Hermiona
spędziła mniej niż dziesięć minut w pomieszczeniu z heptagramem, a potem Ron
natychmiast trafił za drzwi.
-
Chcieli tylko, żebym potwierdziła historię Harry’ego o Pettigrew – wyjaśniła
Hermiona, kiedy pan Weasley zapytał jej, co się stało. - Nie zadawali mi
żadnych pytań, miałam tylko potwierdzić, że go widziałam.
Zanim
wyłonił się Ron, minęło trochę więcej czasu, podczas gdy Harry siedział z
ramionami pomiędzy kolanami, patrząc na podłogę w kratę. Podniósł głowę na
tyle, by zobaczyć Rona, kiedy głośny trzask obwieścił jego przybycie.
-
Nie pytali mnie o Syriusza – powiedział swojemu ojcu. Opadł na krzesło obok
Harry’ego. – Tylko o Parszywka. I tak im powiedziałem, że widziałem Syriusza we
Wrzeszczącej Chacie; nie jestem pewny, czy w ogóle mnie słyszeli.
-
Pan Weasley?
Harry
podniósł wzrok na nieco dłużej. Inglebee stał tuż za drzwiami do pomieszczenia
z heptagramem.
-
Tak? – Pan Weasley uniósł brew z zaskoczeniem. Inglebee uśmiechnął się.
-
Rada uprasza się o pana oświadczenie.
-
Spytali mnie, czy tu jesteś – powiedział Ron.
-
Rada została namówiona zeznaniami pana syna – wyjaśnił formalnie Inglebee, - by
uzyskać więcej informacji od innego członka rodziny Weasleyów. Zgadza się pan?
-
Tak, oczywiście – mruknął pan Weasley. Inglebee skinął głową i odsunął się na
bok, by przepuścić go przodem, ale zanim się odwrócił, spojrzenie pana Weasleya
przeskoczyło od Rona i Hermiony, lądując na Harrym. – Nie wychodźcie z korytarza.
-
Dobrze – odpowiedziała Hermiona. Pan Weasley uśmiechnął się lekko i wyszedł.
Inglebee podszedł za nim, a potem rozległo się echo zamykanych drzwi. Hermiona
odwróciła się do Lupina. – Jak pan myśli, co to oznacza? – zapytała.
Lupin potrząsnął głową.
-
Nie wiem…
-
Ale to musi być dobra wiadomość, nie sądzi pan? – zapytała, pochylając się. –
Takie skupienie na Pettigrew. To jest podejrzane – że Parszywek zniknął, kiedy
zobaczyliśmy Pettigrew i Syriusza, a oni pewnie poprosili pana Weasleya, żeby
zaświadczył, że…
-
Hermiono – przerwał jej napięty głos Lupina. Jego twarz była bledsza niż rano.
– Nie wiem – powtórzył cicho, a Hermiona zarumieniła się. Lupin spróbował się
uśmiechnąć, ale wyszło blado. Wrócił do chodzenia w kółko. Harry zobaczył, jak
Hermiona wymienia z Ronem spojrzenia, ale żaden z nich nic nie powiedział.
Harry wrócił do patrzenia na podłogę, mocno zaciskając dłonie.
To
musiały być dobre wieści, prawda? Tak samo jak pytanie Rona o Pettigrew, a nie
przepytywanie go i Hermiony o prawdę we wcześniejszych zdaniach Harry’ego. Może
uwierzyli…
Ale
Harry nie potrafił dokończyć myśli. Nawet jeśli mu uwierzyli, to nic nie
znaczyło. I może chcieli tylko mieć rozsądny dowód, że Pettigrew był mordercą.
Więc
mogli wierzyć, że Syriusz chciał zemsty.
Harry
wykręcił ręce między kolanami, póki nie było to bolesne. Były zaczerwienione;
bolesne przez stałe nadużywanie ich przez cały dzień. Jak długo to zajmie? Czy
już zdecydowali, czy użyją Myślodsiewni? Może zdecydowali, że tego nie zrobią?
Harry
ścisnął mocniej palce, koncentrując się na napięciu, które zrobiło się wzdłuż
jego ramion, przez barki i na sposobie, jaki sprawiało to, że jego skronie
pulsowały. Cokolwiek, by zagłuszyć wszystko inne.
-
Remus Lupin?
Harry
uniósł wzrok. Głos Inglebee’a był chłodniejszy, jego twarz ostrożna i
pozbawiona przyjaznego uśmiechu, który posłał wszystkim innym.
Harry
nawet nie zauważył powrotu pana Weasleya, ale patrzył na Inglebee’a ze
zmarszczonymi brwiami.
Lupin
nic nie powiedział, tylko podszedł do drzwi. Inglebee cofnął się. Harry nie
potrafiłby powiedzieć, jak ten ruch był inny od tych, kiedy pozwalał innym
przechodzić przed siebie, ale w jakiś sposób był. Usta Lupina były zaciśnięte w
wąską linię, a twarz absolutnie pozbawiona wyrazu, kiedy przechodził przez
próg.
Inglebee
czekał, aż Lupin całkiem się oddali, zanim za nim podążył, a jego przyjemne
usta zwinęły się z niesmakiem.
Przez
dłuższą chwilę na korytarzu była cisza, po czym Hermiona parsknęła:
-
Jest fanatykiem!
Pan
Weasley potarł ze zmęczeniem oczy.
-
Tak – powiedział. – I obawiam się, że takie przyjęcie nie jest niczym
niezwykłym, jeśli chodzi o Remusa. – Potrząsnął głową, jakby ją oczyszczał i
usiadł naprzeciw Harry’ego. – Jak się masz? – zapytał cicho.
Harry
wzruszył ramionami i spytał:
-
O co pana pytali?
-
Miałem tylko potwierdzić czas Rona, w którym był obecny Parszywek; kiedy wszedł
do naszej rodziny i ostatni raz, kiedy go widziałem. – Spojrzał na drzwi,
westchnął i dodał: - Są świadomi tego, jak niezwykłe jest dla szczura żyć tak
długo, jak Parszywek.
Harry
skinął mocno głową.
-
Czy oni… - Przełknął, bardzo chcąc zignorować rozbłysk nadziei w swojej piersi,
ale zacisnął zęby i tak czy owak spytał: - Czy oni pytali o coś jeszcze?
-
Nie. – Pan Weasley oparł plecy o krzesło. – Z wyjątkiem tego, czy Parszywek nie
miał palca.
To
było coś.
Harry
natychmiast zagłuszył zbłąkane myśli. Nie będąc dłużej w stanie pozostać
nieruchomo, zaczął chodzić ścieżką, którą wyznaczył Lupin, nie spoglądając na
drzwi oraz na przyjaciół.
Nie
miał pojęcia, ile czasu minęło, zanim Lupin pojawił się na korytarzu, ale Ron
chrapał cicho na krześle, a Hermiona i pan Weasley zaczynali przysypiać. Ich
głowy poderwały się, gdy tylko głośny trzask przerwał ciszę.
Harry
przestał chodzić, tylko dlatego, że gdy zobaczył twarz Lupina, mrowiący strach
zaczął rozprzestrzeniać się wzdłuż jego palców.
-
Remus? – Pan Weasley dotknął ramienia Lupina. I nawet gdy pan Weasley pchnął go
na krzesło, ręce i nogi Lupina trzęsły się tak bardzo, że Harry poczuł mdłości,
patrząc na niego.
-
Co się stało?
Lupin
potrząsnął głową.
Harry
złapał się najbliższej ściany.
-
Syriusz? – Tylko to mógł powiedzieć, a jego głos był tak chrapliwy, że ledwo
dało się go rozpoznać. Nie. Nie mogliby…
-
Nie – powiedział Lupin tym samym zduszonym tonem, który towarzyszył mu cały
dzień. – Nie, wszystko z nim w porządku. To tylko…
Harry
zamknął oczy, a całe jego ciało ugięło się z ulgi, tak że nie słyszał nawet
reszty tego, co powiedział Lupin. Nakręcając na palce swoją grzywkę, aż jego
paznokcie nie wbiły się w skórę głowy, wziął głęboki oddech w swoje dłonie.
Skupił się tylko na uczuciu gorącego oddechu na swoich zaciśniętych dłoniach.
Syriusz żył. Nie pozwolił sobie dodać
więcej do tej myśli.
Podskoczył,
kiedy dłoń opadła na jego ramię. Był to pan Weasley, którego wyraz twarzy
wyrażał coś między zmartwieniem a ulgą.
-
Rada robi sobie godzinną przerwę – powiedział, zatrzymując się na trosce. –
Zaprosili ciebie i Remusa, żebyście do nich dołączyli, kiedy was wezwą.
Harry
potrząsnął głową, jak byk zahipnotyzowany peleryną matadora.
-
Co to oznacza.
-
Nie wyjaśnili – powiedział Lupin ze swojego krzesła. – I pozwolili mi tylko
dlatego, że Augusta ich poprosiła.
Próbując
zrozumieć, co to może oznaczać poza uprzedzeniem do wilkołaków, zapytał:
-
Żeby oglądać resztę procesu? – Pomimo że
to coś nie było nazwane procesem.
-
Nic mi nie powiedzieli. – Lupin przełknął. – Spędzili wiele czasu, zadając mi
pytania o czasy w Hogwarcie. I pytania o to dlaczego Peter miałby… dołączyć do
śmierciożerców.
-
Ale to…
-
Nie wiem, jak poważnie przyjęli moje odpowiedzi – odpowiedział Lupin z goryczą
i przeprosinami w głosie. – Nie jestem pewny, czy byłem jakkolwiek przydatny… -
Przerwał.
-
Nie pytaliby pana, gdyby nie myśleli, że pana zeznania mogą okazać się
przydatne – wtrąciła cicho Hermiona. Lupin nie odpowiedział.
-
Chcesz tam wejść, Harry?
Harry
zwrócił wzrok na pana Weasleya. Była tylko jedna odpowiedź.
-
Tak – powiedział cicho i zanim mógł zobaczyć reakcję innych, odwrócił się ostro
i zajął miejsce jak najdalej od małej grupy, ponownie zaciskając dłonie na
kolanach i spoglądając prosto przed siebie.
Nie zawołaliby mnie, żebym
oglądał śmierć Syriusza.
Ale mimo że Harry tak pomyślał, wcale w to nie wierzył.
^^^
Atakowali go dementorzy. Ale
nie ważne jak szybko biegł, nie mógł uciec. Wszystko było białe, Syriusz stał
kilka kroków z tyłu, patrząc na niego z rozczarowaniem i zmarszczonymi brwiami.
I nie ważne, jak głośno Harry go wołał, jego chrzestny nie przychodził.
Skulił się na podłodze, gdy
świszczenie dementorów wypełniło jego uszy. Sprawiając, że drżał.
Drżał
tak mocno, że zastukał zębami.
-
Harry.
Teraz
dementorzy wołali jego imię. Otworzył usta, by krzyknąć, ale z jego własnych
ust uciekł zmartwiony głos.
-
Harry!
Dementorzy
i Syriusz zaczęli znikać, a gdy Harry otworzył powieki, zaszczypały. Twarz
Lupina była tak blisko, że Harry zderzył się ze ścianą, gdy odskoczył do tyłu.
Wargi Lupina wykrzywiły się dziwnie, podczas gdy Harry próbował skupić się na
długim korytarzu i nieoznakowanych drzwiach na jego końcu.
Na
zewnątrz stał Inglebee z rękami splecionymi za plecami, jakby zamierzał stać
tam całą noc.
-
Są gotowi? – Harry przełknął kilka razy, ale nie znalazł śliny. Lupin skinął
głową, a ten nienaturalny układ wciąż powracał na jego usta, gdy do końca się
wyprostował. Harry wstał na trzęsących się nogach, w których krew nie za bardzo
krążyła i przeszedł koło swoich przyjaciół i pana Weasleya – wszyscy opuścili
głowy we śnie.
-
Jest pierwsza – ogłosił wesoło Inglebee, gdy Harry się zbliżył. Harry popatrzył
na niego z mętlikiem w głowie i nie będąc gotowym, by zrozumieć, jak długo
czekali na korytarzu. Inglebee uśmiechnął się i wskazał, żeby ruszył przed nim.
Drzwi
zamknęły się za nimi bez żadnego komentarza dla Lupina. Cała trójka szła szybko
i to Harry ustanawiał tempo. Syriusz był na tym samym podeście, ale tym razem
siedział prosto, a jego oczy były skupione na wyjściu na korytarz, skąd
przyszedł Harry. Jego ramiona nie rozluźniły się, gdy zobaczył Harry’ego.
Pochylił
się do przodu na tyle, na ile pozwoliły mu łańcuchy. W jego szarych oczach był
strach, a napięcie rozciągało jego rysy w ostrą maskę, gdy podążał wzrokiem za
Harrym, idącym do innego podwyższenia pod jedną ze ścian. Gdy Harry podszedł do
małych schodków, jego serce biło tak głośno, że mógł sobie wyobrazić, jak jego
echo odbija się od siedmiu ścian.
Heptagram
był pusty. I nie było linii, które łączyły biurka.
Nikt
nie zatrzymałby go od podejścia do Syriusza…
-
Jeśli spróbujesz opuścić podium – powiedział Inglebee uprzejmie, - pokój
natychmiast cię wyrzuci.
Harry
odwrócił się gwałtownie do Krukona, choć w jego słowach nie było złości. Nie
było nawet groźby. Inglebee uśmiechnął się ponownie i powiedział:
-
Nie ma żadnych konsekwencji za rozmawianie, nawet przez całe pomieszczenie.
Rada przyjdzie wkrótce. – Zajął miejsce na zewnątrz heptagramu, a jego
przypadkowe stwierdzenie nikogo nie zwiodło.
Pani
Longbottom i Remus wpatrywali się w niego; Harry czuł ich spojrzenie, mimo że
patrzył na Syriusza.
Syriusz
przemówił pierwszy.
-
Harry, nie musisz tu być – powiedział, a jego szorstki głos sugerował, że mówił
przez kilka godzin. Albo nie dostał wody.
Ściskając
tkaninę na kolanach w pięściach, Harry potrząsnął głową.
-
Ale chcę.
-
Nie mamy pojęcia, co Rada zamierza teraz zrobić – powiedziała pani Longbottom
niskim głosem, niemal tak szorstkim jak Syriusza.
Słowa
wywołały bunt w piersi Harry’ego i musiał bardzo starannie się skoncentrować,
by zostać na miejscu. Nie wyrzucą go.
-
Chcę zostać. – Obserwował, jak Syriusz naciąga swoje kajdany, starając się
kontrolować swoje wzburzenie i słabość.
-
Harry… - wyszeptał, ale nie miał czasu na cokolwiek więcej. Bez najmniejszego
dźwięku czy nawet szeptu przemieszczającego się powietrza, członkowie Rady
pojawili się na swoich siedzeniach. Pani Bones uniosła różdżkę i narysowała
niewidoczny heptagram. Ponownie biurka zostały połączone białymi liniami.
Harry
tylko zauważył drugi korytarz prowadzący do pomieszczenia, kiedy wszedł do
środka mężczyzna w więziennych paskach, za którym szedł Inglebee, choć Harry
nie potrafiłby powiedzieć, kiedy przewodnik go opuścił. Inglebee wskazał
obdartemu mężczyźnie, by wszedł w pole heptagramu.
-
Panie Asparius-Jones – powiedziała Bones uroczystym głosem, - jesteśmy tu
dzisiaj, by ustalić, czy Syriusz Black został niesłusznie uwięziony. Czy
zamierza nam pan w tym pomóc?
-
Tak – powiedział ponuro mężczyzna.
-
Więc zapraszamy – powiedziała Bones i tak jak w przypadku Harry’ego, pojawiło
się krzesło. – Nazywam się Bones. Czy został pan naznaczony znakiem Tego,
Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać?
Asparius-Jones
pokiwał głową z szeroko otwartymi oczami.
-
Możemy go zobaczyć? – zapytał Roggins.
Asparius-Jones
przełknął tak głośno, że Harry aż się wzdrygnął. Nie odpowiadając, więzień
szarpnął swój lewy rękaw aż do łokcia. Rada przyjęła to bez czegoś więcej
oprócz drgnięcia.
-
Kiedy pan go dostał, panie Asparius-Jones? – zapytał czarodziej wyglądający jak
królewicz.
-
W sty-styczniu… tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego.
-
Jest pan pewny?
Więzień
szybko skinął głową.
-
Czy był pan świadkiem, jak jakikolwiek inny czarodziej przyjmował znak? –
zapytał Roggins.
-
T-trójki.
-
Kogo?
Asparius-Jones
ponownie ciężko przełknął, ale potem uniósł brodę i powiedział wysokim głosem:
-
Severus Snape przyjął znak tej samej nocy, co ja. Widziałem jeszcze tylko
dwójkę… - Zwilżył językiem usta. – Bertrama Greengrass i Petera Pettigrew.
-
Kiedy?
-
W lipcu – powiedział z wahaniem Asparius-Jones. – Tysiąc dziewięćset
osiemdziesiątego pierwszego. Tego samego roku, gdy… - Jego niebieskie oczy
rozejrzały się po pomieszczeniu, zanim wyszeptał, - Czarny Pan zginął.
-
I jest pan pewny, że byli to Bertram Greengrass i Peter Pettigrew? –
zapytała Bones.
- Tak. – Więzień uśmiechnął się, ale
uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił. – Pettigrew płakał, gdy jego skóra
się paliła.
Bones przez dłuższy moment patrzyła na
niego, po czym wskazała przez heptagram na Syriusza.
- Rozpoznaje pan tego mężczyznę?
Harry zesztywniał, bez tchu czekając na
odpowiedź.
Asparius-Jones popatrzył na Syriusza,
ale w końcu pokręcił głową
- Nie.
- Wie pan, kim on jest? – zapytał
Roggins.
- A powinienem?
Nikt nie odpowiedział.
- Dziękuję – powiedziała w końcu Bones,
- może pan iść.
Oczy mężczyzny rozszerzyły się i
otworzył usta, ale słowa zostały zdławione, nawet jeśli je wypowiedział.
Zniknął, jakby nigdy go tam nie było.
Harry popatrzył na puste krzesło. Nie
miał pojęcia, czy zeznania Aspariusa-Jonesa pomogły czy zaszkodziły. Rada
wydawała się chcieć udowodnić, że Pettigrew był śmierciożercą.
Żeby udowodnić, że Syriusz się zemścił,
zaśmiał się wściekły głos w głowie Harry’ego.
- Panie Dubois – głos Bones włamał się
w myśli Harry’ego, uciszając głos. Skupił się i zobaczył, że Inglebee wchodzi
do pomieszczenia z kolejnym mężczyzną. Mężczyzna miał bardzo duże uszy i bliznę, przecinającą
jego twarz po przekątnej.
- Proszę kontynuować.
Mężczyzna z bliznami uznał rozkaz z
energicznym skinięciem i podszedł do Syriusza.
- Rada poprosiła mnie, żebym wyciągnął
pana wspomnienia z nocy trzydziestego pierwszego października roku 1981 –
powiedział Dubois. – Pan zezwoli?
Syriusz przekręcił głowę, aż nie
znalazł oczu Harry’ego.
- Twoi rodzice – wyszeptał przez pokój
i nikt nie próbował go powstrzymać. – Nie patrz.
Harry skinął głową. Syriusz spróbował
uśmiechnąć się ponownie, ale łzy lśniące w jego oczach zaciemniły to. Harry
przygryzł wnętrze policzka. Syriusz zamknął oczy i pozwolił, żeby zabrano mu
wspomnienie.
Dubois delikatnie wyciągnął srebrny
wąsik ze skroni Syriusza, kierując się pewnymi krokami w stronę granicy
heptagramu. Z machnięciem nadgarstka, wspomnienia plusnęły na środek
heptagramu. Harry ponownie spojrzał na Syriusza, po czym obserwował, jak płyn
rozprzestrzenia się powoli, by pokryć podłogę, zatrzymując się dopiero, gdy
dotarł do białych linii. W następnej chwili, czując się jakby spadał, Harry znalazł
się na zewnątrz, otaczał go płaszcz nowy, mimo że nadal siedział na tym samym
krześle.
Razem z wszystkimi członkami Rady –
wszystkimi, którzy siedzieli w pomieszczeniu z heptagramem.
Potem Syriusz nabrał ostrości, o wiele
młodszy Syriusz – wersja ze wspomnienia, bez głębokich linii szpecących jego
twarz, choć w tych oczach też był strach. Włosy falowały za nim i Harry w końcu
zauważył, że był na motorze i leciał. Harry obserwował, nie będąc w stanie
przestać patrzeć, a wtedy motor ryknął, a Syriusz wylądował na trawiastej
ziemi, zeskoczył i potknął się kilka razy, biegnąc do drzwi.
Wpadł przez nie, wołając:
- James!
Nie poruszając się, Harry podążył za
nim do kuchni i do salonu, gdzie Syriusz zatrzymał się.
- James… - Szloch złapał za gardło
Syriusza i Harry zacisnął oczy. – James – wyszeptał ponownie Syriusza, a
wszyscy odczuli jego ból. Rozległ się inny, gaworzący odgłos, a potem dziecięcy
płacz przeciął powietrze. Harry otworzył usta, obserwując, jak Syriusz wspina
się szybko po schodach, a wszyscy w pomieszczeniu z heptagramem podążają za
nim.
- Lily… boże… Harry… Harry, bogu
dzięki… - Syriusz przestał mówić sensownie, kiedy wyciągał kwilące dziecko z
łóżeczka i przytulił je do piersi. Kołysał się w tył i w przód. Jego palce
delikatnie były wplątane w czarne włoski.
Harry patrzył na nich zauroczony. Jego
ojciec chrzestny trzymał go tak delikatnie, nos miał schowany w dziecięcych
włoskach, kołysał się, a jego własna maleńka piąstka zacisnęła się na koszulce
Syriusza, kiedy płacz zmiękł w czkawkę.
- Ciii… już dobrze, kochany – nucił
Syriusz. – Wszystko będzie dobrze… Jesteś bezpieczny, kochany, bezpieczny…
Syriusz jest tutaj.
Zabrał koc z łóżeczka i owinął go wokół
chłopczyka.
- Chodź, kochany – wyszeptał, – musimy
się stąd wydostać…
Szybko wyszli na podwórko, choć Syriusz
zatrzymał się w salonie. Jego wargi zadrżały, kiedy oczy podążyły do drzwi – do
Jamesa, jak przypuszczał Harry, ale nie spojrzał w tamtą stronę.
Syriusz owinął ramiona wokół zawiniątka
z głuchym szlochem, po czym odwrócił się i wyszedł szybko. Gdy już siedział na
motocyklu, na podwórze wpadł Hagrid z wielkimi łzami w oczach i urzeczywistniła
się rozmowa i kłótnia, o której raz mówił Harry’emu. Ale tym razem, protesty
Syriusza znaczyły coś zupełnie innego.
- Zostanie ze mną – powiedział ostro
Syriusz.
- Rozkazy Dumbledore’a – powtarzał
uparcie półolbrzym, nie ważne ile razy Syriusz sprzeciwiał się choć wyglądał,
jakby żałował, że musi to zrobić.
- Dlaczego? – zapytał Syriusz. – Będzie
ze mną bezpieczny.
Hagrid potrząsnął głową.
- Dumbledore powiedział, że Harry musi
być teraz z siostrą Lily. Powiedział, że będzie tam najbezpieczniejszy; że nic
go tam nie zrani.
Syriusz przyciągnął chłopca opiekuńczo
do piersi.
- Uważa, że ktoś po niego przyjdzie? –
zapytał ostro.
- Dumbledore powiedział tylko, że Harry
będzie tam teraz bezpieczy.
Syriusz badał dużą twarz, łagodne oczy,
których nikt nie mógłby źle zrozumieć. Hagrid czekał cierpliwie.
- W porządku – westchnął w końcu
Syriusz, a Harry poczuł zimny nóż, przeszywający jego pierś na te
rozstrzygające słowa. – Skoro Dumbledore sądzi, że tak teraz będzie najlepiej –
powiedział cicho Syriusz, wciąż drżącym głosem. – A jeśli sądzi, że możemy
jakoś sprawić, by Harry był bezpieczny to chcę pomóc.
Hagrid skinął głową z ulgą. Syriusz
przesunął Harry’ego w ramionach.
- Słyszałeś, Harry? – wyszeptał miękko.
– Hagrid zabierze cię gdzieś, gdzie będziesz bezpieczny. Tylko do czasu, aż
upewnię się, że zawsze będziesz bezpieczny, w porządku, kochany?
Chłopczyk zabulgotał, a łzy zaświeciły
w oczach Syriusza.
- Będzie dobrze – obiecał. – Hagrid się
tobą zajmie – powiedział miękko, po czym pocałował różowy policzek.
Oglądając toczące się wspomnienie,
Harry wbił paznokcie w kolana, starając się nie spuścić twarzy. Przegrał walkę,
gdy Syriusz przeniósł jego młodsze ja w ramiona Hagrida i niemowlak zaczął
płakać.
- Wszystko w porządku – powiedział mu
chrapliwie Syriusz. – Będzie dobrze… Zabierz mój motocykl – zaskrzeczał do
Hagrida. – Nie będę go potrzebować.
Hagrid spojrzał na niego niepewnie.
- Jesteś pewny?
- Zabieraj – wychrypiał Syriusz.
Wyciągnął łagodnie dłoń i pogłaskał nią grzywkę Harry’ego, gdy Hagrid usiadł na
siedzenie motoru. – Uważaj na niego.
Maleńki Harry wciąż wył z niezadowolenia,
gdy Hagrid zwiększył obroty silnika i uniósł się z ziemi. Syriusz obserwował
motor, aż zniknął z pola widzenia, zakrył dłonią usta, a jego ciało trzęsło się
w kończącą się, październikową noc.
Gdy zniknęli, obrócił się w miejscu.
Harry i reszta popłynęli razem z nim przez kalejdoskop kolorów, aż stężał wokół
nich kolejny pokój. Był goły, z bardzo zużytymi meblami, ale czysty.
- Remus? – zawołał ochryple Syriusz,
gdy tylko się pojawił. Za Harrym, Lupin wydał z siebie dźwięk, który mógł być
tylko nazwany skomleniem, ale Harry nie potrafił oderwać oczu od wspomnienia
chrzestnego.
Dało się słyszeć dźwięk niepewnych
kroków, schodzących po schodach. Twarz Syriusza natychmiast zmieniła się i
znikomym ruchem wyciągnął różdżkę.
- Syriusz – pisnął Pettigrew,
wyciągając puste dłonie w powietrze, – to tylko ja!
Ramię Syriusza, w którym trzymał
różdżkę, napięło się.
- Komu podałeś adres Jamesa? – zapytał
trzęsącym się głosem. Peter zbladł, ale potrząsnął głową.
- Łapo, n-nie wiem, o co ci chodzi.
Twarz Syriusza wykrzywiła się we
wściekłości.
- Oni nie żyją! – krzyknął. – James i
Lily nie żyją, a ja wiem, że to twoja wina, Peter! Byłeś ich Strażnikiem
Tajemnicy! Komu powiedziałeś? Mów!
Koralik potu spłynął ona oko Harry’ego
i nie zobaczył zaklęcia Pettigrew, ale usłyszał je, usłyszał rozbrzmiewające
„Confringo!”. Zaklęcie minęło Syriusza, zamiast tego redukując kanapę do kupki
drzazg.
- Impedimenta! – krzyknął Syriusz, ale
Pettigrew już biegł w dół po schodach. Następne zaklęcie Syriusza niemal
dotarło do jego ramienia, ale w ostatniej sekundzie skręcił na bok i wypadł
przez drzwi. Syriusz zaklął siarczyście i pobiegł za nim, unikając kolejnego,
źle wymierzonego Confringo. Ścigał swojego przyjaciela wzdłuż pustej ulicy, otoczonej
małymi domkami. Pettigrew odwrócił się ostro tuż przed sklepem na końcu dobrze
zadbanej ulicy i zamiast wznowić pościg, Syriusz odwrócił się w miejscu,
depotrując się z trzaskiem i pojawiając tuż przed Pettigrew.
Jakaś kobieta krzyknęła, gdy Syriusz pojawił
się znikąd. Żaden z mężczyzna zdawał się nie zauważyć naocznych świadków, bo
większość z nich uciekała. Syriusz rzucił na Pettigrew klątwę Zwieracza Nóg.
Pettigrew szybko usunął się z drogi i krzyknął, uciekając:
- Morderca! Zabiłeś ich, Syriuszu! Swoich
własnych przyjaciół! Morderca!
Twarz Syriusza wykrzywiła się w
zdezorientowaniu i to rozkojarzenie wystarczyło. Harry obserwował z
przerażeniem, jak Pettigrew rzuca klątwę łamiącą kości w tłum oniemiałych
gapiów. Rozległ się dźwięk ciała rozdzieranego przez kości i samych łamiących
gnatów. Ludzie łamali się w pół.
Krew wylała się na ulicę.
Harry czując odruch wymiotny, zamknął
oczy na tą rzeź. Wysoki śmiech sprawił, że otworzył je ponownie. Pettigrew
wskazywał różdżką na swój własny palec, a po wypiszczanym słowie, palec oderwał
się od kości i upadł na ziemię, turlając się tuż pod czarne buty Syriusza.
Syriusz, ze szklistymi oczami i
otwartymi ustami, popatrzył na palec, nawet nie spoglądając na Pettigrew, kiedy
ten wyrzucił z siebie: „Pulsus!”. Tak jakby kij do baseballa zderzył się z jego
żołądkiem, oczy Syriusza wywróciły się w głąb czaszki i mężczyzna złożył się w
pół z niskim stęknięciem, a ulica wokół nich zaczęła się rozmywać.
Twarze Pettigrew i Syriusza – krew…
Wszystko zawirowało razem i Harry odetchnął głęboko, gdy znów zobaczył
heptagram. Nikt nic nie powiedział, a Harry natychmiast zaczął szukać wzroku
chrzestnego. Syriusz pochylał głowę, a jego ramiona się trzęsły.
- Panie Dubois – powiedziała Bones i
pierwszy raz nie brzmiała na opanowaną. Jej monokl zwisał z jej palców.
- Tak, proszę pani? – zapytał nierówno
Dubois.
Bones wyprostowała się. Założyła z
powrotem monokl i powiedziała swoim zwykłym, głębokim tonem:
- Przygotował pan Veritaserum? – Kiedy
Dubois skinął głową, Bones odezwała się do aurorów: – Odeskortujcie więźnia do
heptagramu.
Syriusz poderwał głowę na ostre
szarpnięcie aurorów. Jego łańcuchy brzęczały głośno, kiedy schodził po
schodach. Kiedy spojrzał w oczy Harry’ego, szybko spuścił wzrok, a Harry łatwo
mógł odczytać wstyd z każdej linii jego ciała. Harry zacisnął pięści, chcąc
powiedzieć ojcu chrzestnemu, że nie ma się czego wstydzić. Poczuł nagły
przypływ nienawiści do Rady za to, że kazywali mu to znosić.
I do patrzących spode łba aurorów,
którzy popchnęli Syriusza za granicę heptagramu.
Syriusz potknął się i zdołał złapać
równowagę na tyle, że upadł tylko na kolana – kajdany nie pozwoliły mu wstać.
- Proszę pokazać język – powiedział
Dubois, a jego ciało drgało z niepokoju.
Niezbadany, smutny dźwięk uciekł
spomiędzy ust Syriusza, ale wykonał polecenie. Dubois wyciągnął tylko rękę nad
granicznymi liniami i wlał trzy krople jasnego płynu na język Syriusza.
- Co to jest? – zapytał Harry, zanim
zdołał się powstrzymać. Bones spojrzała na niego i nie odpowiedziała.
- To zmusi Syriusza do prawdomównych
odpowiedzi – wymamrotał Lupin. Harry po raz pierwszy dostrzegł, że oczy jego
profesora są czerwone, chociaż Lupin wciąż patrzył prosto przed siebie.
- Panie Black – głos Bones wypełnił
pomieszczenie, - jesteśmy tutaj, by stwierdzić, czy był pan niesprawiedliwie
uwięziony. Czy zamierza nam pan pomóc w naszych ustaleniach?
- Tak – syknął Syriusz, jakby coś go
przenikliwie bolało. Harry pochylił się do przodu, czując większy ból niż
wtedy, gdy Syriusz opuszczał ogród Weasleyów.
- Czy był pan Strażnikiem Tajemnicy
Potterów?
- Przez jakiś czas – odpowiedział
szeptem Syriusz. – James i Lily… - Jego szczęka zadrżała. – Zmienili mnie na
Petera.
- Petera jakiego? – zapytał Roggins.
- Pettigrew…
- Dlaczego?
Syriusz potrząsnął głową, a łzy zaczęły
palić go w oczy.
- Myślałem, że będą bezpieczniejsi.
Byłem celem.
- Jest pan śmierciożercą?
- Nie!
Rada siedziała nieruchomo, nieporuszona
ostrym zaprzeczeniem. Zanim mogli go o to poprosić. Syriusz podciągnął rękaw,
ukazując bladą skórę i nic więcej.
- Czy chciał pan zemścić się na Peterze
Pettigrew, kiedy znalazł pan ciało Jamesa Pottera?
Jego „nie” było ledwie słyszalne.
Roggins pochylił się do przodu.
- Chciał pan go zabić?
Twarz Syriusza wykrzywiła się. Zamknął
oczy.
- Tak – wyszeptał. Serce Harry’ego
jakby spadło. Usiadł bardziej prosto i zignorował to uczucie.
Roggins skinął głową.
- Zabił go pan, panie Black?
Syriusz pokręcił głową i powiedział
równie cicho:
- Nie.
- A chciałby pan to wtedy zrobić?
Syriusz nie odpowiedział przez długi
czas.
- Nie – wyszeptał w końcu.
- Dlaczego nie? – zapytała ze
zdumieniem czarownica bez palca.
Syriusz otworzył oczy. Spojrzał prosto
na Harry’ego i powiedział:
- Nie zaryzykowałbym tego, że nie
mógłbym zająć się Harrym. W pełni zamierzałem po niego wrócić, gdy tylko
odzyskam Remusa i pójdę do Dumbledore’a – powiedział szybko. – Nigdy bym cię
nie zostawił z Hagridem, gdybym wiedział, co się wydarzy, Harry. Musisz w to
uwierzyć. Nigdy nie pozwoliłbym mu zabrać cię do tych ohydnych ludzi. Proszę,
uwierz mi…
Jego głos tracił siłę, zanikając do
kolejnego płytkiego szeptu.
Harry przełknął.
- Wiem – powiedział tak wyraźnie, jak
tylko potrafił, czyli całkiem niewyraźnie.
- Panie Black – powiedziała cicho
Bones, a Syriusz niechętnie spojrzał na nią. – Czy którekolwiek z pana zaklęć
uderzyło w niewinnych postronnych podczas pana pojedynku z Peterem Pettigrew?
- Nie – powiedział, choć wydawało się,
że jego gardło może poddać się w każdym momencie.
Bones patrzyła na niego przez dłuższą
chwilę.
- Rado Siedmiu – mruknęła i wyciągnęła
ręce, jakby próbowała przyciągnąć bliżej resztę inkwizytorów. Inni wokół
heptagramu zrobili to samo. Stali z dłońmi skierowanymi ku sufitowi i
zamkniętymi oczami.
Nikt nic nie mówił. Harry nie miał
pojęcia, jak długo siedział. Jak długo Syriusz czekał na kolanach. A kiedy już
Harry był pewny, że dłużej tego nie zniesie, inkwizytorzy otworzyli oczy i
czternaście ramion powróciło na biurka.
- Zostaliśmy dziś tutaj wezwani –
powiedziała Bones, a jaj głos wypełnił pomieszczenie, – żeby stwierdzić, czy
Syriusz Black został niesprawiedliwie uwięziony, za pośrednictwem jakichkolwiek
środków, które Rada uzna za słuszne.
- Przyprowadziłam jeszcze kilku
świadków… - zaczęła pani Longbottom, ale Bones przerwała jej uniesieniem ręki.
- Nie potrzebujemy dalszych dowodów –
powiedziała cicho. – Podjęliśmy decyzję.
Decyzję? Jak podjęli decyzję tak
szybko?
Nawet nie zadali wielu pytań. Gniew
szybko rozprzestrzenił się po ciele Harry’ego. Złapał za brzegi fotela,
pochylając się do przodu jak tylko mógł. Jego oczy wwiercały się w panią Bones.
Bez jakiejkolwiek cierpliwości czekał, aż kontynuuje.
Proszę,
uwierzcie mu.
- Syriuszu Black – kontynuowała Bones,
– Rada Siedmiu orzeka, że w 1981 roku został pan niesłusznie uwięziony. Zostaje
pan oczyszczony ze wszystkich zarzutów i jest pan wolny.
Oczyszczony.
Słowo brzęczało w pomieszczeniu,
owijając się wokół niego jak wełna, aż Harry nie czuł zupełnie nic.
Koło kolan Syriusza pojawiła się rolka
pergaminu.
- Pana chrześniak jest teraz pod pana
opieką – dodała Bones. – Życzę wam obu powodzenia. – I po tych słowach siedmiu
inkwizytorów zniknęło.
Zniknęły także kajdany Syriusza; teraz
od ścian odbijał się dźwięk szelest pergaminu, na którym Syriusz zacisnął
palce.
Harry podniósł się na nogi oszołomiony,
podczas gdy Syriusz próbował wstać. Harry obserwował jak przez mgłę, jak Remus
zbiega po stopniach. Czując ołów w nogach, podążył tą samą ścieżką.
Obserwował, jak Remus przytula Syriusza
i oboje szeroko się uśmiechają. A potem Syriusz odwrócił się do Harry’ego z
wielkim, wyczekiwanym uśmiechem na twarzy. Wyciągnął ramiona, wyglądając tak,
jakby jego twarz miała pęknąć z powodu szczęścia. Ale Harry nie potrafił do
niego podejść. Jego twarz była tak sztywna, że aż bolesna i zdał sobie sprawę,
zaciskając palce w pięści, że nigdy nie był tak zły.
Wtedy coś w Syriuszu oklapło. Bardzo
powoli jego ramiona opadły do boków.
Pierś Harry’ego wznosiła się i opadała,
kiedy patrzył na swojego chrzestnego.
- Jak mogłeś to zrobić? – zapytał przez
zaciśnięte wargi.
Syriusz zrobił krok w jego stronę.
- Harry…
- Nie. Mogli posłać do ciebie
dementorów – powiedział Harry tak ostro, że zapiekło go gardło. – Albo co
najmniej wysłać z powrotem do Azkabanu!
- Wiem…
- Nie miałeś prawa tego zrobić –
krzyknął Harry. – Nawet nie mnie zapytałeś! – Harry miał gwałtowną ochotę
uderzyć ojca chrzestnego prosto w szczękę. Jego dłonie trzęsły się i nawet mógł
wyobrazić sobie tą satysfakcję.
- Przepraszam – powiedział ochryple
Syriusz. – Nie zdawałem sobie sprawy, że to stanie się tak szybko. I musiałem
coś zrobić…
- Nie musiałeś! – Harry wiedział, że
histeryzował, ale nie wydawało się, żeby mógł się powstrzymać. – Nic mi nie
było z Dursleyami! Cały czas ci to powtarzałem! Mogłeś zginąć!
- Wiem…
Ale Harry’ego nie obchodziło to, co
Syriusz wie. Zrobił pełen gniewu krok w stronę ojca chrzestnego. Syriusz nie
ustępował, co tylko rozjuszyło Harry’ego.
- Mogli cię zabić, gdy tylko przybyłeś!
– krzyknął. – Mogłeś iść prosto w zasadzkę! – Syriusz nie zareagował, a że
krzyk nie był ratunkiem, przeszedł w pełen bólu szept. – Mogłeś zostać zabity.
Co ja bym wtedy zrobił?
Syriusz przełknął ślinę.
- Jestem tutaj teraz. Jestem
bezpieczny. – Wyciągnął rękę, przesuwając ją powoli, aż Harry poczuł jej mocną
siłę na ramieniu. – Jestem bezpieczny – powtórzył Syriusz, schylając głowę, by
spotkać oczy Harry’ego. – Razem możemy iść do domu.
Razem.
Harry zamrugał nagle wilgotnymi oczami,
a jedyne co potrafił to niepewnie przytaknąć. Oczy Syriusza błyszczały, kiedy
położył dłoń na tyle głowy Harry’ego i przyciągnął go bliżej.
- Och, Harry – mruknął. Cokolwiek
więcej chciał powiedzieć, straciło się w ciszy, kiedy Harry owinął wokół niego
ramiona i wtulił twarz w jego ramię.
Wsłuchiwał się w szalone tempo bicia
jego serca, aż w końcu zwolniło. Potem przekręcił szyję, żeby móc znowu
oddychać. Czekał, aż będzie w stanie wypowiedzieć jakieś słowa i powiedział
cicho:
- Mogę z tobą zostać?
- Tak – wyszeptał Syriusz przez mokry
śmiech. Zacisnął ramiona. – Tak – powiedział ponownie. – Cokolwiek zrobimy,
zrobimy to razem.
Następny
OdpowiedzUsuńProszę następny
OdpowiedzUsuńChce następny rozdział !!!
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Nie mogę się doczekać
UsuńNastępny !!! :)
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak cudownie Syriusz jest już unieeinniony, w końcu skorzystali z zeznań tego śmierciożercy jsk i z myśloodsiewni i verasitum...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia