Święta
zbliżały się wielkimi krokami, a wraz z nimi ferie świąteczne. Na zajęciach
eliksirów, Malfoy oświadczył głośno:
- Żałuję
tych wszystkich osób, które zostają w Hogwarcie na święta, bo nie chcieli ich w
domu.
Harry, który odmierzał sproszkowane kolce
skrzydlicy, zignorował go. Był zwyczajnie zadowolony, że nie musiał wracać do
Dursleyów, a Ron i jego bracia również zostawali w Hogwarcie, więc po raz
pierwszy nie mógł się doczekać Bożego Narodzenia.
Snape,
który chodził po klasie, zatrzymał się przy kociołku Harry’ego.
-
Potter, jaki jest następny krok? – zapytał.
-
Zostawiam eliksir na ogniu przez dwie minuty, sir – odpowiedział spokojnie
Harry. – Następnie dodam sproszkowany kręgosłup skrzydlicy i zamieszam siedem
razy w lewo.
Snape
skinął głową i poszedł do mikstury Malfoya.
-
Malfoy, proponuję, żebyś skupił się na eliksirze. Jesteś kilka kroków za
resztą.
-
Wciąż jestem w stanie ukończyć go na czas, profesorze – chwalił się Malfoy.
Snape zignorował go i poszedł do następnego kociołka.
-
Jeśli to byłby jeden z nas, Snape dałby mu szlaban – mruknął Ron.
Czy było
to tylko pobożne życzenia, czy Snape naprawdę upomniał Malfoya? – zamyślił się
Harry.
Ta
teoria wyglądała jeszcze mniej prawdopodobnie, gdy Snape zabrał Ronowi punkty
za walkę z Malfoyem, kiedy to Ron został widocznie sprowokowany. Nawet Hagrid
to powiedział.
- Dopadnę
go – przysiągł Ron. – Pewnego dnia się go dopadnę.
- Zastanawiam
się, dlaczego Snape tak bardzo lubi Malfoya – wymamrotał Harry do Rona i
Hermiony, wchodząc do Wielkiej Sali za Hagridem.
-
Tata mówił, że ojciec Malfoya był w wewnętrznym kręgu Sami-Wiecie-Kogo. Czy
twoja mama nie mówiła, że Snape też do niego dołączył? Może stamtąd znają się–
powiedział Ron. Harry jęknął. Dlaczego to wszystko musi być tak skomplikowane?
-
Nawiasem mówiąc, Harry – mówił Ron. – Percy dostał rano sowę od mamy. Mama i
tata powiedzieli, że zabiorą nas do Rumunii, by odwiedzić Charliego, więc nie
będzie nas tu w Boże Narodzenie. Przepraszam, brachu. – Spojrzał na Harry’ego
ze współczuciem.
-
Wszystko w porządku, Ron – powiedział Harry. – Baw się dobrze w Rumunii. Nic mi
się tutaj nie stanie. – Przynajmniej nie musiał wracać do Dursleyów.
-
Masz dużo do zrobienia, Harry – powiedziała zachęcająco Hermiona. – McGonagall
i Flitwick zadali eseje i mamy test z eliksirów po przerwie oraz nie zaszkodzi
powtórzyć na Obronę.
-
Albo może mieć relaksujące ferie i zrobi swoją pracę domową ostatniego dnia –
stwierdził Ron. Hermiona przewróciła oczami.
- I
możesz skorzystać z biblioteki, by poszukać czegoś o Nicholasie Flamelu –
dodała półgłosem, ignorując Rona. Harry uśmiechnął się słabo.
-
Będzie dobrze – powtórzył.
***
Następnego
ranka, Harry pomachał Ronowi i Hermionie, gdy odjeżdżał Hogwart Express, czując
się nieco przygnębiony ich wyjazdem. Kiedy wrócił do zamku, spotkał profesora
Snape’a, który czekał w Głównym Holu.
-
Potter, dyrektor wymaga twojej obecności w swoim biurze – oznajmił. Odwrócił
się i odszedł.
Harry
stał na środku Głównego Holu, zastanawiając się, dlaczego Dumbledore chciał go
widzieć. I gdzie było biuro Dumbledore’a? Snape nic o tym nie wspomniał. Czy
spodziewał się, że sam się dowie?
-
Potter! – Ostry głos Snape’a przerwał jego coraz bardziej spanikowane myśli. –
Przestań się wałęsać i pospiesz się.
Więc
Snape miał go tam zabrać – pomyślał Harry i pospiesznie podążył za Mistrzem
Eliksirów.
- Przepraszam,
sir. Nie powiedział pan, że powinienem za panem iść.
- Myślałem,
że to oczywiste, Potter. Zostałem poinformowany, że nigdy nie byłeś w gabinecie
dyrektora.
Harry
podążył za Snapem do kamiennej chimery.
-
Czekoladowe żaby – powiedział i kamienny gargulec ustąpił, ukazując kręte
schody. Harry z wahaniem wszedł ze Snapem na pierwszy stopień.
Gabinet
Dumbledore’a był niezwykle interesujący, pomyślał Harry, podchodząc do małych
instrumentów na biurku i do jakiegoś rodzaju żerdzi.
-
Ach, Harry. Cieszę się, że tu jesteś – powiedział Dumbledore, wskazując mu,
żeby usiadł. Harry widział kątem oka, że Snape wciąż stał z tyłu pokoju.
-
Harry, wydaje mi się, że powstała niefortunna sytuacja – kontynuował
Dumbledore. – Profesor McGonagall zachorowała i nie będzie mogła nadzorować
Gryfonów w czasie ferii. – Dumbledore przerwał w tym momencie, aby podnieść
błękitne spojrzenie na Harry’ego. Harry czekał cierpliwie, aż Dumbledore kontynuuje,
zastanawiając się, do czego zmierza.
-
Ponieważ jesteś jedynym Gryfonem, który przebywa w wieży Gryffindoru, wierzę,
że będziesz bardziej bezpieczny w dormitorium Slytherinu, pod nadzorem
profesora Snape’a.
Harry
odetchnął z ulgą. Na początku bał się, że Dumbledore ma zamiar wysłać go z
powrotem do Dursleyów. Skinął głową na znak zgody.
-
Doskonale – powiedział Dumbledore. – Profesor Snape odprowadzi cię do lochów.
Twój kufer zostanie przeniesiony do twojego pokoju.
Harry
wstał, wiedząc, że jest wolny i odwrócił się do drzwi, gdzie stał Snape z
pochmurnym wyrazem twarzy. To będzie ciekawa przerwa, pomyślał sucho Harry.
-
Chodź ze mną, Potter – powiedział Snape, gdy wyszli z gabinetu dyrektora.
Spojrzał na chłopca, idącego obok niego i przypomniał sobie wcześniejszą
rozmowę z Dumbledorem. Nie był szczęśliwy, że został obciążony bachorem.
-
Dlaczego Potter nie wraca do swoich krewnych? – zapytał.
- Myślę,
że to pytanie do Harry’ego – powiedział
spokojnie Dumbledore. – Niezależnie od przyczyny, pragnie pozostać w Hogwarcie
na przerwę świąteczną, a my wyświadczymy mu przysługę.
Dumbledore
zasugerował kiedyś, że Potter nie jest szczęśliwy z krewnymi. Wargi Severusa zacisnęły
się, gdy pomyślał o Petunii. Nigdy nie pogodziła się z tym, że Lily była
magiczna, a ona nie. Jego myśli zostały przerwane przez ich przybycie do
wejścia do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
-
Salazar – powiedział do pustej ściany, która ujawniła Pokój Wspólny. Stojący za
nim Harry przewrócił oczami na tak nieoryginalne hasło. W Pokoju Wspólnym
Slytherinu było zdecydowanie nie tak przytulnie jak w Pokoju Wspólnym Gryfonów,
zdecydował Harry, gdy zobaczył budzącą grozę zieloną poświatę i skórzane
kanapy.
-
Potter, zanim cię tu zostawię, istnieją pewne reguły, które muszę ci
przedstawić. Gdy jesteś pod moim nadzorem, masz uzgadniać ze mną każde wyjście
z zamku. Masz wracać do Pokoju Wspólnego przed godziną policyjną i ostrzegam,
Potter, nie toleruję łamania reguł. Czy to jasne?
- Tak
jest, proszę pana – odpowiedział posłusznie Harry. Snape spojrzał na niego
podejrzliwie, ale powiedział jedynie:
-
Będziesz mieszkał w dormitorium pierwszorocznych chłopców. Będę niezadowolony,
jeśli wystąpią później jakiekolwiek problemy.
Harry
skinął głową i Snape wyszedł. Pozostawiony sam sobie, Harry nie był pewny, co
robić. Wszedł do sypialni i zauważył swój kufer na krańcu łóżka. Harry był
zadowolony, że nie należało do nikogo innego. Spanie w łóżku Malfoya byłoby po
prostu obrzydliwe.
Kiedy
Harry wrócił do Pokoju Wspólnego, przy kominku siedziały dwie dziewczyny z jego
roku. Patrzyły na niego dziwnie.
- Co
on tu robi? Czy Snape wie, że w naszym Pokoju Wspólnym jest Gryfon? – Jedna z
nich zwróciła się do drugiej, na tyle głośno, że Harry mógł usłyszeć. Harry
zdecydował, że nie ma sensu udawać, że ich nie słyszał.
-
Dumbledore powiedział mi, że zostanę w waszym Pokoju Wspólnym podczas przerwy,
ponieważ nie ma nikogo w wieży Gryffindoru – powiedział Harry.- Jestem Harry
Potter, tak w ogóle.
-
Wiemy – powiedziała jedna z nich, przewracając oczami. – Jestem Daphne
Greengrass
-
Tracey Davis – odparła druga. Z tymi słowami wróciły do tego, o czym
rozmawiały, a Harry zdecydował się odwiedzić Hagrida. Zatrzymał się, aby
zapukać do drzwi Snape’a.
-
Wejść – rozległ się głos z wewnątrz.
- Profesorze,
mam zamiar iść odwiedzić Hagrida, jeśli mogę – powiedział Harry.
-
Tak, idź, Potter – powiedział z irytacją Snape. – Spodziewam się zobaczyć cię
na kolacji.
Tego
wieczora na kolacji była tylko garstka uczniów, wraz z Potterem. Severus był w
niefortunnym położeniu, siedząc miedzy Dumbledorem i Hagridem.
- Jak
tam twoje popołudnie, Hagridzie? – spytał Dumbledore z błyskiem w oku.
-
Młody Harry przyszedł mnie odwiedzić, psorze – odparł z uśmiechem Hagrid. – To
dobry chłopak.
- Mam
nadzieję, że nie czuje się zbyt samotny.
- Nie
bardziej niż można się było spodziewać bez Rona i Hermiony. Przynajmniej nie
jest z Dursleyami. – Ton Hagrida stał się nienaturalnie posępny. – Paskudna rodzina.
A ich chłopak, zepsuta świnia, jaki kiedykolwiek widziałem.
Dumbledore
westchnął.
-
Pamiętam, kiedy poszedłem dać mu list. Musiałem wywarzyć drzwi, co zrobiłem. I
Harry leżał na podłodze, podczas gdy ta kupa tłuszczu zajęła dla siebie kanapę.
Severus
przestał jeść, słuchając Hagrida. Słyszał, że Hagrid powiedział Potterowi o
Hogwarcie i magii, ale to było coś nowego.
-
Jego pierwszy list został adresowany do Komórki Pod Schodami. – Tutaj Hagrid
był zbyt załamany i musiał przerwać, by wydmuchać nos jego wielką chusteczką.
Po jego drugiej stronie, Flitwick poklepywał plecy Hagrida ze współczuciem.
Więc idealny Potter nie był mimo wszystko doskonały, pomyślał Severus,
nieświadomie wpatrując się w dzieciaka siedzącego samotnie na drugim końcu
stołu Gryffindoru.
***
Jako
samotny Gryfon na terytorium Slytherinu, Harry nie miał nic do roboty . Nie
czuł się wystarczająco dobrze w Pokoju Wspólnym Slytherinu, aby spędzić tam
swój czas i nie miał ochoty iść do biblioteki, by bez Rona i Hermiony odnaleźć
Nicholasa Flamela. Był już odwiedzić Hagrida, pomyślał, kiedy wszedł spokojnym
krokiem do lochów, gdy myślał o swoich wyborach. Był zbyt zimno by polatać…
-
Potter, co robisz bez celu w lochach? – Harry podskoczył, gdy wyraźny głos
Snape’a przedarł się przez jego myśli.
- Ee,
nic, profesorze. Myślałem nad tym, co robić.
-
Znudzony, co, Potter? – spytał jedwabistym głosem Snape. – Mogę wymyślić coś,
co złagodzi nudę.
Dziesięć
minut później Harry stał na stanowisku pracy w klasie eliksirów, warząc
lekarstwo na czyraki, podczas gdy Snape stał z przodu sali, warząc dwie
mikstury naraz.
- Proszę
pana, dlaczego pani Pomfrey potrzebuje lekarstwa na czyraki w Skrzydle
Szpitalnym? – spytał, dusząc rogate ślimaki. Naprawdę warzyli eliksiry do
Skrzydła Szpitalnego.
-
Ponieważ, Potter, większość studentów jest kretynami, których jedynym celem
jest zwiększenie mojego obciążenia pracą poprzez rzucanie w siebie głupimi
klątwami.
Harry
zaśmiał się lekko i spojrzał w górę, aby zobaczyć jak Snape patrzy się dziwnie
na niego.
-
Potter, dlaczego jesteś w Hogwarcie, a nie z rodziną, jak reszta twoich małych
przyjaciół? – spytał nagle Snape.
-
Moja rodzina i ja nie dogadujemy się, proszę pana – odparł Harry, wracając do
swojego eliksiru. Nikt nic więcej nie powiedział do czasu, aż Harry miał zamiar
wyjść.
-
Mogę wrócić jutro, aby panu pomóc? – zapytał Harry. Snape przyjrzał się
eliksirowi leżącemu na biurku, który Harry przelał do fiolki.
-
Bardzo dobrze, Potter. Jeśli już muszę znosić twoją obecność, upewnij się, że
będziesz tu o dziewiątej.
Kolejne
kilka dni nie można byłoby nazwać zabawnymi, ale raczej komfortowymi. Harry
spędzał czas ze Snapem i w przeważającej części byli dla siebie kulturalni.
Harry stwierdził, że nauczył się całkiem dobrze radzić ze Snapem.
-
Głuchy jesteś, Potter? – warknął Snape. – Powiedziałem pokroić w kostkę, a nie
posiekać.
- Czy
mógłby mi pan pokazać, profesorze? – spytał stanowczo Harry, nie chcąc by jego
temperament wziął nad nim górę. Snape rzucił mu piorunujące spojrzenie, lecz
pokazał mu.
-
Lubi pan eliksiry? – spytał pewnego razu Harry. Zwykle ukształtowane rysy
Snape’a ukazały zaskoczenie.
-
Czemu pytasz, Potter?
- Po
prostu nie wiem, czy je pan lubi, czy nie. Naprawdę mnie interesuje to, co pan
powiedział na naszej pierwszej lekcji, o urzekaniu umysłu i wabieniu zmysłów,
ale nie wydaje mi się, żeby lubił pan uczyć eliksirów i ich warzenia. – Harry
starał się unikać spojrzenia Snape’a.
Snape’owi
zajęło chwilę, aby odpowiedzieć.
-
Dość prawidłowe spostrzeżenie, Potter. Posiadam kreatywność potrzebną do
tworzenia nowych eliksirów lub wprowadzania zmian do istniejącego. Ponowne
warzenie tej samej mikstury nie jest przyjemne, ani nauczanie dzieci, które nie
chcą się uczyć.
-
Dlaczego, więc pan uczy? Proszę pana? – dodał Harry, krzyżując palce i mając nadzieję,
że Snape przyjął to pytanie tak, jak miał.
- To
jest zawód, w który się przypadkowo wplątałem – oznajmił Snape i Harry
wiedział, że sprawa jest zamknięta.
***
W
Boże Narodzenie Harry’ego obudziły piski radości, pochodzące z Pokoju
Wspólnego. Zakładając okulary i szatę, udał się do Pokoju Wspólnego, by
zobaczyć Tracey i Daphne otoczone stosami papieru do pakowania i prezenty.
Snape siedział w fotelu z książką.
Gdy
go zobaczyli, Daphne wykrzyknęła:
-No i
widzisz, obudziłaś Pottera.
Tracey
tylko się uśmiechnęła i powiedziała:
- On
nie ma nic przeciwko, prawda? Prezenty!
Zwróciła
się do kupki pod choinką w rogu pokoju.
- S-są
dla mnie prezenty? – Harry nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Nie
bądź taki zaskoczony – stwierdziła złośliwie Tracey. – To tak, jakbyś nigdy
wcześniej nie dostał prezentów.
- Nie
dostałem – powiedział cicho Harry, ale dziewczyny nie usłyszały go, choć inny
lokator owszem. Spojrzał na stos i ledwie był w stanie uwierzyć, że były jego.
- Zamierzasz
je otworzyć, czy nie? – zawołała Tracey, podczas gdy Daphne przewróciła oczami.
-
Przynieś je tutaj i otwórz, Potter – powiedziała.
Harry
posłusznie przyniósł prezenty tam, gdzie siedziały dziewczyny i ostrożnie
zaczął je rozpakowywać. Od Hermiony dostał słodycze, ręcznie dziergany zielony
sweter i domowe krówki od pani Weasley, drewniany flet od Hagrida i
pięćdziesiąt pensów od Dursleyów.
- To
przysłali ci twoi krewni? – zapytała Daphne, studiując pięćdziesiąt pensów.
Harry wzruszył ramionami.
- To z
ich strony przyjazny gest. Możesz je zachować, jeśli chcesz.
Wszystko
zostało rozpakowane, oprócz jednej rzeczy. Harry ostrożnie rozwiązał opakowanie
i wypadł z niego lekki, lśniący płaszcz i dwa kawałki papieru. Podniósł
pierwszą notatkę, która została napisana chaotycznym pismem.
James zostawił ją u mnie, zanim
umarł. Czas, by wróciła do ciebie. Użyj jej dobrze. Załączam też coś, co będzie
dla ciebie interesujące. W środku była piękna tak, jak na zewnątrz. Wesołych
świąt!
Harry
spojrzał na notatkę, zastanawiając się, kim mogła być osoba, która wysłała
tajemniczą wiadomość. Podniósł drugi kawałek papieru. Nie była to jednak
notatka, z czego zdał sobie sprawę, gdy chwycił ją w dłonie. Ta była gładka i
błyszcząca. Fotografia. Odwrócił ją, ukazując dość młodą kobietę z rudymi
włosami, zielonymi oczami i olśniewającym uśmiechem. Machała do niego, gdy
zapamiętywał jej wygląd.
Wziął
głęboki oddech.
-
Mama – wyszeptał.
- Co
to jest, Harry? – zapytała Tracey z zaciekawieniem.
- To
fotografia mojej mamy – powiedział cicho Harry. Snape zerwał się na nogi.
-
Mogę zobaczyć? – spytała Tracey.
Harry
miał ochotę trzymać obrazek na zawsze, ale w milczeniu podał go Daphne, która
była najbliżej. Spojrzała na niego zanim podała go Tracey.
-
Jest bardzo ładna – powiedziała z szacunkiem Tracey, a Daphne przytaknęła. Obie
wydawały się wyczuć, jak wiele znaczyła dla niego ta fotografa.
-
Niech pan zobaczy, profesorze – powiedziała, podając ją do Snape’a. Ręce
Snape’a drgnęła, jakby był niepewny, czy ją wziąć. W końcu ciekawość zwyciężyła
i wziął ją od Tracey, by spojrzeć. Czy tylko Harry zauważył, że nieznaczne napina
wargi, a w zwykle beznamiętnych, czarnych oczach, emocje?
W
końcu Snape podał mu ją. Harry podszedł do Snape’a, aby zabrać fotografię i
zauważył, że Lily, która uśmiechała się i machała, teraz mrugała i przesyłała
pocałunki do profesora.
-
Myślę, że pana lubi – powiedział Harry, uśmiechając się łagodnie. – Tylko machała,
gdy ja miałem fotografię.
Snape
nie odpowiedział, tylko wstał.
- Jeśli już skończyliście, pójdę korzystać z
mojego dnia wolnego. Nie będę w swoim biurze, więc mi nie przeszkadzajcie.
Kiedy
Snape wyszedł, Daphne jęknęła z zaskoczenia.
-
Myślę, że wiem, co to jest – powiedziała. – To jest Peleryna Niewidka.
Występują naprawdę rzadko. Kto wysłał ci ta paczkę?
- Nie
wiem – oznajmił Harry, wciąż patrząc w zamyśleniu na wejście do Pokoju
Wspólnego.
***
Severus
ukrył twarz w dłoniach, gdy siedział tej nocy w swoich kwaterach. Harry Potter.
Za każdym razem, gdy widział chłopca, za każdym razem, gdy rozmawiał z chłopcem
był atakowany emocjami, które cały czas ukrywał. Chłopiec, który drwił sobie z
niego swoim imieniem, pomyślał ponuro, przypominając sobie dzień, który
wydarzył się dawno temu.
1977
Opadła na trawię i odwróciła do
Severusa. Severus chłonął jej rysy twarzy, nie mogąc uwierzyć, że wybrała właśnie
jego. Przynajmniej na razie.
- Sev – powiedziała Lily, leniwie
podnosząc się na trawie. – Gdybyś miał dziecko, jak dałbyś mu na imię?
- Dlaczego pytasz? – zapytał
lekko zaskoczony Severus.
- Po prostu się zastanawiam –
odparła Lily. Lily miała zwyczaj pozwalania pociągowi myśli na uciekanie z jej
ust. Severus pomyślał, że powinien się od niej spodziewać dziwnych pytań i uwag,
ale wciąż go czasami szokowała.
- Nie wiem – oznajmił Severus. –
Nigdy nie myślałem o sobie, jako o rodzicu.
- Uważam, że byłbyś wspaniałym
ojcem. Jesteś twardy, ale też delikatny.
Rumieniąc się lekko, Severus
postanowił zmienić temat.
- A ty? Jak nazwałabyś swoje
dzieci?
- Gdybym miała dziewczynkę dałabym
jej na imię Rose – powiedziała natychmiast Lily. Rose Lily Snape, pomyślał
Severus. Głos w jego umyśle prychnął.
- Jeśli byłby to chłopiec,
nazwałabym go Harry.
Ładnie to brzmiało.
- Harry Snape
- Co powiedziałeś? – Lily
wpatrywała się w niego. Powiedział to na głos?
- Nic – powiedział szybko.
- Powiedziałeś Harry Snape? –
spytała Lily. Severus nie patrzył na nią, by nie zobaczyć jej wyrazu twarzy.
- Nie
miałem na myśli – Borykał się ze słowami, które mogłyby rozładować sytuację. Pewnie
myśli, że jest idiotą, zakładając, ze będzie ojcem jaj przyszłych dzieci.
-
Miałeś – oznajmiła Lily. To było proste stwierdzenie faktu. – Podoba mi się –
ciągnęła. – Ładnie brzmi.
Severus
wreszcie na nią spojrzał. Uśmiechała się do niego. Odpowiedział tym samym
nieśmiało.
Harry Potter. Niekochany przez swoich mugolskich
krewnych… zaprzyjaźnił się z tymi, z którymi inni nie chcieli… zawsze chętny do
pomocy… ze znajomymi w Slytherinie… chętnie spędza czas na warzeniu eliksirów
ze Snape’em. Ani odrobinę nie przypominał Jamesa Pottera. Severus potarł
skronie, usiłując pozbyć się bólu głowy. Musiał wydostać się z lochów,
postanowił, chwytając płaszcz i próbując opuścić swoje myśli.
***
Harry
stanął przed dziwnym lustrem, chłonąc spojrzeniem samego siebie z ojcem, z ręką
ojca wokół jego ramienia. Jego ojciec uśmiechał się do niego z dumą. Jego matka
stała za nimi, uśmiechając się do nich z miłością. Harry wyciągnął rękę, by
dotknąć pięknego obraz, ale mógł dotknąć jedynie szkła.
-
Potter, czy mogę wiedzieć, co robisz tu o godzinie policyjnej? – Głos, który
mówił brzmiał jak warczenie.
-
Przepraszam, proszę pana – powiedział Harry, wciąż nie odrywając wzroku od
obrazu. Snape stanął za nim.
-
Widzę… - Harry przerwał. Lily w lustrze przeniosła się na miejsce obok Snape’a
i wzięła go za rękę. Lily i Snape uśmiechnęli się do siebie czule, dłoń Snape’a
nadal była na ramieniu Harry’ego. Spojrzał na Snape’a.
-
Widzę moich rodziców. A pan co widzi? – Snape nie odpowiedział. Harry nie
oczekiwał odpowiedzi. Stali w milczeniu przez chwilę, aż powieki Snape’a
opadły.
-
Chodź, Potter. Odeskortuję cię z powrotem do Pokoju Wspólnego, zanim wpadniesz
w więcej kłopotów.
Rzucając
ostatnie spojrzenie na lustro, Harry podążył za nim.
Oni są czasami naprawdę uroczy <3 Dalej czekam na moment, w którym Snape dowie się, że Harry faktycznie jest JEGO synem. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńchyba jednak można liczyć na szczęśliwe zakończenie... ale poczekamy zobaczymy. Ta część jest taka słodka, że brakuje mi słów do napisania komentarza.
OdpowiedzUsuńLunatyk
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, mam wrażenie że to, że Harry trafił na ten czas do Slytherinu to sprawka Dumbledora, aby poznał Severusa jak i Severus poznał Harrego... jeszcze to lustro co widział Severus, sam się wiele dowiedział o Harrym z rozmowy Dumbledora i Hagrida jak i z tego co wydarzyło się w pokoju wspólnym Slytherinu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia