- Tato – jęknął Harry. – Nie mogę wrócić dzisiaj
wieczorem do wieży. Hermiona powiedziała, że przepyta mnie z historii magii, a
ja się nie uczyłem.
- I wyobrażasz sobie, że pomogę ci wymigać się od
szkolnych obowiązków? – zapytał sucho Snape.
- To tylko historia magii – narzekał Harry. – Przecież
nikt się nią nie przejmuje. – Na widok wyrazu twarzy ojca, pospiesznie poprawił
swoje zdanie. – Dobra, dobra. Przecież nikt oprócz ciebie i Hermiony się tym
nie przejmuje. Poza tym, jeśli zostanę to razem z Draco możemy popracować nad
zadaniem na eliksiry.
- Masz ponad tydzień na oddanie zadania z eliksirów i
mniej niż dwa dni do testu z historii – zauważył Snape z irytującą logiką. –
Właśnie dlatego spędzisz dzisiejszy wieczór z panną Granger, ucząc się
historii. Wciąż zostało kilka godzin do godziny policyjnej, a z pomocą panny
Granger, będziesz w stanie nauczyć się materiału i odpokutować swoje poprzednie
lenistwo.
Harry otworzył usta, by sprzeciwić się ojcu, ale ogień
buchnął w kominku i rozległ się głos Lucjusza Malfoya.
- Severusie, tu Lucjusz. Mogę przejść? Chodzi o Draco.
- Chwileczkę – zawołał Snape. Malfoy mógł zmienić strony,
ale to nie oznaczało, że chciał go w pobliżu Harry’ego częściej, niż to
konieczne. Odwrócił się do chłopca. – Dyskusja skończona. Zabierz rzeczy i
wracaj do wieży.
Harry naburmuszył się, ale wiedział, że lepiej nie kłócić
się z tatą, kiedy używa tego tonu. Poza tym, jego tata był całkiem zdolny do
skarcenia go przed ojcem Draco, a to byłoby upokarzające, zwłaszcza, że Draco
powiedział, że jego ojciec jest prawdziwym pedantem, jeśli chodzi o maniery.
Harry pobiegł do pokoju, by zabrać torbę, ale gdy dotarł
do drzwi korytarza, ciekawość sprawiła, że zatrzymał się, by posłuchać. Nie do
końca podsłuchiwał, uspokoił swoje
sumienie. Pan Malfoy powiedział, że chodzi o Draco, prawda? Więc czyż nie jest
to dla niego ważne, skoro Draco to jego przyjaciel, i powinien dowiedzieć się,
o co chodzi? Jeśli Draco wpadł w kłopoty, jaki przyjaciel nie zaniósłby mu
ostrzeżenia? A jeśli było to coś, cóż, osobistego albo zawstydzającego, wtedy
Harry będzie trzymał buzię na kłódkę i pozwoli tacie sobie z tym poradzić,
skoro jest Opiekunem Domu Draco.
Usłyszał ryk sieci fiuu, a potem kulturalny ton pana
Malfoya.
- Severusie. Dziękuję za pozwolenie na przyjście.
- Usiądź, Lucjuszu – zaprosił Snape. – Powiedziałeś, że
chodzi o Draco. Jest jakiś problem? Może to ma coś wspólnego ze śmiercią
Bellatrix? Rozmawiałem z chłopcem i zapewniam cię, że nic mu…
- Drętwota!
Szczęka Harry’ego opadła, gdy rozbrzmiał krzyk. Usłyszał
ciężki huk, jakby ciało uderzające o dywan i zamarł, mając mimo wszystko
nadzieję, że jego tata tylko zanurkował, by się ukryć. Ale nie rozległy się
hałasy pojedynku – żadnych klątw i przeciwzaklęć rzucanych w jedną i drugą
stronę – tylko ponowny ryk kominka. Harry zaczął skradać się do przodu,
zastanawiając się, czy pan Malfoy już odszedł, gdy nagle przestraszyły go
strasznie dwa dziwne głosy.
- No, to nie było takie trudne, prawda? – zadrwił
pierwszy. – A powinien być świetny w obronie.
- Pospiesz się – rozkazał drugi. – Praktycznie mogę
poczuć smród Dumbledore’a. Z każdą minutą łatwiej mu jest się zorientować, że
jesteśmy w jego cudownym zameczku.
- Spokojnie. Musimy tylko rzucić na niego Enervate i Imperiusa, a gdy tylko odzyska bachora Malfoya, zabieramy ich obu
do Czarnego Pana i…
Harry usłyszał wystarczająco. To byli śmierciożercy i
przyszli tu po jego tatę! Harry okręcił się wokół framugi i krzyknął:
- Expelliarmus!
Jedna odziana w szaty postać poleciała do tyłu, a różdżka
drugiej wyleciała z jego uścisku, ale pan Malfoy tylko stał jak marionetka.
Harry okręcił się, by zmierzyć się z nim, a to pozwoliło drugiemu śmierciożercy
odzyskać różdżkę.
- Diffindo!
- Protego! –
Harry obronił się przed klątwą, ale potem ten pierwszy również odzyskał
różdżkę, a wywarczane Drętwota
posłało Harry’ego na ziemię obok Snape’a.
- Hej, czy to dzieciak Malfoya? – zapytał z nadzieją
pierwszy śmierciożerca.
- Idiota. Spójrz na Malfoya. Widziałeś jego żonę.
Naprawdę sądzisz, że dwójka platynowych blondynów mogą mieć czarnowłosego
dzieciaka? – Drugi śmierciożerca odwrócił nieprzytomne ciało i zagwizdał cicho.
– A nich mnie. Popatrz na bliznę… to Harry Potter.
- Och – odpowiedział jego partner zawiedzionym tonem. –
Więc wciąż musimy rzucić na Snape’a Imperiusa,
huh?
Pierwszy śmierciożerca chwycił mocniej różdżkę i
zawalczył o cierpliwość, by nie przekląć dawnego kolegi.
- Wiem, że długo byłeś w Azkabanie, Lestrange, ale chyba
możesz spróbować zmusić mózg do pracy? Myślisz, że kogo Czarny Pan wolałby
mieć: chłopca, który przeżył, czy bachora Malfoya? Zawsze możemy złapać
dzieciaka Malfoya następnym razem – przecież nie mają specjalnych osłon, by go
chronić. Musimy wydostać się stąd z Potterem i Snapem, zanim ktoś się
zorientuje, co się dzieje. Wyciągaj ten świstoklik. Malfoy! Chodź tu!
^^^
Snape jęknął i chwycił się za głowę. W imię Merlina, co…?
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał była rozmowa z Lucjuszem Malfoyem, a potem nagle
jego głowa eksplodowała. Spróbował potrzeć skronie, ale zorientował się, że
jego kostki i nadgarstki są związane, a on sam leży na brudnej ziemi. Jęk
dochodzący z odległości kilku stóp, zwrócił jego uwagę, więc zmrużył w jego
kierunku oczy. Harry!
Co tu robił Harry… i gdzie dokładnie było „tu”? Chłopiec
powinien być w wieży, ucząc się do historii z mądralińską, a nie tu z… Snape
rozejrzał się i zamarł.
Byli na powietrzu, na cmentarzu, sądząc po rozsianych
wokoło, porozwalanych nagrobkach. Było źle. Nieskończenie gorsze było to, że
leżeli na środku kręgu odzianych w szaty i maski śmierciożerców, których twarze
były dziwnie oświetlone przez płonące z boku ognisko. Ale o wiele, wiele gorszy
był fakt, że na tronie, promieniejąc, jak jakiś zdemoralizowany monarcha,
siedziała Bellatrix Lestrange, której oczy świeciły czerwienią, a rysy dziwnie
zniekształcały się w okropnie znajome, chytre spojrzenie.
Snape prawie nie potrzebował mrowienia w lewym ramieniu,
by wiedzieć, kto na nich patrzy.
- Tato? – głos był słaby, ale równy.
- Harry! – Odwrócił głowę. Chłopiec był blady, ale miał
śmiałe spojrzenie na twarzy. Snape nigdy nie był dumniejszy z gryfońskiej
natury syna niż w tym momencie. – Nic ci nie jest?
- Boli mnie głowa – przyznał Harry, rozglądając się. –
A-a tobie?
- Ach, co za podnosząca na duchu więź ojca z sssssynem –
uśmiechnął się ironicznie Czarny Pan ze swojego tronu.
Harry zmrużył oczy w kierunku postaci.
- Kim jesteś?
-Nie rozpoznajesz mnie, bachorze? – warknął Voldemort. –
Twoi rodzice trzy razy mi się oparli, a ty już jesteś bliski takiego samego
wyniku.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się.
- Jesteś Voldesnort? Ale jesteś dziewczyną!
Czarny Pan wyglądał na zbitego z tropu.
- Tylko opętałem jedną z moich sług, póki moje nowe ciało
nie będzie gotowe – wyjaśnił defensywnie.
Harry zmarszczył nos.
- Tak, ale dziewczyna?
Znaczy, czyli musisz wciąż robić… no wiesz… i to wszystko, jak dziewczyna?
Z pierścienia śmierciożerców rozległo się pospiesznie
zdławione parsknięcie, a rysy Voldemorta wykrzywiły się we wściekłości.
- Crucio! –
krzyknął, wskazując wściekle w kierunki chichoczącego, a kilku śmierciożerców
wrzasnęło i upadło na ziemię, drżąc.
- Nie denerwuj go! – syknął Snape do Harry’ego, zanim
chłopiec mógł powiedzieć coś jeszcze. Harry przełknął ciężko i pokiwał głową.
- Mój panie – zaczął Snape, mając desperacką nadzieję, że
znajdzie coś – cokolwiek – co mogłoby przekonać Czarnego Pana do wypuszczenia
Harry’ego. – To…
- Ach, zdrajca przemówił. – Voldemort zszedł ze swojego
tronu i podszedł do Snape’a. – Będziesz błagał o życie, zdrajco? Tak, jak twój
dobry przyjaciel? – Wystarczył jego ostry gest i dwaj śmierciożercy rzucili
związanego, poobijanego i zakrwawionego Lucjusza Malfoya tuż obok Snape’a.
Snape spojrzał na niego, a jego umysł gorączkowo
pracował. Najwyraźniej ogień w Azkabanie był przykrywką do ucieczki i w jakiś
sposób Malfoy był albo stał się w to zamieszany. Desperacko starał się
zorganizować jakikolwiek plan…
- Byłem pod Imperiusem,
Severusie – wydyszał Lucjusz, a krew wyciekła kącikiem jego ust. Niegdyś
przystojna twarz była teraz zdeformowana cięciami i oparzeniami, a jego prawa
ręka była obdarta ze skóry do nadgarstka. – Przysięgam… nie chciałem…
Snape odwrócił się od niego i skupił uwagę na Czarnym
Panie.
- Mój panie – zaczął bez zająknięcia, – jestem pewny, że
możemy osiągnąć jakiś rodzaj…
Voldemort podszedł i kopnął go w twarz.
- Żygam już sssspiskującymi Śśśślizgonami – warknął,
wracając na tron. Gryfoni przynajmniej buntują się i umierają. – Odwrócił się
do Harry’ego. – A ty, mój mały nemezissss? Też będziesz próbował przekonać
mnie, żebym darował ci twoje marne życie? Też będziesz płaszczyć się przede mną
i całował moją szatę?
- Jesteś… jesteś… chorym pojebem! – krzyknął Harry,
używając najgorszej zniewagi, jaką mógł wymyślić. – Nie krzywdź mojego taty,
głupi sukinsynu!
Snape starał się oczyścić umysł, ignorując krew, która
kapała mu na oko z rany na skroni. Był ledwo świadom tego, że Harry krzyczy coś
do Czarnego Pana, a śmierciożercy wrzeszczą głośno z oburzeniem, ale jego umysł
wciąż wirował od kopnięcia w głowę.
- Mój panie! – W jakiś sposób udało mu się przekrzyczeć
śmierciożerców. – To tylko głupi dzieciak, wcale nie tak wielki jak ty sam. Z
pewnością, jeśli zaatakujesz teraz chłopca, podczas gdy jest tak młody, to nie
poprawi twojego statusu. Nie jest wart twojej uwagi. Wypuść go i…
- Och, nie, Severusie. Obiecałem moim wiernym sługom wielkie emocje. Pomogą mi
ukarać dwójkę zdrajców, a potem będą świadkiem mojego odrodzenia.
- Twojego… - wykrztusił Snape.
- Tak, mój wstrętny Mistrzu Eliksirów. – Niejasne rysy
Bellatrix wykrzywiły się w jakiegoś rodzaju okropny, kokieteryjny uśmiech. –
Nawet bez twojej pomocy, znalazłem sposób, by żyć ponownie, cały z moimi
mocami, nie tylko zamieszkały w chętnego sługę. Jesteśmy tu, by użyć kości
mojego dawno nieopłakanego ojca i krwi mojego wroga. No, no, mamy wielki wybór,
prawda?
- Proszę – zaczął rozpaczliwie Snape.
- Ale wiesz, Severusie, rytuał nie zawiera żadnych
zastrzeżeń, co do tego, czy krew musi pochodzić od żywego czy martwego, a
jestem pod pewnym wrażeniem obrazu zawiązania mojego wroga nad kociołkiem i
podcięciem mu gardła, by krew wypełniła eliksir. Czy to będzie odpowiedni
koniec dla zdrajcy, Severusie? Osuszony z krwi jak zarzynany wieprz? –
Voldemort obserwował go dokładnie, a Snape zwalczył panikę. – Ale widzę, że
cenisz życie chłopca ponad własne. Ach, jak bardzo upadłeś, mój smutny, mały
Ślizgonie. Gdzie zniknęła cała twoja wściekłość i nienawiść? Stałeś się słaby i
miękki, jak sam Dumbledore.
Snape napiął więzy, ale było to bezużyteczne.
- Nie! Nie możesz!
Oczy Voldemorta zwęziły się.
- Wszyscy powinniście wiedzieć, że lepiej mi tego nie
mówić, Severusie. – Różdżka Czarnego Pana skierowała się na Harry’ego z
szybkością atakującego węża. – Avada
Kedavra!
- NIE! – krzyknął Snape, ale było już za późno. Martwy
Harry upadł do tyłu, a jego otwarte oczy wpatrywały się niewidząco w nocne
niebo.
Zupełnie zniszczony Snape był ledwie świadom tego, że
Lucjusz zaczął monotonnie, bezsilnie przeklinać, ani radosnego okrzyku
śmierciożerców. Skulił się, a jego ciało zadrżało rozdzierającymi serce
szlochami.
^^^
- Minervo, przecież wiesz, że nie mogę iść polować na
kolejny horkruks bez moich puchatych, niebieskich skarpetek – zbeształ ją
Dumbledore, wchodząc do swoich kwater. – Szybciutko je znajdę. Skrzaty domowe
wiedzą, co do nich czuję.
- Albusie, zaczynam rozumieć, dlaczego nigdy się nie
ożeniłeś – powiedziała Minerva z pełnym cierpienia westchnięciem, opierając się
o framugę drzwi.
- No, no, moja droga, wszyscy mamy swoje małe dziwactwa –
zacmokał.
- Niektórzy dziwniejsze niż inni – odparła.
- DYREKTORZE! MINERVO! JEST TAM KTO? – W kominku pojawiła
się spanikowana twarz Molly Weasley.
- Co się dzieje, Molly? – Dumbledore i McGonagall
podbiegli do fiuu, zapominając o skarpetkach.
- Uważajcie, idziemy! – W kolejnej sekundzie, Molly i
Artur wydali z kominka.
- Chodzi o Harry’ego i Severusa! – wyjaśnił Artur, bardzo
starając się zachować spokój. – Na naszym rodzinnym zegarze pokazuje, że są
obaj w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Próbowaliśmy do nich zafiukać, ale nikt nie odpowiada –
zaszlochała Molly, wykręcając dłonie. – Co się może dziać?
Dumbledore uniósł dłoń.
- Zobaczę, czy zamek wie, gdzie oni są. – Zamknął oczy,
ale chwilę później otworzył je z ponurą miną. – Nie ma ich ani w zamku, ani na
szkolnych błoniach. Minervo, wezwij resztę. Musimy spróbować się dowiedzieć,
gdzie zniknęli.
Gdy inni się gromadzili, Amelia Bones zawołała przez
kominek.
- Dyrektorze! Gdzie jest Harry Potter? Wszystko z nim w
porządku?
- Właśnie to próbujemy ustalić, pani Bones. Dlaczego pani
pyta? – odpowiedział Dumbledore.
- Proszę się odsunąć. – Chwilę później, do biura
dyrektora przeszli najpierw Bones, a potem Moody i Shacklebolt. – Snape dał mi
ten amulet krótko po moim wyborze – wyjaśniła Bones, wyciągając mrugający dysk.
– Działa na podobnej zasadzie jak rodzinny zegar i Snape powiedział, że jeśli
zacznie mrugać znaczy, że Harry jest w niebezpieczeństwie. Chciał, by ktoś
spoza Hogwartu był w stanie mieć oko na chłopca.
Twarz Albusa stała się jeszcze bardziej zrezygnowana.
- Chciałbym móc panią uspokoić, ale wydaje się, że
zarówno Harry, jak i Severus, zaginęli.
Kadra – Remus, Syriusz, Filius, Pomona i Poppy – szybko
przybyli w odpowiedzi na wezwanie Minervy, a Artur wezwał również Billa i
Charlie’ego z ich domów. Z pomocą zamkowych duchów i portretów, szybko udało im
się ustalić, że nikt nie widział ani Snape’a, ani Harry’ego, od chwili, gdy
obaj weszli do kwater.
- Cóż, już ich tam nie ma – potwierdził Moody, wracając
do biura Albusa. – Znalazłem w pokoju torbę chłopca i trochę sadzy, co
wskazuje, że ktoś niedawno używał fiuu. Ślad brudu sugeruje, że nikt nie wracał
jednak przez fiuu i sądzę, że wyczułem lekki ślad magii świstoklika. Choć nie
mogę tego przysiąc.
Syriusz zbladł.
- Zostali zabrani świstoklikiem? Więc mogą być wszędzie!
Dumbledore i Bones wymienili ostrożnie spojrzenia bez
wyrazu.
- Cóż – zaczął Albus, uważnie dobierając słowa. Przerwał
mu trzask i nagle na stole przed nim stanął skrzat. – Dziękuję, ale niczego nie
zamawiamy – powiedział Dumbledore, siląc się na uprzejmy ton.
- Ja nie jest tu, by was karmić, panie Dumbledore sir –
powiedział skrzat domowy z wyrzutem. – Ja jest tu, żeby się dowiedzieć, czy to,
co duchy mówią to prawda. Czy pan Mistrz Eliksirów sir i pan Harry Potter sir
zniknęli?
W tym momencie dyrektor rozpoznał w małym skrzacie tego,
który był związany z Harrym. Westchnął.
- Tak, obawiam się, że to prawda i próbujemy ich znaleźć,
więc jeśli wybaczysz nam…
- Zgredek pomaga znaleźć pana Mistrza Eliksirów sir i
pana Harry’ego Pottera sir – powiedział mężnie skrzat. – Zgredek używa magii
skrzatów, by znaleźć swoich mistrzów.
- Jeśli zostali uprowadzeni, znajdują się za potężnymi
osłonami – burknął Moody. – Myślisz, że mimo wszystko ich znajdziesz?
- Magia skrzatów domowych jest bardzo, bardzo potężna
panie Strasznooki sir – skarcił go Zgredek. – Nie chce pan myśleć, że nasza
magia jest mała, bo my jest mali.
- Jeśli potrafisz ich znaleźć, Zgredku, to proszę, zrób
to – wtrącił się Albusa, zanim stary auror mógł poczuć się urażony nowym
tytułem.
Zgredek skinął głową i zniknął z trzaskiem.
- Albusie, jeśli skrzaty nie znajdą Harry’ego, jakie mamy
opcje? – zapytała błagalnie Molly.
Shacklebolt odchrząknął.
- Już postawiłem wszystkich aurorów w stan największej
gotowości, Molly. Zobaczymy, czy wprowadzimy w to Niewymownych. – Bones skinęła
głową ze zgodą. – Mogą mieć kilka pomysłów.
Przez długi moment nikt nic nie mówił, gdy każdy próbował
wymyślić jakiś sposób, by pomóc. Wtedy powrócił Zgredek.
- Znaleźliśmy ich, panie Dumbledore sir! – zrelacjonował
z podekscytowaniem. – Mój pan Harry Potter sir i pan Mistrz Eliksirów sir są
razem, więc było to bardzo proste. Ale, och, są z jakimiś bardzo, bardzo złymi
ludźmi, panie Dumbledore sir. Wy musieć zabrać ich teraz.
- Skąd wiesz, że to źli ludzie, Zgredku? – zapytała
szybko Bones.
- Noszą złe szaty, które pan M… które noszą źli ludzie.
- Złe szaty? – naciskał Shacklebolt.
Zgredek pokiwał głową tak mocno, że jego uszy głośno
klepnęły w jego głowę.
- Czarne płaszcze i maski. Robią straszne rzeczy, gdy
noszą te ubrania!
- Śmierciożercy! – powiedział Syriusz, wyglądając, jakby
mu było niedobrze. – I mają Harry’ego i Snape’a!
- Zgredku, możesz nas tam zabrać? – zapytał Dumbledore.
Zgredek wykręcił ręce z rozpaczą.
- Och, Zgredek przeprasza, panie Dumbledore sir, ale pan
Harry Potter sir i pan Mistrz Eliksirów sir są za bardzo potężnymi,
czarodziejskimi osłonami. Nie pozwalają na aportację czy świstokliki. Skrzaty
domowe mogą użyć magii, by dostać się na krawędź osłon, a wiemy, że nasi
mistrzowie są w środku, ale nie byliśmy w stanie dostać się bliżej nich. I jest
tam bardzo wiele złych czarodziei. Jeśli się tam przeniesiecie, źli czarodzieje
będą mieć czas, by zranić pana Harry’ego Pottera sir i pana Mistrza Eliksirów
sir, zanim będziecie w stanie przedostać się przez osłony. Ja bardzo
przeprasza, że nie może przenieść was bliżej, by ich uratować! – I Zgredek
zaczął targać się za uszy i wyć z rozpaczy.
Minerva chwyciła zrozpaczonego skrzata, zanim bardziej
się ukarał, ale wtedy każdy instrument w gabinecie Dumbledore’a zaczął szaleć,
a medalion Bones rozbłysnął jak słońce, po czym stał się czarny.
- Co jest? Co się dzieje? – Szmer głosów powoli ucichł,
gdy każdy dostrzegł popielatą twarz Dumbledore’a.
- C-co to oznacza, Albusie? – Syriusz w końcu odnalazł
głos i zadał pytanie, które wszystkim chodziło po głowach.
- To oznacza – powiedział Albus przez sine wargi, – że
Harry Potter nie żyje.
CDN…
O NIE NIE ON ŻYJE JA PIERDOLE ZABIŁ TYLKO JEDNA DUSZE DRUGA ŻYJE TO JASNE JAK SŁOŃCE CIEKAWE JAK HARRY ROZWALI CZARNEGO PANA A MOŻE TO BĘDZIE SEVERUS ALE ROZDZIAŁ I KOŃCZYSZ W TAKIM MONECIE CZYTAJĄC PRZEDNIE ROZDZIAŁY WIEDZIAŁAM ŻE TO DO TEGO ZMIERZ A JA PPIERDU MA NADZIEJE ŻE KOLEJNY ROZDZIAŁ DODASZ JUTRO CZEKAM NA NIEGO NO MASAKRA A Z TEGO MALFOYA TO TAKI IDIOTA ŻE SZOK JUTRO SPRAWDZAM CZY JEST KOLEJNY ROZDZIAŁ JESTEŚ WIELKA ŻE TŁUMACZYSZ POZDRAWIAM GOSIA
OdpowiedzUsuńO kurczę, ostro! Myślę jednak, że Harry jakoś ocaleje - nie dość, że Voldzio chciał go zabić PRZED rytuałem, czyli wtedy kiedy jeszcze teoretycznie nie mógł tego zrobić (magia Lily), to w dodatku Sev chciał go uratować (co pozwala mi przypuszczać, że nałożył na Harry'ego podobną barierę co Lily). No i Sev - cudowny, kochany Sev, który szczerze pokochał syna <3 Jestem nim zachwycona, choć chciałabym już kolejny rozdział, żeby jak najszybciej byli uratowani <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://herbaciane-wspomnienie.blogspot.com
Wowwowwow
OdpowiedzUsuńCałkiem przez przypadek znalazłam tego bloga ale musze przyznać jestem zachwycona serio. Rozdziały są genialne i tak strasznie mnie wciągnęły ze nie wiem! Nie moge się doczekać kolejnego rozdziału 😀 Pozdrawiam Cieplutko i weny życzę
FangirlRe
O masakra!! no to szok, myślałam, że Harry ich pokona.!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że się obudzi, nio nie mogę się doczekać co będzie dalej!:)
Życzę weny, Magda:)
NIEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!! Nie ma tak!! Żyje, żyje, żyje!! To tylko horkruks w nim umarł!! AAAAAAAAAAGGHHHHH!!!!! HAARRYYYYY!!!!!
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och rozśmeszył mnie Harry z tym Voldesnortem i to że będąc dziewczyną zalatwia tak sprawy, tak to nie może się skończyć, Harry nie mógł zginąć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia