Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 30 stycznia 2022

PDJ - Rozdział 30 – Postój

Obaj czarodzieje wrócili do chaty wyczerpani emocjonalnie, ale więź między nimi została przywrócona i odnowiona, aż stała się głębsza niż kiedykolwiek. Chociaż żadne z nich się nie odezwało, oboje wyczuli, że kryzys, który przeszli, wzmocnił ich więź ponad wszystko, co kiedykolwiek się wydarzyło. Teraz byli kimś więcej niż uczniem i mentorem, więcej niż opiekunem i podopiecznym. Teraz byli ojcem i synem, związani miłością, poświęceniem i zaufaniem, chociaż pozostało to niewypowiedziane, oboje czuli to głęboko w swojej duszy.

Harry mógł powiedzieć, że Witherspoonowie, z ich niesamowitym postrzeganiem czytającego, również to wyczuwali, bo kiedy weszli do domu, Grace i Jasper wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a Jace uśmiechnął się z ulgą. Jilly była najgłośniejsza z całej czwórki, podbiegła do obu krnąbrnych czarodziejów i objęła ich za kolana.

- Haly, plofesol Sevi, jest z wami lepiej! Już nie jesteście smutni!

- Cześć, Jilly! – Harry uśmiechnął się do uroczego dziecka, klękając, by mogła go łatwiej przytulić.

Jilly natychmiast zarzuciła na niego swoje małe ramiona i posłała mu swoje własne szczęście i zachwyt, sprawiając, że się roześmiał.

Śmiech Harry’ego był balsamem dla ducha Severusa, ponieważ rzadko miał okazję się cieszyć, a Severus wiedział, że miniony tydzień był dla nastolatka szczególnie wstrząsający. Po burzy przychodzi słońce, a po łzach powinien nastąpić śmiech. Cieszę się, że wciąż potrafi czuć radość po tym, przez co przeszedł. Delikatnie położył dłoń na ramieniu syna. Z drugiej strony jest na świecie niewielu, którzy byliby w stanie oprzeć się małej Jilly.

Harry był przepełniony tak wielkim szczęściem, że niemal nie mógł go powstrzymać. Więc pozwolił sobie wyrazić śmiechem, uczucie, które było mu prawie nieznane, nim Severus został jego mentorem. Bardzo rzadko śmiał się z przyjaciółmi, ale przez całe swoje życie nie miał wiele radości, tylko trudy, poświęcenia i obowiązek. Ale iskrzące się zielone oczy Jilly i zaraźliwy uśmiech były czymś, czego nie dało się oprzeć. Potem przypomniał sobie przezwisko, którym nazwała profesora i zaczął się histerycznie śmiać.

- Sevi! – sapnął. – Nazwała cię Sevi!

Jilly była zdziwiona.

- Co jest tak zabawnego, Haly? To jego imię.

Harry znów zaczął się śmiać, nie mogąc się powstrzymać.

Severus udał, że się krzywi, ale nie włożył w to serca, nie po przejściu rytuału odnowy. Nie było w nim miejsca na obrażanie się lub znieważanie.

- Powiedziała mi, że pan, panie Potter, tak mnie nazwał.

- Co? – Harry zdołał odzyskać nad sobą kontrolę. – Nigdy… nie pamiętam, żebym cię tak nazwał…

Jilly tylko na niego spojrzała.

- Tak, nazwałeś go tak, Haly. Słyszałam. To było wtedy, gdy plofesol Sevi był choly. Powiedziałeś, nie zostawiaj mnie, Sevi…

- Och. – Harry zarumienił się. – Myślę, że mogłem… - Posłał Severusowi przepraszające spojrzenie.

 Severus potargał jego włosy, półuśmiech wykrzywił kącik jego ust.

- Przypuszczam, że ta mała nie kłamie. I uważam, że nie przeszkadza mi, jak mnie tak nazywa… ale lepiej nie zaczynaj, zrozumiano?

- Tak, Sev – powiedział potulnie Harry, ale błysk psoty zatańczył w jego oczach , więc trzymał głowę opuszczoną, by ukryć uśmiech.

Jilly zsunęła się z jego kolan i wyciągnęła ręce do Severusa, a on – najbardziej przerażający profesor eliksirów w Hogwarcie – natychmiast podniósł ją i przytulił.

Oczy Harry’ego prawie wypadły mu z orbit. Wielki Merlinie! On naprawdę ją trzyma, a ona kładzie głowę na jego ramieniu. Kto by pomyślał? Prawie żałuję, że nie mam aparatu. Ron, Hermiona i Syriusz nigdy mi nie uwierzą, jeśli im powiem, że mistrz złośliwości, Severus Snape, chętnie trzymał dwulatkę w swoich ramionach. Teraz widziałem już wszystko!

Jae przyciągnął jego wzrok i uśmiechnął się ironicznie.

- Bycie empatą ma swoje przywileje.

- Chyba tak – powiedział Harry, ocierając oczy ściereczką, którą podał mu Jace. Modlił się, by Witherspoonowie założyli, że łzy pochodzą bardziej ze śmiechu niż ze smutku.

- Jesteś głodny, Harry? – zapytała Grace. – Mamy na stole obiad.

- Tak, proszę pani – powiedział uprzejmie Harry, po czym podążył za resztą domowników do kuchni, a Severus szedł trochę z tyłu, pławiąc się w spokoju, który ponownie zapanował w chatce.

Później, po porywającej grze w szachy z Jacem i gorącym prysznicu, Harry leżał w łóżku, zmęczony, ale nie na tyle, żeby zasnąć. Zdjęto z niego wielkie brzemię i poczuł głęboką ulgę. Po raz pierwszy od tygodnia mógł spać spokojnie, bez uścisku w żołądku. Położył ręce za głowę i wpatrywał się w sufit, odtwarzając w myślach wydarzenia dnia.

Kiedy był młodszy, zawsze uważał Dumbledore’a za najodważniejszego czarodzieja, uosobienie gryfońskiej odwagi, z powodu nieoddanego oddania Światłu i sprzeciwianiu się ciemności. Ale teraz zobaczył, że istnieje głębszy rodzaj odwagi, odwaga osoby, która wkroczyła w ciemność, zarówno w swoim wnętrzu, jak i na zewnątrz, i powróciła, pokryta bliznami, jednak cała. To była prawdziwa odwaga i dlatego Harry uważał Severusa Snape’a za najodważniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek poznał.

I to dlatego pozwolił Severusowi zobaczyć, jak płacze, ponieważ ci, którzy błąkali się w ciemności wiedzieli dobrze o poczuciu winy, wstydzie i łzach wylewanych z powodu rzeczy, które nigdy nie miały zostać zapomniane. Severus rozumiał go, rozumiał głębię, w której się zanurzył, rozumiał wyrzuty sumienia i triumf powrotu światła, pomimo wstydu, który dręczył go od stóp do głów. Dumbledore, mimo swojego wieku i całej mądrości, nigdy nie poznał pokusy, nigdy się nie dowiedział, jak to jest być zdegradowanym i bezradnym, pionkiem dla pokręconych pragnień innych ludzi. Zawsze miał kontrolę, nigdy nie był kwestionowany, bezpieczny w swojej roli wielkiego przywódcy Światła. Mógł tylko współczuć trudnej sytuacji Harry’ego, ale to nie to samo co zrozumienie.

Ale Severus rozumiał i za to Harry kochał go najbardziej.

Harry zdjął okulary i położył je na stoliku nocnym. Potem odwrócił się i ukrył twarz w poduszce. Po kilku chwilach zasnął głęboko i po raz pierwszy od przybycia do Witherspoonów spał bez wyrzutów sumienia, które trzymały go obudzonego.

Następnego popołudnia Harry i Jace byli w ogrodzie Grace, gdzie pieliki i zbierali kilka rodzajów ziół i kwiatów, które musiały zostać wysuszone do kilku mikstur. Obaj chłopcy pracowali w swoim towarzystwie, niewiele mówiąc, ponieważ Jace z natury był cichy, a Harry tego popołudnia był w nastroju do rozmyślań, co nie zmieniło się od rytuału odnowy.

Zbieranie różnych ziół – dzięgiel, werbena, wrzos, majeranek i śniadek – rozluźniło go. To była praca, do której był przyzwyczajony, zajmował się ogrodem ciotki, odkąd był na tyle duży, że potrafił odróżnić chwast od łodygi rośliny i władać kielnią ogrodową. Przesiewając glebę, świeżo odwrócona ziemia napełniała mu nozdrza bogatym zapachem, kiedy delikatnie odcinał łodygi i kwiaty, i umieszczał je w koszu, a następnie wyciągał oporne chwasty z zakazanego miejsca, wpadł w rytm i praca stała się przyjemna i napełniała go poczuciem spełnienia. W ten sposób chciał odkupić swój dług wobec Grace za opiekę nad nim i Severusem.

Kiedy skończyli, byli spoceni, brudni i potrzebowali prysznica.

W drodze powrotnej z łazienki, Jace szczodrze pozwolił Harry’emu pójść pierwszy, Harry minął pokój Severusa, gdzie odpoczywał Mistrz Eliksirów. Choć prawie doszedł do siebie, Grace nalegała, by Severus nie przeciążał się i powiedziała, że powinien odpoczywać przez dwie godziny każdego popołudnia. Severus zgodził się niechętnie.

Więc Harry był zaskoczony, słysząc głos Severusa, dochodzący z sypialni, póki nie wychylił się za framugę, nie mógł stłumić swojej ciekawości.

I zobaczył, jak jego nieugięty obrońca czyta Jilly bajkę.

Najmniejsza Witherspoonówna była zwinięta w kłębek przy Severusie, głowę opierała na jego ramieniu, jej zielone oczy utkwione były w książce w rękach Mistrza Eliksirów. Na okładce było zdjęcie rozmytej, zielonej gąsienicy z czerwoną głową, jedzącą liścia. Harry ledwie mógł rozpoznać tytuł.

-„Z jajka wyszła bardzo maleńka, bardzo głodna gąsienica. Zaczęła szukać pożywienia” – czytał cicho Snape.

Znam tę historię! – pomyślał podekscytowany Harry. Ciotka Petunia czasami czytała to Dudleyowi w pokoju i słyszałem to z komórki, jeśli byłem naprawdę nieruchomy i cicho. Pochylił głowę i żałował, że nie widzi ilustracji, w które tak intensywnie wpatrywała się Jilly.

- „W poniedziałek zjadła jabłko. Ale wciąż była głodna…” – czytał Severus.

Harry uśmiechnął się tęsknie. Podobała mu się ta historia, chociaż czasami słuchanie jej sprawiało, że był głodny, zwłaszcza jeśli nic nie jadł, gdy posyłano go do komórki. W książce wymieniano różne rodzaje pożywienia, które dzieci lubiły jeść, które głodna gąsienica w kółko zjadała.

Severus kontynuował.

- „W sobotę zjadła jeden kawałek ciasta czekoladowego, jeden wafelek lodów, jeden ogórek kiszony…”

- „…Jeden kawałek szwajcarskiego serca! – oznajmiła głośno Jilly.

- Bardzo dobrze! – pochwalił Severus. Wskazał na inny obrazek. – I co takiego zjadła?

- „Ostatni kawałek salami!”

- Pięknie. A czy dalej była głodna?

- Tak! Bo zawsze jest głodna! To dlatego, że jest bardzo głodną gą-sie-nicą – powiedziała, wymawiając słowo gąsienica. – Czytaj dalej, plofesol Sevi.

I Severus wykonał polecenie.

- „Jeden kawałek ciasta wiśniowego, jedną kiełbaskę… jedną babeczkę… i jeden kawałek arbuza.”

Jilly klasnęła w dłonie.

- Wiesz co było dalej? Ja wiem! – Odwróciła stronę i powiedziała. – „A tej nocy bolał ją brzuch”.

- Dlaczego nie jestem zaskoczony? – powiedział rozbawiony Severus. – Każdy, kto by tyle zjadł, miałby ból brzucha, gąsienica czy dziecko.

Harry zgodził się. Gąsienica zawsze przypominała mu Dudleya, objadającego się przy każdym posiłku.

- Jej mamusia powinna dać mu eliksiry – brzmiała następna uwaga Jilly.

- Tak. Czy tak się stało?

Potrząsnęła głową.

- Nie wiadomo. Ale myślę, że tak. Zjadła tak wiele rzeczy!

- Jak wiele? Możesz je dla mnie policzyć?

- Jeden, dwa, trzy, cztery… - liczyła powoli Jilly, wskazując na każdą rzecz. Kiedy dotarła do szóstej, przerwała i zapytała Severusa, co będzie dalej.

Harry liczył w myślach razem z nimi i odkrył, że gąsienica zjadła w sobotę dziesięć rzeczy. Harry zakrył dłonią usta. O tak, gąsienica bardzo przypominała Dudleya! Nagle Jilly rozejrzała się, po czym powiedziała:

- Haly, chodź tu! Plofesol Sevi mi czyta bajkę. Chodź, Haly, i słuchaj!

Harry pozostał w miejscu, powoli rumieniąc się na twarzy.

- Uch… skąd wiedziałaś, że tu jestem?

- Wycułam, głuptasku! – odpowiedziała, rzucając mu spojrzenie, które mówiło, że jest tępy, skoro tego nie wie. Skinęła na niego władczo. – No chodź, Haly! To najlepsza część!

- Nie, w porządku, Jilly. Nie muszę… - przerwał, bo posłała mu żałosne spojrzenie, więc westchnął. – No dobrze. – Potem wszedł do pokoju i przysiadł w nogach łóżka.

Severus dokończył historię.

- „Potem wygryzła sobie drogę i stała się pięknym…”

- Motylem! – krzyknęła Jilly. – Tak! Widzisz, Haly? Patrz na motylka!

Harry przesunął się, by zobaczyć obrazek. Był to po prostu kolorowy rysunek motyla, jednak wzruszył go i odkrył, że się uśmiecha i pyta, czy mógłby zobaczyć książkę.

Severus podał mu ją, a wtedy Jilly powiedziała:

- Chcesz poczytać, Haly? Mogę pomóc.

Harry uśmiechnął się i stwierdził:

- Jasne, Jilly. Przeczytajmy razem. – Potem pomyślał: Chyba tak to jest mieć prawdziwą rodzinę.

Jak Jasper zabrał Jilly na drzemkę, Severus zapytał Harry’ego, jak się czuje.

- W porządku – odparł Harry. – Właściwie nigdy w życiu nie czułem się tak dobrze. Ten rytuał naprawdę działa. Nie czuję się już… skażony. Czy ciemność odeszła na dobre, Sev?

Mistrz Eliksirów skinął głową.

- Tak. Rytuał oczyścił nas obu. Nie masz się czym martwić, Harry. Ostateczna trucizna sztyletu została pokonana.

Harry odetchnął z wielką ulgą.

- To dobrze. Znaczy, tak myślałem, ale… nie byłem pewny… i bałem się, że trochę jego mocy… no wiesz… wciąż we mnie jest.

Severus wziął twarz Harry’ego w swoje dłonie.

- Nie, dziecko. Zaufaj mi. Nie jesteś już dotknięty mrokiem. Tak samo jak ja. Spójrz. – Podwinął lewy rękaw, wykręcając nadgarstek do góry.

Tam, gdzie kiedyś naznaczony był Mrocznym Znakiem, był tylko cień, zaledwie plama na bladej skórze.

- Prawie zniknął! Ale… jak?

- Rytuał oczyszcza nawet stare rany – powiedział Severus, pocierając delikatnie skórę. – Więc jeśli może robić to, Harry, z pewnością może usunąć plamę na twoim duchu. – Opuścił rękaw.

Tym razem Harry nie wątpił w starszego mężczyznę.

- Sev, gdzie jest ostatni?

Severus przywołał ze swojego plecaka dziennik Toma Riddle’a i przeczytał cicho:

- Ostatni kawałek umieściłem w naczyniu, którego lojalności i oddania nigdy nie będę kwestionować. Nigdy nie będę wątpił. Spocznie w katakumbach, bezpieczny i nigdy nie znaleziony, aż dziedzic otworzy drzwi.

- Dziedzic otworzy drzwi… Sev, to jest Hogwart! Jest w Komnacie Tajemnic.

- Dokładnie tak myślałem. I tam są drzwi, które może otworzyć tylko wężousty.

- Mogę je otworzyć – powiedział Harry. A potem zapytał: – Ale na dole nie ma już nic, może za wyjątkiem kilku gnijących kości i zębów bazyliszka. Myślisz, że ostatnim mógł być bazyliszek?

Severus zastanowił się.

- Nie. W przeciwnym razie mój Znak zbladłby całkowicie po zniszczeniu sztyletu. Ostatni wciąż istnieje. Gdzieś w podziemiach szkoły.

- Myślisz, że Dumbledore wie?

- Może, chociaż bardzo w to wątpię.

- Może powinniśmy mu powiedzieć. Tak na wszelki wypadek.

- Tak. Mądra decyzja. Napiszę do niego – zgodził się Severus, po czym bezzwłocznie wezwał pióro, atrament i pergamin.

Czwartego dnia rekonwalescencji Severusa, Freedom i Warrior płynęli na wietrze, bawiąc się w berka, ćwicząc mięśnie skrzydeł i zwiększając wytrzymałość, ścigając się od jednego końca wioski do drugiego. Hedwiga nawet dołączyła do nich w locie, choć pokonywali ją samą prędkością na krótkich dystansach.

Freedom i Warrior na zmianę nurkowali na małe zwierzątka na wrzosowiskach, sprawdzając, kto może najbardziej zbliżyć się do ofiary, nie raniąc jej, co było ćwiczeniem precyzji, która budziła podziw, a przynajmniej tak powiedział Jace, który często wychodził na wrzosowiska, by zobaczyć, jak dwa jastrzębie wzlatują w niebo.

I chociaż to była zabawa, Freedom wiedział, że nawet z zabawy można się czegoś nauczyć i być może pewnego dnia precyzja, której się teraz nauczył mu się przyda, zwłaszcza jeśli musiał walczyć z wrogiem i musiał celować w jakieś miejsce, na przykład oko, ręka albo coś w tym stylu.

Minęły dwa dni, odkąd Severus wysłał list do Dumbledore’a i jak dotąd nie nadeszła żadna odpowiedź. Wysłał go poprzez Rocket, sowę Witherspoonów, ponieważ Hedwiga zbyt rzucała się w oczy i mogła zostać rozpoznana przez wrogów.

Severus był nieco zaniepokojony, bo to nie było w stylu staruszka, kazać komuś czekać na odpowiedź, zwłaszcza w tak ważnej sprawie. Ale może był zajęty szkolnymi obowiązkami albo Ministerstwem i nie miał jeszcze czasu na odpowiedź.

Tego popołudnia zapytał Jace’a, czy jego sowa przyniosła mu rano jakąś pocztę.

- Nie, profesorze. Tylko gazetę, jak zwykle.

- Czekam na ważny listo od dyrektora – wyjaśnił Severus, widząc pytające spojrzenie. – Proszę, poinformuj mnie, gdy nadejdzie.

- Jasne, profesorze – powiedział Jace.

Harry podniósł wzrok znad gazety, ale nie było w niej wzmianki o jakiejkolwiek działalności śmierciożerców ani o wilkołakach. Dotknął bransoletki Meadowsweet, którą zawsze nosił na nadgarstku i zastanowił się, czy wszystko jest w porządku z nią i jej wilczymi braćmi w Lesie. Nie zapomniałem o tobie, Sasha. Ani obietnicy, którą złożyłem. Porozmawiam z Ministrem, kiedy to wszystko się skończy i uwolnię cię. Chociaż tyle mogę zrobić. Chciałbym, żebyś tu była. Tęsknię.

Przesunął palcami po księżycowym kamieniu, osadzonym pośrodku i w jakiś sposób jego chłodny dotyk go uspokoił. Żałował, że nie odważył się do niej napisać, ale wiedział, że wszelka korespondencja może zostać przechwycona, więc musiał czekać. Ale tęsknota kręciła się w nim i próbował przestać myśleć o tym, jak wiatr rozwiewał jej srebrzyste włosy, jak się uśmiechała albo jak brzmiał jej głos.

- Myślisz o kimś wyjątkowym? – zapytał cicho Jace.

- Huh? – Harry poderwał głowę znad gazety i spojrzał na przyjaciela. – Skąd wiesz?

- Po twojej twarzy i sposobie, w jaki dotykasz swojej bransoletki – odpowiedział Jace. – Nie muszę czytać w twoich myślach, Harry. Po prostu uważnie obserwuję. W ten sposób czytający uczy się większości rzeczy. Obserwując i interpretując coś, na przykład wyraz twarzy. Zabronione jest czytać w myślach tylko, by zaspokoić swoją ciekawość.

- Przepraszam. To chyba siła przyzwyczajenia, że po prostu zakładam, że musisz czytać w myślach. Chyba po prostu zbyt łatwo jest mnie odczytać.

- Zawsze pozwalałeś, żeby wszystko, co myślisz lub czujesz rzutowało na twoją twarz – powiedział Severus. – To nie jest dobra cecha szpiega, więc dobrze, że nigdy nie musiałeś grać tej roli.

 - Wiem. Voldi odkryłby mnie kiedyś za pomocą Legilimencji – powiedział Harry ze smutnym chichotem. – Jace, czy Legilimencja jest podobna do twojego talentu?

Jace szybko potrząsnął głową.

- Nie. Ani trochę. Legilimencja, jeśli dobrze rozumiem, to zaklęcie, które może sprawić, że czarodziej przeskanuje umysł innej osoby, ale to prymitywne i niezbyt subtelne. Używanie na kimś legilimencji jest jak próba otworzenia fiolki z eliksirem za pomocą łomu, czytający jest dziesięć razy bardziej subtelny. Wślizgujemy się w cudze myśli i nawet się nie zorientujesz, że w nich jestem. Z tego, co wiem, Jego Mroczność był jak skłoń w składzie porcelany, a osoba, którą czytał zawsze wiedziała, że on jest w jej umyśle, rozdzierał ją na strzępy, zabierając jej wspomnienia. Prawda, profesorze?

Severus skinął głową.

- Tak. Jak się tego dowiedziałeś?

- Dotarła tu jedna z jego ofiar, żeby się podleczyć. Jego umysł… był ciężko uszkodzony, miał dziury w pamięci jak w serze szwajcarskim. Żaden czytający nigdy nie zrobiłby czegoś takiego?

- Nawet ci Władcy Umysłu?

- Nie. Władca Umysłu jest podstępny, potrafi się wślizgiwać w myśli ludzi w mniej niż dwie sekundy, podsuwać sugestię i w ogóle, ale nigdy nie zostawiłby kogoś w takim stanie, w jakim on był. To było zbyt niezdarne, bez finezji. Nic nie powstrzyma czytającego, który chce się dostać do środka, poza trzema rzeczami. Pierwszą jest Kodeks Czytającego. Drugą są naturalni oklumencji, mają tak mocne i szczelne osłony, że czytający nie potrafi ich przeniknąć, jak u profesora Snape’a. A trzecią rzeczą jest inny czytający z wielowarstwowymi tarczami, ale nawet one mogą zostać przełamane, jeśli jest się wystarczająco silnym.

- To dlatego tak długo udało wam się pozostać w ukryciu? – zapytał Harry.

- Mniej więcej – stwierdził Jace. – Możemy wyczuć, że w pobliżu są jakieś inne umysły i osłonić się, kiedy to konieczne.

- Szkoda, że ktoś z was nie mógł przeczytać umysłu Riddle’a, kiedy powrócił.

- Nie wiem, czy to by zadziałało, Harry. Był szalony, a kiedy próbuje się czytać kogoś takiego… samemu można oszaleć. Ponieważ ktoś, kto jest tak szalony, nie ma normalnego umysłu i zwykle jest trudno podążać za jego myślami, a jeszcze trudniej powstrzymać je, by na ciebie nie wpłynęły. To też jest niebezpieczne. Można zostać uwięzionym w umyśle i nigdy nie znaleźć drogi wyjścia. Więc, tak, czytający mógłby posłuchać jego myśli, ale też naraziłby się na niebezpieczeństwo, że sam by oszalał.

- Och. Nie zdawałem sobie sprawy…

- Nie musiałeś tego wiedzieć. Większość ludzi zakłada, że czytający może zrobić wiele rzeczy, które po prostu nie są możliwe. Na przykład komunikowanie się przez ocean albo coś takiego.

- To dobrze, ponieważ w innym wypadku mój wynalazek byłby bezużyteczny – zauważył Jasper, wchodząc do kuchni. – A mówiąc o amuletach, chciałbym wam coś dać – sięgnął do kieszeni i wyciągnął dwa podłużne wisiorki z malachitu na srebrnych łańcuszkach. – Sparowałem je, więc żeby je aktywować musicie tylko założyć je i przytrzymać na moment, myśląc o drugiej osobie, która trzyma amulet. Twoje myśli będą mogły zostać usłyszane przez tą osobę z odległości kilku kilometrów.

Zarówno Severus, jak i Harry, wpatrywali się w prezent. Wiedzieli, jak rzadko Jasper podarowywał obcemu jeden amulet, nie mówiąc o dwóch.

- Jasper, to za dużo. Nie moglibyśmy… - zaczął Snape. Czytający stanowczo stłumił protest mężczyzny, kładąc amulet w dłoń Snape’a. – Nie rozśmieszaj mnie, Severusie. Wiem, że jesteś na ściśle tajnej misji i nie będę zadawać pytać, ale mam przeczucie, że będziecie ich potrzebować, zanim to się skończy. Nazwij mnie jasnowidzem, jeśli chcesz – tu Jasper uśmiechnął się. – Poza tym, jeśli użyjesz moich amuletów, by pomogły ci w twojej misji, może Minister usiądzie, zwróci na to uwagę i może podpisze mój patent.

Ich oczy spotkały się i Severus szybko zorientował się, że Jasper był tak uparty, jak on i już podjął decyzję.

- Dobrze. Doceniamy bardzo twoją hojność. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował moich usług jako Mistrza Eliksirów, tylko poproś.

- Będę o tym pamiętał. A między Ślizgonami nie ma długów, Severusie – stwierdził Jasper. – Używajcie ich dobrze.

Starszy czarodziej został z nimi, by nadzorować, jak obaj aktywują swoje amulety i testują je.

- Czy możemy rozmawiać z każdym, kto ma amulet? – zapytał Harry.

- Tak, jeśli są do ciebie dostrojeni – powiedział Jasper. – Pozwoliłem sobie dostroić je do całej mojej rodziny. Więc jeśli miałbyś jakieś pytania, nie wahaj się ich wysłać.

Potem Jasper wyszedł, idąc do pracy, a Harry eksperymentował ze swoim amuletem wraz z Jacem i Severusem, aż poczuł się komfortowo, używając go. Jedyną wagą, którą zauważył było to, że amulet nie mógł być używany w animagicznej formie, działał tylko, gdy był człowiekiem. Jace powiedział, że to dlatego, że umysł zwierzęcia różni się od ludzkiego i chociaż umysł Harry’ego kontrolował Freedoma, jastrzębi umysł wciąż był aktywny i nie współdziałał z amuletem.

Ale nadal był to wspaniały prezent.

Piątego dnia Grace ponownie zbadała Severusa, by upewnić się, że jego rezerwy wróciły do odpowiedniego poziomu i z uśmiechem stwierdziła, że tak się stało, ale to, co przeczytał w gazecie tego ranka prawie spowodowało nawrót choroby. Jedli śniadanie, gdy sowa dostarczyła gazetę.

Rocket dostarczył ją Harry’emu, być może dlatego, że był najbliżej okna, przez które wleciał, podniósł ją i już miał ją podać Grace, gdy zobaczył nagłówek.

Śmierciożercy podejrzani o zniknięcie czterech uczniów Hogwartu! Społeczność panikuje! Czy to oznacza powrót panowania ciemności?

Cztery dni temu departament aurorów dostał powiadomienie o zaginięciu czterech osób, wszystkie dotyczyły byłych kolegów Harry’ego Pottera z piątego roku. Zostały one zgłoszone przez rozgorączkowanych członków rodzin i wydaje się, że wszyscy zaginęli tego samego dnia, co skutkuje przekonaniem, że był to nalot zaplanowany, a nie tylko indywidualne porwanie. Zaginionymi uczniami jest mugolaczka Hermiona Granger, podobno porwana ze swojej sypialni w domu, Vincent Crabbe i Marietta Edgecombe, oboje zabrani z domu pani Edgecombe, czekający na jej powrót z obiadu w lokalnej restauracji i Susan Bones, której ciotka, Amelia, jest wybitnym urzędnikiem Ministerstwa i która odpowiedzialna była za proces i skazanie wielu śmierciożerców. Susan wyszła na spacer po obiedzie i nigdy nie wróciła. Podejrzanymi między innymi jest były śmierciożerca Karkarow i Lucjusz Malfoy… Departament robi wszystko, co w jego mocy, by zlokalizować zaginione dzieci i zwlekał z poinformowaniem prast w nadziei, że porywacze pozostawią żądania, które można by było wyśledzić…

- Wielki Merlinie! Severusie, musisz to przeczytać! – wykrzyknął Harry, pokazując gazetę swojemu mentorowi.

Jego umysł kręcił się w kółko, nie mógł uwierzyć, że coś okropnego stało się jego przyjaciołom – zwłaszcza biednej Hermionie. Vince i Marietta, nawet Susan… to go zaskoczyło. Sądził, że śmierciożercy skupili się na nim i Severusie, bo oni byli największym zagrożeniem, więc po co zawracać sobie głowę dzieciakami takimi, jak Hermiona i Susan? Jaki był w tym cel?

Severus przeczytał cały artykuł, a jego twarz stawała się z każdym zdaniem coraz bardziej ściągnięta zmartwieniem. To miało wszystkie znamiona zbierania ciał na krwawy rytuał, coś, co Severus widział wiele razy podczas dochodzenia Voldemorta do władzy. Śmierciożercy woleli porwać mugolaki i zdrajców krwi, twierdząc, że byli bezużyteczni poza mięsem ofiarnym.

Usta Severusa wykrzywiły się. Lubili też używać młodych, bo niewinność podsycała ofiarę i czyniła ją silniejszą.

- To może być powód, dlaczego Dumbledore nie odpowiadał na mój list. Prawdopodobnie szuka zaginionych dzieci – powiedział Severus.

Właśnie wtedy przez okno wleciał puchacz wirgilijski, pohukując w pośpiechu. W jego dziobie znajdował się mały list, zapieczętowany pieczęcią Zakonu Feniksa. Severus rozpoznał w sowie Serafinę, patriarchę hogwardzkiej Sowiarni. Serafina przyniosła list bezpośrednio do Severusa i odleciała, zanim mógł ją nagrodzić, najwyraźniej w pośpiechu.

- Czy to od Dumbledore’a? – zapytał Harry. Nie było adresu zwrotnego.

- Cicho, uprzejmie pozwól mi otworzyć wiadomość – prychnął starszy czarodziej, machając ręką na Harry’ego.

W pełni spodziewał się, że list będzie napisany szorstkim pismem Dumbledore’a, ale zamiast tego był wypisany wdzięczną kursywą Minerwy.

Drogi Severusie,

Piszę do ciebie, ponieważ przypadkiem zobaczyłam twój list na biurku Albusa, gdy przeglądałam jego rzeczy w poszukiwaniu wskazówek. Wiedziałam, ze musi to być pilne i związane z Zakonem, więc go otworzyłam. Jeśli przeczytałeś dzisiejszą gazetę – a prawdopodobnie kto tego nie zrobił – dowiedziałeś się o czterech zaginionych uczniach. Nikt jeszcze nie wie, że nie są jedynymi.

Albus również zaginął.

Obecnie Moody, Remus i Syriusz badali sprawę, a Albus im pomagał. Przepytali wszystkich rodziców i dowiedzieli się kiedy i gdzie były dzieci, nim zniknęły, i czy mieli jakieś problemy, nim dzieci zaginęły, na przykład czy się pokłócili. Nic.

A jednak Albus nie chciał porzucić nadziei. Uważa, że wciąż gdzieś tam są. Nie wysłano żadnego żądania okupu. Przynajmniej nie byłam żadnego świadoma. A wczoraj zniknął Albus i nie ma możliwości komunikacji. Właśnie dziś rano przeglądałam papiery na jego biurku i znalazłam zarówno twój list, jak i inny, anonimowy, zakopany pod stosem czasopism.

Anonimowy list mówił, że dzieci zostaną zabite, jeśli nie znajdzie się zastępca, to wszystko. Uważam, że Albus zniknął, ponieważ chciał ich zastąpić, a nie chciał robić zamieszania.

Severusie, wracaj do Hogwartu tak szybko, jak to możliwe. Potrzebuję twojej chłodnej głowy i analitycznego umysłu, nie wspominając o twojej magii i wiedzy, przyjacielu.

Z poważaniem,

Minerva McGonagall

Sekretarz Zakonu

Severus milczał przez dłuższą chwilę, po czym powiedział do Harry’ego:

- Musimy ruszyć tak szybko, jak to możliwe. Nie możemy pozwolić sobie na opóźnienie powrotu do Hogwartu dłużej niż to konieczne. – Zdjął swój amulet, po czym nabazgrał szybką odpowiedź do Minervy i włożył zarówno list, jak i amulet do koperty. Komunikacja między nimi byłaby dziesięć razy szybsza, gdyby członek Zakonu miał amulet, a w takiej sytuacji szybka komunikacja była wszystkim.

Wysłał list i amulet poprzez Rocket.

- Sev? Dlaczego oddałeś swój amulet? – zapytał Harry.

- Tymczasowo pożyczyłem go profesor McGonagall. Będziemy potrzebować pomocy Zakonu, a komunikacja jest najważniejsza. – Szybko wyjaśnił, co McGonagall powiedziała mu o zaginięciu dyrektora.

- Och, racja. – Harry poczuł się trochę głupio, ale jego umysł był zamglony, wypełniony zmartwieniem i strachem. Co, na Merlina, mogło dziać się z jego przyjaciółmi i Dumbledorem?

 

niedziela, 23 stycznia 2022

PoO - Rozdział 3 – Magiczne wesele

Harry szybko zrozumiał, dlaczego wszyscy tak upierali się, żeby wrócił do Hogwartu. W jego liście do Hogwartu była srebrna odznaka, którą Harry widział wiele lat temu u Percy’ego Weasleya. Litery „PN” wygrawerowane na plakietce były nie do pomylenia. Profesor McGonagall wybrała go na tegorocznego Prefekta Naczelnego. Powiedzenie, że Harry był w szoku, było niedopowiedzeniem. Jak miał poradzić sobie ze wszystkimi obowiązkami związanymi z byciem Prefektem Naczelnym mając to wszystko do zrobienia?

Oczywiście to było zanim Syriusz, Remus i profesor McGonagall wszystko wyjaśnili.

Profesor McGonagall wyznaczyła Harry’ego na Prefekta Naczelnego, ponieważ jej zdaniem był naturalnym przywódcą. Uczniowie go słuchali, a personel mu ufał, że nie nadużyje swojej pozycji. Dostanie prywatne kwatery w wieży Gryffindoru, z drzwiami prowadzącymi do kwater Syriusza i Remusa, z których będzie mógł skorzystać w razie potrzeby. Hermiona otrzymała odznakę Prefekt Naczelnej i już zgodziła się pomóc, gdyby Harry jej potrzebował.

Jeśli chodzi o zajęcia Harry’ego, wszyscy byli zgodni, że opieka nad magicznymi stworzeniami była przedmiotem, bez którego Harry mógł się obejść, by mieć więcej czasu. Miał kontynuować resztę swoich zajęć, a nauczyciele co miesiąc mieli mu dawać listę zadań, by pomóc mu być na bieżąco. Nauczyciele również byli zgodni, że prawdopodobnie byłoby dla Harry’ego korzystnie rozpocząć lekcje wcześniej, tak na wszelki wypadek.

Harry próbował zaprotestować, ponieważ wcześniejsze rozpoczęcie lekcji zabierze mu więcej czasu na badania, ale nikt go nie słuchał. Wszyscy wierzyli, że będzie to większa pomoc niż przeszkoda i zaczęli opracowywać harmonogram, który uszczęśliwi wszystkich. Od ósmej rano do południa, Harry, Ron i Hermiona mieli mieć lekcje z profesorem Flitwickiem, profesor McGonagall i profesor Sprout. Po szybkim obiedzie mieli spędzić trzy godziny w bibliotece z Syriuszem, Remusem i Tonks, a potem odbywały się lekcje z profesorem Slughornem i Kingsleyem Shackleboltem (który na ten rok otrzymał stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią). Po kolacji wracali do Kwater Huncwotów, by uzyskać sprawozdania z dnia i na dodatkowe poszukiwania.

Był to napięty harmonogram, ale z pewnością trzymał umysł Harry’ego z dala od wszystkiego poza pracą szkolną i historią Hogwartu. Był tak wyczerpany, że akceptował sen z otwartymi ramionami, tylko po to, by być obudzonym przez Remusa i cykl zaczynał się od nowa. To właśnie w te noce zaczęły się dziwne sny. Zawsze były takie same. Harry szedł przez korytarze Hogwartu z uczuciem, że coś ciągnie go do przodu. Zbliżał się coraz bardziej do celu… a potem budził się. Jego pierwszą myślą było to, że Voldemort znów miesza mu w głowie, ale brak bólu przekreślał tą możliwość. Od roku nie czuł nic od Voldemorta i raczej polubił ten brak bólu.

Oczywiście to nie powstrzymało go od powiedzenia o tym Syriuszowi i Remusowi, tak na wszelki wypadek.

Zgodnie z oczekiwaniami, Syriusz i Remus podejrzewali najgorsze i wspomnieli o dzienniku, by Harry zapisywał swoje sny. Niestety nie było wiele do pisania. Harry nie mógł nawet rozróżnić, którym szedł korytarzem, więc mógł iść w kierunku wielu miejsc. Nic, co Harry próbował, nie powstrzymywało snów, w tym eliksir bezsennego snu. Niezależnie od strachu reszty, Harry był zmuszony pozwolić snom rozgrywać się w nadziei, że prędzej czy później dotrze do celu.

W miarę upływu dni, zbliżał się coraz bardziej ślub Billa i Fleur. Ron musiał wrócić do domu, by pomóc w ostatnich przygotowaniach, Harry’emu dopasowano szaty, podjęto dodatkowe środki bezpieczeństwa dla Harry’ego, a ochrona Harry’ego została wyposażona w zaczarowane słuchawki, by wszyscy byli ze sobą w ciągłym kontakcie. Harry wciąż nosił swoje naszyjniki dziedzictwa, które były zaczarowane tak, by służyły jako świstoklik do Dworu Blacków, a jego pierścień z feniksem od Dumbledore’a miał zabrać go do Hogwartu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Do tego odzież ochronna, którą miał pod szatą i Harry miał wystarczającą ochronę, by odeprzeć wszystko poza zaklęciami niewybaczalnymi.

Poranek ślubu naszedł szybko i nim Harry się zorientował, był ubrany, uzbrojony i czekał w pokoju wspólnym Kwater Huncwotów z Syriuszem, Remusem i Kingsleyem na Tonks i Hermionę. Podróżowali świstoklikiem, by uniknąć prasy i fanów, którzy rzekomo koczowali za osłonami przez ostatnie kilka dni w nadziei, że rzucą okiem na chłopca, który przeżył. Harry mógł tylko wzdrygnąć się na myśl o byciu obleganym przez hormonalnych nastolatków. Dlatego wolał żyć w odosobnieniu.

Drzwi do „pokoju rozmów” (a przynajmniej tak to nazywał Syriusz) w końcu otworzyły się zaledwie kilka minut przed zaplanowaną aktywacją świstoklika. Hermiona miała na sobie jasnoróżowe szaty, a jej włosy były upięte w kok z włożonymi w nie różowymi kwiatami. Tonks była ubrana w proste, jasnoniebieskie szaty, które wyraźnie były zaprojektowane dla kogoś, ko musiał być gotowy do działania w każdej chwili. Włosy Tonks były długie, blond, ściągnięte z tyłu spinką z niebieskimi kwiatami. Z pewnością był to dla niej nowy wygląd, ale Harry rozumiał powód tego. Nikt jej nie rozpozna i dlatego nie będą podejrzewać, że jest aurorem, przydzielonym do ochrony Harry’ego Pottera.

Zegar wybił dziesiątą i wszyscy natychmiast poczuli znajome pociągnięcie za pępkiem. Harry szybko zamknął oczy i czekał, przygotowując się na nieuniknione uderzenie. W chwili, gdy poczuł, jak jego stopy uderzają o twardą podłogę, Harry celowo rozluźnił kolana i zaakceptował wstrząs, który przez nie przebiegł, przytrzymując się Hermiony, by zapobiec utracie równowagi, co prawdopodobnie nie było najmądrzejszym ruchem, ponieważ natychmiast został zbombardowany emocjami wszystkich w pokoju. Ręce chwyciły go za ramiona i przytrzymały w miejscu, jednak Harry szybko wszystko odepchnął.

Kiedy nadchodzące uczucia przygasły do możliwego do opanowania poziomu, Harry otworzył oczy i natychmiast wraz z Hermioną został wciągnięty w gwałtowny uścisk przez panią Weasley.

- Dzięki Merlinowi, jesteście! – wykrzyknęła radośnie pani Weasley, po czym odsunęła się

 i spojrzała na nich. – Wyglądasz tak przystojnie, Harry, a ty pięknie, Hermiono. Teraz muszę tylko martwić się o własne dzieci. Hermiono, Ginny czeka na ciebie w swoim pokoju. Jest dzisiaj niesamowicie skrępowana. Mogłabyś coś zrobić, żeby ją uspokoić?

- Oczywiście, pani Weasley – powiedziała Hermiona z uśmiechem. – Mam wrażenie, że wiem, na czym polega problem.

Kiedy Hermiona wchodziła po schodach, pani Weasley skupiła uwagę na Harrym.

- Wszyscy chłopcy idą do pokoju Billa i Charliego – powiedziała. – Wiem, że Ron nie mógł się doczekać spotkania z tobą, więc może pójdziesz na górę?

Harry uprzejmie skinął głową, ignorując silne fale zdenerwowania i frustracji, spływające z pani Weasley, gdy wchodził po schodach. Tylko martwi się o ślub. Gdyby to było coś więcej, powiedziałaby coś. Przynajmniej Hary miał nadzieję, że pani Weasley by coś powiedziała. Ze wszystkich znanych mu dorosłych, Harry wiedział, że pani Weasley była najbardziej wytrwała w traktowaniu Harry’ego jak dziecko. Syriusz poprawił się nieco w ciągu ostatnich kilku tygodni, ale wciąż miał chwile, gdy chciał chronić Harry’ego przed okropnościami świata. Na szczęście Remus zawsze przy nim był, by przypomnieć, że Harry nie jest już małym chłopcem.

Pokój Billa i Charlie był pierwszym po prawej. Nawet za zamkniętymi drzwiami słychać było głosy i śmiechy. Harry ostrożnie zapukał do drzwi i czekał, aż cisza wypełni korytarz. Gałka przekręciła się i drzwi otworzyły się, ukazując znajomego rudzielca w okularach w rogowej oprawie i czarnych szatach, wpatrującego się w niego z beznamiętnym wyrazem twarzy.

- Harry – powiedział Percy Weasley, uprzejmie kiwając głową.

- Percy – powiedział ostrożnie Harry. Co powiedzieć komuś, z kim nie rozmawiał od lat i z kim nigdy nie był w najlepszych stosunkach? Percy zawsze zbyt wierzył w zasady, podczas gdy Harry zawsze podążał za głosem serca. To dlatego Percy’emu tak łatwo było „oddzielić się” od rodziny, która wspierała Harry’ego Pottera i Albusa Dumbledore’a. Percy dopiero niedawno był w stanie „pogodzić się” ze swoją rodziną i starał się unikać Harry’ego. To sprawiło, że Harry zaczął się zastanawiać, co właściwie Percy czuje w jego kierunku.

- Cieszę się, że dotarłeś – kontynuował Percy swoim normalnym, „profesorskim” tonem, odsuwając się na bok, by Harry mógł wejść do pokoju. – Mama martwiła się, że coś może się wydarzyć w drodze.

- Ale przybyliśmy świstoklikiem – zaprotestował Harry, wchodząc do pokoju i rozglądając się dookoła. Bill i Charlie stali przy oknie po drugiej stronie pokoju, Fred i George odpoczywali na łóżkach, a Ron właśnie przestał chodzić w tę i z powrotem. Gdy wszyscy byli w tym samym pomieszczeniu, łatwo było zauważyć podobieństwa. Charlie przypominał bliźniaków wyglądem i typem ciała. Bill, Percy i Ron byli do siebie podobni względem budowy ciała, ale dało się zobaczyć pewne różnice w ich wyglądzie.

- Cóż, nic nie jest całkowicie niezawodne – powiedział Bill, poprawiając mankiety rękawów. – Możliwe jest ingerowanie we wszystko, gdy w grę wchodzi magia. Trudniej jest ingerować w teleportację i świstokliki, ze względu na ich złożoność…

-  Nie dzisiaj, Bill - przerwał Charlie z szerokim uśmiechem. - Mama i Fleur chyba nie doceniłyby, gdybyś spóźnił się na własny ślub, bo chciałeś udzielić Harry’emu dwugodzinnego wykładu na temat, który da się wyjaśnić w pięć minut. - Charlie odwrócił się do Harry’ego z rozbawionym uśmiechem na twarzy. - Da się to zrobić, ale jest to bardzo trudne. Tylko niezwykle potężni czarodzieje i czarownice tego próbowali. Ponieważ wszyscy w czarodziejskim świecie wiedzą, że będziesz tu dzisiaj, mama martwiła się, że Sam Wiesz Kto czegoś spróbuje. Wyraźnie to się nie stało, więc możemy się teraz odprężyć. 

- Och - rzucił nieswojo Harry. Czasami naprawdę nienawidził, gdy trzymano go pod kloszem. Od lat podróżował świstoklikami i nikt nigdy nie wspomniał o możliwym niebezpieczeństwie. - Przepraszam. N-Nie chciałem…

- Nie masz za co przepraszać, Harry - powiedział Fred, po czym spiorunował Charliego wzrokiem. - Nic takiego nie stało się od dłuższego czasu. Mama jest po prostu mamą. Wszystkim się martwi.

Charlie stłumił śmiech, podchodząc do Harry’ego i kładąc dłoń na jego ramieniu.

- Nie chciałem cię martwić, Harry - powiedział szczerze. - Czasem zapominam, że nie dorastałeś słuchając różnych historii, tak jak my. Sądzę, że stało się to może dwa razy w czarodziejskiej historii, ale to wystarczy, by mama wierzyła, że może przydarzyć się każdemu z nas. 

- Mama się martwi, Harry - dodał Bill z szerokim uśmiechem. - Nauczyliśmy się akceptować, że nigdy się nie zmieni, bez względu na to, jak starzy jesteśmy.

- Trochę mi szkoda Ginny - rzucił prosto George. - Mama jest zdeterminowana, by chronić ją od wszystkiego, ale Ginny chce pomóc z wojną tak bardzo, jak my chcemy.

- Nie sądzę, by tak naprawdę Ginny chciała pomóc wojnie - stwierdził Percy, rzucając Harry’emu wszystkowiedzące spojrzenie, zaraz powtórzone przez resztę braci Weasley.

- Co? - zapytał obronnie Harry. - Dołączyła do GD z własnej woli i nauczyła się dokładnie tego samego, co inni. Jeśli chcecie kogoś winić to wińcie Rona i Hermionę. Ich pomysłem było rozpoczęcie tej grupy.

Przez ułamek sekundy nikt nie powiedział ani słowa. Po prostu patrzyli na Harry’ego, jakby wyrosła mu druga głowa, po czym zaczęli się śmiać. Dobra, najwyraźniej nie o to im chodziło. Harry zmusił swój mózg do szukania innych możliwości i potrafił wymyślić tylko jedną opcję. Ginny nie chciała pomóc z wojną. Chciała pomóc jemu, z powodu ich przyjaźni. Harry nagle poczuł wielką winę. Nigdy nie myślał o włączeniu jej w to, ponieważ nie wiedziała o jego umiejętnościach albo o tym, czego szukali.

- Doszedłeś do tego, prawda? - zapytał Charlie, figlarnie uderzając go w ramię.

Harry skinął głową.

- Byłem takim okropnym przyjacielem - powiedział cicho.

Śmiech natychmiast ustał.

- Przyjacielem? - zapytał Fred.

Harry spojrzał na niego z uniesioną brwią. Pokój wypełniły fale niepewności, sprawiając, że Harry poczuł się trochę niespokojnie. Ponownie poczuł się, jakby byli na dwóch zupełnie różnych końcach.

- Tak, przyjacielem - powiedział sucho. - Tak nazywasz kogoś, kogo dobrze znasz i nie masz nic przeciwko spędzania z nim czasu; chyba że wolelibyście, żebym nazywał się jej bratem.

- Nie! - zaprotestował Ron. - Przyjaciel to dobre określenie. Dla nas to pasuje, prawda?

Weasleyowie skinęli głowami i rozmowa natychmiast przeniosła się na przyjemniejsze tematy, póki nie przyszedł pan Weasley, by ogłosić, że prawie nadszedł czas na rozpoczęcie ceremonii. Harry ruszył za Weasleyami na dół, gdzie czekali na niego Syriusz, Remus, Kingsley i Tonks. Wyszli dużą grupą z domu, potem ozdobioną ścieżką na małe wzgórze. Słońce świeciło jasno, a łagodne powiewy wystarczały, by ciepły, letni dzień miał komfortową temperaturę, niczym idealny dzień na ślub. 

Tuż za wzgórzem ustawiono rzędy białych krzeseł naprzeciwko prostego, ale eleganckiego ołtarza. Z białych filarów umieszczonych w każdym rogu zwisały kwiaty wraz z pasmami kwiecistej girlandy, które były zawieszone wzdłuż zewnętrznych grup krzeseł. Ponad gadaniną siedzących dało się słyszeć cichą, kojącą muzykę. Charlie podążył za Billem do ołtarza, podczas gdy reszta braci Weasley podążyła za panem Weasleyem do pierwszego rzędu krzeseł po lewej stronie dwóch części.

Harry natychmiast poczuł, jak dłoń Kingsleya spoczywa na jego ramieniu i podążył za swoimi opiekunami do drugiego rzędu. Powietrze wypełniły szepty, gdy mijał zajęte miejsca, sprawiając, że Harry poczuł się niesamowicie skrępowany.

- Mamo! To Harry Potter!

- Nie wierzę, że naprawdę przyszedł!

- Wilfred, gdzie twój aparat?

- Widziałeś bliznę? Wciąż tam jest!

- Wygląda dokładnie jak jego ojciec, za wyjątkiem oczu.

- Można pomyśleć, że będą mieć coś innego do roboty niż gapienie się i szeptanie – mruknął Syriusz, gdy on i Remus usiedli za Fredem i Georgem.

- Myślałem, że to właśnie powinni robić ludzie na weselu – powiedział niewinnie George, gdy Harry usiadł za Percym. – Wszyscy komentujemy, jak brzydkie są suknie druhen, jak bardzo jesteśmy znudzeni i zakładamy się, jak naszym zdaniem długo potrwa ten ślub.

- Zapomniałeś się założyć, ile będą mieli dzieci, drogi bracie – dodał poważnie Fred, podczas gdy Kingsley i Tonks rzucili ostatnie spojrzenie wokół, po czym usiedli za panem Weasleyem i pustym krzesłem, które wkrótce miała zająć pani Weasley.

George klepnął się dłonią w czoło.

- Och, jak głupio z mojej strony – powiedział z udawanym przerażeniem. – To najważniejsza kategoria ze wszystkich, ponieważ mówimy o naszych przyszłych bratankach i bratanicach, których będziemy uczyć w zakresie psot i chaosu.

- Przypomnij mi, że jeśli kiedykolwiek się ożenię i będę miał dzieci, by trzymać je z daleka od was – powiedział sucho Percy.

- Dokładnie – dodał Ron.

- Wystarczy, chłopcy – ostrzegł pan Weasley. – Wasza matka jest już wystarczająco wykończona. Nie musimy dodawać tego… prawda?

- Przepraszamy, tato – powiedzieli chórem Fred i George, chociaż ikt nie mógł się domyślić, czy rzeczywiście szczerze przepraszają.

Harry milczał, a jego umysł zaczął krążyć wokół góry książek, czekających na niego w Hogwarcie. Rozpoczęła się dyskusja na temat poszukiwań miejsc, które miały jakieś znaczenie do Voldemorta. Główna debata dotyczyła tego, kto powinien podróżować do tych miejsc. Harry uważał, że ważne jest, by on szedł, ale byłby w stanie to zrobić tylko z co najmniej czterema towarzyszącymi mu osobami. Dwór Blacków był chroniony, by Voldemort go nie znalazł. Nie będą mieli tyle szczęścia z resztą horkruksów… tak jak nie mieli szczęścia w jaskini.

Muzyka zmieniła się nieznacznie i Harry zauważył, że jego opiekunowie wstają i przesuwają się o jedno miejsce, by Hermiona mogła usiąść koło niego. Rzuciła mu uspokajający uśmiech, kiwając głową w stronę pana Weasleya, na co Harry uniósł wzrok i zobaczył, że zmartwiona pani Weasley stada obok męża. Wszyscy odwrócili się na swoich krzesłach i zobaczyli Ginny, idącą między krzesłami w kierunku ołtarza. Jej rude włosy były ściągnięte do tyłu, pozostawiając luźne kosmki, które łapał wiatr. Jej jasnozłota suknia wydawała się błyszczeć w słońcu wraz z kolorowym bukietem kwiatów w jej dłoniach.

Za Ginny do ołtarza podążała młoda dziewczyna z długimi, srebrzystymi blond włosami, ściągniętymi do tyłu w fantazyjnym stylu, ubrana w taką samą jasnozłotą sukienkę. Nie mogła mieć więcej niż jedenaście lat, ale w jej oczach była dojrzałość, rzadko widywana u kogoś tak młodego. Gabrielle Delacour była niezwykle podobna do swojej siostry za wyjątkiem jej oczu. Nawet po tym, co niedawno się wydarzyło, Fleur wciąż była w stanie zachować tę odrobinę naiwności, zwłaszcza gdy mówiła o swojej przyszłości z Billem. Być może Gabrielle towarzyszył zwykły przedślubny strach „stracę siostrę”. Harry wiedział tylko, że Gabrielle nie była tak uszczęśliwiona, jak wierzyła w to Fleur.

Gdy Gabrielle dotarła do ołtarza, muzyka ponownie się zmieniła w znaną melodię, nie ważne, czy ktoś był już kiedyś na jakimkolwiek weselu, czy nie. Wszyscy jak jeden mąż wstali i odwrócili się, by spojrzeć na zbliżającą się pannę młodą. Można było ją określić tylko jednym słowem – była piękna. Jej elegancka biała suknia zdawała się wokół niej tańczyć, bawiąc się delikatną bryzą. Jej srebrzyste blond włosy zaczesane były do tyłu w stylu, jakiego Harry nigdy wcześniej nie widział. Miała prostą, ale elegancką tiarę, która zdawała się łapać słońce bez względu na to, jak Fleur się poruszała. Ja jej twarzy pozostawał szeroki uśmiech, a oczy skupiły się wyłącznie na Billu. W chwili, gdy ich oczy się spotkały, stało się jasne, że wpadli w swój własny mały świat.

I Harry niestety też z nimi wpadł. Gdy Fleur przechodziła obok, Harry nagle został zbombardowany przez fale zapału, szczęścia i pożądania. Zakołysał się na nogach i natychmiast poczuł, że ktoś go chwyta, a jego oczy powoli zamknęły się. Emocje były tak kuszące, tak odurzające, że Harry chciał trzymać się ich z całej siły. Niestety tak nie mogło być. Emocje powoli opadły, gdy Fleur dotarła do ołtarza i wszyscy zostali poinstruowani, by usiedli.

- Wróciłeś do normalności, Harry? – wyszeptała z zaciekawieniem Hermiona, chwytając jego dłoń i ściskając ją uspokajająco.

Harry skinął głową, wypuszczając drżący oddech.

- Jeśli to można nazwać normalnością – powiedział cicho. – Z pewnością nie byłem na to gotowy.

Hermiona uśmiechnęła się szeroko.

- Przynajmniej możesz szczerze powiedzieć, że rozumiesz, co teraz czuje Fleur – uznała.

Harry wzdrygnął się lekko. Wyczucie, jak Fleur pragnie Billa nie znajdowało się na rzeczy, które Harry chciał zrobić… nie chciał tego nigdy w życiu. Bill była dla niego jak starszy brat, co oznaczało, że Harry właśnie dowiedział się o swojej przyszłej „szwagierce” więcej niż którykolwiek brat powinien. To było jak poczucie tego, co niektóre kobiety czują do Syriusza lub Remusa. To po prostu fuj. Harry ponownie wzdrygnął się i zmusił do skupienia na ceremonii.

Przedstawiciel Ministerstwa zaczął mówić głębokim głosem, który wyraźnie dotarł do ostatniego rzędu siedzeń. Pani Weasley już wycierała oczy chusteczką i pochylała się w kierunku pana Weasleya, który obejmował ją ramieniem. Wzrok Harry’ego przesunął się na Ginny i był zaskoczony, że dziewczyna patrzyła na niego. Uniósł brew i otrzymał w zamian nieśmiały uśmiech. Kiedy przeniósł swoją uwagą na Billa i Fleur, Harry nagle poczuł mdłości. Jak mógł to przegapić? To, jak zachowywali się bracia Weasley, to, co mówili, dyskrecja Hermiony i nerwowość Ginny.

Podobał się Ginny Weasley. Kolejna z jego przyjaciółek się w nim durzyła. To naprawdę ostatnia rzecz, jakiej w tej chwili potrzebuję. Harry wiedział, że powinien podejrzewać coś takiego wcześniej, ale po prostu był tak zajęty. Widział wszystkie oznaki w chwili, gdy Ginny i Dean zaczęli mieć problemy. Po prostu nie chciał tego dostrzec, ponieważ nie chciał zajmować się dodatkowym problemem. Już dość. Będę musiał złamać jej serce… ale nie dzisiaj.

Harry przez resztę ceremonii koncentrował się tylko na Billu i Fleur, chociaż jego umysł wściekle pracował nad sposobem powiedzenia Ginny, że nie czuje do niej tego samego , bez powodowania sceny. Zaskakujące było to, jak w zasadzie bracia Weasley podsycali uczucia Ginny, zamiast być opiekuńczymi starszymi braćmi, których Harry znał. Cała sytuacja sprawiła, że Harry zaczął się zastanawiać, czy chłopcy nie próbują popchnąć Ginny w jego kierunku, ponieważ tak dobrze go znali.

Ceremonia zakończyła się pocałunkiem Billa i Fleur. Wybuchł aplauz wraz z gwizdami Freda i George’a. Bill i Fleur uśmiechnęli się zawstydzeni, odwracając się w stronę tłumu. Wylewały się z nich fale ekscytacji i ulgi, ale nie tak intensywne jak wcześniej, gdy przechodzili obok Harry’ego. Najwyraźniej był to przypadek, który przyniósł mu ulgę. Naprawdę nie sądził, by był w stanie poradzić sobie z emocjami wszystkich na tym poziomie, zwłaszcza na przyjęciu.

Ręka chwyciła go za ramię, powodując, że Harry odwrócił się szybko i spojrzał na Tonks, która rozglądała się w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak niebezpieczeństwa. Nigdzie w zasięgu wzroku nie było Kingsleya.

- Co jest? – zapytał cicho Harry.

- Nasze odznaki aurorów wzywają nas do powrotu do Ministerstwa – powiedziała Tonks, spoglądając na Syriusza i Remusa. – Kingsley to sprawdza, bo jeśli będziemy potrzebni, musisz wrócić do Hogwartu.

Pierwsze rzędy były puste, więc drugi rząd mógł iść za nimi. Tonks natychmiast wzięła Harry’ego pod ramię i poprowadziła go obok rzędów krzeseł w stronę Kingsleya, który rozmawiał z innym aurorem.

Kingsley skinął sztywno głową aurorowi i odwrócił się do Tonks.

- Ministerstwo zostało zaatakowane – powiedział. – Śmierciożercy próbowali dostać się do Departamentu Tajemnic, ale im się nie udało. Wszyscy dostępni aurorzy zostali wezwani, by pomóc w sprzątaniu i przesłuchaniu.

- Ktoś kogo znamy? – zapytał Syriusz.

Kingsley potrząsnął głową.

- Nikt ważny – powiedział, po czym skinął na Harry’ego, by szedł w kierunku Nory. – Powinniśmy się ruszać. Jak dotąd nikt nie był w stanie potwierdzić ani zaprzeczyć twojej obecności, Harry. Nie dajmy im powodu, by to się zmieniło.

Podróż do Nory była cicha. Hermiona pozostała u boku Harry’ego, od czasu do czasu rzucając mu zaniepokojone spojrzenia. Opuszczały ją fale niepokoju, które najprawdopodobniej nie miały nic wspólnego z tym, czego właśnie się dowiedziała. To nie będzie komfortowe przyjęcie. Wiem to.

Pod baldachimem obok domu ustawiono stoły i krzesła. Każdy stół udekorowany był kwiatami i było na nim jedzenia dla wszystkich gości. Harry nie był zaskoczony, gdy poczuł na ramieniu dłoń, kierującą go w stronę Nory. Stłumił irytację, strząsając rękę i wchodząc do Nory w szybszym tempie. Rozumiał potrzebę ochrony, ale to stawało się śmieszne. Miał siedemnaście lat. Nie potrzebował, by ktoś trzymał go za rączkę.

- Harry! – wykrzyknął z ulgą Ron, gdy Harry wszedł do kuchni i został praktycznie otoczony przez rudzielców. – Co się stało?

- Nic – powiedział Harry, przechodząc przez kuchnię do salonu i opadł na krzesło przy kominku. Ukrył twarz w dłoniach w myślach zaczynając liczyć do dziesięciu. Jeśli chcesz być traktowany jak dorosły, musisz zachowywać się jak dorosły. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Działo się tak wiele rzeczy, z którymi nie musiał się teraz zajmować. Sytuacja z Ginny zakończy się łzami, a próba przeciwstawienia Kingsleyowi skończy się krzykami.

- Harry? – zapytała Hermiona, klękając przed nim. – Harry, co się stało?

Harry powoli uniósł głowę i spojrzał na nią. Nerwowo przygryzała dolną wargę. Spływały z niej fale niepokoju i strachu. W niektóre dni Harry nienawidził bycia empatą. To po prostu sprawiało, że tak trudno mu było być złym na innych.

- Powinnaś mi była powiedzieć – powiedział przez zaciśnięte zęby.

Oczy Hermiony rozszerzyły się.

- Och – powiedziała cicho. – Domyśliłeś się. – Oczy Harry’ego zwęziły się. – Przepraszam, Harry – powiedziała natychmiast Hermiona. – Wiedziałam, przez co przechodziłeś z Cho i pomyślałam, że najlepiej tego uniknąć, póki nie będziesz gotowy… jeśli w ogóle chcesz wchodzić z nią w taką relację. Jestem po twojej stronie, Harry. Obiecuję. Razem z Ronem po prostu przystaliśmy na to, żeby nikt niczego nie podejrzewał.

Gniew Harry’ego zniknął i został zastąpiony poczuciem winy. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że ktoś mógł podejrzewać, że coś jest nie w porządku tylko dlatego, że wolał pozostać singlem. Myślał, że ludzie (zwłaszcza Weasleyowie) zrozumieją, że są rzeczy ważniejsze niż migdalenie się.

- Przepraszam – powiedział szczerze.

Hermiona uśmiechnęła się.

- W porządku, Harry – powiedziała, chwytając jego dłonie i trzymając je. – Rozumiemy, że teraz przez wiele przechodzisz. Co jeszcze cię niepokoi?

Harry westchnął z frustracją.

- Chodzi po prostu o sposób, w jaki traktują mnie Kingsley i Tonks – powiedział, spoglądając na swoją dwójkę ochroniarzy, którzy rozmawiali z Syriuszem, Remusem i panem Weasley. – Wydaje mi się, że nie rozumieją, że potrafię się o siebie zatroszczyć.

- Rozumieją, Harry – powiedziała ze współczuciem Hermiona. – Po prostu wykonują swoją robotę. Chociaż tego nienawidzisz, jesteś celebry tą z mnóstwem wrogów. Czy wiesz, ile osób czeka poza osłonami tylko po to, żeby cię zobaczyć? Do rzucenia zaklęcia lub wypalenia z broni wystarczy tylko moment. Jeden moment, kiedy możemy cię stracić. Shacklebolt i Tonks robią co w ich mocy, by się upewnić, że tak się nie stanie.

- Może byłoby lepiej, gdybym wrócił do Hogwartu – powiedział Harry, przeczesując włosy dłonią. – Wszystko po prostu zepsuję…

- To nie prawda, Harry – upierała się Hermiona. – Jest jak jest. Bez względu na to, jak bardzo próbujesz temu zaprzeczyć, jesteś atrakcyjną, troskliwą i honorową osobą, która po prostu ma w zwyczaju walczyć z mrocznym lordem i jego sługami.

Harry skrzywił się. To było prawdopodobnie coś, czego nigdy nie zrozumie. Zawsze był chudym dzieciakiem ze słabym wzrokiem. Usłyszenie, że wszyscy nazywają go „atrakcyjnym” i „słodkim” wydawało się niewłaściwe.

- To brzmi, jakby wszystkie moje spotkania z Voldemortem były przypadkowe, Hermiono – powiedział zmęczonym głosem.

Hermiona wstała z uśmiechem pełnym zrozumienia.

- Pewnego dnia obudzisz się i zobaczysz to, co my wszyscy widzimy codziennie, Harry – stwierdziła. – Nie ma znaczenia to, co robisz. To fakt, że jesteś gotów wszystko zaryzykować, ponieważ jest to właściwa rzecz. Wszyscy kochają twoje wielkie serce, Harry. Wszystko inne to tylko dodatkowy bonus.

Harry przewrócił z irytacją oczami. Były takie dni, kiedy Hermiona naprawdę potrzebowała badania głowy.

 

poniedziałek, 17 stycznia 2022

PDJ - Rozdział 29 – Rytuał odnowy

Gdyby nie dłoń Snape’a na jego ramieniu, prowadząca go stanowczo w las za podwórkiem, Harry rzuciłby się do ucieczki. Harry dość często przelatywał nad tym lasem w postaci jastrzębia, ale nigdy nie wszedł do niego na własnych nogach i nie miał pojęcia, dokąd zmierza. Ale Severus wyraźnie miał w głowie cel, jego stopy się nie wahały i szedł szlakiem małej zwierzyny, aż dotarli do dużego stawu, który zasilany był przez czysty, płynący strumień. Staw okrążało kilka wierzb i jarzębin, woda była przejrzysta aż do dna, a skośne promienie słońca sprawiały, że błyszczał i mienił się tęczami na powierzchni.

Harry wciągnął powietrze, nigdy w życiu nie widział takiego miejsca, było to miejsce, które czarowało łagodnością i spokojem, było miejscem uzdrowienia i odnowy. Spojrzał na swojego mentora, nie rozumiejąc, dlaczego Severus zabrał go w takie miejsce tylko po to, by mu powiedzieć, że ich kontakt zostaje zerwany. Chyba że chciał złagodzić cios, mówiąc mu to w tak nieskazitelnym otoczeniu, w miejscu, które szarpało jego emocjami i na chwilę usuwało ciemną plamę, która go skaziła.

- Usiądź, Harry – nakazał Severus, delikatnie popychając chłopca, by usiadł oparty plecami o jarzębinę. Była ona znana ze swoich właściwości ochronnych i leczniczych, a ten gaj był prawdopodobnie wcześniej używany do rytuałów oczyszczających. Niewątpliwie Jasper wiedział o tym, kiedy zasugerował to Severusowi i wskazał, gdzie w swoim laboratorium miał wszystkie zioła potrzebne do ceremonii, po tym, jak poprzedniej nocy Severus przeczytał około jedną trzecią książki.

Ale najpierw musi uwolnić chłopca od trzymającej się go kurczowo winy i zapewnić go, że skaza sztyletu nie jest czymś stałym. Czuł się też trochę podminowany tym, że Harry przez cały ten czas go unikał i zły, że niektórych z tych kłopotów dało się uniknąć, gdyby Harry opowiedział mu o snach. Obdarzył go łagodnym piorunującym spojrzeniem, które mogło wywołać drżenie tylko u pierwszaków i nie powinno w najmniejszym stopniu peszyć Harry’ego, ponieważ wiedział on o prawdziwym temperamencie Severusa.

Harry spojrzał na swojego opiekuna i przygotował się na ostatnie słowa Severusa w jego stronę, na odrzucenie, które z pewnością nastąpi. Trwoga spływała po jego ramionach jak wielka, czarna bestia, a tuż za nią podążał strach. Przełknął ślinę, ale zmusił się do odważnego spojrzenia w czarne oczy Snape’a. Prawdziwa odwaga to nie brak strachu, ale stawienie mu czoła, nawet jeśli chce się uciec i ukryć, przypomniał sobie, cytując jedną z maksym Snape’a. Jesteś Gryfonem, czy nie jesteś?

- Myślałem, że nauczyłeś się już, że ucieczka od problemu wyrządza więcej szkody niż pożytku – zaczął Severus. – Należy stawiać czoła problemom, nie ich unikać.

- Wiem o tym, proszę pana – powiedział Harry, walcząc z chęcią spuszczenia wzroku w uległości.

- Więc dlaczego to robiłeś?

Harry zawahał się. Severus patrzył na niego z mieszaniną dezaprobaty i rozczarowania, które zawsze sprawiały, że czuł się niekompetentny.

- Ponieważ myślałem…

- Tak? Kontynuuj.

Po prostu to powiedz, Harry, nakazał sobie. Powiedz to i miejmy to z głowy.

Wyczuwając niechęć Harry’ego do mówienia, Severus podjął przemyślaną decyzję, by go do tego popchnąć.

- Może dlatego, że szukałeś łatwego wyjścia?

Ten pstryczek uderzył w cel i w oczach młodego czarodzieja zapłonął gniew.

- Łatwego? Czy myślisz, że cokolwiek z tego było dla mnie łatwe? Nie mogąc przychodzić, gdy tylko się obudzisz, nie mogąc z tobą porozmawiać o tym cholernym źle, które wkradło się w moją duszę? Chciałem, Sev, tak wiele razy, ale po prostu nie mogłem! Nie mogłem znieść patrzenia na ciebie, półmartwego i ze świadomością, że to ja ci zrobiłem! Przeze mnie niemal umarłeś! Ponieważ byłem słaby i… - Zakrztusił się i pochylił głowę, żeby ukryć cholerne łzy w swoich oczach. – Przepraszam, Severusie. Nigdy nie chciałem, żeby to się stało. Ja… nie winię cię za to, że mnie nienawidzisz. Ja… nienawidzę samego siebie.

Severus wyciągnął rękę i uniósł podbródek Harry’ego.

- Spójrz na mnie, Harry Jamesie Potterze. I słuchaj uważnie. Nie nienawidzę cię. Dlaczego miałbym cię nienawidzić?

Zielone oczy były ponure z bólu i rezygnacji.

- Oczywiście, że mnie nienawidzisz – wysyczał. – Dlaczego miałbyś tego nie robić? Zdradziłem cię, wpuściłem ten cholerny sztylet do swojej głowy, pozwoliłem mu działać przeze mnie czarną magię i opętać mnie, a potem cię nim dźgnąłem. Tym razem naprawdę schrzaniłem i prawie zapłaciłem za to sporą cenę. Jak możesz mnie nie nienawidzić i nie chcieć, żebym zniknął? Jestem bezużyteczny, problemem.

- Naprawdę tak myślisz? Że potępiłbym cię za taki błąd? Ja, który kiedyś byłem śmierciożercą?

- Byłem głupi. Słuchałem snów. Zdradziłem nas obu.

- Tak jak ja, tak dawno temu. Naturą młodych jest bycie głupimi, jak to nazywasz. Ale mroczna ścieżka tobą nie zawładnęła, Harry. Tak samo jak mną.

- Skąd o tym wiesz? Czuję się… nieczysty… skażony… Nie wiem, jak Jilly może znieść przebywanie blisko mnie, skoro usiłowałem cię zabić.

- Widzi głębiej niż większość. Powinieneś jej zaufać.

- Humph! Ufasz dwulatce, że zna różnicę między dobrem a złem?

- Nie różni się to od ufania, że piętnastolatek pokona Czarnego Pana – odparował Severus. – Czy jestem zły, że nie powiedziałeś mi o swoich snach? Tak, na pewno. Ile razy ci mówiłem, że jeśli masz dziwne sny, to powinieneś mi o nich powiedzieć?

- Myślałem… że to tylko sny – wymamrotał Harry. – Miałeś ważniejsze sprawy na głowie. Wilkołaki, rozlany eliksir, sztylet…

Dłoń Severusa zacisnęła się na jego szczęce i sapnął. Oczy czarodzieja błyszczały gniewem. To jest to. To teraz mi pokaże.

I Snape dokładnie to zrobił, ale nie tak, jak Harry przypuszczał.

- Ty głupi pisklaku! Kiedy dotrze do twojej tępej głowy, że jesteś moim priorytetem? Do diabła z wilkołakami i cholernym sztyletem! To ty się liczysz najbardziej. Nie rozumiesz? Ta misja to nie tylko zniszczenie mrocznego czarodzieja, to też danie ci szansy na życie, dorastanie w świecie wolnym od mroku. Zobowiązałem się cię chronić i to właśnie mnie obchodzi. I jeśli coś jest z tobą nie tak, muszę to wiedzieć! Nawet jeśli uważasz, że to nieistotne, chcę, żebyś mi powiedział. Gdybyś mówił o snach, sprawy mogłyby się potoczyć inaczej.

Łzy napłynęły do zielonych oczu.

- Przykro mi.

- Ano, już to powiedziałeś. – Zgodził się, nieświadomie wkraczając we wzorce mowy ze swojego dzieciństwa. – Mi też, bo nie zauważyłem, że jesteś w niebezpieczeństwie. Wiedziałem, do czego jest zdolny sztylet, od lat radziłem sobie z ciemnością. Nikt nie wie lepiej ode mnie. Ciebie też zawiodłem.

- Nie, nie mów tak. To wszystko moja wina.

- Powiem to. Bo to prawda.

Harry potrząsnął głową albo przynajmniej próbował, bo Severus wciąż trzymał jego podbródek w dłoni.

- Nie. Ja jestem tego winny.

- Zawsze gotów do odgrywania roli męczennika, prawda? Zawsze tak chętny, by wziąć na barki lwią część poczucia winy. Ale zostałeś tak wychowany, więc powinienem się tego spodziewać.

- To prawda! Jestem tego winny!

- Byłeś opętany! Twój umysł został osłabiony przez starożytny, zły przedmiot. Nie mogłeś z tym walczyć, Sztylet Niezgody robi to od ponad tysiąca lat. Nie miałeś szans się przed nim obronić. Jak myślisz, dlaczego nalegałem, żebym to ja go miał?

- Bo mi nie ufałeś.

- Nie, idioto! Bo próbowałem cię chronić. Moje tarcze są silniejsze i dobrze wiedziałem, jak działa ta klątwa. Ty nie, a sztylet zawsze próbuje skazić niewinnych, bezbronnych, żyje z tego.

- Nie jestem niewinny. Mam krew na rękach.

- W porównaniu do mnie, Potter, jesteś jak noworodek. I on to wiedział. Wierz mi. Nie jesteś winny czegoś, co zrobiłeś będąc pod wpływem klątwy.

- Ugodziłem cię. Chciałem, żebyś umarł.

- Czy jestem martwy, Harry? Czy płaczesz nad moim grobem? Nie. A wiesz dlaczego? Ponieważ głęboko w środku, w sercu, nie życzyłeś mi śmierci. I chociaż próbował, sztylet nie mógł zmienić twojego wewnętrznego przekonania. Nie jesteś zabójcą, Harry. I za to dziękuję wszystkiemu, co święte. Jesteś dobrym człowiekiem, synu.

- Tak, wspaniałym – zakpił Harry.

Severus uwolnił jego brodę, położył ręce na ramionach swojego podopiecznego i potrząsnął nim.

- Przestań! Przestań tarzać się w poczuciu winy i użalaniu się nad sobą, do cholery! Gdybyś był zły, gdybyś naprawdę został zepsuty, nie byłoby mnie tu. Ale jestem żywy, a sztylet został zniszczony. Twoją ręką, nikogo innego. Jace mi powiedział. Stworzenie sztyletu nie mogłoby tego zrobić, Harry. Tylko czarodziej z wolną wolą. Ciemność cię dotknęła, ale nie pochłonęła. Zaufaj mi.

Harry uparcie milczał.

- Cholerny Gryfon! – przeklął Mistrz Eliksirów, a potem postawił chłopca na nogi. – Dobrze! Jeśli słowa nie mogą cię przekonać, może coś innego to dokona. Zostań tu i nie ruszaj się.

Severus wyciągnął różdżkę i zaczął chodzić po dużym kręgu wokół stawu, a czubek różdżki jarzył się dziwnym, niebieskim światłem.

- Za pomocą pięciu żywiołów rzucam ten krąg. Wyrzekam się was – powietrza, wody, ognia, ziemi i ducha – byście utworzyły święty krąg i chroniły tych we wnętrzu przed krzywdą i złymi wpływami. Niech nikt nie widzi, niech nikt nie słyszy. W imię wszystkiego, co dobre i w imię przywrócenia dobrej mocy, niech tak się stanie!

Różdżka pozostawiła po sobie niebieski ślad iskier, który zestalił się w linię, a następnie Severus związał ją wiecznym węzłem.

- Niech krąg pozostanie nieprzerwany. – Odwrócił się do Harry’ego. – To początek Rytuału Odnowy.

- Co takiego?

- Coś, czego oboje potrzebujemy – odpowiedział enigmatycznie Severus. – Rozbierz się do bokserek.

Harry zagapił się na niego.

- Co?

Severus ściągnął płaszcz i koszulę.

- Rób, co mówię. A może potrzebujesz pomocy?

- Nie ma mowy! – wymamrotał, a jego policzki zapłonęły. Zaczął się rozbierać.

- Bądź wdzięczny, że nie każę ci wykonać rytuału skyclad – powiedział Severus, ukrywając uśmieszek.

- Skyclad?

- Całkowicie nago – wyjaśnił Mistrz Eliksirów, zdejmując buty i skarpetki.

Harry poczuł, że się rumieni aż do stóp. Zdjął tenisówki i jeansy, zastanawiając się, czy w ten sposób Severus karał go za bycie idiotą. Ale jeśli tak było, to dlaczego brał w tym udział?

Harry zerknął na swojego mentora, zauważając noszone przez Mistrza Eliksirów czarne, jedwabne bokserki. Merlinie! Kto by pomyślał, że nosi coś takiego pod szatami? Rumieniąc się wściekle, spojrzał w dół na własną zwykłą parę bawełnianej bielizny. Zadrżał lekko, gdy chłodny powiew wywołał gęsią skórkę na jego rękach i nogach.

- Jesteś pewny, że nikt nas nie zobaczy? Bo nie chcę być aresztowany za obnażanie się.

Severus prychnął.

- Krąg uniemożliwia zobaczenie nas. Podobnie jak drzewa. Czy obchodzi cię, co myślą ptaki i wiewiórki?

- Nie.

- Dobrze. A teraz podejdź do stawu i wejdź do wody.

Harry wyglądał niepewnie, ale posłuchał, wsuwając paluch do wody.

- Ach! Jest zimna.

- Nie obchodzi mnie to. Wchodź.

- Ty pierwszy.

Oczy Severusa błysnęły.

- Proszę się ruszyć, panie Potter!

- Ale… - Podskoczył, kiedy ręka Severusa mocno uderzyła go w jego tył. – Dobra, nie musisz być natarczywy. Nie jestem koniem.

- Nie, jesteś upartym osłem – nadeszła ostra odpowiedź. – A teraz… wchodź… do… wody.

- Ale jest zimna. Dostanę zapalenia płuc.

- Przestań marudzić, bachorze. To nie jest topniejący śnieg z lodowca.

Zaciskając zęby, Harry wszedł do stawu, trzęsąc się.

- Jeśli się rozchoruję i umrę to będzie twoja wina – jęknął, wciskając stopy w miękkie błoto, które przyjemnie układało się między jego palcami. Środek stawu miał jakieś cztery stopy głębokości, a woda unosiła się nieco ponad talią Harry’ego. Zatrzymał się, gdy dotarł na środek.

Severus odwrócił się i schował swoją hebanową różdżkę, chwytając jakiś długi skręt jakiś rzeczy. Powiedział słowo, a koniec kijka zaczął się tlić i palić, a z czubka uniósł się dym. Potem również wszedł do wody, zwracając się twarzą na północ.

- Wzywam żywioł powietrza oraz wiatr północy, który oczyszcza i odświeża swoim lodowatym oddechem. Przybądź, powietrze!

Machnął patykiem w dół i nagle nadszedł świst mroźnego wiatru, który wstrząsnął gałęziami jarzębin i sprawił, że Harry zadrżał w niekontrolowany sposób.

Severus zignorował podmuch, po czym przesunął się na wschód, poruszając się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, wokół swojego ucznia.

- Wzywam cię żywiole wody, cieczy stworzenia. Z wody rodzimy się i dzięki niej żyjemy. Oczyszcza i leczy. Przybądź, wodo!

Staw zaczął się poruszać i gejzer wody wystrzelił w pobliżu stóp Snape’a, oblewając ich oboje swoim strumieniem, który w jakiś sposób był ciepły. Krople przylgnęły do nich w lśniącym stroju.

Severus ruszył dalej na południe.

- Wzywam żywioł ognia, iskrę stworzenia, której światło wypędzi cienie i ujawni tajemnice ciemności. Przybądź, ogniu!

Harry poczuł, jak przez jego skórę przechodzi dreszcz gorąca, chociaż stał na środku stawu.

Severus przeszedł do ostatniego kwadrantu i zaintonował:

- Wzywam żywioł ziemi, dawcę życia, wychowawcę mądrości. Z ziemi wychodzimy i do ziemi powracamy. Daj nam bezpieczeństwo w swoim uścisku. Przybądź, ziemio!

Zielone pędy zaczęły wyrastać z wody, a Harry przysiągł, że czuje zapach świeżo przewróconej ziemi i tysiąca kwiatów. Wciągnął powietrze, a jego nozdrza wypełnił upojny zapach wiosennych kwiatów.

Wokół stawu błyszczał wielokolorowy krąg – wiosenna zieleń i bursztyn oznaczała ziemię, karmazyn i pomarańcz – ogień, biel i błękit – powietrze, a turkus i srebro – wodę. Odbijały się od wody w olśniewającym kalejdoskopie. Harry prawie zmrużył oczy od blasku. A woda, która była zimna, kiedy pierwszy raz do niej wszedł, teraz była ciepła, jak do kąpieli i uderzały o niego małe fale.

Potem Severus cofnął się o cztery kroki, aż stanął obok Harry’ego na środku stawu. Będąc wyższym, woda sięgała mu ledwie do pępka i Harry mógł zobaczyć, jak blada skóra na plecach i bokach ma delikatne blizny, jakby od paska. Harry zadrżał, przypominając sobie rozmowę, którą podsłuchał między Severusem i Hagridem o dzieciństwie Snape’a, które najwyraźniej było gorsze, niż sobie wyobrażał, skoro jakieś dwadzieścia pięć lat później mężczyzna miał blizny. Potem Severus odwrócił się i stanął przed nim, mówiąc tym spokojnym, wykalkulowanym głosem:

- Wzywam piąty i ostatni żywioł, ducha, wewnętrzny płomień, który płonie w każdym z nas, ogień rozpalony przez prawdę i magię. Pozwól nam prawdziwie poznać nas samych i obdarz nas zrozumieniem. Przybądź, duchu!

Fioletowy blask zaczął pulsować z różdżki, którą trzymał i okrył Harry’ego i Severusa jak płaszcz, a kiedy go dotknął, Harry poczuł, że wszystkie jego wątpliwości znikają. Czuł się spokojny, jakby był w ramionach matki, z dala od krzywdy, a jednocześnie mógł zobaczyć swoim wewnętrznym okiem pulsującą aurę swojej magii głęboko w swoim wnętrzu. Jego magia była masą chłodnego błękitu, zieleni  i złota, tylko na brzegach poczerniała, jakby przypalona przez ogień.

- Proszę was, żywioły, byście pomogły mi oczyścić wszystko w kręgu i na zawsze usunąć skazę ciemności z Harry’ego Jamesa Pottera. Mocą świętej szałwii, lawendy, cedru i słodkiej trawy, niech twój duch zostanie odnowiony, serce oczyszczone, a magia uwolniona. Niech wszystkie grzechy, które popełniłeś, zostaną zmyte. Jesteś uzdrowiony. Jesteś odnowiony. Zostało ci wybaczone.

Przesunął patykiem po ciele Harry’ego, zaczynając od jego stóp i owiewając go dymem.

Powtórzył słowa i machnął cztery razy, od czterech kierunków świata.

Harry pozostał nieruchomo, czując, jak wchodzi w niego dym i powoli zaczyna w nim rozkwitać uczucie całkowitego spokoju i odnowy. Wpatrywał się w Severusa, który następnie podał mu patyk. Bez świadomości, instynktownie, Harry chwycił kij i powtórzył słowa, które wypowiedział Severus.

- Proszę was, żywioły, byście pomogły mi oczyścić wszystko w kręgu i na zawsze usunąć skazę ciemności z Severusa Tobiasza Snape’a. Mogą świętej szałwii, lawendy, cedru i słodkiej trawy, niech twój duch zostanie odnowiony, serce oczyszczone, a magia uwolniona. Niech wszystkie grzechy, które popełniłeś, zostaną zmyte. Jesteś uzdrowiony. Jesteś odnowiony. Zostało ci wybaczone.

Cztery razy powtórzył błogosławieństwo i machnął kijkiem.

Potem Severus uścisnął jego rękę i krzyknął:

- Ziemio, powietrze, ogniu, wodo, duchu! Chociaż jesteśmy niegodni, rzuć na nas swoje błogosławieństwo i ponownie uczyń nas całymi.

Skłonił błagalnie głowę.

Kijek powoli spalił się w dym, unoszący się nad nimi w wielkiej kłębiącej się chmurze, a woda pod ich stopami zaczęła wirować i bulgotać, a potem wypłynęła łukiem w górę w wielkim, błyszczącym, srebrnym gejzerze i opadła na nich kaskadą.

Harry czuł, jak woda go otacza, czysta i chłodna, oczyściła go z ciemnej skazy, wypełniając go celem, determinacją i nadzieją. Połknął jej trochę i czuł, jak odnawia go wspaniałym strumieniem ciepła i światła, był cierpki, słodki i orzeźwiający, jak picie nierozcieńczonego, płynnego światła słonecznego. Cały żal, poczucie winy, wstręt do samego siebie i niegodność zostały odsunięte, nie mogąc w stanie wytrzymać fali światła, nadziei i miłości, które wezwał rytuał. To było tak, jakby był skąpany w niekończącym się świetle, przepełniony nadzieją i otoczony miłością.

A trująca skaza sztyletu została zanurzona i utopiona, dusza Harry’ego została na zawsze oczyszczona ze swojego cienia.

Harry otworzył oczy i popatrzył na Severusa, woda kapała mu z oczu.

A jednak widział doskonale i dostrzegł ten sam wyraz radości i podziwu, odzwierciedlony w onyksowych oczach Snape’a. Severus również został oczyszczony i odnowiony, jego umysł, ciało i duch.

Palący się kijek zniknął w obłoku aromatycznego dymu, a staw znowu zastygł.

Harry wziął głęboki oddech, wciąż ściskając dłoń Severusa jak dziecko szukające pocieszenia u rodzica.

- Już skończone – powiedział cicho Severus, z szacunkiem.

Wyprowadził nastolatka z wody i z powrotem na ląd. Wynurzyli się z wody, ociekając nią.

Harry potknął się lekko, kiedy jego stopy dotknęły ziemi, ale Severus go podtrzymał.

Severus jednym gestem wysuszył ich ubrania, a kolejnym wymienił ciuchy.

Potem Mistrz Eliksirów cofnął się i spojrzał swojemu uczniowi w twarz.

- Plama zniknęła z nas obu, Harry. Wybaczam ci to, co zrobiłeś. Teraz musisz nauczyć się wybaczyć samemu sobie.

Jakby jego słowa były katalizatorem, Harry poczuł, że coś w nim pęka, gdy ostatnie poczucie winy zostało wygnane przez proste, szczere stwierdzenie i nagle łzy spłynęły mu po policzkach. Dziką falą przetoczyła się przez niego ulga. Severus mu wybaczył. Nie zostanie wyrzucony w hańbie i wstydzie, nie umrze samotny i niekochany. Ta wiedza przeszyła go w serce jak miecz, ale z radością przyjął ostry ból. To było miłe uczucie.

- Sev – zdołał tylko powiedzieć, nim wpadł w jego ramiona, płacząc.

Cały smutek i udręka, które tłumił przez wiele dni, wylała się z niego i przywarł w jego szerokie ramiona, nie mogąc się powstrzymać.

Severus przyciągnął go do siebie, chłopak wciąż był lekki jak ptak, pomimo zdrowszych nawyków żywieniowych, i usiadł, przytulając Harry’ego do siebie. Zaczął kołysać nim lekko w przód i tył, jedną rękę wsuwając w ciemne włosy i szepcząc:

- Już w porządku, synu. Ciiii.

Płacz chłopca szarpał nim, a ból Harry’ego stał się przez krótką chwilę jego własnym bólem i poczuł, jak jego oczy zachodzą mgłą i kilka łez spłynęło po bladych policzkach, by zabłysnąć we włosach Harry’ego.

- Cicho, pisklaku – mruknął, zataczając małe kółka na plecach Harry’ego. – Wybaczam ci. Zawsze będziesz miał moje wybaczenie, dziecko. Zawsze. Pozwól poczuciu winy odejść, Harry, niech odchodzi.

Harry słyszał uspokajający głos Snape’a przez oczyszczające łzy i czuł trzymające go ręce mężczyzny, i wiedział wtedy, że drugi czarodziej kocha go czystą, bezwarunkową miłością, taką jak ojciec kocha syna. I pławił się w tym niezwykłym cieple, zmywając resztki poczucia winy łzami pełnymi skruchy, z twarzą wtuloną w znajomą, czarną szatę.

Płakał przez długi czas, a Severus trzymał go, nie zwracając uwagi na to, że sztywnieje przez to, że jego plecy były przyciśnięte do drzewa albo tego, że kolana bolały go, nieprzywykłe do ciężaru siedzącego na nim nastolatka. Jego syn, bo tak zaczął zupełnie nieświadomie myśleć o chłopcu, potrzebował go i tylko to się liczyło.

Stopniowo łkanie Harry’ego stawało się pociąganiem nosem, potem przeszło do dreszczy, a w końcu jego oddech stał się równy i zasnął, w końcu bezpieczny w ramionach swojego przybranego ojca i opiekuna.

Severus spojrzał na ciemną głowę, spoczywającą na jego ramieniu i pozwolił sobie na rzadki uśmiech. Harry miał jeszcze przed sobą długą drogę do wybaczenia sobie samemu, ale pozwolenie na pocieszenie było pierwszym krokiem w drodze do uzdrowienia.

Mistrz Eliksirów oparł się o jarzębinę, rzucił zaklęcie lekkości i przesunął Harry’ego wygodniej. Rytuał odnowy zadziałał lepiej niż się spodziewał, ale też czuł się wyczerpany i zmęczony, czując zamęt spowodowany własnymi emocjami, aż dziwił się, że nie płacze tak, jak Harry. Z drugiej strony tworzona przez lata dyscyplina zrobiła swoje i nie ronił łatwo łez.

Jakby dla zaprzeczenia tej myśli, coś mokrego spłynęło po jego policzku.

Severus skrzywił się, mocno przesunął dłonią po oczach i zamknął je. Znajdzie ukojenie we śnie.

Słońce przesunęło się po niebie i zaczęło opadać, podczas gdy Mistrz Eliksirów i jego podopieczny spali spokojnie pod jarzębiną, znużeni, ale ponownie cali.