Później,
tego samego popołudnia, Snape poprawiał papiery na swoim biurku w kwaterach,
kiedy do środka wpadł Harry. Snape wstał, ale zanim mógł złajać bachora za to
hałaśliwe wejście, Harry rzucił torbę na kanapę i złapał go w pasie.
-
Udało się, tato! – zaskomlał radośnie mały potwór. – Dorwaliśmy go! Twój plan
był genialny! Widziałeś, jak węże ścigały go po klasie? Widziałeś, jak wszyscy
byli zaskoczeni? Jakiego zaklęcia użyłeś, żeby stał się człowiekiem? Nawet nie
słyszałem, jak je wymawiasz! Widziałeś, że zrobiłem, co mi kazałeś i trzymałem
się z daleka? Co się stało z eliksirem Neville’a? Powiedział, że ty
powiedziałeś, że nie musi już chodzić na eliksiry, to prawda? A dyrektor nie
zorientował się, co się stało? Nie sądzisz, że Lunatyk był świetny? Pani Bones
jest straszna, prawda? Przez chwilę, myślałem, że cię przeklnie! Dlaczego cię
nie lubi? A dobrze się spisałem? Huh? To dobrze, że Draco zaczął gwiazdorzyć,
prawda? Wiedziałeś, że to zrobi? Co teraz się stanie? Czy Łapa będzie mógł
przyjść do Hogwartu, by nas odwiedzić? A dobrze się spisałem? Widziałeś, że nic
nie zrobiłem – nawet, gdy próbował mnie złapać? Po prostu stałem i grałem
zaskoczonego jak wszyscy inni!
-
Oczywiście, że widziałem wszystko, głupi dzieciaku. Byłem tam, prawda? –
prychnął Snape, ale nie potrafił zmusić się, by dać chłopcu ostrą naganę za
jego niestosowne zachowanie. Mimo wszystko, był pierwszą osobą, która naprawdę
komplementowała przebiegły plan Snape’a. – Siadaj.
Harry
posłusznie opadł na kanapę, ale był zbyt podekscytowany, by siedzieć
nieruchomo. Zaczął podskakiwać w miejscu.
-
Widziałeś, jacy Ron i Hermiona byli zaskoczeni? Ron wciąż jest zdenerwowany z
powodu Parszywka, ale Percy jeszcze bardziej. Dyrektor przyszedł po Rona na
zaklęciach, żeby porozmawiał z aurorami. I wiesz co? Zamierzają pomówić też z
resztą Weasleyów. Nie będą mieli kłopotów, prawda? O co aurorzy będą ich pytać?
Myślisz…
-
Potter! – Snape usiadł obok bachora, a nieustające podskakiwanie sprawiło, że
zrobiło mu się niedobrze. Jedno zaklęcie przylepca później i Harry
znieruchomiał z komicznym wyrazem zaskoczenia.
-
Hej! – zaskomlał, dostrzegając, że jego zadek niezachwianie przylega do
ciężkiej kanapy. Okręcił się, ale nie potrafił uwolnić.
-
Przestań się tak diabelnie kręcić – powiedział stanowczo Snape. – Muszę z tobą
porozmawiać, a nie jestem w stanie, kiedy zachowujesz się tak, jakbyś siedział
w gnieździe ognistych szerszeni. Doskonale wiesz, że to zaklęcie nie wyrządza
żadnego bólu.
-
Nie powiedziałem, że boli – zaprotestował Harry, a zaskoczenie słowami Snape’a
skutecznie rozproszyło jego próby uwolnienia tyłka z kanapy. – Wiem, że mnie
nie zranisz.
Snape
odchrząknął, starając się jak najlepiej ignorować gulę, którą wywołała pełna
ufności twarz chłopca.
-
No więc, nie musisz się tak kręcić. Zniosę zaklęcie, kiedy pokażesz, że umiesz
siedzieć jak młody gentelman i prowadzić cywilizowaną rozmowę.
-
Tak jest. – Harry posłusznie usiadł i nawet złożył ręce na kolanach.
-
Tak lep… - zaczął Snape, tylko po to, by Harry przerwał mu z oczami ponownie
błyszczącymi z ekscytacji.
-
Ale wiedziałeś, co się stało, prawda? Znaczy, jak Pettigrew próbował mnie
złapać i w ogóle? To okropnie odważne, jak Neville złapał mnie i odciągnął,
prawda?
Snape
westchnął. Zaczynał mieć pewną sympatię do drakońskich metod Lucjusza Malfoya,
jakimi uczył syna czystokrwistej etykiety.
-
Tak, widziałem, co zrobił Longbottom. To było całkiem… pomocne.
-
Przyznasz mu punkty? – zapytał Harry z błyskiem psoty w oku. Wiedział, że jego
ojciec ma reputaję takiego, co nie przyznaje punktów uczniom z innych Domów niż
Slytherin.
-
Nie – powiedział Snape, ucinając szereg pytań, zanim mogły pojawić się kolejne.
– Jednak zamierzam wynagrodzić ciebie.
Pobudzone
paplanie Harry’ego urwało się z sapnięciem zdziwienia.
-
Mnie? Za co? – zapytał.
Snape
skrzywił się. Głupie książki, nalegające
na pozytywną motywację.
-
Wypełniłeś moje instrukcje, prawda? I przeciwstawiłeś się jakimkolwiek
zuchwałym, gryfońskim wyczynom? Nie próbowałeś samodzielnie chwycić Pettigrew,
ani nie mieszałeś się w żaden sposób z dorosłymi w klasie.
Harry
przytaknął z szeroko otwartymi oczami.
-
Kazałeś mi tego nie robić.
-
Zupełna racja. – Snape nie dodał, jak był zaskoczony tym, że chłopiec
posłuchał. James Potter nigdy by nie był w stanie oprzeć się skokowi w powstały
chaos, tak samo jak ten idiota Black. To dlatego – pomimo głośnych protestów
kundla – tylko Remus brał udział w akcji. Snape nie wierzył, że Black jest w
stanie pozostać na uboczu i wkroczyć tylko wtedy, kiedy plan zawiedzie i Harry
będzie w bezpośrednim niebezpieczeństwie.
-
A ponieważ zrobiłeś, co ci kazałem, dostaniesz nagrodę. – Zignorował pełną
niedowierzania radość wkraczającą na twarz dzieciaka i przywołał małe pudełko.
– Proszę.
Harry
z zapałem rozerwał papier.
-
Wow! – krzyknął. – Całe pudełko czekoladowych żab! Dzięki, tato! – Rzucił się
na mężczyznę, nieco skrępowany przez wciąż działające zaklęcie przylepca.
-
Tak, tak, nie ma za co – mruknął zakłopotany Snape. Bachor zachowywał się tak,
jakby otrzymał jakiś bezcenny skarb, a nie tylko kilka słodyczy. Naprędce
poklepał chłopca po ramieniu, po czym usadził go ponownie.
Harry
gapił się na pudełko żab z mieszaniną niedowierzania i zadowolenia. Nigdy
wcześniej nie otrzymał prezentu za dobre zachowanie. W jego przekonaniu,
robienie tego, co mu kazano jest tylko sposobem na uniknięcie klapsa w tyłek
albo wściekłej diatryby. Nigdy nie słyszał o otrzymywaniu za to prezentów!
Harry
przełknął zły radości. Jego tata był niezwykle dla niego miły. Nie tylko dawał
mu prezenty bez szczególnego powodu – jak miotła – i przypisywał tylko
najlżejsze kary, kiedy Harry był niegrzeczny, ale też profesor dawał mu podarki
za wykonywanie poleceń? Jak wiele dzieciaków miało szczęście być tak
traktowanym?
Snape
obserwował, jak chłopak z zachwytem gładzi pudełko, jakby było jakimś
delikatnym kwiatem i starał się nie pokazać na twarzy żalu. To aż nazbyt
oczywiste, że dzieciak w dotychczasowym życiu nie dostawał wielu prezentów.
-
To, że trzymałeś się planu pozwoliło mi skoncentrować się raczej na schwytaniu
Pettigrew, niż na bronieniu cię przed skutkami jakiś głupich działań –
powiedział chłopcu. – Jestem z ciebie… zadowolony.
Harry
uniósł wzrok, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-
Naprawdę? – Był tak szczęśliwy, że czuł się tak, jakby jego serce mogło
wyskoczyć mu z piersi. Tata był z niego zadowolony! I nawet to głośno przyznał!
Właśnie wtedy Harry złożył sobie obietnicę, że zrobi wszystko, by ponownie
zadowolić swojego tatę. To uczucie było zbyt fantastyczne.
-
Hmf. – Snape ponownie odchrząknął. – I instrukcje, które dałeś wężom były
podobnie pomocne. Doskonale się spisały. Gdyby nie ich działanie, Pettigrew z
pewnością by uciekł.
Harry
rozpromienił się.
Potem
Snape zdecyduje, że te zielone oczy tymczasowo wytrąciły go z równowagi, ponieważ
nie miał zamiaru wypowiadać słów, które następnie wyszły z jego ust, ale
oczywiście, kiedy już wyszły, nie miał nadziei na ich cofnięcie.
-
I dlatego zdobyłeś dla siebie drugą nagrodę. Co byś chciał?
Szczęka
Harry’ego opadła. DWIE nagrody? Dostanie DWIE? Tylko dlatego, że zrobił to, co
profesor mu kazał? To genialne. Pewnie, wiedział, że Ron dostał od wujka Artura
dodatkowego galeona do kieszonkowego, po tym, jak dobrze zrobił esej z
transmutacji, a Hermiona powiedziała, że jej rodzice zwykle nagradzali jej
dobre stopnie wycieczką do sklepu z książkami, ale on nigdy nie wyobrażał
sobie, że może być podobnie traktowany – zwłaszcza nie wtedy, gdy jego opiekun
nawet nie był w pełni przekonany tym, że Harry poprawnie zidentyfikował
Parszywka! Było po prostu tak, że profesor Snape nie był skłonny ryzykować
skutków tego wszystkiego, więc kłócił się z Lunatykiem i Łapą o to, po czym
wymyślił swój nikczemny plan złapania szczura… Aa potem, kiedy zadziałał i
słowa Harry’ego się sprawdziły, profesor naprawdę myślał, że Harry zasługuje na
więcej nagród?
Harry
czuł tylko ulgę z powodu tego, że ma rację. Co, jeśli by się pomylił, jak
myśleli Remus i Syriusz? Zastanawiał się nad tym cały dzień. Co, gdyby
pomieszał dwa podobne szczury? Profesor byłby wściekły za zmarnowane wysiłki. A
gdyby dyrektor się dowiedział – Harry zadrżał. Z pewnością odesłałby Harry’ego
z powrotem do Dursleyów za to, że był takim głupim, kłopotliwym idiotom i
wywołał taką wrzawę.
Nawet
jeśli profesor Dumbledore nigdy nie dowiedział się o sprawie, Harry wciąż
zastanawiał się, że gdyby Parszywek okazał się być tylko szczurem, który był
niezwykle podobny do starego kolegi Syriusza i Remusa, czułby się bardzo
niekomfortowo. Jego ojciec chrzestny i Remus pewnie byliby zbyt mili, by
powiedzieć Harry’emu: „a nie mówiliśmy?”, ale Harry wewnętrznie podejrzewał, że
Łapa, przynajmniej, dokuczałby Snape’owi. I wiedział, że profesor nie lubił się
mylić – nie mówiąc o błędach związanych z nim.
Harry
myślał, że jego opiekun nie dałby mu klapsów podobnych do vernonowych, nawet
jeśli były całkiem zasłużone, ale był mentalnie przygotowany na brutalne słowne
lanie na temat tego, że tylko głupkowate chłopczyki dochodzą do takich
wniosków. Tak naprawdę odprężył się dopiero, gdy gruby mężczyzna pojawił się
nagle na biurku Snape’a.
Ale
podczas gdy Harry czuł wielką ulgę z powodu swojej poprawnej identyfikacji, po
prostu przypuszczał, że to oznacza, że nie zostanie zbesztany. Nigdy nie
wyobrażał sobie, że mógłby zostać nagrodzony.
-
N-nagrodę? – powtórzył z niedowierzaniem. – I mogę sobie wybrać?
Snape
przewrócił oczami, wściekły na samego siebie. Kim ty jesteś, Puchonem? Już przytuliłeś i pochwaliłeś bachora!
Zmarnujesz bachora przez takie niekończące się oferty! Tylko jeden Merlin wiem,
jakiej ekstrawaganckiej nagrody bachor będzie żądał!
-
Tak powiedziałem, prawda?
Zadrżał
wewnętrznie, wyobrażając sobie, o jakich nagrodach mogli marzyć Weasley i
Malfoy. Oczywiście, musiał dostać odpowiedź od Harry’ego, zanim ten będzie mógł
skonsultować się z innymi chłopcami.
-
No?
-
M-moglibyśmy… - Harry przerwał niepewnie i spuścił wzrok. To zbyt wiele! To byłoby chciwe, prosić o coś takiego!
Zdenerwowanie
Snape’a wzrosło na oczywistą autocenzurę chłopca. Jakby nie miał lepszych
rzeczy do roboty oprócz siedzenia i czekania, aż mały zasmarkaniec wymyśli
jakiś bardzo wyszukany prezent. Już żałował swojej hojności, a jeśli bachor
myśli, że spędzi resztę dnia, starając się nakłonić go do odpowiedzi…
-
Czego chcesz, Potter? – zapytał ostro. – Mówże!
Harry
podskoczył zaskoczony.
-
Eee… nie wiem – wyjąkał, wybierając łatwiejszą drogę.
Ku
jego zaskoczeniu, poczuł na podbródku silne palce, zmuszając go do spojrzenia w
oczy taty.
-
Nie będę tolerował kłamstwa, młody człowieku – powiedział ze złością Snape. –
To całkiem oczywiste, że o czymś myślisz. Wyduś to z siebie!
Harry
przełknął ślinę. Będzie brzmieć tak zachłannie i niewdzięcznie!
-Eee,
no, po prostu zastanawiałem się… czy nie byłoby zbyt dużym kłopotem… jeśli
będziesz miał czas, moglibyśmy… znaczy, nic się nie stanie, jeśli nie będziemy
mogli!
-
CO? – zapytał Snape, a jego cierpliwość się skończyła.
-
Moglibyśmyiśćznowunalody? – wypalił Harry, spuszczając wzrok mimo palców pod
brodą. Naprawdę nie chciał widzieć zirytowanego wyrazu twarzy jego taty, kiedy
zda sobie sprawę, jak wymagający jest Harry.
Snape
zamrugał. To była prośba chłopca? Kolejna wycieczka do lodziarni? Tylko tego
chciał? I to z nim? Czy większość dzieci w jego wieku wolało nie pokazywać się
publicznie ze swoimi rodzicami?
Snape
nie zamierzał pokazywać, jak wzruszyła go prośba chłopca.
-
Dobrze, Potter. Znowu przejdziemy się na ulicę Pokątną i na lody pana
Fortescue’a.
Błyszczące
oczy przebiły jego własne.
-
Dziękuję, tato! – Harry odetchnął. Merlinie,
ale jego tata był dla niego dobry!
- Możesz dzisiaj uczestniczyć w uczcie pożegnalnej, choć
podejrzewam, że będzie w jakiś sposób przytłumiona przez dzisiejsze wydarzenia.
Jutro, wsiądziesz do pociągu Hogwart Express ze swoimi przyjaciółmi, kiedy
pojadą do domu na zimowe ferie, a potem spotkamy się na stacji i zabiorę cię na
wycieczkę, po czym wrócimy do Hogwartu.
- Dziękuję! – Harry wiłby się z radości, gdyby nie
działające na poduszkach zaklęcie przylepca. Weźmie też udział w przejażdżce
pociągiem z przyjaciółmi!
Snape pocieszył się myślą, że zawsze będzie mógł zebrać
jakieś składniki eliksirów, których sklepy w Hogsmeade nie sprzedają. Podczas
ich poprzedniej wycieczki bachor pokazał, że wyjątkowo cierpliwy podczas takich
zajęć.
- Spodziewam się, że będziesz się dobrze zachowywał –
ostrzegł surowo. – Jakiekolwiek psoty i szaleństwa w pociągu spowodują, że zabiorę
cię prosto tutaj i spędzisz resztę dnia na pisaniu linijek.
- Tak jest – potwierdził posłusznie Harry, choć wewnętrznie
naśmiewał się. Jakby Jones i inni prefekci pozwoliliby na żarty w Expressie!
Poza tym, nadchodziły Święta i rodzice oczekiwali ich na stacji. Jaki uczeń
mógłby być na tyle głupi, by w tych okolicznościach ryzykować złym zachowaniem?
- Dobrze. – Snape spojrzał podejrzliwie na chłopca, ale nie
mógł znaleźć powodów, żeby podać kolejne mroczne groźby. Przerwał. – Jesteś już
w stanie siedzieć normalnie?
-
Tak. – Harry wytrzymał nieruchomo, podczas gdy tata machnął różdżką, po czym
podskoczył lekko – tylko po to, by się upewnić, że jego tyłek jest już
odklejony. – Eee, tato…
-
Tak? – Snape spojrzał na niego złowrogo. Co tym razem? Skarga na to, że został
przyklejony zaklęciem przylepca?
Nagle,
Harry spojrzał na niego poważnie.
-
Wiedziałeś, co się stanie dzisiaj w klasie? Chodzi mi o Pettigrew? Wiedziałeś,
że skończy – w taki sposób?
-
Że martwy?
Harry
przytaknął poważnie.
Snape
zastanowił się. Jak wiele wyjawić? Chciał, by chłopiec nauczył się myśleć jak
Ślizgon – ponieważ powszechnie uznawano, że Gryfoni nie myślą; po prostu
krzyczeli i skakali – ale jednocześnie, Harry miał tylko jedenaście lat. Czy to
nie za wcześnie, by wyjaśnić komuś, jak planuje się czyjąś śmierć?
-
A jak myślisz?
-
Cóż – powiedział ostrożnie Harry, – myślałem o tym, co wcześniej powiedziałeś?
-
Na temat…?
-
Na temat tego, że jeśli ktoś chce cię zabić, musisz pierwszy wstać i zabić tego
kogoś. I, cóż, Pettigrew tak jakby chciał mnie zabić, prawda? Znaczy, kiedy
Voldesnort wróci… - Snape poczuł ból, zdając sobie sprawę, że Harry
zaakceptował powrót Czarnego Pana jako
pewnik. Oczywiście miał rację, ale wciąż Mistrz Eliksirów odczuwał ostry ból,
słysząc, jak chłopak mówi o tym z taką rezygnacją, – to zrobiłby wszystko, by
pomóc mu mnie zabić, prawda? Oczywiście, wciąż są na mnie wściekli za to, że
nie umarłem, gdy byłem dzieckiem, tak?
-
Nie mam wątpliwości, że Czarny Pan wciąż pragnie twojej śmierci – powiedział
Snape tak łagodnie, jak tylko potrafił. – I że skorzysta z pomocy swoich
zwolenników, żeby osiągnąć swój cel.
Harry
skinął głową.
-
Więc wcześniej się podniosłeś i zabiłeś Pettigrew, zanim mógł zabić mnie –
powiedział prosto.
Snape
skinął głową w odpowiedzi, obserwując dokładnie chłopca.
-
Tym sposobem, znika jedna z osób, które chcą pomóc Voldesnortowi mnie zranić –
Westchnął, spuszczając wzrok. – Chciałbym, żeby nas zostawili. Przecież nie
chcę walczyć ze starym, głupim Volauventem. Jestem tylko dzieckiem!
Snape
poczuł ostry ból w piersi, kiedy po raz kolejny złapał podbródek Harry’ego,
zmuszając chłopca do spojrzenia mu w oczy.
-
Nie pozwolę, by ktokolwiek cię zranił! – powiedział ostro. – Zrobię wszystko,
co jest konieczne, by zapewnić ci bezpieczeństwo.
Harry
popatrzył na niego zaskoczony.
-
Och, wiem o tym, tato. Mam tylko nadzieję, że następnym razem, biedny Neville
nie znajdzie się pośrodku tego wszystkiego. Był po tym naprawdę zdenerwowany.
Snape
zamrugał. Naprawdę nie pomyślał, jaka może być reakcja Longbottoma, gdy
przypisze mu się etykietkę nieumyślnego spowodowania śmierci Pettigrew. Biorąc
pod uwagę to, jak był nerwowy, dzieciak mógłby wymagać jakiegoś leczenia
psychiatrycznego.
-
Był zdenerwowany? – powtórzył, zastanawiając się z pewnym poczuciem winy, czy
będzie musiał porozmawiać z babką chłopca i zasugerować wizytę w św. Mungu.
-
Tak. Powiedział, że gdyby nakropił ten eliksir na Teodorę i rozpuściłby ją,
czułby się okropnie.
-
Longbottom niepokoił się swoją ropuchą? – powtórzył głupio Snape. – Nie Pettigrew?
Harry
spojrzał na niego dziwnie.
-
Dlaczego miałby się martwić Pettigrew? Nie wiesz, co się stało rodzicom
Neville’a? On nienawidzi
śmierciożerców.
-
Longbottom powiedział ci o swoich rodzicach? – Snape wiedział, że brzmi jak
idiota, ale wydawał się nie umieć się powstrzymać przed powtórzeniem tego, co
właśnie powiedział Harry. Na początku roku, Dumbledore powiedział całej kadrze,
że syn Longbottomów odmawia rozmowy o swoich rodzicach z kimkolwiek. Jego babka
powiedziała, że ma praktycznie fobię na ten temat i zaczyna płakać, kiedy się o
tym choć pośrednio wspomina. To dlatego, na rzecz wielu złośliwych komentarzy o
kretynach, Snape z niezmierną ostrożnością wspominał jego rodziców, choć
kuszące było pytanie, czy inteligencja Longbottoma jest genetyczna.
-
No tak. Znaczy, wszyscy widzieli, jak pisałem moje 500 linijek o swoich
krewnych, więc wiedzieli, że naprawdę nie byli mili czy coś i że teraz mieszkam
z tobą. I Neville powiedział mi, że on mieszka ze swoją babcią i z dziadkiem
wujecznym i czasami też chciałby mieszkać gdzieś indziej. Nie są tacy okropni
jak wuj Vernon, ale po prostu czasem nie rozumieją, co dziecko potrzebuje, tak?
– dodał Harry, poprawnie interpretując zaintrygowane spojrzenie opiekuna. –
Więc zapytałem go, co stało się z jego rodzicami i mi powiedział. Naprawdę
nienawidzi śmierciożerców, tato. Znaczy, to z ich powodu musi mieszkać ze swoją
babcią i dlatego nie pamięta swoich rodziców, tak jak ja nie pamiętam swoich.
Więc kiedy po zajęciach rozmawialiśmy i wszyscy mówili, że Pettigrew był
śmierciożercą, a Syriusz jest niewinny, Neville powiedział, że naprawdę cieszy
się, że Pettigrew się roztopił. Tylko martwił się, co eliksir mógłby zrobić
Teodorze, gdyby najpierw nakropił go na nią.
Snape
znowu zamrugał. Och. Cóż. To… dobra wiadomość.
-
Rozumiem. Hymm. Cóż, zbliża się pora obiadu. Powinieneś już iść. Chciałbym,
żebyś zaniósł coś do wieży Puchonów w drodze do Wielkiej Sali.
-
Dobrze – zaćwierkał Harry ze zgodą. Uwielbiał robić dla taty różne rzeczy.
-
Proszę. – Snape podał chłopcu zapieczętowaną rolkę. – Daj to pannie Bones.
-
Susan? Dobrze. – Harry nagle posłał opiekunowi ostre spojrzenie. – To nic
złego, prawda? Bo Puchoni strasznie łatwo zaczynają ryczeć.
Snape
uśmiechnął się ironicznie. Z każdym dniem chłopiec brzmiał coraz bardziej jak
on.
-
Nie. To coś na kształt świątecznej amnestii. Zapewniam cię, że panna Bones
będzie bardzo wdzięczna.
Wcześniej,
tego samego dnia, dziewczyna ze łzami w oczach przyznała, że była w stanie
przepisać półtora rozdziału swojej książki do eliksirów w wyznaczonym jej
czasie. Biorąc pod uwagę długość każdego rozdziału, to więcej niż Snape
oczekiwał. Podczas gdy on szydził, że najwyraźniej będzie bardzo zajęta podczas
ferii, doskonale wiedział, że będzie musiał zwolnić ją z kary – jeśli tylko
chce uniknąć, by jej ciotka wyskoczyła z kominka niczym obłąkany Święty Mikołaj
i usunęła mu ręce zaklęciem.
Zwój,
który dostarczył Harry, zawierał krótką notkę, informującą Susan, że dostała
Wybitny podczas egzaminu końcowego. W tej sytuacji, oczywiste było, że podjęła
zadowalające wysiłki w nauce materiału i zatem, ten jeden raz, zamierzał
odstąpić od wymierzonej jej kary. Dodał również dopisek, żeby przejrzała strony
445-447 o różnicach między marynowanymi oczami traszek a marynowanymi oczami
żab.
Był
z Harrym szczery, kiedy mówił, że Susan z zadowoleniem przyjmie wiadomość, ale zarazem
lekko nieszczery o prawdopodobieństwo łez. Mając wypracowaną koncepcję „łez
radości”, którą pokazał mu Harry, Snape miał ponurą pewność, że Puchoni także
często angażują się w takie wybuchy i nie miał zamiaru być w pobliżu, w
wypadku, gdyby Susan Bones powitała ułaskawienie wybuchem smarków i innych
płynów ustrojowych.
-
Pa, tato. Zobaczymy się po uczcie! – zawołał Harry, wychodząc.
Snape
patrzył za nim, zastanawiając się, czy chłopiec zamierza w ogóle zapytać o ich
świąteczne plany. Podejrzewał, że Harry unika tematu, żeby się nie rozczarować,
jak niewątpliwie było w poprzednich latach.
Jednak,
Snape był – dzięki wkładzie Weasleyów – sensownie pewny, że bachor będzie
zadowolony. Harry zostanie z nim w Hogwarcie przez Boże Narodzenie –
Weasleyowie zaoferowali, że zabiorą go na całe ferie, ale Snape nie zamierzał
na to pozwolić. Kilka tygodni z tymi rudymi zmorami zdeprawowałoby chłopca
ponad wszelką miarę, wymagając od Snape’a zaangażowanie surowych środków
zaradczych, by przywrócić właściwe wzorce zachowań. I oczywiście, kundel także
chciałby zobaczyć się z bachorem. Biorąc wszystko razem, oznaczałoby to, że
Harry dzieliłby czas między Hogwart, Norę i Szwajcarię.
To
nie miało nic wspólnego z tym, że Snape był zdeterminowany, by bachor był z nim
w świąteczny poranek. Sam – ha! Jakby Albus i reszta nauczycieli nie miała
zamiaru stanąć w jego drzwiach tuż po świcie, tylko po to, by zobaczyć wyraz
twarzy Harry’ego, kiedy dostrzeże prezenty pod drzewkiem.
Nie
zamierzał dać chłopcu wszystkich prezentów, które dostarczyli członkowie kadry.
Ten od Albusa był wystarczająco wielki, by pozwolić Harry’emu na założenie
własnego sklepu z zabawkami. Pokój bachora już był wypełniony niepotrzebnymi
drobiazgami. Pozwoli Harry’emu tylko na kilka dodatkowych zabawek – tych, które
mają edukacyjne walory.
Na
przykład, jego prezent dla bachora
jest czysto edukacyjny w swojej
naturze. Byłoby skandaliczne, gdyby podopieczny Mistrza Eliksirów nie górował
nad wszystkimi w eliksirach, a luksusowy zestaw do warzenia, który kupił
zapewni, że technika Harry’ego będzie bez zarzutu. A dodatek do gry w
Quidditcha był tylko zabezpieczeniem, kiedy szczeniak będzie śmigał nad
boiskiem, żeby Snape nie musiał marnować czasu na warzenie eliksirów
uzdrawiających i Szkle-Wzro. A album fotograficzny, który odkrył na strychu
Dursleyów, po cichej wizycie u Petunii zeszłej nocy tylko uniemożliwi chłopcu
jęczenie, że nie był w stanie konkurować z Draco, kiedy mały czystokrwisty
chwalił się swoją rodziną. To nie tak, że bawiło go używanie Legilimens na tej
mugolce o końskiej twarzy… Cóż, właściwie to bawiło. Wiedza, że będzie
cierpiała na oślepiające bóle głowy przez przynajmniej tydzień była całkiem
kusząca, kiedy pojawił się pomysł dania Harry’emu zdjęć jego dziadków.
Ale
było jasne, że jego prezenty dla bachora były motywowane koniecznością, nie
sentymentem. Nawet czekoladowe żaby i certyfikat Fortescue’a były jedynie po
to, by wytrzymać z dzieciakiem i skutkiem tego podtrzymać swoją surową
reputację. Przecież nie zamierzał rzucić wszystkiego i zabrać bachora na ulicę
Pokątną, kiedykolwiek będzie chciał tych śmiesznych lodów z bitą śmietaną i
owocami, a im wcześniej Harry się tego nauczy, tym lepiej.
Nie,
jego prezenty były wyraźnie przeznaczone do nauki chłopca posłuszeństwa i
szacunku i by brał udział w szkolnej pracy. To Albus, kundel i wilkołak, nie
wspominając o innych idiotach, naturalnie obdarzą go wielce bezużytecznymi
towarami z przemytu. Snape przypomniał sobie, by sprawdzić wszystkie prezenty
Harry’ego, zanim znajdą się pod drzewkiem. Biorąc pod uwagę (już udaremnione)
życzenie Albusa, by dać chłopcu Pelerynę Niewidkę, nie miał wiary w zdolności
innych do rozróżnienia właściwych i niewłaściwych prezentów i wolałby
przechować gorszące prezenty, zanim zobaczy je Harry, niż wyrywać je z chciwego
uścisku małego potwora po fakcie.
Snape
westchnął. Już wystarczająco złe było to, że zgodził się zabrać Harry’ego do
Nory w drugi dzień Świąt i na to, by dołączyć do rodziny na świątecznym
obiedzie. Widocznie pan i pani Weasley początkowo myśleli, żeby zostawić ich
najmłodszego syna w szkole, po czym odwiedzić Charlie’ego w Rumunii albo
poszukać jakiegoś innego członka ich wielkiej rodziny, ale po wydarzeniach z
ostatnich miesięcy, kiedy Ron był niemal potraktowany Crucio przez Krukona, a
potem zmierzył się z Voldemortem w ambulatorium, zdecydowali, że lepiej będzie
zabrać całą rodzinę do domu na ferie. Snape parsknął. Podejrzewał, że
dzisiejsze wydarzenia – dowiedziawszy się, że przez dziesięć lat nieświadomie
ukrywali niebezpiecznego uciekiniera – sprawią tylko, że Molly będzie bardziej
zdeterminowana, by zebrać wszystkie swoje pisklęta pod skrzydła.
Poza
tym, będzie pomocne, jeśli starsza dwójka pomoże swoim rodzicom wzmocnić osłony
wokół Nory. Obecne osłony zostały rzucone, kiedy Pettigrew już był w ich domu,
jako mile widziany członek rodziny. Teraz musiały być rzucone na nowo, pewnie
po tym, jak aurorzy upewnią się, że nie ma żadnych śmierciożerców, którzy
ukrywają się w ich piwnicy lub maskują się, upodabniając do gnomów ogrodowych.
Snape podejrzewał, że Albus też odwiedzi Norę, by wzmocnić osłony – był to
pomocny środek ostrożności i był przekonany, że nastąpi to przed wizytą Harry’ego.
Niechętnie
zgodził się zostawić tam Harry’ego do Sylwestra. Molly wyśmiała wszystkie jego
obawy o tęsknotę za domem, złe zachowanie i potencjalne sprawianie kłopotów, w
końcu pytając bezpośrednio:
-
Severusie… bardziej martwisz się, że Harry będzie tęsknił za tobą, czy ty za
Harrym?
Snape
oczywiście odrzucił taki absurdalny komentarz z pogardą, ale zdecydował też, że
może jego obawy były nieco nadmierne. Zgodził się nawet, że wizyta u Weasleyów
była dobrym czasem, w którym Harry mógł użyć ostatniego prezentu od Snape’a.
Była to wycieczka dla pięciu osób na „Arenę Fantazyjnych Lotów Featherbee’a” –
„przygodowy plac zabaw”, który, jak obiecała Hooch, Harry miał pokochać. Były
tam różne zajęcia na miotle, magiczne pojedynki i wszystko inne, co mogłoby
nadmiernie pobudzić podatnych na wpływy nastolatków. Harry bez wątpienia
zaprosi Weasleya, Malfoya, Granger i Longbottoma, ignorując fakt, że dwójka
ostatnich ledwo potrafi latać. Mimo to, Snape podejrzewał, że Granger i
Longbottom raczej zaakceptują zaproszenie, zamiast zostać wyłączonym z
(rzekomej) zabawy i podniecenia.
Był
trochę zaniepokojony, kiedy Molly powiedziała mu, że wraz z Arturem, po tym,
jak przyjdą pieniądze Dumbledore’a, które teraz były regularnie wpłacane na ich
konto, kupią bilety dla reszty dzieci, żeby cała rodzina mogła bawić się
podczas wycieczki razem z Harrym i przyjaciółmi. Snape z powątpiewaniem zapytał,
jak Molly zamierza zachować porządek bez jego własnej, groźnej obecności, ale
beztrosko zapewniła go, że będą tam Bill i Charlie, zauważając, że treser
smoków i łamacz klątw powinni być w stanie zapanować nad kilkoma dzieciakami.
Pozostał nieprzekonany, aż dodała, że Percy z pewnością zaprosi tą swoją słodką
nową dziewczynę. Usłyszawszy, że będzie obecna Davidella Jones, Snape nie
martwił się dłużej, że Malfoy, Weasley i bliźniacy sprowadzą Harry’ego na złą
stronę swoimi złośliwymi skłonnościami.
Jeśli
było to konieczne, Charlie i Bill nie mieli żadnych skrupułów przed daniem
klapsa Ronowi czy bliźniakom – czy nawet panna Weasley chyba była podobna do
swojego starszego rodzeństwa, czego Snape się nieco obawiał. Podobnie Jones nie
wahałaby się użyć swojego statusu prefekta, by przywołać Draco do porządku,
jeśli czystokrwisty zapomniałby się w miejscu publicznym. W takim wypadku
zostawali tylko Granger i Longbottom i nawet pesymistyczna wyobraźnia Snape’a
nie była w stanie stworzyć sytuacji, by oni wpadli w jakieś kłopoty. Molly
obiecała mu że jeśli Harry źle się zachowa, skontaktuje się z nim natychmiast,
ale był skłonny postawić Pottera obok Granger i Longbottoma. Mógł być „magnesem
na kłopoty” ale w przeciwieństwie do bliźniaków, Potter zaczynał wywoływać
zamętu. Snape był w pewnym stopniu pewny, że Harry będzie zbyt oniemiały obiema
prezentami i swoim otoczeniem, by wpadać w kłopoty, więc niechętnie zgodził się
na plan Molly.
W
Sylwestra wróci do Nory i zabierze bachora, po czym natychmiast przeniosą się
świstoklikiem do Szwajcarii, gdzie spędzą następne kilka dni na świętowaniu
nowego roku z Blackiem i Lupinem. Snape mógł tylko wzdrygnąć się na myśl o tym,
jakie skandalicznie głośne zabawy ta dwójka planuje i stanowczo odmówił, by
zostawiać Harry’ego z nimi bez nadzoru. Oczywiście, ku jego wielkiej irytacji
to oznaczało, że on także z nimi
utknie. Wciąż było to lepsze niż powierzenie Harry’ego opiece jego ojca
chrzestnego, a potem zmaganie się ze skutkami, od Blacka, który „zapodział”
Harry’ego, podczas flirtu z jakąś czarownicą do Harry’ego, który wróci do
Hogwartu w oszołomieniu wywołanym ognistą whiskey i pyłkiem chochlika
kornwalijskiego.
Snape
warknął na siebie. Jakie rzeczy on robił dla bachora!
Zrzędliwie
wyciągnął dla siebie szaty i przygotował się do wystąpienia na uczcie
pożegnalnej. Jednak zanim zdołał dotrzeć do drzwi, rozległo się ciche, niepewne
pukanie.
-
Co jest? – szczeknął, nieco zakłopotany, kiedy znalazł przed drzwiami
Percy’ego. Co więcej, prefekt Gryfonów wydawał się czymś zrozpaczony. Jego oczy
były zaczerwienione, a ręce drżały.
-
M-mogę z panem pomówić, profesorze? – zapytał nieśmiało.
-
Och, niech będzie. – Snape nieuprzejmie pokazał chłopcu kanapę, zastanawiając
się, co on mógł tu robić. Z pewnością nie zerwał właśnie z Jones i nie
przyszedł błagać Snape’a o wstawiennictwo czy radę.
-
Co się stało, panie Weasley? – warknął, gdy tylko chłopak usiadł.
Percy
wziął głęboki oddech.
-
Przyszedłem, żeby pan mógł… mógł… - Przerwał w połowie, a jego oczy wypełniły
się łzami.
Och Merlinie, tylko nie
kolejny.
Snape jęknął wewnętrznie.
-
Jeśli szukasz jakiejś rady, może lepiej ci będzie pomówić ze swoją opiekunką
Domu lub ojcem? – zasugerował z nadzieją, starając się uprzedzić niepożądaną
ufność.
-
Nie. – Percy wyglądał na zaskoczonego. – Przyszedłem, żeby pan mógł mnie sprać.
Snape
zmarszczył czoło. Jedną rzeczą było posiadanie reputacji, jako straszliwy
nauczyciel. Co innego być uważanym za kogoś znęcającego się nad dziećmi.
-
I dlaczego, proszę powiedzieć, uważasz, że miałbym zrobić coś takiego? –
zapytał, starając się nie pokazać, jak bardzo czuł się urażony.
-
Ponieważ omal nie zabiłem Harry’ego. I jeśli zbił go pan tak, że nie umiał
siedzieć za latanie na miotle w Wielkiej Sali, chyba powinien mnie pan
wychłostać za to, co ja zrobiłem. – Percy wyglądał na mocno zielonego na myśl o
tej perspektywie, podczas gdy Snape przeklinał nadmiernie dramatyczną scenę
Harry’ego ze śniadania.
-
A co takiego pan zrobił, że pan Potter znalazł się w niebezpieczeństwie? –
naciskał Snape, choć miał pomysł, dokąd to zmierza. Cholerni Gryfoni z ich cholernie nadrozwiniętym poczuciem
odpowiedzialności!
-
To ja znalazłem Parszywka – zaszlochał Percy, wpatrując się w swoje mocno
zaciśnięte dłonie. – Błagałem mamę i tatę, aż powiedzieli, że mogę go
zatrzymać. To moja wina, że znalazł się w Norze. I zrobiłem wielkie
zamieszanie, kiedy dostałem odznakę prefekta, mówiąc, że potrzebuję nowego
zwierzaka. To dlatego Ronuś dostał Parszywka. Tylko dlatego, że myślałem, że
jestem zbyt ważny, by mieć starego szczura. To przeze mnie rodzice oddali go
Ronusiowi, a przez to mój mały braciszek mógł zostać zabity. Pettigrew mieszkał
z nimi w dormitorium. Mógł zabić Ronnusia albo Harry’ego kiedy tylko chciał.
Snape
poczuł nadchodząc ból głowy.
-
Panie Weasley, był pan tylko dzieckiem, kiedy pierwszy raz spotkał pan
Pettigrew. Nie może się pan obwiniać za to, że nie rozpoznał pan ukrytego
animaga. – Ale patrząc na twarz chłopca, wiedział, że to nie prawda. Chłopak
mógł i z pewnością winił się za to.
-
Podczas gdy masz rację, że zazwyczaj ciężko toleruję osoby, które narażały pana
Pottera na niebezpieczeństwo, nie jestem w stanie znaleźć pana winy w tej
sprawie, panie Weasley.
-
Ale kogo innego to może być wina? – wybuchnął Percy, a jego oczy były jasne od
łez. – Nie można nikogo innego obwiniać oprócz mnie!
-
A co z pana rodzicami? – przerwał mu Snape. Szczęka Percy’ego opadła.
-
Moimi rodzicami? – powtórzył w osłupieniu.
-
Tak, panie Weasley. Czy uważasz to za dziwne, że spojrzałbym raczej na
dorosłych w domu, niż zrzucać winę na małe dziecko? Uważasz, że twoi rodzice są
w jakikolwiek sposób intelektualnie upośledzeni? Że nie mają pojęcia o
animagii? Że nie ma nic lekceważącego w pozwoleniu dziecku zaadoptować dzikie
stworzenie bez zbadania, czy zwierzę nie jest nosicielem jakiejś choroby, nie
wspominając o tym, że mógłby być zbiegłym śmierciożercy w ukryciu?
Percy
wytrzeszczył na niego oczy.
-
Ale… ale…
-
Och, na litość Merlina. – Snape wstał i podszedł do kominka. Wrzucając garść
proszku fiuu, krzyknął: „Nora” i włożył głowę w kominek. – Molly, Arturze.
Potrzebuję was tutaj. Już.
-
Nie, nie, nie chcę ich widzieć! – szarpnął się Percy, panikując. – Pewnie są na
mnie wściekli. – Odwrócił się, by uciec, ale Snape złapał go za tył szaty.
To
było to. Granie terapeuty Gryfonów nie było w opisie pracy Snape’a, a mocny
klaps w tyłek nastolatka sygnalizował koniec cierpliwości Snape’a.
-
Au! – krzyknął zszokowany Percy. Odwrócił się do Snape’a, obiema dłońmi
ściskając pośladki. Merlinie, to BOLAŁO.
Tak dawno to miało miejsce, że zapomniałem, jak to jest dostać klapsa.
Zauważył wściekłe spojrzenie profesora i nagle zdał sobie sprawę, że jego
otwarty bunt był złym pomysłem.
-
Siadaj. – Snape wskazał na sofę.
Percy
przełknął ciężko.
-
Tak, wujku Sev. Eee… mogę, proszę, stać? Wolałbym teraz nie siedzieć.
Reakcja
Snape’a na użycie przez Percy’ego terminu „wujek Sev” była szczęśliwie
przerwana przez przybycie przez fiuu Molly i Artura.
-
Co jest, Severusie? Co się stało tym razem? – Oboje mieli w zrozumiały sposób
rozszerzone oczy, kiedy starali się wyobrazić sobie, jaka nowa katastrofa mogła
mieć miejsce zaledwie kilka godzin, od kiedy zostali poinformowani o ostatniej.
-
Wasz syn – Snape wskazał na Percy’ego, który stał zaczerwieniony przed kanapą,
– jest przekonany, że zdolność Pettigrew do udawania zwierzątka domowego jest
całkowicie jego winą. Jest przekonany, że wy uznajecie go za winnego niebezpieczeństwa,
w którym żyła wasza rodzina.
Molly
sapnęła.
-
Percy! Nie!
-
Czy to prawda, synu? – zapytał łagodnie Artur. – Z pewnością wiesz lepiej.
Percy
patrzył w podłogę.
-
To wszystko moja wina. To ja wpadłem w furię, kiedy próbowaliście powiedzieć,
że obcy szczur może nie być dobrym zwierzątkiem. Tak bardzo bałem się, że będę
jedynym dzieciakiem w Hogwarcie bez zwierzaka, że nie dałem wam wyboru. Zmusiłem
was, żebyście pozwoliliście mi go zatrzymać.
-
Och, Percy! – Molly otoczyła strapionego nastolatka w potężny uścisk, jakby był
dużo młodszym dzieckiem. – Nie możesz się obwiniać! Nie mogłeś nas do niego
zmusić. Sami zdecydowaliśmy, że możesz go zatrzymać.
-
Ale krzyczałem i wrzeszczałem i…
-
No, tak, kochanie, ale tak robią dzieci. Nie pamiętasz, jak chciałeś, żebyśmy
sprzedali Roniego do cyrku, żebyś nie musiał już dłużej dzielić z nim pokoju?
Krzyczałeś i wrzeszczałeś i też wpadłeś w wielką furię, ale nie ustąpiliśmy ci.
– Molly poklepała go delikatnie po policzku. – Albo gdy…
-
Tak, dobrze! – powiedział szybko Percy, ucinając kolejne żenujące wspomnienia.
– Pamiętam.
Artur
uśmiechnął się szeroko.
-
To prawda, że ubzdurałeś sobie, żeby zatrzymać szczura, synu, ale nie to nas
przekonało. Po prostu myśleliśmy, że to dobry pomysł, żebyś miał zwierzątko.
Zasługiwałeś na nagrodę za pomoc przy młodszych dzieciach, a to wydawało się
nieszkodliwą nagrodą. Gdybyśmy nie chcieli, żebyś zatrzymał Parszywka, nic nie
zmieniłoby naszego zdania. Chyba zapomniałeś, jak kończyła się większość
napadów złości? – zapytał, uśmiechając się.
Percy
potarł tyłek na samo wspomnienie.
-
Pamiętam – przyznał.
-
Więc widzisz, kochanie, to nie zależało od ciebie. To nie była twoja decyzja
czy wina – naciskała Molly.
-
Dokładnie – ciągnął Snape. – Wina leży tylko na Pettigrew. Choć jeśli nalegasz
na przyznanie komuś winy, logika decyduje, by zacząć od twoich rodziców. Mimo
wszystko, dużo wcześniej, niż ryzykowali Ronald czy Harry, ty byłeś w
niebezpieczeństwie.
Teraz
cała trójka gapiła się na niego różnymi stopniami zdziwienia.
-
Ja? Ale dlaczego Pettigrew miałby zabić mnie? – zapytał Percy.
Snape
przewrócił oczami. Droga Kroniko Wyższej
Magicznej Edukacji, Kiedy ma się do czynienia z naiwnością, która najwyraźniej
ma podłoże genetyczne i jest pogarszana przez przydział do Domu, który
najwyraźniej zrównuje pozory z rzeczywistością, to czy kiedykolwiek można
zaakceptować wyrzucenie rąk w górę i stwierdzenie, że dla ucznia nie ma
nadziei? Czy profesjonalizm zakłada, że należy kontynuować działania, by
dopingować umyślnie ślepego do widzenia, czy dozwolone jest przerwanie swoich
wysiłków, zanim rozwiną się wrzody?
-
Jesteś dzieckiem zdrajców krwi, którzy walczyli z Czarnym Panem – powiedział
Snape, mówiąc powoli i wyraźnie. – Twoi wujkowie od strony matki zostali
umęczeni podczas wojny. Ani Prewitt’owie, ani Weasleyowie nie byli kochani
wśród śmierciożerców. Gdyby Pettigrew zamordował cię w twoim własnym łóżku, a
potem przemówił do znanych śmierciożerców, twoja śmierć pewnie byłaby
okupieniem azylu, którego szukał.
-
Aaauch, mamo! – zapiszczał Percy w proteście, kiedy ramiona Molly zaczęły się
wokół niego zacieśniać.
-
Percy – Artur przemówił nagle do syna (by zapobiec uduszeniu go przez matkę) ,
– musisz uwierzyć, że to nie twoja wina. Zrobiłeś to, co zrobiłoby każde
dziecko – przygarnąłeś przyjazne zwierzątko. Śmierciożerca cię oszukał, tak jak
nas wszystkich, ale najniewinniejszy jesteś ty.
Percy
pociągnął na nosie.
-
Tak, ale byłem… no… zły na was, za to, że wzięliście do nas Harry’ego.
Myślałem, że jest już dość dzieci i Harry sprowadzi na nas niebezpieczeństwo,
jeśli Sami Wiecie Kto kiedykolwiek powróci. – Snape nachmurzył się. – Ale przez
cały ten czas, to ja sprowadziłem największe niebezpieczeństwo na Norę.
Obwiniałem Harry’ego, ale byłem bardziej winny niż on!
Artur
westchnął.
-
Synu, to niesprawiedliwe obwiniać Harry’ego za to, że jest celem nawet
bardziej, niż utrzymywanie, że to ty powinieneś rozpoznać Pettigrew. Oboje
jesteście dziećmi, którzy wpadają w sytuacje, nad którymi nie macie żadnej
kontroli. Są na świecie rzeczy, których nie możemy kontrolować, Percy. Rzeczy,
które nie działają zgodnie z zasadami.
Percy
wyciągnął chusteczkę i wytarł oczy.
-
Ale to nie fair – jęknął, brzmiąc na młodszego nawet od Ginny.
Snape
zacisnął zęby i podziękował Merlinowi, że Harry zdaje się dużo lepiej rozumieć
niesprawiedliwość życia niż przeciętny Gryfon.
-
Tak, to nie fair – zgodził się Artur. – Ale taki
jest świat. I dlatego są czasy kiedy ludzie z dobrym sumieniem muszą
nastawiać czoła, mimo że to tylko zwiększa ryzyko. – Jego głos stał się
bardziej stanowczy. – To dlatego razem z twoją matką powitaliśmy Harry’ego w
naszej rodzinie. Nie jesteś dość dorosły, by zrozumieć nasze powody, ale
oczekuję, że nam zaufasz, że robimy wszystko, co najlepsze dla całej naszej rodziny. Nie chcę nigdy
więcej słyszeć, że Harry do nas nie należy. Rozumiesz?
-
Tak jest – powiedział Percy, nieco zawstydzony. – Przepraszam.
Artur
złagodniał i potargał włosy syna.
-
W porządku. Mam nadzieję, że wyjaśniliśmy, że nie powinieneś czuć się winny za
Pettigrew?
Percy
zdołał wydostać się z uścisku Molly i wstał, rozprostowując ramiona.
-
Tak, tato. Dzięki. Dzięki, mamo.
-
Nie ma za co – odpowiedziała Molly, odsuwając mu włosy z twarzy i widocznie
powstrzymując się przed ponownym przytuleniem go. – Chcesz już teraz wrócić z
nami przez fiuu do Nory, kochanie? Wygląda na to, że miałeś stresujący dzień.
Nikt nie będzie ci miał za złe, jeśli opuścisz Hogwart nieco wcześniej. –
Spojrzała na Snape’a, szukając potwierdzenia, a mężczyzna wzruszył ramionami.
Jego to z pewnością nie obchodziło.
Percy
zarumienił się.
-
Eee, ja… ach, tak jakby obiecałem Davidelli, że siądę obok niej na uczcie –
wyjaśnił niezgrabnie.
Molly
i Artur wymienili rozbawione spojrzenia.
-
Dobrze więc. Z pewnością nie chcesz, żeby czekała – powiedział Artur, klepiąc
syna po ramieniu. – Zobaczymy się jutro na stacji.
Dwójka
dorosłych odwróciła się do kominka.
-
Dziękuję, Severusie – uśmiechnął się Artur.
-
Nie ma za co – powiedział Snape, zdołając – z ledwością – utrzymać swój
uprzejmy ton. Niestety jego grzeczna odpowiedź do Artura pozwoliła Molly na
chwycenie go i został złapany w miażdżący uścisk i dostał głośnego całusa,
zanim zdążył umknąć za masywne meble.
-
Jesteś tak dobrym człowiekiem,
Severusie Snape! – ogłosiła Molly, zanim podążyła za mężem w kominek.
Snape
warknął, walcząc z szatami, by wróciły na swoje miejsce, po czym zwrócił swoje
mordercze spojrzenie na młodego Gryfona, który był przyczyną całego
zdenerwowania.
-
Eee, ach, uch… - Percy zamilkł w kompletnym zmieszaniu.
-
Czy dostatecznie przeszkodził mi pan w moim wieczorze, panie Weasley, czy jest
jeszcze jakieś absurdalne wyznanie, o którym chciałby mi pan powiedzieć? Może
jest pan odpowiedzialny za Wielki Napad na Gringotta z 1673?
Ku
jego zaskoczeniu, pomimo jego najbardziej obłudnego tonu, mały rudy diabeł
uśmiechnął się.
-
Nie, proszę pana. Dziękuję. Postaram się być mniej głupi w przyszłości.
-
Nie składaj obietnic, których nie jesteś w stanie dotrzymać – wypluł Snape,
podchodząc do drzwi i otwierając je, robiąc gest, którego Gryfon nie mógłby
pomylić.
-
Eee, tak. Um, no, dziękuję za wszystko. No, wszystko poza klapsem – dodał
radośnie Percy, brzmiąc niemal jak jeden z bliźniaków.
Snape
chwycił mocniej drzwi, walcząc z ochotę, by dać naprawdę irytującemu bachorowi
prawdziwego klapsa.
-
Wynocha.
Nawet
Percy nie mógłby przegapić błysku w oczach Snape’a.
-
No tak. – Pospieszył do drzwi, zwalniając tylko na tyle, by krzyknąć: –
Dobranoc, wujku Sev!
-
Nie nazywaj mnie tak! – krzyknął za
nim Snape, wiedząc, że było to daremne. Weasleyowie byli jak zaraza ogrodowych
gnomów, niemal niemożliwa do wytępienia, gdy tylko znajdą punkt zaczepienia.
CDN…
Rozdział SR będzie koło wtorku. Co do PDP to nie wiem, bo moja wena ponownie uciekła na Karaiby, żeglować z piratami -_- Ale postaram się coś naskrobać, jednak nie wiem, na kiedy.