Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

czwartek, 25 lipca 2019

CP - Rozdział 19 - Odkrycie i środki ostrożności



Podróż do domu była cicha, ale szybka. Profesor Dumbledore dał Syriuszowi świstoklik, który przetransportował Syriusza, Remusa, Harry’ego i Tonks prosto do kuchni w Dworze Blacków. Syriusz i Remus nie marnowali czasu i położyli Harry’ego do łóżka po podaniu mu przepisanych przez uzdrowiciela eliksirów. Harry spał cały dzień i noc bez budzenia się, ani koszmarów, ale Huncwoci nie byli tym zaskoczeni. Odkryli, że Harry śpi całkiem dobrze, póki ktoś jest z nim w pokoju. Wyglądało to tak, jakby Harry mógł wyczuć, że nie był sam i czuł się bezpiecznie, co wystarczało, by powstrzymać koszmary.
Kiedy Harry w końcu się obudził, musiał się uśmiechnąć na widok śpiącego obok Midnighta. Pies odgłosy przypominające odbijającą się piłkę od ziemi oraz ciche skomlenia, podczas gdy jego nogi się poruszały. Harry musiał stłumić śmiech na myśl, że Syriusz śni o gonieniu czegoś, jak robiłby normalny pies. Po założeniu okularów, Harry nie miał serca, by budzić Midnighta i ostrożnie wyczołgał się z łóżka, zdając sobie sprawę, że cały ból i wyczerpanie na szczęście zniknęły.
Harry jak najciszej wykradł się z pokoju i przeszedł jak zwykle korytarzem do klatki schodowej i zobaczył Remusa siedzącego przed kominkiem i obserwującego obraz bawiących się Rogacza, Lunatyka i Midnighta. Sądząc po ilości światła słonecznego, Harry zorientował się, że musiało być najwcześniej późne popołudnie. Schodząc po schodach, Harry mógł usłyszeć psotne szczekanie psa i musiał się zastanowić, jak długo Remus zwyczajnie obserwował obraz, przypominając sobie przeszłość. Kiedy zostawał sam, jego opiekunowie mieli tendencję do rozmyślania o tym, co mogłoby być, zwłaszcza przypominając sobie Potterów. Strata przyjaciół była bólem, który wydawał się nigdy prawdziwie nie zniknąć.
- Koniec psot – powiedział cicho Harry, podchodząc od tyłu do kanapy, na której siedział Remus. Na dźwięk hasła trójka zwierzaków przestała się bawić i pobiegła z powrotem do lasu. Drzewa przestały się poruszać i po raz kolejny był to nieruchomy obraz, który Syriusz i Remus otworzyli w świąteczny poranek.
Remus szybko spojrzał przez ramię i uśmiechnął się.
- Dzień dobry, szczeniaku – powiedział i skinął na Harry’ego, by usiadł koło niego. – Rozumiem, że Łapa jeszcze śpi.
Hary skinął głową, przyjmując zaoferowane miejsce i natychmiast poczuł ramię owijające się wokół jego barków.
- Wydawał się za bardzo bawić we śnie, żeby go budzić – powiedział z szerokim uśmiechem, który Remus odwzajemnił. Spoglądając na swojego opiekuna, Harry nie mógł nie zauważyć cieni pod jego oczami. Najwyraźniej nie wszyscy domownicy nadrobili zaległy odpoczynek. – Nie bierz tego do siebie, Lunatyku, ale wyglądasz na wyczerpanego. Spałeś w ogóle?
Remus zachichotał i przyciągnął Harry’ego bliżej.
- Nie wezmę tego do siebie – powiedział rozbawionym tonem. – Spałem, Harry, tylko że niewiele. Musiałem zająć się kilkoma sprawami. – Wyciągnął najnowsze wydanie „Proroka Codziennego” ze swoich szat. – Zamierzałem to ukryć, ale prawdopodobnie lepiej będzie, jeśli się dowiesz, czego się spodziewać, nim wrócisz do Hogwartu. – Remus podał mu gazetę. – W jakiś sposób Rita Skeeter dowiedziała się o przesłuchaniu. Dobrą wiadomością jest to, że nie obwinia ciebie.
Harry mógł tylko jęknąć z irytacją. To była ostatnia rzecz, jakiej potrzebował. Teraz wszyscy się dowiedzą o tym, co próbował ukryć od miesięcy.
- Nigdy tego nie robi – wymamrotał gorzko, rozwijając gazetę, żeby zobaczyć nagłówek na pierwszej stronie. – Za bardzo boi się Syriusza, żeby powiedzieć cokolwiek przeciwko mnie, ale zawsze jakoś sobie radzi.
PRAGNIENIE KONTROLI MINISTERSTWA ODWRACA SIĘ PRZECIW NIEMU
Powołanie Dolores Umbridge na stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią w Hogwarcie we wrześniu spotkało się z mieszanymi recenzjami, pisze Rita Skeeter, Korespondent Specjalny. Korneliusz Knot, Minister Magii, zapewnił opinię publiczną, że wyznaczona przez niego członkini podoła wyzwaniu nauczania dzieci w Hogwarcie w sposób, który Ministerstwo uznawało za stosowny, zamiast kolorowej kurateli, którą w przeszłości zapewniał profesor Dumbledore.
Nikt nie kwestionował jego decyzji aż do teraz.
Reporterka dowiedziała się, że ostatniego dnia przed końcem semestru profesor Dolores Umbridge została zawieszona i oskarżona o nadużywanie swojej pozycji i znęcanie nad uczniem. Prywatne przesłuchanie odbyło się wczoraj, na którym została ujawniona prawda o taktyce profesor Umbridge wraz z rzeczywistymi motywami Ministra. Profesor Umbridge została umieszczona w Hogwarcie, by zaszczepić w umysłach uczniów wierzenia Ministra każdym możliwym środkiem.
Owe środki obejmowały wielokrotne użycie krwawego pióra oraz przemoc słowną, mającą odwieść ucznia od indywidualnego myślenia. Owy uczeń został wybrany przez profesor Umbridge ze względu na jego przywództwo wśród innych studentów.
- Gdy zaakceptuje „prawdę”, jego zwolennicy podążą za nim – ujawniła Umbridge na rozprawie. – Robiłam to, co musiałam dla dobra Ministra i Ministerstwa. Moim obowiązkiem było powstrzymanie kłamstw, które dyrektor Dumbledore przekazywał dzieciom.
Te kłamstwa to twierdzenia, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać powrócił. Minister Knot wciąż twierdzi, że w rzeczywistości nie ma dowodu na powrót Sami Wiecie Kogo i deklaruje nieznajomość taktyk profesor Umbridge.
- Nigdy nie zdradziła, czym były jej działania, tylko tyle, że czyni postęp w tworzeniu przyjemniejszego środowiska nauki uczniów – ujawnia Minister obecnym członkom Wizengamotu.
Dolores Umbridge została na stałe usunięta ze swojego stanowiska w Hogwarcie, jak również obecnie wysłano ją do św. Mungo na pełne badanie w celu stwierdzenia stanu psychicznego. Amelia Bones, szefowa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, pełniła funkcję Głowy Wizengamotu podczas przesłuchania i nie starała się ukryć wstrętu do działań Dolores Umbridge.
- Nigdy nie sądziłam, że nadejdzie dzień, kiedy będę rozważała zabranie mojej siostrzenicy z Hogwartu, ale właśnie taki nadszedł – skomentowała Bones.
W rezultacie podejmowane są środki mające zapewnić, że takie niewybaczalne zachowanie nigdy więcej nie zdarzy się uczniowi w Hogwarcie. Dekret Edukacyjny numer 24, który pozwalał na wyłonienie pozycji Wielkiej Inkwizytor został anulowany i zastąpiony innym, który pozwoli na okresowe monitorowanie nauczycieli w Hogwarcie przez przedstawiciela, na którego wyrazi zgodę cały Wizengamot. Ponadto uczniowie będą poinformowani, jak rozpoznawać oznaki nadużyć. Zostanie też powołany radny zawsze dostępny dla uczniów.
Kandydaci na stanowisko radnego nie zostali jeszcze ujawnieni. Jednakże dyrektor Dumbledore ogłosił, że zastępstwo profesor Umbridge zostało wybrane i będzie nim nie kto inny niż Syriusz Black, uciekinier z Azkabanu bezprawnie oskarżony o morderstwo i ojciec chrzestny Harry’ego Pottera, chłopca, który przeżył.
- [Black] z pewnością ma kwalifikacje do tej pozycji i jest chętny rzeczywiście nauczać uczniów, zamiast kazać im tylko czytać książki – ogłosił Wizengamotowi Dumbledore.
Reporterka ma tylko nadzieję, że Syriusz Black może zapewnić uczniom w Hogwarcie to, czego tak bardzo potrzebują i pozostaje jej życzyć mu powodzenia na nowym stanowisku. Reporterka pragnie również pochwalić Harry’ego Pottera za odwagę do przestawienia zarzutów popełnionych przeciwko niemu krzywd i życzyć mu szybkiego powrotu do zdrowia.
Harry westchnął, odrzucając „Proroka Codziennego” na bok. Zamykając oczy, Harry oparł się o Remusa, gdy uderzyła w niego rzeczywistość artykułu. Wszyscy w szkole będą wiedzieć, że każdy szlaban w rzeczywistości był nocną torturą.
- Jak ona się o tym dowiedziała? – zapytał sfrustrowany Harry. – Sądziłem, że przesłuchanie jest prywatne, żeby nikt się o tym nie dowiedział.
- Tak było – powiedział łagodnie Remus. – Przykro mi, szczeniaku. Wiem, że nie tego chciałeś, ale nic nie możemy z tym zrobić. Bill zatrzymał się rano, by sprawdzić, co z tobą. Artur jest już w domu, ale wciąż dochodzi do siebie. Molly musiała wszystko wyjaśnić Ronowi, Ginny i bliźniakom, żeby nie wpadli tu z żądaniem zobaczenia się z tobą. Chyba wszyscy czują się nieco winni, że stali z boku i pozwalali, by to miało miejsce. Wiesz, jaka jest Molly. Prawdopodobnie zrobiła każdemu surowe kazanie o nadużyciach i kazała im nie mówić o tej sprawie, chyba że ty poruszysz temat.
- To zadziała z Weasleyami, ale nie z Hermioną – mruknął Harry. – Naprawdę nie chcę znów z nią walczyć, ponieważ już nie rozmawiam z nią i Ronem o swoich problemach. Rozmawiam z tobą i Syriuszem. Czy to nie wystarczy?
Remus nie odpowiedział natychmiast. Patrzył na nieruchomy obraz nad kominkiem głęboko zamyślony.
- Jesteśmy do siebie bardziej podobni niż kiedykolwiek sądziłem, szczeniaku – powiedział w końcu cichym głosem. – Wiem, że skoro teraz Syriusz będzie w Hogwarcie to wszystko będzie inaczej, ale musze przyznać, że przez ostatnie kilka lat sekrety były ważną częścią twojego życia. Wiem, że boisz się, że twoi przyjaciele dowiedzą się o wybuchach. Wiem, że wciąż sądzisz, że ich odstraszysz…
- Bo tak się stanie – nalegał Harry. – Nie wiesz, jak się czułem, gdy miałem wybuch w Ministerstwie. Ta moc, potrzeba zemsty… to mnie przeraziło. Chciałem, żeby Umbridge poczuła cały ból, który mi sprawiała. – Harry odwrócił ze wstydem wzrok na wspomnienie, które uderzyło w niego z pełną mocą. – Tak bardzo chciałem ją zranić za to, co mi zrobiła… co zrobiła tobie. Niewiele mogła powiedzieć o Syriuszu, ale ty… Nienawidzę, jak ludzie sądzą, że jesteś gorszy od wszystkich innych dlatego, że jesteś wilkołakiem. Nienawidzę stereotypów. Gdybym nie aktywował naszyjnika…
- Ale to zrobiłeś, Harry – powiedział łagodnie Remus. – Aktywowałeś naszyjnik i to ma znaczenie. Wszyscy mamy chwile, z których nie jesteśmy dumni. Sądząc przez ile musiałeś przejść, nie uważam, by ktokolwiek obwiniał cię za złość na Umbridge. Łatwo jest dać się ponieść złości, ale sprawianie innym bólu nie jest słuszne. Dobrze zrobiłeś aktywując naszyjnik i nie działając pod wpływem gniewu. Jestem z ciebie dumny, szczeniaku, bardziej dumny niż kiedykolwiek sądziłem, że mogę być.
Harry spojrzał na Remusa, przygryzając dolną wargę.
- Naprawdę? – zapytał z nadzieją.
Remus roześmiał się i rozczochrał włosy Harry’ego.
- Naprawdę – potwierdził, mocniej ściskając Harry’ego. – Przygotuj się, bo za niedługo wpadną tu Severus i prawdopodobnie Dumbledore.
Harry spojrzał na Remus z uniesioną brwią. Z pewnością była to ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć. Profesor Snape unikał Dworu Blacków jak tylko to było możliwe. Niezwykle głośno wyrażał to, jak nie podoba mu się fakt, że Kwatera Główna jest w domu Syriusza.
- Dlaczego? – zapytał ostrożnie Harry.
Remus spojrzał na niego niewinnie.
- A musi być jakiś powód? – zapytał.
Podejrzenia Harry’ego nasiliły się. Remus zdecydowanie coś ukrywał.
- Skądże – powiedział spokojnie Harry. – Nie ma absolutnie nic dziwnego w tym, że profesor Snape, poprzysięgły wróg Huncwotów, zatrzymuje się na herbatkę w Dworze Blacków podczas przerwy wakacyjnej. To się zdarza cały czas.
- Jeśli ujmiesz to w ten sposób – powiedział Remus ze śmiechem, ponownie mierzwiąc włosy Harry’ego. – Jest coś, o czym musimy porozmawiać, ale wolałbym poczekać, aż Syriusz będzie myślał logicznie. Sporo rozmawialiśmy z Dumbledorem o twoich wizjach, a po ostatniej… cóż… nie chcemy, żebyś dalej przez to przechodził. To nie jest warte twojego zdrowia i stanu psychicznego.
Harry musiał się zgodzić. Też nie chciał więcej doświadczać tych wizji. Fakt, że leżał po nich chory w łóżku przez kilka dni był tylko kolejnym powodem na ich długiej liście. Mógł znieść ból… do pewnego stopnia. Jednakże uczucia i obrazy, które przychodziły z wizjami były czymś, od czego dostawał gęsiej skórki.
- Dobrze – powiedział ostrożnie Harry. – Mogę się na to zgodzić, ale dlaczego wymaga to rozmowy z obojgiem moich opiekunów oraz jednym z nauczycieli?
Jakby na zawołanie, kominek ożył zielonymi płomieniami. Harry instynktownie odskoczył, gdy z kominka wyszedł profesor Snape i strząsnął z szat popiół. Snape przyjął widok Harry’ego i Remus na kanapie, widocznie będących w środku rozmowy, z szyderczym uśmiechem. Remus puścił Harry’ego, wstał i powitał profesora Snape’a skinięciem głową.
- Harry, sądzę, że to czas obudzić Łapę – powiedział swobodnie.
Nie trzeba mu było powtarzać dwa razy, by wybiegł do pokoju. Wbiegł po schodach, korytarzem, zerknął do pokoju i zobaczył, że Midnight wciąż śpi na łóżku. Wiedząc, że za to zapłaci, Harry podszedł do łóżka i zaczął potrząsać wielkim, czarnym psem. Midnight jęknął w proteście i przekręcił się, by znaleźć się poza jego zasięgiem. Cóż, zawsze istnieje plan B. Podskoczył w górę, podciągnął nogi i opadł całym ciężarem na łóżko, sprawiając, że Midnight podskoczył w powietrze ze skowytem. Midnight natychmiast odwrócił się do Harry’ego i warknął żartobliwie.
- Wybacz, Midnight – powiedział Harry z uśmiechem. – Profesor Snape tu jest. Remus powiedział, że muszę cię obudzić.
Z cichym trzask Syriusz pojawił się na miejscu Midnighta. Animag przeczesał dłonią rozczochrane włosy, po czym skinął głową.
- W porządku, miejmy to już za sobą – powiedział, z żalem wychodząc z łóżka. – Im szybciej Snape stąd zniknie, tym lepiej dla nas wszystkich.
Harry ześlizgnął się z łóżka i dołączył do Syriusza wychodzącego z pokoju.
- Syriuszu, on jest teraz twoim współpracownikiem, więc nie sądzisz, że byłoby… nie wiem… rozsądnie… zostawić przeszłość za sobą? – zapytał ostrożnie. – Jesteście teraz po tej samej stronie, prawda?
- Nie waż się teraz zachowywać jak Lunatyk – ostrzegł Syriusz, gdy dochodzili do klatki schodowej. – Poza tym, rozejm musi iść od obu stron, a Snape nie zamierza pozwolić odejść swojej niechęci do Huncwotów – albo ich dzieci. Będę tak uprzejmy jak tylko mogę dla twojego dobra, ale nie zamierzam zacząć rozmawiać o starych czasach.
To musiało wystarczyć. Harry i Syriusz zeszli po schodach w ciszy. To będzie cud, jeśli Syriusz i profesor Snape przetrwaj resztę roku szkolnego bez bezsensownego rzucania na siebie klątw. Harry nie wiedział, co profesor Dumbledore sobie myślał. Trzymanie Syriusza i Snape’a tak blisko siebie nawzajem to tylko proszenie się o katastrofę. W rzeczywistości Harry uznał, że prawdopodobnie minie najwyżej miesiąc, nim Syriusz zacznie robić Snape’owi żarty z Fredem i Georgem.
Remus i Snape wciąż stali przed kominkiem, jednak po jego przeciwległych końcach. Profesor Snape czekał niecierpliwie, wyglądając jakby chciał jedynie się z tego miejsca wydostać, podczas gdy Remus wyglądał na tylko lekko zdenerwowanego. Syriusz i Remus wymienili takie spojrzenia, jak zwykle, gdy miała miejsce „narada rodzinna”. Wymieniali te spojrzenia zwykle, gdy żaden z mężczyzn nie chciał rozpoczynać rozmowy, ale wiedzieli, że ktoś musi.
- Harry, może powinieneś usiąść – powiedział łagodnie Remus i poczekał, aż Harry zasiądzie na sofie. – Pamiętasz, co ci mówiłem o twoich wizjach? – Harry skinął głową. – Cóż, Dumbledore uważa, że nauczenie cię magicznej i mentalnej obrony znanej jako Oklumencja, powstrzyma te wizje. Oklumencja chroni umysł przed penetracją z zewnątrz. To raczej trudne, ale w tym momencie nasz jedyny wybór. To połączenie między tobą a Voldemortem zwyczajnie staje się dla ciebie zbyt niebezpieczne.
- Eee… dobrze – powiedział powoli Harry. – Hipotetycznie, co się stanie, jeśli nie nauczę się tego poprawnie?
- Nie mamy wątpliwości, że Czarny Pan jest świadom waszego połączenia, Potter, z powodu tego twojego małego popisu sprzed przerwy świątecznej – powiedział chłodno profesor Snape. – Czarny Pan się nie zawaha wykorzystać swojej przewagi, by umieszczać sny i myśli w twój umysł. Konieczne jest, żebyś się tego nauczył.
Harry zbladł na wspomnienie o snach. W tym roku doświadczył należną część dziwnych snów. Co jeśli Voldemort już wiedział o połączeniu? Co jeśli Voldemort był w jego głowie od końca września?
- Sny? – zapytał słabo Harry, a jego oddech przyspieszył. Bez kolejnego słowa Harry pobiegł jak najszybciej do swojego pokoju. Musiał wiedzieć. Musiał być pewny, że Voldemort nie był w jego głowie. Otwierając swój szkolny kufer, Harry wyciągnął dziennik snów i zbiegł z powrotem do trójki dorosłych. Ledwie mógł opanować nerwy, gdy podał dziennik snów Remusowi, po czym z powrotem usiadł.
- Harry, co to jest? – zapytał z ciekawością Remus, otwierając dziennik i zaczynając przeglądać zapisane kartki.
- To mój dziennik snów na wróżbiarstwo – powiedział Harry, wpatrując się w podłogę. – M-Miałem kilka dziwnych snów w tym roku, więc pomyślałem… pomyślałem, że może…
- Może Voldemort już wkładał sny do twojej głowy – dokończył Syriusz, siadając i owijając ramię wokół Harry’ego. – Dobrze myślisz, Rogasiątko.
Remus przejrzał dziennik, szybko czytając udokumentowane przez Harry’ego sny. Przebrnął przez prawie jedną trzecią, po czym westchnął i podał dziennik profesorowi Snape’owi, którzy przeczytał stronę i zamknął dziennik.
- Harry – powiedział Remus, starając się zachować spokój. – Czy te sny o korytarzu były podobne do wizji o ataku na Artura?
Harry pomyślał o tym minutę. Nigdy o tym nie myślał, ale musiał przyznać, że ten korytarz był wybitnie podobny do tego ze snów. Zamykając oczy, Harry ukrył twarz w dłoniach, co było potwierdzeniem czarodziei w pokoju. Syriusz pociągnął Harry’ego bliżej, podczas gdy Remus zaklął cicho. To się nie działo. To się nie mogło dziać. Dlaczego wszystko musi się dziać mi?
- Będzie w porządku, Harry – powiedział Syriusz zapewniającym tonem. – Rozpracujemy to. Obiecuję.
Harry odsunął się i spojrzał na Syriusza, nie będąc w stanie ukryć łez na twarzy. Nie będzie „w porządku”. Posiadanie Czarnego Pana w umyśle z pewnością nie było „w porządku”.
- Dlaczego? – zapytał sfrustrowany Harry. – Dlaczego on mi to robi? Co jest tak ważnego w tym korytarzu? To nie ma sensu.
Syriusz i Remus wymienili kolejne spojrzenia, po czym Syriusz złapał Harry’ego za ramiona, by spotkać się spojrzeniem z trzęsącym się nastolatkiem.
- Posłuchaj, Harry, Dumbledore nie chce, żebyśmy ci mówili, ale musisz wiedzieć – powiedział, ignorując pogardliwe spojrzenie Snape’a. – Jest tam przepowiednia dotycząca Voldemorta, obecnie trzymana w Departamencie Tajemnic. Voldemort zna jej część, ale jest zdesperowany, by usłyszeć resztę. Kule przepowiedni mogą być podniesione tylko przez tych, które one dotyczą. To dlatego Voldemort posyła ci sny o korytarzu. Chce, żeby zawładnęła tobą ciekawość, żebyś poszukał przepowiedni i dał mu się dowiedzieć, co zostało przepowiedziane.
Harry spojrzał na Syriusza w szoku. Nie mógł w to uwierzyć. Ten cały bajzel był o jakąś głupią przepowiednię?
- Tego chciał – powiedział Harry bardziej do siebie niż innych, po czym spojrzał na Syriusza, a jego oczy błagały ojca chrzestnego, by powiedział, że to nie prawda. – Przepowiednia jest o nim i o mnie, prawda? To dlatego on chce, żebym tam poszedł. Jestem jedyną osobą prócz niego, która może ją dotknąć.
Syriusz mógł tylko skinąć głową; to zwyczajne potwierdzenie uczyniło to wszystko prawdziwym. Oddech Harry’ego przyspieszył, prawiając, że Remus podbiegł do boku Harry’ego, ale chłopak był zbyt uwięziony we własnych myślach, by to dostrzec. Istniała przepowiednia o nim… miał do wypełnienia przeznaczenie… postanowiono o jego życiu nawet przed jego narodzinami… Nie. To nie było możliwe. Nie mogło być. Musiał być jakiś błąd. Nie był w ogóle specjalny. Był tylko Harrym. Był tylko dzieciakiem, który miał szczęście, kiedy to ma znaczenie.
- Masz, Lupin – powiedział profesor Snape, podając mu fiolkę, którą wyciągnął szat. – Jakiej spodziewaliście się reakcji? Dyrektor miał swoje powody, że mu nie mówił.
Harry ledwie czuł, że jego ciało jest przesuwane. Został podciągnięty do tyłu na coś solidnego, a jego głowa została odchylona do tyłu. Płyn został wlany do jego ust, sprawiając, że Harry mimowolnie przełknął. Jego ciało natychmiast się odprężyło i wszystko zrobiło się wyraźne. Długie palce owinęły się wokół jego nadgarstka i wyczuły jego puls. Harry powoli zamrugał, patrząc na Syriusza, nie ufając sobie, by teraz coś powiedzieć.
- Wiemy, że to szok, Harry, ale musiałeś wiedzieć – powiedział cicho Remus. – Proszę, zrozum, że to niczego nie zmienia. Miejmy nadzieję, że dzięki nauce oklumencji będziemy trzymać Voldemorta na dystans i będziesz bezpieczny. Teraz liczy się dla nas tylko twoje bezpieczeństwo.
Harry nie wiedział, jak się czuć. Jedno pytanie, które zadawał sobie od lat otrzymało odpowiedź. Voldemort próbował go zabić, ponieważ ktoś stworzył przepowiednię. Jego rodzice zostali z jej powodu zamordowani, jego życie zostało przez nią przeklęte, a jego opiekunowie żyli teraz w domu, niewidzialnym dla nieznanego oka.
- Co mówi ta przepowiednia? – zapytał cicho Harry, po czym przemyślał to. – Nieważne. Nie chcę wiedzieć, póki on jest w mojej głowie. – Unosząc wzrok na profesora Snape’a, Harry wiedział, że nauka oklumencji nie była wyborem, tylko koniecznością. – Kto będzie mnie uczył?
- Ja, Potter – powiedział chłodno profesor Snape, ale jego głos wydawał się być pozbawiony przekonania. – Dyrektor dał mi ten obowiązek, więc radzę, żebyś nie zaczynał narzekać na niesprawiedliwości. Wymagamy też, byś nie rozgłaszał o tej sprawie, więc mądrze byłoby nie mówić o tym twoim przyjaciołom. Ponieważ Black będzie na miejscu, a wszyscy wiedzą, że jest twoim opiekunem, będziemy spotykać się w jego biurze. Pierwsza lekcja będzie w poniedziałek o szóstej wieczorem.
- Niech pan poczeka! – powiedział Harry, gdy profesor Snape odwrócił się. Nie mógł powiedzieć, że nie umiał się doczekać lekcji ze Snapem, ale przynajmniej nie była to Umbridge. Mimo to profesor Snape też nie był człowiekiem cierpliwym. Im szybciej Harry opanuje oklumencję, tym lepsze życie będą mieli wszyscy. – Czy istnieje jakaś książka w tym temacie, którą mógłbym przeczytać, by było mi łatwiej? Jestem chętny do nauki, ale najpierw muszę zrozumieć, czego się uczę.
Profesor Snape spojrzał na Harry’ego z uniesioną brwią. Najwyraźniej była to ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć.
- Do jutra rano dostarczę Lupinowi listę odpowiednich pozycji, Potter – powiedział stanowczo, po raz kolejny się odwracając. – Ufam, że wystarczy ci czasu na przygotowanie się.
Harry westchnął z ulgą. Nienawidził być nieprzygotowany, a miał przeczucie, że Oklumencja będzie jednym z tych przedmiotów, na które nie chciał być nieprzygotowany.
- Dziękuję, proszę pana – powiedział Harry, zaskakując profesora Snape’a tak, że zatrzymał się na sekundę, po czym ruszył do kominka i użył sieci fiuu, by przenieść się do Hogwartu (było to jedno z niewielu miejsc, które były połączone).
W chwili, gdy Snape zniknął, Harry znalazł się w środku mocnego, grupowego uścisku. Harry tylko siedział w ciszy. Wciąż starał się zaakceptować fakt, że Voldemort był w jego głowie od miesięcy, a on o tym nie wiedział. Był tak zajęty zajęciami, Quidditchem i GD, że nie zauważył objawów, że coś było nie tak. Jego blizna ciągle bolała, te niepokojące sny i dziwne emocje pojawiające się znikąd. To wszystko Voldemort. To zawsze był Voldemort.
Harry nie mógł nie czuć się jak wielki idiota. Tak wiele mógłby uniknąć, gdyby porozmawiał z kimś, ale był tak zdeterminowany, żeby wszystko robić sam. Jego próba sprawienia, by spowodować mniej problemów Zakonowi tylko zakończyła się większą ich ilością. Jedno było pewne, Harry czuł determinację, by przestać mieć tajemnice. Nie miał pojęcia, jak poradzi sobie z frontem Ron i Hermiona, ale złożył sobie przysięgę, że nie będzie więcej trzymał niczego przed Syriuszem i Remusem. Dziś byli z nim szczerzy i teraz zależało od niego, by wrócił tą przysługę.
^^^
Profesor Snape dotrzymał słowa i posłał Remusowi listę czterech książek, które wybrał dla Harry’ego. Ostatecznie Harry wybrał dwie: „Oklumencja: Studium Ochrony Ludzkiego Umysłu” i „Teoria Stojąca za Oklumencją”, a Remus nie tracił czasu i zakupił je na ulicy Pokątnej. Ponieważ Syriusz dostał stworzoną dla niego pracę nowego nauczyciela obrony, zasugerowano mu, żeby jak najwięcej czasu przygotowywał się do nadchodzącego semestru. Przez to mieszkańcy Dworu Blacków mieli bardzo mało czasu na relaks. Tego dnia Harry, Syriusz i Remus pakowali swoje kufry do Hogwartu, świadomi, że zamek przez jeszcze kilka dni będzie pusty.
Remus na razie przyjął stanowisko radnego i będzie bezstronnym pedagogiem, jeśli pojawią się konflikty między uczniami, póki miał odpowiednią „opiekę” podczas pełni. Harry był zaskoczony, że Rada Gubernatorów i Wizengamot zgodzili się z posadą Remusa, ale Harry doszedł do wniosku, że było sporo ludzi, którzy byli gotowi dopuścić do wszystkiego, byle ten cały bałagan z Umbridge zniknął. Po artykule Rity Skeeter Ministerstwo otrzymało ostry sprzeciw gorszy, niż to co przetrwał profesor Dumbledore. Wielu obwiało Knota i Ministerstwo za zachowanie Umbridge, ponieważ została powołana przez Ministerstwo.
Profesor Dumbledore też nie uciekł od skutków przesłuchania. Kilku uczniów zagroziło wzięciem swoich dzieci z Hogwartu, pomimo zapewnień Dumbledore’a, że podejmowane są środki mające zapobiec kolejnym przypadkom nadużyć w Hogwarcie. Harry został przedstawiony jako dzielny wojownik za stawienie czoła złym działaniom Ministerstwa, co sprawiało, że Harry jęczał z irytacją za każdym razem, gdy brał „Proroka Codziennego”, by zobaczyć kolejny artykuł z pierwszej strony. Wszyscy wręcz pochłaniali tą powierzchniowość „torturowanego bohatera”. Przez to Harry zastanawiał się, czy czarodziejski świat kiedykolwiek rozwinie się na tyle, by myśleć samodzielnie.
Trójka czarodziei przybyła do biura dyrektora przez sieć fiuu i została powitana przez profesora Dumbledore’a i McGonagall. Harry natychmiast został odciągnięty na bok przez McGonagall i łagodnie zbesztany za to, że nie zwierzył się jej na temat Umbridge, podczas gdy profesor Dumbledore rozmawiał cicho z Syriuszem i Remusem. Kolację podano w biurze profesora Dumbledore’a, ponieważ Harry naprawdę nie chciał mierzyć się jeszcze z resztą kadry nauczycielskiej. Było dość cicho, póki Syriusz nie wyciągnął sprawy GD. Dumbledore i McGonagall byli zdumieni, słysząc o grupie uczniów ćwiczących praktykę, uformowaną tuż pod nosami wszystkich w szkole. Byli też zdumieni, jak zorganizowana była grupa i nalegali, by zasiąść przy następnym spotkaniu z myślą o posiadaniu przez grupę zdolnego doradcy i uczynienie jej oficjalną.
Kiedy kolacja się skończyła, Harry, Syriusz i Remus wrócili na wieczór do Kwater Huncwotów. Syriusz i Remus wciąż pracowali nad planami lekcji, podczas gdy Harry zaczął czytać: „Oklumencja: Studium Ochrony Ludzkiego Umysłu”. Koncepcja oklumencji była w teorii prosta: poprzez organizację myśli i emocji łatwo można było stworzyć fortecę, by bronić się przed wtargnięciem, kiedy się odpowiednio przygotowało. Jednakże faktyczny proces nie był łatwy, zwłaszcza gdy jednostka miała tendencję działania w emocjach. To dlatego Oklumencja była tak trudna dla nastolatków. Musieli jeszcze zdobyć kontrolę nad emocjami.
Robi się coraz lepiej.
Harry domyślił się, że musiał zasnąć podczas czytania, ponieważ w jednym momencie starał się nie zasnąć, leżąc na łóżku i czytając o organizowaniu myśli, a w następnej był okryty czymś miękko ocierającym się o jego twarz. Otwierając oczy, Harry zobaczył jakoś zamazaną czerwono-złotą postać przed sobą. Półprzytomnie chwycił okulary ze stolika nocnego i wsunął je na nos, sprawiając, że niewyraźna forma nabrała ostrości.
- Dzień dobry, Fawkes – powiedział Harry z uśmiechem. Od dłuższego czasu nie widział feniksa. Sięgając do ptaka, Harry był zaskoczony, gdy Fawkes spotkał się z jego dłonią i pochylił się ku dotykowi nastolatka. – Nie widziałem cię od dawna. Niezwykłe, prawda?
Fawkes zaćwierkał i usiadł na klatce piersiowej Harry’ego, kuląc się, jakby miał iść spać. Harry pozwolił swoim oczom się zamknąć, gdy bezmyślnie gładził feniksa prawą ręką. Poczuł ciepło na piersi, które rozprzestrzeniło się po całym jego ciele. Jego ciało rozluźniło się, a umysł zaczął odpływać. Jego dłoń powoli opadła na bok. Harry nie mógł się poruszyć, ale to mu nie przeszkadzało. Czuł się bezpieczny, chroniony i wolny od zmartwień. Coś mokrego opadło na wierzch jego prawej dłoni, sprawiając, że fala czegoś, co mógł tylko określić jako magię, przepłynęła przez jego ciało. Harry sapnął, gdy kolejna kropla wilgotnej magii opadła na jego dłoń. Jego oddech przyspieszył, a oczy otworzyły szybko, widząc tylko jasność. Cicha pieśń feniksa wypełniła jego uszy, a oddech wrócił do normy. Oświetlenie pokoju również znów było normalne, dzięki czemu Harry mógł zobaczyć Feniksa.
- Mogłeś mnie ostrzec, wiesz? – powiedział Harry z szerokim uśmiechem. – Co to było?
Fawkes tylko zanucił i trącił głowę Harry’ego, by przechylił ją w prawo. Spoglądając w dół, Harry zauważył, że coś się zmieniło z wierzchem jego prawej dłoni. Nie była naznaczona. Słowa „Nie będę opowiadać kłamstw” zniknęły. Harry spojrzał szybko na Fawkesa i uśmiechnął się. Fawkes usunął ostatnie wspomnienie tego, przez co przeszedł przez Umbridge. Nikt nie będzie teraz patrzył na jego rękę, bo nic na niej nie będzie.
- Dzięki, Fawkes – powiedział Harry, delikatnie gładząc pióra sporego ptaka. – Naprawdę to doceniam.
Fawkes zanucił ponownie i trącił dziobem policzek Harry’ego, po czym uniósł się i zniknął w błysku płomieni. Całkowicie obudzony, Harry wyszedł z łóżka przygotowany na długi dzień czytania. Po umyciu się i uporządkowaniu pokoju, Harry usiadł na kanapie przed ogniem ze swoją książką do oklumencji. Wciąż było dość wcześnie, a wiedząc, że Syriusz i Remus byli na nogach przez większość nocy, uznał, że pozwoli im spać.
Niespodziewanie to Syriusz pierwszy wszedł do pomieszczenia, wyglądając, jakby nie spał całą noc. Animag opadł na sofę obok Harry’ego i rzucił okiem na czytającego nastolatka, po czym zaczął narzekać na ranne ptaszki. Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu. Z pewnością będzie interesujące zobaczyć, czy Syriusz da rady obudzić się wystarczająco wcześnie, by zdążyć na poranne poniedziałkowe zajęcia.
Bez ostrzeżenia Syriusz owinął ramię wokół chrześniaka i pociągnął go bliżej.
- Więc co chcesz dzisiaj robić, Rogasiątko? – zapytał Syriusz z szerokim uśmiechem. – Moglibyśmy zrobić Snape’owi żart, poćwiczyć pojedynki, zrobić Snape’owi żart, popracować nad twoim treningiem, zrobić Snape’owi żart, powalczyć z Lunatykiem na śnieżki…
- Albo zrobić Snape’owi żart – dokończył Harry, pojmując wzór. – Nie zamierzam robić profesorowi Snape’owi żartu, Syriuszu, zwłaszcza że poświęca mi czas, by uczyć mnie oklumencji. To będzie bardzo trudne, więc nie chcę ryzykować, że go zezłoszczę. – Harry spojrzał na Syriusza z błagalnym wyrazem twarzy. – Muszę się tego nauczyć, Syriuszu. Nie chcę więcej Voldemorta w swojej głowie. Przez chwilę byłem w stanie kontrolować Nagini w ten wizji. Skąd możemy wiedzieć, że Voldemort nie kontroluje mnie?
- Czy bolała cię ostatnio blizna? – zapytał z niepokojem Syriusz.
Harry potrząsnął głową.
- Poza tym, jak pewnego ranka, gdy Voldemort był naprawdę złym, niczego nie czułem – powiedział zgodnie z prawdą. – Nie wiem, dlaczego jest taki spokojny, ale może lepiej wykorzystać to na naszą korzyść? Jeśli zacznę się teraz uczyć, mogę go powstrzymać, gdy znów spróbuje. Czy nie tego wszyscy chcą?
Syriusz skinął głową i pociągnął Harry’ego bliżej.
- Jestem z ciebie naprawdę dumny, Rogasiątko – powiedział szczerze. – Naprawdę myślałem, że cię straciliśmy, gdy wzięliśmy cię do domu po twojej wizji. Tak bardzo się nas bałeś… zwyczajnie nie wiedziałem, co zrobić. Jak zdołałeś sobie z tym poradzić i żaden z twoich współlokatorów się nie dowiedział?
- Zaklęcie wyciszające – odpowiedział szczerze Harry i westchnął. – Wiem, że sobie nie radziłem. Moje koszmary były tak realne, że mijała spora chwila nim zdawałem sobie sprawę, że nie była to prawda. W głębi siebie wiedziałem, że ty i Remus nigdy nie przeszlibyście na stronę Umbridge, ale po tak długim słuchaniu jej tyrad, chyba nieco z tego we mnie zostało… - Harry położył palce na piersi, czując ukryte pod koszulką wisiory. Wciąż były tak ciepłe, jak wtedy, gdy otrzymał je w świąteczny poranek. - …ale już nie. Od kiedy rozmawialiśmy, nie miałem koszmarów. Obecnie jestem wolny od koszmarów, co jest nieco dziwną, ale mile widzianą zmianą. Myślę, że postawienie się Umbridge również pomogło.
Syriusz wyszczerzył się.
- Lunatyk powiedział mi o tym – stwierdził. – Psychiczni maniacy Ministerstwa? Gdzie się nauczyłeś takich słów? – Roześmiał się, gdy Harry wzruszył ramionami. – Cóż, wątpię, by Umbridge w ogóle wiedziała, co one znaczą, ale masz rację. Jest psychiczna. To, jak Ministerstwo znajduje takich ludzi jest poza moim rozumieniem.
- Sądzę, że to złe zarządzanie – powiedział poważnie Harry, co wywołało u Syriusza intensywny śmiech podobny do szczekania psa.
Następne dwa dni były mieszaniną pracy i… cóż… pracy. Kiedy Syriusz i Remus organizowali plany lekcji, Harry albo kończył pracę domową albo czytał książki o oklumencji. Podczas tego czasu Kwatery Huncwotów były tak ciche, że to aż przedziwne. Jednak, kiedy Syriusz stawał się przytłoczony „obowiązkami nauczyciela”, zwykle zaciągał Harry’ego na trening do Pokoju Wspólnego. Te sesje nie trwały długo, jednak wystarczająco, by Syriusz pozbył się wystarczającej ilości stresu, by wrócić do pracy.
Syriusz i Remus byli zaskoczeni i jednocześnie wdzięczni, kiedy Harry im powiedział, że Fawkes uzdrowił jego dłoń. Większość z ich zaskoczenia pochodziła z faktu, że byli zszokowani, że sami o tym nie pomyśleli. Byli świadomi tego, jak Fawkes troszczy się o Harry’ego, więc fakt, że Fawkes użył swoich łez, by go uzdrowić, nie była dziwna. Byli wdzięczni, że nikt nie będzie patrzył na ranę z ciekawością, jak nauczyciele (i uczniowie, którzy pozostali podczas przerwy w Hogwarcie) próbowali podczas kolacji w Wielkiej Sali. To, że niemal cała kadra nauczycielska patrzyła na niego było stresujące, ale Harry wiedział, że kiedy przybędą uczniowie to będzie jeszcze gorzej.
Opiekunowie Domów nie tracili czasu na spełnienie żądań Ministerstwa i zgodzili się porozmawiać z uczniami swoich domów o nadużyciach i nowym stanowisku Remusa w Hogwarcie po kolacji w noc ich przybycia. Żeby zapobiec spojrzeniom, które Harry wiedział, że otrzyma od Gryfonów, spędzi tą noc w pokoju w Kwaterach Huncwotów, co prawdopodobnie nie uspokoi Rona i Hermiony, ponieważ Harry jeszcze z nimi nie rozmawiał. Wiedział, że przydają się długie wyjaśnienia oraz że Ron i Hermiona nie będą co do nich zbyt cierpliwi.
Nim Harry się zorientował, przybył Hogwart Express i uczniowie zaczęli wypełniać Wielką Salę. Harry siedział przy stole Gryffindoru z Syriuszem i Remusem, rozmawiając z nimi cicho, gdy niemal został przewrócony przez Hermionę i Ginny, które nadbiegły w szybkim tempie wraz z Ronem, Fredem i Georgem. Syriusz i Remus życzyli Harry powodzenia, po czym zajęli miejsca przy stole prezydialnym.
Gdy Hermiona i Weasleyowie zajęli miejsca, nastał ciągły strumień pytań na powitanie powtarzanych w kółko. Co się stało? Nic mu nie jest? Co Umbridge mu zrobiła? Co się stało na przesłuchaniu? Po tym, jak dziesiąta osoba o to zapytała, Harry miał ochotę krzyczeć, ale przygryzł język i ciągle powtarzał, że nie chce o tym rozmawiać, aż profesor Dumbledore wstał, by wygłosić przemowę, uciszając natychmiastowo salę.
- Tych, którzy wyjechali na przerwę świąteczną, witam z powrotem – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore. – Jak zapewne słyszeliście, zrobiliśmy kilka zmian wśród naszych pracowników. Profesor Umbridge została na stałe usunięta ze swojej pozycji i zastąpiona przez profesora Syriusza Blacka. – Podekscytowana wrzawa i oklaski spowodowały szeroki uśmiech u Syriusza. – Ponadto Remus Lupin zgodził się powrócić do Hogwartu  jako doradca w przypadkach, gdybyście nie czuli się komfortowo porozmawiać z członkiem kadry. Cokolwiek powiecie panu Lupinowi będzie traktowane jako poufne, więc czujcie się swobodni go szukać, gdy tylko będziecie potrzebowali z kimś porozmawiać. Ponadto po kolacji skierujcie się bezpośrednio do swoich pokojów wspólnych na spotkanie ze swoimi Opiekunami Domów. A teraz niech zacznie się uczta.
Jedzenie pojawiło się na stołach, a wszyscy powoli wyrwali się z szoku i zaczęli jeść. Na nieszczęście dla Harry’ego odwrócił się do stołu i zobaczył oczekujące spojrzenia wszystkich dookoła. Nie zdawał sobie z tego sprawy, ale cała drużyna Quidditcha zdołała usiąść dookoła niego wraz z Nevillem, Deanem i Seamusem. To z pewnością będzie interesujące.
- Co? – zapytał niewinnie Harry.
Hermiona pierwsza odnalazła głos.
- Gadaj, Harry – powiedziała cicho. – Co Umbridge ci robiła? Nie słyszeliśmy ani słowa od ciebie przez całą przerwę; nawet po artykule Rity Skeeter w „Proroku Codziennym”. Masz pojęcie, jak się o ciebie martwiliśmy?
Harry westchnął, pocierając oczy pod okularami. To naprawdę nie było miejsce, w którym chciał o tym rozmawiać, ale wiedział, że nikt nie da mu spokoju, póki czegoś nie powie.
- Nie dostaliście ode mnie żadnych wiadomości, ponieważ byłem zajęty – powiedział Harry ściszonym głosem. – Przez kilka dni byłem chory, potem były święta, potem musiałem przygotować się do przesłuchania, potem musiałem przyjść wcześniej do szkoły, żeby Syri… eee… profesor Black mógł przygotować zajęcia, a potem wy przyjechaliście. Nie miałem wiele wolnego czasu na wysyłanie listów do wszystkich, by zaspokoić ich ciekawość na temat prywatnej sprawy, którą i tak będę zmuszony omawiać za parę dni.
Hermiona zarumieniła się i odwróciła wzrok, przepraszając. Harry wiedział, że zwyczajnie się martwiła, ale mogła być bardziej taktowna w swoim przesłuchiwaniu. Tak, Hermiona była błyskotliwą czarownicą i Harry kochał ją tak, jak resztę swojej „rodziny”, ale usłyszenie jej wymagającego tonu przypominało mu o tym, jak zaaranżowała GD, nim Rada przejęła przywództwo. Hermiona musiała się nauczyć cierpliwości, zwłaszcza gdy jej pragnienie wiedzy przeważało zdrowy rozsądek.
- Jeśli chodzi o to, dlaczego Umbridge została usunięta, podejrzewam, że do jutra wszyscy będą wiedzieć, więc nie ma sensu trzymać tego w tajemnicy – ciągnął Harry. – Nie kłamałem, gdy mówiłem, że Umbridge kazała mi pisać linijki na szlabanach. Po prostu nie wspomniałem, że pisałem krwawym piórem… - Wszyscy dookoła sapnęli z szoku. - … podczas gdy próbowała przekonać mnie, że jestem szukającym uwagi kłamcą.
- A-Ale krwawe pióra są nielegalne! – wykrzyknął George przyciszonym głosem. – Dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Bo nie wiedziałem – powiedział szczerze Harry. – Byłem wychowany przez mugoli. Nie pomogło też to, że byłem workiem treningowym mojego wuja, gdy tylko był zły, ale nie wchodźmy w to. Przecież nie ma zajęć o rzeczach, które powinieneś wiedzieć na temat typów nadużyć w czarodziejskim świecie dla tych, którzy byli wychowywani po mugolsku. – Harry zaczął nakładać jedzenie na talerz, desperacko starając się zignorować spojrzenia pełne litości. – Poza tym, Umbridge jest kompletną wariatką. Czekamy tylko, aż św. Mungo oficjalnie to ogłosi.
Wszyscy zaczęli jeść, zajmując się własnymi rozmowami, ale ciągle zerkali na Harry’ego, jakby się upewniali, że rzeczywiście nic mu nie jest. Na szczęście Neville i Ginny zaczęli rozmawiać z Harrym o GD i następnym spotkaniu Rady, co posłużyło im za rozrywkę aż do zakończenia kolacji. Po wyjaśnieniu, że nie spędza nocy w dormitorium, Harry wyszedł z Syriuszem i Remusem do Kwater Huncwotów. Już obawiał się jutrzejszego dnia. Będzie wyjątkowo długi.




wtorek, 16 lipca 2019

ZS - Rozdział 26 - Technika radzenia sobie ze złością



Nadszedł szybko koniec semestru, a Harry ciężko pracował nad opanowaniem oklumencji, jak również wciąż studiował animagię i tworzenie eliksirów. Wieczorami również powtarzał zajęcia do SUMów, choć Mistrz Eliksirów powiedział, że radzi sobie dostatecznie dobrze, by pominęli kilka wieczorów i zwyczajnie odświeżyli wiedzę tydzień lub dwa przed egzaminami. Harry był szczęśliwy słysząc to, ponieważ całe to ciągłe uczenie wywoływało u niego zeza.
Jego lekcje animagii przebiegały miło, McGonagall uczyła go, jak na krótkie okresy przemienić jego normalne oczy z okropną wadą wzroku w oczy jastrzębia, choć po tym prawie zawsze dostawał rozdzierającego bólu głowy. Po pierwszym razie, gdy to zrobił, miał lekcje z Severusem i mentor skarcił go za to, że natychmiast nie wziął eliksiru przeciwbólowego. Snape zmusił go do położenia się na kanapie z chłodnym kompresem na oczach, podczas gdy profesor uwarzył dawkę eliksiru wzmacniającego, którego używali ci uczniowie i nauczyciele, którzy nabawili się migrenowych bólów głowy.
Harry nigdy wcześniej nie miał tak okropnego bólu głowy i był zaskoczony, jak wielkie to było cierpienie i jak bardzo z tego powodu burzył mu się żołądek. Severus wrócił, spróbował podać mu eliksir, ale skończyło się tak, że Harry zwymiotował go, ku jego rozczarowaniu. Mistrz Eliksirów przywołał silny eliksir łagodzący torsje i przystąpił do naprzemiennego podawania łyżkami najpierw eliksiru łagodzącego, a gdy zaczął działać, podał eliksir na mocny ból głowy.
Okropny ból głowy zniknął po dziesięciu minutach, a Harry zasnął. Kiedy się obudził, Severus powiedział mu bez ogródek:
- Następnym razem, gdy Minerva każe ci się częściowo przemieniać, upewnij się, że masz pod ręką eliksir i powiedz jej, że oczy jastrzębia nie należą do twojego ludzkiego ciała.
- Ale, Sev, to takie świetne być w stanie choć na małą chwilę widzieć jak jastrząb – zaprotestował Harry.
- A powiedziałbyś, że ten ból głowy również był świetny?
- Uch, nie, to było naprawdę do bani.
- Na twoim miejscu, ograniczyłbym tej konkretnej przemiany, chyba że będzie absolutnie konieczna.
Harry wykrzywił się.
- No chyba że chcesz się czuć, jakby twoja głowa została rozbita jak przejrzały melon.
- Nie – wymamrotał praktykant, drżąc. Były momenty, gdy wolałby, żeby jego mentor nie miał tak cholernie rozwiniętego rozsądku.
Kiedy powiedział McGonagall o sugestii Severusa, zgodziła się z nim i powiedziała, że takie efekty uboczne są powszechne i to dlatego animadzy zwykle przemieniają się całkowicie zamiast częściowo.
Ostatnio Harry miewał dziwne sny o długim korytarzu z dziesiątkami drzwi, a kiedy docierał do jego końca, znajdowały się tam jarzące drzwi, a za nimi ogromne pomieszczenie z kryształowymi kulami i obok jednej z nich stał Voldemort, ściskając kulę swoją łuskowatymi dłonią i śmiejąc się z tryumfem. Harry zgłosił nowy sen Severusowi, który natychmiast zintensyfikował lekcje oklumencji z jednego do dwóch wieczorów i co noc zaczął podawać mu odmierzone dawki eliksiru bezsennego snu, pouczając go, by oczyszczał umysł przed snem.
Przypominając sobie dłoń Voldemorta ze snu, Harry zastanowił się, czy zły czarodziej nie jest też animagiem – bez wątpliwości niezarejestrowanym.
Ale kiedy zapytał Severusa, szpieg powiedział tylko:
- Nie wiem. Nie ujawnia wszystkiego na swój temat, jest na to o wiele za mądry, choć to jest możliwe. To by wiele wyjaśniało, przykładowo dlaczego jego oczy przypominają oczy jaszczurki albo węża i dlaczego nagle zaczęły mu rosnąć łuski.
Osobiście Harry uważał pomysł, by Voldemort był animagiem za coś zupełnie obrzydliwego, a gdyby mógł przemieniać się w węża albo jaszczurkę, Harry był pewny, że odzwierciedlałaby jego pokręconą duszę i czuł współczucie, jakakolwiek byłaby to kreatura.
Wciąż nie rozmawiał z Ronem, co naprawdę zaczynało go irytować. Dał przyjacielowi wiele czasu, by dostosował się do jego nowego status jako praktykanta Snape’a i przestał się dąsać z powodu rzekomej „zdrady” Harry’ego przeciwko Gryffindorowi, bo śmiał się zaprzyjaźnić z Opiekunem Domu Slytherina. Ale uparty Weasley odmówił zaakceptowania, że Harry nie zamierza zmienić zdania i wrócić do nienawidzenia Snape’a tak, jak kiedyś albo że Snape był kimś więcej, niż się wydawał i rzeczywiście pomógł Harry’emu zwalczyć swoje wewnętrzne demony. Ron ciągle upierał się, by patrzeć na Snape’a jako na „Tłustego Dupka, Który Nienawidzi Gryffindorów i Musi Umyć Włosy”.
A jeśli postawa Rona nie wystarczała, Hedwiga też była na niego wściekła za zachowanie z nocy, gdy miał drugą lekcję oklumencji, kiedy przemienił się bez pozwolenia i wleciał w noc, by uciec przed Severusem. Poszedł po tygodniu poprosić ją, by dostarczyła list do Syriusza i odkrył, że sowy również nie zapominają o zniewagach.
Zignorowała jego prośby, by podeszła do niego i kiedy wspiął się na ściankę, by zwabić ją w dół z jej żerdzi, okręciła się i ugryzła go – mocno – w rękę i ucho, sycząc i skrzecząc, a jej złote oczy wirowały złością.
Krzyknął i instynktownie zakrył twarz, a wtedy uderzyła go solidnie skrzydłami, jakby boksując mu uszy.
- Hej! Auu! Hedwigo, co jest z tobą? Dlaczego mnie tak atakujesz? – krzyknął.
Potem przemienił się we Freedoma, żeby mógł z nią porozmawiać, a śnieżna sowa natychmiast znów go dziobnęła w głowę i zaczęła surowo krytykować: Jak szybko zapomniałeś, młodziku, co mi powiedziałeś tamtego wieczora? Byłeś niegrzeczny, paskudny, i może jestem twoim zwierzątkiem, ale to nie oznacza, że możesz mnie traktować jak zmiotkę do kurzu! Staram się, byś był bezpieczny, a ty się tak zachowujesz?
Przepraszam, Hedwigo. Nie chciałem ci tego powiedzieć. Byłem zły na Severusa, że próbował zmusić mnie do opowiedzenia o swoich snach i chyba po prostu… przesadnie zareagowałem, zaćwierkał Freedom ze skruchą.
Humph! Musisz zacząć słuchać starszych i kontrolować temperament, zanim wpędzi cię on w kłopoty. A teraz odmień się, bo wiesz, że lepiej nie przemieniać się bez obecności nauczyciela!
Wykonał polecenie i zapytał pokornie, czy zaniesie dla niego list. Zgodziła się, choć musiał ją jeszcze raz przeprosić, nakarmić ją ryjówką i kilkoma ręcznie robionymi przez Hagrida miodowymi przysmakami oraz obiecać, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobi.
Przygryzła go ostrzegawczo, po czym odleciała w stronę Grimmauld Place, a przez ten czas inne sowy w Sowiarni rzucały mu pełne dezaprobaty spojrzenia, więc schodził po schodach czując się jak skarcony przedszkolak.
Kiedy wróciła, nie przyszła się z nim zobaczyć, więc założył, że wciąż była na niego zła za jego pyskówkę.
Jak dotąd nie usłyszał nic od Syriusza i miał tylko nadzieję, że z jego ojcem chrzestnym jest wszystko w porządku, choć krzywił się na jego reakcję, gdyby się dowiedział, że Harry jest teraz osobistym praktykantem Snape’a. Byłaby pewnie jeszcze gorsza od reakcji Rona.
Harry pospieszył na obiad do Wielkiej Sali – po nim miał kolejne laborki z eliksirów ze Snapem i chciał ominąć obiad, by poćwiczyć zamiast niego oklumencję, ale jego mentor nalegał, by jadł trzy zbilansowane posiłki na dzień. Harry wykrzywił się. Naprawdę Severus zamartwiał się gorzej niż jego matka, czy raczej jego wyobrażenie o niej. Pewnie, był zbyt mały jak na swój wiek, ale naprawdę tu w szkole nie głodował i jeden ominięty posiłek nie sprawi, że zniknie.
Ale wiedział, że lepiej słychać nakazów Severusa odnośnie zdrowia.
- Albo pan odpowiednio się sobą zajmie, panie Potter, albo ja to za pana zrobię, co oznacza sadzanie  cię na moich kolanach przed całą szkołą i karmienie jak niechętnego przedszkolaka. Jest pan niedożywiony w rezultacie traktowania przez tych… nikczemników, których nazywasz krewnymi i dlatego musisz jeść trzy zbilansowane posiłki dziennie, pić dużo płynów i chodzić spać o odpowiednich godzinach.
- Brzmisz jak czyjaś matka – zrzędził Harry.
- Gdyby twoja matka żyła, tak samo robiłaby ci tyrady. Zdrowe ciało równa się zdrowy umysł. A teraz jedz śniadanie i skończ w nie dzióbać. A może chcesz, żebyśmy się pobawili w leci samolocik z tą owsianką?
Ta potworna groźba sprawiła, że Harry zaczął jeść dwa razy szybciej. Severus miał krzywe poczucie humoru i czasami nie mógł stwierdzić, czy mężczyzna żartował, kiedy wystosowywał te groźby. Jednak lepiej dmuchać na zimne.
I choć nigdy by tego nie powiedział na głos, uznawał zmartwienie Severusa nad jego dobrem za mile widzianą zmianą od bycia ignorowanym i pomijanym, jak to było w domu. Podejrzewał, że to oznaczało mieć pewnego rodzaju opiekuna i zdecydował, że wolał zamartwianie się Snape’a od wszystkich dni w tygodniu chłodu Dursleyów.
Przy stole Gryffindoru, Harry wślizgnął się na swoje zwykłe miejsce obok Herminy i naprzeciwko Rona. Hermiona już była na miejscu, przeglądając notatki z arytmencji i skubiąc jabłko. Ostrożnie dobierała swoje przekąski, ponieważ do zeszłego roku zwykła nosić aparat ortodontyczny i nie chciała zrujnować zębów zbyt wielką ilością cukru.
- Hej, Hermiono – pomachał jej, wpychając torbę pod stół. – Coś nowego u ciebie?
- Cześć, Harry. Nie, chciałam tylko posunąć się do przodu z czytaniem na następne zajęcia, nim zacznę się uczyć do SUMów. Nauczyłeś się czegoś interesującego od profesora Snape’a?
- Wiele – odpowiedział Harry, obserwując, jak obiad pojawia się przed nimi na stole.
Dzisiaj mieli do wyboru zapiekankę mięsno-warzywną z kurczakiem, kanapki z pieczoną wołowiną i serem, ryba z frytkami w panierce, sałatkę ogrodową, sałatka z zielonego groszku z bekonem i ryż na mleku.
Harry wziął nieco ryby z frytkami, nieco sałatki z zielonego groszku, a dodatkowo jak zwykle sok dyniowy. Hermiona wzięła sałatkę i oba rodzaje sałatek.
- Gdzie Ron? – zapytał Harry, rozglądając się za rudzielcem, który zwykle nie spóźniał się na posiłki.
- Um… chyba musiał o czymś porozmawiać z profesor McGonagall – odpowiedziała Hermiona, gryząc kanapkę.
Harry zaczął jeść i opowiadać Hermionie o lekcjach oklumencji ze Severusem, wyjaśniając, że była to bardzo trudna dyscyplina do opanowania, ale powolutku zaczął to chwytać.
- To bardzo rzadka sztuka, Harry. Tylko garstka czarodziei ją opanowała – powiedziała jego przyjaciółka. – Ale jestem pewna, że poradzisz sobie, jeśli się na tym skupisz. Czytałam, że wymaga wiele cierpliwości i kontroli nad umysłem oraz emocjami. To prawda?
- Tak. Czasami trudno mi się kontrolować. Trzeba być spokojnym, gdy się używa oklumencji, bo jeśli się nie jest, to nie działa. Profesor Snape mówi, że w końcu będę w stanie przez jakiś czas go nie wpuszczać, a teraz moim celem jest czas około dwudziestu minut.
- Jeśli będziesz ćwiczył, uda ci się to opanować. Mimo wszystko praktyka czyni mistrza – powiedziała Hermiona, posyłając mu zachęcający uśmiech. – Nauczyłeś się ostatnio jakiś ciekawych eliksirów?
- Cóż, pracujemy głównie nad eliksirami medycznymi – jak eliksir przeciwkaszlowy, maść na siniaki, a raz uwarzyłem porcję balsamu na oparzenia. A to całkiem dobrze, ponieważ skończyło się tak, że mogłem ją przetestować, jak oparzyłem dłoń na boku kociołka.
- Och, biedactwo. Eliksir zadziałał?
- Tak. Widzisz? – Pokazał jej lewą dłoń, na której nie było nawet czerwonego śladu. – Profesor Snape mówi, że może w przyszłym tygodniu, gdy uwarzę wszystkie eliksiry z podręcznika pierwszego roku z pamięci, mogę zacząć nauczać pierwszaki przez zajęcia lub dwa.
Oczy Hermiony rozbłysły.
- Och, to brzmi świetnie! Czy to nie ekscytujące? Chciałabym uczyć jakąś klasę. Będą nazywać cię profesorze Potter, jak myślisz? Możesz odejmować i dodawać punkty Domom?
Harry skinął głową.
- Tak, i szlabany też, jeśli będę musiał. Jestem nieco zdenerwowany, ale Snape mówi, że muszę tylko zrobić stanowcze pierwsze wrażenie i…
- Tak to nazywa? – prychnął Ron. – On dba tylko o odbieranie punktów Gryffindorowi i pozwalanie swojemu Domowi na wszystko. – Rudzielec podszedł i usiadł naprzeciw Hermiony, a jego niebieskie oczy błyszczały.
Harry uniósł wzrok i powiedział cicho, ale z odrobiną złości:
- Jak długo podsłuchiwałeś naszą rozmowę, Ron?
- Na tyle długo, żebym wiedział, że jesteś na tyle głupi, by podążać za wszystkim, co powie ci ten Tłusty Dupek, Harry. Zostaniesz teraz mini-Snapem, huh? Na śmierć będziesz przerażał pierwszaków, wsmarujesz sobie tłuszcz we włosy i założysz czarne szaty, huh?
- Ron! Jak możesz tak mówić? – krzyknęła Hermiona. – Sądzę, że Harry będzie świetnym nauczycielem.
- Pewnie, że tak! Ty i Ginny wielbicie ziemię, po której on stąpa! – oświadczył Ron. – Pan Perfekcjonista Potter połączył siły z Perfekcjonistycznym Chujem Profesorem Snapem! Aż taki robisz się tępy?
Harry wystrzelił na równe nogi, a jego oczy pociemniały do koloru rośliny wiecznie zielonej.
- Jaki jest do cholery twój problem, Ron? Cokolwiek to jest, zrób wszystkim przysługę, Weasley, i otrząśnij się!
Ron odpowiedział równie wściekłym spojrzeniem, a jego twarz zabłysła nieatrakcyjnym szkarłatem.
- Ty jesteś moim problemem, Potter! Od kiedy stałeś się chowańcem Snape’a zachowujesz się bardziej jak Ślizgon niż Gryfon. Spędzasz czas z wężami, całujesz tyłek ich Opiekunowi Domu, nawet rozmawiasz z wężami. Wiesz, co myślę? Myślę, że Tiara zrobiła błąd i powinieneś być przydzielony do Slytherinu.
Harry poczuł, jak jego złość zaczyna wrzeć.
- Wiesz, co ja myślę, Weasley? Że powinieneś zamknąć się, zanim zrobię to za ciebie! Nie wiem, skąd wziąłeś pozwolenie na ocenianie każdego mojego kroku. Miałem wypadek z magią i umarłbym, gdyby nie Snape. Na wypadek, gdybyś zapomniał, byłem oszołomiony, w szoku i nawet nie pamiętałem własnego imienia, tym bardziej faktu, że nie byłem jastrzębiem, a gdyby on nie przyszedł i mnie nie uratował, trzy miesiące temu ty byś mi składał hołd na moim pogrzebie! – Odwrócił głowę w stronę drzwi, nie chcąc, by cała szkoła podsłuchała ich rozmowę. – Chodź, wyjdźmy na zewnątrz.
- Nie. Cokolwiek masz mi do powiedzenia, możesz to powiedzieć tu – powiedział ze złością Ron.
Harry machnął różdżką, rzucając zaklęcie Muffliato, które wynalazł Severus i nauczył zaledwie trzy dni wcześniej. Nie zamierzał narazić Severusa z powodu głupiej kłótni.
- Dobra! Powiedziałem ci wcześniej, Weasley, że nie wiesz połowy tego, co myślisz, że wiesz – o profesorze, o mnie, o czymkolwiek. Widzisz tylko to, co chcesz widzieć.
- Jak diabli! Co jest między wami dwoma, Potter? Rzucił na ciebie zaklęcie omamiające? Jesteście kochankami, dotyka cię, gdy warzycie i…?
- Zamknij się! Po prostu się zamknij! – wściekł się Harry. – To ty jesteś tu chory, skoro myślisz o mnie takie rzeczy! Byliśmy przyjaciółmi, do cholery! Co ci się, do licha, stało?
- Zostałeś przyjacielem ślizgońskiego chuja, to się stało! Żaden prawdziwy Gryfon by tego nie zrobił.
- Och, daj mi święty spokój! Całe to, że Gryfoni nienawidzą Ślizgonów jest pieprzoną bzdurą, wiesz? Założyciele nigdy nie byli wrogami, byli przyjaciółmi. Mogli mieć inne punkty widzenia, ale byli przyjaciółmi. Salazar Slytherin mógł sądzić, że czystokrwiści to elita, ale Godryk Gryffindor nie poszedł i nie uciął mu za to głowy. Powiem ci, czego dowiedziałem się, gdy byłem uwięziony w jastrzębiej formie, Ron. Dowiedziałem się, że nie wszyscy Ślizgoni marzą o zostaniu śmierciożercami albo rozpieszczonymi bachorami jak Malfoy, czy bezmózgimi ogrami jak Flint. Kiedy Malfoy zepchnął mnie z żerdzi i niemal mnie zabił, nikt z jego Domu nie poklepał go w plecy i nikt mu nie powiedział, że dobrze zrobił. Byli gotowi go poćwiartować, byłem tam i widziałem to. Malfoy, Książę Slytherinu, a musiał skrobać ich pokój wspólny jak skrzat domowy! Jedno mogę o nich powiedzieć, Weasley – oni dbają o siebie nawzajem. W przeciwieństwie do ludzi w moim Domu, którzy bez wahania się ode mnie odwracają, nazywają szaleńcem za plecami za to, że mówię o powrocie Voldemrota i myślą, że robię to wszystko, by mieć więcej sławy i majątku. Patrząc na waszą lwią lojalność, czuję się tu ciepło i przytulnie! – zaszydził Harry.
- A czego się spodziewałeś idąc i przymilając się wężom, zdrajco?
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, Weasley, a stracisz kilka niezbędnych części ciała – warknął Harry, zaciskając w dłoni różdżkę. – Choć może to byłoby błogosławieństwem, nim sprowadzisz na świat więcej dzieci, które będą zbyt głupie, by wiedzieć, kto jest prawdziwym przyjacielem i za nic będą wbijać nóż w plecy. Nie ma żadnego prawa, mówiącego, że Gryfoni muszą być wrogami Ślizgonów, a na wypadek gdybyś zapomniał, wszyscy powinniśmy się dogadywać.
- Nie zamierzam być miły dla Malfoya, nie obchodzi mnie, co mówi McGonagall! – wypluł Ron. – Cała jego rodzina to śmierciożercy.
- Nikt nie mówi, że masz się z nim przyjaźnić, ale on nie jest jedynym Ślizgonem. Nie wszyscy z nich są mrocznymi czarodziejami, do cholery, nie uważam nawet, by większość była mroczna. I nie zaczynaj z tą bzdurą, że „nasz Dom nigdy nie miał mrocznego czarodzieja”. Ponieważ Pettigrew wyszedł z naszego Domu, tak samo jak Barty Crouch junior! Ach, nie wiedziałeś o tym, prawda? Widzisz, wszyscy mamy w sobie trochę mroku, Weasley, nie Dom o tym decyduje. Nie jesteśmy ani gorsi ani lepsi niż inni.
- Oszczędź mi wykładu, profesorze. Nie potrzebuję go.
- Och, trochę hipokryzja! Potrzebujesz tego bardziej niż każdy, kogo znam, ponieważ najpierw mnie oceniasz i nie myślisz o tym, co potem. I któregoś dnia tego pożałujesz. Zabawne, w zeszłym roku mówiłeś, że jestem honorowym Weasleyem, pamiętasz, a twoja rodzina to moja rodzina. Cóż, jeśli w taki sposób traktujesz braci, Ronald, może powinienem znaleźć inną rodzinę, ponieważ mam dość czegoś takiego od mieszkania z Dursleyów.
- Och, i wolisz być podopiecznym Snape’a, huh?
Harry zacisnął pięści.
- Pozwól, że powiem ci coś o Severusie Snapie, Ronaldzie. Może być sarkastycznym, wybuchowym wrzodem na tyłku i nie jest zbyt wylewny, ale gdy go potrzebuję to jest przy mnie! Nie tylko, gdy jestem jastrzębiem, ale gdy jestem osobą to też! Pomaga mi z moimi koszmarami i stara się trzymać Sam Wiesz Kogo z dala od mojej głowy ucząc mnie zaawansowanej magii. A teraz powiedz mi, w którym miejscu jest to złe? Dorośnij, do cholery, Ron, i naucz się patrzyć poza maskę i dalej niż dwie stopy przed swój nos. Możesz się naprawdę czegoś nauczyć!
Zniósł Muffliato i wyszedł szybko z sali, tak wściekły, że jego magia spowodowała niewielki podmuch wiatru, który potrząsnął sztandarami pod sufitem i zatrząsnął szybami. Nie zawracał sobie głowy spojrzeniem przez ramię, inaczej zobaczyłby, jak Hermiona atakuje słownie Rona niczym kocica broniąca swojego kociaka i na nowo karci upartego dupka.
Nawet Ginny dołączyła, oświadczając:
- Musiałeś znów zacząć, Ronaldzie, prawda? Dlaczego jeszcze się nie nauczyłeś, by trzymać swoje wielkie tłuste usta na kłódkę?
- Pilnuj swoich spraw, Ginny!
- Wypchaj się, Ronald! Harry jest moją sprawą, a ty nie masz prawa traktować go jak gówno. Mama padłaby trupem, gdyby się dowiedziała, co właśnie mu powiedziałeś. Wiesz, że nie traktujemy tak rodziny.
Ron spiorunował ją wzrokiem.
- Zamknij się, Ginevro. Zanim zrobię to za ciebie. – Machnął różdżką w jej stronę.
- Przeklnij mnie, a powiem Fredowi i George’owi, żeby w te wakacje zrobili z ciebie testera swoich produktów. Ale to po tym zmienię twoją twarz z dupskiem, uparty palancie!
- Powiedz mu, Ginny – przemówiła dziewczyna z kręconymi włosami siedząca po jej drugiej stronie.
Ron zagapił się na nią. Była to Lavender.
- Ty też, Lav? Co tu się, do diabła, dzieje? Czy Potter naszpikował sok dyniowy amortencją? Dlaczego wszystkie go bronicie?
- Ponieważ ma rację, Ron – powiedziała Hermiona. – Musisz zmienić nastawienie i przeprosić.
- Nie. On zmienia się w Ślizgona i żadna z was tego nie widzi.
Ginny przewróciła oczami.
- Ma ktoś może patelnię? Bo mój brat potrzebuje porządnego walnięcia w głowę.
- Ha! I kto to mówi. Masz głowę tak pełną pomysłów na czczenie Harry’ego, że nawet nie umiesz pomyśleć o czymś innym.
- Och, goń się, cymbale! Może świeże powietrze oczyści ci umysł z głupoty – krzyknęła Ginny, a jej twarz również była zaczerwieniona. Czasami jej brat był takim idiotą, że wydawało się, jakby został podmieniony przy porodzie, ponieważ jeden Merlin wiedział, że w Brytanii nie brakowało przybranych rudych dzieci, pomyślała pogardliwie. Szkoda, że mamy tu nie ma. Ona naprostowałaby jego uparty zad w przeciągu dwóch uderzeń smoczego ogona.
Zirytowany wściekłymi spojrzeniami swojej siostry, dziewczyny i Hermiony, Ron wziął swój talerz i przeniósł się na koniec stołu najbliżej ściany, gdzie nikt nie siedział.
Harry nie umiał sobie przypomnieć, by kiedykolwiek wcześniej był tak zły, poza tym momentem, gdy nadmuchał ciotkę Marge podczas wakacji przed trzecim rokiem. Głupi cholerny pieprzony dupek! Zbiegł po schodach do lochów, czując, jak magia szczypie go w skórę, jak szalejąca elektryczność statyczna. Walczył, by odzyskać nad nią kontrolę, która ostatnio wybuchała, gdy stawał się poruszony. Oparł głowę o kamienną ścianę i wziął głęboki, oczyszczający oddech, a potem kolejny, póki jego serce nie przestało wyrywać się z piersi. Ale złość związała w jego wnętrzu mocny węzeł, którego nie mógł się pozbyć.
Jak Ron mógł go tak zdradzić? Jak mógł zwyczajnie wziąć cztery lata – cztery i pół roku jeśli liczyło się od początku tego roku szkolnego – i odrzucić je, ponieważ Harry odnalazł opiekuna w Severusie? Prawda, Snape nigdy nie był ich ulubionym nauczycielem, ale Umbridge była gorsza, i tak jak Crouch i Lockheart, którzy nawet nie zasługiwali na ten tytuł.
W zeszłym roku też wyciągnął to gówno, z powodu turnieju, sądząc, że oszukałem Czarę i wrzuciłem w nią swoje imię, ponieważ chciałem być zauważony. Ha! Jestem już za bardzo zauważany, więc dlaczego, do diabła, miałbym chcieć WIĘKSZY rozgłos? Na gacie Merlina, ledwie mogę kichnąć czy pójść do łazienki, by ktoś nie pisał o tym w gazecie! Czuję się jak jeden z tych francuskich królów z lat 1700, którzy mieli wokół siebie sługusów, którzy obserwowali, jak król wszystko robi, poza śmiercią, choć z tego, co wiem, wtedy też prawdopodobnie go obserwowali. Cholerny Ron! Gdybym mógł sobie wyciąć tą bliznę z czoła i zmienić imię, natychmiast bym to zrobił. Sława jest przeceniana i wiedziałbyś to, gdybyś przestał zazdrościć mi na choć chwilę, by o to zapytać.
Uderzył ścianę dłonią, na tyle mocno, by zabolało. Potem potrząsnął głową i przeklął się od kompletnego idioty. Jak zamierzasz robić eliksiry, jeśli zranisz się w dłoń, Potter? – skarcił się. Sądziłem, że po zeszłym roku, nauczyłeś się nie wyciągać pochopnych wniosków i mi zaufać. Chyba znów się myliłem.
Wszedł do klasy Severusa wciąż kipiąc ze złości z powodu niesprawiedliwych oskarżeń Rona i choć powitał Snape’a dość spokojnie, złość zaczęła wylewać się jego porami, a skóra mrowiła stłumioną magią.
Severus uniósł wzrok znad biurka, gdzie oceniał ostatnią partię testów i powiedział spokojnie:
- Dobrze, że jesteś wcześnie. Jeśli nie masz nic przeciwko, przemieszaj w moim kotle dziesięć razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, podczas gdy ja skończę z tymi egzaminami…?
- Pewnie. – Harry podszedł do gotującego się kociołka, w którym eliksir miał ładny słoneczno żółty kolor. – Co warzysz?
- Eliksir euforii. Żebym mógł podać wszystkim kłopotliwym pierwszakom, by byli w stanie błogiego posłuszeństwa – odpowiedział sucho Severus, a jego kącik ust drgnął.
Znając już dowcip Severusa, Harry zachichotał. Potem pochylił się nad kociołkiem i zaczął mieszać dziesięć razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.
Radosny żółty kolor z jakiegoś powodu przypomniał Harry’emu o pierwszej podróży Hogwart Expressem przed jego pierwszym rokiem i chwili, gdy pierwszy raz spotkał Rona. Dzielili przedział z Hermioną, a Ron próbował zmienić kolor swojego szczura na żółty jakimś wymyślonym zaklęciem, które, oczywiście, nie zadziałało.
To było zanim zmienił się w dupka pierwszej klasy. Wtedy tylko Hermiona potrafiła prawdziwą magię, mimo że była z mugolskiej rodziny. Musiała dostać swoje książki, gdy tylko dostała list, w przeciwieństwie do mnie, bo przez moich genialnych krewnych o trollim sercu prawie w ogóle nie dostałem listu albo w przeciwieństwie do ciebie, bo nie mogłeś sobie na nic pozwolić.
Niemal skończył mieszać, wciąż dumając wściekle nad nienawistnym nastawieniem Rona, gdy nagle eliksir zaczął gwałtownie bulgotać, reagując z jego aurą magiczną, która niezauważona przeciekła dookoła.
Mimo że miał piętnaście lat, Harry był też potężnym czarodziejem i czasami wciąż miał ataki przypadkowej magii, które były częste u silnie obdarzonych i mijają lata nim doprowadzają magię do porządku, stąd oddalona lokalizacja Hogwartu.
Harry patrzył z przerażeniem, jak eliksir zaczyna wykraczać poza granice kociołka, jak płynna lawa wylewająca się z wulkanu.
O kurwa! Co się, do diabła, dzieje? Tylko go przemieszałem. Dlaczego tak się dzieje? To chyba wybuchnie.
Odsunął się od trzęsącego się kociołka i zawołał niepewnie:
- Uch, Severusie? Mam mały problem…
- Co? – Snape uniósł wzrok znad papierów. – Jak trudne może być… cholera jasna, panie Potter! Odsuń się! JUŻ! – warknął.
Harry wykonał polecenie, niemal potykając się o własne stopy.
- Nie wiem, co poszło nie tak, profesorze! Zrobiłem, co pan kazał.
Snape zerwał się na nogi, wskazując różdżką w dziko wirujący kociołek.
- Tempus Immobulus!
Zaklęcie zastoju uderzyło w kociołek, który zamarł, a eliksir wewnątrz przestał bulgotać.
Harry westchnął z ulgą, podczas gdy Snape podszedł do biurka.
- Nie rozumiem…
- Nic ci nie jest? Czy kropnął na ciebie eliksir? – zapytał zatroskany Severus.
- Nic mi nie jest. – Harry przebadał się szybko. Żadnych oparzeń, dzięki Merlinowi.
Severus zmarszczył brwi.
- Co się stało?
- Nie wiem – powiedział zdezorientowany Harry. – Robiłem, co kazałeś, mieszałem go, a wtedy zaczął wybuchać.
- Ile razy go zamieszałeś?
- Chyba dziesięć razy.
- Chyba? Nie powinieneś zgadywać, powinieneś wiedzieć.
- Dobra, to był dziesiąty obrót i wtedy eliksir zaczął robić… to.
Severus skontrolował kociołek i nie znalazł nic nie w porządku ani ze zbiornikiem ani z temperaturą, a eliksir był przygotowany poprawnie. Wtedy podszedł do swojego praktykanta. Natychmiast poczuł strużki niekontrolowanej magii wypływające z chłopca i warknął:
- Panie Potter, był pan tak zdenerwowany, gdy mieszał pan miksturę czy jest to forma reakcji na fakt, że eliksir prawie wybuchł?
- Nie… znaczy, tak, byłem nieco wściekły… dobra, byłem naprawdę wściekły… miałem dzisiaj z Ronem kolejną sprzeczkę i byłem przez niego naprawdę podenerwowany… Myślałem o nim wcześniej… dlaczego? – Jego brew uniosła się z konsternacją. – Co to ma z tym wspólnego, Sev?
- Wszystko. Twoja złość pobudziła magię, która z kolei sprawiła, że eliksir również się wzburzył i sprawił, że zrobił się wybuchowy. Stąd się to wzięło. – Severus wskazał na zamrożony kociołek ze  skaczącymi żółtymi bąbelkami.
- Ja to zrobiłem? Ale nie zamierzałem.
Severus potrząsnął głową.
- Jak wiele razy ci powtarzałem, że jeśli jesteś czymś zdenerwowany, nie powinieneś warzyć, ponieważ zwykle kończy się to zepsuciem wywaru? Że twoja koncentracja na zadaniu jest kluczowa?
- Wiele razy. Przepraszam. Czy eliksir jest… zrujnowany?
- Nie. Na szczęście mogę go uspokoić. – Machnął różdżką i wymamrotał nieznane Harry’emy zaklęcie, a kociołek znieruchomiał, eliksir opadł, a wtedy czarodziejski mistrz przywołał kilka butelek i zabutelkował eliksir euforii machnięciem różdżki.
Potem odwrócił się do swojego praktykanta z wyrazem rozczarowania na twarzy.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że miałeś wcześniej sprzeczkę z Weasleyem?
- Ja… nie sądziłem, że to ma znaczenie. Nie myślałem, że moja magia tak zareaguje.
- Panie Potter, pana magia zawsze będzie reagować na silne emocje i dlatego kładziemy nacisk na ich kontrolę. Czego wyraźnie panu brakuje.
- Przepraszam.
- Tak, wiem. Chodź do mojego gabinetu. Sądzę, że potrzebujesz chwili ciszy.
Harry zarumienił się, woląc, by Snape nie brzmiał, jakby był przedszkolakiem potrzebującym drzemki. Na litość Merlina, miał piętnaście lat! Nie kłóć się, Harry, tylko wykonaj polecenie. Masz wielkie szczęście, że to nie wybuchło, bo byłby wściekły.
Podążył za Snapem do jego biura i usiadł na krześle tak jak zwykle, starając się wziąć kilka uspokajających oddechów, jednak odkrywając, że złość w jego wnętrzu nie chce odejść.
- Wciąż tego nie rozumiem, Severusie. Jak moja złość na Rona sprawiła, że moja magia oszalała?
- Przypadkowa magia, panie Potter.
- Huh? Ale mam piętnaście lat i jestem na to za stary! To powinno się skończyć, gdy się jest w wieku szkolnym.
- Normalnie tak jest. Ale mocno obdarzeni, jak ty, mogą mieć napady przypadkowej magii, póki są niepełnoletni. Powinienem był wiedzieć. Kiedy ja miałem siedemnaście lat, jeszcze zanim dołączyłem do Czarnego Pana, niemal wysadziłem dach chatki Hagrida.
Harry zagwizdał.
- Naprawdę?
- Tak. Byłem bardzo zły, gdy usłyszałem o pewnej rzeczy i moja magia źle zareagowała.
- O co byłeś zły? Z powodu swojego ojca? Syriusza za Wrzeszczącą Chatę? – zgadywał Harry.
- Nie. Byłem zły na twoją matkę.
- Moją mamę? Ale dlaczego?
Severus skrzywił się.
- Ponieważ odkryłem, że poślubiła twojego ojca.
- Och. Tak… rozumiem, dlaczego mogłeś, uch, stracić kontrolę.
Dowiedzenie się, że kobieta, którą się potajemnie kochało właśnie związała się węzłem małżeńskim z arcywrogiem z pewnością wystarczyło, by każdy się wściekł, pomyślał Harry. To sprawiało, że jego kłótnia z Ronem zdawała się być czymś trywialnym.
Snape przez chwilę nie odpowiadał, przypominając sobie, jak trzymał i pielęgnował ten gorzki gniew z powodu zdrady Lily, a przynajmniej w jego zranionym sercu była to zdrada, skoro zdecydowała się poślubić Jamesa, co gniło w nim i zatruwało go. Złość uczyniła go łatwym łupem dla Czarnego Pana, który kochał gorzkich, gniewnych młodzieńców, ponieważ tak łatwo było nimi manipulować. A po tym, jak dowiedział się, że James w końcu przekonał Lily do poślubienia go, Severus był jednym z tych najbardziej rozgoryczonych, nienawidząc na równi siebie, Jamesa i Lily.
Nawet po tym, jak zerwał ze śmierciożercami, wciąż żywił urazę i gniew wobec Potterów, choć jednocześnie pragnął, by Lily wybaczyła mu i żeby był w stanie jej to zadośćuczynić. Przez lata pielęgnował niechęć, nie chcąc mieć nic wspólnego z Potterami, mimo że byli członkami Zakonu, tak jak i on. Zawsze niby przypadkiem nieobecny albo spóźniony, gdy oni byli na spotkaniach, żeby nie musieć patrzeć, jak jego piękna Lily wisi na cholernym Jamesie.
Mogłeś mieć każdą kobietę, której byś tylko zechciał, Potter, więc dlaczego, do diabła, wybrałeś akurat tą, którą ja również kochałeś? – przypomniał sobie własne myśli. To, że Potter odebrał mu Lily, ten arogancki Gryfon, jak gorzki eliksir dla jego żołądka. Nie widział ani nie rozmawiał z nią przez kilka miesięcy przed tym, jak została ukryta pod zaklęciem Fideliusa i wybaczyła mu pójście mroczną ścieżką, a on przysiągł chronić jej syna i ostatecznie powiedział jej, co czuł przez te wszystkie lata.
Zamrugał i wrócił do teraźniejszości.
- Wciąż jest pan zły na Weasleya, panie Potter?
Harry powoli skinął głową.
- Wiem, że to głupie, ale wciąż mam ochotę go walnąć. Musze coś zrobić. Przykładowo polatać jako Freedom.
- Pamiętasz, co wcześniej mówiłem ci o używaniu animagicznej formy jako ucieczki? – wygłaszał kazanie Severus. – Nie powinieneś używać jej jako ucieczki za każdym razem, gdy nie chcesz mierzyć się z problemami albo rzeczywistością bycia nastolatkiem, Harry.
Harry otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Snape uniósł dłoń.
- Czekaj. Nie skończyłem mówić. Wydaje mi się, że potrzebujesz kilku lekcji radzenia sobie ze swoim gniewem, zanim skończy się tak, ze wysadzisz w powietrze moją klasę. I chyba znam coś, co może pomóc. Zadziałało na mnie i wtedy, i działa teraz.
- Co to jest? Eliksir albo zaklęcie?
- Nic z tych rzeczy. Chodź ze mną.
Wyprowadził Harry’ego z lochów i na siódme piętro. Tam zatrzymał się i skoncentrował, prosząc o otwarcie Pokoju Życzeń i ułożeniu go tak, jak tego chciał.
- Ale to siódme piętro, gdzie jest Pokój Życzeń – powiedział Harry.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę.
- Więc wiesz o Pokoju? Ale myślałem…
- Sądziłeś, że Pokój pojawia się tylko uczniom? Nie, Harry, Pokój pojawia się wszystkim w zamku, ktokolwiek go potrzebuje, w tym też nauczycielom. – Severus nacisnął klamkę. – Chodź za mną.
Harry wszedł do pokoju, który w pewien sposób przypominał mu szkołę bokserską. Był wyłożony boazerią z rzędem luster po jednej stronie i wiszącym u sufitu na srebrnym haku wielki, ciężki worek. W innym kącie był mniejszy worek w kształcie łzy z czerwonej skóry również przyczepiony do krągłej drewnianej platformy. Z boku stała drewniana ławeczka z dwoma zestawami rękawic bokserskich, jedną czerwoną i jedną zieloną, zestaw ręczników, puchary z wodą, skórzaną linkę do skakania, dwa zestawy czarnych owijaczy na rękę i książka o nazwie „Sztuka Boksowania”. Pod ławką były dwa zestawy czarnych, skórzanych butów za kostkę.
- Wow! Czuję się, jakbym właśnie wkroczył na plan „Rocky’ego” – wykrzyknął Harry. – Wiesz, chodzi mi o ten film o wysoko cenionym zapaśniku z Filadelfii?
- Tak, jestem zaznajomiony z mugolską kulturą. – Severus zdjął szaty i zawiesił je na haku obok drzwi. Przesunął różdżką w dół swojego ciała i jego szaty robocze transmutowane zostały w coś, co wyglądało jak para zwykłych dresów i czarna koszulka z krótkim rękawem. Zanim Harry mógł sobie poradzić z szokiem wywołanym zobaczeniem Snape’a w czymś niebędącym czarodziejskim strojem, Severus wymamrotał zaklęcie zmieniające i wielka para butów za kostkę zmieniła się z jego butami na nogach, podczas gdy buty spoczęły pod ławką. Mistrz Eliksirów przywołał też skądś gumkę do włosów i związał je z tyłu.
Harry walczył ze sobą, by nie gapić się jak wiejski głupek.
- Wyglądasz… inaczej, Sev.
Severus przewrócił oczami.
- Zdejmij szaty, Harry, i powieś je koło moich.
Kiedy Harry wykonał polecenie, Severus zmienił jego jeansy i koszulkę w strój podobny do jego własnego, ale ze złotą koszulką.
Harry przyzwał do siebie buty za kostkę i założył je, po czym spojrzał wyczekująco na swojego nauczyciela.
- Wiesz, jak się boksować?
- Tak. Nie w sposób profesjonalny, oczywiście, ale znam podstawy wystarczająco, żeby poradzić sobie w walce na pięści, gdyby kiedykolwiek do niej doszło i na tyle, bym mógł nauczyć cię kilku rzeczy.
- Ale… jesteś czarodziejem. Gdzie się tego nauczyłeś?
- Czarodziejem, który dorastał wśród mugoli, jak ty – przypomniał Severus. – Mój ojciec nie pozwalał mi mówić albo uświadamiać go o mojej magii, gdy dorastałem. On, jak twój wuj, chcieli „normalnego” dziecka. Więc w większości dorastałem w mugolski sposób, tylko od czasu do czasu moja matka udzielała mi sekretnych lekcji. Miałem wuja Richarda, młodszego brata mojego ojca, który odwiedził nas na tydzień. Był jedynym członkiem rodziny mojego ojca, którego poznałem, ponieważ mój ojciec był czarną owcą i całkowicie się od nich odciął, gdy poślubił moją matkę. W każdym razie Richard przyjechał zobaczyć, jak sobie radzimy. Miałem dziewięć lat i właśnie przyszedłem do domu ze szkoły mając podbite oko z jakiejś bójki.
- Też się ciebie czepiali – powiedział porozumiewawczo Harry. Mógł sobie wyobrazić, jakim typem dzieciaka był Severus – chudy, nieśmiały, zbyt bystry – idealny cel dla tyranów. Tak jak on sam.
Severus skinął głową.
- Cóż, Richard zobaczył to i zapytał, co się stało. Początkowo mu nie powiedziałem, ale zgadł, co się wydarzyło i kilka dni później zabrał mnie do garażu i nauczył zasad boksowania. Kiedyś było uważane za sport gentelmanów i w pewnych środowiskach wciąż tak jest. Cały ten tydzień pokazywał mi, jak się bronić, po czym wyjechał i nigdy więcej go nie widziałem, ale pamiętam, czego mnie nauczył.
- Pomogło?
- Bardzo. I nie tylko z hołotą z sąsiedztwa. Odkryłem, że ożywczy trening pomaga uśmierzyć stres i napięcie lepiej niż magiczne lekarstwa. Zwłaszcza gdy walczę z ochotą uduszenia kogoś. – Podszedł do ławki i zaczął owijać ręce taśmą ochronną. – To może dość niekonwencjonalna metoda radzenia sobie ze złością, ale rezultaty uznaję za całkiem satysfakcjonujące. I sądzę, że ty również tak stwierdzisz. – Skinął na chłopca, by też zaczął owijać ręce taśmą ochronną, żeby nie poranił ani nie skaleczył kłykci czy nadgarstków.
Rzucił parę rękawic w Harry’ego, który spojrzał na nie z powątpiewaniem, po czym je założył.
- Chce pan, żebym… z panem walczył?
Severus potrząsnął z rozbawieniem głową.
- Jeszcze nie. Najpierw zawalczysz z workiem. Obserwuj. – Założył własne rękawice. – Najpierw rozgrzej głowę, szyję i ramiona. – Pokazał Harry’emu, jak zrobić kilka ćwiczeń, by się przygotować.
Zademonstrował, jak stać, mając stopy na szerokości ramion i jak się poruszać miękkimi, posuwistymi krokami dookoła worka z rękami uniesionymi, by bronić twarz i klatkę piersiową, łokciami do wewnątrz i pochylonym podbródkiem.
- Trzymaj większość ciężaru ciała na kłębie palucha, nie na pięcie, bo to da ci większą mobilność i szybkość. W boksie nie chodzi tylko o brutalną siłę, trzeba do tego nauki. Chodzi w nim o zwinność i szybkość. Trzymaj oczy skupione na przeciwniku, a potem gdy opuści gardę – uderz, w taki sposób!
Severus wyprowadził szybkie cios prosty w ciężki worek, a wór zakołysał się przez siłę uderzenia. Wykonał jeszcze kilka ciosów i uderzeń, wysokich, niskich i po środku.
- Ponieważ żaden z nas nie jest zbudowany jak Hagrid, moim głównym celem będzie zwinność i szybkość, a nie brutalna siła.
Pokazał Harry’emu cios prosty, lewy sierpowy i hak.
Po tym, jak Harry wykonał kilka ćwiczeń rozgrzewających, pozwolił chłopcu pchnąć kilka ciosów w ciężki worek, szkoląc go, jak prawidłowo uderzać i poruszać się, robić uniki i lawirować.
Harry wkrótce odkrył, że potrafi uderzyć mocniej i szybciej, jeśli wyobrazi sobie, że worek był wujem Vernonem, Voldemortem albo nawet Ronem czy Malfoyem. A im mocniej uderzał w worek, tym więcej napięcia z niego schodziło. Czuł, jak jego magia stopniowo wycofuje się i uspokaja, i Severus również to poczuł.
Starszy czarodziej pozwolił swojemu podopiecznemu boksować worek póki jego magia się nie uspokoiła, a pielęgnowana złość nie opadła. Potem zakończył walkę i pozwolił Harry’emu uspokoić się i napić nieco wody.
- No i? Złość odeszła?
- Tak. Już mi lepiej – powiedział Harry, ocierając twarz ręcznikiem.
- Dobrze. Więc może zasugeruję, byś przychodził tu, gdy poczujesz się sfrustrowany, zły i poćwiczysz, zamiast przychodzić do mojego laboratorium?
- Tak jest. Kiedy będę mógł boksować się z tobą?
- Jeszcze nie przez jakiś czas, pisklaku. Najpierw naucz się boksować z własnym cieniem, a potem będziesz mógł zawalczyć ze mną.
Jak już nieco się ochłodził, Severus kazał mu skakać na skakance, czemu Harry był niechętny, póki mężczyzna nie wyjaśnił, że tego typu ćwiczenie  pomaga z ruchami, zręcznością oraz dobrze wpływa na serce.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz w sytuacji i będziesz musiał się bronić, dobra praca nóg jest podstawą. Tak jak trzymanie głowy nisko, a rąk wysoko.
To było zdanie, które Harry miał słyszeć w kółko podczas weekendowych ćwiczeń z Mistrzem Eliksirów, boksując się z własnym cieniem przy użyciu luster i worka. Ćwiczenia były konieczne, ponieważ Ron wciąż zachowywał się jak dupek, a Harry nie miał już do tego cierpliwości. Lekcje boksu usuwały większość zbudowanego stresu, na tyle, że już dłużej nie stwarzał niebezpieczeństwa wybuchnięcia kociołków albo czegokolwiek innego, jeśli o to chodzi.
Sesje sprawiały również, że Harry zrobił się na tyle śmiały, by zapytać Severusa, dlaczego nie używał technik walki, by bronić się przed Huncwotami.
- Jak była okazja to ich używałem. Raz złamałem okulary twojego ojca i dałem mu w zęby oraz wybiłem Blackowi dwa zęby. Ale w większości walczyliśmy na magię, a gdy zobaczyli, jak umiem użyć rąk do obrony, zwykle rzucali na mnie zaklęcie unieruchamiające, żebym ich nie uderzył. I oficjalnie mieszanie magii z mugolskimi metodami obrony nie jest uznawane za sportowe.
- Och. – Harry zadrżał. Osobiście czuł, że im więcej będzie znał sposobów na obronę, tym lepiej, jeśli ponownie będzie musiał zmierzyć się z Voldemortem. Może mógłby podbić draniowi oko jednym celnym prawym sierpowym.
Skoncentrował się na uderzaniu worka, pozwalając, by rytmiczne uderzenia o skórę wysysały z niego napięcie, póki ponownie nie był spokojny.
Zatrzymał się na sygnał Severusa i podszedł napić się nieco lodowato zimnej wody, po czym usiadł na ławce, rozwiązał rękawice i położył je obok siebie.
- Severusie? Uczyłeś innych uczniów boksowania?
- Nie. Jesteś pierwszy.
- Tak? Dlaczego?
- Ponieważ większość Ślizgonów nie jest przychylnych mugolskim metodom rozładowywania stresu, choć uczyłem jednego czy dwóch medytacji. Poza tym żaden uczeń nigdy nie potrzebował takiego treningu ani nie miał na sobie takiej presji. Nigdy tego nie potrzebowali. Ty potrzebujesz.
- Masz rację. Dzięki. To bardzo pomaga. Teraz, gdy Ron zaczyna pyskować, ja… odchodzę.
- Dobrze. Czasami nauczenie się odchodzić jest trudniejsze niż nauczenie się, jak walczyć.
Ale ciągła frustracja Harry’ego spowodowana chłopakiem Weasleyów zaczynała go irytować. Jeśli to potrwa dłużej, wpływając na spokój umysłu jego podopiecznego, porozmawia o tym z Minervą i zasugeruje, by wzięła sprawę Weasleya w swoje ręce i kazała mu zostawić Harry’ego w spokoju.
Ale póki co będzie się trzymał od tego z daleka, ponieważ wiedział, że Harry nie powitałby z radością jego ingerencję, a póki co nie doszło do przemocy. Jednak będzie obserwował, robiąc dla swojego podopiecznego to, co ktoś powinien zrobić dawno temu.
Cały tydzień, podczas gdy Harry miał lekcje radzenia sobie ze złością, oklumencji i eliksirów, Ron chodził nadąsany i piorunował wszystkich wzrokiem, siejąc grozę. Ginny wciąż była na niego wkurzona, Hermiona ledwie z nim rozmawiała, a Lavender nawet namawiała go, by pogodził się z Harrym, gdy w ten weekend poszli do Hogsmeade.
- Ron, on jest twoim najlepszym przyjacielem. Nie powinieneś na tym poprzestawać. Naprawdę.
- On był moim najlepszym przyjacielem. Teraz wygląda na to, że jest najlepszym przyjacielem Snape’a – burknął Ron.
- Och, przestań! Dąsasz się jak trzylatek – skarciła go Lavender. – Ludzie mogą mieć więcej niż jednego najlepszego przyjaciela, wiesz? I nie wszyscy twoi przyjaciele muszą się nawzajem lubić. Znaczy, przyjaźnię się z Angie Johnson, a ona nie może znieść mojej drugiej dobrej przyjaciółki, Luny Lovegood. Uważa, że jest szalona jak kapelusznik. Ale to, że Angie jej nie lubi, nie oznacza, że mam przestać przyjaźnić się z Luną.
- To co innego. Luna nie jest dupkiem jak Snape. I to dziewczyńska sprawa.
Lavender zachichotała.
- Dziewczyńska sprawa, Ronuś? Czasami jesteś tak absurdalny, że to zabawne. Mówię tylko, że powinieneś przestać walczyć z Harrym. To nie jest dla ciebie dobre, bo twoje humory nie są zrównoważone.
- Moje humory?
- Tak. Wiesz, cztery temperamenty, które tworzą twoją osobowość? Powiedziałabym, że w tej chwili cierpisz na nadmiar humoru choleryka i melancholika oraz nie jesteś wystarczająco optymistyczny.
- Nie mam pojęcia, co właśnie powiedziałaś, Lav.
- Och, na miłość Merlina! Nigdy nie skupiałeś uwagi na wróżbiarstwie?
- Nie, zwykle drzemię albo rysuję w notatniku – przyznał bezwstydnie Ron.
- Jesteś beznadziejny, wiesz o tym? Chodziło mi o to, że jesteś zły, podminowany i musisz znów stać się szczęśliwy. A mi się wydaje, że powodem, dlaczego taki jesteś musi być związany z tym, że masz na pieńku z Harrym. Więc może zwyczajnie zgodzisz się z nim do pewnego stopnia i zaczniesz respektować jego odmienne zdanie? Wtedy będziesz mógł wrócić do przyjaźni z Harrym w szkole i nie będziesz musiał martwić się o to, że Snape jest mentorem Harry’ego. Znaczy, mentor to tak naprawdę nie to samo, co przyjaciel, Ron. On jest bardziej… opiekunem. Więc nie ma powodów, dlaczego nie mógłbyś wrócić do przyjaźni z Harrym… jak już go za to przeprosisz.
Ron nadąsał się.
- Kto mówi, że muszę przeprosić?
- Ja, twoja siostra, Hermiona i praktycznie każda inna dziewczyna w Gryffindorze.
- Na wszystkie z was rzucił urok.
- Kto tak mówi? Ronuś, po prostu przełknij tą cholerną męską dumę i powiedz to jedno małe słówko - „przepraszam” . A wtedy Harry ci wybaczy i przestaniesz chodzić nadąsany. Znaczy, na początku było to słodkie, ale teraz jest raczej… irytujące.
Ron wyrzucił ręce w powietrze.
- Co jest z wami, dziewczyny, i tymi waszymi głupimi przeprosinami? Faceci nigdy nie przepraszają.
- I to dlatego tak wiele facetów kończy samych, bez przyjaciół albo żon. Kobiety wiedzą lepiej – powiedziała z wyższością Lavender.
- Yhy. Jasne.
- Ronuś, kochanie? Chcesz zjeść te lody czy mieć je na sobie? – zapytała słodko Lavender.
Ron przełknął. Wyraz twarzy dziewczyny przypominał mu o jego matce, gdy ta była na niego zirytowana.
- Dobra. Ja… nie chodziło mi o to.
Uśmiechnęła się do niego promiennie. Potem pocałowała go.
- Widzisz? To nie było takie trudne. Teraz powiedz to Harry’emu i przestań zachowywać się jak zrzędliwy nieszczęśnik.
Zanim mógł zaoponować jej niepochlebnej ocenie, pocałowała go ponownie i wszystkie myśli o Harrym zniknęły.
Ale nawet za namowami Lavender, Ron nie mógł się zmusić do przyznania, że się mylił i przeprosić. Część jego chciała, by Harry wrócił i powiedział mu, że miał rację i Snape naprawdę był tłustym nietoperzem z lochów, a wtedy sprawy mogłyby wrócić do takich, jakie były, nim Harry stał się animagiem.
Więc utrzymywał dystans i uparcie ignorował drugiego chłopaka, póki w następny weekend sprawy nie stanęły na ostrzu noża.
Ron zapytał Harry’ego, czy był zajęty i co robił, a Harry powiedział, że musi ćwiczyć medytację, że Snape uczył go, jak kontrolować emocje, na co Ron parsknął i powiedział:
- Och, to zabawne! Snape uczy cię kontrolować emocje. Jakby on wiedział, jak to robić. Ma najgorszy temperament w całej szkole. Na to się mówi, że przyganiał kocioł garnkowi.
Harry zacisnął zęby i powiedział:
- To ty jesteś powodem, dlaczego muszę się tego nauczyć, Ron.
Wtedy odszedł od stołu w pokoju wspólnym i wyszedł przez dziurę w portrecie.
Ginny posłała Ronowi zniesmaczone spojrzenie i wyszła na górę.
Ron przygryzł dolną wargę i wrócił do pokoju, rzucając się na łóżko i zaczynając przeglądać magazyn o Quidditchu, żałując, że nie może cofnąć rzuconego tego wieczora komentarza.
Pięć minut później został obudzony przez hukającą gwałtownie Świstoświnkę, trzymającą w szponach przerażająco czerwony list.
Co? Wyjec! Och, cholera!
Wziął czerwony list delikatnie i otworzył go ze wzdrygnięciem.
Sekundę później wzburzony ton Molly Weasley wypełnił pokój, słyszalny również w pokoju wspólnym. Ron skrzywił się – rzuciła zaklęcie zwiększające głośność.
RONALDZIE BILIUSIE WEASLEY!
JAK MOGŁEŚ POWIEDZIEĆ TAK OKROPNE, ZŁOŚLIWE RZECZY O SWOIM NAJLEPSZYM PRZYJACIELU? NIE WSPOMINAJĄC O NAUCZYCIELU? POWINIENEŚ WIEDZIEĆ, ŻE TAK SIĘ NIE ROBI! NIE WYCHOWAŁAM CIĘ, ŻEBYŚ ZACHOWYWAŁ SIĘ W TAK NADĄSANY SPOSÓB, MŁODY CZŁOWIEKU, ORAZ JAK ZAZDROSNE DZIECKO, TYLKO DLATEGO, ŻE HARRY JEST WDZIĘCZNY PROFESOROWI SNAPE’OWI ZA RATUNEK! POWINIENEŚ SIĘ WSTYDZIĆ! HARRY ZAWSZE PRZY TOBIE BYŁ, POMAGAŁ CI Z ZADANIAMI, GRAŁ W QUIDDITCHA I SZACHY, A TY TAK GO TRAKTUJESZ? OBRAŻASZ I IGNORUJESZ GO? GDZIE SIĘ NAUCZYŁEŚ TAKIEGO ZACHOWANIA – PONIEWAŻ Z PEWNOŚCIĄ JA CIĘ TEGO NIE NAUCZYŁAM!
HARRY JEST DLA MNIE JAK SYN I CHCĘ, ŻEBY WSZYSTKIE MOJE DZIECI SIĘ DOGADYWAŁY. POZWOLIŁEŚ, BY TWOJA DUMA ZAWŁADNĘŁA ZDROWYM ROZSĄDKIEM I BYŁA WAŻNIEJSZA OD PRZYJAŹNI, TAK JAK W ZESZŁYM ROKU. NIE MA POWODU, DLACZEGO HARRY NIE MÓGŁBY KOLEGOWAĆ SIĘ ZE ŚLIZGONAMI, NA RÓWNI Z GRYFONAMI, A TY MUSISZ PRZESTAĆ ZACHOWYWAĆ SIĘ JAK AROGANCKI BACHOR I ZACZĄĆ BYĆ ODPOWIEDZIALNĄ I UPRZEJMĄ JEDNOSTKĄ TAK, JAK KIEDYŚ, ZROZUMIANO? A TERAZ IDŹ PRZEPROSIĆ HARRY’EGO, RONALDZIE, ALBO MERLINIE DOPOMÓŻ, WPADNĘ TAM I WYBIJĘ CI NIECO UPARTOŚCI DREWNIANĄ ŁYŻKĄ, MŁODY CZŁOWIEKU!
MÓWIĘ POWAŻNIE – NIE SPRAWDZAJ MNIE!
I RÓWNIEŻ NIE MĘCZ GINNY – I TAK BYM SIĘ DOWIEDZIAŁA OD JEDNEGO Z TWOICH BRACI.
OCH, I JESZCZE JEDNO – NIE ZAPOMINAJ ZJADAĆ FASOLKI I MYĆ SIĘ ZA USZAMI, ZANIM COŚ CI TAM ZACZNIE KIEŁKOWAĆ.
DOBREGO WEEKENDU I PAMIĘTAJ, CO POWIEDZIAŁAM! ALBO SIĘ POLICZYMY!
Ron leżał na brzuchu, usta miał otwarte, twarz zaczerwienioną, żałując, że nie może przekląć Ginny do przyszłego tygodnia za naskarżenie na niego. Ale zawsze to robiła, gdy jej bracia ze sobą walczyli, rozmyślał ponuro. Nie ma powodu, dlaczego miałaby się teraz zmienić.
W końcu wyjec się zakończył, a Ron odetchnął z ulgą, póki nie rozległ się trzask wypieranego powietrza i w powietrzu nie pojawiła się drewniana łyżka, która uderzyła go mocno w tyłek i zniknęła.
Ron zaskomlał.
- Auu! Cholera jasna, mamo! – Sięgnął w dół, by potrzeć piekący tyłek, a wyjec zniszczył się, pozostawiając za sobą czerwone konfetti na całym łóżku.
Skarcony Ron wstał, jęcząc. Początkowo był zły na swoją matkę za wtykanie nosa w nie swoje sprawy, ale potem zaczął myśleć, a im dłużej nad tym dumał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że wszyscy mieli rację – traktował Harry’ego okropnie i ponownie pozwolił swojej dumie stanąć na drodze ich przyjaźni. Tak jak ostatnim razem. Och, Merlinie! Naprawdę jestem głupim dupkiem. Co ja sobie myślałem? Chyba nie myślałem. Lavender miała rację – mogę nie lubić Snape’a, ale lubię Harry’ego, a jeśli chcę się z nim przyjaźnić, muszę zacząć respektować jego zdanie i zamknąć gębę. Harry jest moim najlepszym kumplem i nie chcę go stracić, nawet jeśli nie rozumiem, jak może uważać Snape’a za dobrego przyjaciela.
Ron westchnął. Jak kto lubi, chyba. Teraz lepiej zacznę myśleć o przeprosinach. Zanim mama naprawdę przyjdzie i mnie zleje. I przylepię wszystkie buty Ginny do podłogi za bycie taką skarżypytą oraz niewiarygodne zawstydzenie mnie, pomyślał.
Kiedy później tego dnia Harry wrócił do wieży Gryffindoru, znalazł Rona czekającego w pokoju wspólnym, który ten raz był pusty, ponieważ wszyscy byli na zewnątrz, ciesząc się pięknym popołudniem. Harry opanował się i niemal wyminął drugiego chłopaka, ale Ron wstał i powiedział szybko:
- Słuchaj, Harry, wiem, że byłem dla ciebie okropnym dupkiem, ale chcę tylko powiedzieć, że przepraszam i byłem głupkiem, no i, wiesz, o co mi chodzi. Kumple?
Harry patrzył na niego przez pełną minutę.
- Ćwiczyłeś to cały dzień?
- Uch… tak, chyba można tak powiedzieć. Więc wybaczysz mi?
Harry zawahał się.
- Naprawdę chcesz być moim przyjacielem czy robisz to, by uratować własny tyłek?
Ron zarumienił się.
- Wiesz o tym?
- Tak, Dennis powiedział mi o wyjcu. I prawdopodobnie całej szkole. Więc, które? Albo jesteś moim przyjacielem, albo nim nie jesteś, bez względu na to, kogo jeszcze wybiorę, by był częścią mojego życia.
Ron przełknął.
- Chcę być twoim przyjacielem, Harry. Ale zwyczajnie nie wiem, co do Snape’a.
- Snape jest moją sprawą. Nie musi ci się to podobać, ale proszę, byś to szanował. Potrafisz? A może mam uznać sprawę za zakończoną?
- Nie! Ja… mogę to zaakceptować. Wybaczysz mi?
- Dobra, Weasley. Masz moje wybaczenie. Po prostu nigdy więcej nie rób czegoś takiego. – Trzepnął Rona w tył głowy.
- Hej! To boli!
- Ma boleć – powiedział Harry. – A teraz, skoro wbiłem w ciebie nieco rozsądku, może zagramy w szachy?
Ron wyszczerzył się.
- Jasne. Tym razem nawet pozwolę ci wygrać.
- Spróbuj, a naprawdę skopię ci tyłek – warknął Harry i uderzył przyjaciela w ramię.
Ron skrzywił się.
- Merlinie, Harry, gdzie nauczyłeś się takich uderzeń?
- To nie było uderzenie, tylko stuknięcie.
- Nieważne. – Przyzwał swoje szachy z pokoju. – Dostanę odpowiedź na moje pytanie?
- Na lekcjach radzenia sobie ze złością – odpowiedział Harry, po czym roześmiał się na widok ogłupiałego wyrazu twarzy Rona.