Autor: Amanuensis
Oryginał: No Happy Memories
Zgoda: jest
Zgoda: jest
Rating: +18
Pairing: Harry/Syriusz
Ilość części: miniaturka
Opis: Czy można wszystko wypowiedzieć i zrobić w
ostatnich 24-ech godzinach życia?
Notka: Pozwalam na płacz. Ja ryczałam jak bóbr,
kiedy pierwszy raz to przeczytałam ;_;
O godzinie dziewiątej rano:
- Możemy już ruszać.
- Nie, Harry.
- Spakowałem torby. Ukryłem je na poddaszu. Jeśli
teraz ruszymy…
- Harry, nie.
- … mając w zanadrzu niemal cały dzień, mogą się nie
zorientować od razu, że już nas nie ma.
- Harry…
- Może się udać, Syriuszu, naprawdę! Wiesz, jak żyć
na wygnaniu, możemy też używać magii, by się ukryć.
- Harry. – Syriusz Black kładzie dłoń na ramieniu
chrześniaka. Uścisk, choć nie na tyle mocny, by zranić, był na tyle silny, by
uciszyć błagania Harry’ego. – Nie.
Żeby powstrzymać je od drżenia, Harry przygryza
wargi, aż do krwi.
Syriusz łagodnie kontynuuje.
- Nie tak chciałem spędzić ten dzień: na kłótni o
to, czy powinniśmy jednak spróbować ucieczki. Dla mnie już jej nie ma. –
Potrząsa głową. – Nie zrobimy tego.
Od kiedy proces się skończył, Harry starał się
zrozumieć tego nowego Syriusza. To nie był ten sam Syriusz, który uciekł z
Azkabanu, tylko w imię zemsty. Nie ten sam Syriusz, który żywił się szczurami i
skusił się na śmiały lot na potępionym hipogryfie.
Ale, myślał, to ten sam Syriusz, który, pierwszego
dnia po ucieczce, ryzykował powrót do więzienia tym, że chciał spojrzeć na
swojego trzynastoletniego chrześniaka, by zobaczyć, co się stało z chłopcem,
którego nie zdołał ochronić.
Ten Syriusz, na pierwszym miejscu stawiał Harry’ego.
Ten Syriusz godził się z losem całkowitym spokojem i
zdecydowaniem, a to zżerało Harry’ego od środka.
Patrzy na swojego ojca chrzestnego, gdy razem stali
w salonie domu, który Syriusz mu zostawił w spadku i w którym mieli nadzieję
zamieszkać razem, jak to planowali trzy lata temu.
Ale teraz, mieli tylko jeden dzień.
O godzinie dziesiątej rano:
Harry pozwala uczuciom wybuchnąć. Wiedząc, co
nadchodzi, chce to mieć za sobą, na litość boską. Narzeka głośno. Wykrzykuje
przekleństwa, które wymawiał tysiące razy, od kiedy zakończył się proces,
przeklinając strażników Azkabanu, którzy pozwolili Pettigrew na gościa,
przeklinając anonimowego sługusa Voldemorta, który prześlizgnął się przez ich
zabezpieczenia i zamordował Pettigrew w celi. I niemal po namyśle, przeklina
samego Pettigrew.
Przeklina sędziego, który uznał jego zeznania za
pogłoski. Przeklina urzędników, którzy zdecydowali, że przesłuchanie pod
wpływem Veritaserum nie jest już ważne, ponieważ po porażce Voldemorta
ujawniono wiele wersji czarnorynkowego eliksiru Prevaricus. Przeklina oskarżyciela,
adwokata, ławę przysięgłych i tego cholernie stukniętego psychola, który dawno
temu powołał do życia dementorów.
Kiedy kończą mu się przekleństwa, zaczyna płakać.
Kiedy Syriusz próbuje go pocieszyć, przeklina siebie samego, że robi to
Syriuszowi. Że robi to akurat dzisiaj. Odpycha swojego ojca chrzestnego.
A potem idzie do łazienki, przemywa twarz, wraca i
przeprasza.
A Syriusz patrzy na niego i kiwa głową.
Starają się nie myśleć o tym, jak krótkie są te
dwadzieścia cztery godziny.
O godzinie jedenastej rano:
-
Jesteś głodny?
Syriusz
rozważa to. Naprawdę nie myśli nad odpowiedzią, ale zastanawia się, czy
spędzenie czasu – marnowanie czasu – na jedzeniu, jest tego warte.
-
Nie, jeszcze nie.
-
Chciałbym ci kogoś przedstawić – powiedział Harry, wstając. – Zgredku? – mówi w
powietrze. Z trzaskiem pojawia się przed nim skrzat domowy.
-Tak,
Harry Potter?
-
Zgredku, to Syriusz, mój ojciec chrzestny.
-
Och, tak – mówi skrzat. – Zgredek wiele słyszał o panu, panie Black! Zgredek
chciałby powiedzieć, jak bardzo mu przykro…
-
Proszę, Zgredku, to nie czas na to… - przerywa mu Harry.
Zgredek
wygląda na skruszonego.
-
Och, tak… oczywiście, to bezmyślne ze strony Zgredka.
Po
takim stwierdzeniu, Syriusz oczekiwałby, że zobaczy, jak skrzat domowy biednie
i uderza głową w drzwi albo wsadza palce stóp do wyrzynaczki, bądź
jakiegokolwiek innego rodzaju kary. Ten skrzat tylko wpatruje się w podłogę ze
skruchą.
-
Masz skrzata domowego, Harry?
-
Nie mam. Zgredek to przyjaciel. I płacę mu za dzisiaj. – Harry wkłada ręce do
tylnych kieszeni spodni, jakby chciał ukryć zażenowanie. – Cokolwiek będziesz
chciał dzisiaj zjeść, powiadom o tym Zgredka. Zrobi to dla siebie lub kupi.
Cokolwiek. – Zerka na Syriusza.
Syriusz
rozumie, jak Harry się czuje, nie będąc w stanie zrobić dla niego nic więcej,
oprócz upewnienia się, że dostanie do jedzenia wszystko, co zechce, w ostatni
dzień, kiedy ma swoją duszę.
Więc
się uśmiecha.
-
Dziękuję, Harry. I tobie, Zgredku.
A
gdy tak o tym myśli, od wieków nie jadł pewnej rzeczy.
-
Nie dałoby się załatwić zupy z curry, prawda, Zgredku?
Zgredek
unosi głowę, a jego oczy rozbłyskują.
O
godzinie dwunastej w południe:
Jedzą
wspaniale doprawioną, ostrą zupę curry wraz z kilkoma innymi rzeczami, które
zażyczył sobie Syriusz: karbowane frytki duszone w chilli i serze, irlandzkie
piwo, kremowe herbatniki posmarowane Nutellą, dojrzałe jeżyny i delikatny
sorbet z zielonej herbaty, który Syriusz pił tylko raz w hotelowej restauracji
na Jamajce.
O
godzinie trzynastej:
Syriusz
zabiera Harry’ego na zewnątrz, na podwórko. Tego dnia na razie nie spryskał ich
deszcz – jest tylko pochmurnie – i skupia się na sprawie, która skłoniła go do
tego, by poprosić, by mógł spędzić ten dzień z chrześniakiem.
James
pokazałby Harry’emu, jak to robić – wraz z wieloma innymi rzeczami – gdyby
tylko żył.
Syriusz
zawiódł Harry’ego na zbyt wiele sposobów. Przed śmiercią chciał dać mu chociaż
to.
-
Nie… nie łapię tego.
-
Nie staraj się tak mocno. Spróbuj pomyśleć tak, że chciałbyś po to sięgnąć
opuszkami palców, nie dłonią czy ramieniem.
Harry
mocno przygryza wargę. Co jeśli nie umiał tego zrobić? To znaczy dla Syriusza
tak wiele. Jest skłonny pracować tak mocno, jak tylko może – będzie ćwiczył
całą noc, jeśli to konieczne. Ale Syriusz mówi, że nie pomoże mu usilne
staranie się.
Bierze
głęboki oddech, by się uspokoić, by pozbyć się ściskania w gardle.
-
Będę znał kształt, gdy mi się uda?
-
Będziesz wiedział, gdy… ach, rozumiem. Na początku możesz tego nie wiedzieć. Jeśli uda ci się przemienić,
to tylko dlatego, że wślizgnąłeś się w formę prawie niezauważalnie, a zmysły i
postrzeganie na początku nie wydają się dziwne. Mi za pierwszym razem przyszło
do głowy, że wydaje mi się, że jestem znacznie bliżej ziemi, niż powinienem.
Nie zaniepokoiła mnie nagła potrzeba dorwania się do kości albo przeżuwania
rzeczy. A kiedy Remus klęknął przy mnie i zaczął… głaskać mnie, wtedy
wiedziałem, jaką formę przyjąłem, bo tak głaszcze się tylko psa, wiesz? Nie
tak, jak węża, czy mrówkojada, czy…
-
Jeżozwierza.
-
Dokładnie.
Harry
wydaje się robić postępy. Syriusz nie chce, żeby się frustrował, więc po
południu zarządza przerwę.
O
godzinie piętnastej:
Syriusz
usadza Harry’ego i prosi go, by obejrzał z nim jego ulubiony film: Dr. Strangelove, którego chłopiec nigdy
nie widział. By sprawić Syriuszowi przyjemność, Harry skupia się na filmie.
Nie
może uwierzyć, jak cholernie jest zabawny.
Podczas
ostatnich scen oboje milczą. Nie z powodu faktu, że to koniec, ale z powodu
piosenki, jakkolwiek ironicznej w tej sytuacji*. Ale dla obu wstanie i
wyłączenie odtwarzacza, zanim film się skończy, byłoby jeszcze bardziej
niezręczne.
O
godzinie siedemnastej:
-
Tak, właśnie tak. Czujesz to?
Harry
siedzi na trawie ze skrzyżowanymi nogami i zamknął oczy, koncentrując się.
-
Tak. Tak myślę. Ale to… tylko przebłyski.
-
To dobrze. Zbliżasz się. Nie stałem się animagiem w jeden dzień, ale to
pierwszy dzień ćwiczeń pokazał mi, jak powinno się to robić. Uda ci się, Harry.
Jeszcze trochę nad tym popracujemy.
Syriusz
widzi, jak głowa Harry’ego opada.
-
Wiem, że chciałbyś zrobić to dzisiaj. Dla mnie. Ale proszę, nie… - urywa,
wiedząc, że Harry rozumie, a nie chce marnować ani odrobiny tego dnia na
łajanie go.
O
godzinie dziewiętnastej:
Zgredek
podchodzi niepewnie i pyta, czy któryś z nich chciałby kolację. Harry czuje się
wyczerpany, jednak nie głodny. Syriusz również odmawia.
Jest
lato, ale oboje widzą, jak nieubłagalnie zbliża się wieczór.
O
godzinie dwudziestej:
Siedzą
na kanapie. Z odtwarzacza leci składanka Beatlesów – ta z niebieską ramką na
okładce.
-
Najważniejszej wiedzy nigdy nie poznasz z książek, jak to zawsze mówił mój
ojciec. Wiesz, jak sprawić, żeby goblin z Gringotta był ci winny przysługę?
Albo jak zawiązać muszkę na formalną okazję, nie tylko krawat? Albo jak
dostrzec ślady zużycia na używanym motocyklu, zanim ktoś ci go sprzeda?
Harry
potrząsa głową.
-
W porządku. Zobaczymy, jak wiele jestem w stanie wymyślić. Po pierwsze, gobliny
nie potrafią oprzeć się ognistej whiskey zmieszanej z lemoniadą…
O
godzinie dwudziestej pierwszej:
-…
I jeśli chcesz komuś zaimponować, zawsze możesz dać łapówkę głównemu kelnerowi.
Nigdy nie próbuj udawać, że musieli stracić rezerwację; to najstarszy numer
świata. Wystarczy, że uściśniesz mu rękę i wciśniesz w nią dwudziestkę, nie
mniej, jakbyś po prostu potrząsał jego dłonią… daj mi rękę, pokażę ci.
Harry
mimowolnie wyciągnął rękę, a Syriusz ją chwycił.
-
Właśnie tak. I mówisz: „Byłbym wdzięczny, gdyby zrobił pan, co w pana mocy. To
dla nas wyjątkowy wieczór.” Spora szansa, że się uda. Dziewczyny za tym
szaleją.
Harry
spogląda na swojego ojca chrzestnego, który wciąż nie puścił jego dłoni. Ale
patrzy w jego oczy, nie na dłonie.
-
Nie zależy mi na imponowaniu dziewczynom.
-
Cóż, kiedyś… - Syriusz powstrzymał się od powiedzenia, że kiedyś to się zmieni.
Harry
ma siedemnaście lat. Nie jest już dłużej chłopcem, żeby uważał, że dziewczyny
są odrzucające.
-
Cóż – zaczął, nie puszczając dłoni Harry’ego, wiedząc, że jeśli teraz to zrobi,
zostanie to źle odebrane. – Nie ma sprawy. Mimo wszystko zawsze dobrze
wiedzieć, jak przekupić głównego kelnera. Komukolwiek… będziesz starał się
zaimponować. Jej… czy jemu.
Zapada
cisza. Harry wciąż nie odwraca wzroku.
-
Zapomniałeś o czymś – mówi w końcu.
-
Tak?
-
O wiązaniu muszki.
-
Och… prawda. No więc… - Puszcza dłoń Harry’ego i wstaje. – Sądzę, że powinieneś
mieć choć jedną.
Na
piętrze, Syriusz znajduje taką czarną, starszą niż sam Harry, z samego tyłu
szafy. Stawia Harry’ego przed dużym lustrem i ustawia się za nim, oplatając
palce wokół jego szyi, by złapać końce krawatu.
-
No to patrz.
Więc
Harry patrzy.
-
Pokaż mi jeszcze raz.
Syriusz
odwiązuje krawat i powtarza ruchy.
Harry
odwraca głowę i całuje wewnętrzną stronę przedramienia Syriusza.
Jedynie
musnął je wargami. Ale nie można było tego pomylić z czymkolwiek innym.
Syriusz
przerywa. Nie porusza się.
Harry
okręca się w ramionach Syriusza.
Syriusz
otwiera usta, by wypowiedzieć jego imię.
Widzi
wyraz twarzy Harry’ego.
Zamyka
usta. Przełyka. Odkrywa, że jego usta są szalenie suche.
Harry
całuje go w wargi.
I
teraz wszystko obraca się wokół tego, czego nie mówią.
Syriusz
nie mówi: „Harry, to nie w porządku. Naprawdę tego nie chcesz.”
Harry
nie mówi: „Chcę, żebyś właśnie tego mnie nauczył.”
Nie
mówią tego, ponieważ wiedzą, że to wszystko bzdury i oboje o tym wiedzą.
Podobnie,
Syriusz nie mówi: „Nie rób tego z litości, tylko dlatego, że nie pomyślałem o
tobie, jak o synu, od kiedy spotkaliśmy się trzy lata temu.” Wie, że Harry
nigdy nie zrobiłby tego z litości. Jest na to zbyt szczery.
I
Harry nie mówi: „Nie mów mi, że jestem zbyt młody, by wiedzieć, czego chcę.”
Wie, że Syriusz nie myśli o nim, jak o dziecku.
I
żaden z nich nie myśli o Jamesie… choć to, jak usilnie starają się nie myśleć o
nim, jest dziwnie powtarzalne. Ale prawdziwe.
Syriusz
odpowiada na spojrzenie. A gdy odpowiada, jego głos się łamie.
-
Harry… - Jeszcze minutę temu chciał powiedzieć to całkiem innym tonem. – Pomyśl
o tym. Proszę. To właśnie to chcesz pamiętać?
Oczy
Harry’ego rozszerzają się, bardziej odbijając światło przez zaczynającą
wypełniać je wilgoć.
-
Boże, Syriuszu, co ty mówisz? Jak możesz… - Wczepia się w ramiona ojca
chrzestnego.
-
Nie… jak chcesz zapamiętać mnie. Nie.
To… Jesteś… kurwa, Harry, jesteś cholernie zbyt młody, by wspominać martwego
kochanka, nie widzisz tego? N-nie mogę!
Harry
rzucił się na Syriusza. Uciszył go własnymi ustami. Pozwolił łzom spływać,
podczas gdy się całowali.
Syriusz
jest tylko ciałem. Wiedział o tym przed ósmą tego ranka.
Przyciska
Harry’ego do siebie i całuje jak najgoręcej.
Ich
usta pożerają się nawzajem, ich ciała przylegają do siebie, gdy walczą o jak
najwięcej możliwego dotyku. Sapią z bolesnej potrzeby i smutku, który
przesiąkał przez nich, przez cały ten dzień. I chcą smakować nawzajem swoją
skórę, tak jak Syriusz smakuje słoność łez Harry’ego.
To
dlatego, że w mrocznych zakamarkach ich umysłów, które są tak szczelnie
zamknięte, wiedzą, że do tego prowadził ten dzień, że Syriusz chciał spędzić
ostatni swój dzień na ziemi z Harrym na każdy możliwy sposób: nie dlatego, że
był to winny Harry’emu, czy nawet Jamesowi, ale dlatego, że tego oboje chcieli,
pomimo każdego ruchu tego pieprzonego świata, który ich rozdzielał.
Jednak
mroczne zakamarki umysłu rzadko mają głos. Syriusz wciąż stara się zapanować
nad wymaganiami jego umysłu, ciała i
serca, podczas gdy Harry gmera przy guzikach jego koszuli, jednocześnie
starając się zaciągnąć większego od siebie Syriusza do łóżka. Ponownie stara
się przemówić mu do rozsądku:
-
Harry… Harry, proszę, spójrz na siebie… naprawdę tego nie chcesz. Tylko pomyśl,
co robisz. Płaczesz, Harry. Nie mogę pozwolić…
Harry
zaprzestaje prób pociągnięcia, zamiast tego pcha. Samego siebie. Prosto w
ramiona Syriusza.
-
Muszę – wykrztusza. – Muszę płakać. N-nie chcę, żeby to było szczęśliwe,
Syriuszu. Wspaniałe, warte, żeby to było dokładnie to, czego chcę… tak. Ale nie
szczęśliwe. – Ponownie całuje Syriusza z twarzą mokrą od łez. – Jeśli to będzie
szczęśliwe wspomnienie, Syriuszu… wtedy oni mi je zabiorą. Kiedy przyjdą po
ciebie, nie chcę, żeby je zabrali. Chcę je z tobą dzielić, dopóki…
Syriusz
przytula go stanowczo.
-
Nigdy – warczy. – Nigdy mi go nie wezmą. Nie to. Nie ciebie. – Ponownie całuje
Harry’ego, i znowu, i znowu, niemal brutalnie. To dziki Syriusz ostatecznie unosi
Harry’ego i zabiera go do łóżka, kładzie na nim i zaczyna zdejmować ubrania
swojego ukochanego Harry’ego. Zdejmuje je, by ujrzeć dojrzewające ciało,
wyrzeźbione przez Quidditch mięśnie oraz te czarne, rozczochrane włosy, które
pokrywały zarówno jego głowę i ciało i Syriusza pokonała świadomość, że ten
przystojny chłopak w jego łóżku pragnie to tak bardzo. Nie dlatego, że był
romantykiem, który uważa, że to najwspanialszy bezinteresowny prezent albo że
to najsłodsza wersja tragicznej historii – ale dlatego, że to Harry i chce to
zrobić, zanim straci Syriusza na zawsze.
Dzika
bestia w nim uspokaja się.
-
Czy… - pyta i nie jest w stanie dokończyć. Dobry boże, niech nie będzie
prawiczkiem. Proszę.
Harry
przyciska twarz do szyi Syriusza, ale nie po to, by całować. Syriusz czuje
świeże łzy.
-
Proszę, nie złość się. Nie chciałem ci powiedzieć, ale muszę. Proszę, nie bądź
zły. – Głos Harry’ego złamał się. – Po procesie. Kiedy się dowiedziałem, że
zażądałeś ze mną jednego dnia,
poprosiłem Charliego Weasleya. – Syriusz spotkał tego mężczyznę. Ale zanim mógł
się zapytać, co sądzi o tej wiadomości, Harry kontynuował: – Powiedziałem mu,
że chcę to z tobą zrobić. I bałem się, że nie będziesz chciał, jeśli będę
prawiczkiem. A wtedy nie wiedziałbym, co zrobić albo byłoby okropnie, bo nie
wiedziałbym… Charlie jest gejem. I jest miły. I… - Kolejne załamanie. – Nie
chciałem ci mówić. Och, boże. Brzydzisz się mną? Poprosiłem Charliego, żeby
mnie nauczył, bo nie chciałem, żebyś myślał, że proszę ciebie o naukę.
Wiedziałem, że być tego nie zrobił. Och, boże. Brzydzisz si…?
Syriusz
wie, co zrobić. Ucisza Harry’ego pocałunkiem.
Po
tym żaden z nich nie mówił przez długi czas.
Rozdarci
są pomiędzy niespiesznym cieszeniem się sobą, a jak najszybszym zaspokojeniem żądz.
W końcu bez słowa osiągają kompromis. Jeśli jeden z nich zaczyna gwałtownie
sapać, drugi zwalnia, porzuca tę część ciała, którą się właśnie zajmował i robi
coś, co pozwalało im przedłużyć wzbierający żar. Syriusz bezustannie liże sutki
Harry’ego, z początku szybko i gwałtownie, aż do chwili, gdy nie stają się
dwoma niemal bolesnymi punkcikami na jego ciele. Wtedy zwalnia, owijając swój
język wokół nich tak leniwie, że Harry jęczy, uczepia się ramion mężczyzny i
unosi biodra, ocierając się nimi o brzuch ojca chrzestnego. Syriusz zjeżdża
coraz niżej, znacząc językiem klatkę piersiową chłopca, ostrożnie omijając jego
krocze i schodząc w dół, całując udo, owijając dłonie wokół jego stóp i
delikatnie ssąc palce u nóg, aż do momentu, gdy Harry skomli.
Chłopak
unosi się, klęka i sięga po penisa mężczyzny. Gładzi go lekko dłońmi, patrząc
przy tym Syriuszowi w oczy, jak gdyby pytał, czy robi to dobrze. Ale odpowiedź jest
tak oczywista, że w końcu Harry przestaje się o to martwić i zaczyna
nieskrępowanie bawić się członkiem Syriusza.
Powoli
kładzie się na brzuchu, opiera o nogę Syriusza i bierze w usta jego penisa.
Delektuje się smakiem ciała i drżeniem, które co rusz przechodzi przez udo
mężczyzny. Następnie zajmuje się jądrami Syriusza, biorąc każde z nich do ust i
pieszcząc je delikatnie. Syriusz syczy, choć Harry nie jest pewny, czy to
dobrze, czy źle. Mimo wszystko kontynuuje.
Mężczyzna
zagłębia palce w gęstych włosach chłopaka, ale nie po to, by kontrolować jego
poczynania lub odepchnąć go. Nie, chce poczuć każdy, najdrobniejszy ruch głowy
Harry’ego, gdy ten ssie go i liże. Obraca w dłoniach trzymane przez siebie mocne,
grube włosy. Jęczy, pozostawiając jednak oczy otwarte, by dalej móc
kontemplować twarz chrześniaka. Usta chłopaka rozszerzają się, chcąc dokładnie objąć
członek mężczyzny. Różowy język owija się wzdłuż wewnętrznej strony penisa.
Oczy Harry’ego są półprzymknięte, co nadaje mu uwodzicielski wygląd. Syriusz
prawie kwili.
Słysząc
to, Harry przerwa. Nachyla się po kolejny pocałunek i teraz znów odkrywają
wnętrze swoich ust, jak gdyby wcześniej pominęli coś istotnego, w pośpiechu
owijając języki wokół siebie i mieszając ślinę. Jest to tak delikatne, figlarne
i wręcz boleśnie słodkie, że ponownie niemal doprowadza ich do wytrysku.
To
Harry pierwszy chce udać się do łazienki, szukać słoika lubrykantu, który wcześniej
tam położył. W końcu znajduje swoją różdżkę i przywołuje tę cholerną rzecz.
Ponownie wraca w ramiona Syriusza, całując go ustami mokrymi od łez. Dotyk jego
warg jednocześnie pociesza go, pobudza i wbija nóż w serce. W jednym momencie
chce upaść i zapłakać, w drugim wciąż pragnie całować Syriusza. Pomimo
wszystkiego, co się do tej pory wydarzyło, nadal trudno jest mu uwierzyć, że
jest to ich jedyna wspólna noc.
Na
tym świecie. Ta myśl chroniła go od płaczu. Chłopak nie jest nawet pewny, czy
wierzy w życie pozagrobowe. Ale w tym momencie musiał.
To
Syriusz pierwszy jest na górze. Ustalili to w milczeniu, nie chcąc psuć
atmosfery niezręcznymi pytaniami. Mężczyzna odwraca się twarzą do chrześniaka,
owija jego ciało ramieniem, a następnie przesuwa dłoń w kierunku jego tyłka.
Wchodzi w niego jednym nawilżonym palcem. Harry drży, ale po chwili rozluźnia
się, oddychając cicho. Sądząc po tej reakcji, chłopak faktycznie nie był już
prawiczkiem, chociaż Syriusz nie może ustalić tego na podstawie samego dotyku.
Zawsze irytowały go plotki, jakoby seks analny w znaczący sposób rozluźniał
mięśnie odbytu.
Kiedy
ma już w chłopaku trzy place, delikatnie je wyjmuje i obraca go tak, że teraz
leży on na brzuchu. Harry rozkłada nogi i unosi biodra, ramionami owijając
poduszkę, którą ma pod podbródkiem. Poza ta wydaje się Syriuszowi tak pełna
ufności, tak przepełniona erotyzmem i tak piękna, że obawia się, że kłębiące
się w nim emocje doprowadzą go do orgazmu, który zepsuje ten moment. Ale tak
się nie staje. Przykrywa plecy chłopaka swoim ciałem, z początku pomagając
sobie lekko rękami, ale gdy już znajduje właściwy kąt, kładzie dłonie na ramionach
Harry’ego. Powoli zaczyna wciskać główkę penisa do jego odbytu. Harry klnie i
bluźni, a jego słowa rozbrzmiewają w uszach Syriusza jak poezja.
-
O kurwa… Jezu… Cholera… Boże…
Gdy
już w całości znajduje się w Harrym, pozostaje tam, powstrzymując się od
pchnięć, dociska twarz do karku Harry’ego i wciąga zapach jego włosów. Uważa,
że to prawdopodobnie najcudowniejszy zapach, jaki dostał się w jego nozdrza i
mózg, właśnie teraz, w ostatnich godzinach jego życia. I to myśli ktoś, kto
potrafi przemienić się w psa.
Harry
mruczy pod nim, gdy zaczyna pchać i Syriusz wiem, że nie wytrzyma już dłużej.
Próbuje skoncentrować się na głaskaniu prostaty Harry’ego, chcąc usłyszeć jego
jęki. I udaje mu się, chłopak ponownie kwili, a wtedy wszelkie myśli odpływają
z głowy Syriusza i dochodzi, głęboko we wnętrzu chrześniaka. Przylega do niego,
pragnąc owinąć ręce wokół bioder Harry’ego, ale niezdolny jest do oderwania ich
od torsu chłopaka. Czuje pod palcami jego mięśnie, gładzi dłońmi jego brzuch.
Kiedy
ponownie może już oddychać, zaczyna całować kark chrześniaka, wciąż i wciąż,
nie mogąc przestać.
W
końcu wyciąga penisa z Harry’ego, ponownie przewraca go na plecy i bierze do
ust jego członka. Ssie go u nasady, wtula twarz we włosy łonowe, nawet gdy
główka penisa drażni głęboko jego gardło. Chłopak krzyczy i dochodzi, tak gwałtownie,
że Syriusz ledwo może poczuć jego smak na języku.
Leżą
obok siebie w milczeniu, głaszcząc delikatnie skórę drugiego mężczyzny. Wiedzą
instynktownie, że dotyk ten wcale nie ma na celu ponownego pobudzenia. I tak w
końcu ponownie podnieci ich sama obecność i bliskość kochanka. Dotykają się,
całują, pieszczą oddechami swoje twarze, pozwalają, by ich kończyny ocierały
się o siebie. Przede wszystkim chcą zapomnieć, że są parą kompletnie różnych
ludzi, którzy już następnego ranka dzielić będą zupełnie inny los.
Wiedzą,
że nie zmarnują ani jednej minuty tej nocy na spanie.
Około
drugiej w nocy Syriusz żartuje, by poprosić Zgredka o ostrygi.
Harry
zaczyna się śmiać. A zaraz potem wybucha płaczem.
Całuje
ponownie kochanka i jeszcze raz smakuje ustami jego ciało.
O
godzinie siódmej rano:
-
Proszę.
Syriusz
owija ramiona wokół chrześniaka i całuje go delikatnie.
-
Nie, Harry.
-
Proszę. – Chłopak podejmuje próbę powstrzymania cisnących się do oczu łez. Chce,
by jego ojciec chrzestny zrozumiał, że to rozsądny plan, a nie wybujałe
marzenia kochanka o złamanym sercu. – Powiedz im, że jestem twoim zakładnikiem.
Jeśli nas złapią, i tak mnie nie skrzywdzą. Chcę być z tobą. Proszę.
-
Wiedzą, że nigdy bym cię nie zranił. Nie uda się.
-
Uda. Nie będą chcieli ryzykować! Cholera, Syriuszu, to moje życie! Jeśli chcę
spędzić je z tobą na wygnaniu, to mój własny wybór. Cholera, proszę, pozwól mi!
– Siada, wkładając w słowa tyle mocy, ile tylko może. Wie, że to jego ostatnia
szansa, chociaż zdaje sobie sprawę, że żadne wcześniejsze błagania nie
poskutkowały.
Nie
może zrozumieć, dlaczego Syriusz wciąż mu odmawiał.
To
nie ma najmniejszego sensu.
-
Harry.
Wyraz
twarzy mężczyzny nagle przeraża chłopaka. To nie tylko podjęte przez niego
postanowienie. Nie, Syriusz wygląda tak, jakby chował w zanadrzu jakiś sekret.
Straszny sekret.
-
Co? – szepcze.
Mężczyzna
nachyla się, by poczochrać włosy chrześniaka.
-
Jesteś najwspanialszym człowiekiem na Ziemi. Kocham cię. Zawsze będę. Nic tego
nie zmieni, zapamiętaj to sobie.
Młodzieniec
chce powiedzieć to samo Syriuszowi, ale nie może. Wie, że jego ojciec chrzestny
jeszcze nie skończył.
-
Harry… - ciągnie Syriusz, patrząc na słoneczny dzień za oknem. – Powiedziałeś
przedtem, że nie chcesz, by dementorzy zabrali ci szczęśliwe wspomnienia, gdy
przyjdą mnie pocałować. Odpowiedziałem wtedy, że mi to nie grozi. – Syriusz
zwilża językiem wargi, wciąż nie patrząc na młodzieńca. – Czy zastanawiałeś się
w ogóle, jak to możliwe? Jak zgodzili się na coś takiego? Pomimo tego, że przed
procesem nie chcieli mnie wypuścić nawet za kaucją?
Harry
tylko wpatruje się w niego. Tak bardzo pragnie, by animag nie kończył tego, co
ma do powiedzenia.
-
Nikt nie przyjdzie po mnie o ósmej. Dementorzy nie złożą na moich ustach
pocałunku.
Milknie.
Za oknem wesoło śpiewały ptaki.
-
Zrobili to już wczoraj, zanim tutaj przyszedłem.
Harry
zamiera, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Przez moment zapomina nawet,
jak się oddycha. Syriusz przechyla głowę i patrzy w oczy chrześniakowi.
-
To długoterminowe zaklęcie. Mogli mnie wypuścić na dwadzieścia cztery godziny,
ale tylko jeśli byliby pewni, że pod koniec tej doby będę już martwy.
Pochyla
się nagle na łóżku, wyciągając ramię, by objąć Harry’ego.
-
Więc widzisz, wszystko jest w najlepszym porządku. Nie mogą mi zabrać tych
wspomnień. A są one szczęśliwe. Bardzo, bardzo szczęśliwe. – Uśmiecha się. Nie
smutnym uśmiechem, nie, nie było w nim ani krzty smutku. I to właśnie sprawiła,
że Harry zaczyna wyć, uczepia się Syriusza i krzyczy, jak gdyby go mordowano. I
w pewnym stopniu tak jest, jakaś część jego umiera w tym momencie. Zabili ją,
tak samo jak zabili wcześniej Syriusza, który teraz przytula go mocniej i mówi:
-
Cii, cicho, Harry, posłuchaj mnie, byłeś najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu
przydarzyła. Nawet, gdybyśmy mieli więcej czasu, nie mogłoby być lepiej, niż
było teraz. Chcę, byś w to uwierzył, byś to wiedział. Proszę, nie płacz już,
Harry…
Ale
chłopak go nie słucha. Upada, szloch wstrząsa jego ciałem. Nie jest już nawet w
stanie dłużej czepiać się ramienia Syriusza. Czuje się zdradzony, obdarty z
resztek nadziei przez osobę, którą najbardziej kocha. Ciężar na posłaniu obok
zmniejsza się, a po chwili dotyka go coś szorstkiego i mokrego. Zdaje sobie
sprawę, że ktoś liże mu twarz. To był Łapa, który rozciąga swoje futrzaste
ciało wzdłuż ciała Harry’ego. Wyje i nieprzerwanie liże jego twarz. Chłopak
przezwycięża wzbierającą w nim histerię; żaden człowiek nie jest w stanie
zignorować takiej psiej rozpaczy. Młodzieniec z trudem łapie oddech, przełyka
ślinę i jęczy:
-
S-Syriuszu.
Leży
na łóżku, podczas gdy Łapa zlizuje mu z twarzy łzy, wciąż wydając z siebie te
ciche psie popiskiwania, które uspokajały Harry’ego. Milknie, bo po prostu musi.
Przekłada ramię przez futrzaste ciało, leżące obok niego i przytula go mocno.
Pies wciąż liże go po twarzy, jak gdyby łzy chłopaka były najwspanialszym
napojem, którego nie mógł sobie odmówić. Tym sposobem pocieszał Harry’ego tak,
jak nigdy nie udałoby mu się poprzez słowa. leżą razem, z oczu chłopaka
spływało słone morze, natychmiast zlizywane przez animaga.
Nagle
Łapa wyje i wsuwa nos pod podbródek młodego czarodzieja.
Harry
nie zwraca na to uwagi. Po chwili dociera
jednak do niego, że łzy swobodnie spływają mu po policzkach, nie zlizywane
przez szorstki język.
-
Łapo? – szepcze w końcu ochrypłym głosem.
Zwierzak
obok niego oddych, ale w żaden inny sposób nie okazuje, że żyje.
-
Syriuszu?
Dłoń
Harry’ego unosi się, by pogłaskać czarny łeb.
-
Syriuszu.
Chłopak
czuje wilgoć psiego nosa i powiew jego wolnych oddechów na palcach.
-
Nie.
Łapa
się nie poruszał.
-
Nie.
Chce
powiedzieć coś innego. Chce powiedzieć: "No przestań, daj spokój, nie leż
tutaj tak. Kontynuuj to, co przerwałeś, podobało mi się. Nie ignoruj mnie,
Syriuszu, nienawidzę, gdy to robisz. Kiedy chcesz mi coś powiedzieć, ale z jakichś
powodów nie możesz, zawsze udajesz, że mnie po prostu nie słyszysz. Myślisz, że
nie wiem, co się dzieje? Cholera, przecież WIEM. Myślisz, że nie zrozumiałem,
dlaczego tak nagle umilkłeś? Jestem już chłopakiem, nie dzieckiem. Nie byłem
nim od lat. Wiem, czego chcę, a przede wszystkim wiem, że ty chcesz tego
samego. Hej, przecież już to uzgodniliśmy, prawda? Teraz już wszystko będzie w
porządku. Musi być. W końcu to powiedzieliśmy, naprawdę, w końcu się udało,
więc wszystko teraz musi być w najlepszym porządku. Przestań więc…"
-...
tak mnie ignorować, NIENAWIDZĘ, GDY TO ROBISZ! Niech cię szlag!
Łapa
się nie porusza. Nieokreślony dźwięk wydobywa się z gardła Harry’ego. Nie
wiedział nawet, że jest zdolny do wydawania takich odgłosów. Odrobinę
przypominało to jęk, który wyrwał się z jego piersi jeszcze przed chwilą, ale w
jakiś sposób był zupełnie inny. Tak powinno brzmieć Niewybaczalne Zaklęcie,
kiedy spływało z różdżki. Nie pozostawiałoby w ten sposób żadnych wątpliwość,
dlaczego za ich użycie człowiek skazywany był na dożywocie w Azkabanie.
Wtula
twarz w bok Łapy, bojąc się na niego spojrzeć, w obawie, że widok tych
szklanych i pozbawionych życia oczu prześladować go będzie do końca życia. Ale
przecież musi mieć pewność, więc oczywiście patrzy. Nie jest tak strasznie, jak
się obawiał. Mimo wszystko nadal są to psie oczy. Często widział, jak zwierzęta
przybierają taki wyraz twarzy, gdy przez długi czas wpatrują się w coś usilnie.
W ciszy, jak gdyby głowę zaprzątały im same poważne myśli, na przykład, co robi
tutaj ta dziura w płocie, grządka trawy, motyl, czy nawet cholerna poezja
Miltona. Wyciąga rękę, by pogłaskać Łapę. Dłoń trzęsie mu się tak gwałtownie,
że nie jest nawet w stanie stwierdzić, czy pies wciąż oddycha. Cholera, tak
bardzo chce poczuć jego opadającą i unoszącą się pierś, tak bardzo potrzebuje
czegoś - czegokolwiek - co przekonałoby go, że Syriusz jednak żyje. Wie, że
oszukuje samego siebie, ale nic nie może na to poradzić.
Coś
dotyka jego ramienia. Ktoś ciągnie go do tyłu, krzycząc głośno jakieś słowa,
które podejrzanie przypominało jego imię. Jak mogłem nie usłyszeć ich
nadejścia? – przemyka mu przez głowę. Jakaś osoba siada obok niego na łóżku i obejmuje
go ramieniem.
-
Nie chciał, byś widział go w takim stanie – mówi Remus. – Poinformował mnie
wcześniej, że zanim nadejdzie jego czas, zamieni się w Łapę. Chciał, by nam
wszystkim było z tym łatwiej.
Harry
zerka na oddychającego spokojnie psa.
-
Czemu… Czemu nie przyjmie swojej normalnej formy? – szepcze.
Uścisk
Remusa na ramieniu wzmacnia się.
-
Teraz już tak zostanie. – Harry słyszy, jak mężczyzna obok stara się ukryć
napięcie w głosie, chociaż nie wychodzi mu to zbyt dobrze. Chłopak czuje to na
ramieniu, na całym swoim ciele. – Pocałunek dementora nie zamienia animaga w
jego pierwotną formę. A on… nie może teraz sam tego zrobić. Nie wie już, jak.
Przez
długi czas żaden z nich się nie porusza. Na dole, w innych pomieszczeniach, rozlegają
się już hałasy. No tak, Syriusz poinformował ich, o której dokładnie godzinie
mają przyjść.
Zapewne
sądził, że będą wspaniałymi obserwatorami samobójstwa Harry’ego.
-
Pozwól, że zajmę się resztą jego życzeń – mówi Remus.
Czeka
chwilę na odpowiedź chłopaka. Czeka, aż młodzieniec powie, że dobrze, nie ma
sprawy, może swobodnie zająć się pustą skorupą, która została po ich
przyjacielu.
Harry
kiwa głową.
Lupin
pomaga mu wstać, podnosi z łóżka koc i szczelnie owija nim chłopaka, prawie go
przy tym mumifikując. Może myśli, że to pomoże Harry’emu przestać się trząść.
Mężczyzna gładzi ręką ciemne włosy Gryfona i mówi:
-
Nie chciał, byś to widział.
Harry
ponownie kiwa głową. Jeszcze raz rzuca okiem na czarnego psa.
Po
raz ostatni widzi go w takiej formie, w jakiej widział go po raz pierwszy.
Obraca
się i opuszcza pokój. Nie płacze. Wcale nie płacze.
Słyszy,
jak Remus hałasuje w teraz już pustym pomieszczeniu.
Schodzi
po schodach, omija jednak pokój gościnny, z którego wciąż dobiegają hałasy. Przechodzi
przez kuchnię i na powrót znajduje się na tylnym ogródku.
Poranek
znów jest pochmurny, ale w związku z tym, że wczoraj nie padało, ziemia jest
wysuszona. Siada, mocniej wtulając się w koc, który tworzy wokół niego ciepły
kokon.
Myśli
chwilę o kokonach i rzeczach, które z nich wychodzą.
Myśli
o Lunatyku, Glizdogonie, Łapie i Rogaczu. Teraz został z nich już tylko jeden.
Jedyny, który nigdy nie był animagiem i nie miał kontroli nad swoimi
przemianami.
Myślał
o uczynkach przyjaciół względem przyjaciół.
Sięga.
Nie stara się, nie chwyta tego gorączkowo. Zakłada, że to zwyczajnie leży tuż
przed nim i wystarczy po prostu podnieść to opuszkami palców.
Wyobraża
sobie, że wciąż czuje na twarzy mokry język zlizujący jego łzy.
Koce
opadają na ziemie, gdy zmienia kształt.
* na koniec wspomnianego filmu leci piosenka „We’ll meet
again” Very Lynn
PS Tłumacząc, wylałam chyba jeszcze więcej łez, niż gdy
to czytałam za pierwszym razem. Podczas tłumaczenia posiłkowałam się tłumaczeniem
innej tłumaczki, niestety dla mnie anonimowej. Przypadkiem znalazłam oryginał u
znanej z wcześniejszym moich tłumaczeń Amanuensis, która pozwoliła mi
przetłumaczyć również ten tekst, bo nie potrafiła powiedzieć, czy komuś jeszcze
dawała zgodę na jego przetłumaczenie. Mam nadzieję, że podobało wam się tak,
jak mi ;_; Wciąż płakam
Płakałam jak głupia. Nawet nie wiem kiedy łzy zaczęły płynąć. Strasznie smutne. Chyba najsmutniejsza miniaturka jaką czytałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Senri97
Ostatni raz tak płakałam oglądając "Mój przyjaciel Hachiko"... Strasznie smutne, ale dobrze napisane.
OdpowiedzUsuńChciałabym wiedzieć w co się zmienił i co stało się później, choć podejrzewam, że popełnił samobójstwo.
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńbardzo smutne, ciekawa jestem w co się zmieni i co dalej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia