Dumbledore czekał cierpliwie, aż nadejdzie rozkaz. Dało
się słyszeć wokół trzaski, zanim przed nimi pojawił się dom. Przy wciąż
działającym zaklęciu Fideliusa, weszli do
domu dwójkami i trójkami. Dyrektor, Severus i profesor McGonagall weszli
pierwsi i wyczarowali to, co chcieli, czekając na resztę. Przed Severusem
pojawiła się szklanka zimnego soku dyniowego, a przed Dumbledorem i Minervą po
filiżance kawy.
Gdy wszyscy znaleźli się w środku, Dumbledore przeszedł
do sedna sprawy.
- Severusie, jakieś wieści? – zapytał mężczyznę, który
wyglądał na bardziej bladego niż wcześniej. Severus nie zawracał sobie głowy
powstaniem, a jego czarne włosy uniemożliwiły reszcie właściwe zobaczenie jego
twarzy. Jego ciemne oczy płonęły skrytym bólem, tęsknotą, jak również nienawiścią.
- Nic wielkiego. Milczy na temat swoich planów, ale był
dzisiaj z jakiegoś powodu w złym humorze. Był tak wściekły, że nie umiał
wydusić z siebie ni słowa. Ale nie zabił żadnego ze swoich zwolenników, co jest
dziwne. Zwykle ich zabija, gdy jest w takim humorze, ale nie dzisiaj. Ciągle
rzucał na nas klątwy i mamrotał coś o mugolach. Z jakiegoś powodu chce
zaatakować Little Hungleton. Nigdy wcześniej tego nie robił – powiedział
Severus, głosem tak uszczypliwym, jak zwykle.
Dumbledore z resztą pokiwali głowami.
- A co z aurorami? – zapytał, przesuwając się.
- Zostaliśmy wezwani do Dworu Riddlów w Little Hangleton
i odkryliśmy, że został zmieciony z powierzchni ziemi. Żadnej magii, więc
możemy tylko podejrzewać, że to sprawka mugoli. Wraz z budynkiem spłonęło ponad
pięćdziesięciu śmierciożerców – powiedział poważnie Shacklebolt.
Szalonooki uśmiechnął się ironicznie, ciesząc się, że
zmniejszyła się liczba śmierciożerców. Młodsi tego nie rozumieli. Nie
uczestniczyli w pierwszej wojnie i nie wiedzieli, jak to jest albo jak wielu
ludzi umarło. Szalonooki to wiedział i wolałby, żeby śmierciożercy zginęli i
był z nimi spokój, niż by trafili do Azkabanu, skąd Voldemort mógł ich
wyciągnąć. Innych mdliło na myśl, że tak wielu umarło; byli dziećmi, którzy nie
widzieli ostatniej wojny albo niezbyt wielu bliskich im ludzi zmarło z rąk
śmierciożerców. Wszyscy myśleli, że śmierciożercy zasłużyli na pobyt w
Azkabanie i to wszystko. Dumbledore zawsze wierzył w drugie szansy. On sądził,
że zmieniliby zdanie, gdyby wydostali się z tego opanowanego dementorami i
chorobami miejsca, ale nie rozumiał, że natura ciągnie wilka do lasu.
Wtedy wszyscy zaczęli paplać, zastanawiając się, co mogło
się wydarzyć. Dzięki bogu, że mnie tam
nie było, myślał tylko Severus. Gdyby tam był, umarłby, zanim poprawił
swoje relacje z Harrym. Nie obchodziło go to, co chłopak powiedział; zamierzał
próbować. Ostatecznie wiedział, że mógłby umrzeć, próbując i tylko to się
liczyło.
Spotkanie wkrótce rozpadło się, gdy aurorzy ponownie
dostali wezwanie. Zastanawiali się, co u licha, tym razem się stało, gdy
pojawili się w Ministerstwie, do miejsca, gdzie kazał im pojawić się Szef Biura
Aurorów.
Severus wrócił do domu i nie kłopocząc się ściąganiem
szat, zwyczajnie opadł na łóżko. Spotkanie Zakonu sprawiło, że zdał sobie
sprawę z tego, że Harry naprawdę wrócił do domu i Dumbledore nie kłamał. Jego
serce bolało z powodu jego syna, maleńkiego dziecka, które znał zaledwie
półtora roku, dzieciaka, który pod każdym względem wyglądał jak on z oczami
Lily. Tak jak u Malfoyów, bez względu na to, jak wygląda matka któregoś ze
Snape’ów, dziecko zawsze odziedziczy większość wyglądu ojca. Lily była smutna,
że Harry ma jej nos, a nie jej męża, ale Severus tylko roześmiał się i
powiedział jej, że to błogosławieństwo. Zanim zasnął, mógł tylko myśleć: co pomyślałaby Lily, gdybym zostawiłem jej
syna, naszego syna? Kazałaby jemu lub mnie porozmawiać. Mogliśmy mówić na
szlabanach i w tego typu czasach, by się poznać. Z przy tej ilości
szlabanów, jakie miał, całkiem dobrze by się poznali. Przeklął się za to, że
robił to, co chciał od niego Dumbledore oraz że się na to zgadzał.
Zanim zakochał się w Lily, jego serce zaczęło twardnieć,
ale kiedy Lily nie przestała do niego przychodzić, nie mógł powiedzieć nie
swojej pięknej, rudowłosej przyjaciółce. Zaczęli się spotykać James i Severus
nigdy nie dogadywali się, ale Lily myślała o Jamesie jak o przyjacielu. Severus
ufał swojej żonie, ale od czasu do czasu robił się zazdrosny. Kiedy Lily weszła
w jego życie, Severus nie miał tłustych włosów, ale wiązał je i były
jedwabiście gładkie. Nosił też wiele rodzajów szat poza jasnymi kolorami,
głównie czarne. Nigdy nie wiedział, kiedy zostanie wezwany na spotkanie
śmierciożerców, więc nosił czerń, jeśli nie chciał zarobić sobie na rundę Cruciatusów
za spóźnienie.
^^^
Harry spał w łóżku. Obok niego nie leżała żadna książka,
jak zwykle było. Wyspał się najlepiej od długiego czasu. Kiedy obudzi się
całkiem wypoczęty, nie chciało mu się wstawać i zasnął z powrotem, wpadając
prosto w wizję. Zanim nadeszła, mógł tylko jęknąć i błagać, by nie wydał z
siebie żadnego odgłosu.
Obserwował całą wizję, a Voldemort wyszedł. Nie widziano
Nagini od Little Hangleton. Voldemort sądził, że była martwa, co sprawiło, że
Harry uśmiechnął się ironicznie. Zwrócił własnego węża Voldemorta przeciw
niemu. Harry nie wiedział, kiedy stał się tak sarkastyczny albo takim, kto
cieszyłby się ze swojej przebiegłości i chytrości. Podejrzewał, że to ma coś
wspólnego z zaklęciami, które miał na sobie, od bóg wie, jak dawna. Był zdegustowany
swoim poprzednim zachowaniem. Kto by nie był? Zaklęcie sprawiało, że zachowywał
się jak Potter?
Obudził się, sapiąc i dziękując bogom, że nie użyto
żadnych klątw ani że nie znalazł się w świecie bólu. Jego wuj zabiłby go, gdyby
obudził go albo jego rodzinę kolejny raz. Powiedział tak ostatni raz, gdy
obudził go krzykami z powodu jednego z koszmarów Voldemorta. Harry poszedł do
łazienki i wziął prysznic, skoro wszyscy spali. Z powodu ostrzeżenia Zakonu
uzyskał nieco większą swobodę. Jego drzwi już dłużej nie były zamknięte i
pozwalano mu na posiłki. Musiał sobie gotować, co nie było problemem, ponieważ
gotował dla rodziny, od kiedy tylko pamiętał.
Wyjął resztę gotowych bomb, które miał w pokoju. Upewnił
się, że ma detonator. Włożył je do kieszeni czarnych spodni, wyprostował
zieloną koszulkę i narzucił na siebie czarny płaszcz. Chwyciwszy pelerynę
niewidkę, zniknął z trzaskiem.
Pojawił się w miejscu, który wyglądał na opuszczony
magazyn. Na szczęście nie miał problemu z otworzeniem drzwi i wślizgnął się do
środka obok trenujących śmierciożerców. Wchodząc głębiej w budynek, był
zaskoczony, gdy odnalazł laboratorium z książkami, które mogły być warte
fortunę. Przywoławszy je wszystkie i pomniejszywszy je, włożył je do torby wraz
ze składnikami eliksirów, nie mając pojęcia, jak wielu ludzi zmarło, by je
dostać. Potem wszedł na piętro na szczyt budynku i znalazł się w biurze
Czarnego Pana. Zabrawszy zwoje i wszystko, co cenne, a nie było mroczne,
pomyślał sobie gdyby tylko Hermiona mogła
to zobaczyć, po czym przypomniał sobie, co dziewczyna mu zrobiła.
Wzruszywszy ramionami, podłożył bomby i bez problemu wymknął się. Dopiero, gdy
wydostał się z tego miejsca, mógł dobrze odetchnąć.
Poszedł na krawędź barier antydeportacyjnych. Jedynym
powodem, dlaczego był w stanie się dostać gdziekolwiek w pobliże własności
Czarnego Pana, była blizna na jego czole. Działało to w obie strony i Harry
dopiero teraz zaczynał sobie z tego zdawać sprawę. Gdy tylko był dość daleko,
nacisnął guzik detonatora obu bomb i rozległy się wybuchy, trzaski. Harry
poleciał do przodu i wylądował pięć stóp dalej z hukiem. Harry przygryzł dolną
wargę, by nie krzyknąć z bólu. Był do niego przyzwyczajony.
Harry aportował się prosto do swojej sypialni, wdzięczny
za to, że zaklęcia wyciszające wciąż działały. Dziękował za to magii
bezróżdżkowej, zorientowawszy się, że ją ma. Czasami o tym zapominał. Przez to,
że jako tako był mugolakiem, był przyzwyczajony do robienia wszystkiego samemu,
w tym leczeniu siebie. Odłożył na bok książki dla taty. Tak, wiedział już, że
szanował mężczyznę, który go spłodził. Wiedział, dlaczego Snape torturował go w
klasie i nie nienawidził go tak mocno, żeby chcieć jego śmierci, bez względu na
to, jak bardzo udawał, że go nie cierpi. Obserwował, jak jego tata kłania się potworowi
przez niemal dwa lata i kłamie mu prosto w twarz. Harry wiedział, że nie byłby
w stanie tego zrobić. Nie, wiedział, że nigdy nie byłby w stanie robić tego, co
robił Severus dzień za dniem.
Harry przygotował obiad dla swojej rodziny i zaczął swoje
obowiązki, które obejmowały wyjście na podwórze, co choć raz mu nie
przeszkadzało. Zdjął koszulkę i wyszedł na zewnątrz, wyjął kosiarkę i zaczął
kosić trawnik, odchwaścił klomby ciotki, po czym wziął wąż i podlał rośliny.
Następnie przyciął żywopłot. Już do tego czasu Harry miał wokół siebie ładną,
złotą poświatę, po spędzeniu całego dnia w ogrodzie. Wyglądał zdrowo i miał
opaleniznę.
O dziewiętnastej ugotował kolację, całkiem zdrową, co
Harry’ego bardzo bawiło. Zawierała marchewki, słodką kukurydzę i kurczaka. Po
umyciu naczyń, wrócił do swojej świątyni, nie wychodząc przez resztę wieczora.
Spędził go czytając książki. Przebrnął prze dwie, ale też skończył pisać
testament, który teraz musiał zabrać z powrotem do Gringotta. Nie pozwoli im
zabrać jego pieniędzy, jeśli mógł ich powstrzymać.
Harry zasnął i znów miał wizję. Ku jego zaskoczeniu i
niezadowoleniu Voldemorta, tej nocy niewielu zostało naznaczonych; żaden z nich
nie był jego kolegą z klasy. Podczas jednego z ataków gniewu Voldemorta, zbyt
długo trzymał śmierciożercę pod klątwą, wywołując u niego śmierć z powodu braku
tlenu. Harry krzyczał, nawet nie starając wydostać się z wizji. Jaki był tego
sens? I tak nie będzie w stanie tego zrobić.
Po wizji, na ślepo podszedł do luźnej deski podłogowej i
wyjął eliksir. Wypił go, pozwalając, by pusta butelka wypadła z pomiędzy jego
odrętwiałych koniuszków palców. Rozciągnął się i westchnął. Eliksir był jednym
z jego wytworów. Przeciwbólowy pomieszany ze środkiem zwiotczającym mięśnie.
Sprawiał, że było się odrętwiałym, co było idealne przy efektach następczych
Cruciatusa. Obiecał sobie, że da go Severusowi, wiedząc, że mężczyzna może go
potrzebować, a jednocześnie nie miał czasu na częste robienie eksperymentalnego
eliksiru dla siebie.
^^^
W pomieszczeniu z obrzydliwymi barwionymi czerwienią
ścianami i oknami, na tronie siedział Lord Voldemort, spoglądając na swoich
zwolenników i zastanawiając się, kto niszczył tak wiele jego baz. Wiedział, że
jeśli to się będzie ciągło, straci wszystko, nad czym pracował. Śmierciożercy w
pomieszczeniu, ubrani w zlewające się ze
sobą szaty, skrzywili się, wiedząc, że to będzie długa noc.
Dłonie ich pana stawały się coraz bledsze, gdy zaciskał
dłonie na tronie, ciesząc się swoimi zastraszonymi sługami. Severus wiedział,
że będzie to ciężka noc. Nikt nigdy nie pomaga mu wyzdrowieć. Sam szedł do
skrzydła szpitalnego. Tego właśnie nienawidził.
Wzdrygnął się, gdy Crucio z przerażającą prędkością
poleciało w kierunku jednego ze śmierciożerców. Voldemort trzymał go pod
zaklęciem prze długi czas, zanim skierował się do innych. Wkrótce była jego
kolej; starał się nie krzyczeć, ale poległ, nie wiedząc, że w innym
pomieszczeniu, jego własny syn odczuwa jego ból.
Trwało to około trzy godziny. Każdy jeden śmierciożerca
leżał na ziemi, dysząc z bólu. Żaden nie pozostał na stojąco. W końcu wyszli,
poza jednym. Złamał się pod klątwą Cruciatus i umarł; Severus spojrzał na niego
z litością. Lucjusz został zatrzymany, podczas gdy inni aportowali się. Lucjusz
i Voldemort teleportowali się do lochów dworu Malfoyów. Harry mógł im się
dobrze przyjrzeć, mówiąc do siebie, że to będzie jego następny cel.
^^^
Zanim Harry skończył kolację i usiadł z książką, wszyscy
wpakowali się na Grimmauld Place na nadzwyczajne spotkanie. Wszyscy wkroczyli
szybko, zastanawiając się, jaki nagły przypadek miał dla nich dyrektor.
Niektórzy aurorzy mieli swoje podejrzenia.
Wszyscy usiedli i dyrektor zaczął:
- Był drugi wybuch bomby i najwyraźniej celami obu były
kryjówki Voldemorta. To drugi raz w tym tygodniu i zginęło ponad stu
śmierciożerców. Wkrótce nie zostanie ani jeden. Musimy złapać tego, kto to
robi.
- Dlaczego? Jaki jest tego sens? Po prostu pozwólmy dupkowi
ich zabijać! Pozbądźmy się ich na dobre. Są oślizgłymi śmierciożercami.
Dlaczego ich chronisz? – krzyknął Ron.
Pozostali najeżyli się i zaczęli na niego krzyczeć. Było
to głupie, ponieważ wszyscy byli w Zakonie, więc Ron wrzasnął:
- Robię więcej niż wy! Muszę szpiegować mojego
najlepszego kumpla. – Wszyscy mogli powiedzieć, że tak naprawdę nie dbał o
przyjaciela.
- Ronaldzie Weasley! Usiądź! – zapiszczała Molly Weasley,
skutecznie zmuszając Rona do zajęcia miejsca. Jego dziewczyna niemal roześmiała
się, ale zdołała to powstrzymać.
- Panie Weasley. Mówię, że ten człowiek musi przestać, na
wypadek, gdyby jakaś niewinna osoba została ranna. Zbombarduje miejsce, w
którym akurat będzie Voldemort, co może znowu uczynić go bezcielesną duszą i
znów będzie mógł użyć kolejnej ze swoich szkolnych rzeczy. To, co stało się
pannie Weasley, może stać się jej albo komuś podobnemu do niej. Czy ktokolwiek
tego chce? – zapytał ich surowo.
To sprawiło, że wszyscy zamilkli. Ron, Hermiona i kilku
innych wiedzieli, że za tym wyjaśnieniem stoi prawdziwy powód. Gdyby Voldemort
był duszą, nie było sensu w zabijaniu Harry’ego, ponieważ to sprawiłoby, że
przepowiednia nie byłaby prawdą. Nie byliby ogaj żywi, więc nie można było ich
zabić, a Dumbledore był świadom tego, że pewnego dnia Harry będzie bardziej
potężny niż on, jak również Voldemort. Zabicie go, gdy nie mógł się zemścić,
było najlepszym wyjściem. Dlatego Ron zainteresował Harry’ego Quidditchem, jak
również innymi rzeczami, rozpraszając go, by nie zdobywał dobrych ocen oraz by
nie pracował i nie uczył się. Dlaczego Harry nie otrzymał pomocy, by pokonać
potwora, gdy tylko dostał się na pierwszy rok? Każdy rozsądny wyszkoliłby
Harry’ego, gdy tylko pojawiła się groźba powrotu Voldemorta.
- Severusie, jak Voldemort przyjmuje ten cios? – zapytał
Dumbledore. Wszyscy odwrócili się do Severusa. Kilku, którzy wiedzieli, że
Dumbledore planuje zrobić wykręt, powstrzymali się od poczucia winy, zanim
zaszło za daleko. W głębi duszy wiedzieli, że Harry mógłby pokonać złego
czarodzieja, gdyby został dobrze wyszkolony. Wiedzieli, że robią źle i wszyscy
chwili to powiedzieć, jednak tego nie zrobili.
- Jest wściekły. Jeden ze śmierciożerców umarł po tym,
jak Voldemort trzymał go pod klątwą Cruciatus zbyt długo. Jego nowi rekruci,
którzy byli w budynku, zginęli, a jakieś rzadkie książki i zwoje z jego biura
zostały zniszczone. Według niego, nie dało się znaleźć też pewnych składników
eliksirów – powiedział Severus.
Reszta mruknęła, zastanawiając się, kto to był i chcąc
podziękować tej osobie. Nie wszyscy zezłościli Czarnego Pana. Niedługo potem
spotkanie rozpadło się. Wszyscy zastanawiali się, co teraz zostanie wysadzone.
Harry już to wiedział. Następny miał być dwór Malfoyów.
Nich ich wszystkich wnerwuje ile wlezie dyrektor powinien dać sobie siana pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHejka, hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, chciałabym aby Harry porozmawial z Severusem, musi uważać jeśli nie chce go przypadkiem wysadzić, och jaki Voldemort jest bardzo wściekły...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia