Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 31 października 2018

ZS - Rozdział 14 - Przepowiednia kłamstw



Freedom obudził się w środku nocy, drżąc od kolejnego krzyku Cedrica z koszmaru. Przez moment leżał nieruchomo na kocu, starając się uspokoić. Nie znosił mieć w kółko tych samych koszmarów, chciał, by zniknęły - minęły miesiące od śmierci Cedrica, czy już nie powinny się skończyć? Ale nie, sny wciąż powracały i wciąż budził się oblany potem – cóż, byłoby tak, gdyby był człowiekiem – i drżący.
Oczy jastrzębia wyłapały znajomy kształt kominka i obok niego jego żerdź, przytłumione światło z lampki nocnej Severusa, trzymanej w małej wnęce między jego sypialnią a niewielką łazienką. Freedom podejrzewał, że Snape zorganizował tą kulkę światła, bo wiedział, że jastrząb ma tendencję do przylatywania do jego pokoju w nocy i nie chciał, żeby rozbił się o ścianę. A może chciał tylko mieć światło, żeby widzieć w nocy drogę do toalety. Jakikolwiek miał powód tej nocy, Freedom był wdzięczny za pewne oświetlenie, które złagodziło panikę, podążającą za snem.
Był stworzeniem dnia, nie lubił nocy, jak jego sowi kuzyni, a jako człowiek też bardzo realnie bał się ciemności, co było spuścizną po byciu zamykanym przez wiele godzin w małej, ciemnej komórce. Nikt nigdy o tym się nie dowiedział – dołożył wszelkich starań, by to ukryć, gdy spał w wieży Gryffindoru, zawsze zaciągał ciasno zasłony dla prywatności, jak również ukrywał mała, wiszącą nad głową jego łóżka kulkę Lumos, żeby w razie przebudzenia w nocy, nie musiał budzić się w całkowitej ciemności. Gdy na trzecim roku mierzyli się z boginem, właściwie sekretnie był zadowolony, że Lupin powstrzymał go przed nim. Nauczyciel założył, że jego największym strachem był Voldemort, ale Harry wiedział lepiej. Byłaby to dusząca, wszechogarniająca ciemność. Był zawstydzony tą słabością – wciąż bał się ciemności w wieku piętnastu lat! Jak wszyscy by się śmiali, gdyby wiedzieli! A gdyby Czarny Pan to wywąchał… pewnie znalazłby metodę, by go złamać. Żaden Cruciatus nie byłby potrzebny, tylko ciemny pokój, pomyślał kpiąco. Więc upewnił się, że nikt się nigdy nie dowie.
Wzdrygnął się – sen wciąż wywoływał w nim lekkie drżenie. Pośmiertne życzenie Cedrica wciąż odbijało się w jego głowie, więc zerknął w kierunku sypialni. „Nie. Nie pobiegniesz do Snape’a, jak tchórzliwa beksa”, powiedział sobie surowo. „Na litość boską, Potter, nie masz pięciu lat!” Ale druga część niego syknęła: „Nie ma nic złego w tym, że chcesz być w pokoju z drugą osobą po koszmarze. Przecież nie wespniesz mu się na kolana, by go przytulić.” Jego umysł zachichotał na wyobrażenie wyrazu twarzy Snape’a, gdyby zrobił to jako człowiek. „Odesłałby mnie do psychiatryka w ciągu dwóch mrugnięć oczu jastrzębia. To jest, zaraz po tym, jak pozbierałby się z ziemi!” Potrząsnął głową, odpychając okropne, nawet jeśli zabawne, myśli. „Chcę tylko być blisko niego… eee… kogoś żywego…”
Rozłożył skrzydła i podleciał przez korytarz. „Jestem jego chowańcem i najwyższy czas, bym znowu zaczął się tak zachowywać,” bronił się. „I wcześniej, gdybym miał ten koszmar, poszedłbym właśnie do niego.”
Zatrzepotał skrzydłami, sprawiając, że śpiący profesor skulił się pod okryciem. Freedom zauważył z ulgą, że mężczyzna ten raz wydaje się spać spokojnie – Snape wydawał się mieć koszmary tak często, jak on. Ale nie dzisiaj w nocy, za co ptak był głęboko wdzięczny. Oddech Severusa był głęboki i równy. Freedom słuchał jego cichego tchnienia i poczuł, że część strachu znika.
Przeniósł się na łóżko i usadowił na poduszce, wpychając głowę pod skrzydło. Jego rytm serca wyrównał się, gdy się zrelaksował, oddech Snape’a wypełnił pokój i obmył go stałym strumieniem, za każdym oddechem odpychając stary strach z powrotem do kąta jego umysłu. Freedom poczuł, jak odpływa w sen, a jego ostatnią myślą, zanim się poddał, było: „Dzięki Merlinowi, że nie chrapiesz, Severusie!”
Następnego ranka Severus był zadowolony, gdy odkrył jastrzębia na poduszce obok. Kiedy po jedenastej w nocy wrócił z laboratorium, znalazł Freedoma śpiącego  mocno na kocu i nie chciał mu przeszkadzać, więc go zostawił. Najwyraźniej ptak pozbył się poprzedniego humoru, skoro zasnął tego ranka tutaj.
Severus wyciągnął swoją dłoń o długich palcach i ostrożnie zaczął drapać jastrzębia za głową. Śpiący ptak pochylił się ku jego ręce, wydając z siebie jakiś dziwny odgłos z tyłu gardła, podobny do mruczenia kota. Miłe. Mmm. Więcej.
Snape uśmiechnął się i wznosił pieszczotę.
Ptak obudził się, otwierając bursztynowe oczy i mrugając sowio.
- Dzień dobry, Freedom.
Jastrząb otrząsnął się i wstał, strosząc piórka, choć nie odsunął się od dłoni Severusa tak, jak wcześniej. Dobry, Sev. Która godzina?
Snape uniósł brew.
- Nieco po ósmej. Jest środa i nie mam zajęć aż do popołudnia, więc pozwoliłem sobie poleżeć nieco dłużej. Dlaczego pytasz? Nigdy wcześniej tego nie robiłeś.
Jastrząb otworzył dziób, ziewając, albo przynajmniej tak się wydawało. Nie wiem. Tylko się zastanawiam, powiedział prędko, przeklinając się, że nie pamiętał tego faktu. Naprawdę, jak mógł być głupi, pytając o czas, kiedy zwierzęta nigdy nie dbały o zegary, bo miały swoje w głowie.
- Nie ważne. Chciałbyś wziąć kąpiel przed śniadaniem?
Freedom niemal zerwał się z poduszki na tą sugestię, zanim przypomniał sobie, że Severus tylko naleje wody do wanny albo zostawi odkręcony prysznic, a nie pójdzie z nim pod prysznic. „Weź się w garść, Potter!” Zawahał się przed odpowiedzeniem nauczycielowi. Tak, kąpiel będzie w porządku.
- Dobrze. Zostawię włączony, gdy sam wezmę prysznic – powiedział mu Mistrz Eliksirów, po czym zniknął w łazience.
Freedom zajął się skrupulatnym stroszeniem i czyszczeniem piórek, czekając, aż Snape będzie gotowy.
Dziesięć minut później, profesor wrócił z łazienki, włosy miał zaczesane do tyłu, ubrany był w konserwatywną parę szarych swobodnych spodni i białą koszulkę z długimi rękawami.
- Łazienka cała twoja, ptaku.
Freedom rozłożył skrzydła i opuścił pokój, dziękując przez ramię.
Kąpiel była w sam raz, nie za zimna, ani nie za ciepła, więc rozpluskiwał i bawił się pod prysznicem, póki nie był zmęczony i czysty. Potem ostrożnie wyłączył kurek szponem i wyciągnął korek, zanim otrząsnął się z wody i wyleciał na blat, by przyjrzeć się sobie w lustrze.
Wow! Wyglądam całkiem jak jastrząb. O wiele lepiej, niż wyglądałem, jako dzieciak. Nie jestem chudy, moje pióra leżą równo i oczywiście mój wzrok jest szalenie ostry. Zbadał się ze wszystkich stron. Na plecach i skrzydłach był czerwonawo-brązowy, jego ogon nie był całkiem głęboko czerwony jak dorosłego myszołowa, będąc jaśniejszy z brązem i nakrapiany czernią. Kolor pogłębi się, gdy osiągnie dorosłość. Jego przód i brzuch były jasno kremowe z brązowymi plamkami, tak samo spód jego skrzydeł, ale one również miały czarne obwódki. Jego szpony miały kolor głębokiego złota, podobnie jak monety, a jego twarz zdominowana była przez głęboko bursztynowe oczy.
Jeszcze raz spojrzał na siebie, zanim zaczął się puszyć do sucha. Kiedy skończył, rozłożył skrzydła i wleciał do salonu, spodziewając się zobaczyć Twixie ze śniadaniową tacą.
Zamiast tego zobaczył, jak Severus klęczy przed kominkiem, rozmawiając z Dumbledorem przez sieć Fiuu.
- Wybacz, że ci przeszkadzam, Severusie, ale muszę porozmawiać z tobą w pewnej sprawie, a to jedyny moment, gdy mogę to zrobić. – Dumbledore mówił szybko.
- Wyszła z gabinetu?
- Tak. Idzie sprawdzić coś z szklarnią Pomony i zwierzętami Hagrida – powiedział mu Dumbledore. – Więc mam czas dzióbnąć śniadanie i pewne rzeczy, zanim wróci.
- Dobrze. Będę tam za minutę lub dwie, Albusie.
- Dobrze. – Oczy dyrektora zabłyszczały z ulgi. Potem odsunął się i zielone płomienie zniknęły.
Co ten stary głupiec chce tym razem? – zapytał zuchwale Freedom, lądując łagodnie na ramieniu Severusa. Nie ma szans, by przegapił możliwość posłuchania i dowiedzenia się więcej o sekretnych obradach dyrektora, czy cokolwiek to będzie.
- Gdybym wiedział, nie musiałbym iść i z nim porozmawiać, prawda? – zapytał Snape. – Nie muszę ci przypominać, żebyś się zachowywał, czyż nie?
Nie… Sev, powiedział Freedom, łapiąc się na tym, że zamierzał powiedzieć do Snape’a „sir”, co robili tylko uczniowie. „Merlinie, ta gra, czy coś, jest cholernie trudna. Tak wiele razy niemal to spieprzyłem. Jak, do licha, Snape był w stanie ciągnąć coś w tym stylu za każdym razem, gdy stawał przed Wężową Twarzą? Nigdy bym nie wytrzymał.” Ogarnął go niechętny podziw dla szpiega – nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak ciężko jest udawać, że jest się czymś, czym się nie jest i robić to na tyle przekonująco, by uratować swoje życie.
Severus wrzucił pełną dłoń proszku Fiuu do kominka i krzyknął:
- Gabinet dyrektora!
Płomienie rozbłysły zielenią, a wtedy Snape przeszedł przez nie z Freedomem na ramieniu.
Gabinet był bardzo podobny do tego, co Freedom sobie przypominał – był to duży, okrągły pokój z kilkoma oknami, które skierowane były na błonia i boisko Quidditcha, dzięki czemu poranne słońce mogło wlecieć do środka. Na wszystkich ścianach wisiały portrety poprzednich dyrektorów i dyrektorek – niektórzy byli obudzeni, a inni drzemali. Jak zwykle żerdź Fawkesa stała za drzwiami, obok czarnej szafki, zawierającej dziwną, kamienną misę.
Kominek stał dokładnie naprzeciw biurka dyrektora, gdzie były całe stosy papierów i srebrna buteleczka z atramentem, w której spoczywało promieniujące szkarłatem pióro feniksa. Za biurkiem była długa niska półka z kilkoma książkami i na wierzchu Tiarą Przydziału, a dodatkowo szklaną szkatułką zawierającą miecz Godryka Gryffindora. Naprzeciw kominka był niski, mały stolik z dwoma krzesłami i tacką z herbatą, gorącą czekoladą i śniadaniem. Ułożone dwa talerze były jakby obietnicą, że dyrektor przygotował śniadanie i dla siebie, i dla Severusa.
- Witaj, Severusie – powitał ich radośnie Dumbledore, gdy Mistrz Eliksirów i jego chowaniec przeszli przez kominek. Potem wstał i wymamrotał kilka zaklęć, machając różdżką w stronę okiem i drzwi biura. Fawkes zaskrzeczał na swojej żerdzi, gdy magia przeszła dreszczem przez jego pióra. – Wybacz, mój drogi, ale musimy się upewnić, że nie zostaniemy podsłuchani.
- Zaklęcia wyciszające, Albusie?
- Jak powiedziałem, charakter naszej dyskusji musi pozostać… ukryty – powiedział cicho Dumbledore, siadając. – Ale najpierw, zjedz coś, Severusie. Dobrze się czujesz? Brzmisz, jakbyś miał chore gardło.
- To nic. Efekt uboczny mojego eliksiru Jastrzębiej Mowy – odpowiedział Severus, odkaszlując cicho. Spojrzał na Freedoma, który badał biuro z zainteresowaniem. – Czy Fawkes miałby coś przeciwko, by podzielić się żerdzią z moim jastrzębiem?
- Ani trochę. Fawkes ucieszy się ze spotkania Freedoma.
Severus podszedł do feniksa, który zaćwierkał radośnie na widok Mistrza Eliksirów. *Witaj, Severusie! Miło cię znowu widzieć. I witam też ciebie, mój opierzony bracie!*
Freedom był zaskoczony, bo nigdy wcześniej nie był w stanie zrozumieć feniksa. Uch… cześć, Fawkes. Severusie, mogę go zrozumieć! I mówi, że miło cię znowu widzieć.
- I ciebie też – powiedział uprzejmie Severus, wyglądając na zaskoczonego. Nie sądził, że feniks skupia jakąkolwiek uwagę na tych, którzy byli w gabinecie dyrektora. – I dlaczego nie miałbyś go zrozumieć? Mimo wszystko, oboje jesteście ptakami. Idź, usiądź obok Fawkesa, a ja porozmawiam z dyrektorem i zjem.
Freedom zszedł z ramienia profesora i wszedł na żerdź, która była dość duża, a Fawkes przesunął się, by zrobić mu nieco miejsca. A co z MOIM śniadaniem, Sev? Też jestem głodny.
- W porządku. Masz. Wątroby kurczaka, twoje ulubione. – Severus machnął różdżką, pojawiła się miska i zawisła przed jastrzębiem.
Dzięki! – Freedom zatrzymał się i spojrzał na feniksa. A ty, Fawkes? Nie chcesz jakiegoś śniadania?
*Owszem. Albus nieco się dzisiaj spóźnia* - zanucił feniks. Spojrzał na swojego czarodzieja. *Albus, gdzie moje owoce?*
Starszy czarodziej uniósł wzrok i zarumienił się, mówiąc miękko:
- Wybacz mi, niemal zapomniałem, że nie jadłeś. – Wskazał różdżką, a przed feniksem pojawiła się miska jabłek, gruszek, kawałków ananasa i wiśni.
Fawkes potrząsnął swoim błyszczowym ogonem, a potem delikatnie wyciągnął wiśnię z miski i zjadł ją.
*Idealne. Dziękuję.*
Gdy chowańce jadły swoje poszczególne śniadania, dwójka czarodziei swobodnie jadła swoje i dyskutowali przyciszonym tonem pewne sprawy, o których wiedzieli tylko dyrektor i jego główny szpieg.
Dumbledore nalał Severusowi filiżankę Black Bohea, dodając do niej dwie pełne łyżki miodu i plasterek cytryny.
- Proszę bardzo. Odkryłem, że miód i cytryna najlepiej łagodzą moje gardło po całym dniu mówienia w Ministerstwie.
Severus wziął ją, upił łyk i powiedział:
- Dziękuję. Też wiem, że czasami najstarsze receptury działają najlepiej. – Ostrożnie odciął mały kawałek szybki i zjadł ją razem z pomarańczą i tostem z gotowanym jajkiem.
W przeciwieństwie do niego, dyrektor zjadł wszystko, co zostało zaserwowane – jajka, tosty, szybkę, bekon i naleśniki skropione syropem. Również wypił sporą filiżankę gorącej czekolady.
Przez kilka chwil byli cicho, gdy jedli.
Potem Dumbledore odłożył widelec, otarł usta, a jego błękitne oczy zwęziły się z niepokoju pod jego okularami połówkami.
- Czy wzywał cię ponownie ostatnio?
Severus potrząsnął głową.
- Nie. Chyba jest zbyt zajęty zbieraniem siły. Wie, że potrzebuję czasu, by wypełnić jego żądania. – Usta Mistrza Eliksirów zacisnęły się. – Chce, żeby Potter został znaleziony. Uznaje to za osobistą obrazę, że chłopak zaginął i nie wiem, gdzie jest.
Na żerdzi Fawkesa, Freedom wzdrygnął się. Merlinie, Severusie! Tak przepraszam!
Dumbledore też wyglądał na niespokojnego.
- Severusie, gdyby był jakikolwiek sposób, by znaleźć Harry’ego, już bym to zrobił. Wtedy może mógłbyś go udobruchać…
- Udobruchać szaleńca? To jak uspokajanie smoka, Albusie. Czasami to działa, a czasami nie i wtedy kończysz poparzony i zakrwawiony.
- Severusie… Przepraszam…
- Przestań. – Głos Mistrza Eliksirów był ochrypły, ale ostry. – Znam konieczną cenę. Znałem ją dawno temu. I jestem chętny tą cenę zapłacić. Nie będę się wypierać. – Jego oczy rozbłysły okropnie zaciętą determinacją.
Albus odwrócił wzrok, potrząsając głową.
- Może się myliłem, że cię o to poprosiłem.
Tak, byłeś! – syknął Freedom, gdy poczucie winy mieszało się ze złością.
*Cicho, mały braciszku,*  upomniał cicho Fawkes, trącając zdenerwowanego drapieżnika. *Obaj nasi czarodzieje podróżują mroczną drogą. Nic nie przychodzi bez poświęcenia, swojego własnego czy też innych.*
To nie oznacza, że musi mi się to podobać! – zaćwierkał jastrząb. Nie pozwolę temu draniowi go torturować, żeby mógł zdobyć informacje o… Harrym Potterze. To nie sprawiedliwe! Nikt nie powinien przechodzić przez coś takiego.
*Spokój, młodziku. On jest najlepszym szpiegiem, jakiego kiedykolwiek mieliśmy, a Albus i ja bardzo go cenimy. Jego ofiara nie zostanie niezauważona. I pewnego dnia będzie tego warta, gdy odrodzony demon zostanie zniszczony na dobre.*
Freedom ustąpił, myśląc: „Tak, to moje zadanie, a nigdy nie czułem się mniej zdolny, by je wypełnić. Jak oni mogą oczekiwać, że zniszczę kogoś tak potężnego, jak Voldemort? Ledwie znam połowę zaklęć, co on.”
Severus uniósł cynicznie brew.
- Teraz to mówisz, Albusie? Po takim czasie? Zbyt późno na żale. Co się stało, to się stało. Będę grał tak długo, jak będę w stanie. – Urwał i upił resztę herbaty.
Dyrektor bez słowa uzupełnił ją.
- Ale nie zawołałeś mnie tu tylko po to, by o to pytać, prawda? – kontynuował Severus. – Rozkazy Umbridge stają się coraz bardziej niedorzeczne, Albusie. Biega po szkole z żelazną ręką, w bardzo podobny sposób jak mógłby to robić Czarny Pan. Dlaczego jej na to pozwalasz? Jaki masz w tym cel?
Albus zamarł, zanim odpowiedział, a Freedom niecierpliwie nachylił się. Może teraz dostanie odpowiedź na swoje pytanie.
- Ach, Severusie. Obawiam się, że popełniłem kolejny śmiertelny błąd w osądzie. Nie jestem równie dobry, jak ty w uspokajaniu smoka.
- Co masz na myśli? Co zrobiłeś, Albusie?
- Wiesz, co się stało na początku wakacji, gdy dementorzy zawitali w Little Whinging, gdzie mieszka Harry i zaatakowali jego oraz jego kuzyna?
- Tak, a Potter rzucił zaklęcie Patronusa, żeby ich odpędzić, łamiąc Dekret o Niepełnoletnich Czarodziejach, a ponieważ zrobił to po raz drugi, Ministerstwo zdecydowało go wydalić – wyrecytował Severus. – Co to ma do rzeczy? Zdołałeś wpłynąć na sędziów podczas procesu.
Albus potrząsnął głową, wyglądając dziwnie jak małe dziecko złapane na jakiejś psocie.
- Ale tego nie zrobiłem. Nie do końca. Korneliusz był wściekły, bo chciał nie tylko złamać różdżkę Harry’ego, chciał go również pozbawić magii. Tak jak robili kryminalistom w dawnych czasach.
Severus spojrzał na dyrektora.
- Ale to… to nie było robione od wieków. Uznano to za barbarzyńskie i niepotrzebne okrucieństwo, ponieważ czarodziej pod klątwą cierpiał paskudną agonię i zwykle z tego powodu umierał. I Knot zrobiłby to ledwie piętnastoletniemu dzieciakowi? Czy on oszalał?
- Nie. Jest… niezadowolony ze swojej kadencji Ministra, najwyraźniej czując, że nie ma uznania, które mu się należy i nienawidzi Harry’ego, bo chłopiec dostaje więcej rozgłosu albo czegoś innego – i gdy złapał chłopca na zrobieniu czegoś zakazanego, doskoczył do szansy, by upomnieć chłopaka, jak najostrzej był w stanie. I możliwie jak najbardziej publicznie. Zniszczenie reputacji Harry’ego poprawiłoby jego reputację. Starałem się jak najlepiej przekonać go, żeby był miłosierny… przeraża go powrót Voldemorta i nie chce przyznać, że powrócił…
- Ślepy ignorant!
- Tak. Ale jego ślepota wyrządza więcej zła niż dobra. Czuje się lekceważony, zwłaszcza w sprawach polityki oświatowej, więc… zawarłem z nim układ. Zgodziłem się pozwolić jemu i jego urzędnikom nadzorować politykę szkolną i poprawić ją w tym roku, jeśli tylko zniesie nakaz wydalenia Harry’ego.
Severus jęknął.
- Ach, Albusie, jakie warunki postawiłeś? Jakiekolwiek? A może tylko się zgodziłeś i podpisałeś w wyznaczonym miejscu?
- Ja… czułem taką ulgę, że zgodził się nie krzywdzić Harry’ego, że… cóż… obawiam się, że zapomniałem przeczytać drobny druczek. Nie miałem pomysłu, że na to pójdzie, ani że postawi na tym miejscu kogoś tak… surowego i nieugiętego, jeśli chodzi o rządzenie szkołą…
- Niech cię piekło pochłonie, Albusie! – warknął Snape. – Dlaczego nie pozwoliłeś nawet komuś zobaczyć ten cholerny kontrakt? Mi albo Minervie – wiesz, że studiowaliśmy prawo ministralne, gdy skończyliśmy szkołę.
- Nie miałem czasu. Knot naciskał na natychmiastowy proces i tylko tak mogłem go powstrzymać. Był jak pies gończy, śliniący się na szansę zniszczenia reputacji chłopca, który przeżył. W tym czasie zrobiłem to, co myślałem, że będzie najlepszym układem. Nie sądziłem, że zrobi za to odpowiedzialną taką osobę, jak Dolores, ani też, że da jej całkowitą władzę nad kadrą i mną. Sądziłem, że będzie nadzorować pewne rzeczy, sugerowała i robiła tego typu rzeczy…
Severus miał ochotę odejść i uderzyć głową w ścianę. Czasami jak na tak czcigodnego czarodzieja, Albus potrafił być tak naiwny, jak pięcioletnie dziecko. Miał zwyczaj zakładać, że wszyscy mają altruistyczne motywy, podczas gdy prawda była taka, że większość chciała chwytać jak najwięcej dla samego siebie i do diabła z wszystkimi innymi. Zwłaszcza politycy, tacy jak Knot.
Freedom zgarbił się na żerdzi, zszokowany i nieszczęśliwy. Moja wina! To wszystko moja wina!
Fawkes trącił go, ocierając się głową o jastrzębia i tuląc do niego, ćwierkając cicho. *Nie do końca, młodziku. Nie obwiniaj się za wybory innych. Mój pan nie jest tak mądry, jakby chciał, by inni sądzili i jak wszyscy, on również popełnia błędy. A to nawet nie był najgorszy…*
Freedom ukrył głowę w miękkich, szkarłatnych piórach feniksa i wymamrotał: Co masz na myśli, mówiąc, że to nie był najgorszy? Co mogłoby być gorsze od pozwolenia psychopatycznej suce rządzić Hogwartem?
Fawkes nie odpowiedział, zaczął tylko stroszyć piórka młodego jastrzębia, nucąc.
Freedom pokręcił się, właśnie zdając sobie sprawę, że się wydał. Merlinie! Ty wiesz… wiesz, kim jestem, prawda?
Feniks napotkał jego spojrzenie i wydał z siebie cichy odgłos potwierdzenia. *Ależ oczywiście. Jestem feniksem i mogę widzieć serca i dusze. Znam cię, mały Harry, mój opierzony bracie.*
Zamierzasz… powiedzieć im?
*Po co? Jestem pewien, że masz swoje powody, by pozostać jastrzębiem. Nie będę ich podważać. Pilnuję wielu tajemnic. Czym jest jedna więcej? Poza tym, jesteś dobry dla Severusa. Potrzebuje cię. A ty potrzebujesz jego.*
Freedom nie odpowiedział – czuł zbyt wielką ulgę, że feniks go nie zdradzi i był zbyt zawstydzony szczerymi słowami Fawkesa, żeby się nie zgodzić. W głębi duszy wiedział, że magiczny ptak ma rację. Potrzebowali się z Severusem nawzajem.
Pierś Severusa zafalowała od westchnięcia.
- Cóż, więc ją podrzyj. Co zamierzamy teraz zrobić? Musimy znaleźć sposób, by bronić siebie i uczniów, zanim ta chciwa wiedźma połknie nas w całości.
- Obawiam się, że niewiele możemy zrobić. Chyba… ograniczyłem nam swobodę. Ale wciąż istnieje światełko. Nie zostało więcej niż pięć miesięcy do końca semestru i jeśli zdołamy znieść ją do tego czasu, odejdzie i nigdy nie wróci.
- Całkiem spoko, ale to nie powstrzymuje mnie przed chęcią przeklęcia jej na drobne kawałki za każdym razem, gdy stawia stopę w moich lochach, Albusie – warknął Severus. – Wiesz, że miała czelność  mówić mi, jak warzyć eliksir uspokajający, gdy ostatni raz do mnie przyszła! Mi, który warzy je, od kiedy miałem dziewięć lat i który jestem Mistrzem Eliksirów, od kiedy skończyłem dwadzieścia! Mogłem tylko powstrzymać się przed wepchnięciem jej twarzy w kociołek i przytrzymaniem!
Oczy Albusa rozbłysły rozbawieniem.
- Ach, Severusie. Wybacz za to, że napuściłem ją na ciebie. Ale możesz to potraktować jako lekcję samokontroli, mój chłopcze.
- Humph! Dostałem dość takich lekcji, mierząc się z cholernym Czarnym Panem.
- Jeśli zdecydowałeś powstrzymać niektóre z jej, uch, dekretów, Severusie, mogę zasugerować, byś był ostrożny? Już w tym momencie jest przeciwko tobie po kolacji kadry, gdy twój jastrząb wywołał jej… ach… wypadek z deserem truskawkowym… - Dumbledore zachichotał. – Więc strzeż się, bo jeśli uzna cię zaatakować, nie mogę ci pomóc, bo jestem związany kontraktem.
- Nie bój się, doskonale wiem, jak ukrywać się w cieniu. I kiedy ugryźć się w język. – Snape westchnął. – Cholerny Potter! Przysięgam, Albusie, gdy ten bachor się znajdzie, lepiej wbij mu do głowy, że zrobił głupotę znikając na cały miesiąc i sprawiając, że wszyscy oszaleli ze zmartwienia albo ja sam to zrobię!
Dumbledore uniósł swoją białą brew.
- Naprawdę, Severusie? Więc nie nienawidzisz chłopca, jak to się wydaje?
- Nienawidzę? Nie, nie nienawidzę bachora. Irytuje mnie bez końca swoim lekceważeniem zasad i swojego własnego bezpieczeństwa – wiesz, że przysięgłem go chronić, Albusie. Ale chłopak czyni to cholernie niemożliwym tym swoim rzucaniem się w niebezpieczeństwo w każdej minucie, a ty też nie pomagasz, starcze, bo go zachęcasz! Ma porywczą naturę tak wielką, jak Czarne Jezioro, dokładnie jak jego zidiociały ojciec i zamiast nauczyć go ją powstrzymywać, klepiesz go tylko po głowie, bo został wplątany w turnieje i mordowanie bazyliszka!
- Nie miałem wyboru, Severusie. Musi wypełnić proroctwo albo zginie – powiedział cicho Dumbledore.
Freedom wyprostował się na żerdzi. Huh? Proroctwo? Jakie proroctwo? Nie rozumiem, Fawkes.
*Cicho. Zrozumiesz. Słuchaj,* rozkazał ze smutkiem feniks.
Severus spojrzał gniewnie na swojego byłego mentora.
- Albusie, wiesz, co sądzę o tej cholernej rzeczy! Jak możesz uperać się, by chłopak wypełnił fałszywą przepowiednię, którą wymyśliłeś sobie, by pokrzyżować szyki Czarnego Pana czternaście i pół roku temu i która odwróciła się przeciw tobie w najgorszy możliwy sposób?
- Co innego mogę zrobić? Obje wiemy, że za późno na jej zaprzeczanie, nie po tym, co Tom zrobił Jamesowi i Lily… - wyznał dyrektor ostrym szeptem, a wszystkie ślady wesołości zniknęły z jego twarzy. – Od lat żałuję tej decyzji, Severusie, wiesz, że tak jest… Ale szukałem tylko sposobu na kupienie nieco większej ilości czasu – zbyt szybko posuwał się na przód i nie potrafiliśmy chronić mugoli, mugolaków i zdrajców krwi, których obrał sobie na cel. Pamiętasz zapewne, jak w tym czasie zgłaszałeś mi o atakach niemal każdego wieczora… a czasami wielokrotnie w ciągu tego samego dnia, czy tygodnia. Zakon nie potrafił poradzić sobie z wszystkimi atakami, ani też nie potrafiliśmy chronić wszystkich i ludzie umierali za każdym razem, gdy się rozejrzałem… Ty niemal umarłeś, gdy on odkrył, że byłeś powiązany z Lily do swojego piątego roku, Severusie…
- Nie przypominaj mi – warknął Severus, drżąc. Tej nocy zbliżył się do śmierci tak bardzo, jak kiedykolwiek chciał. – Ale nadal twierdzę, że powinien istnieć inny sposób.
- Jaki? On zawsze miał obsesję na punkcje proroctw, nawet jako uczeń. To była jego słabość. Chciał wierzyć, że zostało mu przepowiedziane rządzenie Brytanią, a w końcu całym światem. Sądziłem, że jeśli wykorzystam jego słabość, będzie bardziej odsłoniony… Chciałem, żeby stracił równowagę, zaczął się bać i to dlatego w pierwszej kolejności razem z Sybillą wymyśliliśmy przepowiednię. – Starszy czarodziej zaczął cicho recytować: – Nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana; zrodzony z tych, którzy trzy razy mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca; a choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna; i jeden musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje.
Freedom siedział oszołomiony obok feniksa, a jego serce stało się nieruchome i chłodne.
- Celowo uczyniliśmy ją niejednoznaczną, by miał problem z jej interpretacją – kontynuował Dumbledore, jakby desperacko chciał się usprawiedliwić.
Severus nie odpowiedział – słyszał to wyznanie wiele razy i nie było dla nim niczym nowym.
- To był przypadek, że zarówno dzieci Potterów, jak i Longbottomów urodziły się pod koniec lipca – nie pamiętam, jak doszliśmy do tej daty – razem z Sybillą szukaliśmy do tego odniesienia w astrologii i ta data tylko zbiegała się z tym, co ona opisała, jako „wielką koniugację planet, zwiastującą nadejście bohatera”. Nigdy nie sądziłem, że on naprawdę uzna to za prawdę… Myślałem, że uzna to za stratę czasu… Nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić, zwłaszcza Lily i Jamesa, ani ich dziecka…
- Ale to zrobiłeś, a mnie uczyniłeś cholernym posłańcem! – powiedział nieubłagalnie Severus. – Sprawiłeś, że stałem się cholernym wspólnikiem w śmierci mojej przyjaciółki.
- Wiem, ale wiesz, że byłeś doskonałą osobą, by dostarczyć tą wiadomość. Ufał ci… Severusie, nigdy nie chciałem, by zginęli, zaklęcie Fideliusa powinno działać, powinni być bezpieczni…!
- Zamiast tego zostali zdradzeni przez Pettigrew i Czarny Pan znalazł ich i zabił – dokończył ponuro Severus. – A wszystko w imię fałszywej przepowiedni! Przepowiedni kłamstw, które nigdy nie powinny mieć miejsca. A teraz chcesz, żeby Potter nadal ją wypełniał, bez względu na wszystko!
Wtedy przerażenie przeszło przez jastrzębia i poczuł, jak budzi się w nim krzyk, okropny wrzask zaprzeczenia, który instynktownie stłumił. Zawsze wiedziałem, że Dumbledore coś przede mną ukrywa… coś… ale to… jak mógł to ukrywać? Kłamstwa, to wszystko kłamstwa! Umarli na daremno! NA DAREMNO! Zdradziłeś mnie, starcze! Powinienem cię za to zabić!
Pragnął zlecieć z żerdzi i zaatakować starego czarodzieja, rozedrzeć go za okropność, którą zrobił, okropny błąd, który kosztował Harry’ego rodzinę i zmienił go ze zwykłego dzieciaka w zbawiciela, którym nigdy nie powinien być.
Ale drżał tak gwałtownie, że niemal spadł z żerdzi, a jego umysł zalało zaprzeczenie, wściekłość i gorycz. Ledwie czuł, jak Fawkes otacza go skrzydłami i nuci kołysankę.
*Już cicho, pisklaku, cicho. Tak, mój czarodziej zrobił wielki błąd, ale zapłacił za to i wciąż płaci. Severus nigdy nie wybaczył mu śmierci Lily, a ty, dziecko, byłeś jego odkupieniem.*
- Wiesz, dlaczego, Severusie. Teraz jest za późno, Tom już puścił maszynę w ruch, Harry nie ma wyboru i musi ją wypełnić. Został naznaczony i przeżył klątwę, której żaden czarodziej nie powinien przeżyć i Voldemort wierzy, że on będzie jego porażką, a wiesz, że samouzupełniająca się przepowiednia może najprościej na świcie się wypełnić. Trzeba mu powiedzieć o horkruksach i jak je zniszczyć.
- Tak, wiem, starcze! – wypluł zirytowany Snape. – Powiedziałeś mi to przy więcej niż jednej okazji. Ale wiesz też, że gdyby nie twoje mieszanie, oni wciąż by żyli. Moja Lily wciąż by żyła, a nie spoczywała na wieki pod ziemią! A ja nie musiałbym żyć z poczuciem winy, że dostarczyłem wiadomość, która ją zniszczyła.
- Wiem, mój chłopcze – powiedział ciężko Dumbledore z łzami błyszczącymi w jego oczach. – To był najgorszy błąd mojego życia i nigdy nie zostanie mi odkupiony. Harry jest teraz naszą jedyną nadzieją. Musisz go znaleźć, Severusie. Znajdź go i ochroń.
- Kolejne niemożliwe żądanie, dyrektorze?
- Nie, nie jest niemożliwe. Gdybyś tylko porozmawiał z chłopcem, Severusie, zrozumiał go… nie jest jego ojcem, będzie z tobą współpracował, jeśli tylko dasz mu szansę…
- Ale czy on też da szansę mi? – zapytał mrocznie Severus.
- Da, gdy tylko wyjaśnisz mu, dlaczego zrobiłeś to, co zrobiłeś. Ma wielką zdolność do przebaczania, Severusie, bardzo podobnie jak jego matka…
Może tak, ale nigdy ci tego nie wybaczę, Dumbledore! Nigdy! – wrzasnął Freedom, choć jego krzyk został stłumiony przez pióra Fawkesa.
- Lepiej się módl, Albusie, że wkrótce się znajdzie i nigdy nie odkryje prawdy o tamtej nocy.
- Jak miałby się dowiedzieć? Tylko ty, Sybilla i ja wiemy, że przepowiednia była fałszywa. A Sybilla nigdy tego nie powie, bo wtedy jej reputacja  prawdziwej Jasnowidz byłaby zniszczona, a ty też nie powiesz, bo dałeś mi swoje słowo.
- Tak. A moje słowo zawsze było dobrym zapewnieniem. Brzydziłby się mną, gdyby znał prawdę. Chociaż nie tak bardzo, jak ja brzydzę się siebie.
Dyrektor wzdrygnął się na ostry ton w jego głosie. Nagle zaczął wyglądać starzej i słabiej, na każde ze swoich stu pięćdziesięciu kilku lat.
- Znajdź go, Severusie. Proszę.
- Zrobię co w mojej mocy. – Mistrz Eliksirów wstał. – Powinienem iść. Muszę spisać plany zajęć i ocenić sprawdziany. – Wyciągnął nadgarstek. – Freedom, chodź.
Freedom posłuchał, podlatując prosto do Severusa i koncentrując się na kontrolowaniu złości. Czuł się okropnie zdradzony i nie mógł w ogóle spojrzeć na dyrektora, bo inaczej straciłby swoją pozorną kontrolę i go zaatakował. Więc zamiast tego patrzył na Severusa, którego oczy błyszczały mroczną furią.
Gdy profesor skierował się w kierunku kominka, Dumbledore położył mu dłoń na ramieniu.
- Severusie, dziękuję. Za wszystko, co zrobiłeś…
Severus prychnął wściekle.
- Nie zrobiłem tego dla ciebie. Zrobiłem to dla niej.
- Wiem. I mam nadzieję, że któregoś dnia mi wybaczysz.
Severus obrócił się na pięcie i chwycił pełną garść proszku Fiuu.
- Któregoś dnia. Może.
Potem wrzucił proszek do kominka i powiedział:
- Kwatery Snape’a. Semper occultus – wyrecytował sekretne hasło do swoich kwater przed przejściem, jako że jego kominek był osłonięty przeciwko nieupoważnionym wejściom.
Wszedł w zielone płomienie, zabierając za sobą zrozpaczonego i rozczarowanego jastrzębia i zostawiając za sobą pełnego żalu starca, by poradził sobie z błędem, który uczynił czternaście lat temu i który na zawsze zmienił życie pewnego młodego chłopca.


niedziela, 28 października 2018

38PTW - Zajęcie na deszczowy dzień



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Rainy Day Activity
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 38/50
Opis: Syriusz uczy się czegoś nowego na temat Remusa.

Syriusz zmarszczył nos, wchodząc do biblioteki. Wszędzie szukał Remusa. Myślał o użyciu Mapy Huncwotów, ale Jamesa też nigdzie nie mógł znaleźć, a gdziekolwiek był James, tam też z pewnością była mapa.
Jego ostatnią szansą na znalezienie cichego Huncwota była biblioteka. Nie wiedział, dlaczego Remus wybierał przyjście tutaj, ale Syriusz wiedział, że Remus był z wszystkich Huncwotów najbardziej sumienny. I jeśli którykolwiek z Huncwotów dobrowolnie poszedłby do biblioteki, to byłby Remus.
Przeszedł się wokoło, spoglądając po stołach. Przy niektórych byli uczniowie, ale akurat nie ten, którego szukał.
Po kilku minutach bezowocnego szukania miał już się poddać, ale zdecydował pójść jeszcze na sam tył, gdzie zwykle zapominano o stolikach i używano ich bardzo rzadko.
I to właśnie tam znalazł wilkołaka. Siedział w kącie przy stoliku z książką otwartą przed sobą. Jego głowa spoczywała na ramionach, a jego gałki oczne poruszały się w jego oczodołach, gdy milcząco czytał.
- Tutaj jesteś, Luniek.
Remus uniósł wzrok z uniesionymi brwiami.
- Co ty tu robisz? To jest ostatnie miejsce, które niesławny Syriusz Black wybrałby do spędzenia niedzieli.
Syriusz wyszczerzył się i usiadł obok niego.
- Szukam cię, oczywiście. Dlaczego ty tu jesteś?
- Na zewnątrz pada – odpowiedział zwyczajnie Remus, jakby to było coś oczywistego.
Syriusz na moment był cicho.
- I?
Remus przewrócił oczami.
- Jak długo mnie znasz, Łapo? Czy już nie powinieneś wiedzieć, że uwielbiam spędzać deszczowe dni w bibliotece, gdy nie mamy zajęć?
Syriusz zamrugał.
- Tak?
Remus skinął głową, a mały uśmiech wykrzywił jego usta.
- Wow, nie wiedziałem tego. – Pochylił się bliżej i trącił nosem szyję Remusa, jakby naprawdę był psem, a nie tylko psim animagiem. – Uwielbiam uczyć się o tobie nowych rzeczy.
Remus owinął ramię wokół barków Syriusza.
- Wiem o tym, ale chcę wrócić do czytania, więc zostaw mnie samego.
Syriusz spojrzał na niego ze swojego miejsca.
- Nie mógłbym zostać i cię poobserwować?
- To przyprawia o gęsią skórkę – ostrzegł Remus.
- No i? – zapytał Syriusz.
Remus westchnął i powrócił do swojej książki, z każdą chwilą coraz bardziej świadom pożerających go oczy jego chłopaka.


czwartek, 18 października 2018

ZS - Rozdział 13 - Zaniepokojeni przyjeciele



Pomimo wczesnej godziny, ani Ron, ani Hermiona nie mogli już dłużej spać. Byli zbyt zmartwieni i zdenerwowani zaginięciem ich przyjaciela – trwało to od tygodni i tylko pogarszało. Ponieważ oboje byli prefektami mieli pewną swobodę działania uzgodnioną z ich Opiekunką Domu na temat wędrowania się po szkole i błoniach, więc spotkali się w pokoju wspólnym i zdecydowali przejść się do Hagrida. W zeszłym roku i rok wcześniej zwykle regularnie w trójkę odwiedzali gajowego, ale w tym roku, Ron i Hermiona byli zbyt zajęci swoimi obowiązkami prefektów oraz zajęciami, by mocno kłopotać się odwiedzinami. Jednak Harry tam chodził albo przynajmniej mówił, że tam był, gdy Ron albo Hermiona pytali go, gdzie poszedł po kolacji.
Uznali, że mogliby nadrobić czas z Hagridem, wypić herbatę i może zapytać go, czy ma pomysł, gdzie był Harry, ponieważ nikt inny nie wydawał się tego wiedzieć.
- Nie sądzisz, że to za wcześnie na wizytę? – zapytała Hermiona.
- Nie. Hagrid zawsze mówi, że wstaje ze słońcem. A jeśli jakieś stworzonka są chore, prawdopodobnie będzie się nimi opiekował – zapewnił ją Ron. Westchnął głęboko i odgarnął włosy z oczu. Gdyby była tu jego mama, powiedziałaby mu, że musi się obciąć, ale ostatnio naprawdę nie obchodziło go mocno, jak teraz wygląda. – Mam tylko nadzieję, że ma pomysł, dlaczego Harry zniknął. Próbowanie rozumienia tego doprowadza mnie do szaleństwa.
- Wiem. – Hermiona wyglądała na zmartwioną. – Miałam kłopot skoncentrować się na mojej nauce, a ty w ogóle nie poszedłeś na kwalifikacje do drużyny, Ron. Mówiąc o tym, dlaczego Oliver Wood wrócił? Czy nie wyjechał, by podpisać kontrakt ze Zjednoczonymi z Puddlemere albo czymś takim?
- Tak, wyjechał, ale z jakiegoś powodu nie został mu przedłużony i… uch… poprosiliśmy go, by nas trenował, ponieważ nie jest zajęty i się zgodził – wyjaśnił Ron. – Widzisz, sprawy z drużyną jakby… rozpadły się, gdy Harry zniknął. Wszyscy są zasmuceni, więc nie jesteśmy w stanie zebrać się i działać jak zespół. Zamierzałem próbować zostać obrońcą, Harry powiedział, że powinienem, ale teraz… po prostu jakoś tego nie czuję. Ginny sądziła, że mogłaby zostać rezerwową na szukającego, ale teraz jest zbyt zasmucona nawet, by trenować, więc Seamus jest szukającym. Nie jest najlepszy, ale… przynajmniej jest chętny do gry. Bez Harry’ego zwyczajnie nic nie jest takie samo.
Hermiona poklepała Rona pocieszająco po ramieniu.
- Masz całkowitą rację. Teraz nie mogę karcić innych za nie robienie ich pracy domowej – zażartowała kiepsko. – Och, Ron, co jeśli stało mu się coś okropnego? Albo dzieje? Mógł zostać porwany przez… przez Sam Wiesz Kogo!
- Nie, nie sądzę, żeby tak się stało, Hermiono. Zapytałem o to McGonagall w zeszłym tygodniu i powiedziała nie. Że mają całkowitą pewność, że Harry nie jest z nimi.
- Ale skąd mogą to wiedzieć? Znaczy, przecież Sam Wiesz Kto nie pośle listu z okupem, albo coś takiego.
Ron potrząsnął głową.
- Nie wiem, ale ufam McGonagall. A gdyby Harry był w prawdziwym niebezpieczeństwie, posłaliby za nim Zakon, a nie zrobili tego… a przynajmniej nic o tym nie wiem – wymamrotał Ron.
Żaden z nich nie zauważył, że jastrząb unosi się cicho nad ich głowami, słuchając ich rozmowy.
- Więc gdzie on może być? I jak zdołał zostać w ukryciu przez tak długi czas?
- Skąd mam wiedzieć. Najpierw myślałem, że używa peleryny niewidki, ale sprawdziłem i wciąż jest w jego kufrze. Razem z wszystkim, co posiadał.
- Ron! Przeszukałeś jego kufer? – wykrzyknęła osłupiała Hermiona. – Ale co z prywatnością!
- Wiem, ale kiedy nie wrócił po tygodniu… Pomyślałem, że może mógłbym użyć mapy, żeby go znaleźć, tylko że… nie było jej tam.
- Więc sądzisz, że ją ma? – zapytała Hermiona ze zmarszczonymi brwiami. – I tak unikał wszystkich przez ostatnie tygodnie?
- Możliwe. To by wyjaśniło, dlaczego nikt go jeszcze nie widział.
Nie. Mapa… mapa spłonęła, odpowiedział jastrząb, drżąc. Została spalona przez Vernona, po tym, jak przyprowadziłem Dudleya po ataku dementorów. Vernon był wściekły, że potwory z „szkoły dziwaków” zaatakowały jego syna. Obwinił za to Harry’ego, mówiąc, że przyciągnął ich swoją dziwnością – w tym momencie Harry odkładał mapę, trzymając ją w swojej ręce, więc Vernon chwycił ją i wrzucił do paleniska.
Jastrząb podleciał  przed parą, lądując na dachu małej chatki. Czuł się wyczerpany, choć nie poleciał bardzo daleko. Zobaczenie ponownie Rona i Hermionę uzupełniło zagubione kawałki puzzli.
Jestem Harry. Harry Potter.
Wiedział, że to jego imię. To on był zagubionym chłopakiem, którego wszyscy tak gorączkowo szukali.
I uświadamiając sobie to, drzwi, które były zamknięte w jego umyśle, otworzyły się i reszta jego wspomnień wypłynęła na powierzchnię. To było niemal zbyt wiele. Krzyknął głośno z bólem… zbyt wiele informacji, zbyt wcześnie, obrazy błyskały w jego głowie jeden za drugim. Przykucnął na strzesze i poczuł się, jakby jego głowa miała wybuchnąć.
- Co to było? – krzyknęła Hermiona. – Brzmiało jak jakiś skrzek.
- Pewnie jakiś ptak albo coś w tym stylu. – Ron wzruszył lekceważąco ramionami.
Nie wiedział, jak zdołał utrzymać się na żerdzi, jednak jakoś mu się udało i po jakiś piętnastych minutach, powódź wspomnień zmalała i był w stanie usiąść i je przebadać. Albo spróbować.
Pod nim, wewnątrz chatki, mógł usłyszeć, jak Hagrid wita Rona i Hermionę, zapraszając ich, by usiedli i wypili filiżankę herbaty.
- Kilka chwil temu postawiłem czajnik. Cieszę się, że przyszliście. Dobrze się macie?
- Dobrze, Hagridzie – odpowiedziała Hermiona. – Tylko że… naprawdę martwimy się o Harry’ego.
- Wiem, dziewczyno. Wszyscy się martwimy. Ale nie możecie… nie możecie porzucać nadziei.
- Wiesz, co mogło mu się stać? – zapytał Ron. – Może odszedł, bo coś powiedzieliśmy? Albo zrobiliśmy? Ja… ostatnio nie byłem zbyt dobrym przyjacielem. Byłem tak zajęty umawianiem się z Lavender, że… nie skupiałem na nim wiele uwagi.
- Ja też nie – przyznała zawstydzona Hermiona. – Starałam się uczyć do moich sumów i radzić sobie w obronie przed czarną magią, nawet mimo że uczy nas ta krowa,  Umbridge. A Harry… był jakby cichy, gdy wrócił z ferii świątecznych, ale myślałam, że to dlatego, że tęskni za przebywaniem z Syriuszem albo coś w tym stylu. I byłam jakoś tak zadowolona… bo od początku roku, był jakiś taki… wściekły i przez cały czas się z nami sprzeczał.
- Jakiś taki wściekły? – prychnął Ron. – Hermiono… on był jak przepełniony kociołek. Najmniejsze sprawy wywoływały u niego wybuch. Dopiero po ataku węża na tatę i kiedy niemal umarł, zdałem sobie sprawę, że zachowywałem się jak egoistyczny dupek i znowu pewnych rzeczy nie doceniałem. Jak na przykład przyjaźni z Harrym.
- Czy on… uch… powiedział coś, zanim… zniknął? – zapytał łagodnie Hagrid.
- Nie. Po kolacji powiedział, że chce się przejść, żeby o czymś pomyśleć. Niewiele o tym myślałem, zawsze wydawał się chcieć być sam i… uch… miałem spotkać się z Lavender w bibliotece, bo zamierzaliśmy… uch, pouczyć się jakiś zaklęć…
- Jakich zaklęć, Ronaldzie? Miłosnych? – zapytała podejrzliwie Hermiona.
- Jakie to ma znaczenie? – warknął Ron. – W każdym razie, po tym skierowałem się do wieży i to wtedy zauważyłem, że Harry’ego nie ma w łóżku. Ani w pokoju wspólnym.
- Ale nie zaczęliśmy się tak naprawdę martwić, póki nie było po ciszy nocnej – przypomniała Hermiona. – Potem poszliśmy sprawdzić korytarze, skrzydło szpitalne, a nawet spojrzeliśmy na dziennik szlabanów przy pokoju nauczycielskim.
Dziennik szlabanów był powieszony na tablicy na ścianie i był magicznie aktualizowany praktycznie co każdą godzinę. Zawierał listę imion uczniów, zajęcia, na których dostali szlaban, czas i datę szlabanu i który profesor miał go nadzorować.
- I nie było tam jego imienia. Wtedy pomyśleliśmy, że może spędza noc tutaj i poszliśmy spać. Ale kiedy następnego ranka się obudziliśmy i wciąż go nie było… wtedy poszliśmy do McGonagall – zakończył Ron.
Hagrid westchnął.
- Wiem, że to było dla was trudne, ale nie obwiniajcie się. Sądzę… Harry chyba odszedł, by oczyścić umysł i gdy będzie gotowy to wróci.
- Więc nie uważasz, że jest w niebezpieczeństwie? – nie ustępowała Hermiona.
- Nie. Profesor Snape i Dumbledore tak twierdzą, a ja im ufam – powiedział zwyczajnie Hagrid.
Ron uniósł brew.
- Snape? Ufasz Snape’owi?
- Tak, właśnie tak. Tak samo jak dyrektor. Profesor nie jest taki, jak się wydaje – powiedział tajemniczo Hagrid.
Ron prychnął.
- Cóż, przynajmniej nie jest tak zły, jak Umbridge. Ona mogłaby zostać zaklasyfikowana jako zagrożenie dla społeczeństwa. Widziałeś jej nowe zasady? Zaczęła zmieniać szkołę w… więzienie.
- Gorzej. Zmienia szkołę w miejsce, w którym tylko ludzie myślący jak ona mogą wolno wyrażać siebie. To jak dyktatura. A jej szlabany… ona krzywdzi dzieci, Hagridzie! – oświadczyła z pasją Hermiona. –Przecież nie daje im tylko rzeczy do czyszczenia czy nie krytykuje albo nie każe pisać linijek bez użycia magii. Ona… każe dzieciom pisać linijki, które zostawiają rany na ich rękach jeszcze przez kilka godzin.
- Rany na rękach? – powtórzył Hagrid.
- Tak. Widziałem Freda i George’a po ich szlabanach z nią i na wierzchu dłoni mieli cięcia, a słowa, które pisali na papierze wycięły im się w dłoni – powiedział ze złością Ron.
- Posunęła się tak daleko?
- Tak. I nie możemy jej powstrzymać, bo teraz będzie władać całą szkołą.
- Czy dyrektor wie? A profesor McGonagall?
- Nie. Nie mogliśmy im powiedzieć. Powiedziała, że pisanie linijek podczas szlabanu nie jest według polityki Ministerstwa. Poza tym, Minister dał jej władzę i teraz ma nad nimi władzę – powiedziała wściekła Hermiona. – Nie znoszę tej wiedźmy! I jej zajęć też. Są okropne, nie uczymy się niczego użytecznego i czuję się tak, jakbyśmy marnowali czas.
- Ja też. Znaczy, nic tylko powołuje się na metody Ministerstwa rzucania zaklęć, który w rzeczywistości nie rzucamy, ponieważ uważa, że tego nie potrzebujemy – kontynuował Ron. – To naprawdę ssie, ale musimy to przetrzymać. Marzę tylko, żeby był jakiś sposób, żeby to ominąć, ale ktokolwiek mija jej zajęcia dostaje szlaban. Terry Boot dostał jeden wczoraj, bo był chory, pani Pomfrey dała mu notkę, ale ta głupia wiedźma powiedziała, że to się nie liczy, że ból gardła nie jest na tyle poważny, by omijać zajęcia.
Hermiona odchrząknęła.
- Dużo o tym myśleliśmy, nawet po zniknięciu Harry’ego. To nie w porządku, że Ministerstwo zmusza nas do gorszej jakości nauczania, powinniśmy zacząć protestować. Jak robią w mugolskiej społeczności. Tylko Ron mówi, że to tutaj w ogóle nie zadziała. Więc… pomyśleliśmy, co jeśli zaprotestujemy trochę inaczej? Na przykład sekretną grupą, przeznaczoną do nauki obrony, kiedy Umbridge odmawia nauczenia nas tego? Chciałam… oboje chcieliśmy… żeby Harry nam pomógł i nauczył nas, ale ponieważ zniknął, będziemy po prostu… musieli kontynuować na własną rękę, póki nie wróci. Zrobiłam listę wszystkich w szkole, spośród wszystkich Domów, którzy chcą uczyć się bronić, a teraz potrzebujemy miejsca, które nas pomieści podczas spotkań i sposób, żebyśmy wszyscy mogli się zwoływać, a inni nie mieli o tym pojęcia.
- Cóż, moglibyście porozmawiać z Aberforthem, który jest właścicielem Świńskiego Łba w Hogsmeade. Jest młodszym bratem Dumbledore’a i mógłby znać miejsce, gdzie moglibyście iść i sposób, w jaki moglibyście się kontaktować – zasugerował Hagrid. – Tylko to, co proponujecie jest niebezpieczne, wiecie o tym, prawda? Umbridge… widziałem takich wcześniej, a ona konkretnie nie lubi, kiedy się jej wchodzi w drogę. Uważa się tutaj za Królową i to jej królestwo, jej zasady. Więc uważajcie na siebie, słyszycie?
- Tak, Hagridzie – powiedziała Hermiona. – Będziemy ostrożni. I dzięki. – Rozległo się szuranie odsuwanego krzesła, a potem kolejnego.
- Chyba będziemy szli z powrotem do wieży Gryffindoru. Musimy się upewnić, że pierwszaki wstały na zajęcia i śniadanie – powiedział Ron. – Dzięki za herbatę, Hagridzie.
- Nie ma za co. Do zobaczenia.
Ron i Hermiona wyłonili się z chatki i zaczęli iść z powrotem w stronę zamku, wciąż rozmyślając nad ich nowym programie nauczania dla sekretnej grupy obrony i o tym, jak bardzo brakuje im przyjaciela.
Freedom obserwował, jak odchodzą ze znużonymi oczami i nie zrobił ruchu, by za nimi podążyć. Z piekącą jasnością przypomniał sobie noc, jak został animagiem, jak wzbił się w niebo tylko po to, by zasłabnąć i rozbić się o wieżę, a potem o ziemię, łamiąc oba skrzydła i tracąc przytomność.
A potem został znaleziony przez ostatnią osobę na ziemi, której kiedykolwiek by się spodziewał albo zaufał przy leczeniu.
Ale Snape uleczył go. I zrobił to efektywnie oraz ze współczuciem. Freedom, który wciąż nie potrafił do końca przyzwyczaić się do myślenia o sobie jako o Harrym, wiedział, że większość ludzi, którzy znaleźliby rannego ptaka, jak on, zostawiliby go na pewną śmierć albo uznali, że niemożliwe jest uratowanie go, bo był tak okropnie ranny. Wcześniej sam próbował ratować ptaki ze złamanymi skrzydłaki i wszystkie zmarły pomimo jego opieki.
Ja też bym umarł. Gdyby on mnie nie znalazł albo gdyby nie uleczył tej infekcji, czy cokolwiek to było za, gdy za drugim razem straciłem przytomność, gdy Draco zepchnął mnie z żerdzi w laboratorium. Myślałem, że tej nocy już jest po mnie. Przypomniał sobie drżenie tak gwałtownie, że czuł się jakby miał się rozlecieć i było mu tak gorąco, że miał wrażenie, że cały czas się piecze, tak chory, że ledwie mógł unieść głowę, a wtedy nadszedł  ten mówiący do niego, jedwabisty głos i ręce owijające go w ciepły ręcznik. Dotyk i głos dawały mu oparcie, zapewniając mu ostatnią deskę ratunku, której mógł się chwycić, poza samymi eliksirami.
Zostań. Zostań ze mną. Dbał o mnie i chciał mnie, więc zostałem.
Freedom potrząsnął głową, wciąż starając się zmierzyć z faktem, że jego złośliwy nauczyciel nie tylko uratował mu życie, ale stał się też przyjacielem i pewnego rodzaju powiernikiem. Wiedział rzeczy, o których z pewnością nikt inny nie wiedział o Severusie Snapie. Widział mężczyznę pobitego i chorego… na pół martwego przez tortury z rąk Voldemorta. Widział Snape’a zrelaksowanego i spokojnego, czytającego w swoich kwaterach, jak również gwałtownie chroniącego swojego chowańca, nawet jeśli celem było wymierzenie surowej kary swojemu własnemu Domowi.
I podobnie jak ja, był ofiarą znęcania się i dorastał z ojcem, który nienawidził go za to, kim był, tak jak wuj Vernon i ciotka Petunia nienawidzą mnie. Och, jak on znienawidzi mnie, jeśli się dowie, że wiem o nim wszystko. Ja, Harry Potter, syn jego najgorszego rywala, bachor, który przeżył, by go irytować, jak on to ujął.
Freedom rozpostarł skrzydła i wzbił się w niebo – latanie zawsze pomagało mu jasno myśleć, a właśnie wtedy potrzebował całej jasności świata.
Był rozdarty między lubieniem mężczyzny, którym Severus był poza klasą, błyskotliwie inteligentnym, troskliwym, dowcipnym mężczyzną, który kochał jastrzębia, którego przygarnął, a jednocześnie nienawidzeniem napastliwego, rozgoryczonego profesora o ostrym języku, który znęcał się nad nim z powodu, który tylko on znał. Rozbieżność go rozdzierała.
Snape warczał na niego i drwił z niego, od dnia, gdy wszedł do klasy eliksirów, nie lubiąc go bez powodu i traktował jego oraz jego kolegów z domu niesprawiedliwie. Oskarżał Harry’ego o bycie szukającym uwagi i chwały chłopakiem, aroganckim i nieposłusznym jak jego ojciec, którego nienawidził. Snape się mylił na wszystkie możliwe sposoby, poza ostatnim, bo Harry musiał przyznać, że złamał więcej niż jedną szkolną zasadę. Dla dobra sprawy, prawda, ale jednak… ale mimo to Snape nie powinien traktować go w taki sposób. Nie zasłużył na to.
A teraz Freedom nie wiedział, co myśleć albo co czuć. Albo co robić. Nie wiedział, czy powinien próbować odwrócić swoją transformację, ponieważ tak naprawdę nie uczył się, jak to robić. Nie oczekiwał, że uda mu się za pierwszym razem, ale jednak. I stał się jastrzębiem, który był chowańcem Snape’a.
Podleciał leniwie wyżej, a jego oczy zawsze czujnie wpatrywały się w ziemię pod dołem.
Pomyślał o tym, jak zmartwieni byli jego przyjaciele, jego nauczyciele, do diabła, nawet Snape wydawał się przejęty, że zaginął. Wiedział, że powinien próbować się przemienić. Ale nie był zbyt tego chętny i bał się.
Prawda była taka, że cieszył się byciem jastrzębiem. Jako jastrząb jego potrzeby były proste, potrzebował latać, polować i towarzyszyć Severusowi. Nie leżała na nim odpowiedzialność bycia jakimś wielkim zbawicielem, bohaterem, którego wszyscy wytykali palcami z powodu blizny, nikt nie szeptał i rozmawiał za jego plecami o tym, jaki jest szalony, bo nalegał, że Voldemort powrócił. Nie musiał już odrabiać szlabanów z Umbridge ani mieszkać z Dursleyami, ani ciętych komentarzy Snape’a. Nie musiał pamiętać, że to on spowodował śmierć Cedrica ani że dał Voldemortowi możliwość się odrodzić.
Jak, do diabła, oni mogą oczekiwać, że uratuję świat i pokonam cholernego szaleńca, kiedy nie potrafię nawet naprawić tego, co jest nie tak w moim życiu? – zastanawiał się gorzko. Wciąż był złamany wewnętrznie, wciąż uszkodzony i przygnębiony, co nie zniknęło, gdy stał się Freedomem, tylko zwyczajnie zapomniał o tym na pewien czas. Ale powrót wspomnień przyniósł też miażdżącą rozpacz.
Nie mogę wrócić. Jeszcze nie. Potrzebuję więcej czasu. Czasu na uleczenie… jeśli kiedykolwiek mi się uda.
Gorzej, bał się.
Bał się zmierzyć z wszystkimi. Uciekł, jak tchórz. I wciąż uciekał.
Uciekał i ukrywał się za Severusem, pomyślała szyderczo część niego. Który to sprawiał, że czuł się bezpieczny, choć trudno było w to uwierzyć, że chodzi akurat o tego mężczyznę, pamiętając, co zrobił. Ale taka była prawda. Freedom wiedział, że jego czarodziejski pan broniłby go aż do śmierci, bez względu na to, co osobiście czuł względem Harry’ego Pottera.
To prowadziło do kolejnego powodu, dlaczego nie chciał się odmieniać. Jeśli to zrobi, Snape straci swojego chowańca. Jedyne stworzenie, które kochał, które było jego przyjacielem. Pomimo tego, co mężczyzna mu zrobił, Harry czuł współczucie względem samotnego mężczyzny. Wiedział, jak to jest nie mieć przyjaciół, nie mieć nikogo, na kim mógłby polegać. Takie było jego życie przed Hogwartem i nie zapomniał tych wszystkich długich dni zamknięcia w komórce na miotły, gdzie marzył o przyjacielu, z którym mógłby porozmawiać.
Chyba jestem jego pierwszym przyjacielem, od kiedy zmarła moja mama. Jego matka, Lily… którą ledwie pamiętał. Lily… którą Snape kochał i przysiągł chronić ją i jej syna. To było jeszcze jedne szokujące odkrycie. W oczach mężczyzny był ból zmieszany z tęsknotą, gdy o niej mówił. I wtedy wiedział, że Snape był oszustem. Profesor nie był kimś, kto nie dba o ludzi, ale może właśnie troszczy się o nich za bardzo. I z tego powodu był okropnie zraniony. Lód był tarczą, sposobem, by się chronić. Tylko Freedom znalazł przez nią drogę.
Pamiętał tą okropną noc, gdy Snape powrócił ze spotkania z Voldemortem. Jak czarodziej czołgał się po ziemi… mówiąc Freedomowi, że był szpiegiem, bo nie miał rodziny, że nikt nie tęskniłby za nim, gdyby umarł.
Freedom pamiętał, jak mówił Severusowi, że się myli, że jemu na nim zależy. Mówił wtedy serio. I wciąż tak uważał.
Więc jak mógł zdradzić tak kruche zaufanie?
Dwa skrzywdzone stworzenia, które się odnalazły.
Słowa Severusa odbiły się w jego głowie. I wciąż jestem skrzywdzony, Sev. Tak jak ty. Oboje jesteśmy popapranym bałaganem.
Jastrząb zauważył skaczącego z wolna królika na trawie, zawisł, po czym zanurkował.
Królik wystrzelił do przodu, ale tym razem Freedom był w stanie złapać go i szybko zabić. Usiadł na trawie, by zjeść śniadanie. Część niego wiedziała, że powinien się buntować – właśnie zabił żyjące stworzenie, a teraz jadł je na surowo. Ale jastrząb był pragmatyczny, musiał zabijać, by przeżyć, a jeść, by żyć. Pozwolił umysłowi jastrzębia przejąć kontrolę i dokończył królika bez poczucia winy albo obrzydzenia. To właśnie było piękno bycia jastrzębiem – żadnego żalu. Nie torturował się tym, co mogłoby być albo co powinno. Albo co było.
Zostanę Freedomem jeszcze nieco dłużej. Wciąż mam czas, zanim ta wiedźma wdroży tą nową pilityką o nieusprawiedliwionych  nieobecnościach. Nie jestem jeszcze gotowy, by wszystko ryzykować, by niszczyć tą nową przyjaźń… To dziwne, po tym wszystkim, co mi zrobił, nie powinienem w ogóle się o niego troszczyć i martwić, czy jest ranny, ale tak jest… Merlinie, dopomóż mi, troszczę się o niego. Utrata mnie w tym momencie może go zniszczyć, a to ostatnia rzecz, jakiej chcę. Wredny drań nie zasłużył sobie na to, nikt na to nie zasłużył. I… sam nie chcę go stracić. Wciąż jestem zły, jak mnie wcześniej traktował i któregoś dnia zapytam go dlaczego i powiem mu szczerze, co o tym myślę, ale to w porządku. To może poczekać. Ropucha jest teraz u władzy i będzie potrzebował całego swojego rozsądku, żeby sobie z nią poradzić. Tak, jak ja. Ona mnie nienawidzi, chyba chce mnie zabić albo zabiłaby, gdyby mogła.
Stłumił drżenie, gdy pomyślał o Umbridge, która na swój sposób, była tak potworna jak Voldemort i jego poplecznicy. Nawet potworniejsza, ponieważ nie uznaje się jej za zagrożenie, póki nie jest już za późno.
Jeszcze jednej rzeczy nie rozumiem. Dlaczego Dumbledore nie ruszy tyłka i nie ZROBI z nią czegoś? Jak on może siedzieć i patrzeć, kiedy ona rujnuje szkołę? Jest jednym z najbardziej wpływowych czarodziei, głową Wizengamotu, dzięki niemu zniesiono oskarżenie, wszyscy go, do cholery, szanują jako wielkiego czarodzieja, więc dlaczego pozwala tej nowobogackiej wiedźmie spychać go do kąta? Knot jest cieniasem – widziałem, jak ten facet trzęsie się, gdy Dumbledore wspomina Voldemorta w jakimś zdaniu – z pewnością mógłby przekonać Ministra, żeby odszedł i skopał Umbridge jej godny pożałowania tyłek. Więc dlaczego tego nie zrobi?
Jednak było to kolejne pytanie, na które nie miał odpowiedzi. Ale zdobędzie ją. Freedom przysiągł sobie, że będzie miał odpowiedzi na wszystkie te pytania, zanim chętnie wróci do swojej prawdziwej formy. Jako jastrząb mógł zdobyć te odpowiedzi łatwiej niż jako człowiek. Musiał jedynie być w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie i słuchać.
Tak, jak dzisiaj. Wybaczcie, Ron i Hermiono. Będziecie musieli poradzić sobie sami przez jeszcze chwilkę. Póki nie znajdę sposobu, jak pozbyć się Umbridge na dobre i co jest z Dumbledorem. Jednak ta grupa brzmi całkiem dobrze – pewnie Hermiona na to wpadła. To najwyższy czas, by ludzie zaczęli stawiać opór. Ha! Słuchajcie mnie. Tak jak ja mogę mówić, gdy jestem w swojej animagicznej formie.
Przeleciał nad jeziorem, które nieco ogrzało się w słońcu, więc skierował się na mieliznę i zaczął się myć i czyścić piórka.
Przypomniał sobie książkę, którą czytał kilka lat temu, którą pożyczył w publicznej bibliotece. Była opracowaniem esejów i cytatów różnych sławnych ludzi na temat natury odwagi i przypomniał sobie tą jedną część, w której mówiono, że jest jej wiele typów. Niektóre były oczywiste, niektóre nie. Ale wszystkie były konieczne. Może to był czas, gdy powinien wykazać się innym rodzajem odwagi i postawić się Umbridge z inteligencją i sprytem. Mimo wszystko, kto się spodziewa, że jastrząb rozpocznie potajemną wojnę?
Powrócił do kwater Snape’a, gdy zapadał zmrok, a profesor powitał go spokojnym uśmiechem.
- Wyglądasz dużo lepiej, niż wczoraj. Żadnych więcej bólów głowy?
Nie. Czuję się dobrze, odpowiedział Freedom, starając się brzmieć swobodnie. Usiadł jak zwykle na nadgarstku Severusa, czując się teraz tylko nieco nieswojo. Severus sięgnął, by go pogłaskać, ale odskoczył.
- Co z tobą nie tak? Zachowujesz się niespokojnie.
Nic mi nie jest. Po prostu mnie zaskoczyłeś… to wszystko – odpowiedział jastrząb, zmuszając się do spokoju. „Zaskoczyłeś, bo pewnie być się przekręcił, gdybyś się dowiedział, że głaszczesz Harry’ego Pottera w formie jastrzębia.
Pozwolił Snape’owi pogładzić go, przyznając, że to wciąż przyjemne, choć normalnie słów przyjemnie i Snape nie użyłby razem w jednym zdaniu.
- Jesteś głodny?
Freedom przemyślał to. Zjadł całego królika kilka godzin temu, ale jego żołądek już domagał się więcej jedzenia. Mógłbym zjeść.
Severus przywołał torbę i wyjął z niej kawałek bażanta.
- Może być bażant?
Tak. Jako chłopiec, nigdy nie był wybredny i jako jastrząb nie było inaczej.
Wziął bażanta z dłoni Snape’a i podleciał na swoją żerdź, żeby zjeść tak, jak zawsze.
Severus zjadł swoją zwykłą zupę, kanapkę i wypił sporą szklankę wody. Ostatnio pił więcej – Jastrzębia Mowa sprawiała, że miał nieznośnie suche gardło i chrypiał. Poprosił także Twixie, by przyniosła mu dzban wody.
Kiedy Freedom skończył posiłek, zatrzepotał na swojej żerdzi, debatując, czy iść, czy nie iść usiąść na ramieniu Snape’a. Wczoraj nawet nie kwestionowałby impulsu… jednak dzisiaj… Potarł dziób o drewnianą żerdź, marząc, by mógł wrócić się do wczorajszego dnia, kiedy był tylko chowańcem Snape’a z szalonymi snami. Nie spodziewał się, że będzie to tak cholernie niezręczne.
Severus spojrzał na jastrzębia z niepokojem. Zwykle, po całym dniu rozłąki, Freedom chętnie siadał na jego ramieniu lub nadgarstku, rozkoszując się kontaktem ze swoim czarodziejem. Dzisiaj jednak wydawał się odległy, choć Severus nie potrafił wskazać, dlaczego.
- Jesteś pewny, że dobrze się czujesz?
Jastrząb spojrzał na niego i zamrugał. Nic mi nie jest, dlaczego?
- Bo zwykle lubisz siedzieć na moim ramieniu po kolacji.
Świetnie! Zauważył. Co teraz?” Jastrząb nastroszył piórka. Ja… po prostu chyba nie mam na to dzisiaj ochoty.
- No dobrze – powiedział Severus, choć Freedom wykrył w jego głosie nutkę pełnego zdumienia bólu. – Jesteś pewny, że nie jesteś chory?
Tak, do cholery! – wybuchnął Freedom, walcząc ze sobą, by pogodzić wspomnienia tłustego nietoperza Snape’a z jego przyjacielem, Severusem. Nic mi nie jest, a teraz zostaw mnie, do diabła! Proszę! – dodał z opóźnieniem.
Severus wstał, wpatrując się w swojego chowańca ze zdumieniem.
- Ale dzisiaj jesteś w nastroju. Co się stało?
„Odzyskałem swoje cholerne wspomnienia i odkryłem, że byłeś dla mnie wstrętnym dupkiem, to się stało!” – pomyślał z wściekłością Freedom. Kłapnął ostro dziobem, piorunując Mistrza Eliksirów wzrokiem. Nie chcę o tym mówić. Dlaczego nie pójdziesz sobie uwarzyć eliksiru, czy coś w tym stylu?
Snape uniósł swoją jedną kruczoczarną brew.
- Tylko dlatego, że jesteś zdenerwowany, nie oznacza, że masz wyładowywać na mnie złość.
Nie? Sam to czasem robisz. Swoim uczniom! – wyrzucił z siebie Freedom, po czym miał ochotę ugryźć się w język.
- A skąd miałbyś to wiedzieć?
Widziałem cię raz, powiedział jastrząb, myśląc szybko. „Gdy tylko byłem w kasie, zawsze na mnie warczałeś, stąd to wiem!
- Okazjonalnie, tak, jestem tego winny – przyznał Severus. – Ale to nie oznacza, że powinieneś podążać moim przykładem.
Freedom nie odpowiedział, rozumiejąc, że bezpieczniej będzie, jeśli będzie trzymać buzię na kłódkę. Merlin jeden wiedział, że da się ponieść własnemu temperamentowi. „Idiota! Zapanuj nad sobą! Nie ma sensu się na niego wściekać za coś, czego nie możesz z nim przedyskutować.”
Mistrz Eliksirów potrząsnął głową.
- Niech będzie. Jeśli tak bardzo chcesz się dąsać z jakiegoś tam powodu, pójdę popracować w laboratorium. – Zmarszczył brwi w kierunku jastrzębia. Potem wyszedł, mamrocząc na tyle głośno, że Freedom mógł go usłyszeć: – Cholernie dziwnie się zachowuje. Może będzie zrzucać pióra… czytałem, że jastrzębie robią się zrzędliwe tuż przed tym…
„Tak, właśnie to się dzieje, Sev. Mój mózg zrzuca piórka z powrotem do formy piętnastoletniego dzieciaka i staram się poradzić sobie z faktem, że osoba, która dwukrotnie uratowała moje życie i stała się przyjacielem była tym samym draniem, który przez cztery lata mnie upokarzał. Więc przepraszam bardzo, że jestem nieco drażliwy.
Jastrząb skulił się na żerdzi, czując się nieszczęśliwy. Odkrył, że nie lubi kłótni z Severusem, zwłaszcza nie wtedy, gdy mężczyzna nie miał pojęcia, dlaczego był tak wściekły. „Niech cię, Snape! Dlaczego musiałeś przyjść i być dla mnie miły? Byłoby o wiele łatwiej, gdybyś był okropnym draniem dla mnie, jak zwykle. Zamiast tego teraz cię lubię, a to doprowadza mnie do szaleństwa i nie mogę ci nawet powiedzieć, dlaczego. Na cholerną brodę Merlina! Dlaczego wszystko w moim życiu musi być tak skomplikowane?”
Przeszedł się po swojej żerdzi, starając się uspokoić nerwy, ale odkrył, że nie potrafi znaleźć spokojnego miejsca, więc podleciał do kanapy i usiadł na niej. Jego szpony przebiły skórę, więc skrzywił się. „Świetnie! Poczekaj, aż Severus to zobaczy, będzie wściekły.”
Machnął ogonem i zeskoczył na zielony koc, który był ulubionym Severusa. Miękki materiał otoczył go i po kilku minutach zasnął, zmęczony radzeniem sobie ze wszystkim, czego dowiedział się tego dnia.



Liczę na wasze komentarze, bo coś mało się ich tu ostatnio pojawia ;)