czwórka osób. Oczywistym
było, że Cedric musiał ocalić Cho Chang. Jeśli Harry dobrze pamiętał, Gabrielle
Delacour miała to samo nazwisko, co Fleur. Musiał zakładać, że to siostry. Z
drugiej strony, Viktor Krum rzadko bywał w towarzystwie innych, poza Balem
Bożonarodzeniowym oraz momentami, kiedy siedział z trójką Gryfonów w
bibliotece. Partnerką Bułgara była Hermiona. On musiał ocalić ją, co oznaczało,
że Harry miał uratować Rona.
Delikatny, chłodny wietrzyk wyrwał Harry’ego z myśli.
Otwierając oczy, Harry uniósł wzrok i zobaczył stojącego nad nim Cedrica
Diggory’ego, przez co niemal nie podskoczył z szoku. Nie słyszał absolutnie
nic, nie mówiąc o tym, żeby ktoś podszedł.
- Eee… dzień dobry, Cedric – powiedział Harry niepewny,
co jeszcze miałby powiedzieć i wstał. – Jesteś na to gotowy?
Cedric nosił płaszcz, ale wciąż się trząsł. Harry mógł
zakładać, że cokolwiek Cedric nosił pod, nie był do końca ubrany na lutową
pogodę.
- Bardziej nie będę – powiedział szczerze Cedric. – Co
oni sobie myśleli, planując coś takiego na luty?
Harry mógł tylko wzruszyć ramionami, ponieważ też się
zastanawiał nad tym samym. Profesor
Dumbledore chciał pewnie rozpocząć Turniej z wielkim hukiem, rozmyślał. Po
rozejrzeniu się, by się upewnić, że nikt nie słucha, Harry zrobił krok bliżej
Cedrica, by nikt nie mógł usłyszeć.
- Tak w ogóle to dzięki za podpowiedź – powiedział z
wdzięcznością. – Nie mogę uwierzyć, że byłem tak tępy, by nie pomyśleć o
zanurzeniu jaja w wodzie, żeby zrozumieć trytoński.
Cedric machnął ręką.
- I tak byłem ci to winny – powiedział. – Więc, co
zaplanowałeś na to zadanie?
Harry sięgnął do kieszeni, wyciągnął skrzeloziele i
pokazał je Cedricowi.
- Zrozumiałem, że to bardziej niezawodne od zaklęcia
Bąblogłowy albo transmutacji ciała – powiedział. – Choć zajęło mi wieki
znalezienie tego.
- Co to jest? – zapytał niepewnie Cedric, nawet nie
starając się ukryć obrzydzenia na widok małej rzeczy w dłoni Harry’ego.
Harry’emu trudno było zachować spokojny wyraz twarzy, gdy
Cedric zachowywał się w ten sposób. Dla jakiegoś obserwatora, mogłoby się
wydawać, że Cedric obawiał się tego czegoś w ręce Harry’ego.
- To skrzeloziele – powiedział Harry, chowając je z
powrotem do kieszeni. – Je się je i może się oddychać pod wodą. Znalazłem je
podczas ostatniej wycieczki do Hogsmeade.
Cedric jęknął sfrustrowany, uderzając się dłonią w czoło.
- Kompletnie o nim zapomniałem – powiedział. – Uczyliśmy
się o nim na zielarstwie w zeszłym roku. A myślałem, że będziesz się trudził
przez cały Turniej. – Cedric wyciągnął rękę, by roztrzepać włosy Harry’ego, na
co Harry warknął z irytacji. – Powodzenia dzisiaj, Harry, choć wątpię, że tego
potrzebujesz.
Harry starał się przygładzić swoje włosy, ale wiedział,
że tej bitwy nie wygra. Dlaczego wszyscy czuli potrzebę rozwalenia jego już i
tak roztrzepanych włosów?
- Też życzę szczęścia – powiedział poważnie Harry. –
Użyjesz zaklęcia Bąblogłowy?
Cedric skinął głową, ale słysząc, że inni się zbliżają,
powstrzymał się przed powiedzeniem czegoś więcej. Spoglądając przez ramię,
Harry zobaczył Viktora Kruma i skinął głową na powitanie, otrzymując skinięcie
w odpowiedzi. Następni nadeszli sędziowie i zajęli swoje oznaczone miejsca przy
stole sędziowskim. Harry od razu dostrzegł obecność Percy’ego Weasleya i
nieobecność pana Croucha. To było drugie wydarzenie Turnieju Trójmagicznego,
które Crouch ominął, a pierwszym był Bal Bożonarodzeniowy.
Fleur przyszła krótko po sędziach, a zaraz za nią
uczniowie, którzy wypełnili siedzenia, które były użyte podczas pierwszego
zadania. Harry starał się zrobić wszystko, by zignorować rozbrzmiewające
paplanie. Znowu nerwy wróciły do niego z pełną mocą, co zmalało lekko, gdy
rozmawiał z Cedriciem. Nie był zbyt zaniepokojony tym, jak to zrobi, byle
znalazł Rona na czas. „Profesor Dumbledore nigdy by nie pozwolił, żeby coś im
się stało. Podjął środki, by to zapewnić.”
Słowa profesor McGonagall w kółko odtwarzały się w jego
głowie, uciszając paplanie tłumu. Zrozumienie w końcu uderzyło w Harry’ego, jak
podmuch wiatru. McGonagall starała się go zapewnić, że potrzebujący ratunku
będą cali i zdrowi, bez względu na wszystko. Jeśli nie wykona zadania, Ron
będzie bezpieczny. Jeśli któreś z reprezentantów nie poradzi sobie, ich
zakładnicy też będą bezpieczni. Hermiona będzie bezpieczna.
Zauważając, że Cedric ściąga płaszcz, Harry zdjął spodnie
i skarpety, zanim transmutował swoje ubrania w spodenki do pływania i obcisłą
koszulkę z długimi rękawami, stworzoną specjalnie do wody. Potem rzucił na
siebie zaklęcie ogrzewające, zanim schował swoją różdżkę z powrotem do kabury.
Natychmiast otoczyło go ciepło, odpychając chłód powietrza.
Głośny głos Ludo Bagmana wdarł się w jego myśli.
- Witam na drugim zadaniu – ogłosił. – Gdy rozlegnie się
gwizdek, reprezentanci będą mieć godzinę, by odzyskać to, co im zabrano.
Reprezentanci gotowi? Trzy… dwa… jeden…
Rozległ się głośny gwizdek. Harry szybko wyjął z kieszeni
skrzeloziele i włożył je do ust, wchodząc do jeziora. Woda była nieco zimna,
ostrzegając Harry’ego, że naprawdę musiała być lodowata, skoro działało
zaklęcie ogrzewające. Wchodził głębiej do jeziora, zaczynając rzuć
skrzeloziele. Mówiąc szczerze, smakowało absolutnie okropnie i było nawet
gorsze, gdy spłynęło w dół gardła.
Z wielką wiarą, Harry zanurkował w jeziorze, mając
nadzieję, że skrzeloziele zadziała. Gdy zaczął płynąć, Harry nagle poczuł błysk
bólu po bokach szyi, a potem ulgę. Mógł oddychać. Pod uszami miał teraz
skrzela. Wiedząc, że ma mało czasu, Harry płynął dalej, zdumiony, jak łatwiej
było teraz niż w Pokoju Życzeń. Zorientował się, że skrzeloziele musiało mieć
coś z tym wspólnego i płynął dalej.
Otoczyła go ciemność. Instynktownie Harry machnął
nadgarstkiem, nie zatrzymując się z różdżką w dłoni. Koncentrując się, Harry
skupił się na zaklęciu Lumos i uśmiechnął, kiedy małe światełko pojawiło się na
końcu jego różdżki, pozwalając mu widzieć przed sobą. Zobaczył długie, czarne
wodorosty, błoto i błyszczące skały. Ryby zauważyły światło i szybko odpłynęły.
Wpłynął do miejsca, gdzie jasnozielone wodorosty
zakrywały wszystko pod nim. Zaczął się poruszać, gdy nagle w jego głowie
wrzasnęło. Harry szybko odwrócił się i wyciągnął lewą rękę, jakby chciał
odepchnąć to, co mogło go zaatakować. Błysk światła wydobył się z jego
rozpostartej dłoni, uderzając w druzgotka, wodnego demona z rogami, o których
uczył się, kiedy Remus był nauczycielem obrony przed czarną magią. Oczy
Harry’ego rozszerzyły się z przerażenia. Jak on to zrobił?
Skup się na
zadaniu!
Nie chcąc wpaść na jakieś inne stworzenia, Harry odwrócił
się i ruszył swoją drogą. Dostrzegł, że jego źródło światła zniknęło i ponownie
skupił się na odpowiednim zaklęciu. Po raz kolejny światło rozbłysło na końcu
jego różdżki. Rozglądając się, Harry zauważył nikłe światło z dystansu po jego
prawej i zdecydował się za nim podążyć. Płynął jak najszybciej potrafił, na
wypadek, gdyby się mylił. Jego mięśnie krzyczały w proteście, ale zignorował
to. Nie miał pojęcia, ile zostało mu dozwolonego czasu, ale wiedział, że minęła
przynajmniej połowa.
Zielone wodorosty pod nim zastąpione zostały czarnym
mułem. Ciemne światło powoli rozjaśniło się, gdy dziwne głosy wypełniły jego
uszy. Harry znał te głosy. Były takie same jak te z jajka. Wciąż forsował swoje
ciało, wyciągając różdżkę z kabury. Nagle duża skała pojawiła się tuż przed nim
w mętnej wodzie. Na całej były obrazy trytonów.
Przepływając obok, Harry podążył za głosami i światłem,
dostrzegając, że jest otoczony przez rzeźbione skały z zielonymi skazami. To
wtedy Harry zauważył poruszające się postacie, które nie wyglądały w ogóle tak,
jak mity o trytonach je opisywały. Ich skóra była szara, włosy długie i
zielone, oczy i zęby żółte, a ogony – srebrne. Wciąż płynął, ignorując
pokazujące go sobie trytony, które unosiły się przed ich domami, ułożonymi w
coś w rodzaju „wioski”. Mniejsza grupa trytonów śpiewała na środku, mówiąc
reprezentantom, gdzie płynąć… dokładnie za nimi do ogona ogromnej figury
trytona była przywiązana czwórka ludzi.
Gdyby to było możliwe, na ten widok oddech Harry’ego
uwiązłby mu w gardle. Hermiona, Ron, Cho i dziewczynka, która mogła mieć tylko
osiem lat i wyglądała dokładnie jak Fleur, wydawali się być w głębokim śnie.
Bąbelki wylatujące z ich ust zapewniły Harry’ego, że wciąż żyli. Nie miał
pojęcia, jak mogli oddychać, ale zdecydował się nie marnować teraz czasu na
zastanawianie się nad tym.
Naciskając na swoje już obolałe ciało, Harry pospieszył
do zakładników. Sięgając do kieszeni, Harry wyciągnął nóż, który dostał od
Syriusza i przybliżył ostrze. Jak
najszybciej i najostrożniej odciął Rona i złapał śpiącego przyjaciela wolną
ręką, podczas gdy drugą zamknął scyzoryk i włożył go z powrotem do kieszeni.
Zerknął na Hermionę, westchnął z żalem i zaczął płynąć do góry, trzymając Rona
pod pachami i kopiąc nogami, zmuszając je do mocniejszej i szybszej pracy. Czuł
się tak, jakby poruszał się bardzo powoli, a Ron był okropnie ciężki.
Nagle gorąco wypełniło jego ciało, a zaraz po tym
napłynęła energia, odpychając całe wyczerpanie czy ból. Nie musiał być
geniuszem, by wiedzieć, co się działo. Wiedział, że to kolejny wybuch. Czuł,
jak coś nie do kontrolowania wzrasta w nim, ale znika równie szybko,
pochłonięta przez naszyjnik. Nie teraz!
Proszę, nie teraz!
Ciemna woda nad Harrym powoli zaczęła się rozjaśniać. Nie
przestawał kopać, jednocześnie trzymając ciasno Rona, jakby zależało od tego
jego życie. Już prawie się udało. Wiedział to. Czuł to. Słyszał to. Chwila… słyszał?
Nagle jego uszy wypełniły głosy mówiące w języku (jeśli
można to było tak nazwać), którego Harry nigdy wcześniej nie słyszał. Jednakże
Harry wiedział, czego chciały. Nie chciały, żeby wypłynął na powierzchnię. Czuł
to. Podążały za nim, czekając na odpowiedni moment, żeby zrobić to, czego pragnęły,
a nie było to nic dobrego.
Była to taka motywacja, że Harry musiał kopać mocniej,
niż to możliwe. Harry błyskawicznie dotarł na powierzchnię, a chwilę później
Ron wypłynął z wody. Jego uszy wypełniły brawa, ale była to ostatnia rzecz,
jaka go obchodziła. Oddychanie stało się trudne, póki Harry nie przypomniał
sobie, że wciąż ma skrzela spowodowane przez skrzeloziele. Odpoczywając na
plecach tak, by skrzela były pod wodą, Harry popłynął do brzegu, trzymając Rona
jednym ramieniem. Nie dopłynął daleko, nim usłyszał jęk Rona.
- Harry? – zapytał Ron półprzytomnie, po czym rozejrzał
się i dostrzegł, gdzie są. O chwili, Ron wysunął się z pod ręki Harry’ego,
sygnalizując, że może płynąć sam resztę drogi. – Na co czekasz? – zapytał z
szerokim uśmiechem. – Płyńmy!
Harry roześmiałby się, gdyby coś nie chwyciło go za prawą
kostkę. Nagle zalał go strach, gdy coś chwyciło go za lewą kostkę.
- Ron! – krzyknął, zanim został pociągnięty pod wodę z
niewiarygodną prędkością. Coś zacisnęło się na obu jego nadgarstkach, pociągając
w dół jeszcze szybciej. Harry machnął nadgarstkiem i chwycił różdżkę. Musiał
się uwolnić. Musiał się skoncentrować.
Zamykając oczy, Harry starał się skupić, ale dostrzegł,
że to trudne, kiedy zalewa go kłujący ból z kostek. Ignorując to jak najlepiej
potrafił, Harry skupił się na wszystkim innym, oprócz bólu. Ponownie Harry
poczuł falę mocy przepływającej przez jego ciało i zaczął panikować. Nie mógł
teraz stracić kontroli, nie kiedy trzej pozostali reprezentanci i ich
zakładnicy wciąż byli w wodzie. Nie mógł ryzykować, że kogoś zrani… ale nie
mógł też niczego nie robić.
Wskazując różdżką w prawą kostkę, Harry skupił się na
zaklęciu oszałamiającym. Jego oczy były ciasno zamknięte, kiedy zmuszał moc do
przepłynięcia przez jego różdżkę. Chwilę później uścisk na jego prawej kostce
zniknął i Harry nie marnował czasu, zanim zrobił to samo z lewą kostką i lewym
nadgarstkiem. Gdy jego kończyny były wolne, Harry zmienił dłoń i zrobił to samo
z tajemniczym stworzeniem, które ciągnęło go w dół za prawy nadgarstek.
Całkowicie wolny, Harry schował różdżkę do kabury i szybko popłynął na
powierzchnię. Oddychanie stało się trudne, po czym znajomy ból uderzył w jego
szyję. Wiedział, że skrzeloziele przestaje działać. Nagle poczuł wyczerpanie,
które jeszcze bardziej utrudniło płynięcie, ale wciąż zmuszał się, by wypłynąć.
Potrzebował powietrza. Chciał, by jego mięśnie przestały na niego wrzeszczeć.
Musiał zemdleć.
Wypływając na powierzchnię, Harry wziął głęboki wdech
powietrza, czując tak wielką ulgę, jak nigdy wcześniej. Czuł się tak, jakby
jego ramiona i nogi miały odpaść, ale Harry desperacko chciał dotrzeć do brzegu
i jak najszybciej wydostać się z wody. Zdawało się, że wieki zajął mu powrót na
brzeg, gdzie szybko został wyciągnięty z wody przez profesora Dumbledore’a i
Karkarowa. Harry skrzywił się z bólu, gdy jego prawa stopa uderzyła o kamień.
Spojrzał w dół i zobaczył, że obje jego kostki szczodrze krwawią.
Profesor Dumbledore zdawał się też to zauważyć, bo szybko
pociągnął czternastolatka do góry i zaniósł do namiotu, gdzie stacjonowała pani
Pomfrey, tuż przy brzegu. Zbyt zmęczony, by zrobić cokolwiek, Harry poczuł, że
jego głowa opada na pierś Dumbledore’a, a jego oczy zamykają się. Ciche głosy
mówiły mu, że już wszystko będzie dobrze, gdy poczuł, że jest kładziony na coś
miękkiego. Ból z jego kostek zniknął, zanim został okryty ciepłym kocem.
Poczuł, że jego usta otwierają się, a coś chłodnego i gorzkiego spływa w dół
jego gardła.
Harry powoli otworzył oczy i zobaczył Rona, owiniętego w
koc i patrzącego na niego nerwowo.
- W porządku, Harry? – zapytał. – Próbowałem podążyć za
tobą, ale nie mogłem cię znaleźć, więc Dumbledore wyciągnął mnie z wody, zanim
popłynąłem głębiej. Co się stało?
- Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą Harry,
starając się usiąść, ale jego ramiona nie chciały współpracować. Ron dostrzegł
to i pomógł mu. – Dzięki – powiedział Harry, chwiejąc się lekko. – Nie
wiedziałem, co to było, ale mam przeczucie, że druzgotki. Jeden próbował mnie
zaatakować, zanim cię znalazłem… - Wspomnienie tego i jak poradził sobie z tym
konkretnym druzgotkiem sprawiło, że Harry przestał wyjaśniać. Spoglądając na
jezioro, Harry musiał się zastanowić, co się tam stało. Za pierwszym razem
naszyjnik zadziałał, jednak za drugim nie. Harry musiał pomyśleć, czy mylił
się, pokładając wiarę w biżuterii. To nie tak, że Harry był zdenerwowany tym,
że naszyjnik zawiódł. Zwalczył to, co nadchodziło. Nie podobał mu się tylko
fakt, że nie wiedział, co się mogło wydarzyć.
Harry został wyrwany z myśli przez powrót Cedrica i Cho,
którzy od razu zostali owinięci w koce. W momencie, gdy weszli do namiotu,
zauważyli Harry’ego, siedzącego na łóżku z ciasno obandażowanymi kostkami. Pani
Pomfrey poszła za nimi i również zauważyła Harry’ego.
- Panie Potter – skarciła go. – Natychmiast proszę się z
powrotem położyć. Pana reakcja na eliksir pieprzowy wystarczyła, by wiedzieć,
że potrzebuje pan odpoczynku.
- Kiedy dała mi pani pieprzowy? – zapytał zdezorientowany
Harry.
- O to mi właśnie chodzi – powiedziała pani Pomfrey,
podchodząc do boku Harry’ego i popychając go z powrotem na plecy. – Stracił pan
dość dużo krwi i z pana kondycją, zapewne pan coś złapie. Teraz proszę tutaj
zostać albo spędzi pan tydzień w skrzydle szpitalnym.
Tylko tyle pani Pomfrey musiała powiedzieć. Ostatnią
rzeczą, jakiej Harry pragnął, był tydzień w skrzydle szpitalnym. Koc ponownie
został podciągnięty pod jego brodę. Poczuł, że kolejny jest układny na jego
stopach, zanim dostrzegł, że pani Pomfrey podchodzi do Cedrica i Cho, by ich
przegadać. Ron przyciągnął krzesło i usiadł u boku Harry’ego, nie będąc w
stanie powstrzymać zmartwienia, by nie wkradało się na jego twarz.
- Pani Pomfrey, czy z Harrym wszystko w porządku? –
zapytał cicho Cedric, ale Harry i tak go usłyszał.
- Gdy tylko jego kostki się uleczą i odpocznie, pan
Potter będzie zdrów jak ryba, panie Diggory – zapewniła Puchona Pomfrey. –
Myślę, że ten widok przestraszył nas bardziej, niż cokolwiek innego. Profesor
Dumbledore chce się upewnić, że nie ma więcej ran.
- Widok? – zapytała zdezorientowana Cho.
- Zaczęliśmy płynąć do brzegu, gdy coś pociągnęło
Harry’ego pod wodę – odpowiedział Ron z nutką irytacji w głosie. Jasne było, że
nie podoba mu się to, że Cedric i Cho rozmawiają z panią Pomfrey, gdy był tam
Harry. – Zniknął na dziesięć minut. Sędziowie mieli już odwołać zadanie, gdy
Harry wypłynął na powierzchnię, chwytając oddech, z głębokimi cięciami na
kostkach i siniakami na nadgarstkach.
Cedric przeniósł się do boku Harry’ego i usiadł przy jego
nogach.
- Jak się czujesz, Harry? – zapytał.
Harry wzruszył ramionami. Wciąż czuł się tak, jakby jego
mięśnie trawił ogień, ale nie miał zamiaru narzekać z tego powodu.
- Nie mogę poruszyć ramionami i nogami, ale to pewnie
dobrze, bo pani Pomfrey nie chce, żebym się ruszał – powiedział szczerze.
Pani Pomfrey wybiegła z namiotu z dwoma kocami w
ramionach, sprowadzając uwagę wszystkich. Chwilę później usłyszeli, jak pani
Pomfrey wprowadza do namiotu przemokniętych Viktora i Hermionę. Hermiona
zerknęła na tę scenę i pospieszyła do boku Harry’ego. Ron szybko wyjaśnił
Hermionie, dlaczego Harry był w łóżku. Mimo że Harry starał się zapewnić
Hermionę, że nic mu nie było i wszyscy tylko za bardzo się wczuli, wciąż czuła
potrzebę pociągnięcia Harry’ego do stanowczego uścisku, przez co Ron i Cedric
musieli ich rozdzielić.
Viktor zdecydował podejść i zatrzymać Hermionę z daleka
od Harry’ego, podczas gdy Ron i Cedric ponownie zakryli chłopaka. Zostali
ocaleni od rozmowy, kiedy usłyszeli głośną tyradę Fleur, Cedric i Cho wyszli z
namiotu, by odkryć, co to za zgiełk i zaraz wrócili, by powiedzieć wszystkim,
że Fleur nie znalazła na czas jej zakładnika i chciała wrócić poszukać siostry.
Kilka minut później, Fleur przestała krzyczeć i weszła do namiotu, ciasno
obejmując siostrę. Wszyscy zwyczajnie pozwolili jej zostać i pozostali przy
Harrym. Wydawało się dziwne, że trzech reprezentantów zostało przyjaciółmi, a
jeden nie. Harry nie potrafił powstrzymać lekkich wyrzutów sumienia, ponieważ to
on starał się z Cedriciem i Viktorem. Może
powinienem postarać się z Fleur.
Pogłośniony głos Ludo Bagmana wyrwał Harry’ego z myśli.
- Panie i panowie, nasi reprezentanci wrócili i teraz
możemy wystawić oceny – ogłosił. – Panna Fleur Delacour użyła zaklęcia
Bąblogłowy i została zaatakowana przez druzgotki, powstrzymując ją przed
uratowaniem jej zakładnika. Zdobyła dwadzieścia pięć punktów. – Rozległy się
oklaski. Kiedy ucichły, Bagman kontynuował. – Pan Harry Potter użył
skrzeloziela i pierwszy powrócił ze swoim zakładnikiem. Pomimo że został
zaatakowany przez druzgotki, powrócił w limicie czasowym. Pan Potter zdobywa
czterdzieści siedem punktów. – Głośne okrzyki i oklaski rozbrzmiały z tłumu.
Ponownie, kiedy hałas ucichł, Bagman kontynuował. – Pan Cedric Diggory użył
zaklęcia Bąblogłowy. Wrócił jako drugi ze swoim zakładnikiem, ale pięć minut po
czasie. Pan Diggory zdobywa czterdzieści pięć punktów. – Znów rozległy się
oklaski. – Pan Viktor Krum wykorzystał transmutację, która była niekompletna,
ale mimo to efektywna. Również wrócił ze swoim zakładnikiem, ale nie zmieścił
się w czasie. Zdobywa czterdzieści punktów.
Rozległa się kolejna runda oklasków dla Viktora, ale tym
razem podekscytowanie nadeszło i zniknęło. Harry po prostu zamknął oczy i
pozwolił pochłonąć się wyczerpaniu. Ponownie zdołał znaleźć się na szczycie,
kiedy jedynie starał się przeżyć. Wciąż był na pierwszym miejscu, ostatnim, na
jakim chciał być.
Wybaczcie za to, że w sobotę nie było tego rozdziału, ale nie wyrobiłam się. NDH w środę ;)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, dobrze że Ron przeprosił i znów jest dwniej, dobrze że Harry ma wsparcie w Syriuszu i Remusie, udało mu się i znów jest na prowadzeniu..
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia