Harry
ziewnął, kierując się w stronę wieży Gryffindoru, po popołudniowej herbatce z
Hagridem. Obawiał się nieco, że Hagrid może zaprzyjaźnić się z nowym
pierwszakiem na miejsce Harry’ego, ale jasne było, że olbrzym był tak oddany
Harry’emu, jak zawsze, a jego radość, kiedy drugoroczny przyszedł go odwiedzić,
była tak namacalna, żeby zapewnić nawet Harry’ego.
Zdołał
podsunąć kamienne ciasteczka Kłowi, kiedy olbrzym nie patrzył, ale trzy
filiżanki mocno słodzonej herbaty wystarczyły, by sprawić, żeby był śpiący. A
gdyby jego tata się dowiedział, zabroniłby mu budyniów przez przynajmniej dwa
dni. Mimo to, czas spędzony z Hagridem zawsze był relaksujący i Harry czuł, że
jego gra na flecie szła mu całkiem dobrze, choć jego tata i ojcowie chrzestni wciąż
mieli tendencję do wzdrygania się, kiedy oferował, że coś im zagra.
Hagrid
był podekscytowany tym, że jego mały prezent tak długo interesował Harry’ego i
był jeszcze bardziej zadowolony, gdy został poproszony o udzielanie instrukcji.
Hagrid mógł nie być bystry, ale był na tyle mądry, by wiedzieć, że większość
szkoły – uczniowie i kadra – uważali go za coś w rodzaju głupka, więc było to
zarówno osobliwe i pochlebiające, gdy Harry poprosił go o lekcje gry na flecie.
Gdy mu powiedziano, że cała sprawa była pomysłem Severusa Snape’a tylko
zwiększyła przyjemność Hagrida… pomyślcie sobie! Severus myślał, że on będzie
dobrym nauczycielem! Wielkie serce Hagrida szybko stworzyło miejsce dla
Snape’a, zaraz obok piedestału Dumbledore’a.
Z
punktu widzenia Harry’ego, miło było spędzić czas z kimś, kto nie wydawał się
być w połowie przekonanym, że jego tata jest wampirem, tyranem albo że
prawdopodobnie używał go jako celu do ćwiczeń zaklęć. Czasami mroczne
wyobrażenia innych uczniów (albo nawet niektórych profesorów!) mogły się stawać
nieco męczące.
Harry
szedł jednym z zamkowych korytarzy, kierując się do wieży Gryffindoru. Miał
mało czasu przed kolacją, a nawet nie zaczął zadania na zaklęcia.
-
Harry, tutaj jesteś!
Słysząc
za sobą głos, automatycznie przygotował swoją różdżkę – te lekcje pojedynków
miały efekt – ale wtedy odprężył się, gdy zorientował się, kto to.
-
Cześć, Luna – powiedział, witając uprzejmie pierwszoroczną. Potem zamrugał. –
Eee… wiesz, że rzodkiewki zwisają ci z uszu?
-
Och, dziękuję! – uśmiechnęła się, jakby właśnie dał jej wielki komplement. – Są
całkiem oryginalne, prawda?
-
Uch, tak – zgodził się, szczęśliwy, że może być szczery. – Więc, eee, jak tam w
Ravenclaw?
Luna
machnęła beztrosko ręką.
-
Och, jest całkiem miło, z wyjątkiem tych wszystkich nargli, wiesz? – Na widok
tępego wyrazu twarzy Harry’ego, przyjrzała mu się bliżej, po czym powiedziała
tonem, w którym świtało zrozumienie. – Och. Rozumiem… raczej cię unikają,
prawda?
-
Eeeeee, tak – zgodził się ostrożnie Harry, zastanawiając się, czy Draco nie
miał dobrego pomysłu. – Cóż, naprawdę powinienem uciekać…
-
Och, jeszcze nie, Harry. Musisz nam pomóc.
Harry
rozejrzał się po skądinąd pustym korytarzu.
-
Wam? – zapytał niepewnie.
Skinęła
entuzjastycznie.
-
Tak. Naprawdę musimy to zrobić. Wiesz, nigdy bym nie wybrała Ravenclaw, gdybym
wiedziała, że mają same smutne duchy
– powiedziała ufnie, przybliżając się do ucha Harry’ego. – Znaczy, Marta jest
dość jękliwa, ale z tego, co mówiły inne dziewczyny, nie było wiele nadziei by jej pomóc, więc myślę, że ważniejsze
jest pomóc Szarej Damie, prawda?
Harry
przygryzł wargę, zastanawiając się, czy Luna nie powinna łykać jakiś specjalnych eliksirów.
-
Ja… eee… Tak sądzę – zgodził się, uważając, że udobruchanie małej wiedźmy było
najlepszą strategią.
Nagrodziła
go oślepiającym uśmiechem.
-
Wiedziałam, że pomożesz! –
wykrzyknęła radośnie. – Mimo wszystko, to wszystko z korzyścią dla ciebie,
prawda?
-
Tak? – zapytał Harry tępo.
-
Cóż, podejrzewam, że masz rację – zgodziła się Luna, jakby Harry się z nią
kłócił. – Tak naprawdę będzie to dobre dla nas wszystkich, ale tobie pomoże
bardziej bezpośrednio, nie rozumiesz?
-
Dobrze. – Harry zrezygnował i zwyczajnie podążył za Luną. Pomyślał, że jeśli
zacznie robić coś oczywiście głupiego, zawsze mógł ją oszołomić.
-
Powiedziała, że to tędy – wyjaśniła Luna, prowadząc Harry’ego przez zamek. – I
że ty będziesz w stanie pomóc mi to rozpoznać.
-
Uch, co? – zapytał Harry.
-
Współczujesz jej, prawda? – kontynuowała Luna, jakby Harry nie przemówił. –
Znaczy, przez takie długie czucie winy, a potem pójście do przodu i zaufanie
całkowicie złej osobie? Cóż, nic dziwnego, że jest tak nieszczęśliwa. I biedny
Baron – westchnęła. – Sądzę, że czarodzieje często są zbyt obsesyjni, prawda?
Znaczy, „Romeo i Julia” mogli być świetną literaturą, ale w prawdziwym życiu
takie rzeczy są nadmierne.
-
Uch huh. – Harry uśmiechnął się i skinął głową, gorączkowo chcąc, żeby ktoś
przyszedł.
-
Mimo wszystko, życie biegnie dalej, prawda? Zakładając, że nie jest się umarłym
– wyjaśniła z chichotem. – Tak myślisz, prawda?
Harry
już nawet nie starał się zrozumieć jej stwierdzeń. Tylko ponownie uśmiechnął
się i skinął głową.
-
Ja też tak myślę, po śmierci mojej mamy – zgodziła się Luna, a uwaga Harry’ego
skupiła się ostro.
-
Twoja matka nie żyje? Znaczy… przepraszam. Nie wiedziałem.
Luna
tylko skinęła głową i ruszyła dalej, choć jej uśmiech nie osłabł.
-
Och, to nie było tak sławne, jak śmierć twoich rodziców, Harry. Nie
oczekiwałam, że będziesz o tym wiedział. Choć to wciąż bardzo smutne.
-
Eee, jestem tego pewny – powiedział skrępowany Harry. – To było dawno temu?
-
Czasami czuję się, jakby było, ale innym razem tak, jakby to było wczoraj.
Wiem, że któregoś dnia ją zobaczę, ale często chciałabym z nią pomówić. Mój
tata jest nieco skupiony na swojej gazecie. – Westchnęła lekko. – Nie jestem
tak bardzo interesująca, jak śledzenie chrapaka.
-
Ja sądzę, że jesteś interesująca – powiedział mocno Harry i całkowicie
szczerze. Szalona, tak, ale zdecydowanie interesująca.
Uśmiechnęła
się do niego promiennie.
-
Słodko, że to mówisz!
Harry
odpowiedział uśmiechem.
-
Ach, jesteśmy! – Ale Luna natychmiast zaprzeczyła sobie, odwracając się i
maszerując tym samym korytarzem, którym właśnie przyszli.
Harry
stał nieruchomo, przyglądając jej się, ale kiedy chodziła w tę i z powrotem, w
końcu zapytał:
-
Ummm, Luna? Zgubiliśmy się?
Zamrugała
w jego stronę.
-
Och, nie, Harry. My nie jesteśmy
zagubieni. Jesteśmy poszukiwaczami. – I spokojnie przeszła przez drzwi, których
nie było chwilę wcześniej.
Szczęka
Harry’ego opadła, po czym wystrzelił za nią.
-
Luna, czekaj! To może być niebezpieczne! – zawołał, myśląc o tym, jak magicznie
pojawiły się drzwi do Komnaty i jak dyrektor i Hagrid je odkryli.
Złapał
ją w wielkim pomieszczeniu, wypełnionym wszelkiego rodzaju dziwnymi
przedmiotami.
-
No i? – spojrzała na niego wyczekująco. – Gdzie to jest?
-
Co? – zapytał tępo Harry, rozglądając się. – Co masz na myśli? To ty
przyprowadziłaś tu mnie.
-
Tak – powiedziała cierpliwie, – ale to ty jesteś kluczem. Ona powiedziała, że…
och! Nargle!
Harry
podskoczył i rozejrzał się, ale nargle pozostały tak niewidzialne, jak zawsze.
Luna
popędziła do przodu i, odpychając na bok kilka przedmiotów, uniosła stary
diadem.
-
Tu jest! Widzisz, jak nargle go unikają? – Podała mu go. – Mam rację, prawda?
Harry
odebrał od niej koronę, dziwiąc się nad jej pięknem i dziwnym ciepłem.
Zamrugał, czując nagle lekki zawroty głowy, ale potem uczucie minęło i poczuł
się gwałtownie mądry i potężny.
-
Oczywiście, że to jest to – zaśmiał się, zastanawiając się, dlaczego był
wcześniej tak zdezorientowany. Pewnie założył diadem na głowę i natychmiast
poczuł się jeszcze bardziej pewny siebie.
Ogarnęło
go poczucie kompletnej pewności i spojrzał protekcjonalnie na blondynkę u
swojego boku.
-
Nie będę cię już dłużej potrzebował – powiedział jej. – Od teraz ja się tym
zajmę.
Luna
zmarszczyła brwi.
-
Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, Harry – powiedziała powoli.
Odwrócił
się od niej, rozglądając się po innych rzeczach z pomieszczenia. Była szansa,
że mogły być tu inne użyteczne rzeczy, a nikt się nie dowie, że w ogóle je
zabrał…
-
Harry! – Natarczywe szarpnięcie za rękaw zirytowało go. – Myślę, że najlepiej
będzie, jeśli to zdejmiesz i pozwolisz mi potrzymać.
Strząsnął
irytującą dziewczynę.
-
Pozwolić tobie to potrzymać? Dlaczego
miałbym to zrobić? – zadrwił. Ta mała idiotka wyobrażała sobie, że odda swoją
koronę? Raczej nie!
-
Musimy zabrać to do profesora Snape’a – powiedziała stanowczo. – I chciałabym
to trzymać w międzyczasie.
-
Uciekaj, dziewczynko – rzucił lekceważąco. – To już nie jest twoja sprawa. –
Odwrócił się do stosu rzeczy. Przejęcie władzy nad zamkiem będzie łatwe, jeśli
tylko znajdzie…
-
Harry! – Znów chwyciła go za ramię i jego usposobienie pękło. Rzucił się na
nią, zamierzając oszołomić ją na tyle długo, by wyciągnąć różdżkę i rzucić na
zarazę Obliviate.
Ku
jego zaskoczeniu, jego pięść niegroźnie przeleciała przez powietrze, gdy Luna
schyliła się, po czym uniosła z zaskakująco potężnym ciosem z splot słoneczny.
Nagle
plany Harry’ego, by zdobyć zamek zostały zastąpione pilną potrzebą oddychania.
Usiadł bardzo ciężko, chwytając się za przeponę i sapiąc w poszukiwaniu
powietrza. Diadem, strącony siłą lądowania, spadł z jego głowy.
Mętnie
Harry zauważył, że Luna używa odrzuconego worka, by zagarnąć tiarę, po czym
siada obok niego, klepiąc go pokrzepiająco po ramieniu, podczas gdy sapał i się
dławił.
-
Bidny Harry. Bardzo cię boli? – zapytała ze współczuciem. – Po prostu spróbuj
się odprężyć. Za kilka chwil będzie lepiej.
Minęło
nieco czasu, od kiedy Dudley albo Piers zdołali go tak uderzyć i minęło kilka
minut, zanim Harry poczuł się znów sobą. Luna pomogła mu podnieść się na nogi,
a wtedy jęknął na nowo z bólu w pośladkach. Ta kamienna podłoga była naprawdę
twarda!
Mimo
że się krzywił, wiedział, że na to zasłużył. Co on sobie myślał? Próbował
uderzyć dziewczynę? I do tego młodszą! I naprawdę planował rzucić na nią Obliviate! Harry nie potrafił wymyślić,
co mu się stało.
-
Biedny Harry – powiedziała ponownie Luna ze zmartwieniem w oczach. – Powinnam
się zorientować, co nargle próbowały mi powiedzieć. Naprawdę przepraszam.
Harry
potrząsnął głową z niedowierzaniem. Ona
przepraszała jego.
-
Nie ma za co – zdołał wycharczeć. – Moja wina.
-
Nie, tak naprawdę to nie, choć myślę, że ona mogła być bardziej otwarta, gdy
mnie ostrzegała – zachichotała Luna. Zarzuciła jego ramię na swoje barki,
trzymając worek z diademem w drugiej ręce, pomogła Harry’emu wyjść z
pomieszczenia.
Zanim
dotarli do lochów, Harry był w stanie iść chwiejnie o własnych siłach, choć
wciąż był dość obolały. Profesor Snape odpowiedział na pukanie Luny i z
zaskoczeniem zobaczył, jak ekscentryczna mała Krukonka uśmiecha się do niego
promiennie, podczas gdy jego podopieczny chwieje się, blady na twarzy, u jej
boku.
-
Wejdźcie natychmiast – rozkazał, wciągając ich obu do salonu. Spojrzał ostro na
Harry’ego, po czym rzucił szybkie zaklęcie diagnostyczne. – Co się, do licha,
wydarzyło? – zapytał. – Masz siniaki zarówno na brzuchu, jak i…
-
Wiem, wiem! – przerwał mu Harry, zaczerwieniony na twarzy. Jedną ręką
rozmasował brzuch, podczas gdy drugą delikatnie potarł tylny koniec. – Mógłbym
prosić o eliksir uzdrawiający, tato?
Snape
skrzywił się, ale przywołał eliksir i obserwował uważnie, jak chłopak go
połyka.
-
Fuj! – Harry wykrzywił się na smak starych skarpet, ale potem westchnął z ulgą,
gdy ból zniknął pod wpływem fali przyjemnego ciepła. – Dzięki, tato.
-
Czekam na wyjaśnienia, panie Potter – powiedział surowo Snape, ignorując – na
ten moment – uśmiechającą się pierwszoroczną.
-
Ach… - Harry nagle zorientował się, że wyznanie, że został pobity przez Lunę
Lovegood nie było tylko poniżające, ale gdy ujawni, że zrobiła to w
samoobronie, z pewnością jego tyłek wkrótce będzie obolały ponownie. Co nawet
gorsze, będzie miał zakaz uczestniczenia w nadchodzącym meczu Quidditcha.
-
Tak?
-
Obawiam się, że to ja go uderzyłam – stwierdziła żywo Luna.
Snape
zamrugał, patrząc od Harry’ego do Luny i z powrotem.
-
Przepraszam?
-
Po tym, jak ja najpierw próbowałem ją uderzyć – przyznał Harry.
-
Harry Jamesie Potterze! – zaczął z wściekłością Snape.
-
Och, to nie był tak naprawdę Harry, profesorze – przerwała mu Luna. – Cóż, nie tylko Harry.
Jeśli
już, Snape wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego.
-
Więc kto jeszcze tam był? Pan Weasley? Pan Malfoy? Od kiedy atakowanie
pierwszorocznej dziewczynki jest akceptowalne, panie Potter?
-
Och, nie, profesorze. Byliśmy całkiem sami. Cóż, poza narglami, oczywiście.
Jak
zwykle, wyjaśnienia Luny niewiele pomogły. Snape spojrzał na Harry’ego, który
rozłożył bezradnie ramiona. On też nie rozumiał, co się stało.
-
Wyjaśnijmy to sobie dokładnie – spróbował ponownie Snape. – Pani i pan Potter
byliście…
-
Tak, myślę, że tak będzie najlepiej – zgodziła się Luna. – Nie wiem, dlaczego
niektórzy uważają to za dezorientujące, ale to dość proste. Szara Dama
powiedziała mi, gdzie to znaleźć i stwierdziła, że Harry może pomóc. Nie
rozumiałam, o co jej chodzi przez nargle, rozumie pan, więc podałam to
Harry’emu, nie zdając sobie sprawy z tego, że to był zły pomysł. Ponieważ on
jest naznaczony w ten sam sposób, rozumie pan? Więc to jest w stanie wpływać na
niego jeszcze mocniej.
Snape
i Harry zamrugali.
-
A o czym pani mówi, panno Lovegood? – zdołał zapytać Snape.
-
O tym! – Z dumą uniosła worek, po czym spojrzała ostro na Snape’a. – Och.
Rozumiem, że nargle pana też unikają. – Opuściła worek. – Być może najlepiej
będzie, jeśli dam to komuś, kto nie jest naznaczony.
Snape
zdołał nie cofnąć się w szoku, ale był tego bliski. Skąd ona mogła wiedzieć, że
ma Znak? Tak, zawsze istniały plotki, że był śmierciożercą i raczej pasowało do
jego celów to, by małe potwory wierzyły, że był zdolny do torturowania i
okaleczania, ale nikt nigdy nie przyszedł do niego i nie mówił o Znaku z taką
zimną krwią, nie mówiąc o tym, że prosto w twarz.
-
P-przepraszam bardzo? – zapytał, tak groźnie, jak był w tym momencie w stanie.
-
Cóż, to właśnie łączy waszą trójkę – powiedziała Luna, unosząc torbę. – Nargle.
Unikają pana i Harry’ego w taki sam sposób, jak tego. Więc macie ze sobą coś
wspólnego i to dlatego to ma większą władzę nad Harrym, niż nade mną. Nie
rozumie pan, profesorze? To naprawdę bardzo proste – powtórzyła karcąco.
Snape
naprawdę nie rozumiał, co to dziecko paplało, ale wydawało się, że twierdziła,
że ma coś w worku, co reaguje na Harry’ego i jego samego. Bez namysłu potarł
lewe ramię. Nie da się zaprzeczyć, że oboje mieli bliższe połączenie z Czarnym
niż ktokolwiek w Hogwarcie… być może to właśnie miała na myśli? Mimo wszystko,
brzmiało to tak, jakby pędrak sugerował, że nietypowy potężny wybuch Harry’ego
był powiązany z przedmiotem w worku, a przemoc i Voldemort byli nierozłączni.
Lepiej nie ryzykować.
-
A komu z kadry spokojnie oddałabyś worek? – zapytał.
-
Cóż – powiedziała z namysłem Luna, – podejrzewam, że to powinien być ktoś, kogo
lubią nargle. Czyż to nie ma sensu?
Snape
wymienił spojrzenia z Harrym.
-
Po prostu uśmiecham się i kiwam głową – stwierdził Harry, półgłosem.
-
To wydaje się… rozsądne – odpowiedział ostrożnie Snape.
-
Cóż, oczywiście naprawdę uwielbiają profesora Dumbledore’a, ale…
-
Poczekajcie tutaj. – Snape podszedł do kominka i chwilę później, przyszli
profesorowie Dumbledore i McGonagall.
-
Witam, panno Lovegood. Jakie piękne kolczyki – powiedział Dumbledore, patrząc
na nią błyszczącym wzrokiem.
-
Och, dziękuję, profesorze! – powiedziała radośnie Luna. – Nie wiedziałam, że
jest pan w pobliżu.
-
Właśnie przejeżdżaliśmy – rzekła szybko McGonagall. – Profesor Dumbledore
potrzebuje odpoczynku.
Luna
uśmiechnęła się.
-
Och, tak, ale Szara Dama powiedziała, że jeśli dam to wam, to pani i profesor
Dumbledore nie będziecie mieli dużo roboty w pobliżu. Więc to naprawdę pomoże
panu odpocząć, prawda?
-
A co to dokładnie jest, moja droga? – zapytał łagodnie Dumbledore, wskazując na
worek.
Luna
natychmiast mu go podała.
-
Szara Dama powiedziała, że pan będzie wiedział, co z tym zrobić.
McGonagall
i Snape sapnęli, gdy Dumbledore ostrożnie wyjął z worka diadem Roweny
Ravenclaw.
-
Ostrożnie! – Dumbledore uniósł majestatyczną dłoń, kiedy reszta sięgnęła. – To
więcej, niż się wydaje – powiedział innym dorosłym poważnie, opuszczając to do
worka.
Luna
skinęła głową.
-
Duchy mówią do mnie – wyjaśniła prosto. – Wszystkie. A Szara Dama była tak
smutna, kiedy odkryła, co robicie, ponieważ powiedziała, że przegapicie jeden. Więc
powiedziała mi o nim i jak w końcu, po tylu latach, zaufała komuś w sprawie
lokalizacji diademu, a on zabrał go tylko i użył do czegoś strasznego. Chciała,
żebym się upewniła, że pan się tym zajmie, ponieważ on wróci i weźmie go, jak
planował.
-
Dziękuję, panno Lovegood – powiedział uprzejmie Dumbledore. – To naprawdę
bardzo, bardzo ważne. Prześle pani Szarej Damie moje szczere podziękowania? –
Luna skinęła radośnie głową. – I sądzę, że pięćdziesiąt punktów dla Ravenclawów
będzie w porządku – jego oczy zamigotały. – A dla Gryffindoru…
Harry
potrząsnął głową.
-
Tak naprawdę nic nie zrobiłem, profesorze. To tylko Luna – wyjaśnił. Nie czułby
się dobrze, akceptując nagrodę, kiedy nawet nie wiedział, co się działo – i
dalej nie rozumiał, nie naprawdę.
-
Wasza dwójka powinna pójść się umyć przed kolacją – rozkazał Snape, pragnąc
uprzedzić ciekawskie pytania Harry’ego. Korzystając z wywołanego przez Lovegood
stanu dezorientacji Harry’ego, mógł całkiem uniknąć wyjaśnień. – I nie
wspominajcie o tym nikomu… cielesnemu
– nakazał. – To sprawa kadry.
-
Dobrze, profesorze! – zanuciła radośnie Luna i, biorąc Harry’ego za ramię, wyciągnęła
go bez sprzeciwu z kwater.
Dumbledore
wymienił spojrzenia ze Snapem i McGonagall.
-
Mamy wielkie szczęście, że hogwardzkie duchy nas wspierają – powiedział
mrocznie. – Nie spodziewałbym się, że Tom zlokalizuje diadem.
-
Cóż, gdy tylko go zniszczymy, pozbędziemy się trzech horkruksów – zauważyła
Minerva. – Dziennik, pierścień i diadem. I jesteśmy na tropie naszyjnika
Slytherina. Z pewnością nie byłby w stanie zrobić więcej?
-
Miejmy nadzieję, że nie – westchnął Dumbledore. – Dziękuję, mój chłopcze. Razem
z Minervą pozbędziemy się tego, po czym kontynuujemy polowanie.
Snape
skinął głową, po czym dwójka opuściła go przez kominek. Trzy horkruksy! Nic
dziwnego, że Czarny Pan był szalony.
CDN…
Boże, ta Luna... Ja wiedziałam co ma na myśli a i tak ciężko mi się było przebić przez jej wyrażanie myśli :D
OdpowiedzUsuńAle czy Luna nie była na tym samym roku co Harry?
Pozdrawiam!
http://herbaciane-wspomnienie.blogspot.com
Eh, Luna jest po prostu jedyna w swoim rodzaju, ale przynajmniej miała na tyle rozumu zeby rozproszyc Harry'ego, ciekawe czy wpadną na pomysl ze została im jeszcze czarka Huffelpuff
OdpowiedzUsuńO matko, Luna...!! XD To było jak coś typu: "Ja wiem, że ty wiesz, że ja nie wiem, że ty wiesz i ty wiesz, że ja nie wiem" XD ;P
OdpowiedzUsuńCóż, cztery... Nagini też już nie ma, więc i to niebezpieczeństwo jest nieaktualne... Gorzej z tym, że horkruksem jest też Harry :/ Wyobraża ktoś sobie, że Sev miałby go puścić na śmierć??! Bo ja nie...
WESOŁYCH ŚWIĄT!! I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!! :D
Dużo weny, czasu i chęci, sporo odpoczynku i powodzenia na sesji! ;)
~Daga ^.^'
P.S. Wie ktoś może, o co chodzi z tymi datami?? Bo ja mam na zegarze 00:52, 24 grudnia, a nie... -.-
UsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och jeszcze jest kilka innych horkruksow, ech Harry pobity przez dziewczynę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia