-
Harry, czas wstawać. – Pauza. – Harry. – Pauza. – Potter. – Pauza. – POTTER!
-
Mmmmrglph. – Harry zarył się głębiej w miękką poduszkę, chcąc, żeby ten
irytujący głos odszedł i zostawił go w spokoju.
-
Potter, wstawaj natychmiast! – Na jego tyłek spadł klaps, ale ciężkie
przykrycie osłabiło cios i Harry tylko poczuł, jak jego tyłek drga sennie w
proteście.
-
Harry, jeśli teraz nie wstaniesz, pójdę do Zakazanego Lasu bez ciebie –
powiedział mu miękki, jedwabisty głos tuż koło ucha, więc Harry kwęknął.
-
Dobra – wybełkotał. – Idź beze… - wtedy jego mózg naprawdę przetworzył to, co
się działo i usiadł prosto z krzykiem. – NIE! CZEKAJ! NIE ŚPIĘ! – wrzasnął,
miotając się wściekle w poszukiwaniu okularów. Jego profesor nie poszedł bez
niego, prawda?
Nie.
Uf! Profesor Snape wciąż tam był, piorunując go wściekle wzrokiem, jedną ręką
opierając się o szafkę nocną Harry’ego, a drugą dociskając do serca.
-
Nie ma potrzeby naśladować banshee, Potter! – powiedział poważnie Snape, chcąc,
by jego serce walące jak młot, zwolniło. Kto by się spodziewał, że bachor
przejdzie od pozornie głębokiego snu do pełnej krzyku histerii w ciągu
mrugnięcia oka?
Harry
zarumienił się.
-
Po prostu nie chciałem, żebyś mnie zostawił – wyjaśnił, wyskakując z łóżka.
Starał się zrobić wszystko, by wygładzić włosy, które, oczywiście, odstawały we
wszystkich kierunkach.
-
Załóż buty i umyj się – poinstruował Snape. – Kolacja jest już prawie na stole.
-
Super! – Harry włożył nogi w buty i uciekł korytarzem, nie zważając na groźne
spojrzenie Snape’a.
Doprawdy!
Nastoletni chłopcy byli plątaniną sprzeczności – protestują przed drzemką z
gwałtownością, jaką większość dorosłych przeznacza na aktywne tortury, po czym
głęboko zasypiają, mimo że nalegali, że nie będą w stanie nawet drzemać.
-
To na czym polega nasza sekretna misja – zapytał z zapałem Harry, gdy usiedli w
małej kuchni Snape’a.
-
Nie mów z pełnymi ustami – pouczył automatycznie Snape.
-
Sorki. – Harry przełknął i powtórzył pytanie.
-
Pójdziemy do Zakazanego Lasu i będziemy szukać węży.
Harry
zamrugał.
-
Chodzi ci o Ślizgonów? – zapytał, dostrzegając, że trudno mu sobie wyobrazić
członków Domu Snape’a na tyle głupich, żeby wślizgnąć się do Lasu. Gdyby ich
Prefekci ich nie złapali, ich Opiekun Domu z pewnością by to zrobił.
-
Nie, nie, głupi dzieciaku. Prawdziwe węże. Oczekuję, że porozmawiasz z nimi i
skorzystasz z ich pomocy.
Pierś
Harry’ego wypięła się z dumy. Wow! Był naprawdę ważnym elementem tej operacji!
Ojciec naprawdę musi mu ufać.
-
Dobra – zgodził się szybko. – O co chcemy je poprosić?
-
Kiedy Pettigrew zostanie ujawniony, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by go
zatrzymać, ale w wypadku, gdyby był w stanie wrócić do swojej animagicznej
formy, istotne jest, żeby się upewnić, że nie ucieknie. Ten zamek jest stary i
ma wiele pęknięć i szczelin, którymi szczur może zniknąć. Obecność węży ma temu
zapobiec.
-
Ooooch. – Harry spojrzał na opiekuna z zachwytem. To wspaniały plan! – Więc
jeśli spróbuje uciec jako szczur, węże go zjedzą?
-
Dokładnie. Podejrzewam, że Pettigrew wróci do swojej ludzkiej postaci zamiast
na to pozwolić, ale wtedy nie będzie mógł się wymknąć.
-
To genialny pomysł! – powiedział Harry ze szczerością. – Więc mam tylko
wyjaśnić, co chcemy od węży?
-
Dokładnie. Słyszałem od Hagrida, że w Lesie jest wiele magicznych węży, które
pozostają aktywne całą zimę. Podejrzewam, że jeśli ktoś wężousty pójdzie do
Lasu w środku nocy i zawoła je, przyjdą to zbadać.
-
Super! Eee, a tak w ogóle to która godzina?
-
Niemal druga nad ranem. Najważniejsze jest, żebyśmy pozostali niewidzialni
podczas tego przedsięwzięcia. Dokończ posiłek i pójdziemy. Na zewnątrz jest
bardzo zimno, więc ubierz się dobrze, a ja nałożę na ciebie zaklęcie
ogrzewające zanim wyjdziemy z zamku.
Tuż
przed świtem, zmęczony ale niezmiernie zadowolony jedenastolatek wrócił do
zamku. Za nim, Snape niósł wielki kosz, który syczał podejrzliwie.
-
Założę się, że mamy ze trzydzieści węży – wyszeptał z radością Harry do
opiekuna, kiedy szli ciemnymi korytarzami.
-
Rzeczywiście – odparł Snape, mocno starając się nie myśleć o kilku tuzinach
węży, które niósł zaledwie kilka cali od swojej osoby. Las nieźle ożył wężami,
po tym jak Harry zaczął syczeć, a Snape musiał mocno na siebie naciskać, by w
panice nie wskoczyć na najbliższe drzewo, kiedy węże w podnieceniu prześlizgnęły
się koło jego stóp, by dostać się do Harry’ego. Dobrze, że tego nie zrobił,
kiedy chwilę później kolejne węże zaczęły schodzić z góry. Zadrżał, gdy
przypomniał sobie moment, gdy jeden z węży, tak gruby jak jego noga, użył jego
ciała jak drabiny, by w pośpiechu zejść z drzewa.
Cokolwiek
powiedział im chłopak, wygrali natychmiastową współpracę i Snape mógł
przebierać spośród wielu ochotników. Był pewny, że w koszu były węże na tyle
małe, by były w stanie ścigać szczurzą formę Petera, bez względu na to, gdzie
pójdzie, jednak wciąż na tyle duże, by były w stanie zabić i zjeść go. Pozwolił
sobie na mały, złośliwy uśmieszek czystej złośliwości na myśl, co czeka
zdrajcę.
Po
jego stronie, Harry ziewnął.
-
Mogę się zdrzemnąć przed śniadaniem? – zapytał błagalnie. – Proszę?
Snape
przewrócił oczami na brak konsekwencji dzieci.
-
Dobrze – powiedział bachorowi. – Ale jeśli nie obudzisz się, kiedy cię zawołam,
przygotuj się na Aguamenti.
Harry
pokiwał sennie głową i pochylił się spokojnie w stronę opiekuna, uśmiechając
się, kiedy mężczyzna sięgnął ręką i owinął silne ramię wokół jego ramion.
Mały szkodnik, pokręcił nosem Snape,
prowadząc prawie uśpionego chłopca przez korytarz. Jestem zaskoczony, że nie oczekiwał, że będę niósł go przez resztę
drogi.
Faktycznie,
gdy tylko weszli do kwater Snape’a, Harry ruszył bezpośrednio w kierunku kanapy
i upadł na nią, twarzą w dół i zasnął, zanim jego głowa dotknęła poduszki.
Snape naburmuszył się i położył kosz, po czym uniósł chłopca w ramiona.
-
Tata – wymamrotał Harry i owinął ręce wokół opiekuna, opierając głowę o szyję
mężczyzny. Snape stał całkiem nieruchomo, a strzała czystego szczęścia
przemknęła przez jego ciało. Zamknął oczy, zaciskając uścisk wokół chłopca i
pragnąc, żeby ten moment trwał wiecznie: Harry był bezpieczny i zadowolony w
jego ramionach, a wszystkie zagrożenia i niebezpieczeństwo było daleko stąd.
Ale
wtedy przebudziło go syczenie węży i otrząsnął się. Sentymentalny głupek! skarcił się, niosąc dzieciaka do pokoju.
Położył Harry’ego na łóżku, dając śpiącemu bachorowi szybkiego klapsa w pupę za
bycie takim utrapieniem. Chłopiec nawet nie poruszył się, ale lekki klaps
przywrócił Snape’owi poczucie własnej jaźni. Widzicie? Wciąż jestem Złym Nietoperzem, który daje klapsa biednemu,
niewinnemu dziecku. Nie jestem ckliwym, zaślepionym rodzicem, pokonanym przez
zapach włosów dzieciaka.
Zanim
trzy godziny później obudził chłopca, Harry był w pełni przywrócony do życia,
podczas gdy Snape czuł się coraz bardziej mizerniej po nieprzespanej nocy. W
rezultacie odmowa skrzatów domowych, na prośbę przyniesienia mu dzbanka kawy,
doprowadziła do kolejnych obelg.
-
O co chodzi? – zapytał Harry, wchodząc do kuchni z dłońmi na uszach i zaczął
wpatrywać się w ojca, który wrzeszczał na niewzruszonego skrzata domowego.
-
Nie, niegrzeczny profesor Mistrz Eliksirów nie dostanie kawy – skarcił skrzat
domowy. – Kawa sprawia, że profesor Mistrz Eliksirów jest bardziej marudny. Nie
będzie dzisiaj kawy, niegrzeczny profesor Mistrz Eliksirów!
Zanim
Snape mógł przekląć okropne małe stworzonko, zainterweniował Harry.
-
Dlaczego? – zapytał niewinnie skrzata. – Co takiego zrobił?
Snape
zmusił się, by opuścić różdżkę, skoro dzieciak był na linii ognia.
-
Niegrzeczny profesor Mistrz Eliksirów był okropny dla biednego pana Harry’ego
Pottera – wstrętne stworzonko zmieniło oburzone spojrzenie w pełne uwielbienia.
– Domowe skrzaty zadecydowały, że niegrzeczny profesor Mistrz Eliksirów nie
dostanie kawy, póki jest tak zrzędliwy przy panu Harry Potterze.
Harry
zamrugał.
-
No – powiedział powoli, – wiesz, że profesor Snape jest teraz moim opiekunem,
prawda?
Skrzacik
pokiwał energicznie głową.
-
Och tak, wiemy o tym! Widzimy, jaki pan Harry Potter jest teraz szczęśliwy!
-
I widziałeś, co zrobiłem w Sali tamtego dnia, prawda?
-
Oooch, tak. Pan Harry Potter latał na miotle w zamku i zrobił wielki bałagan!
Niegrzeczny pan Harry Potter! – Ku wielkiej irytacji Snape’a, skrzat pokiwał
niemal żartobliwie palcem na bachora. W przeciwieństwie do tonu, jaki użył,
kiedy zwracał się do Snape’a, jego ton był pobłażliwą zachętą, kiedy mówił do
chłopca.
-
Tak – zgodził się Harry. – I naprawdę nie powinienem był tego robić, prawda? –
Skrzat przytaknął. – Więc powinienem zostać ukarany, tak? – Skrzat przytaknął
ponownie, choć tym razem mniej pewnie niż poprzednio. – I to właśnie zrobił mój
tata.
-
Czy pan Harry Potter nie jest zły na profesora Mistrza Eliksirów? – zapytał
skrzat ze zdumieniem. – Nawet jeśli niegrzeczny profesor Mistrz Eliksirów zbił
biednego pana Harry’ego Pottera tak mocno, że biedny pan Harry Potter nie mógł
siedzieć na wczorajszym śniadaniu?
-
Eee, cóż. – Harry zarumienił się. – Być może trochę przesadzałem – przyznał.
Skrzat
zmarszczył brwi.
-
Ale jeśli pan Harry Potter nie był tak obolały, to nie powinien sprawiać, że
skrzaty były tak złe na profesora Mistrza Eliksirów!
-
Nie wiedziałem, że będziecie na jego złe – zaprotestował Harry. – Przecież nie
prosiłem was, żebyście go karali.
-
Niegrzeczny pan Harry Potter! – powtórzył skrzat domowy, znacznie mniej
pobłażliwie. – Skrzaty domowe były wredne dla biednego profesora Mistrza
Eliksirów bez powodu! My teraz musimy iść i ukarać się za bycie tak niedobrym!
-
Tato! – Harry spojrzał na profesora Snape’a z paniką.
Snape
zawarczał. Mimo że nie miałby nic przeciwko, gdyby te małe stworzenia na pokutę
uderzały głowami o ściany zamku za odważenie się odmówienia mu porannej kawy,
hałas pewnie wróciłby echem do jego lochów i zakłóciłby jego zajęcia. I to
bardzo zasmuciłoby Harry’ego.
-
Nie, nie ukarzecie się – polecił ostro. – Doceniam, jak bardzo troszczycie się
o mojego podopiecznego, nawet jeśli jest niegrzecznym bachorem, który zasługuje
na więcej klapsów w tyłek – dodał, patrząc prosto na zakłopotanego Harry’ego. –
Przynieś mi kawy i nasze śniadanie a nic więcej już na to nie powiemy.
Oczywiście
z wyjątkiem skrzatów domowych, które były niezdolne do nic nie mówienia, a
procesja skrzatów po zamku, każda z długimi i płaczliwymi przeprosinami, w
połączeniu z utworami pochwalnymi uprzejmości i pobłażliwości profesora Mistrza
Eliksirów. Pod koniec Snape czuł mdłości, podczas gdy Harry radośnie wgryzał
się w małe przysmaki i niespodzianki, które skrzaty przyniosły jako
odszkodowanie.
Snape
zmusił się, by popatrzyć na sprawy optymistycznie. Nie tylko zapewnił
Harry’ego, że nie musi jeść tych licznych smakołyków, ale też jasne było, że
skrzaty domowe nie trzymają urazy wobec dzieciaka. W razie ewentualnego
konfliktu z Voldemortem, oczywistym było, że skrzaty sprzymierzą się z Harrym
i, podczas gdy stworzenia były zwykle pomijane, nie można było zaprzeczyć, że
posiadały potężną magię. Snape był pewny, że mógł znaleźć sposób, by użyć to na
korzyść Harry’ego.
-
Mmmm, to było wspaniałe! – powiedział Harry nareszcie, radośnie ćwierkając
wokół pozostałych skrzatów domowych. – Jestem napchany!
-
Tak powinno być, biorąc pod uwagę to, co zjadłeś – powiedział surowo Snape. –
Dziś wieczorem żadnego budyniu.
Harry
filozoficznie skinął głową. Jego tata był strasznie srogi, nie pozwalając mu
jeść zbyt wiele słodyczy, więc nie było to zbyt wielkim zaskoczeniem.
-
Po południu mam trening Quidditcha – mogę przed nim iść do biblioteki z innymi
i się pouczyć?
-
Tak, ale nie możesz…
-
… iść do wieży Gryffindoru. Wiem, tato! – Harry przewrócił oczami. Dorośli!
-
Dobrze więc, skończyłem z tobą.
Harry
wyszczerzył się i wyszedł, chwytając swoją torbę w drodze do drzwi. Snape
dokończył kawę, po czym podszedł do szuflady i wypił eliksir pieprzowy. Miał
niewielką nadzieję, że przebrnie przez zajęcia bez magicznej pomocy.
-
Ach, Severusie! – Dumbledore przyszedł do jego klasy tuż przed pierwszymi
zajęciami. – Mam świetną wiadomość. Aurorzy Moody i Shacklebolt przyjdą w
piątek, razem z panną Skeeter z Proroka
Codziennego.
Snape
zmarszczył brwi.
-
A Amelia Bones?
Dumbledore
rozłożył ręce.
-
Pani Bones wyraziła żal, ale powiedziała, że jest zbyt zajęta, by w tym uczestniczyć.
Ale wysyła dwóch z jej najlepszych aurorów… - Snape odwrócił się, kiedy
dyrektor paplał. Jego plan mógłby się udać nawet bez obecności pani Bones, ale
poszłoby dużo sprawniej, gdyby tu była. Z drugiej strony, jej odmowa była
uspokajającą demonstracją tego, że całe Ministerstwo i Wizengamot nie jest pod
pantoflem Dumbledore’a. To może być bardzo dobra wiadomość, gdyby nadszedł
dzień, kiedy on i dyrektor bardzo się poróżnią w swoich opiniach odnośnie
Harry’ego.
Hymm.
Nie, zdecydował, jego plan naprawdę wymagał obecności Bones. Mógłby zwyczajnie
wrócić do swoich wspierających metod, żeby wymusić jej obecność.
-
Dziękuję, Albusie – przerwał grzecznie starszemu czarodziejowi. – Bardzo
doceniam twoją pomoc i nie umiem się już doczekać, by zobaczyć aurorów i pannę
Skeeter w piątek. A teraz, jeśli wybaczysz, muszę przygotować klasę na pierwszy
rok Puchonów i Krukonów.
Dumbledore
uśmiechnął się, czując ulgę, że Snape przyjął odmowę Bones tak dobrze.
-
Oczywiście, mój chłopcze, oczywiście.
Wkrótce
potem, pierwszoroczni wkradli się do klasy w lochach, a przerażająca wściekłość
Snape’a z wczoraj wciąż była świeża w ich umysłach. Na szczęście, okazał się
być raczej swoim zwykłym wrednym, chłodnym i sarkastycznym sobą niż wściekłym i
przerażającym.
Zajęcia
zaczęły się w dość niewyróżniający się sposób, ze zwykłym przeglądem zadań
domowych.
-
A jaki jest trzeci składnik maści na oparzenia? – zapytał Snape. – Panno Bones?
-
Marynowane oczy traszek – odpowiedziała szybko Susan, ciesząc się, że spędziła
dodatkowy czas nad swoim esejem.
-
Przepraszam? – Snape powoli podniósł się z krzesła.
-
M-marynowane oczy traszek? – powtórzyła Susan, a jej głos stał się niepewny na
widok wyrazu twarzy nauczyciela.
-
Powiedziałaś marynowane oczy traszek? – zapytał z niedowierzaniem Snape, patrząc
z góry na przerażoną dziewczynę.
-
T-tak, proszę pana – zdołała pisnąć Susan.
-
Marynowane. Oczy. Traszli. – Snape przewrócił oczami na niebiosa. – Powiedz mi,
panno Bones, mimo że jestem pewny, że pani Dom nie jest znany ze zdolności intelektualnych,
czy nie zatrważa pani w najmniejszym stopniu to, że pani Dom staje się znany z
nieumiejętności naukowych? – zapytał. Ignorując szloch dziewczyny, pochylił się
bliżej i zapytał jedwabiście: – Czy nawet nie kłopotała się pani zakupem podręcznika,
panno Bones? Pytam tylko dlatego, że jest oczywiste, że nigdy nie kłopotała się
pani przeczytaniem książki i dlatego zastanawiam się, czy przynajmniej ma pani
powszechną skromność, by oszczędzić rodzinne wydatki na książkę.
-
A-ale, proszę pana, ja ją czytałam – zaprotestowała Susan ze łzami w oczach. –
Naprawdę!
Snape
prychnął z głośnym niedowierzaniem.
-
Oszczędź mi kłamliwych protestów, panno Bones! Jestem świadom tego, że twój
brak szacunku wobec mniej i moich zajęć jest tylko odbiciem pogardy twoich
starszych członków rodziny względem mojego przedmiotu.
Susan
gapiła się na niego w zupełnym zdezorientowaniu.
-
C-co? Proszę pana?
-
Twoja ciotka, panno Bones – Snape zmienił swój głos w groźne syczenie, – bardzo
prosto wyraziła swoją pogardę do tych zajęć. Odrzuciła moją propozycję,
sygnalizując wszystkim bez wyjątku, jak mało szacunku ma do nauki eliksirów. A
twoje zachowanie stawia jasno sprawę, że chcesz podążyć jej krokami i pogardzić
zarówno moimi instrukcjami i ćwiczeniami.
-
Nie, proszę pana! Nie! – błagała Susan, kręcąc głową z przerażeniem.
Snape
zignorował jej protesty.
-
Pozwól, że postawię sprawę jasno, panno Bones. Brak szacunku twojej ciotki
będzie cię drogo kosztować. Możesz odpokutować za swoją skandaliczną
bezczelność jaką okazałaś nie kłopocząc się czytaniem materiału, przepisując –
przed kolejnymi zajęciami – dwa pierwsze rozdziały podręcznika w całości.
Jestem pewny, że któryś z twoich kolegów może pożyczyć ci książkę. Jeśli twoja
kopia nie będzie czytelna, spędzisz całe zimowe ferie przepisując cały
podręcznik. Jeśli nie skończysz swojego zadania w wyznaczonym czasie, zobaczymy,
czy spędzenie pierwszy tydzień nowego semestru nauczy cię lepszego
rozporządzania czasem. Rozumiemy się, panno Bones? Czy może potrzebujesz
dodatkowej zachęty, żeby powstrzymać się do ukazywania swojej rodzinnej
niechęci do eliksirów?
-
Tak, proszę pana! Znaczy, nie, proszę pana! Znaczy… - Susan przerwała z
przerażonymi łzami. Snape posłał jej pogardliwe spojrzenie.
-
Jak żałośnie. Histeryzujący Puchon – skomentował uszczypliwie. Jesteś wolna,
panno Bones. Postaraj się przygotować na kolejną lekcję.
Susan
uciekła z pomieszczenia. Na skinięcie Snape’a, Hannah Abbot ruszyła za nią, w
końcu znajdując szlochającą przyjaciółkę w toalecie Jęczącej Marty.
-
Ooooch, Susan, tak mi przykro! Ten Snape jest po prostu okropny! – szalała
Hannah, owijając ramiona wokół drugiej dziewczyny w uścisku.
-
Co mam zrobić, Hanno? Słyszałaś go! Jestem stracona! – zaszlochała Susan. –
Nawet nie wiem, co takiego ciotka Amelia mu zrobiła, ale on zrzuci to na mnie
przez kolejne siedem lat! Nie chcę przepisywać podręcznika do eliksirów – ma
sześć cali grubości! – zakończyła z rozpaczą.
Hannah
zaczęła rozmyślać z furią.
-
Cóż, jeśli to wina twojej ciotki, że jesteś w środku tego całego bałaganu to
może ona mogłaby cię z niego wyciągnąć. Pomówmy z profesor Sprout. Jeśli
powiesz jej, że to nagły przypadek, może pozwoli ci użyć fiuu, żebyś
skontaktowała się z ciotką i mogła jej powiedzieć, że zwyczajnie musi zrobić
to, co chce profesor Snape.
I
tym sposobem histeryczne łzy bratanicy zrobiły to, czego nie mógł osiągnąć
pełne manipulacji pochlebstwa Głowy Wizengamotu. W piątek, kipiąca ze złości
Amelia Bones przeszła przez kominek obok Kingsleya Shacklebolta i Alastora
Moody’ego.
-
Pani Bones! – Dumbledore uniósł brwi. – Nie spodziewałem się pani!
-
Moje plany niespodziewanie się poluźniły – powiedziała Bones między
zaciśniętymi zębami. Może przegrała bitwę ze Snape’em, ale nie miała zamiaru
opuszczać terenu szkoły bez rozmówienia się z krzywonosym śmierciożerczym
draniem. Może był w stanie przestraszyć małe dziewczynki, ale szybko się
przekona, że próba szantażowania szefa MPP było zupełnie inną sprawą.
Kominek
za nim zaryczał i z gracją wyskoczyła z niego Rita Skeeter.
-
Cóż, skoro jesteśmy wszyscy, może powinniśmy udać się do lochów – zaprosił
dyrektor, oferując pani Bones ramię. Przyjęła je niechętnie, a on z uśmiechem
wyprowadził ich z gabinetu.
Shacklebolt
i Moody usłużnie ruszyli krok za dyrektorem i panią Bones. Żaden nie był
szczególnie szczęśliwy na myśl o zmarnowaniu dnia na obserwowaniu bandy
pryszczatych nastolatków ważących śmierdzące mikstury, ale ich lojalność wobec
Dumbledore’a była wielka, a poza tym, pani Bones im kazała.
Żaden
nie był pewny, dlaczego ich szefowa była w tak okropnym nastroju, ale oboje
starali się nie wchodzić jej w drogę. Amelia Bones była potężną czarownicą w
codziennych okolicznościach. Pod wpływem gwałtownej wściekłości, mogła nawet
wyciągnąć z Dumbledore’a ostatnie poty, a w jej obecnym stanie – cóż, Moody
poważnie rozważał długą podróż na Grenlandię. „Stała czujność” była całkiem
dobra, ale nie pomagała wiele, kiedy szefowa była w takim humorze, że mogłaby
komuś odgryźć tyłek.
Idąca
za nimi Rita Skeeter zastanawiała się, czy może będzie stanie wykopać trochę
brudów podczas swojego pobytu. Nawet jakieś fotki Pottera „zza kulis” mogły
dodać smaczku. Normalnie nie zostałaby wysłana na rozdanie jakiś błahych
nagród, ale tyle się działo w Hogwarcie przez ostatnie kilka miesięcy, że kiedy
Dumbledore skontaktował się z jej redaktorem, nie miała obiekcji przez tym
zadaniem. Kto wie, co się może stać? Mordercza bijatyka, troll przechadzający
się po korytarzach, zmartwychwstały Czarny Pan, Chłopiec Światła oddany pod
opiekę śmierciożercy… Wielki Merlinie, nie odrzuciłaby zaproszenia do Hogwartu
za wszystkie Szybkopiszące Pióra w UK! Przyszłaby nawet, gdyby ofertą byłoby
obserwowanie tego tępego umysłowo giganta wyrywającego kolejną dynię. Polizała
usta, zastanawiając się, jaka może być dzisiaj historia… i czy będzie musiała
pchnąć lekko sprawy, żeby się zaczęły.
-
Oto jesteśmy, profesorze Snape. – Dyrektor poprowadził ich do pustej klasy
eliksirów, a czarnowłosy czarodziej spojrzał na nich zza biurka.
-
Doskonale. Cieszę się, że wszyscy mogli dotrzeć – powiedział Snape, z takim
samym złośliwym uśmieszkiem na twarzy, kiedy patrzył na Bones. Szefowa aurorów
zacisnęła pięści i obiecała sobie, że zapłaci jej za to jeszcze zanim dzień się
skończy.
-
Myślę, że znajdziecie pouczające informacje na temat tego, jak prowadzone są eliksiry
tu, w Hogwarcie – poinformował Snape. – Będziecie świadkami tego, jak Aurorzy,
których zatrudniacie uczą się eliksirów, co pozwoli wam na wgląd, jak ciężko
uczniowie SUM-owi i OWTM-owi się uczyli. Klasa, która wkrótce do nas dołączy to
grupa pierwszorocznych, którzy będą robić podstawowy eliksir i…
-
Oczekujesz, że będziemy tu siedzieć cały dzień i obserwować twoich uczniów na
lekcjach? – zapytała Bones, a jej głos był łamliwy z wściekłości. Wystarczająco
złe było to, że była wciśnięta do służby, by dać jakiemuś idiotycznemu
nastolatkowi szkolny medal, ale oczekiwano od niej, że będzie stać i patrzeć,
jak Snape czyści piórka i pozuje przed klasą cały dzień?
-
Jeśli pani Bones uważa temat za niezbyt interesujący, jestem pewny, że nie ma
pani obowiązku tu zostać – odparł jedwabiści Snape.
Kobieta
zacisnęła szczękę, aż była pewna, że zaraz złamie zęby, ale zdołała uniknąć
odpowiedzi.
-
Ponieważ małych kretynów bez wątpienia wasza obecność będzie rozpraszać, co
prowadzi do roztopienia kilku kociołków, zdecydowałem, że najlepiej będzie,
jeśli zostaniecie za niewidzialnymi barierami. Będziecie widzieć, ale nie
będziecie widziani. Dyrektorze, gdyby mógł pan być tak miły i poprosił zamek,
by poszerzył przedni róg pomieszczenia, a potem postawił niewidzialną barierę?
Tym sposobem, dzieci będą nieświadome waszej obecności.
Dumbledore
zrobił to, o co go proszono i wkrótce obserwatorzy rozsiedli się na krzesłach w
nowo powstałym kącie, osłonięci przed oczami innych w pomieszczeniu.
Skeeter
obserwowała z zainteresowaniem, jak Snape otwiera drzwi klasy i zaczynają ją
wypełniać dzieci. Ten rudy dzieciak musiał być Wesleyem oraz była całkiem
pewna, że chłopiec o ostych rysach był mini-Malfoyem. I… tak! Objęła się
ramionami z radości. Był i Potter! Wiedziała,
że zrobiła dobrze przyjmując zaproszenie. Z taką obsadą, z pewnością wydarzy
się coś wielkiego…
CDN…
No w końcu coś nowego :). Stęskniłam się za opowiadaniem. Ciekawe co się wydarzy podczas lekcji.
OdpowiedzUsuńDo niedzieli może wytrzymam a co z HPiPDP ?
Lunatyk
Snape - jak na opiekuna domu Slytherina - ma straszną awersję do węży xD
OdpowiedzUsuńAh, jestem ciekawa co się wydarzy dalej.
Czekam na kolejny rozdział :)
O rany, nie wiem czemu rozdziały muszą się zawsze kończyć w takich momentach! Umrę z ciekawości czekając na kolejny ;) Snape w tym opowiadaniu jest bezbłędny! Nie mogę się doczekać jak zaplanował akcję z Parszywkiem. I sceny rozczulonego Seva... aww <3
OdpowiedzUsuńPodstępny ślizgon tylko tak mogę opisać Severusa. Świetnie zaplanował to spotkanie. Ciekawe czy te węże będą miały jak się wykazać? Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału żeby zobaczyć co wyniknie z planów Mistrza eliksirów :)
OdpowiedzUsuńCiekawe czy złapią Parszywka od razu czy też Snape knuje coś innego... Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni w najbliższym rozdziale!
OdpowiedzUsuńo kurde, o kurde, o kurde... Hahaha!! XD Sev, genialnie to wymyśliłeś!!! Chociaż trochę mi szkoda Susan...
OdpowiedzUsuńA Harry... XD I co, panie nie-będę-drzemał-bo-drzemki-są-dla-dzieci?? XD
Ale jestem ciekawa, kiedy w końcu Pettigrew zostanie złapany!!
I biedne skrzaty... XD
Pozdrawiam, życzę mega WENY oraz dużo CZASU i CHĘCI!! ;D
~Daga ^.^'
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, już sobie wyobrażałam Severusa uciekającego na drzewo przed weżami... i ta radość, że Harry jest szczęśliwy w jego ramionach... mały szantażyk Severusie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia