Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 17 grudnia 2017

Szczęśliwe wspomnienie


Autor: Amanuensis
Oryginał: No Happy Memories
Zgoda: jest
Rating: +18
Pairing: Harry/Syriusz
Ilość części: miniaturka
Opis: Czy można wszystko wypowiedzieć i zrobić w ostatnich 24-ech godzinach życia?
Notka: Pozwalam na płacz. Ja ryczałam jak bóbr, kiedy pierwszy raz to przeczytałam ;_;


O godzinie dziewiątej rano:
- Możemy już ruszać.
- Nie, Harry.
- Spakowałem torby. Ukryłem je na poddaszu. Jeśli teraz ruszymy…
- Harry,  nie.
- … mając w zanadrzu niemal cały dzień, mogą się nie zorientować od razu, że już nas nie ma.
- Harry…
- Może się udać, Syriuszu, naprawdę! Wiesz, jak żyć na wygnaniu, możemy też używać magii, by się ukryć.
- Harry. – Syriusz Black kładzie dłoń na ramieniu chrześniaka. Uścisk, choć nie na tyle mocny, by zranić, był na tyle silny, by uciszyć błagania Harry’ego. – Nie.
Żeby powstrzymać je od drżenia, Harry przygryza wargi, aż do krwi.
Syriusz łagodnie kontynuuje.
- Nie tak chciałem spędzić ten dzień: na kłótni o to, czy powinniśmy jednak spróbować ucieczki. Dla mnie już jej nie ma. – Potrząsa głową. – Nie zrobimy tego.
Od kiedy proces się skończył, Harry starał się zrozumieć tego nowego Syriusza. To nie był ten sam Syriusz, który uciekł z Azkabanu, tylko w imię zemsty. Nie ten sam Syriusz, który żywił się szczurami i skusił się na śmiały lot na potępionym hipogryfie.
Ale, myślał, to ten sam Syriusz, który, pierwszego dnia po ucieczce, ryzykował powrót do więzienia tym, że chciał spojrzeć na swojego trzynastoletniego chrześniaka, by zobaczyć, co się stało z chłopcem, którego nie zdołał ochronić.
Ten Syriusz, na pierwszym miejscu stawiał Harry’ego.
Ten Syriusz godził się z losem całkowitym spokojem i zdecydowaniem, a to zżerało Harry’ego od środka.
Patrzy na swojego ojca chrzestnego, gdy razem stali w salonie domu, który Syriusz mu zostawił w spadku i w którym mieli nadzieję zamieszkać razem, jak to planowali trzy lata temu.
Ale teraz, mieli tylko jeden dzień.

O godzinie dziesiątej rano:
Harry pozwala uczuciom wybuchnąć. Wiedząc, co nadchodzi, chce to mieć za sobą, na litość boską. Narzeka głośno. Wykrzykuje przekleństwa, które wymawiał tysiące razy, od kiedy zakończył się proces, przeklinając strażników Azkabanu, którzy pozwolili Pettigrew na gościa, przeklinając anonimowego sługusa Voldemorta, który prześlizgnął się przez ich zabezpieczenia i zamordował Pettigrew w celi. I niemal po namyśle, przeklina samego Pettigrew.
Przeklina sędziego, który uznał jego zeznania za pogłoski. Przeklina urzędników, którzy zdecydowali, że przesłuchanie pod wpływem Veritaserum nie jest już ważne, ponieważ po porażce Voldemorta ujawniono wiele wersji czarnorynkowego eliksiru Prevaricus. Przeklina oskarżyciela, adwokata, ławę przysięgłych i tego cholernie stukniętego psychola, który dawno temu powołał do życia dementorów.
Kiedy kończą mu się przekleństwa, zaczyna płakać. Kiedy Syriusz próbuje go pocieszyć, przeklina siebie samego, że robi to Syriuszowi. Że robi to akurat dzisiaj. Odpycha swojego ojca chrzestnego.
A potem idzie do łazienki, przemywa twarz, wraca i przeprasza.
A Syriusz patrzy na niego i kiwa głową.
Starają się nie myśleć o tym, jak krótkie są te dwadzieścia cztery godziny.

O godzinie jedenastej rano:
- Jesteś głodny?
Syriusz rozważa to. Naprawdę nie myśli nad odpowiedzią, ale zastanawia się, czy spędzenie czasu – marnowanie czasu – na jedzeniu, jest tego warte.
- Nie, jeszcze nie.
- Chciałbym ci kogoś przedstawić – powiedział Harry, wstając. – Zgredku? – mówi w powietrze. Z trzaskiem pojawia się przed nim skrzat domowy.
-Tak, Harry Potter?
- Zgredku, to Syriusz, mój ojciec chrzestny.
- Och, tak – mówi skrzat. – Zgredek wiele słyszał o panu, panie Black! Zgredek chciałby powiedzieć, jak bardzo mu przykro…
- Proszę, Zgredku, to nie czas na to… - przerywa mu Harry.
Zgredek wygląda na skruszonego.
- Och, tak… oczywiście, to bezmyślne ze strony Zgredka.
Po takim stwierdzeniu, Syriusz oczekiwałby, że zobaczy, jak skrzat domowy biednie i uderza głową w drzwi albo wsadza palce stóp do wyrzynaczki, bądź jakiegokolwiek innego rodzaju kary. Ten skrzat tylko wpatruje się w podłogę ze skruchą.
- Masz skrzata domowego, Harry?
- Nie mam. Zgredek to przyjaciel. I płacę mu za dzisiaj. – Harry wkłada ręce do tylnych kieszeni spodni, jakby chciał ukryć zażenowanie. – Cokolwiek będziesz chciał dzisiaj zjeść, powiadom o tym Zgredka. Zrobi to dla siebie lub kupi. Cokolwiek. – Zerka na Syriusza.
Syriusz rozumie, jak Harry się czuje, nie będąc w stanie zrobić dla niego nic więcej, oprócz upewnienia się, że dostanie do jedzenia wszystko, co zechce, w ostatni dzień, kiedy ma swoją duszę.
Więc się uśmiecha.
- Dziękuję, Harry. I tobie, Zgredku.
A gdy tak o tym myśli, od wieków nie jadł pewnej rzeczy.
- Nie dałoby się załatwić zupy z curry, prawda, Zgredku?
Zgredek unosi głowę, a jego oczy rozbłyskują.

O godzinie dwunastej w południe:
Jedzą wspaniale doprawioną, ostrą zupę curry wraz z kilkoma innymi rzeczami, które zażyczył sobie Syriusz: karbowane frytki duszone w chilli i serze, irlandzkie piwo, kremowe herbatniki posmarowane Nutellą, dojrzałe jeżyny i delikatny sorbet z zielonej herbaty, który Syriusz pił tylko raz w hotelowej restauracji na Jamajce.

O godzinie trzynastej:
Syriusz zabiera Harry’ego na zewnątrz, na podwórko. Tego dnia na razie nie spryskał ich deszcz – jest tylko pochmurnie – i skupia się na sprawie, która skłoniła go do tego, by poprosić, by mógł spędzić ten dzień z chrześniakiem.
James pokazałby Harry’emu, jak to robić – wraz z wieloma innymi rzeczami – gdyby tylko żył.
Syriusz zawiódł Harry’ego na zbyt wiele sposobów. Przed śmiercią chciał dać mu chociaż to.
- Nie… nie łapię tego.
- Nie staraj się tak mocno. Spróbuj pomyśleć tak, że chciałbyś po to sięgnąć opuszkami palców, nie dłonią czy ramieniem.
Harry mocno przygryza wargę. Co jeśli nie umiał tego zrobić? To znaczy dla Syriusza tak wiele. Jest skłonny pracować tak mocno, jak tylko może – będzie ćwiczył całą noc, jeśli to konieczne. Ale Syriusz mówi, że nie pomoże mu usilne staranie się.
Bierze głęboki oddech, by się uspokoić, by pozbyć się ściskania w gardle.
- Będę znał kształt, gdy mi się uda?
- Będziesz wiedział, gdy… ach, rozumiem. Na początku możesz tego nie wiedzieć. Jeśli uda ci się przemienić, to tylko dlatego, że wślizgnąłeś się w formę prawie niezauważalnie, a zmysły i postrzeganie na początku nie wydają się dziwne. Mi za pierwszym razem przyszło do głowy, że wydaje mi się, że jestem znacznie bliżej ziemi, niż powinienem. Nie zaniepokoiła mnie nagła potrzeba dorwania się do kości albo przeżuwania rzeczy. A kiedy Remus klęknął przy mnie i zaczął… głaskać mnie, wtedy wiedziałem, jaką formę przyjąłem, bo tak głaszcze się tylko psa, wiesz? Nie tak, jak węża, czy mrówkojada, czy…
- Jeżozwierza.
- Dokładnie.
Harry wydaje się robić postępy. Syriusz nie chce, żeby się frustrował, więc po południu zarządza przerwę.

O godzinie piętnastej:
Syriusz usadza Harry’ego i prosi go, by obejrzał z nim jego ulubiony film: Dr. Strangelove, którego chłopiec nigdy nie widział. By sprawić Syriuszowi przyjemność, Harry skupia się na filmie.
Nie może uwierzyć, jak cholernie jest zabawny.
Podczas ostatnich scen oboje milczą. Nie z powodu faktu, że to koniec, ale z powodu piosenki, jakkolwiek ironicznej w tej sytuacji*. Ale dla obu wstanie i wyłączenie odtwarzacza, zanim film się skończy, byłoby jeszcze bardziej niezręczne.

O godzinie siedemnastej:
- Tak, właśnie tak. Czujesz to?
Harry siedzi na trawie ze skrzyżowanymi nogami i zamknął oczy, koncentrując się.
- Tak. Tak myślę. Ale to… tylko przebłyski.
- To dobrze. Zbliżasz się. Nie stałem się animagiem w jeden dzień, ale to pierwszy dzień ćwiczeń pokazał mi, jak powinno się to robić. Uda ci się, Harry. Jeszcze trochę nad tym popracujemy.
Syriusz widzi, jak głowa Harry’ego opada.
- Wiem, że chciałbyś zrobić to dzisiaj. Dla mnie. Ale proszę, nie… - urywa, wiedząc, że Harry rozumie, a nie chce marnować ani odrobiny tego dnia na łajanie go.

O godzinie dziewiętnastej:
Zgredek podchodzi niepewnie i pyta, czy któryś z nich chciałby kolację. Harry czuje się wyczerpany, jednak nie głodny. Syriusz również odmawia.
Jest lato, ale oboje widzą, jak nieubłagalnie zbliża się wieczór.

O godzinie dwudziestej:
Siedzą na kanapie. Z odtwarzacza leci składanka Beatlesów – ta z niebieską ramką na okładce.
- Najważniejszej wiedzy nigdy nie poznasz z książek, jak to zawsze mówił mój ojciec. Wiesz, jak sprawić, żeby goblin z Gringotta był ci winny przysługę? Albo jak zawiązać muszkę na formalną okazję, nie tylko krawat? Albo jak dostrzec ślady zużycia na używanym motocyklu, zanim ktoś ci go sprzeda?
Harry potrząsa głową.
- W porządku. Zobaczymy, jak wiele jestem w stanie wymyślić. Po pierwsze, gobliny nie potrafią oprzeć się ognistej whiskey zmieszanej z lemoniadą…

O godzinie dwudziestej pierwszej:
-… I jeśli chcesz komuś zaimponować, zawsze możesz dać łapówkę głównemu kelnerowi. Nigdy nie próbuj udawać, że musieli stracić rezerwację; to najstarszy numer świata. Wystarczy, że uściśniesz mu rękę i wciśniesz w nią dwudziestkę, nie mniej, jakbyś po prostu potrząsał jego dłonią… daj mi rękę, pokażę ci.
Harry mimowolnie wyciągnął rękę, a Syriusz ją chwycił.
- Właśnie tak. I mówisz: „Byłbym wdzięczny, gdyby zrobił pan, co w pana mocy. To dla nas wyjątkowy wieczór.” Spora szansa, że się uda. Dziewczyny za tym szaleją.
Harry spogląda na swojego ojca chrzestnego, który wciąż nie puścił jego dłoni. Ale patrzy w jego oczy, nie na dłonie.
- Nie zależy mi na imponowaniu dziewczynom.
- Cóż, kiedyś… - Syriusz powstrzymał się od powiedzenia, że kiedyś to się zmieni.
Harry ma siedemnaście lat. Nie jest już dłużej chłopcem, żeby uważał, że dziewczyny są odrzucające.
- Cóż – zaczął, nie puszczając dłoni Harry’ego, wiedząc, że jeśli teraz to zrobi, zostanie to źle odebrane. – Nie ma sprawy. Mimo wszystko zawsze dobrze wiedzieć, jak przekupić głównego kelnera. Komukolwiek… będziesz starał się zaimponować. Jej… czy jemu.
Zapada cisza. Harry wciąż nie odwraca wzroku.
- Zapomniałeś o czymś – mówi w końcu.
- Tak?
- O wiązaniu muszki.
- Och… prawda. No więc… - Puszcza dłoń Harry’ego i wstaje. – Sądzę, że powinieneś mieć choć jedną.
Na piętrze, Syriusz znajduje taką czarną, starszą niż sam Harry, z samego tyłu szafy. Stawia Harry’ego przed dużym lustrem i ustawia się za nim, oplatając palce wokół jego szyi, by złapać końce krawatu.
- No to patrz.
Więc Harry patrzy.
- Pokaż mi jeszcze raz.
Syriusz odwiązuje krawat i powtarza ruchy.
Harry odwraca głowę i całuje wewnętrzną stronę przedramienia Syriusza.
Jedynie musnął je wargami. Ale nie można było tego pomylić z czymkolwiek innym.
Syriusz przerywa. Nie porusza się.
Harry okręca się w ramionach Syriusza.
Syriusz otwiera usta, by wypowiedzieć jego imię.
Widzi wyraz twarzy Harry’ego.
Zamyka usta. Przełyka. Odkrywa, że jego usta są szalenie suche.
Harry całuje go w wargi.
I teraz wszystko obraca się wokół tego, czego nie mówią.
Syriusz nie mówi: „Harry, to nie w porządku. Naprawdę tego nie chcesz.”
Harry nie mówi: „Chcę, żebyś właśnie tego mnie nauczył.”
Nie mówią tego, ponieważ wiedzą, że to wszystko bzdury i oboje o tym wiedzą.
Podobnie, Syriusz nie mówi: „Nie rób tego z litości, tylko dlatego, że nie pomyślałem o tobie, jak o synu, od kiedy spotkaliśmy się trzy lata temu.” Wie, że Harry nigdy nie zrobiłby tego z litości. Jest na to zbyt szczery.
I Harry nie mówi: „Nie mów mi, że jestem zbyt młody, by wiedzieć, czego chcę.” Wie, że Syriusz nie myśli o nim, jak o dziecku.
I żaden z nich nie myśli o Jamesie… choć to, jak usilnie starają się nie myśleć o nim, jest dziwnie powtarzalne. Ale prawdziwe.
Syriusz odpowiada na spojrzenie. A gdy odpowiada, jego głos się łamie.
- Harry… - Jeszcze minutę temu chciał powiedzieć to całkiem innym tonem. – Pomyśl o tym. Proszę. To właśnie to chcesz pamiętać?
Oczy Harry’ego rozszerzają się, bardziej odbijając światło przez zaczynającą wypełniać je wilgoć.
- Boże, Syriuszu, co ty mówisz? Jak możesz… - Wczepia się w ramiona ojca chrzestnego.
- Nie… jak chcesz zapamiętać mnie. Nie. To… Jesteś… kurwa, Harry, jesteś cholernie zbyt młody, by wspominać martwego kochanka, nie widzisz tego? N-nie mogę!
Harry rzucił się na Syriusza. Uciszył go własnymi ustami. Pozwolił łzom spływać, podczas gdy się całowali.
Syriusz jest tylko ciałem. Wiedział o tym przed ósmą tego ranka.
Przyciska Harry’ego do siebie i całuje jak najgoręcej.
Ich usta pożerają się nawzajem, ich ciała przylegają do siebie, gdy walczą o jak najwięcej możliwego dotyku. Sapią z bolesnej potrzeby i smutku, który przesiąkał przez nich, przez cały ten dzień. I chcą smakować nawzajem swoją skórę, tak jak Syriusz smakuje słoność łez Harry’ego.
To dlatego, że w mrocznych zakamarkach ich umysłów, które są tak szczelnie zamknięte, wiedzą, że do tego prowadził ten dzień, że Syriusz chciał spędzić ostatni swój dzień na ziemi z Harrym na każdy możliwy sposób: nie dlatego, że był to winny Harry’emu, czy nawet Jamesowi, ale dlatego, że tego oboje chcieli, pomimo każdego ruchu tego pieprzonego świata, który ich rozdzielał.
Jednak mroczne zakamarki umysłu rzadko mają głos. Syriusz wciąż stara się zapanować nad  wymaganiami jego umysłu, ciała i serca, podczas gdy Harry gmera przy guzikach jego koszuli, jednocześnie starając się zaciągnąć większego od siebie Syriusza do łóżka. Ponownie stara się przemówić mu do rozsądku:
- Harry… Harry, proszę, spójrz na siebie… naprawdę tego nie chcesz. Tylko pomyśl, co robisz. Płaczesz, Harry. Nie mogę pozwolić…
Harry zaprzestaje prób pociągnięcia, zamiast tego pcha. Samego siebie. Prosto w ramiona Syriusza.
- Muszę – wykrztusza. – Muszę płakać. N-nie chcę, żeby to było szczęśliwe, Syriuszu. Wspaniałe, warte, żeby to było dokładnie to, czego chcę… tak. Ale nie szczęśliwe. – Ponownie całuje Syriusza z twarzą mokrą od łez. – Jeśli to będzie szczęśliwe wspomnienie, Syriuszu… wtedy oni mi je zabiorą. Kiedy przyjdą po ciebie, nie chcę, żeby je zabrali. Chcę je z tobą dzielić, dopóki…
Syriusz przytula go stanowczo.
- Nigdy – warczy. – Nigdy mi go nie wezmą. Nie to. Nie ciebie. – Ponownie całuje Harry’ego, i znowu, i znowu, niemal brutalnie. To dziki Syriusz ostatecznie unosi Harry’ego i zabiera go do łóżka, kładzie na nim i zaczyna zdejmować ubrania swojego ukochanego Harry’ego. Zdejmuje je, by ujrzeć dojrzewające ciało, wyrzeźbione przez Quidditch mięśnie oraz te czarne, rozczochrane włosy, które pokrywały zarówno jego głowę i ciało i Syriusza pokonała świadomość, że ten przystojny chłopak w jego łóżku pragnie to tak bardzo. Nie dlatego, że był romantykiem, który uważa, że to najwspanialszy bezinteresowny prezent albo że to najsłodsza wersja tragicznej historii – ale dlatego, że to Harry i chce to zrobić, zanim straci Syriusza na zawsze.
Dzika bestia w nim uspokaja się.
- Czy… - pyta i nie jest w stanie dokończyć. Dobry boże, niech nie będzie prawiczkiem. Proszę.
Harry przyciska twarz do szyi Syriusza, ale nie po to, by całować. Syriusz czuje świeże łzy.
- Proszę, nie złość się. Nie chciałem ci powiedzieć, ale muszę. Proszę, nie bądź zły. – Głos Harry’ego złamał się. – Po procesie. Kiedy się dowiedziałem, że zażądałeś ze mną  jednego dnia, poprosiłem Charliego Weasleya. – Syriusz spotkał tego mężczyznę. Ale zanim mógł się zapytać, co sądzi o tej wiadomości, Harry kontynuował: – Powiedziałem mu, że chcę to z tobą zrobić. I bałem się, że nie będziesz chciał, jeśli będę prawiczkiem. A wtedy nie wiedziałbym, co zrobić albo byłoby okropnie, bo nie wiedziałbym… Charlie jest gejem. I jest miły. I… - Kolejne załamanie. – Nie chciałem ci mówić. Och, boże. Brzydzisz się mną? Poprosiłem Charliego, żeby mnie nauczył, bo nie chciałem, żebyś myślał, że proszę ciebie o naukę. Wiedziałem, że być tego nie zrobił. Och, boże. Brzydzisz si…?
Syriusz wie, co zrobić. Ucisza Harry’ego pocałunkiem.
Po tym żaden z nich nie mówił przez długi czas.
Rozdarci są pomiędzy niespiesznym cieszeniem się sobą, a jak najszybszym zaspokojeniem żądz. W końcu bez słowa osiągają kompromis. Jeśli jeden z nich zaczyna gwałtownie sapać, drugi zwalnia, porzuca tę część ciała, którą się właśnie zajmował i robi coś, co pozwalało im przedłużyć wzbierający żar. Syriusz bezustannie liże sutki Harry’ego, z początku szybko i gwałtownie, aż do chwili, gdy nie stają się dwoma niemal bolesnymi punkcikami na jego ciele. Wtedy zwalnia, owijając swój język wokół nich tak leniwie, że Harry jęczy, uczepia się ramion mężczyzny i unosi biodra, ocierając się nimi o brzuch ojca chrzestnego. Syriusz zjeżdża coraz niżej, znacząc językiem klatkę piersiową chłopca, ostrożnie omijając jego krocze i schodząc w dół, całując udo, owijając dłonie wokół jego stóp i delikatnie ssąc palce u nóg, aż do momentu, gdy Harry skomli.
Chłopak unosi się, klęka i sięga po penisa mężczyzny. Gładzi go lekko dłońmi, patrząc przy tym Syriuszowi w oczy, jak gdyby pytał, czy robi to dobrze. Ale odpowiedź jest tak oczywista, że w końcu Harry przestaje się o to martwić i zaczyna nieskrępowanie bawić się członkiem Syriusza.
Powoli kładzie się na brzuchu, opiera o nogę Syriusza i bierze w usta jego penisa. Delektuje się smakiem ciała i drżeniem, które co rusz przechodzi przez udo mężczyzny. Następnie zajmuje się jądrami Syriusza, biorąc każde z nich do ust i pieszcząc je delikatnie. Syriusz syczy, choć Harry nie jest pewny, czy to dobrze, czy źle. Mimo wszystko kontynuuje.
Mężczyzna zagłębia palce w gęstych włosach chłopaka, ale nie po to, by kontrolować jego poczynania lub odepchnąć go. Nie, chce poczuć każdy, najdrobniejszy ruch głowy Harry’ego, gdy ten ssie go i liże. Obraca w dłoniach trzymane przez siebie mocne, grube włosy. Jęczy, pozostawiając jednak oczy otwarte, by dalej móc kontemplować twarz chrześniaka. Usta chłopaka rozszerzają się, chcąc dokładnie objąć członek mężczyzny. Różowy język owija się wzdłuż wewnętrznej strony penisa. Oczy Harry’ego są półprzymknięte, co nadaje mu uwodzicielski wygląd. Syriusz prawie kwili.
Słysząc to, Harry przerwa. Nachyla się po kolejny pocałunek i teraz znów odkrywają wnętrze swoich ust, jak gdyby wcześniej pominęli coś istotnego, w pośpiechu owijając języki wokół siebie i mieszając ślinę. Jest to tak delikatne, figlarne i wręcz boleśnie słodkie, że ponownie niemal doprowadza ich do wytrysku.
To Harry pierwszy chce udać się do łazienki, szukać słoika lubrykantu, który wcześniej tam położył. W końcu znajduje swoją różdżkę i przywołuje tę cholerną rzecz. Ponownie wraca w ramiona Syriusza, całując go ustami mokrymi od łez. Dotyk jego warg jednocześnie pociesza go, pobudza i wbija nóż w serce. W jednym momencie chce upaść i zapłakać, w drugim wciąż pragnie całować Syriusza. Pomimo wszystkiego, co się do tej pory wydarzyło, nadal trudno jest mu uwierzyć, że jest to ich jedyna wspólna noc.
Na tym świecie. Ta myśl chroniła go od płaczu. Chłopak nie jest nawet pewny, czy wierzy w życie pozagrobowe. Ale w tym momencie musiał.
To Syriusz pierwszy jest na górze. Ustalili to w milczeniu, nie chcąc psuć atmosfery niezręcznymi pytaniami. Mężczyzna odwraca się twarzą do chrześniaka, owija jego ciało ramieniem, a następnie przesuwa dłoń w kierunku jego tyłka. Wchodzi w niego jednym nawilżonym palcem. Harry drży, ale po chwili rozluźnia się, oddychając cicho. Sądząc po tej reakcji, chłopak faktycznie nie był już prawiczkiem, chociaż Syriusz nie może ustalić tego na podstawie samego dotyku. Zawsze irytowały go plotki, jakoby seks analny w znaczący sposób rozluźniał mięśnie odbytu.
Kiedy ma już w chłopaku trzy place, delikatnie je wyjmuje i obraca go tak, że teraz leży on na brzuchu. Harry rozkłada nogi i unosi biodra, ramionami owijając poduszkę, którą ma pod podbródkiem. Poza ta wydaje się Syriuszowi tak pełna ufności, tak przepełniona erotyzmem i tak piękna, że obawia się, że kłębiące się w nim emocje doprowadzą go do orgazmu, który zepsuje ten moment. Ale tak się nie staje. Przykrywa plecy chłopaka swoim ciałem, z początku pomagając sobie lekko rękami, ale gdy już znajduje właściwy kąt, kładzie dłonie na ramionach Harry’ego. Powoli zaczyna wciskać główkę penisa do jego odbytu. Harry klnie i bluźni, a jego słowa rozbrzmiewają w uszach Syriusza jak poezja.
- O kurwa… Jezu… Cholera… Boże…
Gdy już w całości znajduje się w Harrym, pozostaje tam, powstrzymując się od pchnięć, dociska twarz do karku Harry’ego i wciąga zapach jego włosów. Uważa, że to prawdopodobnie najcudowniejszy zapach, jaki dostał się w jego nozdrza i mózg, właśnie teraz, w ostatnich godzinach jego życia. I to myśli ktoś, kto potrafi przemienić się w psa.
Harry mruczy pod nim, gdy zaczyna pchać i Syriusz wiem, że nie wytrzyma już dłużej. Próbuje skoncentrować się na głaskaniu prostaty Harry’ego, chcąc usłyszeć jego jęki. I udaje mu się, chłopak ponownie kwili, a wtedy wszelkie myśli odpływają z głowy Syriusza i dochodzi, głęboko we wnętrzu chrześniaka. Przylega do niego, pragnąc owinąć ręce wokół bioder Harry’ego, ale niezdolny jest do oderwania ich od torsu chłopaka. Czuje pod palcami jego mięśnie, gładzi dłońmi jego brzuch.
Kiedy ponownie może już oddychać, zaczyna całować kark chrześniaka, wciąż i wciąż, nie mogąc przestać.
W końcu wyciąga penisa z Harry’ego, ponownie przewraca go na plecy i bierze do ust jego członka. Ssie go u nasady, wtula twarz we włosy łonowe, nawet gdy główka penisa drażni głęboko jego gardło. Chłopak krzyczy i dochodzi, tak gwałtownie, że Syriusz ledwo może poczuć jego smak na języku.
Leżą obok siebie w milczeniu, głaszcząc delikatnie skórę drugiego mężczyzny. Wiedzą instynktownie, że dotyk ten wcale nie ma na celu ponownego pobudzenia. I tak w końcu ponownie podnieci ich sama obecność i bliskość kochanka. Dotykają się, całują, pieszczą oddechami swoje twarze, pozwalają, by ich kończyny ocierały się o siebie. Przede wszystkim chcą zapomnieć, że są parą kompletnie różnych ludzi, którzy już następnego ranka dzielić będą zupełnie inny los.
Wiedzą, że nie zmarnują ani jednej minuty tej nocy na spanie.
Około drugiej w nocy Syriusz żartuje, by poprosić Zgredka o ostrygi.
Harry zaczyna się śmiać. A zaraz potem wybucha płaczem.
Całuje ponownie kochanka i jeszcze raz smakuje ustami jego ciało.

O godzinie siódmej rano:
- Proszę.
Syriusz owija ramiona wokół chrześniaka i całuje go delikatnie.
- Nie, Harry.
- Proszę. – Chłopak podejmuje próbę powstrzymania cisnących się do oczu łez. Chce, by jego ojciec chrzestny zrozumiał, że to rozsądny plan, a nie wybujałe marzenia kochanka o złamanym sercu. – Powiedz im, że jestem twoim zakładnikiem. Jeśli nas złapią, i tak mnie nie skrzywdzą. Chcę być z tobą. Proszę.
- Wiedzą, że nigdy bym cię nie zranił. Nie uda się.
- Uda. Nie będą chcieli ryzykować! Cholera, Syriuszu, to moje życie! Jeśli chcę spędzić je z tobą na wygnaniu, to mój własny wybór. Cholera, proszę, pozwól mi! – Siada, wkładając w słowa tyle mocy, ile tylko może. Wie, że to jego ostatnia szansa, chociaż zdaje sobie sprawę, że żadne wcześniejsze błagania nie poskutkowały.
Nie może zrozumieć, dlaczego Syriusz wciąż mu odmawiał.
To nie ma najmniejszego sensu.
- Harry.
Wyraz twarzy mężczyzny nagle przeraża chłopaka. To nie tylko podjęte przez niego postanowienie. Nie, Syriusz wygląda tak, jakby chował w zanadrzu jakiś sekret. Straszny sekret.
- Co? – szepcze.
Mężczyzna nachyla się, by poczochrać włosy chrześniaka.
- Jesteś najwspanialszym człowiekiem na Ziemi. Kocham cię. Zawsze będę. Nic tego nie zmieni, zapamiętaj to sobie.
Młodzieniec chce powiedzieć to samo Syriuszowi, ale nie może. Wie, że jego ojciec chrzestny jeszcze nie skończył.
- Harry… - ciągnie Syriusz, patrząc na słoneczny dzień za oknem. – Powiedziałeś przedtem, że nie chcesz, by dementorzy zabrali ci szczęśliwe wspomnienia, gdy przyjdą mnie pocałować. Odpowiedziałem wtedy, że mi to nie grozi. – Syriusz zwilża językiem wargi, wciąż nie patrząc na młodzieńca. – Czy zastanawiałeś się w ogóle, jak to możliwe? Jak zgodzili się na coś takiego? Pomimo tego, że przed procesem nie chcieli mnie wypuścić nawet za kaucją?
Harry tylko wpatruje się w niego. Tak bardzo pragnie, by animag nie kończył tego, co ma do powiedzenia.
- Nikt nie przyjdzie po mnie o ósmej. Dementorzy nie złożą na moich ustach pocałunku.
Milknie. Za oknem wesoło śpiewały ptaki.
- Zrobili to już wczoraj, zanim tutaj przyszedłem.
Harry zamiera, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Przez moment zapomina nawet, jak się oddycha. Syriusz przechyla głowę i patrzy w oczy chrześniakowi.
- To długoterminowe zaklęcie. Mogli mnie wypuścić na dwadzieścia cztery godziny, ale tylko jeśli byliby pewni, że pod koniec tej doby będę już martwy.
Pochyla się nagle na łóżku, wyciągając ramię, by objąć Harry’ego.
- Więc widzisz, wszystko jest w najlepszym porządku. Nie mogą mi zabrać tych wspomnień. A są one szczęśliwe. Bardzo, bardzo szczęśliwe. – Uśmiecha się. Nie smutnym uśmiechem, nie, nie było w nim ani krzty smutku. I to właśnie sprawiła, że Harry zaczyna wyć, uczepia się Syriusza i krzyczy, jak gdyby go mordowano. I w pewnym stopniu tak jest, jakaś część jego umiera w tym momencie. Zabili ją, tak samo jak zabili wcześniej Syriusza, który teraz przytula go mocniej i mówi:
- Cii, cicho, Harry, posłuchaj mnie, byłeś najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przydarzyła. Nawet, gdybyśmy mieli więcej czasu, nie mogłoby być lepiej, niż było teraz. Chcę, byś w to uwierzył, byś to wiedział. Proszę, nie płacz już, Harry…
Ale chłopak go nie słucha. Upada, szloch wstrząsa jego ciałem. Nie jest już nawet w stanie dłużej czepiać się ramienia Syriusza. Czuje się zdradzony, obdarty z resztek nadziei przez osobę, którą najbardziej kocha. Ciężar na posłaniu obok zmniejsza się, a po chwili dotyka go coś szorstkiego i mokrego. Zdaje sobie sprawę, że ktoś liże mu twarz. To był Łapa, który rozciąga swoje futrzaste ciało wzdłuż ciała Harry’ego. Wyje i nieprzerwanie liże jego twarz. Chłopak przezwycięża wzbierającą w nim histerię; żaden człowiek nie jest w stanie zignorować takiej psiej rozpaczy. Młodzieniec z trudem łapie oddech, przełyka ślinę i jęczy:
- S-Syriuszu.
Leży na łóżku, podczas gdy Łapa zlizuje mu z twarzy łzy, wciąż wydając z siebie te ciche psie popiskiwania, które uspokajały Harry’ego. Milknie, bo po prostu musi. Przekłada ramię przez futrzaste ciało, leżące obok niego i przytula go mocno. Pies wciąż liże go po twarzy, jak gdyby łzy chłopaka były najwspanialszym napojem, którego nie mógł sobie odmówić. Tym sposobem pocieszał Harry’ego tak, jak nigdy nie udałoby mu się poprzez słowa. leżą razem, z oczu chłopaka spływało słone morze, natychmiast zlizywane przez animaga.
Nagle Łapa wyje i wsuwa nos pod podbródek młodego czarodzieja.
Harry nie zwraca  na to uwagi. Po chwili dociera jednak do niego, że łzy swobodnie spływają mu po policzkach, nie zlizywane przez szorstki język.
- Łapo? – szepcze w końcu ochrypłym głosem.
Zwierzak obok niego oddych, ale w żaden inny sposób nie okazuje, że żyje.
- Syriuszu?
Dłoń Harry’ego unosi się, by pogłaskać czarny łeb.
- Syriuszu.
Chłopak czuje wilgoć psiego nosa i powiew jego wolnych oddechów na palcach.
- Nie.
Łapa się nie poruszał.
- Nie.
Chce powiedzieć coś innego. Chce powiedzieć: "No przestań, daj spokój, nie leż tutaj tak. Kontynuuj to, co przerwałeś, podobało mi się. Nie ignoruj mnie, Syriuszu, nienawidzę, gdy to robisz. Kiedy chcesz mi coś powiedzieć, ale z jakichś powodów nie możesz, zawsze udajesz, że mnie po prostu nie słyszysz. Myślisz, że nie wiem, co się dzieje? Cholera, przecież WIEM. Myślisz, że nie zrozumiałem, dlaczego tak nagle umilkłeś? Jestem już chłopakiem, nie dzieckiem. Nie byłem nim od lat. Wiem, czego chcę, a przede wszystkim wiem, że ty chcesz tego samego. Hej, przecież już to uzgodniliśmy, prawda? Teraz już wszystko będzie w porządku. Musi być. W końcu to powiedzieliśmy, naprawdę, w końcu się udało, więc wszystko teraz musi być w najlepszym porządku. Przestań więc…"
-... tak mnie ignorować, NIENAWIDZĘ, GDY TO ROBISZ! Niech cię szlag!
Łapa się nie porusza. Nieokreślony dźwięk wydobywa się z gardła Harry’ego. Nie wiedział nawet, że jest zdolny do wydawania takich odgłosów. Odrobinę przypominało to jęk, który wyrwał się z jego piersi jeszcze przed chwilą, ale w jakiś sposób był zupełnie inny. Tak powinno brzmieć Niewybaczalne Zaklęcie, kiedy spływało z różdżki. Nie pozostawiałoby w ten sposób żadnych wątpliwość, dlaczego za ich użycie człowiek skazywany był na dożywocie w Azkabanie.
Wtula twarz w bok Łapy, bojąc się na niego spojrzeć, w obawie, że widok tych szklanych i pozbawionych życia oczu prześladować go będzie do końca życia. Ale przecież musi mieć pewność, więc oczywiście patrzy. Nie jest tak strasznie, jak się obawiał. Mimo wszystko nadal są to psie oczy. Często widział, jak zwierzęta przybierają taki wyraz twarzy, gdy przez długi czas wpatrują się w coś usilnie. W ciszy, jak gdyby głowę zaprzątały im same poważne myśli, na przykład, co robi tutaj ta dziura w płocie, grządka trawy, motyl, czy nawet cholerna poezja Miltona. Wyciąga rękę, by pogłaskać Łapę. Dłoń trzęsie mu się tak gwałtownie, że nie jest nawet w stanie stwierdzić, czy pies wciąż oddycha. Cholera, tak bardzo chce poczuć jego opadającą i unoszącą się pierś, tak bardzo potrzebuje czegoś - czegokolwiek - co przekonałoby go, że Syriusz jednak żyje. Wie, że oszukuje samego siebie, ale nic nie może na to poradzić.
Coś dotyka jego ramienia. Ktoś ciągnie go do tyłu, krzycząc głośno jakieś słowa, które podejrzanie przypominało jego imię. Jak mogłem nie usłyszeć ich nadejścia? – przemyka mu przez głowę. Jakaś osoba siada obok niego na łóżku i obejmuje go ramieniem.
- Nie chciał, byś widział go w takim stanie – mówi Remus. – Poinformował mnie wcześniej, że zanim nadejdzie jego czas, zamieni się w Łapę. Chciał, by nam wszystkim było z tym łatwiej.
Harry zerka na oddychającego spokojnie psa.
- Czemu… Czemu nie przyjmie swojej normalnej formy? – szepcze.
Uścisk Remusa na ramieniu wzmacnia się.
- Teraz już tak zostanie. – Harry słyszy, jak mężczyzna obok stara się ukryć napięcie w głosie, chociaż nie wychodzi mu to zbyt dobrze. Chłopak czuje to na ramieniu, na całym swoim ciele. – Pocałunek dementora nie zamienia animaga w jego pierwotną formę. A on… nie może teraz sam tego zrobić. Nie wie już, jak.
Przez długi czas żaden z nich się nie porusza. Na dole, w innych pomieszczeniach, rozlegają się już hałasy. No tak, Syriusz poinformował ich, o której dokładnie godzinie mają przyjść.
Zapewne sądził, że będą wspaniałymi obserwatorami samobójstwa Harry’ego.
- Pozwól, że zajmę się resztą jego życzeń – mówi Remus.
Czeka chwilę na odpowiedź chłopaka. Czeka, aż młodzieniec powie, że dobrze, nie ma sprawy, może swobodnie zająć się pustą skorupą, która została po ich przyjacielu.
Harry kiwa głową.
Lupin pomaga mu wstać, podnosi z łóżka koc i szczelnie owija nim chłopaka, prawie go przy tym mumifikując. Może myśli, że to pomoże Harry’emu przestać się trząść. Mężczyzna gładzi ręką ciemne włosy Gryfona i mówi:
- Nie chciał, byś to widział.
Harry ponownie kiwa głową. Jeszcze raz rzuca okiem na czarnego psa.
Po raz ostatni widzi go w takiej formie, w jakiej widział go po raz pierwszy.
Obraca się i opuszcza pokój. Nie płacze. Wcale nie płacze.
Słyszy, jak Remus hałasuje w teraz już pustym pomieszczeniu.
Schodzi po schodach, omija jednak pokój gościnny, z którego wciąż dobiegają hałasy. Przechodzi przez kuchnię i na powrót znajduje się na tylnym ogródku.
Poranek znów jest pochmurny, ale w związku z tym, że wczoraj nie padało, ziemia jest wysuszona. Siada, mocniej wtulając się w koc, który tworzy wokół niego ciepły kokon.
Myśli chwilę o kokonach i rzeczach, które z nich wychodzą.
Myśli o Lunatyku, Glizdogonie, Łapie i Rogaczu. Teraz został z nich już tylko jeden. Jedyny, który nigdy nie był animagiem i nie miał kontroli nad swoimi przemianami.
Myślał o uczynkach przyjaciół względem przyjaciół.
Sięga. Nie stara się, nie chwyta tego gorączkowo. Zakłada, że to zwyczajnie leży tuż przed nim i wystarczy po prostu podnieść to opuszkami palców.
Wyobraża sobie, że wciąż czuje na twarzy mokry język zlizujący jego łzy.
Koce opadają na ziemie, gdy zmienia kształt.


* na koniec wspomnianego filmu leci piosenka „We’ll meet again” Very Lynn

PS Tłumacząc, wylałam chyba jeszcze więcej łez, niż gdy to czytałam za pierwszym razem. Podczas tłumaczenia posiłkowałam się tłumaczeniem innej tłumaczki, niestety dla mnie anonimowej. Przypadkiem znalazłam oryginał u znanej z wcześniejszym moich tłumaczeń Amanuensis, która pozwoliła mi przetłumaczyć również ten tekst, bo nie potrafiła powiedzieć, czy komuś jeszcze dawała zgodę na jego przetłumaczenie. Mam nadzieję, że podobało wam się tak, jak mi ;_; Wciąż płakam 

3 komentarze:

  1. Płakałam jak głupia. Nawet nie wiem kiedy łzy zaczęły płynąć. Strasznie smutne. Chyba najsmutniejsza miniaturka jaką czytałam.
    Pozdrawiam Senri97

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatni raz tak płakałam oglądając "Mój przyjaciel Hachiko"... Strasznie smutne, ale dobrze napisane.
    Chciałabym wiedzieć w co się zmienił i co stało się później, choć podejrzewam, że popełnił samobójstwo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, hejka,
    bardzo smutne, ciekawa jestem w co się zmieni i co dalej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń