Czując się, jakby został uderzony kilkoma tłuczkami na
raz, Harry zamrugał, patrząc na nieznany sufit. Pokój Syriusza. W każdym razie
należał do niego, gdy był dzieckiem. A teraz Harry leżał w łóżku swojego
chrzestnego.
Stłumił jęk, siadając. Boże, żebra bolały. Tak w ogóle
ile razy kopnął go Piers?
Niezgrabnymi palcami założył na nos okulary i gwałtownie
przestał się ruszać, zauważając swojego ojca chrzestnego, śpiącego na
rozłożonym kocu. Na podłodze.
- Cholera – mruknął do siebie. To, że osoba jego chrzestnego
spała na podłodze wydawało się raczej niewdzięczne z jego strony, zważywszy na
to, że chrzestny uratował go przed kulejącym powrotem do Dursleyów. Nie
wspominając o eliksirach, które Harry zażył. Albo o ubraniach, podarowanych
przez Syriusza.
Nawet jeśli noszenie ubrań Syriusza było dziwnym
uczuciem. Choć także miłym. Ponieważ Syriusz nie musiał dawać mu swoich ubrań.
Chciał.
To tylko sprawiło, że Harry poczuł się jeszcze bardziej
winny tego, że zarekwirował łóżko Syriusza.
Nie będąc pewnym, co robić, Harry odsunął koce. Mógłby
znaleźć kuchnię. Śniadanie może być dobrym sposobem na wynagrodzić Syriuszowi
kradzież dobrego, nocnego snu. Musiał przecisnąć się nad gniazdem Syriusza,
które uwił zaraz koło łóżka.
Korytarz był ciemny. Decydując, że mógłby wpaść w kłopoty
za rzucenie Lumos, szedł wzdłuż ściany, po kilku krokach niemal staczając się w
dół po stromych schodach. Schody wiły się w nieskończoność albo tak mu się
zdawało. W środku było półpiętro, ale Harry nie zatrzymał się, aż schody się
nie skończyły.
W każdym razie było nieco jaśniej. A to tylko sprawiło,
że cały dom wydawał się jeszcze bardziej odrażający. Nie takie miejsce Harry
sobie wyobrażał, kiedy Syriusz wspominał o nim, kiedy rok temu pytał Harry’ego,
czy z nim zamieszka. Pachniało czymś zjełczałym i Harry był całkiem pewny, że
wokół biegały szczury – albo coś małego i płochliwego jednocześnie.
Zamrugał, znajdując otwarte drzwi i kolejne – dużo
krótsze – schody. Przyjął, że tak, to była kuchnia. Wyglądała jak kuchnia…
- Augh!
Odskoczył, kiedy dostrzegł dwa duże, wpatrujące się w
niego okrągłe oczy.
- Obrzydliwa szlama – wymamrotał właściciel oczu. Skrzat
domowy, jak Harry zauważył dzięki maleńkiej świecy, którą trzymał w sękatej
dłoni.
- Eee…
Elf wymamrotał coś pod nosem, trącając Harry’ego, kiedy
podszedł i wspiął się na schody. Zdecydowanie to miejsce było dziwne. I nie
było też wiele jedzenia. Fasolowe konserwy nie byłby zbyt apetycznym…
- Harry! – Gorączkowemu krzykowi towarzyszyło tupanie
stóp. Harry wyjął różdżkę i odwrócił się. – Harry!
Syriusz wpadł po schodkach do kuchni zanim Harry zdołał
zrobić choć jeden krok. Syriusz zatrzymał się w momencie, gdy go zobaczył. Miał
wyciągniętą jak miecz różdżkę, a jego pierś falowała.
- Nie rób tak! – wybuchnął.
Harry spojrzał na niego.
- Jak?
Syriusz skrzywił się, wyprostowując krzywą koszulę i
odgarniając kosmyk włosów z twarzy.
- Myślałem, że zostałeś porwany.
- Och. – Harry niemal chciał się uśmiechnąć, ale Syriusz
ani trochę nie wyglądał na rozbawionego. – Wybacz… Nie zostałem.
Syriusz zrobił minę i schował różdżkę z powrotem do
kieszeni.
- Widzę, dziękuję bardzo. – Machnął ręką i kinkiety
wzdłuż ścian ożyły. – Co tutaj robisz?
Harry zamrugał kilka razy, przyzwyczajając się do jasnych
lamp.
- Myślałem, że zrobię śniadanie…
Syriusz wyprostował się.
- Jesteś głodny? Przepraszam, powinienem był się tego
spodziewać. Tutaj – powiedział szybko, wskazując na stół. – Usiądź, a ja ci coś
zrobię. Na co masz ochotę? Mam jajka i tosty. Może też kiełbaskę lub dwie…
siadaj, siadaj… stół jest czysty.
Ale Harry nie poruszył się w kierunku długiego stołu, zbyt
zaskoczony ofertą.
- Nie musisz…
Syriusz spojrzał na niego ponad drzwiami szafki, do
której właśnie wsadził głowę.
- Nie muszę, czego?
Harry chwycił się za kark, wzruszając ramionami.
- Robić śniadania… Mogę sam zrobić.
Usta Syriusza ścisnęły się razem, jego szare oczy
wwierciły się w niego, ale tylko na sekundę, po czym Syriusz uśmiechnął się.
- Moja jajecznica jest pyszna. A tosty… cóż, powiedzmy,
że nie spaliłem żadnego, od kiedy tu jestem.
Harry uśmiechnął się.
- No? – zapytał Syriusz, otwierając nieco szerzej oczy. –
Siądziesz? Używa się do tego krzeseł, wiesz?
- Tak – powiedział Harry ze śmiechem. – Wiem. – Usiadł na
krześle najbliższym pieca i obserwował, jak jego ojciec chrzestny rozbija jajka
do miski. – Trzymasz jajka w szafce? – wyraził swoją myśl.
Syriusz spojrzał na niego przez ramię, nie przerywając
rytmicznego rozbijania jajek.
- Zimnej szafce – jest magicznie zaczarowana, żeby
zachowywała chłód.
- Tak? To genialne.
Syriusz wyszczerzył się do niego.
- Magia jest raczej genialna. – Wlał ubite jajka na
patelnię i zaczął mieszać je, kręcąc ósemki. – Mundungus musiał dla mnie
przynieść jedzenie – wyjaśnił. – Zaledwie kilka rzeczy, żebym przetrwał kilka
następnych dni.
Zimne uczucie rozprzestrzeniło się w żołądku Harry’ego.
Kilka dni… Oczywiście. Harry mógł przecież wrócić do Dursleyów. Nie było tam
tak źle. I Dudley wróci do bycia zbyt przerażonym, by koło niego przechodzić.
Rozprostował palce o matowy blat stołu, patrząc na słoje
drewna, kiedy pytał.
- Gdzie pójdziesz?
- Ja? Nigdzie.
Harry uniósł głowę. Syriusz przekładał parujące jajka na
dwa talerze.
- Za dwa dni Molly Weasley przyprowadzi tu całą rodzinę –
powiedział Syriusz, stawiając talerz przed Harrym; dodał dwa kawałki gorącego,
posmarowanego masłem tosta. – Dumbledore wszystkich gromadzi. – Uśmiechnął się
nieco. – Molly jest odpowiedzialna za posiłki… sama się zgłosiła.
- Och. – Harry nie mógł wyjaśnić, dlaczego teraz było mu
trudno spojrzeć na Syriusza, ale ponieważ tak było, skupił się na nabijaniu
jajka widelcem, po dwóch gryzach przypominając sobie, by powiedzieć: -
Dziękuję.
- Nie ma za co. – Syriusz nalał soku do szklanki
Harry’ego i Harry musiał podnieść wzrok, by wziąć łyka. Zamarł ze szklanką
przyciśniętą do ust. Kubek Syriusza był pusty, a gdy Harry przeniósł wzrok na szklaną
butelkę, dostrzegł, że on też jest pusta.
Opuścił szklankę z powrotem na stół. Syriusz skończył
przeżuwać i zapytał:
- Nie lubisz? Mundungus poszedł do mugolskiego sklepu
spożywczego… to się nazywa… - Odwrócił butelkę i spojrzał na etykietę, –
…Paradise Punch.
Harry pokręcił szybko głową.
- Nie, nie, jest w porządku. Po prostu… nie wystarczy.
Syriusz ugryzł róg tosta.
- Nie martw się tym. Woda też jest dobra. Wiem, że musisz
być w stanie zjeść więcej – powiedział ze złośliwym uśmiechem. – Masz
piętnaście lat i jeśli jesteś choć trochę podobny do taty… Raz wiedziałem, jak
zjadł całą gęś.
Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Zdawało się, że
było to coś, co często zdarzało się, gdy w pobliżu był Syriusz.
- Twoja babcia była bardzo zirytowana – dodał Syriusz,
ugryzłszy kolejny kawałek tosta. – To był świąteczny obiad.
- Zjadł bożonarodzeniową gęś? – powiedział Harry,
jednocześnie będąc zdegustowany i pod wrażeniem.
Syriusz przytaknął.
- Calusieńką. Twój tata był trochę świnią – powiedział
czule. Zrobił gest w stronę talerza Harry’ego. – Wcinaj. I wypij sok.
Więc Harry posłuchał.
- Musieli już zauważyć, że mnie nie ma – powiedział, gdy
skończył jajka i gryzł połowę piętki.
-Och, jestem pewny, że Tonks zauważyła to kilka godzin
temu – odpowiedział Syriusz, ścierając okruszki z palców i opierając swoje
łokcie po obu stronach talerza. – Dumbledore unika rozmów ze mną.
- Dlaczego?
- Myśli, że mógłbym zrobić coś dziecinnego, jak
dołączenie do poszukiwań. – Mrugnął do niego. – I miałby rację.
Harry zmarszczył brwi.
- Więc będzie zły, że po mnie przyszedłeś, prawda?
Syriusz wzruszył ramionami.
- Złość to raczej mocne słowo, by określić nim
Dumbledore’a… w każdym razie przez większość czasu. Ale nie, nie będzie
zadowolony.
Harry upuścił w połowie dojedzoną piętkę i odepchnął od
siebie talerz. Oczywiście, że nie. Dlaczego Dumbledore miałby być zadowolony,
że Harry był z kimś, kto nie chce wepchnąć go do komórki?
- Byłoby dużo lepiej, gdybym tu został, żeby mógł mieć na
mnie oko – wymamrotał.
- Nie sądzę, że to dlatego chce, żebyś został z
Dursleyami – powiedział Syriusz powoli. – Kilka razy pytałem go, czy wkrótce
mógłby jakoś cię tu sprowadzić, żebyś ze mną został, ale za każdym razem
odmawiał. A gdyby naprawdę chciałby mieć cię na oku, tutaj byłoby to o wiele
łatwiejsze.
Harry ledwo dosłyszał ostatnią część zdania, będąc zbyt
zajętym rozkoszowaniem się drugą. Kilka razy pytałem go... żebyś ze mną został…
To było nawet lepsze niż ciuchy.
Harry zwalczył głupi uśmiech cisnący mu się na twarz.
Choć Syriusz też się uśmiechał, więc może nie musiał tak bardzo się starać.
- Myślisz, że to ma coś wspólnego z Przepowiednią, której
chce Voldemort?
Syriusz przycisnął kciuk do boku brody; potrząsnął głową.
- Możliwe, ale nie mam pojęcia, co?
Harry przechylił szklankę, patrząc, jak kilka kropel
żółtego soku spływa po boku, myśląc o wszystkim, o czym Syriusz powiedział mu
zeszłej nocy. Choć, tak naprawdę, nie było tego dużo, ponieważ Dumbledore był
ta przywiązany do swoich tajemnic.
- Postaraj się tym nie przejmować – głos Syriusza wdarł
się w jego myśli. – Nie wrócisz tam.
- Dumbledore powie, że muszę –rzekł Harry, pozwalając
szklance z powrotem opaść. Może nie w te wakacje, ale następne będą takie, jak
wszystkie inne.
- Nie, póki ja mam coś do powiedzenia – mruknął ponuro
Syriusz.
Ale nie masz, chciał powiedzieć Harry. Ale oczywiście
tego nie powiedział. Nawet jeśli Syriusz nic nie mógł zrobić. A poza tym, nie
było tak źle. Zostawał z Dursleyami przez miesiąc lub dwa każdego roku. Mimo
wszystko udało mu się z nimi przeżyć. Czym było kilka kolejnych wakacji?
- Jak się czujesz? – zapytał Syriusz. Pochylił się nieco
do przodu, a jego oczy przeskanowały twarz Harry’ego. – Powinniśmy nałożyć
trochę więcej Maści na Siniaki na twoje oko.
- To nic; nie boli. – Bolało trochę, ale raczej nie warto
było o tym wspominać.
- Cóż, więc przynajmniej jeden przeciwbólowy eliksir –
powiedział Syriusz, wstając. Zebrał talerze i posłał je do zlewu, zabierając
też szklankę Harry’ego, kiedy Harry wstał. – Wyglądasz jakbyś tego potrzebował.
Zaskoczony obserwacją, Harry zapytał:
- Naprawdę?
- No, chyba że zwykle krzywisz się, gdy się poruszasz?
- Eee… nie, nie sądzę.
Syriusz uśmiechnął się.
- Więc chodźmy na górę i zajmijmy się tym, okej? A potem
poszukamy czegoś do roboty… Mam szachy… nie wiele więcej. Kilka książek.
Właściwie to jest tu przerażająco nudno…
- Lubię szachy.
- Naprawdę? – Oczy Syriusza pojaśniały. – Zestaw jest
trochę zakurzony… mój dziadek dał mi je, kiedy miałem jedenaście lat;
zapomniałem, że je mam. Kiedyś wyzywaliśmy się na mecze – reszta Huncwotów i
ja. Czasem cała wieża miała maraton.
- Zwykle gram z Ronem – powiedział Harry. – Choć niezbyt
dobrze.
Syriusz przewiesił rękę przez jego ramiona i ruszyli po
schodach, do salonu.
- Zmienimy to. Jestem znakomity, wiesz?
Harry wyszczerzył się.
- I skromny.
- Skromny nie – powiedział Syriusz, kręcąc głową z
powagą. – Ale znakomity.
Chichot Harry’ego został urwany przez straszliwe
skrzypienie; sprawiło ono, że Syriusz westchnął.
- Frontowe drzwi – wyjaśnił, machając ręką w kierunku
korytarza, który Harry już zwiedził.
- Dumbledore?
- Prawdopodobnie.
Harry poczuł, że jego mięśnie się napinają. Syriusz
ścisnął jego ramiona, zanim odsunął rękę i bez żadnych ceregieli, stanął przed
Harrym. Kroki odbiły się echem w korytarzu; kroki, które brzmiały na naprawdę
zirytowane. Ale to mogła być tylko wyobraźnia Harry’ego.
- Syriuszu – przywitał się Dumbledore, zanim Harry nawet
mógł go zobaczyć, a potem Syriusz odsunął się na bok. Wyraz twarzy Dumbledore’a
zmienił się od ponurego przez zaskoczony do łamiącego gniewu w mniej niż pięć
sekund. Jego niebieskie oczy zwęziły się i Dumbledore odwrócił się do Syriusza,
piorunując go wzrokiem. – Do tego się uciekłeś, Syriuszu?
Wargi Syriusza rozchyliły się, a jego szok rywalizował z
szokiem Harry’ego. Niemal natychmiast odzyskał panowanie nad sobą, z wyjątkiem
karmazynu, który zabarwił jego policzki.
- To nie…
- Od kilku godzin szukaliśmy Harry’ego, Syriuszu – ton
Dumbledore’a przeszedł w ostry dźwięk, którego rzadko używał. – Kiedy Alastor
zasugerował, że możesz mieć coś wspólnego z jego zniknięciem, nie uwierzyłem w
to. Nie wierzyłem, że możesz uciec się do porwania swojego chrześniaka.
- Nie zrobił tego! – wypalił Harry, zanim mógł się
powstrzymał. Dumbledore odwrócił do niego głowę. Jego oczy były zimne, gdy
mówił:
- Harry, nie musisz go bronić. I proszę, zabierz
wszystkie swoje rzeczy. Musisz wrócić do Dursleyów…
- Co? – zapytał Syriusz, a czerwień zalała również jego
szyję. – Nie! Czy nawet na niego nie spojrzałeś? Spójrz na jego twarz!
Dumbledore zerknął na Harry’ego przez chwilę, a jego oczy
natychmiast wróciły do Syriusza.
- Co się stało, Harry? – zapytał tonem, który wcale się
Harry’emu nie podobał.
- Kuzyn go uderzył – odpowiedział krótko Syriusz, zanim
Harry był w stanie to zrobić.
- Czy to prawda, Harry? – Czuł się tak, jakby Dumbledore
patrzył przez niego.
- Tak, proszę pana…
To wrażenie utrzymywało się jeszcze przez kilka chwil, a
potem Dumbledore westchnął.
- Jestem pewny, że o cokolwiek ty i Dudley się
pokłóciliście, można to rozwiązać w domu…
- To nie była kłótnia – przerwał mu Syriusz, a jego słowa
wciąż były szorstkie. – Jego kuzyn i trójka innych chłopców zaatakowała go w
parku. A gdyby Mundungus nie powiedział mi o tym, prawdopodobnie nadal by tam
był.
Dumbledore nawet na niego nie spojrzał.
- Wyjaśnimy twojemu wujostwu, co się stało – powiedział
Harry’emu. – Coś takiego już więcej się nie wydarzy.
Harry prychnął.
- Wuj Vernon tylko mu powie, żeby następnym razem uderzył
mnie mocniej.
Dumbledore spojrzał na niego spod okularów.
- No, już, Harry, lepiej tak nie dramatyzować…
- On nie dramatyzuje. – Syriusz skrzyżował ramiona na
piersi. – Nie bardziej niż przesadza o swoim liście, który był zaadresowany na
komórkę pod schodami, o czym doskonale wiesz. Nie wróci tam.
Dumbledore ponownie przyszpilił wzrokiem Syriusza i bez
patrzenia na Harry’ego, powiedział cicho:
- Harry, mógłbyś nas zostawić na moment?
Harry nie poruszył się, a jego oczy były skierowane na
zaciśniętą szczękę jego chrzestnego.
- No, już, Harry – ostry ton Dumbledore’a oderwał
Harry’ego od patrzenia. Czerwieniejąc – głównie ze złości – wycofał się do
kuchni.
- Syriuszu – powiedział Dumbledore, a Harry musiał się
wysilić, by usłyszeć resztę, - Mogę zaakceptować to, że myślałeś, że mu
pomagasz, ale jak wcześniej wyjaśniłem, Harry musi wrócić do Dursleyów.
- Pozwalają swojemu synowi go atakować – wyszeptał
zaciekle Syriusz. – Miał wstrząs mózgu.
- Porozmawiam z nimi…
- O komórce też? – zapytał Syriusz. – I o fakcie, że nie
karmią go wystarczająco dobrze? Że nie kupują mu ciuchów? O tym też z nimi
porozmawiasz? A może to nie ma znaczenia, jeśli przyjeżdża pierwszego września
do szkoły?
- Syriuszu, jesteś nierozsądny i jak zwykle, pozwalasz
emocjom przejąć kontrolę – powiedział Dumbledore zmęczonym głosem. – Dursleyowie
dawali Harry’emu dom przez piętnaście lat i pomimo twojego dramatyzmu, nie
doznał żadnych szkód.
- Żadnych szkód? – powtórzył Syriusz, a jego głos
podniósł się o oktawę. – Myślę, że bycie niekochanym przez kogoś, kto powinien
kochać się najbardziej liczy się jako szkoda. To najbardziej szkodliwa rzecz, o
jakiej mogę pomyśleć. Lily i James byliby oburzeni…
- Lily i Jamesa tu nie ma, jak dobrze wiesz…
- A co to ma, do diabła, znaczyć?
- Nic więcej niż chcesz, żeby znaczyło – powiedział
spokojnie Dumbledore. – Nie możesz zmienić faktów, Syriuszu. Harry przynależy
do Little Whinging.
Milczenie przeciągło się tak długo, że Harry obawiał się,
że Syriusz odpuścił.
Ale potem przemówił, a jego głos był napięty, gdy
próbował wciąż szeptać.
- Podążałem za tobą w tylu rzeczach. Szanowałem cię i
ryzykowałem moje życie tylko dlatego, że mnie o to prosiłeś; dziesiątki razy.
Ale to nie w porządku. Wiesz o tym.
- Wiem – powiedział Dumbledore, - że najlepiej będzie dla
Harry’ego, jeśli zostanie z krewnymi. A teraz, wybacz mi…
- On nie jest twój!
Harry nigdy jeszcze nie słyszał, by jego chrzestny mówił
tak surowo.
- Nawet nie jesteś jego opiekunem. Nie miałeś żadnego
prawa…
- Nie chcę być okrutny – przerwał mu miękko Dumbledore, -
ale ty też nie. W rzeczywistości jesteś zbiegiem, Syriuszu. Nic nie możesz
zrobić.
Syriusz nie odpowiedział, a kiedy Dumbledore przemówił
ponownie, jego głos był jakoś cięższy.
- Harry wróci do Dursleyów. Także na przyszłe wakacje. I
w kolejne, póki nie osiągnie pełnoletniości. Koniec dyskusji.
- Nie – powiedział Syriusz stanowczo. – To nie koniec.
Harry tam nie wróci.
Harry zdał sobie sprawę z tego, że jest w połowie
schodów, z plecami przyciśniętymi do ściany, a palcami unoszącymi się w pobliżu
różdżki. Nie miał pojęcia, co zamierzał zrobić.
- Proszę, nie rób kolejnego widowiska, Syriuszu –
powiedział Dumbledore, kiedy Harry stanął za ramieniem Syriusza. Dłonie
Syriusza były zaciśnięte w pięści po jego bokach.
Palce Harry’ego odnalazły rękaw chrzestnego.
- W porządku, Syriuszu…
Syriusz nie poruszył się.
- Masz zamiar rzucić na mnie Oblibiate, dyrektorze? –
zapytał cicho. – Nie zamierzam milczeć na ten temat, mimo że jestem zbiegiem. A
jeśli chcesz zabrać Harry’ego z powrotem do Dursleyów, będziesz musiał mnie
unieszkodliwić. Ostrzegę cię jednak – powiedział głosem przechylającym się ku
nonszalancji, - że ten dom na kilka zaklęć, które nie tolerują ataków agresji
wobec ich pana.
Oczy Dumbledore’a rozszerzyły się za okularami; równie
szybko się zwęziły.
- Grozisz mi, Syriuszu?
- Jeśli to konieczne.
Oddech uwiązł mu w piersi, gdy Harry obserwował
Dumbledore’a, aż twarz dyrektora straciła część sztywnego napięcia. Wyprostował
okulary.
- Niech będzie – powiedział. – Harry, możesz zostać tu na
resztę wakacji. Reszta jednak nie jest do negocjacji. – Zmarszczył poważnie
brwi w kierunku Syriusza. – Nie mogę wyjaśnić swoich powodów, ale Harry musi
wrócić do Dursleyów na następne wakacje. Jeśli to coś pomoże to zatrudnię kilku
członków Zakonu, by trzymali straż.
Syriusz nic nie powiedział, a Dumbledore skinął głową,
jakby się zgodził.
- Molly i Artur przybędą za dwa dni – dodał, a w jego
głosie nie było śladu surowości; był w tej chwili profesjonalny. – Remus
również wraca na kontynent. Zbierzemy się tutaj, jak planowaliśmy.
Tym razem Syriusz skinął głową. Dumbledore westchnął.
- Syriuszu, rozumiem twoje obawy i możesz mi wierzyć lub
nie, robię dla niego wszystko, co najlepsze. – Dumbledore westchnął ponownie,
gdy Syriusz się nie odezwał. Do Harry’ego powiedział: - Zobaczymy się za dwa
dni. Dbaj o siebie.
Z jakiegoś powodu wywołało to grymas u Syriusza.
- Dziękuję – powiedział Harry, odnajdując głos. Słowo
zdawało się dziwne i naprawdę nie sądził, by Dumbledore zasłużył na to, by je
usłyszeć, ale było za późno, by to cofnąć. Dumbledore posłał mu pozbawiony
czegoś uśmiech i odszedł drogą, którą przyszedł.
Gdy tylko drzwi za nim kliknęły, Syriusz złapał Harry’ego
za nadgarstek i odwrócił ich oboje do schodów.
- Chodź – powiedział. – Wychodzimy.
Czekam na 3 komentarze :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział. PROSZE :D
OdpowiedzUsuńHmy... Zapowiada się interesująco, czekam na ciąg dalszy ��
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie
OdpowiedzUsuńWłaśnie takiej postawy Syriusza brakowało mi w kanonie. I takiej postawy wobec Trzmiela-nie lubię dziada wrrr. Fajne opowiadanko. Pozdróweczka:)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńco za wredny Albus dla jego dobra... choć czemu sam Harry tak spokojnie sam mógł w końcu zareagować i powiedzieć, że nie wraca do Dursleyow, Dumbledore tak jakby wszystko ignorował...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia