Lucjusz
Malfoy spiorunował wzrokiem widok za oknem, nie zwracając uwagi na jego piękno
i ponuro zakręcił ognistą whiskey w szklance. Minęły miesiące, od wizyty
Snape’a i zlecenia, żeby zlikwidował rządy Knota, a półkrwi o haczykowatym
nosie nie zrobił nic oprócz posłania mu sowy od tego czasu.
Nie
był przyzwyczajony do bycia odsuniętym na bok i gorzko rozgniewał go fakt, że
jego nowi sojusznicy wyraźnie mu nie ufali. Nawet jego dziedzictwo nie budziło
żadnych pełnych podziwu spojrzeń. Mimo wszystko, jeśli Malfoyowie byli starą
rodziną, Blackowie – nie mówiąc o Dumbledore’ach – byli starożytni. Poza tym,
że mu nie ufano i traktowano nieco nowobogacko w sprawie pochodzenia, był także
wyśmiewany przez idiotów z Jasnej strony za jego przeszłość.
Koronną
zniewagą było to, gdy zdał sobie sprawę, że Syriusz
Black czuje się moralnie od niego lepszy, do tego stopnia, że nazwał go
zboczeńcem, ponieważ miał pewne… gusta. Dlaczego nikt nie dostrzegał, że Black
miał identyczną historię? Czyż przez siedem lat nie dręczył Snape’a? Pogoń
Jamesa Pottera za Lily Evans nie była tak prostolinijna, jak skupienie Blacka
na Snape’ie, a jednak nagle Black
wyrażał oburzenie, ponieważ Malfoy torturował kilku mugoli. Przecież ataki
Blacka na Snape’a nie były na rozkaz Czarnego Pana; Malfoy przynajmniej miał
wątpliwą wymówkę, choć nikt jej nie uznawał.
Dlaczego
musieli robić wyjątek w jego historii? Sam Snape był śmierciożercą!
Lucjusz
zacisnął zęby, gdy pomyślał o Snape’ie. A mówiąc o szczycie hipokryzji… Nawet
ignorując dawną lojalność mężczyzny do Voldemorta, tłusto włosy nikt był
legendą wśród dawnych i obecnych uczniów Hogwartu z powodu jego radości z
wywoływania u dzieci łez swoim okrutnym językiem. Jego nieustanne
prześladowanie wszystkiego, co gryfońskie było, nawet dla innych Ślizgonów,
dość przesadzone. Jak śmiał łajać Malfoya? Co dawało mu prawo roszczenia
pretensji w sprawie wyższości etycznej, jak jakiegoś rodzaju życzliwy i
zrównoważony Święty Mikołaj?
Głupi
Czarny Pan. Gdyby tylko nie pozwolił, żeby pokonało go dziecko, nic z tego by
się nie wydarzyło. Choć, mówiąc szczerze, jeśli Snape miał rację i On zrobił
horkruksy, to życie jako jeden z jego sługusów prawdopodobnie byłoby mniej
przyjemne, niż Lucjusz oczekiwał.
Malfoy
westchnął. Dołączenie do Czarnego Pana było złym pomysłem. Teraz mógł to
przyznać, gdy dłużej nie obawiał się jego zawsze w gotowości Crucio albo nieustannego obmawiania i
niestałej lojalności wśród śmierciożerców. Och, odnosił sukcesy w tym
środowisku jako jeden z bogatszych i bardziej arystokratycznych zwolenników
Czarnego Pana, jak również był całkowitym draniem, ale pomogło mu też to, że –
w tym czasie – nie miał własnych dzieci. Musiał przyznać, że po narodzinach
Draco, zaczął mieć wątpliwości, czy Voldemort naprawdę był najlepszą rzeczą, jaka
mogła przydarzyć się jego rodzinie. To znacznie ułatwiło twierdzenie, że był
pod Imperiusem, choć jego naturalna ostrożność nie pozwoliła mu na zerwanie z
Czarnym Panem, aż do teraz.
Jednak
teraz, kości zostały rzucone. Nawet jeśli Voldemort ponownie powstanie, Snape
nigdy nie pozwoli mu na powrót do Czarnego Pana. Wyjawiłby obietnicę lojalności
Malfoya, gdyby Lucjusz wykazał jakąkolwiek skłonność do wycofania się, a Malfoy
widział, jak Czarny Pan radził sobie z nawet domniemanymi zdrajcami, nie mówiąc
o takich, którzy się przyznali. Zadrżał. Nie, dla niego nie było powrotu.
To
oznaczało, że najważniejsze dla niego jest teraz – uch – wkradnięcie się do
nowej grupy.
W
przeciwieństwie do Knota, Snape nie był pod wrażeniem tego, że Malfoy, cóż,
jest Malfoyem i ku irytacji Lucjusza, Snape nie prosił go również o nic, co
zapewniłoby mu władzę nad nim. Nie, pierwszy raz w życiu, Lucjusz potrzebował
dobrej opinii przy tej mieszaninie Gryfonów, szlam i zdrajców krwi – ludzi,
których, przez większość swojego życia, traktował bardziej za parę dla skrzata
domowego niż równych sobie. A co grosze, to oni
patrzyli na niego z pogardą. Ogromna
wściekłość sprawiła, że wpadł w furię. Kusiło go, by pozostać za osłonami dworu
i cieszyć się piwnicą z winem, podczas gdy idioci pozabijają się nawzajem.
A
jednak wiedział, że to nigdy nie nastąpi. Ani nie miał osobowości, ani chęci,
by ześlizgnąć się w bezsilne zapomnienie, nie mówiąc o zostawieniu Draco bez
wyniosłej pozycji, która była dla niego sprawą pierworodnego. Nie, musiał zrobić
coś, by pokazać tej przeciętnej grupie, że jest czegoś wart.
Nie
był nawet pewny, kto jest w obozie Snape’a; wstrętny drań grał zbyt blisko
siebie. Ale było pewne prawdopodobieństwo, że ojciec chrzestny bachora był
sprzymierzeńcem, nie mówiąc o tym ubogim wilkołaku, a nawet jeśli – jak
twierdził Snape – nie był dłużej w kieszeni Dumbledore’a, Mistrz Eliksirów
musiał, przynajmniej uważać starca bardziej za przyjaciela niż wroga.
Więc
co on, Lucjusz Malfoy, mógł zrobić, by udowodnić raz na zawsze swoją lojalność
i wartość swojej nowej stronie? Co umocniłoby jego pozycję i awansowało go na
członka ich wewnętrznego kręgu, żeby nie marnował się, jak wątpliwy zdrajca,
którego lojalność zmieniała się w zależności od jego interesu, a nie jakiś
głupich, gryfońskich ideałów?
Lucjusz
rozważył ostrożnie to pytanie. Jakie miał umiejętności, których mogło brakować
Światłu? Z pewnością Snape nie przeciągnąłby zbyt wielu Ślizgonów na swoją
stronę, a to oznaczało, że wśród sprzymierzeńców Snape’a istnieje prawdopodobnie
niedobór pewnego rodzaju bezwzględności. Och, Snape był dość zimnokrwisty dla
kogokolwiek – Lucjusz był tego pewny – ale jako ktoś, kto osobiście skorzystał
ze ślepej wiary Dumbledore’a w dobroć innych, był skłonny założyć się, że
większość idiotów po jego nowej stronie było zbyt wrażliwych na czynne
działanie. Nawet podczas ostatniej wojny, ci idioci z Zakonu Feniksa unikali
Niewybaczalnych, preferując zaklęcia rozbrajające i oszałamiające. W
rezultacie, wciąż cieszył się wolnością, a Lestrange’owie bełkotali z powodu
dementorów zamiast spędzić ostatnią dekadę jako pokarm dla robali albo unosić
się za Zasłoną.
Hymm.
To był pomysł.
Jeśli
– a raczej kiedy – Czarny Pan powróci, jednym z jego pierwszych zadań z
pewnością będzie zebranie najwierniejszych zwolenników. Skoro on i Snape nie
byli już dłużej w tej kategorii, kto inny miałby się zakwalifikować?
Oczywiście, Lestrange’owie i Carrowowie, nie wspominając o innych, jak Greyback
i Dołochow… Ale gdyby coś stało się z tymi wiernymi kilkoma ludźmi, baza mocy Voldemorta
znacznie by osłabła i byłoby mu o wiele trudniej i zajęłoby mu dłużej
odrodzenie się.
Wyśledzenie
Carrowowów i innych potężnych śmierciożerców byłoby prawdopodobnie długim i
niebezpiecznym procesem, ale Lestrange’owie byli łatwym łupem. Związani
łańcuchami w Azkabanie, osłabieni przez dementorów… jak trudno będzie ich
zlikwidować? To praktycznie zabicie z miłosierdzia.
Co
więcej, to, że Bella wciąż istniała, było szkodliwe dla Lucjusza i jego
rodziny. Nawet jeśli porażka Czarnego Pana z Potterem została przepowiedziana
przez jakiegoś rodzaju proroctwo albo zwariowanego jasnowidza, posiadanie w
Azkabanie szalonej ciotki mogło tylko utrudnić awans Draco w przyszłych latach.
Ponieważ Bella odmówiła pełnego wypełnienia warunków rodzinnych przez spokojne
umieranie w więzieniu, powinien jej towarzyszyć w tej drodze. I tak nigdy nie
lubił tej suki.
Dość
łatwo będzie przedostać się cichaczem na wyspę, potem kilka rozsądnie podłożyć
kilka zaklęć duszących i hokus pokus! Trzech mniej śmierciożerców. Nie mógł
sobie wyobrazić, że Amelia Bones głęboko przyjrzy się tej sprawie – przecież
nie zaczęła pełnego śledztwa w sprawie śmierci Pettigrew – a nawet gdyby to
zrobiła, łatwo było przekupić strażników albo może zobliviatować kilku po drodze.
Potem,
gdy wieści się rozniosą, cicho odpowie Snape’owi prawdziwą historię. Nie miał
iluzji, że Mistrz Eliksirów będzie ponuro zadowolony. Postępowanie Snape’a w
sprawie Knota udowodniło, że nie dzielił głupich przekonań Dumbledore’a, że
niehonorowo jest planować do przodu. A z tego, co powiedział mu Draco o śmierci
szczura, podejrzewał raczej, że Snape był doświadczony w aranżowaniu
„dogodnych” wypadków, kiedy pasowało to do jego celów. Malfoy był bardzo
zainteresowany zniknięciem Podsekretarki z zeszłego semestru, po tym – według
Draco – jak groziła Potterowi.
Nie,
Snape był Ślizgonem i mało prawdopodobne, by czepiał się środków, które
wykorzystał Lucjusz, póki ich koniec pasował do jego planów. I realizując swoje
plany cicho i skutecznie, Lucjusz udowodni, że można mu ufać z bardzo
„delikatnymi” sprawami. Uniósł brew. Mógł nawet stać się głównym egzekutorem
Snape’a, używszy dość okrutnego terminu. Ale naprawdę, komu innemu Snape mógł
zaufać w tych mniej porządnych planach? Och, Gryfoni i szlamy ustawią się w
szeregu między Potterem a AK podczas
ognia bitwy, gdyby do tego doszło, ale kto pośród nich byłby chętny podciąć
kilka gardeł, przed oficjalnym rozpoczęciem bitwy?
Lucjusz
wyszczerzył się i upił drinka, bardzo z siebie zadowolony. To był wspaniały
plan. Za jednym zamachem pozbyłby się kilku niepożądanych krewnych i
jednocześnie zapewniłby sobie pozycję wśród nowych sprzymierzeńców. Co mogło
pójść źle?
^^^
Dokładnie
tak, jak się spodziewał, kilka dni później Lucjusz nie miał problemów z
dostaniem się do Azkabanu. Choć nowa administracja ledwo odpowiedziała na jego
ogniste wezwania, wciąż znał wielu ludzi z czasów, kiedy zgadał się z Knotem.
Główny strażnik Azkabanu był satysfakcjonująco chętny do zadowolenia Malfoya,
więc łatwo było przekonać kretyna, że był tam w sekretnej misji „sprawdzania
faktów” dla nowej Minister. Dostarczył mu prywatną eskortę na wyspę, omijając
wszystkich innych strażników. Lucjusz wyszczerzył się do siebie – szybkie
zaklęcie przed rozstaniem i nikt nie będzie wiedział, że w ogóle tam był.
-
Być może zanim przejdziemy do oficjalnego tournee, mógłbym poprosić o przysługę
– powiedział uprzejmie, szarpiąc swoje piękne, skórzane rękawiczki. – Jak
wiesz, moja żona ma tu… krewnych…, a kiedy się dowiedziała, że robię wizytację,
błagała mnie, żebym spojrzał, co z nimi. – Lucjusz ledwo zdołał wypowiedzieć te
słowa bez szydzenia. Narcyza prędzej upiecze ciasto dla skrzatów domowych
Malfoyów niż zapyta o dobrobyt Bellatrix.
Dorastanie
z socjopatyczną siostrą nie było zabawne, a hormonalne zmiany z czasów
dorastania spowodowały spustoszenie w zdrowiu psychicznym Belli. Narcyza
nienawidziła i bała się swojej siostry i tylko żałowała, że kobieta – i jej
małżonek oraz szwagier – nie dostała Pocałunku lata temu.
-
Och, naturalnie – chlusnął współczująco strażnik. – Pewnie to strasznie trudne
dla tej biednej kobiety, że jej droga siostra jest tutaj.
Lucjusz
uśmiechnął się lekko. Gdyby Narcyza usłyszała, że ten nisko urodzony dureń mówi
o niej „biedna kobieta”, przeklęłaby mu jajca.
-
Dziękuję za tę wyrozumiałość.
Po
kilku minutach drogi, znaleźli się przed celą Bellatrix. Naczelnik otworzył
ciężkie wrota i gestem zaprosił go do środka.
-
Jest pan tak miły – wymamrotał Lucjusz. Po czym: – Drętwota!
Naczelnik
upadł jak skała, a Lucjusz, pogardliwie potrząsnąwszy głową, przeszedł nad jego
leżącą twarzą do dołu postacią i wszedł do celi.
Dzikie,
skołtunione, czarne włosy, rozbiegany wzrok, śmiertelna bladość. Lucjusz
westchnął. Tak, w całości była Blackiem.
-
Bellatrix, moja droga, wyglądasz… źle – uśmiechnął się ironicznie.
Czarownica
przestała ślinić się na tyle długo, że zdołała unieść na niego swoje oszalałe
oczy.
-
Lucjusz? Tchórz! Zdrajca! Odstępca! Czarny Pan będzie cię niszczył i ćwiartował
za zdradę! Twierdziłeś, że byłeś pod Imperiusem,
kiedy powinieneś z dumą głosić jego moc?
Lucjusz
przewrócił oczami.
-
Fanatyzm jest tak burżuazyjny, droga szwagierko – odparował. – Pragmatyzm jest
o wiele bardziej efektywną umiejętnością przetrwania, choć jest za późno, byś
mogła się tego dowiedzieć.
-
Nadal możesz czuć skruchę, Lucjuszu! – wydyszała Bellatrix, pociągając za swoje
więzy. – Uwolnij mnie, a twoje przeszłe grzechy zostaną wybaczone, zanim
powróci Czarny Pan.
-
Uwolnić cię? – zadrwił. – Nie sądzę. Zdaje mi się, że jesteś nieco nie w
temacie, Bello. Musiałaś nie słyszeć, że twój ukochany pan już próbował
powrócić.
Bella
zesztywniała, a jej wyraz twarzy stał się bardziej skupiony.
-
Co? Powrócił?
-
Cóż, w pewien sposób – przyznał Lucjusz. – Opanował profesora Hogwartu,
próbując ponownie stać się w pełni cielesnym. Niestety, po raz kolejny został
pokonany przez bachora Potterów i teraz jest – jak każdy może powiedzieć –
unoszącym się nierealnym cieniem. Och, i Potter zdołał również zabić jego
chowańca?
-
Nagini nie żyje? – sapnęła Bella.
-
Z rąk dziecka – zgodził się pogardliwie Lucjusz. – Pettigrew również nie żyje.
Nowa Minister, Amelia Bones, jest mocno węszącą aurorką, która jest równie
paranoiczna. Sprawy nie układają się dobrze dla twojego mistrza, Bello.
-
On jest również twoim mistrzem! – krzyknęła z oburzeniem.
-
Już nie – zadrwił. – Znalazłem dla siebie i rodziny lepszą opcję. Być może
zdecydowałaś się przylgnąć do utraconego snu, ale reszta z nas ruszyła do
przodu. Dla Czarnego Pana nie ma już realnej nadziei, a ja upewniłem się, że nazwisko
Malfoyów wróci do siebie po plamie, jaką wywołała nasza przeszłość.
-
Jak śmiesz? – Wściekłe spojrzenie Bellatrix niemal wystarczyło, by podpalić
stal. – Zapłacisz za to, Lucjuszu.
-
Tak, tak – machnął lekceważąco ręką. – Skoro tak mówisz. – Rozejrzał się po
celi. – Muszę przyznać, że twoje otoczenie słabo oddaje twoją wiarygodność. –
Otrząsnął się. Fajnie było się chełpić, ale miał rzeczy do załatwienia. – Cóż,
droga Bello, powiedziałbym, że to przyjemność, ale naprawdę nie było. Twoja
śmierć będzie najlepszą rzeczą, jaką zrobiłaś dla swojej rodziny.
Twarz
Belli skręcił się, ale ku zaskoczeniu Lucjusza, nie był to wyraz nienawiści,
ale żałości.
-
N-nigdy nie zamierzałam zranić Cyzi – wyszeptała.
Lucjusz
uniósł brwi.
-
Usłyszawszy historie z waszego dzieciństwa, raczej ciężko mi w to uwierzyć,
Bello. Ani moja żona, ani mój syn, nie będą opłakiwali twojego odejścia.
-
Draco… mój siostrzeniec… - Oczy Belli zamgliły się. – Widziałam go tylko raz.
-
A czego się spodziewałaś? Odcięłaś głowy wszystkim lalkom Narcyzy. Naprawdę
sądziłaś, że poprosi cię, byś go niańczyła? – Lucjusz uniósł różdżkę. – Żegnaj,
Bel…
-
Czekaj! – Wysunęła ręce tak daleko, jak pozwalały jej na to kajdany. – Masz
rację. Byłam ślepa. Pozwoliłam, by moje oddanie względem Czarnego Pana
przeważyło nad obowiązkami względem rodziny. Teraz to widzę.
-
Tak – zgodził się sucho Lucjusz, – bycie po tej stronie różdżki prowadzi do niezwykłych objawień.
-
Pozwól mi naprawić to dla małego Draco – błagała Bellatrix. – Wiesz, że wciąż
jestem zamożną kobietą.
Nić
chciwości wsunęła się w mózg Lucjusza. Wiedział, że w słowach Belli jest
prawda.
-
O czym ty mówisz? – zapytał, nie opuszczając różdżki.
-
Nie zostawiłam testamentu, zanim mnie złapali – powiedziała szybko Bella. –
Jeśli mnie zabijesz, moja fortuna powróci do Lestrange’ów i trafi do jakiegoś
dalekiego krewnego z Australii albo Kanady. Pozwól mi napisać testament.
Uczynię Draco moim jedynym spadkobiercą i cała fortuna pójdzie do niego. –
Posłała mu wszystko wiedzące spojrzenie. – Jeśli mój mąż i szwagier mnie
uprzedzą, wtedy Draco odziedziczy nie tylko moje własne pieniądze, ale również
całą fortunę Lestrange’ów.
Lucjusz
rozważył to. Już był bogaty, ale nigdy nie można być zbyt zamożnym. A
Lestrange’owie mieli podobno niemal tyle samo mrocznych artefaktów, co sami
Malfoyowie. Jeśli Draco wszystko odziedziczy, miałby niespotykaną kolekcję, a
zdobyta wiedza umocniłaby jego podstawową siłę.
Lucjusz
przyjrzał się czarownicy przed nim. Była żałosna. Dziesięć lat z dementorami
nie były dla niej zbyt miłe i podejrzewał, że bezlitosna ekspozycja na ich
działanie mogła również sprawić, że pierwszy raz kobieta doświadczyła skruchy.
Merlin jeden wie, ile w jej poprzednim życiu było demonów, które pozwalały
dementorom ją torturować i być może zdołali wywrzeć na nią jakiś wpływ. Choć
wydawało się to nieprawdopodobne, trudno było sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek
– nawet Bella – pozostała nietknięta przez dziesięć lat ciągłego wystawienia na
ich działanie.
I
jakie było ryzyko? Tak, w pewnym momencie Bella była uznawana za topową
pojedynkowiczkę, ale od dekady nawet nie trzymała w dłoni różdżki, a przez
sposób, w jaki drżała i trzęsła się, trudno było uwierzyć, że samo jej imię
wystarczało, żeby wywołać lęk w sercach aurorów z całego kraju.
A
to, że napisze testament pomoże przekonać wszystkich, że jej śmierć była
spowodowana zadana samej sobie, prawdopodobnie spowodowana poczuciem winy
wywołanym przez dementorów… Lucjusz skinął głową do siebie. To było warte
opóźnienia.
Machnął
szybko różdżką, a na brudnym łóżku obok czarownicy pojawiło się pióro i pergamin.
-
Dziękuję – westchnęła z wdzięcznością.
Lucjusz
wykrzywił się. Patos zawsze go obrzydzał.
-
Pospiesz się.
-
Jakie jest pełne imię Draco? Draco Lucjusz Malfoy? Nie chcę, by ktokolwiek był
w stanie powstrzymać mojego siostrzeńca przed otrzymaniem spadku – paplała
Bella, unosząc pióro. Zaczęła pisać, ale ciężkie kajdany pokonały ją. Spojrzała
bezsilnie na Lucjusza.
Parsknął.
Jak upadali potężni. To była duma Voldemorta? Jego najbardziej oddana służąca?
Teraz nie była w stanie dojść do tego, jak napisać pełne zdanie i się podpisać.
Z pogardą usunął kajdany z jej rąk.
-
Mam ci podyktować słowa? – zapytał.
Nawet
nie zauważył, kiedy zerwała się z łóżka.
Następnie
wiedział, że został powalony na ziemię przez krzyczącą, plującą, szarpiącą nim
furię. Chwyciła jego różdżkę, zanim
naprawdę zorientował się, co się dzieje, a potem zbiła ją w miękkie
ciało pod jego brodą. Chłodne oczy Belli paliły się kilka cali od niego.
-
Zawsze byłeś tak aroganckim głupcem, Lucjuszu – splunęła Bella. Jej oddech był
równie cuchnący jak dementora. – Sądzisz, że jesteś sprytniejszy od innych.
Zawsze się guzdrasz, niechętnie brudząc sobie rączki, jesteś tak wybredny w
zaklęciach czyszczących i upewniasz się, że nic nie pokrwawi ci butów. Nigdy
nie rozumiałeś prawdziwej mocy. Gardzisz wszystkim, poza magią. Drwiłeś z
biednego McNaira za jego zamiłowanie do noży i kpiłeś z Rabastana za używanie
gołych pięści. Nigdy nie rozumiałeś, że czysta potęga jest zarówno magiczna i
fizyczna. Założyłeś, że jestem słaba bez mojej różdżki. Że łatwo mnie pokonasz,
jeśli nie użyję mojej magii. Jesteś ślepym głupcem, Lucjuszu, a ja upewnię się,
że rzeczywistość splunie ci w oczy w momencie, gdy uwolnimy się z tego
przeklętego miejsca.
-
N-nigdy nie uciekniesz z wyspy – wysapał Lucjusz. – Zbyt wiele straży…
Bella
zachichotała i potarła policzkiem o jego policzek.
-
Och, mój uroczy szwagier mnie ocali – zanuciła. – A kiedy wezmę różdżkę tego
głupiego aurora, którego tak miło dla mnie oszołomiłeś, to zarówno ja i Rudolf
będziemy uzbrojeni. Ponieważ jasno pokazałeś, że jesteś tu, by nas zabić,
raczej wątpię, by było tu obecnych wiele ludzi. To będzie łatwe, bardzo łatwe,
Lucjuszu… A potem, znajdziemy mojego Pana i zobaczysz, jaką karę ma dla
zdrajców.
^^^
Następnego
ranka, Snape i Flitwick zwołali resztę Opiekunów Domów na spotkanie.
-
Czy wszyscy widzieli dzisiejszego Proroka?
– zapytał Flitwick pierwszy raz bardzo ponurym tonem.
OGIEŃ I ŚMIERĆ W AZKABANIE, wrzeszczał nagłówek.
-
Wcześnie rano mówiliśmy z panią Minister – kontynuował Snape, – zamiast polegać
na relacji z gazety. Niestety, wydaje się, że w historii jest nieco prawdy.
Ogień rozgorzał w jednej z cel i szybko się rozprzestrzenił. Naczelnik i inny
auror zostali zabici, prawdopodobnie próbując powstrzymać ogień, a trzech
więźniów zostało spalonych w ich celach. Auror Shacklebolt mówi, że wciąż
starają się złożyć w całość to, co się stało, ale biorąc pod uwagę rozmiar
zniszczeń, możliwe, że nigdy tego do końca nie zrozumiemy.
-
Och, boże – Sprout potrząsnęła głową. – To straszne.
-
Auror, który zginął, był wujem trzeciorocznej dziewczynki z Hufflepuffu –
powiedział łagodnie Flitwick. – Rodzice Emmy Foster skontaktowali się ze mną
dziś rano. Po południu chcą, żeby zafiukała do domu.
-
Biedne dziecko – rozpaczała Sprout. – Przekażę jej wieści.
-
Z tego, co wiemy, naczelnik nie miał bezpośrednich powiązań z Hogwartem, ale
więźniowie… - Flitwick przerwał.
-
Kim są? – zapytał Remus.
-
Trójka Lestrange’ów – odpowiedział krótko Snape. – Chłopak Longbottomów
prawdopodobnie zareaguje na tą wiadomość, zobaczy się, czy pozytywnie, czy
negatywnie.
Remus
skinął głową.
-
Wezmę go na stronę, zanim dojdzie to do opinii publicznej.
-
Jego babka pewnie tańczy gigę – skomentował cierpko Flitwick. – Interesujące
będzie zobaczyć, jak chłopiec to przyjmie, ale biorąc pod uwagę jego, ach,
bardzo nerwową naturę, może potrzebować dnia lub dwóch, zanim poradzi sobie z
tą wiadomością.
-
Z tego, co zrozumieliśmy, ogień całkowicie strawił cele – kontynuował Snape. –
Ich ciała zostały całkowicie skremowane; nie zostało nic, na co Augusta
Longbottom mogłaby splunąć.
Sprout
zzieleniała.
-
Opanuj się, Severusie!
-
Powiem również Syriuszowi. Nie mam pojęcia, jak to może na niego wpłynąć –
zauważył Remus. – Z tego, co wiem, jego cela była w pobliżu tych spalonych.
Mógł mieć szczęście, że wtedy uciekł.
-
Czy Draco Malfoy nie jest czasem siostrzeńcem Bellatrix Lestrange? – zapytała
Sprout. – Wiem, że Narcyza nigdy nie była bliska siostrze, ale czy ta wiadomość
na niego wpłynie?
Snape
pochylił głowę.
-
Porozmawiam z nim, ale ponieważ Bellatrix została uwięziona, zanim chłopiec
miał dwa lata, mało prawdopodobne, że coś do niej odczuwał.
-
Smutno powiedzieć, ale w pewnym sensie, to może najlepsze, co mogło się stać –
powiedziała Sprout, a zakłopotanie wstąpiło na jej zwykle miłą twarz. – Życie w
Azkabanie musiało być dla nich udręką i być może ich śmierć zamknie pewne
rozdziały w życiach ich ofiar i rodzin. To wielka strata, gdy czyjaś śmierć
przynosi tylko radość i ulgę. – Potrząsnęła głową. – Takie straszne marnowanie
potencjału.
-
Prędzej opłakiwałbym śmierć mandragory poświęconej na mój eliksir – odparł
cierpko Snape. – To nie były wprowadzone w błąd duszyczki, Pomono. Byli
stworzeniami Sami Wiecie Kogo i dobrze się przy tym bawili.
Puchonka
spiorunowała go wzrokiem.
-
To wciąż smutne, Severusie.
Przewrócił
oczami.
-
Niech będzie.
^^^
Kiedy
Remus przekazał wiadomość Neville’owi, wilkołak został wielce zaskoczony przez
uśmiech rozbłyskujący na twarzy chłopca.
-
I dobrze! – powiedział ostro. – Mam nadzieję, że cierpieli i spłonęli powoli.
-
Neville – upomniał go sfrustrowany Remus. – Jestem pewny, że nie mówisz serio.
Neville
spojrzał na niego z ciekawością.
-
Nie wie pan, co zrobili moim rodzicom, profesorze? Gdyby to oni zabili rodziców
Harry’ego, jakby się pan czuł?
Remus
poczuł, jak jego wilk wyrywa się na to pytanie i westchnął.
-
Chciałbym obserwować, jak wiją się w agonii – przyznał. – Ale nie jestem z tego
dumny.
-
Ja też nie – powiedział powoli Neville. – Ale wciąż cieszę się, że nie żyją.
Remus
nie odpowiedział, tylko pociągnął chłopca do uścisku i przez długi czas
siedzieli w ciszy.
^^^
-
Dzięki Merlinowi! – westchnął Draco z ulgą. – Jesteś pewny? Zwariowana ciotka
Bella naprawdę nie żyje?
Snape
uniósł brew.
-
Widzę, że jest pan zdruzgotany tą wiadomością, panie Malfoy.
Draco
nieco się zakłopotał.
-
Cóż, po prostu słyszałem kilka historii, które matka mówiła ojcu… I mieliśmy
skrzata domowego, który mówił mi, gdy byłem mały, że mam szczęście, że matka
nie jest jak ciocia Bella. To wystarczało, że gdy byłem mały, miałem koszmary,
że do mnie przyjdzie.
Snape
pomyślał, że w starciu straszaka z Bellatrix Lestrange, każde rozsądne dziecko
błagałoby o porwanie przez straszaka.
-
Ale twoi rodzice nie mówili o niej otwarcie?
Draco
wyglądał, jakby ktoś go znieważył.
-
Raczej nie chwalilibyśmy się jakimś powiązaniem z Azkabanem, profesorze!
Snape
uśmiechnął się ironicznie.
-
Oczywiście, że nie.
Nagle
na twarzy Draco pojawiło się zamyślenie.
-
Choć… jest rodziną – powiedział powili. – Znaczy była. I to naprawdę bliską.
-
Czego pan chce, panie Malfoy? – wycedził Snape. Rozpoznawał śladu ślizgońskiego
spisku.
-
Cóż, biorąc pod uwagę mój smutek z powodu śmierci ciotki, mogę potrzebować
chwili przerwy albo nawet zwolnienia na nadchodzące zadania – powiedział Draco
z nadzieją.
-
Możesz mieć jeden dodatkowy dzień na napisanie wszystkich esejów na ten
tydzień. Żadnych przedłużeń na egzaminy, ani nieusprawiedliwionych nieobecności
– odpowiedział Snape. Spojrzał przenikliwie na wężyka. Mimo wszystko, chciał
nagrodzić za taką przebiegłość… – I podejrzewam, że jeśli tego wieczora
poczujesz się zbyt wyczerpany, by zjeść kolację w Wielkiej Sali, możesz zamiast
tego iść do kuchni z kilkoma najbliższymi przyjaciółmi, którzy wsparliby cię w
czasie żalu.
Draco
wyszczerzył się, wychodząc na lekcje.
-
Dziękuję! Mogę poprosić skrzaty, żeby przygotowały dla nas specjalne ciasto?
-
Draco, możemy być Ślizgonami, ale nie jesteśmy chamscy. Zadowolicie się zwykłym
deserem – skarcił go Snape.
-
Poproszę Harry’ego, by zapytał – mruknął buntowniczo Draco, wychodząc z biura.
^^^
Lucjusz
rozejrzał się po cmentarzu i wiedział już, że jest martwy. Bellatrix oszołomiła
go w swojej celi, a kiedy doszedł do siebie, ogień lizał już ściany korytarza,
a Rabastan i Rudolf stali przy jego boku, każdy trzymając różdżkę w dłoni.
Jeden z nich rzucił na niego Imperio,
a następna rzecz, którą był pewny było to, że pokazywał im jego własną drogę
ucieczki z wyspy, zabrał do jednej z posiadłości Malfoyów, gdzie mogli się umyć
i ubrać oraz opowiedział im wydarzenia z ostatnich dziesięciu lat. Potem
Bellatrix użyła swojego Mrocznego Znaku, by skontaktować się z Lordem
Voldemortem, a potem znalazł się tu, umysł ponownie należał do niego, a śmierć
patrzyła w oczy.
-
Aaachhhhhh – jęknęła Bellatrix z rozkoszy i satysfakcji, gdy czarno-zielona
chmura ogarnęła ją. Mgła przez chwilę wirowała wokół niej, po czym stopniowo
zanikała, sprawiając, że jej rysy były dziwnie zniekształcone.
Rozejrzała
się po cmentarzu, a serce Lucjusza zatrzymało się, gdy jej oczy – mające teraz
szkarłatny kolor – przeszły na niego.
-
Lucjuszzzz – wyszeptała, a jej głos nabrał syczącego tonu. – Dołączyłeśśśś do
zzzzdrajcy Ssssnape’a i porzuciłeśśśś mnie.
Lucjusz
starał się nie stracić kontroli nad pęcherzem. Znał ten głos. Znał te oczy. O
ile Bella go przerażała, ten strach był niczym w porównaniu do tego, co czuł
teraz, bo Bella już dłużej przed nim nie stała.
-
Tak – zaśmiało się stworzenie. – Widzę, że ssssię zorientowałeś. Jesssstem Lord
Voldemort. Moja lojalna ssssłużąca zaoferowała mi ssssswoje ciało, które jest
wssspaniałe ze sssswoimi magicznymi umiejętnośśśściami. Possssłuży mi przez ten
krótki czassss, póki sssssię nie odrodzę.
Lucjusz
rozejrzał się dziko po okręgu, ale zobaczył tylko zachwyt i ulgę na dwóch
tuzinach twarzy, które otaczały polanę. Była tam elita śmierciożerców – wszyscy,
którzy wiele wycierpieli od zniknięcia Voldemorta i którzy tęsknili za jego
powrotem. Tu nie znajdzie żadnych sprzymierzeńców.
-
Proszę, mój panie, mogę wydłubać mu oczy, jak obiecałam? – poprosił głos Belli.
– Jest wiele rzeczy, które możemy zrobić, by go ukarać.
-
Już, już, cierpliwośśśści, mój zwierzaczku – odpowiedział sam sobie Voldemort w
straszliwym monologu. – Mógłbym go jeszcze trochę wykorzyssssstać.
-
Proszę, mój panie – wysapał Lucjusz. – Wybacz mi! To chwilowe szaleństwo. Snape
musiał dosypać coś do mojego picia! Nigdy nie wybrałbym…
-
Cisza, Lucjuszu! – warknął Czarny Pan. – Nie myśl, że jestem głupcem. Wiesz,
jak karzę tych, którzy stanęli przeciwko mnie.
-
Pozwól mi zacząć, mistrzu – wymruczała Alecto Carrow. Nigdy nie dbała o niezbyt
dobrze ukrytą pogardę, jaką żywił do niej i jej brata elegancki czystokrwisty.
-
Nie – warknął Voldemort. – Mam plan dla Lucjusza. Może być użyteczny.
-
Będę, panie! Będę – przysiągł gorączkowo Malfoy. – Powiedz mi, czego chcesz, a
ja to załatwię.
Voldemort
zaśmiał się lekko.
-
Ach, Lucjuszu, zmiękłeś od czasu, gdy ostatni raz ssssię widzieliśmy. Naprawdę
myśśśślisz, że powierzę ci wszyssssstko? Nie, sssssłyszałem, że się mnie
wyparłeś, twierdząc, że byłeś pod Imperiusssssem.
Sądzę, że to nieźle pasuje, bo teraz będziesz wykonywać moje rozkazy pod Imperiussssem.
-
Panie, przysięgam ci… nie musisz rzucać na mnie klątwy. Wielbię cię i chcę
tylko odpokutować za moje…
-
Naprawdę, Lucjuszu? Więc chętnie oddasz mi swojego ssssyna i ssspadkobiercę w
zastaw za twoje zbrodnie? – Voldemort wybuchnął ochrypłym śmiechem na widok
twarzy Lucjusza. – Tak myślałem – uśmiechnął się ironicznie. – Imperio!
CDN…
o jaaa.. a myślałam, że ten plan wypali:o no no ciekawe jak to się potoczy, może uda mu się dać info Severusowi:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Magda:)
Naiwny Lucek ma za swoje, mam tylko nadzieję, że Severus się zorientuje i nie da zrobić krzywdy ani sobie, ani Harry'emu!
OdpowiedzUsuń"To był wspaniały plan.(...) Co mogło pójść źle?" Już wcześniej czułam, że może mu się to nie udać, a to "Co mogło pójść źle?" tylko wzmocniło moje podejrzenia... No i masz Lucek placek... *wzdycha*
OdpowiedzUsuńJak wyżej - też mam nadzieję, że Sev się zorientuje i zapobiegnie ewentualnym krzywdom...
Arrrghh!! A już było tak pięknie - tyle horkruksów zniszczonych, Knot wywalony na zbity pysk, oficjalnie zaadoptowany Harry, coraz więcej sprzymierzeńców Seva... No właśnie - za pięknie. Kurde!! :/
Lucjusz naprawdę nie powinien się brać za planowanie... - cholernie mu to nie wychodzi!!!
Urghh!!
Pozdrawiam, życzę ENY, CZASU i CHĘCI i powodzenia na sesji, bo to już prawie za chwilę (;-;)!
P.S. <>
Hahahahaha!!!! XD
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, no tak Lucjusz i ta jego próżność, jak widać Bellatrix nie jest tak szalona jak by się wydawało...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia