- No, Sssseverusie, ssskoro bachor,
który przeżył jest teraz bachorem, który zginął, użyję jego krwi i twojej
własnej, by mnie wskrzesić. Zobaczymy, jak wiele mogę zabrać ci krwi, zanim w
końcu umrzesz. Gdzie by zacząć? Co najpierw usunąć? Oko? Ten twój haczykowaty
nochal? A może tą część anatomii, z której większość czarodziei jest
najdumniejszych? – Pstryknął palcami, a dwójka śmierciożerców wyszła do przodu
i pociągnęła Snape’a na nogi. Mistrz Eliksirów ledwie to zauważył; wciąż myślał
chaotycznie z powodu cierpienia.
Lucjusz leżał bezwładnie na ziemi, a
kilku śmierciożerców zebrało się wokół niego, z radością przeklinając go,
podczas gdy wił się i wrzeszczał.
Voldemort/Bellatrix zszedł z tronu,
machając leniwie różdżką. Zmarszczył brwi na moment, w końcu rozumiejąc, że
Snape jest zbyt zdruzgotany, by zdawać sobie sprawę ze swojego nadchodzącego
zgonu, nie mówiąc o zareagowaniu na groźby Voldemorta. Tak się nie może stać –
to nie będzie zabawne (nie wspominając o wartości odstraszającej dla innych
śmierciożerców) jeśli Snape nie będzie do końca świadom i nie będzie się lękał
każdej sekundy zamierzonej agonii. Spojrzał na Lucjusza z satysfakcją. Tak
wyglądała prawdziwa sesja tortur.
- Zobaczmy, jak możemy sprowadzić twoją
uwagę? – rozmyślał głośno, stukając palcem o wargę.
Za nim, Harry podniósł się na nogi.
Bolała go głowa i był w naprawdę, naprawdę
złym humorze. Voldesnort sprawił, że jego tata płakał, a ci głupi śmierciożercy
krzywdzili tatę Draco. Harry miał tego dość.
Dwóch śmierciożerców, przytrzymujących
ramiona Snape’a, obserwowało z niedowierzaniem, jak Harry wstaje za plecami
Czarnego Pana. Wymienili zdumione spojrzenia, ukryte za maskami i obaj nagle
zaczęli wątpić w swoją lojalność i cele kariery, ponieważ stał przed nimi
niepodważalny dowód, że Harry Potter ponownie – jako jedynie dzieciak – przeżył
najgorsze, co Czarny Pan mógł na niego rzucić. Co więcej, oboje zorientowali
się, że ich obecne działanie, to jest powstrzymywanie opiekuna chłopca, który
wciąż żył, prawdopodobnie nie będzie dobrze postrzegane przez osobę, która
przeżyła nie jedną, a dwie, Avady Kedavry.
Kiedy uścisk na jego ramionach
osłabnął, Snape zamrugał, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Patrzył,
najwyraźniej nieświadom szalonego czarodzieja, kroczącego tuż przed nim,
próbując zrozumieć, że jego syn – znowu – przeżył coś niemożliwego do
przeżycia.
- Zostaw mojego tatę w spokoju! –
krzyknął Harry, posyłając paskudną klątwę tnącą w stronę Voldemorta.
Czarny Pan okręcił się, ze zdumieniem
odkrywając, że Harry ma się całkiem dobrze i pomimo fenomenalnego refleksu
Bellatrix, zaskoczenie opóźniło go na tyle, że nie był w stanie uniknąć ani
zablokować klątwy na czas. Voldemort wrzasnął z bólu, gdy klątwa Harry’ego
rozcięła jego twarz, niszcząc jedno czerwone oko.
Zgromadzeni śmierciożercy, początkowo
osłupieni uzdrowieniem Harry’ego, byli teraz przerażeni dowodem na słabość ich
Mistrza. Jak jeden, zrobili krok w tył. Jeśli Potter mógł zrobić to Czarnemu
Panu, co mógł zrobić im? Fakt, że mieli do czynienia z dwunastolatkiem nie był
tak naprawdę zarejestrowany – byli zbyt zajęci gapieniem się na krwawiącego
Voldemorta i oddychającego Pottera.
Nawet Snape zamarł, wciąż patrząc na
Chłopca, Który Naprawdę Powinien Być Teraz Martwy. Jego mózg zatrzymał się na
pytaniu „On żyje? Jak to jest w ogóle
możliwe?”, choć jego serce najwyraźniej podjęło decyzję, by zignorować
wszystkie jak i dlaczego, i zalało go niezwykłą radością, która przepłynęła
przez jego postać.
- Harry
– wyszeptał.
Zanim Voldemort albo którykolwiek z
jego sług doszedł do siebie po szoku wywołanym atakiem Harry’ego, ciszę nocy
przerwała seria trzasków i tuż poza kręgiem śmierciożerców pojawiły się masowo
skrzaty, wraz z Syriuszem, Remusem, Dumbledorem, McGonagall, Flitwickiem,
Bones, Moodym i trójką Weasleyów.
Wykorzystując jedno zaklęcie i potężną
ilość magii, Dumbledore przełamał się przez osłony i niemal jednocześnie
chwycił ramię Remusa, zataczając się. W następnej chwili, odzyskawszy energię,
Dumbledore stanął pewnie na nogach, jego błękitne oczy zapłonęły, podczas gdy
całkiem przemieniony wilkołak u jego boku ryknął z głodem. Potem Remus skoczył
na najbliższego śmierciożercę i nastąpiło piekło.
Voldemort szalenie okręcił się, starając się
odróżnić wroga od przyjaciela, po czym jednocześnie został uderzony przez Avadę Kedavrę, Diffindo, Zaklęcie Wypruwające Wnętrzności i przynajmniej pięć
innych morderczych klątw od strony Harry’ego i wszystkich innych. Zaklęcia
tarczy, nawet przy wspaniałych umiejętnościach pojedynkowania się Bellatrix,
okazały się ograniczone, gdy zostały zaatakowane jednocześnie z wielu stron
przez liczne, śmiertelne ataki. Czarny Pan – nie mający już żadnego horkruksa –
upadł na ziemię i więcej się nie podniósł.
Zgredek, oszalały z radości wywołanej
znalezieniem swojego pana Mistrza Eliksirów sir całkiem żywego, zderzył się z
kolanami mężczyzny, tuląc się do niego z całych sił. Ponieważ siła skrzata
domowego była spora, a kostki Snape’a wciąż związane, dobre intencje Zgredka
sprawiły, że Snape upadł do tyłu. Gdy uderzył w ziemię, dostrzegł, że Avada Kedavra Dołohowa nieszkodliwie
mija go, a jego mózg zorientował się, że to dobry moment, by ponownie zacząć
działać.
- Różdżka, Zgredku! Moja różdżka! –
krzyknął do małego skrzata.
- Och, tak jest, panie Mistrzu
Eliksirów sir! – W mgnieniu oka, Snape został odwiązany, różdżka znalazła się w
jego dłoni i zaczął zaciekle zwracać klątwy i przekleństwa, które leciały w
jego stronę.
Molly uchyliła się i użyła dobrze
wycelowanego Protego, by uchronić
Lucjusza przed złośliwą Sectumsemprą Alecto
Carrow – tworząc w ten sposób Dług Życia między Malfoyami a Weasleyami –
podczas gdy Filius radził sobie z Amycusem. Potem Molly uderzyła Alecto
zmodyfikowanym upiorogackiem, który rozproszył przysadzistą wiedźmę na tyle
długo, by klątwa miażdżąca kości Molly uderzyła ją w szyję.
- Niezły strzał, partnerze! – zapiał
Filius, przeskakując ponad zakrwawionym ciałem Amycusa.
Molly skrzywiła się z irytacją.
- Celowałam w rękę z różdżką –
przyznała, przechodząc nad ciałem czarownicy. – Wyszłam nieco z wprawy.
- Będziesz miała wiele szans – ostrzegł Flitwick, a potem
wpadli w następną grupę śmierciożerców.
Tymczasem, gdy tylko ujrzeli dobrze
trzymającego się Harry’ego, Bill i Charlie chwycili go i wsadzili między
siebie, ku wielkiej irytacji dwunastolatka. Czyż to nie on był pierwszą osobą,
która upuściła krwi staremu Voldesnortowi?
Na nieszczęście dla Harry’ego, bracia
Weasley nie byli pod wrażeniem jego wcześniejszych osiągnięć, a próba wyrwania
się zza chroniącej go masy ich ciał zaowocowała dwoma bardzo mocnymi
uderzeniami w jego zadek – jednym od każdego. Harry natychmiast zrozumiał,
dlaczego Ron wolał być karanym przez profesora Snape’a zamiast swoich braci i
pospiesznie zrezygnował z dalszych prób ucieczki. Zamiast tego, dość ponuro
wystrzeliwał dziwaczne klątwy z pomiędzy dwójki rudzielców, gdy tylko miał na
to szansę.
Jeden ze śmierciożerców użył przeciw
nim Serpentsoria, a Harry spokojnie
kazał wężowi odejść. Ku jego zaskoczeniu, wąż nie odpowiedział, a Charlie
musiał zdmuchnąć go, zanim przybliżył się na tyle, by ugryźć.
- Harry, węże zwykle nie odpowiadają na
komendy głosowe – zawołał przez ramię duży treser smoków, nieco zdenerwowany
tym, co uważał za dziecinne zachowanie chłopca.
Harry zamrugał zdezorientowany, po czym
z opóźnieniem przypomniał sobie to, co powiedziała mu mama. Wężomowa pochodziła
od horkruksa. Teraz go nie było, tak samo jak jego umiejętności rozmawiania z
wężami. Harry poczuł lekki ból. Raczej lubił swój status Mówcy.
Ale potem wzruszył ramionami i posłał
zaklęcie Conjunctivitis w śmierciożercę, który celował w Billa. Zostało mu
jeszcze mnóstwo magii i wolał, żeby Czarny Pan wyszedł z jego głowy, bez
względu na cenę.
Fenrir Greyback był wśród
śmierciożerców, walcząc w ludzkiej formie. Wciąż jednak zachował siłę wilkołaka
i chwycił Amelię Bones, podczas gdy Minister walczyła z inną trójką. Chwycił
jej brodę, gotów skręcić jej kark, ale zamarł, słysząc za sobą niskie,
przetaczające się warczenie. Ostrożnie odwrócił głowę, by spojrzeć przez ramię
i miał czas tylko na rozpoznanie Remusa, zanim wilkołak skoczył na niego,
rozszarpując mu gardło.
Syriusz, walcząc jako czarodziej, wił
się pod Crucio. Mimo swojej agonii, zobaczył jak kocia forma McGonagall skacze
na kolejnego śmierciożercę, który przygotowywał się do rzucenia na niego Avady.
Rozszarpała na strzępy szatę i maskę mężczyzny, a jego krzyki rozproszyły tego,
który używał Cruciatusa na Syriuszu, przełamując zaklęcie. Syriusz zdołał
podnieść się na kolana, w momencie, gdy śmierciożerca strząsnął Minervę.
Z gracją zmieniła upadek w przetoczenie
i wyszła z niego już w ludzkiej formie. Warknęła: „Castrato Explosivo!” w momencie, gdy inny śmierciożerca uderzył
ją od tyłu klątwą łamiącą kości.
Syriusz
uporał się z jej przeciwnikiem i podbiegł do boku Minervy, czując ulgę, gdy
zobaczył, że klątwa uderzyła w jej nogę, a nie kręgosłup. Czuła wielki ból, ale
rana nie groziła jej życiu. Potem Syriusz odwrócił się do pierwszego
śmierciożercy, chcąc upewnić się, że czarodziej nie jest dłużej zagrożeniem.
Kiedy
skończył wymiotować, Syriusz odwrócił pełne bólu spojrzenie w kierunku Minervy.
- To po
prostu złe – zdołał wysapać.
Pomimo bólu,
uśmiechnęła się do niego ironicznie.
- Niech to
będzie dla pana lekcją, panie Black. Mierząc się z czarownicami, zawsze należy
być gentelmanem.
Syriusz
zadrżał i odwrócił się, by poszukać kolejnego zagrożenia, ale ku jego zarówno
uldze jak i rozczarowaniu, przybyli Shacklebolt i oddział Aurorów, a pozostali
śmierciożercy starali się uciekać albo kulili się w pozycji embrionalnej.
^^^
Rozgromienie operacji zakończyło się
stosunkowo szybko. Po stronie jasnej, martwy był Szalonooki Moody – śmiertelnie
poraniony przez Rabastana Lestrange’a, mimo że zdołał wykrztusić swoją własną
morderczą klątwę. Byli też inni ranni: ramię Bones zostało prawie odcięte; noga
McGonagall została poważnie uszkodzona; Bill Weasley został powalony klątwą
eksplodującą, chroniąc swoich braci i był wstrząśnięty i tymczasowo
oszołomiony; Flitwick cierpiał na dość
okropne oparzenia, gdy miał do czynienia z transmutowanymi salamandrami, a
Lucjusz był w złym stanie z powodu długich tortur jeszcze sprzed rozpoczęcia
bitwy. Syriusz i Molly mieli kilka brzydkich ran i siniaków, ale to było
najgorsze z ich obrażeń. Skrzaty domowe, pomimo, że przed czasem surowo ich
poinstruowali, by nie zostawały i nie walczyły, oczywiście tego nie zrobiły. W
mrocznym świetle uniknęły obrażeń, będąc tak nisko nad ziemią i podczas gdy nie
było jasne, jak wiele zadali śmierciożercom ran, ich wysokie wrzaski
wściekłości posłużyły zdezorientowaniu już zniechęconego wroga.
Po mrocznej stronie martwy był
Voldemort – ostatecznie, definitywnie i permanentnie – tak jak wszyscy
Lestrange’owie, Dołohow, Greyback i Alecto Carrow. Amycus stracił wiele krwi,
ale zdołał przeżyć na tyle długo, by otrzymać Pocałunek, a przynajmniej tuzin innych
śmierciożerców było poważnie rannych lub umierało.
Remus, którego wilk został rozpętany
przez całą tą przemoc, zaczął jeść martwych śmierciożerców, głuchy na wołania
aurorów, którzy starali się zabezpieczyć miejsce zbrodni. W końcu, jeden
oszołomił go, gdy zaczął podgryzać Bellatrix/Voldemorta.
- Wiem, wiem… Shack powiedział, że jest
po naszej stronie – broniła się różowo-włosa młoda aurorka na stażu, gdy
Syriusz się jej poskarżył, – ale niszczył dowody. Poza tym – zauważyła, – tylko
pomyśl, jakie choroby mógł złapać od tych ludzi. Znaczy, fuj! Naprawdę chcesz
myśleć, co robiła kuzyneczka Bella?
Dumbledore i Shacklebolt aportowali się
do św. Mungo z mocno rannymi, a Charlie, tylko lekko osmolony przez pomaganie
Filiusowi z salamandrą, zgłosił się na ochotnika, by zabrać nieprzytomnego
Remusa do swojego rezerwatu smoków w Rumunii.
- Będzie tam bezpieczny, póki się nie
dowiemy, czy może zmienić się z powrotem w człowieka – zauważył Charlie. – Nawet
jeśli spróbuje, jego zęby nie będą miały większego wpływu na smoczą skorupę, a
każdy człowiek, głupi na tyle, by szwendać się po rezerwacie smoków zasłużył na
pożarcie przez wilkołaka.
Syriusz zgodził się ze smutkiem,
klepiąc futro swojego dobrego przyjaciela, podczas gdy Charlie poczynił
niezbędne przygotowania.
- Będziesz posyłał mi dzienne raporty?
Gdy tylko znajdę jakichś ekspertów, wyślę ci ich z pomocą.
Charlie wyszczerzył się i pokiwał
głową.
- I na wszelki wypadek, poślij sporo
eliksiru tojadowego.
Harry’ego bolała głowa, a jego tyłek
wciąż szczypał nieco od klapsów Weasleyów, ale po bitwie nic mu nie było –
przynajmniej póki nie złapał go Snape. Wtedy zaczął się martwić, że jego żebra
mogą się złamać od tego całego tulenia.
- Harry, Harry. – Snape nie mógł w to
uwierzyć. Widział na własne oczy, jak uderza w niego Avada Kedavra, a mimo to
Harry był tu, cały i zdrowy. – Wszystko w porządku? – zapytał, gdy już znów
mógł mówić.
- Nic mi nie jest, tato. Naprawdę –
obiecał Harry, ale gdy tylko słowa wyszły z jego ust, ścisnęła go Molly, a
potem Syriusz i tak w kółko, aż Harry był pewny, że będzie potrzebował
Szkle-Wzro na swoje poobijane żebra. Nie mógł jednak powstrzymać szerokiego
uśmiechu – jeśli kiedykolwiek potrzebował dowodu, że ludzie o niego dbali,
właśnie go dostał. Ha! I co ty na to,
wuju Vernonie, ty wielki, gruby morsie. To pokazuje, jak wiele TY wiesz.
Trzask zapowiedział powrót
Dumbledore’a, wraz z sponiewieranym, ale w większości uzdrowionym Malfoyem.
- Z radością mogę poinformować, że pani
Bones, Bill Weasley i profesor McGonagall będą całkiem zdrowi za kilka dni. W
teraz, może zostawimy to miejsce zespołowi aurora Shacklebolta i wrócimy do
Hogwartu?
Skoro osłony wokół cmentarza zostały
zdjęte, nie było kłopotów z aportowaniem się do Hogwartu. Przeszli przez może
dwadzieścia jardów błoni, zanim zostali otoczeni przez grupę impulsywnych
centaurów, która nie chciała uwierzyć, że nie są śmierciożercami pod eliksirem
wielosokowym. Dopiero gdy przybył Hagrid, by poręczyć za nich i odeskortować
ich do zamku, centaury niechętnie przyznały, że mogą być tymi, za kogo się
podają.
Harry, którego ramię wciąż było w
uścisku taty, został potem miażdżąco przytulony przez wujka Artura, profesor
Sprout i swoich przyjaciół. Skrzaty domowe dostarczyły mnóstwo kakao i
przekąsek. Draco siedział obok ojca, który wyglądał gorzej, niż chłopak
kiedykolwiek go widział, a jednocześnie dużo otwarciej demonstrował wszystko,
niż Draco kiedykolwiek doświadczył. Lucjusz naprawdę powitał syna stanowczym
uściskiem. Draco starał się zrozumieć, co się stało jego ojcu i czy ta przyjemna
zmiana może trwać dłużej. Cała piątka najmłodszych Weasleyów uwiesiła się na
Molly. Byli niemal oszalali z dumy, że ich mama odegrała tak istotną rolę w
pokonaniu Sami-Wiecie-Kogo. Davidella Jones siedziała razem z nimi, czując się
zaszczycona, że może w tym uczestniczyć i poczuła jeszcze większy szacunek do
matki swojego chłopaka.
- Och, Harry,
naprawdę nic ci nie jest? – zapytała Hermiona, podczas gdy Neville z
niecierpliwością słuchał wszystkich szczegółów.
- Tak, nic a nic –
przysiągł Harry. – A co z wami? Co się tu działo?
- To było
ekscytujące, Harry! Gdy tylko ty i profesor Snape zniknęliście, wszyscy
uczniowie mieli iść do swoich wież tak jak wtedy, gdy uwolnił się troll –
wyjaśniła Hermiona. – Potem Hagrid i inni profesorowie zaczęli patrolować
korytarze i pozwolili pomóc kilkorgu z nas… w większości dlatego, że
zrozumieli, że wymknęlibyśmy się, gdyby nam nie pozwolili – przyznała. – Draco
i Ron poszli z Hagridem, a Hagrid sprowadził swoich przyjaciół z Lasu, by
pomogli.
- Tak, spotkaliśmy centaury!
– wykrzyknął Harry, wzdrygając się na to wspomnienie.
- Och, więc mieliście
szczęście – zapewniła go Hermiona. – Hagrid zdołał przekonać też akromantule do
patrolowania.
Oczy Harry’ego
rozszerzyły się.
- Nie!
- Tak! Ron je
spotkał. Zdołał nie wrzeszczeć, a Hagrid powiedział, że podobają im się jego
rude włosy. Jednak nie sądzę, by Ron ponownie zbliżył się do Lasu –
zachichotała. – Neville pomagał profesor Sprout upewnić się, że wszystkie
ochronne rośliny wokół zamku dobrze rosną, a ja patrolowałam z Jones.
- Wow, Hermiono. Nie
bałaś się? Znaczy, co jeśli śmierciożercy by się włamali do środka?
Machnęła niedbale
ręką.
- W ogóle się nie
martwiłam. Jones nauczyła mnie tego zaklęcia, które niemal użyła na tym
Krukonie w zeszłym roku i tylko czekałam na jakiegoś śmierciożercę, który by
próbował się przez nas przedrzeć.
Harry, przypominając
sobie zaklęcie, zbladł nieco.
- Uch, to niezbyt
miłe zaklęcie, wiesz?
Hermiona posłała mu
odrobinę złośliwy uśmiech.
- Dlaczego, Harry?
Jones mówi, że jest tylko jednym z kilku zaklęć tylko dla wiedźm, których mnie
nauczą.
Szczęka Harry’ego
opadła.
- To tego uczą na tych zajęciach tylko dla
dziewczyn?
Jego przyjaciółka
roześmiała się.
- Oczywiście.
Chłopcy, myśleliście, że o czym się uczymy? Magicznych tamponach? Zaklęciach
antyskurczowych?
Harry – chłopiec,
który zmierzył się z Czarnym Panem – wyglądał, jakby był gotowy roztopić się z
zażenowania na wspomnienie o „Dziewczyńskich Problemach”. Hermiona zlitowała
się nad nim. Chłopców było tak łatwo wzburzyć.
- W międzyczasie
bliźniacy byli zajęci organizowaniem imprezy z okazji zwycięstwa, żeby oderwać
umysły innych uczniów od tego, co się działo, więc sądzę, że wszystkie cztery
pokoje wspólne jutro będą wyglądać okropnie. A teraz powiedz – unieruchomiła
Harry’ego nakazującym spojrzeniem, – co się działo z tobą?
Harry otworzył usta,
by odpowiedzieć, ale głos Dumbledore’a przedarł się przez pełną podekscytowania
paplaninę i wszyscy ucichli.
- Tak, mogę
potwierdzić, że Voldemort został raz na zawsze pokonany. Jest martwy na duszy i
ciele.
Przez Wielką Salę
przeszedł głośny okrzyk radości, a po kolejnych uściskach, Harry skończył na
kolanach Snape’a. Po raz pierwszy, nie miał nic przeciwko na siedzeniu tam,
mimo tego, że był na to całkowicie zbyt duży i zauważył, że nawet Draco wcisnął
się obok swojego ojca z jego ramieniem na barkach, a Weasleyowie popychali się,
by po kolei siadać na lub obok swoich rodziców.
- Tylko dlatego, że
Volauvent jest martwy, nie przestaniesz być moim tatą, prawda? – zapytał z
niepokojem Harry.
- Oczywiście, że nie
– odpowiedział ostro Snape. – Głupi dzieciak. Widziałeś papiery adopcyjne.
Widziałeś tam jakąś klauzulę „tylko do pokonania Czarnego Pana”?
Harry wyszczerzył
się.
- Nie. Chyba ze mną
utknąłeś.
Snape prychnął, ale
jednocześnie ścisnął Harry’ego nieco mocniej.
Molly pochyliła się i
poklepała dłoń Harry’ego.
- Pamiętaj, mój
drogi, również zawsze będziesz częścią naszej rodziny. Zarówno ty, jak i
profesor Snape.
Harry rozpromienił
się.
- Dziękuję, ciociu
Molly. – Potem, gdy uderzyła w niego myśl, rzucił: – Moja mama dziękuje za to,
że pamiętałaś o swetrze, ciociu Molly.
To urwało rozmowy w
całym pomieszczeniu, a Dumbledore – z wieloma iskierkami w oczach –
zasugerował, że to była długa nos i być może to najwyższy czas odpocząć.
Wkrótce tylko Snape, Syriusz i rodzice Weasley pozostali w Wielkiej Sali, a
wszyscy spoglądali na Harry’ego z oczekiwaniem.
- No i? – powiedział
Snape, starając się nie pokazać niepokoju. Czy Harry naprawdę rozmawiał ze
zmarłymi rodzicami? Co mógł powiedzieć James chłopcu, wyrażając swoje
obrzydzenie Snapem w roli rodzica? A co jeśli Lily wciąż była zła na Snape’a za
jego uwagę o „szlamie”?
Harry zrobił
wszystko, by przypomnieć sobie wszystko z rozmowy z rodzicami.
- Ummm, są szczęśliwi
i w miłym miejscu. Wysyłają wyrazy miłości Łapie, Lunatykowi i tacie… I
dziękują cioci Molly za sweter… - Molly uśmiechnęła się przez łzy. – I, eee,
mówili, że mnie obserwują i… och! – Harry odwrócił się do Snape’a. – Tata był
naprawdę wściekły, że nie posłuchałem cię w kwaterach i za to dał mi lanie i to
naprawdę mocne, więc nie musisz mnie ponownie karać. Dobrze, tato? – Harry
uspokoił się na automatyczne skinięcie Snape’a, ale po prawdzie, Snape był w
takim szoku, że James Potter wsparł go, że zgodziłby się na wszystko. – Uch, a
mama mówi, że zawsze będzie cię kochała za to, że byłeś jej pierwszym i
najlepszym przyjacielem. – Harry starał się wydusić z siebie te sentymentalne
słowa, – ale chce, żebyś był szczęśliwy i znalazł jakąś miłą czarownicę i się
ustatkował.
Snape był głęboko
poruszony troską Lily i swoją ostatnim zmartwieniem, że wciąż czułą się urażona
jego koszmarną zniewagą. Dzięki temu wiedział, że ona chce, żeby był szczęśliwy
i nie czuł zdrady, jeśli znajdzie miłość gdzieś indziej. Ale potem dostrzegł
oceniające spojrzenie, które posłała mu Molly Weasley i przyjemne uczucia
zastąpiła nagle chłodna obawa.
^^^
W następny weekend
odbyła się wielka impreza i wszyscy, którzy uczestniczyli w bitwie – nawet
Lucjusz – otrzymali medal. Profesor McGonagall i pani Bones zostali zwolnieni z
św. Mungo pod opiekę Poppy, więc mogły uczestniczyć pomimo tego, że wciąż
wracały do zdrowia.
Po ceremonii, Harry
stanął na frontowych schodach zamku, obserwując ze Snapem spektakularne
fajerwerki nad jeziorem i czczo bawił się medalem wiszącym na jego szyi.
Po kilku chwilach,
zaniepokojony ciszą chłopca, Snape spojrzał na niego ze zmartwieniem. Inni nie
umieli docenić traumy, przez którą ostatnio przeszedł chłopiec – porwany,
zabity, skonfrontował się ze swoimi zmarłymi rodzicami, powrócił do życia, został
złapany w bitwę…
- Wszystko w
porządku? Tęsknisz za rodzicami? – zapytał, zmuszając się, by jego głos
pozostał stabilny.
Harry uśmiechnął się
do niego.
- Nic mi nie jest. Są
tu z nami, wiesz? A ja jestem z tobą tak, jak chciałem.
Snape odchrząknął. Chłodne
powietrze musiało wywołać u niego przeziębienie.
- Sentymentalny
Gryfon – skarcił go, kładąc dłoń na ramieniu syna i przytrzymując go blisko,
gdy obserwowali, jak niebo rozbłyskuje blaskiem wielokolorowej chwały.
KONIEC
(cóż, poza epilogiem)
Postanowiłam się nad wami ulitować i oto kolejny rozdział. Epilog pojawi się (jeśli zdążę), przed północą ;)
łał ale super:) doczekałam się zakończenia:) super opowiadanie, ciekawe czy Lucjusz będzie bardziej przyjazny :P
OdpowiedzUsuńMagda:)
Och jak cudownie! Najbardziej mi się podobało to, że Sev tak mocno tulił Harry'ego, że bał się, że mu połamie żebra <3 I zakończenie <3
OdpowiedzUsuńO raju... Hihi, prawie parsknęłam śmiechem po przeczytaniu, że Lunatyk zaczął podgryzać Lordzinę XD Ale mam nadzieję, że wróci do ludzkiej postaci
OdpowiedzUsuńUch, biedny Ron... fakt, z pewnością już się do Lasu nie zbliży...
Och, uch, Hermiono... Ach, cóż, przynajmniej będą się ciebie strzegli...
Harry... Jak ja się strasznie cieszę, że wszystko się dobrze skończyło, och... Strasznie się cieszę 😁
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńoch jakie zaskoczenie śmierciożerców, że chłopiec znów przeżył, i walka, a potem Severus taki troskliwy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia