Martwi nie krwawią
Autor/ka:
nieznany/a; znalezione na archiveofyourown.org
Oryginalny
tytuł: Dead men don’t bleed
Niebo
mieniło się bielą i czernią ponad głową Harry’ego. Byłoby to w porządku… gdyby
słońce już zaszło. Jednak była dopiero pora obiadu i niebo chyba powinno być
błękitne – cóż, może szare, ponieważ wyglądało na to, że nadchodzi burza, kiedy
Dudley i jego gang zasadzili się na niego w parku.
I
gdyby Harry nie próbował ta mocno, by zablokować w umyśle obraz pustych oczu
Cedrica, może byłby w stanie bronić się nieco lepiej. Albo gdyby Dudley i Piers
zapytali go, dlaczego ciągle szepcze imię Cedrica – to też mogłoby pomóc.
-
Wygląda, jakby nie żył…
Stopa
trąciła jego łokieć.
-
On mruga, kretynie.
Kolejne
trącenie; to nie było już tak ostrożne.
-
Mamy go zostawić?
-
Cóż, ja go do domu nie biorę. Zaradny głupek sam sobie znajdzie drogę.
-
Będzie padać.
Tym
razem kopniak był wymierzony w jego żebra.
-
Nie rozpuści się. Chodźmy.
Rozbrzmiało
kilka dźwięków przypominających wybuch – krótkie błyski światła i Harry miał
przelotne życzenie, że chciałby mieć parasol; grzmot zdecydowanie nie był
dobrym znakiem… Rozbrzmiało kilka pisków, które przypominały Harry’emu dźwięki,
wydawane przez Parszywka, gdy był przerażony.
-
Co to było?
-
Cholera?
-
Jasny gw…
-
Idziemy!
Niezgrabna
stopa zastukała w ramię Harry’ego, ale zanim mógł zacząć nieuniknioną walkę ze
swojej pozycji, na jego polu widzenia pojawił się rozmyty kształt. Blady i
ciemny; odcienie zmieszały się razem w coś, co powinien rozpoznać.
-
Zmieniłem tego wielkiego w pufka pigmejskiego; mam nadzieję, że go nie lubiłeś.
Panika
i ulga. Niemożliwe, że skotłowały się w jedną mocną emocję, jednak tak było.
-
Syriusz? – I najwyraźniej te skłębione emocje sprawiły, że jego głos podniósł
się o oktawę wyżej. A może to zakrwawiony nos wywołał tak dziwny dźwięk.
Palce
musnęły jego czoło łagodnie je dotykając.
-
Tak, to ja. Oj, Harry… - wyszeptał cicho Syriusz, a jego głos był teraz
szorstki. – Naprawdę nieźle się tobą zajęli. Leż przez moment nieruchomo; niech
się upewnię, że nic ci nie złamali.
-
Co ty tu robisz? – zapytał Harry, a panika miała teraz szansę osiąść w nim. –
Co jeśli cię ktoś zobaczy?
-
Nie martw się, nikt mnie nie rozpozna. – Harry chciał zapytać, dlaczego, ale
Syriusz wymamrotał „Cicho”, po czym rzucił zwykłe zaklęcie diagnostyczne i
odetchnął.
-
Pomogę ci usiąść. W porządku?
Harry
skinął głową. Sapnął, gdy Syriusz położył dłoń na jego plecach i pokierował
nim.
-
Boli? – zapytał Syriusz trochę ostro.
Harry
owinął rękę wokół żeber, gdy świat ponownie zaczął odpływać.
-
Było ich czterech… więc wszystko boli.
Harry
był niemal pewien, że Syriusz zaklął, ale mruknięcie było zbyt ciche, by być
pewnym.
-
Rozkrwawili ci nos… I nie mówię w przenośni.
-
Jest w porządku. – Ignorując pulsujący ból głowy, Harry zmrużył oczy, starając
się dostrzec rysy ojca chrzestnego.
-
Chwilkę… Reparo. – Syriusz ostrożnie umieścił na swoje miejsce okulary
Harry’ego. Uśmiechnął się lekko na widok zaskoczonego spojrzenia Harry’ego.
-
Ty…
-
Ukradłem twarz Mundungusa. Jest członkiem zakonu. – Syriusz pochylił się; tylko
że jego twarz pokryta była strupami i Harry instynktownie cofnął się. – Wybacz
– powiedział, marszcząc brwi. – To naprawdę ja.
Harry
skinął głową, po czym pożałował tego, gdy po całym ciele zapulsował ból.
Syriusz
spojrzał na niego bacznie, ponownie się pochylając i tym razem Harry pozostał
nieruchomo. W przeciwnym razie, chybaby zwymiotował.
-
No dalej, dzieciaku – powiedział Syriusz zdecydowanie, owijając rękę wokół jego
nadgarstka. – Jeśli możesz wstać, musimy stąd iść. Urok nie potrwa długo.
-
Dursleyowie…
-
Nie idziemy do Dursleyów.
-
Ale…
-
Twój kuzyn ci to zrobił, prawda? – zapytał Syriusz, pomagając Harry’emu wstać.
-
Tak, ale…
-
Nie zabiorę cię tak, kiedy ledwo stoisz. Zajmiemy się tym później. Masz swoją
różdżkę?
-
Tak. Ale Dudley…
Syriusz
westchnął.
-
Tak naprawdę nie zmieniłem go w pufka pigmejskiego. Razem z resztą tchórzy już
prawdopodobnie jest w domu. Nieszkodliwy czar wybuchający tylko ich
przestraszył – wyjaśnił, zanim Harry zdążył zapytać. – Będzie padać…
Schował
Harry’ego w swojej piersi, owijając ramiona wokół niego, ale nie za mocno, co
było dobrym posunięciem, bo Harry zaczął czuć się jak wielki siniak. Mimo to
nie mógł się powstrzymać przed ostatnim protestem.
-
Syriuszu…
-
Cokolwiek chcesz powiedzieć, Harry, nie rób tego. W tym momencie w ogóle mnie
to nie obchodzi. Trzymaj się. – Syriusz obrócił się w miejscu i Little Whinging
zostało za nimi.
Świat
nadal kręcił się, nawet gdy już stali w miejscu i Harry natychmiast
zwymiotował. Poczuł, że Syriusz go odwraca, nie puszczając go nawet, gdy puścił
pawia na buty chrzestnego.
-
Przepraszam – odetchnął, kiedy już nic nie zostało. Wilgoć zebrała się w
kącikach jego oczu i miał cholerną nadzieję, że to tylko z powodu odruchu
wymiotnego.
-
To nic… - Syriusz pomógł Harry’emu usiąść na łóżku, będącym na środku pokoju, w
którym się pojawili, po czym zaintonował kilka zaklęć czyszczących. – Nie
ruszaj się – powiedział, wstając. Harry obserwował go – który nadal miał
nieznaną twarz, - póki nie zniknął w drzwiach.
Rozejrzał
się po pokoju; nie miał pojęcia, gdzie Syriusz go zabrał. Była to oczywiście
sypialnia, ale meble były poszarpane, wszystko pokrywała gruba warstwa pyłu, a
materac, na którym siedział, wyglądał tak, jakby zgubiło się w nim kilka
sprężyn.
Syriusz
wrócił do pokoju.
-
Lepiej? – zapytał z lekkim uśmiechem. Rysy Mundungusa zniknęły, zastąpione
przez znajome czarne włosy i szare oczy. Harry zrelaksował się nieco, gdy jego
chrzestny ukląkł naprzeciwko niego. Syriusz złapał dłonią tył głowy Harry’ego.
-
Proszę… Zmyję część tej krwi…
Harry
znieruchomiał pod wpływem łagodnych palców, gdy Syriusz zatamował krwawienie
wilgotną flanelą. Gdy przejechał nią po nosie i ustach, Harry zdał sobie z tego
sprawę.
-
To Eliksir Dezynfekujący i Maść na Siniaki… eliksir chyba będzie piekł.
-
W porządku.
Syriusz
uśmiechnął się do niego znowu, chcąc go podtrzymać na duchu. Otworzył butelkę,
którą przyniósł z miejsca, gdzie poszedł. Eliksir zapiekł w skórę wokół oka
Harry’ego. Poprzez grymas, zapytał:
-
Gdzie jesteśmy?
-
W domu moich rodziców, w Londynie – odpowiedział Syriusz, skupiając się na
równomiernym rozłożeniu eliksiru. – Będę tu przez jakiś czas mieszkać. Wybacz…
prawie skończone. – Zakrył fiolkę z westchnięciem i podniósł Maść na Siniaki. –
Nie będzie tak skuteczny, jak Świerzy, ale wszystko tutaj jest nieco stare.
Harry
wzruszył ramionami; mógł znieść siniaki.
Gdy
Syriusz skończył, wskazał różdżką na usta Harry’ego i zaintonował szybkie
zaklęcie gojenia się na jego rozwaloną wargę. Usiadł na piętach, przyglądając
się twarzy Harry’ego.
-
Jak długo tu jesteś? – Harry przerwał mu to badanie. Syriusz zmarszczył brwi i
wskazał ręką na Harry’ego, by uniósł koszulkę.
-
Przyjechałem wczoraj. Pokaż mi plecy.
Harry
odwrócił się, krzywiąc się lekko na ten ruch.
-
Czekaj – powiedział szybko Syriusz, ostrożnie chwytając jego ramię, by
zatrzymać go w miejscu i usiadł koło niego, by przebadać jego plecy.
-
Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? – zapytał Harry.
-
Dumbledore przypisał ci kilku ludzi, by mięli na ciebie oko… od kiedy Voldemort
powrócił nie był zbyt aktywny – wyjaśnił Syriusz, rozprowadzając maść na boku,
który Piers skopał najmocniej. – To była kolej Mundungusa. Aportował się tu z
powrotem, jak usłyszał, że jacyś chłopcy biją cię w parku.
Harry
syknął z bólu, gdy palce Syriusza nacisnęły na szczególnie czułe miejsce.
-
Wybacz…
-
Dlaczego sam ich nie zatrzymał?
-
Bo Mundungus ma mózg wielkości pchły – wymamrotał Syriusz. – Gdzie cię jeszcze
boli?
Harry
potrząsnął głową i poczuł kolejną falę mdłości.
-
Głowa?
-
Tak… troszkę.
-
Lumos. – Końcówka różdżki Syriusza zaświeciła się. Użył jej, by zerknąć w oczy
Harry’ego. – Masz prawdopodobnie wstrząs mózgu. To chyba dlatego masz nudności.
Na to też mam eliksir…
Wstał
i podszedł do dużego plecaka obok kredensu. Przegrzebał go i wrócił z trzema
fiolkami.
-
Zeszłego lata odwiedziłem aptekę na wyspach – wyjaśnił Syriusz. – Kupiłem je;
mugolskie leki nie działają na czarodziei tak dobrze. Weź wszystkie trzy. Jeden
jest na bóle, a drugi na rozstrój żołądka.
Harry
zawahał się.
-
Co jeśli będziesz ich potrzebować?
Syriusz
spojrzał na niego.
-
Przeżyję – powiedział w końcu, potrząsając głową. – A teraz je łykaj. Nie kłóć
się.
Harry
posłuchał.
-
Masz podarte ubranie… - powiedział Syriusz, gdy już pozbył się fiolek, -… i o
jakieś trzy rozmiary za duże. – Pochylił głowę, a jego brwi zmarszczyły się z
niepokojem. – Byłeś chory?
-
To znoszone ciuchy Dudleya – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Niezbyt
często kupują mi ubrania.
Syriusz
był cicho, gdy zakładał pokrywkę na maść.
-
Niezbyt często? – zapytał w końcu. – Czy nigdy?
Kolejne
wzruszenie ramion.
-
Chyba nigdy.
Brwi
Syriusza złączyły się razem.
-
A dzisiaj… to… - skinął na twarz Harry’ego, - czy stało się to wcześniej?
Harry
uśmiechnął się leciutko.
-
Zazwyczaj mnie nie łapią.
-
Dlaczego nie powiedziałeś ciotce i wujowi?
-
Wcześniej to robiłem.
Twarz
Syriusza stała się całkiem nieruchoma.
-
Rozumiem – powiedział bardzo cicho.
-
Nie dotknęli mnie od lat – stwierdził Harry, starając się rozwiać oczywisty
gniew ojca chrzestnego. Głowa Syriusza poderwała się.
-
Oni? – powtórzył Syriusz z szeroko otwartymi oczami. – Twoje wujostwo…
-
Nie – powiedział pospiesznie Harry, - nie oni. Dudley i jego banda. Zwykle
Dudley jest zbyt przerażony, by podejść do mnie. – Uśmiechając się złośliwie,
dodał: - Pewnie już więcej do mnie nie podejdą.
Zamiast
uśmiechnąć się, Syriusz zmarszczył brwi.
-
To nie było zabawne.
-
Wiem – odparł Harry, być może trochę nonszalancko. – Zwłaszcza nie kiedy Dudley
rozwalił mi wargę.
Usta
Syriusza zacisnęły się w jedną linię. Wrócił do swojego plecaka, tym razem
wyciągając szarą koszulkę. Przyjrzał się jej krytycznie, zerknął z powrotem na
Harry’ego i zmienił rozmiar zaklęciem zmniejszającym. Rzucił ją do Harry’ego.
-
Załóż ją. Znajdę ci spodnie.
Zastanawiając
się, czy jego chrzestny jest zirytowany tą płynną odpowiedzią, Harry zrzucił
swoją koszulkę i pozapinał nową koszulę tak szybko, jak pozwoliły mu na to
obolałe mięśnie. Syriusz wciąż marszczył brwi, gdy sięgał do torby i wyjmował
spodnie.
-
Te są dobre – powiedział cicho Harry, wskazując na zbyt duże i znoszone jeansy
Dudleya. Już wcześniej nosił zabarwione i podarte ubrania.
-
Nie są dobre – rzekł krótko Syriusz. Skurczył spodnie, które właśnie wyjął z
plecaka i podał mu je. – Załóż. – Odwrócił się, dając Harry’emu prywatność, ale
chwilę później zapytał szorstko:
-
Potrzebujesz pomocy?
-
Eee… nie, chyba nie. – Stare spodnie zeszły bez problemu, choć nieco trudno
było mu wejść w nowe; czuł, jakby jego nogi były z ołowiu teraz, gdy adrenalina
już nie rozgrzewała jego mięśni. Kiedy mu się udało, złożył znoszone spodnie w
schludny stos i powiedział niepewnie: – Skończyłem.
Syriusz
odwrócił się, a jego sztywne mięśnie zrelaksowały się trochę.
-
Pasują?
-
Tak – powiedział cicho Harry, szarpiąc koszulkę nieprzytomnie. – Dzięki.
Syriusz
pokiwał głową i luźno skrzyżował ramiona na piersi; rozłożył je ponownie.
Westchnął i zerknął Harry’emu prosto w oczy, po czym zapytał wprost:
-
Czy twoje wujostwo kiedykolwiek cię zraniło?
Harry
przez chwilę zbierał razem myśli.
-
Przed chwilą ci powiedziałem, że to był Dudley… i to nie działo się od lat.
-
Nie – powiedział cicho Syriusz, – nie o to mi chodziło. – Usiadł ponownie na
brzegu łóżka obok Harry’ego. – Czy kiedykolwiek cię ranili? – Odchrząknął. –
Karali cię?
-
Wuj Vernon, czasem – odpowiedział Harry zgodnie z prawdą, myśląc o silnych
rękach, które owijały się wokół jego szyi tylko kilka godzin temu. – Starałem
się często przebywać poza domem. Od kiedy poszedłem do Hogwartu nie dręczył
mnie za bardzo.
Twarz
Syriusza ponownie zamarła, z wyjątkiem małego drżenia jego szczęki. Kiedy
przemówił, jego głos również drżał.
-
Co dokładnie miałeś na myśli, gdy mówiłeś „dręczył”?
-
Nie wiem – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Kiedy był naprawdę zirytowany,
był w stanie dać mi klapsa czy wrzucić mnie do mojej komórki…
-
Twojego czego?
-
Eee? – Harry podniósł głowę, a zrozumienie nadeszło, gdy zobaczył rozdziawione
usta Syriusza. – Och. Cóż, myślałem, że wiesz o tym.
Oczy
jego chrzestnego zwęziły się.
-
Wiem o czym?
-
Dumbledore wiedział, że spałem w komórce pod schodami – powiedział obronnie
Harry. – Mój list z Hogwartu był tak zaadresowany.
Szczęka
Syriusza zdawała się być zdjęta z zawiasów.
-
Twój… Dumbledore wiedział… - Ale tylko tyle był w stanie wykrztusić.
-
Więcej tam nie spałem… eee, jeśli to pomoże.
-
Nie, to nie pomoże! – Gdy zdał sobie sprawę, że wygląda nieco tak, jak na
fotografiach na plakatach gończych, Syriusz wziął głęboki oddech i zmusił się
do zrelaksowania ramion.
-
Czego jeszcze nie wiem? – Podniósł rękę i zgniótł brzeg tkaniny palcami. –
Kazali ci spać w komórce, pozwalali swojemu synowi wykorzystywać cię jako
tarczy treningowej i nie kupowali ci ubrań. Karmili cię? – zapytał, a sarkazm
zeszpecił pytanie. I najwyraźniej wyraz twarzy Harry’ego wystarczył. –
Cholerni…
Reszta
wypowiedzi była szybko urwana, gdy Syriusz potrząsnął głowę.
-
Przepraszam – powiedział nierówno. – Gdybym wiedział…
-
Syriuszu…
-
Posłuchaj, Harry – przerwał mu Syriusz stabilniejszym tonem. – Rozumiem, że to jedna
z tych rzeczy, o których trudno rozmawiać. Ale musimy.
Harry
westchnął.
-
Nie tak trudno o tym rozmawiać – wyjaśnił. – Po prostu nie ma sensu i to nic
nie znaczy…
-
Oczywiście, że znaczy!
Wargi
Harry’ego skręciły się w krzywym uśmiechu na widok oburzenia na twarzy
chrzestnego.
-
Wiem, że nie powinni mnie tak traktować. Znaczy, widziałem wiele prawdziwych
rodzin, by dobrze o tym wiedzieć. Ale nic nie możesz z tym zrobić, Syriuszu.
Zawsze będą mnie nienawidzić.
Mówiąc
to, nie miał zamiaru ranić swojego chrzestnego, ale błysk bólu w oczach
Syriusza, zanim ten odwrócił wzrok, dowiódł, że to zrobił.
Syriusz
wstał cicho i podszedł do plecaka, zrzucił je na podłogę i wyjął ze środka
drewniane pudełko.
-
Twoi rodzice – powiedział, siadając ponownie na łóżku, - byli niezwykłymi
ludźmi. – Otworzył pokrywkę i wyjął zdjęcie. Jego głos był stęskniony, nawet
gdy podał je Harry’emu.
Harry
uśmiechnął się. Jego rodzice stali blisko siebie, ich ręce były połączone i
uśmiechali się do niego. Obok taty stała młodsza wersja Syriusza, a tuż obok
niego Remus. Był też tam Moody. I McGonagall. Nie rozpoznał jednak nikogo
innego.
-
Nazywaliśmy się Zakonem Feniksa – powiedział Syriusz, a Harry spojrzał na
niego. – Podczas pierwszej wojny pracowaliśmy dla Dumbledore’a. Jako coś w rodzaju
tajnej organizacji. Zachowaj je, jeśli chcesz.
-
Mogę?
Syriusz
uśmiechnął się. Wyciągnął dwa inne zdjęcia z pudełka, jedno z Syriuszem,
Remusem i tatą Harry’ego – choć szorstka krawędź sugerowała, że Glizdogon stał
kiedyś obok Remusa. I na ostatnią fotografię Harry patrzył najdłużej.
-
Miałeś wtedy tylko kilka godzin…
Harry
wpatrywał się w maleńkiego siebie, zadowolonego w ramionach chrzestnego. I na
szeroki uśmiech na młodej twarzy Syriusza.
-
Bardzo cię kochali.
Harry
zmagał się ze swoimi własnymi emocjami, zastanawiając się, czy Syriusz wie, że
jego oczy błyszczą od łez. Syriusz spojrzał mu prosto w oczy i Harry zdał sobie
sprawę z tego, że jego ojciec chrzestny wie o tym całkiem dobrze.
-
Nie chcieliby, żebyś mieszkał z tymi ludźmi – powiedział z przekonaniem, które
ugodziło gdzieś głęboko w pierś Harry’ego. Syriusz wziął uspokajający oddech. –
Wiem, że to nie pomaga.
-
Nie, pomaga – powiedział Harry mimo bólu w gardle. – Dobrze wiedzieć, że ktoś
mnie kochał.
-
Harry… - Słowo było chrapliwe. Syriusz odchrząknął i powiedział bardzo cicho: -
Nie tylko oni cię kochali.
Powolny
uśmiech wkradł się na usta Harry’ego. Syriusz również uśmiechnął się, a cienie
zniknęły z jego oczu. Harry pochylił głowę, uśmiechając się teraz szeroko.
Syriusz delikatnie chwycił tył jego głowy, tylko na sekundę.
-
Więc co tu robisz? – zapytał Harry, zadowolony, że jego głos był taki jak
zazwyczaj.
-
Właściwie – powiedział Syriusz, z jakiegoś powodu wyglądając na rozbawionego,
kiedy wkładał plik zdjęć do pudełka i odchylił się nieco na rękach, - nie
powinienem ci tego mówić. Rozkazy Dumbledore’a.
Oczy
Harry’ego zwęziły się, gdy rozpoznał dokuczliwy ton. Syriusz uśmiechnął się.
-
Ale ponieważ mamy dokładnie – zerknął na zegarek, - sześć i pół godziny, zanim
Tonks – jest aurorem – przejmie obowiązki strażnika i zauważy twoje zniknięcie,
myślę, że mam czas opowiedzieć ci, zanim Dumbledore będzie nalegał, bym tego
nie robił.
Szczerząc
się, Harry ułożył się na łóżku, by przyjąć pozycję, która nie będzie uwierała
każdego bolącego zakończenia nerwowego.
-
Oprzyj się – polecił Syriusz, wskazując podbródkiem, po czym ułożył poduszki
tak, by Harry’emu było wygodnie. – A więc – powiedział Syriusz z lekkim
ukłonem, - od czego zacząć?
2 komentarze i dodaję kolejny rozdział
Przyjemnie się czyta. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe i zachęcające:) Syriusz to zawsze coś wywinie :)
OdpowiedzUsuńKolejne opowiadanie, które się super zapowiada. Ciekawe co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńLunatyk
Hej,
OdpowiedzUsuńzapowiada się bardzo ciekawie, Dudley przemieniony w pufka wyglądał by rewelacyjnie, Syriusz poznał w końcu jak Harry był traktowany, ciekawe co to za sprawa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia