Uczniowie
w pośpiechu weszli do klasy, a większość z nich niosła jakieś klatki. Snape
przesunął się na przód pomieszczenia, a uczniowie szybko zamilkli.
-
Jak wiecie, dzisiaj będziemy warzyć eliksir Animalis
Fide, który zmierzy więź między wami a waszymi zwierzakami. Widzę, że
większość z was była w stanie wypełnić moje instrukcje i przynieść swoje
maskotki do klasy. Po uważaniu eliksiru, użyjecie go, żeby zobaczyć, jak blisko
jesteście związani ze swoimi stworzeniami.
-
P-profesorze? – Neville uniósł nieśmiało rękę.
Snape
prychnął z niecierpliwością.
-
No? Co jest, Longbottom?
-
Czy to zrani nasze zwierzątka, proszę pana? Teodora jest dość stara, jak na
ropuchę i…
-
Eliksir – jeśli poprawnie uważony – jest kompletnie nieszkodliwy, Longbottom.
Zwierzęta są tu jedynie po to, żebyście się skupili. Eliksir zmierzy, jak
związani wy jesteście ze zwierzęciem, nie jak zwierzęta są związane z wami. Czy
ktoś jeszcze ma zamiar zadać głupie pytanie i pokazać, w jak ułomny sposób
łapiecie materiał?
Co
dziwne, nikt nie przyjął jego oferty i klasa szybko zanurzyła się w warzeniu.
-
Ej! Harry! – głośny krzyk rozdarł ciszę i Snape spiorunował wzrokiem
najmłodszego Weasleya, który troskliwie tulił szczura. – Trzymaj swoją sowę z
dala od mojego szczura! Patrzyła na niego, jakby był obiadem!
-
Weasley! Czy praca w ciszy wykracza poza twoje możliwości? – zbeształ go Snape.
– Przenieś swoje rzeczy do tego kąta i może będziesz w stanie skupić się na
zadaniu.
-
Ale Hedwiga chciała zjeść Parszywka – zaskomlał Ron w proteście.
-
Wolisz pracować w kącie czy w nim stać? – zapytał Snape, zbyt cicho, by inne
dzieci go usłyszały. Ron natychmiast przestał się kłócić, przerażony pomysłem
stania w kącie – przed całą klasą!
-
Tak, wujku Sev – szepnął pospiesznie, pędząc z rzeczami do nowego miejsca, a
tym samym nie zauważając przerażenia, które przeszło przez twarz Snape’a na
nowo nadany tytuł.
Dumbledore
i reszta kręcili się za osłonami, obserwując dzieci z różnym stopniem
uprzejmego zainteresowania. W końcu, eliksiry zostały ukończone i uczniowie
stali wyczekująco przy swoich biurkach.
-
Potter – zawołał Snape. – Przynieś tu swoją sowę wraz z eliksirem.
-
Nazywa się Hedwiga – przypomniał mu karcąco Harry, kładąc żerdź na biurku
profesora i ustawiając fiolkę obok niej.
Snape
skrzywił się.
-
Cisza, Potter. Weź kroplę eliksiru i nakrop ją na głowę sowy, po czym sam wypij
resztę.
Harry
zrobił, co mu kazano i chwilę później, pojawiła się między nimi intensywnie
złota nić. Klasa wydała z siebie kilka ochów i achów z podziwu.
-
To bardzo silna więź – wygłosił Snape. – Zarówno kolor światła, jak i grubość
nici wykazuje siłę. Wróć na miejsce, Potter. Zabini, chodź tu ze swoim
stworzonkiem.
Blaise,
potem Millicenta, a potem Dean mieli różne rezultaty. Choć we wszystkich
przypadkach, zwierzątka tylko siedziały i hukały albo miałczały albo kumkały,
zdając się nie być pod żadnym wrażeniem całego podekscytowania.
-
Longbottom!
Neville
spojrzał nerwowo na blado niebieski eliksir Hermiony, a potem na swój mocno
szary szlam.
-
Eee, p-profesorze, ch-chyba lepiej nie.
Snape
rzucił pogardliwe spojrzenie na eliksir.
-
Podejrzewam, że to mądry wybór, Longbottom – warknął. – Zero na dzisiaj!
Neville
okropnie oklapnął i przytulił spokojną Teodorę, podczas gdy Snape skanował
pomieszczenie.
-
Weasley! Przynieś swojego szczura!
-
Tak, jest. – Ron podszedł, odkładając Parszywka na biurko i wygrzebując
eliksir.
Chłopak
nigdy nie zyskał pewności, co się później stało. W jednej chwili wyciągał
fiolkę eliksiru ze swoich szat, podczas gdy profesor Snape cierpliwie czekał po
drugiej stronie biurka, a w następnej minucie pojawiło się jasne światło i
nagle na miejscu Parszywka siedział gruby facecik, mrugając głupio.
-
Ej! Gdzie mój szczur? – zapytał Ron, a potem Harry chwycił go za tył szaty i
pociągnął go z daleka od biurka.
Tarcze
niewidzialności zamigotały i upadły, kiedy Dumbledore i reszta wystrzelili z
rogu.
-
Peter? – Dumbledore sapnął z zaskoczenia.
Pettigrew
rzucił przestraszone spojrzenie przez ramię, potem uderzył Snape’a, rzucając
się do drzwi.
Bones
nie miała pojęcia, co się dzieje, ale wiedziała, że ten mężczyzna w średnim
wieku, będący jako zwierzątko chłopca, nie był niczym dobrym. To właśnie robią ci chorzy dranie,
westchnęła do siebie, unosząc różdżkę i krzycząc:
-
Brać go!
Moody
– stale czujny! – skoczył do przodu, a zaraz za nim Shacklebolt, ale w
pomieszczeniu pełnym wrzeszczących dzieci, w zrozumiały sposób denerwowali się
przed rzuceniem jakichkolwiek zaklęć.
-
Poddaj się, PPC! – wrzasnął Moody, skacząc do przodu tak szybko, jak pozwalała
mu noga.
Pettigrew
warknął i przewrócił stół, blokując im drogę, i wciąż biegł ku wyjściu. Tuż
przed tym, jak się do nich dostał, przed drzwiami pojawiła się postać, zdajając
się niemal pojawić z rozrzedzonego powietrza.
-
Witaj, Severusie. Przyszedłem tylko po swój eliksir – uśmiechnął się Remus, po
czym sapnął, gdy dostrzegł, że stoi twarzą w twarz ze swoim przyjacielem z
dzieciństwa.
-
Peter Pettigrew! – krzyknął Remus z szokiem na twarzy.
-
CO? – Aurorzy zamarli na chwilę ze zdumienia, a Peter jęknął: – Remus?
Amelia
Bones uznała wzajemne rozpoznanie się, jako przyznanie do winy i wykrzyknęła:
-
Peterze Pettigrew! Aresztuję cię za morderstwo…
Pettigrew
patrzył rozpaczliwie na boki, ale aurorzy szybko zbliżali się od tyłu, a Remus
stał między nim a drzwiami. Chwilę później, szczur przecisnął się przez wąskie
pęknięcie w ścianie.
-
Złapcie go! – krzyknęła Bones, wiedząc, że nie miało to żadnej nadziei, ale
potem szczur wyskoczył z muru jeszcze szybciej, niż do niego wszedł, ścigany
przez syczącego, kłapiącego szczękami węża.
Dzieci
zapiszczały i wskoczyły na biurka, kiedy kolejne węże wyłoniły się z pęknięć w
ścianie i podłodze, wszystkie najwyraźniej chcąc złapać przerażonego,
uciekającego szczura.
Pettigrew
szybko został przyparty do muru przez węże i, będąc w bezpośrednim
niebezpieczeństwie bycia zjedzonym, wrócił do swojej ludzkiej formy.
-
Czekajcie, czekajcie! – błagał, zasłaniając się ramionami. – Nie chciałem tego!
-
Peter, jak mogłeś? – zapytał Remus, jego różdżka była wyjęta i skierowana w
mniejszego mężczyznę.
-
Remus, przyjacielu, proszę! – płakał Pettigrew. – Miej litość! Ty ze wszystkich
ludzi z pewnością zrozumiesz! Zostałem do tego zmuszony! Nie miałem wyboru!
Zabiłby mnie!
-
Więc powinieneś zginąć, zanim ich zdradziłeś! – splunął Remus. – Ja bym umarł!
-
Och, szlachetny Remus – warknął Peter, wyzbywając się płaczliwej pozy, – zawsze
pokazujesz, jak dobry i ludzki jesteś! Zawsze gardzisz tymi, którzy nie byli
tak mądrzy, silni, czy przystojni jak ty i inni Huncwoci! Oczekiwałeś, że co
zrobię? Myślałeś, że nie wiem, że zostałem tylko dlatego, że byłem dla was
komiczny? Myślisz, że nie wiedziałem, że wszyscy mną gardziliście w sekrecie?
-
O czym ty mówisz? – zapytał Remus. – Ufaliśmy ci! James i Lily powierzyli ci
swój sekret! Swoje życie! Życie Harry’ego!
-
Tylko dlatego, że byli przekonani, że jestem tak żałosnym stworzeniem, że nikt
inny nie pomyślałby nawet, że byliby tak głupi, by uczynić mnie Strażnikiem
Tajemnicy! To była zniewaga, nie zaszczyt! Myślisz, że byłem zbyt głupi, by to
zrozumieć? Ale Czarny Pan zauważył mój talent! Chwalił moją inteligencję i
chytrość! Poważał mnie za to, kim jestem! Szanował mnie!
-
Wykorzystał cię, omamiony głupcze – wycedził chłodno Snape. – Tak jak
wykorzystał wszystkich. Nie szanuje nikogo oprócz siebie, a przede wszystkim
nie bezużytecznego, kulącego się gryzonia, który sprzedał swoich przyjaciół za
nieszczere komplementy, a potem spędził dziesięć lat ukrywając się jako
zwierzątko dziecka.
Twarz
Rona wykrzywiła się z furią, gdy w końcu na to wpadł.
-
Parszywek! – krzyknął z wściekłością. – Ty zły szczurze! Opowiem wszystko
Percy’emu!
-
To koniec, Pettigrew! – warknął Moody, z ulgą zauważając, że węże tajemniczo
wycofały się tam, skąd przyszły. – Daj spokój. Nie masz gdzie uciec.
-
Nie! – krzyknął Peter. Jego oczy gorączkowo przeszukały pomieszczenie, w końcu
opadając na szerokie spojrzenie Harry’ego. – Harry! – skoczył do chłopca,
wiedząc, że z nim jako zakładnikiem, będzie bezpieczny. – Chodź tu!
Harry
kwiknął i spróbował odskoczyć, ale Pettigrew zrobił sobie miejsce przez
uczniowskie biurka z nieoczekiwaną prędkością, kierując się rozpaczliwą
desperacją. Dorośli przeklęli i walcząc, by do niego podejść, próbując uniknąć
rzucania zaklęć w pomieszczeniu pełnym krzyczących dzieci, niestabilnych składników
eliksirów i groźnych węży.
Hedwiga
podleciała do mężczyzny, machając pazurami na jego oczy, podczas gdy Neville
chwycił Harry’ego i odciągnął go tak, jak Harry wcześniej pociągnął Rona w
bezpieczne miejsce. Peter wyciągnął ręce, odganiając sowę, w momencie, gdy
Neville trącił łokciem swój kociołek, przewracając go i posyłając podobną do
mułu zawartość w stronę niskiego czarodzieja.
Zniszczony
eliksir chlusnął na Pettigrew. Mężczyzna wrzasnął z bólu, niekontrolowanie
zaczynając krążyć między formami. Nawet uodpornieni aurorzy cofnęli się z
przerażeniem na zatrważający widok przed nimi. Przemiana poszła okropnie źle i
po kilku strasznych, koszmarnych chwilach pełnego agonii krzyku, Pettigrew
znieruchomiał na ziemi, zmniejszony do zdeformowanej bryły mięsa, pół-człowieka,
pół-szczura. W szczególności jego twarz utknęła między formami, z lewą połową
ludzką, a prawą, szczurzą. Pomiędzy dwoma niedopasowanymi czaszkami, wyciekł
mózg, oraz było jeszcze kilka… wodnistych… części, w miejscach, gdzie
torturowane ciało rozpłynęło się pod wpływem zbyt wielu przemian.
Dzieci
trzęsły się jak szaleńcy i ukrywały twarze – poza Harrym, który patrzył na to
wszystko z ponurą miną.
-
Cholera! – warknęła Bones, w końcu dostając się do trupa. – Chciałam go żywego!
-
Biorąc pod uwagę fakt, jak przerażająco łatwa stała się ostatnio ucieczka z
Azkabanu, że nawet Laluś Black był w stanie tego dokonać, może to dobrze, że
dłużej nie musimy się martwić o tego zadeklarowanego sługusa Czarnego Pana –
skomentował złośliwie Snape.
Bones
spiorunowała go wzrokiem.
-
Miał odpowiedzieć na wiele pytań – odpowiedziała. – I nie rozumiem, jak mamy
całkowicie oczyścić Blacka bez przyznania się Pettigrew.
Snape
uniósł brew.
-
Wszyscy w tym pomieszczeniu, włącznie z licznymi uczniami, głową Wizengamotu,
dwoma starszymi aurorami, szefową PPC i przyjaciel z lat chłopięcych zmarłego
słyszeli jego przyznanie się do winy i mogą zidentyfikować go i dostarczyć
wspomnienia do myślodsiewni. Nie potrafię sobie wyobrazić, co więcej możesz
potrzebować.
-
Słuchaj, ty śmierciożerczy draniu – zaczęła gorąco Bones, po czym urwała, gdy
zdała sobie sprawę z tego, że dzieci – zainteresowane tą bardziej fascynującą
rozgrywką – przestały krzyczeć i obserwowały jej wymianę zdań ze Snapem z żywym
zaciekawieniem. Mimo wszystko, jakkolwiek zabawne było nieskrępowane
wrzeszczenie i skakanie na biurka (nie mniej ni więcej, w klasie Snape’a!), dużo bardziej zajmujące było
obserwowanie, jak ich najstraszniejszy profesor rywalizuje z równie
onieśmielającą szefową PPC.
Pani
Bones odchrząknęła i zaczęła od nowa.
-
Wobec braku zeznań oskarżonego pod wpływem Veritaserum, mogą pojawić się tacy,
którzy będą kwestionować zeznania.
-
Jak na przykład? – sprowokował Snape. Wskazał leniwie na pomieszczenie. – To
pierwszoroczni Gryfoni i Ślizgoni. Kto, w politycznym widnie, nie uwierzy
jednej stronie albo drugiej? Albo czy poważnie sugerujesz, że Lucjusz Malfoy –
lub Artur Weasley – będą kwestionować zeznania swoich własnych synów i zmuszą
ich do zgodzenia się na Veritaserum, pomimo potencjalnego trwałego uszkodzenia
mózgu, które może wywołać eliksir podany przed wiekiem dojrzewania?
Bones
rozejrzała się po pomieszczeniu i zdała sobie sprawę z prawdy tych słów.
Ktokolwiek, kto mógłby zaprzeczać temu, co się właśnie stało – czy to dawni
śmierciożercy, minister Knot czy rodzina Pettigrew – będą całkowicie do tego
niezdolni. Rodziny reprezentowane w tym pomieszczeniu były silną elitą po obu
stronach ostatniej wojny i jedyną rzeczą, która mogłaby spowodować, że
zjednoczą się i utworzą sojusz było zagrożenie dla ich dzieci. Nikt nie mógłby
być aż tak głupi, by kwestionować to, co się właśnie stało, jeśli robiąc to,
sprowadzi na siebie gniew Malfoyów i Weasleyów. Oszustwo Pettigrew (i tym samym
niewinność Blacka) zostaną natychmiast zaakceptowane.
Ale
coś było nie tak. Amelia Bones nie stała się szefową PPC bez posiadania
doskonałego instynktu i coś jej mówiło, że było coś więcej niż na pierwszy rzut
oka się zdawało. Wszystko poszło po prostu zbyt zgrabnie.
Odwróciła
się ze spekulacją do Remusa.
-
Hymm. Panie Lupin, czy to nie przypadkowe, że był tu pan i mógł zidentyfikować
uciekiniera? Dlaczego pan tu przyszedł? Nie powinien pan być we Włoszech?
Remus
spojrzał na nią spokojnie.
-
Przyszedłem odebrać pilnie potrzebny mi eliksir od profesora Snape’a. Wiedziałem,
że będzie o tym czasie w klasie, więc wydało mu się rozsądne przyjść tu i
powiadomić go, że tu jestem.
Bones
sceptycznie zacisnęła usta.
-
Och, naprawdę? Profesor Snape nie wydaje się typem osoby, która z radością wita
przerwanie mu zajęć. Jaki eliksir jest tak pilnie potrzebny, że pozwoliłby na
wtargnięcie?
Spokojny,
ledwo widocznie pogardliwy wyraz twarzy Snape’a nie zmienił się, ale
wewnętrznie jego serce opadło. Nie planowali aż takiego badania obecności
Remusa.
Przynajmniej
Lupin zdołał wydostać się spod Peleryny Niewidki podczas najgorszego chaosu,
więc nikt nie zdał sobie sprawy z tego, że cały czas był w pomieszczeniu –
ukryty pod Peleryną i za wysoką szafką z zaopatrzeniem, gotowy, by przekląć
szczura, gdy plan Snape’a pójdzie nie tak. Peleryna – którą Dumbledore dał
Snape’owi, kiedy Mistrz Eliksirów przejął opiekę nad Harrym – był teraz
schowany w kieszeni płaszcza Lupina i, miejmy nadzieję, zostanie tam, aż Snape
będzie mógł go odzyskać i włożyć w bezpieczne miejsce. Och, Albus poczynił
szaloną sugestię, by dać Płaszcz Harry’emu na Święta – jakby skłonny do psot
jedenastolatek naprawdę potrzebował Peleryny Niewidki! – ale Snape odrzucił tą
propozycję z pogardą, na jaką zasługiwała. Mimo to, jeśli pytania Bones zbiją
Lupina z tropu, może coś chlapnąć…
Nie
potrzebował się martwić. Remus pochylił brodę i posłał Bones wyzywając
spojrzeniem, nawet gdy odpowiadał spokojnie:
-
Tojadowy.
Rozległo
się słyszalne sapnięcie, a zaraz za nim pobudzone szepty, kiedy uczniowie
zareagowali na to wyznanie. Wyraz twarzy Remusa nie zmienił się, ale jego szyję
zabarwiła czerwień.
Bones
miała wdzięk, by wyglądać na zakłopotaną.
-
Proszę wybaczyć – powiedziała, brzmiąc szczerze przepraszająco. Potem odwróciła
się do dzieci i odchrząknęła, by zwrócić ich uwagę. – Jak słyszeliście, pan
Lupin cierpi z powodu lykantropii, jednak w żaden sposób nie daj to negatywnych
efektów. Zarejestrował się w Ministerstwie i, jak słyszeliście, stara się
zapewnić sobie miesięczną dawkę eliksiru Tojadowego. Powinniście szanować go
tak samo, jak każdego innego czarodzieja. Zgadza się pan, dyrektorze?
-
Absolutnie – powiedział stanowczo Dumbledore.
-
I jest dla mnie jak mój ojciec chrzestny, więc lepiej nie być dla niego
niemiłym – dodał wojowniczo Harry, posyłając piorunujące spojrzenie w stronę
Pansy Parkinson. Słyszał jakieś szepty z jej strony o „Mrocznej kreaturze”, a
na jego agresywne spojrzenie, prychnęła i odrzuciła włosy.
Remus
wyglądał na zaskoczonego i zadowolonego z tych nieoczekiwanych oświadczeń,
podczas gdy Snape zwalczył nudności, zanim wrócił do ataku.
-
Może mi pani zwrócić klasę czy jest pani zbyt zajęta zadawaniem głupich i
zawstydzających pytań, żeby pozbyć się swoich dowodów i odejść? Może jest
jeszcze w mojej klasie kilka pomyłek sprawiedliwości i mam pani pomóc się z
nimi uporać?
Uczniowie
zachichotali. Oooch, to właśnie był ich profesor! Warczał na wszystkich. Czuli
się raczej dumni ze Snape’a. Dostanie słownej chłosty do tego mężczyzny było
praktycznie hogwardzkim obrzędem przejścia i naprawdę nie czuli się zbyt źle z
powodu tego, że nawet pani Bones wyjdzie gorzej po spotkaniu z nim!
Niestety,
Bones nie była głupcem i, w przeciwieństwie do Knota, nie było łatwo jej
przyprzeć do muru przez kilka obłudnych uwag.
-
Jestem zaskoczona faktem, że to dość wygodne, że Pettigrew został zabity przez
eliksir, zanim mógł zostać dokładnie przesłuchany.
Snape
uniósł brew, mimo że wewnętrznie przeklinał nieprzychylnie uporczywą
czarownicę.
-
Naprawdę pani sugeruje, że Longbottom, zamiast uwarzyć prawidłowy eliksir,
celowo stworzył eliksir będący bronią na poziomie Mistrza Eliksirów?
Zanim
wszystkie słowa wyszły z jego ust, całe pomieszczenie uczniów – w tym Neville –
wybuchli śmiechem. Nawet Dumbledore ukrył chichot za uprzejmie uniesioną
dłonią.
Bones
i jej aurorzy nie przyłączyli się do ogólnej wesołości. Bones, ponieważ wciąż
analizowała Sytuację, a faceci, ponieważ wciąż byli czuli na nastrój szefowej.
Poza tym, intuicja Bones brała górę zbyt wiele razy w przeszłości, nawet w
sprawach, które wyglądały na bardziej oczywiste niż ta.
-
Ty mogłeś go stworzyć – zasugerowała Bones, gdy tylko chichoty ucichły. –
Jesteś Mistrzem Eliksirów. Mogłeś zmienić miksturę chłopca lub wymieszać ją w
jakiś inny sposób, żeby przekształcić ją w trujący eliksir.
-
Rozumiem – mruknął Snape. – I przypuszczalnie byłem zajęty tymi sztuczkami pod
magicznym okiem aurora Moody’ego? Przypuszczalnie nie zauważył, ponieważ śnił
na jawie? Albo może tak mnie lubi, że poczuł, że może odpuścić ze swoją „stałą
czujnością” w mojej klasie? – zapytał sarkastycznie.
-
Więc jakie jest twoje wyjaśnienie na te wydarzenia?
-
Jako że nie jestem na pani liście płac, rozumiem, że nie muszę oferować swoich
wyjaśnień – odparł zimno Snape. – Jednak, zaznaczyłbym, że dobrze wiadomo, że
uczniowie robią sobie nawzajem żarty, wrzucając różne rzeczy do eliksirów
innych. Jak powiedziałem, nie mogę sobie wyobrazić, że miałaby pani poważnie
przesłuchać każdego ucznia z klasy.
Draco,
obserwując tą wymianę zdań tak dokładnie, jak reszta klasy, przewidywanie
zareagował na tą prowokację.
-
Mój ojciec nigdy nie pozwoli na coś takiego! – ogłosił arogancko, każdym swoim
malfoyowskim calem.
-
Mój też nie! – zgodziła się ostro Pansy.
-
Nie sądzę, żeby moi rodzice chcieli, żebym była przesłuchiwana! – zawołała z
niepokojem Parvati Patil, zachęcając Lavender Brown do głośnej zgody.
Kiedy
Ślizgoni i Gryfoni zaczęli potakiwać, Bones zdała sobie sprawę, że byłoby
politycznym samobójstwem, popychać sprawę dalej – i było mało prawdopodobne, że
wyjdzie z tego coś pożytecznego. Spojrzała na Moody’ego, milcząco pytając, czy
widział, by Snape co zrobił.
Siwy
auror potrząsnął głową i, wiedząc, jak mężczyzna nienawidzi Snape’a,
zaakceptowała to i zdecydowała się na wdzięczny odwrót. Mimo wszystko, nie była
zdenerwowana rezultatem. Kolejny martwy śmierciożerca – i do tego zdrajca
Potterów – był powodem do świętowania, a przy tym idiocie, Knocie, w biurze,
nie wspominając o Voldemorcie, który kręcił się nie wiadomo, gdzie, cieszyła
się, że szczurzy animag jest bezpiecznie martwy.
Mimo
to, należało przestrzegać poprawności, zwłaszcza przy reporterce,
dokumentującej całą sprawę i skandalu Syriusza Blacka, który sprawiał, że
wszyscy byli świadomi, co mogło się zdarzyć, kiedy nie przeprowadzono
sprawiedliwego procesu.
-
To wydaje się być wypadkiem – stwierdziła. – Chwycenie chłopca Potterów
udowodniło jego zgubę – chyba jest w tym jakaś poetycka sprawiedliwość. –
Spojrzała na Harry’ego. – Wszystko w porządku, młody człowieku?
-
Tak, pani Bones – powiedział uprzejmie Harry, ale kobieta zauważyła, że kilka
dzieciaków, złączając to jednego z synów Artura Weasleya i wnuka Augusty
Longbottom, przesunęło się, by otoczyć go w obronny sposób.
-
Możemy dziękować Merlinowi, że żadne z dzieci nie zostało ranne – powiedział
uspokajająco Dumbledore. – Wypadek z eliksirem tym właśnie jest: śmiertelnym
wypadkiem. – Klasnął w dłonie. – A teraz myślę, że to najwyższy czas, by
uczniowie pobiegli na kolejne zajęcia. W tych okolicznościach, nagroda będzie
musiała być anulowana, nie zgodzisz się, Severusie?
-
Niestety, tak – odpowiedział spokojnie Snape.
Dzieci,
zauważając rozkazy, gdy je usłyszą, nawet jeśli są łagodnie sformowane, zebrały
swoje książki i zaczęły wchodzić jeden za drugim, szeroko omijając kałużę
szlamu i chrząstek, którą był Pettigrew.
Harry
zatrzymał się przed opiekunem, żeby spojrzeć w ciemne i bezdenne oczy
mężczyzny.
-
Biegnij, Potter – powiedział stanowczo Snape, ale dłoń, która opadła na ramię
chłopca była łagodna. – Widzimy się dziś wieczorem w moich kwaterach.
Harry
odprężył się i skinął głową, podążając za Hermioną i Ronem za drzwi.
-
Remusie, może odprowadzisz panią Skeeter do mojego biura, żeby mogła zafiukać
do gazety? Jestem pewny, że ma przed sobą pracowite popołudnie – powiedział
Dumbledore, migocząc oczami.
Skeeter
nawet nie podniosła wzroku, gdy Remus łagodnie chwycił ją za ramię i skierował
ją do drzwi; była zbyt zajęta dyktowaniem historii swojemu automatycznemu
pióru. A takim tempie, będzie faworytką na Dziennikarza Roku!
-
Dowidzenia, dyrektorze. Dowidzenia, profesorze. – Każdym calem właściwego
młodego czystokrwistego, Draco skinął uprzejmie głową, przechodząc przed nimi w
drodze z klasy.
-
Panie Malfoy – odpowiedział Snape neutralnym tonem. Wymienił szczególne,
porozumiewawcze spojrzenie z chłopcem, którego poprzedni wybuch
arystokratycznej arogancji był bardzo dogodny. Wyraz twarzy Draco nie zmienił
się ani o jotę – Lucjusz dobrze go wyuczył – ale jego srebrne oczy
zabłyszczały.
-
Chwileczkę, panie Longbottom. – Snape zatrzymał krępego chłopca, gdy ostatni
uczeń już wyszedł. – Biorąc pod uwagę fakt, że twój potencjał do nieumyślnych
zniszczeń osiągnął nowy poziom – powiedział kwaśno – dziś skontaktuję się z
twoją babcią i zasugeruję, żebyś natychmiastowo został zwolniony z regularnych
zajęć eliksirów. Zamiast nich, podpowiem indywidualne nauczanie ze specjalnym
rehabilitacyjnym programem eliksirów. Może indywidualna nauka, połączona z
programem, który podkreśla bliskie połączenie zielarstwa i eliksirów, zapewni,
że nikt więcej nie zginie podczas twoich zajęć.
Oczy
Neville urosły z zachwytu.
-
Naprawdę, proszę pana? Zrobi to pan? – Jego wzrok padł na panią Bones i
chłopiec nagle stłumił swoją reakcję. – Eee, tak, proszę pana. Przepraszam,
proszę pana. – Nie był w stanie ukryć szczęśliwego podskoku, gdy, ściskając
Teodorę, wybiegł z klasy, mając nadzieję, że ostatni raz.
Shacklebolt,
jako najmłodszy z obecnych aurorów, ponuro zaakceptował nieprzyjemne zadanie
zebrania tego, co Moody nazwał „Pettibreją*”, a Bones i Moody byli gotowi do
odejścia.
Pani
Bones zatrzymała się w progu klasy i posłała Snape’owi spekulujące spojrzenie.
-
Jeśli chodzi o moją siostrzenicę z twojej klasy – zaczęła powoli.
-
Susan? – powiedział umiarkowanie Snape. – Świetna uczennica. Jestem pewna, że
dobrze sobie poradzi w tym roku.
-
Hymmm. – Wyraz twarzy Bones stał się jeszcze bardziej zamyślony, ale wyszła bez
zbędnych słów.
Moody
zaczął za nią iść, po czym zatrzymał się, zerkając to na Dumbledore’a, to na
Snape’a. Niespodziewanie wyciągnął rękę i potrząsnął dłonią Snape’a, mówiąc:
-
Słyszałem, że dobrze sobie radzisz z chłopcem Potterów.
Snape
zamrugał nieufnie. Takie słowa od Moody’ego były niemal tak szokujące, jak
przeprosiny Blacka.
-
Zgodzisz się, że robisz konkurencję szczwanemu lisowi! – skomentował niejasno
auror, po czym pokuśtykał za swoją szefową.
Dyrektor
przez chwilę patrzył za starym aurorem, po czym posłał Snape’owi bardzo ostre
spojrzenie. Mistrz Eliksirów beznamiętnie odwzajemnił spojrzenie i po chwili,
Dumbledore westchnął.
-
Mam nadzieję, że wiesz, że nie jestem wrogiem, mój chłopcze – powiedział ze
smutkiem starszy czarodziej.
Snape
skinął milcząco głową, ale pomyślał: Nie
bycie wrogiem niekoniecznie oznacza bycie przyjacielem, Albusie. Powinieneś
nauczyć się tego od Dursleyów.
Dumbledore
westchnął ponownie.
-
Czasami, mój chłopcze, martwię się, że wszystko widzisz w czarnych i białych
barwach. Pamiętaj, proszę, że wszyscy zasługujemy na miłosierdzie. – Z ostatnim
spojrzeniem na Shacklebolta, który ostrożnie sprzątał ostatniego ze zmarłych
Gryfonów, Dumbledore odszedł.
Snape
piorunował go wzrokiem, patrząc za nim; to był długi, trudny dzień i byłoby
miło, gdyby dostał trochę uznania za to, jak doskonale poradził sobie z tą całą
sprawą. Ale co miałby oczekiwać od nie-Ślizgona?
Poza
tym, Dumbledore był zbyt zaangażowany w pojęcie szczęśliwego zakończenia –
największą słabością była odmowa przyznania, że niektórych nie da się odkupić,
ani im pomóc… i należy działać z nimi odpowiednio.
Nikt
nie wiedział lepiej od Snape’a, że odkupienie boli i wiele ludzi było chętnych,
by zwiększyć ciężkość pracy i ból, jakich wymagało, nie ważne, czego chcieli
i/lub mówili. Spojrzał ostro na pozostałości po Pettigrew. Niezależnie od
priorytetów Albusa, Snape nie miał zamiaru ryzykować dobrobytu Harry’ego w
nadziei, że ktoś, kto już udowodnił swoją wrogość, może wrócić z powrotem do
Światła. Jeśli czyniło go to – wdzięcznie obdarowanego miłosierdziem dyrektora
– hipokrytą, niech tak będzie. Był gotów zaakceptować tę etykietkę, jeśli to
oznaczało, że Harry będzie bezpieczny.
Snape
doskonale wiedział, że Dumbledore nie chciał śmierci Pettigrew, tak samo, jak
jakiegokolwiek innego śmierciożercy – stąd zaufanie Zakonu na zaklęciach, które
oszałamiały, ale nie zabijały. I dlatego nie miał zamiaru mówić Albusowi, jak
wiele musiał knuć, żeby dzisiejszy „śmiertelny wypadek” miał miejsce. Ale jeśli
dyrektor wyobrażał sobie, że Snape mógłby ochoczo pozostawić to oczywiste
zagrożenie dla życia Harry’ego, naprawdę i niezaprzeczalnie był stary.
Snape
obserwował beznamiętnie, jak Shacklebolt stara się wyzbierać Pettigrew do torby
dowodowej. Kilka kawałków ściekało po bokach, ku ogromnemu obrzydzeniu aurora.
Dumbledore
mógł być potężnym sprzymierzeńcem, ale tylko na warunkach Snape’a – nie jego
własnych. Snape już dłużej nie mógł ślepo ufać dyrektorowi, nie tylko z powodu
przeszłych błędów starszego czarodzieja – od Dursleyów do Syriusza – ale
dlatego, że oczywistym było, że miał kompletnie inną opinię na temat tego, jak
najlepiej przygotować i chronić Harry’ego przed nadchodzącą walką.
Snape
wiedział, że wybrał dla siebie długą i samotną drogę, w której sam sobie był
sprzymierzeńcem, ale z nikim innym ni mógł się podzielić tym wielkim obrazem.
Nie ufał nikomu, że przejmie opiekę nad Harrym tak dobrze, jak on sam, nawet
tym, którzy byli naprawdę oddani chłopcu, jak Syriusz, Weasleyowie czy pewnie
nawet dyrektor. Nie, tylko on był skłonny zrobić wszystko, żeby chronić chłopca
– nie ważne, czy to oznaczało bezlitosne wyeliminowanie takiego zagrożenia, jak
Pettigrew czy odebranie Harry’emu pewnych wątpliwych przyjemności z
dzieciństwa, takich jak naiwność w jego ostatecznej roli w upadku Voldemorta.
Mimo
to, będzie warto, gdy ostatecznie, Voldemort zniknie, a Harry będzie żył. Może
sobie teraz poradzić ze swoim sumieniem i zapłacić każdą pokutę, jaką będzie
trzeba. Tak długo, jak Harry będzie żył, wszystko było warte.
CDN…
*w oryginale „Pettigoo”, gdzie „Goo” oznacza „gęstą i
lepką substancję”
Rozdział SR będzie koło poniedziałku ;)
Ciężko musiało być zaplanować to wszystko. jak widać tylko podstępny ślizgon miał na tyle inteligencji by to zrobić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo sił do kolejnych tłumaczeń :)
Kurde, to się nazywa ślizgoński plan.
OdpowiedzUsuńPettibreja mnie rozwaliła, choć sam widok musiał być obrzydliwy.
Czekam na kolejny rozdział :D
aaaaa... Super rozdział. Ciekawie to wykombinowali. To jak Moody pogratulował Severusowi... - Genialne. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńTen plan był naprawde świetny, szkoda że Bones była tak dociekliwa, bo Remus musiał się tłumaczyć.
Yay!! Czyli jednak mieli przynieść zwierzaki!
OdpowiedzUsuńAle... Fuj... To musiał być doprawdy ohydny widok...
Za to "Pettibreja"... Hahaha!! :D
W ogóle... Matko, tylko Ślizgon!! XD Zdecydowanie, na 100% tylko Ślizgon umiałby stworzyć taki plan!!! Choć może nawet tylko ten konkretny Ślizgon... ;D
A co do wychowania Harry'ego... no cóż, tytaj wręcz muszę zgodzić się z Sevem - tylko on jest w stanie zrobić to jak należy... :)
Już nie mogę się doczekać kolejnej części~!!!
Życzę WENY, CZASU i CHĘCI do dalszego tłumaczenia (i do pisania też ;P)!!! Pozdrawiam!!
~Daga ^.^'
Rzeczywiście zbyt prosto poszło... Mam wrażenie, że to się nie skończy tak gładko, że Bones nie odpuści wątpliwości tak lekko - w końcu skoro ma taką intuicję, to nie da jej ona spokoju... Ciekawe czy będzie jakieś rozwinięcie tego wątku. No ale i tak najbardziej mnie ciekawi jak Severus będzie rozmawiał z Harrym po wszystkim, gdy już przyjdzie do niego wieczorem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńplan się całkowicie powiódł, było ciężko ale udało się i to rewelacyjnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Super,niesamowite tłumacz dalej nie mogę się doczekać weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuń