Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 29 maja 2022

PoO - Rozdział 12 – Różnice nie do pogodzenia

Severus Snape chwycił się za swój świeżo złamany, krwawiący nos, powoli opadając na ziemię. Przebiegała przez niego furia, przytłaczając wszelkie poczucie bólu. Snape wściekle próbował wyciągnąć różdżkę wolną ręką, jednak zatrzymał się, gdy spojrzał w górę i zobaczył różdżkę oraz sai już wycelowane w jego głowę. Spoglądając poprzez broń, Snape zauważył przepełnione nienawiścią spojrzenie szmaragdowych oczy Harry’ego Pottera. W oczach Harry’ego pojawił się ogień, którego Snape nigdy wcześniej nie widział, a to jasno wskazywało, że jakikolwiek ruch to zły pomysł.

Harry zrobił krok do przodu, ale pozostał na tyle daleko, by zareagować, gdyby Snape zrobił coś głupiego.

- Daj mi powód, Snape – warknął. – Zaryzykuj. – Oczy Snape’a zwęziły się, ale był to jego jedyny ruch. – Postawmy sprawę jasno, jestem tu tylko w ostateczności. Gdybym miał własny sposób, byłbyś martwy, gnijący jak szumowina, którą jesteś. Profesor Dumbledore mógł ci ufać, ale ja nie ufam. Jesteś tylko przebiegłym, zgorzkniałym dupkiem, który nie potrafi zapomnieć przeszłości.

Snape prychnął, podnosząc się na nogi i potykając lekko. Szok i gniew wylewały się z niego niemal widocznymi falami.

- Widzę, że nadal jesteś bezczelnym bachorem, który wierzy, że zna wszystkie odpowiedzi – odwarknął.

Harry mocniej zacisnął dłoń na różdżce, a jego oczy zwęziły się.

- Nie kuś mnie, Snape – powiedział powoli. – Mógłbym zrobić wszystko, co zechcę i nikogo by to nie obchodziło. Nikt by za tobą nie tęsknił. Jeśli chodzi o Ministerstwo, musieliby się martwić o jednego śmierciożercę mniej.

Snape mądrze milczał i Harry wiedział, dlaczego. Bez względu na to, co wierzył Dumbledore o motywach Snape’a, jego działania podczas bitwy o Hogsmeade sprawiły, że wielu w czarodziejskim świecie wierzyło, że rzeczywiście był wierny Voldemortowi. Nikt w Ministerstwie nie dbał o jego rzekomy status szpiega Dumbledore’a. Dla nich, Snape nie był ich szpiegiem, więc wcale nim nie był.

- Wyjaśnijmy jedną rzecz – kontynuował Harry, kładąc sai z powrotem za pasem, pozwalając mu automatycznie się skurczyć. – Jedynym powodem, dlaczego jeszcze żyjesz jest to, że Syriusz jeszcze nie wie o twoim „błędzie”, ale ja o nim nie zapomniałem. W momencie, gdy ta wojna się skończy, masz wiele rzeczy do odpokutowania. – Nie czekając na odpowiedź Snape’a, Harry włożył z słuchawkę powrotem do ucha i skrzywił się na głośny głos Syriusza, rozbrzmiewający w jego głowie.

- Harry! Co się dzieje?!

- Nic – odpowiedział Harry, nie spuszczając wzroku ze Snape’a. – Czy dalej czysto?

- Jak na razie – odpowiedział Kingsley, – ale im dłużej tu jesteśmy, tym większe ryzyko podejmujemy. Zbierz informacje szybko, Harry.

- Zrozumiano – potwierdził Harry. – Zacznij mówić, Snape, i lepiej, żeby to było coś dobrego.

Snape prychnął gorzko, a uraza zdawała się wokół niego wirować.

- Nie słucham twoich rozkazów, Potter – wypluł. – Ty potrzebujesz mojej pomocy, a nie na odwrót. Jeśli się nie mylę, potrzebujesz lokalizacji Czarnego Pana, by kontynuować swoją wojnę. Mogę ci ją zapewnić, ale chcę czegoś w zamian.

Harry przewrócił oczami, nie będąc w najmniejszym stopniu zaskoczony. Snape był Ślizgonem, troszczył się o swój własny interes, przede wszystkim dlatego, że osoby, która go chroniła, nie było już w pobliżu. Tak jak Malfoy, nie miał nikogo, kto by się nim zaopiekował.

- Oślizgły dupek! – szczeknął Syriusz w słuchawkę. – Wystarczy! Wchodzę, Harry! Nie obchodzi mnie, co ustaliliśmy. Po tym wszystkim, co zrobił, myśli, że jest w stanie czegokolwiek żądać!

- Syriuszu! – skarcił go Remus. – Wysłuchamy go! To, że o coś prosi nie oznacza, że musimy mu coś dać.

Harry skrzyżował ręce na piersi, wpatrując się w Snape’a z uniesioną brwią. Remus miał rację, ale to wcale nie ułatwiało sytuacji. Stanie w tym samym pomieszczeniu ze Snapem było dość trudne, ale pozwolenie mu na wysuwanie żądań to inna sprawa. Harry chciał jedynie przekląć mężczyznę i skończyć z tym wszystkim.

- Zacznij mówić – powiedział przez zęby.

Snape przyglądał się Harry’emu krytycznie przez dłuższą chwilę, wokół nich narastała podejrzliwość.

- Black i Lupin z tobą rozmawiają, prawda? – splunął z niesmakiem.

Harry po prostu patrzył na Snape’a.

- Zacznij mówić – powtórzył. – Jeśli w ciągu następnej minuty nie powiesz czegoś wartościowego, wychodzę. Nie mam czasu na gierki.

- To nawet nie jest bliskie gierek, Potter – zadrwił Snape. – Mogę podać ci lokalizację Czarnego Pana… jednak zostanie to zrobione na moich warunkach. Nie spodziewam się, byś ty, ze wszystkich ludzi, zdołasz oczyścić w Ministerstwie moje imię. Wolę nie marnować czasu na beznadziejne cele.

Oczy Harry’ego zwęziły się, gdy powstrzymywał chęć uduszenia mężczyzny. Wiedział, że w głębi duszy Snape’owi się to podobało. Cieszył się pomysłem ponownego posiadania władzy nad synem swojego szkolnego wroga. Może powinienem po prostu pozwolić Syriuszowi i Remusowi samym porządzić. To z pewnością by go zamknęło.

- Jedyne, czego potrzebuję od ciebie i tobie powiązanych osób, Potter - kontynuował Snape, – to ustalenia dotyczące odblokowania mojej skrytki w Gringocie, bym mógł opuścić kraj, gdy tylko Czarny Pan przestanie działać. Nikt ma nie wiedzieć o naszej umowie. Jeśli ci się nie uda, wrócę dokładnie tam, gdzie zacząłem. Jeśli ci się uda, nie będę musiał patrzeć przez ramię do końca życia.

- On prosi o niemożliwe, Harry – przerwał mu cicho Remus. – Potrzebowalibyśmy upoważnienia kogoś na wysokim szczeblu w Ministerstwie, którego nie posiadamy. Musielibyśmy zaangażować w to Scrimgeoura, a wiesz, co on myśli o „mrocznych czarodziejach”. Natychmiast uczyniłby Snape’a kozłem ofiarnym, gdyby coś poszło nie tak.

- Wyjaśnij mi, dlaczego to jest problemem – odparował Syriusz. – Zgadzam się, że będą potrzebne zewnętrzne źródła, ale od kiedy obchodzi nas Snape? Ten facet to zgorzkniały dupek w za ciasnych gaciach.

Harry nie mógł powstrzymać drżenia. To z pewnością mentalny obraz, bez którego mógłby żyć, a z jęków, które usłyszał w słuchawce, Harry wiedział, że Remus i Kingsley czuli to samo. Syriusz naprawdę, NAPRAWDĘ potrzebował hobby… zdrowego hobby.

- Jak mamy to zrobić, Snape, skoro nikt z nas nie ma zezwolenia Ministerstwa? – zapytał w końcu Harry.

Snape prychnął.

- To ty masz to rozgryźć – powiedział chłodno. – Jeśli nadal czujesz, że ktoś musi cię trzymać za rączkę to czarodziejski świat z pewnością skazany jest na zagładę. – Na twarzy Snape’a pojawił się zadowolony uśmieszek. – Oczywiście wcale mnie to nie dziwi. Zawsze ktoś inny musiał posprzątać za ciebie bałagan.

W mgnieniu oka Harry zacisnął dłoń na gardle Snape’a.

- Wyjaśnij mi, kiedy Voldemort stał się jedynie moim problemem? – warknął przez zęby. – Twoja sytuacja jest tylko twoją winą, Snape! Potrzebujesz mnie bardziej niż ja ciebie. Mogę znaleźć Voldemorta bez ciebie, a ty nie uzyskasz wolności beze mnie! Pamiętaj o tym za każdym razem, gdy będziesz musiał całować szaty swojego Mistrza.

- Ładnie powiedziane, Harry – powiedział dumnie Remus.

- Przychodzi mi na myśl kilka dobrze umieszczonych klątw

- Syriuszu! Nie pomagasz! Najpierw informacje; przeklęcie go tak, że nigdy go nikt nie pozna może przyjść później.

- Jestem pewny, że możesz go znaleźć, Potter – zadrwił Snape, chociaż nie dało się zaprzeczyć lekkiemu drgnięciu w jego głosie. – Jednak ilu zginie, zanim zdążysz go zlokalizować? Ilu jeszcze z twoich „obrońców” upadnie, zanim w końcu zdecydujesz się użyć mózgu?

Dość. Snape posunął się za daleko. Nim Harry się zorientował, co robi, trzymał Snape’a przy ścianie, z różdżką wycelowaną między oczy Snape’a. Snape wypuścił zduszony oddech, gdy dłoń Harry’ego zacisnęła się na jego szyi. Stan Tonks nadal był drażliwym tematem i wszyscy o tym wiedzieli… cóż, wszyscy oprócz Snape’a.

- Pozwól, że wyjaśnię ci jedną rzecz, Snape – powiedział lodowato Harry. – Nigdy więcej nie wspominaj o Tonks. Kiedy chowałeś się pod płaszczem swojego mistrza, ona robiła wszystko, co w jej mocy, by upewnić się, że zadanie profesora Dumbledore’a zostanie ukończone. Pamiętasz Dumbledore’a? Człowieka, który poręczył za ciebie, kiedy nikt inny by tego nie zrobił?

Snape spojrzał na niego groźnie, ale milczał. Fale wściekłości stłumiły każdą inną emocję, dając jasno do zrozumienia, że Snape’a dzielił tylko jeden komentarz od stracenia kontroli. Wspomnienie Dumbledore’a z pewnością było ciosem poniżej pasa. Harry wiedział, że Dumbledore był najprawdopodobniej jedyną osobą, którą Snape kiedykolwiek szanował. Nie było wątpliwości, że Snape rozmawiał z Harrym tylko z powodu jakiegoś porozumienia z Dumbledorem przed jego śmiercią, ale miał dość dużą swobodę w tym, jak wypełnić układ.

- Harry

- Pozwól mu na to, Kingsley – przerwał mu Syriusz. – Snape musi być ustawiony do pionu.

- Syriusz ma rację – dodał Remus. – Nie możemy sobie pozwolić na rozproszenie przez problemy Snape’a „jaki to on nie jest biedny”. Dokonał własnych wyborów. Nie ma nikogo, kogo mógłby winić za konsekwencje tych wyborów.

- Niestety nie mamy czasu na karcenie Snape’a za zachowywanie się jak rozpieszczone dziecko – upierał się Kingsley. – Nie możemy sobie pozwolić na nieuwagę. Zdobądź informacje!

Z wielkim wysiłkiem, Snape odepchnął Harry’ego, kipiąc gniewem.

- Nic o mnie nie wiesz, Potter! – prychnął.

- A ty nie wiesz nic o mnie, a jednak to nie powstrzymało cię od zakładania różnych rzeczy – odparował Harry. – To się rozegra inaczej. Prześlemy ci wiadomość przez pergaminu, który mi wysłałeś, kiedy uznamy, że jesteśmy gotowi do uderzenia. Następnie wyślesz lokalizację Voldemorta i wszystkie inne informacje niezbędne do infiltracji. Pod warunkiem, że uderzenie się powiedzie, znajdziemy sposób, by się upewnić, że będziesz wystarczająco bezpieczny finansowo, by opuścić kraj. Ponieważ nie chcesz, by ktokolwiek wiedział o twojej roli, to od ciebie zależy, czy będziesz się bronić, kiedy zaatakujemy tak samo, jak do nas należy bronienie się przed tobą.

 Snape prychnął, a jego blade policzki zarumieniły się lekko z wstrętu. Prawdopodobnie mogliby się kłócić przez całą noc, ale jasne było, że zarówno Harry, jak i Snape, ledwie tolerowali swoją obecność. Po dłuższej chwili, Snape prychnął i poprawił swoje czarne szaty.

- Dobrze, Potter – powiedział niechętnie. – Jeśli muszę na ciebie czekać…

- Po prostu idź, Snape – warknął Harry. – Idź, zanim zrobię coś, czego prawdopodobnie nie pożałuję.

Snape w końcu zrozumiał aluzję i wyślizgnął się z pomieszczenia jak przerośnięty nietoperz. W chwili, gdy zniknął z pola widzenia, Harry upadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. To będzie trudniejsze, niż myślał. To było bezsensowne spotkanie, ale to wszystko, co Harry mógł znieść. Tak było lepiej. Dla Snape’a lepiej było po prostu przekazać informacje przez pergamin, niż twarzą w twarz. Widok Snape’a przywołał zbyt wiele bolesnych wspomnień.

Delikatne ramię owinęło się wokół jego ramion i przyciągnęło go do ciepłego ciała. Harry powoli uniósł głowę i stanął twarzą w twarz z pełnymi zrozumienia oczami Remusa. Nic nie zostało między nimi powiedziane, nie musiało. Remus rozumiał działania Harry’ego, a Harry rozumiał, że trzeźwość umysłu była aktem desperacji, by powstrzymać wilka.

- Wszystko z wami w porządku? – zapytał z ciekawością Syriusz od progu.

Harry i Remus wymienili spojrzenia, po czym skinęli głowami. Byli dalecy od „w porządku”, ale powiedzenie inaczej spowoduje tylko więcej problemów. Podejrzliwość wirowała wokół Syriusza tak gwałtownie, że były prawie widoczne. Harry pomyślał, że Remus musiał wyczuć to samo, ponieważ natychmiast wstał, pomagając Harry’emu się podnieść i zmienić temat… nieco zbyt szybko, by zgasić podejrzenia.

Harry milczał przez całą podróż powrotną do Hogwartu, a jego umysł powtarzał wszystko, co musieli zrobi, by choćby rozważyć zaatakowanie Voldemorta. Nagle wszystko wydawało się nadchodzić tak szybko. Jedyną rzeczą, która ich teraz powstrzymywała, było stworzenie ich brygady uderzeniowej. Bez względu na to, co przekazał Snape, Harry wiedział, że nie ma wystarczającej liczby aurorów ani członków Zakonu, by zmierzyć się ze wszystkimi wyznawcami Voldemorta oraz nie było wystarczająco dużo czasu, by wyszkolić jakichkolwiek ochotników lub sprawdzić ich lojalność.

To pozostawiało tylko jedną możliwą opcję i Harry nienawidził się, że w ogóle ją rozważał. Wojna była bezlitosna i brutalna. Mogło pchnąć nawet najlepiej przygotowaną osobę poza punkt krytyczny i z pewnością nie było to miejsce dla niewinnych uczniów Hogwartu. Jednak GD było jedynym logicznym wyborem. Byli już częściowo przeszkoleni i wiedzieli, jak dochować tajemnicy.

Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż byli dziećmi, a już na pewno nie zmieniało to tego, o co będzie ich prosił. Będzie prosił niektórych swoich najlepszych przyjaciół, by poświęcili swoje życie w wojnie, którą powinni toczyć za nich ich rodzice.

Harry nienawidził się za samo pomyślenie o tej opcji. Nie mógł nie nienawidzić Ministerstwa, że konieczne było choćby rozważenie tej opcji. Sprowadzało się to do tego: zaangażować przyjaciół i być może wybrać lub chronić ich i prawie na pewno przegrać. W głowie Harry wiedział, że tak naprawdę nie ma wyboru, ale jego serce nie chciało w to uwierzyć.

Po powrocie do Hogwartu, Harry zostawił Syriusza, Remusa i Kingsleya, by przekazać wydarzenia wieczoru w swoich odosobnionych kwaterach. Miał wiele do przemyślenia i wiedział, że musi to wszystko rozpracować sam. Nie mógł słuchać opinii wszystkich innych, dopóki nie sformułuje własnej. Bez względu na wszystko, nie mogę sobie pozwolić, by przeszkadzały mi osobiste uczucia. Dzisiejszy wieczór był wyraźnie błędem. Atakując Snape’a udowodniłem, że nie jestem gotowy stawić czoła Voldemortowi. Udowodniłem, że nie jestem lepszy od Snape’a.

Nagle ostateczny cel pokoju wydawał się tak bardzo odległy.

^^^

Kiedy ktoś mierzył się z niewyobrażalnymi przeciwnościami, robi się wszystko, by przetrwać. Niestety to zadanie było dla Harry’ego trudniejsze, niż powinno być. Trudno było nie pozwolić, by uczucia przeszkadzały, zwłaszcza, że wszystko się czuło. Wiedział, że Remus jest zmartwiony, Syriusz pełen podejrzliwości, Kingsley zaniepokojony, profesor McGonagall zaciekawiona, Malfoy niespokojny, a Ron i Hermiona ledwie powstrzymywali chęć pytania o szczegóły.

Oczywiście bycie empatą nie było wymogiem w kwestii Rona i Hermiony. Ich zniecierpliwienie było wyraźnie wypisane na ich twarzach. Harry miał wrażenie, że jedynym powodem, dla którego jeszcze go nie osaczyli, było to, że Remus coś powiedział, choć nie miał pojęcia, co to mogło być. Uciszenie Rona, Hermiony i Syriusza było czymś bardzo dobrym.

Kolejne dni były co najmniej stresujące. Snape wysłał im sporo informacji na temat zaczarowanego pergaminu, który powoli rósł wraz ze wzrostem napisanych linijek. Byli w stanie potwierdzić, że mały klan wampirów, który spotkali na ulicy Pokątnej był w rzeczywistości jedynym, który Voldemort zwerbował, wilkołaki nie były tak aktywne, jak przez „Proroka Codziennego” wierzyli ludzie, istniał spisek twierdzący, że Ministerstwo zostanie zaatakowane, a ostatecznym celem było przejęcie Hogwartu.

Spotkanie z Scrimgeourem w celu przekazania informacji było co najmniej trudne. Nie mogli dać żadnej wskazówki, skąd wzięli swoje informacje, więc Ministerstwo nie miało możliwości udowodnienia, że były zgodne z prawdą. Scrimgeour musiał zaufać Harry’emu, a zaufanie nie było czymś często praktykowanym w czasie wojny. Niemniej jednak na szczęście Harry otrzymał kredyt zaufania, co pozwoliło im przejść do planowania, co było potrzebne do ataku na Voldemorta. Ze względu na poprzednie problemy z bezpieczeństwem, wszyscy aurorzy otrzymali rozkaz złożenia przysięgi wieczystej przed dołączeniem do brygady uderzeniowej.

Harry bardzo wahał się, czy zgodzić się na tak drastyczne polecenie, ale ostatnie wydarzenia udowodniły, że jest to konieczne. Potrzebowali sprawnych osób, ale bardziej potrzebowali też elementu zaskoczenia. Nic by im nie dało, gdyby Voldemort był gotowy i czekał na ich przybycie.

Kiedy Scrimgeour wyszedł, Harry w końcu zapytał, co myślą Syriusz i Remus o włączeniu do walki GD. Zarówno Syriusz, jak i Remus zgodzili się, że ciężko było powiedzieć, czy to dobry, czy zły pomysł, ponieważ niektórzy członkowie wciąż byli „dziećmi”. Ci, którzy ukończyli siedemnaście lat, mogli sami podjąć decyzję, czy chcą pomóc, ponieważ byli pełnoletni. Osoby poniżej siedemnastego roku życia potrzebowaliby zgody rodziców – której nigdy by nie dostali. Który rodzic chętnie wysłałby swoje nieletnie dziecko na wojnę?

Ron i Hermiona również rozumieli niechęć włączenia GD, ale zgodzili się, że zaangażowanie ich było konieczne. Członkowie GD najprawdopodobniej byli jedynymi, którzy zastosują się do instrukcji Harry’ego bez pytania. Patrzyli na Harry’ego jak na przywódcę. Z drugiej strony aurorzy i Zakon byli starsi od Harry’ego i mieli tendencję do postrzegania go jako chłopca, który przeżył, który potrzebował ochrony.

To była trudna rzeczywistość i Harry wiedział, że może spowodować problem. Byli skazani na porażkę, jeśli wszyscy mieli kwestionować każdą podjętą przez niego decyzję. Harry wiedział, że Zakon nie będzie tak zły jak aurorzy, ale każde wahanie może kosztować kogoś życie. W tym GD pomogłoby wypromować Harry’ego jako lidera. Właściwie to dość ironiczne, że „dzieci” miałyby być wzorem do naśladowania dla dorosłych w tym stresującym czasie wojny.

Ron i Hermiona zaangażowali spotkanie dla GD, która miała się odbyć w Pokoju Życzeń w piątek po zakończeniu zajęć. Zwerbowali również Ginny, by dyskretnie skontaktowała się z członkami GD, którzy już nie chodzili do Hogwartu i poinformowała ich o spotkaniu. Harry docenił ten gest, chociaż wiedział, że pojawią się problemy. Większość byłego GD pracowała teraz w Ministerstwie. Prośba o ich udział mogła każdą osobę kosztować pracę.

Mając pracę domową, treningi i planowanie, dla Harrye’go piątek nadszedł bardzo szybko. On, Ron i Hermiona zostali wrzuceni w bardzo intensywny program treningowy, który obejmował wszystko, czego nie nauczyli się w krótkim czasie. Harry spędził większość swojego czas treningowego z Kingsleyem, broniąc się przed wszystkim, co Kingsley mógł w niego rzucić, podczas gdy Moody warczał instrukcje, stojąc z boku z Malfoyem. Każda sesja sprawiała, że Harry był posiniaczony, obolały i wyczerpany, podczas gdy Malfoy robił się coraz bardziej blady. Nic nie zostało powiedziane, ale Harry mógł powiedzieć, że Malfoy był niezwykle wdzięczny, że nie będzie brał udziału w walce.

W końcu sytuacje między życiem a śmiercią nie były zwykle omawiane w wychowaniu rodziny Malfoyów.

Wchodząc do Pokoju Życzeń, który stał się zwykłym pokojem wspólnym, Harry nie mógł powstrzymać się od wspomnień. Wiele się zmieniło w ciągu ostatnich dwóch lat. Niezależnie od wszystkiego, co robiła Umbridge, wszystko było wtedy o wiele prostsze. W wieku piętnastu lat nadal był dzieckiem, skupionym bardziej na własnych problemach niż na problemach czarodziejskiego świata. Był rozwalony emocjonalnie po śmierci Cedrica Diggory’ego i koszmarach spowodowanych przez swoją nadmierną wyobraźnię. Dwa lata temu Harry nigdy nie przypuszczał, że poprowadzi brygadę uderzeniową przeciwko Voldemortowi.

Nigdy nie sądziłem, że będę przywódcą.

Gdy zaczęli przybywać ludzie, Harry szybko zauważył, że nie był jedynym, który się zmienił. Wszyscy wyglądali na starszych, mądrzejszych i z pewnością bardziej poważnych. Wszyscy wyraźnie zostali dotknięci wojną w taki czy inny sposób. Niektórzy stracili ukochaną osobę, niektórzy mieli bliskich zaangażowanych w wojnę, a pozostali po prostu znali kogoś, kogo wojna dotknęła. Co zaskakujące, to mugolacy byli najmniej dotknięci… jak na razie.

Odgłos chrząknięcia Hermiony szybko wyrwał Harry’ego z myśli. Całe rozmowy ucichły i wszyscy szybko zwrócili uwagę na Harry’ego, Rona i Hermionę z przodu sali. Hermiona wzięła głęboki oddech, po czym podeszła i wyciągnęła z tornistra rolkę pergaminu. Przed nimi pojawił się mały stolik wraz z atramentem i piórem, zaskakując wszystkich.

- Zanim zaczniemy – powiedziała w końcu Hermiona, – chcemy, żeby wszyscy podpisali umowę o zachowaniu poufności. Nie chodzi o to, że wam nie ufamy. Po prostu nie chcemy ryzykować, że ktokolwiek dowie się o tym, o czym będziemy dyskutować dziś wieczorem.

Ginny jako pierwsza wystąpiła na przód, a za nią reszta Rady. Hermiona rozwinęła pergamin i przytrzymała go, gdy został do niego dodawany podpis za podpisem. Po Radzie reszta GD utworzyła kolejkę i szybko dodawali swoje imiona do pergaminu. Kiedy ostatnie zostało złożone, Hermiona zwinęła pergamin i skinęła głową do Harry’ego, który wypuścił uspokajający oddech i zrobił krok do przodu.

- Jak wielu z was wie, Voldemort z każdym dniem staje się coraz silniejszy – powiedział Harry bez ogródek. – Ministerstwo nie jest już wystarczająco silne, by samotnie z nim walczyć. Pracowaliśmy z grupą profesora Dumbledore’a – Zakonem Feniksa – by pomóc jak najlepiej możemy. Zaczęliśmy planować atak na Voldemorta, który miejmy nadzieję raz na zawsze zakończy tę wojnę.

Kilka osób zaczęło wiwatować, podczas gdy inni szeptali do siebie podekscytowani. Fale zapału i nadziei praktycznie odbijały się od ścian.

- Wystarczy! – warknął niecierpliwie Ron. – Dajcie mu dokończyć!

Wszyscy wpatrywali się w Rona w szoku, zwłaszcza Fred i George. Końcówki uszu Rona zaróżowiły się ze wstydu, ale nie ustąpił. Harry walczył, by nie pokazać zdumienia na twarzy. Ron nigdy nikomu nie rozkazywał. Cóż, lepiej późno niż wcale.

- Jak mówiłem – kontynuował Harry, – organizujemy atak, ale potrzebujemy pomocy. Nie mamy dokładnej liczy, ale wiemy, że nie wystarczy aurorów i członków Feniksa, by samodzielnie poradzić sobie z atakiem. Potrzebujemy osoby, którym możemy zaufać – osoby wytrenowane na więcej niż jeden sposób. Wiemy, że to duża prośba, ale potrzebujemy waszej pomocy. Chcemy reaktywować GD.

- Tak? – zapytał niegrzecznie Michael Corner z tyłu. – Tylko dlatego, że nagle nas potrzebujesz, mamy skoczyć? Gdzie byłeś na początku roku, kiedy chcieliśmy utrzymać działanie grupy? – Nagle włosy Cornera błysnęły tęczą, a jego usta zamknęły się.

- Pomagał w wojnie, dupku – warknął Neville. – Myślę, że Sam Wiesz Kto jest nieco ważniejszy od ciebie, Corner.

Corner spiorunował Neville’a wzrokiem, unosząc różdżkę i naprawiając usta, chociaż jego błyszczące włosy pozostały. Słychać było kilka chichotów, ale nikt nic nie powiedział, by powiadomić go o zmianie wyglądu. Harry westchnął, ściskając grzbiet nosa. To naprawdę nie szło tak, jak się spodziewał.

- Posłuchajcie – stwierdził głośno Harry, by ponownie zwrócić na siebie uwagę wszystkich, – rozumiem, jeśli nie chcecie pomóc. To wasz wybór. Nikt nie pomyśli o was gorzej, jeśli nie weźmiecie udziału. Wiemy też, że jest to duża decyzja, więc jeśli potrzebujecie czasu na przemyślenie to też jest w porządku. Jednakże wkrótce potrzebujemy odpowiedzi, ponieważ ci, którzy chcą pomóc zaczną trening z Syriuszem, Remusem, profesorem Shackleboltem i Alastorem Moodym tak szybko, jak to możliwe. Chcemy, by wszyscy byli przygotowani, ponieważ to, z czym przyjdzie nam się zmierzyć, sprawi, że bitwa o Hogsmeade będzie wyglądać jak dziecinna zabawa. Wkroczymy do obcego środowiska, by stawić czoła tym, którzy chcą nas zabić. Nie będzie pomocy.

Harry wiedział, że wszyscy zrozumieli, co sugerował, a czego nie mówił. Z tych, którzy wyruszą w bitwę było całkiem pewne, że nie wszyscy wrócą. Będą ryzykować własne życie, co było przerażające dla każdego nastolatka. Dla wszystkich w pomieszczeniu ich życie dopiero się zaczęło, ale nie mieli błędnego przekonania, jaki będzie świat, jeśli Voldemort wkrótce nie zostanie zatrzymany. To był wybór między zaryzykowaniem życia lub poddaniem się, by żyć w strachu przed rządami Voldemorta.

Tak naprawdę nie było wielkiego wyboru.

Ponieważ wszyscy powoli przetwarzali informacje, Harry wiedział, że musi omówić jeden drobny problem, który niewątpliwie spowoduje chaos. Spojrzał na Hermionę, która podała mu mały kawałek pergaminu, który zawierał listę czterech imion.

- Zanim zostawimy was z przemyśleniami, musimy poruszyć jeszcze jedną sprawę – dodał Harry. – Profesor McGonagall bardzo nam pomogła, więc musimy odwdzięczyć się za przysługę. Zgodnie z prawem nie może zwolnić żadnego ucznia, który nie jest pełnoletni, co oznacza, że Colin Creevey, Dennis Creevey, Luna Lovegood i Ginny Weasley muszą zostać…

- CO? – krzyknęła Ginny, zrywając się na równe nogi. – Nie możesz tego zrobić!

Harry wzruszył ramionami.

- Nie mam wyboru – powiedział spokojnie. – Jeśli chcemy współpracować z Ministerstwem, musimy grać według ich reguł oraz reguł ustalonych przez Radę Naczelną.

Ginny prychnęła gniewnie, opadając na fotel, na którym siedziała i skrzyżowała ręce na piersi. Miała zmrużone oczy i nie chciała na nikogo patrzeć. Harry rzucił zmrużone spojrzenie na Rona, który tylko przewrócił oczami i wzruszył ramionami. Ron oczywiście był tak sfrustrowany jak Harry. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali, była konfrontacja temperamentów Weasleyów.

Harry wypuścił długi oddech, nerwowo pocierając kark. Mógł powiedzieć, że bracia Creevey też chcieli zaprotestować, ale wydawało się, że zdają sobie sprawę, że jeśli Ginny nie zostanie potraktowana w specjalny sposób to oni też nie zostaną.

- Cóż, jeśli macie jakieś pytania, wiecie, gdzie nas znaleźć – powiedział Harry, przerywając ciszę. – Zostawimy was, żeby to przemyśleć.

Nikt nie powiedział ani słowa, gdy Harry, Ron i Hermiona wyszli z pokoju życzeń. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Harry oparł się o ścianę i ukrył twarz w dłoniach. To było co najmniej trudne. Chociaż Harry nie chciał tego przyznawać, nadal istniała w nim część nadziei, że GD odmówi pomocy, ale wiedział, że pobożna życzenie. GD nigdy nie opuściło członka w bitwie. Stali razem, póki ostatni nie padnie.

Jedyne, co mógł teraz zrobić to upewnić się, że będą ciągle stać.

 

 

niedziela, 22 maja 2022

PDJ - Rozdział 38 – Odrodzenie

Podziemie

Hogwart:

Lucjusz Malfoy obejrzał kamienny ołtarz ofiarny po raz siódmy, upewniając się, że wszystko jest gotowe. W przeciwieństwie do poprzedniego wskrzeszenia, było to bardziej skomplikowane, chociaż efekt końcowy miał być lepszy niż poprzednio. Nadchodzący rytuał miał wyssać z Dumbledore’a resztki magii, a Lucjusz i Bella mieli użyć starożytnej magii, by ukształtować ciało z surowej magii i zrzuconej skóry lojalnego zwierzaka Voldemorta, Nagini. Było to dokładnie to, co arcymag Gwydion z Walii i jego nauczycielka Math zrobili ponad tysiąc lat temu, kiedy stworzyli pannę kwiatów, Blodeuwedd, jako narzeczoną dla Lleu the Fair. Narcyza odkryła starożytny rytuał w podartej księdze w archiwum Ministerstwa, gdy była bibliotekarką. Wzięła ją dla studiowania jako ciekawostkę, nie zdając sobie sprawy aż do teraz, jak potężna była to księga.

Razem ona, Lucjusz i Bellatrix studiowali rytuał i ustalili, że mogą stworzyć naczynie do przechowania duszy Voldemorta, nasycić je magią i krwią Dumbledore’a. Zmieszane z magią i krwią Voldemorta, będzie on trzy razy silniejszy niż wcześniej, nieśmiertelny i będzie mógł wreszcie rządzić czarodziejskim światem, co zawsze było jego przeznaczeniem.

Lucjusz przesunął dłonią po gładkim, czarnym bazalcie, który miał rowki po bokach, by złapać rozlaną krew i wpaść bezpośrednio do kamiennej miski u stóp ołtarza. Miał nawet skórzane paski do przywiązania ofiary, by nie mogła się ruszać i zakłócać rytuału. Lucjusz jednak wolał użyć zaklęcia przyklejającego. Miał siedem świec, ustawionych w świecznikach wokół stołu, zwanych krwawymi świecami, uformowanymi z ludzkiej krwi zmieszanej z łojem i popiołem. Miały dziwny, czerwono-czarny kolor i płonęły kolorem dymu. Były często używane w rytuałach przywoływania dusz zza Zasłony, ulubionego zaklęcia praktykujących mrok.

Mroczny czarodziej na chwilę położył dłoń na ołtarzu, czując, jak pulsuje wymowną, mroczną energią. Kamienny stół od wieków służył jako ołtarz ofiarny i był zalany krwią wielu ofiar, chętnych i niechętnych, czarodziejów i mugoli, niewinnych i przeklętych. Mógł sobie niemal wyobrazić, że słyszał krzyki tych, którzy zginęli, kawałek ich duszy na zawsze został uwięziony w kamieniu. Uśmiechnął się ponuro. Wkrótce stół wypije krew i moc nowej ofiary.

Lucjusz sprawdził narysowane kredą symbole na kamiennej podłodze, które miały przywołać szaloną duszę Voldemorta jak latarnia morska, pokazując mu drogę powrotu zza Zasłony. Pomimo swoich dwóch poprzednich śmierci, nie mógł wrócić ponownie do świata żywych dwa razy w ten sam sposób, więc potrzebowali symboli, które poprowadzą go przez mgły Innego Świata do ciała, które będzie na niego czekało.

Wkrótce, Mistrzu, powstaniesz, a ja będę na ciebie czekał, twój najwierniejszy sługa – pomyślał Lucjusz i przeszył go dreszcz. A to odrodzenie będzie ostatnim, bo wtedy będziesz prawie nieśmiertelny i nikt nie będzie przeszkodą w twoim panowaniu. Będziesz panował, a każdy, kto nie zegnie kolan i nie pochyli głowy w wierności, zostanie zniszczony.

Mały uśmiech satysfakcji wykrzywił jego usta. Wszystko było gotowe. Udało mu się uwolnić dwunastu innych śmierciożerców, którzy byli uwięzieni w Azkabanie dzięki pomocy łapówek i klątw Imperius, i teraz również byli w podziemiach, gotowi w razie potrzeby użyć swojej siły trzem przywołującym. Mieli też czwórkę porwanych dzieci, gdyby potrzebowali siły magicznej lub życiowej.

Ustawił trójkę w tunelu, gdzie trzymali dzieci oraz dwójkę przy wejściu do celi Dumbledore’a, chociaż stary czarodziej nie był w stanie podjąć próby ucieczki. Kamienna cela powstrzymywała przed używaniem w niej magii, a po wielokrotnym Cruciatusie i innych bardziej przyziemnych metodach, Albus ledwie mógł stać, nie mówiąc już o chodzeniu. Jednak Lucjusz uważał, by nie złamać starego czarodzieja. Potrzebował go przy zdrowych zmysłach do rytuału, ponieważ ofiara musiała być w pełni na umyśle i ciele. Wyleczył arcymaga na tyle, by nadawała się do rytuału, ale to wszystko.

Po ostatnim zerknięciu, Lucjusz wyszedł z komnaty, która niegdyś była miejscem straszliwej bitwy pomiędzy młodym czarodziejem a bazyliszkiem, chociaż szczątki bazyliszka już dawno zostały usunięte przez rezydującego w Hogwarcie Mistrza Eliksirów, z wyjątkiem długiego zęba, który potoczył się na bok w pobliże kupy gruzu.

Wysokie na szesnaście stóp posągi węży górowały nad ołtarzem, a pomieszczenie przenikał nieprzerwany odgłos kapiącej wody. Lucjusz czuł chłód nawet przez swoje ciężkie, czarne szaty i dwa razy cięższą wełnianą koszulę. Ale chłodu należało się spodziewać, ponieważ katakumby były tak głęboko pod ziemią.

Lucjusz szedł dalej korytarzem i skręcając w lewo bocznym przejściem, wkrótce dotarł do kamiennej celi. Dyżurujący śmierciożercy, Mulciber i Goyle, skinęli Lucjuszowi głowami.

- Odsuńcie się – rozkazał ich przywódca, machnął ręką i zamek celi otworzył się.

Lucjusz pchnął drzwi i zobaczył Dumbledore’a, leżącego nieprzytomnie na brudnym, zarobaczonym posłaniu. Stary czarodziej był chudy i brudny, jego piękne szaty były poplamione krwią, brudem i wymiocinami. Wybredny czarodziej zmarszczył nos.

- Pachnie, jakby był w połowie martwy, nawet jeśli wiem, że tak nie jest – mruknął Lucjusz. Ruszył do przodu i kopnął starca stopą. – Obudź się, staruchu!

Dumbledore poruszył się i jęknął. Otworzył oczy i popatrzył na Lucjusza z rezewą.

- Przyszedłeś triumfować, Lucjuszu?

- Trochę – odpowiedział bezwstydnie. – Dziś wieczorem ujrzysz pełną moc mojego odrodzonego pana. To może być ostatni widok, jaki ujrzą twoje oczy.

Dumbledore spojrzał na niego spokojnie.

- Jeśli tak to chętnie pójdę śmierć.

Lucjusz zaśmiał się szorstko, jego niebieskie oczy były zimne.

- Na końcu będziesz krzyczeć, starcze. Wszyscy krzyczą. – Obejrzał swojego swoim magicznym okiem i nie zauważył niczego złego. – Bądź przygotowany, starcze, bo możesz wyjść innymi drzwiami niż wszedłeś. – Zaśmiał się cicho, po czym odwrócił i wyszedł.

Odgłos zamykanego zamka odbił się echem po pomieszczeniu.

Dumbledore wypuścił oddech, który wstrzymał i rozluźnił się na senniku. Czuł słaby, mroczny puls przebiegający przez podziemia i mimo woli zadrżał. Mrok ponownie zaatakował Hogwart i tym razem nie mógł z nim walczyć. To musi być zadanie innych. Zamknął oczy i zrobił to, co robił odkąd wrócił z Ogrodu Wieczności, zaczął medytować nad ofiarą, do której miał zostać wezwany. Jeśli musiał umrzeć, przynajmniej bezinteresownie poświęci swoje ostatnie chwile i być może to zrównoważy szale.

Na górze, we właściwym zamku, Harry znalazł się pod obserwacją wszystkich aurorów i Minervy, jak również Syriusza i Crabbe’a seniora.

- Jesteś pewny, że tak powiedział wąż, Potter? – zapytał Moody, mierząc Harry’ego swoim wędrującym, magicznym okiem.

- Tak, proszę pana. To jest Vera, zwierzak Vince’a. Jest magicznym zielonym boa – wyjaśnił Harry. Vera była szczęśliwi owinięta wokół jego nadgarstka, jej smukłe ciało było żywym, zielonym nacięciem na czarnym rękawie.

- Znam tego węża, Moody, bo sam dałem go Vince’owi jako nagrodę za dobre sprawowanie na zajęciach z magicznych stworzeń – powiedział Hagrid, od niechcenia opierając się o ścianę.

Wszyscy spotkali się w Wielkiej Sali, przy stole nauczycielskim.

- Ja też – dodał Crabbe. – To wąż Vince’a. Rozpoznaję ją, prawe zawsze z nim jest.

- I powiedziała, że może ci pokazać, gdzie jest Vince i reszta dzieci? – zapytał Shacklebolt.

Harry skinął głową.

- Powiedziała, że wysłał ją Vince, by mnie znalazła, ponieważ potrafię mówić w wężomowie i będzie ze mną Severus. Ufa Severusowi, ponieważ jest on jego Opiekunem Domu i chroni wszystkich swoich Ślizgonów.

- Tak, przywiązuje do ciebie wielką wagę, Mistrzu Eliksirów – dodał Crabbe, z szacunkiem kiwając głową czarodziejowi w czarnym płaszczu. – Do ciebie też, gajowy.

Obaj czarodzieje wyglądali na lekko zakłopotanych.

- Powiedziała ci, gdzie oni są, Potter? – to było kolejne pytanie Moody’ego.

Harry syknął coś do Very, która odpowiedziała ruchem języka i kolejnym, cichym syknięciem. Odwrócił się z porotem do aurorów.

- Mówi, że są pod nami, w kamiennych tunelach głęboko w ziemi, gdzie mieszkał Król Węży. Myślę, że mówi o bazyliszku.

- Ale pokonałeś bazyliszka na drugim roku – oświadczył Syriusz.

- Wewnątrz Komnaty Tajemnic! – wykrzyknęła McGonagall. – Potter, czy możesz ponownie otworzyć komnatę?

- Nie wiem. Musiałbym spróbować. Ale ona nie wyszła tamtędy – oświadczył Harry.

- Skąd to wiesz, chłopaku? – zapytał Hagrid.

- Ponieważ po tym, jak stamtąd wróciliśmy, Dumbledore zapieczętował przejście, aby nikt inny nie mógł się do niego dostać.

-Więc oczywiście Vera musiała znaleźć inny sposób na wydostanie się z tuneli – domyślił się Snape.

- Tak! – skinął głową mały wąż. – Mądry Śśślizgon!

Harry uśmiechnął się i delikatnie pogładził boa.

- Tak, Ssseverusss jest bardzo mądry – powiedział, nadając imieniu Mistrza Eliksirów wężowy akcent.

- Co ona teraz mówi? – zapytał Syriusz.

Harry uniósł wzrok na swojego chrzestnego.

- Po prostu komplementowała Severusa. Powiedziała, że jest mądrym Ślizgonem.

- Och. – Syriusz wyglądał na lekko podminowanego. – Nawet ten cholerny wąż sądzi, że jest wspaniały! – mruknął pod nosem. Wiedział, że nie powinien być zazdrosny o drugiego mężczyznę, ale całe to uwielbienie Snape’a zaczęło powodować u niego ból brzucha. Nawet Harry patrzył na wysokiego profesora, jakby ten był jakimś bohaterem.

Trzeba przyznać, że Snape nie pławił się w nagłej aurze pochwał, w rzeczywistości wyglądał na dość zakłopotanego.

- Więc na co czekamy? – zapytała Tonks. – Czy nie powinniśmy iść za tym wężem tam, gdzie są?

Minerva poklepała ją po ramieniu.

- Wszystko w odpowiednim czasie, moja droga. W tej chwili wszyscy jesteśmy wyczerpani walką z wilkołakami, podobnie jak Severus i Harry po swoim locie. Potrzebujemy odpoczynku, zanim staniemy do konfrontacji ze śmierciożercami. Inaczej zabiją nas szybciej, niż zdążymy mrugnąć.

- Ale… co z elementem zaskoczenia? – zapytała młoda auror.

- Nadal będziemy go mieć, ponieważ nikt nie wie, że tu jesteśmy, Tonks – przypomniał jej Remus.

- Chociaż nienawidzę opóźnień, Minerva ma rację – przemówił Severus. – Bez snu nie będziemy w stanie funkcjonować, a musimy dać z siebie wszystko, by wykończyć śmierciożerców. Dlatego proponują przespać się lub odpocząć przez kilka godzin, a potem pójść za Verą do dzieci.

Rozległy się pomruki zgody, a potem Minerva powiedziała:

- To dobry plan, Severusie. W porządku, wszyscy, którzy potrzebują łóżka, idźcie do skrzydła gościnnego przy korytarzu po prawej stronie. Panie Potter, może pan…

- Pójdzie ze mną do moich kwater – wtrącił gładko Severus. – Są chronione i może tam bezpiecznie spać.

- Dobrze – powiedziała Minerva.

- Vincencie, ty też możesz pójść z nami i odpocząć, jeśli chcesz – zaproponował Severus.

- Dzięki, Severusie – powiedział Crabbe, a potem wstał i wyszedł z sali za Mistrzem Eliksirów i jego praktykantem.

Harry mógłby przysiąc, że nie był zmęczony po naładowanej adrenaliną bitwie, której był świadkiem, ale gdy tylko usadowił się na wygodnej kanapie w kwaterach Severusa, zasnął. Vera natychmiast zwinęła się w kłębek na jego piersi. Severus otulił go zielonym kocem, a potem zaproponował Crabbe’owi herbatę.

- Nie, dzięki, Severusie. Chyba tylko posiedzę tu przez chwilę – powiedział drugi mężczyzna z twarzą wykrzywioną ze zmartwienia.

Severus skinął głową, wyczuwając, że czarodziej pragnie być sam i udał się do swojego pokoju, by trochę się wyspać. Tak czy inaczej, poszukiwanie horkruksów zakończy się dziś wieczorem.

Będąc w końcu sam, Crabbe wpatrywał się w ogień i szepnął:

- Vince, idę cię znaleźć, chłopaku. Proszę, niech nic ci nie będzie. Ponieważ jeśli będzie… obiecuję rozerwać tego każdego drania, który cię skrzywdził. Obiecuję ci to, na moją nieśmiertelną duszę i na moją magię. – Zamknął oczy i nieproszone, dwie łzy popłynęły s nich i skapnęły na jego złożone dłonie. To była częściowo jego wina, że tak się stało. Gdyby nie związał się z Malfoyem… teraz grzechy jego przeszłości powróciły, by go prześladować. Ale modlił się żarliwie, by nie dopadły jego syna.

 

Kilka godzin później

Moonrise

- Nadszedł czas – powiedziała Bella, z jej głosu płynęła satysfakcja. Miała na sobie coś, co Lucjusz uważał za strój kapłakni-prostytutki – obcisłą czerwoną sukienkę, która nie pozostawała wiele do wyobraźni. Lucjusz zastanawiał się bezczynnie, komu próbowała zaimponować, jemu czy ich Mistrzowi, do którego zawsze miała słabość. Jej różdżka była w jej dłoni i stukała nią leniwie o swoje udo. Jej oczy jarzyły się dziwnym światłem – częściowo oczekiwaniem, częściowo pożądaniem i częściowo szaleństwem. Sprawiała, że Lucjusz zadrżał, bo nic nie było tak niebezpiecznego jak szalona kobieta, która zatraciła się we własnym, pokręconym świecie.

Narcyza zapaliła świece cichym słowem i zaczęły płonąć przydymionym, ponurym światłem. Z cieni wypełzła gigantyczna kobra z zielono-czarnymi łuskami. Nagini wysunęła język w stronę ołtarza, a potem podpełzła i zwinęła się wokół podstawy posągu węża, spłaszczając kaptur i kładąc głowę na chłodnym kamieniu. Mogła wyczuć magię, unoszącą się w powietrzu i zastanawiała się, nad czym te dwunogie istoty pracują, że powodują drżenie jej łusek. Wiedziała z podsłuchanych fragmentów rozmów, że dotyczyło to jej byłego pana i miało doprowadzić do jego odrodzenia.

- Zajmijcie pozycje – rozkazała szorstko Bellatrix. Przesunęła się, by zająć pozycję na czele kamiennego stołu ofiarnego, Narcyza zajęła miejsce w stopach, pozostawiając główną pozycję Lucjuszowi, który wyciągał Dumbledore’a z kamiennej celi. Razem w trójkę mieli utworzyć odwrócony trójkąt wokół ołtarza.

Rozległo się ciche szuranie, gdy siedmiu innych śmierciożerców i kilka wilkołaków, którym udało się znaleźć drogę do tajnego tunelu, a stamtąd do podziemi, zajęli pozycje wokół nich. Byli tam, by wspierać Przeklętą Triadę swoją magią i wolą, a także aby nikt nie przerwał rytuału. Wilkołaki powiedziały Lucjuszowi, co wydarzyło się u bram i o śmierci Greybacka. Lucjusz był wściekły, że Greyback został zmieciony tak blisko odrodzenia, ale co się stało to się nie odstanie. Powitał wilkołaki z powrotem w grupie i umieścił czterech swoich śmierciożerców w korytarzu, w którym przetrzymywali byli więźniowie.

- Skupcie swoją wolę i myśli na powrocie Czarnego Pana! – krzyknęła Bellatrix do kręgu. – Bo niedługo znów będzie wśród nas! – Jej głos pulsował fanatycznym uwielbieniem.

Wszyscy obecni skłonili głowy i posłuchali.

Lucjusz wrócił, unosząc za sobą obudzonego, rannego dyrektora.

Ku wściekłości Bellatrix, Dumbledore nie wydawał się przerażony, nie błagał, by go puścili. Nadal miał na twarzy ten głupi, pogodny uśmiech, a jego niebieskie oczy były jasne i skupione. Wyglądał tak spokojnie, jakby brał udział w zebraniu personelu, pomyślała ze złością. Czy Lucjusz nie powiedział mu, że tej nocy umrze? Jak on śmie traktować ich mroczną ceremonię tak niefrasobliwie?

Lucjusz miał na sobie pełne insygnia śmierciożerców, żelazną maskę, czarne szaty i całą resztę. Opuścił Dumbledore’a na ołtarz i przykleił go do niego.

- Twoja godzina jest bliska, starcze. Módl się do swojego Boga lub bogów, jeśli jakiś masz.

Dumbledore rozejrzał się wtedy i powiedział:

- Jest tu tak wielu moich starych uczniów. Szkoda, że wszyscy wybraliście oślepienie mrokiem. – W głosie arcymaga zabrzmiał żal, żal rodzica, który patrzył, jak jego dzieci zabłądziły.

Bella pochylił się i syknęła:

- Daruj sobie homilię, starcze, nie potrzebujemy jej! Nasza jest moc i potęga, a ona będzie rządzić światem!

Dumbledore zamrugał.

- Uważaj, Bellatrix, moc, do której wołasz jeszcze nie skończyła cię wykorzystywać. To kapryśna rzecz. Moc jest przemijająca, dziś jest, a jutro jej nie ma. – Odwrócił się i spojrzał na Lucjusza. – Czy możemy już się tym zająć? Moje stare kości bolą od wilgoci.

Mężczyzna roześmiał się krótko i ostro. Następnie przywołał wszystkie kryształy magii, które zebrał podczas różnych sesji i uniósł je w powietrzu. Wyciągnął zza szarfy krótki nóż ceremonialny nazywany athame i zaczął wypowiadać:

- Poprzez mrok księżyca, wzywamy cię, poprzez mrok księżyca, wzywamy cię, poprzez mrok księżyca, wzywamy cię do powrotu.

Bellatrix, Narcyza i reszta podjęli inkantację.

Skóra węża u stóp ołtarza zaczęła się wić i drżeć.

Lucjusz okrążył ołtarz siedem razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, po czym zgiął się i przeciął ramiona Dumbledore’a, wystarczając głęboko, by popłynęła krew, ale nie na tyle, by zabić. Stary czarodziej szarpnął się, ale nie wydał żadnego dźwięku. Jego krew spłynęła do wyżłobień i zebrała się w kamiennej misie.

Lucjusz skończył swoje ostatnie okrążenie tam, gdzie zaczął. Na jakiś niewypowiedziany sygnał, Narcyza wzięła misę i przechyliła ją, wylewając zawartość na wijącą się skórę węża.

Skóra zaczęła wypełniać się.

- Krew i kości, ciało i kamień, przekształćcie się w to, co było znane – rozkazał Lucjusz, a skóra węża zaczęła się zmieniać, stając się formą przypominającą ludzką istotę. – Mrok cię kształtuje, mrok cię utrzymuje, mrok cię osłania.

Wszystkie kryształy zawierające skradzioną magię Dumbledore’a otoczyły unoszący się kształt, a następnie jednocześnie eksplodowały. Lucjusz złapał esencję i wepchnął ją w skorupę, a postać stał się bardziej wyrazista, solidna, postać wysokiego mężczyzny przed czterdziestką, którego twarz była przystojna, ale jednocześnie zimna i okrutna, a skóra mieniła się maleńkimi, zielonymi łuskami.

Lucjusz wycelował różdżkę w Dumbledore’a, tak jak Bellatrix i Narcyza.

- Daj mi swoją moc, starcze! – Wstęga czerwonego światła wystrzeliła w pierś starego czarodzieja, a wkrótce dołączyły do niej dwie kolejne.

To był punkt, przed którym Dumbledore się opierał, cała trójka wyrywała z niego magię.

Albus otworzył oczy. Czuł, że jest napięty w oczekiwaniu na ból, który miał nadejść. Ale potem przypomniał sobie słowa Ariany w Ogrodzie. Prawdziwa ofiara oddaje wszystko i nie oczekuje niczego w zamian.

W końcu zrozumiał, co to oznaczało i co musiał zrobić.

- Oddaję ją dobrowolnie – powiedział głośno, a w myślach wyszeptał: w ten sposób ofiaruję swoją magię i moje życie za moje dzieci.

Poczuł, jak zaklęcie wyciąga resztki jego magii, a jego rdzeń słabnie, ale nie czuł bólu, tylko wspaniałe poczucie spełnienia.

Lucjusz nie wiedział, co z tym zrobić. Gdzie był opór, krzyki, ból? Czuł, jak magia Albusa przepływa przez niego i jednym ruchem skierował ją w unoszącą się nad ołtarzem postać.

- W magii się narodziłeś, do magii powrócisz, wszelka moc, chwała i honor należą do ciebie, o Panie! Bądź z nami!

- Bądź z nami! – powtórzyła Bellatrix.

- Bądź z nami! – zawołała Narcyza.

- Bądź z nami! – zawyli inni.

Nagini obudziła się i dodała do nich swój syk, kołysząc się w przód i tył.

Rozległ się rozdzierający dźwięk, a potem powietrze nad wymodelowanym ciałem rozerwało się i przesiąkło przez nie coś ciemnego i delikatnego. Wślizgnęło się w czekającą skorupę i pojawił się trzask światła, gdy duch Toma Riddle’a połączył się z ciałem, które ukształtowali jego wyznawcy.

Na ołtarzu, Dumbledore sapnął, czując, jak ostatnie macki jego magii odpływają. Zamknął oczy. Dla Światła polecam swą duszę. Poczuł, że zaczyna dryfować, ponieważ był teraz bardzo słaby, chociaż mógł jeszcze oddychać. Adriano, gdzie jesteś? – zawołał w głowie. Jestem gotów, zabierz mnie ze sobą.

Rozległ się powodujący drżenie, bezgłośny grzmot, gdy duch Voldemorta całkowicie połączył się z ciałem i magią.

Czarny Pan rozejrzał się, stawiając stioy mocno na blacie kamiennego stołu.

Jego wzrok padł na nieruchomą postać Dumbledore’a.

- Dziękuję ci za prezent, Albusie. – Zaśmiał się cicho. – Ale teraz jesteś już dla mnie bezużyteczny. – Wszedł na jego klatkę piersiową, łamiąc jego żebra tak łatwo, jak rozgniata się pająka. – Czy nie powiedziałem dawno temu, że pewnego dnia zostaniesz zmiażdżony moimi butami? Dziś nadszedł ten dzień.

Odwrócił się i zeskoczył z ołtarza, przepływała przez niego siła i magia.

- Oto odrodziłem się z ognia i cienia, przywrócony przez magię mego wroga! – krzyknął. Podniósł ręce w stronę swoich lojalnych śmierciożerców i wszyscy poczuli, jak Znak na nowo płonie. A jednak, nawet gdy to zrobił, poczuł, że coś jest… nie tak. To nowe ciało było silne, wypełnione po brzegi mocą, ale Voldemort czuł się dziwnie słaby. Coś było nie tak. Potem otrząsnął się z tego uczucia, gdyż okazanie słabości było śmiertelne.

Lucjusz wykonał szybki ruch i krąg magii zamigotał i zniknął. Podszedł do swojego pana i ukląkł z głową pochyloną przed mrocznym czarodziejem.

- Witaj z powrotem, Mistrzu. Jak mogę ci służyć?

Voldemort uśmiechnął się, po czym położył rękę pod brodą drugiego i wysyczał:

- Powstań, Lucjuszu, mój synu. Dobrze się spisałeś. A teraz znajdźmy resztę naszych wrogów i zmiażdżmy ich. Przereklamowanego Harry’ego Pottera i zdrajcę Severusa Snape’a. Oni umrą pierwsi.

Wtedy z gardeł śmierciożerców wydobył się wielki ryk aprobaty, a Nagini wysunęła się z kolumny i czule owinęła się wokół swojego czarodzieja, a jej zimne oczy błyszczały z satysfakcji.

 

poniedziałek, 16 maja 2022

PoO - Rozdział 11 – Ruszając do przodu

To była długa noc; nie było co do tego wątpliwości. Po powrocie do Hogwartu, Harry skoczył do pomagania pani Pomfrey z rannymi. Razem pracowali nad Tonks prawie dwadzieścia minut, nim zaczęli przybywać członkowie Zakonu. Bill i Fleur przybyli jako pierwsi, a następnie Fred i George, Elfias Doge i Hestia Jones. Harry i pani Pomfrey musieli się rozdzielić, więc Harry zajął się mniejszymi obrażeniami. Wszystko było tak chaotyczne, że Harry miał trudności ze zrozumieniem, kto wchodził, a kto wychodził.

Pomiędzy pacjentami Harry ciągle sprawdzał, co z Tonks, mając nadzieję, że mimo wszystko pojawią się jakieś oznaki poprawy. Po trzech miksturach uzupełniających krew, dwóch stabilizujących i wielu miksturach odżywczych, Tonks ustabilizowała się, ale również zapadła w śpiączkę. Jedyne, co mogli teraz zrobić, to czekać i mieć nadzieję, że jej obrażenia nie pozostawią żadnych trwałych uszkodzeń.

Hermiona przyszła z pomocą wkrótce po przybyciu Remusa i Rona, udowadniając, że jest nieoceniona dzięki swoim umiejętnością warzenia eliksirów. Zabrakło im już eliksirów uspokajających i pieprzowego, których pani Pomfrey niewątpliwie będzie potrzebować wkrótce dla uczniów. Zapas eliksiru bezsennego snu również się wyczerpał, zmuszając ich do używania innych mikstur, które dawały podobne rezultaty.

Nim Harry się zorientował wschodziło słońce i nie było więcej pacjentów, którymi można się było zająć. Wszyscy albo spali w łóżkach, albo zostali odesłani do domu. Pani Pomfrey wycofała się do swojego biura, a Remus rozmawiał z profesor McGonagall, więc Harry jako jedyny w skrzydle nie spał. Ron i Hermiona spali w łóżkach, ulegając zmęczeniu godzinę temu. Syriusz i Kingsley jeszcze nie wrócili, co zaczynało go niepokoić. Co oni mogli robić?

Obolały i zmęczony, Harry opadł na krzesło przy łóżku Tonks i chwycił jej bezwładną dłoń. Widzenie jej w tym stanie było tak dziwne, brakowało jej dziarskości i niezdarności. Przez ostatnie siedem miesięcy Tonks była takim pozytywem w jego życiu, że Harry nie wyobrażał go sobie bez niej, czuwającej nad nim i wyśmiewającej ze wszystkiego, co mogła. To dzięki niej Harry nie ulegał frustracji wszystkim w jego życiu.

I nigdy jej za to nie podziękowałem.

Wpatrując się w bladą twarz Tonks, Harry zdał sobie sprawę, że w jego życiu było sporo rzeczy, które uważał za oczywiste. Tak, wiedział, że od czasu do czasu zbliżał się do punktu krytycznego, ale nie tylko on. Syriusz i Remus wzięli na siebie tak wiele, większość z tego to drobne szczegóły, o których nigdy nie rozmawiali. Kingsley „prosił” o tak wiele przysług, a Harry nigdy mu za to nie podziękował. Profesor McGonagall w zasadzie narażała cały Hogwart na ryzyko, tylko żeby m pomóc.

No i byli też jego przyjaciele. Hermiona wpadła w podobny stan, w jakim była na trzecim roku, ze względu na to, czego się podjęła, ale nigdy nie narzekała. Ron dokładał się w każdy możliwy sposób, nigdy nie mówiąc nic na temat godzin, w których wykonywali badania, chociaż wszyscy wiedzieli, że były one czymś, czego Ron nienawidził. Oboje tak wiele znosili, nigdy nie narzekając i nigdy nie pozwalając Harry’emu się poddać.

Nie zasługuję na nich… na żadne z nich.

Harry westchnął ze zmęczeniem, zamykając oczy i oparł ciężką głowę na krawędzi łóżka Tonks. Tak desperacko chciał spróbować uleczyć Tonks, ale wiedział, że prawdopodobnie sam zapadłby w śpiączkę z wyczerpania i napięcia związanego z próbą znalezienia tego, co musiał uleczyć. Wszystkie skany dawały jedną odpowiedź. Rany Tonks zostały uleczone. Nie było żadnego medycznego powodu jej śpiączki.

Ręka spoczęła na jego ramieniu, powodując, że podskoczył i odwrócił się, by zobaczyć zmęczoną twarz Syriusza. Harry zamrugał kilkukrotnie, próbując odeprzeć atakujące zmęczenie, które dręczyło go przez ostatnie kilka godzin. Fale wyczerpania, frustracja z nutą bólu wylewały się z Syriusza, dając Harry’emu znać, że jego praca nie została jeszcze ukończona. Wstając, Harry skinął na Syriusza, by zajął najbliższe dostępne łóżko, po czym podszedł do szafki na eliksiry, by wziąć kilka podstawowych. Kiedy Syriusz nie zaprotestował, dowodziło to tylko, jaki był zmęczony. Pytania mogą nadejść później… może po kilku godzinach odpoczynku.

Między nimi nie padło ani jedno słowo, gdy Harry łatał Syriusza, poza prośbą, by Syriusz poruszył się, by dać dostęp do niektórych poważniejszych cięć. Po nałożeniu maści leczniczej Harry podał Syriuszowi niezbędne eliksiry, po czym zostawił go za parawanem, by przebrał się w piżamę, którą przyniósł skrzat domowy. Kiedy Harry wrócił, Syriusz siedział na krawędzi łóżka, pocierając ręce. Było jasne, że Syriusz miał coś do powiedzenia, ale nie był pewny, jak to sformułować.

- Odpocznij trochę, Syriuszu – powiedział Harry, wręczając mu eliksir nasenny. – Możemy porozmawiać o wszystkim później.

Syriusz przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Harry’ego, po czym przeniósł wzrok na łóżko Tonks.

- Tonks jest w śpiączce, Syriuszu – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Ostatniej nocy została zaatakowana przez wampira. Myślę, że powinniśmy być wdzięczni, że wciąż żyje. – Wręczył mu eliksir nasenny i zaczął sprzątać swoje miejsce pracy. – Pani Pomfrey powiedziała, że skontaktuje się dzisiaj ze świętym Mungiem, żeby dowiedzieć się, czy da się coś jeszcze zrobić, by jej pomóc.

Syriusz skinął głową ze zmęczeniem, po czym skierował wzrok z powrotem na Harry’ego.

- Co z tobą? – zapytał ze zmarszczonymi brwiami. – Czy ktoś cię zbadał?

Harry stłumił skrzywienie się, jego blizna lekko pulsowała z bólu, więc wypuścił długi, uspokajający oddech. Naprawdę nie chciał w tej chwili przejmować się gniewem Voldemorta.

- Nic mi nie jest, Syriuszu – powiedział szczerze, prowadząc Syriusza do łóżka. – Pani Pomfrey nalegała na rzucenie kilku zaklęć, nim zabrałem się do pracy. Miałem szczęście. Miałem kilka drobnych cięć, ale zasklepiły się po kilku zaklęciach. Jak tylko przybędzie Kingsley i go zbadam, prawdopodobnie dołączę do was we śnie.

Syriusz jęknął nisko, gdy jego głowa uderzyła w poduszkę.

- Nie martw się o Kingsleya – powiedział zmęczonym głosem, podczas gdy Harry naciągnął kołdrę. – Po spotkaniu z Scrimgrourem miał iść do świętego Munga. – Syriusz przesunął się lekko i skrzywił. – Chciałbym być na tym spotkaniu. Scrimgeour nie powiedział nam, że wampiry dołączyły do Voldemorta, nawet jeśli był to tylko mały klan.

Harry znieruchomiał na to stwierdzenie. To z pewnością byłaby użyteczna informacja nim wejdą do legowiska węża.

- Scrimgeour musi nam wiele wyjaśnić, Syriuszu – zgodził się Harry. – Porozmawiamy za kilka godzin. Weź swój eliksir i prześpij się. – Syriusz otworzył usta, by zaprotestować. – Nie kłóć się ze swoim uzdrowicielem, bo będę zmuszony wezwać swoją przełożoną – powiedział Harry z uśmiechem.

Syriusz skrzywił się i wziął eliksir.

- Jesteś okrutny, wiesz? – zapytał, powoli zamykając oczy. – Powinienem wiedzieć, że zorganizowanie tych lekcji z Poppy było błędem.

Harry pozostał przy Syriuszu, póki się nie upewnił, że Syriusz śpi, po czym przeniósł się do pustego łóżka i ostrożnie zdjął koszulkę. Powiedział prawdę o cięciach. Te były już uzdrowione. Musiał poczekać jednak, aż zagoją się siniaki i obolałe mięśnie. Nie pamiętał nawet, jak został uderzony, ale walka odbyła się tak szybko, że Harry większości nie pamiętał.

Zdjęcie butów było ciężkim zadaniem i Harry poczuł ulgę, gdy je wykonał, by móc odprężyć się na miękkim, szpitalnym łóżku. Potrzebował snu, ale mógł myśleć tylko o tym, jak wiele trzeba było zrobić. Horkruks musiał zostać zniszczony, musieli zorganizować drużynę szturmową, zlokalizować Voldemorta, przeszkolić ludzi, by poradzili sobie ze zniszczeniem Nagini na wypadek, gdyby ktoś dotarł do niej pierwszy, Charliemu trzeba było powiedzieć o Tonks oraz musiał ukończyć rosnącą górę zadań domowych.

A ten dokuczliwy ból pochodzący z blizny umożliwiał Harry’emu choćby pomyślenie o śnie. Niemożliwe było rzucanie się i obracanie w łóżku bez bólu, a eliksir nasenny tylko osłabiłby jego obronę psychiczną. Jęcząc z frustracją, Harry wstał z łóżka, przebrał się i wyszedł ze skrzydła szpitalnego do Kwater Huncwotów. Przynajmniej nie musiał się martwić, że ktokolwiek mu przeszkodzi.

Wciąż było wcześnie rano, zbyt wcześnie, by jacyś uczniowie wędrowali korytarzami. Nauczyciele za niedługo będą chodzić, ale nigdzie w pobliżu jego celu. W końcu wszyscy najprawdopodobniej zakładali, że będzie w skrzydle szpitalnym. Harry miał nadzieję, że nim ktoś zauważy jego nieobecność, jego ból głowy będzie jedynie wspomnieniem.

Z jakiegoś dziwnego powodu podróż do Kwater Huncwotów trwała dłużej niż zwykle. Kiedy w końcu wszedł do pustego pokoju wspólnego, Harry opadł na najbliższe krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Gniew i frustracja naciskały na niego, ale Harry odepchnął je. Nie pozwoli, by obce emocje go przytłoczyły. Nie wpuści Voldemorta.

Wybuch zielonych płomieni w kominku sprawił, że Harry podskoczył. Szybko podnosząc wzrok, Harry rozluźnił się nieco, gdy zobaczył pokrytą bliznami twarz Moody’ego, unoszącą się w płomieniach.

- Proszę o pozwolenie na wejście, Potter – warknął Moody.

Harry westchnął. Radzenie sobie z Malfoyem było w tej chwili ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował.

- Udzielam pozwolenia – powiedział niechętnie.

Głowa Moody’ego zniknęła, jednak została zastąpiona Malfoyem, który wszedł do pokoju, potykając się lekko, chociaż Malfoy nigdy by się do tego nie przyznał. Moody pojawił się sekundę później, a jego przybycie było stanowcze i precyzyjne. Harry wstał, tłumiąc grymas, ponieważ jego ból głowy narastał. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było okazanie bólu przed kimś, kto będzie go dręczył z tego powodu przez lata.

- Czego chcesz, Malfoy? – zapytał Harry przez zęby. – Jest wcześnie, a ja nie spałam całą noc.

Malfoy skrzywił się, strzepując sadzę ze swoich prostych spodni i koszuli.

- Udało się? – zapytał bez ogródek.

Oczy Harry’ego zwęziły się ze złości. Naprawdę nie miał cierpliwości, by dzisiaj poradzić sobie z nastawieniem Malfoya.

- Wybacz, że to tak długo trwało, Malfoy – warknął. – Zeszłej nocy byliśmy trochę zajęci śmierciożercami i wampirami.

Malfoy zbladł, podczas gdy Moody wystąpił do przodu.

- Wampirami? – warknął. – Kiedy wampiry dołączyły do wojny?

Harry wzruszył ramionami, próbując pozbyć się trochę bólu z blizny, pocierając ją.

- Kingsley dopytuje o szczegóły Scrimgeoura – odpowiedział. – Słuchajcie, nie chcę być niegrzeczny, ale to była bardzo długa noc. Spędziłem większość zajmując się rannymi w szpitalu. Syriusz powinien obudzić się za kilka godzin. Może wam wtedy wszystko opowiedzieć.

Moody zbliżył się i spojrzał krytycznie na Harry’ego.

- Boli cię, Potter – oświadczył. – Nie zostałeś wyleczony w skrzydle szpitalnym?

- Nic się nie dało z tym zrobić – powiedział sucho Harry, opierając się o poręcz najbliższego fotela. – Mój ból głowy będzie trwał tak długo, jak Voldemort będzie zły za to, co wydarzyło się zeszłej nocy. – Ból nasilił się, zmuszając Harry’ego do zduszenia okrzyku bólu i złapał się za czoło obiema rękami. Silna wściekłość przytłoczyła gniew i frustrację do ego stopnia, że Harry nie wiedział, co było czym. Podkradły się do niego zawroty głowy i nudności, uniemożliwiając mu pozostanie w bezruchu. Harry poczuł, jak traci równowagę i upadłby, gdyby ktoś go nie złapał.

Harry czuł się, jakby został uwięziony w morzu bólu, nie mogąc nic na to poradzić. Czuł, jak pochłania go powoli nieświadomość, ale nim to się stało, Harry został uderzony jednym przerażonym faktem: Voldemort wiedział, jak daleko był Harry w zniszczeniu jego zabezpieczenia w tej wojnie.

Nienawiść Voldemorta do Harry’ego Pottera właśnie wzrosła wykładniczo.

^^^

Stłumione głosy pojawiały się i znikały, a świadomość Harry’ego podążała za nimi. Jego ból głowy na szczęście zniknął, wraz z bólem w jego ciele. Harry z wysiłkiem powoli otworzył oczy, jednak całkowicie przytłoczyło go jasne światło słoneczne. Jęknął z irytacją, naciągając kołdrę na głowę. Jego uszy wypełnił niski chichot, wyrywając go z uporu. Odsuwając szybko kołdrę, Harry podniósł głowę i zobaczył zbliżające się cztery niewyraźne postacie. Z rezygnacją uderzył głową w poduszkę w chwili, gdy zauważył, że pani Pomfrey śpieszy do jego łóżka. Naprawdę nie chciał teraz słyszeć jej besztania.

Delikatna dłoń spoczęła na lewym ramieniu Harry’ego.

- Jak się czujesz, Harry? – zapytał cicho Remus.

- Chyba lepiej – odpowiedział Harry, wzruszając ramionami, czując, jak oplatają go zaklęcia pani Pomfrey. – Nie mam już wrażenia, jakby moja głowa miała eksplodować. – Fale ulgi zmieszały się z niepokojem i strachem, które już krążyły po pokoju. – Jak długo spałem? – zapytał z ciekawością.

Nim Syriusz się odezwał, zapadła nieprzyjemna cisza.

- Prawie osiem godzin, Harry – odpowiedział. – Właśnie wróciliśmy po zniszczeniu kryształowej kuli. Wiem, że chciałeś pomóc, ale pomyśleliśmy, że najlepiej zniszczyć ją tak szybko, jak to możliwe. „Prorok Codzienny” przedstawił dość szczegółowy raport o tym, co się stało oraz że też tam byliśmy. Są szanse, że Voldemort wie, czego szukaliśmy…

- Wie… - przerwał mu Harry, siadając. – Voldemort wie o wszystkim i nie jest z tego powodu szczęśliwy.

Powietrze wypełniła pełna napięcia cisza, a dłoń na ramieniu Harry’ego zacisnęła się lekko. Harry skorzystał z okazji, by wziąć okulary ze stolika nocnego i wsunąć je na nos, by zobaczyć, że Syriusz siedzi w nogach łóżka ze zmęczonym wyrazem twarzy, Kingsley stał z boku, jego twarz jak zawsze pozbawiona była emocji, pani Pomfrey wykorzystała okazję, by podejść do szafki z eliksirami, by wziąć kilka, a Remus próbował pozostać bierny, ale nie można było zaprzeczyć, że narastał wokół niego gniew.

- W porządku – powiedział spokojnie Kingsley. – Jaki jest najgorszy scenariusz? Czy Voldemort tylko zwiększy ochronę na swoim wężu, czy też pójdzie zrobić więcej horkruksów? Jeśli to drugie, musimy natychmiast rozważyć podjęcie ofensywy.

- Nie jesteśmy na to gotowi, Kingsley – sprzeciwił się Remus. – Abyśmy w ogóle mogli rozważyć takie uderzenie, musimy zorganizować wystarczająco dużą grupę uderzeniową, by móc stawić czoła śmierciożercom, olbrzymom, wilkołakom, a teraz jeszcze wampirom. Będziemy mieli na to tylko jedną szansę i wolałbym, żeby to nie była misja samobójcza.

- Zgadzam się – powiedział Syriusz, wstając. – Nie możemy sobie pozwolić na zrobienie głupich błędów. Póki śledztwo nie zostanie zakończone, możemy jedynie planować atak i obliczać, ilu walczących potrzebujemy.

Harry wiedział teraz, że na pewno coś ominął.

- Jakie śledztwo? – zapytał.

Syriusz, Remus i Kingsley wymienili spojrzenia, przez co stało się oczywiste, że „śledztwo” było powiązane z Ministerstwem.

- Minister niechętnie zgodził się przeprowadzić wewnętrzne śledztwo w departamencie aurorów, dlaczego wszystko potoczyło się zeszłej nocy tak, jak się potoczyło – powiedział w końcu Kingsley. – To straszny zbieg okoliczności, że ten jeden raz, gdy włączyliśmy w sprawy Ministerstwo, śmierciożercy byli jeden krok przed nami.

To był logiczny wniosek i najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie. To na pewno nie poprawi wizerunku Ministerstwa.

- Czy Scrimgeour wie o Tonks? – zapytał cicho Harry, podczas gdy jego oczy zwęziły się ze złości. – Czy wie, co się dzieje, gdy ktoś nie potrafi trzymać gęby na kłódkę?

- Wie, że jest ranna – burknął Syriusz. – Po prostu nie wie, jak poważnie. My nawet nie wiemy, jak poważne są jej obrażenia. Specjaliści ze świętego Munga byli tu kilka godzin temu, ale nie poznamy wyników badań przez przynajmniej kilka dni. Na razie przenieśliśmy ją do prywatnego pokoju.

- Mogę ją zobaczyć? – zapytał Harry, przenosząc oczy na zamknięte drzwi na końcu skrzydła. Syriusz i Remus wymienili zaniepokojone spojrzenia, a Harry wiedział, dlaczego. Najprawdopodobniej założyli, że Harry spróbuje uleczyć Tonks, sam zapadając w śpiączkę.

W tym momencie wróciła pani Pomfrey i natychmiast zaczęła podawać Harry’emu eliksir za eliksirem. Po szybkim badaniu niechętnie pozwoliła Harry’emu wyjść, pod warunkiem, że obieca, że nie będzie się przemęczał przez co najmniej kilka następnych dni. Harry zgodził się, chociaż nie miał zamiaru odpoczywać, podczas gdy inni zaczynali pracować nad kolejnym krokiem. Był winny Tonks zrobić wszystko, co w jego mocy, by zakończyć tę wojnę tak szybko, jak to możliwe.

W chwili, gdy Harry wyszedł ze skrzydła szpitalnego, natychmiast został zbombardowany przez fale zapału i ciekawości. Wszystkie rozmowy urwały się, gdy wszyscy wpatrywali się w Harry’ego z kopiami „Proroka Codziennego” w rękach. Harry patrzył przed siebie, zdając się ignorować spojrzenia, podczas gdy jego umysł wściekle pracował nad ustaleniem, dlaczego ludzie się na niego gapią. Jak szczegółowy był raport w „Proroku Codziennym”? Czy wspominali o nim?

Dlaczego w ogóle pytam? Oczywiście, że o mnie wspominali.

- Jak źle jest? – zapytał cicho Harry Syriusza.

Syriusz spiorunował wzrokiem grupę uczniów, którzy przechodzili; jego irytacja wirowała wokół niego jak tornado.

- Wystarczająco – mruknął. – Przeżyłeś pojedynek z wampirem z ledwie niewielkimi obrażeniami, Harry. Wampiry są dobrze znane ze swojej zaciekłości i szybkości w walce. Normalnie ludzie nie wytrzymują więcej niż kilka minut przeciwko wampirowi, a tym bardziej nie ma szans, by go prawie pokonali.

To mógł być powód. Mimo wszystko, czy Harry kiedykolwiek był normalny? Prawdę mówiąc, Harry naprawdę niewiele pamiętał z pojedynku. Polegał na swoich zmysłach i instynktach, nic więcej.

- Proszę, nie mów mi, że wymyślili jakieś kolejne przezwisko, żeby mnie nim nazywać – błagał Harry.

- W porządku – powiedział Syriusz, kiwając głową. – Nie powiem ci.

Harry skrzywił się.

- To nie jest śmieszne.

Syriusz wzruszył dobrodusznie ramionami, uśmiechając się szeroko do Harry’ego.

- Nie możesz mnie winić, że jestem dumny z mojego małego „Obrońcy ulicy Pokątnej” – powiedział niewinnie, zdobywając tym piorunujące spojrzenie Harry’ego. Uśmiech Syriusza zmienił się w poważny wyraz twarzy. – Wolałbyś, żebym ci powiedział, jak bardzo jestem zdenerwowany, że wczoraj zlekceważyłeś rozkazy, Harry?

Harry milczał, kiedy docierali do Kwatery Huncwotów. Nie zamierzał przepraszać, że podjął decyzję, którą uważał za właściwą. Nie było mowy, żeby był w stanie wrócić do Hogwartu i po prostu czekać, aż wszyscy wrócą. Syriusz i Remus nauczyli go, jak się bronić. Jaki jest sens treningu, jeśli go nie wykorzystywał?

Temat nie został ponownie poruszony, chociaż było jasne, że Syriusz nie zignorował problemu. Nie miało znaczenia to, że Remus zaznaczył, że z powodu Harry’ego śmierciożercy nie pokonali całkowicie jego i Rona. Nie miało znaczenia to, że Kingsley zauważył, że Tonks wciąż żyje dzięki wysiłkom Harry’ego. Syriusz był tak pochłonięty tym, co mogło się wydarzyć, że nie brał pod uwagę tego, co się stało dzięki działaniom Harry’ego.

Przez te wszystkie szepty i spojrzenia w stronę Harry’ego trudno było się skoncentrować, zwłaszcza gdy Charlie Weasley przybył z Rumunii, by być przy łóżku swojej dziewczyny. Ostateczna diagnoza dla Tonks była taka, że nie było diagnozy. Nie było żadnego medycznego powodu, który usprawiedliwiałby jej śpiączkę.

- Obudzi się, kiedy się obudzi – powiedział uzdrowiciel. Jedyne, co mogli zrobić, to dać jej eliksiry, żeby jej ciało nie zmarniało.

Harry, Syriusz i Remus spotkali się ze Scrimgeourem  na początku tygodnia, by wyłożyć listę żądań. Odmówili kompromisu, co uczyniło Scrimgeoura bardzo nieszczęśliwym Ministrem. Wraz ze wzrostem liczby ataków śmierciożerców, aurorzy byli bardzo rozproszeni. Odciągnięcie „zaufanych” aurorów od ich stanowisk pozostawi kilka obszarów bez ochrony. Scrimgeour nie mógł jednak powiedzieć zbyt wiele, ponieważ „zdrajcą”  był rzeczywiście jednym z „jego aurorów”, młody auror, który rozmawiał ze swoją dziewczyną, która następnie przekazała informacje komuś innemu. Był to tylko głupi błąd, który miał katastrofalne konsekwencje.

Ponieważ Tonks nie mogła pomagać, Harry’emu „przydzielono” nowego ochroniarza, którym okazał się być jego ojciec chrzestny. Ponieważ Syriusz próbował zostać jego cieniem, Harry jeszcze bardziej tęsknił za Tokns. Syriusz próbował. Naprawdę, naprawdę próbował. Po prostu dyskrecja nie była wysoko na liście priorytetów Syriusza. Syriusz też nie zawracał sobie głowy ukrywaniem swoich opinii, zwłaszcza gdy byli w pobliżu szepczących uczniów.

Obliczanie strategicznego uderzenia na bazę operacyjną Voldemorta było niezwykle trudne z powodu braku informacji. Malfoy udzielił im już wszystkich, ale prawda była taka, że było wiele niewiadomych. Potrzebowali informacji, których mogła udzielić tylko jedna osoba. Choć Harry nienawidził tego przyznać, potrzebowali pomocy Snape’a. Mógłby im powiedzieć, z czym mieli do czynienia, jeśli chodzi o liczby oraz wszystko, co zaplanował Voldemort.

Mając niechętną aprobatę Syriusza i Remusa, Harry napisał czas i miejsce spotkania na odwrocie listu od Snape’a, a po kilku godzinach pojawiło się słowo „Dobrze”. Mieli się spotkać za kilka dni w mugolskim Londynie w piwnicy szpitala, w którym Harry pracował przez krótki czas półtora roku wcześniej. Harry miał zamiar wykorzystać swoją wiedzę o budynku na swoją korzyść. Nie miał zamiaru pozwolić Snape’owi na zdobycie przewagi. Mężczyzna miał zbyt wiele do wytłumaczenia, bez względu na to, ile wiary Dumbledore pokładał w Snapie.

Dni mijały szybko i zanim Harry się zorientował, zebrał się z Syriuszem, Remusem i Kingsleyem w gabinecie profesor McGonagall, by przenieść się do Dworu Blacków. Ron i Hermiona chcieli pójść, ale Remus szybko zauważył, że zbyt duża liczba osób z pewnością przyciągnie niechcianą uwagę. Prawdę mówiąc, Remus wiedział, że to spotkanie będzie niezwykle trudne. Harry jeszcze nie powiedział Syriuszowi o „błędzie” Snape’a i mógł winić tylko siebie za własne tchórzostwo. Okazja do powiedzenia Syriuszowi, że osoba, którą już uznaje za zdrajcę jest tą, która przekazała Voldemortowi połowę przepowiedni, nigdy się nie pojawiła i prawdopodobnie nie nadejdzie.

Zwłaszcza, kiedy stało się jasne, że będą potrzebować pomocy Snape’a, by wygrać wojnę.

Syriusz, Remus i Kingsley poszli w ślady Harry’ego przez fiuu do Dworu Blacków. Harry podał im lokalizację szpitala, by mogli się aportować. Po pojawieniu się w szpitalu, Harry wszedł do jednego z wejść dla obsługi technicznej i zszedł po schodach dwa piętra w dół. Syriusz i Remus podążyli za Harrym, podczas gdy Kingsley zaczął patrolować budynek w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak „magicznej” aktywności. Syriusz i Remus zbadali całą piwnicę, a nawet rzucili kilka wybranych zaklęć, które zapobiegły rzucaniu niebezpiecznych zaklęć.

Właśnie skończyli, kiedy Kingsley poinformował ich przez słuchawki, że przybył Snape i wszedł do budynku. Syriusz i Remus natychmiast ustawili się w pozycji z różdżkami w pogotowiu. Sięgając zmysłami, Harry szukał obcej obecności i zatrzymał się, gdy dotarł do mieszanki niecierpliwości zmieszanej z lekką nutą niepokoju. Odłożył tą informację na później, ponieważ Snape pojawił się w końcu w zasięgu wzroku.

Przez dłuższą chwilę żaden nic nie zrobił. Snape popatrzył szyderczo na Syriusza i Remusa, po czym jego wzrok spoczął na Harrym.

- Odwołaj swoje zwierzaki, Potter – wypluł Snape. – Nie byli częścią ustaleń.

Remus machnął kilka razy różdżką, a Snape zerknął przez ramię i skinął na Harry’ego, który odwzajemnił gest. Snape nie miał żadnych magicznych przedmiotów poza różdżką.

- Będziesz miał swoje spotkanie, Severusie – warknął Remus, – ale będziemy w pobliżu. Jeśli zrobisz cokolwiek…

- Użyjesz mnie jako następnego gryzaka – przerwał mu chłodno Snape. – Drżę, Lupin.

Remus ze złością obnażył zęby.

- Daj mi jeden powód – warknął, – tylko jeden.

Syriusz szybko wkroczył i odciągnął Remusa, pozwalając Snape’owi podążyć za Harrym do małej kotłowni. Gdy tylko Snape wszedł do pomieszczenia, Harry zamknął drzwi i wyjął słuchawkę. Zaciskając dłoń w pięść, Harry cofnął rękę, zrobił krok do przodu, a gdy Snape odwrócił się, uderzył prosto w długi, zakrzywiony nos Snape’a. Snape okręcił się i potknął do tyłu, podczas gdy Harry przygotował się do kolejnego uderzenia.

Prawdopodobnie nie było to najmądrzejsze posunięcie, ale z pewnością poczuł się dzięki temu lepiej. Teraz po prostu musiał przebrnąć przez resztę spotkania, nie poddając się chęci zrobienia tego ponownie.