Z trzaskiem, Narcyza i Draco wylądowali w domu, o którym
nikt nie wiedział. Razem przejrzeli rzeczy, które skrzaty zdołały uratować,
czego było więcej, niż na początku myśleli. Z uśmiechem, Narcyza zagoniła
skrzaty do pomocy w rozkładaniu jej ciuchów i rzeczy. Instruując, gdzie dać
poszczególne rzeczy, minęła cała noc, zanim skończyli. Została ostatnia torba,
a gdy ją otworzyli, sapnęli. Były w niej pieniądze z Dworu Malfoyów. Oboje
zdali sobie sprawę, że musiał być na niej jakiś urok. Odnaleźli kopertę,
Narcyza otworzyła ją i przeczytała głośno:
- „Oto klucz do skarbca Blacków, tylko jednego. Kiedy
umrę, oczywiście dostaniecie więcej. Mimo wszystko, jesteście Blackami; nie
odmówiłbym wam waszego dziedzictwa. Życzę wam powodzenia w przyszłości. Draco,
zobaczymy się w Hogwarcie, ale nie wiem, kim wtedy będę. Muszę podjąć decyzję,
czy pójdę tam jako Snape czy Potter. Nienawidzę Dumbledore’a i Snape’a; żałuję,
że nie zostałem przydzielony do Hufflepuffu. Czyż nie byłby to dobry żart?
Sławny Harry Potter w Hufflepuff! W każdym razie, do zobaczenia. Harry
Bez-Nazwiska.”
Kiedy Narcyza skończyła czytać list, łza spłynęła po jej
policzku. Miała pewne pojęcie, co czuł Harry. Sama ledwie znała własnego ojca.
Wiedziała, jak to jest, kiedy rodzic żyje, a nie chce mieć z tobą nic
wspólnego. Zastanawiała się tylko, co teraz Harry zamierzał wysadzić. Czytała w
gazetach o wybuchach, myśląc, kto mógłby to robić. W pewnym sensie, cieszyła
się, że się martwiła, że ona lub Draco zostaną wysadzeni na jednym ze spotkań.
Dzięki temu miała zajęcie i wymówki, by unikać spotkań.
Ale minęło dużo czasu, zanim wprost powiedziała
Lucjuszowi: „nie, on nie idzie”. Draco miał zrobić jej za to krzywdę. Gdy
odmówił, Lucjusz wpadł w furię, zamknął ich w lochach i karał klątwą Cruciatus.
Po torturach, Draco wciąż odmawiał przyjęcia znaku. Narcyza nie mogła uwierzyć
w odwagę swojego synka. Była szczęśliwsza, że do nich nie dołączył, niż
kiedykolwiek to okazała.
Dostali Proroka
Codziennego, ale przez następne kilka dni, nic w nim nie było. Harry musiał
zdobyć bomby, ponieważ żadna mu już nie została, a mijały dwa dni, zanim
zostawały zamówione. Miał dzisiaj szczęście, ponieważ miało się odbyć wielkie
spotkanie z niemal trzystoma śmierciożercami, w tym wewnętrznym kręgiem. Snape
również miał tam być.
^^^
Harry wrócił ze sklepu po odebraniu materiałów
wybuchowych. Nawet Zakon nie był świadom tego, że wyszedł, dzięki cichej
aportacji i pelerynie niewidce. Użył również kilka zaklęć zmieniających wygląd,
ponieważ nie chciał, żeby teraz ktoś go rozpoznał. Włożył bomby w stworzone
przez siebie sekretne miejsce, nie chcąc ich pod obluzowaną deską pod swoim
łóżkiem.
Wziął dwie, po czym zniknął i pojawił się w domu, gdzie
miało się odbyć spotkanie śmierciożerców. W chwili, gdy podłożył pierwszą
bombę, usłyszał dźwięki aportacji. Szybko podłożył drugą i wyszedł, by przejść
przez gąszcz, za którym kończyły się osłony. Był tylko pięć stóp od sali
tronowej Czarnego Pana, która była niczym otwarty garaż. Sala tronowa była na
otwartej przestrzeni z drzwiami, które prowadziły do lochów. Miejsce było
niezłym pobojowiskiem.
Zanim się zorientował, przybyli nowi rekruci. Oczywiście
nie było Draco, ale Snape wyglądał gorzej w znoszonym ubraniu. Jego syn nie
chciał mieć z nim niczego wspólnego oraz myślał, że jego chrześniak nie żyje.
Odbiło się to na niegdyś dumnym i agresywnym mężczyźnie. Nie rozmawiali jeszcze ze Snapem, pomyślał tylko Harry. Wszyscy
wyglądali tak, jakby chcieli być gdziekolwiek indziej w tym momencie.
Voldemort pojawił się ostatni i wszyscy śmierciożercy
pokłonili się mu. Harry poczuł, że jego serce tli się. Jego ojciec był
najodważniejszym mężczyzną, jakiego znał. Nie tylko okłamywał Czarnego Pana,
ale też kłaniał mu się, mimo że wiedział, że jest złym szaleńcem półkrwi.
Oddech ugrzązł mu w gardle, a łzy zapiekły w oczy na myśl, że nigdy się nie
dowie, jak bardzo Harry go pokochał. Harry nie zamierzał mu mówić ani dawać
znać. Nikt nie wiedział, że Harry przewidział swoją śmierć na trzy tygodnie
przed wakacjami. Los ostrzegł go, a on przyjął ostrzeżenie do serca. Pokazano
mu różne zakończenia, ale źle zrozumiał cały sens. Mógł zmienić przyszłość,
jeśli tego chciał. Harry tylko zaakceptował swój los i nawet nie myślał o
innych swoich wizjach. W jednej razem z Sevem mieszkają razem, w drugiej umiera,
a Sev popełnia samobójstwo po stracie syna. Wyglądało na to, że w rodzie
Snape’ów był jasnowidz i został stłumiony, gdy zrobili z niego kopię Jamesa
Pottera.
- Moi nowi rekruci, podejdźcie – powiedział Voldemort.
Jego wężowy głos miał rozkazujący ton, który również nie miał w sobie
ostrzeżenia, ale tego wieczora nie miał dostać tego, co chciał. Żaden nie
podszedł, tylko potrząsnęli głowami.
Severus czuł dumę z ich powodu, ale wolał, żeby stali się
śmierciożercami, niż żeby stracił dziś większość Slytherinu. Niestety Czarny
Pan miał dzisiaj sprawy do załatwienia, więc syknął do Severusa.
- Wracaj do Hogwartu, Severusie. Niech starzec myśli, że
zostali zwerbowani. – Potem odwrócił się do innych, podczas gdy Snape wciąż nie
zniknął. – A wy sprawcie, żeby zmienili zdanie. Zróbcie wszystko, ale nie
zabijajcie. – Po czym zniknął z trzaskiem.
- Słyszeliście pana, ludzie. Zabawmy się – powiedział
Nott, który był wiernym sługą. Zraniłby własnego syna, gdyby nie działania
Harry’ego, choć nie wiedzieli o tym.
Harry wykradł się, wciąż pod peleryną, wciskając monety w
dłonie rekrutów. Marszczyli brwi, ale i tak trzymali je w dłoniach, wiedząc, że
jest tam ktoś, ale nie będąc pewnymi, czy chce im pomóc, czy przeciwnie.
Zaryzykowali, że to zbawiciel i nie chce ich zranić. Wcisnął jedną w dłoń
Severusa Snape’a i wypowiedział słowo aktywujące świstoklik. Harry sprawił, że
wyglądało to tak, jakby Severus aportował się na zewnątrz, po czym aktywował
świstokliki rekrutów i zniknęli. Snape odwrócił się, a jego oczy rozszerzyły
się, gdy zobaczył, że jest z rekrutami, którzy sprzeciwili się Czarnemu Panu.
Pozostali śmierciożercy obserwowali, jak młody mężczyzna przebiega przez
pomieszczenie, naciskając przycisk. Peleryna Niewidka leżała w jego ramionach.
Została przywołana, ale Harry zdołał przywołać ją z powrotem. Poruszał się
szybko, nie chcąc zostać złapanym przez śmierciożerców albo dać im szansę na
ucieczkę, zanim wybuchnie bomba.
Wszyscy upadli, gdy głośny wybuch rozwalił dom. Rekruci
wylecieli w powietrze, a kilku z nich złamało ręce lub nogi. Wszyscy zobaczyli
postać, która nie była śmierciożercą, która upada, po czym podnosi się i znika
z trzaskiem. Sev przeklął się, że nie przyjrzał się facetowi bliżej. Budynek
wybuchnął z wewnętrznym kręgiem w środku, oraz ponad trzystoma śmierciożercami.
Wkrótce nie zostanie żaden. Wiedział, że jeśli Voldemort będzie miał szczęście,
ostanie mu pięćdziesięciu sześciu śmierciożerców, rozsianych po świecie.
Severus aportował się na Grimmauld Place i zwołał
zebranie. Dumbledore przybył, gdy tylko to usłyszał, tuż za nim była
McGonagall, a potem drzwi otwierały się i zamykały, gdy wpadała do środka
reszta Zakonu. Zamknąwszy i zabezpieczywszy drzwi, wszyscy usiedli. Severus nie
mówił, póki nie wypił kilku szklanek brandy. Nie mógł uwierzyć, jak bliski był
dzisiaj śmierci.
- Severusie, co się stało? – zapytał Dumbledore. Wszyscy
słuchali uważnie, nie chcąc przegapić ani jednego słowa, które miało zostać
wypowiedziane. Dumbledore cieszył się, że w końcu dostanie jakieś informacje od
mężczyzny; ostatnio Voldemort był zbyt cichy. Nie był świadom tego, że nie
dostanie świetnej informacji, ale dla Severusa, była najlepsza.
- Trzysta śmierciożerców zginęło w kolejnej z kryjówek
Czarnego Pana – powiedział Severus, ciesząc się oszołomionymi wyrazami twarzy
reszty. W zamachach zginęła już setka, ale trzysta to strasznie dużo. Jak
ostatnim razem, Szalonooki uśmiechnął się ironicznie; cieszył się, że mieli to
z głowy.
- Jak to się stało, Severusie? Zacznij od początku! –
powiedział Dumbledore. Bardziej przypominało to Severusowi rozkaz, co mu się
nie podobało, ale i tak odpowiedział.
- Jak zwykle poszedłem na spotkanie. Kazano mi sprowadzić
nowych rekrutów z domu Notta do sali tronowej, a potem wszedł Voldemort.
Wszyscy odmówili przyjęcia Mrocznego Znaku – powiedział Severus, brzmiąc na
dumnego. – Czarny Pan naskoczył na nich, ale powiedział, że ma kolejne
spotkanie. Co to za pilna sprawa, nie wiem. Potem deportowałem się na zewnątrz
– Severus wciąż nie był świadom tego, że wydostał się świstoklikiem. – Nowi
rekruci byli tuż za mną. Nie wiem, czy deportowali się, czy użyli świstoklika.
Zanim mogłem coś wymyślić, cały dom wybuchnął. Upadłem, a inni zostali ranni,
to na pewno. Słyszałem kilka łamanych kości. Nie mogłem im pomóc. Nie
zaakceptowali znaku; mam tylko nadzieję, że jakoś się stamtąd wydostali. Potem
ktoś wyszedł z budynku i jak sądzę to była osoba, która wysadziła wszystko, ale
nie przyjrzałem się jej, przepraszam – powiedział Severus, kończąc historię.
- Dziękuję, Severusie – powiedział Dumbledore. Błyski dawno
opuściły jego oczy. Opadł na krzesło, dziękując bogom, że Voldemorta tam nie
było, bo wiedzieliby o tym. – Co z aurorami? Znaleźli jakieś wskazówki, co do
tego, kto to robi? – zapytał Dumbledore, który teraz był bardzo zdesperowany.
Musiał znaleźć tego, kto to robi, zanim zniszczy ciało Voldemorta i pośle jego
duszę w świat. Nie będzie mógł zabić Harry’ego, jeśli Voldemort nie będzie miał
swojego ciała. Wtedy nie będzie to miało sensu.
- Wciąż nie ma żadnych wskazówek, Albusie. Przepraszam.
Nie ma nic, bez wzglądu na to, jak się staramy! – powiedziała Tonks.
Shacklebolt skinął głową, zgadzając się z nią.
Niedługo potem, spotkanie Zakonu zakończyło się i wszyscy
opuścili Grimmauld Place. Dyrektor wyglądał, jakby miał się zaraz załamać,
podobnie jak McGonagall.
^^^
Harry aportował się do swojego pokoju. Z westchnięciem
ulgi, poszedł się umyć, by pozbyć się zapachu dymu z ubrań i skóry. Po tym,
poszedł coś zjeść, ale zdołał wcisnąć w siebie tylko kanapkę. Nie mógł uwierzyć
w to, jaki jest zmęczony, ale czego można się spodziewać, kiedy ciągle miał
wizje wywołane Voldemortem? Z ziewnięciem, udał się do spania.
Harry przespał całą noc. Nawet wściekłość Voldemorta,
która była większa niż kiedykolwiek, po stracie trzystu sługusów, nie zakłóciła
mu snu. Wyładował wściekłość na mugolach, ale Harry nic z tego nie czuł. Spał
wyczerpany i nie zamierzał budzić się wkrótce.
^^^
Severus teleportował się z Grimmauld Place pod bramy
Hogwartu. Wkroczył majestatycznie do środka, mimo że nie czuł się w ten sposób;
był zbyt wyczerpany. Z ziewnięciem, usiadł i wypił dziewięć równych łyków
brandy, cały czas siedząc ze zdjęciem, które miał od zawsze i o nim pamiętał.
Było to zdjęcie Lily Evans-Snape, Harry’ego Snape’a i
Severusa. Razem. Harry był w ramionach ojca, a Lily trzymała Neville’a. Byli
bliskimi przyjaciółmi z Frankiem i Alicją. Snape naprawdę ciężko starał się
przejąć opiekę nad Nevillem, gdy Longbottomowie zostali przeklęci do
szaleństwa; Neville miał tylko rok. Severus tylko myślał o tym idealnym czasie,
mając nadzieję, że pewnego dnia jego syn zrozumie, dlaczego to zrobił. Nie
rozumiał, jak Harry może nie zauważać, co zrobił dla jego dobra; porzucił syna,
by Harry mógł mieć normalne życie.
Tym razem Severus miał szczęście że nie wyleciał w powietrze pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, obydwaj żyją w nieswiadomosci, powinien być jakiś sposób żeby wjasnili wszystko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia