Voldemort odwrócił się od Harry’ego i podszedł do
Barty’ego Croucha Jr., nie patrząc nawet drugi raz na Pettigrew, który wciąż
leżał na ziemi, krwawiąc. Crouch zwrócił twarz ku Voldemortowi, wciąż na
kolanach i z pochyloną głową. Dało się słyszeć syczenie, ostrzegając Harry’ego,
że wielki wąż się poruszył. Harry obserwował, jak wąż pełznie w jego kierunku i
zatrzymuje się u jego stóp, obserwując go, wyzywając go do tego, by się
poruszył, żeby mógł w niego uderzyć. Harry ostrożnie spojrzał z powrotem na
Voldemorta i zobaczył, że Crouch podaje mu różdżkę.
Przez chwilę Voldemort po prostu trzymał różdżkę w dłoni,
jakby przypominał sobie, jakie to uczycie, po czym skierował wzrok na Croucha.
- Wyciągnij rękę – rozkazał. W tym głosie nie było
miejsca na sprzeciw. Crouch posłusznie wyciągnął lewą rękę i podciągnął rękaw
do łokcia, odsłaniając coś, co wyglądało jak ciemnoczerwony tatuaż,
przypominający Mroczny Znak, o którym Harry czytał w „Proroku Codziennym”. Był
to ten sam znak, który pokazał się na niebie po Mistrzostwach Świata w
Quidditchu – czaszka z wężem wychodzącym z ust. Voldemort przyjrzał się mu bliżej
i uśmiechnął.
- Wrócił – syknął. – Teraz zobaczymy, jak wielu głupio
odwróciło się przeciw mnie.
Bez ostrzeżenie Voldemort dotknął znaku na ramieniu
Croucha. Harry poczuł kolejny wybuch bólu z blizny na czole, gdy Crouch
wrzasnął. Tak szybko, jak ból się pojawił, zniknął. Pochylając głowę i
oddychając ciężko, Harry zmusił się, by spojrzeć na Voldemorta i Croucha, by
zobaczyć, jak Czarny Pan odsuwa swoją rękę od teraz całkiem czarnego znaku.
Voldemort wyprostował się i rozejrzał po cmentarzu z
okrutnym uśmiechem na twarzy. Jego postawa przywoływała na myśl złe przeczucia,
jednak była w jakiś sposób niecierpliwa. Harry nie chciał myśleć o tym, na co
Voldemort czekał, ale to nie powstrzymało jego umysłu przed snuciem możliwości.
Kimkolwiek byli „oni”, Harry wiedział, że służyli Voldemortowi. Pytaniem było,
jakim typem sługusów byli?
Po kilku minutach, Voldemort zwrócił twarz z powrotem do
Harry’ego, a jego zły uśmiech poszerzył się.
- Harry Potter – syknął. – Siedzisz na grobie mojego
zmarłego ojca. Był mugolem i tylko głupcem – podobnym do twojej matki. Oboje
służyli tylko celowi, niczemu więcej. Twoja matka zmarła, by cię ratować, a ja
zabiłem swojego ojca, tylko by zapewnić sobie jego pożytek po śmierci. Mój ojciec odwrócił się od mojej matki,
kiedy dowiedział się, że jest czarownicą… całkiem jak twoi krewni odwrócili się
od ciebie.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się na to zdanie. Voldemort
wiedział o wuju Vernonie i ciotce Petunii? Co jeszcze Pettigrew i Crouch mu
powiedział? Jak wiele wiedział o Remusie i Syriuszu? Czy wiedział o wybuchach?
Czy wiedział o treningu, jaki zorganizowali mu Syriusz i Remus? Myśl, że
Voldemort wiedział o nim tak wiele sprawiła, że Harry poczuł mdłości.
- Och, tak, moi szpiedzy poinformowali mnie o wszystkim o
tobie, Harry Potterze – kontynuował Voldemort z chłodnym śmiechem. – Zostałeś
zabrany od twojego okrutnego wujostwa i oddany zdrajcy krwi i wilkołakowi. Nie
martw się. Oboje łatwo mogą odwrócić się, by podążyć za mną. – Harry zbladł na
ten komentarz. – Zemszczono się już na twoim wuju. Ale potrzebowano zgody tego
kochającego mugoli głupca, by to zrobić, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce. Sam
zemściłem się na swoim ojcu. Moja matka zmarła wydając mnie na świat. Musiałem
dorastać w mugolskim sierocińcu, ponieważ ojciec zostawił moją matkę, zanim się
urodziłem. Dzielimy to samo imię, wiesz? Tom Riddle. Nie umiem się doczekać,
kiedy zostawię je za sobą.
Dźwięk szeleszczących szat ostrzegł zarówno Harry’ego,
jak i Voldemorta, że przybyli inni.
- W końcu wróciła moja prawdziwa rodzina – wyszeptał Voldemort. Ubrane w czarne płaszcze
postacie pojawiły się między grobami z trzaskiem, dźwiękiem czarodziejskiej
aportacji. Nosili białe maski oraz kaptury na głowach, ukrywając wszystko, co
mogłoby ich zidentyfikować. Powoli zaczęli się poruszać, jeden za drugim, w
kierunku Voldemorta, upadając na kolana, by dotknąć i pocałować rąbek jego
szaty, jednocześnie nazywając Voldemorta „mistrzem”.
Gdy powitali Czarnego Pana, stanęli z tyłu i wycofali
się; utworzyli okrąg wokół grobu, do którego przywiązany był Harry. Rozglądając
się nerwowo, Harry dostrzegł dziury w okręgu. Ci ludzie nosili takie same
szaty, jak Crouch i Pettigrew, skłaniając chłopca do wniosku, że ci… mężczyźni
byli śmierciożercami, lojalnymi wyznawcami Voldemorta.
Voldemort przyjrzał się postaciom, nie wyglądając na ani
pod wrażeniem, ani rozczarowanego zgromadzeniem.
- Witajcie, moi śmierciożercy – powiedział cicho. –
Minęło trzynaście lat, od kiedy zostaliście ostatni raz wezwani, a jednak
przyszliście, jakby nie minęła ani chwila. Zjednoczeni pod Mrocznym Znakiem,
który wszyscy nosicie… ale czy na pewno? – Powoli rozejrzał się po
zakapturzonych postaciach, niemal jakby badał swoich zwolenników zwykłym
spojrzeniem. – W powietrzu czuć poczucie winy – rzekł w końcu. – Wielu z was
nim cuchnie.
Jego głos zmienił się w oskarżający.
- Każdy jeden z was jest zdrowy i potężny – syknął. – Nie
widzę powodu, dlaczego nikt mnie nie szukał, czarodzieja, któremu
przysięgliście lojalność. Musiałem czekać na kogoś takiego jak Glizdogon, aż
przyjdzie do mnie, ponieważ wszyscy inni wrócili do społeczeństwa, twierdząc,
że są niewinni czynów, których dokonali z własnej wolnej woli. Być może poczuli
potrzebę dołączenia do szlam, mugoli i Albusa Dumbledore’a.
Kilku członków kręgu potrząsnęło głowami, podczas gdy
inni poruszyli się niespokojnie, ale Voldemort zignorował ruch.
- Opuszczenie przez tych, którzy zadeklarowali mi swoją
wieczną lojalność, było rozczarowaniem – powiedział, – a ja nie lubię
rozczarowań. – Kilku członków spróbowało się poruszyć, ale wydawało się, że coś
powstrzymuje ich przed opadnięciem na kolana i błaganiem o litość. – Nawet nie
próbujcie błagać o wybaczenie. Żaden z was na nie nie zasługuje. Zajmie wam
trzynaście lat spłacenie tych trzynastu lat zdrady. Glizdogon już pewną część
długu spłacił, a Barty był uwięziony przez swojego ojca, póki go nie
uratowałem.
Crouch z wdzięcznością skłonił głowę, potwierdzając
zdanie Voldemorta. Pettigrew wciąż leżał na ziemi, ściskając kikut ręki i
chlipiąc.
- Pomogłeś mi powrócić, Glizdogonie – powiedział
Voldemort, zwracając się do Pettigrew. – Mimo całej swojej bezwartościowości i
tchórzostwa, pomogłeś mi, a Lord Voldemort zawsze nagradza tych, którzy mu
pomagają.
Voldemort uniósł różdżkę i zakręcił nią w powietrzu,
pozostawiając po sobie pasek srebra. Powoli srebro zaczęło przyjmować kształt,
formując się w coś, co wyglądało jak srebrna, ludzka ręka. Kiedy skończył ją
kształtować, powoli opuściła się i przytwierdziła do krwawiącego ramienia
Pettigrew. Cisza wypełniła powietrze, gdy Pettigrew przestał szlochać. Spojrzał
w dół i wpatrywał się ze zdumieniem w nową srebrną dłoń, po czym dopadł na
kolanach do Voldemorta i pocałował dół jego szat.
- Dziękuję, mój panie, dziękuję – wyszeptał Pettigrew, po
czym wstał i zajął miejsce w kręgu.
- Ja nigdy nie łamię danego słowa, Glizdogonie –
powiedział Voldemort. – Lepiej o tym pamiętaj. – Potem Voldemort odwrócił się
do mężczyzny po prawej od Pettigrew. – Lucjuszu, jestem zaskoczony, że
przybyłeś tak szybko. Wykonałeś swoje zadanie po mistrzowsku. Myślałem, że gdy
obecność Barty’ego w Hogwarcie została odkryta, moje plany zostały zrujnowane.
Przyprowadziłeś do mnie tego, kogo potrzebowałem. Zostaniesz nagrodzony.
Śmierciożerca, do którego mówił, pochylił głowę z
szacunkiem. Oczy Harry’ego rozszerzyły się, gdy to usłyszał. Lucjusz Malfoy był
odpowiedzialny za jego obecność w tym miejscu? Lucjusz Malfoy tu był? To on
rzucił na Viktora klątwę Imperius, zmuszając go do torturowania Cedrica? Myśl o
Cedricu utrudniła Harry’emu oddychanie, gdy poczuł, że jego oczy pieką od łez.
- Ufam, że nie użyłeś czegoś tak prostego, jak
świstoklik, który może zostać namierzony – dodał Voldemort.
- Nie, mój panie – powiedział stanowczo Malfoy,
pochylając głowę. – Zaklęcie transportowe z czujnikiem powiadamiającym
założonym na Pucharze. Nikt nie podejrzewał obecności zaniepokojonego
naczelnika szkolnego.
Voldemort skinął głową, jakby spodziewał się takiej
odpowiedzi.
- To by wyjaśniało, jak ten niepotrzebny przybył bez dotykania przedmiotu – powiedział, po
czym skierował się w kierunku dużej przerwy obok Malfoya. – Lestrange’owie…
zostali uwięzieni za swojego mistrza, zamiast zwrócić się przeciw niemu.
Zostaną nagrodzeni, kiedy Azkaban upadnie. Oczywiście dementorzy do nas
dołączą, wraz z olbrzymami i mrocznymi stworzeniami, których wielu się boi. –
Voldemort przemieścił się, aż nie zauważył największej z przerw. – Ach, tu
brakuje pięciu – powiedział z namysłem. – Trzech nie żyje, jeden jest zbyt
wielkim tchórzem, by do mnie wrócić, a ostatni mnie opuścił. Zapłaci za zdradę
swoim życiem.
Czarny Pan powoli odwrócił się do Harry’ego, a na jego
bezwargich ustach uformował się okrutny uśmiech.
- Jestem pewny, że wielu z was zauważyło, że mamy gościa
– powiedział, podchodząc do nastolatka. – Harry Potter jest, oczywiście, moim
gościem honorowym. Wielu z was myślało, że zwykłe dziecko spowodowało mój upadek. Tej nocy straciłem swoje moce i
ciało, z powodu czegoś, co przeoczyłem. Jego matka umarła, starając się go uratować,
zapewniając mu ochronę, przez którą nie mogłem skrzywdzić chłopca.
Ból z blizny Harry’ego wzmagał się przy każdym kroku
Voldemorta. To uniemożliwiało mu myśleć. Musiał przypomnieć sobie, by oddychać.
W Harrym była pewna część, która chciała, by Voldemort zwyczajnie zakończył to,
podczas gdy druga wrzeszczała na niego, by wymyślił jakiś sposób na ucieczkę z
powrotem do Hogwartu… do opiekunów i przyjaciół.
Voldemort zrobił kolejny krok i wyciągnął rękę, by
dotknąć twarzy Harry’ego.
- Poświęcenie jego matki zostało w nim – powiedział. –
Stara magia, którą głupio przeoczyłem, ale to już nie ma znaczenia. Ochrona
zniknęła. – Bez dalszych ceregieli, Voldemort dotknął policzka Harry’ego,
zwiększając ból, który już promieniował z blizny. – Mój błąd… idiotyczne
poświęcenie kobiety, które odwróciło moją klątwę, wyrywając mnie z ciała z
niewyobrażalnym bólem, w końcu zostało naprawione. Już dłużej nie jestem czymś
słabszym od ducha, a kimś żywym. Już dłużej nie muszę opętywać zwierząt czy
innych ludzi, jak robiłem cztery lata temu, próbując ukraść Kamień Filozoficzny
– próba ta również została udaremniona przez Harry’ego Pottera. Już dłużej nie
muszę polegać na słudze, który uciekł przed byłymi przyjaciółmi, by utrzymywać
mnie przy życiu.
Kilku śmierciożerców z zawstydzeniem poruszyło się do
przodu i do tyłu, ale Voldemort nie zauważył tego.
- Widzisz, Harry Potterze, los zawsze sprzyja Lordowi
Voldemortowi – powiedział Czarny Pan z szerokim uśmiechem. – Dowiedziałem się o
Turnieju od Berthy Jonkins, czarownicy z Ministerstwa, która miała pecha wpaść
na Glizdogona. Ujawniła też lokalizację wiernego śmierciożercy. Jej umysł i
ciało po tym już nie były takie same. Musiałem się jej pozbyć. – Wyraz odrazy
na twarzy Harry’ego sprawił tylko, że zły uśmieszek Voldemorta poszerzył się. –
Widziałeś, czym byłem przed odrodzeniem. Zauważyłeś zmianę sprzed paru lat
wstecz, prawda… Harry? Widzisz, dzięki zaklęciu, które wynalazłem, małej pomocy
Nagini i eliksirowi, uwarzonemu na podstawie krwi jednorożca i jadu węża, byłem
w stanie powrócić do formy niemal ludzkiej. Ponieważ Dumbledore zniszczył
Kamień Filozoficzny, musiałem użyć innych środków – niezłego kawałka Czarnej
Magii. Kość mojego ojca, ciało sługi i krew wroga… był jedyny wybór, jakiego
wroga powinienem wykorzystać. Ochrona twojej matki jest teraz również w moich
żyłach.
Harry patrzył na Voldemorta z niedowierzeniem. Przeszedł
przez wyparcie. Czuł zbyt wielki ból, by to się nie działo. Czuł się tak, jakby
jego głowa miała w jakimś momencie rozpaść się na pół, prawe przedramię
pulsowało bólem, a jego mięśnie krzyczały z wyczerpania. Prawdę mówiąc, Harry
nie wiedział, jak wiele mógł jeszcze znieść. W tym momencie stracenie
przytomności wyglądało na całkiem dobry pomysł.
- Nieźle walczyłeś, Harry Potterze – powiedział Voldemort,
brzmiąc na niemal dumnego. – Zbagatelizowałem to, co zdrajca krwi i wilkołak
mogli nauczyć cię w tak krótkim czasie. – Przez chwilę zerknął w dół na szyję
Harry’ego, a jego oczy zwęziły się z dezorientacji. – A co to takiego? –
zapytał Voldemort, rozpinając kołnierzyk Harry’ego, by ujawnić naszyjnik. – No,
no, jesteś pełen niespodzianek, prawda, Harry?
Voldemort owinął swoje długie palce wokół naszyjnika i
pociągnął, rozrywając zapięcie i jego uchwyt wokół szyi Harry’ego. Stanął
prosto i spojrzał na naszyjnik z bliska.
- Okazuje się, że Dumbledore jest pełen sekretów. –
Skierował swoje czerwone oczy na Harry’ego. – Tłumienie magii czternastolatka.
Nigdy nie myślałem, że nadejdzie dzień, w którym ten kochający mugoli głupiec
będzie się bał zwyczajnego nastolatka. Musisz być bardzo potężny, skoro
Dumbledore uciekł się do tego.
Oczy Harry’ego zwęziły się, patrząc na Voldemorta.
Wiedział, że to nie prawda. Nie był potężny. Dumbledore się go nie bał. Remus,
Syriusz i Dumbledore mówili mu to wiele razy, że jego magia zwyczajnie
dorastała zbyt szybko. Wybuchy wywoływały u niego ból, więc naszyjnik nosił, by
to powstrzymać. Nie było w tym nic specjalnego.
Oczywiście, nie zamierzał tego powiedzieć Voldemortowi.
- Może zobaczymy, jak potężny jesteś – zaproponował Voldemort,
unosząc różdżkę i kierując ją w Harry’ego. – Crucio!
Ból był gorszy niż cokolwiek innego, co czuł wcześniej.
Każdy mięsień, kość i narząd były jak w ogniu, sekundy od eksplozji. Harry
natychmiast zamknął oczy i starał się myśleć… starał się zignorować ból, ale to
było zbyt trudne. Chciał zemdleć… chciał umrzeć… chciał to zakończyć. O tak
wiele prosił?
Tak szybko, jak ból nadszedł, odszedł. Głowa Harry’ego
poleciała do przodu, a więzy jako jedyne trzymały go od upadku. Mógł słyszeć
śmiech, ale to była ostatnia rzecz, na jaką Harry zwracał uwagę. Czuł wstyd.
Wystarczyła jedna klątwa Cruciatus, a on się poddawał. Błagał, by nadeszła
śmierć. Zawiódł Syriusza i Remusa. Zawiódł profesora Dumbledore’a.
- Jaka szkoda – powiedział Voldemort, odrzucając naszyjnik
na bok. – Wydaje mi się, że Dumbledore przecenił twoją wartość, Harry Potterze.
Przez te wszystkie lata uciekałeś mi dzięki szczęściu i niczym więcej.
Udowodnię swoją potęgę, zabijając cię tu i teraz, ale nie w taki sposób. Dam ci
szansę na bronienie się, skoro teraz wiem, do czego jesteś zdolny. Glizdogonie,
rozwiąż go. Barty, znajdź jego różdżkę.
Pettigrew i Crouch posłuchali rozkazu. Pettigrew ukląkł
przed Harrym, wyciągnął mu knebel z ust, po czym rozwiązał więzy nową, srebrną
ręką. Dało się w ciszy słyszeć krzyk Croucha, ostrzegając Harry’ego, że Crouch
znalazł jego różdżkę. Zanim Harry się zorientował, co się dzieje, został
gwałtownie pociągnięty do góry, a w jego dłoń została wepchnięta różdżka.
Unosząc głowę, Harry zauważył, że krąg śmierciożerców zmniejszył się,
uniemożliwiając mu jakąkolwiek ucieczkę. Uścisk Harry’ego wokół różdżki
zacieśnił się, kiedy wyprostował okulary na twarzy. Jeśli miał umrzeć, będzie
stał prosto na swoich nogach. Miał jedną
ostatnią szansę, by Syriusz i Remus byli z niego dumni.
- Nie mam wątpliwości, co do tego, że twój zdradziecki
chrzestny nauczył cię, jak się pojedynkować – powiedział cicho Voldemort. – To
będzie interesujące dowiedzieć się, czego jeszcze mógł cię nauczyć, choć te
wszystkie żarciki mogą być teraz mało użyteczne. – Kilku śmierciożerców
zachichotało na ten komentarz. – Ukłoń się, Harry.
Harry przewrócił oczami i ukłonił się delikatnie, nie
spuszczając wzroku z Voldemorta, który odpowiedział ukłonem. Wiedział, że
nieposłuszeństwo nie jest dobrą drogą. Voldemort wiedział, że mógł się
fizycznie bronić, ale nie miał pojęcia, że jego trening z Syriuszem i Remusem
nie składał się z żartów. Musiał wymyślić plan, a trzymanie Voldemorta z daleka
było całkiem dobrym na tą chwilę.
- Więc pojedynkujmy się – powiedział Voldemort, unosząc
różdżkę.
Harry spodziewał się, że Voldemort zadziała szybko i
pochylił się, gdy Voldemort posłał w niego szybką klątwę. Usłyszawszy krzyk
„nieszczęśliwego” śmierciożercy, który oberwał klątwą zamiast niego, Harry
wiedział, że był to Cruciatus. Harry szybko wyprostował się i wskazał różdżką w
Voldemorta.
- Reducto! –
krzyknął, ale Voldemort szybko stworzył tarczę, by ochronić się przed
zaklęciem.
- Imponujące, Harry, ale do tego trzeba czegoś więcej –
powiedział spokojnie Voldemort.
Z różdżki Voldemorta wystrzeliły dwa promienie światła.
Harry zdołał uniknąć pierwszego, ale nie miał tego szczęścia z drugim.
Natychmiast poczuł ból, ponownie przepływający przez jego ciało. Jak
najszybciej Harry zamknął oczy i wycofał się do swojego umysłu. Ból nagle
zmalał, a on opadł na kolana. Piekący ból w całym ciele był teraz podobny do
bólu złamanej kości. Harry przygryzł dolną wargę, by powstrzymać się od krzyku
bólu. W końcu zniknął, a Harry zorientował się, że czuje krew w ustach.
Przygryzł wargę zbyt mocno
Harry powoli uniósł wzrok na Voldemorta, który patrzył na
niego zwężonymi oczami. Najwyraźniej ktoś nie był zadowolony z braku reakcji na
jego klątwę.
- Wydaje mi się, że klątwa nie była dla ciebie dość mocna
– powiedział w końcu Voldemort. – Nie ważne. Jestem pewny, że z czasem
znajdziemy dobrą dawkę. Co powiesz, Harry? Jak się czujesz, będąc tak szalonym,
jak Longbottomowie?
Harry pozostał cicho. Czy on właśnie powiedział
Longbottomowie? Skup się na zadaniu przed
tobą! Ściskając mocniej różdżkę, Harry powoli uniósł się na nogi. Był
zdeterminowany, by zakończyć to na stojąco, jak jego rodzice wiele lat temu.
- Odpowiedz mi! – krzyknął Voldemort. – Imperio!
Zaklęcie szybko uderzyło w Harry’ego. Podobnie jak na
zajęciach obrony, Harry poczuł, że jego wolna wola go opuszcza, ale zawalczył,
by ją zachować. Nagle poczuł ciepło wypełniające ciało, a zaraz za nim falę
energii. Pamiętał to uczucie, a teraz nie miał naszyjnika wokół szyi, by to
kontrolować. Pierwsze uczucie nicości zniknęło, gdy złamał gwałtownie
połączenie z klątwą Imperius, odsyłając Voldemorta na kilka kroków do tyłu.
Voldemort patrzył na Harry’ego rozszerzonymi oczami.
Wszyscy śmierciożercy, którzy widzieli oczy Harry’ego zauważyli, na co Czarny
Pan patrzy. W tych intensywnie zielonych oczach pojawił się nienaturalny błysk.
Moc w tych oczach była przerażająca. Wyglądało to niemal tak, jakby bardzo
stary i potężny czarodziej umieścił swoje oczy i moc w ciele nastolatka.
- Być może zbyt szybko cię osądziłem, Harry Potterze –
powiedział z uśmiechem Voldemort. – Z pewnością jesteś potężny. Oparłeś się
dzisiaj dwóm Niewybaczalnym. Dołącz do mnie, Harry. Mogę dać ci więcej, niż ten
głupiec, Albus Dumbledore. Pomogę ci wyszkolić twoją magię na potężną broń.
Pomyśl, co moglibyśmy zdziałać razem. Naprawdę wierzysz, że jesteś jedynym
magicznym dzieckiem, źle traktowanym przez mugoli? Nie są nas godni, Harry.
Zasługują na to, by być zniszczonym.
Harry nie musiał zastanawiać się nad tym.
- Nigdy do ciebie nie dołączę, Voldemort – powiedział,
brzmiąc na bardziej pewnego siebie, niż się czuł. – Zabiłeś moich rodziców. To
z twojego powodu zostałem do nich odesłany.
Voldemort syknął ze złości, unosząc różdżkę, ale Harry
już się poruszał. Wskazując różdżką w grupę śmierciożerców, Harry posłał w nich
zaklęcie Reducto, tworząc dziurę, przez którą mógł przebiec. Wystrzeliły
klątwy, ale w jakiś sposób Harry wiedział, gdzie były i był w stanie poruszać
się tak, by nic go nie uderzyło. Było to niemal tak, jakby mógł wyczuć, co
nadchodzi. Zmieniając kierunek, Harry zanurkował pod osłonę, a potem podczołgał
się do innego nagrobka i ukrył za nim.
- Nie można zmieniać zasad, Harry – skarcił go głośno
Voldemort, podchodząc bliżej. – Znajdę cię, a wtedy umrzesz jak twoi rodzice,
tak jak twój przyjaciel, którego Barty musiał zabić z twojego powodu.
Harry poczuł, że jego dłonie zaciskają się w pięści.
Voldemort nie namiesza mu teraz w głowie. Ustawiając swoje ciało, Harry wciął
oddech i wypuścił go uspokajająco, czekając. Voldemort się zbliżał. Był
dziesięć stóp od niego… pięć… trzy… dwie… jedną. W mgnieniu oka, Harry zerwał
się na nogi, wyskoczył w powietrze, podciągając nogi do piersi, po czym
wypchnął je z jak największą siłą do przodu w klatkę piersiową Voldemorta.
Voldemort zatoczył się, a Harry wylądował w niskiej, skulonej pozycji.
Następny ruch zdawał się być w zwolnionym tempie. Gdy
Harry wstał, Voldemort odzyskał równowagę. W tym samym momencie, ich różdżki
uniosły się i skierowały w przeciwnika. Po cmentarzu rozbrzmiały dwa głosy.
Nastolatek krzyknął: „Expelliarmus”,
podczas gdy wysoki głos Voldemorta – „Avada
Kedavra”. Zielone światło morderczego zaklęcia uderzyło w czerwone
oszałamiacza.
Harry nagle poczuł, że jego różdżka wibruje mu w dłoni i
zacisnął na niej uścisk. Nie puści… nie mógł puścić. Promień złotego światła
nagle połączył dwie różdżki oraz czerwień dochodzącą od Harry’ego oraz zieleń
od Voldemorta. Spoglądając na Czarnego Pana, Harry zobaczył, że Voldemort jest
równie zszokowany, co on.
Kiedy Harry już myślał, że nie może być dziwniej, poczuł,
że jest unoszony z ziemi wraz z Voldemortem i został przeniesiony na kawałek
ziemi wolnej od nagrobków. Dało się słyszeć głosy śmierciożerców, którzy
prosili Voldemorta o rozkazy. Stworzyli wokół nich krąg i wyciągnęli różdżki,
gotowi wypalić w Harry’ego.
Jeśli to możliwe, złote połączenie między ich różdżkami
dostrzegło to i natychmiast rozdzieliło się na niezliczone pasma, które wygięły
się nad Harrym i Voldemortem, tworząc rozjaśnioną, złotą kopułę, oddzielającą
ich od śmierciożerców. Nikt nie mógł ingerować w to, co się teraz działo. Harry
i Voldemort byli teraz sami.
Voldemort krzyknął coś do swoich sługusów, ale Harry nie
mógł zrozumieć, co. Był zbyt skupiony na tym, by utrzymać uścisk na różdżce,
chwytając ją mocno obiema rękami. Dźwięk wypełnił jego uszy, znajomy dźwięk,
który znał zbyt dobrze… to był śpiew feniksa. Harry zamknął oczy i słuchał.
Piękny dźwięk z niekontrolowaną energią dały mu nadzieję. Nagle przypominał
sobie drugie zadanie, gd użył drugiego wybuchu
do wypchnięcia zaklęcia z różdżki. Czy to teraz zadziała?
Wibracje jego różdżki drastycznie się zwiększyły.
Otwierając szybko oczy, Harry zobaczył, że promień między nimi zmienił kształt.
Teraz pojawiły się duże kulki światła, powoli poruszające się w kierunku
różdżki Harry’ego. Musiał odepchnąć je do Voldemorta. Zamykając ponownie oczy,
Harry skupił się na swojej różdżce i odepchnął kuleczki. Mógł poczuć, jak
powoli poruszają się w stronę Voldemorta. Wylewał coraz więcej energii,
skupiając się całkowicie na zadaniu. Powoli wibracje z jego różdżki zmniejszyły
się wyraźnie, pozwalając Harry’emu otworzyć oczy i unieść wzrok na przeciwnika.
Różdżka Voldemorta wibrowała teraz gwałtownie, gdy złoty
koralik połączył się z jej końcem. Dało się słyszeć rozbrzmiewający krzyk, gdy
coś, co wyglądało jak dłoń, należąca do gęstego, szarawego ducha wynurzyło się
z różdżki Voldemorta, a zaraz za nią głowa, pierś i ramiona. To był korpus
Cedrica Diggory’ego. Harry niemal upuścił różdżkę z powodu szoku, obserwując,
jak reszta Cedrica wychodzi z różdżki. Wyglądał zbyt stale, by być duchem, ale
czym innym mógłby być?
Cedric stanął, zerkając na złoty promień łączący różdżki,
po czym odwrócił się do Harry’ego.
- Wytrzymaj, przyjacielu – powiedział, a jego głos
brzmiał niemal jak echo, przypomnienie czegoś, co Harry zapomniał.
Rozległ się kolejny krzyk, gdy kolejny… został wypchnięty
z różdżki Voldemorta w podobny sposób, co Cedric. Był to staruszek, który
wyglądał dziwnie znajomo, jak Harry zwyczajnie nie potrafił dopasować imienia
do twarzy. Dlaczego nie mógł sobie przypomnieć? Mężczyzna miał w ręce laskę,
pochylając się na niej i spoglądając na widok przed sobą. Przesunął się do boku
Cedrica i spojrzał na Voldemorta.
- Więc on jest czarodziejem – powiedział ze zdumieniem
mężczyzna, po czym odwrócił się do Harry’ego. – Walcz dalej, chłopcze. To on
mnie zabił.
Harry został ocalony od odpowiedzi przez kolejną postać –
czy cokolwiek to było – wynurzającą się z różdżki Voldemorta, ale tym razem
była to kobieta. Harry wiedział, że jej nigdy wcześniej nie widział. Była
wysportowana, nieco niższa od niego. Również zerknęła na scenę przed nią, po
czym odwróciła się do Harry’ego.
- Wytrzymaj, Harry – powiedziała, a jej głos odbijał się
tak, jak Cedrica i staruszka. – Nie puszczaj!
Trzy postacie zaczęły krążyć wokół kopuły, rzucając słowa
otuchy w stronę Harry’ego i zdania, których Harry nie mógł usłyszeć, do
Voldemorta, ale sądząc po spojrzeniach na ich twarzach, Harry wiedział, że nie
były to przyjemne słowa. Z różdżki Voldemorta wyłoniła się kolejna głowa i w
momencie, gdy Harry ją zobaczył, oddech uwiązł mu w gardle. Nic nie mogło go na
to przygotować.
Szary cień kobiety z długimi włosami opadł na ziemię,
wstał i spojrzał na niego. Dolna warga Harry’ego trzęsła się, a jego oczy
wypełniły łzami. Patrzyła na niego jego matka.
- Wytrzymaj, synku – powiedziała łagodnie. – Twój ojciec
nadchodzi… po prostu wytrzymaj, mój drogi.
Gdy jego matka dokończyła prośbę, Harry zobaczył postać
wyłaniającą się z różdżki Voldemorta. Obecność rozmierzwionych włosów nie
pozostawiła wątpliwości. James Potter opadł na ziemię i wyprostował się.
Spojrzał na wiązką łączącą różdżki, zanim podszedł do Harry’ego, który czuł, że
łzy spływają po jego twarzy. To było zbyt wiele. Harry mógł poczuć kolejny
wybuch energii, który musiał zostać uwolniony.
- Musisz być silny, Harry – powiedział James, a jego głos
odbijał się jak głosy reszty. – Kontroluj to, co czujesz. Twoja magia jest
częścią ciebie, nie walcz z nią.
Harry spróbował skinąć głową, ale to było zbyt wiele.
Harry krzyknął, odrzucając głowę do tyłu, a moc większa niż wszystko,
wystrzeliła z jego różdżki, przez złote połączenie w Voldemorta. Nagle jedna
wiązka stała się dwiema… dwie stały się czterema. Voldemort wrzasnął boleśnie,
ale nie puścił różdżki. Ciało Harry’ego wypełnił ból, zwłaszcza w piersi. Co
się działo?
- Zerwij połączenie, Harry! – krzyknął James. – Musisz to
zrobić!
- Nie umiem! – zawołał chłopak, zerkając na swojego ojca. – Nie pozwoli mi!
- Harry, to twoja magia – powiedziała Lily, zbliżając
się. – Tylko ty możesz ją kontrolować. Złam połączenie, a potem użyj tej
potężnej magii, którą teraz czujesz, by zmienić Puchar w świstoklik. Wyobraź
sobie hogwardzkie boisko do Quidditcha i powiedz Portus. To jedyny sposób, by uciec, synku.
Harry skinął głową, ale zrobienie tego było łatwiejsze do
powiedzenia, niż do zrobienia.
- Harry, proszę, zabierz moje ciało z powrotem do moich
rodziców – powiedział cicho Cedric. – Potrzebują zakończenia, tak jak ty.
Harry skinął ponownie, gdy kolejny wybuch mocy wypełnił
jego ciało, ale zamiast tego szarpnął różdżkę, która wydawała się wybuchnąć. Z
głośnym boom, Harry poczuł potężną
siłę, uderzającą w jego pierś i posyłającą go do tyłu, tak samo, jak
Voldemorta. Złota wiązka zniknęła, gdy Harry przeleciał przez powietrze z
niesamowitą prędkością. Zanim się zorientował, jego plecy zderzyły się z
ziemią, wysyłając w jego ciało kolejny ból. Całe jego ciało wrzasnęło z bólu,
jego płuca wydawały się zaprzestać pracy, ale Harry wiedział, że musi się
ruszyć.
Harry powoli przeturlał się na brzuch i rozejrzał się w
poszukiwaniu Pucharu i ciała Cedrica, które były nie tak daleko przed nim.
Ignorując protesty ciała, Harry wstał i ruszył do celu. Jego płuca błagały o
powietrze. Jego głowa była zbyt ciężka, by trzymać się prosto. Harry wiedział,
że był na skraju stracenia przytomności, ale zmusił swoje ciało do dalszego
poruszania. Musiał to zrobić. Jego rodzice i Cedric liczyli na niego.
Kiedy Harry dotarł do celu, upadł na kolana, chwytając
lewą ręką Cedrica za rękaw, a prawą wskazując różdżką w puchar. Zamykając oczy,
Harry skupił się na boisku do Quidditcha, aż nie mógł go dokładnie widzieć w
umyśle, po czym mruknął:
- Portus. –
Oparł dłoń na Pucharze i natychmiast poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Jego
oczy były zamknięte, podczas gdy cmentarz rozpłynął się w wirze kolorów. Udało
mu się.
Chwilę później
Harry poczuł, że wbija się w ziemię, co wywołało kolejny ból w jego ciele.
Leżał twarzą do dołu na grubej trawie, czekając, aż pochłonie go ciemność. Nie
będąc już w stanie kontrolować kończyn, Harry zwolnił uścisk na Cedricu i
różdżce, gdy tylko odległe dźwięki wypełniły jego uszy. Dwie pary rąk odwróciły
go powoli. Dłoń dotknęła jego twarzy, ale Harry nie poruszył się. Nie miał żadnej
energii.
- Harry, Harry, słyszysz mnie? – zapytał gwałtownie
znajomy głos. – Harry, proszę, spójrz na mnie!
Zanim Harry mógł cokolwiek zrobić, ramiona uniosły go i
pociągnęły go czyjejś piersi. Poczuł, że jest kołysany w przód i tył, co
wysyłało ból przez jego plecy, które uderzyły już w drzewo i ziemię. Zbierając
każdą możliwą siłę, Harry zmusił swoje oczy do otwarcia częściowo i zobaczył,
że to Syriusz go kołysze. Wiedział, że nie ma wiele czasu. Nie trzeba było być
geniuszem, by wiedzieć, że jeśli się nie będzie oddychało, umrze się. Harry
powoli wyciągnął lewą rękę i złapał luźno płaszcz Syriusza, sprawiając, że jego
ojciec chrzestny podskoczył w szoku i spojrzał na Harry’ego z ulgą.
- Harry, przestraszyłeś mnie – powiedział szybko Syriusz.
– Trzymaj się. Poppy już idzie.
- S-Syriuszu, p-próbowałem – wyskrzeczał słabo Harry. Już
słabe oświetlenie wydawało się znikać w ciemności. – P-Petti-grew… Crouch…
prób-owałem… uratow-wać… Cedrica… prze… przepraszam… on wró-ócił… Spro-owadzili
go… go z powrotem… - Ból, wyczerpanie i brak powietrza stały się dla Harry’ego
zbyt wielkie i jego ramię opadło bezwładnie, uwalniając płaszcz Syriusza i
opadając na ziemię. Oczy Harry’ego zamknęły się, a głowa opadła do tyłu. Żaden
oddech nie uciekł z pomiędzy jego warg.
Na bardzo wiele lat, nikt nie będzie w stanie zapomnieć
sceny przed ich oczami, gdy obserwowali, jak Syriusz Black, ze łzami
spływającymi w dół jego twarzy, błaga swojego bezwładnego chrześniaka, by
wrócił. Remus Lupin w końcu był w stanie wyciągnąć chłopca, który przeżył z
ramion Syriusza i pobiec z nim do skrzydła szpitalnego w desperackiej próbie
uratowania mu życia. Cedric Diggory został ogłoszony martwym i wyglądało na to,
że Harry Potter był tylko kilka chwil od podążenia za nim. Nikt w Hogwarcie nie
czuł ochoty na świętowanie.
No i Voldek się doczekał i dostał kopa w tyłek całość jest podobnie opisana jak w orginale ale ta wersja bardziej mi odpowiada weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, uda im się go uratować, prawda? walczył wspaniale z Voldemortem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia