Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 30 września 2022

PoO - Rozdział 15 – Nadchodząca zmiana

Wszystko udało się opisać tylko jako chaos. W momencie, gdy drzwi zostały zniszczone, fale pierwsza i druga wbiegły do dużego, okrągłego pomieszczenia, otaczając śmierciożerców, nim dym zdążył opaść. W środku rozległy się gorączkowe krzyki, gdy śmierciożercy zdali sobie sprawę, co się właściwie dzieje. Gdy tylko dym rozwiał się wystarczająco, obie fale zaatakowały wszystkich noszących białą maskę.

Syriusz Black robił obecnie wszystko, co w jego mocy, aby utrzymać kontrolę nad atakiem, stoczyć własną bitwę i nie martwić się brakiem komunikacji ze swoim chrześniakiem. Aurorzy i niewymowni na szczęście zaczęli pilnować członków GD, mimo że większość z nich nie miała problemu z utrzymaniem własnej pozycji. Oczywiście to nie powstrzymało Syriusza przed walką z wieloma śmierciożercami jednocześnie, by GD nie miało konieczności robienia tego.

Remus Lupin znalazł się w podobnej sytuacji co Syriusz, próbując zaatakować jak najwięcej osób. Już miał rozcięcie na czole, a jego lewe ramię krwawiło obficie z powodu kilku zbłąkanych przekleństw. Posyłając klątwę Reducto na swojego obecnego przeciwnika, Remus skorzystał z okazji, by szybko rozejrzeć się po okolicy i przyjrzeć otoczeniu. Trudno było rozróżnić, kim byli śmierciożercy, ponieważ ich maski pozostawały przyklejone do twarzy, ale łatwo było określić, który z nich był wyższy rangą.

To oni popychali innych do walki z aurorami i niewymownymi.

Kingsley Shacklebolt był rozerwany między pomaganiem innym aurorom, troszczeniem się o swoich uczniów i wspieraniem przyjaciół. Chociaż nigdy by się do tego nie przyznał, Kingsley nie czuł się czuł się częścią czegoś istotnego, póki nie został ochroniarzem Harry’ego Pottera i to uczucie nasiliło się, gdy został nauczycielem. Był częścią zespołu, uczestnicząc w procesie podejmowania decyzji.

Hermiona Granger wiedziała, że jest zagubiona. Zawsze była kimś, kto myślał o wszystkim, analizował każdy szczegół, aż do logicznego wniosku. Ten sposób jednak nie zadziałał, gdy było trzech na jednego. Hermiona znacznie częściej znajdowała się po defensywnej stronie pojedynków niż po stronie ofensywnej. Mogła tylko rzucać w przeciwników wszystko, co potrafiła i mieć nadzieję, że to wystarczy.

Ronald Weasley widział, że śmierciożercy wokół nich przepychali się w kierunku Hermiony i robili wszystko, co w jego mocy, by się do niej dostać. Nie wiedział, dlaczego skupiali się na Hermionie. Możliwe, że dlatego, że była mugolaczką, ale Ron szczerze w to wątpił. Wszyscy wiedzieli, że Hermiona była najbystrzejszą czarownicą w Hogwarcie. To powinno wystarczyć, żeby odstraszyć śmierciożerców.

Po pokonaniu kolejnych dwóch śmierciożerców, Syriusz podjął śmiałą próbę, by przyciągnąć uwagę większej ilości śmierciożerców. Remus i Kingsley jako pierwsi podchwycili taktykę Syriusza i dołączyli do niego. Razem w trójkę rzucali klątwę za klątwą i grupa powoli została wepchnięta w kąt. Kingsley celował wysoko, Syriusz nisko, a Remus krył ich plecy. Gdy tylko śmierciożercy upadli, Remus ponownie rozejrzał się dookoła, by dokładnie określić następny ruch. Właśnie wtedy Remus coś sobie uświadomił.

- Syriuszu, nie ma tu Bellatrix – powiedział z przerażeniem Remus. – Już byśmy ją słyszeli.

- Nie martw się nią – wtrącił Moody. – Założę się o moją ostatnią nogę, że to ona była tym, co napotkał Potter.

Syriusz i Remus wymienili spojrzenia.

- Miej na niego oko, Moody – powiedział Syriusz, podchodząc do najbliższego śmierciożercy. – Daj nam znać, jeśli potrzebuje pomocy.

- Prawdopodobnie będziesz wiedział przed nami.

Syriusz i Remus ponownie wymienili spojrzenia. Mogli coś usłyszeć tylko wtedy, gdy Harry będzie martwy, a to było coś, czego żaden z nich nie chciał brać pod uwagę.

^^^

Czas wydawał się stanąć w miejscu, gdy Harry i Voldemort czekali, aż ten drugi wykona ruch. Co zaskakujące, nagłe drżenie pod ich stopami sprawiło, że obaj poruszyli się w tym samym czasie, by utrzymać równowagę, co rozpoczęło pojedynek. Voldemort wypalił pierwszy, zmuszając Harry’ego do obrony. Odwracając się, Harry przekręcił różdżkę, by odpowiedzieć ogniem, po czym pospieszył za najbliższy fotel, który miał zapewnić jakąś osłonę, nawet jeśli tylko na chwilę.

Voldemort prychnął.

- Nie sądzę, Potter – wypluł, po czym rzucił klątwę w fotel, rozsadzając go na kawałki. – Czas to zakończyć i udowodnić, jaki żałosny jest czarodziejski świat, pokładając wiarę w zwykłego chłopca!

Harry zanurkował w kierunku najbliższego mebla, ale nie był wystarczająco szybki, by kawałki drewna wbiły mu się w plecy. Krzywiąc się z bólu, Harry szybko zerwał się na nogi i zaczął strzelać każdym zaklęciem, jakie przyszło mu do głowy w Voldemorta, który na szczęście został lekko zaskoczony. Wpadając w rytm, Harry robił, co mógł, by zignorować ból, jednocześnie unikając wszystkich klątw rzucanych przez Voldemorta. Frustracja wirująca w pokoju powoli narastała, powiadamiając Harry’ego, że to tylko kwestia czasu, nim Voldemort podda się tym emocjom.

Na widok zielonego światła, Harry uchylił się, obrócił na kolanach i rzucił zaklęcie tnące w brzuch Voldemorta. Voldemort zablokował je machnięciem różdżki i odesłał strumień fioletowego światła. Machnięciem nadgarstka Harry okręcił swoje sai, odsyłając je z powrotem w Voldemorta. Zaklęcie uderzyło w lewy bok Voldemorta, powodując, że lekko się potknął. Korzystając z okazji, Harry zerwał się na równe nogi i uderzył wysoko, uderzając Voldemorta na wysokości ramion.

Voldemort odruchowo uniósł rękę na obszar barków, pozwalając Harry’emu przykucnąć i wykopać mu nogi spod niego. Voldemort krzyknął zirytowany, natychmiast nakierowując różdżkę w Harry’ego i posłał go do tyłu przez pokój. Harry bez namysłu okręcił swoje ciało i rzucił zaklęcie w stronę Voldemorta, dając radę wylądować w przykurczonej pozycji w samą porę, by zablokować krwistoczerwone zaklęcie, które pojawiło się na jego drodze.

Harry szybko wstał i natychmiast podjął ofensywę. Na każde jego zaklęcie, Voldemort miał jakąś odpowiedź. Gdy tylko Harry robił krok do przodu, Voldemort znajdował sposób, by go odepchnąć. Voldemort wyraźnie nauczył się nie bagatelizować Harry’ego, zwiększając liczbę i intensywność swoich zaklęć. Harry’emu coraz trudniej było nadążyć, ostrzegając go, że wkrótce będzie musiał coś zrobić.

- Naprawdę wierzysz, że możesz mnie pokonać, Potter? – wysyczał Voldemort, machając różdżką i wysyłając w Harry’ego strumień pomarańczowego światła.

Harry szybko okręcił się, by uciec z drogi zaklęcia, odpowiadając ogniem w połowie ruchu.

- Nie byłoby mnie tutaj, gdybym tego nie zrobił – odparował za zaciśnięte zęby. – Mimo wszystko, Tom, zniszczyliśmy już sześć kawałków twojej duszy. Czym jest kolejny?

Voldemort kipiał z wściekłości, która wirowała wokół niego tak intensywnie, że była prawie widoczna. Harry stłumił grymas, gdy ból blizny nasilił się. Ignorowanie bólu stawało się coraz trudniejsze, ale Harry wiedział, że nie ma wyboru. Jeśli przez to nie przebrnie, nie miał szans na przeżycie. Być może wspominanie o horkruksach nie było najmądrzejszym pomysłem.

- Co się dzieje, Potter? – syknął Voldemort niemal radośnie, robiąc krok do przodu. – Nie możesz znieść bólu, co? – Uśmiechnął się szyderczo, gdy Harry zachwiał się lekko z powodu dodatkowego bólu wlewającego się z blizny w kształcie błyskawicy. – Niech zacznie się zabawa. Crucio!

Bez namysłu Harry opadł na podłogę i przetoczył się tak szybko, jak to możliwe, gdy podłoga znów zaczęła się trząść. Kątem oka, Harry zauważył, że Voldemort potknął się, więc szybko wstał. Pęknięcia pełzły po ścianach, rozprzestrzeniając się po suficie. Z tworzących się wzorów Harry wiedział, że to tylko kwestia czasu, nim cały sufit na nich runie.

Zwracając uwagę na Voldemorta, Harry natychmiast wznowił wystrzeliwanie zaklęcia po zaklęciu, jednak zauważył, że Voldemort zbliża się do drzwi. Voldemort planował uciec, gdy tylko Harry będzie wystarczająco rozproszony. Chcąc opanować frustrację, Harry zintensyfikował atak. Nie zamierzał pozwolić Voldemortowi na ucieczkę. Zamierzał to skończyć w ten czy inny sposób, bez względu na to, jak bardzo cierpiał.

Voldemort szybko podchwycił strategię Harry’ego, modyfikując własny atak, by odeprzeć Harry’ego. Voldemort używał mebli do blokowania zaklęć, a nawet atakowania Harry’ego, jak również i tak delikatnych ścian. Nie minęło dużo czasu, nim sufit zaczął się kruszyć, zmuszając Harry’ego do blokowania zaklęć, mebli i spadającego gruzu. Harry próbował odzwierciedlić strategię Voldemorta, wysyłając w jego stronę jak najwięcej gruzu, ale Voldemort wydawał się być krok przed nim.

Nie trwało długo, nim wszystkie meble zostały zniszczone; skupili się tylko na pojedynku na zaklęcia. Harry wykorzystał każdą niemagiczną sztuczkę, jaką mógł wymyślić, by zmylić Voldemorta. Odwracał się, wykręcał, przewracał, kopał, a nawet próbował wbić łokieć w mostek Voldemorta, gdy był już wystarczająco blisko, ale nic z tego nie wystarczyło, by zdobyć przewagę. Voldemort wydawał się ciągle dostosowywać swój styl, by odeprzeć Harry’ego. Im bardziej Harry wykorzystywał fizyczną część pojedynków, tym intensywniejsze stawały się zaklęcia Voldemorta, co utrudniało Harry’emu robienie czegoś poza obroną.

Odwracając się, by uniknąć kolejnej klątwy zabijającej, Harry padł na jedno kolano, posyłając upiorogacka, wyskakując i wykonując kopnięcie, trafiając Voldemorta w podbródek. Gdy Voldemort cofnął się, Harry zaatakował. Kopnął Voldemorta w brzuch, a następnie wbił łokieć w jego splot słoneczny i przejechał swoim sai po twarzy Voldemorta. Krzyknął on z zaskoczenia, po którym szybko nastąpił sfrustrowany warkot, nim zaczął szarżować. Harry w mgnieniu oka znalazł się w defensywie, blokując i unikając ciosów. Kiedy Voldemort atakował wysoko, Harry próbował nisko. Kiedy Voldemort przesunął się w lewo, Harry rzucił się w przeciwnym kierunku, po czym spróbował szarżować do przodu, tylko po to, by zostać odepchniętym.

Zbliżali się do sytuacji patowej i żaden z nich nie był skłonny przyznać się do porażki. Stwierdzenie, że Harry zaczynał być sfrustrowany, było zdecydowanie niedopowiedzeniem.

Kiedy Harry ponownie zaatakował, nagle poczuł, jak niewidzialna siła chwyta go za kostki i unosi w powietrze, do góry nogami. Nie było czasu na reakcję, gdy poczuł, jak inna niewidzialna siła uderza w niego i posyła do tyłu w ścianę. Cały pokój zatrząsł się, gdy kawałki ściany spadły z nim na ziemię. Harry poczuł zawroty głowy i dezorientację, zmuszając Harry’ego tego, by oczyścić bolącą głowę, jednak zobaczył tylko, że Voldemort wybiega z pokoju. Przeklinając się w duchu, Harry zerwał się na nogi i ruszył za nim.

O nie, nie ma mowy. Nie ma mowy, żebym teraz pozwolił ci uciec.

^^^

Trudno było określić, kto obecnie miał przewagę. Polegli śmierciożercy dookoła sprawiali wrażenie, że opozycja wygrywa, ale tylko dlatego, że ich ranni zostawali wysyłani do Ministerstwa przez ślistokliki. Justin Finch-Fletchley i Terry Boot byli jednymi z pierwszych członków GD, którzy doznali poważnych obrażeń, które wymagały natychmiastowej uwagi, Artur Weasley był pierwszym odesłanym członkiem Zakonu, gdy zaklęcie tnące uderzyło w jego lewą nogę i wszyscy stracili rachubę, ilu bezimiennych aurorów poległo, próbując odciągnąć wszystko i wszystkich od młodszych członków swojego zespołu.

Bez względu na rannych, jasne było, że śmierciożercy zaczęli zdawać sobie sprawę, że wiara w liczność doprowadziła ich do tego momentu. Kilku śmierciożerców próbowało uciec z willi, jednak stanęli tylko twarzą w twarz z kolejnymi przeciwnikami. Niektórzy polegli w walce, podczas gdy bardziej tchórzliwi po prostu poddali się i zostali zabrani do celi w Ministerstwie.

Hermiona, Ron i Neville stali twardo, dotykając się ramionami w trójkątnej formacji. Hermiona miała długie, pionowe rozcięcie po prawej stronie twarzy, które wciąż krwawiło, a także kilka łez na płaszczu przesiąkniętym krwią. Ron nie wyglądał lepiej. Krwawił mu nos, w kilku miejscach jego peleryna była podarta i był pewien, że jego lewa kostka była przynajmniej mocno skręcona, a być może nawet złamana. Co zaskakujące Neville miał najmniej widocznych obrażeń, ale wiedział, że coś jest nie tak z jego żebrami. Zaczynały boleć, gdy oddychał głęboko.

- Andrews powalony. Powtarzam, Andrews powalony. Wysyłam go do Ministerstwa.

- Przyjąłem – odpowiedział Syriusz przez słuchawkę. – Fala czwarta, rozdzielić się i powoli zbliżać.

- Scrimgeour właśnie skontaktował się z McGonagall, Black. Wysyła kolejny zespół, by zastąpić rannych. Najwyraźniej po Ministerstwie rozeszła się wieść i wszyscy chcą pomóc.

- Dobrze. Mogą zająć pozycję fali czwartej. Fala czwarta, gdy zostaniecie zastąpieni, zaatakujcie, ale uważajcie na uciekinierów.

Hermiona i Ron wymienili spojrzenia, a Neville wyciągnął wybuchową kulę i rzucił ją w dwóch krótkich śmierciożerców, z którymi obecnie walczył. Niestety jeden ze śmierciożerców przewidział ten ruch i rzucił tarczę ochronną, powodując, że kula odbiła się od niej i poleciała w górę, w kierunku sufitu. Oczy Neville’a rozszerzyły się z przerażenia, gdy zdał sobie sprawę, co się wydarzy.

- BIEGIEM! – krzyknął Neville, odwracając się i nakłaniając Rona i Hermionę do ruchu.

To było jedyne ostrzeżenie, jakie mieli osoby w pokoju, nim kula uderzyła w sufit, powodując głośny huk, który wstrząsnął całą willą, a następnie szybko zwaliły się w dół duże kawałki marmurowego sufitu. Słychać było krzyki. Wiele ucichło chwilę później.

^^^

Harry’emu udało się wejść do pokoju, do którego wszedł Voldemort, kiedy podłoga eksplodowała, wysyłając Harry’ego i Voldemorta w przeciwnych kierunkach. Harry wyleciał z pokoju na korytarz, uderzając plecami o najbliższą ścianę. Ból zalał całe jego ciało, gdy powoli osuwał się na podłogę. Zmusił się do skupienia na sytuacji, a nie na bólu. Musiał znaleźć Voldemorta i być gotowym do kontynuowania walki, jeśli to konieczne.

Powstrzymując syk, gdy ból się nasilił, Harry powoli wstał i ostrożnie wszedł do pokoju z różdżką i sai w pogotowiu. W powietrzu było tak dużo kurzu, że trudno było zobaczyć coś poza dużą dziurą w podłodze. Każdy krok podejmował niepewnie, gdy był już pewny, że podłoga wytrzyma jego ciężar. Jego różdżka i sai nie pozostawały w jednym miejscu na dłużej niż sekundę, a jego plecy zwrócone były do ściany. Nie zamierzał dać Voldemortowi żadnej szansy na zaskoczenie go.

Robiąc kolejny krok, Harry ostrożnie sięgnął zmysłami, by spróbować zawęzić lokalizację Voldemorta. Przez chmurę kurzu było ciężko, ale Harry wiedział, że to jedyna przewaga, jaką miał. Jeśli nie mógł zobaczyć Voldemorta to Voldemort nie mógł zobaczyć jego.

Niestety szansa Harry’ego szybko się skończyła, gdy poczuł, jak siła otacza jego szyję i ściska. Odruchy przysłoniły wszystkie myśli, gdy szybko upuścił różdżkę i sai, próbując wyrwać się niewidzialnej sile, nieuchwytna obecność powoli go dusiła. Z trudem oddychał, jego oczy zaczęły płonąć, krzycząc o oddech. Jego głowa zaczęła pulsować, a wizja rozmywać. Harry wiedział, że ma kłopoty.

Padając na kolana, Harry desperacko sięgnął po różdżkę, jednak poczuł, jak ona odlatuje w przeciwnym kierunku w chwili, gdy sięgnął po nią palcami. Szybko ogarnęła go panika, gdy chmura kurzu zniknęła, ukazując Voldemorta, stojącego po drugiej stronie pokoju, posiniaczonego i krwawiącego, z cisową różdżką wycelowaną w szyję Harry’ego. Wydawało się, że czas się zatrzymał, gdy różdżką Harry’ego poszybowała w powietrzu, lądując na wyciągniętej dłoni Voldemorta, jednak Voldemort syknął z bólu i upuścił ją.

Voldemort spojrzał z nienawiścią na Harry’ego, zbliżając się powoli.

- Więc tak to się dla ciebie skończy, Harry Potterze – warknął, ostrożnie obchodząc dziurę w podłodze. – Ty, na kolanach, czekający na śmierć. Świat czarodziejów naprawdę powinien wiedzieć, żeby lepiej nie pokładać wiary w dziecku.

Słowa Voldemorta stały się niewyraźne, gdy ciemność groziła pochłonięciem Harry’ego. Wiedział, że z pewnością ma kłopoty. Jego klatka piersiowa wyła z bólu, a w głowie wirowało. Przez to wszystko tylko jedno przyszło mu do głowy: Proszę, nie pozwól, żeby tak to się skończyło.