Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 20 stycznia 2018

TJBP - Rozdział 3


Dumbledore czekał cierpliwie, aż nadejdzie rozkaz. Dało się słyszeć wokół trzaski, zanim przed nimi pojawił się dom. Przy wciąż działającym zaklęciu Fideliusa, weszli do  domu dwójkami i trójkami. Dyrektor, Severus i profesor McGonagall weszli pierwsi i wyczarowali to, co chcieli, czekając na resztę. Przed Severusem pojawiła się szklanka zimnego soku dyniowego, a przed Dumbledorem i Minervą po filiżance kawy.
Gdy wszyscy znaleźli się w środku, Dumbledore przeszedł do sedna sprawy.
- Severusie, jakieś wieści? – zapytał mężczyznę, który wyglądał na bardziej bladego niż wcześniej. Severus nie zawracał sobie głowy powstaniem, a jego czarne włosy uniemożliwiły reszcie właściwe zobaczenie jego twarzy. Jego ciemne oczy płonęły skrytym bólem, tęsknotą, jak również nienawiścią.
- Nic wielkiego. Milczy na temat swoich planów, ale był dzisiaj z jakiegoś powodu w złym humorze. Był tak wściekły, że nie umiał wydusić z siebie ni słowa. Ale nie zabił żadnego ze swoich zwolenników, co jest dziwne. Zwykle ich zabija, gdy jest w takim humorze, ale nie dzisiaj. Ciągle rzucał na nas klątwy i mamrotał coś o mugolach. Z jakiegoś powodu chce zaatakować Little Hungleton. Nigdy wcześniej tego nie robił – powiedział Severus, głosem tak uszczypliwym, jak zwykle.
Dumbledore z resztą pokiwali głowami.
- A co z aurorami? – zapytał, przesuwając się.
- Zostaliśmy wezwani do Dworu Riddlów w Little Hangleton i odkryliśmy, że został zmieciony z powierzchni ziemi. Żadnej magii, więc możemy tylko podejrzewać, że to sprawka mugoli. Wraz z budynkiem spłonęło ponad pięćdziesięciu śmierciożerców – powiedział poważnie Shacklebolt.
Szalonooki uśmiechnął się ironicznie, ciesząc się, że zmniejszyła się liczba śmierciożerców. Młodsi tego nie rozumieli. Nie uczestniczyli w pierwszej wojnie i nie wiedzieli, jak to jest albo jak wielu ludzi umarło. Szalonooki to wiedział i wolałby, żeby śmierciożercy zginęli i był z nimi spokój, niż by trafili do Azkabanu, skąd Voldemort mógł ich wyciągnąć. Innych mdliło na myśl, że tak wielu umarło; byli dziećmi, którzy nie widzieli ostatniej wojny albo niezbyt wielu bliskich im ludzi zmarło z rąk śmierciożerców. Wszyscy myśleli, że śmierciożercy zasłużyli na pobyt w Azkabanie i to wszystko. Dumbledore zawsze wierzył w drugie szansy. On sądził, że zmieniliby zdanie, gdyby wydostali się z tego opanowanego dementorami i chorobami miejsca, ale nie rozumiał, że natura ciągnie wilka do lasu.
Wtedy wszyscy zaczęli paplać, zastanawiając się, co mogło się wydarzyć. Dzięki bogu, że mnie tam nie było, myślał tylko Severus. Gdyby tam był, umarłby, zanim poprawił swoje relacje z Harrym. Nie obchodziło go to, co chłopak powiedział; zamierzał próbować. Ostatecznie wiedział, że mógłby umrzeć, próbując i tylko to się liczyło.
Spotkanie wkrótce rozpadło się, gdy aurorzy ponownie dostali wezwanie. Zastanawiali się, co u licha, tym razem się stało, gdy pojawili się w Ministerstwie, do miejsca, gdzie kazał im pojawić się Szef Biura Aurorów.
Severus wrócił do domu i nie kłopocząc się ściąganiem szat, zwyczajnie opadł na łóżko. Spotkanie Zakonu sprawiło, że zdał sobie sprawę z tego, że Harry naprawdę wrócił do domu i Dumbledore nie kłamał. Jego serce bolało z powodu jego syna, maleńkiego dziecka, które znał zaledwie półtora roku, dzieciaka, który pod każdym względem wyglądał jak on z oczami Lily. Tak jak u Malfoyów, bez względu na to, jak wygląda matka któregoś ze Snape’ów, dziecko zawsze odziedziczy większość wyglądu ojca. Lily była smutna, że Harry ma jej nos, a nie jej męża, ale Severus tylko roześmiał się i powiedział jej, że to błogosławieństwo. Zanim zasnął, mógł tylko myśleć: co pomyślałaby Lily, gdybym zostawiłem jej syna, naszego syna? Kazałaby jemu lub mnie porozmawiać. Mogliśmy mówić na szlabanach i w tego typu czasach, by się poznać. Z przy tej ilości szlabanów, jakie miał, całkiem dobrze by się poznali. Przeklął się za to, że robił to, co chciał od niego Dumbledore oraz że się na to zgadzał.
Zanim zakochał się w Lily, jego serce zaczęło twardnieć, ale kiedy Lily nie przestała do niego przychodzić, nie mógł powiedzieć nie swojej pięknej, rudowłosej przyjaciółce. Zaczęli się spotykać James i Severus nigdy nie dogadywali się, ale Lily myślała o Jamesie jak o przyjacielu. Severus ufał swojej żonie, ale od czasu do czasu robił się zazdrosny. Kiedy Lily weszła w jego życie, Severus nie miał tłustych włosów, ale wiązał je i były jedwabiście gładkie. Nosił też wiele rodzajów szat poza jasnymi kolorami, głównie czarne. Nigdy nie wiedział, kiedy zostanie wezwany na spotkanie śmierciożerców, więc nosił czerń, jeśli nie chciał zarobić sobie na rundę Cruciatusów za spóźnienie.
^^^
Harry spał w łóżku. Obok niego nie leżała żadna książka, jak zwykle było. Wyspał się najlepiej od długiego czasu. Kiedy obudzi się całkiem wypoczęty, nie chciało mu się wstawać i zasnął z powrotem, wpadając prosto w wizję. Zanim nadeszła, mógł tylko jęknąć i błagać, by nie wydał z siebie żadnego odgłosu.
Obserwował całą wizję, a Voldemort wyszedł. Nie widziano Nagini od Little Hangleton. Voldemort sądził, że była martwa, co sprawiło, że Harry uśmiechnął się ironicznie. Zwrócił własnego węża Voldemorta przeciw niemu. Harry nie wiedział, kiedy stał się tak sarkastyczny albo takim, kto cieszyłby się ze swojej przebiegłości i chytrości. Podejrzewał, że to ma coś wspólnego z zaklęciami, które miał na sobie, od bóg wie, jak dawna. Był zdegustowany swoim poprzednim zachowaniem. Kto by nie był? Zaklęcie sprawiało, że zachowywał się jak Potter?
Obudził się, sapiąc i dziękując bogom, że nie użyto żadnych klątw ani że nie znalazł się w świecie bólu. Jego wuj zabiłby go, gdyby obudził go albo jego rodzinę kolejny raz. Powiedział tak ostatni raz, gdy obudził go krzykami z powodu jednego z koszmarów Voldemorta. Harry poszedł do łazienki i wziął prysznic, skoro wszyscy spali. Z powodu ostrzeżenia Zakonu uzyskał nieco większą swobodę. Jego drzwi już dłużej nie były zamknięte i pozwalano mu na posiłki. Musiał sobie gotować, co nie było problemem, ponieważ gotował dla rodziny, od kiedy tylko pamiętał.
Wyjął resztę gotowych bomb, które miał w pokoju. Upewnił się, że ma detonator. Włożył je do kieszeni czarnych spodni, wyprostował zieloną koszulkę i narzucił na siebie czarny płaszcz. Chwyciwszy pelerynę niewidkę, zniknął z trzaskiem.
Pojawił się w miejscu, który wyglądał na opuszczony magazyn. Na szczęście nie miał problemu z otworzeniem drzwi i wślizgnął się do środka obok trenujących śmierciożerców. Wchodząc głębiej w budynek, był zaskoczony, gdy odnalazł laboratorium z książkami, które mogły być warte fortunę. Przywoławszy je wszystkie i pomniejszywszy je, włożył je do torby wraz ze składnikami eliksirów, nie mając pojęcia, jak wielu ludzi zmarło, by je dostać. Potem wszedł na piętro na szczyt budynku i znalazł się w biurze Czarnego Pana. Zabrawszy zwoje i wszystko, co cenne, a nie było mroczne, pomyślał sobie gdyby tylko Hermiona mogła to zobaczyć, po czym przypomniał sobie, co dziewczyna mu zrobiła. Wzruszywszy ramionami, podłożył bomby i bez problemu wymknął się. Dopiero, gdy wydostał się z tego miejsca, mógł dobrze odetchnąć.
Poszedł na krawędź barier antydeportacyjnych. Jedynym powodem, dlaczego był w stanie się dostać gdziekolwiek w pobliże własności Czarnego Pana, była blizna na jego czole. Działało to w obie strony i Harry dopiero teraz zaczynał sobie z tego zdawać sprawę. Gdy tylko był dość daleko, nacisnął guzik detonatora obu bomb i rozległy się wybuchy, trzaski. Harry poleciał do przodu i wylądował pięć stóp dalej z hukiem. Harry przygryzł dolną wargę, by nie krzyknąć z bólu. Był do niego przyzwyczajony.
Harry aportował się prosto do swojej sypialni, wdzięczny za to, że zaklęcia wyciszające wciąż działały. Dziękował za to magii bezróżdżkowej, zorientowawszy się, że ją ma. Czasami o tym zapominał. Przez to, że jako tako był mugolakiem, był przyzwyczajony do robienia wszystkiego samemu, w tym leczeniu siebie. Odłożył na bok książki dla taty. Tak, wiedział już, że szanował mężczyznę, który go spłodził. Wiedział, dlaczego Snape torturował go w klasie i nie nienawidził go tak mocno, żeby chcieć jego śmierci, bez względu na to, jak bardzo udawał, że go nie cierpi. Obserwował, jak jego tata kłania się potworowi przez niemal dwa lata i kłamie mu prosto w twarz. Harry wiedział, że nie byłby w stanie tego zrobić. Nie, wiedział, że nigdy nie byłby w stanie robić tego, co robił Severus dzień za dniem.
Harry przygotował obiad dla swojej rodziny i zaczął swoje obowiązki, które obejmowały wyjście na podwórze, co choć raz mu nie przeszkadzało. Zdjął koszulkę i wyszedł na zewnątrz, wyjął kosiarkę i zaczął kosić trawnik, odchwaścił klomby ciotki, po czym wziął wąż i podlał rośliny. Następnie przyciął żywopłot. Już do tego czasu Harry miał wokół siebie ładną, złotą poświatę, po spędzeniu całego dnia w ogrodzie. Wyglądał zdrowo i miał opaleniznę.
O dziewiętnastej ugotował kolację, całkiem zdrową, co Harry’ego bardzo bawiło. Zawierała marchewki, słodką kukurydzę i kurczaka. Po umyciu naczyń, wrócił do swojej świątyni, nie wychodząc przez resztę wieczora. Spędził go czytając książki. Przebrnął prze dwie, ale też skończył pisać testament, który teraz musiał zabrać z powrotem do Gringotta. Nie pozwoli im zabrać jego pieniędzy, jeśli mógł ich powstrzymać.
Harry zasnął i znów miał wizję. Ku jego zaskoczeniu i niezadowoleniu Voldemorta, tej nocy niewielu zostało naznaczonych; żaden z nich nie był jego kolegą z klasy. Podczas jednego z ataków gniewu Voldemorta, zbyt długo trzymał śmierciożercę pod klątwą, wywołując u niego śmierć z powodu braku tlenu. Harry krzyczał, nawet nie starając wydostać się z wizji. Jaki był tego sens? I tak nie będzie w stanie tego zrobić.
Po wizji, na ślepo podszedł do luźnej deski podłogowej i wyjął eliksir. Wypił go, pozwalając, by pusta butelka wypadła z pomiędzy jego odrętwiałych koniuszków palców. Rozciągnął się i westchnął. Eliksir był jednym z jego wytworów. Przeciwbólowy pomieszany ze środkiem zwiotczającym mięśnie. Sprawiał, że było się odrętwiałym, co było idealne przy efektach następczych Cruciatusa. Obiecał sobie, że da go Severusowi, wiedząc, że mężczyzna może go potrzebować, a jednocześnie nie miał czasu na częste robienie eksperymentalnego eliksiru dla siebie.
^^^
W pomieszczeniu z obrzydliwymi barwionymi czerwienią ścianami i oknami, na tronie siedział Lord Voldemort, spoglądając na swoich zwolenników i zastanawiając się, kto niszczył tak wiele jego baz. Wiedział, że jeśli to się będzie ciągło, straci wszystko, nad czym pracował. Śmierciożercy w  pomieszczeniu, ubrani w zlewające się ze sobą szaty, skrzywili się, wiedząc, że to będzie długa noc.
Dłonie ich pana stawały się coraz bledsze, gdy zaciskał dłonie na tronie, ciesząc się swoimi zastraszonymi sługami. Severus wiedział, że będzie to ciężka noc. Nikt nigdy nie pomaga mu wyzdrowieć. Sam szedł do skrzydła szpitalnego. Tego właśnie nienawidził.
Wzdrygnął się, gdy Crucio z przerażającą prędkością poleciało w kierunku jednego ze śmierciożerców. Voldemort trzymał go pod zaklęciem prze długi czas, zanim skierował się do innych. Wkrótce była jego kolej; starał się nie krzyczeć, ale poległ, nie wiedząc, że w innym pomieszczeniu, jego własny syn odczuwa jego ból.
Trwało to około trzy godziny. Każdy jeden śmierciożerca leżał na ziemi, dysząc z bólu. Żaden nie pozostał na stojąco. W końcu wyszli, poza jednym. Złamał się pod klątwą Cruciatus i umarł; Severus spojrzał na niego z litością. Lucjusz został zatrzymany, podczas gdy inni aportowali się. Lucjusz i Voldemort teleportowali się do lochów dworu Malfoyów. Harry mógł im się dobrze przyjrzeć, mówiąc do siebie, że to będzie jego następny cel.
^^^
Zanim Harry skończył kolację i usiadł z książką, wszyscy wpakowali się na Grimmauld Place na nadzwyczajne spotkanie. Wszyscy wkroczyli szybko, zastanawiając się, jaki nagły przypadek miał dla nich dyrektor. Niektórzy aurorzy mieli swoje podejrzenia.
Wszyscy usiedli i dyrektor zaczął:
- Był drugi wybuch bomby i najwyraźniej celami obu były kryjówki Voldemorta. To drugi raz w tym tygodniu i zginęło ponad stu śmierciożerców. Wkrótce nie zostanie ani jeden. Musimy złapać tego, kto to robi.
- Dlaczego? Jaki jest tego sens? Po prostu pozwólmy dupkowi ich zabijać! Pozbądźmy się ich na dobre. Są oślizgłymi śmierciożercami. Dlaczego ich chronisz? – krzyknął Ron.
Pozostali najeżyli się i zaczęli na niego krzyczeć. Było to głupie, ponieważ wszyscy byli w Zakonie, więc Ron wrzasnął:
- Robię więcej niż wy! Muszę szpiegować mojego najlepszego kumpla. – Wszyscy mogli powiedzieć, że tak naprawdę nie dbał o przyjaciela.
- Ronaldzie Weasley! Usiądź! – zapiszczała Molly Weasley, skutecznie zmuszając Rona do zajęcia miejsca. Jego dziewczyna niemal roześmiała się, ale zdołała to powstrzymać.
- Panie Weasley. Mówię, że ten człowiek musi przestać, na wypadek, gdyby jakaś niewinna osoba została ranna. Zbombarduje miejsce, w którym akurat będzie Voldemort, co może znowu uczynić go bezcielesną duszą i znów będzie mógł użyć kolejnej ze swoich szkolnych rzeczy. To, co stało się pannie Weasley, może stać się jej albo komuś podobnemu do niej. Czy ktokolwiek tego chce? – zapytał ich surowo.
To sprawiło, że wszyscy zamilkli. Ron, Hermiona i kilku innych wiedzieli, że za tym wyjaśnieniem stoi prawdziwy powód. Gdyby Voldemort był duszą, nie było sensu w zabijaniu Harry’ego, ponieważ to sprawiłoby, że przepowiednia nie byłaby prawdą. Nie byliby ogaj żywi, więc nie można było ich zabić, a Dumbledore był świadom tego, że pewnego dnia Harry będzie bardziej potężny niż on, jak również Voldemort. Zabicie go, gdy nie mógł się zemścić, było najlepszym wyjściem. Dlatego Ron zainteresował Harry’ego Quidditchem, jak również innymi rzeczami, rozpraszając go, by nie zdobywał dobrych ocen oraz by nie pracował i nie uczył się. Dlaczego Harry nie otrzymał pomocy, by pokonać potwora, gdy tylko dostał się na pierwszy rok? Każdy rozsądny wyszkoliłby Harry’ego, gdy tylko pojawiła się groźba powrotu Voldemorta.
- Severusie, jak Voldemort przyjmuje ten cios? – zapytał Dumbledore. Wszyscy odwrócili się do Severusa. Kilku, którzy wiedzieli, że Dumbledore planuje zrobić wykręt, powstrzymali się od poczucia winy, zanim zaszło za daleko. W głębi duszy wiedzieli, że Harry mógłby pokonać złego czarodzieja, gdyby został dobrze wyszkolony. Wiedzieli, że robią źle i wszyscy chwili to powiedzieć, jednak tego nie zrobili.
- Jest wściekły. Jeden ze śmierciożerców umarł po tym, jak Voldemort trzymał go pod klątwą Cruciatus zbyt długo. Jego nowi rekruci, którzy byli w budynku, zginęli, a jakieś rzadkie książki i zwoje z jego biura zostały zniszczone. Według niego, nie dało się znaleźć też pewnych składników eliksirów – powiedział Severus.
Reszta mruknęła, zastanawiając się, kto to był i chcąc podziękować tej osobie. Nie wszyscy zezłościli Czarnego Pana. Niedługo potem spotkanie rozpadło się. Wszyscy zastanawiali się, co teraz zostanie wysadzone.
Harry już to wiedział. Następny miał być dwór Malfoyów.


2 komentarze:

  1. Nich ich wszystkich wnerwuje ile wlezie dyrektor powinien dać sobie siana pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka, hejka,
    wspaniały rozdział, chciałabym aby Harry porozmawial z Severusem, musi uważać jeśli nie chce go przypadkiem wysadzić, och jaki Voldemort jest bardzo wściekły...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń