Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 22 grudnia 2017

NDH - Rozdział 56


Harry ziewnął, kierując się w stronę wieży Gryffindoru, po popołudniowej herbatce z Hagridem. Obawiał się nieco, że Hagrid może zaprzyjaźnić się z nowym pierwszakiem na miejsce Harry’ego, ale jasne było, że olbrzym był tak oddany Harry’emu, jak zawsze, a jego radość, kiedy drugoroczny przyszedł go odwiedzić, była tak namacalna, żeby zapewnić nawet Harry’ego.
Zdołał podsunąć kamienne ciasteczka Kłowi, kiedy olbrzym nie patrzył, ale trzy filiżanki mocno słodzonej herbaty wystarczyły, by sprawić, żeby był śpiący. A gdyby jego tata się dowiedział, zabroniłby mu budyniów przez przynajmniej dwa dni. Mimo to, czas spędzony z Hagridem zawsze był relaksujący i Harry czuł, że jego gra na flecie szła mu całkiem dobrze, choć jego tata i ojcowie chrzestni wciąż mieli tendencję do wzdrygania się, kiedy oferował, że coś im zagra.
Hagrid był podekscytowany tym, że jego mały prezent tak długo interesował Harry’ego i był jeszcze bardziej zadowolony, gdy został poproszony o udzielanie instrukcji. Hagrid mógł nie być bystry, ale był na tyle mądry, by wiedzieć, że większość szkoły – uczniowie i kadra – uważali go za coś w rodzaju głupka, więc było to zarówno osobliwe i pochlebiające, gdy Harry poprosił go o lekcje gry na flecie. Gdy mu powiedziano, że cała sprawa była pomysłem Severusa Snape’a tylko zwiększyła przyjemność Hagrida… pomyślcie sobie! Severus myślał, że on będzie dobrym nauczycielem! Wielkie serce Hagrida szybko stworzyło miejsce dla Snape’a, zaraz obok piedestału Dumbledore’a.
Z punktu widzenia Harry’ego, miło było spędzić czas z kimś, kto nie wydawał się być w połowie przekonanym, że jego tata jest wampirem, tyranem albo że prawdopodobnie używał go jako celu do ćwiczeń zaklęć. Czasami mroczne wyobrażenia innych uczniów (albo nawet niektórych profesorów!) mogły się stawać nieco męczące.
Harry szedł jednym z zamkowych korytarzy, kierując się do wieży Gryffindoru. Miał mało czasu przed kolacją, a nawet nie zaczął zadania na zaklęcia.
- Harry, tutaj jesteś!
Słysząc za sobą głos, automatycznie przygotował swoją różdżkę – te lekcje pojedynków miały efekt – ale wtedy odprężył się, gdy zorientował się, kto to.
- Cześć, Luna – powiedział, witając uprzejmie pierwszoroczną. Potem zamrugał. – Eee… wiesz, że rzodkiewki zwisają ci z uszu?
- Och, dziękuję! – uśmiechnęła się, jakby właśnie dał jej wielki komplement. – Są całkiem oryginalne, prawda?
- Uch, tak – zgodził się, szczęśliwy, że może być szczery. – Więc, eee, jak tam w Ravenclaw?
Luna machnęła beztrosko ręką.
- Och, jest całkiem miło, z wyjątkiem tych wszystkich nargli, wiesz? – Na widok tępego wyrazu twarzy Harry’ego, przyjrzała mu się bliżej, po czym powiedziała tonem, w którym świtało zrozumienie. – Och. Rozumiem… raczej cię unikają, prawda?
- Eeeeee, tak – zgodził się ostrożnie Harry, zastanawiając się, czy Draco nie miał dobrego pomysłu. – Cóż, naprawdę powinienem uciekać…
- Och, jeszcze nie, Harry. Musisz nam pomóc.
Harry rozejrzał się po skądinąd pustym korytarzu.
- Wam? – zapytał niepewnie.
Skinęła entuzjastycznie.
- Tak. Naprawdę musimy to zrobić. Wiesz, nigdy bym nie wybrała Ravenclaw, gdybym wiedziała, że mają same smutne duchy – powiedziała ufnie, przybliżając się do ucha Harry’ego. – Znaczy, Marta jest dość jękliwa, ale z tego, co mówiły inne dziewczyny, nie było wiele nadziei by jej pomóc, więc myślę, że ważniejsze jest pomóc Szarej Damie, prawda?
Harry przygryzł wargę, zastanawiając się, czy Luna nie powinna łykać jakiś specjalnych eliksirów.
- Ja… eee… Tak sądzę – zgodził się, uważając, że udobruchanie małej wiedźmy było najlepszą strategią.
Nagrodziła go oślepiającym uśmiechem.
- Wiedziałam, że pomożesz! – wykrzyknęła radośnie. – Mimo wszystko, to wszystko z korzyścią dla ciebie, prawda?
- Tak? – zapytał Harry tępo.
- Cóż, podejrzewam, że masz rację – zgodziła się Luna, jakby Harry się z nią kłócił. – Tak naprawdę będzie to dobre dla nas wszystkich, ale tobie pomoże bardziej bezpośrednio, nie rozumiesz?
- Dobrze. – Harry zrezygnował i zwyczajnie podążył za Luną. Pomyślał, że jeśli zacznie robić coś oczywiście głupiego, zawsze mógł ją oszołomić.
- Powiedziała, że to tędy – wyjaśniła Luna, prowadząc Harry’ego przez zamek. – I że ty będziesz w stanie pomóc mi to rozpoznać.
- Uch, co? – zapytał Harry.
- Współczujesz jej, prawda? – kontynuowała Luna, jakby Harry nie przemówił. – Znaczy, przez takie długie czucie winy, a potem pójście do przodu i zaufanie całkowicie złej osobie? Cóż, nic dziwnego, że jest tak nieszczęśliwa. I biedny Baron – westchnęła. – Sądzę, że czarodzieje często są zbyt obsesyjni, prawda? Znaczy, „Romeo i Julia” mogli być świetną literaturą, ale w prawdziwym życiu takie rzeczy są nadmierne.
- Uch huh. – Harry uśmiechnął się i skinął głową, gorączkowo chcąc, żeby ktoś przyszedł.
- Mimo wszystko, życie biegnie dalej, prawda? Zakładając, że nie jest się umarłym – wyjaśniła z chichotem. – Tak myślisz, prawda?
Harry już nawet nie starał się zrozumieć jej stwierdzeń. Tylko ponownie uśmiechnął się i skinął głową.
- Ja też tak myślę, po śmierci mojej mamy – zgodziła się Luna, a uwaga Harry’ego skupiła się ostro.
- Twoja matka nie żyje? Znaczy… przepraszam. Nie wiedziałem.
Luna tylko skinęła głową i ruszyła dalej, choć jej uśmiech nie osłabł.
- Och, to nie było tak sławne, jak śmierć twoich rodziców, Harry. Nie oczekiwałam, że będziesz o tym wiedział. Choć to wciąż bardzo smutne.
- Eee, jestem tego pewny – powiedział skrępowany Harry. – To było dawno temu?
- Czasami czuję się, jakby było, ale innym razem tak, jakby to było wczoraj. Wiem, że któregoś dnia ją zobaczę, ale często chciałabym z nią pomówić. Mój tata jest nieco skupiony na swojej gazecie. – Westchnęła lekko. – Nie jestem tak bardzo interesująca, jak śledzenie chrapaka.
- Ja sądzę, że jesteś interesująca – powiedział mocno Harry i całkowicie szczerze. Szalona, tak, ale  zdecydowanie interesująca.
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Słodko, że to mówisz!
Harry odpowiedział uśmiechem.
- Ach, jesteśmy! – Ale Luna natychmiast zaprzeczyła sobie, odwracając się i maszerując tym samym korytarzem, którym właśnie przyszli.
Harry stał nieruchomo, przyglądając jej się, ale kiedy chodziła w tę i z powrotem, w końcu zapytał:
- Ummm, Luna? Zgubiliśmy się?
Zamrugała w jego stronę.
- Och, nie, Harry. My nie jesteśmy zagubieni. Jesteśmy poszukiwaczami. – I spokojnie przeszła przez drzwi, których nie było chwilę wcześniej.
Szczęka Harry’ego opadła, po czym wystrzelił za nią.
- Luna, czekaj! To może być niebezpieczne! – zawołał, myśląc o tym, jak magicznie pojawiły się drzwi do Komnaty i jak dyrektor i Hagrid je odkryli.
Złapał ją w wielkim pomieszczeniu, wypełnionym wszelkiego rodzaju dziwnymi przedmiotami.
- No i? – spojrzała na niego wyczekująco. – Gdzie to jest?
- Co? – zapytał tępo Harry, rozglądając się. – Co masz na myśli? To ty przyprowadziłaś tu mnie.
- Tak – powiedziała cierpliwie, – ale to ty jesteś kluczem. Ona powiedziała, że… och! Nargle!
Harry podskoczył i rozejrzał się, ale nargle pozostały tak niewidzialne, jak zawsze.
Luna popędziła do przodu i, odpychając na bok kilka przedmiotów, uniosła stary diadem.
- Tu jest! Widzisz, jak nargle go unikają? – Podała mu go. – Mam rację, prawda?
Harry odebrał od niej koronę, dziwiąc się nad jej pięknem i dziwnym ciepłem. Zamrugał, czując nagle lekki zawroty głowy, ale potem uczucie minęło i poczuł się gwałtownie mądry i potężny.
- Oczywiście, że to jest to – zaśmiał się, zastanawiając się, dlaczego był wcześniej tak zdezorientowany. Pewnie założył diadem na głowę i natychmiast poczuł się jeszcze bardziej pewny siebie.
Ogarnęło go poczucie kompletnej pewności i spojrzał protekcjonalnie na blondynkę u swojego boku.
- Nie będę cię już dłużej potrzebował – powiedział jej. – Od teraz ja się tym zajmę.
Luna zmarszczyła brwi.
- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, Harry – powiedziała powoli.
Odwrócił się od niej, rozglądając się po innych rzeczach z pomieszczenia. Była szansa, że mogły być tu inne użyteczne rzeczy, a nikt się nie dowie, że w ogóle je zabrał…
- Harry! – Natarczywe szarpnięcie za rękaw zirytowało go. – Myślę, że najlepiej będzie, jeśli to zdejmiesz i pozwolisz mi potrzymać.
Strząsnął irytującą dziewczynę.
- Pozwolić tobie to potrzymać? Dlaczego miałbym to zrobić? – zadrwił. Ta mała idiotka wyobrażała sobie, że odda swoją koronę? Raczej nie!
- Musimy zabrać to do profesora Snape’a – powiedziała stanowczo. – I chciałabym to trzymać w międzyczasie.
- Uciekaj, dziewczynko – rzucił lekceważąco. – To już nie jest twoja sprawa. – Odwrócił się do stosu rzeczy. Przejęcie władzy nad zamkiem będzie łatwe, jeśli tylko znajdzie…
- Harry! – Znów chwyciła go za ramię i jego usposobienie pękło. Rzucił się na nią, zamierzając oszołomić ją na tyle długo, by wyciągnąć różdżkę i rzucić na zarazę Obliviate.
Ku jego zaskoczeniu, jego pięść niegroźnie przeleciała przez powietrze, gdy Luna schyliła się, po czym uniosła z zaskakująco potężnym ciosem z splot słoneczny.
Nagle plany Harry’ego, by zdobyć zamek zostały zastąpione pilną potrzebą oddychania. Usiadł bardzo ciężko, chwytając się za przeponę i sapiąc w poszukiwaniu powietrza. Diadem, strącony siłą lądowania, spadł z jego głowy.
Mętnie Harry zauważył, że Luna używa odrzuconego worka, by zagarnąć tiarę, po czym siada obok niego, klepiąc go pokrzepiająco po ramieniu, podczas gdy sapał i się dławił.
- Bidny Harry. Bardzo cię boli? – zapytała ze współczuciem. – Po prostu spróbuj się odprężyć. Za kilka chwil będzie lepiej.
Minęło nieco czasu, od kiedy Dudley albo Piers zdołali go tak uderzyć i minęło kilka minut, zanim Harry poczuł się znów sobą. Luna pomogła mu podnieść się na nogi, a wtedy jęknął na nowo z bólu w pośladkach. Ta kamienna podłoga była naprawdę twarda!
Mimo że się krzywił, wiedział, że na to zasłużył. Co on sobie myślał? Próbował uderzyć dziewczynę? I do tego młodszą! I naprawdę planował rzucić na nią Obliviate! Harry nie potrafił wymyślić, co mu się stało.
- Biedny Harry – powiedziała ponownie Luna ze zmartwieniem w oczach. – Powinnam się zorientować, co nargle próbowały mi powiedzieć. Naprawdę przepraszam.
Harry potrząsnął głową z niedowierzaniem. Ona przepraszała jego.
- Nie ma za co – zdołał wycharczeć. – Moja wina.
- Nie, tak naprawdę to nie, choć myślę, że ona mogła być bardziej otwarta, gdy mnie ostrzegała – zachichotała Luna. Zarzuciła jego ramię na swoje barki, trzymając worek z diademem w drugiej ręce, pomogła Harry’emu wyjść z pomieszczenia.
Zanim dotarli do lochów, Harry był w stanie iść chwiejnie o własnych siłach, choć wciąż był dość obolały. Profesor Snape odpowiedział na pukanie Luny i z zaskoczeniem zobaczył, jak ekscentryczna mała Krukonka uśmiecha się do niego promiennie, podczas gdy jego podopieczny chwieje się, blady na twarzy, u jej boku.
- Wejdźcie natychmiast – rozkazał, wciągając ich obu do salonu. Spojrzał ostro na Harry’ego, po czym rzucił szybkie zaklęcie diagnostyczne. – Co się, do licha, wydarzyło? – zapytał. – Masz siniaki zarówno na brzuchu, jak i…
- Wiem, wiem! – przerwał mu Harry, zaczerwieniony na twarzy. Jedną ręką rozmasował brzuch, podczas gdy drugą delikatnie potarł tylny koniec. – Mógłbym prosić o eliksir uzdrawiający, tato?
Snape skrzywił się, ale przywołał eliksir i obserwował uważnie, jak chłopak go połyka.
- Fuj! – Harry wykrzywił się na smak starych skarpet, ale potem westchnął z ulgą, gdy ból zniknął pod wpływem fali przyjemnego ciepła. – Dzięki, tato.
- Czekam na wyjaśnienia, panie Potter – powiedział surowo Snape, ignorując – na ten moment – uśmiechającą się pierwszoroczną.
- Ach… - Harry nagle zorientował się, że wyznanie, że został pobity przez Lunę Lovegood nie było tylko poniżające, ale gdy ujawni, że zrobiła to w samoobronie, z pewnością jego tyłek wkrótce będzie obolały ponownie. Co nawet gorsze, będzie miał zakaz uczestniczenia w nadchodzącym meczu Quidditcha.
- Tak?
- Obawiam się, że to ja go uderzyłam – stwierdziła żywo Luna.
Snape zamrugał, patrząc od Harry’ego do Luny i z powrotem.
- Przepraszam?
- Po tym, jak ja najpierw próbowałem ją uderzyć – przyznał Harry.
- Harry Jamesie Potterze! – zaczął z wściekłością Snape.
- Och, to nie był tak naprawdę Harry, profesorze – przerwała mu Luna. – Cóż, nie tylko Harry.
Jeśli już, Snape wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego.
- Więc kto jeszcze tam był? Pan Weasley? Pan Malfoy? Od kiedy atakowanie pierwszorocznej dziewczynki jest akceptowalne, panie Potter?
- Och, nie, profesorze. Byliśmy całkiem sami. Cóż, poza narglami, oczywiście.
Jak zwykle, wyjaśnienia Luny niewiele pomogły. Snape spojrzał na Harry’ego, który rozłożył bezradnie ramiona. On też nie rozumiał, co się stało.
- Wyjaśnijmy to sobie dokładnie – spróbował ponownie Snape. – Pani i pan Potter byliście…
- Tak, myślę, że tak będzie najlepiej – zgodziła się Luna. – Nie wiem, dlaczego niektórzy uważają to za dezorientujące, ale to dość proste. Szara Dama powiedziała mi, gdzie to znaleźć i stwierdziła, że Harry może pomóc. Nie rozumiałam, o co jej chodzi przez nargle, rozumie pan, więc podałam to Harry’emu, nie zdając sobie sprawy z tego, że to był zły pomysł. Ponieważ on jest naznaczony w ten sam sposób, rozumie pan? Więc to jest w stanie wpływać na niego jeszcze mocniej.
Snape i Harry zamrugali.
- A o czym pani mówi, panno Lovegood? – zdołał zapytać Snape.
- O tym! – Z dumą uniosła worek, po czym spojrzała ostro na Snape’a. – Och. Rozumiem, że nargle pana też unikają. – Opuściła worek. – Być może najlepiej będzie, jeśli dam to komuś, kto nie jest naznaczony.
Snape zdołał nie cofnąć się w szoku, ale był tego bliski. Skąd ona mogła wiedzieć, że ma Znak? Tak, zawsze istniały plotki, że był śmierciożercą i raczej pasowało do jego celów to, by małe potwory wierzyły, że był zdolny do torturowania i okaleczania, ale nikt nigdy nie przyszedł do niego i nie mówił o Znaku z taką zimną krwią, nie mówiąc o tym, że prosto w twarz.
- P-przepraszam bardzo? – zapytał, tak groźnie, jak był w tym momencie w stanie.
- Cóż, to właśnie łączy waszą trójkę – powiedziała Luna, unosząc torbę. – Nargle. Unikają pana i Harry’ego w taki sam sposób, jak tego. Więc macie ze sobą coś wspólnego i to dlatego to ma większą władzę nad Harrym, niż nade mną. Nie rozumie pan, profesorze? To naprawdę bardzo proste – powtórzyła karcąco.
Snape naprawdę nie rozumiał, co to dziecko paplało, ale wydawało się, że twierdziła, że ma coś w worku, co reaguje na Harry’ego i jego samego. Bez namysłu potarł lewe ramię. Nie da się zaprzeczyć, że oboje mieli bliższe połączenie z Czarnym niż ktokolwiek w Hogwarcie… być może to właśnie miała na myśli? Mimo wszystko, brzmiało to tak, jakby pędrak sugerował, że nietypowy potężny wybuch Harry’ego był powiązany z przedmiotem w worku, a przemoc i Voldemort byli nierozłączni. Lepiej nie ryzykować.
- A komu z kadry spokojnie oddałabyś worek? – zapytał.
- Cóż – powiedziała z namysłem Luna, – podejrzewam, że to powinien być ktoś, kogo lubią nargle. Czyż to nie ma sensu?
Snape wymienił spojrzenia z Harrym.
- Po prostu uśmiecham się i kiwam głową – stwierdził Harry, półgłosem.
- To wydaje się… rozsądne – odpowiedział ostrożnie Snape.
- Cóż, oczywiście naprawdę uwielbiają profesora Dumbledore’a, ale…
- Poczekajcie tutaj. – Snape podszedł do kominka i chwilę później, przyszli profesorowie Dumbledore i McGonagall.
- Witam, panno Lovegood. Jakie piękne kolczyki – powiedział Dumbledore, patrząc na nią błyszczącym wzrokiem.
- Och, dziękuję, profesorze! – powiedziała radośnie Luna. – Nie wiedziałam, że jest pan w pobliżu.
- Właśnie przejeżdżaliśmy – rzekła szybko McGonagall. – Profesor Dumbledore potrzebuje odpoczynku.
Luna uśmiechnęła się.
- Och, tak, ale Szara Dama powiedziała, że jeśli dam to wam, to pani i profesor Dumbledore nie będziecie mieli dużo roboty w pobliżu. Więc to naprawdę pomoże panu odpocząć, prawda?
- A co to dokładnie jest, moja droga? – zapytał łagodnie Dumbledore, wskazując na worek.
Luna natychmiast mu go podała.
- Szara Dama powiedziała, że pan będzie wiedział, co z tym zrobić.
McGonagall i Snape sapnęli, gdy Dumbledore ostrożnie wyjął z worka diadem Roweny Ravenclaw.
- Ostrożnie! – Dumbledore uniósł majestatyczną dłoń, kiedy reszta sięgnęła. – To więcej, niż się wydaje – powiedział innym dorosłym poważnie, opuszczając to do worka.
Luna skinęła głową.
- Duchy mówią do mnie – wyjaśniła prosto. – Wszystkie. A Szara Dama była tak smutna, kiedy odkryła, co robicie, ponieważ powiedziała, że przegapicie jeden. Więc powiedziała mi o nim i jak w końcu, po tylu latach, zaufała komuś w sprawie lokalizacji diademu, a on zabrał go tylko i użył do czegoś strasznego. Chciała, żebym się upewniła, że pan się tym zajmie, ponieważ on wróci i weźmie go, jak planował.
- Dziękuję, panno Lovegood – powiedział uprzejmie Dumbledore. – To naprawdę bardzo, bardzo ważne. Prześle pani Szarej Damie moje szczere podziękowania? – Luna skinęła radośnie głową. – I sądzę, że pięćdziesiąt punktów dla Ravenclawów będzie w porządku – jego oczy zamigotały. – A dla Gryffindoru…
Harry potrząsnął głową.
- Tak naprawdę nic nie zrobiłem, profesorze. To tylko Luna – wyjaśnił. Nie czułby się dobrze, akceptując nagrodę, kiedy nawet nie wiedział, co się działo – i dalej nie rozumiał, nie naprawdę.
- Wasza dwójka powinna pójść się umyć przed kolacją – rozkazał Snape, pragnąc uprzedzić ciekawskie pytania Harry’ego. Korzystając z wywołanego przez Lovegood stanu dezorientacji Harry’ego, mógł całkiem uniknąć wyjaśnień. – I nie wspominajcie o tym nikomu… cielesnemu – nakazał. – To sprawa kadry.
- Dobrze, profesorze! – zanuciła radośnie Luna i, biorąc Harry’ego za ramię, wyciągnęła go bez sprzeciwu z kwater.
Dumbledore wymienił spojrzenia ze Snapem i McGonagall.
- Mamy wielkie szczęście, że hogwardzkie duchy nas wspierają – powiedział mrocznie. – Nie spodziewałbym się, że Tom zlokalizuje diadem.
- Cóż, gdy tylko go zniszczymy, pozbędziemy się trzech horkruksów – zauważyła Minerva. – Dziennik, pierścień i diadem. I jesteśmy na tropie naszyjnika Slytherina. Z pewnością nie byłby w stanie zrobić więcej?
- Miejmy nadzieję, że nie – westchnął Dumbledore. – Dziękuję, mój chłopcze. Razem z Minervą pozbędziemy się tego, po czym kontynuujemy polowanie.
Snape skinął głową, po czym dwójka opuściła go przez kominek. Trzy horkruksy! Nic dziwnego, że Czarny Pan był szalony.

CDN…


5 komentarzy:

  1. Boże, ta Luna... Ja wiedziałam co ma na myśli a i tak ciężko mi się było przebić przez jej wyrażanie myśli :D
    Ale czy Luna nie była na tym samym roku co Harry?
    Pozdrawiam!
    http://herbaciane-wspomnienie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh, Luna jest po prostu jedyna w swoim rodzaju, ale przynajmniej miała na tyle rozumu zeby rozproszyc Harry'ego, ciekawe czy wpadną na pomysl ze została im jeszcze czarka Huffelpuff

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, Luna...!! XD To było jak coś typu: "Ja wiem, że ty wiesz, że ja nie wiem, że ty wiesz i ty wiesz, że ja nie wiem" XD ;P
    Cóż, cztery... Nagini też już nie ma, więc i to niebezpieczeństwo jest nieaktualne... Gorzej z tym, że horkruksem jest też Harry :/ Wyobraża ktoś sobie, że Sev miałby go puścić na śmierć??! Bo ja nie...

    WESOŁYCH ŚWIĄT!! I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!! :D
    Dużo weny, czasu i chęci, sporo odpoczynku i powodzenia na sesji! ;)
    ~Daga ^.^'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Wie ktoś może, o co chodzi z tymi datami?? Bo ja mam na zegarze 00:52, 24 grudnia, a nie... -.-

      Usuń
  4. Hejka,
    wspaniały rozdział, och jeszcze jest kilka innych horkruksow, ech Harry pobity przez dziewczynę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń