Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 26 września 2021

MH - Rozdział 22 – Lew kontra Wąż

W miarę, jak mijały tygodnie i zbliżał się egzamin z teleportacji, Harry był pewny tylko jednego: Syriusz się niepodważalnie dusił. Skoro Syriusz wrócił do Hogwartu, chciał wiedzieć wszystko. Na początku było to zrozumiałe, ale teraz stało się irytujące. Harry myślał, że Syriusz nie może być bardziej nadopiekuńczy, ale się mylił. Syriusz doprowadził swoje obowiązki chrzestnego do skrajności i nikt nie mógł go przekonać, że nie było to uzasadnione.

Opieka nad magicznymi stworzeniami była dla Harry’ego kolejnym powodem do bólu głowy. Przez to, że zdrowie Aragoga było coraz gorsze, Hagrid stał się emocjonalnym wrakiem. Emocjonalny ból Hagrida i fizyczny Aragoga stały się tak przytłaczające, że Harry nie był w stanie przebywać z nimi dłużej niż pięć minut. Na szczęście Hagrid był zbyt zrozpaczony, by zauważyć, że Harry wymyka się i znika z pola widzenia podekscytowanej rodziny Aragoga.

Kiedy nadszedł dzień testów teleportacji, większość szóstoklasistów czytała ulotkę Ministerstwa Magii zatytułowaną: „Powszechne Błędy Podczas Teleportacji i Jak Ich Uniknąć”. Ron czytał tą ulotkę tyle razy, że zapamiętał każde słowo, ale nadal ją czytał, jakby za chwilę miały pojawić się na niej dodatkowe informacje. Harry i Hermiona zdecydowali się powstrzymać od komentowania, ponieważ Ron już nalegał, by powiedzieli mu wszystko, co wiedzą, co mogłoby pomóc w teście. Tak naprawdę Harry i Hermiona nie mieli mu co powiedzieć. Teleportacja w dużym znaczeniu zależała od mentalności. Strach i wahanie doprowadziły do porażki. To było dość proste.

Po lunchu Harry i Hermiona postanowili przespacerować się po błoniach, by zaczerpnąć świeżego powietrza, podczas gdy Ron podążał za nimi z twarzą ukrytą za ulotką. Niedługo mieli wyjechać do Hogsmeade, a ochrona miała być jeszcze silniejsza niż podczas sesji treningowej. Syriusz, Remus i Tonks służyli jako ochrona Harry’ego, podczas gdy prawie tuzin aurorów miał monitorować wszystkich innych. Harry nie był pewny, kto zażądał ściślejszego zabezpieczenia, ale miał przeczucie, że Syriusz się do tego przyczynił.

- Harry Potter? – Harry szybko odwrócił się i zobaczył ciemnowłosą dziewczynę, która próbowała go dogonić. Nie mogła być starsza niż z trzeciego roku i miała na szatach herb Hufflepuffu. – Kazano mi, żeby ci to przekazać – dodała, wręczając mu mały zwój pergaminu.

- Dzięki – powiedział Harry, kiwając głową. Dziewczynka zarumieniła się przed ucieczką. Harry przewrócił oczami na jej zachowanie, rozwijając pergamin. Natychmiast rozpoznał niechlujne pismo. Na pergaminie były duże plamy, które powodowały, że część atramentu spływała.

Drodzy Harry, Ronie i Hermiono,

Aragog zmarł zeszłej nocy. Wiem, że próbowałeś mnie do tego przygotować, Harry, ale wciąż trudno mi uwierzyć, że odszedł. Dziś o zmierzchu go pochowam, była to jego ulubiona pora dnia. Już zapytałem Syriusza, czy mógłbyś przyjść dziś wieczorem, ale powiedział, że to zbyt niebezpieczne, więc pomyślałem, że dam ci znać.

Dzięki za twoją pomoc, Harry.

Hagrid

- To od Hagrida – powiedział Harry, podając pergamin Hermionie. Przeczytała go, westchnęła i wręczyła Ronowi, który szybko go przejrzał. Reakcja Rona była niemal komiczna. Zadrżał, a na jego twarzy pojawił się wyraz obrzydzenia, gdy szybko oddał pergamin Harry’emu, jakby dotknięcie go mogło spowodować pojawienie się pająków.

- Cóż, cieszę się, że Syriusz powiedział, że nie możesz iść – powiedziała rzeczowo Hermiona. – Bylibyśmy w tarapatach, gdyby nas złapali.

- Nie mogę uwierzyć, że w ogóle pomyślał, że przyjdziemy – stwierdził z niedowierzaniem Ron. – To coś kazało swoim dzieciom nas zabić, nawet po tym, jak powiedzieliśmy, że jesteśmy przyjaciółmi Hagrida.

Harry wypuścił długi oddech i zwalczył chęć powiedzenia czegoś, czego by prawdopodobnie żałował. Tak, wybór Hagrida, co do jego zwierzątek domowych był z pewnością niekonwencjonalny, ale sam Hagrid był niekonwencjonalny. Hagrid znał Aragoga od ponad pięćdziesięciu lat. Zrozumiałe było, że ciężko zniósł jego śmierć i chciał, żeby ludzie byli przy nim dziś wieczorem. Harry po prostu chciał mu jakoś pomóc. Nikt nie powinien sam stawiać czoła śmierci, nawet jeśli miała by to być śmierć gigantycznego pająka jedzącego mięso.

Rozmowę przerwał dźwięk dzwoni z zamku. Wymieniając spojrzenia, ruszyli szybko w stronę zamku, gdzie w holu wejściowym czekali na nich Syriusz, Remus i Tonks. Podbiegli na koniec kolejki i czekali, aż Filch sprawdzi każdego ucznia za pomocą swoich czujników tajności. Po czasie, który wydawał się wiecznością, Harry opuścił zamek i wyszedł do ostatniego powozu z Syriuszem, Remusem, Tonks, Ronem i Hermioną.

Przez całą jazdę nikt nie powiedział ani słowa. Ron nerwowo podskakiwał z nogi na nogę, szybko przeglądając ulotkę. Hermiona pocierała dłonie, cicho powtarzając w kółko „Ce-Wu-En”. Tonks skupiła swoją uwagę na zewnętrzu, obracając różdżką, podczas gdy Syriusz patrzył w przeciwnym kierunku. Harry’ego poważnie kusiło krzyknięcie czegoś jak „buuu” albo „niespodzianka”, a sądząc po rozbawionym wyrazie twarzy Remus, nie był jedyny. Bycie ostrożnym i przygotowanym to jedno. Większość pasażerów w powozie minęła już te cechy i przeszła w obsesję.

Atmosfera w Hogsmeade była znacząco inna niż ostatnio. Wśród uczniów nie było głośnych rozmów. Wszyscy byli zbyt zdenerwowani, by myśleć o czymś poza zbliżającym się egzaminem. Napięcie było tak duże, że Harry miał trudność z zablokowaniem tego wszystkiego. Odruchowo cofnął się o kilka kroków w nadziei, że lekki dystans pomoże. Ruch nie pozostał niezauważony przez Syriusza i Remusa, którzy poszli w jego ślady. Wymiana spojrzeń wystarczyła, by wiedzieli, żeby nic nie mówić.

Wilkie Twycross znów stał przy Trzech Miotłach ze swoimi trzema współpracownikami, wszyscy mieli podkładki do pisania i pióra.

- Witamy na teście z teleportacji – powiedział głośno Twycross. – Zostaniecie wezwani alfabetycznie i będziecie musieli aportować się na skraj Hogsmeade. Gdy się teleportujecie, będziecie ocenieni, by ustalić, czy wam się udało, czy nie. Nieudana teleportacja, rozszczepienie albo pojawienie się poza dopuszczalnym obszarem będzie stanowić porażkę. Wszyscy uczniowie, którzy nie zdadzą egzaminu, będą musieli umówić się na następny egzamin za pośrednictwem Ministerstwa. Czy są jakieś pytania?

Cisza wypełniła powietrze, gdy wszyscy ogarniali to, co właśnie powiedział Twycross. Kilka osób wyglądało jeszcze bladziej na wzmiankę o rozszczepieniu, chociaż od dłuższego czasu nikt się nie rozszczepił. Ron właściwie wyglądał, jakby miał zwymiotować. Harry nie rozumiał, co było tak wielkim szokiem. Wszystko, co powiedział Twycross zostało napisane słowo w słowo w ulotce.

- Dobrze – powiedział Twycross, kiwając głową. Pozostali trzej czarodzieje odwrócili się w miejscu i aportowali na różne pozycje. Pan Jones pojawił się na skraju Hogsmeade, pan Langcaster naprzeciwko Twycrossa, a pan McKinnon pojawił się w połowie między panem Jonesem a Lancasterem. – To będzie długi proces, więc proszę, by wszyscy poczekali w Trzech Miotłach, aż ich imię zostanie wywołane.

Wszyscy powoli weszli do małej gospody. Czekała na nich pani Rosmerta, krągła kobieta o ładnej buzi. Tonks pozostała za drzwiami, podczas gdy Syriusz i Remus znaleźli miejsce w pobliżu baru. Ron nie zauważył nawet, jak uśmiecha się do nich pani Rosmerta, co dowodziło, jak bardzo był zdenerwowany. W przeszłości podjął kilka prób, by zwrócić jej uwagę, chociaż Harry miał wrażenie, że pani Rosmerta skupiała większą uwagę na Syriusza niż na Rona. Kiedy wszyscy usiedli, Twycross spojrzał na swoją podkładkę, po czym krzyknął:

- Hannah Abbott!

Hannah powoli wyszła z Trzech Mioteł. Cisza pozostała, gdy drzwi się za nią zamknęły. Słychać było stłumiony głos Twycrossa, ale nikt nie mógł zrozumieć, co mówi. To było prawdopodobnie trudniejsze niż sam test; czekanie, nie mając pojęcia, co się dzieje tuż za drzwiami. W takich chwilach Harry nienawidził mieć nazwisko w połowie alfabetu i współczuł Ronowi, który musiał czekać dłużej niż on.

- To z pewnością przywraca wspomnienia – powiedział Remus, przerywając ciszę. – Wydaje mi się, że pamiętam kogoś, kto pomyślał, że będzie zabawnie spróbować wylądować bezpośrednio na jednym z egzaminatorów.

Syriusz nonszalancko wzruszył ramionami.

- Co mogę powiedzieć? – zapytał. – James rzucił huncwockie wyzwanie. Nie mogłem się wycofać.

- Huncwockie wyzwanie? – zapytał z niedowierzaniem Remus. – Zabawne. Próbowaliście zaimponować grupce dziewczyn.

Syriusz ponownie wzruszył ramionami, odchylając się na krześle.

- To to samo – powiedział, patrząc na Harry’ego i mrugając. – Poza tym ci egzaminatorzy musieli się trochę rozluźnić. Pewnie sami rozszczepili się raz czy dwa razy i zostawili gdzieś za sobą poczucie humoru.

- Zdał pan? – zapytał nerwowo Seamus z pobliskiego stolika.

Syriusz wyszczerzył się.

- Oczywiście – rzucił. – Otrzymałem ostrzeżenie od egzaminatora, na którym wylądowałem, ale powiedzieli aportuj się tam, gdzie one jest, co zrobiłem. Teleportowałem się dokładnie tam, gdzie stał. To ich wina, że nie byli bardziej szczegółowi.

- Czy ktoś nie zdał? – zapytała Padma Patil z drugiego końca pomieszczenia.

Tym razem odpowiedział Remus.

- Myślę, że było kilka osób – powiedział z namysłem. – Ale ostatecznie zdali kilka miesięcy później. Ważną rzeczą do zapamiętania jest skupienie się i nie martwienie o wynik. Jeśli jest się zdenerwowanym to tylko utrudni teleportację.

Drzwi otworzyły się, zaskakując prawie wszystkich. Wilkie Twycross wszedł do gospody z oczami utkwionymi w notatniku.

- Susan Bones! – ogłosił i czekał, aż wstanie z miejsca i wyjdzie z nim z gospody.

- Gdzie jest Hannah? – zapytał z ciekawością Justin.

- Podejrzewam, że czeka u pani Puddifoot – powiedział rozbawionym tonem Remus. – W ten sposób nie będzie rozpraszać tych, którzy wciąż mają to przed sobą.

Za Susan wyszedł Terry Boot, a potem Mandy Brocklehurst. Za nim wyszła Lavender, która wyglądała, jakby zaraz miała się przewrócić. Proces był powolny. W końcu, po prawie godzinie czekania, została wezwana Hermiona. Cały stolik życzył jej szczęścia i patrzył, jak wychodzi, starając się uspokoić nerwy przy każdym kroku. Kiedy drzwi się zamknęły, powróciła cisza i niespokojne oczekiwanie trwało nadal. Grupa już się znacznie przerzedziła, przez co ci, którzy jeszcze czekali, byli jeszcze bardziej nerwowi.

Minęła prawie kolejna godzina, nim wywołano imię Harry’ego, jednak nie był jedyną osobą, która wyszła. Syriusz podążył za nim, podczas gdy Remus został z tyłu, by być wsparciem dla Rona, nie żeby ten być świadom tego, co się wokół niego dzieje. Harry zauważył, że Ron przestał zwracać uwagę, kiedy wyszła Hermiona. Żałował, że nie może czegoś powiedzieć lub zrobić, ale jego umysł był całkowicie pusty. W tej chwili za bardzo martwił się o swój własny test.

Wychodząc z Trzech Mioteł na słońce, Harry wypuścił długi oddech, idąc ze Twycrossem na środek ulicy. Rzucił jedno ostatnie spojrzenie Syriuszowi i zauważył, że Tonks zbliża się do pana Jonesa. Syriusz uspokajająco skinął mu głową i Harry zmusił się, by skupić uwagę na Twycrossie.

- Panie Potter – powiedział Twycross z lekkim uśmiechem. – Kiedy dam znak, proszę odwrócić się w miejscu i teleportować w miejsce, gdzie stoi pan Jones i pozostać nieruchomo, póki nie ocenimy teleportacji. To może trochę potrwać, ponieważ musimy być absolutnie pewni, że nie doszło do rozszczepienia.

Harry skinął głową i przeniósł wzrok na skraj Hogsmeade, ogarniając wszystko. Musiał się skoncentrować. Musiał zdać ten test. Zamykając oczy, Harry wyobraził sobie ulicę, gdzie stał pan Jones. Tam chciał być, tam musiał być. Otworzył oczy i czekał, aż Twycross zapisze kilka notatek, po czym zwróci uwagę na Harry’ego.

- Kiedy będzie pan gotowy, panie Potter – powiedział Twycross.

Zamykając ponownie oczy, Harry skoncentrował się całkowicie na swoim celu, pragnąc być tak bardziej niż cokolwiek innego. Odwrócił się w miejscu i od razu poczuł znajome uczucie bycia przepychanym przez ciasną, gumową rurkę, ściskającą go do niemal niewyobrażalnego stanu. W jego uszach rozległ trzask i ułamek sekundy później Harry odetchnął głęboko, otwierając oczy, by zobaczyć, że stoi obok pana Jonesa.

Pan Jones poruszył się tak, że stali twarzą w twarz i powoli machał różdżką nad Harrym, zaczynając od jego głowy i przesuwając się w dół. Harry zmusił się do milczenia i bezruchu, co było niezwykle trudne, ponieważ chciał tylko świętować. Czekał, aż egzaminatorzy sprawdzą swoje części, po czym aportowali się na środek Hogsmeade i cicho porozmawiali. Harry skorzystał z okazji, by spojrzeć na Tonks, która uśmiechała się do niego dumnie.

Syriusz skorzystał z okazji, by aportować się obok Harry’ego i owinął rękę wokół jego ramion.

- Gratulacje, dzieciaku – powiedział cicho. – Wiedziałem, że dasz radę.

W końcu Wilkie Twycross wyłonił się z grupy starszych czarodziejów i podszedł do nich.

- Gratulacje, panie Potter – powiedział z uśmiechem. – Zdał pan. Jednak nie otrzyma pan zezwolenia przed siedemnastymi urodzinami. Proszę powstrzymać się od teleportacji, do czasu otrzymania licencji.

- Tak jest – powiedział Harry, kiwając głową i pozwolił Syriuszowi zaprowadzić go do Herbaciarni pani Puddifoot. Widział, jak Hermiona i Seamus patrzą na niego z nadzieją przez okno i wyszczerzył się do nich. Hermiona i Seamus uśmiechnęli się i krzyknęli radośnie, nim rzucili się do drzwi. Syriusz ścisnął uspokajająco ramię Harry’ego, po czym pchnął Harry’ego do przodu w chwili, gdy drzwi się otworzyły i ręce wciągnęły go do środka.

- Wiedzieliśmy, że zdasz! – wykrzyknął głośno Seamus, poklepując Harry’ego po plecach.

- Nigdy nie miałem wątpliwości! – powiedział Justin Finch-Fletchley, ściskając dłoń Harry’ego.

Harry został pchnięty na krzesło, podczas gdy ludzie klepali go po plecach i wykrzykiwali do niego słowa gratulacji. Powoli wszyscy się uspokoili i z powrotem usiedli. Hermiona zajęła miejsce obok niego i dyskretnie opowiedziała, jak sobie wszyscy poradzili. Seamus ledwie co zdał, ponieważ był już prawie poza dozwolonym miejscem teleportacji. Pansy Parkinson rozszczepiła się i przez to nie zdała. Harry nie mógł nie zauważyć, na jaką zdenerwowaną Pansy wyglądała, gdy rozglądała się wokół siebie. Z drugiej strony, prawdopodobnie też byłby urażony, gdyby był jedyną osobą, która odniosła porażkę.

Minęła prawie kolejna godzina czekania i gratulowania tym, którzy weszli z uśmiechem na twarzach, nim przyszła kolej Rona. Harry i Hermiona z niecierpliwością czekali przy oknie, szukając jakiegokolwiek śladu Rona. U pani Puddifoot niecierpliwość była główną emocją. Ci z początku alfabetu siedzieli już ponad dwie godziny, podczas gdy ci pod koniec byli wyczerpani z powodu nadaktywności nerwów przez ostatnie dwie godziny. Każdy chciał po prostu wrócić do Hogwartu i albo świętować, albo zapomnieć, że to popołudnie kiedykolwiek się wydarzyło.

Wydawało się, że pojawienie się Rona na końcu Hogsmeade trwało wieczność, a nawet dłużej, ponieważ urzędnik sprawdzał Rona i rozmawiał ze swoimi kolegami. Remus pojawił się obok Rona, gdy urzędnicy rozmawiali i próbował go uspokoić, ale Ron był zbyt skupiony na wyniku testu, by to zauważyć. W końcu Twycross oderwał się od grupy i powoli zbliżył do Rona i Remusa. Dłoń Hermiony zacisnęła się na ramieniu Harry’ego tak mocno, że odcięła mu krążenie, ale Harry był zbyt skupiony na scenie przed nimi, by cokolwiek powiedzieć. Czekali z niecierpliwością, jak Twycross mówi do Rona, mając nadzieję na jakieś oznaki wyniku. Czas wydawał się stanąć w miejscu. Nie było możliwości, by tak długo zajęło im sprawdzanie, czy zdali, czy nie.

W końcu Twycross odwrócił się i odszedł, zostawiając Rona i Remusa samych. Ron powoli odwrócił się do Remusa, blokując Harry’emu i Hermionie widok na jego twarz. Wyglądało to prawie tak, jakby istniał jakiś spisek, który miał uniemożliwić im dowiedzenie się, czy Ron zdał, czy nie. To było naprawdę denerwujące i Harry wyraźnie nie był jedyną osobą, która tak czuła.

- Och, to śmieszne! – powiedziała z frustracją Hermiona, puszczając ramię Harry’ego i pospiesznie zmierzając do drzwi.

Działanie zaskoczyło Harry’ego tak bardzo, że chwilę zajęło mu uświadomienie, co Hermiona zamierza zrobić i pospieszył za nią. Właśnie otwierała drzwi, kiedy Harry do niej dotarł i wyjrzał, by zobaczyć, jak Ron biegnie w ich stronę z wielkim uśmiechem na twarzy. To było wszystko, czego potrzebowali Harry i Hermiona, pospiesznie wyszli ze sklepu i spotkali się z Ronem w połowie drogi.

- Nie mogę uwierzyć, że zdałem! – wykrzyknął radośnie Ron. – Poważnie myślałem, że się rozszczepiłem!

- I to był twój główny problem, Ron – powiedział łagodnie Remus, prowadząc wszystkich do pani Puddifoot. Syriusz czekał na nich przy drzwiach z surowym wyrazem twarzy. – Teleportacja niekoniecznie jest trudna, o ile jesteś zdeterminowany, by dotrzeć do celu. Potrzebowałeś tylko pewności siebie.

Ron natychmiast zwrócił się do Harry’ego.

- Ani słowa – ostrzegł.

Harry uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że to nie był czas na rundkę „o tym mówiłem ci od dwóch lat”.

- Nie zamierzałem nic mówić – powiedział prosto, – ale ponieważ o tym wspomniałeś…

Ron skrzywił się i wszedł do herbaciarni pani Puddifoot.

^^^

Ron pozostał w świetnym humorze przez resztę dnia i nocy. Według Remusa, wyjście Harry’ego pchnęło Rona na skraj wytrzymałości, jeśli chodziło o nerwy. Prawie pół godziny zajęło Remusowi uspokajanie Rona i przekonanie go, że zdanie testu nie jest niemożliwe. Wilkie Twycross również zwrócił uwagę, że nadmiar nerwów utrudnia teleportację, zajęło mu to znacznie więcej czasu, aby dojść do sedna i Remus musiał służyć jako tłumacz po tym, jak Twycross odszedł.

Następny dzień przyniósł kolejną miłą niespodziankę. Katie Bell wróciła ze świętego Munga wyglądając tak zdrowo i szczęśliwie jak zawsze. W chwili, kiedy Katie zobaczyła Harry’ego, rzuciła mu ręce na szyję i mocno go przytuliła, dziękując mu za wszystko, co zrobił, by w październiku jej pomóc. Harry próbował powiedzieć, że tak naprawdę nic nie zrobił, ale Katie nie słuchała, twierdząc, że jej przyjaciele już jej wszystko powiedzieli.

Najpopularniejszym pytaniem dla Katie było, kto dał jej przeklęty naszyjnik, ale nie pamiętała niczego po wejściu do łazienki w Trzech Miotłach. Nie widziała, kto nałożył na nią klątwę Imperius, więc śledztwo znalazło się w ślepym zaułku. Jedyną wskazówką, jaką mieli było to, że skoro Katie była w łazience, najprawdopodobniej to kobieta rzuciła na nią klątwę, ale kto to zrobił i dlaczego?

Powrót Katie oznaczał również, że Dean został przeniesiony z powrotem na pozycję „rezerwowego ścigającego”, co było błogosławieństwem i przekleństwem dla drużyny. Katie była o wiele lepszą zawodniczką, a między Deanem i Ginny było pewne napięcie. Jednak Dean znał ogromną liczbę zagrań, które zostały wymyślone po odejściu Katie, co oznaczała, że Katie musiała się wiele nauczyć w krótkim czasie albo drużyna Gryffindoru musiała zmienić swoją strategię.

Przez następne dwa tygodnie drużyna Gryffindoru spędziła każdą możliwą chwilę na boisku Quidditcha, próbując pomóc Katie zaadoptować się do ich nowego stylu. Dean okazał się bardzo pomocny, pozwalając Katie zobaczyć swoją rolę w zagraniach, co utrzymywało treningi w szybkim tempie. Przez większość czasu wszyscy byli bardzo wyczerpani, ale cała ciężka praca opłaciła się. Zespół latał lepiej niż kiedykolwiek.

Nadejście maja przyniosło ciepłe i słoneczne dni, co oznaczało jedno: powrócił trening fizyczny. Przy napiętym harmonogramie Quidditcha, lekcjach uzdrawiania z panią Pomfrey, GD, zajęciach i ogromną ilością pracy domowej, Harry niemal nie mógł zrealizować wyznaczony harmonogram treningów. Jeśli boisko było wolne, Harry i Syriusz walczyli, póki ktoś nie zrezygnował. To zwykle sprawiało, że Harry był niemal tak wyczerpany fizycznie, jak już był psychicznie.

Gdy zbliżał się finałowy mecz sezonu Quidditcha, cała szkoła pogrążyła się w „gorączce Quidditcha”. Wygrana zależała od tego, kto wygra ten mecz. Spowodowało to wiele pożądanej i niechcianej uwagi wobec członków zespołu. Niektórzy pochłaniali całą tę uwagę, na jaką mogli sobie pozwolić, podczas gdy inni wyglądali, jakby zaraz mieli się rozchorować. Ginny była tą, która pławiła się w skupieniu, podczas gdy Ron ciągle biegał do najbliższej łazienki, by uciec od tego wszystkiego.

Po raz kolejny większość uwagi skupiła się na Harrym i Cho. Wielu nazywało ten mecz „Grą między byłymi”, co było dość irytujące. Harry i Cho nigdy nie byli czymś więcej niż przyjaciółmi, chociaż Cho próbowała. Cho wciąż spędzała czas z Harrym, Hermioną, Ronem i Cho, chociaż teraz temat Quidditcha nie był poruszany. Jedna znacząca różnica polegała na tym, że Cho, Hermiona i Ginny spędzały ze sobą więcej czasu na cichej rozmowie niż kilka tygodni wcześniej.

Nim Harry się zorientował, nadszedł tydzień meczu Quidditcha. Wyglądało na to, że w ciągu dnia nie było wystarczająco czasu na przygotowanie się, niezależnie od tego, że drużyna Gryfonów radziła sobie lepiej niż kiedykolwiek. Harry wiedział, że prawdopodobnie przesadza, ale nic nie mógł na to poradzić. Cała wieża Gryffindoru oczekiwała od niego kolejnego doskonałego sezonu. To był z pewnością jeden z momentów, kiedy Harry nienawidził presji bycia kapitanem drużyny poza byciem szukającym. Taką presję ledwie mógł znieść.

Był środowy wieczór, kiedy Harry’emu przypomniało się coś, o czym ostatnio nie miał czasu myśleć… o Hogwarcie. Dopiero co opuścił wieże Gryffindoru i udał się na samotny obiad do Wielkiej Sali. Ron znów wyszedł do najbliższej łazienki, Hermiona rozmawiała z profesor Vector, a Ginny wyszła nie tak dawno temu, by porozmawiać z kilkoma przyjaciółmi. Potężne fale niepokoju i zdenerwowania sprawiły, że Harry nagle się zatrzymał. Ostatnim razem, gdy poczuł coś tak silnego, uczeń potrzebował jego pomocy.

Obawiając się najgorszego, Harry pozwolił Hogwartowi skierować go na schody. Powoli zszedł po schodach, otrzymując kolejne delikatne pchnięcie po tym, jak zszedł tylko jedno piętro i ruszył dalej korytarzem. Fale emocji nasilały się z każdym krokiem i zanim Harry się zorientował, stał przed łazienką. Zbierając odwagę, Harry powoli pchnął drzwi i został powitany przez widok Jęczącej Marty, próbującej pocieszyć zrozpaczonego Draco Malfoya. Malfoy był odwrócony plecami do drzwi, jego dłonie zaciskały się na bokach zlewu, głowę miał pochyloną, ale Harry nie musiał widzieć jego twarzy. Niepokój, przerażenie i strach spływały z niego falami.

- Nie rób tego – powiedziała ze współczuciem Marta, płynąc w kierunku Malfoya. – Nie… mów mi, co jest złe… mogę ci pomóc…

- Nikt nie może mi pomóc – powiedział żałośnie Malfoy, a jego ciało zaczęło się trząść. – Nie mogę tego zrobić… nie mogę… To nie zadziała… a jeśli nie zrobię tego szybko… mówi, że mnie zabije…

Harry był kompletnie zagubiony. Co musiał z tym zrobi? Jak Hogwart mógł się spodziewać, że jest w stanie pomóc jednej osobie w Hogwarcie, która nienawidziła go bardziej niż cokolwiek na świecie?  Przynajmniej nie jest to profesor Snape. To byłoby jeszcze bardziej niezręczne po żartach, które mu wycieli. Harry chciał tylko znaleźć nauczyciela, ale szczerze wątpił, by jakikolwiek był w pobliżu. Dlaczego to muszę być ja?

Malfoy uniósł lekko głowę, pozwalając Harry’emu zobaczyć, że łzy spływają po twarzy Malfoya w lustrze przymocowanym do ściany. To było coś do zapisania dla potomnych. Harry nigdy wcześniej nie widział, żeby Malfoy okazywał jakiekolwiek emocje poza nienawiścią i zazdrością. To sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. Nigdy się nie chce, żeby wróg zobaczył cię na dnie. Harry wiedział to ze swojego doświadczenia.

W tym momencie Malfoy spojrzał w lustro i zobaczył Harry’ego w drzwiach. Malfoy szybko odwrócił się i wyciągnął różdżkę. Ich oczy spotkały się. Nienawistne spojrzenie Malfoya napotkało współczujące Harry’ego, gdy Harry oparł się pokusie wyciągnięcia własnej różdżki. Uzbrojenie się zakończyłoby wszelką nadzieję na komunikację. Powoli Harry uniósł ręce w geście poddania, co wydawało się jeszcze bardziej rozzłościć Malfoya.

- Wyciągnij różdżkę! – warknął Malfoy przez zaciśnięte zęby, jego różdżka drżała mocno.

- Nie – powiedział spokojnie Harry. – Nie jestem tu, żeby z tobą walczyć, Malfoy. Chcesz, żebym po kogoś poszedł? Profesora Snape’a? – Odpowiedzią Malfoya było zaklęcie, które minęło Harry’ego o cal, powodując pęknięcie lampy na ścianie obok niego. Harry szybko odsunął się od zepsutego urządzenia, nie odrywając wzroku od Malfoya. – Hej! Przychodzę w pokoju! Chcę tylko pomóc!

- Nie! – krzyknęła ze łzami w oczach Jęcząca Marta, a jej głos odbijał się echem po wyłożonym kafelkami pomieszczeniu. – Nie! Przestań, proszę! PRZESTAŃ!

- Nie potrzebuję twojej pomocy, Potter! – wypluł z nienawiścią Malfoy. – To wszystko twoja wina!

Ile my mamy lat? Harry nie mógł uwierzyć, że Malfoy wciąż tarza się w tym, że Lucjusz Malfoy został uwięziony i porzucony przez Voldemorta. Czy Malfoy nie widział, że Harry zrobił to, co słuszne, by ratować życia? Najwyraźniej nie. Jak ktokolwiek mógł sądzić, że całkowicie dopuszczalne jest zabicie dziewczyny, żeby zemścić się na jej ojcu, który tylko wykonywał swoją pracę?

- Posłuchaj, jeśli jest to kogokolwiek wina, tą osobą jest Voldemort – powiedział Harry tak spokojnie, jak tylko mógł. – Taki właśnie jest! Wykorzystuje ludzi tak długo, jak są przydatni, a gdy przestają, zostawia ich, by zgnili!

- ZAMKNIJ SIĘ! – ryknął Malfoy. – NIC NIE WIESZ!

Zanim Harry zdążył pomyśleć o odpowiedzi, poczuł, że coś uderza go w klatkę piersiową i posyła go tyłek do ściany. Ból przeszył tył jego głowy i kręgosłup. W tym momencie, potrzebował każdej uncji samokontroli, by nie zaatakować Malfoya.

- Wiem więcej, niż myślisz – powiedział Harry, robiąc kilka kroków w kierunku Malfoya, starając się ignorować ból przeszywający jego plecy i żebra. – Może nie wiem, jaka jest sytuacja twojej rodziny, ale znam Voldemorta. Nie obchodzi go nikt poza nim samym.

- PO PROSTU SIĘ ZAMKNIJ! – krzyknął Malfoy, robiąc krok w kierunku Harry’ego. – Crucio!

Instynkt przejął każdą myśl o próbie uspokojenia Malfoya. Harry szybko uniósł ręce, jakby chciał zablokować klątwę Niewybaczalną i był zszokowany, widząc półprzezroczystą formę tarczy. Klątwa uderza w tarczę i walczyła z nią, podczas gdy Jęcząca Marta krzyknęła głośno. Harry próbował wpychać coraz więcej swojej magii w tarczę, ale już widział, jak klątwa się przez nią przebija. Całe jego ciało wrzasnęło z bólu, który nasilał się, aż stał się zbyt silny.

Głośny TRZASK wypełnił powietrze, gdy klątwa i tarcza zdawała się eksplodować. Malfoy poleciał do tyłu na rury, podczas gdy Harry poleciał w przeciwnym kierunku przez ścianę łazienki i na ścianę korytarza. Ból całkowicie otoczył Harry’ego, gdy upadł na podłogę, lądując częściowo na boku i wpatrując się prosto przed siebie w miejsce, w którym przed chwilą był. Nie mógł się ruszać… nie mógł myśleć… ledwie mógł oddychać.

Woda wypełniła łazienkę z połamanych umywalek i rur. Draco Malfoy poruszył się pierwszy, ostrożnie wychodząc z gruzów. To właśnie wtedy zobaczył, co się stało z Harrym oraz kałużę krwi, która szybko narastała wokół niego. Powietrze wypełniła cisza, za wyjątkiem płynącej wody i od czasu do czasu odgłos złamanych przedmiotów, które spadały na podłogę. Malfoy wydawał się być w szoku, póki Marta nie wyłoniła się z gruzów.

- MORDERSTWO! – krzyknęła Marta, gdy zobaczyła Harry’ego. – MORDERSTWO W ŁAZIENCE! MORDERSTWO!

Cały zamek zadrżał, gdy ogłuszającą ciszę zagłuszył odgłos pospiesznych kroków. Zanim ktokolwiek zdążył pomyśleć o ucieczce, przybyła wysoka postać ubrana na czarno, ogarniając scenę przed nimi. Harry wciąż się nie poruszał, a Malfoy ciągle stał na środku zniszczonej łazienki z różdżką w dłoni. Echo kroków ponownie wypełniło powietrze, ostrzegając ich, że nadchodzi więcej ludzi.

Profesor Snape w mgnieniu oka stanął przed Malfoyem, chwytając jego różdżkę i chowając ją do kieszeni.

- Tym razem posunąłeś się za daleko, Draco – powiedział chłodno. – Został tam, gdzie jesteś. – Nie czekając na odpowiedź, Snape odwrócił się i podszedł do Harry’ego. Już miał uklęknąć, kiedy krzyknął na niego donośny głos.

- Snape! – wrzasnął Syriusz. – Trzymaj się od niego z daleka!

Snape uśmiechnął się szyderczo do Syriusza, cofając się, gdy Remus podbiegł do Harry’ego i zbadał go.

- Jest w jakimś szoku – powiedział szybko Remus, odwracając się i dostrzegając Malfoya. – Jakich klątw użyłeś, Draco? Musimy wiedzieć, by przeciwdziałać efektom. – Wszyscy odwrócili się do Malfoya, który zrobił kilka przerażonych kroków w tył, prawie potykając się przez jakieś szczątki. Kiedy Malfoy nie wykazywał żadnych oznak odpowiedzi, Remus wyciągnął różdżkę i wezwał broń Malfoya, zaskoczony wiedząc, jak wylatuje ona z szat Snape’a.

- Syriuszu, znajdź Poppy, Minervę i Tonks. Mam przeczucie, że będziemy ich potrzebować.

Syriusz wpatrywał się w Remusa z niedowierzaniem.

- Lunatyku…

- Idź, Syriuszu! – powiedział gorączkowo Remus. – Harry potrzebuje leczenia raczej wcześniej niż później! – To było wszystko, czego potrzebował Syriusz, by zacząć biec. Remus skupił uwagę na różdżce Malfoya. – Prior Incantato – powiedział szybko i wydał z siebie warkot, na widok tego, co się pojawiło. – Klątwa Cruciatus, Draco? Użyłeś Niewybaczalnego na innym uczniu?

- Nic nie mów, Draco – powiedział szybko Snape.

- Nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia, Severusie – odparł gorąco Remus, ostrożnie manewrując chłopcem, by sprawdzić, skąd pochodzi krew. – Chcesz wyjaśnić, dlaczego schowałeś różdżkę Draco w swoich szatach? Użył zaklęcia Niewybaczalnego na innej osobie. Nie możesz już go chronić. Jego los jest w rękach Ministerstwa.

- A-Ale ono nawet go nie uderzyło! – zaprotestował drżącym głosem Malfoy. – Potter stworzyła jakąś szatę – bez różdżki – i nastąpiła eksplozja!

Remus i Snape wpatrywali się w Malfoya z niedowierzaniem.

- Chcesz powiedzieć, że zaatakowałeś nieuzbrojonego ucznia? – warknął Remus.

- Ale…

- CISZA, Draco – syknął profesor Snape. – Choć raz w życiu użyj mózgu i bądź cicho!

Dźwięk pospiesznych kroków przerwał rozmowę. Pani Pomfrey przybyła jako pierwsza i natychmiast zażądała, by Remus usunął się z drogi. Po rzuceniu kilku zaklęć i czarów krwawienie ustało i Harry’ego udało się przenieść do skrzydła szpitalnego. Do tego czasu Syriusz wrócił z profesor McGonagall, Tonks i innym aurorem, który razem z nią sprawdzał teren. Harry jednak nie wiedział, co się stało. W chwili, gdy został umieszczony na noszach, zapadł w ciemność, a ból zniknął.

piątek, 24 września 2021

PDJ - Rozdział 22 – Pokonany

Dopiero nieco po północy jastrzębiom i sowie udało się pozbyć wilkołaków. Dwa razy Freedom i Warrior zaatakowali wilkołaka, który prowadził polowanie, pozostawiając paskudne ślady szponów na jego ramionach i głowie, ale nie było to nic, czego bestia by nie wyleczyła. Skóra wilkołaka była magicznie twarda i bardzo trudna do przebicia, nawet szponami jastrzębia. Ale nie mogli spróbować zaatakować wilkołaka kilkukrotnie, ponieważ mieli oni przewagę liczebną, a jastrzębie były zmęczone lotem, a najważniejszą w tej chwili rzeczą było uniknięcie pościgu i dotarcie do Hogwartu. Zadowolili się więc krótkimi próbami i nękaniem, oszczędzając większość energii na lot.

Severus był prawie pewny, że to wpływ sztyletu był powodem, dlaczego wilkołaki wciąż ich odnajdywały. Musiał jednak znaleźć bezpieczne miejsce na odpoczynek, zanim rzuci na ostrze jakąkolwiek silną osłonę kamuflażową. Takie rzeczy były delikatne i zajmowały dużo czasu, zwłaszcza próbując zasłonić przedmiot, który był tak stary i czarno magicznie silny. To będzie wymagało od niego wszystkich umiejętności jako mistrza szpiegów.

W końcu dotarli do samotnego wrzosowiska bardzo blisko granicy między północną Anglią a Szkocją, było tam bardzo niewiele osad, w większości utrzymywano je w stanie dzikim w ramach aktu ochrony przez brytyjski parlament. Jastrzębie odkryły starożytny kopiec kamieni i postanowiły rozbić obóz w jego pobliżu, choć nie za blisko, chociaż Snape był pewny, że miejsce nie było nawiedzone.

Hedwiga zgłosiła się na ochotnika, by bawić się w kotka i sowę z wilkołakami, utrzymując ich zajętych na tyle długo, by Severus mocniej osłonił sztylet. Mistrz Eliksirów podziękował śnieżnemu ptakowi, po czym rozbił obóz.

- Zjedz coś i odpocznij, Harry – powiedział swojemu podopiecznemu, który cały dzień był ponury i niekomunikatywny. – I nie zapomnij zamknąć umysłu. Ta osłona i maskowanie może zająć mi całą noc.

Harry przygotował im nieco zupy i kanapki, błogosławiąc przewidywalność Twixie, która dała im jedzenie i napoje, które można było łatwo przygotować, prawie bez myślenia, a jednak były pożywne, sycące i dobrze smakowały. Chociaż Harry nie miał ostatnio zbytniego apetytu, zrzucił to na stres związany z lotem i brakiem snu, zawsze tak było, gdy był zestresowany.

Po zjedzeniu, Harry poszedł ustawić osłony wokół obozu, narzekając trochę, ponieważ nie miał w tym doświadczenia i był zmęczony. Spojrzał na swojego mentora, który siedział ze skrzyżowanymi nogami na ziemi w pobliżu małego ogniska oraz Sztylet Niezgody, który spoczywał na jego kolanach, owinięty materiałem. Severus mamrotał zaklęcia i wykonywał ruchy różdżką, a jego magia dryfowała po ostrzu małymi spiralami i iskrami, jak diamentowy pył, lśniący w ciemności.

Harry poczuł, jak jego wnętrzności zaciskają się z tęsknoty, gdy zobaczył sztylet. Chciałbym, żeby był mój. Chce mnie. Potrzebuje mnie.

Wtedy naszła go straszna potrzeba i przez jedną okropną chwilę miał ochotę przebiec przez polanę, chwycić sztylet i odlecieć z nim. Wpatrywał się w Severusa z mieszaniną podziwu i nienawiści na twarzy. Chwilę później zamrugał i przetarł oczy, niepewny, co się właśnie stało.

Musiałem odpłynąć na moment. No cóż, zdarza się, a jestem prawie tak zmęczony, że nie mogę iść prosto. Machnął różdżką ostatni raz i poczuł, jak ostatnia osłona zostaje postawiona na miejscu. Gotowe. Teraz mogę odpocząć. Wtedy jego posłanie na twardej ziemi wyglądało jak Nirvana.

Zamknął oczy i próbował znaleźć swoje centrum, ale z jakiegoś powodu dziś wieczorem unikał mu spokój medytacji i po kilku chwilach zrezygnował, przez krótki czas obserwował swojego mentora zaćmionymi oczami, a potem pochylił głowę i zasnął.

Po raz kolejny Harry był w pięknym ogrodzie, słuchając plusku fontanny i szeptania słodkiej pieśni, gdy siedział na kamiennej ławce. Powietrze pachniało tropikalnymi kwiatami, mocne perfumy wywołały u niego kaszel, a kiedy wdychał powietrze, czuł lekkie zawroty głowy i dezorientację. Ale kwiaty były tak słodkie, że naprawdę nie miał nic przeciwko. Oparł się o ławkę, a kamienne oparcie było tak wygodne, jak miękka, skórzana kanapa w wieży Gryffindoru. Tym razem słyszał odległe odgłosy świergotu ptaków, choć czuł się zbyt leniwy, by spróbować zrozumieć, co mówią. Drzemał krótko na słońcu, zadowolony i szczęśliwy.

- Harry! Harry!

Obudził się gwałtownie i zobaczył, jak mała księżniczka biegnie w jego stronę, jej mała, rubinowa tiara była przekrzywiona, jej złota sukienka nieco zabłocona na rąbku, ale jej oczy były tak jasne, a uśmiech tak słodki jak zawsze. Bez wahania wpadła w jego ramiona.

- Tęskniłeś za mną?

- Bardzo – odpowiedział i odkrył, że tak właśnie było. Trzymanie jej sprawiło, że czuł się… kompletny, jakby swędziało go i się podrapał. – Jak się dzisiaj masz.

Zrobiła krzywą minę.

- Niedobrze. Czuję się stłamszona. Nienawidzę tej sukienki – wskazała na swoją suknię. – I te buty. Są za ciasne. – Kopnęła o ławkę jedną stopą, na której był mały, złoty bucik. – Pomóż mi je zdjąć.

Harry zawahał się, bo coś mu mówiło, że nie byłby to zbyt błyskotliwy pomysł.

- Uch… może lepiej je zachowaj. Twoi rodzicom nie będzie się podobać, jeśli będziesz chodzić bez butów.

- Kogo to obchodzi? To tylko mój ogród. Harry, proszę? Proszę?

Jej oczy wpatrywały się błagalnie w jego własne i poczuł, że się topi, nie mogąc oprzeć się pięknemu dziecku.

- W porządku.

Pochylił się i ściągnął pierwszy but, a potem drugi.

- Dziękuję!

Dziwnie zimny wiar zaczął przechodzić przez ogród. Harry zmarszczył brwi.

- Wygląda na to, że nadchodzi burza.

Księżniczka wzruszyła ramionami.

- Na to wygląda. – Przywarła do Harry’ego, patrząc w dół ścieżki, a jej uśmiech był tryumfalny i złośliwy.

Harry poruszył się we śnie i wstał, jego oczy były otwarte, ale nie był obudzony. Jego świadomość została osłabiona przez pradawne zło i był prawie całkowicie pod wpływem Sztyletu Niezgody. Sztylet był owinięty w zaklęte płótno, Severus właśnie skończył zaczarowywać je, aby schowało starożytne ostrze i zaraz potem zasnął. Leżał na dnie plecaka Mistrza Eliksirów.

Był wściekły, że został związany i próbował uwolnić się z przytłaczających osłon, które rzucił profesor, używając najłatwiej dostępnego nażęcia, jakie miał w rękach, czyli ucznia, którego uwiódł w snach poprzedniej nocy. Znów wypuścił swoje macki, wkraczając w podświadomość chłopca, subtelnie zachęcając chłopca do buntu i oszukania jego mentora.

Harry przeszedł przez obóz cicho jak cień i ukląkł obok śpiącego Severusa. Prawie nieświadomie otworzył plecak i zaczął w nim grzebać, gorączkowo szukając sztyletu. Kiedy go znalazł, przycisnął go do siebie, mocno go przytulając. W końcu. Jesteś mój! Zaczął go odwijać, uwalniając go z magicznie wiążącego materiału, który go trzymał.

Zabezpieczenia związane ze sztyletem nie reagowały na niego, ponieważ nie praktykował mroku, na co ustawił je Severus. Choć był zaczarowany, jego aura wciąż nie była splamiona krwią i śmiercią, więc osłony pozwoliły mu wziąć sztylet i rozwinąć tkaninę.

- Co zrobiłeś, idioto? – zagrzmiał mężczyzna w czerni, jego szaty zawirowały groźnie wokół jego kostek.

Księżniczka wtuliła się w pierś Harry’ego, trzęsąc się.

- Nie pozwól mu mnie zabrać, Harry! Chcę zostać z tobą. Należę do ciebie. Tylko do ciebie.

- Ciii, zapewnię ci bezpieczeństwo.

- Zapewnisz jej bezpieczeństwo? – zaszydził mroczny czarodziej. – Nie masz pojęcia, z czym masz do czynienia. Ona właśnie tego chce. Przyciskasz do piersi żmiję, chłopcze.

- Zamknij się! Nie pozwolę ci jej skrzywdzić! A teraz wynoś się!

Mroczny czarodziej roześmiał się niewesoło.

- Nie, póki nie dostanę tego, po co mnie wysłano. Ta… dziewczynka umrze albo ty umrzesz. Wybieraj. – Jego różdżka była skierowana bezpośrednio w serce Harry’ego.

W drugim mężczyźnie było coś, co dręczyło Harry’ego. Gdzie wcześniej widział tą twarz, słyszał ten głos? To było strasznie znajome.

Księżniczka zaczęła płakać.

- Nie chcę umrzeć! Pomóż mi, Harry! Nie pozwól mu mnie zabić tak, jak zabił twoją matkę.

- Moją matkę? – powtórzył zmieszany Harry.

- Tak, zabił ją! – zawołała księżniczka. – Obiecał ją chronić, a potem zdradził ją swojemu panu. Zginęła, bo próbowała cię ratować, ale gdyby nie on, nie byłoby to konieczne.

- Kłamiesz!

- Tak? – zapytała niewinnie księżniczka. – Harry, komu wierzysz, mrocznemu, pokręconemu czarodziejowi, czy mi?

Harry znów się zawahał. Jakaś jego część bardzo pragnęła zaufać małemu, niewinnemu dziecku, które przysiągł chronić, a jeszcze inna część nakłaniała go, by zaufał mrocznemu czarodziejowi.

Ale oskarżycielskie słowa dziecka odbijały się echem w jego głowie.

Zabił twoją matkę!

Matkę, którą ledwo pamiętał, za którą zawsze tęsknił.

Poczuł, że jego oczy zalewają się łzami.

Mała rączka uniosła się i poklepała go po twarzy.

- Biedny Harry! – zagruchała księżniczka. – Nie smuć się. Zawsze będziesz mnie mieć. Nigdy nie pozwól mi odejść.

- Przestań! Nie widzisz, co ona ci robi? – wykrzyknął czarnoksiężnik.

- Powiedziała mi prawdę! Jesteś zdrajcą. Zabiłeś moją matkę.

- Posłuchaj mnie…

Ale potem księżniczka zaczęła płakać, a jej głośne lamenty zagłuszały resztę słów czarodzieja.

- Chce mnie zabić, Harry. Musisz go powstrzymać.

- Jak?

- Pierwszy go zabij – odpowiedziała księżniczka, wciąż ocierając łzy z oczu.

- Zabić? Chciałem go tylko… eee… wypędzić.

- Nie, to nie zadziała. Przykro mi, ale musisz go zabić. Tylko wtedy będę wolna. – Spojrzała na niego i ponownie wpadł w sidła. – Uwolnij mnie, Harry. Zabij go, niegodziwego, starego nietoperza, i uwolnij mnie.

Harry przełknął ślinę, ale stwierdził, że nie może się powstrzymać od posłuszeństwa. Postawił księżniczkę na ziemi obok siebie i wyciągnął różdżkę.

W prawdziwym świecie owinięcie spadło ze Sztyletu Niezgody i Harry chwycił go w dłoń. Gdy tylko jego palce zacisnęły się na rękojeści, magia w rubinie rozbłysła, pokryła jego dłonie i ostrze głębokim, czerwonym blaskiem, podobnym do starej krwi.

W końcu! Nadszedłeś! Dziecko przepowiedni, należysz do mnie! – zaśpiewał sztylet, jego głos był wysokim, dzikim tonem szaleństwa i potępienia. Weź mnie. Użyj mnie. Jestem głodny. Potrzebuję krwi, żeby zaspokoić apetyt.

Harry powoli wstał i trzymając w jednej ręce sztylet, zwrócił się w kierunku śpiącego Mistrza Eliksirów. Wciąż nie widząc nic, podszedł w milczeniu do Severusa, który spał na plecach, zrelaksowany i nieświadomy śmiertelnego niebezpieczeństwa, które nad nim wisiało.

Daj mi krwi! Słodkiej, gorącej i wypełnionej magią! Ach, tak! Jestem spragniony i wykończony. Atakuj, chłopcze! Jest wrogiem, życzy ci krzywdy i chce mnie zatrzymać dla siebie, mruczał sztylet.

Harry potrząsnął głową.

- Nie! Należysz do mnie.

Dokładnie – w głosie sztyletu była ogromna satysfakcja. A teraz… zabij go i poznaj znaczenie prawdziwej mocy, Harry Jamesie Potterze. Zrób to! ZABIJ GO!

Rozkaz sprawił, że Harry rzucił się do przodu, ściskając w dłoni sztylet tak mocno, że mógłby on być przyspawany, ponieważ wola starożytnego, złego artefaktu opanowała go całkowicie.

Uniósł rękę, wycelował sztylet prosto w unoszącą się i opadającą pierś swojego mentora.

Severus poruszył się, jakiś instynkt kazał mu się obudzić. Otworzył oczy.

Zobaczył stojącego nad nim Harry’ego, otworzył usta, by zapytać go, co się stało, a potem błysnęło złoto, gdy Harry, mając na twarzy maskę nienawiści i wściekłości, wbił sztylet w jego klatkę piersiową.

 

sobota, 18 września 2021

MH - Rozdział 21 – Układając puzzle

Następnego ranka świadomość powoli powróciła do Harry’ego. Oczy piekły go od spania z kontaktami, co robił zbyt często. Oczy Harry’ego powoli otworzyły się i rozejrzał się po zamglonym pomieszczeniu. W chwili, gdy rozpoznał, gdzie jest, wróciło do niego wspomnienie tego, co zdarzyło się poprzedniego wieczora. Nie chodziło o to, że był głęboko straumatyzowany wspomnieniem, chodziło o to, że żył kilka miesięcy nie wiedząc, że coś mu zrobiono i odebrano. Harry czuł się, jakby został okradziony. Naprawdę nie było innego sposobu na wyjaśnienie tego. Potrafił znieść fizyczne tortury, ale myśl o tym, że ktoś wszedł do jego umysłu i zmienił jego wspomnienia…

Harry wzdrygnął się, wstając z łóżka. Wiedział, że prawdopodobnie przesadzał, ale nie mógł nic na to poradzić. Voldemort mieszał w jego głowie w zeszłym roku, gdy próbował przekonać Harry’ego, że ten słyszy głos swojego zmarłego ojca. Harry był na tyle głupi, by mu uwierzyć. Porzucił tych, na których mu zależało i naraził na niebezpieczeństwo niezliczone ilości żyć. To się nie powtórzy. Harry był zdeterminowany, by nie pozwolić Voldemortowi wygrać. Nie obchodziło go, czy będzie musiał pozwolić profesorowi Dumbledore’owi na całkowity dostęp do jego umysłu. Zamierzał się dowiedzieć, czy Voldemort zrobił coś jeszcze w ciągu tych kilku dni. Musiał.

Dźwięk otwieranych drzwi szybko wyrwał Harry’ego z zamyślenia. W mgnieniu oka bezgłośnie przywołał różdżkę i odwrócił się w miejscu, wcelowując ją w domniemanego intruza. Poprzez zamglone pomieszczenie, Harry był w stanie dostrzec sporą ilość bieli, która mogła sugerować tylko profesora Dumbledore’a.

- Zapewniam cię, mój chłopcze – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, podnosząc ręce na znak poddania się, – przychodzę w pokoju.

Harry odprężył się i opuścił różdżkę. Naprawdę musiał zacząć kontrolować swoje reakcje, zanim kogoś skrzywdzi.

- Przepraszam, profesorze – powiedział cicho. – Zaskoczył mnie pan.

Dumbledore uśmiechnął się, wchodząc do pokoju.

- Zauważyłem – powiedział dobrodusznie. – Przepraszam za to, Harry. Nie spodziewałem się, że wstaniesz o takiej godzinie. Jednak prawdopodobnie to dobrze. To da nam szansę na przedyskutowanie tego, co stało się zeszłego wieczora, nim przyjdzie odebrać cię Remus. – Na zdezorientowane spojrzenie Harry’ego, Dumbledore wyjaśnił: – Jesteś zwolniony z dzisiejszych zajęć, Harry. Razem z Remusem uznaliśmy, że potrzebujesz przerwy i być może możliwości rozmowy o swoich lękach związanych z tym, co wczoraj się dowiedziałeś.

Harry podszedł do nóg łóżka i usiadł. Nie dał się nabrać. Wiedział, że bardziej prawdopodobne jest, że Remus zażądał spędzenia dnia z Harrym bez rozpraszających zajęć, a Dumbledore się zgodził. Zbliżała się pełnia księżyca, co czyniło wilka wyjątkowo nadopiekuńczym. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zadzierał z wilkołakiem, gdy jego „młode” było zagrożone.

- Co chce pan wiedzieć? – zapytał cicho Harry.

Profesor Dumbledore usiadł obok Harry’ego i popatrzył prosto przed siebie.

- Nie powiem, że wiem, jak się czujesz, Harry – powiedział poważnie. – Skradziono ci coś i od tamtej pory borykasz się z konsekwencjami tego działania. Zauważyłem twoją reakcję, kiedy po raz pierwszy usłyszałeś słowo „horkruks” i podejrzewałem, że prawdopodobnie słyszałeś je wcześniej. Miałem nadzieję, że pomówisz ze mną, ale z tego, co widziałem zeszłej nocy, wierzę, że nawet nie zrozumiałeś, dlaczego określenie to było ci znajome… póki nie wróciło wspomnienie. Przykro mi, że musiałeś cierpieć z powodu moich działań, mój chłopcze. Nigdy nie podejrzewałem, że Voldemort dowie się tak szybko o zatrudnieniu Horacego.

- To nie pana wina – powiedział szybko Harry.

Dumbledore uśmiechnął się do Harry’ego delikatnie.

- Mimo wszystko – powiedział spokojnie, – przepraszam. W zeszłym roku musiałeś stawić czoła tak wielu rzeczom, gorszym, niż ktokolwiek może sobie wyobrazić. To prawdziwa deklaracja tego, jak silny naprawdę jesteś, Harry. Wierzę, że to dlatego Voldemort wciąż ma taką obsesję na twoim punkcie. Jesteś dla niego ostatecznym wyzwaniem. Jeśli może złamać ciebie, złamie każdego.

Harry poruszył się, czując się nieswojo. Nie czuł się silny. Prawdę mówiąc, nigdy wcześniej nie czuł się tak bezbronny. Odzyskane wspomnienie tylko dowodziło, że nie był w żadnym stopniu wyjątkowy. Był tak samo bezbronny, jak wszyscy inni.

Dumbledore ścisnął uspokajająco ramię Harry’ego.

- Wiem, że może ci się tak nie wydawać, Harry, ale jest to prawda – powiedział, po czym przesunął się, by patrzeć Harry’emu w twarz. – A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko, musimy omówić kilka spraw związanych z wczorajszymi wspomnieniami, które obejrzeliśmy. – Harry spojrzał na Dumbledore’a i skinął głową. – Dobrze, powinienem powiedzieć ci, że wspomnienie Slughorna zapewniło mi ostatni element układanki. Nie jestem pewny, jak wiele pamiętasz, Harry, ponieważ całkiem mocno cię bolało. Wiedz, że Tom Riddle, w twoim wieku, robił wszystko, by odkryć sposób, by stać się nieśmiertelnym, tworząc horkruksy.

Tyle Harry pamiętał. Niejasno pamiętał też, że Riddle wspomniał o liczbie siedem, która miała związek z liczbą mnogą słowa „horkruks”.

- Czy sądzi pan, że udało mu się stworzyć siedem? – zapytał cicho Harry.

- Wierzę, że był bliski osiągnięcia tego, Harry – powiedział poważnie Dumbledore. – Cztery lata temu dałeś mi pierwszy strzęp dowodu, że Voldemortowi udało się stworzyć horkruksa. – Na widok zamyślonego spojrzenia Harry’ego, Dumbledore kontynuował: – Dziennik, Harry. Wręczyłeś mi pamiętnik Riddle’a, przedmiot, który był w stanie opętać małą dziewczynkę, by działała w jego imieniu. Zwykłe wspomnienie nigdy nie dałoby rady działać w ten sposób, bo inaczej nigdy nie wszedłbym do swojej myślodsiewni. Nie, ten pamiętnik zawierał cząstkę duszy Voldemorta, część, która została odrzucona, jakby była niczym.

- Co dowodzi, że Voldemort stworzył więcej niż jeden – podsumował Harry.

- Dokładnie – stwierdził poważnie Dumbledore. – Sensem horkruksa jest trzymanie go w ukryciu, a nie przekazywanie go komuś innemu, ryzykując jego zniszczenie. Jest więcej dowodów na poparcie tego wniosku. Voldemort przez lata stawał się mniej ludzki, co można wytłumaczyć tylko wtedy, gdy jego dusza była okaleczona przez „zwykłe zło”. Nie wierzę, że Voldemortowi udało się osiągnąć cel stworzenia siedmiu horkruksów, ale był tego bliski. Wierzę, że stworzył sześć. Siódma część jego duszy to mała część, która pozostaje w jego zregenerowanym ciele. To ta część, która musi zostać zniszczona jako ostatnia.

Harry westchnął przeciągle, przesuwając dłonią po twarzy. Nie wiedział, czy był w stanie zmierzyć się ze „wspomnieniem” Voldemorta pięć razy, nim zmierzy się z nim samym. Stawienie czoła jednemu Voldemortowi było wystarczająco złe.

- Syriusz ich szuka, prawda? – zapytał cicho Harry.

Dumbledore patrzył na chłopaka przez moment, po czym skinął głową.

- Tak, Harry – powiedział. – Syriusz pomaga mi odnaleźć pozostałe cztery horkruksy. – Na zaskoczone spojrzenie Harry’ego, Dumbledore uśmiechnął się. – Tak, wierzę, że zostały tylko cztery. Zniszczyłeś horkruksa ukrytego w pamiętniku, a ja zniszczyłem ten, ukryty w pierścieniu Marvolo Gaunta. – Uniósł poczerniałą, wyglądającą na spaloną, rękę. – Była na nim straszliwa klątwa i gdyby nie ty i Severus, mógłbym nie przeżyć, by opowiedzieć tę historię.

Harry przełknął niespokojnie ślinę.

- Ale jeśli zostały cztery…

- Ach, cóż, ufam, że wyciągnęliśmy wnioski z mojego błędu – powiedział z uśmiechem profesor Dumbledore, chowając zranioną rękę w szaty. – Voldemort rzucił potężne zaklęcie na chatę, w której mieszkali jego przodkowie, więc muszę podejrzewać, że zrobił to samo z pozostałymi horkruksami.

Umysł Harry’ego wydawał się pracować na najwyższych obrotach, gdy próbował poukładać wszystko, czego się dowiedział. To dlatego Voldemort zbierał „ważne przedmioty”. Próbował znaleźć takie o potężnych właściwościach, które mogłyby służyć jako jego horkruksy.

- Więc to oznacza, że medalion Slytherina i puchar Hufflepuff to także horkruksy? – zapytał Harry.

Dumbledore skinął głową.

- Podejrzewam, że stały się horkruksami trzecim i czwartym – powiedział. – Pozostałe dwa – zakładając, że Voldemortowi udało się stworzyć sześć – są większym problemem. Myślę, że Voldemort postanowił znaleźć inne przedmioty od pozostałych założycieli. Nie wiem, czy udało mu się znaleźć przedmiot należący do Roweny Ravenclaw, ale wiem, że jedyna znana relikwia Godryka Gryffindora jest bezpieczna. Miecz Gryffindora pozostaje chroniony w moim biurze.

Harry wstał i zaczął chodzić w tę i z powrotem. Tego było po prostu za dużo. Jak znaleźć coś, jeśli się nie wie, co to jest? Harry poważnie wątpił, czy mógłby przywołać horkruksa albo użyć zaklęcia „Wskaż mi”. Zatrzymując się, Harry wyciągnął rękę, oparł się o ścianę i zamknął oczy. Obmyły go uspokajające fale, a kojący głos wypełnił jego uszy:

- Nie martw się, moje dziecko, pomogę ci w każdy możliwy sposób. Nie jesteś sam, pamiętaj o tym.

Na twarzy Harry’ego powoli pojawił się uśmiech. Hogwart miał rację. Mimo że sytuacja wydawała się tragiczna, Harry nie musiał stawiać temu czoła sam. Istnieli ludzi, którzy byli gotowi pomóc mu zakończyć to zagrożenie. Syriusz i profesor Dumbledore już robili wszystko, by mu pomóc. Dziękuję ci, Hogwarcie. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Odsuwając dłoń, Harry odwrócił się do profesora Dumbledore’a, który patrzył na niego szeroko otwartymi oczami.

- Czy mogę zapytać, co się właśnie stało, Harry? – zapytał z ciekawością Dumbledore.

Harry wypuścił oddech niespokojnie. Nie mógł sobie wyobrazić, jak dziwnie musiała wyglądać komunikacja z Hogwartem dla obserwatora.

- Hogwart chciał mi tylko przypomnieć, że nie jestem w tym sam – powiedział, wzruszając ramionami. – Powiedział mi, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by pomóc.

Dumbledore zamrugał, po czym na jego twarzy pojawił się dumny uśmiech.

- To wspaniała wiadomość, mój chłopcze – powiedział, – i masz rację. Nie jesteś w tym sam. Wiem, jak poważnie może to zabrzmieć, ale zapewniam cię, że Zakon zrobi wszystko, by ci pomóc, Harry. Na razie załóżmy, że Voldemortowi udało się znaleźć przedmiot od Roweny Ravenclaw. Pozostaje szósty horkruks, którym moim zdaniem jest wąż Voldemorta, Nagini. Oczywiście niewskazane jest używanie zwierząt, ale sądzę, że wykorzystał ją, ponieważ jest to stworzenie najbliższe temu, co mógłby nazwać „przyjacielem”. Voldemort również wydaje się mieć nad nią niezwykłą kontrolę, nawet jak na wężoustego.

To wciąż nie miało sensu, ale Harry nie zamierzał się kłócić. W opinii Harry’ego, zrobienie horkruksa z Nagini wiązało się z dużym ryzykiem. Była śmiertelna. Mogła umrzeć w każdej chwili. Jak Voldemort mógł podjąć takie ryzyko z kawałkiem swojej duszy?  Nic z tego nie miało racjonalnego sensu. Z drugiej strony, kto kiedykolwiek powiedział, że Voldemort był racjonalny? To w pewnym sensie obala cel etykiety „szalony masowy morderca”.

- Możesz się ze mną nie zgodzić, Harry – powiedział profesor Dumbledore, przerywając ciszę. – Moje założenia są tylko… założeniami.

- Nie o to chodzi – powiedział Harry, pocierając kark z niepokojem. – Wciąż mam problem z ogarnięciem tego wszystkiego i zobaczeniem tego z bezstronnego punktu widzenia.

Dumbledore uśmiechnął się współczująco.

- To całkowicie zrozumiałe, mój chłopcze – powiedział. – Pomyśl o tym w ten sposób, czy powierzyłbyś kawałek swojej duszy Syriuszowi i Remusowi?

Harry nawet nie musiał myśleć, nim skinął głową. Jak mógł nie ufać Syriuszowi i Remusowi? Zrezygnowali dla niego z wszystkiego. Byli jego rodziną.

- A jak taki horkruksy się niszczy? – zapytał Harry. – Wątpię, by kieł bazyliszka zadziałał na wszystkie.

- Masz rację, Harry – powiedział profesor Dumbledore, kiwając głową. – Kieł bazyliszka zadziałał, ponieważ pamiętnik był czymś, co można było uszkodzić tym konkretnym przedmiotem. W rzeczywistości zadziałała trucizna bazyliszka, kiedy kieł przebił strony, co zniszczyło „wspomnienie” Toma. Wciąż był połączony z pamiętnikiem, ponieważ Ginny wciąż żyła. Wraz z jej śmiercią Tom byłby w stanie całkowicie uwolnić się od pamiętnika.

- Eee… okej – powiedział z niezręcznością Harry. – Więc musimy tylko zniszczyć przedmiot, w którym jest horkruks czymś, co jest zanurzone w truciźnie.

Profesor Dumbledore uśmiechnął się delikatnie, ale milczał przed dłuższą chwilę.

- Gdyby to było takie proste, mój chłopcze – powiedział, wstając. – Możemy kontynuować tę dyskusję później. Nim przybędzie Remus, chciałbym omówić kilka dodatkowych punktów tej historii, Harry. Jak już wiesz, Syriusz aktualnie szuka jednego z horkruksów, podczas gdy ja szukam kolejnego. Wierzę, że jestem bliski zlokalizowania go, więc chciałbym złożyć ci ofertę. Kiedy znajdę horkruks, chciałbym, żebyś do mnie dołączył, Harry.

Harry był całkowicie oszołomiony. To była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał.

- Eee… no… dobrze – wyjąkał Harry. – Cóż, jeśli Syriusz i Remus mi na to pozwolą.

Dumbledore skinął głową.

- Oczywiście – powiedział. – Pomówię z Syriuszem i Remusem, gdy tylko nastaną odpowiednie okoliczności.

Innymi słowy, gdy tylko Dumbledore będzie pewny, ze Syriusz nie zareaguje przesadnie.

- Profesorze, czy Voldemort zdaje sobie sprawę z tego, że jego horkruksy są niszczone? – zapytał Harry. – Znaczy, to części jego duszy, więc czy nie powinien tego poczuć?

- Są to części, które zostały ułamane i ukryte, Harry – powtórzył Dumbledore. – Pomyśl o tym w ten sposób, że wraz z Voldemortem, którego znamy, istnieje jeszcze czwórka, która jest uśpiona. Pięć Voldemortów, mogli zacząć jako jedność i mieć taką samą mentalność, ale w rzeczywistości są pięcioma różnymi istotami. Voldemort nie był świadomy, że pamiętnik został zniszczony, póki Lucjusz Malfoy nie wyjawił prawdy. Z tego, co słyszałem, Voldemort nie był zadowolony, że Lucjusz wyszedł z szeregu i zaryzykował coś tak cennego dla Voldemorta, nie czekając na rozkazy.

To była niespodzianka.

- Pan Malfoy nie wiedział, że dziennik to horkruks? – zapytał ze zdumieniem Harry.

- Gdyby wiedział, szczerze wątpię, by wykorzystał go tak niedbale – powiedział profesor Dumbledore. – Kiedy Voldemort zniknął krótko po tym, jak oddał dziennik, strach Lucjusza przed swoim panem odszedł wraz z nim, więc zdecydował się użyć pamiętnika, by spełnić swój własny plan. Przekazał dziennik córce Artura Weasleya w nadziei, że zdyskredytuje Artura w Ministerstwie. Niestety jego plan okazał się nie wypalić na więcej sposobów, niż Lucjusz oczekiwał. Przez to oraz zeszłoroczny niewypał w Ministerstwie, uważam, że Azkaban jest obecnie najbezpieczniejszym miejscem dla Lucjusza Malfoya.

Szkoda że Draco Malfoy nie był tego świadom, nie żeby Harry spodziewał się czegoś innego niż pogarda ze strony dziedzica Malfoyów. Draco był zbyt pochłonięty własnym gniewem i zazdrością, by rzeczywiście zdać sobie sprawę, że świat nie kręci się wokół rodziny Malfoyów.

- Czy naprawdę pan myśli, że jest to do wykonania? – zapytał Harry, przerywając krótką ciszę.

Dumbledore uśmiechnął się delikatnie, ściskając ramię Harry’ego uspokajająco.

- Tylko na powodzenie możemy sobie pozwolić – powiedział. – Możesz sobie wyobrazić świat pod rządami Voldemorta?

Harry wzdrygnął się na samą myśl. Nie chodziło o to, że nie potrafił sobie wyobrazić takiego wydarzenia. Bardziej chodziło o to, że nie chciał. Nie chciał myśleć o tym, co Voldemort zrobiłby mugolom i mugolakom. Był to wynik zbyt straszny, by go sobie wyobrażać. Profesor Dumbledore miał rację. Utrzymanie pozytywnego nastawienia było jedynym sposobem na pozostanie przy zdrowych zmysłach w środku wojny.

Pukanie do drzwi urwało ich rozmowę.

- Dzień dobry, Remusie – powiedział uprzejmie Dumbledore, posyłając Harry’emu uspokajający uśmiech. – Jeśli masz jakieś pytania, Harry, zostaw wiadomość Remusowi albo profesor McGonagall. Upewnią się, że otrzymam informację.

- Dzień dobry, Albusie – powiedział Remus, wchodząc do pokoju ze stosem ubrań w rękach. – Jak się czujesz, Harry?

- Eee… chyba okej – powiedział nerwowo Harry. Po rozmowie z profesorem Dumbledorem, Harry nie był pewny, czy chciał przez to ponownie przechodzić. Nie chciał tracić czasu na omawianie swoich obaw, kiedy powinien pomagać w poszukiwaniu horkruksów. Musiała istnieć jakaś dokumentacja ewentualnych artefaktów należących do Ravenclaw.

Remus spojrzał na Harry’ego ze współczuciem, po czym podał mu stos ubrań.

- W takim razie zostawimy cię, żebyś się przebrał – powiedział, po czym wyszedł z Dumbledorem z pokoju i zamknął drzwi.

Przebranie i umycie się w sąsiadującej łazience nie zajęło mu dużo czasu. Naprawdę nie chciał wychodzić z pokoju. Nikt poza Remusem, panią Pomfrey i kilkoma nauczycielami nie wiedział, że w przeszłości spędzał tu noce. Mógł tu uciec przed uwagą, szeptami i pytaniami, a takie pojawiłyby się też, gdyby więcej osób się dowiedziało. Harry nie miał co do tego wątpliwości. Nauczyciele musieli o tym rozmawiać, by zdecydować, co mogli zrobić, by pomóc, przez co mogli być podsłuchani. We wrześniu uwaga była wystarczająco zła. Nie potrzebował teraz kolejnej dawki.

Ręka na jego ramieniu sprawiła, że Harry wzdrygnął się i szybko odsunął się. Machnięciem nadgarstka złapał różdżkę w dłoń i skierował na rzekomego napastnika. Oddychał szybko, a ramię z różdżką było tak sztywne, że aż się trzęsło. Postać cofnęła się i uniosła ręce w geście poddania. Wtedy Harry zdał sobie sprawę, że jego „napastnik” to w rzeczywistości jego opiekun. Był to Remus. Zapiekły go oczy, upuścił różdżkę i opadł na kolana. Mógł skrzywdzić Remusa. Mógł… prawie…

Ramiona owinęły się wokół niego ciasno i trzymały mocno.

- W porządku, Harry – powiedział cicho Remus. – To koniec. Nie może cię tu skrzywdzić.

Gdyby tylko Harry potrafił mu uwierzyć.

- Mogłem…

- Ale tego nie zrobiłeś – przerwał mu Remus. – Nie zrobiłbyś tego. Nie zrobiłbyś niczego bez popatrzenia, kim jest twój przeciwnik. Jeśli to czyjaś wina to moja. Sądziłem, że słyszałeś, jak wchodzę. Nie możesz się obwiniać, Harry. Rozumiesz? – Kiedy Harry pozostał cicho, Remus westchnął i pociągnął go na nogi. – Chodź, szczeniaku. Zabierzmy cię do Kwater Huncwotów. Potem możemy zrobić, co tylko zechcesz, dobrze?

Harry skinął głową i pozwolił Remusowi wyprowadzić się z pokoju, do gabinetu Dumbledore’a i do kominka. Biuro Dumbledore’a zniknęło w zielonych płomieniach i pojawił się pokój wspólny w kwaterach Huncwotów. Harry natychmiast podszedł do swojego ulubionego krzesła przy kominku i spojrzał w teraz pomarańczowe płomienie. Zapomniał, że nie był sam, póki Remus nie wszedł w jego pole widzenia z tacą jedzenia w rękach.

- Jedz, Harry – powiedział Remus, podając mu tacę i siadając w pobliskim fotelu. Harry poruszył się, by zaprotestować, ale został uciszony spojrzeniem. – Wiem, że prawdopodobnie nie masz teraz ochoty na jedzenie, ale spróbuj. Wiem, jak się czujesz, gdy masz dużo na głowie.

Harry skrzywił się, wkładając do ust łyżkę jajek. Czasami nienawidził tego, jak jego opiekunowie dobrze go znali.

- A co z tobą? – zapytał cicho.

Remus uśmiechnął się lekko.

- Jadłem wcześniej – powiedział. – Rozmawiałem wczoraj wieczorem z Syriuszem. – Harry spojrzał na niego szybko, przerażony. – Musiałem mu powiedzieć, Harry. Jest twoim chrzestnym. Ma prawo wiedzieć, kiedy coś jest nie tak. Ma prawo wiedzieć, przez co przechodziłeś… i przez co przechodzisz. Dowiedzenie się, że Voldemort usunął ci pamięć…

- Nie chcę o tym rozmawiać – powiedział szybko Harry. – Czy możemy po prostu zapomnieć…

- Zapomnieć, że coś ci skradziono? – zapytał z niedowierzaniem Remus. – Nie, nie zamierzam o tym zapomnieć tylko dlatego, że nie chcesz rozmawiać o tym, co obawiasz się, że jest prawdą. Boisz się, że stało się coś jeszcze podczas tych dni, kiedy byłeś jego więźniem. Obawiasz się tego od ponad roku, że – w jakiś sposób – Voldemort wciąż może cię kontrolować.

Harry milczał, szturchając widelcem jedzenie na swoim talerzu. Dlaczego Remus zawsze musiał być taki bystry? Tak, Harry obawiał się, że mógł być kontrolowany przez Voldemorta. Było to coś, czego będzie się obawiał do dnia, gdy Voldemort umrze. Mimo że to połączenie między nimi pozostawało cicho przez długi czas, Harry wiedział, że Voldemort je kontroluje. Harry był technicznie na jego łasce. Wszyscy dobrze zdawali sobie z tego sprawę, ale nikt o tym nie dyskutował.

- Zawsze byłeś w stanie ze mną rozmawiać, Harry – kontynuował Remus, a jego głos był lekko błagalny. – Zawsze mi ufałeś, nawet kiedy nie ufałeś sobie. Dlaczego nie możesz mi w tym zaufać? Co sprawia, że jest inaczej?

To były bardzo dobre pytania, na które Harry nie miał odpowiedzi. Co odróżniało to od wszystkiego, z czym do tej pory miał od czynienia? Dlaczego coś tak małego zdawało się być tak wstrząsające? To po prostu nie miało sensu. Przeżył rzeczy gorsze fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. Tak wiele przezwyciężył. Dlaczego nie mógł po prostu odsunąć tego na bok i iść dalej?

- Nie wiem, co mam powiedzieć – stwierdził w końcu Harry, gdy nic mu nie przyszło do głowy. – Myślę, że po prostu potrzebuję czasu, by wszystko ogarnąć.

Remus westchnął cicho, siadając wygodniej na krześle.

- Dam ci trochę czasu, Harry, ale porozmawiamy o tym dzisiaj – powiedział stanowczo. – Biorąc pod uwagę twoją wcześniejszą reakcję, nie mogę pozwolić ci wrócić do wieży Gryffindoru, póki nie będziesz trochę mniej nerwowy.

Harry chciał się kłócić, ale zamiast tego ugryzł się w język. Remus miał rację. Mimo że koledzy Harry’ego z dormitorium byli niezwykle wyrozumiali przez ostatnie lata, reszta Gryfonów nie była. Najprawdopodobniej źle zinterpretowaliby nerwowość Harry’ego, a nawet ją sprowokowali, zwłaszcza młodsze roczniki. Wciąż myśleli o nim jak o chłopcy, który przeżył, a nie o zwykłej osobie, która próbuje przetrwać dzień.

Większość dnia spędzili w ciszy. Harry ukończył wszystkie pozostałe zadania domowe, podczas gdy Remus przerzucał od niechcenia kilka grubych książek o czarodziejskiej historii. Nie powiedzieli nic poza kilkoma urywkami swobodnej rozmowy. Harry w połowie swojego eseju na transmutację zdecydował, że był zdenerwowany koncepcją tego, że Voldemort ukradł mu coś jeszcze. Stracił rodziców, ojca chrzestnego na dwanaście lat, bliskiego przyjaciela, a teraz część swojego umysłu, a to wszystko przez Voldemorta. Ile jeszcze Voldemort mógł mu odebrać?

Wiele. Im więcej Harry o tym myślał, tym bardziej był zdeterminowany, by zrobić wszystko, co w jego mocy, by pomóc profesorowi Dumbledore’owi z horkruksami. Im szybciej rozprawi się z Voldemortem, tym lepiej. Szaleństwo nigdy się nie skończy, póki Voldemort będzie mógł żerować na słabszych. Ta wojna musiała skończyć się tak szybko, jak to możliwe, bo inaczej nic nie zostanie z czarodziejskiego świata. Właśnie to musieli zobaczyć Scrimgeour i Ministerstwo. To właśnie wszyscy musieli zobaczyć. Być może to wystarczyłoby, by zachęcić ludzi do powstania i walki o świat, w którym żyli.

Trzask!

- Harry! – krzyknął Remus, zrywając się ze swojego miejsca i podbiegając do niego.

Harry spojrzał w dół na swoją rękę i zobaczył, że złamał na pół swoje pióro. Był ledwie świadom iskry bólu, gdy Remus otworzył jego dłoń i zobaczył, że złamane krawędzie pióra przebiły jego skórę. Krew spływała mu po dłoni, kapiąc na jego wypracowanie. Harry patrzył jak sparaliżowany, jak Remus gorączkowo oczyszcza ranę i bandażuje ją kilkoma machnięciami różdżki. To zdumiewające, że coś tak małego i nieszkodliwego mogło spowodować tak wiele szkód.

- Harry! – krzyknął Remus, odwracając głowę Harry’ego tak, by ich oczy się spotkały. – Harry, proszę, powiedz coś!

- Kiedy to się zaczęło, Remusie? – zapytał z ciekawością Harry. – Kiedy Voldemort dostał takiej obsesji, by odebrać mi wszystko, co kiedykolwiek miałem?

Remus westchnął, owijając dłonie wokół zabandażowanej ręki Harry’ego.

- Chyba wtedy, gdy ludzie zaczęli dostrzegać, jaką niezwykłą osobą jesteś, Harry – powiedział szczerze. – Tyle przeszedłeś, a jednak wciąż walczysz. Wciąż stoisz po stronie tego, co słuszne. Pomyśl o tym, Harry. Voldemort manipulował i łamał ludzi od lat, a ciebie nie potrafił. Jak myślisz, dlaczego?

Harry prychnął.

- Przez mój upór? – zaoferował.

Remus uśmiechnął się szeroko.

- Nie mam wątpliwości, że to część powodu – powiedział otwarcie. – Skoro James i Lily to twoi rodzice, upór był twoją cechą gwarantowaną. Masz również poczucie prawości, które jest niezwykle rzadkie. Dzieci, które są prześladowane zwykle wybierają jedną z trzech ścieżek. Stają się zgorzkniałymi dorosłymi, próbując pomścić swoje dzieciństwo (jak Severus), robią wszystko, co w ich mocy, by zapomnieć o swoim dzieciństwie albo robią wszystko, by inne dziecko nie stawało przed tym, z czym oni musieli się mierzyć. Zwykle rzadko wybiera się ostatnią ścieżkę. Ludzie są zbyt zajęci sobą, by martwić się o innych.

Harry skinął głową na zgodę, a jego wzrok przeniósł się na kominek.

- Chcę, żeby umarł – powiedział cicho. – Chcę, żeby zapłacił za wszystko, co mi odebrał, co nam wszystkim odebrał.

- Wszyscy tego chcemy, Harry – powiedział równie cicho Remus. – Myślę, że każdy członek Zakonu ma osobistą zemstę na Voldemorcie lub jednym z jego zwolenników. Nie będę pouczał cię o moralności. To jest wojna. Ludzi umierają i będą umierać, póki wojna nie dobiegnie końca. Dobrze jest mieć powód do walki, ale nie można tkwić w nienawiści, Harry. To nie jest sposób na życie.

Harry ponownie skinął głową i skupił swoją uwagę na Remusie.

- Więc co to oznacza? – zapytał. – Czy muszę być zbadany albo coś, żeby odkryć, czy coś jeszcze mi zrobiono?

Remus westchnął powoli, nie spuszczając wzroku z Harry’ego.

- Możemy poprosić Albusa albo Severusa, ale szansa, że coś znajdą jest niewielka – powiedział zgodnie z prawdą. – Szczerze wierzę, że było to jednorazowe wydarzenie, Harry. Podsłuchałeś coś, o czym Voldemort nie chciał, żebyś wiedział. Teraz wiemy, dlaczego. Voldemort nie chciał, żebyś wiedział, jak go zniszczyć. Pomyśl o tym. To dowodzi, że rzeczywiście można go zabić.

To był z pewnością jakiś sposób, by na to spojrzeć i był lepszy niż rozpamiętywanie przeszłości. Szkoda, że Voldemort nie ujawnił również, czym były horkruksy i gdzie były zlokalizowane.

^^^

Mimo że Harry robił wszystko, by zaakceptować to, co się stało i ruszyć do przodu, Remus i profesor Dumbledore wciąż nie byli przekonani. Przez następny tydzień Harry codziennie spotykał się z Remusem, by porozmawiać o tym, co mu chodzi po głowie. Zwykle rozmawiali o monotonnych sprawach, takich jak dodatkowe sesje treningowe w Hogsmeade przed zbliżającym się testem teleportacji, który miał się odbyć dwudziestego pierwszego kwietnia pod ścisłym nadzorem. Harry’emu technicznie nie wolno było podejść do testu, ale Remus (za namową Syriusza) pracował ciężko, by uzyskać dla niego specjalne pozwolenie. W ten sposób Harry zda egzamin w kwietniu, ale licencję otrzyma dopiero w lipcu.

Według Remusa, Syriusz obecnie był w drodze powrotnej do Hogwartu, ale musiał zachować szczególną ostrożność, co oznaczało, że minie kilka dni, nim wróci. Harry nie wiedział, jak przyjąć tą wiadomość. Część niego czuła ulgę, że Syriusz w końcu wróci do domu, ale inna część bała się, jak temperament Syriusza przyjmie wszystko, co działo się podczas jego nieobecności, mimo że nie stało się tak wiele. Właściwie było to kilka spokojnych miesięcy.

Oprócz nagabywania Remusa, Ron i Hermiona też rzucali mu zaniepokojone spojrzenia przez cały dzień. Profesor McGonagall powiedziała im prawdę o jednodniowej nieobecności Harry’ego, podczas gdy reszta szkoły wierzyła, że Harry po prostu zachorował. Niezwykle trudno było przekonać Rona i Hermionę, że odkrycie, że był torturowany i wyczyszczono mu pamięć to nie koniec świata. Ron przyjął to gorzej niż Hermiona, ponieważ Harry nigdy nie wspomniał mu o tym, że rozpoznał słowo „horkruks”. Hermiona mówiła niewiele, ale widząc jej współczujące spojrzenie, Harry wiedział, że zrozumiała to, co nie zostało wypowiedziane.

Ponieważ Ron i Hermiona cały czas przy nim chodzili, Ginny miała tendencję pozostawać przy boku Hermiony, skoro ona i Dean oficjalnie się rozeszli. Jej złość przekształciła się w postawę „tak będzie lepiej”, gdy twierdziła, że sprawy z Deanem były trudne już od dłuższego czasu. To sprawiło, że Harry, Ron i Hermiona prawie nie mogli rozmawiać o lekcjach Harry’ego z Dumbledorem. Napięcie między szóstorocznymi Gryfonami powoli opadało w ciągu tygodnia, ale wciąż zdarzały się niekomfortowe momenty, gdy wspominano imię Ginny.

Kolejna rzecz, która Harry’ego irytowała było to, jak błaho ludzie podchodzili do kwestii zgonów i zniknięć, o których donosi „Prorok Codzienny”. Poniedziałkowy poranek niczym się nie różnił, tylko tym razem był to ktoś, kogo znali. Mundungus Fletcher (członek Zakonu) został aresztowany i wysłany do Azkabanu za udawanie, że jest inferiusem podczas włamania. Był też dziewięcioletni chłopiec, który został aresztowany za próbę zabicia swoich dziadków, najwyraźniej pod wpływem Imperiusa. Nikt nie okazywał zaskoczenia tą wiadomością, po prostu to zaakceptowali. Przez Harry’ego przebiegły dreszcze na myśl, jak wiele zmieniło się w tak krótkim czasie.

Po śniadaniu, Hermiona pobiegła na starożytne runy, podczas gdy Harry trenował z Remusem, a Ron musiał dokończyć swój esej na obronę. Trening zmienił się znacznie w ciągu ostatnich miesięcy. Zamiast treningu fizycznego, Harry trenował teraz „strategię” połączoną z badaniami, które przeprowadzał. Przez całą godzinę Harry pomagał Remusowi w badaniu historii Hogwartu i założycieli w celu znalezienia jakiejkolwiek dokumentacji tego, z jakich przedmiotów Voldemort mógł stworzyć horkruksa. Większość dokumentacji opierała się na spekulacjach i opowieściach tak mocno zmienionych, że trudno było stwierdzić, czy pozostała im jakaś prawda.

Kiedy minęła godzina, Harry zostawił Remusa, by iść na obronę przed czarną magią i poczuł ulgę, że przebył w chwili, gdy profesor Snape otwierał drzwi przed uczniami. Wiele lat temu dowiedział się, żeby nigdy nie spóźniać się na żadne zajęcia Snape’a, chyba że chciał stracić punkty dla Gryffindoru lub dostać szlaban, a przy napiętym harmonogramie Harry’ego szlaban był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował.

Zajmując miejsce obok Rona, Harry wyjął swoją książkę, przybory i pracę domową. Cała paplanina odbijała się po pokoju, gdy jego koledzy z klasy robili to samo. Kątem oka Harry zauważył, że Hermiona, siedząca obok Neville’a, rzucała mu zaciekawione spojrzenie. Spojrzał jej w oczy z uniesioną brwią, jakby chciał ją cicho nakłonić, by przestała. Hermiona zrozumiała aluzję i skupiła uwagę na profesorze Snapie, który szedł do przodu klasy, jego szaty powiewały za nim.

- Cisza! – warknął Snape, odwracając się twarzą do klasy i wyciągając różdżkę. – Zanim dzisiaj zaczniemy, chcę wasze eseje o dementorach… - Machnął niecierpliwie różdżką, powodując, że dwadzieścia pięć zwoków pergaminu uniosło się w powietrze i wylądowało w schludnym stosie na jego biurku, – i lepiej miejmy nadzieję, że są mniej żałosne od waszych prób opisania klątwy Imperius. A teraz otwórzcie książki na… co jest, panie Finnigan?

Harry spojrzał przez ramię i zobaczył, jak Seamus opuszcza rękę i siada na swoim miejscu.

- Profesorze – powiedział gorliwie Seamus, – zastanawiałem się, jak odróżnić inferiusa od ducha? Ponieważ w gazecie pisało…

- Nie, nic nie pisało – przerwał mu ostro Snape.

Seamus najwyraźniej nie był zaskoczony tonem Snape’a.

- Ale profesorze – zaprotestował, – słyszałem, jak ludzie mówili…

Profesor Snape westchnął z irytacją.

- Gdyby rzeczywiście przeczytał pan ten artykuł, panie Finnigan, a nie polegał na plotkach, wiedziałby pan, że tak zwany inferius był tylko drobnym złodziejaszkiem o imieniu Mundungus Fletcher – wypluł.

Harry zamrugał, zdumiony oczywistą nienawiścią w głosie Snape’a. Ten rodzaj nienawiści był zwykle zarezerwowany dla Harry’ego i jego opiekunów. Tak, Mundungus był wyjątkowo głupi, skoro zrobił coś takiego, ale był w Zakonie z powodu swoich podejrzanych kontaktów związanych z byciem złodziejem. Właściwie to niezwykłe, że nie zdarzyło się to wcześniej.

- Nie musi być aż taki nieprzyjemny – mruknął Ron. – Harry uciszył go spojrzeniem, ale ich wymiana nie pozostała niezauważona.

- Cóż, wygląda na to, że Potter i Weasley mają dużo do powiedzenia na ten temat – powiedział chłodno, po czym spojrzał prosto na Harry’ego. – Potter, może ty poinformujesz nas wszystkich, jak odróżnić inferiusa od ducha.

Wszyscy skupili uwagę na Harrym. Czasami Harry naprawdę nienawidził profesora Snape’a.

- Inferius to ciało, które zostało zaczarowane, by wykonywać cudze polecenia, jak marionetka – powiedział tak spokojnie, jak tylko mógł. – Duch to odcisk zmarłej duszy pozostawiony na ziemi. Najłatwiejszym sposobem na odróżnienie jednego od drugiej jest to, że inferius jest cielesny, podczas gdy duch jest przezroczysty.

Profesor Snape uśmiechnął się szyderczo do Harry’ego.

- Pięć punktów od Gryffindoru za bezczelność, Potter – wypluł. – Przypuszczam, że wiesz wszystko o inferiusach dzięki swoim wakacjom z Czarnym Panem.

Harry spojrzał na Snape’a ze złością, ale milczał. Nie pozwolę mu się do mnie dostać. Nie pozwolę, by ponownie przejęło nade mną kontrolę to, co się stało. Oczywiście to nie znaczyło, że Hary miał przyjąć szydercze spojrzenie Snape’a jak przestraszony pierwszak. Jaki miało sens posiadanie dwóch Huncwotów, jako opiekunów, jeśli nigdy nie wykorzysta się ich wieloletniego doświadczenia w robieniu kawałów?

- A teraz – powiedział Snape, zwracając uwagę na całą klasę, – otwórzcie swoje książki na stronie dwieście trzynastej i przeczytajcie pierwsze dwa akapity o klątwie Cruciatus.

^^^

Stwierdzenie, że Remus był zły, gdy dowiedział się o słowach profesora Snape’a byłoby drastycznym niedopowiedzeniem. Nie pomogło też to, że byli przy tym Ron i Hermiona, którzy dodali, jak Snape szydził z Harry’ego przez resztę zajęć. Widząc gniewne błyski w oczach Remusa, Harry szybko skierował go na planowanie zemsty. Ponieważ wszyscy w czarodziejskim świecie byli tak nerwowi, szczególnie gdy chodziło o wilkołaki, konieczne było powstrzymanie Remusa przed działaniem wraz ze swoimi obronnymi potrzebami.

Do końca tygodnia, profesor Snape był wykończony ilością wymierzonych w niego sporadycznych psikusów. Pewnego ranka obudził się z czerwono-złotymi włosami, które zmieniały kolor na jasnoróżowy za każdym razem, gdy próbował je odmienić. Pewnego dnia podczas lunchu Snape wstał i ogłosił swoją miłość do wszystkich Gryfonów. Innego dnia Snape nie mógł się nie potykać co czwarty krok. Najbardziej pamiętny był czwarty dzień. Szaty Snape’a zostały zaczarowane tak, że na jego plecach błyszczały słowa „JESTEM ZGORZKNIAŁYM DUPKIEM” i Snape nie mógł ich zdjąć, nie ważne jak mocno próbował, a dzięki wspaniałemu zaklęciu, które znalazł Remus, Snape nie mógł powiedzieć nikomu niczego okropnego. Zabawne było patrzenie na wykrzywioną w gniewie twarz Snape’a, gdy głośno opowiadał grupce pierwszorocznych Gryfonów, jaka to przyjemność mieć ich w swojej klasie.

Co zaskakujące, nikt nie stanął w obronie Snape’a, nawet żaden z nauczycieli. Harry nie miał wątpliwości, że oni też czuli, że Snape zasługuje na to wszystko, a dzięki przyjaznemu skrzatowi domowemu nikt nie mógł być obwiniony za te psikusy, chociaż z pełnych nienawiści spojrzeń jasno wynikało, że Snape podejrzewa, że Harry ma z tym coś wspólnego. Na szczęście dla Harry’ego, Snape zdawał się orientować, że konfrontacja z nim przyniosłaby tylko więcej kłopotów.

Nadejście weekendu przyniosło sesję treningową dla szóstego roku, którzy mieli za dwa tygodnie zdawać egzaminy z teleportacji. Zabezpieczenia wokół Harry’ego były jeszcze większe niż kiedykolwiek. Szalonooki Moody już był w Hogsmeade, gdy Harry przyjechał ostatnim powozem z Ronem, Hermioną, Remusem i Tonks. Jego dwa awaryjne świstokliki były na miejscu na wypadek, gdyby ich potrzebował. Bezchmurne niebo i słaba wiosenna bryza były mile widzianą odmianą od ponurej pogody, która tak długo nękała Hogwart.

Dotarcie do Hogsmeade wywołało falę podekscytowania u wszystkich uczniów. Po odwołaniu weekendów w Hogsmeade była to pierwsza okazja dla każdego ucznia, by opuścić teren Hogwartu. Nikt nie miał zamiaru tego wykorzystywać.

Wilkie Twycross stał przed Trzema Miotłami z trzema innymi chudymi, starszymi czarodziejami i Moodym, którego magiczne oko nieustannie się poruszało. Było też co najmniej czterech aurorów, którzy stali w różnych miejscach z różdżkami w dłoniach i surowymi wyrazami twarzy. Uczniowie zebrali się wokół czterech czarodziejów, rozmawiając cicho. Harry pozostał z tyłu grupy, mając Remusa po prawej, Rona i Hermionę po lewej, a Tonks za sobą. Ron wyglądał trochę blado, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę. Harry i Hermiona wiedzieli, że Ron jest niezwykle zdenerwowany, ponieważ nie udało mu się jeszcze teleportować z sukcesem.

- Dzień dobry – powiedział głośno Wilkie Twycross. – Dzisiaj będziemy ćwiczyć teleportację podobną do tej, o którą poproszą was podczas waszego testu. Podzielimy was według domów, aby w razie potrzeby umożliwić więcej indywidualnych konsultacji. Puchoni, proszę iść za panem Jonesem. – Najniższy ze starszych czarodziei wystąpił naprzód, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku Zonka z Puchonami. – Krukoni, proszę iść za panem McKinnonem – kontynuował Twycross, po czym czekał, aż stojący obok czarodziej podejdzie w kierunku przeciwnej strony ulicy, a uczniowie pójdą za nim. – Ślizgoni, proszę iść za panem Langcasterem. – Pozostały czarodziej ruszył w kierunku Hogwartu wraz ze Ślizgonami, którzy zrobili to niechętnie. Twycross poświęcił chwilę, by spojrzeć na pozostałych uczniów. – No to zaczynajmy.

Kiedy Twycross omówił podstawy teleportacji, wezwał ochotników, by aportowali się przed herbaciarnię pani Puddifoot. Moody natychmiast zgłosił Harry’ego na ochotnika, ku jego irytacji. Znał rozumowanie, które się za tym kryło, ale to nie oznaczało, że musi mu się to podobać. O wiele łatwiej było zrobić coś, gdy widziało się, jak to zostaje wykonane.

Twycross skinął na Harry’ego, by zrobił krok do przodu.

- Proszę spróbować, gdy będzie pan gotowy, panie Potter – powiedział, po czym cofnął się.

Tonks skorzystała z okazji, by szybko teleportować się do herbaciarni pani Puddifoot. Nie było to daleko, ale z pewnością dalej niż obręcz, do której ćwiczyli. Zamykając oczy, Harry wyobraził sobie, że stoi obok Tonks przed herbaciarnią, pragnąć być tak bardziej, niż cokolwiek innego. Odwrócił się w miejscu, zmuszając swoje ciało do ruchu i poczuł, jakby był przeciskany przez ciasną, gumową rurkę. Przez ułamek sekundy nie mógł oddychać. To było prawie bolesne, ale szybko zniknęło, pozwalając Harry’emu wziąć desperacko potrzebny oddech i otworzyć oczy. Zobaczył uśmiechającą się do niego Tonks.

- Doskonale, panie Potter! – powiedział głośno Twycross. – A teraz proszę spróbować się teleportować do nas.

- Spróbuj wylądować prosto na nim, Harry – powiedziała cicho Tonks. – Może to go uciszy.

Harry rzucił jej spojrzenie, które wyraźnie mówiło „chyba żartujesz”, ale tylko otrzymał w odpowiedzi psotny uśmiech. Wyraźnie spędzała zbyt wiele czasu z Syriuszem w ciągu ostatnich kilku lat. Zamykając ponownie oczy, Harry wyobraził sobie siebie, stojącego przed Wilkiem Twycrossem przed Trzema Miotłami i po odwróceniu się w miejscu, pomyślnie teleportował się z powrotem do Twycrossa i swoich kolegów z Gryffindoru. Otarły się o niego fale podekscytowania i podniecenia, gdy otoczyli go Gryfoni i pogratulowali mu. Harry nie mógł ukryć ulgi. Przynajmniej się nie rozszczepił.

Twycross kazał Harry’emu teleportować się do Tonks i z powrotem jeszcze dwa razy nim oświadczył, że Harry jest bardziej niż gotowy do przystąpienia do testu. Tylko tyle ochrona Harry’ego potrzebowała, by zabrać go z powrotem do powozów i do zamku. Tonks i Remus jechali z Harrym, podczas gdy Moody został z tyłu i deportował się w chwili, gdy minęli bramy Hogwartu. Harry żałował, że nie mógł zostać i obserwować Rona i Hermiony, ale wiedział, że już i tak prosił Zakon o zbyt wiele. Nie zamierzał teraz wyglądać na chciwego.

W powozie nie padło ani jedno słowo, póki nie dotarli do Hogwartu. Zarówno Tonks, jak i Remus wydawali się być bardzo rozkojarzeni, gdy patrzyli w przeciwne strony powozu. Harry musiał przyznać, że Tonks ostatnio zachowywała się wyjątkowo cicho. Ostrożnie sięgnął po otaczające ją słabe emocje i ze zdumieniem odebrał fale nerwowości, zmęczenia zmieszane z nutą strachu. Czy stało się coś, o czym nie wiedział?

Tonks powoli odwróciła głowę i napotkała na chwilę jego zatroskane spojrzenie, po czym uśmiechnęła się łagodnie.

- To nie fair, Harry – powiedziała dobrodusznie, gdy powóz się zatrzymał. – Nie wolno ci używać swoich umiejętności na członkach rodziny.

Remus prychnął, otwierając drzwiczki powozu.

- Powodzenia z tym, Nimfadoro – powiedział, mrugając do Harry’ego, po czym wyszedł z powozu.

Tonks spojrzała na Remusa, szybko wychodząc.

- Co ci powiedziałam o używaniu tego okropnego imienia? – zapytała ze złością, odwracając się i przytrzymując drzwi dla Harry’ego. – Przysięgam, jesteś tak uparty i dziecinny jak Syriusz!

Remus wybuchnął głośnym śmiechem, podczas gdy Harry wyszedł z powozu, ale trzymał się z daleka od kłócących się dorosłych.

- Ja jestem dziecinny? – zapytał. – To jaka jest osoba, która wpada w złość za każdym razem, gdy ktoś wypowie jej imię? Co by powiedziała twoja matka?

- Eee… pójdę do środka – powiedział nieswojo Harry, ostrożnie podchodząc do kamiennych schodów, prowadzących do wielkich, dębowych drzwi wejściowych.

- Nie wplątuj w to mojej matki! – powiedziała Tonks przez zęby.

To była jedyna zachęta, by Harry wbiegł po schodach do zamku. Kiedy minął Filch, który nie spieszył się, gdy sprawdzał Harry’ego pod kątem mrocznych przedmiotów za pomocą swoich czujników tajności, Harry przeszedł przez hol wejściowy w kierunku marmurowych schodów. Nie mógł uwierzyć, że Remus dokuczał Tonks. To było zwykle coś pomiędzy Tonka a Syriuszem. Ta rodzina jest poważnie popaprana.

Ręka na ramieniu Harry’ego szybko odepchnęła wszystkie myśli z jego umysłu. W mgnieniu oka Harry chwycił nieznaną osobę za nadgarstek i odwrócił się szybko, wykręcając ramię nieznanej osoby. Nagły ruch sprawił, że człowiek okręcił się i upadł na kolana, pozwalając Harry’emu dostrzec znajome plecy i czarne włosy, które były nieco dłuższe niż to, co zapamiętał. Sapnął, puszczając nadgarstek i ostrożnie podszedł, by zobaczyć twarz swojego „napastnika”.

Wydawało się, że Harry’emu zajęło wieczność poskładanie wszystkich cech. Znajome niebieskie oczy, psotny wyraz twarzy, która wydawała się być starsza z ciemnym zarostem, pokrywającym dolną część twarzy, bezczelny uśmiech, którego Harry nie widział od tak dawna i zrelaksowana, ale czujna postawa ciała, a to wszystko mogło należeć tylko do jednej osoby. Harry upadł na kolana, wyciągając ręce z nadzieją, że nic mu się nie przewidziało. Kiedy jego palce dotknęły policzka Syriusza, Harry wybuchnął zdławionym śmiechem i objął mężczyznę, trzymając się go, jakby miało nie być jutra. Nie mógł w to uwierzyć. Syriusz nareszcie był w domu.

- Też za tobą tęskniłem, dzieciaku – powiedział cicho Syriusz, owijając ramiona wokół Harry’ego. Spływały z niego fale ulgi i szczęścia. – Tak mi przykro, że nie było mnie tutaj, by ci pomóc. Przepraszam, że zajęło mi tak długo wrócenie do domu, ale już jestem i nigdzie się nie wybieram.

- Witaj z powrotem, Łapo – powiedział Remus, gdy on i Tonks podeszli do Harry’ego z uśmiechami na twarzy. Teraz było oczywiste, że „kłótnia” między nimi była podstępem, by Harry sam znalazł Syriusza. – Najwyższy czas na pokazanie się.

Syriusz spojrzał na Remusa i uśmiechnął się, podczas gdy Harry odsunął się.

- Wspaniale jest wrócić – powiedział, wstając i ciągnąć za sobą Harry’ego. – Słyszałem coś o wojnie na żarty przeciwko Snape’owi?

Remus szybko zerknął na Harry’ego, po czym ponownie spojrzał na Syriusz. Postanowili powstrzymać się od mówienia Syriuszowi o „wojnie na żarty” ze Snapem, póki nie będzie spokojny, opanowany i prawdopodobnie mocno odurzony.

- Kto ci powiedział? – zapytał ciekawie Remus. – Miałem wrażenie, że Dumbledore wyjechał na weekend.

- Wyjechał – powiedział Syriusz, targając rozczochrane włosy Harry’ego. – Minerva pomyślała, że uznam tę sytuację za zabawną, chociaż nie wspomniała, dlaczego to zachowanie jest tolerowane. To jest coś, czego nigdy wcześniej nie robiła, więc oczywiście jestem ciekaw.

Harry i Remus wymienili spojrzenia, nim wkroczyła Tonks.

- Cóż, jestem pewna, że wszyscy macie o czym rozmawiać – powiedziała, rzucając Harry’emu dyskretne, współczujące spojrzenie. – Spotkam się z wami później… w waszych kwaterach. Myślę, że tak będzie najbezpieczniej.

- Racja – powiedział z zakłopotaniem Remus, po czym skinął na Syriusza, by ruszył w stronę Kwater Huncwotów. Syriusz rzucił Remusowi ostrożne spojrzenie, po czym zaczął iść. Harry zaczął poważnie wątpić, że chce podążyć za nim, jednak wtedy Remus złapał go za ramię. – Nie ma mowy, że będę przez to przechodził sam – wyszeptał Remus. – Z tobą będzie łatwiej.

Harry skinął głową, ale pozostał cicho. Prawdę mówiąc nie chciał być nigdzie w pobliżu Kwater Huncwotów, ale nie chciał opuścić Remusa. Syriusz miał tendencję do okazywania większej ostrożności, gdy w pobliżu był Harry, ale fakt, że zaangażowany był Snape pozostawiał niewielką nadzieję, że to będzie jeden z takich momentów. Syriusz był chętny do zagrania kartą „A nie mówiłem”, ponieważ był jedyną osobą, która nie wierzyła, by Snape był czymś więcej niż tłustym dupkiem.

Kiedy dotarli do Kwater Huncwotów, Remus zatrzymał go.

- Jeszcze jedno – powiedział cicho Remus. – Zaklęcie zamykające drzwi nie byłoby złym pomysłem. To da nam przynajmniej czas na ogłuszenie go, zanim zrobi coś niewiarygodnie głupiego.

Harry uśmiechnął się szeroko, wchodząc za Remusem do kwater. Zamykając drzwi, Harry dyskretnie rzucił kilka zaklęć zamykających, których nauczył go Remus. Bez względu na nadchodzący wybuch gniewu, Harry cieszył się, że Syriusz wrócił i wiedział, że Remus czuje to samo. Przez ostatnie kilka miesięcy obydwaj potrzebowali niekonwencjonalnego poczucia humoru Syriusza.

Syriusz opadł na najbliższą kanapę, po czym spojrzał surowo n Harry’ego i Remusa.

- W porządku – powiedział niecierpliwie. – Jesteśmy teraz z dala od wścibskich uszu. Możecie mi powiedzieć, co się tu właściwie dzieje i dlaczego obchodzicie się ze mną jak z jajkiem?

Harry i Remus wymienili spojrzenia, nim Remus ujawnił najnowsze wydarzenia. Syriusz zareagował dokładnie tak, jak się spodziewali. Zaklął, przysięgając, że zabije profesora Snape’a i zaczął swoją tyradę pod tytułem „A nie mówiłem”. Harry i Remus po prostu pozwolili mu narzekać, póki Syriusz nie ruszył, by wyjść z pokoju, by szukać Snape’a i Dumbledore’a. Remus natychmiast go rozbroił, uwięził w więzach i próbował wyjaśnić, że sprawiedliwości stało się zadość. Coś więcej przysporzyłoby tylko więcej kłopotów.

Syriusz nie zgodził się, ale niechętnie zaakceptował fakt, że Harry i Remus mieli nad nim przewagę.

- Na razie będę grzeczny, ale jeśli coś zrobi, wkroczę do akcji – powiedział uparcie. – Zbyt długo uchodziło mu na sucho coś takiego i najwyższy czas, by ktoś coś z tym zrobił. Nie obchodzi mnie, czy Dumbledore mu ufa. Ja nie!

Głośne pukanie do drzwi szybko zakończyło rozmowę. Harry prędko usunął zaklęcia zamykające i otworzył drzwi, prawie przewrócony przez nadmiernie podekscytowanych Rona i Hermionę. Oboje wydawali się być bez tchu, gdy wbiegli do pokoju, przy okazji odpychając Harry’ego.

- Udało mi się! – powiedział podekscytowany Ron. – W końcu się teleportowałem! Byłem trochę niespokojny i wylądowałem w pobliżu sklepu Scrivenshafta, ale to lepsze niż nic!

- Gratulacje, Ron! – rzucił radośnie Harry, manewrując wokół Rona i zamykając drzwi. – Wiedziałem, że ci się uda! – Odwrócił się i spojrzał na Hermionę. – Jak ci poszło?

Ron przewrócił oczami.

- Daj spokój, Harry – powiedział, nim Hermiona zdążyła otworzyć usta. – Była tak samo doskonała jak ty. Twycross nie mógł przestać o was mówić w Trzech Miotłach. Lepiej bądź ostrożny, bo zwerbuje cię do zastąpienia obecnych instruktorów teleportacji. Niektórzy dzisiaj wyglądali, jakby mieli zaraz umrzeć.

- Ron! – skarciła go Hermiona. – Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałeś!

- Co? – zapytał zaskoczony Ron. – To prawda.

Syriusz parsknął śmiechem podobnym do szczekania, sprawiając, że Ron i Hermiona w końcu go zauważyli.

- Syriusz! – wykrzyknęła Hermiona. – Witamy z powrotem.

Syriusz skinął głową.

- Dobrze jest wrócić, Hermiono – powiedział z uśmiechem, po czym spiorunował Remusa wzrokiem. – Przynajmniej teraz nikt nie może mnie okłamywać w sprawie tego, co dzieje się z moim chrześniakiem.

- O niczym nie skłamałem! – wykrzyknął zirytowany Remus. – Zajęliśmy się tym i zamierzaliśmy ci powiedzieć, gdy wrócisz! Powiedziałeś mi, że mam się nie kontaktować, chyba że będzie to nagły wypadek, a tak nie było. Severus próbował mieć ostatnie słowo i przesadził. To dlatego Minerva nie zrobiła nic, by powstrzymać te psikusy. Ona i reszta szkoły uważają, że dostał to, na co zasłużył.

Ron spojrzał na Harry’ego nerwowo.

- Rozumiem, że mu powiedziałeś – stwierdził cicho.

Hermiona prychnęła.

- Naprawdę, Ron – wyszeptała sarkastycznie. – Co sprawiło, że tak pomyślałeś?

Harry zakrył twarz dłonią i pokręcił powoli głową.

- Przestańcie – rzucił z irytacją. – To musi być zaraźliwe, czy coś. Wszyscy kłócą się o jakieś głupoty. Jeśli w taki sposób wszyscy przyjmują coś tak trywialnego jak fakt, że Snape jest dupkiem, nie mogę sobie wyobrazić, jak wszyscy zareagują, gdy Voldemort przyjdzie mnie tu zabić.

Cisza wypełniła pokój, gdy wszyscy wpatrywali się w Harry’ego z przerażeniem. Dobra. Może to nie była najlepsza rzecz, którą można było powiedzieć.