Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 31 stycznia 2018

NDH - Epilog


Co dokładnie dzieje się w „szczęśliwym zakończeniu”? Cóż, dla Harry’ego, „szczęśliwe zakończenie” oznacza, że w końcu spełniło się jego życzenie, żeby być „po prostu Harrym”. Nie jest już horkruksem, nie może już przeżyć Avady Kedavry (nie, żeby jego wciąż nadopiekuńczy ojciec pozwolił to komukolwiek odkryć!) i jest po prostu miłym, w większości normalnym chłopcem z przyjaciółmi w każdym Domu i wielkim talentem do miotły.
Remus w końcu wrócił do swojej ludzkiej formy – choć stało się to dopiero po następnej pełni księżyca. W międzyczasie zaprzyjaźnił się z kilkoma smokami w rezerwacie i teraz miał dodatkowe stwory, z którymi mógł się bawić podczas „tych dni w miesiącu”.
Snape, ku wielkiej uldze, zostawił swoje nauczycielskie stanowisko w Hogwarcie, by skupić się na pracy Mistrza Eliksirów i badaniach. Zgredek miał zostać z nimi jako jego Skrzat Domowy (podczas gdy oczekiwał, aż Harry dorośnie i będzie miał dom na własność). Harry poruszył ponownie temat uwolnienia go, ale Zgredek cieszył się tym, że był powszechnie znany jako Skrzat Domowy Harry’ego Pottera i jak dotąd odmawiał wszystkich oferowanych ubrań i płacy, ku wielkiej rozpaczy Hermiony. Nie jest już dłużej uważany za dziwaka przez swoich pobratymców i dzięki jego działaniom w ostatecznej bitwie, jest teraz bardzo szanowanym Starszym Skrzatem Domowym.
Początkowo Harry był nieco smutny tym, że Snape odchodzi z Hogwartu, choć zrozumiał, że nie posiadanie ojca w kadrze będzie bardzo uwalniające. Harry będzie teraz prawdziwie tylko kolejnym uczniem… choć oczywiście w kadrze wciąż będzie jego ojciec chrzestny (oraz Remus), więc nie udało mu się całkowicie uciec od rodzicielskiej kontroli (choć Syriuszowe zdolności dyscyplinowania wciąż pozostawały wątpliwe). Poza tym, Snape zgodził się udzielać specjalnych wykładów i korepetycji dla uczniów zdających SUM-y i OWTM-y, więc właściwie ciągle będzie w pobliżu zamku, choć zdecydowanie zaprzeczał, jakoby jego zgoda na nauczanie miało coś wspólnego z tym, by mieć oko na skłonnego do wpadania w kłopoty młodego Gryfona.
Będąc daleko od bycia samotną sierotą, Harry może odwiedzić więcej domów, niż mógłby to zrobić w jedne wakacje. Oprócz jego domu, gdzie mieszkał z tatą, wiedział też, że może odwiedzić Weasleyów, Syriusza, Remusa i nawet Malfoyów, skoro Voldemort odszedł, a Draco jest jego przyjacielem. Harry lubi spędzać czas (a zwłaszcza latać) z najmłodszym Malfoyem, ale Snape nalega, by Draco odwiedzał Harry’ego, a nie odwrotnie. Chociaż Lucjusz podczas ostatniej bitwy dostał pożyteczną nauczkę i poprawił – a raczej zreformował – swoje myślenie, Snape wciąż mu nie ufał.
Ku jednoczesnej nadziei i rozpaczy żeńskiej populacji Hogwartu, Syriusz wciąż pozostał kobieciarzem, choć Harry zauważył, że spędzał coraz więcej czasu z całkiem ładną aurorką. Jej młoda stażystka, kuzynka Syriusza, również się do nich przyczepiła, a Remus dołączył do nich na kilku podwójnych randkach, gdy już upewnił się, że stażystka jest świadoma jego „futrzastego sekretu”, będąc świadkiem następstw bitwy. (Nikt jeszcze nie uznał za konieczne wspomnieć, że to ona oszołomiła wilka).
Stworek niechętnie przyznał, że niektóre nie-czystokrwiste rodziny są nawet znośne i jest o wiele mniej szalony, po tym, jak był w stanie wykonać ostatnie polecenie Rega. Grimmauld Place jest teraz pierwszorzędową posiadłością w Londynie, a Syriusz czerpał najwięcej z jego centralnej lokalizacji dzięki kilku bardzo efektownym imprezom.
Severus wciąż nie ma nikogo, pomimo największych starań Molly, ale zgodził się na prośbę Harry’ego, by spędzili ich następne wakacje w Aotearoa/Nowej Zelandii, rzekomo po to, by Harry mógł zagrać w Międzynarodowym Młodzieżowym Meczu Quidditcha, choć McGonagall również zmusiła go do zorganizowania kilku gościnnych wykładów w Gildii Mistrzów Eliksirów. Snape jednak nie wie (jednak Harry, Molly i Minerva, tak), że kuzynka Minervy kilka dekad temu wyemigrowała do Nowej Zelandii, a jej wnuczka była najnowszą Mistrzynią Eliksirów kraju, niema (ale nie do końca) przełamując rekord najmłodszego brytyjskiego Mistrza Eliksirów, pewnego Severusa Snape’a.
Mając wybór między młodą Mistrzynią Eliksirów a Brunhildą, Molly i Minerva z nadzieją patrzyły na wypełnienie prośby Lily.
Tak więc wszystko szczęśliwie się skończyło, a Harry jest wolny, mogąc spędzać większość swoich lat w Hogwarcie, w miłym, normalnym, magicznym zamku z większą ilością przyjaciół i rodziny, niż mógł zliczyć.

KONIEC

Tak, to już koniec. Aż się łezka w oku kręci. Niemal dwa lata tłumaczyłam to opowiadanie i oto dobiegło końca. Nie chce mi się wierzyć :'(

Co do spraw opków, teraz zamierzam skupić się na tłumaczeniu "Tak, jak być powinno", a zaraz potem na "Ciężarze Przeznaczenia" - kontynuacji Sprawdzianu Reprezentanta i Nocnego Strażnika. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną ;)

NDH - Rozdział 63


- No, Sssseverusie, ssskoro bachor, który przeżył jest teraz bachorem, który zginął, użyję jego krwi i twojej własnej, by mnie wskrzesić. Zobaczymy, jak wiele mogę zabrać ci krwi, zanim w końcu umrzesz. Gdzie by zacząć? Co najpierw usunąć? Oko? Ten twój haczykowaty nochal? A może tą część anatomii, z której większość czarodziei jest najdumniejszych? – Pstryknął palcami, a dwójka śmierciożerców wyszła do przodu i pociągnęła Snape’a na nogi. Mistrz Eliksirów ledwie to zauważył; wciąż myślał chaotycznie z powodu cierpienia.
Lucjusz leżał bezwładnie na ziemi, a kilku śmierciożerców zebrało się wokół niego, z radością przeklinając go, podczas gdy wił się i wrzeszczał.
Voldemort/Bellatrix zszedł z tronu, machając leniwie różdżką. Zmarszczył brwi na moment, w końcu rozumiejąc, że Snape jest zbyt zdruzgotany, by zdawać sobie sprawę ze swojego nadchodzącego zgonu, nie mówiąc o zareagowaniu na groźby Voldemorta. Tak się nie może stać – to nie będzie zabawne (nie wspominając o wartości odstraszającej dla innych śmierciożerców) jeśli Snape nie będzie do końca świadom i nie będzie się lękał każdej sekundy zamierzonej agonii. Spojrzał na Lucjusza z satysfakcją. Tak wyglądała prawdziwa sesja tortur.
- Zobaczmy, jak możemy sprowadzić twoją uwagę? – rozmyślał głośno, stukając palcem o wargę.
Za nim, Harry podniósł się na nogi. Bolała go głowa i był w naprawdę, naprawdę złym humorze. Voldesnort sprawił, że jego tata płakał, a ci głupi śmierciożercy krzywdzili tatę Draco. Harry miał tego dość.
Dwóch śmierciożerców, przytrzymujących ramiona Snape’a, obserwowało z niedowierzaniem, jak Harry wstaje za plecami Czarnego Pana. Wymienili zdumione spojrzenia, ukryte za maskami i obaj nagle zaczęli wątpić w swoją lojalność i cele kariery, ponieważ stał przed nimi niepodważalny dowód, że Harry Potter ponownie – jako jedynie dzieciak – przeżył najgorsze, co Czarny Pan mógł na niego rzucić. Co więcej, oboje zorientowali się, że ich obecne działanie, to jest powstrzymywanie opiekuna chłopca, który wciąż żył, prawdopodobnie nie będzie dobrze postrzegane przez osobę, która przeżyła nie jedną, a dwie, Avady Kedavry.
Kiedy uścisk na jego ramionach osłabnął, Snape zamrugał, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Patrzył, najwyraźniej nieświadom szalonego czarodzieja, kroczącego tuż przed nim, próbując zrozumieć, że jego syn – znowu – przeżył coś niemożliwego do przeżycia.
- Zostaw mojego tatę w spokoju! – krzyknął Harry, posyłając paskudną klątwę tnącą w stronę Voldemorta.
Czarny Pan okręcił się, ze zdumieniem odkrywając, że Harry ma się całkiem dobrze i pomimo fenomenalnego refleksu Bellatrix, zaskoczenie opóźniło go na tyle, że nie był w stanie uniknąć ani zablokować klątwy na czas. Voldemort wrzasnął z bólu, gdy klątwa Harry’ego rozcięła jego twarz, niszcząc jedno czerwone oko.
Zgromadzeni śmierciożercy, początkowo osłupieni uzdrowieniem Harry’ego, byli teraz przerażeni dowodem na słabość ich Mistrza. Jak jeden, zrobili krok w tył. Jeśli Potter mógł zrobić to Czarnemu Panu, co mógł zrobić im? Fakt, że mieli do czynienia z dwunastolatkiem nie był tak naprawdę zarejestrowany – byli zbyt zajęci gapieniem się na krwawiącego Voldemorta i oddychającego Pottera.
Nawet Snape zamarł, wciąż patrząc na Chłopca, Który Naprawdę Powinien Być Teraz Martwy. Jego mózg zatrzymał się na pytaniu „On żyje? Jak to jest w ogóle możliwe?”, choć jego serce najwyraźniej podjęło decyzję, by zignorować wszystkie jak i dlaczego, i zalało go niezwykłą radością, która przepłynęła przez jego postać.
- Harry – wyszeptał.
Zanim Voldemort albo którykolwiek z jego sług doszedł do siebie po szoku wywołanym atakiem Harry’ego, ciszę nocy przerwała seria trzasków i tuż poza kręgiem śmierciożerców pojawiły się masowo skrzaty, wraz z Syriuszem, Remusem, Dumbledorem, McGonagall, Flitwickiem, Bones, Moodym i trójką Weasleyów.
Wykorzystując jedno zaklęcie i potężną ilość magii, Dumbledore przełamał się przez osłony i niemal jednocześnie chwycił ramię Remusa, zataczając się. W następnej chwili, odzyskawszy energię, Dumbledore stanął pewnie na nogach, jego błękitne oczy zapłonęły, podczas gdy całkiem przemieniony wilkołak u jego boku ryknął z głodem. Potem Remus skoczył na najbliższego śmierciożercę i nastąpiło piekło.
 Voldemort szalenie okręcił się, starając się odróżnić wroga od przyjaciela, po czym jednocześnie został uderzony przez Avadę Kedavrę, Diffindo, Zaklęcie Wypruwające Wnętrzności i przynajmniej pięć innych morderczych klątw od strony Harry’ego i wszystkich innych. Zaklęcia tarczy, nawet przy wspaniałych umiejętnościach pojedynkowania się Bellatrix, okazały się ograniczone, gdy zostały zaatakowane jednocześnie z wielu stron przez liczne, śmiertelne ataki. Czarny Pan – nie mający już żadnego horkruksa – upadł na ziemię i więcej się nie podniósł.
Zgredek, oszalały z radości wywołanej znalezieniem swojego pana Mistrza Eliksirów sir całkiem żywego, zderzył się z kolanami mężczyzny, tuląc się do niego z całych sił. Ponieważ siła skrzata domowego była spora, a kostki Snape’a wciąż związane, dobre intencje Zgredka sprawiły, że Snape upadł do tyłu. Gdy uderzył w ziemię, dostrzegł, że Avada Kedavra Dołohowa nieszkodliwie mija go, a jego mózg zorientował się, że to dobry moment, by ponownie zacząć działać.
- Różdżka, Zgredku! Moja różdżka! – krzyknął do małego skrzata.
- Och, tak jest, panie Mistrzu Eliksirów sir! – W mgnieniu oka, Snape został odwiązany, różdżka znalazła się w jego dłoni i zaczął zaciekle zwracać klątwy i przekleństwa, które leciały w jego stronę.
Molly uchyliła się i użyła dobrze wycelowanego Protego, by uchronić Lucjusza przed złośliwą Sectumsemprą Alecto Carrow – tworząc w ten sposób Dług Życia między Malfoyami a Weasleyami – podczas gdy Filius radził sobie z Amycusem. Potem Molly uderzyła Alecto zmodyfikowanym upiorogackiem, który rozproszył przysadzistą wiedźmę na tyle długo, by klątwa miażdżąca kości Molly uderzyła ją w szyję.
- Niezły strzał, partnerze! – zapiał Filius, przeskakując ponad zakrwawionym ciałem Amycusa.
Molly skrzywiła się z irytacją.
- Celowałam w rękę z różdżką – przyznała, przechodząc nad ciałem czarownicy. – Wyszłam nieco z wprawy.
- Będziesz miała  wiele szans – ostrzegł Flitwick, a potem wpadli w następną grupę śmierciożerców.
Tymczasem, gdy tylko ujrzeli dobrze trzymającego się Harry’ego, Bill i Charlie chwycili go i wsadzili między siebie, ku wielkiej irytacji dwunastolatka. Czyż to nie on był pierwszą osobą, która upuściła krwi staremu Voldesnortowi?
Na nieszczęście dla Harry’ego, bracia Weasley nie byli pod wrażeniem jego wcześniejszych osiągnięć, a próba wyrwania się zza chroniącej go masy ich ciał zaowocowała dwoma bardzo mocnymi uderzeniami w jego zadek – jednym od każdego. Harry natychmiast zrozumiał, dlaczego Ron wolał być karanym przez profesora Snape’a zamiast swoich braci i pospiesznie zrezygnował z dalszych prób ucieczki. Zamiast tego, dość ponuro wystrzeliwał dziwaczne klątwy z pomiędzy dwójki rudzielców, gdy tylko miał na to szansę.
Jeden ze śmierciożerców użył przeciw nim Serpentsoria, a Harry spokojnie kazał wężowi odejść. Ku jego zaskoczeniu, wąż nie odpowiedział, a Charlie musiał zdmuchnąć go, zanim przybliżył się na tyle, by ugryźć.
- Harry, węże zwykle nie odpowiadają na komendy głosowe – zawołał przez ramię duży treser smoków, nieco zdenerwowany tym, co uważał za dziecinne zachowanie chłopca.
Harry zamrugał zdezorientowany, po czym z opóźnieniem przypomniał sobie to, co powiedziała mu mama. Wężomowa pochodziła od horkruksa. Teraz go nie było, tak samo jak jego umiejętności rozmawiania z wężami. Harry poczuł lekki ból. Raczej lubił swój status Mówcy.
Ale potem wzruszył ramionami i posłał zaklęcie Conjunctivitis w śmierciożercę, który celował w Billa. Zostało mu jeszcze mnóstwo magii i wolał, żeby Czarny Pan wyszedł z jego głowy, bez względu na cenę.
Fenrir Greyback był wśród śmierciożerców, walcząc w ludzkiej formie. Wciąż jednak zachował siłę wilkołaka i chwycił Amelię Bones, podczas gdy Minister walczyła z inną trójką. Chwycił jej brodę, gotów skręcić jej kark, ale zamarł, słysząc za sobą niskie, przetaczające się warczenie. Ostrożnie odwrócił głowę, by spojrzeć przez ramię i miał czas tylko na rozpoznanie Remusa, zanim wilkołak skoczył na niego, rozszarpując mu gardło.
Syriusz, walcząc jako czarodziej, wił się pod Crucio. Mimo swojej agonii, zobaczył jak kocia forma McGonagall skacze na kolejnego śmierciożercę, który przygotowywał się do rzucenia na niego Avady. Rozszarpała na strzępy szatę i maskę mężczyzny, a jego krzyki rozproszyły tego, który używał Cruciatusa na Syriuszu, przełamując zaklęcie. Syriusz zdołał podnieść się na kolana, w momencie, gdy śmierciożerca strząsnął Minervę.
Z gracją zmieniła upadek w przetoczenie i wyszła z niego już w ludzkiej formie. Warknęła: „Castrato Explosivo!” w momencie, gdy inny śmierciożerca uderzył ją od tyłu klątwą łamiącą kości.
Syriusz uporał się z jej przeciwnikiem i podbiegł do boku Minervy, czując ulgę, gdy zobaczył, że klątwa uderzyła w jej nogę, a nie kręgosłup. Czuła wielki ból, ale rana nie groziła jej życiu. Potem Syriusz odwrócił się do pierwszego śmierciożercy, chcąc upewnić się, że czarodziej nie jest dłużej zagrożeniem.
Kiedy skończył wymiotować, Syriusz odwrócił pełne bólu spojrzenie w kierunku Minervy.
- To po prostu złe – zdołał wysapać.
Pomimo bólu, uśmiechnęła się do niego ironicznie.
- Niech to będzie dla pana lekcją, panie Black. Mierząc się z czarownicami, zawsze należy być gentelmanem.
Syriusz zadrżał i odwrócił się, by poszukać kolejnego zagrożenia, ale ku jego zarówno uldze jak i rozczarowaniu, przybyli Shacklebolt i oddział Aurorów, a pozostali śmierciożercy starali się uciekać albo kulili się w pozycji embrionalnej.
^^^
Rozgromienie operacji zakończyło się stosunkowo szybko. Po stronie jasnej, martwy był Szalonooki Moody – śmiertelnie poraniony przez Rabastana Lestrange’a, mimo że zdołał wykrztusić swoją własną morderczą klątwę. Byli też inni ranni: ramię Bones zostało prawie odcięte; noga McGonagall została poważnie uszkodzona; Bill Weasley został powalony klątwą eksplodującą, chroniąc swoich braci i był wstrząśnięty i tymczasowo oszołomiony; Flitwick cierpiał  na dość okropne oparzenia, gdy miał do czynienia z transmutowanymi salamandrami, a Lucjusz był w złym stanie z powodu długich tortur jeszcze sprzed rozpoczęcia bitwy. Syriusz i Molly mieli kilka brzydkich ran i siniaków, ale to było najgorsze z ich obrażeń. Skrzaty domowe, pomimo, że przed czasem surowo ich poinstruowali, by nie zostawały i nie walczyły, oczywiście tego nie zrobiły. W mrocznym świetle uniknęły obrażeń, będąc tak nisko nad ziemią i podczas gdy nie było jasne, jak wiele zadali śmierciożercom ran, ich wysokie wrzaski wściekłości posłużyły zdezorientowaniu już zniechęconego wroga.
Po mrocznej stronie martwy był Voldemort – ostatecznie, definitywnie i permanentnie – tak jak wszyscy Lestrange’owie, Dołohow, Greyback i Alecto Carrow. Amycus stracił wiele krwi, ale zdołał przeżyć na tyle długo, by otrzymać Pocałunek, a przynajmniej tuzin innych śmierciożerców było poważnie rannych lub umierało.
Remus, którego wilk został rozpętany przez całą tą przemoc, zaczął jeść martwych śmierciożerców, głuchy na wołania aurorów, którzy starali się zabezpieczyć miejsce zbrodni. W końcu, jeden oszołomił go, gdy zaczął podgryzać Bellatrix/Voldemorta.
- Wiem, wiem… Shack powiedział, że jest po naszej stronie – broniła się różowo-włosa młoda aurorka na stażu, gdy Syriusz się jej poskarżył, – ale niszczył dowody. Poza tym – zauważyła, – tylko pomyśl, jakie choroby mógł złapać od tych ludzi. Znaczy, fuj! Naprawdę chcesz myśleć, co robiła kuzyneczka Bella?
Dumbledore i Shacklebolt aportowali się do św. Mungo z mocno rannymi, a Charlie, tylko lekko osmolony przez pomaganie Filiusowi z salamandrą, zgłosił się na ochotnika, by zabrać nieprzytomnego Remusa do swojego rezerwatu smoków w Rumunii.
- Będzie tam bezpieczny, póki się nie dowiemy, czy może zmienić się z powrotem w człowieka – zauważył Charlie. – Nawet jeśli spróbuje, jego zęby nie będą miały większego wpływu na smoczą skorupę, a każdy człowiek, głupi na tyle, by szwendać się po rezerwacie smoków zasłużył na pożarcie przez wilkołaka.
Syriusz zgodził się ze smutkiem, klepiąc futro swojego dobrego przyjaciela, podczas gdy Charlie poczynił niezbędne przygotowania.
- Będziesz posyłał mi dzienne raporty? Gdy tylko znajdę jakichś ekspertów, wyślę ci ich z pomocą.
Charlie wyszczerzył się i pokiwał głową.
- I na wszelki wypadek, poślij sporo eliksiru tojadowego.
Harry’ego bolała głowa, a jego tyłek wciąż szczypał nieco od klapsów Weasleyów, ale po bitwie nic mu nie było – przynajmniej póki nie złapał go Snape. Wtedy zaczął się martwić, że jego żebra mogą się złamać od tego całego tulenia.
- Harry, Harry. – Snape nie mógł w to uwierzyć. Widział na własne oczy, jak uderza w niego Avada Kedavra, a mimo to Harry był tu, cały i zdrowy. – Wszystko w porządku? – zapytał, gdy już znów mógł mówić.
- Nic mi nie jest, tato. Naprawdę – obiecał Harry, ale gdy tylko słowa wyszły z jego ust, ścisnęła go Molly, a potem Syriusz i tak w kółko, aż Harry był pewny, że będzie potrzebował Szkle-Wzro na swoje poobijane żebra. Nie mógł jednak powstrzymać szerokiego uśmiechu – jeśli kiedykolwiek potrzebował dowodu, że ludzie o niego dbali, właśnie go dostał. Ha! I co ty na to, wuju Vernonie, ty wielki, gruby morsie. To pokazuje, jak wiele TY wiesz.
Trzask zapowiedział powrót Dumbledore’a, wraz z sponiewieranym, ale w większości uzdrowionym Malfoyem.
- Z radością mogę poinformować, że pani Bones, Bill Weasley i profesor McGonagall będą całkiem zdrowi za kilka dni. W teraz, może zostawimy to miejsce zespołowi aurora Shacklebolta i wrócimy do Hogwartu?
Skoro osłony wokół cmentarza zostały zdjęte, nie było kłopotów z aportowaniem się do Hogwartu. Przeszli przez może dwadzieścia jardów błoni, zanim zostali otoczeni przez grupę impulsywnych centaurów, która nie chciała uwierzyć, że nie są śmierciożercami pod eliksirem wielosokowym. Dopiero gdy przybył Hagrid, by poręczyć za nich i odeskortować ich do zamku, centaury niechętnie przyznały, że mogą być tymi, za kogo się podają.
Harry, którego ramię wciąż było w uścisku taty, został potem miażdżąco przytulony przez wujka Artura, profesor Sprout i swoich przyjaciół. Skrzaty domowe dostarczyły mnóstwo kakao i przekąsek. Draco siedział obok ojca, który wyglądał gorzej, niż chłopak kiedykolwiek go widział, a jednocześnie dużo otwarciej demonstrował wszystko, niż Draco kiedykolwiek doświadczył. Lucjusz naprawdę powitał syna stanowczym uściskiem. Draco starał się zrozumieć, co się stało jego ojcu i czy ta przyjemna zmiana może trwać dłużej. Cała piątka najmłodszych Weasleyów uwiesiła się na Molly. Byli niemal oszalali z dumy, że ich mama odegrała tak istotną rolę w pokonaniu Sami-Wiecie-Kogo. Davidella Jones siedziała razem z nimi, czując się zaszczycona, że może w tym uczestniczyć i poczuła jeszcze większy szacunek do matki swojego chłopaka.
- Och, Harry, naprawdę nic ci nie jest? – zapytała Hermiona, podczas gdy Neville z niecierpliwością słuchał wszystkich szczegółów.
- Tak, nic a nic – przysiągł Harry. – A co z wami? Co się tu działo?
- To było ekscytujące, Harry! Gdy tylko ty i profesor Snape zniknęliście, wszyscy uczniowie mieli iść do swoich wież tak jak wtedy, gdy uwolnił się troll – wyjaśniła Hermiona. – Potem Hagrid i inni profesorowie zaczęli patrolować korytarze i pozwolili pomóc kilkorgu z nas… w większości dlatego, że zrozumieli, że wymknęlibyśmy się, gdyby nam nie pozwolili – przyznała. – Draco i Ron poszli z Hagridem, a Hagrid sprowadził swoich przyjaciół z Lasu, by pomogli.
- Tak, spotkaliśmy centaury! – wykrzyknął Harry, wzdrygając się na to wspomnienie.
- Och, więc mieliście szczęście – zapewniła go Hermiona. – Hagrid zdołał przekonać też akromantule do patrolowania.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się.
- Nie!
- Tak! Ron je spotkał. Zdołał nie wrzeszczeć, a Hagrid powiedział, że podobają im się jego rude włosy. Jednak nie sądzę, by Ron ponownie zbliżył się do Lasu – zachichotała. – Neville pomagał profesor Sprout upewnić się, że wszystkie ochronne rośliny wokół zamku dobrze rosną, a ja patrolowałam z Jones.
- Wow, Hermiono. Nie bałaś się? Znaczy, co jeśli śmierciożercy by się włamali do środka?
Machnęła niedbale ręką.
- W ogóle się nie martwiłam. Jones nauczyła mnie tego zaklęcia, które niemal użyła na tym Krukonie w zeszłym roku i tylko czekałam na jakiegoś śmierciożercę, który by próbował się przez nas przedrzeć.
Harry, przypominając sobie zaklęcie, zbladł nieco.
- Uch, to niezbyt miłe zaklęcie, wiesz?
Hermiona posłała mu odrobinę złośliwy uśmiech.
- Dlaczego, Harry? Jones mówi, że jest tylko jednym z kilku zaklęć tylko dla wiedźm, których mnie nauczą.
Szczęka Harry’ego opadła.
- To tego uczą na tych zajęciach tylko dla dziewczyn?
Jego przyjaciółka roześmiała się.
- Oczywiście. Chłopcy, myśleliście, że o czym się uczymy? Magicznych tamponach? Zaklęciach antyskurczowych?
Harry – chłopiec, który zmierzył się z Czarnym Panem – wyglądał, jakby był gotowy roztopić się z zażenowania na wspomnienie o „Dziewczyńskich Problemach”. Hermiona zlitowała się nad nim. Chłopców było tak łatwo wzburzyć.
- W międzyczasie bliźniacy byli zajęci organizowaniem imprezy z okazji zwycięstwa, żeby oderwać umysły innych uczniów od tego, co się działo, więc sądzę, że wszystkie cztery pokoje wspólne jutro będą wyglądać okropnie. A teraz powiedz – unieruchomiła Harry’ego nakazującym spojrzeniem, – co się działo z tobą?
Harry otworzył usta, by odpowiedzieć, ale głos Dumbledore’a przedarł się przez pełną podekscytowania paplaninę i wszyscy ucichli.
- Tak, mogę potwierdzić, że Voldemort został raz na zawsze pokonany. Jest martwy na duszy i ciele.
Przez Wielką Salę przeszedł głośny okrzyk radości, a po kolejnych uściskach, Harry skończył na kolanach Snape’a. Po raz pierwszy, nie miał nic przeciwko na siedzeniu tam, mimo tego, że był na to całkowicie zbyt duży i zauważył, że nawet Draco wcisnął się obok swojego ojca z jego ramieniem na barkach, a Weasleyowie popychali się, by po kolei siadać na lub obok swoich rodziców.
- Tylko dlatego, że Volauvent jest martwy, nie przestaniesz być moim tatą, prawda? – zapytał z niepokojem Harry.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział ostro Snape. – Głupi dzieciak. Widziałeś papiery adopcyjne. Widziałeś tam jakąś klauzulę „tylko do pokonania Czarnego Pana”?
Harry wyszczerzył się.
- Nie. Chyba ze mną utknąłeś.
Snape prychnął, ale jednocześnie ścisnął Harry’ego nieco mocniej.
Molly pochyliła się i poklepała dłoń Harry’ego.
- Pamiętaj, mój drogi, również zawsze będziesz częścią naszej rodziny. Zarówno ty, jak i profesor Snape.
Harry rozpromienił się.
- Dziękuję, ciociu Molly. – Potem, gdy uderzyła w niego myśl, rzucił: – Moja mama dziękuje za to, że pamiętałaś o swetrze, ciociu Molly.
To urwało rozmowy w całym pomieszczeniu, a Dumbledore – z wieloma iskierkami w oczach – zasugerował, że to była długa nos i być może to najwyższy czas odpocząć. Wkrótce tylko Snape, Syriusz i rodzice Weasley pozostali w Wielkiej Sali, a wszyscy spoglądali na Harry’ego z oczekiwaniem.
- No i? – powiedział Snape, starając się nie pokazać niepokoju. Czy Harry naprawdę rozmawiał ze zmarłymi rodzicami? Co mógł powiedzieć James chłopcu, wyrażając swoje obrzydzenie Snapem w roli rodzica? A co jeśli Lily wciąż była zła na Snape’a za jego uwagę o „szlamie”?
Harry zrobił wszystko, by przypomnieć sobie wszystko z rozmowy z rodzicami.
- Ummm, są szczęśliwi i w miłym miejscu. Wysyłają wyrazy miłości Łapie, Lunatykowi i tacie… I dziękują cioci Molly za sweter… - Molly uśmiechnęła się przez łzy. – I, eee, mówili, że mnie obserwują i… och! – Harry odwrócił się do Snape’a. – Tata był naprawdę wściekły, że nie posłuchałem cię w kwaterach i za to dał mi lanie i to naprawdę mocne, więc nie musisz mnie ponownie karać. Dobrze, tato? – Harry uspokoił się na automatyczne skinięcie Snape’a, ale po prawdzie, Snape był w takim szoku, że James Potter wsparł go, że zgodziłby się na wszystko. – Uch, a mama mówi, że zawsze będzie cię kochała za to, że byłeś jej pierwszym i najlepszym przyjacielem. – Harry starał się wydusić z siebie te sentymentalne słowa, – ale chce, żebyś był szczęśliwy i znalazł jakąś miłą czarownicę i się ustatkował.
Snape był głęboko poruszony troską Lily i swoją ostatnim zmartwieniem, że wciąż czułą się urażona jego koszmarną zniewagą. Dzięki temu wiedział, że ona chce, żeby był szczęśliwy i nie czuł zdrady, jeśli znajdzie miłość gdzieś indziej. Ale potem dostrzegł oceniające spojrzenie, które posłała mu Molly Weasley i przyjemne uczucia zastąpiła nagle chłodna obawa.
^^^
W następny weekend odbyła się wielka impreza i wszyscy, którzy uczestniczyli w bitwie – nawet Lucjusz – otrzymali medal. Profesor McGonagall i pani Bones zostali zwolnieni z św. Mungo pod opiekę Poppy, więc mogły uczestniczyć pomimo tego, że wciąż wracały do zdrowia.
Po ceremonii, Harry stanął na frontowych schodach zamku, obserwując ze Snapem spektakularne fajerwerki nad jeziorem i czczo bawił się medalem wiszącym na jego szyi.
Po kilku chwilach, zaniepokojony ciszą chłopca, Snape spojrzał na niego ze zmartwieniem. Inni nie umieli docenić traumy, przez którą ostatnio przeszedł chłopiec – porwany, zabity, skonfrontował się ze swoimi zmarłymi rodzicami, powrócił do życia, został złapany w bitwę…
- Wszystko w porządku? Tęsknisz za rodzicami? – zapytał, zmuszając się, by jego głos pozostał stabilny.
Harry uśmiechnął się do niego.
- Nic mi nie jest. Są tu z nami, wiesz? A ja jestem z tobą tak, jak chciałem.
Snape odchrząknął. Chłodne powietrze musiało wywołać u niego przeziębienie.
- Sentymentalny Gryfon – skarcił go, kładąc dłoń na ramieniu syna i przytrzymując go blisko, gdy obserwowali, jak niebo rozbłyskuje blaskiem wielokolorowej chwały.

KONIEC
(cóż, poza epilogiem)


Postanowiłam się nad wami ulitować i oto kolejny rozdział. Epilog pojawi się (jeśli zdążę), przed północą ;)


NDH - Rozdział 62


Harry przeciągnął się i uśmiechnął sennie, nie otwierając oczu. Było mu wygodnie, ciepło i tulił się do czyichś ramion. Czuł się bezpieczny i szczęśliwy, jakby był to pierwszy dzień letnich wakacji. Wtulił się mocniej i kilka razy wciągnął głębiej powietrze, ciesząc się słodkim, cytrusowym zapachem wokół niego, po czym jego oczy otworzyły się gwałtownie z zaskoczeniem.
- Mamusia?
Ku jego zaskoczeniu, rzeczywiści trzymała go Lily. Jej twarz wyglądała dokładnie jak na zdjęciach, choć jednocześnie śmiała się i płakała z powodu jego zdumionej twarzy. Nad jej ramieniem, obserwował go uśmiechający się szeroko James.
- Hej, Rogasiątko! Zastanawialiśmy się, kiedy się obudzisz.
- Mama! Tata! - Harry rzucił się na nich i pierwszy raz, od kiedy pamiętał, wiedział, jak to jest być pochłoniętym przez ramiona rodziców.
Przez długą chwilę, trójka nie potrafiła robić niczego oprócz tulenia się, płakania i bełkotania do siebie czułych słów.
- Mamo, pachniesz dokładnie jak twój sweter! - wyrzucił z siebie Harry, po czym zarumienił się z głupoty tego komentarza.
Jego mama tylko roześmiała się - był to słodki dźwięk, przypominający odgłosy wiosny - i powiedziała:
- Musisz za mnie podziękować za niego Molly. Nie miałam pojęcia, że trzyma go dla ciebie.
Znów dużo tulili się, ściskali i szeptali słowa miłości, ale powoli Harry zaczynał być świadom kogoś łkającego z rozpaczą z oddali. Mimo radości, Harry nie mógł powstrzymać rozproszenia. Rozejrzał się, ale nie zobaczył nic poza słoneczną łąką, rozciągającą się poza zasięg wzroku. Razem z rodzicami siedzieli na kocu piknikowym pod bezchmurnym niebem.
- Mamo? Tato? Kto tak płacze?
Lily i James wymienili spojrzenia.
- To Severus, kochanie. Opłakuje cię - wyjaśniła łagodnie Lily.
Pomimo szczęścia z powodu ponownego połączenia się z rodzicami, Harry poczuł ukłucie niepokoju. Jego biedny tata!
- Jest coś, co mogę dla niego zrobić?
- Cóż, tak, Harry, jest pewna rzecz - powiedział powoli James, jedną ręką obejmując ramiona chłopca. - Możesz do niego wrócić, jeśli chcesz.
Harry zamrugał zdezorientowany.
- Mogę? Ale myślałem, że dostałem Avadą. - Jego rodzice pokiwali trzeźwo głową. - I wciąż mogę wrócić?
Lily i James ponownie skinęli głowami, a Harry poczuł przytłaczającą go falę bólu. Jeśli mógł wrócić, dlaczego rodzice nie wrócili do niego?
Jakby mogli czytać w jego myślach, mama i tata szybko go przytulili.
- Och, kochanie, my nie mieliśmy szansy - wyjaśniła prędko Lily. - Gdybyśmy mogli, nigdy byśmy cię nie zostawili.
- Harry, przysięgam. Gdyby był sposób, byśmy mogli wrócić, nawet jako duchy, bylibyśmy tam tak szybko, jak byłbyś w stanie obrócić swoją małą główkę - uśmiechnął się James, trącając jego nos, który był identyczny do jego własnego i wywołując u chłopca szeroki uśmiech. - Ale ty jesteś w specjalnej sytuacji, mój mały.
- Jakiej? - zapytał zdziwiony Harry.
- Synku, kiedy stary Lordzio Voldzio... - Harry zaczął chichotać na określenie Voldesnorta, jakie użył jego tata, – pierwszy raz cię przeklął, zrobił coś, czego nie zamierzał. Widzisz, starał się uczynić się nieśmiertelnym poprzez rozłamanie na kawałki swojej duszy i włożenie ich w przedmioty na przechowanie. W ten sposób, gdyby dostał Avadą, części jego duszy przetrwałyby i by nie umarł.
Harry zmarszczył nos.
- To dziwne.
James parsknął, zgadzając się z nim.
- I to jak!
- I za każdym razem, jak rozdzielał duszę, tracił coraz więcej człowieczeństwa i zdrowego rozsądku - dodała Lily.
- To wiele wyjaśnia - powiedział z uczuciem Harry. - Jest teraz naprawdę zwariowany!
- Całkowita prawda - wyszczerzył się James. - Zanim spróbował cię zabić, gdy byłeś niemowlęciem, jego dusza była w tak wielu kawałkach, że praktycznie mogłaby się rozsypać przez silniejszy wiaterek. A tej nocy, nawet tego nie zamierzając, wysłał kawałek swojej duszy w ciebie. - Pacnął Harry'ego w czoło.
- Masz na myśli moją bliznę? - zapytał Harry z szerokimi oczami. - To był kawałek Volauventa?
- Tak - powiedziała Lily, przytulając go, jakby nie chciała go nigdy wypuszczać. Harry naprawdę nie miał nic przeciwko uściskowi. Miał dwanaście lat, ale rozumiał, że mama musiała nadrobić wiele lat tulenia. - To dlatego mogłeś mówić z wężami i dlatego ten śmierdzący turban, który nosił ten stary oszust, sprawiał, że bolała cię blizna. Ponieważ w tobie był jego kawałek.
- Ugh! - Nagle Harry zapragnął wziąć gorącą kąpiel. Potarł czoło. - To zwyczajnie ohydne!
- Tak, ale to ma swoje zalety - powiedział mu James. - Kiedy ta Czerwonooka Zmora rzuciła w ciebie dzisiaj Avadę, twój horkruks pochłonął większość mocy klątwy i został zniszczony. W twoim ciele zostało dość magii krwi twojej mamy - tej samej magii, która spaliła Quirrella, kiedy próbował cię zranić - dzięki czemu pozostała magia Avady Kedavry nie wystarczyła, by cię zabić. Było blisko, ale ponieważ stary Lord Wmordęmłot nie powrócił jeszcze do końca, jego magia nie jest taka, jak wcześniej. Między magią krwi i zredukowaną mocą, jeśli chcesz tego dostatecznie mocno, możesz powrócić do świata. Jeśli nie, umrzesz, tak samo, jak my - zakończył cicho, głaszcząc dłonią włosy syna.
Harry przygryzł wargę, niepewny, co zrobić. Był nieprzytomnie szczęśliwy będąc z rodzicami - w końcu - ale również tęsknił za tatą i czuł się źle, zostawiając za sobą mężczyznę, który najwyraźniej był zdruzgotany, jeśli rozdzierające serce szlochy były jakąś wskazówką.
- N-nie wiem - powiedział w końcu. - Chcę zostać z wami, ale nie chcę zostawiać też mojego taty... znaczy profesora Snape'a.
James uśmiechnął się i delikatnie wepchnął okulary Harry'ego głębiej na jego nos.
- Możesz nazywać go swoim tatą, Harry. Nie mam nic przeciwko. Cieszę się, że jest tam dla ciebie, kiedy ja nie mogę.
Jego mama uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Harry, nie będziemy nigdy nieszczęśliwi, jeśli znajdziesz ludzi, którzy pokochają cię tak, jak my. Będziemy tylko nieszczęśliwi wtedy, jeśli nie będziesz miał nikogo, kto o ciebie zadba.
- Co powinienem zrobić? - zapytał Harry bezradnie.
Lily pociągnęła go w swoje ramiona i pocałowała w głowę. Nie była tak - ech - rozmiękła, jak ciocia Molly, ale wciąż było to okropnie dobre uczucie.
- Kochanie, to twoja decyzja. My zawsze, zawsze będziemy cię kochać i będziemy z tobą, bez względu na wszystko.
Harry uniósł głowę.
- Naprawdę?
James wyszczerzył się.
- Yhym. Tak samo, jak widzieliśmy, jak łapiesz znicza na swoim pierwszym meczu Quidditcha... nawet bez miotły! - Trącił Lily łokciem. - Mówiłem ci, że ma naturalny talent!
Przewróciła oczami.
- James, powiedziałeś to, gdy miotły mógł używać tylko jako gryzaka. - Spojrzała na Harry'ego. - Zawsze byliśmy z tobą, Harry. Widzieliśmy, jak byłeś nieszczęśliwy z tą su... moją okropną siostrą, jej olbrzymim mężem i świniowatym synem...
James wydał z siebie chrząkający odgłos, ku wielkiej radości Harry'ego.
- Widziałeś, co zrobił mu Hagrid?
- Żałowałam, że nie zmienił Vernona w orkę Szamu i nie zostawił go duszącego się na podłodze tej strasznej chaty! - warknęła Lily.
Harry zamrugał i przysunął się nieco bliżej taty. Jego mama była okrutna, gdy stawała się wściekła - zupełnie jak ciocia Molly! James wciągnął Harry'ego na swoje kolana i owinął wokół niego pocieszające ramiona.
- Widzieliśmy, jak zaprzyjaźniasz się z innymi dzieciakami - Ronem, Hermioną i Draco... Wiedziałeś, że Neville przychodził do nas się z tobą pobawić, gdy obaj byliście mali?
- Tak? - zapytał z zaskoczeniem Harry. - Nie wiedziałem o tym!
- Och, tak. Uwielbialiście brać razem kąpiele - powiedział czule Lily, ignorując zdławione dźwięki upokorzenia chłopca. Okej, tego NIE należy wspominać Neville'owi!
- Eee, kiedy mówicie,  że mnie obserwujecie, nie chodzi wam o to, że ciągle, prawda? - zapytał Harry, nagle zdając sobie sprawę z pewnych czynności, których zdecydowanie nie chciał dzielić z publicznością, nie mówiąc o własnych rodzicach!
James zaczął chichotać, aż Lily posłała mu Spojrzenie.
- Nie, nie, Harry. Nie podglądamy w prywatnych momentach... obserwujemy cię tylko, gdy prowadzisz normalne życie.
- Och. Dobrze. To naprawdę nie ma znaczenia; tylko się zastanawiałem. - Ton Harry'ego był niezwykle swobodny, gdy starał się ukryć ogarniającą go ulgę.
- Tak, Rogasiątko. Oboje wiemy, że faceci potrzebują prywatności - uspokoił go tata, mrugając do niego. - Ale lubimy patrzeć, jak robisz jakiś żart... jak ten z Puchonami? To było zdecydowanie huncwockie!
- Albo gdy robisz coś miłego, na przykład pomagasz Neville'owi w zadaniu z zaklęć - dodała Lily. - Albo gdy razem z Sevem jecie razem śniadanie.
- I widzieliśmy jak... - Nagle James zmarszczył brwi i szybkim szarpnięciem przełożył Harry'ego przez swoje kolana.
- Hej! - krzyknął Harry, gdy jego nos został wbity w kudłaty koc. - Co... AU! - Krzyknął głośno, gdy pierwszy z kilku mocnych klapsów wylądował na jego tyłku. - Au, Tato! Przestań! Och!
Kręcił się i protestował, ale James wciąż trzymał go w miejscu, póki nie dał mu tuzin głośnych klapsów. Gdy został wypuszczony, Harry podniósł się na kolana, a obie jego ręce podążyły do znieważonego tyłka.
- To bolało, tato! - narzekał z oburzeniem
- Miało boleć - odparł surowo James. - Czyż Snape nie powiedział, że masz iść do wieży? A ty go nie posłuchałeś i zostałeś tylko po to, by podsłuchać? A potem wpadłeś do pokoju i zostałeś złapany, zamiast iść po pomoc, kiedy usłyszałeś, że ma kłopoty?
- Och. No, tak - przyznał z zakłopotaniem Harry.
- Powinieneś wiedzieć, że lepiej tego nie robić, Harry Jamesie - skarcił go ojciec. - Jesteś na tyle duży, by słuchać swojego taty i robić to, co ci kazał. Co Snape mówił ci o pakowaniu się w kłopoty? Zasłużyłeś sobie na wielkie lanie za swoje zachowanie.
Harry zwiesił głowę i wydął wargi. To nie było fair. Był martwy - cóż, prawie -  a mimo to dostał lanie. Wydawało mu się złe iść do zaświatów z obolałym tyłkiem. Czy bycie zaavadowanym nie było dostateczną karą?
Poza tym, klapsy były dla małych dzieci. Miał dwanaście lat, na litość Merlina. Nawet jego tata nie uderzył go od wieków, od wydarzenia, jak niemal podążył za wężem Voldemolda do Komnaty, a to było w ubiegłym roku, gdy był małym pierwszakiem! Tata powinien wiedzieć, że lepiej nie używać na nim takiej dziecinnej kary… zwłaszcza, że tak mocno piekła. Harry potarł swoje szczypiące pośladki, bardzo sobie współczując.
James przewrócił oczami i pociągnął nadąsanego syna do uścisku. Wiedział, że zjeży się na karę.
- Podejrzewam, że to i tak moja wina - westchnął. - Te lekkomyślne geny należą czysto do Potterów.
- Naprawdę? - zapytał Harry, zerkając przez swoją grzywkę. Początkowo opierał się uściskowi, ale nie mógł jeszcze dłużej gniewać się na któregokolwiek z rodziców, nawet po otrzymaniu klapsów.
James skinął głową, a jego oczy rozbłysły trochę jak Dumbledore'a.
- Tak, choć ja nigdy nie nazwałem Voldemorta „chorym pojebem”, nie mówiąc o „********”.
- Tata powiedział, że mogę używać takiego słownictwa w kierunku Voldesnorta – powiedział szybko Harry. – Tylko nie w innych wypadkach.
Poczuł ulgę, widząc, że oboje jego rodzice wydają się bardziej rozbawieni niż przerażeni jego doborem słów.
- Mówiłam ci, że uczenie go takich fraz jak „odwal się”, kiedy był malutki, będzie miało długoterminowe skutki – powiedziała Jamesowi Lily, dając mu kuksańca w bok.
- Naprawdę to robiłeś? – zapytał tatę zachwycony Harry.
James roześmiał się.
- Pewnie! Cóż, to tak naprawdę wina twojej mamy – droczył się. – To był jej pomysł, żeby odwiedzili nas Petunia i jej prosiakowaty mąż. Upewniłem się, że będziesz przygotowany.
Harry roześmiał się tak głośno, że niemal się zakrztusił.
- Więc widzisz, Harry, to te potterowe geny za każdym razem wpędzały cię w kłopoty.
- Dużo wpadałeś w kłopoty, gdy byłeś dzieckiem, tato? – zapytał ochoczo Harry.
- Och, tak. Łapa nie opowiedział ci jeszcze nawet połowy historii. Mieliśmy kilka niezłych tarapatów, a mój tata nie był ani trochę tak miękki dla nas jak Snape jest dla ciebie – powiedział James, dając Harry’emu kuksańca w brzuch. – Jednego lata razem z Syriuszem dostaliśmy tak wiele razy lanie, że praktycznie zapomniałem, jak się siada.
Harry wyszczerzył się. Już nie miał aż tak wiele przeciwko klapsom. Dla Potterów to była praktycznie tradycja.
Potem łagodne palce wsunęły się pod jego brodę i odwróciły jego twarz w kierunku jego matki.
- Mam nadzieję, że czegoś się nauczyłeś, Harry – powiedziała surowo Lily, – ­­i jeśli wrócisz, nie będziesz taki głupiutki.
- Tak, mamo – zgodził się cicho Harry. Obiecałby jej wszystko, byleby tylko zobaczyć, jak się do niego uśmiecha.
- Dobrze – powiedziała, dając mu całusa w policzek.
Harry pokręcił się, przybierając nieco wygodniejszą pozycję, omijając miejsca, w których ręka Jamesa padła najmocniej.
- Jeśli wrócę, tata pewnie również mnie zleje. Nie znosi, gdy robię coś głupiego lub niebezpiecznego lub go nie słucham, a zrobiłem wszystko na raz – westchnął, brzmiąc tak żałośnie, jak tylko mógł.
Jak miał nadzieję, natychmiast przytuliły go dwie pary ramion. Zrobił wszystko, by powstrzymać wchodzący mu na twarz ironiczny uśmieszek, gdy jego rodzice cmokali i roztkliwiali się nad nim.
- Sądzę, że nie masz się czym martwić – uśmiechnęła się do niego Lily. – Wiesz, że Sev jest dużym mięczakiem i będzie zbyt zajęty tuleniem cię, żeby cię karać.
James skinął głową.
- A jak myślisz, dlaczego dałem ci klapsy? – zapytał. Teraz Snape nie będzie czuł się co do tego zobowiązany. Otrzymałeś swoją karę, prawda?
Harry pojaśniał na tę myśl. Jego tata nigdy nie ukarałby go dwa razy za to samo, a wiedząc, że James dał mu klapsa – i to o wiele mocniej i dłużej niż on by to zrobił! – z pewnością wystarczy.
- Jesteście pewni, że nie będziecie zdenerwowani, jeśli wrócę? – zapytał Harry, a jego głos zadrżał nieco. – Naprawdę nie chcę was opuszczać, wiecie?
- Och, kochanie, nigdy nas nie opuścisz, a my nigdy nie opuścimy ciebie – obiecała Lily, odpychając łzy.
- To prawda – przysiągł James, mrugając do Harry’ego. – Utknąłeś z nami, Rogasiątko. Zawsze będziemy z tobą i zawsze będziemy cię kochać. I pewnego dnia – wiele lat od teraz, znów będziemy razem.
Harry pociągnął na nosie.
- Obiecujecie?
- Obiecujemy. A do tego czasu, będziesz zbyt duży na klapsy, bez względu na to, co zrobisz – wyszczerzył się James.
Harry odpowiedział równie szerokim uśmiechem.
- Nie będę zbyt duży dla was, byście ze mną polatali, prawda?
James zagwizdał.
- Nigdy nie jest się za dużym na latanie! Nie dowiedziałeś się jeszcze tego? – Potargał włosy Harry’ego. – Mimo wszystko, jesteś moim dzieckiem.
Lily uderzyła go w ramię.
- Czy kiedykolwiek w to wątpiłeś? – zapytała chłodno.
James przełknął ciężko.
- Ach, eee…
- Cóż, trochę chciałbym wrócić i dowiedzieć się, jaka jest moja animagiczna forma – powiedział szybko Harry, ściągając uwagę mamy. – Ukończyć szkołę i w ogóle.
- Och, Harry, to całkowicie zrozumiałe – zapewniła go Lily. Za jej plecami, James udał, że ociera czoło i bezgłośnie podziękował synowi.
Harry wyszczerzył się.
- Wiesz – powiedziała tęsknie Lily, ­– chciałabym być babcią…
Szeroki uśmiech chłopca zniknął i zaczął wyglądać na przerażonego.
- Jeszcze nie przez długi czas – zapewnił go James, klepiąc po plecach.
- Nie, nie, nie ma pośpiechu – zgodziła się Lily. – Ale któregoś dnia – powiedziała dosadnie.
- Tak – wykrztusił Harry.
 - Jeśli wrócisz, będziesz musiał przywitać się za mnie z Łapą i Lunatykiem – powiedział mu James.
- I musisz pamiętać, by podziękować za mnie Molly za sweter – dodała Lily. – I powiedzieć Severusowi, że był moim pierwszym i najlepszym przyjacielem i że zawsze będę go kochać – zakończyła ze słodki, smutnym wyrazem twarzy.
Harry pokręcił się. To była okropnie ckliwa wiadomość.
- A ode mnie możesz mu powiedzieć, że jest najlepszym tatą, jakiego mogłeś mieć – wtrącił James.
Harry rozpromienił się. Wiedział, że jego tata chciałby to usłyszeć.
- I powiedz mu, że kazałem mu być dla ciebie bardziej surowym – dodał James, w większości dlatego, by zobaczyć, jak Harry się dąsa.
- Taaatooooo! – narzekał Harry. Usłyszał, jak James wybucha śmiechem.
- Zbyt łatwo z tobą pogrywać, synu – wyszczerzył się James, wciągając Harry’ego w kolejny uścisk.
- Cóż – Harry w końcu zmusił się, by powiedzieć te słowa, – chyba wrócę, w takim razie. – Uwielbiał być ze swoimi rodzicami – byli wszystkim, na co miał nadzieję. Jego mama była tak miękka, łagodna i kochająca, podczas gdy jego tata był zabawny i się z nim droczył, ale wiedział, że będą z nim bez względu na to, gdzie pójdzie. Wiedział też, że ostatecznie znów ich zobaczy.
Już tęsknił za swoim tatą i przyjaciółmi, chciał nauczyć się więcej zaklęć, zobaczyć, czy razem z Ronem i Draco mogą przekonać Puchonów do wypowiedzenia wojny Krukonom i naprawdę chciał otrzymać więcej lodów z owocami i bitą śmietaną, które obiecał mu Snape… Wydawało mu się po prostu złe umrzeć z niewykorzystaną kartą podarunkową u Fortescue’a.
- Ale, eee, nie muszę iść w tej sekundzie, prawda? – zapytał nieco nieśmiało.
Mama uśmiechnęła się do niego.
- Sądzę, że mamy czas na ostatnie przytulenie się, prawda?
Harry wyszczerzył się i skinął głową.
W końcu westchnął i uwolnił się. Mama odgarnęła grzywkę z jego czoła i ostatni raz go pocałowała oraz dała ostatnie zadanie.
- Chcę, Harry, żebyś znalazł Sevowi jakąś miłą dziewczynę. Dorastasz i niedługo będziesz mieszkał na swoim. Chcę się upewnić, że Sev będzie miał kogoś, jak już dorośniesz.
Szczęka Harry’ego opadła. Nagle w porównaniu z tym zabicie Volauventa nie wydawało się tak trudne.
- Jak mam to zrobić? – zapytał przerażony.
James tylko westchnął.
- Nie kłóć się z kobietą, synu. Nigdy nie wygrasz.
- Ale… ale… - wybełkotał Harry.
- Nie musisz zrobić tego teraz, ale zacznij o tym myśleć i zaciągnij Minervę i Molly do pomocy. Ta Brunhilda jest całkiem miła, ale na wszelki wypadek, powinieneś znaleźć też inne kandydatki. Wiesz, może lepiej znaleźć kogoś spoza Brytanii – zadumała się Lily, – żeby odciąć się od tej całej wojny. Może kogoś z Kanady? Albo Nowej Zelandii? Sev zawsze chciał pojechać tam, by studiować lokalne składniki do eliksirów i uczyć się o obronnej magii Maorysów. Tak, tam najpierw spróbuj. Sprawdź, czy możesz go namówić na zabranie cię na wakacje do Nowej Zelandii.
Harry bezsilnie pokiwał głową.
- Dobrze, mamo.
James wyszczerzył się z aprobatą, a Lily uścisnęła go mocno.
Potem Lily pocałowała syna ostatni raz. James potargał takie same jak jego niesforne włosy i bez kolejnych fanfar, Harry odkrył, że wrócił do ciała.
Jęknął i zamrugał. Głowa naprawdę go bolała i nie był do końca pewny, co się właśnie stało. Wszystko w jego umyśle wydawało się w pewien sposób zagmatwane.
Ale potem usłyszał syczący głos Volauventa, szydzący z jego taty, zduszony krzyk Lucjusza Malfoya, kiedy jakiś śmierciożerca go przeklął, a chłodna, płonąca wściekłość nagle zalała Harry’ego.

CDN…



Jutro pojawi się ostatnia część, a pojutrze - epilog :D

poniedziałek, 29 stycznia 2018

TJBP - Rozdział 5


Z trzaskiem, Narcyza i Draco wylądowali w domu, o którym nikt nie wiedział. Razem przejrzeli rzeczy, które skrzaty zdołały uratować, czego było więcej, niż na początku myśleli. Z uśmiechem, Narcyza zagoniła skrzaty do pomocy w rozkładaniu jej ciuchów i rzeczy. Instruując, gdzie dać poszczególne rzeczy, minęła cała noc, zanim skończyli. Została ostatnia torba, a gdy ją otworzyli, sapnęli. Były w niej pieniądze z Dworu Malfoyów. Oboje zdali sobie sprawę, że musiał być na niej jakiś urok. Odnaleźli kopertę, Narcyza otworzyła ją i przeczytała głośno:
- „Oto klucz do skarbca Blacków, tylko jednego. Kiedy umrę, oczywiście dostaniecie więcej. Mimo wszystko, jesteście Blackami; nie odmówiłbym wam waszego dziedzictwa. Życzę wam powodzenia w przyszłości. Draco, zobaczymy się w Hogwarcie, ale nie wiem, kim wtedy będę. Muszę podjąć decyzję, czy pójdę tam jako Snape czy Potter. Nienawidzę Dumbledore’a i Snape’a; żałuję, że nie zostałem przydzielony do Hufflepuffu. Czyż nie byłby to dobry żart? Sławny Harry Potter w Hufflepuff! W każdym razie, do zobaczenia. Harry Bez-Nazwiska.”
Kiedy Narcyza skończyła czytać list, łza spłynęła po jej policzku. Miała pewne pojęcie, co czuł Harry. Sama ledwie znała własnego ojca. Wiedziała, jak to jest, kiedy rodzic żyje, a nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Zastanawiała się tylko, co teraz Harry zamierzał wysadzić. Czytała w gazetach o wybuchach, myśląc, kto mógłby to robić. W pewnym sensie, cieszyła się, że się martwiła, że ona lub Draco zostaną wysadzeni na jednym ze spotkań. Dzięki temu miała zajęcie i wymówki, by unikać spotkań.
Ale minęło dużo czasu, zanim wprost powiedziała Lucjuszowi: „nie, on nie idzie”. Draco miał zrobić jej za to krzywdę. Gdy odmówił, Lucjusz wpadł w furię, zamknął ich w lochach i karał klątwą Cruciatus. Po torturach, Draco wciąż odmawiał przyjęcia znaku. Narcyza nie mogła uwierzyć w odwagę swojego synka. Była szczęśliwsza, że do nich nie dołączył, niż kiedykolwiek to okazała.
Dostali Proroka Codziennego, ale przez następne kilka dni, nic w nim nie było. Harry musiał zdobyć bomby, ponieważ żadna mu już nie została, a mijały dwa dni, zanim zostawały zamówione. Miał dzisiaj szczęście, ponieważ miało się odbyć wielkie spotkanie z niemal trzystoma śmierciożercami, w tym wewnętrznym kręgiem. Snape również miał tam być.
^^^
Harry wrócił ze sklepu po odebraniu materiałów wybuchowych. Nawet Zakon nie był świadom tego, że wyszedł, dzięki cichej aportacji i pelerynie niewidce. Użył również kilka zaklęć zmieniających wygląd, ponieważ nie chciał, żeby teraz ktoś go rozpoznał. Włożył bomby w stworzone przez siebie sekretne miejsce, nie chcąc ich pod obluzowaną deską pod swoim łóżkiem.
Wziął dwie, po czym zniknął i pojawił się w domu, gdzie miało się odbyć spotkanie śmierciożerców. W chwili, gdy podłożył pierwszą bombę, usłyszał dźwięki aportacji. Szybko podłożył drugą i wyszedł, by przejść przez gąszcz, za którym kończyły się osłony. Był tylko pięć stóp od sali tronowej Czarnego Pana, która była niczym otwarty garaż. Sala tronowa była na otwartej przestrzeni z drzwiami, które prowadziły do lochów. Miejsce było niezłym pobojowiskiem.
Zanim się zorientował, przybyli nowi rekruci. Oczywiście nie było Draco, ale Snape wyglądał gorzej w znoszonym ubraniu. Jego syn nie chciał mieć z nim niczego wspólnego oraz myślał, że jego chrześniak nie żyje. Odbiło się to na niegdyś dumnym i agresywnym mężczyźnie. Nie rozmawiali jeszcze ze Snapem, pomyślał tylko Harry. Wszyscy wyglądali tak, jakby chcieli być gdziekolwiek indziej w tym momencie.
Voldemort pojawił się ostatni i wszyscy śmierciożercy pokłonili się mu. Harry poczuł, że jego serce tli się. Jego ojciec był najodważniejszym mężczyzną, jakiego znał. Nie tylko okłamywał Czarnego Pana, ale też kłaniał mu się, mimo że wiedział, że jest złym szaleńcem półkrwi. Oddech ugrzązł mu w gardle, a łzy zapiekły w oczy na myśl, że nigdy się nie dowie, jak bardzo Harry go pokochał. Harry nie zamierzał mu mówić ani dawać znać. Nikt nie wiedział, że Harry przewidział swoją śmierć na trzy tygodnie przed wakacjami. Los ostrzegł go, a on przyjął ostrzeżenie do serca. Pokazano mu różne zakończenia, ale źle zrozumiał cały sens. Mógł zmienić przyszłość, jeśli tego chciał. Harry tylko zaakceptował swój los i nawet nie myślał o innych swoich wizjach. W jednej razem z Sevem mieszkają razem, w drugiej umiera, a Sev popełnia samobójstwo po stracie syna. Wyglądało na to, że w rodzie Snape’ów był jasnowidz i został stłumiony, gdy zrobili z niego kopię Jamesa Pottera.
- Moi nowi rekruci, podejdźcie – powiedział Voldemort. Jego wężowy głos miał rozkazujący ton, który również nie miał w sobie ostrzeżenia, ale tego wieczora nie miał dostać tego, co chciał. Żaden nie podszedł, tylko potrząsnęli głowami.
Severus czuł dumę z ich powodu, ale wolał, żeby stali się śmierciożercami, niż żeby stracił dziś większość Slytherinu. Niestety Czarny Pan miał dzisiaj sprawy do załatwienia, więc syknął do Severusa.
- Wracaj do Hogwartu, Severusie. Niech starzec myśli, że zostali zwerbowani. – Potem odwrócił się do innych, podczas gdy Snape wciąż nie zniknął. – A wy sprawcie, żeby zmienili zdanie. Zróbcie wszystko, ale nie zabijajcie. – Po czym zniknął z trzaskiem.
- Słyszeliście pana, ludzie. Zabawmy się – powiedział Nott, który był wiernym sługą. Zraniłby własnego syna, gdyby nie działania Harry’ego, choć nie wiedzieli o tym.
Harry wykradł się, wciąż pod peleryną, wciskając monety w dłonie rekrutów. Marszczyli brwi, ale i tak trzymali je w dłoniach, wiedząc, że jest tam ktoś, ale nie będąc pewnymi, czy chce im pomóc, czy przeciwnie. Zaryzykowali, że to zbawiciel i nie chce ich zranić. Wcisnął jedną w dłoń Severusa Snape’a i wypowiedział słowo aktywujące świstoklik. Harry sprawił, że wyglądało to tak, jakby Severus aportował się na zewnątrz, po czym aktywował świstokliki rekrutów i zniknęli. Snape odwrócił się, a jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył, że jest z rekrutami, którzy sprzeciwili się Czarnemu Panu. Pozostali śmierciożercy obserwowali, jak młody mężczyzna przebiega przez pomieszczenie, naciskając przycisk. Peleryna Niewidka leżała w jego ramionach. Została przywołana, ale Harry zdołał przywołać ją z powrotem. Poruszał się szybko, nie chcąc zostać złapanym przez śmierciożerców albo dać im szansę na ucieczkę, zanim wybuchnie bomba.
Wszyscy upadli, gdy głośny wybuch rozwalił dom. Rekruci wylecieli w powietrze, a kilku z nich złamało ręce lub nogi. Wszyscy zobaczyli postać, która nie była śmierciożercą, która upada, po czym podnosi się i znika z trzaskiem. Sev przeklął się, że nie przyjrzał się facetowi bliżej. Budynek wybuchnął z wewnętrznym kręgiem w środku, oraz ponad trzystoma śmierciożercami. Wkrótce nie zostanie żaden. Wiedział, że jeśli Voldemort będzie miał szczęście, ostanie mu pięćdziesięciu sześciu śmierciożerców, rozsianych po świecie.
Severus aportował się na Grimmauld Place i zwołał zebranie. Dumbledore przybył, gdy tylko to usłyszał, tuż za nim była McGonagall, a potem drzwi otwierały się i zamykały, gdy wpadała do środka reszta Zakonu. Zamknąwszy i zabezpieczywszy drzwi, wszyscy usiedli. Severus nie mówił, póki nie wypił kilku szklanek brandy. Nie mógł uwierzyć, jak bliski był dzisiaj śmierci.
- Severusie, co się stało? – zapytał Dumbledore. Wszyscy słuchali uważnie, nie chcąc przegapić ani jednego słowa, które miało zostać wypowiedziane. Dumbledore cieszył się, że w końcu dostanie jakieś informacje od mężczyzny; ostatnio Voldemort był zbyt cichy. Nie był świadom tego, że nie dostanie świetnej informacji, ale dla Severusa, była najlepsza.
- Trzysta śmierciożerców zginęło w kolejnej z kryjówek Czarnego Pana – powiedział Severus, ciesząc się oszołomionymi wyrazami twarzy reszty. W zamachach zginęła już setka, ale trzysta to strasznie dużo. Jak ostatnim razem, Szalonooki uśmiechnął się ironicznie; cieszył się, że mieli to z głowy.
- Jak to się stało, Severusie? Zacznij od początku! – powiedział Dumbledore. Bardziej przypominało to Severusowi rozkaz, co mu się nie podobało, ale i tak odpowiedział.
- Jak zwykle poszedłem na spotkanie. Kazano mi sprowadzić nowych rekrutów z domu Notta do sali tronowej, a potem wszedł Voldemort. Wszyscy odmówili przyjęcia Mrocznego Znaku – powiedział Severus, brzmiąc na dumnego. – Czarny Pan naskoczył na nich, ale powiedział, że ma kolejne spotkanie. Co to za pilna sprawa, nie wiem. Potem deportowałem się na zewnątrz – Severus wciąż nie był świadom tego, że wydostał się świstoklikiem. – Nowi rekruci byli tuż za mną. Nie wiem, czy deportowali się, czy użyli świstoklika. Zanim mogłem coś wymyślić, cały dom wybuchnął. Upadłem, a inni zostali ranni, to na pewno. Słyszałem kilka łamanych kości. Nie mogłem im pomóc. Nie zaakceptowali znaku; mam tylko nadzieję, że jakoś się stamtąd wydostali. Potem ktoś wyszedł z budynku i jak sądzę to była osoba, która wysadziła wszystko, ale nie przyjrzałem się jej, przepraszam – powiedział Severus, kończąc historię.
- Dziękuję, Severusie – powiedział Dumbledore. Błyski dawno opuściły jego oczy. Opadł na krzesło, dziękując bogom, że Voldemorta tam nie było, bo wiedzieliby o tym. – Co z aurorami? Znaleźli jakieś wskazówki, co do tego, kto to robi? – zapytał Dumbledore, który teraz był bardzo zdesperowany. Musiał znaleźć tego, kto to robi, zanim zniszczy ciało Voldemorta i pośle jego duszę w świat. Nie będzie mógł zabić Harry’ego, jeśli Voldemort nie będzie miał swojego ciała. Wtedy nie będzie to miało sensu.
- Wciąż nie ma żadnych wskazówek, Albusie. Przepraszam. Nie ma nic, bez wzglądu na to, jak się staramy! – powiedziała Tonks. Shacklebolt skinął głową, zgadzając się z nią.
Niedługo potem, spotkanie Zakonu zakończyło się i wszyscy opuścili Grimmauld Place. Dyrektor wyglądał, jakby miał się zaraz załamać, podobnie jak McGonagall.
^^^
Harry aportował się do swojego pokoju. Z westchnięciem ulgi, poszedł się umyć, by pozbyć się zapachu dymu z ubrań i skóry. Po tym, poszedł coś zjeść, ale zdołał wcisnąć w siebie tylko kanapkę. Nie mógł uwierzyć w to, jaki jest zmęczony, ale czego można się spodziewać, kiedy ciągle miał wizje wywołane Voldemortem? Z ziewnięciem, udał się do spania.
Harry przespał całą noc. Nawet wściekłość Voldemorta, która była większa niż kiedykolwiek, po stracie trzystu sługusów, nie zakłóciła mu snu. Wyładował wściekłość na mugolach, ale Harry nic z tego nie czuł. Spał wyczerpany i nie zamierzał budzić się wkrótce.
^^^
Severus teleportował się z Grimmauld Place pod bramy Hogwartu. Wkroczył majestatycznie do środka, mimo że nie czuł się w ten sposób; był zbyt wyczerpany. Z ziewnięciem, usiadł i wypił dziewięć równych łyków brandy, cały czas siedząc ze zdjęciem, które miał od zawsze i o nim pamiętał.
Było to zdjęcie Lily Evans-Snape, Harry’ego Snape’a i Severusa. Razem. Harry był w ramionach ojca, a Lily trzymała Neville’a. Byli bliskimi przyjaciółmi z Frankiem i Alicją. Snape naprawdę ciężko starał się przejąć opiekę nad Nevillem, gdy Longbottomowie zostali przeklęci do szaleństwa; Neville miał tylko rok. Severus tylko myślał o tym idealnym czasie, mając nadzieję, że pewnego dnia jego syn zrozumie, dlaczego to zrobił. Nie rozumiał, jak Harry może nie zauważać, co zrobił dla jego dobra; porzucił syna, by Harry mógł mieć normalne życie.


niedziela, 28 stycznia 2018

TJBP - Rozdział 4


Lord Voldemort miał miliony rekrutów na całym świecie. Byli mistrzowie eliksirów, mistrzowie obrony i wiele innych ludzi; niemal wszyscy czystokrwiści, ale było również wielu półkrwi. Tylko jedna osoba wiedziała o mugolskim dziedzictwie Voldemorta i był nią Lucjusz Malfoy. Choć Severus wiedział, że nie powinien. Przez ostatnich kilka dni Voldemort był tak wściekły, że Harry miał całkiem dobry wgląd w jego umysł. Pokazał Harry’emu kilka ślizgońskich dworów, o których nie wiedział nikt oprócz Voldemorta oraz to, gdzie były jego pieniądze i co z nimi trzymał.
Harry ubrał się w czarne spodnie, ciemnozieloną kamizelkę i czarną koszulkę. Włożył glany i zapiął w pasie pasek z nożami, ukrywając go koszulką. Wokół głowy zawiązał wojskową bandanę, ponieważ jego włosy wiele urosły. Mógł założyć klamrę, ale jeszcze nie zdołał jej kupić.
Harry zszedł na dół i zjadł jabłko, po czym magicznie przygotował śniadanie używając magii bezróżdżkowej, wiedząc, że nie mogła zostać wykryta. Upewnił się, że wszystko spodoba się Vernonowi i ciotce, po czym wbiegł z powrotem na górę, do pokoju. Wyjął pustą torbę (wszystko, co wczoraj w niej było, znalazło się w starym kufrze szkolnym) i zniknął z trzaskiem.
Pojawił się w lochach Dworu Malfoyów, które widział wczorajszej nocy.  Podłożył bombę poza lochami i wszedł na górę, by założyć kolejną w innym pomieszczeniu. Potem podkradł się z powrotem do lochów. Coś mu kazało to zrobić.
Harry sapnął. Nie mógł w to uwierzyć. W łańcuchach stał cholerny Draco Malfoy, wraz z kobietą, którą widział raz na Mistrzostwach Świata w Quidditchu, panią Malfoy.
- Nie mogę ich tu zostawić – powiedział do siebie, po czym podszedł i krzyknął: – Alohomora! – Coś kliknęło i zostali uwolnieni.
Przypominając sobie, że Zgredek mówił mu o bracie, którego zostawił w Dworze Malfoyów, zmarszczył brwi i powiedział:
- Zgrubek? – Z trzaskiem pojawił się skrzat, którego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył młodego mężczyznę ze swoją panią i młodym mistrzem. Zanim mógł przemówić, młody mężczyzna odezwał się do niego i to miło!
- Zgrubku, witaj. Jestem Harry Potter. Ktoś mi o tobie powiedział. Wiesz, że twój brat za tobą tęskni? Swoją drogą jest on w Hogwarcie. Wyprowadź z Dworu wszystkie skrzaty. Za chwilę nic z niego nie będzie. Chcę, żebyście przeżyli i nie musieli pracować ponownie dla tego złego mężczyzny. Sprowadź kilka skrzatów, by pomogły mi wydostać stąd tą dwójkę. Teraz idź, musimy ruszać, to miejsce wybuchnie. Zabierz ze sobą to, co chcesz! – powiedział Harry.
Harry podszedł do drugiego końca lochów Malfoyów i zobaczył sejf. Był otwarty i najwyraźniej ktoś tam przedtem był. Wzruszając ramionami, zaczął wyciągać pieniądze, biżuterię i inne rzeczy, które rozpoznawał z Domu Blacków. To musi być jej spadek, pomyślał. Dzięki bogom za zaklęcie nieważkości, albo nie byłbym w stanie tego wynieść. Hej, jeśli jestem Snapem, jestem spokrewniony z Malfoyami. To oznacza, że mogę wziąć jeden z ich mieczy!
Zdając sobie sprawę, że spędził to zbyt wiele czasu, wrócił i dostrzegł, że skrzaty unoszą Draco i panią Malfoy (nigdy nie słyszał imienia pani Malfoy, więc nie mógł nazwać jej inaczej). Kazał skrzatom podążyć za nim i zniknął z trzaskiem.
Z kolejnym trzaskiem dwójka Malfoyów i skrzaty pojawiły się bezpiecznie w pokoju Harry’ego na Privet Drive. Nie wiedział, dlaczego chciał ich ocalić, ale to zrobił. Harry sięgnął pod poluzowaną deskę i wyjął uzdrawiające eliksiry oraz kilka innych, które sam uwarzył. Odkorkował je, otworzył usta Malfoyów i potarł ich gardła, aż wszystkiego nie przełknęli. Skrzaty stały skulone w kącie, mając nadzieję, że ich pani i młody mistrz wyzdrowieją.
Setki mil stamtąd, śmierciożercy i Lucjusz Malfoy czekali, by zabawić się nieco z Draco i żoną mężczyzny. Wszyscy chcieli mieć ich kawałem i przekonać Draco. Życie Lucjusza i tak było stracone, ponieważ przyrzekł oddać Voldemortowi swojego pierworodnego na własnej inicjacji.
Harry przypomniał sobie o naciskach detonatora. Szybko je nacisnął i wysadził dwór na kawałki. Lucjusz Malfoy i reszta nawet nie wiedzieli, co ich uderzyło, nieświadomi tego, że już więcej się nie obudzą. Niektórzy z nich zmarli powolną bolesną śmiercią, gdy aurorzy otoczyli miejsce.
Na Privet Drive, chwilę zajęło Malfoyom powrót do przytomności. Draco był pierwszy. Wydawało się, że ma o wiele mniej siniaków i wyglądał na mniej zagłodzonego niż jego matka. Otwierając oczy, zastanawiał się, gdzie to piekielne piekło. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam było to, że byliśmy w lochach z moim tak zwanym tatą, myślał Draco. Jak mój uprzednio kochający tata mógł stać się tak paskudny?
- Witaj z powrotem, Malfoy – powiedział Harry, siedząc na łóżku, gdy czekał, aż dwójka się obudzi.
Draco natychmiast zażądał odpowiedzi.
- Gdzie jestem, Potter? – zapytał Draco. Wciąż był w jedwabnej zielonej koszulce i czarnych spodniach sprzed tygodnia, kiedy w domu odmówił Mrocznego Znaku. Nigdy nie zgadzał się z planami Czarnego Pana. Voldemort mógł nie być aż tak dobry, skoro pokonało go roczne dziecko, a potem znowu, gdy miało jedenaście lat, dwanaście, czternaście i piętnaście,  prawda? Tak Draco to widział. Jego głos brzmi inaczej niż zwykle. Co się z nim, do diabła, stało? Brzmi dokładnie jak wujek Sev. Nie, nie może być. Będę musiał go zapytać, jak się zmienił, myślał, zanim Harry odpowiedział.
- Witaj w moim domu, Draco. Chyba chcesz wiedzieć, jak się tu dostałeś? – zapytał Harry, zdejmując pasek i bronie. Draco gapił się na Harry’ego, który nawet wyglądał jak jego wuj. Co tu się dzieje? Nosi się na czarno i nawet wygląda dobrze, pomyślał. Choć nie był gejem, mógł przyznać, że Harry nigdy wcześniej nie wyglądał tak dobrze.
Draco tylko skinął głową, więc Harry powiedział:
- Poczekamy, aż twoja mama się obudzi. – Kiedy zobaczył grymas Draco, zapytał: – Boli cię?
Draco skinął głową, więc wyjął jeden ze swoich specjalnych eliksirów przeciwbólowych z ukrytej dziury i podał mu go. Niemal roześmiał się, gdy Draco odetchnął z ulgą, przypominając sobie, jak to jest być w stanie wziąć eliksir.
Minęła prawie godzina, zanim pani Malfoy zaczęła się ruszać i otworzyła oczy. Draco znalazł się tuż obok niej, pomagając jej się podnieść.
- Wszystko w porządku, mamo? – zapytał. Ale jej spojrzenie było utkwione w Harrym.
- Kim jesteś? – zapytała, chcąc podziękować tajemniczemu mężczyźnie, który uratował ją i jej syna.
- Miło mi panią poznać, pani Malfoy. Jestem Harry. Myślałem, że jestem Potter, ale okazuje się, że to nie prawda, jak widzicie. Byłem okłamywany całe życie – powiedział Harry, wyciągając palce. Dokładnie jak mój tata, pomyślał Harry. Poczuł za nim uczucie tęsknoty, ale pozbył się go. Nie potrzebował swojego taty, nie po tym wszystkim, co powiedział i zrobił.
Patrzyła się na niego, myśląc: Ani trochę nie wyglądasz jak Potter. Wyglądasz jak mój dobry przyjaciel, Severus. Lily i Severus! Raz ich przyłapałam. Musieli być w związku albo może romans? Biedny Harry, tak okłamywany.
- Wyglądasz jak Severus – wykrztusiła. Kiedy zobaczyła smutne spojrzenie w oczach Harry’ego, natychmiast tego pożałowała. Biedne dziecko, myślała tylko. Draco obserwował wszystko z rozszerzonymi oczami.
- Tak, jest moim ojcem i wie o tym. Po tych wszystkich latach oczekuje, że do niego wrócę z otwartymi ramionami. Ale nie zdaje sobie sprawy, że nigdy nie będziemy ojcem i synem. Nie po tym czasie i po tych wszystkich ostrych słowach. Ale wciąż go szanuję; po prostu nie potrafię być jego synem. To zbyt boli – powiedział Harry, w końcu wyrzucając z siebie nieco bólu. Kobieta wstała i przytuliła go. Dlaczego Severus miałby ranić swojego syna? Zawsze go chciał, myśleli Draco i Narcyza.
- Jak nas stamtąd wydostałeś? – wyszeptała.
- Czy mogę rzucić na was zaklęcie, żebyście nie mogli o tym powiedzieć komukolwiek? – zapytał Harry, wyglądając, jakby żałował, że nie może nikomu zaufać. Na szczęście pokiwali głowami. Harry wyszeptał kilka słów w łacinie i od teraz nie byli w stanie powiedzieć o tym komukolwiek.
- Jestem połączony z Czarnym Panem przez bliznę na czole. Widzę rzeczy, których nie chcę być świadkiem. Ostatnio zdałem sobie sprawę, że jeśli jesteśmy połączeni, to będę mógł wejść do jego kryjówek. Kupiłem mugolskie bomby i podłożyłem je w miejscach, które widziałem oczami Czarnego Pana. Nie wiedziałem, że tam jesteście. Podłożyłem bomby i już miałem wysadzić to miejsce, gdy nogi poprowadziły mnie z powrotem do lochów. Kiedy was zobaczyłem, wezwałem skrzaty i zanim zapytacie, Zgredek powiedział mi o swoim bracie, który wciąż był w Dworze Malfoyów i o jego rodzinie, która została zabita przez Lucjusza – powiedział Harry.
- Tak, Grubek i Zgrabka byli jego rodzicami. Mieli Zgredka i Zgrubka. Sądziliśmy, że Zgredek nie żyje. Najwyraźniej się myliliśmy. Jak zdołałeś wyrwać go z łap Lucjusza? – zapytała z ciekawością. Draco również uważnie słuchał.
- Ach, cóż. Na drugim roku, kiedy Ginny zdobyła dziennik Riddle’a, Zgredek wciąż do mnie przychodził. Mówił mi, żebym nie wracał do Hogwartu. Używał magii. Upuścił deser na gości moich krewnych i zaczarował tłuczka, żeby za mną latał. Potem dowiedziałem się o Komnacie Tajemnic i gówno. I zanim zapytacie, nie poszedłem na dół, by uratować Ginny, tylko dla własnej korzyści, by uratować siebie przed mieszkaniem tutaj przez cały rok. Nie chciałem, żeby zamknęli szkołę. Jeśli wszyscy myśleli, że chciałem uratować Ginny, to lepiej. To dziwne, nie troszczyć się już o innych. Sądzę, że zaklęcia Pottera rozwiały się i naprawdę dorosłem. Przed zakończeniem roku szkolnego, uznałem, że sarkazm profesora Snape’a jest zabawny i nie znosiłem Hermiony i Rona. Nie rozumiałem tego, ale teraz chyba tak – powiedział Harry, nie mówiąc im, co usłyszał i przez co ich nienawidzi.
- Wow – tylko tyle zdołał powiedzieć Draco. Jego wuj Sev miał dziecko, pozostawione w mugolskim domu i o którym nigdy nic nie powiedział! Co gorsze, strasznie je zastraszał, a teraz oczekuje, że ono będzie go chciało. Z moim wujem jest zdecydowanie coś nie tak, myślał Draco. Ostatecznie doszedł do wniosku: Zasługuje na to, co teraz robi mu Harry. Nigdy nie sądziłem, że to ty jesteś tym głupim, wuju Sev.
Harry wstał z łóżka i podszedł do skrzatów.
- Wracajcie i zobaczcie, czy coś można ocalić z wybuchu. Nie pozwólcie, by czarodzieje was złapali. Jesteście skrzatami dworu Malfoyów, póki nie zostaniecie zwolnieni. Gdy to zrobicie, będziecie wolni na własnej ziemi – powiedział, sprawiając, że skrzaty stanęły dumnie i prosto.
- Zobaczymy państwa ponownie, panie Malfoy, pani Malfoy – powiedział jeden i zniknęły z trzaskiem, lądując w gruzach. Skrzaty zaczęły ratować, co tylko mogły dla czarodzieja, który tak wysoko je cenił. Nie zażądał, by to zrobiły, ale ich o to poprosił. Spędziły tam trzy godziny, zbierając wszystko, co mogły, a było tego wiele. Pracownicy Ministerstwa byli na tyle mili, że zmienili kamienie w pudła, by mogli w nich wszystko wynosić. Były to ubrania i inne rzeczy, które były chronione i nic im nie było. Szkolny kufer Draco ocalał niezniszczony, wraz z większością rzeczy osobistych pani Malfoy.
^^^
Wszyscy jak najszybciej weszli do budynku. Spotkanie zostało zwołane natychmiast. Nikt nic nie mówił Dumbledore’owi i naprawdę mu się to nie podobało. Nie było to spotkanie całego Zakonu, tylko wewnętrznego kręgu: Snape, Shacklebolt, Tonks i pan i pani Weasley. Nie było wiele ludzi. Szalonooki się spóźniał i aktualnie na niego czekali. Dumbledore, który z każdą sekundą starał się coraz bardziej zniecierpliwiony, postanowił wprowadzić go później.
- Dobrze, Severusie. Nie zostałeś wezwany, więc nie masz więcej informacji – powiedział Dumbledore, stwierdzając fakt.
Snape tylko skinął głową. Był cichszy niż normalnie; jego syn miał na niego taki wpływ. Nienawidził swojego syna, ponieważ Dumbledore mu kazał. Nigdy nie powiedział synowi, kim dla niego jest, ponieważ Dumbledore mu zabronił. Zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że dyrektor manipulował nim całe życie. Dyrektor lubił ciszę Severusa. To oznaczało, że jest bardziej kontrolowany, ale gdyby zajrzał w głowę Severusa, wiedziałby, że jest na odwrót.
- Tonks, co słychać w Kwaterze Głównej Aurorów? – zapytał Dumbledore.
- Wszystko wrze. Dwór Malfoyów został zrównany z ziemią. Lucjusz nie żyje. Znaleźliśmy tam wiele innych ludzi, których nie idzie zidentyfikować. Skrzaty są nieugięte, że nie możemy powstrzymać ich od zabrania rzeczy. I tak nie mówią nic ważnego. Tylko o tym, co mogą zebrać, a nie jest w strzępach – powiedziała Tonks.
- Co? Dwór Malfoyów został zbombardowany? – zapytał z niedowierzaniem Dumbledore. W myślach przeszukał wszystkich, którzy mogli wejść do Dworu. Stało się jasne, że robi to ktoś magiczny. Pytaniem było, kto? Nie mogli powiedzieć, ponieważ Harry używał bomb, a nie magii, a przynajmniej nie różdżki, co oznaczało brak jakiejkolwiek sygnatury. Nie mogli nawet rzucić okiem na magiczny podpis.
- Tak – odparła tylko Tonks.
Severus otrząsnął się z szoku i wybiegł z Grimmauld Place, zanim mogli go powstrzymać. Właśnie mógł stracić swojego chrześniaka i dobrą przyjaciółkę, Narcyzę. Nic nie mogło go powstrzymać przed pójściem. Pojawił się w Dworze Malfoyów, by samemu to zobaczyć, po czym aportował się do wszystkich miejsc, które znał i w których Narcyza mogła ukryć się przed Lucem, jednak były one puste.
^^^
- Proszę – powiedział Harry, dając pani Malfoy pieniądze i biżuterię z Dworu. Wyczarował torbę, nie chcąc oddawać swojej ulubionej i zapytał marzycielsko: – Nie dasz mi tego miecza, prawda? Czuję z nim powiązanie.
- Możesz go wziąć. Wiele lat temu należał do Anny Black i Dragona Malfoya. Był przekazywany każdemu Blackowi, który poślubił Malfoya, a to dzieje się od pokoleń – powiedziała Narcyza.
- Dzięki – powiedział Harry. – Nigdy wcześniej nie dostałem prezentu. Kilka bzdur od Granger i Weasleya, ale to wszystko. Mój własny tata nic mi nigdy nie wysłał. Byłoby miło, gdyby mi powiedzieli, że mój tata żyje, a jednak sam musiałem to zrozumieć w wieku piętnastu lat.
- Wszystko dobrze. Nie wiem, co jest nie tak z Sevem, ale zawsze chciał dziecko. Czy to dlatego, że mieli romans i nie chcieli, żeby to się wydało? – zapytała Narcyza.
- Chciałbym, żeby tak było. Um, właściwie, nie znam całej historii, tylko się dowiedziałem, że jest moim tatą. Z tego, co wiem, sądzę, że kochał mamę. Może tata, znaczy James, był ich przyjacielem i poślubił ją, by chronić Snape’a i mnie. James mnie przyjął i umarł za mnie, robiąc więcej, niż kiedykolwiek Snape – powiedział Harry.
Narcyza znów go przytuliła. Uwolniła swoją rodzinę ze szponów tych dwóch wariatów, Voldemorta i Lucjusza. Cieszyła się, że wraz z synem uciekła. Nie mieli długów życia wobec Snape’a, ponieważ Harry wciąż nazywał się Potterem.
- Lepiej idźcie. Macie się gdzie podziać? – zapytał Harry, wskazując na ich obu.
- Dziękujemy. I tak, mamy gdzie iść. Sądzę, że czas się pożegnać – rzekła Narcyza. Wraz z Draco spojrzeli na skrzaty domowe, które niedawno wróciły i wzięły pudełka.
- Do widzenia, Harry – powiedział Draco. – Trzymaj się i mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce, pewnie w szkole. – I z trzaskiem, Malfoyowie i ich skrzaty zniknęli. Harry opadł na łóżko i zaczął czytać książkę.


11PTW - Niepogoda


Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Weathered
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 11/50
Opis: Mugolskie AU. Syriusz i Remus dochodzą do porozumienia z powodu okoliczności.


- Świat potrzebuje więcej takich ludzi, jak ja. Wiem o tym.
Remus przedzierał się przez las, desperacko pragnąc, żeby zgubił się z kimkolwiek innym.
- Masz strasznie duże mniemanie o sobie, prawda, Black?
Syriusz wzruszył z tupetem ramionami, a jego oczy błysnęły żartobliwie.
- Wiem, że mam to coś, więc czemu się tym nie chwalić?
Remus przewrócił oczami na czystą arogancję, która emanowała od jednego z jego najmniej ulubionych ludzi.
- Mógłbyś przestać klepać się po plecach? Mamy czym się martwić, jak na przykład fakt, że zgubiliśmy się w lesie i nie umiemy znaleźć drogi do obozu. Postaraj się wykorzystać nieco swojego ledwie używanego mózgu, by znaleźć wyjście z tej sytuacji.
- Czy ktokolwiek powiedział ci już kiedyś, że za bardzo się martwisz?
Remus wymamrotał coś pod nosem. Syriusz przybliżył się nieco.
- Co? Nie słyszałem?
- Lily – niechętnie przemówił głośniej.
Syriusz skinął głową, wyglądając na bardzo zadowolonego.
- Tak myślałem. Naprawdę powinieneś wyluzować i nauczyć się nieco bardziej cieszyć życiem.
Remus spiorunował wzrokiem uśmiechającego się ironicznie mężczyznę.
- Wezmę to pod uwagę. Kiedy nie będziemy straceni w lesie! Więc, jak wydostaniemy się z tej sytuacji?
- Um, nie jestem pewny.
Remus ponownie przewrócił oczami. Może wypadną mu z oczodołów przez takie przewracanie. Potrzebując złapać oddech, oparł się o najbliższe drzewo.
- Pić mi się chce – przyznał cicho, pewny, że Syriusz użyje tej małej ciekawostki przeciw niemu.
Syriusz zdjął plecak i zaczął w nim grzebać na ślepo. Wyciągnął butelkę i podał mu ją z uśmiechem, bez żadnej widocznej złośliwości.
- Proszę, napij się wody.
Remus zamrugał, zastanawiając się, czy nie jest to jakaś pułapka, ale był zbyt spragniony, by oddać butelkę.
- Dzięki – wymamrotał i wziął mocny łyk, pozwalając, by chłodna woda ukoiła jego spieczone gardło. Kiedy oddał butelkę, ponownie zapytał: – Więc co teraz?
Syriusz spojrzał w niebo.
- Przynajmniej jest piękny dzień.
Remus podążył za spojrzeniem Syriusza i nie mógł się nie zgodzić. W chwili, gdy otworzył usta, by wyrazić zgodę, ciemne chmury zaczęły wtaczać się na niebo i zamiast tego, zapytał:
- Co takiego mówiłeś?
Syriusz roześmiał się.
- Jest tylko nieco pochmurnie? Nie jest tak źle. Przynajmniej będzie nieco chłodniej.
Remus otworzył usta, by odpowiedzieć, ale rozległ się grzmot i zaczęło padać. Zamknął oczy i krzyknął, by zostać usłyszanym pomiędzy strugami deszczu:
- Tylko chmury, mówisz?
Syriusz złapał Remusa za rękę i zaczął go ciągnąć.
- Schron! – krzyknął.
Remus pozwolił, by go zaciągnął za sobą, robiąc wszystko, by zostać w pionie. Potknął się o jakąś skałę i wpadł na Syriusza, który upadł ciężko.
Usłyszał udręczony krzyk i poczucie winy przelało się przez jego ciało. Mógł nie lubić Syriusza, ale zdecydowanie nie zamierzał go skrzywdzić.
- Tak bardzo przepraszam! – wykrzyknął, pomagając Syriuszowi odwrócić się, by usiadł zamiast klęczeć.
Przez sposób, w jaki Syriusz trzymał się za kolano, jak zamykał oczy z bólu, Remus wiedział, że jest ono przynajmniej stłuczone. Rozejrzał się, mając nadzieję, że wymyśli, jak wydostać ich z tej sytuacji. Zobaczył duży głaz i wpadł na pomysł.
- Zostań tu – rozkazał głośno poprzez deszcz. Ruszył w stronę głazu i wspiął się na jego szczyt, mając nadzieję, że będzie w stanie zobaczyć jakieś miejsce, gdzie mogliby się ukryć. Rozejrzawszy się, był całkiem pewny, że zobaczył jaskinię i ostrożnie zszedł w dół.
Wrócił do Syriusza i delikatnie pomógł mu wstać.
- Oprzyj się na mnie.
- W każdej chwili – krzyknął Syriusz.
Remus przewrócił oczami.
- To nie jest najlepszy moment na flirt!
Powoli przedzierali się przez las, bardzo ostrożnie stąpając, podczas gdy deszcz wciąż spływał im po plechach. Nie minęło tak wiele czasu, zanim zdołali odnaleźć jaskinię, którą widział Remus. Powoli weszli do środka.
Nie był pewny, co Syriusz myślał, że Remus miał nadzieję, że nie będzie przed nimi leżał niedźwiedź. To byłby koniec idealnego dnia.
Remus pomógł Syriuszowi usiąść.
- Możesz wyprostować kolano?
Syriusz zrobił to, o co go poproszono, ale jednocześnie krzyknął z bólu.
- Mogę, ale boli.
-Najwyraźniej. Żałuję, że nie znam się na pierwszej pomocy. To wszystko moja wina. Przepraszam.
Syriusz potrząsnął głową i pierwszy raz, w jego oczach nie było śmiechu.
- Nie martw się tym. To był wypadek. Bez względu na to, jak cię irytuję, wiem, że nie chciałeś tego zrobić. Po prostu się odpręż. Pewnie już nas szukają albo przynajmniej będą szukać, gdy przeminie burza. Jesteśmy tu dość bezpieczni, więc po prostu trochę odpocznijmy.
Remus skinął głową.
- Mogę cię najpierw o coś spytać.
- Pewnie.
- Dlaczego robisz wszystko, by mnie zirytować? Znaczy, irytujesz innych, ale zdaje mi się, że w moim przypadku sprawia ci to dużo więcej przyjemności.
- Zadajesz trudne pytania.
- Chcę po prostu wiedzieć, co takiego ci zrobiłem.
Syriusz potrząsnął głową.
- Nic. Prawda jest taka, że chciałem, żebyś mnie zauważył i nie sądziłem, że tak się stanie, jeśli cię nie będę irytował.
- Nigdy nie pomyślałeś, żeby zwyczajnie ze mną porozmawiać i powiedzieć mi, że chcesz, żebym cię zauważył.
Syriusz wyszczerzył się z zakłopotaniem.
- Nie myślę bardzo logicznie.
- Najwyraźniej. Chcesz poznać mały sekret?
Syriusz skinął głową i pochylił się z chęcią albo przynajmniej zrobił co tylko mógł, będąc rannym.
Remus pochylił się tak, że ich usta niemal się dotykały.
- Kiedy pierwszy raz cię spotkałem, zanim otworzyłeś swoje gigantyczne usta, nieco mi się spodobałeś.
- A moje gigantyczne usta zrujnowały moją szansę? – zapytał smętnie Syriusz.
Remus urwał, jakby myślał na ten temat.
- Może, może nie. Tylko czas pokarze. – Musnął wargami usta Syriusza w cnotliwym pocałunku, który z pewnością rozczarował Syriusza. – Najpierw musimy się stąd wydostać, a potem zobaczymy, czy jest jakieś może.
- Może – wyszeptał Syriusz.
- Może – zgodził się Remus.
I obaj niecierpliwie czekali, aż burza się skończy, by mogli zostać odnalezieni i zaczęli działać na „może”.




wtorek, 23 stycznia 2018

NDH - Rozdział 61


- To znaczy – powiedział Albus przez sine wargi, – że Harry Potter nie żyje.

Łkanie Molly mogłoby rozkruszyć głaz i była daleka od tylko jednego krzyku. Bones i jej aurorzy zdołali – ledwo – zachować spokój, ale kadra i Weasleyowie byli zrozpaczeni, a Zgredek niemal oszalał z żalu. Charlie musiał owinąć wokół niego ramiona, by powstrzymać go przed wyskoczeniem z okna.
Dumbledore w końcu zdołał poskładać się do kupy i zwrócił uwagę reszty.
- Proszę… nie możemy tracić głowy. Severus może jeszcze żyć i musimy spróbować go uratować… albo przynajmniej odzyskać ich ciała.
Jego słowa wywołały kolejny wybuch żałości od strony Molly i Zgredka, ale zdecydowanie pokiwali głowami przez łzy.
- Jak mamy to zrobić, Albusie? – zapytał Artur. – Słyszałeś Zgredka. Nawet jeśli nas tam zabierze, zabierze nam chwilę czasu przedarcie się przez osłony, a śmierciożercy będą miel wiele czasu na ucieczkę albo atak.
Dumbledore wziął głęboki oddech.
- Jeśli nasz skrzaci przyjaciel zabierze nas na miejsce, natychmiast opuszczę zasłony. Można to zrobić dzięki brutalnej sile, jeśli się jest dość potężnym i nawet w moim wieku – uśmiechnął się ponuro, – mam dość siły, by przedrzeć się przez każdą osłonę, nawet stworzoną przez samego Voldemorta. Muszę was jednak ostrzec, że ten wysiłek prawdopodobnie mnie wycieńczy. Nie będę w stanie pomóc w walce. Mogę nawet stracić świadomość, jeśli bariery będą dość potężne, by wyczerpać mój rdzeń.
- Albusie – powiedziała niechętnie Minerva, – wydaje się, że już straciliśmy Harry’ego i prawdopodobnie również Severusa, ponieważ nie mogę sobie wyobrazić, by nie chronił Harry’ego własnym życiem. Skoro Sam Wiesz Kto rośnie w siłę, nie możemy ryzykować, że stracimy również ciebie. To byłby horrendalnie ryzykowny krok i może oznaczać, że nadchodząca wojna skończy się, zanim się zaczęła.
Pierwszy raz, oczy Albusa były chłodne, gdy spoglądał na swoją starą przyjaciółkę.
- Nie zostawię tam moich chłopców, by zostali zbezczeszczeni przez te potwory, Minervo. Nie, póki mogę wziąć oddech.
Minerva powstrzymała szloch i skinęła ze zrozumieniem, mimo że kontynuowała sprzeczkę.
- Ale Albusie…
Flitwick przerwał jej. Jego oczy błyszczały łzami, ale umysł ciężko pracował.
- Jest rozwiązanie. Użyjmy Navitas Transfero. Powala na wyciągnięcie siły od kogoś innego. Użyj to, gdy tylko opuścisz dla reszt zasłony.
Dumbledore potrząsnął głową.
- Myślałem o tym, Filiusie, pomimo że to mroczne zaklęcie, ale z całą moją skromnością, moja moc jest tak wielka, a moje wykończenie będzie prawdopodobnie tak całkowite, że istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że wyczerpałbym całą magię, od kogokolwiek bym ją wziął. Nie będę odpowiedzialny za zrobienie z kogoś charłaka – nie w tak wrażliwym czasie, jak ten.
Remus zrobił krok do przodu.
- Użyj go na mnie, a to się nie stanie. Gdy tylko wyczerpiesz moją czarodziejską moc, uwolni się wilk. Najpierw podajcie mi eliksir tojadowy, a będziecie mieli wilkołaka po swojej stronie, mimo braku pełni.
Dumbledore i Flitwick wymienili spojrzenia.
- To może zadziałać – przyznał profesor zaklęć. – Wiemy, że magia likantropów jest inna od czarodziejskiej…
- To najlepszy sposób na uratowanie Severusa i odzyskanie Ha-Harry’ego. – Głos Remusa złamał się, ale jego determinacja była niezachwiana.
- Dobrze – Dumbledore skinął głową. – Zgredku, proszę zejdź do laboratorium i zobacz, czy jest tam jakiś zapasowy eliksir tojadowy.
- Musi być – poprawił go Remus, gdy Zgredek zniknął. – Odkąd przybyłem do Hogwartu, Severus upewniał się, że ma jakiś dodatkowy w zapasie. Na wszelki wypadek – dodał, krzywiąc wargi. – Nie ryzykowałby, że znajdę się w pobliżu Harry’ego.
- Remusie, muszę cię ostrzec – przemówił Flitwick, – podczas gdy bycie wilkołakiem może pozwolić twojemu czarodziejskiemu rdzeniowi się zregenerować, może tak się nie stać. Jeśli tak się wydarzy, utkniesz na stałe w swojej wilczej formie.
Remus skinął poważnie głową.
- Rozumiem. Ale to wciąż najlepsza opcja. – Spojrzał na Syriusza i obaj przyjaciele na dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie. – Jeśli wydarzy się najgorsze, zawsze mam przyjaciela, który się o mnie zatroszczy.
Syriusz przełknął ciężko, rozumiejąc, czego żąda Remus, ale skinął głową, starając się nie rozpaść. Odsunął myśli od tej możliwości. Nie mógł się na razie z tym mierzyć. Nie po stracie Harry’ego.
Molly powstrzymała łzy i prowadziła teraz ponurą dyskusję z Arturem. Skoro piątka z ich dzieci była jeszcze w szkole, nie mogli ryzykować obu żyć. Bill i Charlie jasno powiedzieli, że idą uczestniczyć w misji ratunkowej, ale jedno z rodziców musiało zostać, by upewnić się, że ktoś będzie bezpieczny dla młodszych dzieci.
- Pójdę – ogłosiła Molly. Bones i aurorzy starali się ukryć zaskoczenie, ale najwyraźniej im się nie  udało, bo Flitwick nieco wyniośle powiedział im, że Molly Prewitt była jego protegowaną i obaj rywalizowali – i wygrali – w Międzynarodowym Konkursie Mieszanych Pojedynków podczas jej dwóch ostatnich lat w Hogwarcie. Poklepał z czułością rękę Molly. – Będzie jak za danych czasów, co, Molly?
Czarownica uśmiechnęła się do drobnego czarodzieja.
- Pokażemy im co nieco, Filiusie. Jak zawsze, prawda?
- Łapo, gdy tylko się tam znajdziemy, dbaj o siebie – powiedział Remus, kładąc rękę na ramieniu najlepszego przyjaciela. – Wilk najlepiej będzie walczył sam, ale po prostu… uważaj, dobrze?
Syriusz z trudem przełknął gulę w gardle.
- P-pewnie – wykrztusił.
- Zostanie przy mnie – powiedziała Minerva McGonagall, podchodząc do mężczyzny i kładąc własną dłoń na ramieniu Syriusza. – Zaczniemy walczyć w animagicznych formach, zostaniemy nisko i wykorzystamy element zaskoczenia. – Uniosła brew na widok zszokowanego wyrazu twarzy mężczyzn. – Co?
- W-wie pani, że jestem animagiem? – sapnął Syriusz, a jego emocjonalny zamęt natychmiast został wyparty przez oszałamiające odkrycie. – Harry pani powiedział? Albo Snape?
McGonagall przewróciła oczami.
- Byłam twoją Opiekunką Domu, panie Black, i nie jestem stara. Czy ty i reszta naprawdę sądziliście, że jesteście aż tak subtelni w dążeniu do zostania animagami? Nigdy nie przyszło wam do głowy, dlaczego książki z biblioteki o przemianach normalnie nie są tak łatwe do znalezienia? Myśleliście, że pozwolę wam wziąć udział w tak potencjalnie niebezpiecznym eksperymencie bez nadzoru?
- Ale… ale Dumbledore nie wiedział! – zaprotestował Syriusz.
Minerva wzruszyła ramionami.
- Naprawdę sądzisz, że mówię mu wszystko?
Syriusz wybuchnął śmiechem – aczkolwiek nieco stłumionym – i przytulił starą nauczycielkę.
Bill i Charlie pracowicie sprawdzali się nawzajem.
- Będziemy walczyć razem, tato i będziemy chronić mamę – obiecał Bill.
Molly podsłuchała to i odeszła od Filiusa, który omawiał z nią strategię walki.
- Och, nieprawda, Williamie Weasley! – powiedziała stanowczo. – Prędzej umrę niż pogrzebię któregoś z was, więc macie mnie i Filiusa zostawić i chronić siebie nawzajem. I… – jej głos zawahał się, – jeśli jakimś cudem, instrumenty źle zadziałały i Harry żyje, to uratowanie go będzie waszym priorytetem.
Młodzi mężczyźni spojrzeli na ojca, ale zobaczywszy identyczną stanowczość, co w oczach Molly, pokiwali głowami.
- W porządku, Shack – dokończyła polecenie pani Bones. – Wracasz do Ministerstwa i czekasz na mojego patronusa. Wyślę ci go, gdy tylko przybędziemy, więc będziesz mógł nadejść z tak wieloma aurorami, jak tylko będziesz w stanie zebrać. W międzyczasie, Moody i ja pójdziemy i zrobimy wszystko, by powstrzymać jak największą ilość śmierciożerców.
Moody wyszczerzył się.
- Achhhh, pamiętam, jak zabierałem cię na pierwszą bitwę, kiedy miałaś jeszcze mleko pod nosem – przypomniał pani Minister.
- A od tego czasu nauczyłam się kilku nowych sztuczek, Szalonooki – odpowiedziała z szerokim uśmiechem, odkładając monokl.
- Pokaż, co potrafisz, szefowo. Ty ich powalisz, a ja rozłożę na łopatki – obiecał. – Tylko pamiętaj: STA…
- ŁA CZUJNOŚĆ! – krzyknęli z nim Amelia i Kingsley.
Pomona dawno otarła oczy i szybko przejrzała plany ewakuacji zamku z Dumbledorem, skoro zostawał za wszystkich odpowiedzialna. W przypadku, gdyby sprawa poszła katastrofalnie źle, śmierciożercy mogli skorzystać z utraty dyrektora Hogwartu i spróbować zaatakować zamek.
- Nie martw się, Albusie – powiedziała Pomona z bitewnym błyskiem w oku. – Jest wiele nieprzyjemnych roślin, strategicznie rozmieszczonych po murach zamku. Przycinałam je niemiłosiernie przez ostatnie dziesięć lat, ale wystarczy trochę nawozu Szybko-Wzrost i za godzinę, nikt nie będzie przedostać się przez nie bez szatańskiej pożogi – albo eksperta w dziedzinie zielarstwa.
- Miło mi to słyszeć, moja droga, ale w zamku jest mnóstwo sekretnych przejść i jestem całkiem pewny, że nawet ja nie znam wszystkich. Jak się dowiedzieliśmy dzięki Komnacie Tajemnic w zeszłym semestrze, w zamku oraz na zewnątrz niego czekają na nas niespodzianki. Proszę, zamknij uczniów w ich wieżach i strzeż ich dobrze. Dzięki pomocy Hagrida i innych nauczycieli, będziecie w stanie patrolować korytarze i upewnić się, że szkoła i błonia pozostają bezpieczne.
Pomona skinęła głową.
- Wezmę również starszych prefektów… wątpię, że byłabym w stanie powstrzymać ich, nawet gdybym chciała, a szczerze mówiąc, potrzebujemy dodatkowej ochrony, choć Kingsley obiecał, że wyśle tylu aurorów, ilu będzie w stanie.
Oczy dyrektora zamigotały krótko.
- Na miejscu śmierciożerców bałbym się napotkać pannę Jones albo pana Weasleya.
- Czy wy gotowi? – zapytał Zgredek, który powrócił z eliksirem tojadowym dla Remusa. Wilkołak wypił go z drżeniem, ostatni raz przytulił Syriusza i wyprostował ramiona.
Dumbledore rozejrzał się po pokoju. Shacklebolt uniósł kciuki i wyszedł przez fiuu do Ministerstwa.
- Tak, Zgredku.
Zgredek pstryknął raz palcami i pojawił się Stworek wraz z kilkoma hogwarckimi skrzatami. Jeden skrzat stanął między jedną parą czarodziei: Flitwickiem i Molly, Dumbledorem i Lupinem, Billem i Charliem, Syriuszem i Minervą oraz Bones i Moodym.
Zgredek nerwowo wykręcił uszy. To nie była zbyt wielka grupa na więcej niż trzy tuziny Złych Czarodziei, których naliczył, ale ponura determinacja w pokoju była wręcz namacalna.
- Ruszamy! – ostrzegł i z głośnym trzaskiem, grupa zniknęła.

CDN…